Wydarzenia


Ekipa forum
Zaczarowany Sad
AutorWiadomość
Zaczarowany Sad [odnośnik]17.07.17 1:32
First topic message reminder :

Zaczarowany Sad

Zaczarowany Sad na przedmieściach Londynu to ogromny ogród, który dla przechodzących nieopodal mugoli wygląda jak odpychające wysypisko śmieci - w ten sposób chroniąc się przed ich obecnością. Dobro owoców kwitnących w sadzie jest ogólnodostępne - po jabłka może sięgnąć każdy - jest bowiem bezpańskie. Miejscem tym opiekują się skrzaty należące niegdyś do rodziny, której ostatni potomkowie już zmarli - mimo to oddane stworzonka nie porzuciły swoich obowiązków, pozostając wierne dobytkowi swoich panów. Tylko czarodzieje szukający dziury w całym zapytaliby, czy skrzaty o śmierci swoich panów w ogóle wiedzą.
W sezonie jabłonki uginają się pod ciężarem rumianych owoców i chętnie nawet same częstują przechodzących czarodziejów, wysuwając w ich stronę gałęzie. Pomiędzy pojedynczymi drzewkami wiją się malownicze dróżki, a zielona trawa jest tak delikatna, że można bez przeszkód poruszać się po niej boso. Kiedy słońce zrobi się dokuczliwe, skryć się można w cieniu drzew lub niedużej stodole, gdzie na paru rozstawionych w sianie stołach czarodzieje czasem organizują sobie atrakcje - wróżenie ze skórek, tłoczenie soku, rzeźbienie w jabłkach... Znajdują się tam również magiczne wiklinowe kosze, z którego możesz zabrać jeden owoc. Jeśli spróbujesz wziąć drugi - kiedy zanurzasz dłoń w koszu coś mocno gryzie cię w palce i musisz wycofać ramię.

Weź jabłko z kosza: rzuć kością k6, żeby dowiedzieć się, co otrzymałeś.

1: Jabłko Niezgody - ma złoty grawerowany podpis "dla najpiękniejszej".
2: Zatrute Jabłko - doskonałe na problemy ze snem, zapewnia długi, relaksacyjny odpoczynek, którego nie przerwie nawet najbardziej dokuczliwy hałas.
3: Jabłko Jeża - doskonały przysmak dla każdego mięsożernego zwierzęcia, ma lekki posmak schabowego.
4: Jabłko Odkrywcy - zrzucone na głowę ułatwia koncentrację i sprzyja nauce, to jeden z popularniejszych wspomagaczy wśród uczniów Hogwartu. Użyte w trakcie badań naukowych daje +1 do rzutu.
5: Kwaśne Jabłko - jest bardzo ciężkie. Powszechnie chwalone jako przycisk do papieru, ale masz nieodparte wrażenie, że najłatwiej byłoby nim kogoś po prostu stłuc.
6: Jabłko Adama - ma dziwną wypustkę, ale w smaku nie różni się od zwykłego. Mówią o nim, że jest skutecznym afrodyzjakiem.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]19.10.24 20:31
Nie potaknęła mu jeszcze raz, bo chyba nie było już takiej potrzeby. Powód spaceru padł już tyle razy, że nic innego nie wchodziło w grę. Mimo to kącik jej ust drgnął nieco, trochę na pograniczu między uśmiechem a grymasem. Wątpił w jej wiedzę aż tak? Myślał, że szłaby po coś w ciemno, nie będąc pewną czy w sadzie znajdzie to, czego chciała? Nie była głupia i durna. Wiedziała, co robi. Nie powiedziała na głos tych przemyśleń, odpuściła sobie, nie zatrzymując się i myślami przy tym.
Obserwowała przez krótką chwilę uśmiech zdobiący jego usta. Wiedziała dobrze, że był łasuchem, który słodkościom nigdy nie odmówi. Potrafiła piec i gotować, wpisywać się w jego gusta, ale długo nie robiła tego specjalnie. Przez miesiące, gdy robił wszystko by być z daleka od domu, po prostu nie próbowała na siłę. Dziś też nie zamierzała, naszedł ją jednak pomysł, więc nawet dla siebie czy Marcela chciała upiec szarlotkę. On nie musiał w tym być, chociaż wyglądał na przekonanego i chętnego na coś słodkiego. Może tak naprawdę zdziwiłaby się, jakby było inaczej?
Nie spieszyła się, kiedy ruszyli chodnikiem ku sadowi. Przed nimi był całkiem długi spacer, ale nie brzmiało to jak coś złego. Przynajmniej dla niej, bo on w sumie nie wiedział, jak daleko go zabierała. Zerknęła ku niemu, gdy zapowiedział, że wieczorem wpadnie do Marcela. Skinęła tylko głową, po części akceptując to, że wybierał się gdzieś, a po drugi, że przekaże ów zaproszenie na ciasto Sallow’owi.
- No nie wiem, może ktoś, kto nie lubi jabłek? – zastanowiła się na głos. Pewnie były takie osoby, nawet jeśli takowych nie znała osobiście. No i nie należał do nich sam Marcel, co pamiętała. Widziała, jak James zarzucił na ramiona kurtkę. Sama nie miała nic, ponad długim rękawem sukienki. Tolerowała zimno, przyzwyczajona do niskich temperatur, przynajmniej do momentu, póki chodników nie otulał śnieg.
- To ja robię ciasto, a wy wybieracie miejsce.- zdecydowała, posyłając mu lekki uśmiech. Niech wybierają takie dogodne, skoro będzie ich dwóch.- We dwóch wpadniecie na jakieś odpowiednie.- dodała zaraz. Wsunęła dłonie w kieszenie, które wszyte były w sukienkę. Trochę nie wiedząc co z nimi zrobić, gdy zrezygnowała całkowicie z zamknięcia palców na jego dłoni.
- Będą tam jabłka. To nie jest taki zwyczajny sad, pilnują go skrzaty i nie pozwolą wykraść za dużo owoców. Jabłka są dobrem wspólnym, więc coś na pewno będzie jeszcze.- wyjaśniła, akurat, kiedy zeszli już na dróżkę prowadzącą do samego sadu.
Rozejrzała się z zadowoleniem, widząc gałęzie uginające się pod ilością jabłek. To ją uspokoiło, bo słowa Jamesa zasiały minimalne zwątpienie. Parsknęła cicho, gdy zagwizdał z uznaniem.
- Spadłam.- rzuciła, gdy w pierwszej chwili nie przywiązała uwagi, jak to zabrzmiało. Zaraz jednak obejrzała się na niego.- Dosłownie spadłam. Kiedy w styczniu codziennie kursowałam między Doliną a Londynem. W powietrzu strącił mnie jakiś większy ptak i trochę poturbowało mnie. Wtedy też trafiłam na małżeństwo, które wybrało się tutaj na spacer. Spytałam, co to za miejsce i powiedzieli, co wiedzieli- ostrzegli ją wtedy również, by nie próbowała kraść z rozstawianych koszy, bo konsekwencje nie są przyjemne.
Obserwowała, jak wypruł w kierunku kosza z czerwonymi jabłkami. Zebrane wcześniej, ładnie dojrzały w takich temperaturach. Uśmiechnęła się do niego z rozbawieniem, gdy rozsądek i ostrożność nadgoniły odruch.
- Śmiało. To żadna pułapka, a kosze zostawione, by się poczęstować. Nie bierz tylko więcej, bo ponoć zaboli.- zapewniła i zaraz ostrzegła. Sama też podeszła bliżej i sięgnęła po czerwone, soczyste jabłko.- Zerwać więcej możemy z gałęzi i to ich potrzebujemy. Tylko z rozsądkiem.- wyjaśniła, bo wiedział, że potrzebowała ich trochę.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zaczarowany Sad - Page 7 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]19.10.24 20:31
The member 'Eve Doe' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]21.10.24 17:43
Przez dłuższą chwilę przyglądał się jabłku. Było takie czerwone i duże. Wyglądało też na soczyste i słodkie. Czy to w ogóle było możliwe? Wciąż trudu mu było w to uwierzyć. W takie owoce po tym wszystkim co się wydarzyło. Potarł je o koszulę, starając się, by z każda strony starł się ewentualny kurz i brud, może instynkt podpowiedział mu o zagrożeniu, choć wcale nie pomyślał o pyle i konsekwencjach sierpniowego zniszczenia komety. Pocierał je przez chwilę, aż nabrało połysku.
— Jak można nie lubić jabłek? — spytał i zaśmiał się, trochę z niegasnącym niedowierzaniem. Wgryzł się w jabłko, czując jak sok przecieka mu przez zęby i przysiadł przy koszu. Przez myśl przemknęło mu, że właściwie robotę mieli z głowy. Kosze były pełne jabłek, nie będą musieli zbierać z drzew. — Ale na śliwki to jest już chyba za późno, co? — spytał, spoglądając na dziewczynę. Przypomniał mu się smak powideł, którymi babcia smarowała pajdę suchego chleba. — To był świetny pomysł — przyznał, robiąc łapczywie kolejnego gryzą. Dopiero teraz, gdy patrzył na czerwone, lśniące jabłko, a w ustach zalegał sok zmieszany ze śliną, czuł jaki zrobił się przez ten spacer głodny. — Mówiłaś, że sadu pilnują skrzaty. Chowają się gdzieś? W liściach albo w krzakach? Na drzewach ich nie widzę — Uniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. — Ale widzę za to mnóstwo jabłek. Ciekawe, czy Marcello wie o tym miejscu — zastanowił się przez chwilę, obracając jabłko w palcach by ugryźć je z drugiej strony. A potem zastanowił się na chwilę, zerkając na nią. — Czemu kursowałaś między Londynem a Doliną? — Dopiero kiedy wypowiedział to głośno, uzmysłowił sobie, co sam robił w styczniu. Z Doliny do Londynu, z Londynu do Irlandii, a stamtąd tygodniami wracał do domu. Niespełna miesiąc wydawał mu się wtedy wiecznością. I miał wrażenie, że nie przeżyje tej zimy. — Odwiedzałaś Marcela? — spytał, zakładając, że to musiał być jedyny powód. Co innego miałaby tu robić, po co miałaby tu wracać? Thomas wrócił do domu prędko, a on nie planował. Ani wtedy ani nigdy. Przeżuł jabłko powoli, gdy zrobiło mu się wstyd. Zostawił ją. Zostawił Marcela, gdy go najbardziej potrzebował. Zostawił Thomasa, siostrę. Nie potrafił im spojrzeć w twarz. Wgryzł się raz jeszcze w jabłko, milcząc przez chwilę w krępującej zadumie. Nie był pewien, czy powinni do tego wracać. Czy oboje chcieli. Popatrzył na owoc w swojej dłoni, częściowo już ogryzek, który przez chwilę obracał, by znaleźć ostatni, większy fragment. Nie zwykł wyrzucać resztek, gdy był głodny potrafił zjeść wszystko prócz pestek i ogonka i tak też robił teraz, zmierzając zjeść calusieńkie. — Eve... — zaczął, żując powoli. — Przepraszam za tamto. Że musiałaś się martwić. To było... — Wzruszył ramionami i oderwał ogonek, kończąc swoje jabłko. Po chwili chciał sięgnąć po następne, ale jej ostrzeżenie go powstrzymało. — Możemy zerwać jabłka z drzewa, ale tych z kosza wziąć już nie? — upewnił się ostrożnie i spojrzał w górę. Wypluł pestki na ziemię i wstał, otrzepując spodnie, a ruszył wolnym krokiem między drzewami, patrząc na pnie. W końcu zatrzymał się. — Może tu spróbujmy. Będę rzucał, złapiesz? — spytał, obracając się do dziewczyny. Zbliżył się do pnia, a potem wziął głęboki wdech i podskoczył do góry, by złapać się najniżej gałęzi. Podciągnął nogi do góry i zarzucił te na tą samą gałąź, a potem podciągnął się wyżej i usiadł da niej, lekko ją gnąc. Sięgnął po jabłka rosnące wyżej, były czerwieńsze i większe niż te, które można było dosięgnąć z ziemi. — Uwaga! Leci! — Ostrzegł, upuszczając jabłko w dół.


| Rzucam na efekt...

k1 - jabłko spadło prosto Eve na głowę
k2 - jabłko wpadło prosto w dekolt, dzięki czemu nie obiło się ani trochę
k3 - jabłko spadło na ziemię i trochę się obtłukło



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]21.10.24 17:43
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]28.10.24 23:42
Wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się delikatnie w reakcji na jego śmiech. Lubiła jego brzmienie, miało w sobie to coś, że chciało się słuchać więcej i częściej.
- Nie wiem, ale różne są gusta i dziwni ludzie na świecie.- odparła, bo nie wątpiła, że są osoby, które za jabłkami lub innymi smacznymi rzeczami po prostu nie przepadali. Im jednak nie groziło wybrzydzanie, gdy oboje zasmakowali głodu i biedy, a nawet żyli w tym nadal. W takiej sytuacji wszystko było smaczne i lubiane, bo żołądek trzeba było czymś zapchać, więc lepiej było przepadać za wszystkim.
Zerknęła na niego i zastanowiła się chwilę.
- Za późno, jakiś miesiąc.- przytaknęła mu. Tak jej się wydawało, ale pewności nie miała takiej, jak w przypadku jabłek.- Myślisz o powidłach, co? – spytała, pamiętając, jak zajadał się przetworami swojej babci. Pewne wspomnienia z przeszłości zostały z nią, trochę przypadkowo, a może podświadomie szukała takich beztroskich chwil.- Jeżeli zdobędziesz skądś śliwki, to mogę spróbować zrobić ci powidła. Pewnie nie będą tak wyjątkowe, jak te twojej babci, ale może będą też dobre.- zapowiedziała, zostawiając jednak to w jego gestii czy będzie szukał.
Uśmiechnęła się raz jeszcze, gdy przyznał, że nie przestrzeliła się z pomysłem, żeby tu przyjść. Miło było usłyszeć, że zrobiła coś dobrze i nie czuł straty czasu, przebywając z nią.
- Cieszę się.- odparła, obracając w palcach jabłko, które sama wyciągnęła z kosza. Rozejrzała się powoli, kiedy wspomniał o skrzatach. Zastanawiała się nad tym chwilę.
- Nie wiem, gdzie są, ale ponoć są.- wodziła wzrokiem po otoczeniu.- Ale w Hogwarcie też ciężko było je zobaczyć, chyba że pałętało się po kuchni.- dodała i prychnęła pod nosem, bo oboje to przechodzili. Nocne wypady do kuchni, ryzykując szlabanem, były warte nadstawiania karku.- Powinien, chociaż o tym słyszeć.- przyznała, kiedy wspomniał o Marcelu, ale pewności nie miała żadnej.- Wpadnijcie tu któregoś dnia, póki jeszcze są jabłka to możecie Mocarza zrobić z jabłek. Będzie akurat na sylwestra.- dodała zaraz, kojarząc, że w taborze robiono bimber właśnie z tych owoców.
Wgryzła się w jabłko, przekrzywiając zaraz głowę, kiedy na języku poczuła smak, jakiego się nie spodziewała. To nie było słodkie jabłko. Gapiła się przez chwilę na trzymany owoc. Zamrugała, orientując się, że James pytał ją o coś. Uniosła na niego wzrok. Myślała, że wiedział, ale najwyraźniej pomyliła się.
- Szukałam Cię, nie wiedziałam, co się z tobą stało. Thomas wrócił do domu i nabierał wody w usta, jak pytałam o ciebie. Dlatego zaczęłam kursować między Londynem, a Doliną, by nie zostawiać twojej siostry samej, ale też chciałam znaleźć ciebie. Nie miałam pojęcia, gdzie cię szukać, ale miała nadzieję, że wrócisz do mieszkania w dokach i wyszło na to, że nie pomyliłam się.- odparła, spuszczając wzrok na trzymany owoc. W końcu go znalazła i myślała, że będzie już dobrze. O swojej naiwności dowiedziała się z czasem.
Ugryzła raz jeszcze, ale smak schabowego wcale nie był słabszy. Dziwne.
Wyciągnęła dłoń z jabłkiem w jego stronę.- Spróbuj.- rzuciła z uśmieszkiem, bo tego spodziewać się też nie mógł. Spoglądała na niego, gdy milczał, ale nawet nie próbowała odgadywać, co kłębiło się w jego myślach. Ostatnie o czym by pomyślała to to, że było mu wstyd i że czuł się skrępowany.
Obserwowała go uważnie, gdy przeprosił za tamto. Nie wiedziała, co mu powiedzieć, co przyznać, a czemu zaprzeczyć. Wtedy się o niego martwiła, kochała go i przejmowała się wieloma rzeczami. Czas i sam James pokazał, że nie powinna aż tak. Nie czuła już tego, co w chwili, gdy zderzyła się z rzeczywistością; poczucia porażki. To wszystko było już za nią, pozostawione w przeszłości, której nie dało się zmienić.
Pokiwała powoli głową, przyjmując te przeprosiny, bo tyle mogła zrobić dla siebie i dla niego.- Wiem i nie przejmuj się już tym, Jimmy. To był fatalny czas, ale minął.- odparła, chociaż nie była tego taka pewna. Czy naprawdę minął, czy próbowała sobie to wmówić.- Martwienie się o ciebie wychodzi mi naturalnie, ale tak to chyba jest, gdy ci na kimś zależy. Kiedy się o kogoś troszczysz i w ogóle.- dodała i lekko wzruszyła ramionami. Tak było i nic z tym nie mogła zrobić, mogła wątpić w siebie, w emocje i uczucia, ale nie pozbywała się tego. Nie przestawała czuć, bo chciała. Robił to za nią czas, gdy tkwiła w martwym punkcie, kochając go, ale nie czując się ani trochę kochaną i chcianą.
Powiodła wzrokiem między koszem, Jamesem i drzewem, by zaraz wrócić uwagą do chłopaka.
- Właśnie tak.- potwierdziła mu, jakoś wierząc w tę wersję, że z kosza nie można było brać więcej.
Pokiwała głową, kiedy zaproponował, aby spróbowali na tym drzewie.- Złapię.- odparła pewnie, bo nigdy nie narzekała na refleks. Poczekała, aż wszedł dość wysoko, by dostać się do tych lepszych.- Rzucaj.- potwierdziła i prawie wyciągnęła już ręce w górę, gdy dźwięk trzaskających gałązek w dole, przyciągnął spojrzenie. Niestety jabłko, nie poczekało na nią. Podniosła głowę w idealnym momencie, by dostać jabłkiem w nos i oczodół. Syknęła z bólu, jedną dłoń dokładając do twarzy, a drugą opierając o drzewko.
- Ale weź, nie próbuj mnie zabić.- burknęła, zanim zaczęła się śmiać trochę z bólu, a trochę z samej sytuacji. Oparła się czołem o przedramię, które wsparła na drzewie. Ramiona drżały z nerwowego śmiechu, zanim odchyliła się, by spojrzeć w górę na Jamesa.
- Jeżeli będę miała przez ciebie limo pod okiem, to inaczej pogadamy! – krzyknęła na tyle, by ją usłyszał, ale jednak by nikt obcy nie zainteresował się ich dwójką.- Poskarżę się, że mnie bijesz.- dodała z udawaną powagą, pocierając dłonią bolące miejsce. Miała wielką szansę na siniaka i to takiego soczystego.
Cofnęła się o krok, by trochę lepiej wymierzyć i tym razem złapać owoc.
- Rzucaj jeszcze raz! – nie mogło jej ponownie pójść tak samo źle.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zaczarowany Sad - Page 7 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]31.10.24 17:37
Lubił jabłka, ale nie tylko je, bo większość owoców traktował jak rarytasy, na które rzadko mogli sobie pozwolić. Nie mieli ich nigdy zbyt wiele, najczęściej kradli je z bratem z cudzych sadów, a jeśli ktoś kupił na targu większą ilość czuli się jakby szykowało się święto pełne słodkich deserów i smakołyków. W lesie zbierał jagody, poziomki, czasem kradł z pól truskawki a ogrodów pożyczki. Dla dzieci, które żywiły się głównie chlebem to było coś wyjątkowego, wiedział, że czuła to samo. Przytaknął gdy wspomniała o powidłach. Nie był zawiedziony, ale wspomnienie zaatakowało go nagle, wywołując w nim dziwną nostalgię.
— Okej, załatwię — odpowiedział od razu, nie zastanawiając się jeszcze skąd i jak je zdobędzie. Ona też nie musiała się tym martwić. — Będą inne po prostu — wzruszył ramionami i uśmiechnął się obiecująco. — Napewno dobre — co do tego nie miał wątpliwości. gdy wspomniała o mocarzu zastanowił się przez chwilę. — Nie wiem, czy ogarniemy tyle cukru. I alkoholu. — Owoce to nie wszystko. Przygryzł policzek od środka zastanawiając się, czy Marcel był w stanie podwędzić coś z areny, ale potem uznał, że nie mógł to być dobry pomysł. Musieli iść gdzieś indziej. — Dam mu znać. Masz jakieś plany na sylwestra? — spytał, zerkając na nią. Trudno mu było sobie wyobrazić imprezę w mieszkaniu, które mieli, ale ostatecznie i to brzmiało nieźle. Było tam ciepło, przytulnie — tylko miejsca na tańce brakowało. — Myślisz, że w Londynie coś się odbędzie? Nawet jeśli to pewnie nas i tak nie wpuszczą. — Nie myślał nawet o elitach, ale po stolicy spodziewał się wzmożonych patroli i wielu funkcjonariuszy, którzy nie będą dla nich zbyt łaskawi. Zmarszczył brwi, rozglądając się wkoło. Na ulicach czuł się swobodniej, wiedząc, że ewentualny patrol zobaczy czy usłyszy. Mógł się ukryć, uciec — a tu? Czy jeśli wezmą zbyt dużo jabłek, będą mieli szansę jakoś się z tego wytłumaczyć? Czy w ogóle byli obserwowani, czy kraty zajęte były sobą? Powrócił wzrokiem do Eve.
— Nie prosiłem go o to — wyjaśnił smętnie, łapiąc jej spojrzenie na chwilę. Nie prosił Thomasa, by kłamał, by ją oszukiwał. Niem miał nawet o tym pojęcia. Jego też wtedy zostawił, po prostu opuścił mieszkanie w Irlandii, biorąc ze sobą płaszcz profesora. Ukradł go. Nie był pewien, o czym myślał, nie chciał też się nad tym teraz głowic To był czas, do którego nie zamierzał wracać wspomnieniami. A potem spojrzał znów przed siebie, zaciskając usta, by powstrzymać ziewanie, które go dopadło niespodziewanie — chociaż niedawno wstał, sądził nawet, że się wyspał. SIęgnął po jabłko, które mu podała.
— Czemu? — spytał, patrząc na nią podejrzliwie. Jabłko to jabłko, jedno już zjadł, czy mogło smakować inaczej? — Próbujesz mnie wpakować na skrzaty? Chcesz żeby mnie wyniosły stąd na miniaturowych widłach? — Zażartował, zaraz potem odgryzając kawałek jabłka. Był zaskoczony jego smakiem na tyle, że uniósł na nią zdziwione spojrzenie. — To tak na serio? Smakuje jak... Kotlet — dodał w końcu, marszcząc brwi. Nie to, że mu nie smakowało. Właściwie było bardzo dobre, lubił kotlety, a jednak nie tego się spodziewał po jabłku i sam nie wiedział co ma o tym myśleć. Ugryzł raz jeszcze zanim jej oddał i wspiął się na drzewo. Przeprowadzili już podobną rozmowę. O uczuciach, o ważnych ludziach, o martwieniu się o siebie. Przytaknął jej cicho, zajmując się wynajdowaniem jabłek, które zaczął jej zrzucać z drzewa. Nie spodziewał się, że jabłko spadnie jej na głowę. Wychylił się z góry, by na nią spojrzeć i parsknął cicho śmiechem.
— Mówiłaś, że złapiesz — wypomniał jej, szczerząc się z góry. — Jak będziesz miała limo to domalujesz sobie drugie i będziesz zwalać na kiepskie malowidła, czy co tam używacie by się robić na bóstwo.— Szeroki uśmiech błąkał mu się po twarzy, jabłko było małe, nie było ciężkie, a od uderzenia nie powinna mieć nawet guza. — Od kiedy jesteś taka delikatna? — prychnął, unosząc brew. To było tylko jabłko, które prędzej zbrązowieje od tego zderzenia niż pozostawi po sobie choć odrobinę bólu. Spoważniał dopiero po chwili, gdy zagroziła mu oskarżeniami. Żartowała, wiedział to, ale nie potrafił się z tego śmiać. I nie sądził, że mogła przytaczać takie żarty, nawet jeśli były tylko żartami. Nie potrafił tego skomentować, ani odpowiedzieć jej tym samym, więc wrócił do zbierania jabłek bez słowa, starając się ukryć, że go to ubodło. Jego ojciec znęcał się nad matką. Ich też bił. Słabo to pamiętał, nie był pewien, czy to były nawet wspomnienia, czy tylko sny, ale zbyt często Thomas mu powtarzał, że jest taki jak on. Ona też zastanawiała się kiedy jego złość odbije się na niej. Kiedy ją uderzy. Nie był zły od bardzo dawna.
— To łap, tylko teraz dobrze — ostrzegł ją , ale tym razem nie puścił jabłka byle jak. Nachylił się nad gałęzią i sięgnął ręką w jej kierunku, puszczając je dopiero wtedy, kiedy wyciągnęła po nie dłonie.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]19.11.24 22:58
Wspomnienia domu, rodziny i wszystkiego, co zniknęło w płomieniach, budziło mieszankę emocji. Radość i smutek, zalewało delikatnym ciepłem, którego brakowało w obecnej codzienności. Napomknięcie o powidłach, było tego namiastką. Pozwalało przypomnieć sobie beztroskie momenty, parę lat młodszego Jamesa i wozy rozstawione na uboczu.
Kiedy zapowiedział, że spróbuje załatwić śliwki, mimowolnie uśmiechnęła się lekko. Nie wiedziała, co z tego wyjdzie i z jego strony i ze swojej. Chciała jednak zrobić coś, co będzie mu smakować, co chociaż muśnie te, które robiła babcia Doe. Co przypomni mu lepsze, szczeniackie czasy. Przywróci czas o domu, tym z taborem, tym lepszym.
Słuchała, gdy zwątpił, czy zdobędą dość cukru i alkoholu i skinęła tylko głową. Nie znała się na tym, poza jakąś zdawkową wiedzą, nie wnikała w cały proces tworzenia. Zostawiała to w gestii mężczyzn, zarówno w taborze, jak i teraz Jimowi oraz Marcelowi. W końcu to oni zapewniali alkohol na wszystkich imprezach, które odbywały się w ostatnim czasie.
- Nie wiem, chyba takie, jak i ty? – odparła i spojrzała na niego pytająco.- Masz jakieś? Trochę jeszcze czasu do Sylwestra i Święta jeszcze po drodze, ale masz pomysł, gdzie spędzimy? – spytała, trochę zdając się na niego, a trochę zwyczajnie jeszcze o tym nie myślała. Wcześniej wydawało jej się, że jeszcze dużo czasu, a teraz nagle nastał listopad.- W mieszkaniu nie damy rady, a i mieszkańcy kamienicy mogą być mało zachwyceni z bandy pijanych młodych ludzi.- dodała, bo wiedziała już, jak wszystkim puszczają hamulce po Mocarzu.
- Nie powinniśmy bawić w Londynie, nikt nas tu nie będzie chciał na zabawie Sylwestrowej. Poza tym to niepotrzebne ryzyko i możecie jeszcze przypadkiem wpakować się w kłopoty z magiczną policją. Skończmy ten rok bezstresowo, co? – ostatnie słowa padły wręcz prosząco. Chciała, by oni i ich przyjaciele byli bezpieczni podczas zabawy, a nie musieli oglądać się za siebie. Chłopakom pewnie szybko stanie się wszystko jedno, ale dziewczyny będą się przejmować.
Spojrzała na niego uważniej, kiedy przyznał, że nie prosił Thomasa o okłamywanie jej.
- To dobrze.- stwierdziła jedynie, ale nie była pewna, ile to zmieniało i czy cokolwiek. To wszystko już było, wydarzyło się i zdawało się zbyt dawno temu, by teraz mocniej się nad tym pochylać. Nie czuła żalu, pretensji i w sumie niewiele emocji już lokowała w tamtych wydarzeniach. Podjęła wtedy decyzje, szukała go, bo chciała mieć pewność, że żyje i wiedziała, że jeśli zostałaby z Tomem w domu, udusiłaby go w rozmowie, może we śnie. W złości i w bezsilności. W perspektywie czasu, nic z tego nie miało znaczenia, więc wypadało zagrzebać to w przykrych wspomnieniach i nie myśleć więcej.
Uśmiechnęła się zaczepnie, kiedy wyraźnie stał się podejrzliwy względem podanego jabłka.
- Nie miej mnie za taką, nie pozwoliłabym wynieść cię na mini widłach, nawet jeśli musiałby to być świetny widok.- parsknęła, rozbawiona tą wizją. Jak abstrakcyjnie musiałoby to wyglądać.- Pewnie popłakałabym się ze śmiechu, ale może uwierzyłyby mi, że to łzy rozpaczy.- dodała i pokazała mu język. Patrzyła z niegasnącym rozbawieniem, jak wgryzał się w jabłko i kiedy pojawił się pierwszy szok.
- Też mnie to zdziwiło, ale dobrze wiedzieć, że tak faktycznie jest, a nie że coś mi się uroiło.- prychnęła, obserwowała, jak wgryzł się jeszcze raz, zanim oddał jej owoc. Zjadła do końca, wyrzucając ogonek i kawałek ogryzka.
Spoglądała, jak wchodził na drzewo i zaczął szukać odpowiednich jabłek.
Zawtórowała mu śmiechem, chociaż bardziej nerwowym, gdy jabłko uderzyło ją w nos. Oparta o drzewo, czuła lekki ból, może wzmocniony zaskoczeniem. Czas miał pokazać, czy siniak pojawi się na skórze, ale miała nadzieję, że nie.
Uniosła na niego spojrzenie, parskając krótko.
- Planowałam, uwierz mi.- miękki śmiech zabrzmiał cicho, by nie rozniósł się po okolicy.- Żeś wymyślił, co ja bym zrobiła bez twoich pomysłów.- dodała, nabijając się dalej, kiedy lekki ból przestał być jakkolwiek odczuwalny. Dorysowanie sobie drugiego limo to nie był najlepszy pomysł, mogło to wyglądać naprawdę niedobrze. Żyła jednak nadzieją, że do tego nie dojdzie. Uniosła dłoń, rozcierając miejsce, gdzie spadł owoc i zerkając na chłopaka.
- Nie jestem delikatna, ale mnie zaskoczyło.- rzuciła, ale pewnie to wiedział. Większość dzieciństwa była posiniaczona, gdy ciągle gdzieś się potykała albo spadała, czasami z drzewa, czasami z końskiego grzbietu. Siniaki na jej skórze nie zaskakiwały nikogo, a jedynie budziły niezadowolenie rodziców, że nie uważała.
Uniosła głowę, spoglądając na niego, kiedy nagle spoważniał i nie powiedział nic więcej. Chwila niezrozumienia zawisła w powietrzu, ale minęła szybko, gdy zrozumiała, co właśnie powiedziała. Rozchyliła usta, chcąc coś wydusić z siebie, ale zaraz zaciskając usta w wąską linię.- Kretynka.- szepnęła pod nosem, spuszczając na chwilę wzrok na ziemię.- Durna kretynka.- dodała, karcąco względem samej siebie. Zadarła głowę, gdy zapowiedział, że kolejne jabłko poleci w dół. Tym razem złapała, chociaż też było blisko, by wyślizgnęło się i uderzyło w nią. Westchnęła z niezadowoleniem i przewróciła oczami. Nie szło jej to dziś.
Zdjęła torbę, którą miała przełożoną przez ramię, zabraną specjalnie na jabłka i położyła ją na ziemi, wcześniej chowając te dwa jabłka.
Spojrzała na najniższe gałęzie, wspięła się na jedną z nich. Podciągnięcie się, okazało się bardziej wymagające niż za dzieciaka, może dlatego, że wtedy podsadzał ją ktoś, a dziś zrobił to tylko upór, by wleźć do góry. W sukience nie było to wcale takie łatwe ani kiedyś, ani teraz. Mimo to wdrapała się wyżej, aż dotarła do Jima. Stanęła na innej gałęzi niż on, by nie ryzykować, że ta pęknie pod nimi.- Rzucaj jabłka na ziemię, nic się nie stanie, jak będą lekko obite. Mi dziś łapanie nie idzie.- wyjaśniła, dlaczego znalazła się tu. To była tylko część prawdy i powodów. Złapała jedno z jabłek, które było najbliżej i nadawało się do zebrania. Wychyliła się nieco i puściła je, spadło na ziemię tuż koło torby. Pozbierają je, gdy już zbiorą wystarczająco. Wzięła jeszcze dwa, zanim spojrzała na niego i odetchnęła cicho.
- Przepraszam, Jimmy. Palnęłam straszną głupotę, zanim pomyślałam.- powiedziała, nie kryjąc niezadowolenia z samej siebie.- To było idiotyczne i nie na miejscu.- dodała markotnie, bo nie powinna tak gadać. Znała go, znała jego historię i wszystko, co kiedyś powiedział jej o swoim ojcu, który tłukł jego matkę i jego samego.- Wiem, że byś tego nie zrobił. Nie jesteś taki, jesteś o wiele lepszym człowiekiem. Tyle razy testowałam twoją cierpliwość i udowadniałeś, że nie podniósłbyś na mnie ręki.- dopowiedziała, zrywając jabłko koło niego.- Obawiałam się tego kiedyś, ale teraz wiem, że niepotrzebnie. Nie jesteś taki i powinnam wierzyć w ciebie. Teraz wierzę.- oparła dłoń na jego torsie i posłała mu delikatny uśmiech.- Przepraszam. Wybaczysz?- spytała odrobinę nieśmiało, ale z wyraźną skruchą.
Upuściła następne jabłko, zerkając w dół. Było ich już trochę na ziemi.
- Idziemy na inne drzewo? – spytała, chociaż chciała jeszcze zebrać parę.- Kilka sztuk i możemy wracać do domu albo przejść się jeszcze gdzieś.- dodała z lekkim uśmiechem.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Zaczarowany Sad - Page 7 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Zaczarowany Sad
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach