Wydarzenia


Ekipa forum
Appley Tower
AutorWiadomość
Appley Tower [odnośnik]19.09.17 17:58
First topic message reminder :

Appley Tower

Wieża znajdująca się daleko na samotnych obrzeżach miasteczka Ryde stanowi doskonały punkt orientacyjny na pobliską okolicę. Nieco pokraczna przypomina raczej wysoki komin lub pracownię szalonego alchemika niż latarnię, a jednak służy przede wszystkim zaczarowanym okrętom kursującym na pobliskich wodach. Nad nią unosi się błękitny płomień widoczny tylko dla czarodziejów. Do środka prowadzą drewniane, skrzypiące drzwi, a na pierwszym piętrze znajduje się tylko kominek. Dla mugoli wydaje się całkowicie bezużyteczny, choć czasem palą w nim ogień; czarodzieje wiedzą, że wystarczy wsypać do środka nieco proszku Fiuu, żeby przenieść się na sam jej szczyt, otwarty balkon pod gołym niebem, nad którym gorze zimny szafirowy ogień oświetlający balkon niebieską poświatą.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Appley Tower - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Appley Tower [odnośnik]25.07.20 0:00
Wycofanie mego nauczyciela zastrzeżeń we mnie żadnych nie budzi, biedak, pewnie nie za dobrze rozumie po angielsku. Nic to, jakoś się dogadamy, musimy, po jednej sesji nie oczekuję co prawda cudów, ale po już po czwartej i siedemnastej, owszem, a do tego komunikacja się przyda. Z tymi beczkami i korkociągami to naturalnie sobie dworuję, z siebie, z niego, bardziej jednak z siebie, bo moje rozeznanie w sytuacji pozostaje trafne. W dwóch słowach: jestem marny.
Kiepściutki. Efektów nie ma od razu, więc spisuję się już na straty, metodę prób i błędów zastępując profesorskim autorytetem. Hakim za mnie równowagi nie utrzyma, ale na milion procent zna zasady i triki, które uczynią mnie sprawniejszym. Lepszym.
-Zaraz, zaraz, ale jak? - powtarzam i patrzę na niego głupio, bo co z tego, że mi pokazuje, skoro nie radzi i wskazówek nie udziela? Umiem podnieść jedną, drugą nogę i postawić je na dywanie, jak chodzić zademonstrowano mi w dzieciństwie, a jak sądzę, do tej pory zdołałem to już rozgryźć. Uśmiech spełza mi z twarzy, ale powtarzam za Egipcjaninem te ruchy, najpierw ćwicząc na nieruchomym dywanie. Uznaję jednak, że nie ma się co patyczkować, chodnik podrywa się nieco w górę, a ja następne kroki stawiam już w powietrzu. No i oczywiście zaliczam glebę, bo choć daję radę ustać na dywanie, to zaraz potem tracę równowagę i lecę do tyłu. Klnę pod nosem i wstaję, rozcierając tyłek. Jeszcze raz. Jeszcze raz. Jeszcze raz. Jeszcze raz. Nie tak łatwo mnie zniechęcić i po jakimś kwadransie już-już to jakoś wygląda. A mówiąc jakoś, mam na myśli, że całkiem nieźle. To już nie jest pokraczny, kaczkowaty chód, jaki prezentowałem podczas pierwszych prób, choć nadal obstaję przy prawej nodze.
-To niech mi łaskawy pan teraz pokaże, jak skręcać - życzę sobie, zrozumiawszy, że to ja nadaję tej lekcji tempa. Unoszę się nisko nad ziemią, ale chyba do tego polecimy wyżej? I razem? Mam szczerą nadzieję, moje dotychczasowe eksperymenty z hamowaniem to efekt w postaci olbrzymich siniaków - obecnie barwy dojrzałych śliwek - dosłownie na całym moim ciele - panie Hakim, pan słucha? - wołam do niego, unosząc się nieco wyżej na dywanie, który rozjuszony irytacją w moim głosie dostaje pierdolca i leci jak torpeda wysoko w górę - aaa panie Hakim, zróbże pan coś - wrzeszczę, usiłując przekrzyczeć pęd powietrza, adrenalina szumi mi w uszach, a ja nie wiem, jakim cudem jeszcze się nie spierdoliłem. A na oko, to będzie już ze czterdzieści stóp, więc jak gruchnę o ziemię, to ta konkretnie.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Appley Tower [odnośnik]19.08.20 22:48
Ale jak? Co to w ogóle za pytanie?
-A tak. - odpowiedział Hakim cierpliwie, powtarzając własny ruch nogą i całą demonstrację. Gracja i gibkość ciała były do wyuczenia, lord Lestrange musiał tylko nauczyć się izolować własne mięśnie, usztywnić te niezbędne, rozluźnić resztę, ustawić nogi pod odpowiednim kątem, ugiąć kolana i hop! Dywan sam poniesie wtedy swojego właściciela... choć nie do końca sam, bo dywany nie znoszą przecież zupełnych idiotów, a przejażdżki to nie odpoczynek, to sport. Należy dostosować swoje ruchy ciała do pędu powietrza, umiejętnie manewrować środkiem ciężkości i zwracać uwagę na otoczenie.
Hakim mógłby opowiedzieć to wszystko lordowi Lestrange, pewnie, że by mógł. Wychodził jednak z założenia, że inteligentny obserwator domyśli się tego wszystkiego z jego demonstracji, a następnie z własnej praktyki. Poza tym, o wiele wygodniej było mu się uśmiechać i udawać, że nie zna dobrze angielskiego.
-Dobrze... - uśmiechnął się zachęcająco, gdy Francis poderwał się do lotu. I bum, gleba! Ukłonił się lekko i gestem zachęcił lorda do kolejnej próby.
-Dobrze... - i bum, gleba! Ukłon, kolejna próba, uśmiech, dobrze, gleba.
-Dobrze, dobrze... - skomentował, gdy Francis stał już na dywanie pewniej. Jeśli lord miał podzielność uwagi to mógł dostrzec w tych dobrze pewien rytm - krótkie i pojedyncze słowo zwiastowało nadchodzącą porażkę, wypowiedziane wolniej - oczekiwanie na nadchodzącą porażkę, a wypowiedziane nieco głośniej - jakiś postęp. Podwojone dobrze dobrze padło pierwszy raz i chyba było zgodą na wzbicie się w powietrze wyżej, choć to pozostawało do interpretacji Francisa. Ten najwyraźniej zinterpretował już słowa (słowo?) instruktora, wzbił się do lotu, a Hakim za nim. Wskoczył z gracją na dywan i leciał za lordem, obserwując jego ruch... dobrze, dobrze...
Aż lord Lestrange zepsuł wszystko niecierpliwością.
-Źle, źle. - zwrócił uwagę Hakim, słysząc poirytowany głos lorda i widząc wzdrygnięcie się dywanu. Ten zaś poderwał się i poniósł Francisa hen, z zawrotną prędkością.
Hakim przewrócił oczyma i przyśpieszył. Po chwili wysunął się już na prowadzenie i zagrodził drogę Francisowi i jego dywanowi, unosząc się na własnym środku transportu z niebywałą gracją, jakby nie ważył nic.
-Dooobry dywan. - rzucił, grożąc dywanowi Francisa palcem, a ten stanął w powietrzu, unosząc się kilka metrów nad ziemią i nieco chwiejąc. -Równowaga. - przypomniał Hakim Francisowi. -Teraz pan próbować. Dywan - musieć ufać.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Appley Tower - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Appley Tower [odnośnik]24.08.20 11:10
-Jak tak? - irytuję się na nauczyciela, bo z mojego punktu widzenia powtarzam dokładnie te same ruchy. Na nieruchomym obiekcie ćwiczy się łatwiej, miotły są zdecydowanie bardziej stabilne. Twardy kij między nogami to nie to samo co kawał szmaty.
-Ej, a to za co? - dywan najwyraźniej w jakiś tajemny sposób odczytuje moje myśli, bo jak nie szurnie mi frędzlami po ryju. Cofam się o krok i patrzę na niego z wyrzutem. Nie wiem, czy zdołamy się zaprzyjaźnić, zwłaszcza, że mam wrażenie, że ma ze mnie ubaw.
Tak samo, jak mój instruktor od siedmiu boleści. Latać, to on pewnie umie, ale zdolności pedagogicznych to za knut. Ojciec pewnie mógłby sprowadzić mi jakiegoś nauczyciela z prawdziwego zdarzenia, lecz średnio mi się uśmiecha go o to prosić. Guwernerów zostawiłem w tyle, zresztą przedmiot mych nauk prawdopodobnie do gustu by mu nie przypadł. Muszę więc radzić sobie sam - znaczy, z Hakimem. Staram się naśladować jego ruchy, zważać na płynność, obserwować, jak porusza się jego ciało, śledzić kąt, pod jakim stawia stopę na dywanie, jak balansuje biodrami, w jakim miejscu ustanawia środek ciężkości. Raz mi się udaje, a raz nie, na dziesięć prób przynajmniej siedem kończy się glebą - powinienem pomyśleć o asekuracyjnych poduszkach. Już czuję, że siedzenie w biurze będzie męką, a cały następny tydzień jestem potrzebny i to na nocki. Szlag, klnę sobie, ale pod nosem w najbardziej obmierzły sposób, licząc, że Hakim nie zrozumie. Jakiego angielskiego uczy się tu obcokrajowców? Z portowym dialektem pewnie nie jest za pan brat.
I tak, kilkanaście upadków później, zaczynam powoli łapać. Wychodzi mi, spinam mięśnie, raz-dwa i płynnie przerzucam kończyny na lewitujący w powietrzu dywan. Jeszcze kilka serii i nabiorę niezbędnej gracji: na razie przypominam topornie ociosany kloc. Zaczynam jednak łapać klimat bujającego się dywanu, nieco niestabilnego, nieco niepokornego. Dam sobie z nim radę; lewa noga, prawa noga, chyba już się kumplujemy, muszę dać mu jakieś imię, coby przypieczętować tą głęboką więź emocjonalną i przybić nowy układ, w którym chodnik nie próbuje mnie unicestwić. Moje prognozy chyba okazują się przedwczesne, bo dywan jak nie wierzgnie, jak nie stanie dęba, jak nie ruszy eee z włóczki? Bo z kopyta to nie bardzo; mniejsza, ponosi mnie prędko i wysoko, a ja tylko fartem początkującego utrzymuję się w pionie na niepokornym Zygzaku. Przynajmniej Hakim jakoś reaguje, zagradza drogę i ratuje mnie przed upadkiem i połamaniem gnatów. Żałosne, że jego mój dywan słucha się jak starszego brata, a na mnie ma wywalone. Łypię spod łba na Zygzaka, a moje serce powoli się uspokaja. To nie na moje nerwy.
-Panie Hakim, więcej szczegółów - popędzam go - prawa noga, gdzie, lewa noga, gdzie? Mam się pochylić, wyprostować, czy co? Przodem ustać a może profilem? Jak chcę, żeby przyśpieszył, powinienem nachylić się w stronę kierunku lotu, jak podczas jazdy konnej? - dopytuję, a dywan reaguje na ostatnie słowa wyjątkowo kapryśnie. Strzepuje mnie z siebie tak, że zaliczam cudowny upadek prosto pod nogi Hakima, a moje spodnie mają dziury na kolanach.
-Ojapierdolę - wkurzam się, podnosząc się z ziemi i otrzepując nogi z piachu. Trochę krwawię, to tylko otarcie, ale na dywan to ja trafiłem na niewychowany. A może przeklęty? Pieprzony Drew.
-Panie Hakim, pan to widział? Jak wrócimy, to moja służba go przetrzepie. Albo sam to zrobię, dla większej satysfakcji - właściwie nie wiem, czy grożę, czy obiecuję mu zabiegi pielęgnacyjne. Okurzony jakiś mi się wydaje.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Appley Tower [odnośnik]27.08.20 19:06
Cierpliwie ignorował dopytywania lorda Lestrange o jakieś konkretne instrukcje. Cierpliwość jest cnotą, a dywany cenią cnotę. Dlatego nie uginał się pod presją i nie zmieniał swojego programu nauczania - tak, tak, tak. Jeśli lord Francis nie potrafił nawet wyczuć wszystkich odcieni subtelności w prostym, ludzkim tonie, to jak miał zamiar poradzić sobie z czymś tak skomplikowanym jak latający dywan?! O tak, Hakim z pełną świadomością stosował sprawdzone techniki edukacyjne - tyle, że jego uczeń okazał się inteligentny i sprawny fizycznie, ale za to niewrażliwy emocjonalnie.
Dywan zareagował na tyradę Francisa jeszcze zanim Hakim zdążył zastanowić się nad powagą sytuacji i odpowiednią strategią edukacyjną. Pośpiech w końcu szkodzi, o czym lord Lestrange przekonał się na własnej skórze, pochopnie porównując szlachetny dywan do jazdy konnej. Nawet najdoskonalszy koń arabski nie mógł się równać z dywanami! Hakim rozszerzył z przerażeniem oczy i wydał z siebie groźne:
-Uuuu! - sekundę po tym, gdy dywan zareagował sam i zrzucił z siebie niepokornego typa.
Instruktor zmarszczył groźnie brwi i wylądował przed swoim uczniem.
-Nienienie! - pouczył surowo, aż zmieniając słownictwo ze swojego zwyczajowego "tak." -Dywany... - zaczął, podejrzanie dobrą angielszczyzną, ale...
...lord Lestrange wszedł mu w słowo i popełnił kolejny niewybaczalny afront, grożąc wytrzepaniem dywanu!
-NIE! - zaprotestował Hakim, ale dywan- jak zwykle - był szybszy. Najpierw się skulił, potem szarpnął się wściekle, a potem wystrzelił w powietrze i pognał samodzielnie w górę, jak najdalej od swojego groźnego, ignoranckiego pana.
-Za mną! Trzymać się! - warknął Hakim, bezceremonialnie szarpiąc Francisa za ramię i wpakowując go na swój dywan. Stuknął lekko nogą i wzlecieli w powietrze z zawrotną prędkością pognali za biednym uciekinierem. Muszą działać, póki mają szansę go złapać!
-Lord - nie rozumieć - nic nie rozumieć! Dywany czuć, mieć dumę i honor! - nie to co Anglicy, myślał Hakim wściekle, pouczając Francisa w locie i oglądając się od niechcenia przez ramię, by sprawdzić czy lord mocno się trzyma.
Przyśpieszył.
-Żadnego trzepania. Teraz lord musieć go przeprosić. Oswoić. I przenigdy nie porównywać do, pfe, konia! - nakazał, przyśpieszając jeszcze, aby mogli zrównać się z uciekającym dywanem.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Appley Tower - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Appley Tower [odnośnik]30.08.20 10:50
Przysięgam, że ta lekcja nadaje się na materiał na jakąś książkę dla dzieci. Frankie i przygody na latającym dywanie, oczywiście z morałem na końcu i mocno pedagogicznym przesłaniem. Bo rwę się z motyką na słońce, pod opadającą brwią prześwituje mi myśl, że lepiej radzę sobie s a m niż z Hakimem. Egipcjanin krztusi się swoją łamaną angielszczyzną, jego rady są dobijające, a obecność - rozprasza. Krzyżuję ramiona na piersi i łypię na niego spode łba, kiedy się tak wymądrza. Stąd już blisko do obrazy majestatu, a serio nie jestem gościem, który nie ma do siebie dystansu. Mierzymy się tak wrogimi spojrzeniami, w dziwacznym trójkącie. A właściwie, i ja i dywan, mamy pretensje do Hakima. Ja, to wiadomo o co, ale dlaczego Zygzak się boczy? Może w tym złapiemy nić porozumienia?
Ha! Niedoczekanie. Zaskoczony kolejnym upadkiem nie jestem. Ani następnym. Tym późniejszym też już nie. Z rezygnacją rozcieram pośladki i zarządzam przerwę na papierosa. Wypalam jednego, drugiego, w międzyczasie powtarzając sobie sekwencje ruchów, jakie powinienem opanować. To trochę jak balet - kiedyś wkradałem się na zajęcia moich kuzynek i gdzieś tam papugowałem po nich te wszystkie piruety, ale to była tylko zabawa. Jak muszę sprawdzić się rzetelnie i z faktycznych umiejętności, to ledwo zaliczam. Ale może uda mi się na to zet. Z minusem. Nawet może być na szynach. Byleby wypracować sobie sposób na porozumienie. Może wcale nie potrzeba mi Hakima? A gdyby tak położyć na niego lachę i zwyczajnie spędzić z Zygzakiem trochę czasu? Oswoić go? przekupić jakimś smakołykiem? Extra-luksusowym środkiem do czyszczenia dywanów? Wygłaskać go, wyczesać, wyiskać? Zygzak podlatuje bliżej mnie i ociera się o moje nogi. Uśmiecham się zwycięsko, no i to chodzi. Ale sekundę później już leżę na glebie, a ten czarci pomiot, zamiata piach przede mną w prześmiewczym ukłonie.
-Ty mały ty - warczę, a on trzęsie się, jakby ze śmiechu - panie Hakim, pan to widzi? - pytam się z pretensją w głosie. Co to ma być? - felerna szmata - burzę się pod nosem, ale na wszelki wypadek po cichutku, żeby go nie prowokować. Teraz to śmiechy-chichy, a jakby mu się zachciało wyciąć taki numer osiemdziesiąt stóp nad ziemią? Połamane gnaty nie są w sferze moich marzeń. No i się doigrałem, dywan daje nogę, to jest, wieje. Dosłownie popyla jak najdalej w przestworza, a ja gapię się osłupiały, dopiero trzeźwiejąc po nawoływaniach Hakima. Łapię go w pasie i zapierdalamy, totalnie zapierdalamy tak, że aż mi tchu brakuje. Gdyby nie on, to mógłbym Zygzakowi co najwyżej pomachać na pożegnanie i życzyć ikarowych lotów. Ale łapiemy go, lądujemy, a wtedy, Egipcjanin każe mi - nie uwierzysz! - przeprosić ten zasranych chodnik.
-No dobra - burczę w końcu po kilku minutach ciężkiej ciszy. Nie jestem tym zachwycony, całe szczęście, że nikt mnie tu nie widzie - przepraszam - mruczę ledwo dosłyszalnie, nie patrząc na dywan. Ten unosi się z zainteresowaniem, ale nadal jest jakby odwrócony dupą do mnie - PRZEPRASZAM, DOTARŁO? - ryczę więc, wkurwiony na maksa. Teraz to oboje muszą cisnąć ze mnie bekę. Przynajmniej jakiś efekt to przynosi, bo Zygzak podlatuje do mnie i muska mnie frędzlem po stopie, ale tak, że nie zwiastuje to rychłego upadku.
-A to ci szelma - gadam do siebie, już udobruchany. Może jednak się dogadamy. Kilka(naście) upadków później nadal nie jestem wybitnym rajderem, ale utrzymuję się na dywanie i siedząc, i stojąc, skręcanie przy niewielkiej prędkości też wychodzi mi płynnie. Z hamowaniem jeszcze se nie radzę, ale to wszystko kwestia praktyki. Wezmę się za podpatrywanie Szafików, bo ten Hakim to jakiś żart. Daję mu w łapę tyle, na ile się umówiliśmy i niezwykle zadowolony z siebie wracam do domu. Na dywanie, a jakże, ale jakieś sto metrów od chaty zeskakuję z Zygzaka i proszę go, by dalej poleciał sam. Jeszcze nie wyczułem, czy powinniśmy się razem pokazywać.

zt hero


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Appley Tower [odnośnik]16.09.20 15:05
1 sierpnia 1957 roku

Trzynaście godzin.
Tyle zajęło mu wytropienie szlamy. Biegł. Niczym ogar w pogoni podążał śladem swojej ofiary. Szybko. Sprawnie, nie spuszczając szlamy z oczu. Musiał go dorwać, nie było innej możliwości. Scheiß! Mógł zabrać z domu psa, ot tak, na wszelki wypadek. Otto już by go dorwał. Był jednak sam, musiał sobie poradzić. Zmusił się do szybszego biegu. Z uporem wpłynął na mięśnie, aby poruszały się szybciej, mimo zmęczenia powoli w nie wpływającego. Rzucił pierwszy czar, drugi, trzeci... Szlama była zwinna, odskoczyła przed wiązką mającą pozbawić ją równowagi. Zacięcie widniało na jego twarzy. Chciał ją dorwać. Odciąć głowę od ciała. Dostarczyć ją tam, gdzie powinien. Zgarnąć złoto i zająć się kolejnym przypadkiem.
Biegł dalej.
Zmuszając mięśnie do cięższej pracy, nie dając im chwili odpoczynku. Kolejne zaklęcie chybiło, powalając drzewo gdzieś obok. Wiedział, że da radę. Nie skupiał się już na zaklęciach, miast tego wyciągnął dłoń, by dorwać ofiarę. Męczyła się, a to miało jedynie zadziałać na jego korzyść. I już, już miał zacisnąć palce na ciemnej szacie... Gdy poczuł przeszywający ból gdzieś, z tyłu głowy. Świat zasnuł się ciemnością.
Niebo było ciemniejsze, gdy otworzył oczy. Różdżka nadal znajdowała się w kieszeni szaty, co sprawiło, że odetchnął. Scheiß! Powinien bardziej uważać. Wściekłość zalała jego ciało. Oto przeszła mu przed nosem sakiewka złota, a szlama nadal chodziła po świecie. Ostrożnie zgiął pokryte tatuażami ramiona, by powoli unieść się do siadu. Dopiero teraz zielone spojrzenie napotkało twarz. Znajomą, nie widzianą od dawna. Ból w głowie pulsował, odruchowo więc Friedrich przesunął nią po czaszce, by zauważyć na palcach znajomą czerwień krwi. Pięknie.
- Co się dzieje? W głowie mi wieje i chyba się psuję, bo coś dziwnie rymuję... - Zdezorientowanie wymieszane z wściekłością pojawiło się na jego twarzy. Chciał zapytać, o wydarzenia. Przesłuchać dawnego znajomego i być może świadka jednocześnie... Miast normalnych słów wyleciały jakieś dziwne, rymujące się słowa. Jakim cudem? W tym wszystkim, do głowy przychodziło mu jedno, paskudnie nieprzyjemne rozwiązanie. Złość zalśniła w zielonych oczach.
- Chyba nie pogadamy, zaraz zabiję podłe szlamy... - Chciał krzyczeć. Rzucać urokami na prawo i lewo, zamiast wypowiadać te wszystkie bzdury. Krew w nim zawrzała, mężczyzna od razu poderwał się na nogi, robiąc dwa kroki w tył, by nie stracić przytomności. Począł się rozglądać. Uważnie, mając nadzieję, że odnajdzie poszlakę zgubionej szlamy. Nienawidził podobnych psikusów. W szkole ich nie doświadczał - jego postura, akcent, tajemniczość i znajomości sprawiały, że niewielu chciało ryzykować uwolnieniem tego, co się w nim kryło. Powoli wpadał w furię, nie wiedząc jak się wyładować... Oraz jak przestać mówić tym piekielnym rymem.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Appley Tower [odnośnik]17.09.20 22:24
Zasypiam. Schody nie są zbyt wygodne, ale o ile nic mnie nie trapi, mogę zapaść sen zawsze i wszędzie, a do tego w trybie natychmiastowym. Światło może dawać mi po oczach, a dookoła mnie trajkotać chór chłopców przechodzących mutację, a mnie to nie ruszy. Przez nieco napiętą sytuację - w domu? na świecie? - oczywiście sypiam gorzej, więc teraz, po wysiłku, zwyczajnie zwala mnie z nóg.
Ścina, jak niedojrzałe drzewko, o taką tu niedorosłą oliwkę. Budzi mnie przogromniasty ból pleców i jakiś frędzel szurający po twarzy.
-Jezu, Zygzak - opędzam się od dywanu, który nadal nie jest nauczony moresu. Nic to dla niego wierzgnąć nagle albo odsunąć się o cal, kiedy na niego wsiadam. Kija na nim jeszcze nie próbowałem, ale sukcesywnie od paru tygodni odgrażam się, że to zrobię.
Jasne.
On wie, że nie podniosę na niego ręki i ja też to wiem. Lubię go takiego roztrzepanego i rozbisurmanionego, gdy kręci mi się pod nogami, gdy jem. Czasami się zapominam i rzucam mu jakieś resztki ze stołu, bo przecież zachowuje się prawie jak pies. Raz przez przypadek trafiłem go kością kurczęcia, to się obraził i przez tydzień nie wylazł spod łóżka. Dzieciuch.
Drapię się po szczęce, przeciągam i wstaję z tych schodów, połamany bardziej niż przed drzemką i ćwiczeniami z Zygzakiem. Robimy postępy - oboje. Już nie cykam się startować z powietrza, a on przestaje stawiać mi opór przy prowadzeniu. Jak tak dalej pójdzie, pokuszę się na pierwsze akrobatyczne próby, a przynajmniej rozwijanie prędkości większej niż minimalna przy locie na stojąco. No, ale czas się zawijać - myślę, prostując plecy. Coś w nich strzela - ups, niedobry znak.
-Jazda, lecimy stąd - zarządzam od niechcenia, ale w Zygzaka chyba jaki diabeł wstąpił, bo normalnie bierze i spierdala - ej, ty, wracaj. Wracaj no, mówię! - wrzeszczę i biegnę za nim jakbym miał szansę go dogonić. Na dłuższe dystanse prędkość rozwijam niezłą, ale to nadal pryszcz w porównaniu z latającym dywanem co nie - na wycieraczkę cię przerobię - krzyczę, a ten nic i dalej mi ucieka. Po chwili tego biegu już łapię zadyszkę i muszę się zatrzymać - a tu co? Trup? Błagam, nie. Podchodzę bliżej. No ciało ewidentnie. Męskie. Zakrwawione. A ryj jakby znajomy. Friedrich? Sto lat typa nie widziałem. Sprawdzam mu puls i dochodzę do wniosku, że żyje, więc trącam go stopą, a ten rzeczywiście, magicznie wraca do życia. I odstawia tu niezły kabarecik. Moje oczy chyba przypominają teraz galeony, a wcale nic nie ćpałem - to wszystko jego zasługa.
-Cóż to ma znaczyć? Pan mi wybaczy, ale ten rym mego serca nie wzruszy. Raczej dostarczy niemałych katuszy. Słowa trzeba składać z werwą, zadbać o akcentowanie - pouczam go, te niemieckie naleciałości psują mi odbiór komedyjki - wówczas wśród kobiet będziesz mieć branie. Bez tego, cóż, marnie to wygląda. Chyba żadna nas nie podgląda - wyrażam na głos swą wątpliwość i obracam głowę w prawo i w lewo - czysto, więc pozwól, że przyjrzę się twej ranie - zarządzam i pochylam się nad tą jego rozciętą łepetyną - na moje oko przeprowadzono atak, prawdziwy szturm - rzeczę tak pięknie, cisnąc niezłą bekę z naszego wystąpienia - z zaskoczenia cię wzięli, plugawe paskudy. W łeb dostałeś gałęzią, bo drzewa stworzyły mur. Blizna zostanie jak nic, ślad o taki gruby - pokazuję palcami, jaką szerokość będzie mieć blizna i podaję Fredowi chusteczkę. Nie mam nic lepszego do zatamowania krwawienia, a drzeć szat przecież nie podrę - jakie szlamy, hej, kolego. Musisz odpoczywać, nie jeść nic ciężkiego. Dużo w łóżku leżeć i łykać witaminki, jeśli nie chcesz przesiedzieć w szpitalu aż do choinki - straszę go - o patrz, a to tam skurwiel się chowa. No i co teraz, mina ci rzednie? Dwóch na jednego, to jednak konkretnie - wołam między drzewa, gdzie kryje się Zygzak. Bo chyba, choć ranny i obolały Fred nie odmówi mi pomocy na tym polowaniu.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Appley Tower [odnośnik]20.09.20 16:23
Nie był zadowolony.
Twarz Friedricha przypominała wściekły pysk dzikiego zwierzęcia. Był wściekły na mugoli oraz na siebie, że dał się tak podejść. Powinien przecież wiedzieć. Powinien przygotować się i na taką możliwość, najlepiej znajdując współpracownika… Problem w tym, że wolał pracować sam. Nie darzył innych zaufaniem. I nie miał zamiaru dzielić się swoim złotem.
Zielone spojrzenie spoczęło na twarzy stojącego nad nim mężczyzny. Twarzy, która okazała się dziwnie znajoma. Lestrange. Pamiętał dokładnie słowa, jakie padały z jego ust podczas pewnych incydentów, gdy jeszcze uczęszczali do Hogwartu. Męskie brwi zmarszczyły się w niezadowoleniu wywołanym niechcianymi rymami w towarzystwie kogoś, kto był mu znany. Niech no tylko dorwie te podłe szlamy, a na zawsze popamiętają, że nie powinno się z nim zadzierać.
- Rymowanie również mego serca nie wzrusza, moją powagę to nie ładnie narusza. Szlama którą goniłem, przez swoich zwana Michaiłem, musiała rzucić na mnie zaklęcie, po tym jak nastąpiło o ziemię bachnięcie. - Wyjaśnił w słowach, zupełnie do niego nie pasujących. Zaklęcie zdawało się samo układać jego myśli w wymyślne rymy, które opuszczały jego usta. Sam nigdy by tego nie zrobił. Należał do czarodziejów małomównych. Wolących obserwację od długich rozmów.
Prychnięcie podszyte dziwnym rozbawieniem wyrwało się z jego ust, gdy Lestrange wspomniał o kobietach. I mimo iż nie zależało mu na nadmiernej uwadze cieszył się, że nikogo po za starym znajomym tu nie ma.
- Nie potrzeba mi rymów, by kobiece serca podbijać. Panny na mój widok chętne są suknie podwijać. - Mruknął, ze złośliwością czającą się w lekko uniesionych kącikach ust. Wystarczyło mu ataków na męską dumę, wyjącą teraz ze złości wywołanej przez ohydny urok.
- Toż to niecnoty! Ten występek z pewnością zapewni im kłopoty! Niech ja tylko je znajdę, rozgromię całą ich hajdę! - Warknął ze złością w głosie, zupełnie nie pasującą do rymowanek. Nienawidził szlam. Za główny cel obrał sobie pozbycie się ich ze świata. Skrupulatnie sprzedawał kolejne głowy za woreczki pełne złota, wcześniej brutalnie pozbawiając ich właścicieli życia. I wiedział, że gdy tylko spotka podłą szlamę która sprezentowała mu rymy, rozszarpie ją na strzępy. Przyjął chusteczkę. Na chwilę przycisnął ją do czaszki, szybko jednak znalazła się w jego kieszeni. Praca czekała. Musiał jak najszybciej pozbyć się uroku by podjąć zagubiony trop i zdobyć głowy. Skrytka w końcu sama się nie zapełni.  
- Nie mów mi co mam robić, bo i tobie mogę kilka blizn dorobić. Zemsta czekać nie może, trzeba wprawić w ruch ostre noże! - Warknął, rzucając mężczyźnie niezadowolone spojrzenie. Wiedział, że Lestrange miał rację. Powinien wpierw załatać ranę, by wtedy udać się w pościg. Złość w jego żyłach nie dawała jednak za wygraną. Żądała krwi. Ciepłej, czerwonej posoki spływającej z noża oraz okrywającej jego dłonie niczym najlepsze rękawiczki. Metalicznego zapachu w powietrzu oraz nienaturalnej ciszy. Zielone spojrzenie automatycznie powędrowało we wskazanym kierunku, później do twarzy Francisa.
- Chcesz walczyć z latającym dywanem? Myślałem, że nie jesteś bałwanem. Pójdę Ci w sukurs drogi Francisie, mam nadzieję, że to nie jest zwykłe widzimisię. - Pierwszy raz widział na oczy latający dywan. I nie mógł przegapić okazji, aby nie zaznajomić się z tym dziwnym środkiem odrobinę lepiej. Silne palce zacisnęły się na różdżce, determinacja pojawiła się na męskiej twarzy.
- Dalej żwawo, ruszmy w las! Zwykła szmatka nie przechytrzy nas! - Rzekł, by ruszyć we wskazanym przez Lestrange kierunku. I oby dywan spoważniał, Friedrich nie należał do osób, posiadających poczucie humoru.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Appley Tower [odnośnik]21.09.20 8:44
Perspektywa z jakiej patrzę na pół przytomnego Freda w istocie jest dla mnie niezwykle komfortowa. Ubaw po pachy. Moja irytacja na nieposłuszny latający dywan ulatnia się w jednej chwili, a ja muszę podtrzymywać się pod boki, żeby nie trząść się ze śmiechu. Gdyby na leśnym poszyciu polegiwał sobie ktoś inny, a nie Schmidt, pomyślałbym, że to ja sam padam właśnie ofiarą głupkowatego żarciku, lecz po nim... cóż, nie posądzam go o posiadanie tak wyrobionego poczucia humoru.
-Och, nie śmućże się, Friedrichu drogi. Lepiej się zastanów, co przyszłość może przynieść. Twój wyraz twarzy srogi... Jak powiadają damy, na piękność szkodzi złość. I cóż ci wtedy zostanie? Samotność i zębami zgrzytanie. Opamiętaj się, panie - wzywam Freda, by się opamiętał, bo jego opowieść, mimo że rymowana, nasuwa mi na brwi pewne troski. Kolejny ze szkolnych murów, który nie potrafi odróżnić dobra od zła. Zabawne, że nasi rodzice tak bardzo inwestują w swoje dzieci, dbają o lekcje, podczas których od końca literujemy obce alfabety i uczymy się rozróżniać noże do mięsa i ryb, a pomiędzy tymi zajęciami brakuje miejsca na wyrobienie w sobie empatii czy ogólnego poczucia przyzwoitości. Nie chcę wierzyć, że wszyscy jesteśmy z gruntu źli, a dobrymi uczynkami można jedynie przebić się na ten wyższy poziom i później w nagrodę uścisnąć sobie rękę ze starym Piotrem, którego zobaczymy jeden, jedyny raz, gdy będzie otwierał nam drzwi. Absolutnie nie czuję się zresztą lepszy od innych, moralnie mój poziom zbliżony jest do dna, grubej warstwy mułu i tak dalej, tylko... ja się po prosty tym przejmuję i no, chciałbym być lepszy, ale nie od kogoś.
-Bardzo to ładnie, szczerze gratuluję - łypię rozbawiony na oblicze Freda, który nadal wydaje się trochę podkurwiony. Dobrze, że nie wpadł jeszcze na pomysł, że ta cała akcja to jakiś sabotaż z mej strony - mam nadzieję, że ich dobroci nie wykorzystujesz. I że po wszystkim z szacunkiem je traktujesz - i tak od słowa do słowa, pętla się zamyka, a we mnie budzi się troska rasowego sutenera. Czy raczej, jego parodii, bo bardziej od zysków liczę swoje dziewczyny i tego, czy żadna nie ma nowych siniaków lub brakujących zębów. Był taki jeden, co lubił pamiątki. Zaczęło się niewinnie od staników i majteczek, a skończyło tak, jak się skończyło. Puściłem odpowiednią plotę i nikt z nim już nie chodzi na pokera, a więc oficjalnie: smutny koniec typa.
-W pojedynkę chcesz iść na noże? Jak tak dalej pójdzie, to wylądujesz na SORze. Ty sobie zdajesz sprawę, jak karmią w szpitalu? Już lepiej pożywisz się gdzieś na zboczach Uralu - przestrzegam go, plotąc właściwie pierwsze, co ślina mi na język przyniesie. Bawię się nieźle, mimo tej silnie upolitycznionej dyskusji, przede wszystkim dlatego, że Merlinowi ducha winna szlama - powinienem przestać nawet tak myśleć - jest już gdzieś daleko.
-No, no, no, tylko bez nerwów, kolego - zwracam mu uwagę, bo nagły błysk w zielonych oczach Freda sprawia, że cofam się o krok. Gość chyba postradał zmysły - sugeruję ci raczej pochwycić za pióro - oddalony czuję złudne bezpieczeństwo, więc pozwalam sobie na niegroźną kpinę - Szkoda by zaprzepaścić talent na rzecz uporu oślego. Zastanów się nad zmianą oręża na biuro - dobrze mu radzę, tak ze szczerego serca. Przyznam, że nie śledzę nowinek z dziedziny literatury, ale gdybyśmy ostatnio doczekali się kogoś wybitnego, raczej bym o tym słyszał. Także, droga wolna do robienia kariery i podbijania wartości Wielkiej Brytanii na akcji perełek literackich.
-Chcę go złapać i może założyć mu jakie kajdany. Ten hulataj nieustannie krzyżuje moje plany. Niesforny i krnąbrny, że pożal się Merlinie. Co, nie widziałeś takich nigdy w Berlinie? - pytam z głupia frant, bo niemieckie nazwisko nasuwa mi jedno słuszne miejsce pochodzenia Friedricha. Kto by tam myślał o jakiejś Austrii?
-Mam cię zamienić na lepszy model? Nie potrzebuję w domu złomu. Słyszałeś kiedyś o Marku Marusze? - podpuszczam Zygzaka, licząc, że wróci do nogi z podkulonym ogonem. Zakrwawiony Friedrich mówiący rymami nadal wydaje się być groźniejszy ode mnie, więc jeśli nie posłucha się mnie, to może widok wkurwionego Austriaka podziała na niego stymulująco. To dopiero byłaby ulga, że weź.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Appley Tower [odnośnik]21.09.20 21:17
Posądzenia Francisa były trafne, gdyż Schmidtowi nie było znane szerokie, barwne poczucie humoru.
- Nie jest ze mnie celebrytka, by martwić się o urodę. Na starość wystarczy mi pełna skrytka i wódeczka w środę. - Mruknął tonem, wyraźnie wskazującym na rozjuszenie, zupełnie nie pasującym do poezji uciekającej z jego ust. Swoją drogą dość niskolotnej. Nigdy nie był człowiekiem słów ja jego ojciec.
Zielone ślepia wywróciły się, gdy kolejne rymy opuściły usta Lestrange.
- Szacunkiem zawsze darzę kobiece twarze, zwłaszcza gdy spacerujemy po bulwarze. A Ty, nie bądź taki skowronek. Złapałeś już jakąś chyżą łanię na pierścionek? Rodzina pewnie nie jest zadowolona ze zwłoki, powinieneś w końcu mariażu odkryć uroki! - Mruknął z parszywym uśmiechem czającym się w kącikach jego ust. Nie mógł powstrzymać złośliwości płynącej w kierunku Francisa. Nie był szlachetnie urodzony, co nie co jednak wiedział. Brak obrączki na palcu informował o ociąganiu się mężczyzny w zakładaniu rodziny. Schmidt nie był z resztą lepszy, on jednak miał inne cele niż przedłużanie linii rodu.
- Odwagi mi nie brakuje, szlama magii mej zasmakuje! Czynów tak parszywych się nie wybacza, to mej męskiej dumie boleśnie uwłacza. - Mruknął, czując się urażonym słowami dawnego znajomego. Nie należał do czarodziejów otwartych, nie można mu jednak było zarzucić braku sprawności bądź odwagi. Był podłym drapieżcą tropiącym swoją zwierzynę oraz mordującym ją bez mrugnięcia okiem. - W szpitalu nigdy nie byłem, lecz speluny prawie wszystkie zwiedziłem. Podłe jedzenie nie jest mi straszne, póki pielęgniareczki są rubaszne. - W głosie mężczyzny dało się wyczuć, że nerwy zastępowane są odrobiną rozbawienia. Bezsensowne wierszyki ulatywały z jego ust w sytuacjach, gdy cały temat skwitowałby jedynie skinieniem głowy bądź dwoma, maksymalnie trzeba prostymi słowami. - Przysiądzie taka na łóżeczku, przyłoży rączkę do czoła i już masz wrażenie, że widzisz anioła. Ech, zostawmy te słowa między nami, nie dzielmy się z nimi kobietami. Gdyby usłyszały to nieodpowiednie uszy, nasze plecy prędko lamino naruszy. - Dodał, grożąc mężczyźnie palcem. Uważał się za człowieka wolnego, bez większych zobowiązań. I nawet jeśli jedna panna zdawała się coraz częściej gościć w jego łóżku, nie uznawał tego jako poważny związek, odsuwając od siebie większość myśli na ten temat.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z męskiej piersi.
- Biuro pozostawię tobie, towarzyszu drogi. Ja wolę niczym rycerz srogi, nastrój wprowadzać wrogi. I swą różdżką niczym mieczem machać, by szlamy na małe kawałeczki ciachać! A później otrzymać zapłatę w złocie, i nie poddać się jesiennej słocie. - Złowrogi, wilczy uśmiech wykrzywił usta mężczyzny. Lubił swoją pracę, do której zdawał się być stworzony. Wychowany wśród wojennego chaosu odnajdywał się w nim doskonale i jak nikt inny. Samo zabijanie pozostawało niewielkim szczegółem.
- W Berlinie nigdy nie byłem, zapamiętaj to  jeśliś ideałem. Wiedeń był moim gniazdkiem i nie spotkałem się tam z takim gagatkiem. - Mruknął z niezadowoleniem. Ojciec wychował go na patriotę. Był Austriakiem wychowanym w stolicy kraju i każde inne przypuszczenia dotyczące jego pochodzenia były dlań obraźliwe. Oraz niesmaczne.
Zielone spojrzenie wędrowało między lordem a nieposłusznym dywanem. W dłoni Schmidta znalazło się jasne drewno, a jego kroki pomknęły w w kierunku dywanu.
- Posłuchaj swego pana dywanie, bo inaczej nic z ciebie nie ostanie! Nie zwykłem grzecznie prosić, lecz od razu nicponi grzmocić! Jeśli nie będziesz grzeczny zrobię z Ciebie dywan rzeczny! Będziesz siedzieć zakopany w mule, albo pożrą Cię paskudne ghule! - Huknął złowrogo, grożąc podłemu chodnikowi dłonią ściskając drewno różdżki. Tatuaże wystawały spod podwiniętych rękawów koszuli, a wykrzywione w złości rysy z pewnością nie wyglądały przyjemnie.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Appley Tower [odnośnik]23.09.20 19:21
Dalej kryję się z wewnętrznym bekiem, bo póki co jest zabawnie, ale obawiam się, że gdy mój duży palec u nogi wysunie się tak ciut-ciut za granicę, to Friedrich pierwszy będzie do konkretnej avanti. Z udziałem noży, o których mi tak skrzętnie przypominał, a za to ja jednak dziękuję. Wolę mieć pełną swobodę artystycznej wizji i w wyobraźni stawiać obok nas grupę bębniarzy, nadających właściwy rytm naszej potyczce. Freestyle, bejbe.
Ładniej, mówią na to improwizacja, ale bądźmy szczerze, klecimy te rymy jak potłuczeni, a jak liczę te sylaby to nic mi się nie zgadza.
-Tylko w środę? - dziwię się uprzejmie i pozwalam sobie lekko unieść brew - musisz być hipochondrykiem. Tak bardzo dbasz o swoją wątrobę? Niech alko dzień w dzień leje się strumykiem - podpuszczam Schmidta. Ja swoje najgorsze lata mam już za sobą i nie wymiotuję już do koszów na śmieci, jak mi się to zdarzało w młodości. Ach, słodkie czasy beztroski, łza się w oku kręci - co prawda niekoniecznie z tęsknoty za libacjami, po których kac moralny przewyższał fizyczne dolegliwości, ale za przeszłością, w której w Londynie pożyczam fajki od mugoli równie pijanych, jak ja. Na wieczne nieoddanie, no i teraz ten dług jakoś rośnie, rośnie i już śmiało wygląda jak ta góra, w którą nie tak dawno temu wyrżnął Titanic. Nieco bezmyślnie kopię w ziemię, ot tak, by odreagować, a wtedy temu tam, zbiera się na dowcipkowanie.
-Żywot kawalera w niczym mi nie doskwiera, korzystam więc póki mogę. Przyznam, że nie śpieszy mi się na rodzinną drogę. Odpowiedzialność to pułapka - pozornie ser pleśniowy, a gdy podejdziesz bliżej, widzisz już, że spleśniały. Śmierdzi to-to na odległość, więc lepiej nie tykać. Wolę bez zobowiązań się bzykać - rymuję w urażonym tonie, choć tym razem są to półprawdy, bo... nie wiem, starzeję się, czy co, ale stabilizacja nie jawi mi się już wcale jako klatka bez drzwi i okien. Pozostaje tylko kwestia tego, by hajtnąć się z miłości, a nie wedle nestorskiego prikazu. Po tamtym liście nie zostało ani śladu, spaliłem go i osobiście doczekałem, aż ogień w kominku dogaśnie do zera. Przypilnowałem wymiecenia popiołu: magia, jakby wezwanie do zaślubin z Wendeliną nigdy nie istniało.
Bo nie istniało.
I nie istnieje, a ja jestem wolnym i szczęśliwym mężczyzną.
Z całą gamą problemów z samym sobą - od koloru, do wyboru.
-Och, czyli coś się dzieje z twoim ego. Musisz je pielęgnować, kolego. To nie byle gratka, ostrzegam cię, przyjacielu, ci z kłopotami z głową, kończą na leczeniu. Ucieczka szlamy to nic strasznego, nadrobisz polowaniem dnia następnego - pocieszam go jak mogę, choć po tych tekstach to właściwie życzę mu dwóch połamanych nóg. Albo... nie, właściwie to nie. Życzę mu, żeby przejrzał na oczy.
-Ano, uniformy pielęgniarek w istocie zwracają uwagę. A oprócz tego także pokojowych i innych posługaczek, jeżeli tylko wiesz, gdzie się patrzeć. To nie rzecz w tym, co się odkrywa: sztuka tkwi w tym, jak się zakrywa - stwierdzam z przekonaniem, to w końcu mój konik i mój biznes. Niewiele odróżnia mnie od masarza, aczkolwiek bardzo nie lubię sobie o tym przypominać. Tfu. Moralnie chyba nie mam dla mnie ratunku, chociaż tak się staram podskoczyć do poprzeczki.
-Więc teraz tak zarabiasz na życie? Bawiąc się w sezonowe szlamobicie? - pytam zdumiony. Postać Friedricha, który umiał załatwić wszystko w Hogwarcie niestety coraz bardziej traci w moich oczach. A co, jakbyśmy razem zajarali? I mówili o czymś innym, a nie o krwi, wnętrznościach, mordowaniu mugoli i złocie?
Nawet nie chcę tego testować.
-O, pardon, monsier, raczy mi wybaczyć. Żeby tak pomylić te dwie stolice... Mój ojciec nie chciałby tego zobaczyć. Usłyszeć tym bardziej. To wszak wstyd dla Anglika, co innego, jakbym z Ameryki pochodził. Tych rozumem Merlin nie nagrodził - kpię, trochę z siebie, trochę z Amerykanów, co Wielkiej Brytanii mylą z Francją, a na same Niemcy mówią curry wurst i myślą, że Włochy to miasto w Rzymie.
-No, no, już wystarczy. Zygzak, zachowuj się przyzwoicie - ogarniam dywan, któremu ciśnienie spada i nie tyle pokornieje, co zwyczajnie uznaje, że czas na harce minął. Nie wiem, może przeląkł się Friedricha, a jeśli tak, to - pomimo antypatii, jaka zdołała we mnie wezbrać przez te kilka minut naszej dyskusji - mógłbym się od niego czegoś nauczyć.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Appley Tower [odnośnik]23.09.20 23:34
Prychnięcie podszyte rozbawieniem wyrwało się z jego ust. Sytuacja absurdalna, nie mieszcząca się w jego głowie oraz zupełnie do niego nie pasująca.
- Źle mnie rozumiesz, kolego drogi. Wstrzymaj na chwilę swe ostrogi. Zaczynasz w środę, kończysz we wtorek, może nawet znajdziesz czas na podwieczorek. A później hop i kolejeczka od nowa, świeża jak naleweczka żurawinowa. - Wyjaśnił źle odebrane pojęcie, pieprząc jak potoczony. Od dawna tyle słów nie uleciało z jego ust. Nie zwykł tyle mówić, zwłaszcza od ostatnich dni lipca, gdy złość coraz mocniej rozrywała jego żyły, nie mogąc znaleźć ujścia w momencie, gdy najbardziej tego potrzebował.
- Takie podejście się chwali, mam tylko nadzieję, że nestor cię nie spali. A skoro już jesteśmy w temacie, nie powinniśmy tkwić w dylemacie. Przywiozłem ci ja kilka ciekawych butelek, powinniśmy znaleźć kilka ładnych obywatelek i urżnąć się jak dwa wielbłądy, powspominać dawne lądy! - Złożył jakże interesującą propozycję. Alkohol od kilku dni zdawał się być najciekawszym zajęciem, jakim można było poddać się podczas dłużących się wieczorów, gdy niechciane myśli pchały się do umysłu. A procenty, zwłaszcza te austriackie pomagały w takich sytuacjach.
- Nie sposób się z twymi słowami nie zgodzić, kobiety umieją oczom dogodzić. - Mruknął, z dziwną nostalgią w głowie. Chwilę później trzepnął głową, przywołując się do porządku. Wszystko skończone. Nie miał o czym myśleć.
Uniósł brew w zainteresowaniu, słysząc słowa, jakie padały z jego ust. Pewien, że Lestrange podziela antymugolskie przekonania nie rozumiał zdumienia, jakie pojawiło się w jego głosie. Wcześniej organizował wszystko, co tylko się dało. Obracał się w specyficznym towarzystwie już w szkole. A później było jeszcze gorzej.
- Zbieram informacje, tropię, czasem szlamy po tyłkach kopię. Dobrze płacą, więc tacy jak ja się bogacą. Nie to jednak sprowadziło mnie do tego kraju, wolałbym w Austrii siedzieć na haju. Na pewne komplikacje nie ma rady, zwłaszcza gdy wchodzą w to maskarady. Nie miejsce jednak na wyznania, gdy nie ma niczego do jarania. - Mruknął, unosząc kąciki ust ku górze. Lubił ten zawód. Polowania od zawsze były jego konikiem. I przez te wszystkie lata, zmieniała się jedynie zwierzyna. Od królików, przez dziki i jelenie, aż po szlamy. Nie widział większej różnicy między jednym, a drugim. Spaczony wychowaniem oraz naleciałościami mugolskiej wolny. Jedynie czysta krew, czyż nie? Tę ideologię, dało się dopisać do wielu rzeczy.
- Z twymi słowami wiąże się anegdotka, pewna pani ze stanów chciała matagotka. Znajomy do mnie pisał, bo mu ojciec zlecenie przepisał. Zasięgałem języka, odnalazłem żołnierzyka… Targ był dobity, przemytnik upity… Gdy dotarli na miejsce, panna w krzyk. Unosi wachlarzyk i kotka płoszy, oburzona że ten po domu się panoszy. Kumpel w zdziwieniu przygląda się zdarzeniu. Jak się okazało zamożna pani była pewna, że zamówiła egzotyczne rośliny, zamiast dzikiej zwierzyny. Trzy razy była pytana, za każdym razem święcie przekonana, że wie co robi i kotka obrobi. - Wykrzywił usta. Historia brzmiała o wiele lepiej, gdy opowiadało się ją bez rymów. Przy butelce Schnappsa oraz tlącym się w kąciku ust diablim zielu. Teraz nawet te elementy nie nadałyby historii odpowiedniego brzmienia.
- No już do nogi, kici-kici albo powyrywam Ci wszystkie nici! Powinieneś słuchać swego pana, zamiast robić z siebie banana! - Huknął do dywanu, nadal wygrażając mu różdżką. Pojazd towarzysza przypominał mu Otto gdy ten był ledwie szczenięciem. Na szczęście tatulek miał rękę do zwierząt i dał radę odpowiednio wyszkolić myśliwskie zwierzę.
- Zabierz go do jakiegoś behawiorysty, albo postrzelaj do niego z balisty. Dywan tak nieposłuszny , może okazać się bezduszny! Powinien jak pies przed właścicielem czuć respekt, w innym wypadku jest to despekt! - Rzucił do Lestrange widząc, jak dywan odrobinę łagodnieje. A może jednak mu się wydawało? Nie znał się na meblach, bardziej obeznany z psami.
- Ciekawi mnie, czy da się pozbyć tego uroku, bo nie chciałbym rymować do końca roku. - Mruknął, unosząc dłoń by przejechać palcami po równiutko przyciętej brodzie. Austriacka precyzja.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Appley Tower [odnośnik]05.10.20 22:08
No dobra, takie tłumaczenie to ja kupuję. Ludzie ze wschodu mają mocniejszą głowę niż tu u nas - ja też się nie szczycę wytrzymałością na alkohol, piję ekonomicznie, jak człowiek z plebsu - a Austria to już przecież wschód. Założę się, że to gruba przesada, ale większość ziem na kontynencie dalej w prawo od Francji przedstawia się nam jako zdziczałe. Co nieco z tych opowiastek zweryfikowałem i no, gówno prawda, jednakowoż picie z Rosjanami zaaawsze kończyło się zgonem.
-A to co innego - cieszę się - znam świetne bary w naszej stolicy - kontynuuję, jakby z namysłem - więc zamiast ganiać chłystka biednego, łyknij se pan śliwowicy - to zaproszenie, mimo że kolejka z Fredem to już nie są moje klimaty. Skończyło się popalanie w szkolnych kiblach, to skończyła się solidarność. Zwłaszcza, że typ ma ewidentnie nierówno pod sufitem. Na moich ziemiach. Czy to kłusownictwo? Może podpada to pod jakiś paragraf?
-Z nestorem bardzo się przyjaźnimy, nie sądzę, by dopatrywał w tym mojej winy - kłamię jak z nut, no ale skoro lord Pervical przyjął moje zaproszenie na kolację do Venus, to chyba znaczy, że mnie lubi. A skoro tak, to już zyskuję jakieś dodatkowe przywileje, takie jak na przykład dodatkowe trzy lata - jeśli tylko nie masz ciężkiej ręki, mogę dostarczyć ci wybornej panienki. Zajrzyj do Wenus, będziesz usatysfakcjonowany - inaczej zwrot kosztów jest gwarantowany - recytuję, aczkolwiek mordy Schmidta chyba nie chcę oglądać w swoim lokalu. Zaproszenie oczywiście ma drugie dno, bo nikt nie śpiewa tak głośno, jak faceci, gdy ktoś trzyma ich ptaszka. Zarówno czule, jak i brutalnie.
-Ależ nie tylko oczom, mój drogi. Ja to najbardziej lubię, gdy z rana śniadanie do łóżka mi poda dama - zero podtekstów, gdy się obudzę moja pierwsza myśl to jedzenie. Tosty francuskie. Croissanty z masłem. Naleśniczki obficie polane syropem klonowym. Owsianki z owocami. Gofry z bitą śmietaną. Od biedy tradycyjne english breakfast, tylko bez tych obrzydliwych, ociekających tłuszczem kiełbasek i bekonu. Czuję, że ślinka mi cieknie, więc czym prędzej ją przełykam, rad, że jeszcze nie skapnęła mi na brodę. Zdążyłem, no hit.
-Och, zatem winszuję zabawy. Szkoda, bo akurat zabrakło mi trawy - nieprawda, chyba nigdy nie wychodzę z domu goły i wesoły, to znaczy bez towaru, bo nawet, jak sam nie jaram, to lubię mieć na zaś. Na poczęstunek, oni chlebem i solą, a ja... No, czym chata bogata w każdym razie. Sory Fred, że na tobie oszczędzam, to osobista sprawa. Ostatecznie jednak nie zły to kompan, bo w sumie to parskam śmiechem, gdy tak snuje mi rymowaną historyjkę. Coś dodać tu, coś tam i byłaby dla dzieci bajka z morałem.
-Ależ głupiutka trzpiotka z tej Amerykanki. Mówże dalej, jaki to finał miało? Zwierzę opanowało dom niby bahanki? A może paniusię na stałe z chaty wywiało? - dociekam, bo, o ile dobrze kombinuję, to z tych matagotów to niezłe kurwiszony są - tej, no tylko nie tak ostro, skalpować go nie zamierzam. Zygzak, nie bądź burkakiem, dalej, do nogi. Jak tak dalej pójdzie, wyrosną ci rogi - burczę pod nosem, ale na tyle głośno, by dywan na pewno usłyszał. Własnym ciałem bym go zasłonił przed owładniętym morderczymi zapędami Fredem, ale dyscyplina musi być. Ten chyba zaczyna łapać, bo już kręci się między moimi kolanami i łasi się, skrzyżowanie kota, co ma wyjebongo, z wyjątkowo nieposłusznym psem.
-Jeśli nie ty, to na pewno znajdzie się ktoś, kto ten czar przełamie. Inaczej jak nic na psychice ci rana zostanie - kpię z Freda - i wszystkim dookoła też - mruczę pod nosem i przypominam sobie, że ja to właściwie nie mam odgórnego prikazu, żeby się tak wydurniać.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Appley Tower [odnośnik]12.10.20 17:28
Schmidt prynął pod nosem w wyrazie lekkiego rozbawienia. Alkohol zawsze jawił się jako rozwiązanie dobre, przynajmniej nie łączony z niczym innym. Nadal pamiętał fatalne w skutkach połączenie Ognistej z Tęgoskórem… A przynajmniej pamiętał następny dzień, kiedy to do trzynastej nie był w stanie zwlec się z łóżka. Nie kontynuował jednak dalej tematu. Padły propozycje, padły zaproszenia, a co z tego wyjdzie - Merlin jeden wiedział. Od szkolnych czasów minęło wiele. I nie było pewności, że dogadają się bez tego dziwnego uroku zmuszającego ich do układania głupich rymowanek.
- Mam nadzieję, że wasza sympatia się nie zapodzieje. - Odpowiedział, wzruszając ramionami. Cieszył się, że sam nie był w podobnym miejscu… Przynajmniej w tym momencie. W zamierzchłych czasach, gdy to Austria była jego domem, a stary Hugo chodził po świecie próbowano wywrzeć na niego wpływ. I zapewne gdyby nie inna droga, wybrana przez Deirdre jego palec zdobiłaby obrączka. Zamiast tego mógł w spokoju poświęcić się pracy oraz własnemu poszukiwaniu sprawiedliwości oraz dawnych więzów krwi.
- Zapamiętam i pewnie kiedyś się przypałętam. - Odpowiedział z odrobiną rozbawienia w głosie. Nie sądził, aby szybko zawędrował w progi Wenus. W pierwszej chwili za powód uznając jedną czarownicę, która z pewnością posłałaby mu później serię lamino prosto w plecy. Dopiero później przypomniał sobie, że ta czarownica nie istniała już w jego świecie. Odsunął od siebie te rozmyślania, skupiając się na paskudnie rymowanej rozmowie oraz tym, aby w jakiś magiczny sposób pozbyć się uroku.
- Śniadanie z rana brzmi jak abstrakcja, czasem zdarza mi się jakaś kolacja. - Mruknął, kręcąc odrobinę rozbawionym łbem. Nie raz nie miał czasu aby zjeść przed wyjściem z domu; wykonywana praca nie posiadała stałego przedziału godzin, a długie maratony lepiej wychodziły mu nadczczo, bez zawartości żołądka próbującej wydostać się na zewnątrz.
- To nie zabawa, lecz praca. Na dodatek całkiem się opłaca. W tych czasach ciężko o pieniądze, a za sprawą władz istnieją takie możliwości, pozbawione wrażliwości. - Odpowiedział wzruszając ramieniem. Nigdy nie należał do tych dobrych. Był człowiekiem cienia, szemranych interesów oraz cennych informacji. Nigdy nie grał fair. A taka praca łączyła nie tylko spore ilości złota, ale i wszystkie obiekty jego zainteresowań. Układ czysty, działający w dobrym celu, a moralność… Cóż, ta kwestia nigdy go nie interesowała.
- Matagot miał obiad z jej męża, po czym panna spadek spienięża. Nie zadbała jednak o kotka i kilka dni później mogła oglądać jego żołądek od środka. -Odparł z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Kobieta nie grzeszyła rozumem, spotkał więc ją równie nierozsądny, głupiutki koniec.  
Zielone ślepia wywróciły się, gdy Francis zaczął protestować.
- Ja to wiem, on jednak nie. Odrobina czczej groźby przyda się. - Odpowiedział odrobinę ciszej, tak by niepokorny dywan nie miał okazji usłyszeć jego słów. Nie w jego zainteresowaniu było skórowanie dywanu, lecz jego groźby zdawały się przynieść odpowiednie rozwiązanie. Dywan powrócił do właściciela owijając się wokół jego nóg. I tak ponownie zastał porządek.
- No rana na pewno zostanie i… - Schmidt zamrugał, nie wiedząc jakie kolejne słowo powinien wypowiedzieć. Po chwili, w końcu z jego ust uleciało zwykłe, proste: - Scheiß! - A zaskoczenie niemal od razu pojawiło się na męskiej twarzy. - No, chyba przeszło. Dzięki za ten, pomoc. - Mruknął, czując się wyjątkowo niekomfortowo. Nie zwykł do długich konwersacji, zwłaszcza, gdy składały się z rymowanek.- Miło było, ale na mnie czas. Do zobaczenia. - Odpowiedział wyraźnie zmieszany, po czym odszedł kilka kroków, by deportować się z miejsca.
Co za parszywy dzień.

| zt. dla Friedricha :pwease:


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Appley Tower [odnośnik]12.10.20 19:26
My tu gadu-gadu, a pranie samo się nie zrobi.
Nie, żebym coś o tym wiedział, ograniczam się do wrzucania brudnych ciuchów do wiklinowego kosza, czasami i o tym zapominam, skarpety rozsiewając dosłownie wszędzie, ale ponoć tak właśnie się mówi. Lubię te podsłyszane od ludzi powiedzonka, dzięki nim nie czuję się tak bardzo wyrwany z kontekstu. Gdyby nagle coś pierdolnęło i zostałbym goły, jak święty turecki, przynajmniej nie pogubiłbym się całkiem. W każdym razie, robi się późno, zaraz pora kolacji, a mama lubi, gdy jem ze wszystkimi przy stole, a nie w swoim pokoju. Uwierzyłby w taką wymówkę?
-Tak, tak, niech rośnie żyźnie, jak kukurydza - już mi coraz mniej idzie w tą poetycką sprawność, ewidentnie tracę swoje zasięgi, czy to przez uderzenie w łeb, Fredowi poprzestawiały się klepki w głowie? Mówi się o braku piątej, więc może to trzecia z czwartą zmieniły swoje miejsca? Tej osławionej na pewno nie ma, skoro ugania się za bogu ducha winnymi mugolakami. Wersja hard runmaggedonu normalnie.
-Tylko na mnie nie zapomnij się powołać. Czasy ciężkie, nazwisko masz obce... Ktoś mógłby policję zawołać - przestrzegam Fredriecha, aczkolwiek sądząc po jego sylwetce zakapiora, dzień, czy dwa aresztu nijak by go nie zraziły. Co najwyżej: wkurwiły i spowodowałyby kilkanaście godzin straty w stosunku do jego aktualnych ofiar. Cóż, chciałoby się rzec, na zdrowie.
-Regularne posiłki to podstawa zdrowego żywienia. Białko jedz od razu po treningu, a sam trening rozpoczynaj zawsze od streczingu. No i najlepiej odzwyczaj się od palenia - daję mu te jakże złoty rady, ziomka obeznanego w siłowni. Karta multisport to jeden z benefitów pracy w Wenus, wiadomo, dziewczęta muszą dbać o sylwetkę, więc ja także, bo jaki bym im dawał przykład?
-Ach, tak, wszyscy mamy jednego tylko boga - urywam myśl w jednej linijce, wzdycham, bo, cóż, to trochę przykre. Czy gdybym zaoferował mu większą godzinową stawkę, mógłby robić dla mnie na przykład ciasta? Wielgachne, wspaniałe, kilkupiętrowe torty z glazurą, palonym karmelem i dekoracjami ze świeżych owoców? Niby najlepiej powinienem wiedzieć, że ludzie są na sprzedaż, ale w dalszym ciągu trochę mi z tym ciężko na serduchu.
-Onie, toż to nieszczęście, biedaczka. Ale kto przygarnął do siebie koteczka? - dopytuję, bo cóż, nie jego winą są te mordercze zapędy, prawdopodobnie został źle ułożony i... i... Ech, nie ma sensu usprawiedliwiać tego czorta z historyjki zza oceanu, chociaż żal mi zarówno martwej Amerykanki, jej męża, jak i kapryśnego matagota. Mogli - wszyscy - trafić lepiej.  Uspokajam się, gdy Fred zaczyna do mnie szeptać konspiracyjnie, bo, na Merlina, on dalej rymuje i właściwie, nawet gdyby się ciskał, to i tak nie brzmiałby poważnie. Kisnę.
-Oo - łapię się na faktycznym zdziwieniu - to ty tak serio? - dziwię się jeszcze, bo, w sumie to nie wiem, co sobie myślałem - sądziłem, że się zgrywasz - no chyba tak, nie kojarzę żadnego uroku, który sprawia, że zaczyna się pleść parodią limeryków. Jego głos pozbawiony charakterystycznego akcentowania brzmi nagle głębiej i bardziej basowo, aż mnie dreszcz normalnie po plecach przechodzi. Ten jednak dziękuje i żegna się, na co macham mu dłonią i w sumie nawet nie pytam, czy go gdzieś nie podrzucić - mam w końcu swoją furę wypas - a tego już nie ma. No to wygląda, że zdążę na kolację.

|zt Appley Tower - Page 6 3510499220


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Appley Tower - Page 6 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Appley Tower
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach