Wydarzenia


Ekipa forum
Zaczarowany Sad
AutorWiadomość
Zaczarowany Sad [odnośnik]17.07.17 1:32
First topic message reminder :

Zaczarowany Sad

Zaczarowany Sad na przedmieściach Londynu to ogromny ogród, który dla przechodzących nieopodal mugoli wygląda jak odpychające wysypisko śmieci - w ten sposób chroniąc się przed ich obecnością. Dobro owoców kwitnących w sadzie jest ogólnodostępne - po jabłka może sięgnąć każdy - jest bowiem bezpańskie. Miejscem tym opiekują się skrzaty należące niegdyś do rodziny, której ostatni potomkowie już zmarli - mimo to oddane stworzonka nie porzuciły swoich obowiązków, pozostając wierne dobytkowi swoich panów. Tylko czarodzieje szukający dziury w całym zapytaliby, czy skrzaty o śmierci swoich panów w ogóle wiedzą.
W sezonie jabłonki uginają się pod ciężarem rumianych owoców i chętnie nawet same częstują przechodzących czarodziejów, wysuwając w ich stronę gałęzie. Pomiędzy pojedynczymi drzewkami wiją się malownicze dróżki, a zielona trawa jest tak delikatna, że można bez przeszkód poruszać się po niej boso. Kiedy słońce zrobi się dokuczliwe, skryć się można w cieniu drzew lub niedużej stodole, gdzie na paru rozstawionych w sianie stołach czarodzieje czasem organizują sobie atrakcje - wróżenie ze skórek, tłoczenie soku, rzeźbienie w jabłkach... Znajdują się tam również magiczne wiklinowe kosze, z którego możesz zabrać jeden owoc. Jeśli spróbujesz wziąć drugi - kiedy zanurzasz dłoń w koszu coś mocno gryzie cię w palce i musisz wycofać ramię.

Weź jabłko z kosza: rzuć kością k6, żeby dowiedzieć się, co otrzymałeś.

1: Jabłko Niezgody - ma złoty grawerowany podpis "dla najpiękniejszej".
2: Zatrute Jabłko - doskonałe na problemy ze snem, zapewnia długi, relaksacyjny odpoczynek, którego nie przerwie nawet najbardziej dokuczliwy hałas.
3: Jabłko Jeża - doskonały przysmak dla każdego mięsożernego zwierzęcia, ma lekki posmak schabowego.
4: Jabłko Odkrywcy - zrzucone na głowę ułatwia koncentrację i sprzyja nauce, to jeden z popularniejszych wspomagaczy wśród uczniów Hogwartu. Użyte w trakcie badań naukowych daje +1 do rzutu.
5: Kwaśne Jabłko - jest bardzo ciężkie. Powszechnie chwalone jako przycisk do papieru, ale masz nieodparte wrażenie, że najłatwiej byłoby nim kogoś po prostu stłuc.
6: Jabłko Adama - ma dziwną wypustkę, ale w smaku nie różni się od zwykłego. Mówią o nim, że jest skutecznym afrodyzjakiem.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]31.01.23 18:52
Dziwny jest ten świat
3 lipca 1958 r.
Noc była pełna strachów. Zbudzone nad ranem oczy łaknęły dalszego snu, ale ten napawał niepokojem. Niejasne wspomnienia przywoływały czerwone światło, czy było postrzępionym fragmentem snu, czy rzeczywiście dobiegało zza okna? Niewypoczęte ciało wydawało się spięte, lekki ból głowy subtelnie stukał w czaszkę ze wszystkich stron. Każda napotkana od rana twarz wydawała się równie zmęczona. Mogły dotrzeć do ciebie pogłoski o krwawym księżycu, który nocą pokazał się na niebie, barwiąc gęste obłoki szkarłatem. Zawieszenie działań wojennych winno przynieść chwilowy oddech, a jednak...

Rigel: Od rana byłeś rozdrażniony, a twoja sekretna przypadłość nigdy dotąd nie była jeszcze tak dokuczliwa. Nosiło cię, twoje zmysły wydawały się szczególnie wyczulone, drażniły, gdy wyczuwałeś każdy pojedynczy zapach, gdy słyszałeś każdy pojedynczy hałas. Kiedy spojrzałeś w lutro nie opuszczało cię wrażenie, że tym razem nie dasz sobie rady. Że wilczy zew będzie silniejszy, obejmie nad tobą władzę. Że obejmie nad tobą kontrolę tu i teraz. Niewiele pamiętałeś z zeszłej nocy, ale przecież wszystko powinno już minąć. Nie powinieneś czuć się w taki sposób. Z niepokojem spoglądałeś na pajęczynę rozprzestrzeniających się pęknięć na lustrze, które podzieliły je na trzynaście nierównych części.

Barnabas: Noc była wybitnie ciężka, trudno było odróżnić sny od wizji. Gdy zamknąłeś oczy ogarniała cię straszliwa czerń, otchłań, która pochłaniała, pożerała i przytłaczała. Zwiastowała coś złego, nie miałeś co do tego wątpliwości - a mrukliwa atmosfera na zamku zdawała się to potwierdzać. Gdy, idąc korytarzem, rzuciłeś okiem za okno zamku, wychwyciłeś kształt gigantycznego czarnego psa. Mrugnąłeś, a ponurak zniknął, rozpływając się w porannej mgle. Doskonale znałeś jego symbolikę i wiedziałeś, jak doniosła była - mimowolny dreszcz, który cię przeszedł, niósł strach.

Gdy tylko stawiliście się z rana w Ministerstwie Magii, spotkał was prawdziwy rozgardiasz. Dziesiątki, jeśli nie setki zgłoszeń niewyjaśnionych zjawisk docierało zarówno do Departamentu Tajemnic, jak i do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Listy, które wpadły w ręce Rigelowi, donosiły o niewyjaśnionych zjawiskach astronomicznych, zadziwiających ruchach planet - wiadomości docierały z obserwatoriów w całym kraju - i trudnych do wyjaśnienia reakcjach alchemicznych. Barnabas z kolei słyszał wiele o pomorze bydła, niezwykłej i niecodziennej aktywności ponuraków, a jeden z listów donosił nawet o pojawieniu się całej gromady kąśliwej szarańczy. I choć początkowo podchodzono do tych rewelacji ze sceptycyzmem, coś sprawiło, że to podejście zostało dość szybko odmienione, a wy dwoje zostaliście wspólnie oddelegowani, by sprawdzić jedno z tych zaskakujących zjawisk. Nie zdradzono wam zbyt wielu szczegółów - wszyscy w waszych wydziałach byli bardzo zajęci - polecono wam zebrać jak najwięcej danych do badań.

Celem okazał się zaczarowany sad na przedmieściach miasta.
Już z oddali uderzył was mdlący nieprzyjemny zapach siarki, lecz po wejściu na teren ogrodu krajobraz na pierwszy rzut oka wydawał się niezmienny. Dopiero, gdy ruszyliście w głąb sadu, dostrzegliście jedno wykrzywione drzewko, które uschło. Na wysuszonych gałęziach jabłonki wisiały całkowicie czarne jabłka. Niektóre z nich wyglądały na zwęglone, inne błyszczały jak zdrowe, lecz po dotknięciu okazywały się być półpłynne i ociekać czymś, co przypominało czarną smołę. Niektóre wydawały się robaczywe, a pozostawione przez szkodniki tunele otoczone dziwną pianą i nadnaturalnie duże.
Wtem nad waszymi głowami zatrzepotały potężne skrzydła, przyciągając wasze spojrzenia. Bez trudu rozpoznaliście lelka wróżbenika, lecz nie mogliście powiedzieć tego samego o powziętej przez niego pieśni. Choć panowało powszechne przekonanie, że ptaki te zwiastują tylko złą pogodę, Barnabas, zgłębiając się w nauki mniej może cenione przez jego departament, za to bardziej przez jego rodzinę, słyszał o lelkach, które w szczególnych momentach lamentowały upiorne pieśni zwiastujące prawdziwe katastrofy. Śpiew lelka w istocie brzmiał jak żałobny lament, przepełniony żałością i smutkiem, budzącym wokół was atmosferę grozy. Cokolwiek zamierzało uczynić to zwierzę, z całą pewnością oba departamenty będą chciały o tym usłyszeć.
Wpatrzeni w ptaka zostaliście nagle oślepieni blaskiem, którego nie mogliście się spodziewać.

Na niebie rozgorzała kometa, za którą ciągnął się złocisty warkocz. Przyciągała wzrok w przedziwny sposób, jakby hipnotyzowała samą swoją obecnością na niebie. Jaśniała jak drugie słońce, trwała nieruchomo, a im dłużej oko spoglądało w jej światło, tym większy budziła niepokój. Jakby to światło wnikało gdzieś w umysł, w serce, pozostawiając po sobie trwogę i przerażającą pustkę, której nie sposób było zrozumieć.

Mistrz gry nie kontynuuje rozrywki, ale jest gotów odpowiedzieć na ewentualne wątpliwości. Zakończony wątek należy zgłosić w temacie dziwny jest ten świat; jeżeli współgracz nie pojawi się w wątku lub przestanie pisać w jego trakcie postać oczekująca może zaprosić dowolną inną, która odnajdzie się w sytuacji, w zamian za uciekiniera.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]13.07.23 7:36
| 3 lipca 58'

Przywykł do koszmarów.
Otaczały go niczym lepka, mdląca melasa, w której utykał jak zbłąkana mucha. Nie sposób było się ich pozbyć, a czasem nawet najbardziej charyzmatyczna przykrywka nie pozwalała mu na ukrycie podkrążonych oczu, które zdecydowanie widziały zbyt wiele. Daleki był od użalania nad sobą; gdy tylko zaczynał taplać się w poczuciu winy, zbaczał z tej ścieżki, nie mogąc przecież pozwolić sobie na słabość. Podjudzana wspomnieniami nienawiść była równie zaślepiająca, co budzące świat do życia słońce; gniew był zdradliwy, jak każda ze skrajnych emocji, więc przywykł do trzymania ich w żelaznym uścisku kurczowo zaciśniętej pięści. W obliczu toczącej się wojny nie było miejsca na takie ekstremum, nawet jeżeli hołdował przekonaniu, że takowe zawsze robi największe wrażenie.
Ta noc była jednak inna, a mary i widziadła sprawiły, że zerwał się z łóżka po nieskończonych próbach ułożenia się do snu. Krótkie drzemki przerywane zapadaniem w otchłań ciemności, z której wyłaniały się oślizgłe macki, nie jawiły się jako okazja do satysfakcjonującego odpoczynku, więc koniec końców Cardan porzucił nadzieję na to, że się dzisiaj porządnie wyśpi. Właściwie porzucił ją gdzieś w okolicach wiosny, gdy nawet porządna kąpiel we wrzącej, osolonej wodzie nie zmyła z niego mugolskiego szlamu.
Świtało, gdy w pośpiechu zarzucając na ramiona marynarkę, niemalże trząsł się; ni to z zimna, ni z powodu ciężkiej, duszącej atmosfery Corbenic, co samo w sobie było dosyć niecodziennym zjawiskiem. Coś wisiało w powietrzu, coś, co umykało zmysłom i powodowało jedynie ukłucie dziwnych przeczuć. Kątem oka dostrzegł umykający kształt za oknem, wśród kotłującej się mgły. Cardan zamarł, zwracając wzrok w tamtym kierunku. Gigantyczny, czarny pies pojawił się i równie nieoczekiwanie zniknął, pozostawiając po sobie tylko dreszcz wspinający się wzdłuż traversowego kręgosłupa. Mógł zwalić to na opary alkoholu opuszczające jego ciało po wczorajszym wieczorze; mógł zwalić to na niewyspanie lub zwyczajne zwidy. Przeświadczenie o własnej nieśmiertelności zatrząsnęło się w posadach, ale nie skruszyło całkowicie.
Myślał o ponuraku kierując swoje kroki do Ministerstwa; w blasku dnia łatwiej było ignorować demony depczące po piętach, zwłaszcza, że fatygował się w konkretnej sprawie. Noc okazała się ciężka nie tylko dla Traversa - hipokampusy w ich rodowej zagrodzie najwyraźniej też wyczuły dziwną, gęstą atmosferę i jeden z nich postanowił poszukać szczęścia gdzie indziej, jakby ocean po drugiej stronie był bardziej błękitny. Cardan zamierzał skorzystać ze swoich kontaktów i rozwiązać sprawę polubownie: uznał, że zamieni parę słówek z Caiusem z wydziału Magicznych Zwierząt, jako że czarodziej i tak był mu dłużny przysługę.
Chaos w Ministerstwie opóźnił nieco jego zamierzenia; nie spodziewał się takiej liczby petentów i śmigających wściekle jak uroki zgłoszeń pisemnych. Nim dotarł na miejsce minął cenny kwadrans, a przy okazji poczęstował zdrowym kuksańcem co najmniej dwóch nieuważnych przechodniów, czarującym uśmiechem witając znajome mu damy. Swoją sprawę załatwił szybko i pozostało mu jedynie powrócić do Norfolk; perspektywa powrotu do domu zatarła się jednak wraz ze znajomą mu, czarną czupryną wychwyconą w kłębiącej się masie malkontentów (do której wszak i sam Cardan zdecydowanie należał).
– Black! – Powitał go z nonszalancją godną zignorowania tłumów wokół. Kierowany zwykłym wścibstwem, mając świadomość koneksji Rigela, poruszył temat degrengolady, która odbywała się wokół, na razie dość uprzejmie pomijając kwestię tego, że odczuł na własnej skórze to, co prawdopodobnie połowa tutaj zebranych. Uprzejma pogawędka gładkim torem zeszła na temat badań i poleceń służbowych; stamtąd już tylko rzut beretem od dosyć bezwstydnej ze strony Traversa oferty pomocy, która została zresztą przyjęta.
Sad powitał ich smrodem siarki i atmosferą równie gęstą co ta, którą odczuł jeszcze w domu. Poczucie, że coś było bardzo nie tak nasilało się z każdym krokiem w głąb miejsca, które kiedyś być może mogło uchodzić za ładne; teraz złowieszcza mgła zasnuła każdy zakamarek, a parszywe miazmaty dławiły gardło. Chcąc zabić nieprzyjemny posmak w ustach, Travers sięgnął po jedno z wiszące niżej jabłek, ale niemal rozpłynęło mu się w ręce smolistą breją; upuścił pospiesznie owoc, klnąc pod nosem po marynarsku, a dłoń wytarł o klapę marynarki odnotowując w pamięci, że tej zdecydowanie będzie musiał się pozbyć. Gdyby Rigel postanowił wówczas spojrzeć w jego kierunku, najpewniej po prostu wzruszyłby ramionami w niemej odpowiedzi. 
Umówmy się - nie poznałby Lelka nawet gdyby wleciał mu prosto w twarz. Opieka nad magicznymi stworzeniami nigdy nie była jego konikiem, a jeśli mowa o ptactwie - rozróżniał jedynie nadmorskie gatunki, bo napatrzył się na nie w życiu stanowczo zbyt długo. W pierwszej chwili pomyślał, że to sęp; wystarczyło jednak by otworzył dziób, z którego dobył się potworny, rozdzierający serce lament, by Travers pojął swoją pomyłkę. Gdyby nie nagła jasność, która pojawiła się na nieboskłonie, najpewniej zatkałby uszy, nie mogąc znieść równie przejmującego dźwięku. Obecnie jednak wlepił wzrok w niebo, a widok komety - równie przerażającej, jak i pięknej - sprawił, że popadł w stupor, w pierwszej chwili nie będąc pewnym czy to jakiś nowy rodzaj broni, czy najdziwniejsze zjawisko astronomiczne, jakiego był dotąd świadkiem.
Chwilę potem wciąż żyli, więc kwestię broni należało bezsprzecznie wykluczyć.


I like to bet on myself whenever I can.
But usually with other people’s money.
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]02.08.23 0:58
-Na Merlina, ile jeszcze tego jest? — warknął Rigel, próbując wyplątać resztki połamanych gałązek z gęstych loków. Kolejne igły i liście trafiały do porcelanowej misy wypełnionej wodą, którą to skrzat przyniósł dla swojego pana, by ten mógł się umyć po ciężkiej nocy, spędzonej w lesie. Marudek doskonale wiedział, jakie są zasady: kiedy tylko czarodziej powracał do swojej ludzkiej postaci, miał zabrać go z powrotem do domu, by tam lord Black mógł w spokoju dojść do siebie i przygotować się na kolejny wyczerpujący dzień w Ministerstwie. To powoli stawało się rytuałem: zmyć z siebie ziemię i krew, opatrzyć rany, zażyć odpowiednie eliksiry. Kolejne czynności, porządkujące chaos.
Pierwsza przemiana była dla Rigela skokiem na głęboką wodę, błądzeniem po omacku, gdyż nie było nikogo, kto mógłby przygotować go na to, co się stanie, a z kolei wiedza, zaczerpnięta z ksiąg nie mogła odpowiedzieć na wszystkie nurtujące pytania. Kiedy już po wszystkim wrócił do domu, przerażony i obolały, pocieszał się, że dalej będzie już tylko lepiej. Będzie mógł się odpowiednio przygotować, zaplanować wszystko, co do najmniejszych szczegółów, jak lubił to robić z każdym poważniejszym zadaniem. Jednak ostatnia noc ponownie udowodniła mu, że nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego.
Jak to, że mimo trzymania się wytycznych, zażycia eliksiru, nie będzie pamiętał nic. Może pomylił się z dawkowaniem? Albo było jeszcze coś, czego nie uwzględnił?
Myśl o tym, że po raz kolejny nie miał kontroli nad tym, czym się stał, wprawiała go w prawdziwą furię. Jak i to, że światło było stanowczo za jasne, cały pokój trzeszczał, kiedy tylko robił nawet najmniejszy ruch… Jednak najgorszy w tym wszystkim był zapach. Wszystko w pomieszczeniu pachniało, nie… śmierdziało, zaczynając od zwykłych roślin, kończąc na jego ubraniu.
-Sir… — cicho zaczął Marudek, który przez ten cały był przy swoim panu, czekając, aż skończy się szykować, by zabrać go do Ministerstwa.
Skrzat też śmierdział. I stwarzał za dużo hałasu.
-Wynoś się — syknął Black, piorunując go wzrokiem, choć nigdy w podobny sposób nie zwracał się do swojego najbardziej zaufanego sługi. — Zejdź mi z oczu.
Istota jedynie skinęła głową, potulnie się skłoniła i czym prędzej opuścił sypialnie.
Jeden problem mniej.
Black podniósł się i zaczął kręcić się po pokoju jak uwięzione zwierzę.
Coś było stanowczo nie tak. Tych bodźców nie powinno być aż tak wiele, emocje nie powinny szaleć jak tajfun. Dokładnie w taki sam sposób czuł się tuż przed przemianą, lecz pełnia już minęła.
Kompletnie zagubiony i wściekły, z krzykiem uderzył pięścią w ścianę, jakby ból miał pomóc mu się uspokoić. Siedzący w klatce memortek w panice zatrzepotał skrzydłami, uderzając o złote pręty, próbując uciec jak najdalej od mężczyzny, jednak i on był w potrzasku.
Na moment Blackowi wydawało się, że jego ręka zaczyna porastać futrem. Czyżby miał właśnie przemienić się we własnym domu, mordując całą swoją rodzinę? Gwałtownie odsunął się od ściany, wpadając plecami na duże lustro w masywnej ramie i kiedy mężczyzna skrzyżował wzrok ze swoim odbiciem, tafla pękła na równe trzynaście kawałków. Odbicie, na szczęście, nadal było ludzkie.
To nie będzie dobry dzień — przemknęło mężczyźnie przez myśl, kiedy wsuwał pomiędzy wargi mały rulonik z diablim zielem — chyba jedynym ratunkiem przed próbującym przejąć nad nim kontrolę wilkołakiem.
Ministerstwo przywitało arystokratę kompletnym zamieszaniem; chyba nigdy nie widział tylu kłębiących się w atrium petentów. Miał jednak nadzieję, że w Departamencie Tajemnic będzie królował, z resztą jak zawsze, niezachwiany spokój, i tam też dowie się, co zaszło. Niestety, przeliczył się. Dziewiąte piętro również pochłonęła atmosfera totalnego chaosu. Niewymowni, dotychczas skupieni na pracy w wyznaczonych pomieszczeniach, nerwowo kursowali pomiędzy palarnią a Salami. Do uszu arystokraty dochodziły urywki rozmów, dotyczące przedziwnych zjawisk magicznych wymykających się wiedzy pracowników Departamentu. Czyżby anomalie wróciły? Na samą myśl Rigela przeszedł dreszcz.
Na szczęście, a może i nieszczęście, nie miał czasu, by zdobyć więcej informacji, gdyż prawie z marszu został oddelegowany do zbadania pewnego miejsca na obrzeżach stolicy.
Black bardzo lubił badania w terenie, szczególnie kiedy mógł skorzystać ze swojej dość obszernej wiedzy numerologicznej oraz zielarskiej, lecz tym razem lecenie gdziekolwiek w takim stanie kompletnie mu nie leżało. Nawet mimo wypalonego wcześniej skręta. Z drugiej strony — w chwili kiedy niebezpiecznie balansował na granicy rzeczywistości i własnych urojeń wolał nie być sam.
Dlatego właśnie pojawienie się na jego drodze Cardana Traversa odebrał jako dar od bogów. Mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę spokoju, a jego zapach, przywodzący na myśli te wszystkie dobre chwile, kiedy jeszcze Rigel wiedział, jak to jest być nieskrępowanie szczęśliwym, dawał nadzieję, że wszystko będzie dobrze. I jakby czytając w jego myślach, Travers zaproponował mu pomoc.
Przez myśl Blacka przemknęła myśl, że ten dzień właśnie stał się odrobinę piękniejszy. Czy już do reszty oszalał?
Może.
-Mam złe przeczucie — rzekł, kiedy znaleźli się w okolicy zaczarowanego sadu, który to miał zbadać. Już z tak dużej odległości czuł gryzący zapach siarki, który sprawiał, że łzawiły mu oczy. Jedynym ratunkiem była skropiona pachnącymi olejkami chusteczka, jaką zaczął nosić ze sobą na co dzień, by chronić wrażliwy nos przed obrzydliwymi zapachami miasta. Samo miejsce nie wyglądało jednak przerażająco… do momentu aż Black przyjrzał się czarnym owocom na jednej z jabłonek, a Cardan rozgniótł jabłko w dłoni.
-Poczekaj, to może być żrące — zwrócił się do niego, po czym zanurkował dłonią w swojej przepastnej torbie, by wydobyć bukłaczek z płynem i czystą jedwabną chustkę. — Proszę, przemyj dłoń. To powinno zneutralizować truciznę.
Black nigdy nie widział, by roślinność sama z siebie zachowywała się w ten sposób. I dlaczego ucierpiało tylko to drzewo?
-Muszę pobrać próbki do badań. Czy mógłbyś rozejrzeć się i sprawdzić w tym czasie, czy jest tu jeszcze coś nietypowego? Cokolwiek, co rzuci ci się w oczy, niepasujące do krajobrazu? — uśmiechnął się blado. Nawet nie próbował ukrywać tego, jak bardzo niepokoi go to miejsce. Zanim jednak zdążył rozłożyć fiolki oraz zabrać się za szkicowanie jabłoni, ciszę zakłócił szelest ptasich skrzydeł i przeraźliwy lament lelka, od którego włos jeżył się na głowie. Rigel znał tylko podstawy opieki nad magicznymi stworzeniami, jednak swojego czasu mocno interesował się wiarą przodków oraz wszelakimi omenami. Czuł, że spotkawszy takie stworzenie na swojej drodze, ich przodkowie mogli uznać tę istotę za coś, co przynosić mogło wyłącznie katastrofy.
Black nie zdążył jednak podzielić się swoimi przemyśleniami na temat lelka, gdyż nagle oślepił go przedziwny blask.
-Jakaż ona piękna — wyszeptał, wpatrując się w kometę szeroko otwartymi oczami, pełnymi dziecięcego zachwytu. Nie mógł wręcz uwierzyć, że jest świadkiem tak rzadkiego astronomicznego zjawiska, lecz im dłużej wpatrywał się w niebo, tym większy niepokój czuł. W odległych czasach komety były uważane za zły omen, zwiastun nadchodzących katastrof, lecz nawet teraz, mimo iż nauka zrobiła ogromny krok naprzód, jaśniejący punkt na niebie budził przedziwny, wręcz pierwotny strach. Tym bardziej że nie znikną za horyzontem, tylko zmienił się w drugie słońce.
-Czytałem kiedyś o pewnym badaczu, którego syn postradał rozum, gdy ujrzał na niebie kometę — mówił bardzo cicho. — Tylko stał i patrzył się w niebo, nie będąc w stanie powiedzieć ani słowa, jakby coś… pozbawiło go duszy.
Czuł się teraz podobnie. Jakby zjawisko to nie tylko wypłynęło na otaczającą ich przyrodę, ale i na jego samego, zatruwając każdą cząstkę jego jestestwa. To nie było logiczne, mijało się z tym, co poznał, kiedy zgłębiał tajniki gwiazd.
-Czy ty też to czujesz? - zwrócił się do mężczyzny, wbijając w niego pełne niepokoju spojrzenie.

|zażywam 1 sztukę diablego ziela


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]24.08.23 8:48
Na szczęście opary siarki, choć drażniące oczy i nozdrza, nie stanowiły dla Traversa większego problemu. Porty nie słynęły z upojnych zapachów; tym bardziej te przynależne mugolom. Mimo to mógłby nawet Rigelowi pozazdrościć perfumowanej chusteczki, bo po dłuższej chwili spędzonej wśród parszywych miazmatów, po prostu zaczął wstrzymywać oddech, a gdy nachodziła go potrzeba aby zaczerpnąć powietrza, zwyczajnie robił to przez usta z nadzieją, że się nie otruje.
Nic nie odpowiedział na słowa o złym przeczuciu, chociaż tak naprawdę sam to czuł. Niepokój zdawał się rosnąć w miarę zagłębiania się w meandry sadu, który niegdyś musiał tętnić życiem. Obecnie był raptem żałosną namiastką samego siebie, a macki zgnilizny trawiły trzewia drzew, choć nie widać było tego gołym okiem.
– Zmyślna ta Twoja torba – zauważył, z cieniem uznania czającym się w kącikach ust. Fakt, gdyby wiedział, gdzie będzie mu się dane skierować, z pewnością przygotowałby się do tej eskapady lepiej. Musiał zatem polegać na zapobiegawczości Blacka, a jak na razie nie miał powodów, by martwić się o jego nieprzygotowanie do zajęć. Przyjął chusteczkę i otarł resztkę smolistej substancji; jeśli była żrąca, z pewnością zaraz powinni to zaobserwować na materiale jego marynarki. Z materiału nie udało się jej zmyć, a chusteczka jedynie roztarła paskudną plamę jeszcze bardziej. Przyszło mu do głowy, żeby po prostu oczyścić ją zaklęciem, ale zaniechał tej procedury; ostatecznie to, co stanie się z tą substancją na przestrzeni czasu może im się przydać do raportu. Nieco bezradnie złożył brudną chusteczkę i spojrzał na Rigela.
– Potrzebne ci to? – Zapytał. Rzadko sprawiał wrażenie zagubionego, ale zdawał sobie sprawę, że nie zajmuje się czymś, do czego przywykł i w czym był dobry. Gdyby byli na morzu, to byłoby zupełnie coś innego. Tutaj czuł się obco, a wykonywanie badań wszelkiej maści również wykraczało poza jego kompetencje, zatem musiał zdać się na Blacka.
Znowu.
Zaczynał myśleć, że pełni tu funkcję moralnego wsparcia, a jeśli tak – byli zgubieni. Skinął zatem głową na propozycję o rozejrzeniu się i tak też zrobił, czyniąc kilka kroków w prawo. Wszystko wydawało się jednak w jak najlepszym porządku.
– Może pozostałe drzewka nie zdążyły jeszcze uschnąć? Warto zebrać próbkę gleby – Dywagował. Drzewo najpodstępniej psuło się od korzeni, więc mogli sobie nie zdawać sprawy z tego, co dzieje się pod ziemią. Czy wszystkie jabłonie spotka taki sam los? Była w tym jakaś tragedia.
Cardan zmarszczył nos; o dziwo zdołał się jakoś przystosować do okropnego smrodu, ciężej było jednak przystosować się do widoku komety. Miał mieszane odczucia i nie był pewien, czy podziela zachwyt Rigela nad kometą. Ognisty pomarańcz odbił się w błękicie oczu Traversa, które – dosyć niecodziennie – wyrażały niepokój. Ich świat już od wielu miesięcy nie był normalny, nawet na luźne, traversowe standardy, jednak coś w widoku komety sprawiało, że miał wrażenie, że wszystko stawało na głowie.
– Miejmy więc nadzieję, że my nie postradamy rozumu, nie mam zbytnio czym szastać – mruknął. Starał się odnaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, ale w jego głowie wybrzmiewała tylko pustka. Nie był specjalistą w dziedzinie astronomii, jednak nie był też całkowitym laikiem; zjawisko wykraczało jednak poza jego rozumowanie. Komety się tak nie zachowywały.
– Nie powinno jej tu być. Przecież astronomowie stale obserwują niebo i powinni wiedzieć, że jakiś obiekt się zbliża, prawda? – Zapytał retorycznie, wciąż nie odwracając wzroku od komety i jej dziwnie pociągającego, niebezpiecznego piękna.
W jego trzewia zakradł się strach; jak wtedy, gdy spojrzał prosto w otchłań otworu gębowego krakena. Jak wtedy, gdy zdał sobie sprawę, że został porzucony na pastwę losu w nieprzychylnym, niemagicznym świecie. Nie lubił tego uczucia, przenikało aż do kości i mroziło członki, już i tak drżące tembrem krzyku lelka.
– Coś jest nie tak – skinął krótko głową na pytanie, czy również czuje ten niepokój. – Za dużo dziwnych zbiegów okoliczności. Myślisz, że to – urwał na chwilę, wskazując machnięciem ręki na uschnięte drzewo – Łączy się z tym? – Zapytał, wskazując na ich nowiutkie, drugie słońce, w końcu odwracając wzrok od nieba i kierując go wprost w ciemne oczy Blacka.  
– Powiedz, że masz w tej podręcznej torbie jakiegoś astronoma, który nam to wyjaśni – dodał, o dziwo niezbyt wesoło, choć jego twarz absolutnie tego nie wyrażała, a w kącikach ust majaczył rachityczny uśmiech. Niepokój się nasilał, a na powierzchnię podświadomości co rusz wypływały nieprzyjemne wspomnienia. – Mam co do tego złe przeczucia – dodał. Z natury nieco przesądny, upatrywał się w komecie złego omenu. Bo przecież to nie mogło być nic dobrego.


I like to bet on myself whenever I can.
But usually with other people’s money.
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]11.11.23 22:46
Obudziłem się sparaliżowany. Fizycznie, choć psychicznie nie było lepiej, powidoki czerwonych rozbłysków odcisnęły się na spojrzeniu, smarując oczy piekącą warstwą lęku. Czy to były wizje? Serce kołatało w piersi, umęczone trudami nocy. Zero wytchnienia - tylko przytłaczająca, ciągła otchłań; dłońmi rozgarniałem suche ziarna piasku, zimne, obce, po omacku błądziłem w poszukiwaniu wskazówek - kopałem na oślep, a ból rozpierzchał się pod paznokciami. Coraz głębszy dół, zapadałem się w nim sekunda po sekundzie, spowijał mnie gęstą ciemnością, ciężką i złowrogą pustką, w której nawet piach zmieniał się w pył, znikał. Z pustynnych mar wydostałem jedynie dławiący lęk, zaciskający się na gardle niczym imadło. Powieki rozchyliły się, półprzytomnie odnajdując znajomą psią sylwetkę, złotą sierść w bladym świetle poranka, lecz kiedy spróbowałem poruszyć się i przywitać Szałwię ruchem dłoni, nie zadziało się nic. Ramię pozostało bezwładne. Oddech uwiązł w gardle, nie mogłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku, a za Szałwią dostrzegłem cień, potworny kształt ponuraka, ogromne cielsko katastroficznego omenu. Miałem wrażenie, że ktoś jest za mną, jakbym był marionetką - poplątał wszystkie sznurki, uniemożliwił ruch, trafił mnie zaklęciem, wtargnął do domu.
Stan utrzymał się przez parę minut, ale miałem wrażenie, że nie minie już nigdy. Szałwia spała niespokojnie, popiskiwała, warczała, lecz nie obudziła się, podejrzanie nieświadoma dziwnej obecności, którą odczuwałem ja, trawiony coraz większym strachem. Ponurak zniknął, ale jego widmo nie chciało mnie opuścić, torturując złym przeczuciem nawet wtedy, gdy mięśnie wróciły do siebie, pozwalając mi na pierwsze nieśmiałe ruchy. Z początku bałem się kiwnąć palcem, wierząc w zwidy i obecność niesprecyzowanego oprawcy, ale w końcu musiałem zdobyć się na odwagę i ku mojemu zaskoczeniu - nie ujrzałem nikogo poza Szałwią. Uniosła łeb, zmęczona niepewnym snem, wpatrując się we mnie nieprzytomnie. Nie czułem się dobrze zostawiając ją w domu, potrzebowałem jej wsparcia i towarzystwa, przywykłem do niego, a dziś każdy cal mojego ciała wołał o odpoczynek, myśli krzyczały o niebezpieczeństwach i niepowodzeniach, jednak z tyłu głowy majaczyły obowiązki. Musiałem stawić się w Ministerstwie. Ustalona data była nieprzekładalna, należało dopełnić formalności, zmusiłem się więc, próbowałem sprawiać pozory, uczesałem się, ignorując ciemniejsze niż zwykle półksiężyce pod oczami i jeszcze mniej przytomne spojrzenie. Jakoś będzie.
Ale nie było. Prędko okazało się, że tego dnia w Ministerstwie nie załatwię absolutnie nic, rozgardiasz uderzył we mnie ze zdwojoną siłą, zaatakował szumem rozmów i podenerwowania, echem ciężkiej nocy. Plaga nieszczęść, ot co - nie byłem całkowicie zaskoczony, trzeszczały o tym płomienie, migotała kryształowa kula, szeptały karty. Powinienem wrócić do domu, ale dałem zwieść się znakom, przeczuciom i dawnym przyzwyczajeniom - najpierw postanowiłem zajrzeć do znajomego sadu, w którym pojawiałem się często, gdy jeszcze mieszkałem w Londynie. Odnajdywałem w tym miejscu spokój, lubiłem skrzaty, czasami wróżyłem ludziom ze skórek wyjątkowych jabłek, ale dzisiaj nie było tu wcale kojąco. Odór siarki wydarł ze mnie krótkie kaszlnięcie, ramieniem natychmiast osłoniłem nos, mrużąc oczy w niezrozumieniu.
Problem tkwił głębiej. Pierwsze spojrzenia nie zdradziły mi źródła zepsucia, ale kiedy podążyłem znajomą ścieżką, klucząc chwilę między drzewami, odpowiedź zmaterializowała się przede mną - czarna, przeżarta śmiercią i tchnieniem strachu, znów odzywającego się w trzewiach. Potworny widok pochłonął mnie całkowicie, dopiero po chwili dostrzegłem przy jabłoni ludzkie sylwetki, ale nie zdołałem poczynić ku nim kroku, kiedy wzrok przyciągnął okazały ptak, lamentujący przeraźliwie. Jego śpiew przenikał na wskroś, rozpaczą i żałobną nutą... pomyślałby kto, że wystarczy potworności na dziś, ale na niebie już gorzało złowieszcze coś. Czułem się, jak o poranku, sparaliżowany tym widokiem i przytłoczony ilością zła, zawisło nad nami, nie chciało odejść. Z trudem oderwałem od niej spojrzenie, mrugając i mrugając i mrugając bez końca, pragnąc tylko wymieść ten widok, jasną plamą rozlany po otoczeniu. Nie potrafiłem się uspokoić, dłońmi nerwowo przeczesałem włosy, dobyłem różdżki, próbując znaleźć choć trochę ukojenia w zagłębieniach znajomego drewna, prędko sięgając też drewnianej figurki zawieszonej na szyi, przezornie odpukując w niemalowane, choć nawet nie wiedziałem, co odpukuję i czy przy skali astronomicznego zjawiska ma to jakiekolwiek znaczenie. Dopiero po paru minutach ruszyłem się, dobijając do czarodziejów.
- Lord Black? - zapytałem zaskoczony, rozpoznając młodego lorda; drugi mężczyzna zdążył gdzieś zniknąć - rozejrzałem się za nim, na próżno. Chciałbym wierzyć, że był tylko złudzeniem, jak ponurak - ale ponurak nie był majakiem, a ostrzeżeniem, którego nikt nie powinien ignorować. Wyciągnąłem dłoń do mężczyzny, witając go krótko. Znaliśmy się pobieżnie, dzięki mojej hodowli, dziś okoliczności były... niecodzienne. - Nigdy nie widziałem czegoś takiego - wydusiłem, nie potrafiąc zdecydować się, czy powinienem komentować dziwną kometę, czy drzewo wyschnięte na wiór. Żadnego z dziwów nie widziałem wcześniej, więc wszystko się zgadzało. - Potrzebujecie pomocy? - zapytałem, wyciągając szyję, gdy oglądałem pień z każdej strony. - Kompletnie uschło, prawda? Potworne. A to? - zapytałem, dostrzegając ślady po rozkwaszonym owocu. Nigdy nie widziałem tu takiego zepsucia.


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]18.11.23 11:11
Kiedy tylko Rigel przybył w to miejsce, już wiedział, że stanie się świadkiem czegoś, co będzie mocno wykraczało poza zwykłą szarą codzienność. Już sama panika w Ministerstwie bardzo wiele dała mu do myślenia. A teraz to — przecinająca nieboskłon kometa, której obecność wydobywała na światło dzienne najgorsze myśli arystokraty, sprawiając, że poczuł się mały i kompletnie bezbronny, mimo iż na samym początku widok tego zjawiska zachwycił go do granic możliwości.
Trudno było mu skupić się na słowach Cardana — echem odbijały się w myślach logiczne twierdzenia, że astronomowie powinni byli przewidzieć coś takiego. Może przewidzieli? Może te informacje zwyczajnie nie zdążyły jeszcze dotrzeć do innych Sal i Departamentów? Trzeba było jak najszybciej przekazać im wiadomość i pierwsze wnioski, by ci, którzy mają dostęp do prawdziwych tajemnic, już mogli rozpocząć badania. Black później dostarczy im więcej szczegółów.
Z trudem odrywając wzrok od pięknego i zarazem przerażającego widoku, Black sięgnął po swój notatnik, wyrwał z niego kartkę i zaczął pośpiesznie skrobać ołówkiem krótką notatkę do swoich przełożonych.
-Nie możemy wykluczyć, że to zjawisko łączy się ze stanem roślin, lordzie Travers - powiedział, przyciskając grafit do papieru. - Bardzo proszę, niech uda się pan z powrotem do Ministerstwa i przekaże ten liścik do Departamentu Tajemnic. Odwdzięczę się za to, jak tylko będę mógł.
Spojrzał na mężczyznę błagalnie, licząc na przysługę. Całe szczęście mężczyzna zgodził się i już po chwili w zaczarowanym sadzie został tylko Black, umierająca roślinność i jaśniejąca na nieboskłonie kometa.
Z każdym uderzeniem serca czarodziej, czuł, że niepokój coraz bardziej go paraliżuje. Zupełnie jak w te gorsze dni, kiedy ciało, powoli trawione chorobą, odmawiało posłuszeństwa, dając arystokracie przedsmak tego, co czeka go w niedalekiej przyszłości. Stał tak, wpatrując się w jasny punkt nad głową, próbując zrozumieć, czy właśnie tak wygląda pierwszy krok do szaleństwa; umysł błądził, resztki jakichkolwiek pozytywnych myśli zniknęły, jak gdyby w ogóle nigdy nie istniały. Rigel znów myślami przeniósł się do chwili, kiedy pewnego dnia stwierdził, że ma dość bólu, dość pustki i zamierza z tym skończyć.
Kiedy jednak był pewien, że kosmiczne zjawisko wypali z jego głowy, z jego duszy resztki zdrowego rozsądku i życia, ktoś go zawołał, pomagając mu na chwilę otrząsnąć się i uwolnić od przytłaczających emocji.
-Dzień dobry panie Despenser - spróbował się uśmiechnąć i trzymać się etykiety nawet w chwilach, kiedy sam rozpadał się na kawałki. Wyciągnął swoją, lekko drżąca dłoń, by odwzajemnić uścisk, a dotyk innej osoby, ciepłej i rzeczywistej, stał się niczym lina, ratująca życie przed straszliwym upadkiem.
- Ja również zupełnie nie wiem, co o tym wszystkim sądzić - przyznał, przenosząc wzrok na roślinę i na zmiażdżony owoc. - Z początku myślałem, że jest to jakaś choroba albo nowy pasożyt… Nadal może nim być, niczego nie można wykluczyć, jednak pojawiła się kometa… - potrząsnął głową. - Czytałem kiedyś pracę, w której autor robił badania nad magią, uwięzioną w ciałach niebieskich i twierdził, że może ona mieć wielki wpływ na otoczenie, jeśli znajdzie się gdzieś na ziemi. Jednak ta sytuacja kompletnie nie pasuję do tego, co zostało opisane.
Westchnął.
-Jeśli miałby pan czas, to, nie ukrywam, przydałaby mi się pomoc w zebraniu próbek roślin i gleby. - Z torby wydostał pęsetę, nożyk oraz kilka długich i cienkich fiolek, zamkniętych na korek, które to rozłożył na niewielkim pieńku, przykrytym kawałkiem śnieżnobiałego materiału. - Może, kiedy zostaną już przebadane, to rzucą światło dzienne na ten fenomen.
Cały czas Rigel miał wrażenie, że są obserwowani. Jakby kometa była okiem wielkiej kosmicznej bestii, która przymierza się do nowej ofiary — do świata, którego zamierzała skonsumować.
-Komety pojawiają się na chwilę i znikają. Dlaczego ta nadal tu jest? - Nawet nie liczył na to, że otrzyma odpowiedź. Musiał jednak zadawać pytania, spróbować pojąć to zdarzenie. Tak po prostu. Żeby nie oszaleć do reszty. - Czy, spoglądając na nią, czuje pan, jakby pożerała kawałek pańskiej duszy?


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]20.11.23 8:37
Nieobecność psiej kompanki mocno dawała się we znaki. Szałwia niosła ze sobą ułamek upragnionego komfortu, poczucia bezpieczeństwa, o które dbała przewidując nadchodzące napady snu - ostrzegała, gotowa wytrwać nade mną każdą potrzebną minutę, cierpliwie czekając na wybudzenie. Bez niej byłem całkowicie zdany na kapryśne humorki własnego organizmu, lubującego się w ciskaniu piachu pod powieki w najmniej odpowiednich momentach, bez niej zagubienie wkradało się niepostrzeżenie i może nie byłoby tak źle, gdyby nie przeklęty poranek i nagromadzenie katastroficznych znaków na niebie i ziemi. Trwoga przejęła mnie do głębi, a kiedy wreszcie oderwałem spojrzenie od niewyjaśnionego zjawiska, myśli rozpychały się w głowie, nieproszone, uporczywe - paskudne wyobrażenia, jakby roziskrzony warkocz podjudzał niewyraźne wizje, wyciągał na powierzchnię każdy tragiczny omen.
Lord Black nie wyglądał lepiej niż ja. To znaczy - w ogólnym rozrachunku może i wyglądał, był otulony drogimi, idealnie skrojonymi materiałami, przy których moje luźne ubrania prezentowały się mocno niewyjściowo, lecz pod ciemnymi oczami rozlało się podobne do mojego zmęczenie, a kąciki ust unosiły tak niemrawo, że natychmiast wysnułem śmiałe wnioski - fatum i na nim zacisnęło szpony, prawdopodobnie nikt nie mógł uchronić się przed parszywym losem. Niedobrze. Próbowałem zachować spokój, na ogół wychodziło mi to nieźle, lecz tym razem błyski przestrachu musiały osiąść w spojrzeniu - wodziłem nim po jabłoni, wsłuchując się uważnie w słowa młodego mężczyzny. - Choroba nie rozwinęłaby się tak gwałtownie - odezwałem się cicho, również biorąc pod uwagę tę teorię, jednak doświadczenie podpowiadało mi, że żadna zaraza nie sprowadzała drzewa do takiego stanu w parę godzin. Nie wyrywałem się z wnioskami, oddałem się zadumie, pozwalając Rigelowi na dywagacje. Moja znajomość astronomii była śmiechu warta, od lat wyrzucałem sobie to zaniedbanie - jak szereg innych - a teraz czułem się żywcem dotknięty własną niemocą. Znowu.  
- Oczywiście - zgodziłem się spokojnie na pomoc przy zbieraniu próbek, ale nie ruszyłem do zadania od razu. Z przyrządami trzymanymi w dłoni przyglądałem się poranionej korze, jakby szorstkie wzory mogły przynieść odpowiedź. Wysuszona. Martwa. Poszło od korzeni? Starałem się nie patrzeć na Blacka, kiedy mówił o badaniach. - Miejmy nadzieję, że tak będzie - odparłem, zastanawiając się w milczeniu, jak chętnie Ministerstwo podzieli się wynikami badań, ile zdecydują się zataić. Zmarszczyłem brwi, nożykiem ostrożnie zeskrobując trochę kory do fiolki - bez pośpiechu, z ostrożnością, nie chcąc ani drobinki na własnej skórze. Powtórzyłem proces, wybierając inne miejsce - ledwo wystający nad ziemię korzeń - dopiero po dokładnym oczyszczeniu ostrza. - Będę wdzięczny za jakiekolwiek informacje o postępach - podkreśliłem nienachalnie, z absolutnym spokojem krzyżując senne spojrzenie z młodym naukowcem, gdy podawałem mu dwie fiolki. - Ta jest z korzenia.
Próbki trzeba było odpowiednio podpisać, może zebrać kilka z tego samego miejsca, ale najpierw wolałem zadbać o różnorodność materiału, ciągle wodzony za nos złym przeczuciem i wrażeniem, że zabraknie nam czasu. Coś jeszcze miało się dzisiaj wydarzyć? Czy to już paranoja? Zabrałem się za kolejną fiolkę, przyjrzałem owocom.
- Skrzaty nie zignorowałyby niepokojących przesłanek, prawdopodobnie nic nie zwróciło ich uwagi albo ich magia była wystarczająca na uporanie się z problemem - mogły też nie donieść nikomu o problemie, ale zważając na młyn w Ministerstwie... wątpiłem, by miały szansę przyjrzeć się jabłoni. - Dbają o to miejsce. Trzeba je znaleźć, popytać. Może coś wiedzą, może widziały, jak to się stało... Zastanawiająca jest rozpiętość szkód - mówiłem powoli, dając sobie czas na namysł. - Drzewo zeschnięte, owoce spleśniałe, przeżarte przez szkodniki, inne zwęglone - jakby coś je trafiło - urwałem, krzywiąc się mimowolnie - jakby trafiło je każde możliwe nieszczęście - poprawiłem się, wierzchem dłoni trąc skroń. Może błędem było przebywanie tutaj. Miałem na głowie hodowlę, co z nią, co z kłaposkrzeczkami? I Szałwią?
Kiwnąłem powoli głową, kiedy mężczyzna poruszył temat komety. Mieliśmy podobne odczucia, może podobne obawy; światło budziło lęk, ale nie miałem wątpliwości, że to dopiero zapowiedź.
- Czuję - odparłem zwięźle, milknąc na moment, mimowolnie kierując spoglądając na zjawisko, lecz czym prędzej oderwałem od niego wzrok, w nerwowym popłochu mrugając parokrotnie. - Nie jestem specjalistą, niewiele wiadomo mi o kometach... ale czy to na pewno jest kometa? - zapytałem z wyraźną wątpliwością. - Wygląda, że musi mieć związek z tym, co się tutaj wydarzyło, ale jabłoń ucierpiała przed rozbłyskiem. I ten lament... widziałem jakieś stworzenie, ptaka? - zapytałem, chcąc upewnić się, że nie zwariowałem, pochylając się zaraz nad rozlanym jabłkiem z zamiarem pobrania kolejnej próbki na wstrzymanym oddechu.


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]02.12.23 19:30
-No tak, i pewnie w takim wypadku również wszystkie rośliny w okolicy wyglądałyby podobnie - przytaknął, przyglądając się, otoczeniu. Część drzew również była w słabej kondycji, jednak nie w aż tak dramatycznej, jak poczerniała jabłoń ze zgniłymi owocami.
-Bardzo panu dziękuję. - Rigel nawet nie krył ulgi i radości, że nie będzie tkwił w tym sam. Walczyły w nim dwie emocje — ciekawość, która była bardzo potężna, oraz równie silny strach, pierwotna emocja, która nakazywała mu, by uciekał z tego miejsca jak najszybciej. Schował się w bezpiecznym domu. Byle jak najdalej od komety.
Mężczyzna również wziął jedną z probówek i długim wacikiem zebrał trochę ciemnej papki, w którą zmienił się ten kiedyś soczysty owoc. Musiał nawet wstrzymać oddech, bo mocniejszy tu zapach siarki był wprost nie do wytrzymania dla delikatnego wilkołaczego powonienia.
-Jeśli tylko czegoś się dowiem, to niezwłocznie dam panu znać. Niestety część badań nadal pozostaje poza moim zakresem, jako że jeszcze nie jestem Niewymownym - rzekł, kiedy odsunął się od źródła smrodu na wystarczającą odległość. - Dodatkowo jestem zobowiązany milczeć w niektórych kwestiach. Taka specyfika pracy. Jednak postaram się zrobić co w mojej mocy, by odpowiednio odwdzięczyć się panu za pomoc.
Badania i analiza próbek mogłyby się stać kluczem do rozwiązania zagadki tego, co właściwie tutaj zaszło. Chociaż, biorąc pod uwagę specyfikę pracy i zasady, jakimi rządził się Departament Tajemnic, stażysta raczej nie ujrzy tych wyników analiz na oczy, zadowalając się jedynie krótkimi notatkami albo połaciami tekstu zakreślonymi czarnym tuszem z pozostawionymi jedynie paroma czytelnymi słowami. No chyba, że stanie się jakiś cud, patrząc na te nietypowe okoliczności.
Kiedy Wilhelm zaczął mówić o skrzatach, młodszy mężczyzna wpadł na pewną myśl:
-Kiedy tylko dotarłem w to miejsce, uderzyło mnie, jak cicho się tu zrobiło. Pusto. W miejscach, w których mieszkają najróżniejsze istoty, da się wyczuć… jakby obecność. Tylko że tutaj… - Black zmarszczył brwi. - Było pusto. Martwo. Może skrzaty opuściły to miejsce?
Z tym sadem było coś stanowczo nie tak. Z tą chwilą — również. Nic nie pasowało do siebie. Czy pojawienie się komety właśnie w taki sposób wpływa na świat — rodzi chaos, splata ze sobą wydarzenia i losy rzeczy w sposób niewyobrażalny? Sprawia, że wszelkie plagi, nieszczęścia rzeczywiście mogą stać się materialne.
-Nie wie pan może, czy te istoty traktują drzewa w jakiś specjalny sposób? Taki religijny albo symboliczny? - zamyślił się, wbijając wzrok w poczerniałe gałęzie. - Jeśli to drzewo było dla nich ważne, było ich przewodnikiem albo ważnym miejscem spotkań… To może to w jakiś sposób tłumaczyłoby to, że ono jedno wygląda tak okropnie?
Rigel za wszelką cenę próbował wytłumaczyć sobie zjawiska, jakich był świadkiem, jednak nic tu do siebie nie pasowało. Nic. Kompletnie.
-To zjawisko wygląda na kometę, gdyż ma ten charakterystyczny ogon… Jednak na tym się kończy to podobieństwo. Inne komety pojawiają się na chwilę i gasną, a nie stają się drugim słońcem. - Pokręcił głową. - Proszę wybaczyć. Bardzo trudno jest mi powiedzieć o tym więcej. Może przed pojawieniem się obiektu doszło do jakiegoś innego zjawiska magicznego… Jakiegoś zwiastuna nadchodzących wydarzeń. Jak kiedy w brzeg ma uderzyć fala, to woda cofa się znacznie. Tylko że w tym wypadku byłyby to plaga pecha?
Nie, to brzmi kompletnie bez sensu.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]02.12.23 21:33
Pokręciłem głową, zastanawiając się nad możliwymi opcjami. Było ich kilka, jednoznaczna odpowiedź wymagałaby jakichś poszlak, wskazówek, choroby były różne, a to, co mieliśmy przed oczyma... bardzo niewyjaśnione, wymykało się wszystkiemu, a zwłaszcza logice.
- Niekoniecznie. Zależy jaka choroba, lecz przy takiej rozpiętości szkód - jest ogromna szansa, że przeniosłaby się na inne drzewa - stwierdziłem z ostrożnością, wzrokiem podążając do innych drzew. Mogły trochę podupadać, ale nie było w tym nic szczególnego, żadnych niepokojących oznak, skrzaty naprawdę o nie dbały. Również wolałbym nie zostawać tu sam, tak jak nie chciałbym niepotrzebnie rozwlekać przebywania obok zniszczonej jabłoni - co, jeśli to mogło roznieść się dalej, jeśli to nie była tylko kwestia drzewa? Z tyłu głowy wciąż majaczył natłok złych znaków, nie wzięły się znikąd, nie tak rozsiane. Czy dzisiejsze wydarzenia były już całym przedstawieniem, czy dopiero wstępem? Usta same zaciskały się w zmartwieniu. Musiałem zajrzeć w kulę, jak najszybciej.
- Rozumiem, naturalnie - odparłem cicho, przyjmując słowa lorda bez zaskoczenia. Ministerstwo nie było chętne do dzielenia się informacjami. Pracowałem tam parę lat, znałem kilka złotych zasad nim rządzących. - Proszę się nie krępować, jeśli będzie trzeba coś skonsultować - mam nadzieję, że nie strzelałem sobie zobowiązaniem w kolano. Wolałem utrzymać powiązania z Ministerstwem tylko tam, gdzie naprawdę były konieczne.
- Opuściły? - powtórzyłem w typowy dla siebie sposób. Próbowałem znaleźć wyjaśnienie podanej wersji zdarzeń, uznać ją za możliwą. - Zawsze wydawały się zaangażowane, mimo śmierci rodziny, do której ten sad należał. Jeśli odeszły, raczej nie z własnej woli. Coś musiałoby je przegnać, przerazić... - wyraziłem opinię, mimowolnie uciekając spojrzeniem do zawieszonego na niebie dziwactwa, ale wzdrygnęło mną tak gwałtownie, że natychmiast wróciłem spojrzeniem do jednego ze zdrowych drzew. Spokojnie, mówiłem sobie, ale nic z tego, tutaj nie dało się spokojnie, nie dzisiaj. Może tu też kręciły się ponuraki, kto wie? Rozejrzałem się z przestrachem. Pusto. Martwo. Dokładnie tak, jak mówił Black.
- Nie, nie wydaje mi się. Są tu różne odmiany, dosyć wyjątkowe i charakterystyczne, ale nie zauważyłem, by skrzaty szczególnie traktowały którekolwiek z drzew, dla nich to sad, praca do wykonania - zrelacjonowałem, zgodnie ze swoją wiedzą. - Nie mogę tego wykluczyć, oczywiście, ale to mało prawdopodobne - sprostowałem zaraz.
Nabrałem powietrza w płuca, wsłuchując się w rozważania rozmówcy. Niestety, było w tym więcej niż trochę racji. Wolałbym móc zaprzeczyć, jednak zbyt dobrze znałem znacznie straszących nas symboli. Tylko dlaczego tak nagle? Czy to następstwa cieni, snujących się po kraju? A może ta sama przyczyna? Usiłowałem skupić się na pobieraniu próbek, lecz znów zamarłem, zbyt pochłonięty przytłaczającymi interpretacjami. Miałem wrażenie, że poranny paraliż zostawił po sobie jakieś dziwne wrażenie.
- Plaga pecha, trafnie ujęte - stwierdziłem markotnie, oglądając się na czarodzieja. Podałem mu kolejne próbki, tym razem gleby. - Nie wiem, jak wiele znaków pojawiło się w innych miejscach, mnie prześladowały od rana. Różne, najgorsze też, a to - skinąłem głową w stronę jaśniejącego straszydła - jest zapowiedź, która spędza ludziom sen z powiek od wieków. Zwiastuje zło, katastrofy, choroby, klęski, lista może nie mieć końca, jeśli się uprzeć - powiedziałem, zanim trochę mnie zdławiło. Lękiem. Przełknąłem ślinę, decydując się mówić dalej. - Gdyby nie fakt, że nadal wisi nam nad głowami, powiedziałbym, że zwiastuje... właśnie to - wskazałem dłonią poczerniałą jabłoń - ale to wydarzyło się przed nią i równocześnie wygląda, jak jej następstwo - jeśli było tylko symbolem tego, co miało nadejść... nie potrafiłem objąć tego swoim umysłem. Potworność, czyste piekło. - Jakby czas potknął się o własne nogi. Znaki pojawiły się późno, tuż przed, parę godzin to tak mało w tak ogromnej skali zniszczeń - rozmasowałem skroń, próbując pojąć to wszystko.


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]06.12.23 18:21
Mężczyzna nigdy specjalnie nie interesował się kulturą skrzatów ani nie zastanawiał się, czy takowa w ogóle istnieje. Były one sługami. Istotami, które rodziły się, by służyć, wykonywać rozkazy oraz pracę swoją pracę najlepiej, jak tylko się da, inaczej… Kończyły w przykry sposób. Na przykład jako ścienna dekoracja. A przynajmniej takiego punktu widzenia trzymała się pewna przodkini Rigela. On z kolei uważał to za bezsensowne marnotrawstwo czasu i niepotrzebne oraz niesmaczne epatowanie przemocą. Skrzaty i bez tego wiedziały, co należy do ich obowiązków. Były oddane swoim panom nawet po ich śmierci, troszcząc się o to wszystko, co było dla rodziny ważne za ich życia. Dlatego w tym wypadku musiało stać się coś niespotykanego. Chyba że… Na samą myśl Rigela przeszedł lodowaty dreszcz.
-Nie jestem pewien, ale biorąc pod uwagę ich zaangażowanie - zaczął cicho, czując, jak zasycha mu w gardle. - Możliwe, że kiedy zobaczyły, co tu się dzieje, w jakim stanie znajduje się to drzewo, szczególnie jeśli była to pierwsza z wysadzonych w tym miejscu jabłoni, mogły uznać, że zawiodły. A wiadomo, co w takim przypadku potrafią zrobić skrzaty.
Umilkł, gdyż wolał specjalnie nie zagłębiać się w szczegóły to sprawy, a milczenie na chwilę zawisło w powietrzu, ciężkie i zimne.
-Jednak to tylko moje przypuszczenia - dodał szybko. - By dowiedzieć się całej prawdy, należałoby dokładnie sprawdzić miejsce, w którym mieszkają.
On sam nie był jednak skory do sprawdzania czegokolwiek. Z nieukrywaną ulgą wsadził do ostatniej probówki kawałek strawionego nieznanym zjawiskiem liścia. Jeszcze chwila i będzie można już stąd iść.
-Kiedy szykowałem się do pracy, lustro, znajdujące się w mojej sypialni pękło, chociaż przetrwało wiele pokoleń mojej rodziny oraz tą wywołaną przez mugoli pożogę Londynu w 1941. - odpowiedział cicho, kompletnie bezbarwnym głosem. - Pękło na trzynaście równych części. A kiedy byłem dziś rano w Ministerstwie, mówiono w naszym Departamencie o niemożliwych ruchach planet, jakby ktoś nałożył na siebie dziesiątki natalnych kart.
Czy właśnie to ich czeka? Najpierw anomalie, potem cieniste potwory, a teraz to? Jaka istotę musiano rozgniewać, by ta w odwecie spuściła na nich te wszystkie plagi?
Kiedy Wilhelm zaczął mówić o paradoksie czasu, Black zmarszczył brwi, gdyż przypomniał mu się pewien tekst, na jakie zupełnie niedawno natknął się, porządkując papiery dla Niewymownych z Sali Planet. Badali oni wspólnie z Salą Czasu pewną teorię, że w kosmosie czas może płynąć kompletnie inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Wtedy Rigel tego nie rozumiał, ale słowa zielarza sprawiły, popchnęły go w stronę pewnych rozmyślań.
-Słyszałem o pewnej teorii, która mówi o tym, że jeśli jakieś jakieś ciało niebieskie jest wyjątkowo masywne, potrafi ono… jakby zakrzywiać czas. Chodzi o to, że jeśli będziemy w pobliżu tego wielkiego obiektu, czyli w jego polu grawitacyjnym, to czas dla nas będzie biegł wolniej, niż dla obserwatora, znajdującego się w innym miejscu. Jeśli też weźmiemy pod uwagę potężną magiczną moc, ukrytą w takich obiektach, to możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Na przykład tego, że jakieś miejsce, będzie zalane falą pecha, gdyż dla niego, czas będzie biec kompletnie inaczej. I rozłożony na wiele lat pech nagle skumuluje się w jednej sekundzie.
Arystokrata westchnął.
-Pozostaje jeszcze wiele pytań. I to, czy pech i szczęście również są podobnymi siłami, poddającymi się rozumieniu i numerologicznym działaniom?


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]07.12.23 11:50
Skrzaty widywałem głównie w Hogwarcie, tutaj - w sadzie - oraz w bogatych domach, kiedy przekraczałem ich progi z kryształową kulą. Nigdy nie byłem świadkiem kar, jakie wymierzały sobie same i wolałbym ten stan utrzymać. Ostrożnie skinąłem głową na lordowskie słowa, niekoniecznie spiesząc się do wdawania w dyskusję na ten temat. Światło komety i tajemnicza śmierć jabłoni miały w sobie wystarczająco dużo ciężaru.
- Trzeba sprawdzić, czy coś im się nie stało - zasugerowałem, od razu postanawiając rozjaśnić myśl, ułożyć ją tak, by zainteresować arystokratę losem stworzeń. W ten czy inny sposób, mnie obojętne nie były, powinny mieć szansę na przeżycie. - Czy magia nie rozniosła się na inne formy życia - z naukowej perspektywy Ministerstwo mogłoby przejąć się nie tyle ich losem, a możliwymi konsekwencjami - nie miałem lepszych pomysłów na zadbanie o skrzaty, ale trwałem w nadziei, że po prostu się wystraszyły i zaszyły w kryjówkach, nic więcej. Zignorowanie tak ważnej kwestii byłoby oznaką potwornej ignorancji, ktoś musiał się tym zająć.
- Kolejny potworny omen - mruknąłem tylko pod nosem, nawet nie próbując kryć zmartwienia, od razu uwidaczniającego się w rysach twarzy. Pękające lustro, trzynaście części - nawet nie jeden znak, tylko ich kombinacja, jawnie sugerująca, że zło czai się za każdym rogiem. Jak nie wierzyć, kiedy przed sobą mieliśmy najczystszą jego postać? Nie mówiłem nic więcej, nawet nie wiedziałem, jak to skomentować, bo z sekundy na sekundę świat robił się coraz bardziej przytłaczający. Jeśli zapowiedź była tak potworna, jak okropny miał być finał?
- Sugeruje pan, że to - wskazałem krótkim ruchem głowy uwieszony nad nami dziw - może być zdolne do zakrzywiania czasu? - zapytałem w czystym szoku, jeszcze przez chwilę próbując zrozumieć przedstawioną teorię. Wiedziałem, że istniały zaklęcia do tego zdolne, były daleko, daleeeeko poza moim zasięgiem, ale skoro czarodziej mógł taki czar rzucić, dlaczego niby ciało niebieskie nie mogłoby zakrzywiać czasu? Miałem wrażenie, że po tym dniu nic mnie już nie zdziwi. Teoria wymykała się mojemu umysłowi, próbowałem analizować ją powoli, lecz byłem wyczerpany natłokiem, pędem, nieobecnością Szałwii, której teraz potrzebowałem przy sobie, musiałem wiedzieć, czy jest bezpieczna. A inni? W mojej głowie coraz silniej odzywały się zmartwienia o stan bliskich, nie mogłem się wystarczająco skupić. - To nie wróży dobrze - wydusiłem tylko, zaciskając usta.
- Nigdy nie próbowałem rozumieć pecha od strony numerologicznej, podobnie do wróżbiarstwa wymyka się ogólnym zasadom, a przynajmniej tym, które poznaliśmy - skomentowałem markotnie, oddając kolejną próbkę. - Wiem, że ludziom łatwo ignorować znaki, wyśmiewać przesądność, ale tego zignorować się nie da - dodałem, wymieniając z Blackiem spojrzenie. Tego i reszty przypadków, które wstrząsnęły dziś Ministerstwem Magii.
- Trzeba zebrać próbki ze zdrowych drzew. Żeby mieć się do czego odnieść - podsunąłem, z ogromną ulgą przenosząc się pod zdrową jabłoń. Wyglądała, jak nietknięta, zero. Pytanie, czy to cholerstwo miało się teraz roznieść dalej, czy jednak ograniczy się do wyrządzonych szkód. Może już się coś działo, ale nie było widoczne. Oby nie. Tym razem przyspieszyłem, chcąc jak najprędzej dostarczyć materiał i zmyć się stąd, zanim nerwy uniemożliwią mi teleportację - już było ciężko.


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]08.12.23 15:05
-Tak, oczywiście - przytaknął. - Jestem pewien, że kiedy tylko wrócę do Ministerstwa z informacjami, zostanie tu oddelegowany pracownik z innego Departamentu.
Rigel był pewien, że wszystkich pracowników Ministerstwa będą czekały całe tygodnie ciężkiej pracy. Dane oraz próbki należy zebrać, później to wszystko przeanalizować. Zająć się również rozmowami ze świadkami zdarzeń.
Może to czas by przynieść prywatne rzeczy do pracy. Kto wie, czy nie będę musiał tam nocować?
-Próbuje zrozumieć jeszcze jedną rzecz - odezwał się po chwili, kiedy w skupieniu układał fiolki z próbkami do skórzanego pokrowca z niewielkimi kieszonkami. - Czy te wszystkie omeny, zwiastuny pecha, odnoszą się do osób, które je zobaczyły? Czy jest to jeszcze co innego? Przecież nie może być tak, że wszyscy na raz doświadczą nieszczęścia?
Szczęście i pech były siłami jeszcze mocno niezbadanymi. Wydawało się, że były bardzo ulotne, płynne i bardzo trudne do zrozumienia, chociaż w pewnej chwili alchemikom udało się zamknąć je w postaci eliksiru Felix Felicis. Black nie był w stanie jeszcze go przygotować, mimo iż poświęcał wiele godzin na doskonaleniu swoich umiejętności, czytał jednak, iż istnieją różne teorie na temat tego, w jaki sposób eliksir działa na człowieka. Jedni mówią, iż, faktycznie, jest to kwestia magii o konkretnym charakterze, jednak istnieje jeszcze wersja Niewymownych z Sali Mózgów, którzy sądzą, że napełniony magią umysł człowieka bezgranicznie wierzy we własne możliwości i powodzenie. Obie te wersje w pewien sposób brzmiały dla arystokraty bardzo podobnie.
-Cóż… - Rigel odważył się w końcu spojrzeć na kometę, chociaż jej blask nadal przyprawiał go o dreszcze. - Zależy, jak duży jest to obiekt. Bez specjalistycznego sprzętu i wyliczeń ciężko jest to stwierdzić.
Delikatnie uśmiechnął się, gdy rozmowa zeszła na tematy wróżbiarstwa.
-Na szczęście są ci, którzy wiedzą, że znaki mogą wiele mówić. Jedna z naszych Sal w Departamencie Tajemnic zajmuje się tym. - Czarodziej mówił tu o Sali Przepowiedni. Nie do końca rozumiał, co właściwie znajduje się za jej zamkniętym drzwiami oraz z czym mierzą się tamtejsi Niewymowni, gdyż byli oni jeszcze bardziej skryci niż inni pracownicy z dziewiątego piętra.
-Oczywiście. - Kiwnął głową, po czym niezwłocznie udał się jak najdalej od martwego drzewa. Na szczęście zbieranie próbek w znacznie odległości od źródła siarkowego smrodu było o wiele przyjemniejsze. Kiedy już wszystko znalazło się w oznaczonych fiolkach, Rigel niezwłocznie udał się do Ministerstwa.
-Jeszcze raz, bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem, jakbym poradził sobie bez wsparcia. - Uścisnął dłoń Wilhelma na odchodne. - Kiedy tylko się czegoś dowiem, natychmiast dam panu znać. Proszę uważać na siebie.
Po czym pożegnał się i opuścił to przeklęte miejsce.

/zt


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]08.12.23 23:02
Taką miałem nadzieję, lecz słowa lorda Blacka podsumowałem - znowu - jedynie skinieniem. Gdyby nie szereg spraw, jakie chciałem skontrolować natychmiast, rozejrzałbym się za skrzatami, nie mogłem się jednak rozdwoić. Nie wiem, na ile pytań byłyby w stanie odpowiedzieć stworzenia, czy wiedziały lub widziały cokolwiek, co miału tu miejsce, ale przynajmniej wiedziałbym, w jakim stanie je zostawiam.
- Wszystko zależy. Lustro pękające w pańskich komnatach brzmi na bardzo bezpośrednią sugestię, w kogo innego los mógłby ją wymierzyć? Kometa, jabłoń, lament tego ptaka - to wszystko wykracza poza znak skierowany w pojedyncze istnienie - odpowiedziałem, choć niechętnie, czując coraz większe wyczerpanie, jakby sen miał nadejść w kilku chwilach - to zawsze było niepokojące, bo w moim przypadku - mógł. - Z wielką chęcią potwierdziłbym, że nie może tak być, jednak w tych okolicznościach... obawiam się, że może - wzrok mimowolnie powędrował do jasnej poświaty, która przecięła nasze niebo. Odrętwienie odzywało się pod opuszkami palców. Ostrzeżenie, zapowiedź, igraszka z marnymi ludzkimi życiami - nie wiem, dokąd sięgało światło dziwu, lecz wyciągało na wierzch same najgorsze skojarzenia.
Badania Departamentu Tajemnic nie napawały mnie entuzjazmem, pogłoski i domniemania uporczywie szumiały we wróżbiarskich kręgach od lat. Niektórzy przyklaskiwali, nie do końca wiedząc czemu, inni, jak ja, z ostrożnością podchodzili do działań Ministerstwa. Wolałem się nie wtrącać, nie wnikać, licząc na to, że postępy nie ruszą za mojego życia. Egoistyczne, a może po prostu pragnąłem spokoju niż lęku, że ktoś kiedyś postanowi potraktować mnie jak obiekt eksperymentalny. Wszystko było możliwe, od dawna nie sposób było czuć się bezpiecznie.
Zbiór próbek powiększał się stopniowo, wraz z nim piętrzył się lęk i natarczywe myśli, dlatego z niemałą ulgą przyjąłem nasze pożegnanie. Domyślam się, że i Rigel Black chciał stąd zniknąć jak najprędzej, nawet jego naukowe zacięcie nie mogło być obojętne na parszywy klimat.
- Okoliczności nie sprzyjały samotnym spacerom, to fakt. Bezpiecznych dróg, lordzie Black. Wolnych od pecha - pożegnałem się z mężczyzną, uścisnąwszy mu dłoń, zanim sam oddaliłem się od poczerniałego drzewa, pragnąc uwolnić się od tego piętna jak najszybciej.

| zt


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]26.09.24 10:59
stąd

Ziewnął, nie przytykając ust dłonią i wyciągnął ręce w górę, a potem pokręcił nadgarstkami, przeciągając się raz jeszcze, jakby to na łóżku nie przyniosło zamierzonej ulgi. Zdziwienie odmalowało się uniesionymi brwiami, ale spojrzenie miał jeszcze senne przez chwilę.
— Jabłka — powtórzył po niej powoli, odnajdując jej twarz wzrokiem. Nie wiedział, że jeszcze można było je zbierać; październik wydawał mu się miesiącem zbierania owoców z drzew, choć akurat przy nich pomagał tylko raz, pracując tuż po powrocie z Hogwartu. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy robił to wcześniej, zanim luksus związany ze szkołą rozpuścił go przez kilka lat, pokazując rzeczy, których nigdy nie mieli i prawdopodobnie mieć już nie będą. Pracował w polu, przy żniwach, wykopkach właściwie każdego lata, gdy jego bliskim udało się znaleźć u lokalnego rolnika pracę. Nie mieli własnej ziemi, nie mieli własnych sadów i ogrodów, a on nie znał się zupełnie na przygotowywaniu jedzenia — nawet wtedy, gdy był sam nie miał jak i gdzie się tego nauczyć. Kradł co było, nie rzadko nie martwiąc się gotowaniem, jedząc co było na surowo lub opieczone ogniem ogniska. Niewiedza nie wynikała z braku pamięci; ta już dawno mu wróciła. — Są jeszcze jabłka?— Pogoda w tym roku dopisała, lato było ciepłe, wilgotne, a do tego wszystkiego trwała wojna, a gdyby i tego było mało sierpniowy deszcz spadających gwiazd sprawił, że cały kraj prawdopodobnie znalazł się na granicy kryzysu. Widział zniszczenia w okolicach Plymuth, Ottery, Londynu, Birmingham — tak musiało być wszędzie. Jaka była szansa, że na drzewach, tych, które przetrwały to wszystko, znajdą jeszcze jabłka? — Jabłka — powtórzył, ostatecznie przytakując sam sobie. — Okej.
Myśl o cieście poprawiła mu humor. Uśmiechnął się sam do siebie, uwielbiał słodycze, łakocie, wypieki jeszcze bardziej, bo w taborze zwykło się szykować to tak, że nie wymagało pieczenia, ale cokolwiek zamierzała przygotować, podobało mu się to i zamierzał poszukać dla niej tyle jabłek ile tylko będzie potrzebowała, by zrobić to, co planowała. Lekko zgiętym palcem wskazującym pogładził napuszony brzuch gołębicy, a potem odsunął dłoń, gdy Eve znalazła się przy niej by wziąć udział w nakarmieniu jej okruchami chleba. Przelotnie zerknął jeszcze na córkę i siostrę, obie smacznie spały. Trudno było mu polemizować z Eve, musiała wiedzieć lepiej, więc po prostu wyszedł za nią na dwór, biorąc do ręki płaszcz i kierując się tam, gdzie prowadziły dziewczynę cygańskie stopy. Słysząc propozycję ściągnięcia Marcela, uśmiechał się lekko, mimowolnie i pokiwał głową przytakująco.
— Pewnie. Powiem mu dziś wieczorem, jak u niego będę, napewno nie odmówi. Kto by odmówił ciasta z jabłkami? — Zerknął na nią i narzucił na ramiona płaszcz; było chłodno i wilgotno, ale jesień wydawała się normalniejsza niż ostatnie, które przetrwali w towarzystwie tych dziwnych magicznych anomalii. Pogoda szalała tak samo jak magia. — Możemy zjeść w parku, albo udać się na wycieczkę do Plymouth. Myślisz, że znajdziemy tam jeszcze jakieś jabłka? Ludzie głodują. Jeśli wiedzą o tym sadzie to jest szansa, że wszystko jest już wyzbierane. Byłaś tam kiedyś? — Nie znał drogi, którą go prowadziła, nie sądził, by odwiedzał kiedykolwiek to miejsce, nawet gdy mieszkał w Londynie. Wsunął obie dłonie do kieszenie i zerknął w górę, marszcząc nos. Powietrze było rześkie, ale nie zapowiadało się na deszcz, choć ulic były wilgotne, podobnie jak szyby kamienic, które mijali, nim nie opuścili miasta. — Jak tutaj trafiłaś? — Kiedy weszli na jedną z dróżek wijących się między drzewami zagwizdał z uznaniem. Drzewa rzeczywiście uginały się pod ciężarem owoców. Szybko dostrzegł wiklinowy kosz. Wypruł do przodu bez zastanowienia, w środku znajdowały się już jabłka. Czerwone, dojrzałe. Po chwili cofnął dłoń i rozejrzał się dookoła, zawieszając spojrzenie na Eve. — To jakaś pułapka? Ktoś to tu zostawił? — spytał niepewnie, ale wokół nich nikogo nie było. Wydawało się, że byli całkiem sami. Nikogo też nie słyszał. Ciche skrzypienie gałęzi właściwie pozbawionych już liści było jedynym dźwiękiem jaki niósł się po sadzie. Po chwili namysłu sięgnął po jabłko.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zaczarowany Sad [odnośnik]26.09.24 10:59
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany Sad - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Zaczarowany Sad
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach