Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Wyjałowiona ziemia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wyjałowiona ziemia
Szeroki pas wyjałowionej ziemi na wschodzie wyspy sprawia wrażenie jakby został wypalony ogniem - jeśli tak się stało, musiał to być ogień bardzo potężny - najdawniejsze zapiski nie wspominają bowiem, jakoby te tereny kiedykolwiek mogły wyglądać inaczej. Tereny te czasem nazywane są potocznie smoczym cmentarzyskiem, znane są bowiem z wyjątkowo obfitych kości zakopanych w tutejszej ziemi. Większość kości jest olbrzymia - dziś tak wielkie smoki już nie istnieją, szczątki pochodzą najprawdopodobniej z czasów jeszcze prehistorycznych. Czasem sztorm lub dzikie zwierzę odkopie mniejszą czaszkę, czasem kości odkryje przypływ morza. Ziemię otacza gęstwina nagich drzew pobliskiego ponurego lasu, między którego konarami świszcze nadmorski wiatr.
Obejrzał się przez ramię kontrolnie, w dal, poszukując spojrzeniem sylwetek swoich towarzyszy, nikogo nie widział. Nie był pewien, czy to dobrze, czy źle, z jednej strony widzieć ich wcale nie chciał. Nie wszystkich: Benjamina, którego obecność zbyt mocno epatowała na wszystkich wokół. Nie był w żadnym razie świadomy dziejącego się konfliktu pomiędzy nim a Percivalem, trwał w przekonaniu, że nastrój Wrighta wynika z ich miłosnego trójkąta, w którym pierwsze skrzypce grała gwiazda Harriett Lovegood. Znała przecież poglądy Tristana - naprawdę zdolna była za jego plecami oddać się szlamie? Szlamie, półszlamie, wszystko jedno: prawie nie czuł żalu, zbyt mocno wspominając pogardę dla tej ladacznicy. Był przyzwyczajony do niedochowywania wierności, nie odwrotnie, a własna hipokryzja nigdy nie zaprzątała mu głowy natrętną myślą, że może to w nim samym jest coś nie tak. Jedyne, czego się obawiał, to że Wright prędzej czy później straci nad sobą kontrolę i uniemożliwi zwieńczenie tej wyprawy pomyślnie. A była ona dla Tristana niesamowicie ważna z wielu względów, nie tylko takich, że była pierwszą nadzorowaną przez jego własny rezerwat. Własność to pojęcie względne, dziedzictwo nie należało do niego, a do rodu: lecz nawet on sam był przecież własnością rodu. Martwił go Morgoth, którego stracił z oczu, lecz wierzył, że jego kuzyn sobie poradzi. Domyślał się, że i on zdołał odczuć na sobie skutki wisielczego nastroju Wirghta, ale to wciąż nie miało znaczenia - musieli pamiętać, który cel był w tym momencie najważniejszy. I była to rybiarka. Unoszący się pył nie mógł go dziwić, ale nie mógł pozwolić mu osłabić swojej czujności. Ziemisty pył drapał gardło, zmusił go do odkaszlnięcia w zaciśniętą pięść. Kurz jedynie pokazywał, jak bardzo opuszczone były te tereny - miał nadzieję, że ich smoczyca nie padła tutaj z głodu. W końcu, kucnął, zatrzymując się w ruchu, by osłabić ruchy powietrza wzniecane energią samego siebie; choć na chwilę, by pył opadł - uważnie rozglądając się w tym czasie wzdłuż drogi znajdującej się przed nim, mrużąc oczy, by przebić się spojrzeniem przez pyłową zasłonę. Jeśli tylko tędy przechodziła - to niemożliwe, by nie zostawiła po sobie żadnych śladów.
Możliwe? Zza jego pleców nie błysnęła żadna flara, wciąż nikt nic nie odnalazł.
spostrzegawczość!
Możliwe? Zza jego pleców nie błysnęła żadna flara, wciąż nikt nic nie odnalazł.
spostrzegawczość!
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Zatrzymanie się w pół kroku okazało się rozsądnym rozwiązaniem - unoszący się wokół Tristana, gryzący w gardło pył, powoli opadał, nieco zwiększając przejrzystość powietrza. Warunki dalej pozostawały trudne, nawet pomimo lekkiego, nadmorskiego wiatru, malującego na wysuszonej na wiór ziemi drobne fale i wiry. Bryza nie przynosiła orzeźwienia, szarawa mgiełka ciągle zmniejszała widoczność, nie tak mocno jednak jak podczas energicznego marszu, wzbudzającego tumany kurzu. Przykucając, Rosier nieco zamykał sobie możliwość sięgnięcia wzrokiem dalej - ale być może coś ciekawego kryło się tuż przed jego nosem?
Niestety, mężczyzna nie zauważył żadnych wyraźnych śladów, żadnych odbitych w pyle pazurów ani wgłębień. Podłoże było względnie ruchome, piasek przesypywał się w bok, w prawo, popychany wiatrem. Nieco dalej, w odległości kilku kroków, bielała czaszka sporego gryzonia - było to jedyne, co rzuciło się obecnie Tristanowi w oczy.
| możliwa jedna akcja (np. rzut na spostrzegawczość) lub użycie zaklęcia
Niestety, mężczyzna nie zauważył żadnych wyraźnych śladów, żadnych odbitych w pyle pazurów ani wgłębień. Podłoże było względnie ruchome, piasek przesypywał się w bok, w prawo, popychany wiatrem. Nieco dalej, w odległości kilku kroków, bielała czaszka sporego gryzonia - było to jedyne, co rzuciło się obecnie Tristanowi w oczy.
| możliwa jedna akcja (np. rzut na spostrzegawczość) lub użycie zaklęcia
I show not your face but your heart's desire
Nic. Szukali igły w stogu siana, zdawał sobie z tego sprawę już od samego początku - ale czy nie znaleźli już jednej? Samo dotarcie do tych wszystkich informacji, odnalezienie jakiegokolwiek śladu, zidentyfikowanie tego stworzenia: czy to już nie był wielki sukces? Miał okazję zrehabilitować się w oczach rodu: zasłynąć, w młodym wieku osiągnąć coś w dziedzinie najistotniejszej - a nawet ocalić skrawek magicznego świata wieki temu brutalnie zawłaszczony przez mugoli. Wierzył, że każdy wymarły gatunek był ich winą - polowali na smoki bez opamiętania w straszliwych czasach błędnych rycerzy, którzy z równą zajadłością palili czarownice na wysokich stosach, zbyt ślepi, by dostrzec prawdziwe rozwiązania. To było dla niego ważne. Ważne z wielu powodów - tym większą frustrację budził w nim brak efektów. Obejrzał się znów przez ramię, nieba nie rozświetliła ani jedna flara. Błądzili - błądzili cały czas, ale było ich aż czworo, czworo dobrych ludzi, Wright mógł go irytować, a jego narzeczeństwo z Lovegood doprowadzać do szału, który tłumił pogardą dla pięknej półwili, ale miał go za dobrego smokologa. W Percivala nigdy nie wątpił, Yaxley - wciąż się uczył, chłonnym i pojętnym umysłem. Wyspiarka była zaś tylko jedna, przynajmniej oficjalnie, nawet jeśli podzielona na dwie różne - nie mogła im uciec. To polowanie - zwyciężą. Różdżkę miał schowaną w kieszeni podróżnej szaty, której elegancką czerń pokrył szary kurz. Nie była mu potrzebna, błyski magii nie mogły spłoszyć ich najwyraźniej nieśmiałej panienki.
Wstał na równe nogi - powoli i ostrożnie - odpychając się rękoma od ziemi. Wokół wciąż nie było nic. Ruszył przed siebie, powoli i ostrożnie stawiając kroki, by nie rozkopcić więcej pyłu smoczego cmentarza - czuł, że należny był pewien szacunek pochowanym tutaj przez naturę szczątkom. Nachylił się po czaszkę gryzonia, którą dostrzegł, pokrótce obracając ją w dłoniach z zamiarem oszacowania jej świeżości, nie zatrzymując się jednak na dłużej. Zacisnął na niej pięść, rozglądając się wokół z uwagą i skupieniem, patrząc pod nogi i upewniając się, że nie stawia kroków na smoczych śladach, to byłoby więcej niż niefortunne, gdyby je zadeptał. Powoli zaczynały drażnić go oczy - odkaszlnął w zaciśniętą pięść.
spostrzegawczość!
Wstał na równe nogi - powoli i ostrożnie - odpychając się rękoma od ziemi. Wokół wciąż nie było nic. Ruszył przed siebie, powoli i ostrożnie stawiając kroki, by nie rozkopcić więcej pyłu smoczego cmentarza - czuł, że należny był pewien szacunek pochowanym tutaj przez naturę szczątkom. Nachylił się po czaszkę gryzonia, którą dostrzegł, pokrótce obracając ją w dłoniach z zamiarem oszacowania jej świeżości, nie zatrzymując się jednak na dłużej. Zacisnął na niej pięść, rozglądając się wokół z uwagą i skupieniem, patrząc pod nogi i upewniając się, że nie stawia kroków na smoczych śladach, to byłoby więcej niż niefortunne, gdyby je zadeptał. Powoli zaczynały drażnić go oczy - odkaszlnął w zaciśniętą pięść.
spostrzegawczość!
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Martwa przestrzeń, rozciągająca się przed wzrokiem Tristana, nie wyglądała zachęcająco - nic nie rzucało mu się w oczy, nic nie wyróżniało się z szarobrązowego tła. Odcinało się ono jednak coraz wyraźniej od ciemniejącego nieba, nad horyzontem zbierały się gęste chmury, sugerujące, że nad wschodnią częścią wyspy z pewnością może dojść do załamania pogody. Wiatr pędził w tamtą stronę, chłoszcząc mężczyznę po twarzy, zasypując mu buty i - z czego mógł zdawać sobie sprawę - jakiekolwiek płytsze ślady, które pozostawiła po sobie wyspiarka. Piasek mknął uparcie w prawo, niczym morska fala, wybrzuszając się na drobnych nierównościach terenu, kamieniach i...następnych czaszkach. Gdy Tristan wyprostował się i ruszył do przodu, mógł spostrzec białe pozostałości szkieletów i ciał. Niewielkich rozmiarów, nie były to relikty przeszłości wielkich smoków, raczej pozostałości po drobnych ssakach - zdawało się, że spoglądając na północ (lewo), liczba bielejących w pyle kości wzrasta.
Tristan nie mógł zauważyć nic więcej, wiejący mocniej wiatr znacznie utrudniał rozejrzenie się dookoła. Czarne konary drzew, okalające horyzont, zniknęły mu z oczu.
| możliwa jedna akcja (np. rzut na spostrzegawczość) lub użycie zaklęcia
Tristan nie mógł zauważyć nic więcej, wiejący mocniej wiatr znacznie utrudniał rozejrzenie się dookoła. Czarne konary drzew, okalające horyzont, zniknęły mu z oczu.
| możliwa jedna akcja (np. rzut na spostrzegawczość) lub użycie zaklęcia
I show not your face but your heart's desire
Niedobrze. Warunki pogodowe nie były wymarzone, ale tego ani nie byli w stanie przewidzieć - ani nie mogli temu zaradzić, odczekanie, aż miną wiatry, które w każdej chwili mogły zamienić się w gorejące słońce - maj nie przestawał być pogodowo nieobliczalny - byłoby nieodpowiedzialne i przeciągałoby zupełnie zbędnie i niepotrzebnie a co najgorsze ryzykownie poszukiwania utraconej smoczycy. Zależało mu na tym, żeby ją znaleźć - za wszelką cenę, nawet jeśli tą ceną miało być błądzenie po omacku pośrodku piaskowej burzy na przeklętej wyspie, na której przed laty zmarła jego siostra. Wyspiarka była priorytetem, która pozwalała zresztą zapomnieć o czekających na niego większych sprawach, co do których na ten moment nie mógł już zrobić nic. Obrócił w ręku czaszkę gryzonia, wyrzucając ją przez ramię za siebie, kiedy dostrzegł większe nagromadzenie bielejących kości. Szkielety - wokół było mnóstwo szczątek, co mogły oznaczać te konkretne? Nie były szczątkami smoczymi, wątpliwe więc, by odnalazł miejsce, w którym rzekoma wyspiarka się przebudziła, co ważniejsze, oprócz szkieletów były też nierozłożone ciała. Mijając szczątki, przyjrzał się im przez ramię dokładnie, podążając ich tropem - nie przestając wytężać wzroku w poszukiwaniu śladów, choćby lekkich, odbitych na wyjałowionej ziemi, świeżych śladów czegokolwiek - śliny, krwi, wody, świeżych szczątek mogących być jednak śladem tak po poszukiwanej smoczycy, jak i po każdym innym stworzeniu. Widok martwego gryzonia równie dobrze może oznaczać obecność ich zguby, jak i kota albo nadmorskiego drapieżnego ptaka. Z napięciem wyraźnie spinającym jego ciało stawiał kroki przed siebie wciąż, jeden po drugim i ostrożnie, nie chcąc niepotrzebnie wzniecać zbyt gęstego pyłu i tak porywanego wiatrem. Miał nadzieję, że pozostali mają więcej szczęścia - każda sekunda zwłoki narażała ich wyprawę na niepowodzenie, smoczycę na niebezpieczeństwo i ich samych: na błądzenie bez sensu. Uważnie badał spojrzeniem okolicę, nie chcąc przeoczyć jakiegokolwiek śladu mogącego świadczyć o żerowaniu tutaj smoczycy.
spostrzegawczość!
spostrzegawczość!
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Miejsce, w którym się znajdowali nie było zbyt dobre na szukanie śladów. Pustka, twarda ziemia. Ale najgorszy był zapach. Nie wiedział czy inni też go wyczuwali, czy w jakiś sposób tylko na niego to działało, ale duchota paskudnie dawała mu się we znaki. Wiadomym było, że w tej wyprawie to on był najsłabszą jednostką i nic dziwnego, że Tristan mógł się o niego martwić. Nie usprawiedliwiało to jego możliwej porażki. Zresztą nie mógłby spojrzeć nie tylko kuzynowi w twarz, ale sam przed sobą byłby człowiekiem, którym nie chciał być. I nie chodziło o brawurę. Nie zamierzał ginąć, zresztą nigdy nie działał przed przeanalizowaniem sytuacji i tak było również teraz. Obserwował teren, którym postanowił się zająć. Początkowo ziemia dokoła niego nie różniła się niczym szczególnym, jednak nie zaszedł daleko, gdy coś przyciągnęło jego uwagę. Nim jednak skupił się na możliwych śladach, odwrócił się przez ramię, by dostrzec sylwetki towarzyszy, które znikały wolno oddalając się od miejsca zbiórki. Nie odzywał się, gdy nie musiał i zrobił to wieczoru dnia poprzedniego oraz przed paroma chwilami. Słuchał i starał się wynieść z tego jak najwięcej wiedzy, która mogła mu się teraz przydać. Wszelkie wątpliwości były rozwiewane przez pytania Notta i poniekąd Wrighta. Cała trójka opiekunów smoków była od niego bardziej zaawansowana pod względem zawodowym, dlatego nie zamierzał w żaden sposób podważać tego autorytetu. Zresztą nie miał powodu. Na powrót skupił się na śladach, które dostrzegł i gdy się zbliżył, mógł rozpoznać wąski pasek w ziemi odpowiadający smoczemu ogonowi. Co ciekawe jednak nie było nigdzie odcisków łap. Smok na pewno nie sunął na brzuchu, bo zostawiłby o wiele większy dół niż ten od ogona i łatwo byłoby go znaleźć. Zresztą nikt nie wspominał o braku odnóży... Gdy powędrował spojrzeniem po ziemi, musiał się odwrócić na zachód - tam, skąd przyszedł. Wydawało mu się to trochę dziwne, zważywszy na fakt, że musiałby się cofnąć, a tam już szukali jego towarzysze. Dlatego wstrzymał się chwilę z finalną decyzją, by zbadać ślad raz jeszcze. I co ciekawe dostrzegł rozwidlenie ów tropu. Ale nie lekkie, co mogłoby świadczyć o tym, że smok uderzał ogonem raz na prawo, a raz na lewo. Nowy ślad prowadził na północ. Nie mógł sobie przypomnieć czy rybiarka posiadała dwa ogony, ale nie mógł też bagatelizować. Zresztą nie raz widział już ogonowe odbitki na glebie, a te nie wydawały się różnić specjalnie czasowo. Czy więc smoków było więcej niż raz, czy coś innego zostawiło te ślady?Morgoth zdecydował się sprawdzić czy ślady na północ prowadziły dalej, jednak nie oddalając się za bardzo od miejsca rozwidlenia, by w razie omyłki móc szybko wrócić. Pochylony, szukał jakichś oznak dalszej obecności. Nie wystrzelił jeszcze flary - w końcu mógł zawiadomić resztę błędnie. Dopiero gdy miał być pewny, że znalazł to, czego szukali, mógł to zrobić.
| rzut na spostrzegawczość +40
| rzut na spostrzegawczość +40
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Ślady, za którymi podążał Morgoth, finalnie zaprowadziły go w tą samą część wyspy, po której poruszał się Tristan. Nasilający się wiatr, wzniecający w powietrze tumany kurzu i pyłu, utrudniał mężczyznom zorientowanie się w swej obecności - lecz w momencie, w którym Rosier skręcał w stronę prowizorycznego cmentarzyska, lśniącego bielą wystających z podłoża kości, przed jego oczami zamajaczyła ciemna sylwetka Yaxleya. Pomimo niesprzyjających warunków, Tristan bez problemu mógł rozpoznać w czarnym widmie swojego kompana - a także, jeśli się na to zdecyduje, zawołać go.
Towarzysz wyprawy nie był jedynym, co Rosier zdołał ujrzeć w unoszącej się piaskowej mgle. Wyłaniające się raz po raz z piachu kości, należące do gryzoni, w pewnym momencie znikały - zresztą, czy wyspiarka połasiłaby się na drobne ssaki, mając pod dostatkiem ryb w płytkich zatokach wyspy? Mężczyzna spostrzegł, że podmuchy wiatru, spychające piaskową zawieruchę w prawo, działają nieco na przekór nadchodzącej zza jego pleców burzy, która powinna smagać zstępującym powietrzem w zupełnie odwrotnym kierunku. Coś ściągało piasek na południe, coś nienormalnego, coś bliskiego anomalii. Gdy odwrócił się w tamtą stronę, wytężając wzrok, zauważył ciemniejsze zagłębienie. Wśród wydm i nierówności terenu, pod skalnym nasypem, znajdował się cień, przypominający nieco piaskowy wir. Z tej odległości Tristan nie był w stanie stwierdzić jak dokładnie wygląda zagłębienie, co w nim jest (jeśli cokolwiek) - ale nawet pomimo tumanów gryzącego kurzu, przesłaniających widok, zdołał dostrzec w tamtym rejonie dziwny ruch. Na ziemi nie znalazł natomiast żadnych śladów, prowadzących w stronę zagłębienia - nie było to jednak niczym nadzwyczajnym, biorąc pod uwagę coraz silniej szalejący wiatr, zasypujący ewentualne wskazówki.
| na odpis macie 48h. jeśli zdecydujecie się przemieścić w stronę tajemniczego zagłębienia - dotrzecie blisko niego bez przeszkód w ciągu jednego posta. oprócz tego każdy z was może także wykonać jedną akcję (np. rzucić zaklęcie, wykonać rzut na spostrzegawczość).
Towarzysz wyprawy nie był jedynym, co Rosier zdołał ujrzeć w unoszącej się piaskowej mgle. Wyłaniające się raz po raz z piachu kości, należące do gryzoni, w pewnym momencie znikały - zresztą, czy wyspiarka połasiłaby się na drobne ssaki, mając pod dostatkiem ryb w płytkich zatokach wyspy? Mężczyzna spostrzegł, że podmuchy wiatru, spychające piaskową zawieruchę w prawo, działają nieco na przekór nadchodzącej zza jego pleców burzy, która powinna smagać zstępującym powietrzem w zupełnie odwrotnym kierunku. Coś ściągało piasek na południe, coś nienormalnego, coś bliskiego anomalii. Gdy odwrócił się w tamtą stronę, wytężając wzrok, zauważył ciemniejsze zagłębienie. Wśród wydm i nierówności terenu, pod skalnym nasypem, znajdował się cień, przypominający nieco piaskowy wir. Z tej odległości Tristan nie był w stanie stwierdzić jak dokładnie wygląda zagłębienie, co w nim jest (jeśli cokolwiek) - ale nawet pomimo tumanów gryzącego kurzu, przesłaniających widok, zdołał dostrzec w tamtym rejonie dziwny ruch. Na ziemi nie znalazł natomiast żadnych śladów, prowadzących w stronę zagłębienia - nie było to jednak niczym nadzwyczajnym, biorąc pod uwagę coraz silniej szalejący wiatr, zasypujący ewentualne wskazówki.
| na odpis macie 48h. jeśli zdecydujecie się przemieścić w stronę tajemniczego zagłębienia - dotrzecie blisko niego bez przeszkód w ciągu jednego posta. oprócz tego każdy z was może także wykonać jedną akcję (np. rzucić zaklęcie, wykonać rzut na spostrzegawczość).
I show not your face but your heart's desire
Dostrzegł Yaxleya, ale początkowo go nie wołał - im mocniej rozpierzchli się po terenach smoczego cmentarzyska, tym większą mieli szansę zdążyć przed zmrokiem odnaleźć ślady ich zguby. Powodzenie misji było dla tego ważniejsze, niż cokolwiek innego - zupełnie jakby walczył o własne życie, nie o gatunek, który i tak martwy był od dawna, zupełnie jakby chciał się w ten sposób do czegoś przygotować. Jakby wierzył - że to jest próba, ostatnia z możliwych.
Odnalazł spojrzeniem bielejące w piasku kości, brak szkieletu jakiejkolwiek ryby odciągał go od myśli, że kości mogłyby być śladem po smoczycy. Dopiero po chwili - dostrzegł, że faliste wachlarze ziemi nie usypywały się w tym kierunku, w którym powinny. Serce podeszło mu do gardła, zabiło jak dzwon, nim ostrożnie, powoli przesuwając głową, spojrzał na przekór tej dziwnej sile - na północ, skąd winno pochodzić źródło wiatru. Cień - czarny, wirujący, czy za ruch ziemi mogły odpowiadać smocze skrzydła? Obejrzał się przez ramię raz jeszcze na cień sylwetki kuzyna, póki obiekt majaczył w oddali, a wokół hulał wiatr, być może mógł go zawołać niepostrzeżenie - nie podniósł głosu mocniej, niż musiał:
- Morgoth - nie spojrzał też na niego ni chwilę dłużej, powracając spojrzeniem ku dziwnemu cieniowi, wznosząc spojrzenie wyżej, na niebo, które rozciągało się ponad nimi - czy to możliwe, by ziemię wprawiały w ruch smocze skrzydła? Mrużył oczy, nie chcąc dać do nich dostępu unoszącym się w powietrzu ziarnom ziemi - i ruszył przed siebie, pobieżnie oglądając się ostatni raz za siebie, żeby upewnić się, czy Yaxley go usłyszał. Ruszył w stronę zagłębienia, nie wychodząc zanadto ponad wydmy, trzymając się nierówności terenu tak, by - w razie potrzeby - mogły posłużyć za naturalną osłonę, jednocześnie zamierzając podejść jak najbliżej - i przyjrzeć się powodowi całego zamieszania. To mogło nie być nic ważnego, ale każde znalezisko musieli dokładnie przebadać.
spostrzegawczość!
Odnalazł spojrzeniem bielejące w piasku kości, brak szkieletu jakiejkolwiek ryby odciągał go od myśli, że kości mogłyby być śladem po smoczycy. Dopiero po chwili - dostrzegł, że faliste wachlarze ziemi nie usypywały się w tym kierunku, w którym powinny. Serce podeszło mu do gardła, zabiło jak dzwon, nim ostrożnie, powoli przesuwając głową, spojrzał na przekór tej dziwnej sile - na północ, skąd winno pochodzić źródło wiatru. Cień - czarny, wirujący, czy za ruch ziemi mogły odpowiadać smocze skrzydła? Obejrzał się przez ramię raz jeszcze na cień sylwetki kuzyna, póki obiekt majaczył w oddali, a wokół hulał wiatr, być może mógł go zawołać niepostrzeżenie - nie podniósł głosu mocniej, niż musiał:
- Morgoth - nie spojrzał też na niego ni chwilę dłużej, powracając spojrzeniem ku dziwnemu cieniowi, wznosząc spojrzenie wyżej, na niebo, które rozciągało się ponad nimi - czy to możliwe, by ziemię wprawiały w ruch smocze skrzydła? Mrużył oczy, nie chcąc dać do nich dostępu unoszącym się w powietrzu ziarnom ziemi - i ruszył przed siebie, pobieżnie oglądając się ostatni raz za siebie, żeby upewnić się, czy Yaxley go usłyszał. Ruszył w stronę zagłębienia, nie wychodząc zanadto ponad wydmy, trzymając się nierówności terenu tak, by - w razie potrzeby - mogły posłużyć za naturalną osłonę, jednocześnie zamierzając podejść jak najbliżej - i przyjrzeć się powodowi całego zamieszania. To mogło nie być nic ważnego, ale każde znalezisko musieli dokładnie przebadać.
spostrzegawczość!
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Śledząc ślady, które szły w odwrotnym kierunku niż miejsce zbiórki nie spodziewał się, że trafi w tę samą okolicę, co Tristan. W końcu podążali zupełnie gdzie indziej, ale najwyraźniej ich drogi miały się tutaj złączyć. Morgoth nie podnosił wzroku, nie chcąc zgubić tropu, który powoli zaczynał ginąć w gęstej mgle. Zapewne to właśnie stąd dochodził do niego duszący zapach i ciężkie powietrze, które odczuwał już wcześniej. Opary niespecjalnie mu służyły, ale nie zatrzymywał się. Jego kroki były uważne, a gdy wydawało mu się, że ślad zniknął, znajdował go na nowo, by iść za nim jak po sznurku do kłębka. Nie rozumiał dlaczego nie było nigdzie śladów łap, ale chwilowo był skupiony na czym innym. Pozostała trójka towarzyszy musiała również na coś już trafić, skoro ich cel wcale specjalnie nie chował się z własną obecnością. A przynajmniej nie zadawał sobie trudu, by nie pozostawiać śladów. Raz czy dwa coś małego przemknęło szybko mu pod stopami, jednak stworzenia poruszały się tak szybko, że nie mógł rozpoznać gatunku. Być może był to jedynie lekki liść na podmuchu powietrza? Okolica nie wyglądała na zbyt przyjazną, ale żaden smok nie miał dokoła siebie tęczy i ćwierkających ptaków. Jako największy z żyjących drapieżców budził strach. Nie tylko w ludziach, ale również i w innych żywych organizmach. Jeśli nawet najmniejsza z myszy miała rozum, uciekała przed ogromnymi bestiami.
Nie spodziewał się żadnego towarzystwa, dlatego znieruchomiał, słysząc swoje imię. Znał ten głos, chociaż równie dobrze wiatr mógł sobie z niego kpić, a okolica wyglądała jak idealna na przywidzenia. Jednak nie była to fikcja, bo sunąc za śladem, skierował się lekko w stronę, skąd dochodził głos, a potem dostrzegł również ciemną sylwetkę niewielki kawałek dalej. Majaczą postacią musiał być nie kto inny jak Tristan. Morgoth w ciszy dołączył do starszego kompana, który uważnie wpatrywał się w coś przed sobą. Jeśli i on był uważny, należało zrobić to samo, chociaż nie znajdując się jeszcze ramię w ramię z Rosierem, Yaxleyowi ciężko było cokolwiek wypatrzyć. Gdy powoli wysunął się w przód, mógł dostrzec zagłębienie, które obserwował kuzyn. Jeśli natrafił na trop, musieli zachować ciszę za wszelką cenę. Wytężył wzrok, starając się odnaleźć jakiś przełomowy ślad. Czy w takim razie odcisk ogona, po którym podążał nie znalazł się tutaj przypadkowo, czy było to tylko niefortunne zrządzenie losu?
| spostrzegawczość
Nie spodziewał się żadnego towarzystwa, dlatego znieruchomiał, słysząc swoje imię. Znał ten głos, chociaż równie dobrze wiatr mógł sobie z niego kpić, a okolica wyglądała jak idealna na przywidzenia. Jednak nie była to fikcja, bo sunąc za śladem, skierował się lekko w stronę, skąd dochodził głos, a potem dostrzegł również ciemną sylwetkę niewielki kawałek dalej. Majaczą postacią musiał być nie kto inny jak Tristan. Morgoth w ciszy dołączył do starszego kompana, który uważnie wpatrywał się w coś przed sobą. Jeśli i on był uważny, należało zrobić to samo, chociaż nie znajdując się jeszcze ramię w ramię z Rosierem, Yaxleyowi ciężko było cokolwiek wypatrzyć. Gdy powoli wysunął się w przód, mógł dostrzec zagłębienie, które obserwował kuzyn. Jeśli natrafił na trop, musieli zachować ciszę za wszelką cenę. Wytężył wzrok, starając się odnaleźć jakiś przełomowy ślad. Czy w takim razie odcisk ogona, po którym podążał nie znalazł się tutaj przypadkowo, czy było to tylko niefortunne zrządzenie losu?
| spostrzegawczość
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Wyjałowiona ziemia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight