Wydarzenia


Ekipa forum
Zaczarowany Sad
AutorWiadomość
Zaczarowany Sad [odnośnik]17.07.17 1:32
First topic message reminder :

Zaczarowany Sad

Zaczarowany Sad na przedmieściach Londynu to ogromny ogród, który dla przechodzących nieopodal mugoli wygląda jak odpychające wysypisko śmieci - w ten sposób chroniąc się przed ich obecnością. Dobro owoców kwitnących w sadzie jest ogólnodostępne - po jabłka może sięgnąć każdy - jest bowiem bezpańskie. Miejscem tym opiekują się skrzaty należące niegdyś do rodziny, której ostatni potomkowie już zmarli - mimo to oddane stworzonka nie porzuciły swoich obowiązków, pozostając wierne dobytkowi swoich panów. Tylko czarodzieje szukający dziury w całym zapytaliby, czy skrzaty o śmierci swoich panów w ogóle wiedzą.
W sezonie jabłonki uginają się pod ciężarem rumianych owoców i chętnie nawet same częstują przechodzących czarodziejów, wysuwając w ich stronę gałęzie. Pomiędzy pojedynczymi drzewkami wiją się malownicze dróżki, a zielona trawa jest tak delikatna, że można bez przeszkód poruszać się po niej boso. Kiedy słońce zrobi się dokuczliwe, skryć się można w cieniu drzew lub niedużej stodole, gdzie na paru rozstawionych w sianie stołach czarodzieje czasem organizują sobie atrakcje - wróżenie ze skórek, tłoczenie soku, rzeźbienie w jabłkach... Znajdują się tam również magiczne wiklinowe kosze, z którego możesz zabrać jeden owoc. Jeśli spróbujesz wziąć drugi - kiedy zanurzasz dłoń w koszu coś mocno gryzie cię w palce i musisz wycofać ramię.

Weź jabłko z kosza: rzuć kością k6, żeby dowiedzieć się, co otrzymałeś.

1: Jabłko Niezgody - ma złoty grawerowany podpis "dla najpiękniejszej".
2: Zatrute Jabłko - doskonałe na problemy ze snem, zapewnia długi, relaksacyjny odpoczynek, którego nie przerwie nawet najbardziej dokuczliwy hałas.
3: Jabłko Jeża - doskonały przysmak dla każdego mięsożernego zwierzęcia, ma lekki posmak schabowego.
4: Jabłko Odkrywcy - zrzucone na głowę ułatwia koncentrację i sprzyja nauce, to jeden z popularniejszych wspomagaczy wśród uczniów Hogwartu. Użyte w trakcie badań naukowych daje +1 do rzutu.
5: Kwaśne Jabłko - jest bardzo ciężkie. Powszechnie chwalone jako przycisk do papieru, ale masz nieodparte wrażenie, że najłatwiej byłoby nim kogoś po prostu stłuc.
6: Jabłko Adama - ma dziwną wypustkę, ale w smaku nie różni się od zwykłego. Mówią o nim, że jest skutecznym afrodyzjakiem.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]25.08.20 21:07
Sposób przybycia Drew - pod postacią rozpędzonej czarnej mgły, która przy zetknięciu z ziemią nabrała ludzkiej materii - wzbudził w Elvirze chwilowe, acz niezwykle intensywne uczucie niepokoju. Powodem nie była nieznana magia, kusząca w swej spektakularności. Raczej błysk niejasnego przeczucia, bezwiedne napięcie ramion, powiększone źrenice, przykurczone kolana, jakby miała zerwać się na nogi, jakby miała wstać, uskoczyć, uchylić się.
Wrażenie jednak rozpłynęło się równie szybko, co pojawiło. Gdy stanął nad nią doskonale znany mężczyzna - z uśmieszkiem na ustach, a jakże - Elvira była na powrót rozluźniona, zrelaksowana, niemalże frywolna. Nie zamierzała się dłużej bać. Nie chciała. Choć wiedziała, że Drew z wysokim prawdopodobieństwem byłby w stanie pokonać ją jednym machnięciem różdżki, znany diabeł był lepszy od nieznanego. Spotkali się kilka razy w warunkach pokoju, byli po tej samej stronie, mogła sobie pozwolić na cząstkę ufności. Poza tym, strach osłabiał - okazywany zbyt otwarcie sygnalizował drapieżcom łatwy łup. Była kobietą, uzdrowicielką, niezamężną starą panną o twarzy nastolatki - bardziej niż inne nie mogła sobie pozwolić na łatkę ofiary.
Zaoferowanie Drew jabłka było po części wyciągnięciem ręki i akcentem koleżeństwa, a po części potrzebą narzucenia pierwszyzny. Choć to on miał być jej nauczycielem, to on posiadał wiedzę, której pragnęła, zaproszenie wypłynęło z jej strony i to ona gościła. Nawet jeżeli nie miała ze sobą nic więcej ponad rozrzucone w koszach jabłka, płaszcz robiący za koc i butelkę Skrzaciego Wina schowaną wciąż w torebce. Lekkie i słodkie, ale przecież nie przyszła się tutaj upić, tylko nauczyć czegoś cennego. Zakładała po prostu, że na spotkanie nie wypada przyjść z niczym. W każdym razie nie na takie spotkanie. Nie wiedziała, nigdy dotąd nie prosiła o prywatną pomoc. A już na pewno nie umiała organizować pikników.
Przesunęła się nieco, by zrobić więcej miejsca - wyjątkowy gest z jej strony, zazwyczaj nie pozwalała nikomu dotykać, a już na pewno nie siadać na swoim płaszczu - lecz słowa Drew wybiły ją z tropu i sprawiły, że zesztywniała.
- O co ci chodzi? Nie widzę tu nic romantycznego - odparła szybko, suchym tonem, czując jak dłonie pokrywają jej się cienką warstwą potu. Chyba nie pomyślał, że nauka czarnej magii to przykrywka dla flirtu? Elvira Multon nie flirtowała. Nigdy. A już na pewno nie z mężczyzną.
Potrzebowała chwili i jednego dokładniejszego spojrzenia na jabłko, które mu ofiarowała, by zrozumieć, w czym rzecz. W swoim entuzjazmie, by rozpocząć spotkanie z pewnością siebie, zapomniała o tym, że sad jest zaczarowany, a co za tym idzie - jego owoce również. Odwróciła na moment głowę, by Drew nie mógł zobaczyć jak jej policzki pokrywają się różem. Nie z powodu zawstydzenia, lecz złości na samą siebie, że pozwoliła sobie na frywolność i nie przyjrzała dokładniej temu, co robi.
- Nie schlebiaj sobie - dodała niemalże obrażonym tonem, a kiedy się znów odwróciła, jej twarz była na powrót blada, a nos zmarszczony frustracją. Przed oczami dostrzegła kolejne jabłko. Tym razem dokładnie je obejrzała nim zdecydowała się po nie sięgnąć. - Siadaj już. I zatrzymaj sobie tamto jabłko na pamiątkę, piękna.
Żeby jakoś zerwać tę niezręczną atmosferę i wymazać własną wpadkę, Elvira przyjrzała się owocu (poza niewielką wypustką nie sprawiającą wrażenia abnormalności, niczym się nie wyróżniał i - na szczęście - nie posiadał żadnego kompromitującego napisu), a następnie z pewnością graniczącą z arogancją uniosła go do ust i ugryzła maleńki kawałek, gotowa wypluć, gdyby okazał się niedobry. Jabłko jednak smakowało zupełnie normalnie, było nawet smaczniejsze od tych, do których Elvira była przyzwyczajona na bazarku na ulicy Pokątnej. Oczywiście, tym sadem zajmowały się skrzaty, musiało być doskonałe. Bardzo lubiła jabłka. Czasami dostawali je na oddziale. W Boreham również rosły jabłonie.
Och tak, jabłka były słodkie, soczyste i apetyczne.
Jednak ani w połowie tak apetyczne jak Drew i jego szerokie, męskie ramiona, głębokie oczy i drapieżny zarost.
Źrenice Elviry rozszerzyły się tak, że niemal nie dało się dostrzec jasnej tęczówki, jej policzki zapłonęły czerwienią, a usta wydały wilgotne i napęczniałe, gdy prowokującym gestem wsunęła do nich palec, by zlizać z niego słodki sok.
Jabłko wypadło jej z dłoni i poturlało się w stronę kosza. Dłonią sięgnęła za siebie i jakby znikąd wyczarowała nieotwartą butelkę wina.
- Napijemy się? - zapytała głosem zupełnie do siebie niepodobnym, niskim i ochrypłym. - Napij się ze mną - dodała bardziej jak prośbę - Wino smakuje najlepiej, gdy spija się je z czyichś ust - uśmiechnęła się drapieżnie, mrużąc chorobliwie błyszczące oczy.





you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]15.09.20 20:13
Gdyby opowiedziała mu o obudzonym na skutek mgły uczuciu niepokoju wcale nie potraktowałby tego jako przejaw słabości. Doskonale pamiętał jak sam pierwszy raz miał okazję ujrzeć kłąb czarnego dymu, który z ogromną szybkością wzbił się ku górze i pozostawił go samego na środku cmentarza z setką nasuwających się pytań. Wtem pierwszy raz poczuł swego rodzaju zazdrość, a w głowie zrodziło się pragnienie poznania równie mrocznego rodzaju magii, która dla wielu była nieosiągalna. Właśnie ta chęć, ta wewnętrzna próba wzniesienia się ponad własne możliwości nakłoniła go do pozostania w Londynie i wysłuchania nieznającej sprzeciwu prośby Ramseya.
Wówczas był zupełnie w innym miejscu, kierował się kompletnie odmiennymi priorytetami, a jego lewe przedramię zdobił symbol dozgonnej lojalności Czarnemu Panu. Czuł, że hart ducha i niebywała motywacja Elviry zaprowadzi ją słuszną drogą i w niedalekiej przyszłości dziewczynka z portu będzie godna nowych, znacznie dumniej brzmiących tytułów. Mógł wiele mówić, wprowadzać ją w świat Rycerzy Walpurgii i pomagać w niezwykle istotnym treningu, lecz najlepszym dowodem była potęga, jakiej wkrótce miała doświadczyć. Wszystko zależało już tylko od niej i jej wyborów, ambicji, przydatności w ugrupowaniu oraz zaangażowania – od tej chwili musiała radzić sobie sama.
Nie atakował czarodziejów bez konkretnego powodu, a już w szczególności nie tych, którzy dbali o ład i porządek w Londynie. Wyjątkiem były treningi, kiedy towarzysz musiał być gotowy na zaklęcie mogące powalić go na ziemię tudzież na tyle zamieszać w głowie, iż ciężko było przez najbliższy czas uporządkować myśli. Nawet gdyby wyjątkowo zagrała mu na nerwach to posłużyłby się czarem nie tyle co dotkliwym, ale podłym i upokarzającym – czyż nie cudowną wizją było spędzenie wieczoru jako spetryfikowane truchło?
Rozsiadł się tuż obok dziewczyny nie czekając na zaproszenie tudzież zgodę. -Jak zwykle pogodna, radosna i skora do żartów- zaśmiał się pod nosem na jej komentarz, który właściwie od razu uciął możliwość kontynuacji irytujących – rzecz jasna dla dziewczyny – insynuacji. Odkąd ją poznał zrozumiał, że nie lubiła bawić się w owijanie w bawełnę i bez większych skrupułów przechodziła do konkretów, co wyjątkowo sobie cenił. Cóż ciekawego było w nadmiernym przeciąganiu i marnowaniu czasu? Nie mógł sobie jednak oszczędzić kpiącego komentarza, bowiem napis był wyjątkowo zabawny nawet jeśli odnosił się do płci pięknej. Kto wie może celowo wybrała go wcześniej, aby po cichu wyjawić krępujące myśli?
-Ty mi schlebiasz kwiatuszku- zaśmiał się pod nosem nie rezygnując z uszczypliwości, po czym wyciągnął przed siebie nogi i ugryzł jabłko – dosłownej niezgody. Moment ciszy wykorzystał na wysunięcie piersiówki, z której upił kilka głębszych łyków i finalnie wyciągnął naczynie w kierunku Elviry. Może ognista nieco poprawi jej nastrój i rozluźni sztywną atmosferę? Kiedy jednak obrócił głowę i na nią spojrzał dostrzegł dość nietypowy wzrok – wlepiony w niego jak w obrazek – a także prowokujący gest. W co ona grała?
-Dobrze się czujesz?- spytał zaraz po tym jak wręcz błagającym tonem poprosiła go o wspólne opróżnienie butelki. Ponadto jej twarz w żaden sposób nie przypominała chłodnej, bladej Multon, którą ciężko było zachęcić do rozmowy „o niczym”. -Z ust powiadasz?- uniósł nieznacznie brew, a kącik jego ust powędrował ku górze. -Zaprezentujesz mi jak to się robi?- dodał próbując brzmieć poważnie, bowiem przeczuwał, że musiała na nią zadziałać jakaś magia – w końcu znajdowali się w zaczarowanym sadzie.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]15.09.20 21:58
Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nigdy dotąd nie doświadczała tak intensywnych, destrukcyjnych, pożądliwych pragnień. Zwykle potrafiła się kontrolować w stopniu, który chronił ją przed narażeniem na trudne do przewidzenia skutki impulsywności, dziś jednak żądza nie była już drażniącym płomykiem pod płachtą świadomości, lecz prawdziwą pożogą, piekłem - zadawała jej cierpienia, wbijała się cierniem w cierpliwość, rozbiła w popiół jakiekolwiek okruchy samokontroli.
Nic nie wydawało się już Elvirze interesujące. Ani czarna magia, dla której tu przecież przyszła, z zamiarem rozwijania własnych umiejętności, samodoskonalenia - tego, co zawsze stanowiło dla niej priorytet. I tak nie byłaby w stanie skupić się na zaklęciach, dopóki głód pozostawał niezaspokojony. Zignorowała nadgryzione jabłko, nie patrząc jak toczy się po ziemi, a potem znika za wystającym korzeniem. Zignorowała płaszcz, swój ulubiony, wgnieciony w ziemię i brudny. Nie przejęła się nawet protekcjonalnym komentarzem, tym szyderczym kwiatuszku, które w każdej innej sytuacji z pewnością podniosłoby jej ciśnienie.
Musiała wyglądać jak drapieżnik na sekundy przed skokiem, gdy tak pochłaniała Drew spojrzeniem, z rozchylonymi ustami, białymi zębami układającymi się w niepodobny sobie uśmiech. Nie miała czasu odpowiadać na jego błahe pytania. Była głodna, tak bardzo, bardzo głodna - dotyku, bliskości, miękkości cudzej skóry pod zachłannymi dłońmi, gorącego oddechu, męskiego zapachu, którym mogłaby nasiąknąć. Jej ból był tym większy, że wszystko to stanowiło rzeczy, które mogła sobie jedynie wyobrazić, nie przypomnieć.
Jakim cudem przetrwała tyle lat niespełniona? Jak mogła nie dostrzec wcześniej jak pociągający i osłabiająco apetyczny jest Drew? W głowie szumiało jej ze złości, zmysły zdawały się stępione brakiem prawdziwego bodźca. Nie wytrzyma. Weźmie go sobie siłą.
- Czuję się wspaniale - powiedziała ochryple, wariacka ekscytacja sprawiła, że głos, zwykle pozbawiony emocji innych niż irytacja, zdawał się wibrować. - Ale mogę poczuć się lepiej, prawda?
Jej ruchy nabrały agresywnego pośpiechu. Pragnęła go sobą opleść, poczuć na języku smak jego skóry. I zrobi to.
Gdy wyciągnął w jej stronę dobrze znaną piersiówkę, odrzuciła ściskaną dotąd w dłoni butelkę wina.
- Tak, nada się - wymamrotała jakby do siebie, a kiedy zadał jej soczyście prowokujące pytanie, jej cienka jak pajęcza nić cierpliwość ostatecznie pękła.
Uniosła się na ramionach, wykorzystała okazję i usiadła mu na kolanach; jego ciepło sprawiło, że zaczęła oddychać głębiej, ale to wciąż było za mało. Złapała go dłonią przy kołnierzu i szarpnęła, żeby moment później przytknąć usta do jego szyi. Pachniał wspaniale. Wiedziała, gdzieś podświadomie, że gdyby chciał, mógłby ją zrzucić w przeciągu ułamka sekundy, ukarać, ale w jej ruchach nie było żadnej niepewności - nie obawiała się.
- Chodź tu - wymruczała nieskładnie, prawie niezrozumiale, zabierając piersiówkę i przytykając ją do różowych warg. Upiła niewielki łyk, maleńki, trzymając płyn w ustach aż zaczął palić. Nie alkoholu jednak chciała spróbować najmocniej; przylgnęła do Drew, wychylając się do pocałunku, wpierw jednak przytykając mu do ust jego własną piersiówkę.
Przez urywek chwili tylko zastanawiając się, czy jej nie odtrąci. Na myślenie nie było jednak czasu. Czucie było znacznie przyjemniejsze.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]12.10.20 15:40
Taksował ją spojrzeniem starając się znaleźć przyczynę tak odmiennego zachowania, które w żaden sposób nie przypominało tego, do jakiego zdążył już przywyknąć. Zwykle bił od niej chłód, twarz nie wyrażała żadnych emocji, a gesty i słowa zainteresowania widocznego wówczas gołym okiem. Czyżby była to zasadzka? Zaprosiła go pod pretekstem treningu, by wyjawić skryte uczucia oraz przekroczyć niepisaną granicę przyzwoitego dystansu? Czym dłużej wpatrywał się w nią tym większą zyskiwał pewność, iż coś musiało się wydarzyć, wzbudzić w niej pożądanie, które wręcz pobłyskiwało w błękitnych tęczówkach. Kolejne ruchy stanowiły niepodważalny dowód zmiany frontu i choć każdy przyzwoity mężczyzna ugasiłby rozpalony płomień, to on niestety nie zaliczał się do tej grupy. Gdy wpadła w jego ramiona uśmiechnął się szelmowsko po nosem i powędrował wzrokiem w kierunku nadgryzionego jabłka. Czy miało jakieś magiczne właściwości? Jego pokazało napis i nic więcej się nie wydarzyło, jednakże nie mógł wykluczyć tej możliwości.
Wyciągnął przed siebie nogi, aby mogła znacznie wygodniej ułożyć się na jego kolanach. Wolną dłonią zawędrował w okolicę pleców i objął smukłą sylwetkę z wyraźnym zainteresowaniem w oczach. Była nad wyraz odważna, pewna swego i najwyraźniej wyjątkowo zniecierpliwiona, bowiem momentalnie poczuł ciepłe wargi na swej szyi – tuż po aroganckim, lecz niezwykle intrygującym szarpnięciu za kołnierz szaty. -Zawsze można czuć się lepiej- odparł uśmiechając się pod nosem na skutek drobnej czułości. Zagłębianie się w przyczynę takowej coraz mniej go interesowało, gdyż jeśli tak dalej pójdzie to przyjdzie im spędzić o wiele milej czas niżeli planował. Nauka w teorii i praktyce była niezwykle istotna, ale przy niej nie warto było zapominać o przerwach na odpoczynek.
Wino przestało mieć znaczenie na rzecz ognistej, którą wyrwała mu z impetem. Najwyraźniej zamierzała zamienić słowa w czyny, bowiem nim zdążył cokolwiek powiedzieć poczuł na swych warach chłód własnej piersiówki oraz dostrzegł jak zbliżyła się w wyraźnym zniecierpliwieniu. Nie zamierzał jednak dać jej tego czego oczekiwała równie szybko; chciał to przeciągnąć, przekroczyć barierę jej wytrwałości i doprowadzić na emocjonalny skraj. Działająca magia miała mu w tym pomóc i wcale nie było mu z tego powodu przykro.
Odebrał z jej dłoni metalowy pojemnik, po czym wolnym ruchem przechylił go w kierunku ust upijając kolejny łyk trunku. Przycisnąwszy dziewczynę znacznie bardziej do siebie odrzucił na bok piersiówkę i nachylił się do jej warg dając złudne przeczucie, iż miało nastąpić nieuniknione, jednak w ostatnim momencie odwrócił głowę pozwalając sobie przesunąć zarostem wzdłuż kąta jej twarzy, aż do samego ucha.
-Zawsze dostajesz to czego chcesz?- spytał wędrując palcami wzdłuż jej talii, a następnie linii podbrzusza. -Nie pytając o zgodę?- dodał pozwalając sobie na lekki uśmiech, który z pewnością mogła wyczuć. Sam przyczynił się do tej sytuacji zachęcając ją do kolejnych poczynań, jednakże ciekaw był reakcji, a być może i odpowiedzi. Miał słabość do pięknych kobiet, lubił ich towarzystwo oraz bliskość – nierzadko tą przekraczającą granice prywatności – dlatego nie zamierzał jej odtrącić. Nie miał ku temu żadnych stosownych argumentów, a tym bardziej chęci.
Przesunął swą dłoń jej drobne kolano, by bez cienia zawahania wsunąć ją pod cienki materiał sukienki i zatrzymać w okolicy uda, które nieznacznie ścisnął. Budziła w nim coraz większe pokłady pożądania i pragnienia, aby znaleźli się w osamotnionym miejscu, gdyż nieproszona publiczność była ostatnim czego wówczas – zapewne oboje – chcieli. -Nie masz obaw, że ktoś nas zobaczy?- spytał z wyraźną dwuznacznością w głosie.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]13.10.20 13:30
Nie zaplanowała tego. Pomijając fakt, że pewnie by nie chciała, że jej zainteresowanie mężczyznami i cielesnością było do tej pory zawieszone nad granicą apatii - i tak nie wpadłaby na zaaranżowanie tak subtelnego spotkania. Gdyby w istocie zapałała do kogoś uczuciem, to albo nie powiedziałaby o tym wcale albo napisała w krótkim, na wpół kpiącym liście. Nie potrafiła rozmawiać o emocjach ani tym bardziej planować romantycznych schadzek - to, że wybrała akurat ten sad, to była ironia. Odpowiedź do tego, że gdy po raz pierwszy się z Drew spotkali, wybrał sobie na miejsce treningu jakieś zapuszczone, śmierdzące doki. Chciała tylko pokazać, że ona była inna i nie zamierzała chować się po cieniach, że nie miała skrupułów, by w najpiękniejszych, najczystszych miejscach dopuszczać się rzeczy plugawych.
Intymności idącej za wieczorem pod rozłożystymi jabłonkami nie wzięła nawet pod uwagę, bo dlaczego by miała? Nikt jej nigdy nie zabrał na randkę i przez te lata zdążyła chyba zapomnieć, że ludzie spotykali się w celach innych niż pragmatyczne.
A jednak aura zaczarowanego sadu wpływała na Elvirę mocno, dodając jej odwagi, ciekawości, pragnień, o jakich dotąd nie miała pojęcia. I nagle nie był to już tylko kawałek trawy, zwykły, letni wieczór i towarzysz o większej wiedzy, nagle pierwsze gwiazdy na niebie pojawiały się tylko dla nich, gorące powietrze otulało skórę jak satyna, a Drew był najdoskonalszym mężczyzną na ziemi i musiała go mieć wyłącznie dla siebie.
Ciche westchnięcia wyrywały się z jej ust, kiedy Drew przyciągnął ją bliżej. Na moment nawet nie zawahała się nim oplotła ramionami jego szyję. On rozprostował nogi, by mogli być bliżej, ona tymczasem schwyciła go biodrami w pasie - przychodziło jej to instynktownie, jakby dobrze wiedziała, co robi. W rzeczywistości nie wiedziała nic, tylko, że musi ugasić pragnienie, że potrzeba jej więcej, i bliżej, i teraz.
Bez wstydu przesuwała ustami po gardle i szczęce mężczyzny, odsuwając się jedynie na moment - by przyjrzeć się mu z bliska i sięgnąć po alkohol. W tej niewielkiej odległości ich oddechy mieszały się, wzmagając dreszcze, przebiegające wzdłuż kręgosłupa Elviry. Uniosła dłoń i chłodnymi palcami prześledziła drapiący rozkosznie zarost, miękkie usta, potem powiodła paznokciem wzdłuż niewielkiej blizny na jego prawej brwi. Piękny był, ale nie zamierzała go tylko podziwiać.
Zmrużyła oczy i z uwięźniętym w gardle oddechem czekała na pocałunek. Pewna była, że pragnie tego samego, więc gdy się niespodziewanie odwrócił, przełknęła whisky i mocniej wpiła mu palce w ramiona. Nie zdołała zdusić rozjuszonego warknięcia. Może w innej sytuacji byłoby jej wstyd.
Zniecierpliwiona, wsunęła dłonie za kołnierz Drew i z zamkniętymi oczami pozwoliła, by szeptał jej do ucha.
- Dokładnie tak - odparła od razu i chętnie, raz jeszcze opuszczając usta na gorącą skórę jego szyi. - I ty nie będziesz wyjątkiem. Prawda? - Aż zakręciło jej się w głowie. - Wiem, że mnie pragniesz, Drew. Czuję to. - powiedziała trochę marudnie, trochę zaczynając przypominać siebie, a potem ugryzła go mocno w okolicy obojczyka, łagodząc ból powolnym pocałunkiem.
Drażniło ją, że próbuje z nią pogrywać. Gdzieś na granicy myślenia wysnuł się wniosek, że może powinna go uderzyć, odrzucić, przecież zasłużył, ale zbyt dobrze jej było, by miała unosić się honorem. Zamruczała, gdy poczuła męskie dłonie sunące po wrażliwej skórze ud. Prawie bezwiednie podwinęła sukienkę i położyła własną dłoń na dłoni Drew, nie odpychając, lecz pociągając wyżej.
- Mocniej mnie trzymaj - szepnęła. - Nie rozpadnę się.
Sama nie miała zresztą oporów, by zacząć szarpać za pasek jego spodni. Nic ją nie obchodziło, że byli na zewnątrz, wtulona w silne ciało, skupiała się wyłącznie na ich równie urywanych oddechach. Gdy wyraził własną wątpliwość, odchyliła głowę w tył i zaśmiała się cicho, dźwięk jednak szybko poniósł się po pustym sadzie i zanikł.
- Merlinie, Drew, zawsze jesteś taki bierny, czy tylko jak kobieta ci siądzie na kolanach? - Oparła głowę na jego czole, drżąc wyczuwalnie. - Tu po drodze widziałam stodołę. Pospiesz się. - Nie puściła go, nie mogąc znieść chłodu, który dopadał ją, gdy tylko na chwilę się od niej odsuwał.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]25.10.20 23:28
Wybieranie doków jako miejsca treningów było zwykłym przyzwyczajeniem, w którym na próżno było szukać obaw związanych z rozpoznaniem przez osoby trzecie dziedziny magii, z jakiej korzystał. Kiedy poznali się Londyn nie był jeszcze wolny, po ulicach wciąż pełzało wiele szlam i ich obrońców, a takowi nie mieli żadnych skrupułów przed zgłoszeniem tego faktu odpowiednim służbom. Nie chciał mieć na głowie zbędnych problemów, bowiem z pewnością nie dałby się złapać, co finalnie doprowadziłoby do rozlewu krwi – niekoniecznie wynikającej z przekonań urzędników, lecz ich rozkazów. Zwykle bywał rozważny, choć skłamałby twierdząc, że nigdy nie kierowała nim ryzykowna porywczość, więc preferował miejsca odosobnione tudzież skąpane w mroku pijaństwa, gdzie nie dosięgały macki służb. Wówczas, kiedy miasto pozostawało wolne, nie musiał dobierać stosownych zaułków, a ponadto wszedł w posiadanie lokalu o przestronnych piwnicach, które idealnie nadawały się do czarnomagicznych praktyk.
Podobnie jak Elvira stronił, choć w przeciwieństwie do niej miał okazję, od szeroko pojętych randek, albowiem nie widział głębszego sensu w marnowaniu czasu na tego typu bzdury. Przebywając na zimnym wschodzie pozostawał w niezwykle korzystnej dla niego relacji i czerpał z niej całymi garściami, kiedy to pomiędzy przyjemnymi aspektami trenował magię lub towarzyszył przy tworzeniu skomplikowanych trucizn. Nigdy nie poznał prawdziwej ich natury, nadal nie potrafił dobierać właściwych ingrediencji oraz korzystać z dostępnych technik, jednakże wtem zagłębiał starożytne runy, które okazywały się pomocne dla rosyjskiej piękności. Byli zgranym duetem i mimo że jego czyny zweryfikowały prawdziwość wypowiadanych słów, to nie żałował podjętej decyzji. Powrót do Londynu był najlepszym co mógł uczynić.
Nieustannie wpatrywał się w jej twarz, która wyrażała niezwykle wiele emocji. Nie wszystkie potrafił nazwać, nie był w nich nader biegły, jednakże całość wskazywała na palące pragnienie, jakiego nie była w stanie poskromić. Był właściwie przekonany, że za cały ten cyrk odpowiedzialna była rozproszona po sadzie magia, a przede wszystkim jabłko, które otrzymała z jego ręki. Nie wiedział, iż mogło coś podobnego się wydarzyć, nawet tego nie przypuszczał, bowiem nigdy wcześniej nie przyszło mu częstować się owocami tudzież widzieć jak robił to ktoś inny. Ponadto on sam otrzymał jedynie napis – na domiar złego mówiący o kobiecie, nie mężczyźnie. Być może było to jej ciche wyznanie, choć z drugiej strony takowa hipoteza nie miała żadnego sensu, w końcu on sam nie żywił wobec niej żadnych oczekiwań.
Uśmiechał się pod nosem, gdy wodziła wargami po jego skórze. Nigdy nie przypuściłby, że był to jej pierwszy równie bliski kontakt z drugą osobą, gdyż doskonale wiedziała jak kusić i zarazem zachęcić do znacznie przyjemniejszej kontynuacji. -Czyli jestem twoją kolejną ofiarą? Ciekawe- rzucił nie zaprzestając muskania dłońmi jej ciepłej skóry. Badał jej filigranowe kształty i na swój sposób podziwiał, bowiem skryte pod luźną odzieżą nie ukazywały w pełni swego piękna. Na jej kolejne słowa uniósł wyraźnie brew, a jego kącik ust zadrżał w kpiącym wyrazie. Nie myliła się, rozbudziła go i trening zszedł na dalszy plan, jakoby w ogóle nie był na dzisiejsze popołudnie zaplanowany. Rzecz jasna mogli do praktyki powrócić, ale wtem będą zmuszeni do znalezienia odpowiedniego miejsca na Śmiertelnym Nokturnie, gdyż nie zamierzał pozostać w sadzie ani chwili dłużej.
-Twoja pewność siebie jest intrygująca Multon- rzucił nieszczególnie opierając się, kiedy chwyciła jego dłonie i dała wyraźny znak, że mógł pozwolić sobie na znacznie więcej. Był przekonany, iż nie było już żadnych barier; nie odepchnęłaby go, nie pozwoliła przerwać drobnych pieszczot, co obnażał wyraz jej twarzy i coraz pewniejsze gesty.
-Przywykłem dbać o kobiety- oparł na zadane pytanie, choć nie była to odpowiedź jakiej oczekiwała. Zignorował swego rodzaju przytyk, który nie godził w jego ego, a tym bardziej pewność siebie. Mimo swego mało restrykcyjnego podejścia do codzienności starał się unikać sytuacji, które mogłyby mu przysporzyć jedynie problemów. Elvira z pewnością zdawała sobie sprawę z tego jak ludzie podchodzili do dwuznacznych scen w publicznych miejscach szczególnie jeśli chodziło o kobietę – po prostu nie wypadało, nie było to nic czym można było szczycić się w męskim tudzież damskim gronie. -Wytrzymasz kawałek drogi? W moim mieszkaniu będzie nieco wygodniej jak w stodole- uniósł kącik ust wpatrując się w nią dość wymownym wzrokiem. Nie musiał nic udawać, w końcu chodziło jej dokładnie o to samo, co jemu.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]26.10.20 16:40
Elvirze z trudem przychodziło zrozumienie rozsądnej postawy - wszak gdyby zachowała zdrowy rozsądek, resztki logiki w ciele rozbudzonym pożądaniem, z pewnością w ogóle nie rozpoczęłaby tego teatrzyku, nie zdominowała Drew własnymi zachciankami, nawet nie wyciągnęła ręki, czy tym bardziej nogi, aby się do niego zbliżyć. Nie dlatego, że budziłoby to w niej niechęć i oburzenie, skąd. Z zasady nie brała do siebie żadnych wymyślonych na przestrzeni pokoleń "wypada" bądź "nie wypada", nie potrafiłaby jednak zainicjować kontaktu, który był jej obcy. Powszechna inicjacja seksualna w okolicach dwudziestego roku, dla kobiet zwłaszcza istotna, bo wśród magów nadal miarą kobiecości było posiadanie dzieci, ominęła ją zupełnie. Potem była zbyt zajęta, niezainteresowana, ludzie zrazili ją do siebie, odrzucili, a ona nie zamierzała pierwsza szukać aprobaty, zrozumienia, niczego.
Mężczyźni po prostu jej nie pragnęli i jeżeli nawet oglądali się na jej długie nogi, filigranową sylwetkę, złociste włosy, to przechodziło im szybko - wystarczyło, że otworzyła usta.
Nie była zaznajomiona z odważnym dotykiem, spojrzeniem rzeczywistego pożądania, z rzucanymi w gorącym powietrzu zdaniami pełnymi wymowności. Może dlatego odnosiła wrażenie, że odczuwa wszystko potrójnie, że tak przypada jej to do gustu, że znalazła się w najlepszym miejscu, w jakim mogła. Pragnienie to nie opuszczało Elviry nawet wówczas, gdy przyjemne otępienie zelżało, gdy zaczęła w pełni zdawać sobie sprawę ze swojej pozycji - okrakiem na kolanach Drew, wpleciona w niego jak bluszcz. Działanie afrodyzjaku nie mogło trwać długo, zbyt było silne, zjadła go zresztą niewiele. Stanowiło jednak impuls, popychający ją do czynów, na które w innej sytuacji zapewne by się nie poważyła.
Ten moment zawahania mógł być widoczny w jej zachowaniu, gdy na krótką chwilę wysunęła dłonie spod koszulki Drew, gdzie do tej pory łapczywie wodziła palcami po twardej skórze. Gdy zamiast tego schwyciła go lekko za twarz z obu stron i odsunęła się parę cali, aby spojrzeć mu w oczy. Jej rozszerzone źrenice wciąż zdawały się odległe, ale wygięte brwi i rozchylone usta sugerowały zaskoczenie.
Chwila nie przetrwała długo, po niej znów przyciągnęła Drew do siebie.
Elvirze było duszno, rozkosznie. Teraz już za późno: uznała pół-świadomie. Teraz jest zbyt dobrze. Uśmiechnęła się w krzywy, ironiczny prawie sposób, połechtana przez resztki afrodyzjaku.
- Może. - przyznała cicho. Może pierwszą. Może najlepszą. Mówiąc, wodziła paznokciami po jego gardle i szczęce. - Chyba mało wiesz o mojej pewności siebie, Macnair.
To był jej pierwszy raz, pierwsza taka bliskość, ile jeszcze miała czekać? Zdeterminowana, wsunęła obie dłonie w jego krótkie włosy, a potem ścisnęła, nie boleśnie, nie chcąc jedynie, aby tym razem się wymknął. Rzuciła się po swój pierwszy pocałunek skokiem do zimnej wody, bez podchodów, od razu biorąc wszystko. Muskała jego usta językiem, przygryzała, wzdychała cicho, nie dowierzając pasji, jaką wzbudził w niej wątły posmak alkoholu na ich wargach. Jeżeli teraz czuła się w ten sposób, to czego jeszcze mogła oczekiwać...?
- Udowodnij - szepnęła wyzywająco, patrząc na niego z bliska przez zmrużone powieki. - Zabierz mnie do siebie i nie wypuszczaj do rana. Zabierz. Żebyśmy byli jutro niewyspani. - Głos jej się załamał, na ułamek sekundy zmogła ją niepewność, którą całą wolą odepchnęła. By zabić nerwy, przysunęła usta do jego ucha, pozwalając sobie na niewybredny żart. - I twoi sąsiedzi też.
Potem Elvira odsunęła się, zsunęła z jego kolan. Cały czas jednak ściskała go za przedramię, tak jakby brak kontaktu mógł sprawić, że coś ją jednak tknie, że zmieni zdanie.
A przecież zmieniać zdania nie chciała.

/zt :pwease:
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]10.11.20 23:42
Gdyby wiedział o jej intymnej przeszłości – która w zasadzie nie miała miejsca – to z pewnością zaśmiałby się w głos z uwagi na naiwność mijających ją mężczyzn. Najwyraźniej nie trafiała na tych co byli w stanie zdzierżyć jej sposób bycia, zaakceptować dość niecodzienny humor, a także z przymrużeniem oka podejść do kolejnych złośliwości. Była inna, lecz ta inność czyniła ją na swój sposób wyjątkową, nietuzinkową i nie wyobrażał sobie, aby można było przejść obok tego obojętnie. Nie lubił schematów, nie trawił powtarzalności i szeroko rozumianej monotonii. Nie było to jednak równoznaczne z zaplanowaniem jakichkolwiek podchodów, wszak te nawet nie miały wówczas miejsca.
Przylgnęła do niego, spojrzała w oczy rozmarzonym wzrokiem i błądziła dłońmi po ciepłej skórze. Uśmiechnął się pod nosem słysząc, że jej oddech z każdą chwilą coraz bardziej spłycał się, a serce przyspieszało rytmu. Nieustannie zastanawiał się z jak silną magią przyszło się jej spotkać i kiedy przestanie ona działać, choć jej wargi skutecznie odwracały od tego uwagę. Racjonalne podejście odeszło gdzieś w niepamięć stawiając na spontaniczność i niewybredny humor losu, który najwyraźniej miał już na tę dwójkę plan.
Wpatrując się w lekko zarumienione policzki poczuł, jak wysuwa swe dłonie spode koszuli. Zaraz po tym objęła dłońmi jego policzki i zmusiła, aby spojrzał prosto w jej błyszczące tęczówki. Zmrużył nieco oczy dostrzegając zdziwienie, swego rodzaju niezrozumienie wobec zbliżenia, które właśnie miało miejsce. Czyżby coś przestawało działać? Było na tyle krótkotrwałe, że postawiło ich w dość dwuznacznej i zapewne dla jednej ze stron krępującej sytuacji? Nie zdążył się nad tym zastanowić, bowiem zaraz po tym ponownie przyległa do niego z jeszcze większym pożądaniem.
Ciche może wywołało na jego warach lekki uśmiech. Odpowiedź zawisnęła gdzieś w powietrzu, gdyż z jej każdym kolejnym ruchem coraz bardziej pragnął znaleźć się we własnym mieszkaniu. Zwodziła go, pobudzała, badała granice wytrzymałości. Zdawała się dołączyć do gry, którą sam rozpoczął i choć początkowo to on pragnął ją prowadzić, to dziewczyna ze zdecydowaniem wprowadzała własne zasady. Miękki dotyk jej warg, pasja i palące pożądanie sprawiło, że oddał pełen namiętności pocałunek przyciskając ją jeszcze mocniej do siebie, dając wyraźny znak, iż nie zamierzał wypuścić jej z ramion. Powolne odsunięcie się było trudne, nie zamierzał tracić ani chwili dłużej, lecz nie mieli stosowniejszego wyjścia. -Wiem tyle ile do tej pory mi jej pokazałaś- odparł szeptem.
Nie odpowiedział na jej słowa przedstawiające wizję dzisiejszej nocy, bowiem wolał ją ziścić niżeli dłużej nad nią debatować.  Dźwignąwszy się na równe nogi chwycił jej drobną dłoń i pomógł wstać, po czym bez zastanowienia skierował się w stronę Śmiertelnego Nokturnu. Było już za późno na jakiekolwiek wątpliwości, czy szacowanie zysków i strat – wbrew pozorom to była ich wspólna, przepełniona spontanicznością decyzja.

/zt rolling




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]21.01.21 0:09
data do ustalenia

Królewna Śnieżka i jej krasnoludek mieli dziś odnaleźć magiczne jabłko, ostatnie wiszące na rozległych gałęziach drzew ustawionych w równe rządki. Czerwone czy zielone, słodkie czy cierpkie? Celine nuciła pod nosem klasyczną melodię ułożoną do baletu na podstawie tej baśni, miękkim, tanecznym krokiem mknąc przez pola w kierunku sadu, by potem przeskoczyć przez drewniany płot i odgarnąć z czoła niesforny kosmyk złotych włosów zgubiony z warkocza, w który wplecione były polne kwiaty. O tej porze roku nie było ich za wiele, pąki wydawały się pozbawione życia, koloru, nadziei, ale półwila i tak nosiła je przy sobie, uważając, że są piękne. Każde życie było. I nie były one samotne - w innych partiach fryzury miała wplecione również małe patyczki z nieco pożółkłymi liśćmi. Oto idzie jesień, oto ostatnie tchnienie uśmiechniętego do słońca lata. Bo popołudnie było dziś dość ciepłe jak na londyńskie, październikowe warunki, a to wprawiało ją w dobry humor. Szampański. Tak jak porcja wróżkowego pyłu zawinięta w brązowy papier utknięty w kieszeni dużego, pomarańczowego swetra. Kraciasty wzór nie pasował do mnogości tkanin łączących się w powłóczystą, długą spódnicę, ale kto by się tym przejmował?
Może od czasu zamieszkania u Blacków powinna była prezentować się inaczej, dostojniej, rozsądniej, lecz dusza Lovegooda niosła ją przez świat w wolnych chwilach tak, jak żyć mógł tylko Lovegood. Marząco.
- On piękny jest jak słońce - zanuciła pod nosem; wykorzystała już cały repertuar Królewny Śnieżki, więc jej uwaga mimowolnie przeniosła się na Dzwonnika z Notre Dame. Towarzyszyły jej dziś tylko dobre wspomnienia; jeszcze w Beauxbatons wygrała pojedynek o baletową rolę Esmeraldy z Lucille Merchant, jedną z najlepszych, starszych od niej tancerek. - Czy jest księciem, synem króla? Czuję, że ta miłość budzi się w mym sercu, silniejsza niż ja - z nieobecnym, ciepłym uśmiechem na ustach przemierzała sad w poszukiwaniu Cukrowego Króla. Jej ulubionego Cukrowego Króla, Wróżkowego Czarodzieja. Powinien już tu być, chyba, ach, która w ogóle była godzina? W liście obiecał, że razem odpłyną - a ona wierzyła, czekała, tęskniła, nie tylko za nim samym, ale i portowymi wspomnieniami, które czaiły się w jego dłoniach, współdzielonym artyzmie, niepoprawnym marzycielstwie; znajomego kształtu cień zamajaczył na horyzoncie, ale Celine nie dostrzegła go jeszcze, nagle przejęta widokiem wiklinowego kosza wypełnionego owocami pod jedną z jabłonek. Czerwone czy zielone? Słodkie czy cierpkie? To bez znaczenia, w kraju pogrążonym głodem zjadłaby każde, nawet zgniłe, choć Blackowie starali się karmić ją sowicie, mimo wróblego apetytu i wiecznie ściśniętego żołądka. Sięgnęła więc do pozostawionego w sadzie dobrodziejstwa i wybrała to, w swoim mniemaniu, najładniejsze.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]21.01.21 0:09
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]24.01.21 10:48
Słyszę jej melodyjny głos układający się w kolejne wersy piosenki, widzę smukłą sylwetkę, barwne odzienie oraz kwiaty wplecione w luźne pukle warkocza; panny Lovegood nie da się pomylić z nikim innym. Czy już mnie dostrzega? Rozchylam wargi, by ją powitać, ale ona wcale na mnie nie patrzy, w zamian skupiając całe zainteresowanie na wiklinowym koszu pełnym kolorowych jabłek. Więc wspieram się o jeden z cienkich pni i obserwuję ją jeszcze przez chwilę. Gałęzie jabłonki wyciągają się w moim kierunku, oferując dojrzałe owoce, to zrywam sobie jeden, chowając go w obszernej kieszeni swojego znoszonego płaszcza; w ramach podziękowania kiwam głową, ale kiedy Celine wreszcie się prostuje i ja odpycham się od pnia, podchodząc bliżej - On jest przystojny jak słońce, jest bandytą, żołnierzem, kiedy przytula mnie do siebie, chcę uciec ale nie mogę - nucę dalej, bujając się na boki, po czym wyciągam rękę w kierunku dziewczyny, zaciskając palce na jej wolnej dłoni, unoszę nasze splecione, tym samym zachęcając ją do piruetu, a potem przyciągam do siebie, składając dwa krótkie całusy na obu jej gładkich policzkach - Witaj, Calineczko - uśmiecham się - Widzę, że zaczęłaś zbiory beze mnie? - pytam i spoglądam w kolorowe, dziewczęce ślepia, ciekaw czy nie zaczęła także czegoś innego. Czasem miewałem wyrzuty sumienia, że to ja wprowadziłem ją na białe ścieżki wróżkowego pyłu, ale kolejna zjedzona wspólnie działa skutecznie je zagłuszała. Teraz też się waham, chociaż obiecałem jej wspólne loty, a gdzieś w wewnętrznej kieszeni spoczywały resztki prochu, który ostał się po mojej wspólnej kąpieli z Philippą i Morganem. Przyglądam się jej badawczo jeszcze przez chwilę, by ostatecznie wypuścić ją z objęć - Jak tu sielsko i przyjemnie - tak inaczej niż w Londynie; cicho, spokojnie, wokół ni jednej żywej duszy, nie licząc rzędów owocowych drzew, o których moja dzisiejsza towarzyszka zapewne powiedziałaby, że także ją mają. Zaciągam się powietrzem pachnącym pierwszymi dniami jesieni - rześkim i miłym, tak niepodobnym do ohydnej woni stolicy, która atakowała nozdrza jak tylko otwierałeś okno. Wreszcie i ja pochylam się nad koszem, wybierając jedno z tamtejszych jabłek - obojętnie które, wszystkie karmiły oczy feerią barw i wielkości. Wszystkie wyglądały smacznie. Wszystkie bym chętnie zabrał i obdzielił nimi całą portową rodzinę.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]24.01.21 10:48
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]24.01.21 19:53
Jakże była zdziwiona kiedy z boku doleciały słowa kończonej piosenki. Poznała jego głos, poznała melodię, poznała tekst, ale czy to naprawdę Johnatan? Był człowiekiem sztuki, kąpał się w niej, żywił, jednak Celine nie podejrzewała, że... Uśmiechnęła się więc słonecznie, słodko, po czym chwyciła jego dłoń i obróciła się w pełnym gracji piruecie, do jakiego zachęcił ją wróżkowy kaznodzieja.
- Skąd to znasz, mój drogi, mój słodki? Bliżej ci do Fleur-de-Lys czy Esmeraldy? A mi? - pytała w potoku nieposkromionych słów, ciepła jak letni dzień, wdzięczna za falę miłego zaskoczenia przeszywającą chude ciało. - On piękny jest jak słońce, mój cudowny, mój mężczyzna. Weźmie mnie w ramiona i całe życie będzie mnie kochał - zanuciła następną część, by potem przylgnąć do niego, do jego torsu, uwalniając dłonie by instynktownie pozwolić im powędrować po jego ciele, jego zakamarkach, kieszeniach. Szukała pyłu, którym mieli się dziś upoić. Nieistotne, że miała własną porcję - musiała się upewnić, że Bojczuk również nią dysponował, w innym wypadku podzieliłaby się z nim bez słowa, bez konieczności wypowiedzenia prośby. W tym samym czasie Cukrowy Król składał na jej policzkach pocałunki, a ona wspięła się na palce i odpowiedziała mu tym złożonym na samym czubku nosa, zanim zachichotała i odsunęła się jak wzniecony do lotu pąk kwiatu; biegła, może lewitowała w powietrzu, kto wie?
- Nie zaczęłam niczego - odparła niewinnie, mknąca przed siebie, zanim tor wyznaczyły dumne, wąskie drzewa zachęcające do ucieczki slalomem; gonił ją, czy może zapatrzył w zawartość wiklinowego kosza? Jabłko, pełne i jędrne, wyciągnięte przez nią spoczęło w obszernej kieszeni swetra, sprawiało, że wyglądała jakby spod jego spodu wystawał guz - lub może skryty tam znikacz, przemycony z dalekich stron, z rezerwatów, hodowli. - Prawda? - podjęła jego słowa, na moment przystanąwszy przy jednym z drzew. Celine przycisnęła dłonie do kory, zanim całą sobą przylgnęła do konaru i oplotła go rękoma, oddychając odrobinę głośniej. To dobrze miejsce na pogrążenie się w bajce. Pachnące słodko, bezpieczne, nienoszące śladu wojny czy łez. - Chodź tu do mnie - zachęciła go z nieustającym uśmiechem. - On piękny jest... jak słońce - zakończyła melodyjnie, po czym poddała się w kolanach, osuwając się na ziemię. Trawa nie była zbyt zimna, choć nie przypominała tej lipcowej, sierpniowej.

| urok wili 17 Sad


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]01.02.21 2:29
- Usłyszałem kiedyś, we Francji - kiwam głową, przypominając sobie więcej szczegółów i, cóż, myślę, że spodobałoby się to Celince, więc mówię dalej, dzieląc się z nią swoimi myślami - Uliczny teatr wystawiał Dzwonnika z Notre Dame pod jedną z tamtejszych katedr. Niesamowite widowisko - barwne stroje wirujące wokół sylwetek i piękne głosy odbijające się od ścian starych kamieniczek okalających rynek, o tak, chciałbym żeby i ona mogła to zobaczyć - Jesteś Esmeraldą, słonko, a ja? Sama musisz rozsądzić - wzruszam nieznacznie ramionami, już za moment zamykając jej drobne ciało w uścisku. Daję jej strzelić repete po własnych kieszeniach, chociaż trochę się boję co może tam znaleźć - odprute guziki? Niedopalone kiepy? Okruchy, stare paragony, pospiesznie zapisane kawałki pergaminów, klucze do mieszkania i wreszcie zawiniątko, którego szukała - pojedyncza porcja wróżkowego pyłu, do niedawna spoczywająca na sercu. Śmieję się czując jej miękkie wargi na swoim nosie. A potem mi się wymyka i pochylam się nad koszem by wybrać sobie jabłko - to ląduje w jednej z kieszeni, wraz zresztą z dłońmi, które upycham po obu stronach płaszcza. Wodzę spojrzeniem za dziewczyną, patrząc jak jej złote włosy unoszą się wraz z pędem powietrza, jak kolorowe odzienie wiruje wokół szczupłej sylwetki, co rusz kryjącej się za kolejnymi pniami drzew. W końcu ruszam za nią, niespiesznie podążając po wydeptanych śladach, zatrzymując dopiero przy jabłonce, którą ciasno otula ramionami. Dla mnie jest czarująca, wystarczy, że zatrzepocze jasnymi rzęsami, a ja już cały jestem jej, co więcej - taka sytuacja mi jak najbardziej odpowiada. Osuwa się na trawę zanim zdążę ją złapać, więc robię to samo, opadając kolanami na wilgotne podłoże - On piękny jest jak słońce - powtarzam szeptem - Zaśpiewaj mi coś jeszcze - proszę, zaś moje dłonie lądują na dziewczęcych udach, jedną przesuwam wyżej, z wolna skradając się do kieszeni panny Lovegood - tym razem to ja je przetrzepuję w poszukiwaniu upragnionych zawiniątek - Pozwolisz, że nakryję do stołu - kiwam delikatnie głową. Rzucam okiem naokoło, zatrzymując spojrzenie na starej stodole - tam powinniśmy się ukryć, skoro mieliśmy w planach zrobić coś nielegalnego. Więc wstaję i wyciągam do dziewczyny jedną rękę, chcąc spleść nasze palce w ciasnym uścisku, a potem poprowadzić ją do wnętrza wiejskiego budynku.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]01.02.21 4:07
Celine patrzyła na niego z nieposkromioną, błyszczącą fascynacją. Zazdrościła mu - tego widoku, autentycznych, francuskich aktorów, którzy musieli oddać piękno tej sztuki o wiele lepiej niż ich brytyjscy pobratymcy. Nie dało się ukryć, że miłości nikt nie rozumiał tak, jak rozumieli ją Francuzi. Półwila bezwiednie sięgnęła do jego twarzy, stanęła na palcach, na moment wplatając dłonie w burzę kruczych loków; były przyjemne w dotyku, miękkie, cały był miękki.
- Namaluj mi kiedyś, Cukrowy Królu, zobaczę - poprosiła z urzeczonym uśmiechem, zanim jej twarz pokryła się rumieńcem, delikatnym, ulotnym, igrającym ze skórą policzków i samym czubkiem nosa. - Esmeraldą, ale nie spłonę nigdy na stosie, prawda? Nie zacisną na mojej szyi węzła liny, nie opuszczą zapadni, nie umrę, prawda? Nie umrzemy, żadne z nas - ciągnęła sennie, na tyle znęcona obietnicą wróżkowego pyłu, by rzeczywistość zaczęła rozmywać swoje granice. Powinna była w tym momencie zadrżeć - i zadrżała - na myśl o ojcu, o zbliżającej się do niego śmierci, pięknej, lecz tak ostatecznej, sprowadzonej za winę najcięższego grzechu. - Sama nie wiem, nie jesteś ani Frollem, ani Phoebusem, ani tym bardziej Quasimodo, choć duszę masz tak piękną jak on... - Może pasowałby na króla Cyganów? A może po trochu był nimi wszystkimi, zbiorem chaotycznych elementów tworzących spójną, śliczną całość; ale to nic, jeszcze do tego dotrą, jeszcze to obmyślą, ale jeszcze nie teraz. Niech najpierw spłynie na nich zbawienne dobro wróżkowej wspaniałości. Niech podsyci ich kreatywność. Celine zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się szeroko, odnalazła zawiniątko, którego poszukiwała - cudownie, był przygotowany, był gotowy. Oboje byli.
Osiadli na trawie, a ona zadrżała znów - dłonie sunące po udach zasmakowały słodkim wspomnieniem, sprawiły, że instynktownie rozchyliła nogi, tylko po to, by zaraz potem zamknąć je w lekkim popłochu, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że to przecież nie wypada. Odnalazł go i on, ten słodki, piękny pył zamknięty w małej, ciemnofioletowej sakieweczce o kwiecistym wzorze, gdzieniegdzie wytartym.
- Jak będziemy dziś jeść deser? Powiedz mi - zaświergotała i chwyciła jego dłoń, pozwalając podnieść się z wilgotnej ziemi. Stodoła nie była daleko - ale każdy krok palił głodnym podekscytowaniem, niedoczekaniem, chcę, chcę, chcę. - Moje czternaście wiosen jest twoje - Celine zanuciła ponownie, niemal podskakując w prędkim, zaaferowanym kroku. Kolejna piosenka z przewodzącemu im repertuaru. - Ten naszyjnik diamentowy jest dla mnie, a jeśli twoje obietnice to kłamstwa, nie uwierzę w nie - westchnęła rozanielona, kiedy uchylili drzwi do stodoły i znaleźli się w środku. Byli tu sami. - Ten, którego kocha moje serce jest pięknym rycerzem, ale on nie wie nawet jak bardzo go miłuję - z szeroko otwartymi oczyma odbiła się zwinnie od podłogi i usiadła na jednej z solidniej wyglądających skrzyń. Czyń honory, Johnatanie, mój Cukrowy Królu. Nakryj do stołu.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Zaczarowany Sad
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach