Przy kontuarze
AutorWiadomość
Przy kontuarze
Klub umiejscowiony przy jednej z głównych ulic otwiera się dopiero po zmroku; przy wejściu sprawdzane są dokumenty - wpuszczane są osoby wyłącznie pełnoletnie - oraz ubiór, wymagane są formalne szaty czarodziejskie. Przy szatni urzęduje pucybut, który dba o obuwie gości.
Wnętrze klubu urządzone jest w eleganckim stylu, stoliki są nieduże, przeznaczone dla najwyżej czterech osób. Na półkach za barem da się dostrzec różnokolorowe trunki, królują wykwintne drinki i likiery.
Kluczowym elementem klubu jest jednak scena, na której co wieczór odbywają się pokazy burleski, a w niektóre dni również występy bardziej cenionych gwiazd muzyki i kabaretu.
Wnętrze klubu urządzone jest w eleganckim stylu, stoliki są nieduże, przeznaczone dla najwyżej czterech osób. Na półkach za barem da się dostrzec różnokolorowe trunki, królują wykwintne drinki i likiery.
Kluczowym elementem klubu jest jednak scena, na której co wieczór odbywają się pokazy burleski, a w niektóre dni również występy bardziej cenionych gwiazd muzyki i kabaretu.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:52, w całości zmieniany 1 raz
Przed wejściem wyglądam mej przyjaciółki, czy dalej ma różowe włosy? Mam taką nadzieję. Napisałam jej wprawdzie, żeby się przygotowała i nakręciła loki, jednak nie wiem czy mogę jej ufać jeżeli chodzi o wygląd. Czasami zasiedzi się biedaczka nad kociołami i kolory jej ciała nie pozwalają na piękny makijaż. Co do jednego zgadzamy się z Wenus: Linette straci swą urodę dla tych garów i jeżeli dalej tak pójdzie zostanie starą panną. Jej na prawdę jest potrzebny ktoś, kto ją pocieszał będzie. Nie rozumiem tego jej śmiesznego pomysłu, że garami wypracuje wreszcie ciało dla tego swojego duchowego przyjaciela. No i po co jej tyle zachodu, miała tego całego Cesara, nie mogła się go trzymać? A swoją drogą, to moim zdaniem wcale do siebie nie pasowali. Ale moim zdaniem do Venus nie pasuje Skeeter. Tzn, nie wiem jeszcze o tym, bo niespecjalnie interesują mnie dzieje przyjaciół Linetki, ale jak już się dowiem o ich narzeczeństwie, to na pewno nie będę uważała, że do siebie pasują. Co to, to nie! Wiem najlepiej kto do kogo pasować mógłby. Taka Wenus mogłaby pasować na scenę do Cesara, a taki Luno pasowałby już prędzej do Linette.
A no właśnie, już ją widzę. Wychodzę jej na spotkanie i ciągnę za łokieć blisko siebie i daleko od wejścia. Mówię do niej cicho, przecież nie chcemy się zdradzić: - Linetko, musimy wejść od tyłu, bo stoi tu ochroniarz, który nie wpuści nas na pewno, już przyglądał się mi i jestem pewna, że ma mnie za niepełnoletnią - najwyraźniej były powody, by mnie nie wpuścić, dlatego wolałam jakoś inaczej to załatwić. Stajemy za winklem i wyciągam z małej torebeczki jeszcze mniejszą buteleczkę z wódką, śmieję się do przyjaciółki i pokazuję jej, co mam. - Pozwól, że najpierw dodamy sobie trochę odwagi - pociągam, krzywię się i oddaję jej buteleczkę, a sama wyglądam, czy nikt nie widzi co robią tu dwie młode dziewczątka, które powinny pielęgnować swe cnoty w domu, a nie szukać uciech w domu publicznym. Zaraz wyciągam z małego pudełeczka tabletki dwie i unoszę brew, bo może Linetka się skusi. Ja biorę jedną i popijam wódeczką. A później stajemy przed drzwiami z napisem "Artyści". Ja się śmieję i chowam buteleczkę do torebki, trzeba iść się bawić!
A no właśnie, już ją widzę. Wychodzę jej na spotkanie i ciągnę za łokieć blisko siebie i daleko od wejścia. Mówię do niej cicho, przecież nie chcemy się zdradzić: - Linetko, musimy wejść od tyłu, bo stoi tu ochroniarz, który nie wpuści nas na pewno, już przyglądał się mi i jestem pewna, że ma mnie za niepełnoletnią - najwyraźniej były powody, by mnie nie wpuścić, dlatego wolałam jakoś inaczej to załatwić. Stajemy za winklem i wyciągam z małej torebeczki jeszcze mniejszą buteleczkę z wódką, śmieję się do przyjaciółki i pokazuję jej, co mam. - Pozwól, że najpierw dodamy sobie trochę odwagi - pociągam, krzywię się i oddaję jej buteleczkę, a sama wyglądam, czy nikt nie widzi co robią tu dwie młode dziewczątka, które powinny pielęgnować swe cnoty w domu, a nie szukać uciech w domu publicznym. Zaraz wyciągam z małego pudełeczka tabletki dwie i unoszę brew, bo może Linetka się skusi. Ja biorę jedną i popijam wódeczką. A później stajemy przed drzwiami z napisem "Artyści". Ja się śmieję i chowam buteleczkę do torebki, trzeba iść się bawić!
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Wciąż mam swoje różowe włosy, choć Franz mi świadkiem, że próbowałam im przywrócić piękną blond barwę. Mieszałam w kociołku, mówiłam zaklęcia, ale to nic nie dało ani troszeczkę. Muszę czekać na dziadka swojego, co się zowie dziadek Slughorn. On w swojej posiadłości ma wiele rzeczy, których kupić nie mogę na Pokątnej tylko w złowrogim Nokturnie do którego pójść sama nie chcę. Nauczona ostatnimi doświadczeniami, trzymam się z dala od niebezpiecznych miejsc. Nawet ty, ma droga przyjaciółko, nie chcesz ze mną zawitać do haniebnych miejsc. Zobaczycie wszyscy, znajdę sobie nowych znajomych fajnych, co będą robić, co im każe, a nie na odwrót tak mocno wszystko. Nawet teraz jak mi każesz wchodzić gdzieś od tyłu, bo wyglądasz na dziecko małe, to idę z tobą tam gdzie mnie prowadzisz, biorę porządny łyk wódki i się krzywię straszny. Patrzę jak ty bierzesz tę kolorową tableteczkę i już chcę sięgnąć po nią ręką, ale jednak tego nie robię. Nie powinnaś mnie namawiać do takich złych rzeczy, bo jeszcze tobie ulegnę, a później i Wenus ulegnę, i co wtedy będzie? Chcesz żebym tuliła się do przystojnych twarzy? Ja chyba nie chcę tego robić. Nigdy się do nikogo nie tuliłam, co miał ładną twarz, ani też nie miałam tym bardziej przerywanych oddechów, ale myślę, że to wcale by mi się mogło nie spodobać, jeśli robiłabym to sposobem Wenus. Wolę oddać swoje serduszko jednemu mężczyźnie i niech on się nim zajmie i niech moje troski zabierze. Kiedyś mi się wydawało, że mam takiego, ale on tylko moje serduszko podeptał i teraz już tylko mnie z opresji ratuje, a ja próbuję przy nim używać języka z rynsztoku, żeby sobie nie myślał o mnie o jako dobrej pannie tylko o mnie o jakiej złej pannie. Taką mam taktykę teraz, od momentu jak mi Luno powiedział, że Wenus to Wenus i robią tam rzeczy jak Venus.
- Ta odwaga jest niesmaczna – wykrzywiam swą facjatę. Gdzie jakaś popita, ma ukochana przyjaciółko? - Co to właściwie za miejsce, żeś mi kazała ubrać się dorośle? – pytam, próbując się zmusić do przytknięcia do ust jeszcze raz eliksiru odwagi. Pewnie ubrałam się mało dorośle, bo chyba mam jednak zbyt wjebane na tą całą dorosłość odkąd wyprowadziłam się od rodziców i zamieszkałam sama. Mnie w przeciwieństwie do ciebie nikt nie pilnuje. Oddaję ci twoją buteleczkę po zażyciu dwukrotnie niesmacznej wódeczki, a ty chowasz ją do torebki. - Wchodzimy? - niecierpliwie się, podskakując z nogi na nogę. Nigdy nigdzie nie wchodziłam tylnym wejściem jak jakiś przestępca. To jest takie ekscytujące!
- Ta odwaga jest niesmaczna – wykrzywiam swą facjatę. Gdzie jakaś popita, ma ukochana przyjaciółko? - Co to właściwie za miejsce, żeś mi kazała ubrać się dorośle? – pytam, próbując się zmusić do przytknięcia do ust jeszcze raz eliksiru odwagi. Pewnie ubrałam się mało dorośle, bo chyba mam jednak zbyt wjebane na tą całą dorosłość odkąd wyprowadziłam się od rodziców i zamieszkałam sama. Mnie w przeciwieństwie do ciebie nikt nie pilnuje. Oddaję ci twoją buteleczkę po zażyciu dwukrotnie niesmacznej wódeczki, a ty chowasz ją do torebki. - Wchodzimy? - niecierpliwie się, podskakując z nogi na nogę. Nigdy nigdzie nie wchodziłam tylnym wejściem jak jakiś przestępca. To jest takie ekscytujące!
- Ależ musi być niesmaczna! Gdyby ci to smakowało, to znaczyłoby, że jesteś nałogową alkoholiczką, którą chyba jednak nie jesteś - robię do ciebie minę, bo tak mi się wydawało, dlatego przejmuję Linetko buteleczkę, którą mi podajesz. Nie skończyłyśmy jednak pić wszystkiego, trochę zostanie nam na później. Dlatego schowałam do torebki i butelkę i moje małe pudełeczko na tabletki. - Nikt nie wpuściłby tu kobiety bez mężczyzny, sądziłam że uda nam się wślizgnąć, ale nie. To taki klub, podobno występuje tu dziś sama Roxanne! - nie wiem, czy wiesz kim jest Roxi. Ja też nie wiem, ale widziałam plakaty na mieście. Tzn, jeden. W gazecie wyrzuconej przy Baker Street.
Chcę już wejść do środka, ale przypominam sobie o czymś. Co, jeżeli będzie tu ktoś, kogo nie chcę tu spotkać? Jak mój brat? Szybko jednak odganiam tę myśl, bo mój brat ciężko pracuje w domu i nie ma czasu włóczyć się po barach, na pewno nie ma na to czasu. Pcham drzwi i wchodzimy. Ja idę przodem, jakbym doskonale wiedziała co robię. Mijamy kolejne garderoby, cekiny i piórka fruwają w powietrzu, czuję mocne perfumy i przez chwilę nikt nas nie widzi, jesteśmy szare tak mocno jak tylko można było. Aż nagle dopada nas o głowę niższy mężczyzna. Wymachuje rękoma i krzyczy, że musimy iść się przebrać, że za pięć minut wchodzimy na scenę. Uśmiecham się do niego życzliwie, ale to nic nie poradziło, bo wepchnął mnie i Linetkę do garderoby. Tam jeszcze więcej piórek i cekinów. Podchodzę do wieszaków i zaczynam bawić się strojami.
- No to co Linette, masz ochotę się zabawić?
Chcę już wejść do środka, ale przypominam sobie o czymś. Co, jeżeli będzie tu ktoś, kogo nie chcę tu spotkać? Jak mój brat? Szybko jednak odganiam tę myśl, bo mój brat ciężko pracuje w domu i nie ma czasu włóczyć się po barach, na pewno nie ma na to czasu. Pcham drzwi i wchodzimy. Ja idę przodem, jakbym doskonale wiedziała co robię. Mijamy kolejne garderoby, cekiny i piórka fruwają w powietrzu, czuję mocne perfumy i przez chwilę nikt nas nie widzi, jesteśmy szare tak mocno jak tylko można było. Aż nagle dopada nas o głowę niższy mężczyzna. Wymachuje rękoma i krzyczy, że musimy iść się przebrać, że za pięć minut wchodzimy na scenę. Uśmiecham się do niego życzliwie, ale to nic nie poradziło, bo wepchnął mnie i Linetkę do garderoby. Tam jeszcze więcej piórek i cekinów. Podchodzę do wieszaków i zaczynam bawić się strojami.
- No to co Linette, masz ochotę się zabawić?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
No przecież, że nie jestem, a nie tylko chyba jakieś mi tu wtrącasz. Patrz na moją facjatę – żadnych oczu podpuchniętych ani nosa czerwonego niczym Rudolf, co się wozi ze świętym Mikołajem. Ty pewnie w niego nie wierzysz albo wierzysz po tych swoich tableteczkach kolorowych. Jak je weźmiesz i połkniesz to pewnie widzisz jeszcze masę innych rzeczy, których ja dostrzec nie potrafię nawet przy rozmowach z Franzem o abstrakcji w sztuce. Wiesz, że oni ćpali często? Może też zostaniesz wielkim malarzem, co mi o nich opowiada wiele mój przyjaciel duszek.
Marszczę brwi, ale nie chcę ci psuć zabawy ani troszeczkę, więc nic nie mówię o sławnej Roxanne, która dla mnie wcale, a wcale sławna nie jest. Brzmi jak imię dla prostytutki z krainy przerywanych oddechów mojego nie-ukochanego.
Kiedy wchodzimy na tyły klubu do moich nozdrzy dociera duszący zapach perfum. Próbuję zatkać sobie nos, coby nie kichnąć i nie wpakować nas w tarapaty, ale ona widać szukają nas same wciąż i trafiły już na nas. Napakowany mężczyzna pcha mnie do garderoby i mówi coś o nieodpowiedzialności lub może o czymś zgoła innym, bo prawdy powiedziawszy zaczęło głośno się robić i nie dosłyszałam wszystkiego.
- Wow, ile tu super rzeczy – zachwycam się, jednocześnie chyba odpowiadając na twoje pytanie albo po prostu je ignorując, możesz sobie wybrać. - Załóż to, załóż to – wciskam ci jakąś kiecę, piórka możesz porwać później. - To mugolski klub? – pytam, żeby być pewną, że mi krzywdy żadnej nie robisz. Nie mówię, że idę się zabawić, ja tylko pytam.
Marszczę brwi, ale nie chcę ci psuć zabawy ani troszeczkę, więc nic nie mówię o sławnej Roxanne, która dla mnie wcale, a wcale sławna nie jest. Brzmi jak imię dla prostytutki z krainy przerywanych oddechów mojego nie-ukochanego.
Kiedy wchodzimy na tyły klubu do moich nozdrzy dociera duszący zapach perfum. Próbuję zatkać sobie nos, coby nie kichnąć i nie wpakować nas w tarapaty, ale ona widać szukają nas same wciąż i trafiły już na nas. Napakowany mężczyzna pcha mnie do garderoby i mówi coś o nieodpowiedzialności lub może o czymś zgoła innym, bo prawdy powiedziawszy zaczęło głośno się robić i nie dosłyszałam wszystkiego.
- Wow, ile tu super rzeczy – zachwycam się, jednocześnie chyba odpowiadając na twoje pytanie albo po prostu je ignorując, możesz sobie wybrać. - Załóż to, załóż to – wciskam ci jakąś kiecę, piórka możesz porwać później. - To mugolski klub? – pytam, żeby być pewną, że mi krzywdy żadnej nie robisz. Nie mówię, że idę się zabawić, ja tylko pytam.
Mi się te stroje też podobaly, bo wszystkie migotały kolorami i światełka odbijały w naszą stronę.
- Tak mi się wydaje, chociaż widziałam przy wejściu jednego człowieka, którego dam sobie obciąć.. ręce, że widziałam w Esach Floresach! - także i ja, droga przyjaciółko nie mam pojęcia co to za przybytek. Billy kiedyś go wspomniał, kiedy pijany zalegał na kanapie. Ale nie wiem że to tylko dla magów!
Gdybym była trzeźwa zainteresowałoby mnie co też ma duch ekspresjonisty do powiedzenia o abstrakcji, najnowszym nurcie w sztuce. Na pewno nie podoba mu się to, bo jemu się nic nie podoba z tego co zauważyłam. To bardzo smutny musiał być człowiek, bo wszędzie sieje defetyzm i katastrofizm. Mi się nie podobają jego malunki, ale to nie mój przyjaciel, a mojej przyjaciółki. Ja z jej przyjaciółmi nie chcę mieć wiele do czynienia, bo oni mnie nie interesują. Mnie interesuje zabawa i życie. I dziś chcę tańczyć na scenie, chociaż nie mam ani gracji, ani pięknej figury, nie umiem się ruszać i nikt nie powie mi, że jestem najpiękniejsza. Bo nie jestem, bo mam matkę, która nie była najpiękniejsza. Ja mam ładny nos, ale nikt nie zobaczy nosa, jak będę półnaga tańczyć z Roxanne. Wciskam się w kostium, który wybrała mi Linette i odwracam się, żeby mi go zapięła na plecach. - Patrz, tam jest taki sam, zakładaj! I stroj był rzeczywiście bardzo taki sam, ale zamiast serducha na brzuchu jak mój, jej miał falbanki zamiast normalnych krawędzi. No i ja miałam strój zielonkawy, a jej trafił się czerwony, bawi mnie to bo ma te włosy też różowe. Balonowa królowa!! Ktoś puka do naszych drzwi i mówi "trzy minuty", dopadam więc lustra i domalowuję sobie ciemne kolory na powiekach i policzki wysmarowuję różem, czerwień na usta i jeszcze rozgłądam się.. Widzę gotową Linetkę i śmieję się z niej. - Wyglądamy jak dziweczki, myślisz, że Venus chodzi tak ubrana dla swoich kochanków?
Przesuwam rękami po talii i jeszcze po nogach, rety, to musi być bardzo niewygodne tak się ubierać a później w tym całować i robić inne rzeczy. Ale Wenus ma trochę inne priorytety, bo ja na przykład jestem dziś bardziej nastawiona na muzykę. Chyba wlaśnie ktoś wszedł do nas i wsadził nam coś na głowy i kazał nam iść na scenę.
- Tak mi się wydaje, chociaż widziałam przy wejściu jednego człowieka, którego dam sobie obciąć.. ręce, że widziałam w Esach Floresach! - także i ja, droga przyjaciółko nie mam pojęcia co to za przybytek. Billy kiedyś go wspomniał, kiedy pijany zalegał na kanapie. Ale nie wiem że to tylko dla magów!
Gdybym była trzeźwa zainteresowałoby mnie co też ma duch ekspresjonisty do powiedzenia o abstrakcji, najnowszym nurcie w sztuce. Na pewno nie podoba mu się to, bo jemu się nic nie podoba z tego co zauważyłam. To bardzo smutny musiał być człowiek, bo wszędzie sieje defetyzm i katastrofizm. Mi się nie podobają jego malunki, ale to nie mój przyjaciel, a mojej przyjaciółki. Ja z jej przyjaciółmi nie chcę mieć wiele do czynienia, bo oni mnie nie interesują. Mnie interesuje zabawa i życie. I dziś chcę tańczyć na scenie, chociaż nie mam ani gracji, ani pięknej figury, nie umiem się ruszać i nikt nie powie mi, że jestem najpiękniejsza. Bo nie jestem, bo mam matkę, która nie była najpiękniejsza. Ja mam ładny nos, ale nikt nie zobaczy nosa, jak będę półnaga tańczyć z Roxanne. Wciskam się w kostium, który wybrała mi Linette i odwracam się, żeby mi go zapięła na plecach. - Patrz, tam jest taki sam, zakładaj! I stroj był rzeczywiście bardzo taki sam, ale zamiast serducha na brzuchu jak mój, jej miał falbanki zamiast normalnych krawędzi. No i ja miałam strój zielonkawy, a jej trafił się czerwony, bawi mnie to bo ma te włosy też różowe. Balonowa królowa!! Ktoś puka do naszych drzwi i mówi "trzy minuty", dopadam więc lustra i domalowuję sobie ciemne kolory na powiekach i policzki wysmarowuję różem, czerwień na usta i jeszcze rozgłądam się.. Widzę gotową Linetkę i śmieję się z niej. - Wyglądamy jak dziweczki, myślisz, że Venus chodzi tak ubrana dla swoich kochanków?
Przesuwam rękami po talii i jeszcze po nogach, rety, to musi być bardzo niewygodne tak się ubierać a później w tym całować i robić inne rzeczy. Ale Wenus ma trochę inne priorytety, bo ja na przykład jestem dziś bardziej nastawiona na muzykę. Chyba wlaśnie ktoś wszedł do nas i wsadził nam coś na głowy i kazał nam iść na scenę.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Jak mi mówisz, że tam leży taki sam to szybko go chwytam i zakładam, a później ty mi pomagasz zapiąć to wszystko, co z tyłu jest i czego nie dosięgam. Piję sobie jeszcze trochę tego twojego eliksiru odwagi, co smakuje niczym wódka, by następnie robić sobie mocny makijaż. Mam nadzieję, że nie widać mojej młodej facjaty pod tym makijażem wielkim. Mam go w kolorach włosów trochę taki, a na ustach czerwień, która pasuje mi do mojej sukieneczki nowej. Taką kusą ostatnią nosiłam na stypie z przedłużeniem prowizorycznym w formie cienkiego, letniego swetra. Czy to oznacza, że zamieniam się w Wenus? Słyszałam kiedyś o przysłowiu – z kim przystajesz, takim się stajesz. Może miało ono w sobie więcej niż ziarenko prawdy? Nie myślę jednak o tym za długo, bo oto krzyczą do nas – trzy minuty nam zostały. Ale co my właściwie robić mamy? Nie pamiętam już jak dałam się wciągnąć w tę grę przedziwną, ale popijam znowu sobie z magicznej butelki ciotki Polly aż słyszę jej tekst o mej ukochanej Venus i śmieję się w głos, czując się trochę winną.
- No nie mów tak, to nieładnie! – karcę cię, moja droga przyjaciółeczko, ale dalej to nie mogę jej nic niemiłego powiedzieć, bo mnie już ciągną na scenę, gdzie śpiewa Roxanne, a my tańczyć musimy. To próbuję się wywijać, patrząc na mą przyjaciółeczkę, ale pewna jestem, że zaraz nas z tej sceny po prostu wyrzucą. Umiem tylko tańczyć tańce piękne, a nie tańce uwodzące, ale jednak próbuję to jakoś zrobić. Udaję, że jestem sama z Wenus w pokoju, kiedy pijemy wino i raz tańczyłyśmy właśnie takie tańce uwodzące lub raczej Wenus mnie uczyła takich tańców tańczyć to właśnie próbuję ją naśladować. Zamykam nawet oczy i tańczę tańce zmysłowe do muzyki zmysłowej.
- No nie mów tak, to nieładnie! – karcę cię, moja droga przyjaciółeczko, ale dalej to nie mogę jej nic niemiłego powiedzieć, bo mnie już ciągną na scenę, gdzie śpiewa Roxanne, a my tańczyć musimy. To próbuję się wywijać, patrząc na mą przyjaciółeczkę, ale pewna jestem, że zaraz nas z tej sceny po prostu wyrzucą. Umiem tylko tańczyć tańce piękne, a nie tańce uwodzące, ale jednak próbuję to jakoś zrobić. Udaję, że jestem sama z Wenus w pokoju, kiedy pijemy wino i raz tańczyłyśmy właśnie takie tańce uwodzące lub raczej Wenus mnie uczyła takich tańców tańczyć to właśnie próbuję ją naśladować. Zamykam nawet oczy i tańczę tańce zmysłowe do muzyki zmysłowej.
- To jest prawda, przecież się tak ubiera - próbuję ci uświadomić, że wszystko się pokrywa, tak jak Venus pokrywają jej zalotnicy. Trochę mi przypomina to pokrywanie psów i jeżeli takie mam skojarzenie, to nic dziwnego, że się tak skrzywiłam na samą myśl. Zaraz przestaję myśleć, bo zaczynam odczuwać zobojętnienie, to pierwsze stadium i bardzo je lubię. Rozleniwiony uśmiech wita kogoś, kto powoli chwyta moją dłoń i każe iść mi przed siebie. Och, stawiam nogi, ale niezwykle powoli, zbyt wolno na świat, który biegnie w drugą stronę. Oparta na ramieniu mej różowej przyjaciółki, jestem w stanie przebierać dwoma nogami. W jednym tępie, raz, raz, znalazłam się nagle na scenie. Światło sprawiło, że cofam się, ale trzy kobiety za mną wchodzące, wybiły na scenę, nie zważając na mój stan, popychają mnie i wpadam w dekoracje, w kurtynę i w tło sceny. Dopiero za chwilkę Linetko pomogłaś mi się pozbierać i zachęcasz mnie do naśladowania tego, co robią inni. Ja zaś patrzę i staram się, staram na prawdę. Ale nagle kiecki i wachlarze i piórka i tańce i brokaty sprawiają, że nie taki taniec mam ochotę wykonywać. Unoszę ramiona w chwili, gdy wszystkie moje koleżanki tańczące się pochylają. Ja z uniesionymi rękoma zaczynam wirować niczym derwisz w kółeczko i w kółeczko chcę wirować ciągle, nie zważając na inną muzykę niż ta, którą mam w głowie teraz. Mam poważną minę, poważna bowiem spotkała mnie misja. Podeszła do mnie wtedy, gdy Linette już nie mogła patrzeć, tańcem zajęta. W moim tańcu misja mi powiedziała "Poleczko, dziś twój król chce, żebyś była dla niego wesołą" i przejęta tą sprawą, najpierw muszę odtańczyć dziękczynne kręciołki. Kręcę się kręcę, aż wyjebało (wybaczcie za wyrażenie) mnie przed kankana aż na ziemię. Pewnie pod same stopy Linetty, mej przyjaciółki, ale teraz ciężko mi wstać, mam nogi zakręcone. I w głowie mi się kołuje. - Nienienie, wszystkookej - oświadczam do kogoś, kto mnie podnosi i oddaje Linecie.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Dobrze mi się tak tańczy te tańce zmysłowe w tonie makijażu i peruce czarnej, co wygląda nawet jak moje prawdziwe włosy. Może ją sobie zatrzymam nawet? Będę wtedy udawać, że wcale, a wcale nie mam włosów różowych jak księżniczka jakaś piękna z gumy balanowej. Nim jednak te tańce się kończą to upadasz, chcę ci pomóc wstać, ale ktoś mnie uprzedza. Później jednak biorę cię za rękę i uciekamy ze sceny, krzyczę do ochroniarza, że zemdlała, ale poradzimy sobie z tym, a on mnie słucha, przepuszcza grzecznie i idziemy do garderoby zdjąć te ciuszki, by założyć te nasze. Pomagam ci wyjść z tych fatałaszków, a potem ty mi. Zmywamy też makijaż, ale brokat z naszych ciał i twarz zmyć nie możemy, co zrobimy więc? Próbuję różdżką machnąć, trochę zeszło. Teraz jesteśmy już prawie piękne – bez wulgarnego makijażu, bez peruk. Znowu wyglądamy jak my niewinne, chociaż ty nie do końca masz tak twarz niewinną jak ja, choć piękniejsza na pewno jesteś ode mnie, my takie dwie przeciętniaczki. Wychodzimy na paluszkach z garderoby w swoich dorosłych ubraniach z brokatem na rękach. Przemykamy się niepostrzeżenie do sali, siadamy przy jednym ze stolików. Wciąż mam wypieki widoczne na policzkach. Zamawiam dla nas drogie wino, nie martw się jednak o galeony, ja mam ich pod dostatkiem. Mogłabyś mi tańczyć, a ja mogłabym cię obrzucać tymi monetkami aż w łeb byś nie dostała i zemdlała tak romantycznie. Ja bym wtedy zapłakała w stylu tych filmów niemych i może by się pojawił napis – och, Polly, czemu? Myślę, że śmierć w rękach kogoś, kogo się kocha jest śmiercią romantyczną. No bo, czy straszniej nie jest umrzeć samotnie?
- Nie mogę pozbyć się tego brokatu - marszczę swój nos, próbując usilnie zlikwidować tę tragedię z mojej skóry tak, jakby to było moje największe zmartwienie. Jednak różowe włosy mam i wszyscy to widzą, a ja cieszę się niezmiernie z tego faktu teraz, bo przecież na scenie miałam włosy koloru hebanu, a moja twarz była zbyt daleko od widowni. Nie grałam w końcu pierwszych skrzypiec.
- Nie mogę pozbyć się tego brokatu - marszczę swój nos, próbując usilnie zlikwidować tę tragedię z mojej skóry tak, jakby to było moje największe zmartwienie. Jednak różowe włosy mam i wszyscy to widzą, a ja cieszę się niezmiernie z tego faktu teraz, bo przecież na scenie miałam włosy koloru hebanu, a moja twarz była zbyt daleko od widowni. Nie grałam w końcu pierwszych skrzypiec.
Właścicielka różowych włosów prowadzi mnie do poukładanego ciasnego pokoiku, ja wciąż się śmieję i opowiadam jej o kolorach, które nam tu fruwają, narzekam, że okropnie się zmęczyłam i na krzywe podłogi. Ona zaś oddaje mi moje smutne ubrania i każe je włożyć. Trochę jej opowiadam, że czuję się tak zwiewnie i efekciarsko nosząc skąpe ubrania (jak Venus do ruchania, powiedziałam chyba), że wcale nie chcę się przebierać. Linetka zaś mówi, że musimy się przebrać i tak robię. Czy zachowałyśmy w końcu peruki i siedzimy teraz przy stoliku w nich? To byłoby dość zabawne!
- Zostaw, wyglądasz jak wróżka chrzestna - mówię pełna powagi, co jest wesołe, bo obie chodziłyśmy do szkoły i wiemy, że nie ma takich stworków. Słyszałam o nich spędzając wieczory w ciemnych ulicach Camden. Mugole to jednak mają zryta banię!! Odgarniam włosy - sztuczne czy też prawdziwe - z twarzy, bo nie umiem opanować fryzury i zapadam się w fotelu w którym siedzę. Teraz to nawet trochę wyglądam jakby mnie Linetka jebła galeonem. - Linetko, to była najszaleńsza rzecz, wiesz że trafiłyśmy do jakiegoś klubu GOGO ?! - podśmiewam sie i brak we mnie wstydu niewinności, kiedy swoim naćpanym mózgiem zmuszam dłoń do pokazania Linetce półgołe tancerki, które się wyginają, że niby z wachlarzami, ale każdy wie. Na udach leży mała torebeczka w której mam papieroski. Wszyscy wokół palą, więc nie chcę być gorsza, chociaż trochę nie chce mi się palić. Więc narazie trzymam papierosa niezapalonego i patrzę na taniec pani Paw na scenie z której przed chwilą spadłam. Hej, pewnie mam wciąż perukę, to nie wiem że mam krew cieknącą od tego wywrócenia. Chociaż niewiele by mi to teraz zrobiło, przecież nie kontaktuję.
- Zostaw, wyglądasz jak wróżka chrzestna - mówię pełna powagi, co jest wesołe, bo obie chodziłyśmy do szkoły i wiemy, że nie ma takich stworków. Słyszałam o nich spędzając wieczory w ciemnych ulicach Camden. Mugole to jednak mają zryta banię!! Odgarniam włosy - sztuczne czy też prawdziwe - z twarzy, bo nie umiem opanować fryzury i zapadam się w fotelu w którym siedzę. Teraz to nawet trochę wyglądam jakby mnie Linetka jebła galeonem. - Linetko, to była najszaleńsza rzecz, wiesz że trafiłyśmy do jakiegoś klubu GOGO ?! - podśmiewam sie i brak we mnie wstydu niewinności, kiedy swoim naćpanym mózgiem zmuszam dłoń do pokazania Linetce półgołe tancerki, które się wyginają, że niby z wachlarzami, ale każdy wie. Na udach leży mała torebeczka w której mam papieroski. Wszyscy wokół palą, więc nie chcę być gorsza, chociaż trochę nie chce mi się palić. Więc narazie trzymam papierosa niezapalonego i patrzę na taniec pani Paw na scenie z której przed chwilą spadłam. Hej, pewnie mam wciąż perukę, to nie wiem że mam krew cieknącą od tego wywrócenia. Chociaż niewiele by mi to teraz zrobiło, przecież nie kontaktuję.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Nie lubił pić w ciszy, bo cisza była wymowna wręcz – przypominała, nasuwała, skłaniała do refleksji, a ta ostatecznie zaprowadzała go grzecznie za rączkę do ponurego, smutnego meritum. Całe jego życie sprowadzało się do jednego wspomnienia, jednej decyzji, cholernego przypadku, z którego konsekwencjami mierzył się do dziś. Dlatego nie lubił pić ciszy, bo alkohol dodawał odwagi, ale nadal dzierżył jej za mało, by mierzyć się na równi z przeszłością, nie z klęczek, z których zbierał ciało martwej żony.
Nic więc nie odciągało tak skutecznie jego uwagi jak barwy, intensywne, przeżerające jaskrawością mózg, pobudzające światła sceniczne, jak dźwięki donośne, ogłuszające, jak głosy ludzi, którzy starali się je przekrzyczeć, którzy mierzyli go roziskrzonymi oczyma, starali dostrzec w zmieniającej się, płynnej scenerii, na której tle gasł, majaczył niczym niewyraźna mgiełka: nierozpoznawalny, szary i prawie anonimowy Caesar Lestrange.
To sztuka. Seksapil uszyty na ładnym, prostym i chwalnym sformułowaniu. Nie doszukiwał się wymówek – lubił przyglądać się rozmazującym, elektryzującym i niemal nagim ciałom balansującym na scenie. Lubił też pić, zalewać myśli alkoholem, topić rozmowy w głupocie i śmiać się z historii, które nawet do niego nie docierały. Tym razem porwał ze sobą Padraiga, biednego i zagubionego, a przede wszystkim skonsternowanego gdy, przepraszał gości, którzy najszczerzej mu wisieli i powiewali – och ten kolokwializm! - aby wraz z najlepiej prezentującym się wśród jego kompanów elegantem Parysem oraz ulubionym chłopcem posprzątaj to i to wyruszyć w podróż ku zapomnieniu, chwilowemu uniesieniu, aby finalnie skończyć z bólem obijającym się o ściany umysłu, z zabijającym, ciskającym kacem.
Pomijając jednak wszelakie szczegóły i szczególiki dzisiejszego wieczoru, których kolejnego dnia nie będzie pamiętał i nawet niespecjalnie się tym faktem przejmie – jak gdyby był świętym, nietykalnym zbawicielem, jak gdyby alkohol nie odbierał mu zdrowych zmysłów, a on za każdym razem nie wytaczał się z lokalu z pomocą nieodłącznych od tego scenariusza przyjaciół – bawił się doskonale. Nieprzytomny na umyśle, oślepiony blaskiem reflektorów, błądził niemal po omacku po sali w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika, ponieważ poprzedni nie przypadł do gustu Parysowi lub oni nie przypadli do gustu zniewieściałemu dżentelmenowi, lub Caesar popełniał kolejne towarzyskie, nieeleganckie foux pas i chyżo należało go stamtąd ewakuować.
-Co za chujnia – skomentował całe zajście przysiadając się do jednego z prawie stolików, aby z teatralnym zawstydzeniem dostrzec, że znajduje się przy nim jeszcze dwójka czarujących, słodkich dziewcząt – Dobry wieczór – powitał się uprzejmie obdarzając tę dwójkę czarującym uśmiechem, aby z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnąć papierosa i zapalić go końcem różdżki i zaciągnąć się w wymownym milczeniu.
Zirytowany, bo z zachłannych rączek wyrwano mu upragnioną na ten wieczór zabawkę.
Nic więc nie odciągało tak skutecznie jego uwagi jak barwy, intensywne, przeżerające jaskrawością mózg, pobudzające światła sceniczne, jak dźwięki donośne, ogłuszające, jak głosy ludzi, którzy starali się je przekrzyczeć, którzy mierzyli go roziskrzonymi oczyma, starali dostrzec w zmieniającej się, płynnej scenerii, na której tle gasł, majaczył niczym niewyraźna mgiełka: nierozpoznawalny, szary i prawie anonimowy Caesar Lestrange.
To sztuka. Seksapil uszyty na ładnym, prostym i chwalnym sformułowaniu. Nie doszukiwał się wymówek – lubił przyglądać się rozmazującym, elektryzującym i niemal nagim ciałom balansującym na scenie. Lubił też pić, zalewać myśli alkoholem, topić rozmowy w głupocie i śmiać się z historii, które nawet do niego nie docierały. Tym razem porwał ze sobą Padraiga, biednego i zagubionego, a przede wszystkim skonsternowanego gdy, przepraszał gości, którzy najszczerzej mu wisieli i powiewali – och ten kolokwializm! - aby wraz z najlepiej prezentującym się wśród jego kompanów elegantem Parysem oraz ulubionym chłopcem posprzątaj to i to wyruszyć w podróż ku zapomnieniu, chwilowemu uniesieniu, aby finalnie skończyć z bólem obijającym się o ściany umysłu, z zabijającym, ciskającym kacem.
Pomijając jednak wszelakie szczegóły i szczególiki dzisiejszego wieczoru, których kolejnego dnia nie będzie pamiętał i nawet niespecjalnie się tym faktem przejmie – jak gdyby był świętym, nietykalnym zbawicielem, jak gdyby alkohol nie odbierał mu zdrowych zmysłów, a on za każdym razem nie wytaczał się z lokalu z pomocą nieodłącznych od tego scenariusza przyjaciół – bawił się doskonale. Nieprzytomny na umyśle, oślepiony blaskiem reflektorów, błądził niemal po omacku po sali w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika, ponieważ poprzedni nie przypadł do gustu Parysowi lub oni nie przypadli do gustu zniewieściałemu dżentelmenowi, lub Caesar popełniał kolejne towarzyskie, nieeleganckie foux pas i chyżo należało go stamtąd ewakuować.
-Co za chujnia – skomentował całe zajście przysiadając się do jednego z prawie stolików, aby z teatralnym zawstydzeniem dostrzec, że znajduje się przy nim jeszcze dwójka czarujących, słodkich dziewcząt – Dobry wieczór – powitał się uprzejmie obdarzając tę dwójkę czarującym uśmiechem, aby z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnąć papierosa i zapalić go końcem różdżki i zaciągnąć się w wymownym milczeniu.
Zirytowany, bo z zachłannych rączek wyrwano mu upragnioną na ten wieczór zabawkę.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie chcę być jak wróżka chrzestna, wolę być księżniczką z różowymi włosami, co ci nawet szepczę czule do uszka. Dziś tych szeptów mam chyba zbyt wiele, może to przed twój eliksir na odwagę, którym mnie poiłaś i który zamknięty jest w buteleczce z etykietką „wódka”. Pachnie on okropnie i smakuje jeszcze okropniej. Trochę jak te tańsze, wytrawne wina francuskie, co nie potrafię ich przełknąć.
- Przecież to burleska – poprawiam cię, mieszając twój eliksir, co go wcześniej piłam, z winem (a mama mówiła, nie mieszaj alkoholi), które właśnie nam przyniesiono. Możemy je sączyć jak prawdziwe damy, nawet te z serii bawimy się jak damy jak nie damy to się nie bawimy. - Venus mi opowiadała, że Luno jej mówił o takich miejscach – próbuję udawać przed tobą, że prawie znam się na rzeczy. Już nawet chcę się rozkręcać w tym temacie, ale widzę znajome twarze. - Nie uwierzysz kto idzie w naszą stronę – mówię trochę z przejęciem większym niż bym chciała. A później ty, który wcale nie jesteś miłością mojego serduszka, tak brzydko mówisz. Masz szczęście, że mnie takich słów Polka uczy, ale przy tobie ich nie wypowiem jeszcze przez wiele lat. Za wiele może tak, bo wtedy skończę w rynsztoku czy też na scenie Piórek. Rzucam ci spojrzenie takie, jakie możesz podziwiać na moim aweczku i w duchu się modlę, żebyś był tak napity, abyś tych moich różowych włosów nie spostrzegł lub pomyślał, że to tylko wytwór twojej wyobraźni. Do wszystkich nowo przybyłych kiwam tylko głową, odzywam się jedynie do Paddiego. - Och, panie Fitzgerald, jak pańskie zdrowie po ostatnich wydarzeniach na stypie mojego drogiego wuja? – Wcale wujek z piątek wody po kisielu nie był mi drogi, ale mam zamiar wyrwać cię ze szponów Cezara i Tristana. - Ależ, ależ, gdzie moje maniery - uśmiecham się do wszystkich, a jak patrzę na ciebie, Cezarze, to mi uśmiech od razu z twarz schodzi. - To jest Polly Havisham - zwracam się do was, a później kieruję wzrok na Polkę. - Moja droga przyjaciółko to jest pan Padraig Fitzgerald oraz Parys Bulstrode - ach, te formalności, chociaż nie wiem, czy powinnam je dopełniać. Polly siedzi w jakieś peruce i zaraz wam wszystkim powie, co robiłyśmy, jak nie patrzyliście.
- Przecież to burleska – poprawiam cię, mieszając twój eliksir, co go wcześniej piłam, z winem (a mama mówiła, nie mieszaj alkoholi), które właśnie nam przyniesiono. Możemy je sączyć jak prawdziwe damy, nawet te z serii bawimy się jak damy jak nie damy to się nie bawimy. - Venus mi opowiadała, że Luno jej mówił o takich miejscach – próbuję udawać przed tobą, że prawie znam się na rzeczy. Już nawet chcę się rozkręcać w tym temacie, ale widzę znajome twarze. - Nie uwierzysz kto idzie w naszą stronę – mówię trochę z przejęciem większym niż bym chciała. A później ty, który wcale nie jesteś miłością mojego serduszka, tak brzydko mówisz. Masz szczęście, że mnie takich słów Polka uczy, ale przy tobie ich nie wypowiem jeszcze przez wiele lat. Za wiele może tak, bo wtedy skończę w rynsztoku czy też na scenie Piórek. Rzucam ci spojrzenie takie, jakie możesz podziwiać na moim aweczku i w duchu się modlę, żebyś był tak napity, abyś tych moich różowych włosów nie spostrzegł lub pomyślał, że to tylko wytwór twojej wyobraźni. Do wszystkich nowo przybyłych kiwam tylko głową, odzywam się jedynie do Paddiego. - Och, panie Fitzgerald, jak pańskie zdrowie po ostatnich wydarzeniach na stypie mojego drogiego wuja? – Wcale wujek z piątek wody po kisielu nie był mi drogi, ale mam zamiar wyrwać cię ze szponów Cezara i Tristana. - Ależ, ależ, gdzie moje maniery - uśmiecham się do wszystkich, a jak patrzę na ciebie, Cezarze, to mi uśmiech od razu z twarz schodzi. - To jest Polly Havisham - zwracam się do was, a później kieruję wzrok na Polkę. - Moja droga przyjaciółko to jest pan Padraig Fitzgerald oraz Parys Bulstrode - ach, te formalności, chociaż nie wiem, czy powinnam je dopełniać. Polly siedzi w jakieś peruce i zaraz wam wszystkim powie, co robiłyśmy, jak nie patrzyliście.
Kiedy raz zatonęło się w alkoholowym oceanie, nie istniała szansa by wyrwać się z jego odmętów ku... normalności? Lecz po cóż z takim zapałem wymuszał zatem w siebie kolejne kielichy z porcją otumaniającego zmysły napoju? Czyż nie odurzał się ginem zupełnie jak Lotofagowie słodkimi kwiatami lotosu, aby zapomnieć? Stracić poczucie świadomości i choć na chwilę utkwić pomiędzy czasem i przestrzenią, nieuchwytny, a w swej bezradności całkiem szczęśliwy? Ponieważ wtedy nikt nie mógł go dosięgnąć ani skrzywdzić i chyba właśnie ta nienaruszalność pociągała Pata. Skoro nie dane mu zostało doznanie ukojenia z alabastrowych dłoni Evandry, uciekał w jej wyimaginowane ramiona, śnił o niej, będąc rozedrgany i półprzytomny, jakby bardziej niż alkohol krążący w żyłach, rozgrzewała go miłość, buchająca płomieniem coraz gorętszym i trudniejszym do okiełznania. Rozszerzone naczynia krwionośne i błędny wzrok nie oznaczały balansowania na granicy świadomości i zamroczenia, a proste, choć jednocześnie niesamowicie skomplikowane uczucie, którego nawet sam Padraig czasami nie rozumiał. Nie potrafił go jednak z siebie wyplenić i nic nie potrafiło skłonić go do porzucenia marzeń i fantazji. Ani przeszkody stawiane przez nazwisko, ani rychłe zaślubiny z Tristanem, ani nawet potrzeby jego organizmu. Dla Evandry wyrzekłby się własnej duszy z przekonaniem, iż ubił znakomity interes, więc wstrzemięźliwość znosił z obojętnością skazańca pogodzonego z losem. Korowód skąpo ubranych kobiet budził w nim raczej smutek niż pożądanie - i rodził kolejne porównania z panienką Lestrange, tak piękną, tak cnotliwą, godną raczej Apollina, niźli jego czy nawet Rosiera.
Może dlatego zaproszenie (polecenie? ciężko wyczuć) Caesara potraktował ostrożnie, usiłując wymówić się pracą. On jednak pozostał nieprzejednany i wkrótce we trójkę, razem z jego koleżką, przekraczali progi przybytku kapiącego skrystalizowaną niemoralnością. Paddy chłonął te gorszące widoki, nieomal gubiąc w tłumie swych towarzyszy, a wyeksponowane ciała nigdy nie wydawały mu się tak gorszące, jak dotychczas. Wspomniał porwanie Evandry, wpatrzony w sceniczne popisy kobiet z marginesu, niemal łkając, iż taki los mógł spotkać jego idealną boginkę. Gdyby nie Caesar usiłujący ruszyć w tango z zajętą już panną, niechybnie nie wyrwałby się z letargu, oszołomiony tym brutalnym pięknem. Już; nie chwiejąc się wcale z pomocą Parysa spacyfikowali Lestrange'a, nadal trzeźwego, acz nie rozumującego w ten sposób i dosiedli się do stolika z uroczym dodatkiem w postaci dwóch osobliwych dziewcząt.
- Czasem nawet twój wdzięk zawodzi - stwierdził, nie dodając iż niemal każdą kobietę traktuje w kategoriach swojej prywatnej dziweczeki - tych miał przecież na pęczki. Jak widać Linette w jaskraworóżowych włosach (jeszcze nic nie wypił) podzielała opinię Pata o rozochoconym Casanovie, którego bezwględnie zignorowała, zwracając się bezpośrednio do niego (sic!)
- Wystarczy Paddy, panienko Greengrass - przywitał się, skłaniając lekko głowę i mamrocząc coś o dobrym samopoczuciu. Nie przywykł do takiej serdeczności ze strony arystokratów, więc nadal był dość powściągliwy, wyjmując zza pazuchy paczkę papierosów. Kłaniając się i drugiej, nieznajomej kobiecie o nieco ekstrawaganckim wyglądzie - pracowała tu? Wymknęła się na przerwę? Usłużnie jednak przypalił jej papierosa końcem różdżki, ponownie odpływając z miejsca pełnego dymu, zapachu whisky oraz kobiecych nóg w obcisłych kabaretkach do wyobrażeń o Evandrze. Które były milsze jego oczom oraz sercu niż obfity biust na wyciągnięcie ręki.
Może dlatego zaproszenie (polecenie? ciężko wyczuć) Caesara potraktował ostrożnie, usiłując wymówić się pracą. On jednak pozostał nieprzejednany i wkrótce we trójkę, razem z jego koleżką, przekraczali progi przybytku kapiącego skrystalizowaną niemoralnością. Paddy chłonął te gorszące widoki, nieomal gubiąc w tłumie swych towarzyszy, a wyeksponowane ciała nigdy nie wydawały mu się tak gorszące, jak dotychczas. Wspomniał porwanie Evandry, wpatrzony w sceniczne popisy kobiet z marginesu, niemal łkając, iż taki los mógł spotkać jego idealną boginkę. Gdyby nie Caesar usiłujący ruszyć w tango z zajętą już panną, niechybnie nie wyrwałby się z letargu, oszołomiony tym brutalnym pięknem. Już; nie chwiejąc się wcale z pomocą Parysa spacyfikowali Lestrange'a, nadal trzeźwego, acz nie rozumującego w ten sposób i dosiedli się do stolika z uroczym dodatkiem w postaci dwóch osobliwych dziewcząt.
- Czasem nawet twój wdzięk zawodzi - stwierdził, nie dodając iż niemal każdą kobietę traktuje w kategoriach swojej prywatnej dziweczeki - tych miał przecież na pęczki. Jak widać Linette w jaskraworóżowych włosach (jeszcze nic nie wypił) podzielała opinię Pata o rozochoconym Casanovie, którego bezwględnie zignorowała, zwracając się bezpośrednio do niego (sic!)
- Wystarczy Paddy, panienko Greengrass - przywitał się, skłaniając lekko głowę i mamrocząc coś o dobrym samopoczuciu. Nie przywykł do takiej serdeczności ze strony arystokratów, więc nadal był dość powściągliwy, wyjmując zza pazuchy paczkę papierosów. Kłaniając się i drugiej, nieznajomej kobiecie o nieco ekstrawaganckim wyglądzie - pracowała tu? Wymknęła się na przerwę? Usłużnie jednak przypalił jej papierosa końcem różdżki, ponownie odpływając z miejsca pełnego dymu, zapachu whisky oraz kobiecych nóg w obcisłych kabaretkach do wyobrażeń o Evandrze. Które były milsze jego oczom oraz sercu niż obfity biust na wyciągnięcie ręki.
Gość
Gość
Spojrzenie wędruje od mojej przyjaciółki za kelnerem i znów patrzę na wino, które w moim wyobrażeniu jest krwią dziewiczą i krzywię się, nie chcę tego pić. Mam lepsze rzeczy do roboty, jak na przykład rozmyślanie o kosmosie.
- A to Księżycowy Chłopiec chodzi w takie miejsca często? - pytam znawcy największego, czyli Linetki, bo ona się koleguje z Wenus i jej Lunkiem. Czasami zazdroszczę jej, że ma takich znajomych, bo ja widuję ich tylko ukradkiem, zamknięta w Narni przez dziurkę od klucza. I jak się obściskują opowiada mi ten głupi Franz Kafka, ale ja ani trochę nie chcę go słuchać. On już umarł, nie ma w nim za grosz wyczucia!
Nie mam pojęcia co we mnie wyzywającego znalazł Paddy, bo ja tu siedzę w swoim dorosłym stroju i z twarzą dwunastolatki, ale może on odczuwa moje przećpane myśli i stąd ma takie o mnie wyobrażenie? Nie wiem jednak czy wyglądam na taką sukę napaloną jak laski z podestu, albo czy raczej moje myśli na takie wyglądają. Liczę nazwiska i widzę trzy twarze, czy to mi się troi w głowie czy to przez tabletki moc wielką? Mam lekko przymknięte oczy i wydaje mi się, że świat to jedna wielka miła kulka, aż z przyjemnością się w nią wtulam. Bełkot uprzejmości zakłóca mi odbieranie pięknego rytmicznego wybijanej muzyki. - I tak nie zapamiętam - macham ręką z papierosem niezapalonym, nieistotne jest dla mnie imię wszystkich nawet królów afgańskich w tym momencie, bo jestem w innej czasoprzestrzeni, gdzie imiona czy twarze się niewiele od siebie różnią, a ludzi dzieli się na posiadaczy aury. Aura Paddyego była żółta, jak aura kogoś kto się stresuje. Aura Parysa szara i nieobecna, aura Linetki czerwona i różowa i zaskoczona, aura beztwarzowej postaci bez imienia była zielona i fioletowa i smutna. Mój kotek, kiedy już znajdę tego, który mi go zabrał, na pewno poprawiłby humor zielonemufioletowemu, uwagę różowejczerwonej by odwrócił, szarego poruszył, a żółtego zrelaksował. Ale ktoś zabrał mi koteczka, płaczę kiedy go nie mam. Dziś zaś nie płaczę, dziś macham papierosem niezapalonym i mówię teatralnym szeptem, nawet nie starając się zwracać tylko do Linetki, bo patrzę w stronę zielonegofioletowego. - Wiesz Linetko, a ja widzę, że tu jeszcze jest ktoś jeden, a ja myślę, że to też nieobcy Później zaś patrzę na postronnych, ale nic więcej nie mówię prócz tego, że uśmiecham się do nich wesoło, bo wyglądają przezabawnie, kiedy zapalają papierosy tymi gałązkami. Ja mam zapalniczkę, ale uważam za bardzo piękne, jak jakiś piękny i pachnący pan podpala papierosy zapalniczką, a nie różdżką, najlepiej papierosy swojej damie serca.
- Widzieliście dziś już nosorożce? Bo jeden tam biega - zaśmiewam się i wskazuję nielegancko na pana grubszego, miliardera z krwią szlachecką, najpewniej jednego z przyjaciół ojców współlokatorów naszego statku kosmicznego, numer 13, bo taki numer ma nasz stolik.
- A to Księżycowy Chłopiec chodzi w takie miejsca często? - pytam znawcy największego, czyli Linetki, bo ona się koleguje z Wenus i jej Lunkiem. Czasami zazdroszczę jej, że ma takich znajomych, bo ja widuję ich tylko ukradkiem, zamknięta w Narni przez dziurkę od klucza. I jak się obściskują opowiada mi ten głupi Franz Kafka, ale ja ani trochę nie chcę go słuchać. On już umarł, nie ma w nim za grosz wyczucia!
Nie mam pojęcia co we mnie wyzywającego znalazł Paddy, bo ja tu siedzę w swoim dorosłym stroju i z twarzą dwunastolatki, ale może on odczuwa moje przećpane myśli i stąd ma takie o mnie wyobrażenie? Nie wiem jednak czy wyglądam na taką sukę napaloną jak laski z podestu, albo czy raczej moje myśli na takie wyglądają. Liczę nazwiska i widzę trzy twarze, czy to mi się troi w głowie czy to przez tabletki moc wielką? Mam lekko przymknięte oczy i wydaje mi się, że świat to jedna wielka miła kulka, aż z przyjemnością się w nią wtulam. Bełkot uprzejmości zakłóca mi odbieranie pięknego rytmicznego wybijanej muzyki. - I tak nie zapamiętam - macham ręką z papierosem niezapalonym, nieistotne jest dla mnie imię wszystkich nawet królów afgańskich w tym momencie, bo jestem w innej czasoprzestrzeni, gdzie imiona czy twarze się niewiele od siebie różnią, a ludzi dzieli się na posiadaczy aury. Aura Paddyego była żółta, jak aura kogoś kto się stresuje. Aura Parysa szara i nieobecna, aura Linetki czerwona i różowa i zaskoczona, aura beztwarzowej postaci bez imienia była zielona i fioletowa i smutna. Mój kotek, kiedy już znajdę tego, który mi go zabrał, na pewno poprawiłby humor zielonemufioletowemu, uwagę różowejczerwonej by odwrócił, szarego poruszył, a żółtego zrelaksował. Ale ktoś zabrał mi koteczka, płaczę kiedy go nie mam. Dziś zaś nie płaczę, dziś macham papierosem niezapalonym i mówię teatralnym szeptem, nawet nie starając się zwracać tylko do Linetki, bo patrzę w stronę zielonegofioletowego. - Wiesz Linetko, a ja widzę, że tu jeszcze jest ktoś jeden, a ja myślę, że to też nieobcy Później zaś patrzę na postronnych, ale nic więcej nie mówię prócz tego, że uśmiecham się do nich wesoło, bo wyglądają przezabawnie, kiedy zapalają papierosy tymi gałązkami. Ja mam zapalniczkę, ale uważam za bardzo piękne, jak jakiś piękny i pachnący pan podpala papierosy zapalniczką, a nie różdżką, najlepiej papierosy swojej damie serca.
- Widzieliście dziś już nosorożce? Bo jeden tam biega - zaśmiewam się i wskazuję nielegancko na pana grubszego, miliardera z krwią szlachecką, najpewniej jednego z przyjaciół ojców współlokatorów naszego statku kosmicznego, numer 13, bo taki numer ma nasz stolik.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- | Po przygodach z Benem.
Panowie przemierzali nocą trasę Londynu z niemałym rozmachem, raczej nie pozostawiając za sobą pustych szklanek. Dzięki ogólnemu znudzeniu po raz kolejny stanęli u drzwi Piórka, nie czując się aż tak lekko.
- Ta brunetka patrzyła na ciebie z tak dzikim pożądaniem… Pewnie, jeśli zostałaby tam sama, już dano znalazłaby się pod stołem - zwrócił się do Caesara szczerze rozbawiony. Jej twarz wyglądała okropnie, więc może posiała inne zalety. Cudowny charakter wschodził w grę, czy niekoniecznie?
Tamtego wieczoru zdecydowanie nie mieli szczęścia do innych podróżników. I nim wybuchła gorąca kłótnia, ściągająca na sobie większą uwagę aniżeli wirujące nogi roznegliżowanych tancerek, zdążyli opuścić tamten niegodny ich uwagi obszar, przechodząc na drugi koniec sali.
Na widok towarzystwa, do którego natychmiast przylgnął jego przecudowny chrześniak, wprawił go w niemałe zdumienie. Właściwe chciałby wtedy odwrócić się na pięcie oraz udać, że wcale nie zmierzał ku tamtemu miejscu razem z nim. Idealnie odegrałby zagubionego nieznajomego. Gdyby nie patrzyli w go stronę z tak świdrującym wzorkiem, zapewne dokonałby tego bez większego wahania. Tłum z łatwością pochłonąłby jego twarz, prowadząc samotnym szlakiem ku barmanowi z nienaturalnie białymi zębami, który stał tam, aby nalewać alkohol. On zdecydowanie nie oceniałby dojrzałości tego zachowania. Wszystkie osobiste spostrzeżenia musiał chować w zubożałą kieszeń, polewając kolejny kieliszek.
Gorzej - znał ich. Parys w ostatnim momencie stłumił zlepek przekleństw, formujących się na nienaturalnie długi wulgaryzm. Zakaszlał, zakrywając usta. To tylko zwykła chrypa… przecież nie ukrywał pod tym zdegustowania oraz ostatnich, straconych nadziei na udany wieczór.
- Miło mi - rzucił chłodno, jakby znajomość z rozwydrzonymi szesnastolatkami mogła w jakiś sposób odmienić jego życie. Chętnie uciekłby od tego stolika, zapoznając się z kimś, kogo w czystej teorii nie mógłby spłodzić i wychowywać jako własnej córki. Ostatecznie nie wyglądał, jakby dopiero ukończył Hogwart z miernymi wynikami.
Chyba powinien był zacząć chodzić z panem Lestrange w mniej oblegane miejsca, jeżeli honor oraz wyższa ambicja nie pozwalała zostawić go w samotności na pastwę wirującego od alkoholu świata. Cóż, bardzo silnie utożsamiał się z zasadą nieopuszczania kompanów od kieliszka w trudnych chwilach. Przez setki wspólnych wyjść dość jasno nauczył się rozróżniać, kiedy dokładnie one nastawały dla chrześniaka. Siedząc przy stoliku, widział, że nie najlepsza godzina nadchodziła ogromnymi krokami.
Zerknął badawczo przez ramię. Nie potrzebował zdjęć z zaskoczenia, mogących tworzyć sztuczną sensację wraz z wyssanym wprost z palca nagłówkiem. Tło składające się z dwóch pijanych nastolatek oraz nagich piersi w niczym by mu nie pomogło. Lokal cieszył się zaufaniem, ale niektórzy jego klienci pozostawiali wiele do życzenia.
Właśnie ta wizja zmusiła go do skontrolowania, czy wciąż posiadał swoją trzynastocalową różdżkę w kieszeni jedwabnej marynarki. Dobrze mu szło ze wszystkimi zaklęciami rozsadzającymi.
- Nie, ale odkąd tutaj jestem zdążyłem zarejestrować całe stado trzpiotek - wygiął usta w uśmiechu, całkiem serdecznym oraz pozbawionym szczerości. Dochodząc do perfekcji w udawaniu, jemu samemu zdarzało nie odróżniać gry od rzeczywistości! - Za spostrzegawczość - uniósł szklankę ku pannie Greengrass.
Stan średniego upojenia alkoholowego to za mało, aby przetrwać w tym cudownym towarzystwie następne dziesięć minut.
Gość
Gość
Przy kontuarze
Szybka odpowiedź