Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Ruiny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny
Azkaban za sprawą nagromadzonej białej magii obrócił się w ruinę. Wielki wybuch odsłonił najniższe warstwy przerażającego więzienia, otwierając dostęp do niekiedy przedziwnych prastarych ruin. Wiadomym jest, że Azkaban wzniósł jeden z wielkich rodów, nie jest jednak jasne, na czym właściwie, ani też w jaki sposób. Kamienie układają się w niezwykłe wzory i są pokryte mało zrozumiałymi, symbolicznymi żłobieniami sprawiającymi wrażenie pierwotnych. Niektórzy spekulują, że są tworami dementorów, którzy z wyspy uczynili wcześniej swoje królestwo. Od wilgotnej ziemi wznosi się para, wypuszczona w powietrze ciepłem nagromadzonej silnej białej magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Obawiał się tego, co mogli zastać. Pobiegł ile sił za Maxine, chociaż naturalnie, czarownica była zdecydowanie szybsza na miotle, niż oni na nogach. Gdy już dotarł do zakrętu i wkroczył dalej wgłąb okrągłej jamy, przystanął, czujnie spoglądając na przedziwną scenerię, która rozgrywała się przed jego oczami. To zdecydowanie było bardzo intrygujące oraz niepokojące. Ziemia cały czas się lekko trzęsła, co nie zapowiadało niczego dobrego - to dlatego, chociaż rozpoznał zakrwawione ubranie zamknięte w klatce oraz siedzące na nim zwierzę, a także przedziwną kreaturę, która wyglądała, jakby niezbyt wprawnie ściągnęła skórę z młodej Rineheartówny (w tym momencie też zrobiło mu się raczej niedobrze ze względu na smród, który zaatakował jego nozdrza), wiedział, że zanim przystąpią do ewentualnego ataku, muszą wiedzieć czy w ogóle warto. Czy gad mógł być Julią zaklętą w zwierzę? Czy w ogóle był sens tracić tu czas, czy jednak powinni wziąć nogi za pas, póki ziemia nie trzęsła się jeszcze bardziej, grożąc zawaleniem korytarzy?
- Oczywiście że nie ona - mruknął. Nie znał może Jackie zbyt dobrze, jednakże wcześniejsze zwidy, które napotkali, a także sam fakt, że znajdowali się przecież w Azkabanie, były wystarczającymi powodami, by poddawać w wątpliwość wszystko, co widzą. Jego poprzednie zaklęcie ujawniające iluzje już dawno przestało działać, postanowił je więc powtórzyć: - Veritas Claro
Skoro można tuptać bez ograniczeń, chcę potuptać tutaj mapka
- Oczywiście że nie ona - mruknął. Nie znał może Jackie zbyt dobrze, jednakże wcześniejsze zwidy, które napotkali, a także sam fakt, że znajdowali się przecież w Azkabanie, były wystarczającymi powodami, by poddawać w wątpliwość wszystko, co widzą. Jego poprzednie zaklęcie ujawniające iluzje już dawno przestało działać, postanowił je więc powtórzyć: - Veritas Claro
Skoro można tuptać bez ograniczeń, chcę potuptać tutaj mapka
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Ogień o zielonych płomieniach budził niepokojące skojarzenia, nie bez powodu - siedzący za ławą więźniowie to szubrawcy, jakich mało. Martwi więźniowie wokół budowali atmosferę strachu, choć był pewien, że żaden z nich nie zasługiwał na dar życia, odebrawszy go wcześniej zbyt wielu znacznie uczciwszym obywatelom, to trudno było stwierdzić, jak właściwie zginęli. Śmierć z głodu i wycieńczenia wydaje się najpotworniejszą z nich. Pamiętał Jeffersona - pamiętał go osobiście - ale niewiele był w stanie o nim powiedzieć, trupy zresztą zdawały się mieć mniejsze znaczenie niż sylwetki pośrodku, za kamiennym stołem, wszystkie skryte za maskami śmierciożerców. Dostrzegał też przedmioty na kamiennym stole. Nim jednak podszedł bliżej nich, na jego rękach zacisnęły się kajdany; nie dość ciężkie, by nie był w stanie się poruszać, jednak wystarczająco uciążliwe, by nie mógł podnieść rąk: nie mógł więc sięgnać również przedmiotów znajdujących się na stole. Dostrzegł też przedziwne stworzenie, którego obecność niosła zniechęcenie; rozpoznawał jego nazwę, niegdyś odnajdując na ilustracji w jednej z książek, jednak ponadto nie był w stanie nic o nim powiedzieć. Zapewne potraktowałby go z kopniaka - gdyby nie kajdany, które wnet go oplotły. Obejrzał się na Rię - i ruszył przodem, zbliżając się do kamiennej ławy; zamierzał podnieść kulę i umieścić ją na stole, by zyskać swobodę rąk - uważnie obserwując przy tym ruchy przedziwnych mar.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Tonks wpłynęła w zakręt i wymierzyła różdżką przed siebie, w górę, Jej iluzja uczyniła to samo, dzięki czemu w jednej chwili dwa metry, wyraźnie nad taflą wody rozbłysnęły kule, które rozświetliły skalną grotę przed nimi, a także kłębiące się w powietrzu cienie. Na powierzchni wody unosiły się cienkie kry, ściany wydawały się błyszczeć w blasku światła śniegiem lub szronem, a z każdym ruchem woda robiła się coraz zimniejsza, aż w końcu stała się lodowata. Figg, która zdecydowała się rzucić urok na ułamek wcześniej — nim mogła zobaczyć to wszystko na własne oczy, dzięki zaklęciu zrozumiała, że nie są tu wcale same. Trzy postaci miały przed sobą. Zarówno Tonks, która po chwili zdecydowała się podpłynąć do przodu, do kamiennej półki, jak i podążająca za nią Marcella szybko rozpoznały wiszące cienie — dementorzy, strażnicy Azkabanu. Było ich dwóch — nienaturalnie wielkich, straszliwych i naprzemiennie pochylających się nad równie nienaturalnie wielkim ciałem leżącym na śliskich kamieniach. Wynurzywszy się z wody pomiędzy lodowymi krami, mogły przyjrzeć się temu wszystkiemu dokładniej: na ostrych, oblodzonych kamieniach leżało nieprzytomne dziecko, chłopiec niewiele młodszy z wyglądu od Julii, ale jego rozmiary były dwa lub trzy razy większe, podobnie jak rozmiary czyhających na jego duszę dementorów. To oni byli nad wyraz olbrzymi lub one dwie posiadły kieszonkowe rozmiary nie wiedzieć kiedy. Zniechęcenie, smutek, żałość i całkowite poczucie bezsilności spadło na dwie zakonniczki. Zamiast Julii przed nimi leżało ciało nieprzytomnego chłopca, a tuż nad nim jaśniała poświata, którą wysysały wrogie istoty. Niosły ze sobą przerażenie i wizję niepowodzenia. Kobiety zadrżały — nie tylko na sam ich widok, ale również w wyniku tkwienia w zimnej wodzie, która od pewnego czasu wychładzała ich organizm.
Dementorzy, strażnicy tego więzienia lub gąszczy korytarzy tuż pod nim zauważyli ich obecność. Jeden z nich zbliżył się do tafli wody, która zaskrzyła, pokrywając się coraz rozleglej świeżym, cienkim jak papier lodem, wyciągnął szponiastą dłoń, w kierunku Marcelli. Ściany wciąż drżały, coraz mocniej i mocniej, ze sklepienia groty sypał się kurz. Na samym środku, pomiędzy długimi stalaktytami coś się znajdowało.
Na widok iguany Maxine zareagowała błyskawicznie. Pomimo lekkiego osłabienia, bezbłędnie wymierzyła zaklęciem w klatkę, której drzwiczki w górnej części odstąpiły z trzaskiem. Tuż po tym, jak wypowiedziała inkantację zaklęcia powietrze przed nią wyraźnie zadrżało, a obraz, który przed nią się malował zniekształcił się nagle, rozciągając po skosie, a później załamał i rozciągnął w drugą stronę. Wszystko w komnacie, włącznie z ogniem nabrało dziwnych, nienaturalnych kształtów, a po chwili gdzieś między nimi nastąpiła jakaś pustka, szara, bezbarwna i bezpłciowa, pomiędzy nią zaś wyłoniło się coś, co współdziałało jednocześnie, ale było tak samo zniekształcone jak komnata przed nimi. Fred Fox przed nimi uzupełniał naszyjnik o kamienie, a ten zaczynał coraz bardziej lśnić. Tuż obok niego jaśniała postać Garretta, która po chwili złapała rękę Jackie wyciągającą dłoń z innym, kolejnym kamieniem. Wszyscy wyglądali na zmęczonych, rannych, krwawili, cierpieli, byli u schyłku wytrzymałości. Po chwili wszystko wokół zatrzęsło się mocniej, ziemia zadrżała jeszcze silniej, pył sypał się z góry na ogień, a cała ta krzywizna zaczęła powoli znikać, aż wszystko powróciło całkowicie do normalności. Kieran nie dał się omamić zjawie, szybko podjął działanie, wycelował różdżką w kreaturę, a ta, choć próbowała się obronić, nie zdołała w porę wyczarować tarczy. Jackie zesztywniała, na jej twarzy wymalował się potworny ból, grymas zastygł, kiedy jak kłoda runęła na ziemię, tuż obok kotła. Lucan postanowił zatrzymać się przed wejściem do komnaty, chociaż ściany wokół drżały, trzęsły się, a powietrze drgało. jego zaklęcie było bardzo skuteczne — dzięki niemu ujrzał jednak coś, co było straszliwe. Wokół niego, na ścianach zawieszone były ludzkie szczątki, ciała w różnym stanie rozkładu, lizane przez języki ognia i nieustannie przypalane. Były to ciała zarówno dorosłych, jak i dzieci, nagie, zakrwawione, rozczłonkowane w makabrycznym stanie. Ziemia wokół obryzgana była krwią, która bulgotała od gorąca. W klatce, tkwiła poskurczana i zakrwawiona dziewczynka, która przypominała Julię, ale nie mógł być pewien, co do niej, była zgięta, a twarz ukrytą miała w kolanach, zaś w miejscu Jackie, nieruchomej i spetryfikowanej spoczęła naga postać kobiety bez twarzy — zamiast niej były jedynie poszarpane tkanki, puste oczodoły. Nie miała ani żuchwy, ani zębów, jej język wisiał bezwładnie rzucony na bok. Była chorobliwie chuda, na jej dłoniach i kostkach widoczne były ślady ciężkich kajdan. Nie było to jednak wszystko. Z sufitu komnaty wisiała głowa stwora, który przypominał gargulca. Miał zakrzywione rogi, niczym byk, demoniczne, zakrwawione oczy, gęstą grzywę i długi, okropny język. Z paszczy ciekła ślina - wprost do kotła, z szerokich nozdrzy buchała para, kły zaś skropione były krwią. Stwór był żywy i patrzył na nich, oblizując się co rusz.
Ale gdyby tylko Kieran lub Maxine unieśli głowę, ujrzeliby kamienny właz, z kamienną i demoniczną głową gargulca. Ogień płonął wokół komnaty, najdotkliwiej odczuwał go Lucan, który trzymał się blisko ściany. Palił mu twarz, gorąc był tak wielki, że czarodziej miał wrażenie, że jeszcze moment, a zacznie się topić. Ciepło odczuwał również Kieran z Maxine, pot spływał im po skroniach, karkach, a także plecach, szczególnie, że oboje byli dobrze ubrani. ich szaty szybko zawilgły od potu, całej trójce powoli zaczęło robić się słabo od gorąca.
Brendan ruszył przed siebie, wlokąc za sobą więzienną kulę, która niczym brzemię, ciążyła mu w dalszej niedalekiej drodze. Udał się ku ołtarzowi, a tym samym ku czterem istotom, które przy nim stały, nieruchomo wyczekując każdego jego ruchu. Z każdym przemierzonym krokiem maska w torbie szeptała coraz głośniej, Weasley słyszał i wiedział, że był to język plugawy, język czarnej magii, zły, okrutny, słyszał inkantację czarnomagicznych klątw, słyszał też jęki i skomlenia, słyszał też prośby o to, by ją wyciągnął i przywdział. Maska kusiła, maska nęciła, maska zachęcała do czynu, któremu się opierał, bowiem przesiąknięta była złem, krwią i śmiercią. Ale owa maska mogła pomóc, choć nie znał ceny, jaką mogło mu przyjść zapłacić, bowiem czarna magia nie szczędziła nawet swych najwierniejszych wyznawców. Postaci, wyciągnęły ku niemu ręce, a raczej szpony — skóra na nich była sczerniała, popękana, paznokcie przypominały ptasie pazury, zatrzymały się jednak w pół rogi — jedna z dłoni skierowała się ku torbie. Maska miała w sobie wielką moc, która i je kusiła. Dwie z czterech istot stojących wokół ołtarza wzięły misę i sztylet i opuściły go, by ruszyć w kierunku Rii. Bez trudu udało im się ją pochwycić, jakby była lekka jak piórko i wraz z kulą przenieść pod ścianę, gdzie została przykuta z rękami w górze do muru, zupełnie jak pozostali skazani. Nie stawiała oporu, sparaliżowana strachem, milcząca i drżąca. Dwa upiory pochyliły się nad nią tak, jak czynili to dementorzy, a Ria usłyszała po obu stronach szepty, które tylko wspólnie łączyły się w konkretne słowa. Każde ich słowo było jak kolec wbijający się w głowę. Sprawiał ból, niósł cierpienie, udrękę i bezsilność. Słowa zmieniały się w obrazy, ale nie mogła wiedzieć, czy to, co widziała było tym, co się wydarzyło, czy tym co się dopiero zdarzy. Nie mógł zrozumieć ich jednak Brendan — już po chwili dwie istoty pochylały się ku niemu, a on czuł to samo. Ból, który niczym kołek wbijał się w jego głowę, ból, przypominający legilimencję, a wraz z nim słyszał szepty zmieniające się w słowa, których nie mogła usłyszeć i zrozumieć jego kuzynka. Słowa przerodziły się w obrazy.
Kiedy ból ustał w dłoni Rii znajdował się sztylet, między jej nogami zaś kamienna misa, a dwie postaci skierowały ku niej swoje różdżki. Jej własna ukryta leżała na ziemi tuż obok, ale musiała po nią wpierw sięgnąć. Kiedy Brendan otworzył oczy, w jego dłoni spoczywało pióro, z którego kapała krew, na ołtarzu zaś kamienna płyta, na której musiał wypisać właściwe epitafium. Na skraju ołtarza, za plecami istot, leżała złota maska, którą wydobył z dna rzeki. Pangolin, znów przeistoczony w kamień towarzyszył wam ciągle. Kucnął między wami, zastygając na chwilę bez życia.
| Na odpis macie czas do 19.06. godz. 22:00
Trzęsienie ziemi nastąpi za: 1 kolejkę.
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Możecie się przemieścić na dowolną liczbę pól, jeśli macie obraną ścieżkę, Mistrz Gry ustawi Was względem posiadanej zwinności, jeśli nie uczynicie tego sami.
Aktywne zaklęcia:
Speculio - Justine
Amicus Igni Maxine 5/5
Amicus Igni Kieran 5/5
Veritas Claro Lucan 1/5
Dementorzy, strażnicy tego więzienia lub gąszczy korytarzy tuż pod nim zauważyli ich obecność. Jeden z nich zbliżył się do tafli wody, która zaskrzyła, pokrywając się coraz rozleglej świeżym, cienkim jak papier lodem, wyciągnął szponiastą dłoń, w kierunku Marcelli. Ściany wciąż drżały, coraz mocniej i mocniej, ze sklepienia groty sypał się kurz. Na samym środku, pomiędzy długimi stalaktytami coś się znajdowało.
Na widok iguany Maxine zareagowała błyskawicznie. Pomimo lekkiego osłabienia, bezbłędnie wymierzyła zaklęciem w klatkę, której drzwiczki w górnej części odstąpiły z trzaskiem. Tuż po tym, jak wypowiedziała inkantację zaklęcia powietrze przed nią wyraźnie zadrżało, a obraz, który przed nią się malował zniekształcił się nagle, rozciągając po skosie, a później załamał i rozciągnął w drugą stronę. Wszystko w komnacie, włącznie z ogniem nabrało dziwnych, nienaturalnych kształtów, a po chwili gdzieś między nimi nastąpiła jakaś pustka, szara, bezbarwna i bezpłciowa, pomiędzy nią zaś wyłoniło się coś, co współdziałało jednocześnie, ale było tak samo zniekształcone jak komnata przed nimi. Fred Fox przed nimi uzupełniał naszyjnik o kamienie, a ten zaczynał coraz bardziej lśnić. Tuż obok niego jaśniała postać Garretta, która po chwili złapała rękę Jackie wyciągającą dłoń z innym, kolejnym kamieniem. Wszyscy wyglądali na zmęczonych, rannych, krwawili, cierpieli, byli u schyłku wytrzymałości. Po chwili wszystko wokół zatrzęsło się mocniej, ziemia zadrżała jeszcze silniej, pył sypał się z góry na ogień, a cała ta krzywizna zaczęła powoli znikać, aż wszystko powróciło całkowicie do normalności. Kieran nie dał się omamić zjawie, szybko podjął działanie, wycelował różdżką w kreaturę, a ta, choć próbowała się obronić, nie zdołała w porę wyczarować tarczy. Jackie zesztywniała, na jej twarzy wymalował się potworny ból, grymas zastygł, kiedy jak kłoda runęła na ziemię, tuż obok kotła. Lucan postanowił zatrzymać się przed wejściem do komnaty, chociaż ściany wokół drżały, trzęsły się, a powietrze drgało. jego zaklęcie było bardzo skuteczne — dzięki niemu ujrzał jednak coś, co było straszliwe. Wokół niego, na ścianach zawieszone były ludzkie szczątki, ciała w różnym stanie rozkładu, lizane przez języki ognia i nieustannie przypalane. Były to ciała zarówno dorosłych, jak i dzieci, nagie, zakrwawione, rozczłonkowane w makabrycznym stanie. Ziemia wokół obryzgana była krwią, która bulgotała od gorąca. W klatce, tkwiła poskurczana i zakrwawiona dziewczynka, która przypominała Julię, ale nie mógł być pewien, co do niej, była zgięta, a twarz ukrytą miała w kolanach, zaś w miejscu Jackie, nieruchomej i spetryfikowanej spoczęła naga postać kobiety bez twarzy — zamiast niej były jedynie poszarpane tkanki, puste oczodoły. Nie miała ani żuchwy, ani zębów, jej język wisiał bezwładnie rzucony na bok. Była chorobliwie chuda, na jej dłoniach i kostkach widoczne były ślady ciężkich kajdan. Nie było to jednak wszystko. Z sufitu komnaty wisiała głowa stwora, który przypominał gargulca. Miał zakrzywione rogi, niczym byk, demoniczne, zakrwawione oczy, gęstą grzywę i długi, okropny język. Z paszczy ciekła ślina - wprost do kotła, z szerokich nozdrzy buchała para, kły zaś skropione były krwią. Stwór był żywy i patrzył na nich, oblizując się co rusz.
Ale gdyby tylko Kieran lub Maxine unieśli głowę, ujrzeliby kamienny właz, z kamienną i demoniczną głową gargulca. Ogień płonął wokół komnaty, najdotkliwiej odczuwał go Lucan, który trzymał się blisko ściany. Palił mu twarz, gorąc był tak wielki, że czarodziej miał wrażenie, że jeszcze moment, a zacznie się topić. Ciepło odczuwał również Kieran z Maxine, pot spływał im po skroniach, karkach, a także plecach, szczególnie, że oboje byli dobrze ubrani. ich szaty szybko zawilgły od potu, całej trójce powoli zaczęło robić się słabo od gorąca.
Brendan ruszył przed siebie, wlokąc za sobą więzienną kulę, która niczym brzemię, ciążyła mu w dalszej niedalekiej drodze. Udał się ku ołtarzowi, a tym samym ku czterem istotom, które przy nim stały, nieruchomo wyczekując każdego jego ruchu. Z każdym przemierzonym krokiem maska w torbie szeptała coraz głośniej, Weasley słyszał i wiedział, że był to język plugawy, język czarnej magii, zły, okrutny, słyszał inkantację czarnomagicznych klątw, słyszał też jęki i skomlenia, słyszał też prośby o to, by ją wyciągnął i przywdział. Maska kusiła, maska nęciła, maska zachęcała do czynu, któremu się opierał, bowiem przesiąknięta była złem, krwią i śmiercią. Ale owa maska mogła pomóc, choć nie znał ceny, jaką mogło mu przyjść zapłacić, bowiem czarna magia nie szczędziła nawet swych najwierniejszych wyznawców. Postaci, wyciągnęły ku niemu ręce, a raczej szpony — skóra na nich była sczerniała, popękana, paznokcie przypominały ptasie pazury, zatrzymały się jednak w pół rogi — jedna z dłoni skierowała się ku torbie. Maska miała w sobie wielką moc, która i je kusiła. Dwie z czterech istot stojących wokół ołtarza wzięły misę i sztylet i opuściły go, by ruszyć w kierunku Rii. Bez trudu udało im się ją pochwycić, jakby była lekka jak piórko i wraz z kulą przenieść pod ścianę, gdzie została przykuta z rękami w górze do muru, zupełnie jak pozostali skazani. Nie stawiała oporu, sparaliżowana strachem, milcząca i drżąca. Dwa upiory pochyliły się nad nią tak, jak czynili to dementorzy, a Ria usłyszała po obu stronach szepty, które tylko wspólnie łączyły się w konkretne słowa. Każde ich słowo było jak kolec wbijający się w głowę. Sprawiał ból, niósł cierpienie, udrękę i bezsilność. Słowa zmieniały się w obrazy, ale nie mogła wiedzieć, czy to, co widziała było tym, co się wydarzyło, czy tym co się dopiero zdarzy. Nie mógł zrozumieć ich jednak Brendan — już po chwili dwie istoty pochylały się ku niemu, a on czuł to samo. Ból, który niczym kołek wbijał się w jego głowę, ból, przypominający legilimencję, a wraz z nim słyszał szepty zmieniające się w słowa, których nie mogła usłyszeć i zrozumieć jego kuzynka. Słowa przerodziły się w obrazy.
Kiedy ból ustał w dłoni Rii znajdował się sztylet, między jej nogami zaś kamienna misa, a dwie postaci skierowały ku niej swoje różdżki. Jej własna ukryta leżała na ziemi tuż obok, ale musiała po nią wpierw sięgnąć. Kiedy Brendan otworzył oczy, w jego dłoni spoczywało pióro, z którego kapała krew, na ołtarzu zaś kamienna płyta, na której musiał wypisać właściwe epitafium. Na skraju ołtarza, za plecami istot, leżała złota maska, którą wydobył z dna rzeki. Pangolin, znów przeistoczony w kamień towarzyszył wam ciągle. Kucnął między wami, zastygając na chwilę bez życia.
| Na odpis macie czas do 19.06. godz. 22:00
Trzęsienie ziemi nastąpi za: 1 kolejkę.
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Możecie się przemieścić na dowolną liczbę pól, jeśli macie obraną ścieżkę, Mistrz Gry ustawi Was względem posiadanej zwinności, jeśli nie uczynicie tego sami.
Aktywne zaklęcia:
Speculio - Justine
Amicus Igni Maxine 5/5
Amicus Igni Kieran 5/5
Veritas Claro Lucan 1/5
- Żywotność:
Justine: 240/240
Brendan: 355/380
-15 (elektryczne) -10 (psychiczne)
Kieran: 209/244 kara: -5
-15 (elektryczne), -20 (tłuczone)
Lucan: 232/232
Maxine: 211/215
-4(elektryczne)-20 złamane żebro (tłuczone)-7 poparzenia na żebrach (oparzenia)
Ria: 220/220
-10( psychiczne)
Marcella: 250/250
- Ekwipunek:
Justine:
różdżka, czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, broszka z alabastrowym jednorożcem
Eliksiry:
- Wieczny Płomień (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir Wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 10), (stat. 12, 1 porcja)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 13)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcji, stat. 23, moc = 106)
- Złoty eliksir (1 porcje, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcje)
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Czuwający Strażnik, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
Brendan:
propeller żądlibąkowy, meteoryt, szczurza czaszka
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 26)
- Eliksir ochrony (1 porcje, stat. 21)
- Antidotum podstawowe (10 porcji, stat. 23)
- Eliksir natychmiastowej jasności (4 porcje, stat. 23)
- Eliksir grozy (5 porcji, stat. 23)
- Eliksir znieczulający (4 porcje, stat. 23)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (4 porcje, stat. 23)
- Maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0)
Kieran:
różdżka, tabliczka czekolady, torba wypełniona eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5),
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15),
- wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 29),
- smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5),
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 0),
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106),
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117),
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29),
- Wieczny płomień (1 porcja, stat. 35, moc +15)
- Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20),
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20),
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
Lucan:
różdżka, czekolada;
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
- Pies gończy ( porcja, stat. 7)
Maxine:
różdżka, propeller żądlibąkowy, kamień runiczny, miotła bardzo dobrej jakości, bransoleta z włosów syreny, 4 tabliczki czekolady, nóż, mugolskie zapałki
- Eliksir niezłomności, 1 porcja (stat. 22)
- Czuwający strażnik, 1 porcja (stat. 22)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir kociego kroku (1 porcje, stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23, moc = 104)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
Ria:
miotła, różdżka, szczurza czaszka.
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 28, 123 oczka)
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
-Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
-Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
-Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 28)
-Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
Marcella:
różdżka, miotła (przewieszona przez plecy na rzemieniu), lusterko dwukierunkowe (drugie posiada Samuel Skamander)
- eliksir przeciwbólowy (6 porcji, stat. 10)
- wywar ze szczuroszczeta (3 porcje, stat. 10)
- maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 10)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Ciemność rozstąpiła się pod naporem zaklęcia który wybrała i które zadziałało podwójnie przez wzgląd na jej iluzję o której co chwilę zapomniała. Widok, który rozpostarł się przed nimi jednak nie niósł pocieszenia. Głównie dlatego, że Tonks zrozumiała, że właśnie wpłynęły w ślepy zaułek. Ściany nie ustawały w swym drżeniu, które nie zapowiadało niczego dobrego. Coś innego teraz jednak było ważniejsze. Coś innego przyciągnęło jej spojrzenie. Trzy postaci na skalnej półce i zimno które zdawało się okrutnie przenikliwe.
Ale to nienaturalnie dużych rozmiarów dementorzy i chłopiec przyciągały jej uwagę i mroziły krew w żyłach. Wynurzyła się z wody próbując rozeznać się w sytuacji dokładniej. Chłopiec był niewiele młodszy od Julii, przynajmniej na takiego wyglądał. Chociaż jego rozmiar był zdecydowanie za duży - albo to one stały się zdecydowanie zbyt małe. Czuła smutek, czuła bezsilność, a przed jej oczami przeskakiwały najtrudniejsze wspomnienia. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zaczyna też szczękać zębami. Zimno wody było trudne do przyswojenia dla jej niewielkiego ciała. Zauważyła jak dementor rusza w kierunku Marcelii, odwróciła się.
- Patronus, już! - poleciła jej, nie mogła rzucić go w dwóch kierunkach sama, choć przy powodzeniu wiedziała, że jej iluzja zrobi to samo. Nie mogła też wspomóc Marcelli, gdy chłopiec nie mógł poradzić sobie sam. Przypomniała jej się Próba. Wybór między ratowaniem Margaux, a chłopca. Martwe oczy zakonników na plaży. Pokręciła głową, szczękając siniejącymi wargami. Uniosła dłoń kierując ją w stronę dementora przy chłopcu.
- Expecto Patronum. - wypowiedziała skupiając się na śpiewie i kształcie feniksa który rozpraszał mrok. Na świetle w ciemności, na sile i nadziei, które niosło ze sobą to wspomnienie. Na melodii, hymnie, mającym ją prowadzić. Zaraz po wypowiedzeniu zaklęcia spróbowała wspiąć się na skalną półkę i rozejrzeć możliwe najwnikliwiej.
| rzucam patronusa (tylko nie pamiętam, czy tego zwykłego przed dementorami też mam za 35, bo jak tak to tego, a jak nie to zużywam moc żeby mieć to ST 35?) + próbuję wejść na półkę i trochę się gapię tu i tam
Ale to nienaturalnie dużych rozmiarów dementorzy i chłopiec przyciągały jej uwagę i mroziły krew w żyłach. Wynurzyła się z wody próbując rozeznać się w sytuacji dokładniej. Chłopiec był niewiele młodszy od Julii, przynajmniej na takiego wyglądał. Chociaż jego rozmiar był zdecydowanie za duży - albo to one stały się zdecydowanie zbyt małe. Czuła smutek, czuła bezsilność, a przed jej oczami przeskakiwały najtrudniejsze wspomnienia. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zaczyna też szczękać zębami. Zimno wody było trudne do przyswojenia dla jej niewielkiego ciała. Zauważyła jak dementor rusza w kierunku Marcelii, odwróciła się.
- Patronus, już! - poleciła jej, nie mogła rzucić go w dwóch kierunkach sama, choć przy powodzeniu wiedziała, że jej iluzja zrobi to samo. Nie mogła też wspomóc Marcelli, gdy chłopiec nie mógł poradzić sobie sam. Przypomniała jej się Próba. Wybór między ratowaniem Margaux, a chłopca. Martwe oczy zakonników na plaży. Pokręciła głową, szczękając siniejącymi wargami. Uniosła dłoń kierując ją w stronę dementora przy chłopcu.
- Expecto Patronum. - wypowiedziała skupiając się na śpiewie i kształcie feniksa który rozpraszał mrok. Na świetle w ciemności, na sile i nadziei, które niosło ze sobą to wspomnienie. Na melodii, hymnie, mającym ją prowadzić. Zaraz po wypowiedzeniu zaklęcia spróbowała wspiąć się na skalną półkę i rozejrzeć możliwe najwnikliwiej.
| rzucam patronusa (tylko nie pamiętam, czy tego zwykłego przed dementorami też mam za 35, bo jak tak to tego, a jak nie to zużywam moc żeby mieć to ST 35?) + próbuję wejść na półkę i trochę się gapię tu i tam
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Nim w ogóle zdążyła zauważyć gdzie się zbliżają, wiedziała, że spotkają ją trzy sylwetki - w tym dwie przesiąknięte zimnem. Płynęły więc coraz dalej i gdy światło rozświetliło jaskinię Marcella dostrzegła, że Justine jest niedaleko. Na szczęście niedaleko. Nie chciałaby się zgubić w tym miejscu, byłoby to niezwykle nieprzyjemne. Wynurzyła głowę z wody i od razu rozejrzała się po tym miejscu. Otaczały ich białe kry, co w sumie tłumaczyłoby dlaczego woda była teraz tak okropnie zimna. Trzy sylwetki, które wyczuła dzięki zaklęciu wydawały się tym, co powinno od razu przykuć jej uwagę, jednak wydawało się, że zwróciła ku nim wzrok z nieznacznym opóźnieniem. Jakby chciała je dostrzec dopiero na końcu zupełnie świadomie. I ten widok sprawił, że wciągnęła mocniej mroźne powietrze, czując przy tym delikatny ból, taki jak zwykle gdy wciągało się mocno bardzo zimne powietrze. Chłopiec, podejrzanie duży wyglądał jakby potrzebował pomocy, jakby naprawdę coś mu się działo, ale, okropnie samolubnie, Marcella bardziej zwróciła uwagę na dwie sylwetki - przerażające już w swojej czarnej, zimnej prostocie, których rozmiar jedynie bardziej przytłaczał czarownicę. To był pierwszy raz gdy widziała demenetora. Jednak nie dało się ich pomylić z niczym innym. Wydawało się, że wszystkie kolory uleciały z otoczenia, a jedyne co zostało to przenikliwa, szara melancholia. Głupi, prosty strach uderzył w nią do tego stopnia, że przyspieszające tętno na chwilę spowolniło uczucie odrętwienia palców przez tę nieziemsko zimną wodę. Uniosła głowę, patrząc wprost w puste, zakapturzone coś, gdy wyciągało ono w jej stronę swoje kościste, długie paluchy, powieki dziewczyny zadrżały w szoku. Głos Tonks wybudził ją i nim łapa dementora ją dosięgła Marcella wyciągnęła różdżkę i wycelowała ją prosto w zbliżającego się upiora. Czuła to w tej chwili - że jeśli sama nie sięgnie po różdżkę, nie zostanie ochroniona.
Nie ona teraz najbardziej potrzebowała pomocy.
Przymknęła oczy, by łatwiej przypomnieć sobie burzę rudych włosów, drobne dłonie i radosne, zielone oczy. Melodyjny śmiech zamknięty w dziecięcych wspomnieniach, odległe odbicie jej samej w osobie zupełnie różnej, a przecież możliwie najbardziej podobnej.
Im bardziej zbliżał się dementor tym bardziej czuła, jakby ktoś próbował to wspomnienie z niej wyrwać.
- Expecto Patronum!
Nie ona teraz najbardziej potrzebowała pomocy.
Przymknęła oczy, by łatwiej przypomnieć sobie burzę rudych włosów, drobne dłonie i radosne, zielone oczy. Melodyjny śmiech zamknięty w dziecięcych wspomnieniach, odległe odbicie jej samej w osobie zupełnie różnej, a przecież możliwie najbardziej podobnej.
Im bardziej zbliżał się dementor tym bardziej czuła, jakby ktoś próbował to wspomnienie z niej wyrwać.
- Expecto Patronum!
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Wszystko działo się niesamowicie szybko. Przerażenie, jakie wstrząsnęło Rią, odebrało jej na chwilę dech w piersi. Patrzyła niespokojnie na martwe ciała, potem na postaci, których znać nie mogła - i znać nie chciała. Zerknęła z ukosa na Brendana, który do tej pory trzymał ją za rękę. Mogła mu ufać, ale czy on rozumiał to, co się tutaj działo? Ona nie potrafiła tego pojąć. Tak samo jak faktu, że włóczył się za nimi pangolin, którego nie umieli się pozbyć. Tak samo jak tego, że nagle zostali skuci, pozbawieni możliwości obrony bądź ataku. Weasley zacisnęła ze złością zęby, planując już za wszelką cenę wyzwolić się z ciążącej u nogi kuli, ale tajemnicze postaci były szybsze. Nim rudowłosa zdołała się obejrzeć, a już stała pod ścianą, skuta i bezbronna. Tak jak tylko bezbronna mogła być - nie mając szans na rzucenie zaklęcia bądź uderzenia kogoś z pięści albo kopniakiem w krocze. Całkowicie niezdolna do jakiejkolwiek reakcji, z głową przepełnioną bólem. I obrazami, których nie umiała zinterpretować, zrozumieć. To się dopiero wydarzy? Wydarzyło? Może jest już za późno?
Nie, stop, to nie może być prawda. Rhiannon potrząsnęła głową, w pewnym momencie zauważając swoją różdżkę, tak blisko. Jednak pary innych zostały skierowane w jej stronę, natomiast spoczywający w dłoni sztylet jasno sugerował, co powinna zrobić. Lub co jej się wydawało, że powinna zrobić. - Nie boję się - powiedziała hardo, unosząc wzrok na oprawców. - Nie róbcie im krzywdy - dodała nieco łagodniej, choć wciąż stanowczo. Nie mogła pozwolić na to, żeby los z dziwnych wizji się sprawdził. Równie dobrze to mogło nic nie znaczyć, ale wolała nie ryzykować. To dlatego nie czekając na nic, przejechała ostrzem po wnętrzu dłoni, zamierzając złożyć ofiarę ze swojej krwi. Dłoń zacisnęła nad misą, chcąc skierować strumień cieczy właśnie do jej wnętrza, nie wiedząc czy postępowała dobrze, ale i tak nie miała wyboru. Nie dali jej.
Nie, stop, to nie może być prawda. Rhiannon potrząsnęła głową, w pewnym momencie zauważając swoją różdżkę, tak blisko. Jednak pary innych zostały skierowane w jej stronę, natomiast spoczywający w dłoni sztylet jasno sugerował, co powinna zrobić. Lub co jej się wydawało, że powinna zrobić. - Nie boję się - powiedziała hardo, unosząc wzrok na oprawców. - Nie róbcie im krzywdy - dodała nieco łagodniej, choć wciąż stanowczo. Nie mogła pozwolić na to, żeby los z dziwnych wizji się sprawdził. Równie dobrze to mogło nic nie znaczyć, ale wolała nie ryzykować. To dlatego nie czekając na nic, przejechała ostrzem po wnętrzu dłoni, zamierzając złożyć ofiarę ze swojej krwi. Dłoń zacisnęła nad misą, chcąc skierować strumień cieczy właśnie do jej wnętrza, nie wiedząc czy postępowała dobrze, ale i tak nie miała wyboru. Nie dali jej.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Cóż to za wizja? Czyżby kolejny podstęp murów Azkabanu w zmąceniu ich umysłów? Przyglądał się tej zakrzywionej rzeczywistości, mając ochotę sięgnąć po nią dłonią, jakby to miał mu pomóc upewnić się, że ten dziwny obraz był prawdziwy. Szybko jednak wizja umęczonego Foxa i Jackie rozmyła się. Nie był jednak w stanie rozmyślać nad rolą Garretta w jasnej postaci, musiał skupić się na tym, co było bardziej realne.
Nawet nie mrugnął, kiedy rażone jego zaklęciem ciało kreatury upadło bezwładnie. Był przekonany, że to nie mogła być Jackie. Nic tutaj nie mogło być do końca prawdziwe. Teraz najważniejsze było ich zadanie. Coraz mocniej drżące ściany sugerowały, że powinni jak najszybciej odnaleźć wyjście. Płomienie przy ścianach były przyczyną gorąca i duchoty, przez co opadali z sił. Kieran przeszedł na środek pomieszczenia i zaczął się rozgląda. Nad głową dostrzegł kamienny właz. Czy to była droga ucieczki? Uniósł różdżkę, chcąc odkryć ukryte przejścia.
– Dissendium – wyrzekł bez zająknięcia inkantację zaklęcia.
| przesuwam się o jedno pole w górę mapy
Nawet nie mrugnął, kiedy rażone jego zaklęciem ciało kreatury upadło bezwładnie. Był przekonany, że to nie mogła być Jackie. Nic tutaj nie mogło być do końca prawdziwe. Teraz najważniejsze było ich zadanie. Coraz mocniej drżące ściany sugerowały, że powinni jak najszybciej odnaleźć wyjście. Płomienie przy ścianach były przyczyną gorąca i duchoty, przez co opadali z sił. Kieran przeszedł na środek pomieszczenia i zaczął się rozgląda. Nad głową dostrzegł kamienny właz. Czy to była droga ucieczki? Uniósł różdżkę, chcąc odkryć ukryte przejścia.
– Dissendium – wyrzekł bez zająknięcia inkantację zaklęcia.
| przesuwam się o jedno pole w górę mapy
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Robiło się jej coraz goręcej. Czuła, że zaklęcie Amicus Igni niebawem przestanie działać, ale nie miała czasu, by go ponowić. Skupiła się na uwolnieniu iguany z klatki, siedzącej na zakrwawionym ubraniu Julii, nie wiedziała, czy zjawa przemieniła dziewczynkę - ale co, jeśli tak? Celnie wymierzyła zaklęcie i klatka otwarła się, a jednocześnie obraz się zakrzywił, zniekształcił. Przez kilka chwil widziała wymęczonych, realnych Zakonników, w tym Garretta Weasleya, którego znala ze zdjęć - stworzyła przecież ścianę pamięci w starej chacie. Na ułamek sekundy znieruchomiała, przyglądając sie ich poczynaniom, gdy zjawa padła unieruchomiona na ziemię.
- Widzę Foxa i Jackie ukladajacych kamienie w jakimś naszyjniku, też to widzicie? Obok nich jest Garrett - wyrzucila z siebie w stronę Abbotta i Rinehearta, po czym uniosła spojrzenie i dojrzała głaz z kamienną twarzą obrzydliwego gargulca. - Mamy tamtędy przejść?
Nie zwlekała dłużej, zsiadła z miotły i rzucila się w stronę iguany, by złapać ją w ramiona i przycisnąć do piersi.
chcę złapać iguanę
Przepraszam ze krotko, mam tylko telefon
- Widzę Foxa i Jackie ukladajacych kamienie w jakimś naszyjniku, też to widzicie? Obok nich jest Garrett - wyrzucila z siebie w stronę Abbotta i Rinehearta, po czym uniosła spojrzenie i dojrzała głaz z kamienną twarzą obrzydliwego gargulca. - Mamy tamtędy przejść?
Nie zwlekała dłużej, zsiadła z miotły i rzucila się w stronę iguany, by złapać ją w ramiona i przycisnąć do piersi.
chcę złapać iguanę
Przepraszam ze krotko, mam tylko telefon
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
Szlag; paskudne przekleństwo wymknęło się z jego ust, gdy obraz znów się załamał, nie zdążył - zamierzał podnieść sztylet i wbić go w serce najbliżej siedzącej istoty, tymczasem powitała go chaotyczna ciemność. Szept maski nęcił, ale Brendan nigdy nie wykorzystałby czarnej magii, by odnaleźć drogę - czarna magia nie była rozwiązaniem. Nie była też drogą, którą zamierzali przejść. Wskazywała mu ją Neala, jej wizja z przyszłości, wizja pochłonięta najczarniejszą magią - jeśli to wszystko miało być zasadzką, nie zamierzał w nią wchodzić. Jego serce było jasne i przesiąknięte magią Zakonu Feniksa, nie potrzebował uciekać się do niskich instynktów. Był ponad nie. Był prawy. I tylko prawość mogła poprowadzić ich do zwycięstwa. Nie sądził, by najprostsze rozwiązanie okazało się w ogóle skuteczne, dobrze wiedział, że ceną za namroczniejszą ze sztuk było szaleństwo. Plugawe i podchwytliwe podszepty mogły chcieć go omamić i oczarować, ale on tego nie chciał. I walczył co sił, by się temu przeciwstawić.
- Ria - Dlaczego zanieśli sztylet jej? Chaotyczny strumień myśli odwoływał się do bohaterstwa i trudu, był ostrzeżeniem, może przestrogą od kogoś, kto nie chciał, by ruszyli dalej. Nie ufał niczemu, co stało im na drodze - tak jak nie mógł zaufać słowom splugawionej Neali. Zaraz jednak szczebiot nabrał sensu, przypominając mu o jego roli - nie miał być sądzonym przez upiory. Nie miały do tego prawa. Miał złożyć ofiarę z bliskich - czy dlatego miał nie reagować na cięcie, którego wkrótce dokonała jego cioteczna siostra? Umilkł, doceniając jej gest - czymkolwiek był, do czegokolwiek zmierzał. Czy jego rola miała się sprowadzić do patrzenia na jej ofiarę? Nie jego przeznaczeniem było nią być, nie było to też przeznaczeniem Rii, ale istoty wokół zasługiwały wyłącznie na śmierć. Widział ogień, mury, księżyc; nigdy nie był dobry w symbolice. Ale był świetny w zniszczeniu.
Nie będziesz sądzony - a osądzisz.
Odrzucił pióro, nie zamierzając grać pod dyktando mar; wyłącznie one zasługiwały na śmierć, ale nie na słowo końcowe - miast tego przeciągnął kulę po ofiarnym ołtarzu aż na jego skraj, by na końcu unieść ją i z impetem uderzyć w maskę - zamierzając zniszczyć plugawy artefakt, który zdawał się rozpocząć tę tragifarsę. Bądź silna, Ria.
- Ria - Dlaczego zanieśli sztylet jej? Chaotyczny strumień myśli odwoływał się do bohaterstwa i trudu, był ostrzeżeniem, może przestrogą od kogoś, kto nie chciał, by ruszyli dalej. Nie ufał niczemu, co stało im na drodze - tak jak nie mógł zaufać słowom splugawionej Neali. Zaraz jednak szczebiot nabrał sensu, przypominając mu o jego roli - nie miał być sądzonym przez upiory. Nie miały do tego prawa. Miał złożyć ofiarę z bliskich - czy dlatego miał nie reagować na cięcie, którego wkrótce dokonała jego cioteczna siostra? Umilkł, doceniając jej gest - czymkolwiek był, do czegokolwiek zmierzał. Czy jego rola miała się sprowadzić do patrzenia na jej ofiarę? Nie jego przeznaczeniem było nią być, nie było to też przeznaczeniem Rii, ale istoty wokół zasługiwały wyłącznie na śmierć. Widział ogień, mury, księżyc; nigdy nie był dobry w symbolice. Ale był świetny w zniszczeniu.
Nie będziesz sądzony - a osądzisz.
Odrzucił pióro, nie zamierzając grać pod dyktando mar; wyłącznie one zasługiwały na śmierć, ale nie na słowo końcowe - miast tego przeciągnął kulę po ofiarnym ołtarzu aż na jego skraj, by na końcu unieść ją i z impetem uderzyć w maskę - zamierzając zniszczyć plugawy artefakt, który zdawał się rozpocząć tę tragifarsę. Bądź silna, Ria.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Już z daleka przeczuwał, że to, co ujrzy, jeśli tylko magia go nie zawiedzie, nie będzie przyjemnym widokiem. Nigdy jednak nie spodziewał się, że będzie to aż tak dramatyczne. Poprzednim razem jego oczom ukazał się cień, próbujący ukryć swoją prawdziwą naturę pod postacią Skamandera. Tym razem Lucan Abbott zobaczył prawdziwe piekło.
Mdłości, które już wcześniej targały wnętrznościami mężczyzny, teraz ponownie powróciły, gdy tylko dostrzegł stan groty. Zawieszone na ścianach ludzkie kości - małe, duże, pełne, rozrzucone bezwładnie. Ciała, przypalone, rozerwane, gnijące. Prawdziwa makabra. Bardzo pragnął w tym momencie aby to wszystko okazało się nieprawdą. Aby ta krwista masakra, wystawa krwi, kości i rozkładu była tylko iluzją, podczas gdy puste ściany lizane przez ogień byłyby prawdą. Ale nie mógł temu zaprzeczyć. Widział je wyraźnie. Tak samo jak umęczonego stwora, którym kiedyś mogła być kobieta, a która próbowała ukryć się pod postacią młodej Rineheart.
- Nie - sapnął, kiedy już udało mu się w pewnym stopniu pohamować mdłości - To wszystko potwory. I prawdziwe piekło. Na ścianach... pełno ciał. Dorośli, dzieci... porozrywani, och, jak bardzo zmasakrowani - w tym momencie musiał na chwilę przerwać. Jego serce ściskało się z żalu, gdy widział jak wiele żyć zostało tu straconych - W klatce jest dziewczynka. Ale nie wiem czy to Julia. - zawołał do nich. Wolał nie patrzeć na unieruchomioną, gnijącą istotę, która wcześniej stała przy kotle. - To nie oni. To potwory. Nawet nie cienie. Umęczone potwory. A tam w górze... nie wiem co widzisz, ale tam jest prawdziwe monstrum. Z rogami i kłami. Jego głowa. Wygląda jakby chciał nas pożreć - ostatnie słowa wypowiedział niemal szeptem. Postąpił kilka kroków do przodu, nie mogąc się zupełnie skupić. Liczył, że jeśli znajdzie się bliżej Maxine i Kierana, poczuje się trochę lepiej. - Nebula exstiguere - nie miał pojęcia czy to coś da, ale powoli coraz ciężej było mu znosić również to piekielne gorąco.
Staję gdzieś koło Kierana.
Mdłości, które już wcześniej targały wnętrznościami mężczyzny, teraz ponownie powróciły, gdy tylko dostrzegł stan groty. Zawieszone na ścianach ludzkie kości - małe, duże, pełne, rozrzucone bezwładnie. Ciała, przypalone, rozerwane, gnijące. Prawdziwa makabra. Bardzo pragnął w tym momencie aby to wszystko okazało się nieprawdą. Aby ta krwista masakra, wystawa krwi, kości i rozkładu była tylko iluzją, podczas gdy puste ściany lizane przez ogień byłyby prawdą. Ale nie mógł temu zaprzeczyć. Widział je wyraźnie. Tak samo jak umęczonego stwora, którym kiedyś mogła być kobieta, a która próbowała ukryć się pod postacią młodej Rineheart.
- Nie - sapnął, kiedy już udało mu się w pewnym stopniu pohamować mdłości - To wszystko potwory. I prawdziwe piekło. Na ścianach... pełno ciał. Dorośli, dzieci... porozrywani, och, jak bardzo zmasakrowani - w tym momencie musiał na chwilę przerwać. Jego serce ściskało się z żalu, gdy widział jak wiele żyć zostało tu straconych - W klatce jest dziewczynka. Ale nie wiem czy to Julia. - zawołał do nich. Wolał nie patrzeć na unieruchomioną, gnijącą istotę, która wcześniej stała przy kotle. - To nie oni. To potwory. Nawet nie cienie. Umęczone potwory. A tam w górze... nie wiem co widzisz, ale tam jest prawdziwe monstrum. Z rogami i kłami. Jego głowa. Wygląda jakby chciał nas pożreć - ostatnie słowa wypowiedział niemal szeptem. Postąpił kilka kroków do przodu, nie mogąc się zupełnie skupić. Liczył, że jeśli znajdzie się bliżej Maxine i Kierana, poczuje się trochę lepiej. - Nebula exstiguere - nie miał pojęcia czy to coś da, ale powoli coraz ciężej było mu znosić również to piekielne gorąco.
Staję gdzieś koło Kierana.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Ruiny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda