Wydarzenia


Ekipa forum
Plaża odpocznienia
AutorWiadomość
Plaża odpocznienia [odnośnik]17.07.17 2:07

Plaża odpocznienia

Nie wszystkim znane są magiczne, relaksujące właściwości rośliny znanej jako fluszek napęczniały. Każdy taki błękitny, mokry i wypełniony półprzezroczystą, nieco mętną substancją dysk, wydziela błękitnawą, lepką maź, która ma właściwości kojące i pozwala pozbyć się natarczywych bóli stawów oraz zmiękcza skórę stóp, które zmęczone są chodzeniem w obcisłych, eleganckich butach, delikatnie łaskocząc i chłodząc. Schorowani czarodzieje przychodzą tu, by boso spacerować po niemal fluorescencyjnych łebkach tajemniczych, oceanicznych roślin i doznać ulgi. Najmocniejsze właściwości stwierdza się wczesnymi, letnimi i zimowymi wieczorami, gdy fluszki lśnią bardzo jasną, migoczącą poświatą. Fluszki owszem, można zabrać do domu, ale odłączone od stada tracą swoje magiczne właściwości, stając się suchymi, bezwartościowymi kulami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plaża odpocznienia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]11.08.17 15:59
8. kwietnia
Trzynaście kroków dzieliło ją od cudu. Nie mogła przejść obojętnie, gdy pierwszy raz ujrzała przedziwną plażę, pełną fluszków napęczniałych - rośliny te były jej, aż do momentu odkrycia, nieznane. Trochę obawiała się ich właściwości - bez wątpienia należały do świata magicznego - i sporo czasu minęło nim zdecydowała się tknąć jedną z galaretek palcem. Odczucia były na tyle przyjemne, że postanowiła wetknęła między roślinki całą dłoń. Dziwne, choć odprężające uczucie przenikało przez palce, działając prawdziwie odprężająco. Mimo ogromnej pokusy, nie chciała spacerować po nieznanych roślinach - wolała upewnić się, z czym ma do czynienia.
Próbowała znaleźć opis tej osobliwości w dostępnych pod ręką księgach, ale żadna nie okazała się pomocna. Na szczęście miała na to sposób - niezawodnego znawcę flory magicznej, on na pewno byłby w stanie powiedzieć jej, cóż takiego znalazła na brzegu walijskiej plaży. Nie minęły dwa dni od wycieczki w nowe miejsce, które teraz mogła mianować kolejną naszką, a już kreśliła szybki list do przyjaciela, prosząc go o pomoc w sprawie najwyższej wagi, niecierpiącej zwłoki. Umówili się więc na ósmego kwietnia, choć powód spotkania Susanne trzymała w tajemnicy aż do końca, zastanawiając się, czy Constantine wykaże się znajomością tych dziwów, czy sam będzie równie zaskoczony, co ona. Niestety dzień nie sprzyjał wyprawom. Nie odmówiła jej sobie, gdyż podekscytowanie nie gasło, ale już po opuszczeniu wygodnego łóżka czuła się jakoś niemrawo - zawroty głowy przeszkadzały w skupieniu myśli. Ignorowała je, ale nie była w stanie ich powstrzymać. Do tego niebo przeszło chmurami i w każdej chwili mogło zacząć padać - nie żeby jej to przeszkadzało, ale plaża zawsze była przyjemniejsza w świetle słońca.
Obiecała Julii, że będzie w lecznicy wieczorem, dlatego spotkanie zaplanowali na trzynastą i o tej też porze aportowała się w umówione miejsce.
- Mówię ci, Kostek, powinni tym wyłożyć całą ziemię, albo przynajmniej inną planetę. Nie zdziwiłabym się, gdyby mieli to - urwała, krzywiąc się lekko, bo coś ewidentnie skradało się po jej rękach. Strzepnęła to, nie wnikając nawet, czym było. - na planecie meduz - dokończyła, ale nieprzyjemne uczucie nie mijało, dlatego zatrzymała się i obserwowała przez kilka sekund swoje blade ramiona - specjalnie podciągnęła rękawy sweterka, żeby sprawdzić, co się dzieje. Dziwne punkty - robaczki? - znikały, gdy próbowała skupić na nich wzrok. Och. Czy to były kosmiczne larwy meduz? Meduzy w kosmosie na pewno nie brały się z polipów. - Sam zobacz - wskazała głową na plażę wyłożoną niebieskimi roślinami. - Nie zjedzą nas, prawda?



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Plaża odpocznienia JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]21.08.17 0:28
Rycerz nie przeżywał już takich przygód jak kiedyś.
Minione dni, dni dzieciństwa były pełne ekscytujących podbojów, wygranych walk z troskami oraz poznawania przyrody. Kiedy o nich myślał, słyszał echo śmiechu i widział szczere, niewinne uśmiechy malujące się feerią szczęścia na ustach rodziców, a także jego rodzeństwa. To dzięki tak silnym wspomnieniom, sięgającym czasów przed, wciąż był w stanie wyczarować patronusa. Jednak nie było ucieczki od faktu, że coś się zmieniło. Było to odczuwalne zwłaszcza w kwietniu, który był miesiącem najzimniejszych nocy, najbardziej cichych poranków i najtrudniejszych emocji. Sny stawały się koszmarami, czuło się zmęczenie, mówiło niewiele, bo każdy z mieszkańców Silverdale musiał radzić sobie z własnymi myślami. Tego dnia, gdy właśnie starał się odpędzić ciemne chmury, otrzymał list od Susanne Lovegood. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Autor owej wiadomości nie zostawił swojego podpisu, nadając jej tajemniczy wymiar. Była to prośba o pomoc, naznaczona w rogu pergaminu koślawym rysunkiem przedziwnego kwiatu, który pasował mu tylko do jednej osoby. Nie był pewien czy celowym zabiegiem starała się go oderwać od natrętnych obaw, czy był to zbieg okoliczności. Nie zmieniało to faktu, że odpowiedział na wezwanie, tym bardziej, iż podobno chodziło o coś, co nie mogło czekać.
Nigdy wcześniej nie widział t a k i e j plaży, a przecież zdążył już w swoim życiu zwiedzić wiele niezwykłych miejsc. Zanim ruszył na poszukiwanie Sue, pozwolił sobie przystanąć na chwilę, by wzrokiem choć spróbować ogarnąć fenomen, ten dziw nad dziwy, który rozciągał się przed nim szerokim pasmem. Sam widok fal potrafił wprawić go w zachwyt, co dopiero te miriady jasnych gąbek czy meduz, poprzedzające miejsce, w którym piasek stykał się z wodą. Z dystansu nie potrafił stwierdzić czym były, ale podejrzewał już, co będzie tematem spotkania. Brudne, szaroniebieskie niebo idealnie wpasowywało się w klimat tej lokacji, nawet jeśli wróżyć mogło tylko deszcz.
Ależ panno Lovegood, co też pani mówi — odpowiedział, teatralnie marszcząc brwi. Zostawił ją za sobą, bo nagle zaczął biec w stronę tego błękitnego dywanu. Ostrożnie schylił się, by sięgnąć po jedną z galaretek i ujął ją delikatnie w obie dłonie. — Niech pani spojrzy, przecież one żyją! — krzyknął, odwracając się w jej stronę.
Bryza delikatnie rozwiewała mu włosy, które zaczęły mu opadać na twarz. Był skupiony na trzymanym czymś, a kiedy już to zdobył, ruszył naprzeciw swojej towarzyszce, murcząć coś pod nosem, jeszcze zanim do niej dotarł:
Gdyby były wszędzie, musielibyśmy po nich chodzić, a to nie byłoby dla nich przyjemne — kontynuował, wyjaśniając swój tok myślenia. Tak naprawdę, rozpoznał z czym mają do czynienia, jak tylko się zbliżył do tych roślin, ale przecież, równie dobrze, mogli to być przybysze wręcz z innej planety albo meduzy poległe w ostatniej wojnie, pokonane przez zachłanne rozgwiazdy.
Powstrzymywał uśmiech, nie mógł w końcu długo udawać poważnego, nie kiedy jego wyobraźnia robiła już z tego kolejną historię. Wystawiał trzymaną przez siebie roślinę w jej stronę, gdy coś go zaniepokoiło. Dlaczego dziewczyna ciągle spoglądała na swoje ręce, czy coś było nie tak?
Sue, one są dobre — Zastanowił się nad swoim słownictwem. — To znaczy, łagodne, przyjazne, jak ty i ja! — starał się brzmieć beztrosko, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że jego przyjaciółka, jego towarzyszka przygód, była dręczona przez jakiś problem.



by the sacred grove, where the waters flowwe will come and go, in the forest
Constantine L. Ollivander
Constantine L. Ollivander
Zawód : badacz i ilustrator flory magicznej
Wiek : 21/22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
broken boy
yet to find a way around
a dark and ever-growing cloud
that has him always looking down
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
plants are friends
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5068-constantine-ollivander https://www.morsmordre.net/t5083-paladyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t5082-skrytka-bankowa-nr-1276#110210 https://www.morsmordre.net/t5081-constantine-ollivander#110205
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]23.08.17 16:18
No tak, mogła się spodziewać, że jej mały naukowiec podejdzie do sprawy w taki sposób! Pozwoliła mu biec, nie żałując sobie uśmiechu, gdy obserwowała jak złocisty piasek wymyka się spod stóp Ollivandera. Oczywiście, że żyją! Zupełnie tak, jak kosmiczne meduzy. Ruszyła również, starając się biec po jego śladach dosyć szybko, ale zwroty głowy sprawiały, że jej tor przybrał kształt podobny do slalomu, kiedy chciała się lekko na boki. Strzepnęła po drodze kilka nieistniejących robaczków z rąk i zatrzymała się nagle przed przyjacielem, nieumyślnie obsypując jego nogi piaskiem, orientując się, że był bliżej niż zakładała.
- Ale to rośliny? - upewniła się ostrożnie. Nie pominęłaby w żadnej książce o stworzeniach tak cudownego okazu! Zdawało jej się również, że były jakby zakorzenione w mokrym piasku, tuż przy wodzie - jakim cudem nie odrywały się od brzegu, gdy woda rozpływała się wokół nich i wracała do morza? Muszle, kamyki, bursztyny, małe patyczki - te wszystkie małe cuda poddawały się przypływom i z przypływem chowały się wśród ciemnych fal. - Bo wiesz, trawa też żyje, a po niej chodzimy! - zauważyła trafnie, wyszczerzając zęby w uśmiechu. - Drzewa też nie mają nic przeciwko, kiedy się na nie wspinam - dodała, chcąc upewnić jego, jak i siebie, ale wciąż nie dając Constantine'owi dojść do głosu. - A to na pewno, na całą stertę placków mojej babci - ha! Mam cię, uwielbiasz te owocowe placki! - nie są stworzenia - zakończyła, kiwnięciem głowy. Spojrzała kontrolnie na trzymaną przez chłopaka fluszkę, kiedy kolejny raz upewniła się, że nic nie urządza sobie spaceru po jej ciele. Dostrzegła w środku nieznanego gatunku jakieś dziwne, nieprzyjemne rzeczy, jakby gniło od środka, ale wysłuchała Ollivandera, wierząc mu na słowo. Przecież by jej nie okłamał, nie on, bo obydwoje chcieli dla siebie dobrze. Uniosła wzrok, z lekkim uśmiechem, jeszcze trochę niepewnym chcąc pokazać przyjacielowi brak wątpliwości co do jego opinii - przecież trzymał ten dziw we własnych dłoniach! - ale kąciki ust opadły nieco, drgnąwszy. Zamrugała zaskoczona.
- Och, czekaj - poprosiła, zbliżając się o krok i palcem próbując zrzucić małego pajączka z jego policzka, ale kiedy dotknęła skóry arystokraty, czarny punkcik zniknął. - Hm, dziwne - mruknęła do siebie, ale odsunęła się w poprzednie miejsce, gdzie czekał już na nią płytki dołek w piasku. Odebrała ostrożnie galaretowatą konstrukcję, usta wydymając w dzióbku zastanowienia, gdy obserwowała coś ze wszystkich stron.
- Faktycznie - stwierdziła z uśmiechem, potwierdzając teorię dobroci. - Chodź, zobaczymy co jeszcze potrafią! - zaproponowała, zrywając się do biegu, by tym razem znaleźć się na linii błękitnych pacek przed towarzyszem. Znów robaczki! Strzepnęła je, a trzymana w dłoni fluszka opadła z plaskiem w ramiona swojej rodziny. Sue zanurzyła w nich ręce. Co za ulga! Przynajmniej po dłoniach nic jej nie łaziło! Zerknęła na Ollivandera jeszcze raz.
- Skąd tu tyle insektów? - zapytała, bardziej siebie niż chłopaka. Uniosła dłoń, dotykając miejsca na swoim policzku. - Pajączek - poinformowała, chcąc, by pozbył się czarnej kropki. Zaraz pojawiło się ich więcej. - I tu. I tu. Tu, tu... - mruczała, zaskoczona. - Constantine. Czy ty masz wszaluny? - zapytała poważnie. W jej słowniku były to magiczne wszy.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Plaża odpocznienia JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]25.08.17 11:21
Uwagę przenosił z twarzy Sue, na jej ręce aż na swoje dłonie, w których trzymał urzekającego fluszka. Nie przemyślał dokładnie swojego planu, gnany pragnieniem sprawienia radości swojej przyjaciółce, a także udowodnienia swojej wartości jako badacza flory. W głębi ducha wiedział, że to niepotrzebne i że panna Lovegood nie wyceniała ich znajomości bazując na tak płytkich miarach jak jego umiejętności; na pewno przymknęłaby oko na to, iż nie na odpowiedź musiałaby poczekać minutę dłużej, ale taki już był — tak bardzo pragnął wywoływać uśmiech, rozsiewać rozbawienie, rozdawać szczęście. Przez jego nierozwagę, cierpiały jego buty. Piasek miał tendencję do wdrapywania się w najciaśniejsze miejsca i przyczepiania się do skarpetek w naprawdę nieprzyjemny sposób. Constantine mógł to potwierdzić, gdyby ktoś nie wierzył, bo czuł się tak, jakby stał po kostki zakopany w ziemi. Na domiar złego, górna powierzchnia jego brogsów przeżywała właśnie atak ze strony lepkiej mazi wydzielanej przez te galaretki. Kiedy to zauważył, otworzył usta żeby głośno westchnąć, ale wywód jego towarzyszki oderwał go od tego przyziemnego problemu i na chwilę zastygł z półotwartymi ustami.
Zamknął je w końcu, wykrzywiając je w dumnym uśmiechu. Widzisz, jakie te rośliny piękne? Jaka szkoda, że nie mam ze sobą swojego szkicownika i przyborów.
Taaak — odparł, przeciągając to jedno słowo, nieudolnie próbując odwlec moment, w którym prawda wyjdzie na jaw. Ich znajomość zrodziła się z niewiadomych, on nieumyślnie przepowiedział jej przyszłość, ona zwróciła na niego uwagę, czuwając nad nim przez te wszystkie lata niczym dobry duch aż kiedy miała opuszczać Hogwart młody badacz zdołał odkryć jej tożsamość. Tak czy inaczej, na każdym kroku towarzyszyły im jakieś sekrety, był przyzwyczajony do pewnego stopnia niepewności wymieszanej z oczekiwaniem na rozwiązanie. Teraz on odpowiadał za udzielenie prawidłowej odpowiedzi, ale Sue najwyraźniej już ją znała. — To fluszek napęczniały. Podoba ci się? — Odwrócił się, spoglądając na bezlik niebieskich roślin. — Czytałem o nich, a kiedyś widziałem pojedynczy okaz w szklarni w Devon, ale oderwane od swojego naturalnego środowiska wyglądają zupełnie inaczej. Te są naprawdę magiczne — Wszystkie jej spostrzeżenia były prawidłowe. Fluszki znały się na przetrwaniu, wiedziały gdzie jest ich dom i jak się trzymać swoich pobratymców. W międzyczasie poczuł dotyk na swoim policzku, to ona próbowała strącić jakiegoś intruza z jego twarzy. Posłał jej półuśmiech, zastanawiając się, co ona tam widziała. Jej kolejne słowa sprawiły, że się zafrasował.  — Oczywiście, masz rację! Jakoś nigdy o tym nie pomyślałem. To okropne z naszej strony. Trawa też na pewno ma uczucia. I drzewa… Co ja narobiłem? — ostatnie zdanie dodał ciszej. Spoglądał z rozdartym sercem na pojedynczego fluszka, mając nadzieję, iż nie ma mu za złe, że go tak bez pardonu wyrwał z objęć reszty rodziny.
Nie miał za dużo czasu na zastawianie się nad sobą, ponieważ zaraz był zaabsorbowany obserwowaniem jak Sue biegnie w stronę chmary roślinek. — Zdejmij buty! — zasugerował, ale najwyraźniej nie było to konieczne. Z jakiegoś powodu była Gryfonka przystanęła, a galaretka z głośnym chlupnięciem dołączyła do sobie podobnych. Już nie musiał się przejmować swoim wcześniejszym problemem, jego myśli ponownie okupowało jej dziwne zachowanie. No dobrze, dziwniejsze niż zwykle. Powoli zaczął zmierzać w jej kierunku, wciąż rozbawiony z powodu ich konwersacji, ale też trochę poważniejszy. Ignorował kolejne fale piasku, które teraz przyklejały się do jego butów, skupiając się na wypatrywaniu ciemnych punkcików, bądź innych robaczków. Wierzył jej, nie miał powodów żeby nie, aczkolwiek mimo usilnych prób, nie potrafił dostrzec żadnych insektów.
Co? Tu? — upewnił się, przykładając dłoń do policzka i pocierając skórę palcami. — Już nie ma? — zapytał, starając się dotykać po kolei całej powierzchni swojej twarzy. Jak widać, na marne.
Och, to niemożliwe. Przecież myję się całkiem często — próbował jeszcze zażartować, ale to już nie była dobra pora. Ukucnął obok Susanne, spoglądając jej w oczy z pewną konsternacją.



by the sacred grove, where the waters flowwe will come and go, in the forest
Constantine L. Ollivander
Constantine L. Ollivander
Zawód : badacz i ilustrator flory magicznej
Wiek : 21/22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
broken boy
yet to find a way around
a dark and ever-growing cloud
that has him always looking down
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
plants are friends
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5068-constantine-ollivander https://www.morsmordre.net/t5083-paladyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t5082-skrytka-bankowa-nr-1276#110210 https://www.morsmordre.net/t5081-constantine-ollivander#110205
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]29.08.17 18:46
Ach, buty - przecież nie mogła im pozwolić stawać na drodze odkrywcom i poszukiwaczom! Nie zwracała uwagi na piach, powoli sypiący się do środka, miewała w życiu gorsze dyskomforty, więc ten nie był jej straszny. Zdjęła je jednak, zauważając gdzieś pomiędzy słowami - swoimi czy Constantine'a, czy miało to znaczenie? - że jest w tym jakiś sens i może faktycznie prościej będzie poruszać się boso. Entuzjastycznie pokiwała głową w energicznym potwierdzeniu - podobał się to mało powiedziane! Była nimi zauroczona, całą łąką błękitnych roślin, które tylko czekały, by poznać ich zbawienne właściwości. - O! - odpowiedziała krótko, zerkając na trzymanego fluszka. Inaczej? Były zielone? Miały kropki? A może czułka? Pochłonięta swoimi nieprawdopodobnie nieprawdopodobnymi wizjami nie zdążyła zapytać, za to uśmiechnęła się łagodnie, kręcąc głową na słowa Ollivandera. - Hoho, panie sir Ollivanderze - nie orientowała się w tytułach, ale na Godryka, przecież wiedziała, że jej przyjaciel był arystokratą! - Ja narobiłam niewiele, ale za to pan się nabadał i jeszcze nabada, a żeby zbadać drzewo, trzeba do niego przejść po trawie, nie inaczej - wzruszyła ramionami - taka kolej rzeczy. Dobrze, że zielone, pojedyncze źdźbła nie miały mikroskopijnych serduszek - przynajmniej nie musieli przejmować się, że depczą emocjonalne organy. - A jedyne drzewa, jakie płaczą, to wierzby - ale one są po prostu romantyczne, nie skrzywdzone - tak było, sama prawda. Były do płaczu zupełnie uprawnione, tak jak oni byli uprawnieni do chodzenia po trawie. Tylko kto, do jasnej ciemnej, upoważnił te wszystkie robaczki i pajączki do chodzenia po nich? Ostatnim razem, gdy tu była, żadne insekty jej nie atakowały, dlaczego więc teraz... I dlaczego Constantine ich nie czuł? Zarzekała się na wszystkie przeczytane strony książek dziadka, których nie rozumiała, że lazło ich więcej, więcej, coraz więcej, cała armia pajęczaków? Rozejrzała się zaniepokojona, wyciągając szyję w lewo, w prawo, jakby chcąc dostrzec, czy za przyjacielem nie czai się jakaś wielka akromantula, lecz teren był pusty. Żadnych stworów na horyzoncie - ba, nawet na piasku! spojrzała na beżowe, sypie podłoże, ale mogła tam znaleźć co najwyżej kilka złamanych muszelek.
Chciała się zaśmiać - naprawdę, ale najazd czarnych punkcików zaczynał robić się przerażający, nie mogła oderwać zaskoczonego wzroku od twarzy chłopaka, to wszystko było tak absurdalnie realne. Zakryła palcami usta, unosząc dłoń z zamiarem pozbycia się pająków, lecz wtedy kątem oka dostrzegła wędrującą po ręce hordę. Nie bała się ich - wszelkie żuczki, pajączki i inne czarne kulki były normą przy obcowaniu z magicznymi stworzeniami, ale obawiała się tego, że nie dało się ich pozbyć. Im bardziej starała się zdjąć je z siebie, tym więcej ich było! Cofnęła się mimowolnie, tracąc równowagę i chlupnęła z plaskiem w dywan fluszków, mrugając oczami zdziwiona.
- Uhm, to całkiem przyjemne - stwierdziła dziarsko, nieprzejęta upadkiem - lądowanie było miękkie. Wyciągnęła rękę z roślin. - Nie chcę cię martwić, ale jest ich coraz więcej. Po mnie też chodzą, ale inne. Widzisz? - zapytała, machając ręką w powietrzu. Przestała kiedy zorientowała się, że w ruchu raczej ich nie zobaczy.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Plaża odpocznienia JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]30.08.17 15:26
Nigdy nie śmiałby przypuszczać, że cokolwiek mogłoby powstrzymać Sue, a już na pewno nie coś tak przyziemnego jak buty. Pokręcił głową z rozbawionym niedowierzaniem. Jego postanowienie o pozostaniu poważnym podczas tego spotkania, rozsypało się i zagubiło pośród tysięcy ziaren piasku, który wypełniał tę plażę. Jego przyjaciółka zawsze go zadziwiała siłą swojej osobowości, swym nieugiętym temperamentem i tym, iż pozostawała sobą bez względu na to, co zsyłał jej los. Nie mógłby wątpić w kogoś takiego. Składała się z elementów magicznych wymieszanych z wiedzą o sprawach mugolskich, wyobraźnia współpracowała z jej troskliwością, odważne serce szło w parze z nieodgadnionym, bogatym umysłem. Mógł górować nad nią wzrostem, ale pod innymi względami wyglądało to tak, że ona go nauczyła więcej niż on był jej wstanie przekazać. Może nie była tego świadoma — a może wręcz przeciwnie, dobrze wiedziała co robi? — jednakże zagadki, które pozostawiała mu do rozwiązania w postaci książek i osobliwych rysunków, stanowiły obszerny rozdział w jego życiu i pomagały mu, kiedy gubił się pośród fałszywej uprzejmości i krótkowzrocznych opinii jego kolegów z roku. Panna Lovegood nie musiała niczego udawać. W tej prostocie komunikacji, w jej szczerych słowach, niepodszytych nitką ukrytych intencji, odnajdywał spokój, bo wiedział, iż on też może być po prostu sobą.
Wiesz, one usychają z tęsknoty za swoimi braćmi! — rozwinął swoją wcześniejszą wypowiedź, ubierając fakty w trochę bardziej ozdobne słowa. Wiązało się to z naturą tych roślin, potrzebowały plaży, najlepiej rozwijały się w większej liczbie, zapewniając sobie nawzajem odpowiednią wilgotność i ochronę przed nieprzychylnymi warunkami pogodowymi. Nie zauważył nawet, że Sue w to nie wnikała, musiał to dodać sam dla siebie, nawet jeśli ona była już myślami dwa kroki dalej.
W jednej chwili przed sobą widział pogodną twarz swojej towarzyszki, w drugiej zdawało mu się, że może to wszystko tylko sen albo kolejna wizja. Te uczucie oderwania od rzeczywistości trwało krótko — zarówno dotyk na policzku jak i szuranie piasku oraz pocałunki morskiej bryzy były realne, zbyt prawdziwe, by mogły być tylko złudzeniem. Na wszelki wypadek rozejrzał się wokół w poszukiwaniu stałych znaków, które cechowały objawy jego daru.
Powrócił do siebie, przywabiony jej słowami. Powstrzymał szeroki uśmiech, który z wielką determinacją chciał się wkraść na jego usta i uzewnętrznić rozbawienie, jakie wywołała cała ta rozmowa.
Droga panno Lovegood, dla ciebie to będzie lord Ollivander. — Wyprostował się, odwrócił się do niej profilem, ponieważ uznał, że w ten sposób Sue nie zauważy dziwnego tańca jaki wykonywały jego wargi, które usilnie próbowały pozostać poważne. — Tak pannę tylko sprawdzałem, przecież jestem wielką lordowską mością i mogę sobie deptać po czym chcę — rzekł przekornie, po czym mrugnął do niej, niszcząc tak starannie budowany obraz dystyngowanego szlachcica.
Uznał, że to, co powiedziała o wierzbach miało w sobie wiele prawdy. Pokiwał więc głową z zamyśleniu. Tak, te drzewa mają po prostu wrażliwe wnętrze, tak jak on, a stojąc na tej ziemi tyle lat naoglądają się nie tylko tragicznych miłości, ale też chaosu, który próbował co rusz ogarniać świat. Jaka szkoda, iż nie dało się z nimi porozmawiać, wypytać o wszystko, czego rośliny były świadkiem!
Bardzo wytężał wzrok, ale nawet przez ten moment, kiedy zakręciło mu się w głowie od dziwnych myśli, nie potrafił dostrzec tego, co widziała jego przyjaciółka. Nie wydawało mu się, by swoim zachowaniem próbowała skonstruować dla niego kolejną zagadkę, nie po to się tu umówili, więc cóż to mogło być? Nie chciał sugerować, że Sue może mieć z w i d y, to by było z jego strony niegrzeczne. Być może jej fantazja dzisiaj poczuła chęć manifestacji, może jasnowłosa nie wyspała się i trochę śniła na jawie?
Nie zdążył jej złapać, kiedy się przewróciła, ale w następnej chwili jego kolana zatapiały się w piasku, by być blisko. — Nic ci nie jest? — zaniepokoił się, chociaż upadek w tym miejscu nie powinien grozić żadnymi nieprzyjemnościami. To, co wzbudziło jego zatroskanie to raczej powód, dla którego dziewczyna znalazła się w takiej pozycji.
Susanne, jak one dokładnie wyglądają? — zapytał, chcąc skupić jej zainteresowanie na sobie. Przytrzymał ją delikatnie za ubranie na rękawie, uważając, by nie dotknąć jej bladej cery, w końcu zazwyczaj odruchowo chronił się przed przywołaniem kolejnej wizji. — A więc są różne… Nie znam się na owadach, tylko trochę na takich, które sprawiają przykrość roślinom, ale czy ty je już wcześniej widziałaś?
Zmarszczył brwi. Przeczącym ruchem głowy dał jej znać, że wciąż pozostawały one poza jego postrzeganiem.



by the sacred grove, where the waters flowwe will come and go, in the forest
Constantine L. Ollivander
Constantine L. Ollivander
Zawód : badacz i ilustrator flory magicznej
Wiek : 21/22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
broken boy
yet to find a way around
a dark and ever-growing cloud
that has him always looking down
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
plants are friends
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5068-constantine-ollivander https://www.morsmordre.net/t5083-paladyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t5082-skrytka-bankowa-nr-1276#110210 https://www.morsmordre.net/t5081-constantine-ollivander#110205
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]13.09.17 18:08
Podziały nie istniały w świecie Sue - nigdy nie potrafiła ich pojąć, choć system i hierarchia wyraźnie dawały jej w kość. Ta niezgoda, wyższość i egoizm nie mieściły się w jej rozumku, skupiającym się wokół dobroci i równości. Człowiek był tylko człowiekiem, niczym więcej - urodzenie nie mogło go uczynić ani ważniejszym, ani mniej ważnym. Nie interesowała się chociażby polityką, pewnie dlatego, że w niej podobne rozgraniczenia miały - podobno - znaczenie. Nie czuła się ani gorsza, ani lepsza od kogokolwiek innego, lubiła za to ludzi szczerych i prawdziwych, taki zaś był Constantine. Nie miała pojęcia, że mogła stanowić dla kogokolwiek wzór, choćby pozostawania sobą bez względu na okoliczności. Cieszyła się z tego, że miała przy sobie przyjaciela tak bogatego - w sensie psychicznym, wszak kosztowności nie leżały w zainteresowaniach Sue, nie dało się z nimi ścigać, żartować ani rozmawiać. Złote monety i błyszczące kamienie nie powiedziałyby jej, że tajemnicze, niebieskie kreatury na złotym piasku, to tak naprawdę fluszki napęczniałe, które kończą żywot, gdy zabierze się je od rodziny, wydrze z domu. Sykle i knuty nie odpowiedziałyby na spontaniczne zaproszenie, dotyczące wyprawy badawczej.
Myśli miała tak zajęte cudacznymi roślinami i obecnością owadów, że nie zwróciła uwagi - przynajmniej niezbyt świadomie - na słowa chłopaka, komentujące żywot fluszków. Gdzieś z tyłu głowy zapisało się, że usychają i było tego tyle. - Hmm - mruknęła pod nosem w zamyśleniu, na przypomnienie o dystyngowanej naturze szlacheckiej. Prawdę mówiąc, po przybyciu do szkoły sądziła, że lord to jakiś nowy gatunek stworzenia, które na pozór nie różni się od czarodzieja, ale nauczyciele szybko rozwiali te podejrzenia, z rozbawieniem i lekkim zażenowaniem tłumacząc, że to tylko tytuł, dodawany przez niektórymi z nazwisk. Nigdy nie zdołała zapamiętać, które dostępują tego zaszczytu, o ile nie były to osoby bardzo jej bliskie lub bardzo wrogie. Nie wszyscy, na przykład Julia, lubili ich używać. - O'Llordivander - głęboki pokłon, teatralny, aż omiotła palcami piasek - O, Lordivander - kontynuowała, szukając idealnej kombinacji i wciąż odganiając wredne mrówy. - Ollivandelord albo Olli van de Lord. Albo Vanlordollider. Rednavillord! - uznała w końcu, przecież lubiła czytać od tyłu. - Proszę wybaczyć, Rednavillordzie, ale Doogevolady nie wie, co ma myśleć o takich podstępach - rzuciła, psując cały poważny efekt szerokim uśmiechem. Niedługo później wyłożyła się już na miękkie rośliny, ani nie myśląc o podnoszeniu się z tego naturalnego dywanu. Pokręciła głową, by dać przyjacielowi znać, że wszystko w porządku, lecz w otoczeniu fluszków przychodziło jej to trochę trudno. Słyszała ich zabawny chlupot, na który zachichotała krótko.
- No wiesz, są takie... - zaczęła, marszcząc lekko gładkie lico. - normalne. Mrówki, robaczki, pajączki - wzruszyła nieudolnie ramionami. Aż jej się coś przypomniało! - O. Mówiłeś, że one zasychają? A, wiesz, może powinieneś poleżeć, jak ja, i wtedy z ciebie zejdą? - zapytała, podsuwając propozycję. Wspinały się wciąż po znajomej twarzy. - Może fluszki je jedzą i dlatego jest ich tyle wokół?



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Plaża odpocznienia JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]07.02.18 21:28
Słyszał śmiech i śpiewne głoski, tańczenie bosych stóp w łagodnie odbitym piasku i nieuchwytne dla ludzkiego ucha ugięcia fluszków. Słyszał i warczał z niezadowolenia, szurając bosymi, zrogowaciałymi stopami po kamiennym podłożu. Marszczenie gęstych, opadających na mętne oczy brwi niewiele pomagało, chichoty nie ustawały - westchnął, a sumiaste wąsy ubarwione na zielononiebieski kolor wąsy zatrzepotały złowrogo. Ludzie! Prychnął, rozzłoszczony, stukając kościanym kosturem - jak głosiły legendy, zrobił go z ludzkiego truchła, uprzednio wyczyściwszy je z najmniejszego kawałka mięsa - o ścinę jaskini, wzniecając potężną falę. Niech zmyje im głowy, niech ich przepędzi. Nie miał dziś ochoty na ludzi, chciał spokoju, zakłócanego przez parkę osobników. Łypnął na zewnątrz, ze swego zamaskowanego glonami lokum, dostrzegając samca z samicą, odprawiających dziwny rytuał. Pobladł przy tym gwałtownie, choć na zabarwionej kolorem morza pooranej zmarszczkami twarzy, różnica zdawała się minimalna. Chcieli zająć jego miejsce! Wynurzył się błyskawicznie ze swej kryjówki, szybciej, aniżeli ktoś śmiałby go o to posądzić, docierając do parki w kilku pokracznych ruchach. Pełzł jak krab, poruszając się na wszystkich swoich kończynach. Muszelki wplecione w długą brodę uderzały o siebie z cichym sykiem, złowieszczym, zapowiadającym furię i niespokojne morze.
-Niech się wynoszą - syknął schrypniętym głosem co najmniej trzystuletniego mężczyzny - niech znikają, zanim stracę cierpliwość - powtórzył, zataczając sękatą ręką dziwny znak nad wiodącą prym w odprawianiu pradawnego rytuały dziewczyną - niech tu się więcej nie pokazują - kontynuował, zbliżając się do do Sue po ścieżce z fluszków, które poczęły twardnieć i tracić swe właściwości, odczuwając strach porównywalny z odłączeniem się od stada - won - rozkazał staruch, machając ręką w przestrzeń; jego oczy się rozjarzyły, a olbrzymia fala ukształtowana ze spokojnego morza, rozbiła się o pobliski klif.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Plaża odpocznienia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]07.02.18 21:51
Było tak spokojnie, wesoło i pogodnie, że zdążyła już zapomnieć o całej nieprzyjemności tego świata, potrafiącej ujawniać się w nieodpowiednich momentach - na przykład dokładnie takim, jak teraz. Właśnie wydawało jej się, że zastęp insektów rzeczywiście znika, na pewno malał, jakby uciekały we fluszkowy dywan, szukając tam schronienia, nie wiedząc, że te zaraz się nimi pożywią. Nawet było jej trochę szkoda. Jednak nie miała czasu na rozmyślanie o tym, tak jak Constantine nie dostał czasu nawet na marną odpowiedź. Głos starca, iście magicznego, ale też groźnego, dotarł do nich, a Susanne poderwała się z miejsca, z lekkim chlupotem pozostawiając fluszki na swoim miejscu. Zerknęła z trwogą na to, co działo się z biednymi stworzeniami, gdy intruz - ach, może to jednak oni byli intruzami? - sunął w ich stronę, nie dając na reakcję zbyt wiele czasu.
- Constantine, on morduje fluszki - zauważyła przerażona ich losem. Wiedziała, że powinni zostać i walczyć z tym cholerstwem, co tu się panoszy, nieważne, że od trzystu lat! Trzeba iść z duchem czasu, a nie fuczeć i huczeć, niszcząc tak piękne, wyjątkowe okazy. Chciała wykrzyknąć coś jeszcze, poprosić go żeby natychmiast przestał, zapytać, czego właściwie chce, ale poczuła, jak ręka pociąga ją i stanowczo oddala się od całego zajścia. Poszła za Ollivanderem posłusznie, lecz była na niego lekko zdenerwowana - bo jak to tak, zostawić na pastwę losu niewinne, kosmiczne galaretki?
Westchnęła, gdy zwolnili, nieco zasapana całą tą wycieczką. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Chwiała się lekko na nogach, prawdopodobnie wciąż odurzona przez te dziwne grzybowe opary, dalej nieświadoma ich faktycznego działania oraz tego, że... zanikało.
- Słowo daję, wrócę tam i rozprawię się z tym mordercą - fuknęła oburzona, oglądając się jeszcze za siebie. Zieleń połyskiwała w oddali, ale już zabierał się z miejsca, w którym uprzednio byli. Pewnie powinna poczuć więcej strachu i zacząć martwić się o zdrowie własne oraz towarzysza, zamiast poświęcać uwagę fluszkom. Milczała chwilę, porządkując myśli, na to samo pozwalając przyjacielowi, który - teraz to dostrzegła - wyciągnął ją z opresji. Dopiero po czasie dostrzegła realne zagrożenie.
- Dzięki, lordzie - mruknęła, robiąc dziękczynny piruet, tuż przed jego nosem. - I wiesz, ten dzikus wystraszył wszystkie pajączki. Szkoda. Zaczynałam się przyzwyczajać - wzruszyła ramionami. Zostawał im tylko spacer.

| ztx2



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Plaża odpocznienia JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]14.11.18 14:23
1 października
Puddlemere było dokładnie takie jak zapamiętała z czasów rodzinnych wycieczek. Wraz z Rawronem długie godziny spędzali na obserwowaniu testrali w rezerwacie. Chociaż będąc małym dzieckiem nie widziała ich, to w zupełności wystarczyły Cecily barwne opowieści ojca, subtelnymi gestami rąk pokazującym córce gdzie aktualnie znajdują się zwierzęta. Opiekunowi tych dumnych stworzeń nie mieli łatwej pracy, od razu na myśl przychodziła jej Elora ze swoim nietypowym zajęciem. Testrale były nieufne w stosunku do ludzi, mało tego, wolały chadzać własnymi ścieżkami, toteż pracownicy przybytku musieli zawsze wykazywać podwójną czujność, żeby zapewnić im odpowiednią ochronę. Las niósł ze sobą ulgą i bezpieczeństwo, ale Cily nie mogła też zapomnieć o popołudniach spędzonych z matką na plaży. Po kolacji, kiedy ojciec zabierał się za spisywanie obserwacji i sporządzanie dokumentów do swej książki, one chwytały za lniane koszyki i ruszały na połów skarbów, jak to zwykła mawiać Sabrina. Rozkładały koc i piknikowe przekąski, a potem ścigały się, która pierwsza dotknie stopami chłodnej morskiej wody. Matka z pozoru mogła wydawać się surową kobietą. Los ciężko doświadczał rodzinę Rineheartów, których wielki głód i mugolskie rebelie zmusiły w sporej części do przeniesienia się do angielskich miast robotniczych. Dlatego właśnie Sabrina, przywykła pokonywać ciężkie wyzwania na swojej drodze i z taką samą hardością ducha nauczała odwagi swoją córkę.
Cecily wsłuchiwała się w szum nadmorskiego wiatru, jednocześnie uważnie obserwując piaszczyste dno. Nie potrafiła wyrzucić z głowy piosenki śpiewanej przez Sabrinę, kiedy obie szukały muszelek o wyjątkowych kształtach, albo leczniczych ziół. Specjalnie wybrały odpowiedni czas, kiedy na plaży spotkać można było tylko pojedynczych spacerujących czarodziejów, a przy odrobinie szczęścia nikogo.
-Spójrz, jak światła miasta lśnią. Dziś wieczorem będziemy tańczyć, zmierzam teraz do Galway. Spójrz, zmierza do miasta! Wyjechała w poszukiwaniu żeglarzy, mimo że można tu znaleźć ładnych chłopaków. Nigdy nie była tą, co siedzi w domu.
Żadna z kobiet Rineheart nie należała do tych co siedzą w domu. Sabrina musiała wiele poświęcić, między innymi własną karierę uzdrowicielską, dla stania się wierną małżonką i matką. Chociaż z początku związek ten wydawał się dla niej słodko-gorzkim podsumowaniem starań dorosłego życia, z czasem pokochała męża za wielkie, gorące serce i ogromną wiedzę, którą chętnie się dzielił z innymi.
Irlandzkiej przyśpiewki nauczyła ją, w tęsknocie za rodzinną krainą, ale ponieważ śpiew Cecily przypominał bardziej jęki pokutującego ducha niż faktyczną piosenkę, wolała ograniczyć się jedynie do nucenia melodii i okazyjnego szeptania stosownych wersów.
- Éirinn go Brách – powiedziała z zadowoleniem, kiedy pośród niebieskawej toni dostrzegła poszukiwaną kształtną fluszkę. Żeby wydobyć cudeńko, musiała zanurzyć się pod powierzchnię, toteż zaczęła przygotowywać się do zdjęcia ubrań i zejścia do wody. Być może jedynym plusem anomalii były stosunkowo wysokie temperatury utrzymujące się praktycznie aż do zajścia słońca. Specjalnie na okazję odwiedzenia plaży z dzieciństwa, spakowała dawno już nieużywany strój kąpielowy. W Londynie niewiele miała szans na wykorzystanie go, ale tutaj nareszcie mogła chwilę popływać, na dodatek nie martwiąc się o bycie zauważoną przez postronnego spacerowicza.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Plaża odpocznienia Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]18.11.18 14:34
Wszystko wskazywało na to, że w świecie czarodziejów stan wojenny miał się szybko nie zakończyć. Na szczęście, dla małego czarodzieja, wszyscy w miarę już przywykli do tego nowego stanu rzeczy i starali się żyć jak najnormalniej w tej nowej rzeczywistości.
Dla Heatha oznaczało to, że jego opiekunowie reagowali mniejszym oporem na pomysły małego Macmillana o wyjściu gdzieś poza obręb posiadłości. Co prawda, dalej nikt się nie chciał zgodzić na zabranie go do Londynu albo chociaż w jakieś dalsze miejsce, ale okolice Puddlemere były w porządku. Możliwe, że wiedzieli, że akurat wokół miasteczka nie dzieje się nic niepokojącego stąd to przyzwolenie na odwiedzanie okolicznych miejsc. Co prawda nie za często, ale zawsze coś. Przy okazji, domownicy też mogli odetchnąć z ulgą, gdy przez chwilę Heath był gdzie indziej niż w domu.
Mały Macmillan korzystał z chwili wolności na całego i właśnie się puścił biegiem wzdłuż brzegu. Oczywiście prawie zaraz za nim biegła jego opiekunka. Normalnie pewnie pozwoliłaby mu trochę odbiec w przód, byleby był w zasięgu wzroku, ale w tych niespokojnych czasach nie chciałaby tego robić.
Heath był radośnie nieświadomy niczego i tylko skupiał się na tym, by w trakcie biegu co jakiś czas nogą trafić w wodę i jak najbardziej ją rozchlapać dookoła. Mało twórcza zabawa, ale sprawiała mu dużo radości. Dopiero zatrzymał się gdy na swej drodze dojrzał Cecily. Poznał ją prawie od razu i ucieszył się na jej widok. Można powiedzieć, że zapamiętał ją jako tę fajną czarownicę, która dużo wie i odpowiada na pytania.
-Cześć! – rzucił z uśmiechem w kierunku Cecily i od razu do niej podbiegł, podskakując jak kauczukowa piłka. – Co robisz? – zapytał zaciekawiony. W międzyczasie dobiegła do nich nieco zadyszana guwernantka. Nie próbowała odciągnąć chłopca od czarownicy, bo zwyczajnie na świecie też ją poznała. Cecily uratowała w końcu młodego przed rogiem jednorożca i przy okazji jej posadę też. Kiwnęła jej tylko, krótko głową na powitanie i pozwoliła chłopcu kontynuować rozmowę.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]18.11.18 14:34
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Plaża odpocznienia N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plaża odpocznienia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]07.12.18 22:27
Szczerze mówiąc, nie spodziewała się, że jeszcze go spotka. Jasne, małym dzieciom mówi się często, że wkrótce zobaczycie się jeszcze raz, ale zazwyczaj takie przypadki nie mają miejsca. W końcu oboje rozchodzą się na dwie różne strony świata i tyle. Najwidoczniej los miał inne plany wobec Heatha i Cecily, bo oto oboje znajdowali się ponownie obok siebie, tym razem nie przy zagrodzie jednorożców, ale na pięknej plaży, otoczeni tylko delikatnym, morskim wiatrem, oraz przyjemnym ciepłem słońca.
Zamarła w pół ruchu, będąc prawie gotową do zanurkowania. Fluszka kusiła swoim kształtem i wyjątkowo ciekawie ubarwioną zawartością. Każde kolejne mocniejsze pchnięcie fali mogło natychmiast zmieść ją z widoku Hagrid. Nie wypadało jednak zająć się czymś innym w towarzystwie miłego znajomego, co prawda bardzo niedawno poznanego, ale zawsze to coś. Ona jedna, dobrze wiedziała, że nie należy wybrzydzać, jeśli chodzi o porządnych ludzi na tym świecie, nawet dzieci, a może zwłaszcza one. Niewinne, radosne, pełne energii — któż inny mógł pozostać tak samo prawdziwy i czysty w tych burzliwych czasach?
Witaj! Heath, zgadza się? — Skinęła wesoło głową do chłopaka, a zaraz potem nieskładnie pomachała guwernantce. Dopiero teraz Cecil zdała sobie sprawę, że paraduje przed nimi w nieszczególnie eleganckim, czerwonym stroju kąpielowym, ozdobiony wyjątkowo mało gustownym, białym groszkiem. — Ech, widzisz chcę zebrać tamtego fluszka. — Wskazała smukłym palcem na dorodny okaz rośliny, pyszniący się pod krystaliczną powierzchnią wody. Nie była najcieplejsza, więc jeśli Cecily nie chciała odmrozić sobie stóp, to musiała się pospieszyć przy jej łapaniu. Nie dając Macmillanowi czasu na odpowiedź zanurzyła się jeszcze głębiej i przez chwilę głowa dziewczyny zupełnie zniknęła z pola widzenia chłopca oraz guwernantki. Otworzyła oczy, czekając chwilę by przyzwyczaiły się do wszechobecnej cieszy po czym szybko pochwyciła galaretowaty dysk w otwarte dłonie. Matka wielokrotnie powtarzała, że nie ma lepszego lekarstwa na obtarte stopy, albo zmęczone stawy. Wystarczyło rozgnieść małe cudeńko w palcach i nasmarować nimi ognisko bólu. Była to jedynie kwestia sekund, ale została chwilę pod wodą, może żeby się uspokoić, albo odreagować. Bynajmniej nie była zła za pojawienie się młodego kolegi, raczej chodziło o coś innego. Wszechogarniający Hagrid zamęt, panika w głównej kwaterze pogotowia, to wszystko popchnęło ją właśnie do tej spontanicznej wycieczki daleko poza granice Glouchestershire. Teraz przynajmniej, prócz chwili wytchnienia będzie mogła uciąć sobie z kimś przyjemną pogawędkę. Wreszcie z powrotem wynurzyła się, przez ułamek sekundy nawet doceniając chłód na swojej skórze, przyjemne uczucie nie trwało długo i zaraz potem poczuła obiegającą całe ciało gęsią skórkę.
Spójrz, to on. Fluszek napęczniały. - Wyszeptała do młodego rozmówcy, wyciągając w jego stronę mokrą rękę, na której środku pyszniła się oblepiona miętową mazią roślina.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Plaża odpocznienia Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Plaża odpocznienia [odnośnik]14.12.18 13:40
Paradoksalnie, to jeśli bywała co jakiś czas w Kornwalii, a w szczególności w okolicach Puddlemere to miała całkiem spore szanse napotkać na swojej drodze młodego Macmillana. I to nie raz. Chłopiec nie należał do dzieci, które usiedziałyby w jednym miejscu. No, a do tego był ciekawy świata. Wycieczki po okolicy były dla niego czymś zwyczajnym.
Mimo, że spotkali się tylko raz i to ledwie na moment to Heath zdążył polubić Cecily. Była sympatyczna i do tego odpowiadała na jego pytania.
-Zapamiętałaś! – ucieszył się, że czarownica zapamiętała jego imię. Na strój panny Hagrid nie zwracał specjalnej uwagi. Jeszcze nie dotarł do tego etapu w swoim życiu, do oceniania ludzi po ubiorze. Chociaż, pewnie w czerwonym kolorze i białych groszkach zwracała na siebie uwagę.
-Fluszka?- powtórzył za Cecily i obrócił się we wskazanym kierunku. Dopiero po chwili zorientował się, że pewnie chodzi o roślinę, którą mógł zobaczyć kawałek od brzegu. Zanim jednak zdążył zasypać czarownicę pytaniami, ta zgrabnie chlupnęła do wody by go wyłowić. Heathowi pozostało tylko obserwować poczynania kobiety z bezpiecznego brzegu.
Sama akcja wyławiania rośliny nie trwała zbyt długo i zanim chłopiec zdążył się znudzić czekaniem czarownica była z powrotem na brzegu i prezentowała mu wyłowiony skarb. Nawet guwernantka podeszła bliżej, żeby zobaczyć znalezisko i z aprobatą kiwnęła głową widząc fluszka. Faktycznie był dorodny.
-Do czego służy?- zapytał Cecily, przy okazji wyciągając swoją małą dłoń i, o ile Hagrid mu w tym nie przeszkodziła, delikatnie dotknął swoim placem rośliny. Był ciekaw jej konsystencji. Poza tym dla niego to było coś nowego. Po chwili jednak oderwał wzrok od kawałka flory i spojrzał na Cecily.
-Całkiem dobrze pływasz- zakomunikował rzecz oczywistą po czym postanowił zaryzykować i wypalił – nauczyłabyś mnie kiedyś?- guwernantka tylko zgromiła młodego wzrokiem i posłała przepraszający uśmiech Cecily. Później pewnie wytłumaczy Heathowi, że nie powinien żądać nauki pływania od osoby, którą widział ledwie dwa razy. Normalnie pewnie powinien o to męczyć swojego ojca, Aydena, ale ten był ostatnio dość zapracowany. Raczej nie będzie miał tyle czasu by móc Heathowi udzielić lekcji.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112

Strona 1 z 8 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Plaża odpocznienia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach