Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Ruiny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny
Azkaban za sprawą nagromadzonej białej magii obrócił się w ruinę. Wielki wybuch odsłonił najniższe warstwy przerażającego więzienia, otwierając dostęp do niekiedy przedziwnych prastarych ruin. Wiadomym jest, że Azkaban wzniósł jeden z wielkich rodów, nie jest jednak jasne, na czym właściwie, ani też w jaki sposób. Kamienie układają się w niezwykłe wzory i są pokryte mało zrozumiałymi, symbolicznymi żłobieniami sprawiającymi wrażenie pierwotnych. Niektórzy spekulują, że są tworami dementorów, którzy z wyspy uczynili wcześniej swoje królestwo. Od wilgotnej ziemi wznosi się para, wypuszczona w powietrze ciepłem nagromadzonej silnej białej magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Chłopiec stanął nad gotowym ciałem kiwając głową z zadowoleniem. W wyniku ruchu jego ucho przy gnijącym policzku zafalowało niebezpiecznie, jakby zaraz miało odpaść. Skrzywił się połową twarzy, kiedy Tristan zaczął krzyczeć.
- Ty chyba lubisz dementorów, co? Od takich wrzasków pewnie zaraz się ich pełno tu zrobi. Oni nie lubią jak ktoś jest za głośny.
Blondyn z zainteresowaniem przyjrzał się wchodzącemu Ramseyowi. Mulciber mógł zobaczyć na jego ciele liczne rany pochodzące z pewnością od czarnomagicznych klątw. Nie miał pojęcia, jaki dokładnie wpływ wywarły na organizm, ale ślady używanej na chłopcu czarnej magii widział bez większego problemu. Dostrzegał także coś jeszcze, ślady użycia jej na zwłokach, zmuszające ciało do posłuszeństwa, poruszania się w sposób nienaturalny. Jak numerolog z łatwością potrafił stwierdzić, że upchana w ciele dusza nie potrafiła tchnąć w nie życia, nie była z nim związana na tyle mocno, by jego uszkodzenie pozwoliło całkowicie się jej pozbyć. W pomieszczeniu czuć było także olbrzymią ilość czarnej magii, podobnie jak w całym Azkabanie, jednak Ramsey wiedział, że ilość śmierci w pomieszczeniu wzmacnia ją jeszcze bardziej, a dusza zdolna ją kontrolować stanowi najsilniejsze jej źródło. O duszy Mulciber wiedział także, że nie da się jej zniszczyć w żaden fizyczny sposób. Zniszczenie ciała, w którym pojawiła się przy narodzinach nie pozwala jej naruszyć, podobnie jak niemalże niemożliwe jest zabicie ducha. Z licznych zapisków na temat śmierci w Departamencie Tajemnic wiedział, że pozbycie się duszy, która opuściła ciało w całości, a tym samym nie została horkruksem jest wykonalne, przy użyciu niezwykle silnej czarnej magii. Azkaban dysponował odpowiednią jej dawką, ale żeby ją wykorzystać Mulciber musiałby stworzyć odpowiednie zaklęcie albo użyć run, które by na to pozwoliły. Tak się jednak składało, że sztuka ta była mu zupełnie obca.
- Tak, samiutki - uśmiechnął połową twarzy się jakby nieco dumny zanim zwrócił się do Tristana. - Tak, najpierw musicie namalować runę wejścia, która umożliwi mi w ogóle wniknięcie do ciała, związania sprawi, że będę potrafił się w nim poruszać, a narodzenia, że przytwierdzę się do ciała na stałe, będzie całkiem moje i będzie działać tak jak powinno. Nie będzie gnić. To boli - ostatnie słowa dodał trochę ciszej, ale nie wydawał się speszony wyznaniem. - Tylko się nie pomylcie, bo to może mieć katastrofalne skutki.
Cadan dał radę przejść zaledwie kilka metrów zanim zjawił się przy nim Alexander z zaklęciem leczniczym. Rana na nodze Goyle'a zmalała, zagoiła się niemalże całkowicie, pozostawiając po sobie tylko rozcięcia po obu stronach uda, ale za to umożliwiła swobodne chodzenie. Niestety, gdy tylko Selwyn zakończył leczniczą inkantację, anomalia ponownie dała o sobie znać. Wybuch, który nastał w efekcie czarowania odrzucił oby mężczyzn w tył - Goyle uderzył ramieniem o ścianę, po której się zsunął, tłukąc bark, zaś Alexander wylądował biodrem na podłodze nabijając sobie na nim fioletowego siniaka. Księga Bagmana tym razem szczęśliwie nie uderzyła w nikogo. Co więcej poleciała wprost w stronę celi, w której zniknął Ramsey. Na drugim końcu korytarza pomału zaczęła zbierać się mgła.
Tristanowi, który spojrzał na ścianę, rzuciło się w oczy pięć run, wyróżniających się na tle innych przez wielokrotne zaznaczenie ich konturów, choć dla niewprawnego oka wyglądały na przypadkowo połączone ze sobą kreski. Trzy z nich opatrzone były nazwą, dwie pozostały niepodpisane. Nie wyglądały na skomplikowane, lecz dla nie mającego pojęcia o starożytnych runach Rosiera przerysowanie ich stanowiło trudne wyzwanie.
| Na odpis macie 48 godzin
Możecie (ale nie musicie) wykonać dwie akcje w swoich postach albo napisać dwa posty z jedną akcją w kolejce.
ST ujarzmienia anomalii: 505
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
- Ty chyba lubisz dementorów, co? Od takich wrzasków pewnie zaraz się ich pełno tu zrobi. Oni nie lubią jak ktoś jest za głośny.
Blondyn z zainteresowaniem przyjrzał się wchodzącemu Ramseyowi. Mulciber mógł zobaczyć na jego ciele liczne rany pochodzące z pewnością od czarnomagicznych klątw. Nie miał pojęcia, jaki dokładnie wpływ wywarły na organizm, ale ślady używanej na chłopcu czarnej magii widział bez większego problemu. Dostrzegał także coś jeszcze, ślady użycia jej na zwłokach, zmuszające ciało do posłuszeństwa, poruszania się w sposób nienaturalny. Jak numerolog z łatwością potrafił stwierdzić, że upchana w ciele dusza nie potrafiła tchnąć w nie życia, nie była z nim związana na tyle mocno, by jego uszkodzenie pozwoliło całkowicie się jej pozbyć. W pomieszczeniu czuć było także olbrzymią ilość czarnej magii, podobnie jak w całym Azkabanie, jednak Ramsey wiedział, że ilość śmierci w pomieszczeniu wzmacnia ją jeszcze bardziej, a dusza zdolna ją kontrolować stanowi najsilniejsze jej źródło. O duszy Mulciber wiedział także, że nie da się jej zniszczyć w żaden fizyczny sposób. Zniszczenie ciała, w którym pojawiła się przy narodzinach nie pozwala jej naruszyć, podobnie jak niemalże niemożliwe jest zabicie ducha. Z licznych zapisków na temat śmierci w Departamencie Tajemnic wiedział, że pozbycie się duszy, która opuściła ciało w całości, a tym samym nie została horkruksem jest wykonalne, przy użyciu niezwykle silnej czarnej magii. Azkaban dysponował odpowiednią jej dawką, ale żeby ją wykorzystać Mulciber musiałby stworzyć odpowiednie zaklęcie albo użyć run, które by na to pozwoliły. Tak się jednak składało, że sztuka ta była mu zupełnie obca.
- Tak, samiutki - uśmiechnął połową twarzy się jakby nieco dumny zanim zwrócił się do Tristana. - Tak, najpierw musicie namalować runę wejścia, która umożliwi mi w ogóle wniknięcie do ciała, związania sprawi, że będę potrafił się w nim poruszać, a narodzenia, że przytwierdzę się do ciała na stałe, będzie całkiem moje i będzie działać tak jak powinno. Nie będzie gnić. To boli - ostatnie słowa dodał trochę ciszej, ale nie wydawał się speszony wyznaniem. - Tylko się nie pomylcie, bo to może mieć katastrofalne skutki.
Cadan dał radę przejść zaledwie kilka metrów zanim zjawił się przy nim Alexander z zaklęciem leczniczym. Rana na nodze Goyle'a zmalała, zagoiła się niemalże całkowicie, pozostawiając po sobie tylko rozcięcia po obu stronach uda, ale za to umożliwiła swobodne chodzenie. Niestety, gdy tylko Selwyn zakończył leczniczą inkantację, anomalia ponownie dała o sobie znać. Wybuch, który nastał w efekcie czarowania odrzucił oby mężczyzn w tył - Goyle uderzył ramieniem o ścianę, po której się zsunął, tłukąc bark, zaś Alexander wylądował biodrem na podłodze nabijając sobie na nim fioletowego siniaka. Księga Bagmana tym razem szczęśliwie nie uderzyła w nikogo. Co więcej poleciała wprost w stronę celi, w której zniknął Ramsey. Na drugim końcu korytarza pomału zaczęła zbierać się mgła.
Tristanowi, który spojrzał na ścianę, rzuciło się w oczy pięć run, wyróżniających się na tle innych przez wielokrotne zaznaczenie ich konturów, choć dla niewprawnego oka wyglądały na przypadkowo połączone ze sobą kreski. Trzy z nich opatrzone były nazwą, dwie pozostały niepodpisane. Nie wyglądały na skomplikowane, lecz dla nie mającego pojęcia o starożytnych runach Rosiera przerysowanie ich stanowiło trudne wyzwanie.
- Runy:
- Runa wejścia:
- Runa związania:
- Runa narodzenia:
- Niepodpisana:
- Niepodpisana:
| Na odpis macie 48 godzin
Możecie (ale nie musicie) wykonać dwie akcje w swoich postach albo napisać dwa posty z jedną akcją w kolejce.
- Mapa Bagmana:
- Pula zdrowia:
- Tristan: 215/220 kara: 0
(odmrożony prawy bark -5)
Ramsey: 141/211 kara: -15
(oparzenia -5; zatrucie cm -20; wzmocnienie +10; cm -15; obite żebra, pośladki, lewa łopatka: -25; odmrożone prawe ramię: -5; psychiczne: -10)
Alex: 186/215 kara: -5
(oparzenia -10; osłabienie -4; zatrucie cm -10; odmrożony lewy bark: -5; stłuczone biodro: -10)
Cadan: 114/215 kara: -20
(amputowany nos; odmrożone uszy: -30; połamane żebra: -45; rozcięte lewe udo: -16; stłuczony prawy bark: -10)
- Pula poczytalności:
- Tristan: 67/110
Ramsey: 50/105
Cadan: 79/105 (czekolada +10)
Alex: 65/110
ST ujarzmienia anomalii: 505
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
Spojrzał na chłopca, blondwłose dziecko w wyjątkowo żałosnej postaci. Gnijące ciało, zniszczone, przesiąknięte czarną magią. Nie było mu go żal, nie czuł wobec niego litości ani współczucia. Jego widok nie wywołał w nim żadnych emocji. Spojrzał na ciało, którym się zabawiał, w którym grzebał, po którym malował jak artysta na płótnie. Wyobraził sobie Apollinare'a, gdy był mały. Musiał wyglądać podobnie — może bez gnijących elementów. Złotowłose dziecko umazane krwią, rzeźbiące z ludzkiego mięsa.
— To wszystko, to są skutki czarnej magii. Zwłoki noszą znamiona jej użycia, zmuszone do nienaturalnej reakcji — ocenił, nie spuszczając wzroku z tworu przed dłuższą chwilę, by ostatecznie spojrzeć na Tristana i zniżyć głos do szeptu. — Zniszczenie ciała nie zniszczy duszy. Ani nowego, ani starego— mówił do Tristana głównie. Kucnął, przy sztucznym tworze i dotknął jednej z kończyn, oceniając skutki mrocznej siły, jakie były na niej widoczne i położył na ziemi sztylet, który trzymał. Zniszczenie ciała chłopca prawdopodobnie też nie zda egzaminu. Nie wtedy, gdy w nim przebywał. Jeśli mieli go uwolnić, przerwać jego więzy z tym światem, musieli mu uniemożliwić powrót do ciała. Lub ciał.— Dzięki bardzo dużej mocy czarnej magii — a mamy jej tu mnóstwo — jest to możliwe, pod warunkiem, że dusza całkowicie opuści ciało. Ale nie przygotuję na szybko żadnego wzoru. Musimy wykorzystać do tego runy — wypędzić go z tego ciała i zablokować mu powrót. Ściszył głos jeszcze bardziej i spojrzał na chłopca.— W jaki sposób to wszystko zrobiłeś? — spytał go, marszcząc brwi. Musieli wiedzieć, do czego jest zdolny. —Tam w korytarzu rozmawiałem z kimś. Powiedziała, że sam tworzysz te znaki. Co się stanie, gdy się pomylimy? Na przykład przy tej — wskazał runę złożoną ze znaków, które przywodziły mu na myśl "x". — Goyle — odezwał się głośniej, usłyszawszy za sobą hałas, wybuch? Eksplozję? Cadan powinien tu być i tego posłuchać, mógł wpaść na pomysł, co zrobić, by trwale go stąd przegonić.— Goyle?! — Nie czas na wylegiwanie się na podłodze, jesteś potrzebny tutaj. Poderwał się z ziemi gwałtownie i ruszył w kierunku wyjścia z celi, a tam, na korytarzu, kilka kroków dalej, ujrzał leżącą księgę Bagmana; dalej leżał Cadan i Selwyn. Od razu do niej dotarł i otworzył.— Cadan, skup się, jesteś teraz potrzebny. Wewnątrz tej celi jest dziecko, które tworzy sobie nowe ciało. Oznacza je runami, to są jakieś dziwne znaki, on sam je tworzy, Goyle. Musi narysować runę wejścia, związania i narodzenia. Dzięki pierwszej wniknie do nowego ciała, druga pozwoli nad nim panować, a trzecia go w niej utrzyma. Musimy wypędzić go ze starego ciała i i nie dopuścić do tego, by się zakorzeniło w nowym. Musimy go jakoś uwolnić, zerwać to coś, co go tu trzyma. Być może to te ciała. Selwyn, Cadan potrzebuje twojej uzdrowicielskiej pomocy, zrób coś z tym, tylko nas nie zabij — warknął ostrzegawczo i powrócił do przeglądania księgi. Wertował stronice, poszukując w niej czegoś dla siebie zrozumiałego — nie znaków runicznych, na tym się kompletnie nie znał. Szukał notatek, opisów, które jemu, jako numerologowi pozwolą pomóc Cadanowi, pozwolą znaleźć rozwiązanie alternatywne.
— To wszystko, to są skutki czarnej magii. Zwłoki noszą znamiona jej użycia, zmuszone do nienaturalnej reakcji — ocenił, nie spuszczając wzroku z tworu przed dłuższą chwilę, by ostatecznie spojrzeć na Tristana i zniżyć głos do szeptu. — Zniszczenie ciała nie zniszczy duszy. Ani nowego, ani starego— mówił do Tristana głównie. Kucnął, przy sztucznym tworze i dotknął jednej z kończyn, oceniając skutki mrocznej siły, jakie były na niej widoczne i położył na ziemi sztylet, który trzymał. Zniszczenie ciała chłopca prawdopodobnie też nie zda egzaminu. Nie wtedy, gdy w nim przebywał. Jeśli mieli go uwolnić, przerwać jego więzy z tym światem, musieli mu uniemożliwić powrót do ciała. Lub ciał.— Dzięki bardzo dużej mocy czarnej magii — a mamy jej tu mnóstwo — jest to możliwe, pod warunkiem, że dusza całkowicie opuści ciało. Ale nie przygotuję na szybko żadnego wzoru. Musimy wykorzystać do tego runy — wypędzić go z tego ciała i zablokować mu powrót. Ściszył głos jeszcze bardziej i spojrzał na chłopca.— W jaki sposób to wszystko zrobiłeś? — spytał go, marszcząc brwi. Musieli wiedzieć, do czego jest zdolny. —Tam w korytarzu rozmawiałem z kimś. Powiedziała, że sam tworzysz te znaki. Co się stanie, gdy się pomylimy? Na przykład przy tej — wskazał runę złożoną ze znaków, które przywodziły mu na myśl "x". — Goyle — odezwał się głośniej, usłyszawszy za sobą hałas, wybuch? Eksplozję? Cadan powinien tu być i tego posłuchać, mógł wpaść na pomysł, co zrobić, by trwale go stąd przegonić.— Goyle?! — Nie czas na wylegiwanie się na podłodze, jesteś potrzebny tutaj. Poderwał się z ziemi gwałtownie i ruszył w kierunku wyjścia z celi, a tam, na korytarzu, kilka kroków dalej, ujrzał leżącą księgę Bagmana; dalej leżał Cadan i Selwyn. Od razu do niej dotarł i otworzył.— Cadan, skup się, jesteś teraz potrzebny. Wewnątrz tej celi jest dziecko, które tworzy sobie nowe ciało. Oznacza je runami, to są jakieś dziwne znaki, on sam je tworzy, Goyle. Musi narysować runę wejścia, związania i narodzenia. Dzięki pierwszej wniknie do nowego ciała, druga pozwoli nad nim panować, a trzecia go w niej utrzyma. Musimy wypędzić go ze starego ciała i i nie dopuścić do tego, by się zakorzeniło w nowym. Musimy go jakoś uwolnić, zerwać to coś, co go tu trzyma. Być może to te ciała. Selwyn, Cadan potrzebuje twojej uzdrowicielskiej pomocy, zrób coś z tym, tylko nas nie zabij — warknął ostrzegawczo i powrócił do przeglądania księgi. Wertował stronice, poszukując w niej czegoś dla siebie zrozumiałego — nie znaków runicznych, na tym się kompletnie nie znał. Szukał notatek, opisów, które jemu, jako numerologowi pozwolą pomóc Cadanowi, pozwolą znaleźć rozwiązanie alternatywne.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Wszystko szło nie tak, lecz Cadan po prostu zacisnął zęby i spróbował dojść do celi. Pełnej trupów, jak się potem okazało. Nieprzyjemny odór wdzierał się w otwór nosowy jeszcze intensywniej niźli posiadając ten organ, lecz przecież Goyle czuł go nie raz. Prawdą jednak było, że na pewno nie w takim natężeniu. Dlatego skrzywił się, chociaż równie dobrze mogło to być spowodowane rozdzierającym ciało bólem kiedy ślamazarnie pokonywał kolejne metry dzielące go od wejścia do miejsca, w którym znajdowali się już Rosier i Mulciber.
Nim jednak zdołał przekroczyć próg osobliwego pomieszczenia, znów dopadł go Selwyn. Żeglarz zmarszczył niezadowolony brwi, bowiem zaczął przeczuwać, że tamten powziął sobie za punkt honoru wykończenie go prędzej niż zrobi to Azkaban.
Uzdrowiciel ubiegł go ze swoją szatańską inkantacją. Cadan zdążył jedynie otworzyć usta, mające wydobyć z siebie zaprzeczenie, lecz żaden głos nie opuścił jego gardła. Do czasu. Jęknął, kiedy siła anomalii rzuciła go na ścianę. Do wielorakich rodzajów bólu doszedł jeszcze ten barku.
- Ja pierdolę - wysyczał zdenerwowany, starając się znów ustać o własnych nogach. - Człowieku, zajmij się lepiej rzeźnictwem - dodał wciąż rozzłoszczony. Starał się go zamiast tego ominąć, ponieważ pomimo poczucia ulgi w nodze, nie umiał nastawić się do mężczyzny pozytywnie. I nieważne, że w tym przypadku zawinił kaprys magii, łatwiej można było znaleźć kozła ofiarnego w żywym człowieku.
Nim jeszcze przekroczył próg celi, dopadł ich Ramsey. Mówił szybko, lecz Goyle starał się nadążyć za przekazanymi w szaleńczym tempie informacjami. Zamarł na chwilę szukając w umyśle rozwiązania oraz stwierdził, że nie zaszkodzi spróbować. Skinął więc mężczyźnie układając sobie plan w głowie. Nie wiedział czy w ogóle zdoła cokolwiek zrobić, zwłaszcza przez wzgląd na obrażenia, jednakże musiał spróbować.
Dotarłszy na miejsce rozejrzał się po nim najpierw pobieżnie, później już dokładniej. Tak, istnienie smrodu jak najbardziej było uzasadnione. Wzrok zatrzymał na chłopcu, wyraźnie zniecierpliwionym.
- Cześć - rzucił w eter, zezując na Tristana. - Słyszałem, że interesujesz się runami. Ja też. Zaklinam przedmioty, ludzi i miejsca. Moją ulubioną klątwą jest klątwa Tanatosa - zaczął mówić do dzieciaka, chcąc zaskarbić jego sympatię. I pokazać, że naprawdę miał pojęcie na ten temat. - To bardzo rozwijające zainteresowanie. Mój syn jest w twoim wieku - dodał, nie mając pojęcia ile lat ma ten maluch, lecz to nie było istotne tak naprawdę. - Też świetnie sobie radzi z tym starożytnym pismem. Moi towarzysze jakkolwiek zdolni czarodzieje, raczej nie znają się na tym, na pewno coś zepsują - powiedział starając się przywołać na twarz uprzejmy uśmiech. To było trudne zważywszy na ból szarpiący umęczonym ciałem, lecz zaciskał zęby. Wciąż. - Pomogę ci. Mój syn na pewno doceni jak mu opowiem o chłopcu, który stał się potężnym smokiem - dorzucił, szybko oceniając sytuację. Zbliżał się do rozmówcy powoli, systematycznie, ostrożnie, nie chcąc go przepłoszyć. - Runa wejścia, związania i narodzenia. Bardzo sprytne, musisz być mądrym czarodziejem. To będzie dla mnie zaszczyt - kadził dalej, starając się brzmieć łagodnie oraz przyjaźnie. Jednak co jakiś czas na jego twarzy pojawiał się grymas bólu, nie umiał tego kontrolować.
Nim jednak zdołał przekroczyć próg osobliwego pomieszczenia, znów dopadł go Selwyn. Żeglarz zmarszczył niezadowolony brwi, bowiem zaczął przeczuwać, że tamten powziął sobie za punkt honoru wykończenie go prędzej niż zrobi to Azkaban.
Uzdrowiciel ubiegł go ze swoją szatańską inkantacją. Cadan zdążył jedynie otworzyć usta, mające wydobyć z siebie zaprzeczenie, lecz żaden głos nie opuścił jego gardła. Do czasu. Jęknął, kiedy siła anomalii rzuciła go na ścianę. Do wielorakich rodzajów bólu doszedł jeszcze ten barku.
- Ja pierdolę - wysyczał zdenerwowany, starając się znów ustać o własnych nogach. - Człowieku, zajmij się lepiej rzeźnictwem - dodał wciąż rozzłoszczony. Starał się go zamiast tego ominąć, ponieważ pomimo poczucia ulgi w nodze, nie umiał nastawić się do mężczyzny pozytywnie. I nieważne, że w tym przypadku zawinił kaprys magii, łatwiej można było znaleźć kozła ofiarnego w żywym człowieku.
Nim jeszcze przekroczył próg celi, dopadł ich Ramsey. Mówił szybko, lecz Goyle starał się nadążyć za przekazanymi w szaleńczym tempie informacjami. Zamarł na chwilę szukając w umyśle rozwiązania oraz stwierdził, że nie zaszkodzi spróbować. Skinął więc mężczyźnie układając sobie plan w głowie. Nie wiedział czy w ogóle zdoła cokolwiek zrobić, zwłaszcza przez wzgląd na obrażenia, jednakże musiał spróbować.
Dotarłszy na miejsce rozejrzał się po nim najpierw pobieżnie, później już dokładniej. Tak, istnienie smrodu jak najbardziej było uzasadnione. Wzrok zatrzymał na chłopcu, wyraźnie zniecierpliwionym.
- Cześć - rzucił w eter, zezując na Tristana. - Słyszałem, że interesujesz się runami. Ja też. Zaklinam przedmioty, ludzi i miejsca. Moją ulubioną klątwą jest klątwa Tanatosa - zaczął mówić do dzieciaka, chcąc zaskarbić jego sympatię. I pokazać, że naprawdę miał pojęcie na ten temat. - To bardzo rozwijające zainteresowanie. Mój syn jest w twoim wieku - dodał, nie mając pojęcia ile lat ma ten maluch, lecz to nie było istotne tak naprawdę. - Też świetnie sobie radzi z tym starożytnym pismem. Moi towarzysze jakkolwiek zdolni czarodzieje, raczej nie znają się na tym, na pewno coś zepsują - powiedział starając się przywołać na twarz uprzejmy uśmiech. To było trudne zważywszy na ból szarpiący umęczonym ciałem, lecz zaciskał zęby. Wciąż. - Pomogę ci. Mój syn na pewno doceni jak mu opowiem o chłopcu, który stał się potężnym smokiem - dorzucił, szybko oceniając sytuację. Zbliżał się do rozmówcy powoli, systematycznie, ostrożnie, nie chcąc go przepłoszyć. - Runa wejścia, związania i narodzenia. Bardzo sprytne, musisz być mądrym czarodziejem. To będzie dla mnie zaszczyt - kadził dalej, starając się brzmieć łagodnie oraz przyjaźnie. Jednak co jakiś czas na jego twarzy pojawiał się grymas bólu, nie umiał tego kontrolować.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Przecież jesteśmy bezpieczni - odparł chłopcu - mówiłeś, że tu nie wejdą. - Na dementorów również musieli znaleźć sposób. Wiedzieli, z mapy Bagmana, że znajdują się po jednej stronie korytarza; jedno z nich musiało tam przejść obok nich, kiedy ostatecznie staną naprzeciw dementorów. Musieli otoczyć anomalię - to będzie trudne. Czy chłopiec miał sposób na to, jak ich od siebie odciągnąć?
Odnalazł spojrzeniem kolejne runy wskazane przez dziecko, tuż obok nich - dwie kolejne.
Przez ramię spojrzał na zbliżającego się Mulcibera, jedynie skinąwszy głową na jego szept. To, o czym mówił, znacznie utrudniało ich zadanie.
- Dobrze, że o tym mówisz - odparł głośniejszym tonem głosu, niż on. - Wiemy, na co powinniśmy uważać - podkreślił, wierzył, że chłopiec nie usłyszał szeptu czarodzieja, ale konspiracja przy małym władcy nieumarłych mogła wydać mu się podejrzana. - Ten chłopiec jest wyjątkowy, musimy udzielić mu wsparcia. - Na szczęście był tylko dzieckiem - a te z natury swojej bywały naiwne.
- Nie dopuścimy do tego - obiecał mu, przytakując na bolesne wyznanie, odciągając jego rozmowę od dyskusji Goyle'a z Mulciberem. - Mój przyjaciel to zrobi, w porządku? Jest w tym znacznie lepszy ode mnie, nie pozwoli na błąd. Wskażę mu odpowiednie znaki. Ten, ten i ten... a te dwa? - Jego dłoń zatrzymała się przy czwartej i piątej runie, niepodpisanej, ale równie mocno zaznaczonej: z jakiegoś powodu musiał je wskazać. Jeśli to chłopiec tworzył runy, w księdze zapewne nie będzie wskazówki, jak ją potraktować - jak odczytać, ani co oznacza. - Je również stworzyłeś, prawda? Wytłumaczysz nam, dlaczego zakreśliłeś je w ten sposób? - Tym samym uniósł spojrzenie na pojawiającego się Cadana - być może jednak on znał ich znaczenie. I wyciągnął w jego kierunku dłoń, w której znajdował się pędzelek.
Odnalazł spojrzeniem kolejne runy wskazane przez dziecko, tuż obok nich - dwie kolejne.
Przez ramię spojrzał na zbliżającego się Mulcibera, jedynie skinąwszy głową na jego szept. To, o czym mówił, znacznie utrudniało ich zadanie.
- Dobrze, że o tym mówisz - odparł głośniejszym tonem głosu, niż on. - Wiemy, na co powinniśmy uważać - podkreślił, wierzył, że chłopiec nie usłyszał szeptu czarodzieja, ale konspiracja przy małym władcy nieumarłych mogła wydać mu się podejrzana. - Ten chłopiec jest wyjątkowy, musimy udzielić mu wsparcia. - Na szczęście był tylko dzieckiem - a te z natury swojej bywały naiwne.
- Nie dopuścimy do tego - obiecał mu, przytakując na bolesne wyznanie, odciągając jego rozmowę od dyskusji Goyle'a z Mulciberem. - Mój przyjaciel to zrobi, w porządku? Jest w tym znacznie lepszy ode mnie, nie pozwoli na błąd. Wskażę mu odpowiednie znaki. Ten, ten i ten... a te dwa? - Jego dłoń zatrzymała się przy czwartej i piątej runie, niepodpisanej, ale równie mocno zaznaczonej: z jakiegoś powodu musiał je wskazać. Jeśli to chłopiec tworzył runy, w księdze zapewne nie będzie wskazówki, jak ją potraktować - jak odczytać, ani co oznacza. - Je również stworzyłeś, prawda? Wytłumaczysz nam, dlaczego zakreśliłeś je w ten sposób? - Tym samym uniósł spojrzenie na pojawiającego się Cadana - być może jednak on znał ich znaczenie. I wyciągnął w jego kierunku dłoń, w której znajdował się pędzelek.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Podniósł wzrok, gdy Cadan ruszył w stronę celi, obejrzał się za nim, aż zniknął w jej wnętrzu. Przez chwilę przysłuchiwał się ich rozmowie, Cadana, Tristana — nie potrafił osądzić, czy dobrze im szło z dzieckiem, czy chłopiec uwierzy w ich intencje, czy odwrócą jego uwagę od tego, co zamierzali zrobić. Spojrzał przed siebie, na mglisty korytarz, w którym z pewnością lada moment znajdą się dementorzy. Smoczy ogień prawdopodobnie trzymał ich z dala od tej strony, a teraz — przyjdzie im wejść wśród nich, by otoczyć anomalię i doprowadzić do przejęcia jej magii i nadania jej dementorom. Jego skostniałe serce kruszyła obawa przed tym, co mieli zrobić. Nie obawiał się utraty swej duszy najbardziej; obawiał się porażki, tego, że przez to zawiedzie, a przecież wszystko pokładał w wierze w sukces, który zadowoli Czarnego Pana.
Sięgnął po różdżkę, spoczywającą w prawej kieszeni, ułożył ją wygodnie w lewej dłoni i szeptem wypowiedział inkantację zaklęcia, które wzmocni jego towarzyszy, tam, za ścianą.
— Magicus Extremos.
Sięgnął po różdżkę, spoczywającą w prawej kieszeni, ułożył ją wygodnie w lewej dłoni i szeptem wypowiedział inkantację zaklęcia, które wzmocni jego towarzyszy, tam, za ścianą.
— Magicus Extremos.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
- Nie przerywaj, Selwyn - Uzdrowiciel powinien dołożyć wszelkiego wysiłku, by Goyle doszedł do siebie. Tymczasem - powinni zatroszczyć się o swoje powodzenie - kątem oka spojrzał na Mulcibera wypowiadającego roztropną inkantację. Miał słuszność, powinni się zabezpieczyć. - To nas wzmocni, rzucimy zaklęcia na siebie - wytłumaczył chłopcu, nie wiedząc, jaką ten mógł posiadać wiedzę na temat magicznych inkantacji - potężne moce związane z runami nie musiały wszak równać się wszechwiedzy. Podszedł bliżej pozostałych, tak, by działanie zaklęcia objęło wszystkich jego towarzyszy. - Magicus extremos - powtórzył po nim zaklęcie, z uwagą akcentując inkantację i dbając o poprawną gestykulację różdżki - byli osłabieni, potrzebowali się wzmocnić. Jeśli Selwyn nie potrafił im pomóc - musieli próbować na wszystkie sposoby - nawet te najbardziej ryzykowne; anomalia wciąż była niebezpieczna.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Szaleńczy łomot serca nie ustawał nawet na chwilę. Nie miałem pojęcia kiedy znalazłem się po raz kolejny na podłodze, odrzucony siłą eksplozji, po raz wtóry spowodowanej z mojego powodu. Ten świat był przerażający, chciałem się z niego wydostać, wrócić do Dziurawego Kotła, gdzie na pewno czekała na mnie Wendy. I zamartwiała się na śmierć. Nie licząc ludzi w zasięgu mojego wzroku nie miałem nikogo poza nią.
Z moich ust wyrwał się jęk bólu. Szybko zacisnąłem zęby i skupiłem się na moim świszczącym oddechu. Byłem okropnie bliski szlochu, przerażająco bezradny i zbyt zagubiony. Słyszałem echa dziwnych głosów - a może to tylko to miejsce sprawiało, że traciłem zmysły? To chyba były tylko hałasy, zniekształcane upiorne dźwięki. Chyba. Te głosy brzmiały znajomo, choć przysiągłbym, że wcześniej ich nie słyszałem. Przeszedł mnie dreszcz. Serce waliło jak dzwon. Bałem się. Uniosłem na łokciu powoli, w tej wykrzywionej rzeczywistości nie umiałem skupić się an zbyt wielu rzeczach na raz. Umrę tu, umrę, kołatało mi się w głowie, kiedy przelęknione spojrzenie zwróciłem ku Cadanowi. Nie miałem zamiaru, nie chciałem. Nie mogło mi to jednak przejść przez zaciśnięte gardło. Poprawiłem chwyt na różdżce, kiedy Ramsey po raz kolejny zwrócił się do mnie. Pokiwałem tylko głową, z oczami szeroko otwartymi, na myśl przywodząc raczej zagubione dziecko niż mężczyznę. Wszystko zadziałało jednak samo, nie wiadomo jak wstałem i podszedłem do nich, napędzany wewnętrzną siłą, która wydawała się jakby istnieć poza mną. Nie wiedziałem, skąd we mnie ten upór, skąd brała się umiejętność do działania. Uniosłem różdżkę, nie patrząc w stronę koszmarnego chłopca, nie podnosząc wzroku zbyt wysoko. Robiłem, co trzeba było robić. Starając skupić się tylko na leczeniu. Co jeszcze mogło się stać Goyle'owi? Starałem przypomnieć sobie wszystkie upadki, uderzenia, cokolwiek. Skupiłem się na obserwacji. Nierówny, niepełny oddech. Połamane żebra? Możliwe.
Zawahałem się na moment, spojrzałem na Mulcibera, na Rosiera. Nie przerywaj, Selwyn. Niech więc będzie. Wycelowałem w żebra Cadana.
- Fractura Texta.
Z moich ust wyrwał się jęk bólu. Szybko zacisnąłem zęby i skupiłem się na moim świszczącym oddechu. Byłem okropnie bliski szlochu, przerażająco bezradny i zbyt zagubiony. Słyszałem echa dziwnych głosów - a może to tylko to miejsce sprawiało, że traciłem zmysły? To chyba były tylko hałasy, zniekształcane upiorne dźwięki. Chyba. Te głosy brzmiały znajomo, choć przysiągłbym, że wcześniej ich nie słyszałem. Przeszedł mnie dreszcz. Serce waliło jak dzwon. Bałem się. Uniosłem na łokciu powoli, w tej wykrzywionej rzeczywistości nie umiałem skupić się an zbyt wielu rzeczach na raz. Umrę tu, umrę, kołatało mi się w głowie, kiedy przelęknione spojrzenie zwróciłem ku Cadanowi. Nie miałem zamiaru, nie chciałem. Nie mogło mi to jednak przejść przez zaciśnięte gardło. Poprawiłem chwyt na różdżce, kiedy Ramsey po raz kolejny zwrócił się do mnie. Pokiwałem tylko głową, z oczami szeroko otwartymi, na myśl przywodząc raczej zagubione dziecko niż mężczyznę. Wszystko zadziałało jednak samo, nie wiadomo jak wstałem i podszedłem do nich, napędzany wewnętrzną siłą, która wydawała się jakby istnieć poza mną. Nie wiedziałem, skąd we mnie ten upór, skąd brała się umiejętność do działania. Uniosłem różdżkę, nie patrząc w stronę koszmarnego chłopca, nie podnosząc wzroku zbyt wysoko. Robiłem, co trzeba było robić. Starając skupić się tylko na leczeniu. Co jeszcze mogło się stać Goyle'owi? Starałem przypomnieć sobie wszystkie upadki, uderzenia, cokolwiek. Skupiłem się na obserwacji. Nierówny, niepełny oddech. Połamane żebra? Możliwe.
Zawahałem się na moment, spojrzałem na Mulcibera, na Rosiera. Nie przerywaj, Selwyn. Niech więc będzie. Wycelowałem w żebra Cadana.
- Fractura Texta.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Chłopiec spojrzał na Ramseya nachylającego się do Tristana.
- Oczywiście, że musicie wykorzystać runy, cały czas wam o tym mówię - warknął niezadowolony patrząc spode łba na Mulcibera. Nie wydawał się nim jednak specjalnie zainteresowany. Skupił się na rozmowie, z Rosierem w czasie, w którym Ramsey przeglądał notatki w księdze z runami. Podobnie jak Cadan natrafił na przede wszystkim liczne znaki zapytania przy runach, którym brakowało opisu. Mulciber nie musiał się jednak na nich znać, by zauważyć pewien ciąg logiczny między kolejnymi znakami. Zarówno tymi opisanymi, jak i opatrzonymi pytajnikami, a w końcu i z tymi na ścianie. Wszystko zdawało się układać w pewien ciąg pozwalający prześledzić dokładnie ścieżkę, jaką szedł mały twórca run. Pierwsza niepodpisana runa ze ściany przypominała połączenie dwóch dobrze opisanych w książce Bagmana - jednej odpowiedzialnej za rzeczy niematerialne i drugiej - symbolizującej człowieka. Na kolejnej stronie zapisany był nawet ciąg powstawania runy. Końcowy efekt opatrzony był opisem niematerialny człowiek, obok nakreślona, najwyraźniej później została runa, której znaczenie Ramsey znalazł na wcześniejszej stronie - odnosząca się do wnętrza, ludzkiej natury. Na tej samej stronie kilkukrotnie podkreślone widniało słowo DUSZA. Druga niepodpisana runa opatrzona była podobnym schematem. Jej podstawą była runa oznaczająca życie obrócona jednak do góry nogami i połączona z poprzednią, niepodpisaną runą. Przy niej zabrakło jednak samego końca schematu. Z czarem Mulciber miał nieco mniej szczęścia, wiedział doskonale, że się nie powiódł, czuł także działanie anomalii, z którym oswoił się już na tyle, by jako numerolog znający się na naturze magii określić, że obudzona do życia zapewne i tak wypaczyłaby jego zaklęcie. Gdyby wcześniej oczywiście nie okazało się zbyt słabe, by zaistnieć w mrocznej i przytłaczającej atmosferze czarnej magii otaczającej Azkaban.
Tuż obok Ramseya rozległ się głos Cornelii wyrzucającej mu, że ją zabił. Po chwili głosów zrobiło się więcej i Mulciber słyszał je niczym irytujący brzęk muchy, tuż obok, a jednak o niewidocznym pochodzeniu, który nie chce umilknąć. Wsłuchując się w niego dokładniej, potrafił rozpoznać w powstałym nieskoordynowanym chórze wyrzutów głos każdej swojej ofiary. Każda z pretensjami o odebranie jej życia.
Blondyn popatrzył na Cadana nieco krytycznie.
- Klątwy są nudne. Nie lubię klątw, które istnieją, lubię tworzyć własne. Stworzyłem kiedyś klątwę, która zamienia język w węża i nałożyłem na jednego więźnia. Dementorzy byli niezadowoleni, bo okazało się, że wąż był jadowity i zabił go zanim oni zdążyli. I to nie żadne starożytne pismo, stworzyłem nowe. Jesteś pewien, że się na tym znasz? I oczywiście, że jestem mądry, dziadek mi to często mówił.
Chłopiec odwrócił się następnie do Tristana, któremu zdecydowanie chętniej odpowiadał na pytania najwyraźniej doceniając jego zdolności retoryczne, którymi Rosier przewyższał swoich kompanów.
- No nie przyjdą, ale będą się czaili pod drzwiami. Nie lubię jak się tam kręcą, a wasze krzyki pewnie już dawno ich zainteresowały - wzruszył ramionami, z którymi najwyraźniej również było coś nie tak, bo tylko jedno z nich uniosło się w górę. - Skoro mówisz, że jest lepszy... - znowu wykonał ten sam gest unosząc jedno ramię. - Te znaki wyszły mi przypadkiem. Nie musicie się nimi interesować, one nie zrobią ze mnie smoka - wydawało się, że skończył, ale po chwili kontynuował głosem, w którym dało się usłyszeć źle skrywaną, dziecięcą dumę z wykonanego dzieła. - Zabrałem się na początku do tego od złej strony, bo nie rozumiałem za dobrze natury duszy, myślałem, że najpierw muszę umrzeć, żeby się urodzić ponownie, ale dziadek wytłumaczył mi, jak dokładnie działa dusza. I uśmiercanie jej to jednak nie był dobry pomysł. Więc stworzyłem runy, które ją przenoszą i one już na pewno zadziałają.
Popatrzył na Rosiera wzrokiem, w którym skrywało się oczekiwanie na pochwałę (o dziwo spojrzenie smoczątek i chłopców było do siebie zaskakująco podobne, gdy chodziło o zbieranie gratulacji).
- No podkreśliłem, bo reszta run to półprodukty. Myślisz, że stworzenie runy, która działa jest proste? Gdyby było każdy matoł pisząc swoje imię ryzykowałby nałożenie klątwy. Z tamtymi runami nic się nie da zrobić, to tylko rysunki. Nie to, co te.
Zaklęcie Tristana, podobnie jak Ramseya, nie zakończyło się powodzeniem. Jednakże w momencie, w którym zakończył wymawiać inkantację z mgły wysunął się dementor zmierzający coraz bliżej. Wszyscy odczuli nagłe zimno i niepokój. Smród ciał zdawał się być coraz intensywniejszy, a koniec powierzonego zadania coraz odleglejszy. Wszyscy zyskali pewność, że Czarny Pan będzie nimi zawiedziony. Ramsey nawet usłyszał jego głos zawiodłeś, Mulciber, zawiodłeś mnie.
Dementor zatrzymał się w pewnym oddaleniu od progu, a następnie zawrócił w stronę wciąż zbliżającej się mgły.
Alexander dwukrotnie spróbował uleczyć żebra Cadana. Niestety dwukrotnie nieudanie. Magia nie chciała go słuchać. W głowie pojawiały mu się niewyraźne obrazy, nie potrafił ich dokładnie rozpoznać, czuł jednak złość, strach i żal, gdy przetaczały się, niemożliwe do rozpoznania fragmenty, pełne negatywnych emocji, których pochodzenia nie do końca rozumiał. Wśród nich pojawiały się też wyraźne wspomnienia, swąd spalenizny, krzyki płonących żywcem pracowników Ministerstwa Magii. I świstoklik, którego łapał się uciekając z budynku, który dla tylu osób zamienił się w grobowiec.
| Na odpis macie czas do poniedziałku do godziny 22:00
ST ujarzmienia anomalii: 505
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
- Oczywiście, że musicie wykorzystać runy, cały czas wam o tym mówię - warknął niezadowolony patrząc spode łba na Mulcibera. Nie wydawał się nim jednak specjalnie zainteresowany. Skupił się na rozmowie, z Rosierem w czasie, w którym Ramsey przeglądał notatki w księdze z runami. Podobnie jak Cadan natrafił na przede wszystkim liczne znaki zapytania przy runach, którym brakowało opisu. Mulciber nie musiał się jednak na nich znać, by zauważyć pewien ciąg logiczny między kolejnymi znakami. Zarówno tymi opisanymi, jak i opatrzonymi pytajnikami, a w końcu i z tymi na ścianie. Wszystko zdawało się układać w pewien ciąg pozwalający prześledzić dokładnie ścieżkę, jaką szedł mały twórca run. Pierwsza niepodpisana runa ze ściany przypominała połączenie dwóch dobrze opisanych w książce Bagmana - jednej odpowiedzialnej za rzeczy niematerialne i drugiej - symbolizującej człowieka. Na kolejnej stronie zapisany był nawet ciąg powstawania runy. Końcowy efekt opatrzony był opisem niematerialny człowiek, obok nakreślona, najwyraźniej później została runa, której znaczenie Ramsey znalazł na wcześniejszej stronie - odnosząca się do wnętrza, ludzkiej natury. Na tej samej stronie kilkukrotnie podkreślone widniało słowo DUSZA. Druga niepodpisana runa opatrzona była podobnym schematem. Jej podstawą była runa oznaczająca życie obrócona jednak do góry nogami i połączona z poprzednią, niepodpisaną runą. Przy niej zabrakło jednak samego końca schematu. Z czarem Mulciber miał nieco mniej szczęścia, wiedział doskonale, że się nie powiódł, czuł także działanie anomalii, z którym oswoił się już na tyle, by jako numerolog znający się na naturze magii określić, że obudzona do życia zapewne i tak wypaczyłaby jego zaklęcie. Gdyby wcześniej oczywiście nie okazało się zbyt słabe, by zaistnieć w mrocznej i przytłaczającej atmosferze czarnej magii otaczającej Azkaban.
Tuż obok Ramseya rozległ się głos Cornelii wyrzucającej mu, że ją zabił. Po chwili głosów zrobiło się więcej i Mulciber słyszał je niczym irytujący brzęk muchy, tuż obok, a jednak o niewidocznym pochodzeniu, który nie chce umilknąć. Wsłuchując się w niego dokładniej, potrafił rozpoznać w powstałym nieskoordynowanym chórze wyrzutów głos każdej swojej ofiary. Każda z pretensjami o odebranie jej życia.
Blondyn popatrzył na Cadana nieco krytycznie.
- Klątwy są nudne. Nie lubię klątw, które istnieją, lubię tworzyć własne. Stworzyłem kiedyś klątwę, która zamienia język w węża i nałożyłem na jednego więźnia. Dementorzy byli niezadowoleni, bo okazało się, że wąż był jadowity i zabił go zanim oni zdążyli. I to nie żadne starożytne pismo, stworzyłem nowe. Jesteś pewien, że się na tym znasz? I oczywiście, że jestem mądry, dziadek mi to często mówił.
Chłopiec odwrócił się następnie do Tristana, któremu zdecydowanie chętniej odpowiadał na pytania najwyraźniej doceniając jego zdolności retoryczne, którymi Rosier przewyższał swoich kompanów.
- No nie przyjdą, ale będą się czaili pod drzwiami. Nie lubię jak się tam kręcą, a wasze krzyki pewnie już dawno ich zainteresowały - wzruszył ramionami, z którymi najwyraźniej również było coś nie tak, bo tylko jedno z nich uniosło się w górę. - Skoro mówisz, że jest lepszy... - znowu wykonał ten sam gest unosząc jedno ramię. - Te znaki wyszły mi przypadkiem. Nie musicie się nimi interesować, one nie zrobią ze mnie smoka - wydawało się, że skończył, ale po chwili kontynuował głosem, w którym dało się usłyszeć źle skrywaną, dziecięcą dumę z wykonanego dzieła. - Zabrałem się na początku do tego od złej strony, bo nie rozumiałem za dobrze natury duszy, myślałem, że najpierw muszę umrzeć, żeby się urodzić ponownie, ale dziadek wytłumaczył mi, jak dokładnie działa dusza. I uśmiercanie jej to jednak nie był dobry pomysł. Więc stworzyłem runy, które ją przenoszą i one już na pewno zadziałają.
Popatrzył na Rosiera wzrokiem, w którym skrywało się oczekiwanie na pochwałę (o dziwo spojrzenie smoczątek i chłopców było do siebie zaskakująco podobne, gdy chodziło o zbieranie gratulacji).
- No podkreśliłem, bo reszta run to półprodukty. Myślisz, że stworzenie runy, która działa jest proste? Gdyby było każdy matoł pisząc swoje imię ryzykowałby nałożenie klątwy. Z tamtymi runami nic się nie da zrobić, to tylko rysunki. Nie to, co te.
Zaklęcie Tristana, podobnie jak Ramseya, nie zakończyło się powodzeniem. Jednakże w momencie, w którym zakończył wymawiać inkantację z mgły wysunął się dementor zmierzający coraz bliżej. Wszyscy odczuli nagłe zimno i niepokój. Smród ciał zdawał się być coraz intensywniejszy, a koniec powierzonego zadania coraz odleglejszy. Wszyscy zyskali pewność, że Czarny Pan będzie nimi zawiedziony. Ramsey nawet usłyszał jego głos zawiodłeś, Mulciber, zawiodłeś mnie.
Dementor zatrzymał się w pewnym oddaleniu od progu, a następnie zawrócił w stronę wciąż zbliżającej się mgły.
Alexander dwukrotnie spróbował uleczyć żebra Cadana. Niestety dwukrotnie nieudanie. Magia nie chciała go słuchać. W głowie pojawiały mu się niewyraźne obrazy, nie potrafił ich dokładnie rozpoznać, czuł jednak złość, strach i żal, gdy przetaczały się, niemożliwe do rozpoznania fragmenty, pełne negatywnych emocji, których pochodzenia nie do końca rozumiał. Wśród nich pojawiały się też wyraźne wspomnienia, swąd spalenizny, krzyki płonących żywcem pracowników Ministerstwa Magii. I świstoklik, którego łapał się uciekając z budynku, który dla tylu osób zamienił się w grobowiec.
- Runy:
- Runa wejścia:
- Runa związania:
- Runa narodzenia:
- Niepodpisana:
- Niepodpisana:
| Na odpis macie czas do poniedziałku do godziny 22:00
- Mapa Bagmana:
- Pula zdrowia:
- Tristan: 215/220 kara: 0
(odmrożony prawy bark -5)
Ramsey: 141/211 kara: -15
(oparzenia -5; zatrucie cm -20; wzmocnienie +10; cm -15; obite żebra, pośladki, lewa łopatka: -25; odmrożone prawe ramię: -5; psychiczne: -10)
Alex: 186/215 kara: -5
(oparzenia -10; osłabienie -4; zatrucie cm -10; odmrożony lewy bark: -5; stłuczone biodro: -10)
Cadan: 114/215 kara: -20
(amputowany nos; odmrożone uszy: -30; połamane żebra: -45; rozcięte lewe udo: -16; stłuczony prawy bark: -10)
- Pula poczytalności:
- Tristan: 57/110
Ramsey: 40/105
Cadan: 69/105 (czekolada +10)
Alex: 55/110
ST ujarzmienia anomalii: 505
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
W tej sprawie było więcej niewiadomych niż mu się zdawało. Początkowo nie był przekonany co do całej tej akcji z runami oraz chłopcem chcącym być smokiem, lecz teraz miał już pewność, że za tym kryło się coś więcej. Niestety. Goyle musiał wykazać się niesamowitą wiedzą oraz umiejętnościami, żeby powstały zapewne we wszystkich głowach plan mógł odnieść sukces. Uśmiechał się przez ból, nawet nie patrząc na partacza, który nazywał siebie uzdrowicielem, co było jedynie piękną bajką. Cadan nie był już dzieckiem, nie wierzył w podobne ułudy.
- Jestem pewien - przytaknął łagodnie, lecz stanowczo. Miał brzmieć pewnie, jak gdyby nie robił nic innego przez całe swoje życie, jak właśnie zajmowanie się runami. Poniekąd tak było, jednakże nie oddał się temu zajęciu w pełni. Gdzieś tam zawsze ciągnęło go do oceanów, sztormów oraz zbutwiałego drewna i to nie pozwalało na zawężenie zainteresowań. Daleki był jednak od pouczania chłopca, nie chciał wywierać na nim złego wrażenia. Miał wzbudzać zaufanie.
W międzyczasie wsłuchiwał się w wymianę zdań między Tristanem, a dzieckiem, a także wtrąceń drugiego czarodzieja. Zaglądał mu przez ramię do księgi starając się zrozumieć. Nie tylko wykonać polecenie, o to było łatwo, narysował w swoim życiu wiele run. Jednakże musieli zakotwiczyć się w czymś, co pozwoliłoby im zniweczyć śmiały plan przerażającego malucha. Jego zdaniem powinni zabronić mu związania jego duszy z ciałem, żeby nie mógł stać się potężny, a także żeby usunąć jego powiązanie ze światem doczesnym. Z drugiej strony dusza była zbyt niematerialna, musieli ją więc gdzieś związać oraz zniszczyć w doczesnej formie. To brzmiało jak skomplikowany rytuał, do którego zgodnie z życzeniem chłopca się przygotował. Jednakże w myślach starał się odnaleźć jakiekolwiek wskazówki, wzór, który pozwoliłby mu pojąć skomplikowany mechanizm tego, co chciał uczynić. Unicestwić duszę.
Rzut na runy oraz ich zrozumienie.
- Jestem pewien - przytaknął łagodnie, lecz stanowczo. Miał brzmieć pewnie, jak gdyby nie robił nic innego przez całe swoje życie, jak właśnie zajmowanie się runami. Poniekąd tak było, jednakże nie oddał się temu zajęciu w pełni. Gdzieś tam zawsze ciągnęło go do oceanów, sztormów oraz zbutwiałego drewna i to nie pozwalało na zawężenie zainteresowań. Daleki był jednak od pouczania chłopca, nie chciał wywierać na nim złego wrażenia. Miał wzbudzać zaufanie.
W międzyczasie wsłuchiwał się w wymianę zdań między Tristanem, a dzieckiem, a także wtrąceń drugiego czarodzieja. Zaglądał mu przez ramię do księgi starając się zrozumieć. Nie tylko wykonać polecenie, o to było łatwo, narysował w swoim życiu wiele run. Jednakże musieli zakotwiczyć się w czymś, co pozwoliłoby im zniweczyć śmiały plan przerażającego malucha. Jego zdaniem powinni zabronić mu związania jego duszy z ciałem, żeby nie mógł stać się potężny, a także żeby usunąć jego powiązanie ze światem doczesnym. Z drugiej strony dusza była zbyt niematerialna, musieli ją więc gdzieś związać oraz zniszczyć w doczesnej formie. To brzmiało jak skomplikowany rytuał, do którego zgodnie z życzeniem chłopca się przygotował. Jednakże w myślach starał się odnaleźć jakiekolwiek wskazówki, wzór, który pozwoliłby mu pojąć skomplikowany mechanizm tego, co chciał uczynić. Unicestwić duszę.
Rzut na runy oraz ich zrozumienie.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Chłód, zimno, niechęć, zgroza. Zbliżali się, czuł to na własnej skórze. Czuł, jak włosy na karku stają deba, jak po plecach przebiega zimny, nieprzyjemny dreszcz. Z mgły na korytarzu wyłonił się jeden z nich, a Mulciber skamieniał na moment, patrząc wprost na niego.
— Nie — szepnął cicho, do siebie; Nie zawiodę, nie zawiodę, Panie, powtarzał sobie w myślach. Nie mógł tego zrobić, a jednocześnie czuł bezsens — Bagman znajdował się niewiadomo gdzie, nim go odnajdą miną wieki. Utkną w tym miejscu, umrą w tym więzieniu, a wraz z nim zostanie pogrzeby jego ojciec. Nie zawiodę, zacisnął zęby, sięgając do torby po czekoladę. Ugryzł ją szybko, zjadł całą, caluśką, łapczywie, lecz nie ze smakiem. Nie było czasu na delektowanie się słodkościami, pamiętał jednak słowa Marianny, czekolada może pomóc. Wierzył jej. Musiała pomóc. Echo głosów ofiar zaczynało mu doskwierać. Rozejrzał się dookoła, lecz byli tu sami. On, Tristan, Cadan i to przeklęte dziecko. To tylko ciche szepty, podświadomość płatała mu figla.
Wertował stronice, jedna po drugiej, oglądając przelotnie obrazki, nic nie mówiące kółka i kreski. Nie potrafił rozpoznać ich znaczenia, ani przypisać im żadnej konkretnej mocy — w obrazkach widział jednak logikę, ciąg znaków, który miał swój początek i koniec. Spojrzał przelotnie na runę wymalowaną na ścianie, dostrzegając podobieństwo z tymi, które odnalazł w encyklopedii ofiarowanej przez Bagmana. Rzeczy niematerialne, a za chwilę runa przypominającej człowieka, a więc duszę. Niematerialny człowiek był duszą, musiał być — nie miał ciała, materii. Druga runa, która widniała na ścianie na dłużej skupiła jego wzrok — odwrócona, związana z życiem, związana z duszą. Czy tak znawcy run oznaczali przeciwieństwo? Czy ta runa oznaczała śmierć dla niematerialnego człowieka? Spojrzał na Cadana, i przeniósł się bliżej nich, pozostawiając księgę otwartą na tej stronicy.
Gdy przełknął czekoladę, odezwał się:
— Gdyby ktoś chciał cię skrzywdzić, czysto teoretycznie, z nami jesteś przecież bezpieczny, jakbyś się bronił? Jak ktoś mógłby cię... zniszczyć? — spytał, przyglądając się chłopcu. — Myślę, że jesteśmy gotowi do przystąpienia do rytuału, który Ci pomoże — nam pomoże, Cię usunąć — Magicus Extremos— powtórzył, wykonując różdżką kolejną próbę.
— Nie — szepnął cicho, do siebie; Nie zawiodę, nie zawiodę, Panie, powtarzał sobie w myślach. Nie mógł tego zrobić, a jednocześnie czuł bezsens — Bagman znajdował się niewiadomo gdzie, nim go odnajdą miną wieki. Utkną w tym miejscu, umrą w tym więzieniu, a wraz z nim zostanie pogrzeby jego ojciec. Nie zawiodę, zacisnął zęby, sięgając do torby po czekoladę. Ugryzł ją szybko, zjadł całą, caluśką, łapczywie, lecz nie ze smakiem. Nie było czasu na delektowanie się słodkościami, pamiętał jednak słowa Marianny, czekolada może pomóc. Wierzył jej. Musiała pomóc. Echo głosów ofiar zaczynało mu doskwierać. Rozejrzał się dookoła, lecz byli tu sami. On, Tristan, Cadan i to przeklęte dziecko. To tylko ciche szepty, podświadomość płatała mu figla.
Wertował stronice, jedna po drugiej, oglądając przelotnie obrazki, nic nie mówiące kółka i kreski. Nie potrafił rozpoznać ich znaczenia, ani przypisać im żadnej konkretnej mocy — w obrazkach widział jednak logikę, ciąg znaków, który miał swój początek i koniec. Spojrzał przelotnie na runę wymalowaną na ścianie, dostrzegając podobieństwo z tymi, które odnalazł w encyklopedii ofiarowanej przez Bagmana. Rzeczy niematerialne, a za chwilę runa przypominającej człowieka, a więc duszę. Niematerialny człowiek był duszą, musiał być — nie miał ciała, materii. Druga runa, która widniała na ścianie na dłużej skupiła jego wzrok — odwrócona, związana z życiem, związana z duszą. Czy tak znawcy run oznaczali przeciwieństwo? Czy ta runa oznaczała śmierć dla niematerialnego człowieka? Spojrzał na Cadana, i przeniósł się bliżej nich, pozostawiając księgę otwartą na tej stronicy.
Gdy przełknął czekoladę, odezwał się:
— Gdyby ktoś chciał cię skrzywdzić, czysto teoretycznie, z nami jesteś przecież bezpieczny, jakbyś się bronił? Jak ktoś mógłby cię... zniszczyć? — spytał, przyglądając się chłopcu. — Myślę, że jesteśmy gotowi do przystąpienia do rytuału, który Ci pomoże — nam pomoże, Cię usunąć — Magicus Extremos— powtórzył, wykonując różdżką kolejną próbę.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ruiny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda