Szatnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Szatnia
Znajdująca się na samym końcu korytarza szatnia służy wszystkim pracownikom Ministerstwa Magii. Jest to niewielkich rozmiarów pomieszczenie, w którym znajdują się dwa rzędy, drewnianych numerowanych szafek. Przed dowolną podróżą można zostawić tu część zbędnych rzeczy, a także zmienić szaty na bardziej adekwatne. Dziesięć szafek tuż przy wejściu została przeznaczona dla ważniejszych urzędników ministerstwa i zawsze pozostaje zamknięta. Wszystkie są imiennie opisane.
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nóż to pomyłka, natomiast po przemyśleniu sprawy proszę uznać włosy za temat niebyły.
Minęło raptem kilka chwil nim zaczął czuć się nieswojo. Oprócz bagażowego nie miał żadnej szczególnej funkcji, wcale nie musiał się w to pakować. Niestety pragnienie przygody oraz uzależnienie od adrenaliny pozwoliło mu wdepnąć w sam środek oka cyklonu. Był jeszcze tego nieświadom kiedy niezbyt chętnie przeglądał kolejne ogłoszenia. Spoglądał na nie pobieżnie, po macoszemu, głównie oczekując na znak. Że wszystko w porządku, zaś misja będzie mogła ruszyć dalej. Jak zwykle się przeliczył.
Czuł wiele emocji, kiedy za jego plecami - jak spod ziemi wyrosły dwie kobiety, wyraźnie zainteresowane ich obecnością w pobliżu szatni. A wydawało się, że nie ma nic bezpieczniejszego niż zwykłe szwendanie się po ministerialnych korytarzach. Uniósł odruchowo brwi - co było jeszcze niedostrzegalne - z ukosa zerknął na Morgotha. Dalsze instrukcje, oczywiście, że tak. Tylko kim był Cadan? Momentalnie odkopał w pamięci nazwiska, które przewinęły się podczas korespondencji. Wybranie ich jednakże nie było dobrym pomysłem skoro nieznajome mogły znać któregokolwiek z mężczyzn, to byłoby podejrzane. Rzucanie losowym nazwiskiem także nie wchodziło w grę, jeśli miały uwierzyć w jego wiarygodność oraz zaufać mu, nie ciskając od razu weń żadnego zaklęcia. Najlepiej byłoby, gdyby po prostu milczał.
Moment na zastanowienie trwał może ułamki sekund, kiedy wreszcie zadecydował się ostrożnie, bez pośpiechu obrócić do dwóch niewiast. Uśmiechnął się do nich nienachalnie, wręcz sympatycznie, pomimo bezosobowego wyrazu twarzy. Skinął wpierw na Yaxley’a, potem na szatnię, do której to powoli skierował swoje kroki, nie wchodząc jeszcze do środka. Liczył, że docenią jego konspirację, skoro dobieranie osób do współpracy miało być ściśle tajne oraz niezwykle staranne. Może nie chciał rzucać nazwiskiem na korytarzu? Może właśnie zachęcał je do wejścia, gdzie będą mogli spokojnie porozmawiać?
- Nie tak na widoku - dodał więc, rozglądając się jeszcze podejrzliwie za plecy kobiet, nie pozwalając uśmiechowi opuścić jego bladą twarz. Modlił się, żeby ten etap w końcu się zakończył. Co za paradoks, czyżby wolał już tracić życie w Azkabanie?
Minęło raptem kilka chwil nim zaczął czuć się nieswojo. Oprócz bagażowego nie miał żadnej szczególnej funkcji, wcale nie musiał się w to pakować. Niestety pragnienie przygody oraz uzależnienie od adrenaliny pozwoliło mu wdepnąć w sam środek oka cyklonu. Był jeszcze tego nieświadom kiedy niezbyt chętnie przeglądał kolejne ogłoszenia. Spoglądał na nie pobieżnie, po macoszemu, głównie oczekując na znak. Że wszystko w porządku, zaś misja będzie mogła ruszyć dalej. Jak zwykle się przeliczył.
Czuł wiele emocji, kiedy za jego plecami - jak spod ziemi wyrosły dwie kobiety, wyraźnie zainteresowane ich obecnością w pobliżu szatni. A wydawało się, że nie ma nic bezpieczniejszego niż zwykłe szwendanie się po ministerialnych korytarzach. Uniósł odruchowo brwi - co było jeszcze niedostrzegalne - z ukosa zerknął na Morgotha. Dalsze instrukcje, oczywiście, że tak. Tylko kim był Cadan? Momentalnie odkopał w pamięci nazwiska, które przewinęły się podczas korespondencji. Wybranie ich jednakże nie było dobrym pomysłem skoro nieznajome mogły znać któregokolwiek z mężczyzn, to byłoby podejrzane. Rzucanie losowym nazwiskiem także nie wchodziło w grę, jeśli miały uwierzyć w jego wiarygodność oraz zaufać mu, nie ciskając od razu weń żadnego zaklęcia. Najlepiej byłoby, gdyby po prostu milczał.
Moment na zastanowienie trwał może ułamki sekund, kiedy wreszcie zadecydował się ostrożnie, bez pośpiechu obrócić do dwóch niewiast. Uśmiechnął się do nich nienachalnie, wręcz sympatycznie, pomimo bezosobowego wyrazu twarzy. Skinął wpierw na Yaxley’a, potem na szatnię, do której to powoli skierował swoje kroki, nie wchodząc jeszcze do środka. Liczył, że docenią jego konspirację, skoro dobieranie osób do współpracy miało być ściśle tajne oraz niezwykle staranne. Może nie chciał rzucać nazwiskiem na korytarzu? Może właśnie zachęcał je do wejścia, gdzie będą mogli spokojnie porozmawiać?
- Nie tak na widoku - dodał więc, rozglądając się jeszcze podejrzliwie za plecy kobiet, nie pozwalając uśmiechowi opuścić jego bladą twarz. Modlił się, żeby ten etap w końcu się zakończył. Co za paradoks, czyżby wolał już tracić życie w Azkabanie?
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaklęcie trafiło mężczyznę z ogromną mocą, nie miał najmniejszych szans, a każda próba ratowania swej skóry musiała zakończyć się porażką, nie zdążył nawet sięgnąć po różdżkę. Niebywała szybkość ataku Tristana miała wielkie znaczenie, lecz w połączeniu z jego umiejętnościami skazały czarodzieja na karę bezwzględnego posłuszeństwa — choć mając Rosiera za pana swej woli nie była to aż tak wielka kara, powinien kwiczeć z zachwytu. Teraz ten urzędnik, kimkolwiek był, stał się mu całkowicie posłuszny. Odruchowo spojrzał na Alexandra, a później Alana, dwóch uzdrowicieli. Do tej pory wszystko szło po ich myśli; mieli nadprogramowe towarzystwo, lecz bardzo cenne. Dobra passa jednak nie trwała zbyt długo. Wraz ze wszystkimi obecnymi w szatni, jego uszu dobiegły obce, kobiece głosy z korytarza. Mocniej i pewniej zacisnął palce na swojej różdżce, zastygł w bezruchu na moment, uważnie nasłuchując tego, co działo się za ścianą. Zamieszanie przy drzwiach było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali w tej chwili i na tym tak merlińsko ważnym etapie ich zadania. Jeśli to były urzędniczki, które miały ruszyć na wyprawę w towarzystwie ministra musiały wykazywać się odpowiednimi umiejętnościami i dobrą intuicją. Zapewne dość szybko zrozumieją, że coś nie idzie zgodnie z — ich — planem.
— Rzuć Magicus Extremos.— Szeptem zwrócił się do Alexandra i cicho postawił kilka kroków w stronę Deirdre. Zatrzymał się pół kroku dalej od szafek niż ona, lecz wciąż blisko niej.— Tu.— Wskazał mu miejsce pomiędzy Tsagairt, a sobą. Spojrzał w stronę drzwi, skrzyżował wzrok ze swoim ojcem, odczekując jeszcze krótki moment, gdyby postanowił znaleźć się bliżej nich, po czym uniósł różdżkę wyżej i skupił się na zaklęciu, które przywołał z pamięci.—Salvio Hexia— cicho, ledwie słyszalnie, aby jego głos nie rozniósł się po szatni i wydostał na zewnątrz, alarmując tym samym czarownice, na które czekali. Im ich tu było mniej, tym lepiej, mieli szansę je zaskoczyć, a jeśli się tu znajdą — zdołają się z nimi rozprawić nim którakolwiek podniesie alarm. Jeśli im się nie powiedzie, cały ich plan spali na panewce, a do tego dopuścić nie mogli.
— Rzuć Magicus Extremos.— Szeptem zwrócił się do Alexandra i cicho postawił kilka kroków w stronę Deirdre. Zatrzymał się pół kroku dalej od szafek niż ona, lecz wciąż blisko niej.— Tu.— Wskazał mu miejsce pomiędzy Tsagairt, a sobą. Spojrzał w stronę drzwi, skrzyżował wzrok ze swoim ojcem, odczekując jeszcze krótki moment, gdyby postanowił znaleźć się bliżej nich, po czym uniósł różdżkę wyżej i skupił się na zaklęciu, które przywołał z pamięci.—Salvio Hexia— cicho, ledwie słyszalnie, aby jego głos nie rozniósł się po szatni i wydostał na zewnątrz, alarmując tym samym czarownice, na które czekali. Im ich tu było mniej, tym lepiej, mieli szansę je zaskoczyć, a jeśli się tu znajdą — zdołają się z nimi rozprawić nim którakolwiek podniesie alarm. Jeśli im się nie powiedzie, cały ich plan spali na panewce, a do tego dopuścić nie mogli.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wymieniłem spojrzenia z Ramseyem i gdy większość zmierzała ukryć się za drzwiami, poszedłem w przeciwnym kierunku opierając się o szafkę i zajmując miejsce zaraz naprzeciwko drzwi. Stanąłem tyłem do Tristana i jego nowego przyjaciela wyciągając w reszcie różdżkę i mierząc w upchanych za drzwiami konspiratorów i szepcząc inkantację:
- Salvio Hexia
Chciałem ściągnąć uwagę kobiet na siebie i Tristana pozwalając w tym czasie Deirdre i Ramseyowi zając się nimi z zaskoczenia. Pozostając całkowicie niewidoczni stanowili zagrożenie, jakiego policjantki nie powinny się spodziewać. Zajęte nami, nie będą mogły bronić się wszak na zaklęcia posłane w ich plecy. Oczywiście, jeśli wariująca magia nie postanowi podążyć własną ścieżką. Nieudany czar Sigrun cięgle mnie prześladował, gdyby nie dziwne zachowanie magii, może byłaby dzisiaj tutaj zamiast zamknięta gdzieś, nie wiadomo gdzie. Wydarzenia ostatniej nocy ciągle nie dawały mi spokoju, irytację rozwiewał jedynie strach przed przyznaniem się do porażki. Czarny Pan nie tolerował słabych, a fakt, że Rookwood została zamknięta nie świadczył najlepiej o mojej sile. Wciąż, przy odrobinie szczęścia nie będę się tym nigdy już musiał martwić. Jeśli zginę w Azkabanie będę miał święty spokój. Dementorzy tracili nieco na swojej straszności, gdy zestawiało się ich z gniewem Lorda Voldemorta. Musiałem zrobić wszystko, by ta misja zakończyła się powodzeniem. Przyprowadzenie Burke'a i Bagmana z pewnością pozwoli mi się nieco zrehabilitować. Porażka nie wchodziła w grę, wiedziałem to od dawna. Wpatrywałem się w drzwi świadom Tristana za moimi plecami. Na jego pomoc też z pewnością mogłem liczyć. O ile naturalnie kobiety wreszcie zdecydują się wejść do środka zamiast prowadzić urocze pogawędki na zewnątrz.
- Salvio Hexia
Chciałem ściągnąć uwagę kobiet na siebie i Tristana pozwalając w tym czasie Deirdre i Ramseyowi zając się nimi z zaskoczenia. Pozostając całkowicie niewidoczni stanowili zagrożenie, jakiego policjantki nie powinny się spodziewać. Zajęte nami, nie będą mogły bronić się wszak na zaklęcia posłane w ich plecy. Oczywiście, jeśli wariująca magia nie postanowi podążyć własną ścieżką. Nieudany czar Sigrun cięgle mnie prześladował, gdyby nie dziwne zachowanie magii, może byłaby dzisiaj tutaj zamiast zamknięta gdzieś, nie wiadomo gdzie. Wydarzenia ostatniej nocy ciągle nie dawały mi spokoju, irytację rozwiewał jedynie strach przed przyznaniem się do porażki. Czarny Pan nie tolerował słabych, a fakt, że Rookwood została zamknięta nie świadczył najlepiej o mojej sile. Wciąż, przy odrobinie szczęścia nie będę się tym nigdy już musiał martwić. Jeśli zginę w Azkabanie będę miał święty spokój. Dementorzy tracili nieco na swojej straszności, gdy zestawiało się ich z gniewem Lorda Voldemorta. Musiałem zrobić wszystko, by ta misja zakończyła się powodzeniem. Przyprowadzenie Burke'a i Bagmana z pewnością pozwoli mi się nieco zrehabilitować. Porażka nie wchodziła w grę, wiedziałem to od dawna. Wpatrywałem się w drzwi świadom Tristana za moimi plecami. Na jego pomoc też z pewnością mogłem liczyć. O ile naturalnie kobiety wreszcie zdecydują się wejść do środka zamiast prowadzić urocze pogawędki na zewnątrz.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Imperius Tristana zmuszał Masona Lewisa do odpowiedzi na zadane pytania. Na polecenia zachowywania się naturalnie jedynie przytaknął i rozluźnił się nieco przybierając mniej nieobecny wyraz twarzy.
- Tak, proszę pana, jestem Mason Lewis - miał skrzekliwy głos, gdy odpowiadał na pytania. - Słyszę i tak, wydaje mi się, że to one.
Gdy usłyszał kolejne polecenie znów przybrał nieobecny wyraz twarzy.
- Wszelkie informacje o eskorcie Ministra Magii objęte są ścisłą tajemnicą - wyrecytował i nie ruszył się z miejsca.
Zaklęcie Deirdre powiodło się, w przeciwieństwie do tych rzuconych przez Ramseya i Ignotusa. Gdy czarował młodszy z Mulciberów, powietrze minimalnie zadrgało, nic jednak się nie stało.
Chelsea Doyle nie uwierzyła w przedstawienie Cadana i popatrzyła bardzo sceptycznie na Morgotha. Ruszyła w prawdzie za nim, ale gdy tylko doszła do progu wyciągnęła natychmiast różdżkę kierując ją wewnątrz szatni i rzuciła:
- Pavor veneno - wystarczająco głośno, by wszyscy usłyszeli. Zaklęcie jednak nie zadziałało. W tym samym czasie Emily Powel zmierzająca za koleżanką najwyraźniej po jej zachowaniu też zorientowała się, że coś jest nie w porządku.
- Crassitudo - wypowiedziała celując w okolice, gdzie stał Cadan i Morgoth. I jej jednak się nie powiodło.
Alan
Grzecznie podążał za Deirdre potakując jedynie, gdy otrzymywał od niej kolejne rozkazy.
Alexander
Zgodnie z poleceniem Ramseya spróbował rzucić zaklęcie. Bezskutecznie.
|Na odpis macie 48 godzin
Magicus Extremos (Deirdre) +15 1/3
- Tak, proszę pana, jestem Mason Lewis - miał skrzekliwy głos, gdy odpowiadał na pytania. - Słyszę i tak, wydaje mi się, że to one.
Gdy usłyszał kolejne polecenie znów przybrał nieobecny wyraz twarzy.
- Wszelkie informacje o eskorcie Ministra Magii objęte są ścisłą tajemnicą - wyrecytował i nie ruszył się z miejsca.
Zaklęcie Deirdre powiodło się, w przeciwieństwie do tych rzuconych przez Ramseya i Ignotusa. Gdy czarował młodszy z Mulciberów, powietrze minimalnie zadrgało, nic jednak się nie stało.
Chelsea Doyle nie uwierzyła w przedstawienie Cadana i popatrzyła bardzo sceptycznie na Morgotha. Ruszyła w prawdzie za nim, ale gdy tylko doszła do progu wyciągnęła natychmiast różdżkę kierując ją wewnątrz szatni i rzuciła:
- Pavor veneno - wystarczająco głośno, by wszyscy usłyszeli. Zaklęcie jednak nie zadziałało. W tym samym czasie Emily Powel zmierzająca za koleżanką najwyraźniej po jej zachowaniu też zorientowała się, że coś jest nie w porządku.
- Crassitudo - wypowiedziała celując w okolice, gdzie stał Cadan i Morgoth. I jej jednak się nie powiodło.
Alan
Grzecznie podążał za Deirdre potakując jedynie, gdy otrzymywał od niej kolejne rozkazy.
Alexander
Zgodnie z poleceniem Ramseya spróbował rzucić zaklęcie. Bezskutecznie.
|Na odpis macie 48 godzin
Magicus Extremos (Deirdre) +15 1/3
- Mapa:
Mógł się spodziewać, że to nie pójdzie tak łatwo - nie zostało mu jednak nic ponad założenie, że w planach nie zaszły żadne zmiany, a te dwie kobiety rzeczywiście miały do nich dołączyć, wydawało się zresztą, że nie cechowałby się taką podejrzliwością, jeżeli nie czekałoby ich tutaj naprawdę ważne zadanie. Człowiek, którego zdołał uchwycić, w istocie był Masonem - nie zostanie zapewne ich przewodnikiem w Azkabanie, ale nie mieli na to i tak żadnych widoków; istniała szansa, że Minister był już w tym więzieniu w maju. Teraz: należało unieszkodliwić te kobiety, szybko, czysto i bez zbędnych krzyków, które nie daj Merlinie mogłyby zwrócić na nich uwagę całego Ministerstwa.
- Złap tę drugą, rzuć na nią petryfikusa - zażądał od zaimperiusowanego funkcjonariusza, szacując jego umiejętności; najpotężniejsza broń służb porządkowych wydawała się najsensowniejszym wyborem, lakoniczny wyraz polecenia miał zaoszczędzić czas. On sam bowiem - wymierzył różdżkę w agresorkę, która wyłoniła się zza progu, ciskając urok i wyszeptał formułę morderczego zaklęcia:
- Avada kedavra - ostrożnie ważąc głoski, wzywając pamięć przodków, by dopomogli, by różdżka nie drgnęła: naprawdę nie powinni wznosić niepotrzebnego alarmu. Niewidzialne bariery runęły, ich wyczarowanie nie odniosło zamierzonego skutku, szkoda, ich obecność znacznie podniosłaby stopień zachowanej przez nich dyskrecji, która, należało przyznać, nie była najwyższych lotów. Czuł siłę, moc, która napłynęła do jego różdżki za sprawą zaklęcia Deirdre - to musiało się udać, mieli znaczną przewagę liczebną - cóż, przynajmniej do czasu - a sprzeciw Masona mógł je przynajmniej trochę zdekoncentrować. Musieli zdążyć - nie tylko przed czasem, ale również zanim kobieta ponowi swoje zaklęcie; zdradziecka mgła bezsilności bynajmniej nie była im teraz potrzebna: nie mogli skończyć tej walki. Ponoć zaklęcie Avady Kedavry skore było zadziałać wyłącznie wtedy, kiedy czarodziej naprawdę chciał zabić, ta kobieta była między nimi zbędna, a oni mieli niewiele czasu na to, żeby się jej pozbyć: chciał. Naprawdę chciał odebrać jej życie. Uważał, żeby promień zaklęcie nie sięgnął sojusznika; przed nim stał Ignotus, za drzwiami pozostali, Cadan i Morgoth wciąż pozostawali na zewnątrz - z pewnością podołają tej walce, pytanie tylko czy zanim wszyscy zostaną zaalarmowani, czy jednak tuż po tym.
- Złap tę drugą, rzuć na nią petryfikusa - zażądał od zaimperiusowanego funkcjonariusza, szacując jego umiejętności; najpotężniejsza broń służb porządkowych wydawała się najsensowniejszym wyborem, lakoniczny wyraz polecenia miał zaoszczędzić czas. On sam bowiem - wymierzył różdżkę w agresorkę, która wyłoniła się zza progu, ciskając urok i wyszeptał formułę morderczego zaklęcia:
- Avada kedavra - ostrożnie ważąc głoski, wzywając pamięć przodków, by dopomogli, by różdżka nie drgnęła: naprawdę nie powinni wznosić niepotrzebnego alarmu. Niewidzialne bariery runęły, ich wyczarowanie nie odniosło zamierzonego skutku, szkoda, ich obecność znacznie podniosłaby stopień zachowanej przez nich dyskrecji, która, należało przyznać, nie była najwyższych lotów. Czuł siłę, moc, która napłynęła do jego różdżki za sprawą zaklęcia Deirdre - to musiało się udać, mieli znaczną przewagę liczebną - cóż, przynajmniej do czasu - a sprzeciw Masona mógł je przynajmniej trochę zdekoncentrować. Musieli zdążyć - nie tylko przed czasem, ale również zanim kobieta ponowi swoje zaklęcie; zdradziecka mgła bezsilności bynajmniej nie była im teraz potrzebna: nie mogli skończyć tej walki. Ponoć zaklęcie Avady Kedavry skore było zadziałać wyłącznie wtedy, kiedy czarodziej naprawdę chciał zabić, ta kobieta była między nimi zbędna, a oni mieli niewiele czasu na to, żeby się jej pozbyć: chciał. Naprawdę chciał odebrać jej życie. Uważał, żeby promień zaklęcie nie sięgnął sojusznika; przed nim stał Ignotus, za drzwiami pozostali, Cadan i Morgoth wciąż pozostawali na zewnątrz - z pewnością podołają tej walce, pytanie tylko czy zanim wszyscy zostaną zaalarmowani, czy jednak tuż po tym.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Udało się, czuła to całą sobą, magia wydawała się być jej posłuszna, gwarantując towarzyszącym jej Rycerzom Walpurgii wzmocnienie ich czarodziejskiej mocy. Różdżka rozgrzała się przyjemnie w chłodnej dłoni a Deirdre odetchnęła głęboko - obrona przed czarną magią nigdy nie była jej ulubioną dziedziną, zaczęła zgłębiać ją stosunkowo niedawno, wręcz zmuszona przez Rosiera, akcentującego rolę białej magii, lecz musiała przyznać mu rację, pielęgnowanie jaśniejszej gałęzi zaklęć przynosiło rezultaty. Nie tylko pozwalało poznać stronę przeciwnika, ale także rozszerzało moc na inne, przydatne zaklęcia, mogące pomóc im tego wieczoru. A potrzebowali każdego wsparcia, które zdołają uzyskać lub wypracować, sytuacja wciąż była chwiejna, niepewna, znajdowali się, na Salazara, w Ministerstwie Magii, mogąc w każdej chwili zostać zdekonspirowani. Starała się jednak myśleć trzeźwo, skupiać na wypracowanym planie, na następnych posunięciach, przy jednoczesnym uwzględnieniu kreatywności, mającej ułatwić im przystosowanie się do niespodzianek. Na przykład takich, które personifikowały się w osobie dwóch strażniczek, kobiet, idących ku szatni, zaalarmowanych obecnością Cadana i Morgotha. Słyszała ich kroki, słyszała też dyspozycje, które wydawał mężczyźnie Tristan. Stała czujna, spięta, tuż za drzwiami, skrywającymi ją przed wchodzącymi kobietami, gotowa w każdej chwili do rzucenia zaklęcia. Nie miała czasu poinformować Ramseya o braku potrzeby rzucania wzmacniającego zaklęcia, które udało się jej wydobyć z własnej różdżki przed momentem - wolała być cicho, jak najciszej, by nie usłyszał jej nikt. Element zaskoczenia zawsze sprzyjał atakującemu. Czekała, słysząc głośne bicie własnego serca, dławiące ją w gardle - upewniła się najpierw, że Alan jest cicho i tuż obok, posłuszny jej rozkazom, i dopiero wtedy, gdy z ust Tristana padła mordercza inkantacja, postanowiła delikatnie wychylić się zza otwartych drzwi, od razu mierząc różdżką w drugą kobietę, stojącą tuż za progiem pomieszczenia. Wycelowała dokładnie, obok tej, w której stronę zmierzało zabójcze zaklęcie Rosiera - chcąc trafić w drugą z kobiet, omijając przy tym ewentualne przeszkody. Robiła to już, niewiele razy, raz - samodzielnie, lecz miała nadzieję, że potrafi wykrzesać w sobie ten okrutny żar, chęć pozbawienia życia, starcia z drogi ku celowi jedynego ograniczenia, zniszczenia go, zapewnienia im bezpieczeństwa a misji, wykonywanej w imię Czarnego Pana, powodzenie. - Avada Kedavra - wychrypiała beznamiętnie, czując, że całe jej ciało spina się w przeraźliwej koncentracji, zdeterminowane i gotowe, by zadać morderczy cios. Oby tylko magia nie okazała się złośliwa, igrając z jej umiejętnościami.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Wyrecytowana formuła zaklęcia nie przyniosła żadnych rezultatów. Powietrze lekko zadrgało, lecz nic poza tym się nie zmieniło, a oni wciąż pozostawali widoczni i w zasięgu wzroku każdego, kto uważniej by się rozejrzał po wejściu do szatni. Ignotus wycelował w nich różdżką; nie mogło być inaczej, już od pewnego czasu wiedział, że jakimś dziwnym sposobem rozumieli się bez słów, nie tylko jak ojciec z synem, którymi nigdy nie zdążyli się tak naprawdę stać, lecz dwie pokrewne sobie dusze. A jeśli w ogóle je obaj posiadali, były tak samo zgniłe i zniszczone, zbieżne i zgodne. Ale i przez niego powtórzona inkantacja nie dała efektów.
Mieli pewność, że Mason Lewis, którego miejsce w eskorcie ministra miał zajmować jeden z nich znajdował się w szatni, a dwie kobiety stojące na korytarzu były dokładnie tymi, na które czekali. Żle się stało, że walka rozpoczęła się, kiedy jeszcze cześciowo znajdowały się poza pomieszczeniem, wystarczyło by ktoś nieproszony zjawił się na horyzoncie. Zacisnął różdżkę w gotowości, ale nim którekolwiek z nich wyłoniło się zza drzwi, czarownice od razu w progu przeszły do działania. Na szczęście dla nich, zupełnie bezskutecznie. Czuł, jak zaklęcie Deirdre wzmacnia jego siły, wypełnia go energią i zwiększa jego moc.
— Magicus Extremos — przypomniał Seylwynowi o rozkazie, po czym wysunął się zza drzwi, wyciągając szybko przed siebie lewą dłoń, która dzierżyła długą różdżkę. Nie wątpił, by Mason wykonał rozkaz Tristana, tak jak Alex musiał dostosowywać się do wszystkich jego poleceń, ale nie mogli ryzykować wszczęciem alarmu, a ciskające z szatni na korytarz zaklęcia nie utrzymają długo ich nieupoważnionej obecności w tajemnicy. — Avada kedavra! — syknął, celując w drugą z kobiet niewybaczalną klątwą, najgorszą ze wszystkich, bo odbierającą to, co dla wielu, jeśli nie dla wszystkich było najcenniejsze — życie. Nie było wahania ani w jego zimnych oczach, ani niskim głosie, ani w dłoni, która nieruchomo trzymała różdżkę.
Mieli pewność, że Mason Lewis, którego miejsce w eskorcie ministra miał zajmować jeden z nich znajdował się w szatni, a dwie kobiety stojące na korytarzu były dokładnie tymi, na które czekali. Żle się stało, że walka rozpoczęła się, kiedy jeszcze cześciowo znajdowały się poza pomieszczeniem, wystarczyło by ktoś nieproszony zjawił się na horyzoncie. Zacisnął różdżkę w gotowości, ale nim którekolwiek z nich wyłoniło się zza drzwi, czarownice od razu w progu przeszły do działania. Na szczęście dla nich, zupełnie bezskutecznie. Czuł, jak zaklęcie Deirdre wzmacnia jego siły, wypełnia go energią i zwiększa jego moc.
— Magicus Extremos — przypomniał Seylwynowi o rozkazie, po czym wysunął się zza drzwi, wyciągając szybko przed siebie lewą dłoń, która dzierżyła długą różdżkę. Nie wątpił, by Mason wykonał rozkaz Tristana, tak jak Alex musiał dostosowywać się do wszystkich jego poleceń, ale nie mogli ryzykować wszczęciem alarmu, a ciskające z szatni na korytarz zaklęcia nie utrzymają długo ich nieupoważnionej obecności w tajemnicy. — Avada kedavra! — syknął, celując w drugą z kobiet niewybaczalną klątwą, najgorszą ze wszystkich, bo odbierającą to, co dla wielu, jeśli nie dla wszystkich było najcenniejsze — życie. Nie było wahania ani w jego zimnych oczach, ani niskim głosie, ani w dłoni, która nieruchomo trzymała różdżkę.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Usłyszałem nieznajome głosy - kobiece, ostre, groźne. Nie wiedziałem, czy idzie z nami ktoś jeszcze, jednak sposób w jaki się one wyrażały niósł jasny przekaz: nie były z nami.
Nigdy wcześniej nie widziałem na żywo zaklęcia niewybaczalnego. Teraz, w zaledwie kilka dni, byłem świadkiem poprawnego rzucenia wszystkich trzech z nich.
Avada Kedavra. Rozbłysk zieleni. Avada Kedavra. Avada Kedavra. Zielone światło odbiło się od rzędów szafek, a ja niczym zahipnotyzowany nie mogłem oderwać wzroku od szmaragdowych rozbłysków. Pierwsza próba rzucenia Magicusa nie miała prawa się powieść, kiedy poczułem się nagle rozbity. Nie potrafiłem poprawnie myśleć, widząc, jak z lekkością otaczający mnie ludzie orzekają wyroki na innych. Znajdowałem się wśród potworów, odsłonięty i praktycznie bezbronny - musiałem jednak grać dalej. Wtopić się w nich, nie wyróżniać, zgrać - a wtedy może będę w stanie przeżyć moją głupią decyzję. Altruizm nie popłacał - altruiści i idioci zdecydowanie umierali młodo.
Zacisnąłem palce na białym drewnie różdżki, przenosząc spojrzenie na Mulcibera. Nie było ono przerażone, nie było nienawistne. Posiadało w sobie za to morze bezbrzeżnego smutku i niezrozumienia. Dlaczego to robili? Odpowiedź była proste, lecz ja po prostu nie umiałem jednoznacznie stwierdzić, że człowiek jest zły. Chciałem zawsze dostrzec szerszy obraz, dociec co w czasie życia stało się takiemu człowiekowi, że decydował się robić to, co robił. Teraz jednak coś we mnie pękło, kiedy niczym marionetka kiwnąłem głową potwierdzając przyjęcie polecenia. Ludzie po prostu źli i zepsuci istnieli. A ja właśnie stałem pośród nich, unosząc moją różdżkę by im pomóc, aby ich wesprzeć. Jaki ja byłem głupi.
- Magicus Extremos - wypowiedziałem inkantację zaklęcia, wodząc spojrzeniem od Mulcibera, przez stojącą obok niego Azjatkę, Alana i Rosiera, aż do zaimperiusowanego przed chwilą ministerialnego pracownika. Jakim cudem byłem w stanie podjąć tyle błędnych decyzji, tak źle oszacować własne siły na zamiary oraz, ostatecznie, jakim cudem tak naiwnie dałem się tu zaprowadzić, trafiając między... Rycerzy Walpurgii.
| ST zaklęcia obniżone do 60
Nigdy wcześniej nie widziałem na żywo zaklęcia niewybaczalnego. Teraz, w zaledwie kilka dni, byłem świadkiem poprawnego rzucenia wszystkich trzech z nich.
Avada Kedavra. Rozbłysk zieleni. Avada Kedavra. Avada Kedavra. Zielone światło odbiło się od rzędów szafek, a ja niczym zahipnotyzowany nie mogłem oderwać wzroku od szmaragdowych rozbłysków. Pierwsza próba rzucenia Magicusa nie miała prawa się powieść, kiedy poczułem się nagle rozbity. Nie potrafiłem poprawnie myśleć, widząc, jak z lekkością otaczający mnie ludzie orzekają wyroki na innych. Znajdowałem się wśród potworów, odsłonięty i praktycznie bezbronny - musiałem jednak grać dalej. Wtopić się w nich, nie wyróżniać, zgrać - a wtedy może będę w stanie przeżyć moją głupią decyzję. Altruizm nie popłacał - altruiści i idioci zdecydowanie umierali młodo.
Zacisnąłem palce na białym drewnie różdżki, przenosząc spojrzenie na Mulcibera. Nie było ono przerażone, nie było nienawistne. Posiadało w sobie za to morze bezbrzeżnego smutku i niezrozumienia. Dlaczego to robili? Odpowiedź była proste, lecz ja po prostu nie umiałem jednoznacznie stwierdzić, że człowiek jest zły. Chciałem zawsze dostrzec szerszy obraz, dociec co w czasie życia stało się takiemu człowiekowi, że decydował się robić to, co robił. Teraz jednak coś we mnie pękło, kiedy niczym marionetka kiwnąłem głową potwierdzając przyjęcie polecenia. Ludzie po prostu źli i zepsuci istnieli. A ja właśnie stałem pośród nich, unosząc moją różdżkę by im pomóc, aby ich wesprzeć. Jaki ja byłem głupi.
- Magicus Extremos - wypowiedziałem inkantację zaklęcia, wodząc spojrzeniem od Mulcibera, przez stojącą obok niego Azjatkę, Alana i Rosiera, aż do zaimperiusowanego przed chwilą ministerialnego pracownika. Jakim cudem byłem w stanie podjąć tyle błędnych decyzji, tak źle oszacować własne siły na zamiary oraz, ostatecznie, jakim cudem tak naiwnie dałem się tu zaprowadzić, trafiając między... Rycerzy Walpurgii.
| ST zaklęcia obniżone do 60
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Szatnia
Szybka odpowiedź