Wydarzenia


Ekipa forum
Przy kontuarze
AutorWiadomość
Przy kontuarze [odnośnik]03.05.15 18:27
First topic message reminder :

Przy kontuarze

★★★
Klub umiejscowiony przy jednej z głównych ulic otwiera się dopiero po zmroku; przy wejściu sprawdzane są dokumenty - wpuszczane są osoby wyłącznie pełnoletnie - oraz ubiór, wymagane są formalne szaty czarodziejskie. Przy szatni urzęduje pucybut, który dba o obuwie gości.
Wnętrze klubu urządzone jest w eleganckim stylu, stoliki są nieduże, przeznaczone dla najwyżej czterech osób. Na półkach za barem da się dostrzec różnokolorowe trunki, królują wykwintne drinki i likiery.
Kluczowym elementem klubu jest jednak scena, na której co wieczór odbywają się  pokazy burleski, a w niektóre dni również występy bardziej cenionych gwiazd muzyki  i kabaretu.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:52, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przy kontuarze - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przy kontuarze [odnośnik]24.08.15 19:23
Osobliwe towarzystwo z początku wydawało mu się nieznajome, lecz, kiedy przyjrzał się uważnie kobiecie, która zdawała się go poznać, zrozumiał, że bezmyślność to najboleśniejszy grzech ze wszystkich i pożałował. Jego twarz stężała na moment, gdy poznał tę twarz jako Linette Greengrass i obrócił się w stronę Parysa chwytając go kurczowo za ramię, jak gdyby chciał szepnąć mu od ucha czułe słówka, na które ten odpowiedziałby gorącymi wyznaniami, lecz spojrzał się jedynie na niego z rezygnacją, irytacją i alkoholowym obłąkaniem. Grzeczności lub niegrzeczności zostały wymienione zamykając siedzącą przy stoliku piątkę w krąg sztywnych reguł, zabawę, a ta w najgorszym przypadku groziła otwarciem niemal zabliźnionych ran, które panna o różowym zabarwieniu czupryny rozdrapywała za każdym razem, gdy pojawiała się na horyzoncie.
-Nie szkodzi, panienko Havisham – odparł ze spokojem, aby podczas króciutkiej ciszy zaciągnąć się dymem papierosowym – Panienki koleżanka nadal ubolewa nad naszym rozstaniem i obwinia mnie o rozpad związku, w który wplątałem się – o litości! - za sprawą mojej wspaniałomyślnej rodziny – wyrecytował oschle, choć przez jego głos przebijała się ta niepewność, bo balansował przecież, balansował na linie zawieszonej tysiące metrów nad ziemią. Tak się czuł. Jak wariat, który porwał się na słońce o woskowych, rozpływających się i zalewających go gorącem skrzydłach lub linoskoczek tracący równowagę. W najgorszym wypadku runie i nie upadnie na cztery łapy, w najgorszym wypadku zderzy się z ponurą rzeczywistością i roztrzaska na miliony kawałeczków, ale to nieistotne – jego rycerz w srebrnej zbroi go złapie, zanim stoczy się na samo dno i w ostatkach sił wyciągnie z bagna, w jakie najprawdopodobniej się wpakuje. Dlatego ubolewał szczerze nad tym, że jego bohater wznosił toast, a drugi bohater bohaterów miał zbyt mało sił, by wynieść go z lokalu, gdy nadejdzie jego właśnie kolej. Z tego oto powodu zrobiło mu się przykro, lecz zalał ten smutek kolejnym głębokim niczym gardło Parysa łykiem alkoholu. Oparł się o blat stolika, bo zdawałoby się, że tak łatwiej mu będzie zachować równowagę, bo czuł, jakby za moment miał osunąć się na podłogę, a jego stolik unosił się na wzburzonym morzu.
Odetchnął, a w gardle uwięzło mu pytanie, gdy wpatrywał się w Linette ze spokojem, skrywanym za alkoholowym upojeniem bólem.
Już Cię wykorzystał?
Pod magicznym dotykiem perseuszowej czułości uginało się wiele kobiet, padało na kolana i zabierało się hardo do roboty, więc był ciekaw, naprawdę był ciekaw, jak daleko dotarła pod jego nieobecność i na ile piękne słowa, i brzydkie myśli Avery'ego pętały jej młodzieńcze i niemal dziecięce serduszko.
-Tak się składa – odchrząknął ignorując toast Parys, aby skupić całą swoją uwagę na osobie Polly, a szczególnie intensywny wzrok, który wbił w jej niedojrzałe lico – że też je widziałem – uśmiechnął się łagodnie, niczym tatuś kładący ją do snu i opowiadający bajeczkę na dobranoc, dobrodusznie i ładnie, tak jakby tego chciała – możemy pójść i wspólnie zbadać tę sprawę – zaoferował się.


nananana, czyli #pijanycezarpedofil ciąg dalszy
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przy kontuarze - Page 2 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Przy kontuarze [odnośnik]25.08.15 23:42
- Och, w takim razie mów mi Linette – uśmiecham się do ciebie, zadowolona, że okazujesz się nie być sztywnym typem człowieka. Jesteś bardziej jak ja czy Polly aniżeli Cezar czy Parys, który notabene ma minę jakby wszedł do gejowskiego klubu, nie zaś z pięknie wyginającymi się paniami. - Spostrzegawczość wymieniłabym na sztywne konwenanse. Wie pan, panie Bulstrode, podróże kształcą, powinien pan tego spróbować – może przestałbyś być wtedy tak ponurym człowiekiem. - Polecam Stany Zjednoczone, one uczą wykrzywiania ust w przeciwną stronę niż pan ma to w zwyczaju. - Pomijam mojego byłego prawie-narzeczonego, co widocznie nie powinien w ogóle się dziś odzywać, ale tuż po tym jak to wypowiadam wzdycham ciężko i przewracam oczami, patrząc później na Paddiego, biedaka, który musi słuchać tych wszystkich gorzkich żalów na co dzień.
- Przecież to ja ciebie rzuciłam dla Perseusa – mówię, oglądając paznokcie, by pokazać ci jak bardzo mnie niby nie obeszły twoje słowa i że wcale teraz nie kłamię. Fakt faktem to za moją sprawą się rozstaliśmy, ale wątpię, aby prawda stawiała mnie w przychylnym świetle. Jeśli o mnie chodziło to z pewnością plotkowałabym z Venus niemało o kobiecie, której mężczyzna musiał szukać uciech cielesnych u innych, będąc z nią w związku. Chociaż może po prostu my byłyśmy dosyć wredne, jeśli chodziło o wszelakie obmawiania za plecami. Przed nami żadna informacja się nie zataiła, bo jeśli czegoś nie wiedziałyśmy to po prostu dopowiadałyśmy sobie i takim sposobem zawsze miałyśmy najświeższe informacje. Musisz uważać, drogi Cezarze, bo niedługo od osób, które dobrze znasz dowiesz się, że masz wenera, aczkolwiek może już go posiadasz, doszły mnie słuchy, że lubisz zabawiać się z różnymi dzierlatkami. - Twoje dziury w pamięci to wina nadużywania alkoholu czy może samowyparcia? – patrzę na ciebie teraz po raz pierwszy dziś, nie uśmiecham się, nie robię kpiących uśmiechów, mam tylko gniew na facjacie wypisany. Szybko jednak głowę odwracam w kierunku mojej ukochanej przyjaciółki, co jest bliska memu sercu jak kiedyś byłeś ty i chyba wciąż jesteś, ale wolę o tym nie myśleć. Chcę coś powiedzieć, ale mi słów zabrakło, więc tylko ci szepczę do uszka Cezarze. - Chyba masz już dość trunków na dziś. - Brakuje mi tu jeszcze tylko ciebie, Polka-dolka z tekstem, czy wyjdziemy ponownie na scenę.
Linette Greengrass
Linette Greengrass
Zawód : kelnerka w imbryku
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
then love, love will tear us apart again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przy kontuarze - Page 2 Tumblr_mqmgkuZ8T01rhe069o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t671-linette-greengrass http://morsmordre.forumpolish.com/t890-moka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f125-wollongong-7-9 http://morsmordre.forumpolish.com/t1596-linette-greengrass
Re: Przy kontuarze [odnośnik]27.08.15 11:53
Szlacheckie bajdurzenie wprawiło w nostalgiczny nastrój; potrzebował teraz nie głośnych, rozchichotanych dziewcząt oraz mocnego alkoholu szumiącego w głowie, a wyciszającej fajki nabitej tytoniem z domieszką diabelskiego ziela. Starał się grać, udając zachwyconego i wymieniać uśmiechy, iż mógł znaleźć się w tak znamienitym towarzystwie, z którego najbardziej irytujący był napruty Lestrange, wymagający nieustannej opieki. Czyżby cierpiał na niezidentyfikowaną kleptomanię i nie potrafił przezwyciężyć chęci, aby dotknąć wszystkich krągłości w promieniu kilku stóp? Paddy machinalnie podniósł do ust stojącą przed nim szklankę i wychylił do dna; nie dbając czy drink należał do niego, czy też zaspokoił pragnienie alkoholem Bulstrode’a. Swoboda zaczynała krążyć w jego żyłach powolutku, leniwie, jakby organizm Pata zastanawiał się, czy powinien ją przyjąć. Nie opierał się wszakże długo tym pokusom, zaczynając być już na tyle znudzony i zdesperowany, aby rozochocić się do reszty. W swoim małym szaleństwie nie był zresztą lepszy od Caesara, może jedynie odrobinę mniej łapczywy, poprzestając na drobnych przyjemnościach, ponieważ nadal dręczyło go bezsensowne (czy właśnie się do tego przyznał?) uczucie do Evandry. Panna Lestrange wysysała z niego wszystko, pozostawiając ochłapy tej przeklętej świadomości, pozwalającej mu egzystować – dość biernie – i rozkwitać przy każdym, nawet przelotnym spotkaniu. Wirujący świat pozwalał oderwać się od tej burzy emocji, skołtunionych i skłębionych, jak pościel w łóżku caesarowych kurtyzan.
- Lienette – imię dziewczyny miękko zadrgało na wargach Padraiga, który nonszalancko zaciągnął się papierosem, walcząc z pokusą, aby nie kopnąć Lestrange’a pod stolikiem. Gdzie ledwo się mieścili, ściśnięci kolano przy kolanie, a mężczyzna wszak nie potrzebował większej pokusy – niektórzy po prostu nie odróżniają eleganckich salonów od zadymionych klubów – poufale szepnął jej do ucha, po czym wyprostował się, powracając do szelmowskiego uśmiechu. Nie przejmował się głupimi zasadami etykiety, której przecież nikt mu nie wpoił, zresztą zanadto nie obawiał się opinii kogokolwiek z towarzystwa stolikowego – gorszego mniemania o nim już chyba mieć nie będą. Słuchając wynaturzeń Caesara, popadał zresztą w prawdzie rozterki – choć nikt nie znał Lestrange’a od tej strony równie dobrze, niż Pat, kryjący jego grzeszki przed srogą współwłaścicielką Wenus. Zamiatał jego brudy pod dywan wystarczająco długo, by nie potrafić zliczyć prześcieradeł z pierwszą krwią oraz niewieścich chusteczek z wyhaftowanymi inicjałami porzuconymi w pośpiechu w jednym z pokojów rozpusty.
- Nie nadajesz się na detektywa, Lestrange – stwierdził, puszczając mimo uszu całą konwersację o zerwanych zaręczynach i zostawianiu na lodzie, jaka stanowiła zupełnie inną i stanowczo nie jego – bajkę. Zły wilk jednak przedostał się do tej rzeczywistości i próbował – czy Paddy słusznie koncypował – dobrać się do majtek kolejnej dziewczynki? – to oczywiste, że to nie nosorożec, a zwykły hipopotam. Zupełnie niegroźny, nie musisz się fatygować – dodał z błyskiem w oku, wlewając sobie do gardła palącą ciecz. Spirytus czy ognista, teraz nie miało to już większego znaczenia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Przy kontuarze [odnośnik]27.08.15 21:55
Nie dowiedziałam się, czy Księżycowy Chłopiec przychodzi często w takie miejsca, a szkoda, bo bym się na pewno tu częściej kręciła. Opinia Linetki, że Paddy-Fitzgerald jest mniej sztywny niż oni wszyscy, nie była opinią moją. Wydało mi się zaraz, że ona tak mówi, bo siedzi w stosie kart szlachetnie urodzonych, więc nie zna się na prawdziwym życiu i ocenia po pozorach. Mi dość prędko udało się ustalić rzecz zgoła odwrotną, a jak wiadomo moje wnioski miały być istotniejsze. Uznałam bowiem, że arystokrata pijany przypomina raczej mi o przyjemnych chłopcach z Camden, niźli o wymuskanych bywalcach Sabatów. Stąd moja bardzo wesoła uwaga: - O, więc to jest  on! - i śmieję się lekko przechylając głowę, jestem rozkoszna, ale też niespełna rozumu wytykam palcami w stronę byłego narzeczonego, pykając go w policzek, na pewno jego obstawa już sięgała po różdżki.- Co ty, mówiłaś, że okropny, a jak dla mnie jest fajny, ma takie... prawie wąsy - zawiesiłam się nad tym rozpatrywaniem wąsów, bo siedzący obok Parys miał o wiele gęstsze i piękniejsze. Po czym przestaję się przechylać przez nasz stolik i stwierdzam fakt: - Ale jest okropnie stary, to już praktycznie emeryt
Myślę sobie nawet trochę, że miała rację, ale później Cezary chce iść ze mną badać nosorożce, co było naprawdę bardzo miłą perspektywą, jednak nim zdążyłam wyjść z podziwu i przestać się patrzeć na niego i Parysa w milczącym zachwycie, Linetka już coś mu mówi na ucho.
Towarzystwo przy stoliku bawi się w głuchy telefon, a mi z tej okazji nie pozostał nikt inny jak milczący i nieobecny Parys. Nie obawiałam się jego starczych zmarszczek, bowiem i ze starszymi zdarzało mi się spędzać czas na Camden (chociaż uważam, że są obrzydliwi tacy starzy panowie i nigdy nie chcę mieć starego kochaka), ale obawiam się jego kpiącego spojrzenia. Nie zdążyłam mu się przypatrzeć, ale nieźle mnie wystraszył. A wiecie co jeszcze mnie wystraszyło? To, co powiedział Paddy apropo nosorożców. Patrzę szeroko otwartymi oczętami w jego plecy (bo odwrócił się odemnie, żeby podrywać moją szlachetnie urodzoną bff, karierowicz) i analizuję jego wyrazy no-so-ro-żo-ze-c no-to-zło-rzec. Pewnie moją minę mógłby widzieć Parys albo Cezar, ale oboje patrzą w Linetę jak w obrazek, żadne z nich nie zwróciło uwagi na ten moment, kiedy weszłam pod stół i zamierzałam pod obrusem czerwonym przeczekać na odejście nosorożców-złych. Szczęściem tak się stało, że pod stołem znalazłam swoje kolana, mogłam się więc na nich oprzeć, kiedy zapalałam papierosa, a światełko zapalniczki (jestem taka retro!) oświetliło mi przestrzeń mojej kryjówki. Rozejrzałam się prędko i uznałam, że otacza mnie OŚMIORNICA, a może nawet byłam w jej wnętrzu? Te nogi i buty w niewyjaśniony sposób skierowały się ku mnie, wyobraziłam sobie, że dzieje się chyba rzecz najokrutniejsza, a mój los jest przesądzony. Bardzo to mnie zasmuciło i postanowiłam się bronić, a robię to przypalając pierwszą z brzegu nogę tą zapalniczką, którą miałam w dłoni (zróbcie losowanie komu przypalam nogę, bo nie mogę się zdecydować!).
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: Przy kontuarze [odnośnik]31.08.15 19:41
Przyjaciele jego zapijaczonego chrześniaka zawsze stanowili dla niego niemałą zagadkę. Większość wprawiała go w zadumę swoim sposobem bycia - należeli do osób próżnych i pysznych, jednak nie posiadali w tym żadnych podstaw ani założonych celów. Mierne dusze przepełnione goryczą egzystencji, spoglądające z pożądaniem na kolejny kieliszek drogiego wina w miejscu, gdzie nie trafiliby, bawiąc się za własne pieniądze. Dawno temu pozbawiono ich dobrego smaku, rzucając na morze tandetnych obrazów oraz jeszcze gorzej muzyki, królującej we wszystkich rozgłośniach radiowych na wszystkich szerokościach geograficznych pod słońcem… Czasem dalej, jeśli tylko skierowano by uwagę ku nocy polarnej na Antarktydzie.
Gdzie on poznał ich wszystkich? Taki skład z dużym powodzeniem znalazłby angaż w teatrze.
Niestety Parys chyba już dawno powinien był przestać się doszukiwać się jakiegokolwiek algorytmu lub ściśle wyznaczonych miejsc na mapie.
Tamtejszego wieczora obecność Padraiga Fitzgeralda nie wprawiła go w dobry nastrój. Nie przepadał za tym chłopcem, choć była to wyłącznie zabawka Caesara. Brzydziło go w nim wszystko, ponieważ dał się podporządkować w tak oczywisty sposób - wykonywał sztuczki na pstryknięcie palcem. Aż dziwne, że nie aportował na żądanie swojego pana, stawiając wszystkim siebie na wzór wspaniałego poddanego. Dodatkowo darzył go pewną dozą dystansu, ponieważ oficjalnie bawił w drużynie pana Bulstrode, ale w tamtych czasach zdania wypowiedziane zbyt pochopnie przenikały przez ściany, docierając do nieprzyjaznych uszu z prędkością światła. On, jak na złość, posiadał wiele brzydkich sekretów i ciężkich grzechów ciążącym na elastycznym sumieniu, których istnienie wolał zachowywać wyłącznie dla siebie.
Z drugim przechyleniem udało mu się opróżnić szklankę, pozostawiając na dnie dwie kostki lodu.
- Do zdobienia niezadowolonej miny potrzeba więcej mięśni niż do uśmiechu. Dam o formę, panno Greengrass. Polecam spróbować - odpowiedział chłodno, nie sugerując jej jasno niczego szczególnego. Tkwił w zniesmaczonym grymasie, przeciągając ręką po brodzie.
- Obawiam się, że widziałem w swoim życiu wiele więcej niż panienka. Ce ne sont pas les richesses qui font le bonheur, mais l'usage qu'on en fait.
Z niemałą dezaprobatą obserwował młódki, poszukujące atrakcji w miejscach, gdzie raczej nikt w ich wieku nie przebywał bez kontroli rodziców. Nie przywiązując uwago do toczącej się dyskusji, jeszcze przez chwilę ślepo wierzył, że zabłądziły w poszukiwaniu własnego przedszkola na końcu ulicy i przerażone zaraz podziękują za towarzystwo starszych niemal dwukrotnie mężczyzn. Pragnął cudu opuszczenia tego miejsca podczas zamawiania kolejnej porcji alkoholu. Równocześnie przeczesywał salę w poszukiwaniu bliżej nieokreślonego wybawienia.
Oprócz kolana krewnego, z którym stykał się od samego początku niewdzięcznej rozmowy (czyżby nie tylko on miał w zwyczaju siedzieć dość szeroko?), poczuł coś wybitnie nieprzyjemnego. Dreszcz przebiegł go po plecach, a gęsia skórka przyniosła widmo nieprzyjemnych wspomnień.
- Kurwa mać - warknął, jednocześnie podrywając się na równe nogi. Krzesło runęło na podłogę z niemałym łoskotem. Nim się zorientował, ściskał różdżkę wycelowaną przed siebie tak mocno, że krew odpływała z placów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Przy kontuarze [odnośnik]19.09.15 21:26
Kolory i światła zlewały się ze sobą, dźwięki brzmiały podobnie – świat stawał się bezbarwną, puszystą masą, przyjemną w dotyku, acz ciężką i gęstą. Linette Greengrass nie była tylko Linettą Greengrass, była każdym i nikim, była beznamiętną maską – choć emocje, którymi darzył jej nierozpoznawalne lico, potroiły się pod wpływem magicznego napoju, ten natomiast zerwał jego serce do dzikiego galopu. Znajdowali się w magicznym kręgu, na kołyszącej się łódce, z której nie było ucieczki, bo opuściłby to towarzystwo, gdyby mógł – jeśli głupota nie spętałaby jego serca alkoholem, jeśli nie przestałby rozpoznawać emocji a kierować się nimi wedle ich nasilenia. Lecz czynił tak nie tylko w narkotycznej tępocie, nienawidził bowiem, gdy powinien kochać i kochał wówczas, gdy uczucie to rujnowało go i niszczyło. Zawsze jednak nadawał całej tej emocjonalnej otoczce negatywny wydźwięk, jak gdyby porywanie się z sercem do kogoś było czymś niepoprawnym, na pewno bolesnym – ale czy w tym uczuciowym szaleństwie nie było czegoś odrobinę pozytywnego?
Oczywiście, że nie. Świat opierał się na żądzach, a jego pragnieniem była ona. Nieuchwytna, irytująca w swych szeptach, gdy słała mu je do uszka.
Perseus. Imię to odbijało się od jego umysłu boleśnie, karcąco, jakoby nie powinien robić kroku do przodu, który miał zamiar wykonać. Dzisiaj, w zgubionym wczoraj czy obiecującym jutrze? Nieistotne. Kiedyś ta bajka wystarczała, kiedyś niewinne uśmiechy i westchnienia były wszystkim, czego potrzebował doświadczać pomiędzy gwałtownymi porywami, były interesującym, błogim i ciepłym oderwaniem od pikantnej rzeczywistości. Kiedy był świadomy, zdrowy na umyśle – odrzucał ją. Teraz, otumaniony i zabłąkany, a przy okazji całkowicie obdarty z pozorów, nie potrzebował słodkich kłamstw, za którymi mógłby się chować. Właściwie jedyną rzeczą, jakiej sobie dzisiaj życzył, była ona, ale nie podała mu się na talerzu, oczywiście, że nie, więc chciał zranić ją jak najboleśniej, stokroć mocniej niż odczuwał to kapryśne odrzucenie. Poruszyło go? Niemal do głębi. Na szczęście tylko niemal.
Kiedy więc oderwał od niej wzrok, aby swoją łaskawą szlachecką uwagę przenieść na Polly, zorientował się, że Panienka Havisham wyparowała, zniknęła, ot. Czyżby wyruszyła na poszukiwanie nosorożców bez niego? Uciekła? Nie zdążył nawet zabrać głosu, zaprzeczyć nachalnym radom ludzi, którzy próbowali doprowadzić go do porządku, gdy ból rozpalił jego kolano, a on zerwał się w tym samym momencie co Parys wylewając całą zawartość swojego kielicha na siedzącą koło niego Linette. Natychmiast, jakby zaspanego oblano wiadrem zimnej wody, otrząsnął się. Jego dłoń, zamiast do różdżki, powędrowała do nadgarstka Parysa.
-Hejhej, spokojnie – odezwał się do niego cicho, nadzwyczaj trzeźwo i wyraźnie, aby, gdy miał pewność, że jego kompan nikogo tego wieczoru nie zamorduje, rozluźnić uścisk i rozejrzeć się za powodorem całego zamieszania. Miotał się, przyczajony, zirytowany, obrzucił cień Polly jedynie wściekłym, wilczym spojrzeniem, aby cofając się w stronę wyjścia, potknąć o przewrócone przez niego i Parysa krzesła. Oparł się dłonią o przemoczone ramię Linette, aby znów stracić równowagę i zerwać kontakt z kapryśnym gruntem posyłając ich dwoje razem z kolejnym, bo trzecim już krzesłem, w stronę podłogi. Wiedział doskonale, że wszystkie oczy zwrócone są w kierunku rozwścieczonego Parysa oraz leżących Cezara, i Linette.
Niemal romantycznie, gdy szeptał jej prosto w twarz alkoholowym oddechem:
-Wychodzimy.
Jednak za cicho, zdecydowanie za cicho.
-Pad, wychodzimy. Natychmiast – rzucił głośniej zdławionym głosem, gdy podniósł się na obolałe kolana.
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przy kontuarze - Page 2 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Przy kontuarze [odnośnik]29.09.15 13:22
Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć ani nawet ponownie uśmiechnąć do ciebie, Pat, i poplotkować na temat zachowania dwójki mężczyzn. Ani nie zdążyłam też nawet nic ci wyszeptać dalej na uszko, Cezarze. Wiem, że nad tym strasznie ubolewasz i może dlatego znaleźliśmy się razem na ziemi. Sugerujesz mi coś tym? Wcześniej jednak staję przy miejscu, gdzie celujesz różdżką, Parys. Co ty mi Polę będziesz karać moją drogą. Ona jest dzieckiem (nie)winnym. Może bardziej niż ja nawet. Może ona tylko udaje tylko taką silną, a podpala ludzi wyłącznie po kolorowych tableteczkach? Dobrze, że ja nie wzięłam jednej z nich, bo bym jeszcze chciała podpalić pewnego młodzieńca, mówiącego na głos o porzuceniu mnie.
Na szczęście nikt mnie nie trzasnął żadnym zaklęciem i mój prawie heroiczny czyn (może Polka mi postawi ciasto w kawiarni! Sama to niech lepiej mi nie piecze, bo kto wie, czego tam dorzuci) pewnie też został niezauważony, ale nie przejęłam się tym aż nadto ze względu, że w jednym momencie próbuję uratować moją drogą przyjaciółkę, a w drugim leżę na ziemi. I nawet nie pamiętam, dlatego mam mokre ramię. Naprawdę potrzebuję kogoś, kto będzie stale mi o czymś przypominał.
Już myślałam, że mówisz do mnie, że wychodzimy i chciałam iść z tobą na koniec świata, ale ty nagle zwracasz się do Pata.
- A co to twój skrzat domowy, że ma cię bezwzględnie słuchać? – mówię podnosząc się z ziemi, ale głowę mam spuszczoną w dół, bo kiedy tak wszyscy się tu patrzą to nie chce, by ktoś mnie rozpoznał i jeszcze Persowi szepnął słówka dwa.
Linette Greengrass
Linette Greengrass
Zawód : kelnerka w imbryku
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
then love, love will tear us apart again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przy kontuarze - Page 2 Tumblr_mqmgkuZ8T01rhe069o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t671-linette-greengrass http://morsmordre.forumpolish.com/t890-moka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f125-wollongong-7-9 http://morsmordre.forumpolish.com/t1596-linette-greengrass
Re: Przy kontuarze [odnośnik]29.09.15 19:26
Popełnił spory błąd, towarzysząc Caesarowi w tym spotkaniu arystokratów, w którym był mało interesującym dodatkiem, pozbawionym wspólnych tematów z zebranym przy stoliku towarzystwem. O ile, z Lestrange’em faktycznie zdarzało mu się rozmawiać/i], tak między nimi a Parysem, stanowczo nie iskrzyło, a chemia między nimi ograniczała się chyba wyłącznie do tej trującej, zdolnej do powalenia przeciwnika w kilka sekund. Cóż, oczywiście pan Bulstrode był ponad to - gdzieżby miał zwracać swą uwagę na pachołka, biegającego krok w krok za Caesarem. Padraig miał to jednak w głębokim poważaniu: jeśli ten powstrzymywał się od czynienia mu niepochlebnych wymówek i on trzymał buzię na kłódkę, unikając nabluzgania mu w twarz choćby za zbyt wyniosłe spojrzenie i irytująco idealnie ułożone włosy.
Bujał więc gdzieś we własnym świecie, zatopiony w evandrowych marzeniach, niezbyt uważnie przysłuchując się dywagacjom, jakie naprawdę niewiele go obchodziły. Może i mógłby sprzedać ową uroczą wymianę zdań między Parysem a Linette do jakiegoś magazynu ze szmatławymi ploteczkami, aczkolwiek dbał o swój honor (resztę, jaka mu pozostała) i z godnością sączył kolejnego drinka. Zupełnie, jakby przybył tutaj sam: oderwany od wszystkich, najbliższy tańczącym na scenie kobietom, a także, o dziwo! – Linette, która jako jedyna zapraszała go do udziału w dyskusji. Cóż, Pat się nie oszukiwał, nie był kolejną, interesującą młódką, żeby zawładnąć uwagą Caesara. Polly wygrała los na loterii albo raczej ściągnęła na siebie przekleństwo w postaci tego wilka w owczej skórze. Czy raczej przystojnego, eleganckiego mężczyzny. Prowadzącego burdel i chędożącego na potęgę, jakby miłość zapewniała mu witalne siły. Był pod tym względem podobny do Fitzgeralda, lecz obaj interpretowali to w zgoła inny sposób. Lestrange szedł po najmniejszej linii oporu, [i]ufizyczniając
się bólu, natomiast Pat odkrywał miłość platoniczną i cierpiał, jednakże przeżywając wszystkie uczucia w strefie emocjonalnej, wręcz metafizycznej. Obcej Caesarowi?
Ponownie zagubił się gdzieś w odmętach szklanki z kolorowym drinkiem, doniesionym w mgnieniu oka przez usłużnego kelnera (zaiste, miła odmiana), puszczając mimo uszu przekomarzania się jego towarzyszy, skupiając się na absorbującym alkoholu i starając się nie wdychać ostrego zapachu wymiocin, jaki dobiegał od strony sąsiedniego stolika. Od niechcenia odpalił kolejnego papierosa, którego dym rozkosznie zamglił mu rozstrajający obraz i uwolnił od wizji przykrego powrotu, kiedy zapewne zostanie potraktowany jak muł i zmuszony do niesienia Caesara na plecach przez całą drogę do Wenus, ku niewątpliwej uciesze Parysa. W końcu dlatego go tu zaproszono, dając wolne od restauracyjnych obowiązków. Kurząc papierosa, Paddy stracił gdzieś kilka sekund, w trakcie których rozległ się głośny jazgot i bodźce ogromną falą uderzyły w nieco zamroczonego blondyna. Pisk, huk, przekleństwo, Caesar na kolanach – przed nim? Naprawdę, nie trzeba było. Pat uśmiechnął się drwiąco, pomagając mu jednak powstać z klęczek. Choć słysząc słowa Lestrange’a, nabrał nagle szczerej ochoty, aby puścić jego ramię i pozwolić mu wrócić do dotychczasowej pozycji. Skrzywił się, jakby dostał od niego w twarz – kiwnął głową w kierunku Linette (jednocześnie z obawą, iż mężczyzna jej przytaknie) – i skrzyżował ręce na piersiach, b u n t o w n i c z o unosząc podbródek.
- Nie dopiłem drinka – rzekł chłodno, jakby nie zamierzał dyskutować na ten temat. W szklance nadal pozostała ponad połowa kolorowej zawartości, a Paddy nie zamierzał podrywać się na rozkaz Caesara. Miał wolne.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Przy kontuarze [odnośnik]22.12.15 23:22
|jakoś połowa września?

Są takie dni, kiedy po prostu trzeba się napić.
Tak, dokładnie dziś jest taki dzień. Wszystko przez jesień i tę całą pieprzoną melancholię. Nie ma nic gorszego niż ta aura przygnębienia naciskająca na człowieka ze wszystkich stron. Zwłaszcza, gdy żyje się w odludnej Kornwalii mając za głównego towarzysza psa i całe stado testrali. W dodatku, kiedy pada deszcz. Bezkresne pola wrzosowisk oblewane niekończącymi się wrześniowymi ulewami pachną tęsknotą. Często wychodzę na ganek, aby nie dusić się w swoim mieszkaniu i odetchnąć pełną piersią. Chociaż tak naprawdę uciekam od wspomnień. Uciekam od obrazu, który wrył się w moją pamięć tak głęboko, że nie wiem, czy aby nie przyśniło mi się to tylko. Widok Dorei na mojej kanapie, w krótkich włosach, tej uroczej sukience i chyłkiem ukradzionym, za dużym swetrze. Nie powinienem go kontemplować, przechowywać w pamięci jak zdjęcia, którego przypominanie wywołuje dziwne ukłucia w klatce piersiowej. Coś, czego nawet nie próbowałem analizować. Jednak przez to wszystko jest mi źle. Pionowe strugi deszczu przypominają mi kraty od celi prywatnego więzienia, które sam dla siebie wybrałem.
Dlatego wyszedłem. Opuściłem swoją pieczarę w poszukiwaniu wrażeń, które obudziłyby mój zahibernowany, otępiały umysł. Być może właśnie dlatego wybrałem klub, jakiego normalnie bym nie wybrał. Na brodę Merlina, nawet wcisnąłem się w swoje wyjściowe szaty. Gdy wyciągałem je z szafy wciąż pachniały różanym ogrodem, w którym odbywała się stypa ku czci Zaima. To przypomina mi o liście do Biura Aurorów, kolejnym zmartwieniu na niekończącej się liście. Zostawiam jednak to wszystko daleko za sobą, przynajmniej na to liczę, gdy przekraczam próg „Piórka Feniksa”. Eleganckie wnętrze nijak do mnie pasuje, ale odcięcie się od wszystkiego, co kojarzy mi się z szarą codziennością powinno mi pomóc. Rozglądam się pobieżnie dookoła, gdy kroczę do świętego miejsca, celu mojej wędrówki – baru. Oczywiście, że mogłam napić się w domu. Zaoszczędziłbym sporo galeonów oraz niepotrzebnej szamotanin z powrotem do domu. Podrzędnym alkoholem, o którego cenę nie muszę się martwić upiłbym się o wiele szybciej. Tylko musiałem wyjść do ludzi. Zabarykadowanie się w swoich czterech ścianach ma wiele plusów, ale czasem trzeba po prostu z nich uciec. Człowiek to istota społeczna obojętnie jak bardzo udawałbym, że tak nie jest.
Sączę nikomu nie wadząc swoją whiskey na dwa palce, gdy dźwięki wypełniające lokal nagle zaczynają kleić się bardziej i składać w spójną całość. Głos wydaje mi się dziwnie znajomy, a że nie lubię niedopowiedzeń to ruszam w kierunku jego źródeł. Nie muszę nawet dojść do sceny i zobaczyć w całości gwiazdy dzisiejszego wieczoru, aby zgadnąć, kim jest. Milburga. Jej aksamitny głos sprawia, że kąciki moich ust bezwiednie wyginają się ku górze, a w głowie zaczynają mi krążyć szczeniackie wspomnienia. Nie mogę uwierzyć, że spotykam ją właśnie tu. Zapewne będzie rozchwytywana po występie, ale i tak chcę jej przeszkodzić w spijaniu śmietanki sławy. Czekam z boku sceny, żałuję, że wychwyciłem ją dopiero przy przedostatniej piosence. Nie psuje to jednak wyśmienitego wrażenia artystycznego, które jest dla mnie oczywiste, chociaż zapewne stado słoni zdeptało mi uszy.
Kiedy w końcu schodzi ze sceny bez pardonu zachodzę jej drogę i chwytam w objęcia, licząc, że nie spodoba jej się to na tyle, żeby nie obić mi szczęki albo miejsce trochę niżej. Nie widzieliśmy się jednak ostatni raz na spotkaniu u naszego wspólnego przyjaciela, czyli zdecydowanie za długo.
- Jak zwykle czarująca – mówię wprost do jej ucha, bo gwar w klubie zapewne zagłuszyłby słowa wypowiedziane w inny sposób.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Przy kontuarze [odnośnik]30.12.15 18:59
Nastała. Najpiękniejsza ze wszystkich, istniejących pór roku. Zadziwiająca, nieprzewidywalna, tajemnicza. Rozświetlona ciepłym, jaskrawym, wcześnie zachodzącym słońcem, podkreślającym niezliczoną gamę barw. Świat, otulony połyskującym złotem. Soczystą pomarańczą, karmazynową czerwienią, ziemistym odcieniem brązu. Optymalna temperatura, pozwalająca odetchnąć, przegrzanym przez lato płucom. Orzeźwiający, północny wiatr, informujący o nagłej zmianie pogody. Pieszczący blade policzki. Rozwiewający, hebanowe kosmyki, końce wełnianego szalika. Ciemne, granatowe, nocne niebo, skrywające rozgwieżdżone zagadki. Przenikliwy blask, ogromnej tarczy księżyca, migoczącej na spokojnej tafli jeziora. Pamiętasz dziadku, jak bardzo kochaliśmy się w jesieni?

Some people die just a little

Należało, wziąć sprawy w swoje ręce. Walczyć o przetrwanie. Dostrzec niewielkie, migoczące światło, wyrywające z długowiecznej hibernacji. Stanąć na własne nogi. Porzucić paraliżujące, przytłaczające emocje, rozpoczynając od: zrezygnowania, niechęci, żalu, swego rodzaju zapaści. Oddalić wszelkie niepowodzenia. Zastąpić, odbudowującą motywacją. Powrócić do świata żywych.
Miejsce, w którym przebywała od wczesnych godzin porannych, nie należało do umiłowanych, ekstrawaganckim, dostojnym, wręcz luksusowym stylem. Nietypowy wystrój, sprecyzowany wobec  najzamożniejszych obywateli, czarodziejskiego półświatka. Jasne, uspokajające barwy. Światło, otulające, przenikającym ciepłem. Budujące odpowiednią, dopasowaną atmosferę. Niewielkie, kameralne, dębowe stoliki, ozdobione błękitną serwetą. Podłużny, bogato wyposażony bar. Scena – kwintesencja obszernego pomieszczenia. - Powtórz ten fragment. - krępy, przysadzisty mężczyzna, w prążkowanym garniturze, doglądał próby, wieczornego występu. Grube, brązowe cygaro, wystawało spomiędzy, pozłacanych zębów. Wąskie, drobne oczy, w kolorze zieleni, prześlizgiwały się po zacnym profilu, występującej. Głośny, flegmatyczny kaszel, co kilka chwil, zakłócał spokój, pokaźnego wnętrza. Wymieniony powyżej właściciel, udawał znamienitego konesera. Znawce obecnej, stylowej muzyki. Nurtów, godnych zaprezentowania na luksusowych, scenicznych deskach. Wspomagany poprzez wymuskanego doradcę, powtarzał wszystkie, sugerowane uwagi. - Emocje, taaak.... - ponowne, wymowne spojrzenie. - Włóż w to więcej emocji! - wypuścił niebieskawy dym, podkreślając efekt, dziwnym, gwiżdżącym świstem. Kolejny atak kaszlu. Uspokajający gest, mówiący o nagłej potrzebie wyjścia. Ostatnie, gardłowe wtrącenie: - I ubierz się... -spojrzenie na kobiecą, sylwetkę. Mina wyrażająca zniesmaczenie, niedosyt. - Przyzwoicie.

Sala, wypełniona po brzegi. Gwarne rozmowy, nagłe napady śmiechu. Szczęk kryształowych kieliszków, wypełnionych cierpkim alkoholem. Eleganccy mężczyźni. Dostojne kobiety. Delikatny, papierosowy dym, dodający pokrzepiającej odwagi, osobie, znajdującej się na samym środku, oświetlonej niebieskawym światłem sceny. Weszła bez zapowiedzi, niespodziewanie. Objęła dłońmi, uchwyt, umieszczonego na statywie mikrofonu. Nowa, nie wszystkim znana twarz. Gwiazda, dzisiejszego wieczoru. Czarująca, zachwycająca, prezentująca coś zupełnie innego? Swobodnie, poruszająca się w obszernej branży? A może bardziej wnikliwa analiza. Pochodzenie, status materialny, popularność oraz reputacja? Czyż, ogrom interesujących aspektów, nie zaprzątał beztroskich głów? Srebrzysta, błyszcząca sukienka, opinała, apetyczne walory, krępując wszelkie, gwałtowne ruchy. Dziwne, nietypowe upięcie, powodowało dyskomfort. Ogarnięta nieswoją, niepokojącą, atmosferą, wydobyła pierwsze, charakterystycznie chrypliwe dźwięki. Przymknęła oczy, wczuwając się w towarzyszący akompaniament. Rytmiczna, absorbująca muzyka, pozwoliła, rozluźnić, rozkołysać spięte kończyny. Z każdą, kolejną sekundą, zyskiwała bezwzględnej, nieodłącznej pewności siebie. Łapała kontakt z publicznością. Prześlizgiwała metaliczną szarość, lekko przymrużonych oczu, kołysała biodrami, schodziła ze sceny, lawirując między stolikami. Właściciel, nie powinien mieć żadnych wątpliwości, o powodzeniu dzisiejszego występu. - Some people day juast a little! - gromkie brawa, zakończyły, godzinny występ. Bis, nie był wskazany, ze względu na czasową rozpiskę. Brunetka, ukłoniła się kilkakrotnie, próbując wyrazić zachwyt, tak gromkim odbiorem. Po raz pierwszy, od dawna na karmazynowych ustach, rozkwitł jeden z najszczerszych, szerokich uśmiechów. Ktoś, wręczył czerwoną różę, za którą podziękowała, subtelnym skinieniem. Oddychając ciężko, czując opadającą adrenalinę, schodziła po wąskich schodach. Wyraz twarzy, uległ szybkiemu unormowaniu. Mogła, porzucić rozradowaną maskę. Wolała drobne, kameralne występy, w najdrobniejszych, nokturnowych barach, pośród równych sobie. Nie dostrzegła obecności. Lekko, zdekoncentrowana, zagubiona, szarpana, przez spragnione ręce, wylądowała w silnych, męskich objęciach. Szeroko otwarte oczy, pierwsza myśl, nakazała skuteczną obronę, czy aby na pewno? Charakterystyczny, wrzosowy zapach. Miękkie, okrycie wierzchnie w postaci, skórzanej kurtki. Kilkudniowy zarost. Pochlebiający, głos, zmieszany z ciepłym oddechem. Delikatny uśmiech. Zmniejszenie odległości, pomiędzy nieznajomym. Ulokowanie dłoni na ramieniu. Dźwięczny, zachrypnięty szept, układający fragment, zaprezentowanej piosenki: - I’m gonna take you for worse or better. - wyswobadza  się z uścisku, aby wziąć za rękę i poprowadzić w stronę baru: - Idziemy pić. Do upadłego! - Russell, drogi, niezastąpiony przyjacielu, jak dobrze cię widzieć. Spadasz z ogromnego nieba w najmniej oczekiwanym momencie. A może wręcz przeciwnie? Obecność, rozradowała zimne serce. Zatopiła umysł, odległymi wspomnieniami.


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: Przy kontuarze [odnośnik]14.04.16 13:40
/z biura

Czy nie byli pod tym kątem choć odrobinę podobni? On był bólem hartowany, dokładnie tak jak ona. Zdawała się być w tym niezwykle ulotna, bo im dłużej na nią napierano, tym szybciej się wycofywała. Nie potrzebowała kolejnego kata, bo zapewne prędzej wolałaby umrzeć niż dać się uderzyć, ale kto powiedział, że w cierpieniu nie można odnaleźć potrzeby spełnienia? Ollivander nie postrzegała tego, co czynił jej ojciec jako treningu, który pozwoliłby uodpornić się na wiele aspektów. Sprawiło to, że zamknęła swoją duszę w szklanej kuli, do której nie chciała dać nikomu dostępu. Z czystej przekory, złośliwości, bo wyszła z założenia, że skoro nie potrafiono jej uszanować, to nie musi być dla ludzi tym, kim chcieli żeby była. To proste równanie, które dla Katyi było nic niewartym zbitkiem słów i obroną na potencjalny atak.
-Masz bogate doświadczenie ze szlachciankami - odpowiedziała spokojnie z nikłym cieniem uśmiechu, wszak obecność Ramseya działała na nią... Specyficznie. Raz go pragnęła i chciała bliskości, a innym zaś wolała go odepchnąć, bo drażnił ją i sprowadzał do świadomości, że jest tylko kobietą. -Uważam jednak, że się mylisz - dodała obojętnie, bo dla niej prawda była prosta. Te szlachetnie urodzone, arystokratki z Merlina łaski - nie były warte więcej niż złamany knut. Jawiły się jako damy, które za kurtyną stają się wyzwolonymi prostytutkami, które nadawałyby się do pracy w Wenus i przecież nawet Mulciber się takimi otaczał, nie wspominając już o Katyi, która tonęła w tym świecie od lat i pragnęła wyzwolenia. Małżeństwo z nim oprócz cielesnych korzyści mogło dać jej poczucie przynależności, choć już teraz była pewna, że nie jest w stanie mu się oddać mentalnie. To była granice, której nie potrafiła przekroczyć z nikim, oprócz jednego mężczyzny, który posiadał ją w sposób pełny i kto wie... Może gdyby nie zniknęła, to właśnie nosiłaby nazwisko Nott, a uśmiech przyzodabiałby jej delikatne lica częściej niż tylko wtedy, gdy ktoś ją rozbawi? Nie wracała do przeszłości; trudnej, przykrej i bolesnej, bo godziła się na bycie żoną człowieka, który zaskarbił sobie jej uwagę i miał pełne zainteresowanie, ale tylko od niego zależało, czy temu podoła. Była w końcu trudna w obyciu, zbyt dualna i zmienna, a intrygi, matactwa i najzwyczajniej w świecie wbijanie w szpili w drugiego człowieka jej nie obchodziło. To było poniżej jakiejkolwiek godności, choć gdyby zapewne wiedziała jak szlachcianki pozbawione arystokratycznego genu w tęczówkach ją obrażały, to... Nie. Nadal pozostałaby obojętna, bo była ponad te marne imitacje pseudo kobiet, które nie miały żadnej wartości, nawet jeżeli dla Mulcibera cokolwiek znaczyły. Dla niej samej były ledwie pasożytami, które bez szanowanych nazwisk nie znaczyłyby nic więcej niż rynsztokowa kurwa.
On zaś stał się mężczyzną dumnym, nieco wyrachowanym i zmieniającym maski, tak jak i jego przyszła żona. Miała nadzieję więc, że rozwikła tą zagadkę i doprowadzi ją do rozbicia banku. Nie wyobrażała sobie w końcu z człowiekiem, z którym nie będzie potrafiła się porozumieć, a jedyne co będą sobie czynić to orgazm za orgazmem, bez możliwości dojścia do wspólnego kompromisu. Czy chciała go więc rozkochać? Doprowadzić do szaleństwa, by jej pragnął? Tak. Znała na to sposób, ale to oznaczało, że musiałaby złamać najpierw samą siebie i pozbawić się lęku przed nieistniejącymi rzeczami.
-Dam się panu poznać, ale pod jednym warunkiem - szepnęła, gdy wreszcie wsunęła swoje smukłe palce w jego męską dłoń i spuściła nieznacznie wzrok. -Proszę mi pozwolić na poznanie pańskiej duszy, ona mnie ciekawi, niezwykle - dodała już głośniej, a następnie spojrzała mu w oczy, gdy szli ulicą i powoli zbliżali się do miejsca, które dzisiaj chciała odwiedzić. Wiedziała, że tutaj pasuje, bo była elegancka i emanowała naturalnością, która dodawała jej tylko kobiecego uroku. Zdawała się być rozkoszna, nieco młoda, ale przecież pełnoletnia od dawna. Czarna suknia opinała jej wątłe ciało pod płaszczem, który zgarnęła tuż przed tym jak opuścili jego gabinet, a przecież w tym momencie szli do dość ekskluzywnego klubu i chciała wierzyć, że Ramseyowi się spodoba.
-Przykro mi to stwierdzać, ale nie mam bogatego doświadczenia, więc i moje reakcje na pańską bliskość są mi obce, a co za tym idzie - dopiero się uczę, a pan ma niepowtarzalną szansę na bycie moim nauczycielem, którego mogłabym zaprosić do sypialni, ale... Na dzisiaj starczy panu przyjemności - rzuciła z rozbawieniem i pokręciła przecząco głową. Dopiero potem odwróciła się bokiem do Mulcibera, gdy dzieliło ich raptem kilka centymetrów od przekroczenia progu przybytku i ułożyła dłoń pod jego płaszczem, na wysokości żeber i zbliżyła się do niego tak, by ciepłym oddechem owiać jego usta, a następnie przygryźć rozkosznie dolną wargę. -Tutaj będziemy podziwiać piękno innych kobiet, bo wbrew pozorom - potrafię docenić ich atuty, a zabierając pana w to miejsce, mogę jasno sugerować, że... Zadbam o pana i pańskie szczęście - oczywiście, że tak było. Nie zabraniała mu patrzeć, eskalować seksowne sylwetki rozkosznych tancerek, który potrafiły uwodzić. Nigdy nie była w Piórku Feniksa, ale zabierając tutaj swego narzeczonego, chciała mu udowodnić, że pewne zachowania nie stanowią dla niej problemu. W końcu, nie wpasowywała się w typowy kanon szlachcianki, prawda?
-Kocham tę porę dnia, ale tylko w pańskim towarzystwie - mruknęła z rozbawieniem, niczym mała kokietka, która chce uwieść swego wybranka i pociągnęła go do środka. Była ciekawa tego, co tu się wyprawia, a z kim lepiej ulegać własnym pokusom jak nie z mężczyzną, który należał właśnie do nich? -Stolik przy scenie jest wolny, to będzie chyba dobre miejsce, czyż nie?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Przy kontuarze [odnośnik]16.04.16 11:15
Podobieństwo wynikało ze sposobu, nie z motywu i nie ze skutków. Dobrowolny ból czynił go bardziej niewzruszonym, obojętnym na wszystko, co miało na niego wpływać, jak na zwykłego normalnego czarodzieja, a nabyta odporność pchała go do robienia rzeczy, których winien się wystrzegać dla swojego dobra. Lecz jakiego dobra w obliczu człowieka przesiąkniętego żółcią, która wypełniała każdy jego narząd i każdą komórkę jego ciała. I każdy kto przebywał w jego towarzystwie zbyt długo stawał się zagrożony, że owa toksyna przeleje się również na niego i rozpocznie nieodwracalny proces niszczenia człowieczeństwa i dobroci.
— Owszem, mam — odpowiedział bez ogródek, bo nie było sensu kłamać w rzeczach tak oczywistych. Od samego początku trzymał ze szlachtą, wychowując się pod nosem Rosiera, choć nie było mu łatwo wtargnąć pomiędzy wrony, choć od urodzenia krakał jak one. To czas, to czyny wpływały na to, gdzie się znajdował i na wszystko zapracował sobie sam, w przeciwieństwie do tych wysoko urodzonych, którzy zawsze m i e l i w y b ó r jacy chcą być i którą ścieżką podążać. — Dlaczego?— spytał jeszcze, krocząc z nią nieco opustoszałymi już o tej porze alejkami, zmierzając z nią w kierunku, który dla Mulcibera pozostawał istną zagadką. Ich stopy wolno stąpały po wilgotnym chodniku, a chłodne powietrze muskało ich odsłonięte twarze, niczym piórkiem w subtelnej pieszczocie.
Zerknął na nią, kiedy splotła ich dłonie ze sobą, nie obrazując żadnego zaskoczenia. Zaczynał się przyzwyczajać ponownie do takiego stanu rzeczy — posiadania kogoś przy sobie, kto miał prawo do pewnych gestów. Były one naturalne i wpasowane w rolę, jaką odgrywali, a więc nie skusił się na nieme pytanie, bo doskonale znał odpowiedź. Frasowało go jednak coś innego.
— Och?— mruknął nieco na pokaz, bo wcale nie wydawał się być zaskoczony tą propozycją, a odpowiedź zdawała się być przygotowana od dawna: — Ależ zna panienka mnie już całkiem nieźle, moja dusza jest więc na wyciągnięcie ręki. Nie mam nic do ukrycia — odezwał się i odwrócił od niej wzrok na ścieżkę, którą przemierzali, coraz bardziej zbliżając się do miejsca docelowego. Cóż miał jej odpowiedzieć innego, skoro był człowiekiem wewnętrznie zgorzkniałym, zdewastowanym psychicznie? Doskwierało mu zaburzone poczucie moralności i etyki, chwiejność nastrojów. Czyż nadmierna pewność siebie i brak empatii nie była wstępem do jego umiłowania zadawania cierpienia innym? Jego dusza już dawno rozpadała się na części, już dawno sczezła, gniła z powodu czynów, których się dopuścił, a na jego twarzy nie malował się nawet cień troski, czy poczucia winy. Mógł więc kłamac i mamić nie tylko pannę Ollivander, ale również wszystkich dookoła, bez zmrużenia okiem zaprzeczając wszystkiemu, pod czym powinien się podpisać.
Kiedy stanęli pod drzwiami klubu, rozejrzał się uważnie, dobrze znając to miejsce. Wtedy dopiero skrzyżował wzrok ze swoją narzeczoną w zaciekawieniu, które tym razem widoczne było na jego twarzy. Przyprowadziła go na kabaret? Nie miał nic przeciwko, szczególnie, ze z jego mentalnością niczego by sobie nie żałował, gdyby tylko miał na to ochotę.
— Piórko Feniksa?— spytał, podkreślając swoje zaintrygowanie jej wyborem i puścił jej dłoń, aby otworzyć drzwi i puścić ją przodem — w końcu nikt nie powiedział, że morderca pozbawiony jest klasy, right?— Mianowanie mnie swoim nauczycielem to dla mnie ogromny zaszczyt, milady — odparł grzecznie, zerkając w bok, kiedy już znaleźli się w środku. Szybko przemknął wzrokiem po twarzach, które się gdzieś przewijały, lustrując je uważnie, choc w międzyczasie pochwycił jej płaszcz i delikatnym ruchem dłoni zsunął go z jej smukłych ramion. — Mam nadzieję, że z czasem skrępowanie ustąpi jedynie zaciekawieniu i pragnieniu pozyskiwania nowych doznań. Nie chciałbym do niczego panienki zrazić, ale czasem łatwo jest mi się zagalopować, kiedy konfrontuję silną wolę przy takiej urodzie — i mówiąc to zwrócił się już wprost do niej, obdarowując ją szarmanckim, nieskazitelnym uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy w ułamku sekundy. Nie liczył na to, ze go zrozumie, a na to, że da się zwieść na coś co w jego mniemaniu było tylko grą, choć często łapał się na tym, że wypływało z niego to nazbyt naturalnie — stanowiąc jedną z odsłon jego różnorakiej osobowości, będąc dalekim od fałszu. Zupełnie tak jakby w jednej chwili potrafił stać się zupełnie innym człowiekiem.
Odwróciła się. Uraczyła go znów swoją bliskością, ciepłem i wonią słodkich kwiatowych perfum. Zaciągnął się więc powołany do zrobienia tego i oddania się przywilejom jakie mu nadała, lekko obejmując ją w talii bez dwuznacznego obłapiania w miejscu publicznym.Traktował ją tak, jak należało traktować damę, narzeczoną, kiedy błyszczący pierścionek lśnił na jej palcu w blasku reflektorów.
— Po cóż miałbym podziwiać piękno innych kobiet, skoro mam na wyłączność panienkę? Czy to test, który ma na celu sprawdzić poświęconą panience uwagę? Rzucasz mnie na głęboką wodę, moja droga — odpowiedział, unosząc brwi, choć jego błysk w oczach świadczył o tym, że mógłby po trzech minutach tą walkę przegrać. Nigdy nie odmawiał sobie bowiem przyjemności, nie był pieprzonym męczennikiem w walce o dobre imię.
Jej słowa i uśmiech rozpromieniły również jego twarz, kiedy pociągnęła go dalej, w kierunku stolika przy scenie. Wszystko wskazywało na to, iż uświadczą wspaniałego widoku, a zmysły Mulcibera zostaną podane prawdziwej próbie. Odsunąwszy jej krzesło, zasiadł na swoim miejscu, od razu przywołując wzrokiem kelnera. Zamówił dwie lampki czerwonego wina, bo tylko to pasowało do karminowych ust lady Ollivander i tego miejsca, pełnego ulotnej extravaganzy.
— Noc jest długa, daje wystarczająco dużo czasu na to, aby porozmawiać i... dotrzeć się przed ślubem. To daje mi również doskonałą sposobność, aby się o panience czegoś dowiedzieć. Co panienka robiła przed ogłoszeniem zaręczyn? Słyszałem, że dużo podróżujesz, lady Ollivander. Dokąd? — spytał, ujmując delikatnie kieliszek wina. Nie bawił się w typowo szlachciurskie wąchanie trunku. Jeśli było niedobre to mógł je wylać kelnerowi prosto na śnieżnobiałą koszulę. Zabawa bez ryzyka nie ma sensu, prawda.
— A może na mały toast? Chyba mi panienka nie odmówi?— spytał jeszcze z szelmowskim wyrazem twarzy, wlepiając w nią to swoje świdrujące spojrzenie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Przy kontuarze - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Przy kontuarze [odnośnik]16.04.16 17:34
A co jeśli... Powiedziałaby mu, że chce poczuć ten ból? Dokładnie ten, którego boi się większość, bo on choć może sprawiać niewyobrażalne cierpienie fizyczne, mentalne, każdej możliwej maści, daje również ukojenie i ekstazę prowadzącą do zaspokojenia. Ona jednak nie mogła o to prosić. Nie umiałaby zapewne wydusić z siebie słowa, choć gdyby stworzył ją od samych fundamentów, by nie bała się mówić o swoich potrzebach, to kto wie - może chciałaby się z nim wspiąć na sam szczyt ludzkich doznań i dewiacji. Co stałoby się jednak ze słodką, niewinną Katyą Ollivander, która przetrzymywana w warunkach laboratoryjnych doświadczałaby codziennie innych emocji z rąk człowieka będącego w stanie ją stłamsić i zgnieść - bez mrugnięcia okiem? Może odrodziłaby się niczym feniks z popiołów lub najzwyczajniej w świecie pozwoliłaby swojemu ciału sczeznąć wśród robali, których wszyscy się tak brzydzą.
-Szlachcianki to perfekcyjne kłamczuchy, które zakładają wspomniane przez pana maski, by nie pokazać swej prawdziwej natury. Obcowanie z nimi to rozkosz, ale większą przyjemnością staje się zdemoskowanie ich zatrutych dusz, które od młodzieńczych lat karmione są najbardziej brudnym i zgniłymi ideami, prowadzącymi jedynie do rozsuwania zgrabnych ud i nie wypowiadania swych myśli na tematy niezgodne z ich statusem wśród męskiego towarzystwa; pewnie dlatego od zawsze są zgorzkniałe - powiedziała zgodnie z własnymi przekonaniami, jakby te miały dla kogokolwiek jakąś wartość. Dla niej nie miały, ale otaczając się damami dworu, a także arystokratkami, które potrafiły bezprecedensowo mamić i starać się ujarzmić potęgę mężczyzn, musiała nauczyć się tego jak nie być zniszczoną przez samcze zapędy istotą. I może dlatego nie lubiła towarzystwa kobiet? Dobierała selektywnie grono najbliższych panien, którym mogła zawierzyć sekrety i tylko dwie szlachcianki o niezwykle podobnym charakterze do niej zasługiwały na szacunek, którego nie potrafiła oddać innym. O ile nie wspominamy tych, przy których najzwyczajniej w świecie trzeba bylo okazać respekt, wszak ich pozycja nie pozwalała na krzywe spojrzenia i nietęgie miny. Mowa chociażby o kobiecie, która zorganizowała na początku listopada wernisaż. -Proszę mi wierzyć... Jestem zbyt wprawnym obserwatorem i nie muszę słuchać o kimś, by mieć pewność, że jest zdradliwą, zakłamaną żmiją - dodała jeszcze, a następnie zacisnęła mocniej palce na tych ramsejowych, by miał pewność, że nie żartuje. Mówiła całkiem poważnie, a to czyniło ją zawsze o kilka kroków na przedzie od ludzi w jej mniemaniu niewartych uwagi. I bardzo... Bardzo chciała, żeby Mulciber dorównał temu tempu, wszak jasno dawała mu do zrozumienia, że jeśli tylko się postara, to zacznie czytać z niego jakby był otwartą, zakazaną księgą, ale tak go postrzegała. Taki się dla niej stał, a to podniecało ją najmocniej.
-Jeśli pańska dusza będzie należeć do mnie, to nie dożyje pan trzydziestych urodzin - rzuciła zadziornie, a spojrzenie pełne pasji, które mu posłała było na tyle intensywne, że bez trudu pochłonęłaby go całego w tym momencie. Rzucała mu swoistego rodzaju wyzwanie, ale to dzięki niemu stawała się śmielsza w swych słowach, bo nie ganił ją ciągle, a pozwalał na odsłanianie kart. Niejednoznacznych, zmiennych i nie będących drogą ku jednej ścieżce. Bawiła się więc przednio, a już w szczególności, gdy jego różdżka znajdowała się na wyciągnięcie dłoni, by móc ją bez trudu skontrolować. Miała zbyt dużo szacunku względem mężczyzny, żeby sięgać po tanie sztuczki i wolała nie psuć im zabawy. Znowu. Dlatego przestała walczyć z pragnieniami, a ofiarowała Ramseyowi swobodę, pomimo że niewątpliwie budził w niej odmienne uczucia od tych, które ledwie poznała.
-Zagalopować? To intrygujące... Liczę, że nie będzie się pan ograniczał, bo to by mnie zabolało, a równocześnie zawiodło najbardziej - szepnęła w sposób zmysłowy, a przygryzienie dolnej wargi zdawało się być na tyle wymowne, jakby mówili o tym samym. Katya jednak nie myślała kategoriami życia erotycznego, bo stało ono przed nią otwarte i dopiero miała wdrożyć się w szczególne tajniki. Nie przypuszczała, że narzeczony mógłby nie mieć żadnych hamulców, ale z drugiej strony, gdy już stanie się panem jej ciała, to czy nie dostanie pełnego prawa na pokazanie radości płynącej z braku zasad moralnych i niepoważnych barier?
To niezwykły moment. Jedyny i niepowtarzalny. Smukłe paluszki prześlizgiwały się po silnych ramionach i były przyczyną nagłej fali wszelakich dreszczy, które raz po raz przebiegały wzdłuż kręgosłupa. A ten ulotny pocałunek? Zdawał się być jedynie początkiem wędrówki, którą razem mieliście rozpocząć. Ona pokierowała to w zupełnie inną stronę, a to dlatego, że pragnienie posiadania ciebie wydawało się być ogromne. Na tyle, że ekstaza zalała ją tuż przed tym, jak wypełniłeś jej wątłe, drobne ciało całym sobą.
-Ależ skąd, mój słodki Królu - roześmiała się dźwięcznie, gdy tylko usiedli, a on w ten szarmancki sposób sprawił, że poczuła się po prostu dobrze. Klasa, którą emanował przyciągała ją i zamykała w szponach, od których nie było już ratunku. -Uwielbiam łamać konwenanse, ale jeszcze bardziej kocham podziwiać piękno, które sprawi nam dzisiejszego wieczora przyjemność - mruknęła pod nosem i puściła mu oczko, jakby faktycznie mówiła poważnie o wszystkim. W tym był jednak ukryty cel. Wiedziała już o spotkaniu z Deirdre, a także tym, że musi nauczyć się odczuwania podniecenia, które ostatnimi czasy tak często wywoływało niespotykane dotąd skurcze w podbrzuszu, a ujścia wypełniającego ją pragnienia nie potrafiła znaleźć, o ile nie była blisko Mulcibera. Przy kim więc mogła się w pełni uczyć reakcji, o których rozmawiali, jak nie właśnie przy nim? Mimowolnie uniosła prawą nogę ku górze, by lekko skrzyżować ją z drugą, a tym samym dać pogląd na zgrabne udo, które okalał materiał czarnych pończoch na delikatnym pasku zakończonym kokardką. Przypadkiem oczywiście musnęła obcasem łydkę towarzysza, albo może wręcz z premedytacją? Całkiem świadomie poruszyła się tak, by materiał sukienki podwinął się nieznacznie, a on miał pogląd na to, że nie zamierza przestać być kusicielką, która roznieca w nim czystą rządzę i złość dla zasad, które sobie postawił. Owszem, była mu za to wdzięczna, ale kto powiedział, że nie może pokazać mu jak cudowną noc ze sobą spędzą po sakramentalnym - tak?
-Jesteś niezwykle ciekawski - uśmiechnęła się subtelnie i wbiła spojrzenie w Ramseya, jakby nie stanowiło dla niej żadnego problemu bycie szczerą. -Wszystko zaczęło się wraz z decyzją o pozostaniu aurorem. To wiązało się z ciągłymi szkoleniami, podróżami, a gdy znalazłam się w końcu w Oslo... Cóż, nie widziałam nic złego w odwiedzeniu w czasie wolnym od pracy francuskiej stolicy, a także włoskiego wybrzeża, które ujęło mnie za serce. Zimna Norwegia ma swoje uroki, których brakuje Anglii - dodała jeszcze spokojnie, a gdy jedna z tancerek pojawiła się na scenie, wyprostowała się i ujęła kieliszek. Propozycja toastu była tak zwyczajna i naturalna, a zarazem dla Katyi tak obca, bo liczył się z nia, a nie egoistycznie skosztował trunku, który był pierwszym w ich wspólnej drodze. Świadomość, że musi się napić stała się nieznośna, wszak mineło tyle lat od ostatniej kropelki, że nie potrafiła tego zliczyć i obawiała się własnych reakcji na wino, które zostało im dostarczone. -Napijmy się za tę noc i życie, które dopiero rozpoczynamy - powiedziała spokojnie i uniosła lampkę, by delikatnie stuknąć o szkło Mulcibera. -Napijmy się za nas.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Przy kontuarze [odnośnik]17.04.16 14:26
Nie rozważał ani przez moment, że była w jakiś sposób uzależniona od bólu i cierpienia fizycznego, a choć mentalnie potrzebowała spokoju i poczucia bezpieczeństwa fizycznie łakneła poczuć, że po prostu... żyje. J e s z c z e. Patrząc na nią nie miał obsesyjnego pragnienia, aby jej skatować, ale nie miał również potrzeby aby dać jej przyjemność. To jego przyjemność i jego odczucia liczyły się najbardziej, a jeśli jej ekstaza i poczucie spełnienia mogło się wiązać z intensyfikacją jego doznać — był dla niego celem pobocznym. Myślenie o innych było wielce przereklamowane. Nie obawiałby się jednak podnieść na nią ręki, pomimo iż doskonale wiedział, co czynił jej ojciec i jak dotkliwie to przeżywała. Skrupuły. Cóż to takiego?
— Czyli panienki zdanie wcale nie odbiega tak bardzo od mojego suma sumarum— odpowiedział lekko, spoglądając w jej duże oczy z zalotnie podkręconymi rzęsami. — Jednak wciąż uważam, że zatrute dusze wśród kobiet naszych czasów to jednak rzadkość. Kobiety od małego wychowuje się w sposób, który nie daje im poglądu na inny światopogląd. To jedynie wyjątki cierpią na prawdziwie nadszarpniętą cząstkę swojego wewnętrznego ja, lecz to zawsze prowadzi do ich upadku. Prędzej czy później. Zgorzkniałość zaś wynika z niemożności zaznania równości i nieosiągniętego pragnienia znaczenia czegoś więcej. Można to nazwać przerostem ambicji, jeśli panienka woli— dodał jeszcze. Przeczesał palcami włosy, układając je w miarę możliwości, choć część niesfornie wymykała mu się gdzieś pomiędzy, dalej rosnąc po swojemu. Słowa o kłamliwej żmii go zainteresowały znacznie bardziej, na co ożywił się nieco, poruszając lekko na krześle, w którym i tak siedział już nieco rozwalony, pozostając usadzony w granicach przyzwoitości.
— Kłamliwej żmii? Mniemam, że ma panienka kogoś konkretnego na myśli. Byłoby mi niezmiernie przykro, gdyby w tym zdaniu padła sugestia, że chodzi o mnie — skłamał, posyłając ją przeciągłe spojrzenie pełne prawdy i oczekiwania na pociągnięcie tematu. Gdyby jednak tak myślała, nie przejąłby się tym specjalnie, bo przecież właśnie taki był. Zepsuty. Toksyczny. Kłamliwy i obłudny. Kłamał od najmłodszych lat, by osiągnąć to, czego chciał, nie mając przy tym wyrzutów sumienia.
Spojrzał na scenę przelotnie, ale nawet kobiety, które się na niej pojawiły nieszczególnie były interesujące. Oczywiście, piękne i zmysłowe — bo jakżeby inaczej się tu znalazły. Miały w sobie wdzięk i wysublimowaną kokieterię, która mamiły mężczyzn — i Mulciber nie opierał się temu, by podziwiać zmysłowy kształt bioder, ledwie skrytych pod cienkimi fałdami materiału. Nienaturalnie wąska talia, mocno ściśnięta gorsetem przyciągała uwagę do kształtnych piersi okrytych falbanami i koronką. Do tego filuterny uśmiech, kocie spojrzenie i zmysłowe ruchy sprawiały, że patrzyło się na nie z przyjemnością, której nie odmawiał sobie sam Ramsey. Ale obok niego siedziała jego narzeczona, która go wnikliwie obserwowała. Sęk w tym, że to nie jej obecność sprawiała, że kobiety nie były dla niego obiektem pożądania, a fakt, że miały cieszyć oko, rozbudzać zmysły — robiły to bez zarzutu — za pieniądze, w ramach swojej pracy, co jednocześnie stawało się dla Mulcibera czymś w rodzaju widowiska, a nie celu, do którego miał zmierzać.
— Kusząca propozycja — odpowiedział po chwili, a jego głos bez trudu przedarł się przez dźwięki typowej dla kabaretu muzyki. — Niestety nie zostałoby mi zbyt wiele czasu, a mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Wraz z panienką, oczywiście — dodał, uśmiechając się sardonicznie i zerknął na nią kątem oka. — Obawiam się, że do sądnego dnia muszę się hamować, bo tego wymaga szacunek względem przyszłej żony. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby do tej pory rozniecić żar, który wtedy przy lekkim podmuchu powietrza wznieci pożar nie do opanowania, nieprawdaż?— spytał i obrócił się do niej bardziej przodem, opierając jednym przedramieniem na stoliku, jednocześnie nachylając bardziej w jej stronę dzięki temu. — Konwenanse...— powtórzył lekko i uniósł brwi, przyglądając się uważnie grze świateł na jej dziewczęcej buzi. Wtedy też jego wzrok mimowolnie opadł niżej, gdy w ten zmysłowy, ledwie zauważalny sposób założyła nogę na nogę, odsłaniając zgrabne udo. Wcale nie wydawała się skruszona, czy zawstydzona tym, że jej suknia odsłoniła kończące się wysoko pończochy, a wyobraźnia mogła posunąć się jeszcze o krok dalej z myślami na temat tego jaki rodzaj bielizny miała na sobie, bo przecież w tej ciemności trudno byłoby to dostrzec, nawet gdyby znów poruszyła się krnąbrnie i pozwoliła, aby jego wzrok zastygł pomiędzy jej udami. Te pozostawały jednak złączone, sprawiając jednak, że jego męskie zmysły skupiły się właśnie na niej i myśleniu o tym, co mógłby zrobić, gdyby nie założył sobie, iż nie tknie jej aż do dnia ślubu. A co jeśli złamie ten zakaz? Co jeśli okaże słabą wolę wobec samego siebie i pozwoli na odrobinę przyjemności, skoro ona i tak jest mu przeznaczona? Cóż im szkodzi zaszaleć w tej chwili?
— Jestem... bardzo... ciekawski — odpowiedział powoli, niechętnie podnosząc wzrok na jej twarz. Obrócił kieliszek w dłoni, a kąciki jego warg uniosły się lekko ku górze. — Wiele podróżowałaś po świecie, lady Ollivander. A jednak los przyciągnął Cię znów do szarej i posępnej Anglii, tylko po to, by złączyć twoje kolorowe ścieżki ze mną. Nie chciałbym zaburzać Twojej rzeczywistości, ale małżeństwo nakłada na Ciebie całą masę ograniczeń, wraz z brakiem możliwości podróżowania beze mnie. Bo jak to tak... bez męża. Będę Ci to chyba musiał jakoś... wynagrodzić — mruknął ciszej, pozwalając aby jego głos nabrał gładkiej melodyjności, kiedy składał jej niemalże obietnicę poczucia spełnienia z dodatkiem pikanterii.
Ujął jednak kieliszek wyżej i uśmiechnął się szerzej, lekko i dźwięcznie stukając się z nią szkłem w ramach niezwykłego toastu.
— Doskonały pomysł. W takim razie, za nas, Lady Ollivander. Za naszą świetlaną przyszłość, pełną przygód.
I upił lekki łyk, nie odrywając od niej intensywnego spojrzenia.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Przy kontuarze - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Przy kontuarze [odnośnik]17.04.16 19:17
Ludzie pragną rzeczy, o których wstydzą się rozmawiać. Szukają ich i odnajdują w najmniej oczekiwanym momencie, gdy tylko pojawi się sposobność do realizacji dzikiego planu. Czy zaklęcia czarnomagiczne nie mają na celu pokazać, że życie jest kruche, a siła niewłaściwej magii jest nad wyraz potężna? Tak został zaprogramowany umysł człowieka, by bez trudu dotarł do miejsc, które przeznaczone są dla odważnych i nieskazitelnie wyrafinowanych w swym poczuciu estetyki. Zarówno Katya, Ramsey, jak i niektórzy z ich otoczenia byli gotowi tam wejść, by przetestować swoje granice i poczuć, że nie ma dla nich barier, których nie dadzą rady pokonać. Dla jednych był to masochizm, a dla innych zdawać się mogło, że będzie szczyt empatii i pomoc bliźnim, którzy nawet w jednym procencie na nią nie zasługują. Mulciber swoim sposobem bycia mógł się zatem stać kimś nieprzejednanym, właściwym i odpowiednim w swej funkcji, którą zacznie pełnić w życiu młodej dziewczyny. Tak ciekawej, złaknionej pozyskiwania wiedzy, a zarazem wyzwolonej od kajdan i okowów mentalnego zniewolenia.
Stając się jej mężem, czy gotów będzie zostać panem duszy, którą spęta na wieki?
-Mój drogi - zaczęła powoli, a uśmiech - dość cyniczny, wykwitł na jej karminowych ustach, które delikatnie drgnęły; w jakimś niemym rozbawieniu. -Masz wiele szczęścia, że nie trafiłeś na zgorzkniałą kobietę, a do tego niepozbawioną własnego miejsca wśród ludzi. Rozumiem, że radość rozrywa twe donośnie bijące serce, ale pozwolę sobie stwierdzić fakt, że moja ambicja w pełni została spełniona - rzuciła luźno, a chwilę później ich spojrzenia się skrzyżowały, kiedy to wciąż uśmiechała się w ten dziwny sposób, jakby jasno sugerująć, że nie zamierza poczuwać się do bycia kimś mniej znaczącym. Owszem, respektowała zasady, że to mężczyźni znaczyli więcej, ale ona sama? Była w tym jakoś dziwnie spokojna i nie walczyła o równość praw. Trzymała się z dala od roli feministki, ale zdecydowanie bliżej jej było do damy o wyzwolonym umyśle, który potrafiłby przytłoczyć niejednego szlachcica.
-Jeśli chodziłoby o pana to zapewniam, że dałabym to odczuć - mruknęła z rozbawieniem, a jej wzrok bezczelnie przesunął się w iście oceniającym geście po twarzy mężczyzny, by wreszcie zatrzymać się na wysokości klatki piersiowej. Długa kurtyna rzęs zdawała się odbierać mu możliwość spojrzenia w te ciemne tęczówki, by odczytać o czym myśli, ale dzięki temu wszystko pozostawało nad wyraz enigmatyczne i pociągające.
Katya odwróciła głowę i wbiła wzrok w dziewczęta, które w czarujący sposób zabawiały towarzystwo. Ruchem seksownych bioder i zgrabnych ud sprawiały, że każdy na sali oceniał je jako towar idealny do sprzedaży, ale dziewczyna myślała o tym zupełnie innymi kategoriami. Zazdrościła im tego, że są tak pewne siebie i sprawiają u każdego podwyższone ciśnienie, nie wspominając o krążącej szybciej krwi, która wypełnia kanaliki nerwowe. Emocje zdawały się stawać coraz bardziej ukierunkowane na niewłaściwe tory, a atmosfera gęstniała, kiedy to Ollivander powodziła na wpół przymkniętymi oczami po tancerkach, a jej dłoń mimowolnie powędrowała na linię obojczyków, które zaczęła delikatnie gładzić. Nie odrywała jednak spojrzenia od sceny, a także tego co się na niej działo, bo nic ponad to nie było istotniejsza. Czyż to nie ironia? Podziwiała piękne kobiety i nie kryła się z tym w żaden sposób, bo i po co? Niebawem winna spotkać się z Deirdre i dopiero wtedy poczuje, że to nic złego, ale wreszcie skierowała wzrok na Ramseya, gdy odezwał się ponownie i posłała mu szczery uśmiech. Zastanawiała się dlaczego tak bezceremonialnie ją prowokuje, ale jak to się mówi - jak czarodziej Merlinowi, tak Merlin czarodziejowi. Nie mogła być stratna.
-Dlatego nie wyrzucił mnie pan za drzwi, gdy przyszłam w nocy do sypialni? Próbuje mnie pan od siebie uzależnić? Od dotyku, ledwie wyczuwalnych muśnięć i spojrzenia, które jest powodem wypieków na policzkach? - zagaiła luźno, wszak liczyła na szczerą odpowiedź. Od razu jednak przywołała do siebie wspomnienie tego, co się działo w pokoju gościnnym, a to sprawiło, że zawstydzenie stało się nad wyraz widoczne. Oddychała wolniej, nieco głębiej i starała się odwrócić twarz w drugą stronę, choć czy nie było to oznaką ignoracji? Ramsey wyzwalał w niej specyficzne emocje, a wszystko było doskonale podkreślone, gdy przygryzała dolną wargę, uśmiechała się filuternie, a poliki pokrywały się czerwinią. Przesunęła mimowolnie opuszkami po dekolcie, kiedy to klatka piersiowa unosiła się powoli i opadała na dół. Przypominała w swej pozie kogoś nierealnego, tak mało autentycznego, bo każdy ruch i gest były stonowane i wyważone. Odłożyła lekko kieliszek na stół, bo wino, pomimo że popieściła jej delikatnie podniebienie, musiało być pite powoli, a przecież chciała wyjść stąd o własnych siłach. Dlatego w chwili, w której muzyka się nasiliła, a zmysłowe nuty docierały do najdalszych zakamarków umysłu, zsunęła dłoń na przegub Ramseya, by zacisnąć na nim smukłe palce. To miejsce było jednak mniej ciekawe od tego, które miało stać się docelową stacją, toteż bez trudu zatrzymała się na jego udzie, gdy to sama dotykała się w ten subtelny sposób, a mężczyznę drażniła w wysublimowanej, niezbyt perwersyjnej pieszczocie. Rozpalał w niej zmysły i potrzebę skosztowania wszystkiego co zakazane, a półmrok panujący w ów miejscu nie przeszkadzał w niczym, bo goście byli skupieni na sobie i rozmowach, które toczyli - w ostateczności na artystkach przykuwającyh wzrok. Mulciber doświadczył zatem prawdziwej uczty, gdy to jego niewinna, rozkoszna narzeczona; anioł w skórze diabła, kokietował go i uwodził, by zaraz potem cofnąć dłoń, bo dotarła zbyt daleko. Nie mogła być w końcu bezczelna i nazbyt śmiała, ale to właśnie wtedy odwróciła w jego stronę tęczówki, a jej dłoń zajmującą się do tej pory obojczykiem, przesunęła się niżej, docierając do linii kreacji, jakby robiła to całkiem celowo.
-Ależ owszem... Wynagrodzi mi pan to i wierzę, że dołoży wszelkich starań, by moje dotychczasowe życie nie różniło się zbytnio od tego, które rozpoczniemy wspólnie. Możemy podróżować razem i odkrywać nowe... Miejsca... - szepnęła zmysłowo, a drobna dłoń powędrowała ponownie wyżej i zatrzymała się tuż przy zakazanym terenie. Obsydiany tlące się w oczach Katyi zdawały się być przepełnione czernią, która wciągała każdego i zmuszała do całkowitego podporządkowania, ale to właśnie wtedy przerwała wszystko. Ten subtelny flirt, a także dotyk, który nęcił ich oboje. Sięgnęła bez zastanowienia po kieliszek i upiła kolejny łyk, jakby to miało ostudzić jej pragnienie. -A pan? Czym się pan właściwie zajmuje?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Strona 2 z 12 Previous  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Next

Przy kontuarze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach