Pub pod Roztańczonym Czartem
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
W Pubie pod Roztańczonym Czartem zabawa trwa bez końca. Z wiekowym budynkiem wiąże się stara legenda, jakoby tutaj, gdy jeszcze czarodziejów nie wiązał Kodeks Tajności, na długo przed prześladowaniami, mugole pertraktowali z samymi demonami, tylko czekającymi na chwilę słabości, by zawrzeć pakt. Wtedy, pomimo dobrej zabawy zmuszeni byli do szczególnej ostrożności. Oczywiście, nawet w magicznym świecie ciężko uświadczyć wysłanników piekieł, jednak niemagiczni właśnie w taki sposób odbierali zakapturzone postacie czarodziejów, wiedźm, przemytników, cichych zabójców na zlecenie, mogących rozwiązać niejeden problem, oczywiście za drobną opłatą w postaci sakiewki srebra. Od tego czasu wszystko uległo drastycznej zmianie, magia została zapomniana, a wnętrze wielokrotnie zmieniało swój charakter.
Wnętrze pubu jest nie tylko zadbane, ale i eleganckie - wzdłuż baru ustawiono kilkanaście krzeseł z wygiętymi oparciami i bordowymi obiciami, lekko przetartymi od częstego używania. Reszta pomieszczenia sprawia wrażenie ciasnego, jakby zagraconego przez gęsto ustawione kanapy, stoły. Toczą się tutaj humorystyczne, choć często ironiczne pojedynki na słowa przy akompaniamencie muzyki na żywo, czy to na pianinie, czy na klawiszach i gitarze. Na lekko podwyższonej scenie odbywają się także wieczorki poetyckie, innym razem ktoś zaśpiewa, ktoś odstawi kabaret. To wszystko czyni lokal miłym i przystępnym miejscem do nawiązywania bliższych znajomości. Najchętniej przyjmowani są tutaj klienci o poczuciu humoru i z dystansem do samych siebie. Jeśli jednak potrzebuje się prywatnego, pewnego miejsca, można wynająć lożę na balkonie, oddzielaną od reszty świata ciężkimi, nieprzepuszczającymi dźwięku kotarami.[bylobrzydkobedzieladnie]
Pub pod Roztańczonym Czartem
„Między niebem i piekłem. Pośród słynnych bezdroży.
Co je lotem starannie mija duch boży.
Stoi karczma stara w której widma opojów
Święcą triumfy szałów swych pijackich znojów.”
Co je lotem starannie mija duch boży.
Stoi karczma stara w której widma opojów
Święcą triumfy szałów swych pijackich znojów.”
W Pubie pod Roztańczonym Czartem zabawa trwa bez końca. Z wiekowym budynkiem wiąże się stara legenda, jakoby tutaj, gdy jeszcze czarodziejów nie wiązał Kodeks Tajności, na długo przed prześladowaniami, mugole pertraktowali z samymi demonami, tylko czekającymi na chwilę słabości, by zawrzeć pakt. Wtedy, pomimo dobrej zabawy zmuszeni byli do szczególnej ostrożności. Oczywiście, nawet w magicznym świecie ciężko uświadczyć wysłanników piekieł, jednak niemagiczni właśnie w taki sposób odbierali zakapturzone postacie czarodziejów, wiedźm, przemytników, cichych zabójców na zlecenie, mogących rozwiązać niejeden problem, oczywiście za drobną opłatą w postaci sakiewki srebra. Od tego czasu wszystko uległo drastycznej zmianie, magia została zapomniana, a wnętrze wielokrotnie zmieniało swój charakter.
Wnętrze pubu jest nie tylko zadbane, ale i eleganckie - wzdłuż baru ustawiono kilkanaście krzeseł z wygiętymi oparciami i bordowymi obiciami, lekko przetartymi od częstego używania. Reszta pomieszczenia sprawia wrażenie ciasnego, jakby zagraconego przez gęsto ustawione kanapy, stoły. Toczą się tutaj humorystyczne, choć często ironiczne pojedynki na słowa przy akompaniamencie muzyki na żywo, czy to na pianinie, czy na klawiszach i gitarze. Na lekko podwyższonej scenie odbywają się także wieczorki poetyckie, innym razem ktoś zaśpiewa, ktoś odstawi kabaret. To wszystko czyni lokal miłym i przystępnym miejscem do nawiązywania bliższych znajomości. Najchętniej przyjmowani są tutaj klienci o poczuciu humoru i z dystansem do samych siebie. Jeśli jednak potrzebuje się prywatnego, pewnego miejsca, można wynająć lożę na balkonie, oddzielaną od reszty świata ciężkimi, nieprzepuszczającymi dźwięku kotarami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:17, w całości zmieniany 1 raz
- Wolałabym, abyś nie musiał oceniać. - zasugerowała, uśmiechając się z zażenowaniem. Naprawdę wiedziała co mówi. Cece mogła być uzdolniona artystycznie, ale Merlin z całą pewnością poskąpił jej jednego z piękniejszych talentów. Dał jej głos zdolny jedynie do rzucania zaklęć i prowadzenia rozmów. Nie potrafiła ani pięknie przemawiać, ani prawić wysublimowanych komplementów, nie mówiąc już zupełnie o śpiewie czy recytowaniu. Otrzymała za to w darze coś piękniejszego od zdolności wysławiania się. Potrafiła wspaniale słuchać i właśnie zamierzała zrobić z tej zdolności użytek. Mowa była srebrem, a milczenie złotem, brała to sobie do serca ilekroć tylko mogła zdecydować z czego woli w danej chwili skorzystać.
Zachichotała na widok jego szeroko otwartych oczu, ale nie podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem.
- Tak, taniec klasyczny. Gdy byłam młodsza, przez chwilę rozważałam karierę tancerki, ale szybko zmieniłam zdanie. Kiedy jest się młodym, nigdy nie można być pewnym czego tak naprawdę się pragnie, chociaż balet wciąż jest ważnym elementem mojego życia. - zwierzenie mu się z dziecięcych pragnień i rozterek okazało się niezwykle proste. Titus miał niezwykle ujmującą osobowość i Cece czuła się przy nim coraz swobodniej, co widać było po jej śmiałych gestach. Może nie powalała odwagą na tle innych panien, lecz już taka była. Dość nieśmiała w kontaktach z ludźmi, aby nawet głupie podanie dłoni stanowiło dla niej wyzwanie na miarę uzdrowienia śmiertelnie chorego pacjenta. Zgodziła się milcząco na zachowanie tajemnicy. Mówiono, że ciekawość była pierwszym krokiem ku zagładzie, a Sykes wyjątkowo się z tym nie spierała, chcąc poddać się magii chwili. Kiedy pokusiła się o kolejny tęgi łyk, poczuła, że chyba wypiła trochę zbyt szybko. Nieznacznie zaszumiało jej głowie, lecz póki co, wszystko miała pod kontrolą. Kiedy kroczyli w stronę sceny, utrzymywała się w pionie i jedynie w jej oczach było widać nieznaczną zmianę. Z ulgą przyjęła lekkie rozluźnienie pod sceną. Mimo wszystko, spędzenie wieczoru w ogromnym ścisku, nawet jeżeli miałaby przez to znaleźć się bliżej swojego towarzysza, co pewnie podświadomie odczuwała jako pociągające, nie byłoby szczytem jej marzeń. Wpatrzyła się w komika szklistymi oczami, raz po raz reagując na jego żarty chichotem lub otwartym śmiechem i dopiero po dłuższej chwili zerknęła na Titusa z ukosa. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, niemalże odruchowo spuściła wzrok, nieco przy tym kraśniejąc. - Podoba Ci się? - zapytała, zbierając się na odwagę i przybliżając się odrobinę do jego ucha, aby pomimo gwaru mógł dosłyszeć jej słowa. - Ma trochę przestrzały repertuar - oceniła, zerkając na komika kątem oka. - większość już wcześniej słyszałam. - co nie zmieniało faktu, że i tak spora część żartów była na tyle zabawna, aby śmiać się z nich nawet drugi czy trzeci raz.
Zachichotała na widok jego szeroko otwartych oczu, ale nie podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem.
- Tak, taniec klasyczny. Gdy byłam młodsza, przez chwilę rozważałam karierę tancerki, ale szybko zmieniłam zdanie. Kiedy jest się młodym, nigdy nie można być pewnym czego tak naprawdę się pragnie, chociaż balet wciąż jest ważnym elementem mojego życia. - zwierzenie mu się z dziecięcych pragnień i rozterek okazało się niezwykle proste. Titus miał niezwykle ujmującą osobowość i Cece czuła się przy nim coraz swobodniej, co widać było po jej śmiałych gestach. Może nie powalała odwagą na tle innych panien, lecz już taka była. Dość nieśmiała w kontaktach z ludźmi, aby nawet głupie podanie dłoni stanowiło dla niej wyzwanie na miarę uzdrowienia śmiertelnie chorego pacjenta. Zgodziła się milcząco na zachowanie tajemnicy. Mówiono, że ciekawość była pierwszym krokiem ku zagładzie, a Sykes wyjątkowo się z tym nie spierała, chcąc poddać się magii chwili. Kiedy pokusiła się o kolejny tęgi łyk, poczuła, że chyba wypiła trochę zbyt szybko. Nieznacznie zaszumiało jej głowie, lecz póki co, wszystko miała pod kontrolą. Kiedy kroczyli w stronę sceny, utrzymywała się w pionie i jedynie w jej oczach było widać nieznaczną zmianę. Z ulgą przyjęła lekkie rozluźnienie pod sceną. Mimo wszystko, spędzenie wieczoru w ogromnym ścisku, nawet jeżeli miałaby przez to znaleźć się bliżej swojego towarzysza, co pewnie podświadomie odczuwała jako pociągające, nie byłoby szczytem jej marzeń. Wpatrzyła się w komika szklistymi oczami, raz po raz reagując na jego żarty chichotem lub otwartym śmiechem i dopiero po dłuższej chwili zerknęła na Titusa z ukosa. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, niemalże odruchowo spuściła wzrok, nieco przy tym kraśniejąc. - Podoba Ci się? - zapytała, zbierając się na odwagę i przybliżając się odrobinę do jego ucha, aby pomimo gwaru mógł dosłyszeć jej słowa. - Ma trochę przestrzały repertuar - oceniła, zerkając na komika kątem oka. - większość już wcześniej słyszałam. - co nie zmieniało faktu, że i tak spora część żartów była na tyle zabawna, aby śmiać się z nich nawet drugi czy trzeci raz.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Titus z kolei od dziecka uczył się nie tylko śpiewu (chociaż w hogwarckim chórze i tak go nie chcieli, ale być może było to związane nie tyle z brakiem talentów wokalnych, co z jego nieobliczalną naturą), ale pobierał również nauki w dziedzinie literatury - recytował wiersze, które uprzednio wykuł na pamięć, spędzając nad tym całe długie godziny, uczono go ja winien się wysławiać, wpajano mnóstwo słów, pokazano jak prawić damom komplementy, jak oczarować je kwiecistą mową. W swoim niespełna dziewiętnastoletnim życiu przeczytał mnóstwo książek, zdążył umiłować sobie poezję i poznać wielkich mistrzów liryki, których wciąż cytował i podziwiał.
Był pod ogromnym wrażeniem jej słów, szczególnie, że momentalnie stanęła mu przed oczami w typowej sukience baletnicy opinającej ciało i rozłożystej w okolicach bioder.
- Ja od zawsze chciałem być różdżkarzem. - roześmiał się. A to niespodzianka! Kto by pomyślał! Różdżkarstwo mieli we krwi, choć nie oszukujmy się - wszędzie znajdzie się ktoś, kto wcale nie chce podążać ścieżką wydeptaną przez rodzinę. Na szczęście akurat w tym przypadku Titus wcale nie odstawał od reszty Ollivanderów. Może to i dobrze, bo gdyby jeszcze nie zechciał zająć się wytwórstwem, to pewnie już dawno nie nazywałby się Ollivander.
Kąciki jego ust uniosły się ku górze gdy dostrzegł lekki rumieniec wpływający na dziewczęce lico. Ale później poczuł jej ciepły oddech w okolicach swojego ucha i jego policzki również przybrały nieco intensywniejszej barwy.
- Racje, te żarty to jakieś kompletnie przedpotopowe. - parsknął śmiechem, machnąwszy przy tym jedną ręką - Idę się z niego pośmiać. - rzucił jakby nigdy nic i już za moment ponownie zacisnął palce na niewieściej dłoni, przepychając się wraz z nią do przodu.
Wspiął się zaraz na podwyższenie - ku zdziwieniu nie tylko publiki, ale również komika - raczej spodziewał się dzisiaj solowego występu, ale jednocześnie wcale nie wyglądał na niezadowolonego nagłym towarzystwem. Titus uścisnął mu dłoń, skłonił się przed publiką i odchrząknął.
Zaczęło się! To była prawdziwa bitwa na słowa ostre jak maczeta, riposta goniła ripostę, a rymy jakby same się układały! Pianista przygrywał prostą melodię, zaś niektóre kwestie zagłuszały głośne śmiechy publiczności. Obydwoje, zarówno Titus jak i jego dzisiejszy przeciwnik, z uśmiechem na ustach wyrzucali sobie swoje największe wady - jeden był za łysy, a drugi miał za długą brodę, Ollivander był chudy i wysoki jak tyczka, a tamten miał za małe stopy i krzywe kolana... Można z powodzeniem uznać, że nieźle po sobie cisnęli, jednak żaden nie miał sobie tego za złe, wręcz przeciwnie! Titus nawet parsknął kilka razy szczerym śmiechem i vice versa - jego przeciwnik też zginął się w pół.
A gdy pojedynek dobiegł końca, na nowo uścisnęli sobie dłonie. Wygra ten, kto zbierze więcej braw, więc już za moment mogli się po kolei kłaniać i nasłuchiwać kto tym razem zostanie okrzyknięty Królem Ciętej Riposty.
Był pod ogromnym wrażeniem jej słów, szczególnie, że momentalnie stanęła mu przed oczami w typowej sukience baletnicy opinającej ciało i rozłożystej w okolicach bioder.
- Ja od zawsze chciałem być różdżkarzem. - roześmiał się. A to niespodzianka! Kto by pomyślał! Różdżkarstwo mieli we krwi, choć nie oszukujmy się - wszędzie znajdzie się ktoś, kto wcale nie chce podążać ścieżką wydeptaną przez rodzinę. Na szczęście akurat w tym przypadku Titus wcale nie odstawał od reszty Ollivanderów. Może to i dobrze, bo gdyby jeszcze nie zechciał zająć się wytwórstwem, to pewnie już dawno nie nazywałby się Ollivander.
Kąciki jego ust uniosły się ku górze gdy dostrzegł lekki rumieniec wpływający na dziewczęce lico. Ale później poczuł jej ciepły oddech w okolicach swojego ucha i jego policzki również przybrały nieco intensywniejszej barwy.
- Racje, te żarty to jakieś kompletnie przedpotopowe. - parsknął śmiechem, machnąwszy przy tym jedną ręką - Idę się z niego pośmiać. - rzucił jakby nigdy nic i już za moment ponownie zacisnął palce na niewieściej dłoni, przepychając się wraz z nią do przodu.
Wspiął się zaraz na podwyższenie - ku zdziwieniu nie tylko publiki, ale również komika - raczej spodziewał się dzisiaj solowego występu, ale jednocześnie wcale nie wyglądał na niezadowolonego nagłym towarzystwem. Titus uścisnął mu dłoń, skłonił się przed publiką i odchrząknął.
Zaczęło się! To była prawdziwa bitwa na słowa ostre jak maczeta, riposta goniła ripostę, a rymy jakby same się układały! Pianista przygrywał prostą melodię, zaś niektóre kwestie zagłuszały głośne śmiechy publiczności. Obydwoje, zarówno Titus jak i jego dzisiejszy przeciwnik, z uśmiechem na ustach wyrzucali sobie swoje największe wady - jeden był za łysy, a drugi miał za długą brodę, Ollivander był chudy i wysoki jak tyczka, a tamten miał za małe stopy i krzywe kolana... Można z powodzeniem uznać, że nieźle po sobie cisnęli, jednak żaden nie miał sobie tego za złe, wręcz przeciwnie! Titus nawet parsknął kilka razy szczerym śmiechem i vice versa - jego przeciwnik też zginął się w pół.
A gdy pojedynek dobiegł końca, na nowo uścisnęli sobie dłonie. Wygra ten, kto zbierze więcej braw, więc już za moment mogli się po kolei kłaniać i nasłuchiwać kto tym razem zostanie okrzyknięty Królem Ciętej Riposty.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Fakt, nie zaskoczył jej specjalnie, ale czego można spodziewać się po Ollivanderach? Rodzinny biznes, który z pokolenia na pokolenie przekazywano młodzieży był nie tylko intratny, ale również na tyle interesujący, aby skusić młode, chłonne wiedzy i wrażeń umysły, a przynajmniej tak podejrzewała Cece, kierując się jego własnym wyobrażeniem. Postanowiła nie dodawać, że gdyby nie wyszedł jej taniec, zamierzała zostać koronerem i ciąć martwych tak jak jej ojciec czy chociażby Rowan. Młoda dama babrająca się we krwi i flakach… czasami to dobrze, że pewne plany nigdy nie spotykają się z realizacją, teraz mogła to przyznać bez większego trudu. Na dłuższą metę chyba nie widziałaby siebie w roli warzącej organy wewnętrzne pomocnicy taty. Zwłaszcza, że miała swoją własną ambicję, aby dojść do wszystkiego samodzielnie. Teraz tylko wystarczy dopchać się do stanowiska ordynatora, aby ostatecznie spełniła się zawodowo, ale co dalej? O tym pewnie będzie myślała później.
Zaskoczył ją, kiedy tak śmiało pociągnął ją naprzód. Uległa mu, dając się zaprowadzić pod samą scenę, a następnie nie bez żalu wypuściła z objęć jego dłoń. Oj na scenę to zdecydowanie nie chciała wkraczać! Pozwoliła mu się wspiąć na podwyższenie, obserwując jak kolejno zmienia się mimika twarzy komika. Lekkie zaskoczenie płynnie przeszło w zadowolenie, a następnie kolejno ewoluowało w rozbawienie, gdy Titus dał się ponieść. Jego słowa, ostrze niczym skalpele, raz po raz przecinały niemalże ze świstem powietrze, godząc w przeciwnika, chociaż nie pozostawał on mu dłużny. Cece przez chwilę nie była pewna jak się zachować. Ten pojedynek przez kilka pierwszych sekund niezmiennie ją zawstydził. Czy godziło się, aby młoda dama słuchała jak dwóch mężczyzn przerzuca się obelgami? Ta jedna myśl przemknęła jej przez umysł, zanim po raz pierwszy parsknęła śmiechem, zupełnie przestając się tym przejmować. Magiczne laudanum na pewno pomogło jej w zapomnieniu o takich bzdurach. Wsłuchiwała się w wymianę zdań, raz po raz wybuchając szczerym śmiechem i przyklaskując kolejno jednemu, jak i drugiemu. Wreszcie, kiedy pojedynek dobiegł końca, Sykes miała już załzawione oczy z rozbawienia. Otarła je dyskretnie chusteczką, starając się nie rozmazać makijażu, a następnie zaczęła bić nieco oszczędne brawa komikowi. Nie chciała, aby poczuł, że nie doceniła jego starań. Bitwa ta była interesująca z powodu godnego przeciwnika! Tymczasem kiedy pokłonił się Tito, klaskała niczym małe dziecko na pierwszym przedstawieniu baletowym, na które zabrała ją mama. Gromko i szczerze. To właśnie po tamtym spektaklu zapragnęła mieć swoje pierwsze pointy. Kiedy jej towarzysz opuścił już scenę, Cece wyrwały się słowa. - Nie chciałabym Cię nigdy rozgniewać! - bo co, jeżeli również znalazłby dla niej odpowiednie obelgi? Oczywiście tak nie myślała, ale nie przeszkodziło jej to z tego zażartować. Uśmiechała się, rozbawiona występem i swoją insynuacją.
Zaskoczył ją, kiedy tak śmiało pociągnął ją naprzód. Uległa mu, dając się zaprowadzić pod samą scenę, a następnie nie bez żalu wypuściła z objęć jego dłoń. Oj na scenę to zdecydowanie nie chciała wkraczać! Pozwoliła mu się wspiąć na podwyższenie, obserwując jak kolejno zmienia się mimika twarzy komika. Lekkie zaskoczenie płynnie przeszło w zadowolenie, a następnie kolejno ewoluowało w rozbawienie, gdy Titus dał się ponieść. Jego słowa, ostrze niczym skalpele, raz po raz przecinały niemalże ze świstem powietrze, godząc w przeciwnika, chociaż nie pozostawał on mu dłużny. Cece przez chwilę nie była pewna jak się zachować. Ten pojedynek przez kilka pierwszych sekund niezmiennie ją zawstydził. Czy godziło się, aby młoda dama słuchała jak dwóch mężczyzn przerzuca się obelgami? Ta jedna myśl przemknęła jej przez umysł, zanim po raz pierwszy parsknęła śmiechem, zupełnie przestając się tym przejmować. Magiczne laudanum na pewno pomogło jej w zapomnieniu o takich bzdurach. Wsłuchiwała się w wymianę zdań, raz po raz wybuchając szczerym śmiechem i przyklaskując kolejno jednemu, jak i drugiemu. Wreszcie, kiedy pojedynek dobiegł końca, Sykes miała już załzawione oczy z rozbawienia. Otarła je dyskretnie chusteczką, starając się nie rozmazać makijażu, a następnie zaczęła bić nieco oszczędne brawa komikowi. Nie chciała, aby poczuł, że nie doceniła jego starań. Bitwa ta była interesująca z powodu godnego przeciwnika! Tymczasem kiedy pokłonił się Tito, klaskała niczym małe dziecko na pierwszym przedstawieniu baletowym, na które zabrała ją mama. Gromko i szczerze. To właśnie po tamtym spektaklu zapragnęła mieć swoje pierwsze pointy. Kiedy jej towarzysz opuścił już scenę, Cece wyrwały się słowa. - Nie chciałabym Cię nigdy rozgniewać! - bo co, jeżeli również znalazłby dla niej odpowiednie obelgi? Oczywiście tak nie myślała, ale nie przeszkodziło jej to z tego zażartować. Uśmiechała się, rozbawiona występem i swoją insynuacją.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ha! Oczywiście, że nie wypadało - Cece nie wypadało słuchać tych wszystkich bluzg, a Titus nie powinien nawet myśleć o takich rozrywkach, ale w tym momencie jakoś specjalnie go to nie obchodziło - ot, owy występ był tylko kolejną cegiełką w murze składającym się z wszystkich jego frywolnych zachowań, które zdecydowanie nie przystoi szlachcicowi; kolejną kroplą w całym oceanie poirytowania, który burzył się we wnętrzu Waylona gdy dochodziły doń kolejne plotki o wyjątkowo niegodnych poczynaniach młodego Ollivandera... Teraz jednak nie było czego żałować, nawet jeśli ostatecznie Titus zebrał mniej braw. Mimo tego z uśmiechem pogratulował swojemu przeciwnikowi i zeskoczył z podwyższenia na nowo znajdując się tuż obok Cece, jeszcze bliżej niż wcześniej, bo już podczas pojedynku przy scenie ponownie stłoczył się tłum ciekawskich, a po zakończonej wymianie zdań każdy pchał się naprzód tylko po to by złożyć zwycięzcy gratulacje.
- To? - machnął kciukiem ponad swoim ramieniem - To było słabe, nie jestem dzisiaj w najlepszej formie. - parsknął śmiechem, z rozbawieniem kręcąc głową. Jakiś rosły czarodziej szturchnął go w bok, zapewne niespecjalnie, na tyle jednak mocno, że Ollivander zatoczył się na swoją towarzyszkę, wydając z siebie coś na kształt uuuooooo!... Dobrze, że wokół było tyle ludzie, bo pewnie zaliczyliby bardzo bliskie spotkanie z posadzką, a tak odbili się jeno od pleców rosłego czarodzieja, który zerknął na nich przez ramię z nietęgą minę. Titus przeprosił go delikatnym skinieniem głowy, już za moment powracając spojrzeniem do swojej towarzyszki.
- Wybacz... Chlapniemy po jeszcze jednym zanim zacznie się coś nowego? - zaproponował, unosząc nieznacznie jedną brew - drinki już na nich czekały, zaś tutaj, zaraz pod sceną, kolejni czarodzieje szykowali się do występów; ktoś krzyczał, że będzie śpiewał, ktoś inny zamierzał recytować swój nowy poemat, a ktoś jeszcze inny obiecywał pokaz aktorski... Tylko wciąż nie mogli się dogadać kto wystąpi jako pierwszy. Można rzec, że podchmieleni goście nie kwapili się do spokojnego rozwiązywania swoich problemów, ale póki co w pomieszczeniu panował względny spokój... O ile w ogóle w Czarcie kiedykolwiek panował spokój!
- To? - machnął kciukiem ponad swoim ramieniem - To było słabe, nie jestem dzisiaj w najlepszej formie. - parsknął śmiechem, z rozbawieniem kręcąc głową. Jakiś rosły czarodziej szturchnął go w bok, zapewne niespecjalnie, na tyle jednak mocno, że Ollivander zatoczył się na swoją towarzyszkę, wydając z siebie coś na kształt uuuooooo!... Dobrze, że wokół było tyle ludzie, bo pewnie zaliczyliby bardzo bliskie spotkanie z posadzką, a tak odbili się jeno od pleców rosłego czarodzieja, który zerknął na nich przez ramię z nietęgą minę. Titus przeprosił go delikatnym skinieniem głowy, już za moment powracając spojrzeniem do swojej towarzyszki.
- Wybacz... Chlapniemy po jeszcze jednym zanim zacznie się coś nowego? - zaproponował, unosząc nieznacznie jedną brew - drinki już na nich czekały, zaś tutaj, zaraz pod sceną, kolejni czarodzieje szykowali się do występów; ktoś krzyczał, że będzie śpiewał, ktoś inny zamierzał recytować swój nowy poemat, a ktoś jeszcze inny obiecywał pokaz aktorski... Tylko wciąż nie mogli się dogadać kto wystąpi jako pierwszy. Można rzec, że podchmieleni goście nie kwapili się do spokojnego rozwiązywania swoich problemów, ale póki co w pomieszczeniu panował względny spokój... O ile w ogóle w Czarcie kiedykolwiek panował spokój!
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Titusie, to było wspaniałe, uwierz mi. - odezwała się, niespecjalnie ucieszona, że tak bagatelizuje swój wyczyn. Była pod ogromnym wrażeniem pojedynku na słowa, którego właśnie była świadkiem. Był w formie czy nie, szlachcic, który ma wystarczająco wiele odwagi, aby wkroczyć na scenę i popisać się prawdziwie ciętym językiem jej zaimponował. Phillys pewnie poczułaby się zgorszona takim zachowaniem, Cece była bliska zarumienienia się z podekscytowania. Wypity alkohol nie pomagał jej w byciu racjonalną. Na szczęście nie musiała zastanawiać się czy pozwolić czerwieni na wpłynięcie na jej blade lico - mężczyzna, który szturchnął Ollivandera pomógł jej ciału w powzięciu decyzji. Szturchnięta przez towarzysza, otoczyła go odruchowo ramieniem w pasie, aby utrzymać równowagę w tych morderczych butach na wysokim obcasie. Dzięki temu na ułamek sekundy przytuliła głowę do jego ramienia, soczyście się zaróżowiła i wymamrotała spłoszone przeprosiny zarówno do Titusa, jak i do kobiety, którą sama potrąciła. - Chodźmy - poprosiła, wyciągając go nie bez żalu z tłumu. Dopiero, gdy już mogła oddychać, cofnęła ręce uwalniając jego ciało od swojego towarzystwa. Wydawała się odrobinę speszona. Zrobiła to tak późno nie tylko ze względu na panujący wokół nich ścisk. Podobała jej się jego bliskość, nawet jeżeli była niezobowiązująca i wymuszona sytuacją, a to wszystko sprawiało, że nie wiedziała jak powinna się czuć czy zachowywać. Nie analizowała tego. Nie miała teraz czasu na bzdurne dywagacje, skoro wieczór wciąż trwał, prawda? - Wypijmy - zakomenderowała, kiedy zbliżyli się do baru. Lekkomyślnie dokończyła poprzedniego drinka, ufając że nikt nie przyprawił go niczym więcej aniżeli laudanum, nim sięgnęła po kolejnego. - Popatrz - wskazała na scenę. - będzie śpiewała Belle, mówię Ci. - po czym to oceniła? Po wyjątkowo bogatym stroju niezwykle młodej, pięknej dziewczyny, która niedostrzeżona przemknęła na scenę, gdy panowie sprzeczali się o to, który pierwszy wygłosi swój poemat? Czy może po jej fryzurze w kolorze platynowego, chociaż ewidentnie nienaturalnego, blondu, zaplecionego w misternych warkoczach wokół głowy? Kobiety wiedziały takie rzeczy, może to był ten sławetny szósty zmysł? Tylko, że tym razem się omyliła. W całym barze rozległ się dziwnie piskliwy śpiew, który tak w zasadzie nie przypominał niczego. Musiała to być autorska piosenka. - Zazdroszczę jej odwagi. Musiałabym wypić dużo więcej, aby wejść na tę scenę. - a tempo miała całkiem dobre. Zachęcona przyjemnym ciepłem w żołądku, popijała chętnie ze szklaneczki i teraz Cece powoli kręciło się już w głowie. Zupełnie nie miała wprawy w piciu alkoholu, a zmęczenie także robiło swoje. Dziwnie pobladła, kiedy tak przyglądała się młodziutkiej śpiewaczce. Kiedy trzeci refren dobiegł końca, popatrzyła na Titusa szklistymi oczyma. - Mnie chyba już wystarczy. - zauważyła wreszcie, asertywnie odsuwając od siebie bardziej puste, niż pełne naczynie.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W akcie podziękowania skinął jeno głową posyłając Cece delikatny uśmiech. Miło, że jej się podobało... Jakoś tak wyszło, że podświadomie chciał być w jej oczach kimś więcej niż smarkiem od Ollivanderów i to jeszcze ze świerzbem. Miał zresztą podobne odczucia, gdy nagle znaleźli się bardzo blisko siebie, kiedy go objęła, a jej lico okryła czerwona chusta wstydu. I jego policzki poróżowiały, więc lekko odetchnął jakby to miało jakoś pomóc. Może ostudzić twarz? Całe ciało?...
- No to hop! - uniósł drinka w geście toastu, jednym haustem wypijając prawie całą zawartość naczynia, którego stópka już za moment na nowo zetknęła się z wypolerowanym blatem czarciej lady. Uniósł brew, od razu zerkając we wskazaną stronę, a gdy jego oczom ukazała się sylwetka zjawiskowo pięknej panienki zrobił coś, czego zaraz pożałował - wsunął w usta dwa palce gwiżdżąc tak głośno, że chyba każdy się nań obejrzał, a pannica zachichotała. Titus z kolei na nowo spłonął rumieńcem i trochę jakby skulił się w sobie, nerwowo poprawiając na siedzisku. Powrócił spojrzeniem do Cece, wgapiając się w nią nadzwyczaj głupkowato, zupełnie jakby nie bardzo wiedział co właściwie stało się przed chwilą i jakie instynkty nim kierowały kiedy wsuwał palce między wargi.
- Uznajmy, że to się... - zaczął, ale tedy młódka odśpiewała pierwsze wersy, a on zmrużył oczęta niezbyt zachwycony jej wokalem - Zdecydowanie uznajmy, że to nie miało miejsca. - parsknął śmiechem - Dobrze, że tylko odwagi, a nie głosu. - kolejna salwa czystej radości wypadła spomiędzy warg Ollivandera. A już za moment przykładał doń krawędź naczynia, tym samym pozbywając się resztek alkoholu obmywających szklane ścianki. Wbił spojrzenie w Cece - w jej blade policzki i szkliste spojrzenie. Milczał, jednak kiedy się odezwała nie mógł powstrzymać kolejnego głośnego chichotu.
- Oooo, zdecydowanie! Chodź, przewietrzymy się trochę zanim odstawię cię do domu. - pokiwał głową. Sięgnął do sakwy wyrzucając na blat kilka monet - zapłata za drinki i napiwek dla barmana - gospodarz zawsze mógł liczyć na kilka dodatkowych sykli. Ośmielony ilością wypitego trunku złapał ją za dłoń, splatając palce z dziewczęcymi palcami, i wyprowadził z pubu, przy wejściu wsuwając na niewieście ramiona płaszcz, także swój zarzucając niedbale na ciało.
- No to hop! - uniósł drinka w geście toastu, jednym haustem wypijając prawie całą zawartość naczynia, którego stópka już za moment na nowo zetknęła się z wypolerowanym blatem czarciej lady. Uniósł brew, od razu zerkając we wskazaną stronę, a gdy jego oczom ukazała się sylwetka zjawiskowo pięknej panienki zrobił coś, czego zaraz pożałował - wsunął w usta dwa palce gwiżdżąc tak głośno, że chyba każdy się nań obejrzał, a pannica zachichotała. Titus z kolei na nowo spłonął rumieńcem i trochę jakby skulił się w sobie, nerwowo poprawiając na siedzisku. Powrócił spojrzeniem do Cece, wgapiając się w nią nadzwyczaj głupkowato, zupełnie jakby nie bardzo wiedział co właściwie stało się przed chwilą i jakie instynkty nim kierowały kiedy wsuwał palce między wargi.
- Uznajmy, że to się... - zaczął, ale tedy młódka odśpiewała pierwsze wersy, a on zmrużył oczęta niezbyt zachwycony jej wokalem - Zdecydowanie uznajmy, że to nie miało miejsca. - parsknął śmiechem - Dobrze, że tylko odwagi, a nie głosu. - kolejna salwa czystej radości wypadła spomiędzy warg Ollivandera. A już za moment przykładał doń krawędź naczynia, tym samym pozbywając się resztek alkoholu obmywających szklane ścianki. Wbił spojrzenie w Cece - w jej blade policzki i szkliste spojrzenie. Milczał, jednak kiedy się odezwała nie mógł powstrzymać kolejnego głośnego chichotu.
- Oooo, zdecydowanie! Chodź, przewietrzymy się trochę zanim odstawię cię do domu. - pokiwał głową. Sięgnął do sakwy wyrzucając na blat kilka monet - zapłata za drinki i napiwek dla barmana - gospodarz zawsze mógł liczyć na kilka dodatkowych sykli. Ośmielony ilością wypitego trunku złapał ją za dłoń, splatając palce z dziewczęcymi palcami, i wyprowadził z pubu, przy wejściu wsuwając na niewieście ramiona płaszcz, także swój zarzucając niedbale na ciało.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Poczuła się jakoś dziwnie, gdy Titus tak nieskrępowanie okazał swe zainteresowanie śpiewającą pięknością. Może to zwykłe zażenowanie? Takie jak to, które odczuwa się, gdy przypadkiem widzi się jak inni ludzie publicznie wyrażają sobie uczucia? Pokryła to zakłopotanie uśmiechem, ale nie wyszło jej to dobrze. Twarz się śmiała, lecz wesołość nie dosięgła jej czekoladowych, nostalgicznych oczu. Nie minęło kilka sekund, a jednak rozjaśniła je iskierka radości. - I tak śpiewa lepiej ode mnie - przyznała się, czując, że była to najprawdziwsza prawda. Jednych Merlin musnął dłońmi po uszach, dając im niewiarygodny słuch muzyczny. Inni mają zdolne dłonie i potrafią tworzyć cuda za ich pomocą. Blondynkę z pewnością pogładził po twarzy, nagradzając ją niezwykłą urodą. Cece nie była pewna czy w jej przypadku po prostu nie potrafił się zdecydować. Jednakowo dotknął jej dłoni, umysłu jak i nóg, rozdzielając jej talenty pomiędzy kilka z pozoru niezwiązanych ze sobą dziedzin. Nigdy nie narzekała z tego powodu, ciesząc się, iż mogła wybrać swoje przeznaczenie. Nie zniosłaby chyba życia szlachetnie urodzonej damy. Przez całe życie zamknięta w złotej klatce, oczekująca na tego jedynego mężczyznę, jakiego przyznaliby jej rodzice. Przykazana do rodzenia dzieci i niczego więcej… Realizacja własnych marzeń nie tylko dla mężczyzn była niezwykle ważna. Dopiero po tych kilku latach medycznego szaleństwa, Sykes mogła powiedzieć głośno, że tak, zaczyna pragnąć takiego życia. Ciepła rodzinnego nie pochodzącego od jej rodzeństwa, matki czy wiecznie nieobecnego ojca. Do tego typu zmiany poglądów w pewnym momencie po prostu się dorasta. Szczęśliwie była teraz zbyt pijana, aby to wspominać.
- Dobrze - zgodziła się z nim, dając się wyprowadzić z baru. Trochę zamroczona, nie pamiętała kiedy wsunął na jej ramiona płaszcz. Skupiła całą swoją uwagę na czerpaniu ciepła płynącego z jego dłoni. Wymieniała z nim kilka nieznaczących uwag, próbowała recytować kilka żartów, jakie przypomniały jej się po występie komika, a chociaż kilka z nich spaliła, zbyt wcześnie nasuwając odpowiedź na postawione pytanie, wcale się tym nie zrażała. Kiedy w końcu dotarli do jej mieszkania, podziękowała mu za wieczór niezobowiązującym pocałunkiem w policzek, a następnie oddała się w ramiona dociekliwej Aurory, pewnie wiercącej jej dziurę w brzuchu o to kim jest Titus i dlaczego wraca tak późno. Ach te młodsze siostry.
|ztx2
- Dobrze - zgodziła się z nim, dając się wyprowadzić z baru. Trochę zamroczona, nie pamiętała kiedy wsunął na jej ramiona płaszcz. Skupiła całą swoją uwagę na czerpaniu ciepła płynącego z jego dłoni. Wymieniała z nim kilka nieznaczących uwag, próbowała recytować kilka żartów, jakie przypomniały jej się po występie komika, a chociaż kilka z nich spaliła, zbyt wcześnie nasuwając odpowiedź na postawione pytanie, wcale się tym nie zrażała. Kiedy w końcu dotarli do jej mieszkania, podziękowała mu za wieczór niezobowiązującym pocałunkiem w policzek, a następnie oddała się w ramiona dociekliwej Aurory, pewnie wiercącej jej dziurę w brzuchu o to kim jest Titus i dlaczego wraca tak późno. Ach te młodsze siostry.
|ztx2
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|6 kwietnia
Po wczorajszym przypadkowym spotkaniu miała całkiem niezły humor, co stanowiło odmianę w jej życiu. Przeważnie przecież się nie uśmiechała, zgrabnie zmieniając maseczki i dostosowując się do otoczenia a jednak spotkanie Jaydena dało krótkotrwały efekt tego, że umie odczuwać pozytywne emocje.
Tego wieczoru właściwie nie planowała spędzać w pubie, chociaż rozpaczliwy list pisany drążącą, patykowatą rączką Serah spowodował, że nie mogła zostawić jej samej. Kto wie, co strzeliłoby jej do głowy? Aria naturalnie popierała potencjał swojej koleżanki i to, że łączy je zamiłowanie do pisania, ale różniły się tematyką, której zresztą Roots nie mogła zrozumieć. Pisanie o miłości, ba, porady miłosne, jak znaleźć męża, założyć domek, wychować dziecko... przecież nie były w XIX wieku! Tamta tworzyła opowieści z mchu i paproci o sielankowym życiu we dwoje, a Aria, cóż, raczej wolała omijać kwestie miłosne z daleka. Mimo to coś sprawiło, że te dwie życiowe sieroty zaczęły się dogadywać. Wyjątkowo spóźniona (bo przeważnie nigdy się nie spóźnia i nienawidzi spóźnialskich) wbiegła do pubu po drodze rozpinając guziki płaszcza i potykając się prawie o własne nogi, w które wplątał się długi szal.
Ale to właśnie widok pijanej, palącej papierosa za papierosem Skeeter wrył ją skutecznie w podłogę.
- Jest gorzej niż myślałam - rzuciła radośnie, podchodząc do dziewczyny i spoglądając nań z góry. Prawdę powiedziawszy nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać, czy może martwić o stan koleżanki, której niewiele brakowało do całkowitego upodlenia i rozmowy z duchami muszli klozetowej chociaż jednego mogła być pewna - zapowiadał się naprawdę cudowny wieczór. Dwie upite baby, wylewające na przemian swoje smutki a potem ledwo docierające do wyjścia... kiedy już usiadła, uprzednio zamawiając szklaneczkę ognistej, zabrała Serah następnego papierosa i zapaliła go jakby nigdy nic.
- Kto ci tym razem złamał serce? - westchnęła, "zamieniając się miejscami" i wchodząc w rolę psychologa. Mimo tego, że nie umiała absolutnie nikomu doradzać, tak potrafiła słuchać i wycierać smarki.
Po wczorajszym przypadkowym spotkaniu miała całkiem niezły humor, co stanowiło odmianę w jej życiu. Przeważnie przecież się nie uśmiechała, zgrabnie zmieniając maseczki i dostosowując się do otoczenia a jednak spotkanie Jaydena dało krótkotrwały efekt tego, że umie odczuwać pozytywne emocje.
Tego wieczoru właściwie nie planowała spędzać w pubie, chociaż rozpaczliwy list pisany drążącą, patykowatą rączką Serah spowodował, że nie mogła zostawić jej samej. Kto wie, co strzeliłoby jej do głowy? Aria naturalnie popierała potencjał swojej koleżanki i to, że łączy je zamiłowanie do pisania, ale różniły się tematyką, której zresztą Roots nie mogła zrozumieć. Pisanie o miłości, ba, porady miłosne, jak znaleźć męża, założyć domek, wychować dziecko... przecież nie były w XIX wieku! Tamta tworzyła opowieści z mchu i paproci o sielankowym życiu we dwoje, a Aria, cóż, raczej wolała omijać kwestie miłosne z daleka. Mimo to coś sprawiło, że te dwie życiowe sieroty zaczęły się dogadywać. Wyjątkowo spóźniona (bo przeważnie nigdy się nie spóźnia i nienawidzi spóźnialskich) wbiegła do pubu po drodze rozpinając guziki płaszcza i potykając się prawie o własne nogi, w które wplątał się długi szal.
Ale to właśnie widok pijanej, palącej papierosa za papierosem Skeeter wrył ją skutecznie w podłogę.
- Jest gorzej niż myślałam - rzuciła radośnie, podchodząc do dziewczyny i spoglądając nań z góry. Prawdę powiedziawszy nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać, czy może martwić o stan koleżanki, której niewiele brakowało do całkowitego upodlenia i rozmowy z duchami muszli klozetowej chociaż jednego mogła być pewna - zapowiadał się naprawdę cudowny wieczór. Dwie upite baby, wylewające na przemian swoje smutki a potem ledwo docierające do wyjścia... kiedy już usiadła, uprzednio zamawiając szklaneczkę ognistej, zabrała Serah następnego papierosa i zapaliła go jakby nigdy nic.
- Kto ci tym razem złamał serce? - westchnęła, "zamieniając się miejscami" i wchodząc w rolę psychologa. Mimo tego, że nie umiała absolutnie nikomu doradzać, tak potrafiła słuchać i wycierać smarki.
Gość
Gość
Serah miała tylko jeden zasadniczy problem w życiu - który tak właściwie to nie był do końca jej problemem. Był problemem jej matki. Chloe tak długo wmawiała swojej córce, że mężczyźni są bezużyteczni i niepotrzebni, że najwyraźniej bezlitośnie wyryła to w podświadomości własnej córki.
Tylko, że czas mijał, a rok po roku nie było widać na horyzoncie żadnego zacnego i godnego kandydata, księcia z bajki, kogoś lepszego niż ojciec czy dziadek panny Skeeter. Sama niezainteresowana nie miała z tym najmniejszego problemu, znając swoje upodobania do mrocznych charakterów i panów z Nokturnu. Mając podobne ciągoty, lepiej było się po prostu trzymać z dala od jakichkolwiek mężczyzn, by przypadkiem nie trafić na jakiegoś spod ciemnej gwiazdy.
No ale jak to bywa w życiu - mamusia wiedziała lepiej. Co jakiś czas, na siłę, aranżowała spotkania swojej córki z poprawnymi i do bólu nudnymi czarodziejami, którzy w żaden sposób nie byliby w stanie sprostać trudnemu charakterowi Sery...
Siedziała właśnie w pubie, świeżo po skończonej "randce" z najnudniejszym urzędnikiem Ministerstwa, jakiego chyba wydał ten świat, łapiąc przy okazji życiowego doła. Czy każdy był niezadowolony z jej życia oprócz niej samej?! Za chuda, za stara na brak męża, za dużo papierosów wypalała każdego dnia, za mało linijek napisała do artykułu...
Postanowiła zatrudnić kompana do towarzyszenia w tej niedoli, a najlepszym wyborem wydawała się być właśnie Ariadna. Zawsze można było mieć nadzieję, że ta przy okazji znajdzie Serzę męża i jej niedola z nadpobudliwą matką w końcu się skończy!
- Chyba sobie żartujesz!... - mruknęła w stronę Ariadny, zerkając jak kobieta częstuje się papierosami. - Prawie złamałam sobie szczękę, gdy podbródek piąty raz z rzędu opadł mi z dłoni, na której się podpierał. Starałam się nie zasnąć podczas monologu kolejnego kandydata na towarzysza życia. Wiesz, znowu matka ma te swoje fanaberie. Ale wracając do tematu jegomościa, ściganie młodocianych czarodziejów za niedozwolone używanie czarów poza szkołą to doprawdy fascynujące zajęcie. A już szczególnie opowiadanie zatrważających historii o czternastolatkach przez bite dwie godziny. Ale to była prawie złamana szczęka, nie złamane serce! Ewentualnie jego.
No cóż, nikt nie mówił, że będzie z Serą lekko. Barman już wysłuchał tej historii, Ariadna też musiała. Wyjątkowo po większej ilości alkoholu Skeeter stawała się nadzwyczaj rozmowna. I marudna. A sarkastyczna była jak zwykle.
Tylko, że czas mijał, a rok po roku nie było widać na horyzoncie żadnego zacnego i godnego kandydata, księcia z bajki, kogoś lepszego niż ojciec czy dziadek panny Skeeter. Sama niezainteresowana nie miała z tym najmniejszego problemu, znając swoje upodobania do mrocznych charakterów i panów z Nokturnu. Mając podobne ciągoty, lepiej było się po prostu trzymać z dala od jakichkolwiek mężczyzn, by przypadkiem nie trafić na jakiegoś spod ciemnej gwiazdy.
No ale jak to bywa w życiu - mamusia wiedziała lepiej. Co jakiś czas, na siłę, aranżowała spotkania swojej córki z poprawnymi i do bólu nudnymi czarodziejami, którzy w żaden sposób nie byliby w stanie sprostać trudnemu charakterowi Sery...
Siedziała właśnie w pubie, świeżo po skończonej "randce" z najnudniejszym urzędnikiem Ministerstwa, jakiego chyba wydał ten świat, łapiąc przy okazji życiowego doła. Czy każdy był niezadowolony z jej życia oprócz niej samej?! Za chuda, za stara na brak męża, za dużo papierosów wypalała każdego dnia, za mało linijek napisała do artykułu...
Postanowiła zatrudnić kompana do towarzyszenia w tej niedoli, a najlepszym wyborem wydawała się być właśnie Ariadna. Zawsze można było mieć nadzieję, że ta przy okazji znajdzie Serzę męża i jej niedola z nadpobudliwą matką w końcu się skończy!
- Chyba sobie żartujesz!... - mruknęła w stronę Ariadny, zerkając jak kobieta częstuje się papierosami. - Prawie złamałam sobie szczękę, gdy podbródek piąty raz z rzędu opadł mi z dłoni, na której się podpierał. Starałam się nie zasnąć podczas monologu kolejnego kandydata na towarzysza życia. Wiesz, znowu matka ma te swoje fanaberie. Ale wracając do tematu jegomościa, ściganie młodocianych czarodziejów za niedozwolone używanie czarów poza szkołą to doprawdy fascynujące zajęcie. A już szczególnie opowiadanie zatrważających historii o czternastolatkach przez bite dwie godziny. Ale to była prawie złamana szczęka, nie złamane serce! Ewentualnie jego.
No cóż, nikt nie mówił, że będzie z Serą lekko. Barman już wysłuchał tej historii, Ariadna też musiała. Wyjątkowo po większej ilości alkoholu Skeeter stawała się nadzwyczaj rozmowna. I marudna. A sarkastyczna była jak zwykle.
I will carry you here in my heart
You'll remind me
That come what may, I know the way
Serah Skeeter
Zawód : autorka poradników miłosnych, plotkuje dla Czarownicy
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She would always like to say,
"Why change the past,
when you can own this day?"
"Why change the past,
when you can own this day?"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W odczuciu Walijki Skeeter była momentami tak naiwna w swoich działaniach, że odczuwała wewnętrzną potrzebę opiekowania się nią. Wynikało to też z tego, że kto jak kto, ale Aria narobiła w życiu wiele głupot i wiedziała jak nienormalni faceci potrafią być. Zwłaszcza wobec ładnych, samotnych kobietek, nie wspominając tu o autorkach poradników miłosnych. Te przeważnie czekał zawód, bo ze świeczką można było szukać mężczyzn, których tak sumiennie opisywały na kolejnych stronach nowych książek. Roots uważała przez to, że musi wprowadzić Serah w realne życie a nie to przez nią opisywane. Matka Ariadna z Anglii w pełnej krasie.
- Faceci nie lubią całować się z popielniczkami - skwitowała, machając niemalże ręką, kiedy ta obruszyła się z powodu zabranego papierosa. I zaczęła słuchać jej opowieści z każdym słowem dziwiąc się i uśmiechając na przemian. Powiodła przy okazji wzrokiem na barmana, który trzymał się z daleka od Serah, posyłając Arii porozumiewawcze spojrzenie. A skoro barman jej nie doradził, to czuła, że jednak będzie ciężko i jedna butelka whiskey tutaj nie wystarczy.
- Po co właściwie chodzisz na te randki? Ty żyjesz swoim życiem, czy żyje za ciebie matka? - spytała spokojnie, zaciągając się po raz kolejny papierosem i wypuszczając dym w bok. Chuchanie w rozmówcę było bardzo niekulturalne i irytujące, dlatego musiała się trochę nagimnastykować. - Piszesz te poradniki i szukasz sobie księcia z bajki. Ale wiesz co, kochana? Tacy nie istnieją. Nie-istnieją. Zrobiłaś sobie w głowie jakieś dziwne wyobrażenie, którego nie możesz odnieść do rzeczywistości i chyba tylko dlatego słuchasz matki. Miłości nie znajduje się na siłę - westchnęła, wypijając trochę rdzawego trunku i rozglądając się po sali.
- A tym bardziej nikt jej nie znajdzie za ciebie decydując co będzie dla ciebie dobre - jednak specem od spraw sercowych to ona nie była nawet w najmniejszym stopniu.
- Faceci nie lubią całować się z popielniczkami - skwitowała, machając niemalże ręką, kiedy ta obruszyła się z powodu zabranego papierosa. I zaczęła słuchać jej opowieści z każdym słowem dziwiąc się i uśmiechając na przemian. Powiodła przy okazji wzrokiem na barmana, który trzymał się z daleka od Serah, posyłając Arii porozumiewawcze spojrzenie. A skoro barman jej nie doradził, to czuła, że jednak będzie ciężko i jedna butelka whiskey tutaj nie wystarczy.
- Po co właściwie chodzisz na te randki? Ty żyjesz swoim życiem, czy żyje za ciebie matka? - spytała spokojnie, zaciągając się po raz kolejny papierosem i wypuszczając dym w bok. Chuchanie w rozmówcę było bardzo niekulturalne i irytujące, dlatego musiała się trochę nagimnastykować. - Piszesz te poradniki i szukasz sobie księcia z bajki. Ale wiesz co, kochana? Tacy nie istnieją. Nie-istnieją. Zrobiłaś sobie w głowie jakieś dziwne wyobrażenie, którego nie możesz odnieść do rzeczywistości i chyba tylko dlatego słuchasz matki. Miłości nie znajduje się na siłę - westchnęła, wypijając trochę rdzawego trunku i rozglądając się po sali.
- A tym bardziej nikt jej nie znajdzie za ciebie decydując co będzie dla ciebie dobre - jednak specem od spraw sercowych to ona nie była nawet w najmniejszym stopniu.
Gość
Gość
Skeeter w swojej książce skupiła się głównie na tym, co powinny robić kobiety. Zazwyczaj były to odpowiedzi na standardowe zachowania mężczyzn i ich znaczenia, które choć proste, nie zawsze były dla pań czytelne. Postanowiła darować sobie porady o szukaniu drugiej połówki, bo musiałyby brzmieć "idź do pubu", "wyjdź do ludzi", ewentualnie oklepane "nie szukaj miłości, sama cię znajdzie!". I chociaż ostatnie stwierdzenie wydawało się być tym najbardziej słusznym, to jednak nie było też tak do końca prawdziwym - osoba będąca zamknięta we własnym świecie, rzadko kiedy ma tyle szczęścia, by wybranek jej serca sam odnalazł swoją drugą połówkę i zaczął starać się ponad miarę.
- Ale ja nie szukam nikogo do całowania, co to za idiotyczne stwierdzenie - mruknęła niezadowolona z takiego stwierdzenia, bo przecież nie musiała być jeszcze przykładną żoną i matką bez nałogów. Mogła robić to, co chciała, a to przecież było w tym wszystkim najlepsze. Właśnie dlatego siedziała teraz w pubie i piła alkohol, zamiast robić kolację mężowi. Przynajmniej tak to widział jej pijany umysł.
- Nie robię tego dla siebie. Robię to dla niej. Zasługuje chociaż na tyle, bym stwarzała pozory, skoro nawet nie kwapię się do własnych, niezależnych poszukiwań... Zresztą, źle się takowe zazwyczaj kończyły, po co dalej udawać, że się do tego nadaję - odparła, nieco oburzona. Dlaczego Ariadna nagle zaczęła traktować ją jak dziecko? Nawet po pijaku nie zaczęłaby uganiać się za mężczyznami. Żadnymi.
- Niczego sobie nie zrobiłam w głowie - odburknęła ze spokojem, zaciągając się papierosem, a drugą ręką kręcąc szklanką młynki. - I niczego, albo raczej nikogo nie szukam. Inni mogą się starać, ale niczego to nie zmienia. Żalę ci się, bo zwyczajnie męczące są te spotkania z niedopasowanymi do mnie mężczyznami, a ci, których znajdowałam sobie sama, zwykle byli gorsi od samego Grindelwalda... - i tutaj ugryzła się w język, bo przecież były w miejscu publicznym, a ściany mogły mieć przecież uszy. Bezpieczeństwo warto zachowywać, pomimo nietrzeźwego stanu. Bo przed wyznawcami owego pana nie będzie to żadne wytłumaczenie.
- Ale ja nie szukam nikogo do całowania, co to za idiotyczne stwierdzenie - mruknęła niezadowolona z takiego stwierdzenia, bo przecież nie musiała być jeszcze przykładną żoną i matką bez nałogów. Mogła robić to, co chciała, a to przecież było w tym wszystkim najlepsze. Właśnie dlatego siedziała teraz w pubie i piła alkohol, zamiast robić kolację mężowi. Przynajmniej tak to widział jej pijany umysł.
- Nie robię tego dla siebie. Robię to dla niej. Zasługuje chociaż na tyle, bym stwarzała pozory, skoro nawet nie kwapię się do własnych, niezależnych poszukiwań... Zresztą, źle się takowe zazwyczaj kończyły, po co dalej udawać, że się do tego nadaję - odparła, nieco oburzona. Dlaczego Ariadna nagle zaczęła traktować ją jak dziecko? Nawet po pijaku nie zaczęłaby uganiać się za mężczyznami. Żadnymi.
- Niczego sobie nie zrobiłam w głowie - odburknęła ze spokojem, zaciągając się papierosem, a drugą ręką kręcąc szklanką młynki. - I niczego, albo raczej nikogo nie szukam. Inni mogą się starać, ale niczego to nie zmienia. Żalę ci się, bo zwyczajnie męczące są te spotkania z niedopasowanymi do mnie mężczyznami, a ci, których znajdowałam sobie sama, zwykle byli gorsi od samego Grindelwalda... - i tutaj ugryzła się w język, bo przecież były w miejscu publicznym, a ściany mogły mieć przecież uszy. Bezpieczeństwo warto zachowywać, pomimo nietrzeźwego stanu. Bo przed wyznawcami owego pana nie będzie to żadne wytłumaczenie.
I will carry you here in my heart
You'll remind me
That come what may, I know the way
Serah Skeeter
Zawód : autorka poradników miłosnych, plotkuje dla Czarownicy
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She would always like to say,
"Why change the past,
when you can own this day?"
"Why change the past,
when you can own this day?"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zamrugała kilkukrotnie oczami i zamilkła, pozwalając by Skeeter mówiła dalej. Najwyraźniej dzisiaj drażliwa ptaszyna naprawdę nie miała humoru, dlatego Aria postanowiła odzywać się tylko wtedy, gdy to konieczne. Zresztą, miała wrażenie, że za każdym razem, gdy przeprowadzały podobną rozmowę poznawała Serah na nowo. I choć niejednokrotnie słyszała identycznie te same żale, nigdy nie wiedziała co jej powiedzieć - dlatego już na wstępie rzuciła przygotowaną na tę okoliczność odpowiedzią, za którą została lekko złajana.
- Znasz mnie, Serah. Poza tym, że cię posłucham nie potrafię ci doradzić - przerwała jej w pół słowa, nim zdążyła na dobre się rozkręcić. Obie dobrały się w doli i niedoli - jedna była tylko cukiernikiem z niespełnionymi pisarskimi ambicjami, z kolei ta druga - pełna problemów - pisała poradniki miłosne, na ironię losu z miłością nie mając wiele do czynienia. Chociaż i Roots z miłością nie miała nic wspólnego, bo miłość w jej przypadku do tej pory chyba nigdy nie zaistniała. Postanowiła więc zacząć to spotkanie od początku, żeby poprawić Serah humor.
- Co to były za historie o czternastolatkach? Chcę posłuchać - spytała uśmiechając się szeroko i gasząc niedopałek papierosa w popielniczce. Tematu mamy jeszcze nie poruszyła i chyba nie planowała póki co poruszać, bo byłaby przy tym dość nieobiektywna. Sama matki nie miała, nie posiadała wzorca ani nikogo, kto by się nią przejmował w tym wieku, więc poniekąd zazdrościła Serah nie mogąc zrozumieć dlaczego dziewczyna w ten sposób wypowiada się na temat kobiety, która dała jej życie.
- Znasz mnie, Serah. Poza tym, że cię posłucham nie potrafię ci doradzić - przerwała jej w pół słowa, nim zdążyła na dobre się rozkręcić. Obie dobrały się w doli i niedoli - jedna była tylko cukiernikiem z niespełnionymi pisarskimi ambicjami, z kolei ta druga - pełna problemów - pisała poradniki miłosne, na ironię losu z miłością nie mając wiele do czynienia. Chociaż i Roots z miłością nie miała nic wspólnego, bo miłość w jej przypadku do tej pory chyba nigdy nie zaistniała. Postanowiła więc zacząć to spotkanie od początku, żeby poprawić Serah humor.
- Co to były za historie o czternastolatkach? Chcę posłuchać - spytała uśmiechając się szeroko i gasząc niedopałek papierosa w popielniczce. Tematu mamy jeszcze nie poruszyła i chyba nie planowała póki co poruszać, bo byłaby przy tym dość nieobiektywna. Sama matki nie miała, nie posiadała wzorca ani nikogo, kto by się nią przejmował w tym wieku, więc poniekąd zazdrościła Serah nie mogąc zrozumieć dlaczego dziewczyna w ten sposób wypowiada się na temat kobiety, która dała jej życie.
Gość
Gość
Drażliwa ptaszyna nie była wcale drażliwa. Serze bliżej było do trochę zbyt głośno ćwierkającej, małej ptaszynki, która po takiej dawce alkoholu miała ochotę jedynie na wylewanie swoich smutków w znanym - czy też nieznanym - jej towarzystwie. Później prawdopodobnie wróci do domu, wytrzeźwieje i kolejnego dnia rzuci się w wir pracy, gdzieś z tyłu głowy mając wizję zmarnowanego życia i umiejętności.
Cóż, bycie Skeeterówną to nie była taka zwykła, prosta sprawa! Nosząc to jakże zacne nazwisko i mając takich przodków, należało codziennie obnosić się ze swoimi porażkami i to z uniesioną głową!
I gdy tak słuchała pocieszających słów Ariadny już wiedziała, że w tej chwili to wcale nie jest to, czego potrzebowała. Potrzebowała... Oddechu? Skupiając wzrok na swojej przyjaciółce, poczuła nieprzyjemne zawroty głowy lekko przyćmiewające zdolność trzeźwego myślenia. Musiała się stąd wyrwać, odetchnąć, znaleźć miejsce z dala od tych wszystkich ludzi, tego krzyku, zgiełku. I to jak najszybciej.
Teraz.
- Ari... Um, potem - wybełkotała, mało wyraźnie, jeszcze mniej zgrabnie zsuwając się z wysokiego krzesła. Postanowiła w prawdziwie angielskim stylu zwyczajnie wyjść i odnaleźć wolność.
Tak, dokładnie, wolność! To był plan na ten wieczór, na pewno lepszy niż kolejna seria ognistej! Serah chciała uwolnić się od alkoholu, bo wizja kolejnej pełnej szklanki napawała ją w tej chwili tylko obrzydzeniem. Może powinna napisać książkę o szkodliwości alkoholu? Głupotach, które się po nim robi? Chyba nie zostałaby milionerką. Ku wolności, Sero Skeeter! Bezrefleksyjnie pobrnęła więc w kierunku wyjścia, obijając się o tańczące pary, prawdopodobnie też i stoliki, by już chwilę później znaleźć się na ulicy przed lokalem. A że ów ulica była wyłożona kostką, to jeszcze kilka sekund zajęło jej złapanie odpowiedniej równowagi w tych wynalazkach nowoczesnego świata, którymi były wysokie obcasy.
No i wiało. Delikatnie powiedziane, że wiało, tyle że wykształconej i porządnej kobiecie nie wypadało opisywać tego z większymi szczegółami. Złapała się za ramiona, jakby miało to cokolwiek pomóc, zastanawiając się nad swoim dalszym losem.
- Yyyy, szanowny, um, wędrowcze? - Serah, co ty pieprzysz? - Mogłabym cię prosić o odpalenie papierosa, drogi nieznajomy? - rzuciła niewinnie i całkiem wyraźnie w stronę nieznanego przechodnia, który właśnie napatoczył się jej osobie przed lokalem.
Dobrze, że Skeeter miała przynajmniej na tyle rozumu w główce, by nie użyć zaklęć związanych z ogniem w takim, a nie innym stanie. I nie, wcale nie było to okupione życiowym doświadczeniem.
Cóż, bycie Skeeterówną to nie była taka zwykła, prosta sprawa! Nosząc to jakże zacne nazwisko i mając takich przodków, należało codziennie obnosić się ze swoimi porażkami i to z uniesioną głową!
I gdy tak słuchała pocieszających słów Ariadny już wiedziała, że w tej chwili to wcale nie jest to, czego potrzebowała. Potrzebowała... Oddechu? Skupiając wzrok na swojej przyjaciółce, poczuła nieprzyjemne zawroty głowy lekko przyćmiewające zdolność trzeźwego myślenia. Musiała się stąd wyrwać, odetchnąć, znaleźć miejsce z dala od tych wszystkich ludzi, tego krzyku, zgiełku. I to jak najszybciej.
Teraz.
- Ari... Um, potem - wybełkotała, mało wyraźnie, jeszcze mniej zgrabnie zsuwając się z wysokiego krzesła. Postanowiła w prawdziwie angielskim stylu zwyczajnie wyjść i odnaleźć wolność.
Tak, dokładnie, wolność! To był plan na ten wieczór, na pewno lepszy niż kolejna seria ognistej! Serah chciała uwolnić się od alkoholu, bo wizja kolejnej pełnej szklanki napawała ją w tej chwili tylko obrzydzeniem. Może powinna napisać książkę o szkodliwości alkoholu? Głupotach, które się po nim robi? Chyba nie zostałaby milionerką. Ku wolności, Sero Skeeter! Bezrefleksyjnie pobrnęła więc w kierunku wyjścia, obijając się o tańczące pary, prawdopodobnie też i stoliki, by już chwilę później znaleźć się na ulicy przed lokalem. A że ów ulica była wyłożona kostką, to jeszcze kilka sekund zajęło jej złapanie odpowiedniej równowagi w tych wynalazkach nowoczesnego świata, którymi były wysokie obcasy.
No i wiało. Delikatnie powiedziane, że wiało, tyle że wykształconej i porządnej kobiecie nie wypadało opisywać tego z większymi szczegółami. Złapała się za ramiona, jakby miało to cokolwiek pomóc, zastanawiając się nad swoim dalszym losem.
- Yyyy, szanowny, um, wędrowcze? - Serah, co ty pieprzysz? - Mogłabym cię prosić o odpalenie papierosa, drogi nieznajomy? - rzuciła niewinnie i całkiem wyraźnie w stronę nieznanego przechodnia, który właśnie napatoczył się jej osobie przed lokalem.
Dobrze, że Skeeter miała przynajmniej na tyle rozumu w główce, by nie użyć zaklęć związanych z ogniem w takim, a nie innym stanie. I nie, wcale nie było to okupione życiowym doświadczeniem.
I will carry you here in my heart
You'll remind me
That come what may, I know the way
Serah Skeeter
Zawód : autorka poradników miłosnych, plotkuje dla Czarownicy
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She would always like to say,
"Why change the past,
when you can own this day?"
"Why change the past,
when you can own this day?"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jayden został dosłownie wyrzucony z Hogwartu, by spędził dzień gdzieś poza granicami państwa. Jego mentor uważał, że astronom powinien wyjść do ludzi, a nie siedzieć wieczność ze swoimi gwiazdami. Pasja to jedno. Obsesja to drugie. Chcąc nie chcąc, Vane posłuchał rady starego przyjaciela, który pomógł mu w wielu sytuacjach. Najwidoczniej teraz też wiedział lepiej, chociaż Jay i tak myślał swoje. Jak rozkapryszony nastolatek przeniósł się do Londynu na Ulicę Pokątną do jednego z wielu kominków, by poprawić dobrze skrojony garnitur. Przy okazji pobytu w stolicy wziął pod uwagę wizytę u rodziców. Z tego co pisali w listach dziadek znowu był w jakimś Ekwadorze i starał się zgłębić tamtejszą wiedzę znających się na gwiazdach, co na pewno było niezwykle fascynujące, ale podobnie zresztą jak swój wnuk zapominał o bożym świecie będąc w pracy. O napisaniu listu do rodziny również. Nie żeby nie pamiętał, po prostu było tak wiele interesujących rzeczy do zrobienia. Dla przykładu oderwanie się od badania krateru po małym meteorycie było wręcz niemożliwe. Jayden nie miał mu tego za złe. Rozumiał go doskonale, uwielbiał opowieści po powrotach dziadka i żałował jedynie, że nie mógł podróżować razem z nim. Owszem - w czasie wakacji zimowych czy letnich miał na to czas, ale w ciągu roku szkolnego był uziemiony w Hogwarcie. I może nostalgia za wolnością pozostała, to wiedział, że jest potrzebny gdzie indziej, a przekazywanie wiedzy swoim uczniom było naprawdę wynagradzającym elementem jego życia. Te dwa pragnienia - chęć niesienia chłonnym umysłom potrzebnej wiedzy jak i poznawanie świata biły się w ciele profesora od czasu do czasu, chociaż im dłużej przebywał na zamku tym pierwsza z nich powoli wygrywała. Końcowe starcie zapewne miało również wygrać bezceremonialnie nauczanie, chociaż młodość i energia Jaydena nie pozostawały mu na razie jednoznacznej odpowiedzi. Teraz miał się teleportować do City of Westminster we wschodniej części tej dzielnicy, by spotkać z pewną dociekliwą panną. I zdawało mu się, że wymierzył wszystko idealnie. Jednak jedyną rzeczą do której przykładał się tak w stu procentach była to jego ukochana astronomia. Nie, żeby specjalnie zaniedbywał pozostałe. Po prostu miał taką zdolność do zupełnego braku ładu i składu. Miał trafić na piątą popołudniu na spotkanie? Znajdował się tam o piątej rano lub w ogóle się nie pojawiał, bo zwyczajnie zapominał. Taki własnie był i ci, którzy go znali, musieli mu przypominać setki razy o tym, żeby w końcu przestał badać gwiazdy i inne ciała kosmiczne, a skupił się od czasu do czasu na czymś takim co nazywało się życie. Był jeden zasadniczy problem - bez swojej pasji Jayden nie istniał. Tworzyli jedno i gdyby ktoś mu to odebrał, na pewno nie byłby tą samą osobą. Jak na astronoma przystało, potrafił doskonale określić kierunki dzięki gwiazdom. Teraz jednak było zachmurzenie kompletne, bo powodowało chaos w głowie nauczyciela. Zagubił się w Londynie całkowicie i nawet nie zauważył, gdy trafił pod jakiś lokal, którego nie znał. Zaraz zaczepiła go jakaś dziewczyna, prosząc o zapalenie papierosa. Zabawne. Bo po drodze znalazł zapalniczkę, bo kto wie? Może miał do czynienia z mugolem?
- Palenie pewnie zabija. Zobaczysz - rzucił do niej, ale kliknął, by urządzonko pstryknęło i buchnęło małym płomieniem. - Powiesz mi może moja droga, gdzie jestem? - spytał z ciepłym uśmiechem jak zawsze zadowolony z każdej sytuacji. I było to tak szczere, że dla niektórych dziwne.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Litości - powiedziała cicho do siebie, obserwując otoczenie dookoła niej. Już od niemalże dziesięciu minut starała się wśród tłumu wypatrzeć znajomą twarz, która jednak jak na złość się nie pojawiała. Sytuacja nie była jednak dla niej zaskoczeniem, bowiem nie była niczym nowym. Prawdopodobnie powinna się już przyzwyczaić, może poniekąd już to zrobiła, lecz wizja poszukiwań przyjaciela nie była w żadnym stopniu zachęcająca. Kręte uliczki, mnogość budynków... To mogło trwać wieki. Była już zmęczona ciągłym szukaniem, a przy tym coraz bardziej obawiała się o przyjaciela. Nie zawsze była w stanie mu pomóc i obawiała się, iż przyjaciel pewnego dnia podzieli los powieściowego Tarzana, któremu przyszło żyć wśród małp. Już przed oczami miała wizję zapuszczonego Jaydena, dzielącego się z małpimi braćmi bananami i zwisającego na lianach.
Kobieta z westchnieniem spojrzała na zegarek na nadgarstku, przez chwilę obserwując wskazówkę z sekundami. Myślała nad tym co powinna zrobić, choć tak naprawdę znała już odpowiedź. Ponownie uniosła głowę aby rozejrzeć się po placu, a następnie ruszyła przed siebie, znikając w tłumie. Poszukiwania rozpoczęła w tych najbardziej podobnych do siebie uliczkach. W takich najłatwiej było się zgubić. Szybkim krokiem mijała kolejne okienka, kolejnych ludzi zajętych własnymi sprawami. Czuła jak narasta w niej niecierpliwość.
- Na brodę Merlina, czy ty zawsze musisz mi to robić - powiedziała cicho. Czy to samo czuł jej własny brat gdy się przed nim niegdyś chowała? Uwielbiała bawić się w chowanego, zawsze potrafiła znaleźć najlepsze kryjówki, w których potrafiła dzielnie trwać przez długi czas. Niejednokrotnie zdarzało jej się zdenerwować brata, a teraz karma się na niej mści. Czy to jednak nie była już zbyt wielka przesada? Jeszcze trochę to "gubienie się i szukanie" stanie się jej przygodną rozrywką i rutyną w ich znajomości. Przecież spotkanie byłoby straconym, gdyby tak po prostu pojawili się w umówionym miejscu.
Skręciła w kolejną uliczkę, a potem jeszcze raz w kolejną i kolejną... Nagle do jej uszu dobiegły głosy. Przystanęła by przez chwilę nasłuchiwać. Gdzieś znajdowało się kłębowisko ludzi, w którym prawdopodobnie będzie mogła znaleźć swojego przyjaciela. Ruszyła w tamtą stronę. Nie musiała długo iść, już po chwili stanęła w odpowiedniej uliczce. Gwałtownie zatrzymała się, patrząc na osoby stojące nieopodal. Wypuściła gwałtownie powietrze widząc znajomą sylwetkę. Ponownie ruszyła jednak trochę wolniej jednocześnie jednak z premedytacją nieco głośniej stukając obcasami o bruk, by tym samym zwrócić na siebie uwagę tej jednej konkretnej osoby.
- Jayden! - wypowiedziała głośno znajome imię, przystając przy mężczyźnie. Przez chwilę gromiła go spojrzeniem po czym na chwilę zerknęła na kobietę palącą papierosa. Zilustrowała ją szybko wzrokiem, by ponownie spojrzeć na przyjaciela. - Jeśli chciałeś umówić się z dziewczyną mogłeś mi powiedzieć od razu. Nie sądzę jednak by tutejsze towarzystwo było dla Ciebie odpowiednie, wiesz?
Kobieta z westchnieniem spojrzała na zegarek na nadgarstku, przez chwilę obserwując wskazówkę z sekundami. Myślała nad tym co powinna zrobić, choć tak naprawdę znała już odpowiedź. Ponownie uniosła głowę aby rozejrzeć się po placu, a następnie ruszyła przed siebie, znikając w tłumie. Poszukiwania rozpoczęła w tych najbardziej podobnych do siebie uliczkach. W takich najłatwiej było się zgubić. Szybkim krokiem mijała kolejne okienka, kolejnych ludzi zajętych własnymi sprawami. Czuła jak narasta w niej niecierpliwość.
- Na brodę Merlina, czy ty zawsze musisz mi to robić - powiedziała cicho. Czy to samo czuł jej własny brat gdy się przed nim niegdyś chowała? Uwielbiała bawić się w chowanego, zawsze potrafiła znaleźć najlepsze kryjówki, w których potrafiła dzielnie trwać przez długi czas. Niejednokrotnie zdarzało jej się zdenerwować brata, a teraz karma się na niej mści. Czy to jednak nie była już zbyt wielka przesada? Jeszcze trochę to "gubienie się i szukanie" stanie się jej przygodną rozrywką i rutyną w ich znajomości. Przecież spotkanie byłoby straconym, gdyby tak po prostu pojawili się w umówionym miejscu.
Skręciła w kolejną uliczkę, a potem jeszcze raz w kolejną i kolejną... Nagle do jej uszu dobiegły głosy. Przystanęła by przez chwilę nasłuchiwać. Gdzieś znajdowało się kłębowisko ludzi, w którym prawdopodobnie będzie mogła znaleźć swojego przyjaciela. Ruszyła w tamtą stronę. Nie musiała długo iść, już po chwili stanęła w odpowiedniej uliczce. Gwałtownie zatrzymała się, patrząc na osoby stojące nieopodal. Wypuściła gwałtownie powietrze widząc znajomą sylwetkę. Ponownie ruszyła jednak trochę wolniej jednocześnie jednak z premedytacją nieco głośniej stukając obcasami o bruk, by tym samym zwrócić na siebie uwagę tej jednej konkretnej osoby.
- Jayden! - wypowiedziała głośno znajome imię, przystając przy mężczyźnie. Przez chwilę gromiła go spojrzeniem po czym na chwilę zerknęła na kobietę palącą papierosa. Zilustrowała ją szybko wzrokiem, by ponownie spojrzeć na przyjaciela. - Jeśli chciałeś umówić się z dziewczyną mogłeś mi powiedzieć od razu. Nie sądzę jednak by tutejsze towarzystwo było dla Ciebie odpowiednie, wiesz?
Gość
Gość
Pub pod Roztańczonym Czartem
Szybka odpowiedź