Szatnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Szatnia
Znajdująca się na samym końcu korytarza szatnia służy wszystkim pracownikom Ministerstwa Magii. Jest to niewielkich rozmiarów pomieszczenie, w którym znajdują się dwa rzędy, drewnianych numerowanych szafek. Przed dowolną podróżą można zostawić tu część zbędnych rzeczy, a także zmienić szaty na bardziej adekwatne. Dziesięć szafek tuż przy wejściu została przeznaczona dla ważniejszych urzędników ministerstwa i zawsze pozostaje zamknięta. Wszystkie są imiennie opisane.
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Nie patrzyłem - bo też nie chciałem patrzeć na ten brak poszanowania dla ludzkiego istnienia, na pośmiertne upodlenie. Dlatego skupiałem spojrzenie na mojej różdżce, poruszając się dopiero wtedy, gdy usłyszałem polecenie wydane Alanowi. Patrzyłem się szeroko otwartymi oczami na to, jak mój druh - bo tak też go nazywałem, łączyło nas przecież o wiele więcej niż zawód - łamie złożoną uzdrowicielską przysięgę i dusi Masona Lewisa. Przebiegł mnie dreszcz, gdy zdjęty zgrozą obserwowałem ostatnie, konwulsyjne podrygiwania umęczonego ciała. Prawie umknęło mej uwadze to, jak pozostali czarodzieje zaczęli zmieniać formy, przeobrażając się w zupełnie inne osoby. Nim się spostrzegłem znalazłem się w otoczeniu sześciu ministerialnych urzędników. Powiodłem spojrzeniem po nowych twarzach starając zapamiętać, kto podszył się pod konkretnych urzędników. Kiedy wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia spojrzałem pytająco na Mulcibera - czy też raczej Drake'a Wildera - a na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Podszedłem do wskazanej szafki i wyjąłem z niej płaszcz i buty, które zamieniłem ze swoimi; po drodze wziąłem z torby Azjatki ostatnią pozostającą w niej różdżkę. Spotkałem się jednak z niewielką przeszkodą - Elliott miał mniejsze stopy niż ja, lecz zaraz nie miało to mieć większego znaczenia. Wpierw więc wziąłem do ręki eliksir i wrzuciłem doń wskazany włos. Nigdy wcześniej nie używałem eliksiru wielosokowego, bo nie miałem też takiej potrzeby - mogłem się przecież zwyczajnie metamorfować. Mikstura zaczęła bulgotać, zmieniając swój kolor na barwę przywodzącą na myśl błoto.
- Wygląda naprawdę zachęcająco - rzuciłem sarkastycznie, nim jednym haustem nie wychyliłem zawartości szkła. Eliksir był jeszcze gorszy w smaku niż wyglądał. Okropnie słony i mdlący niczym sfermentowana ryba. Przyłożyłem dłoń do ust i zamknąłem oczy, kiedy walczyłem z odruchem wymiotnym - ostatecznie wygrałem z fizjologią, przełykając całą porcję. Poczułem się dość podobnie jak wtedy, gdy korzystałem z błogosławieństw mojej genetyki - teraz jednak zmiany zachodziły bez mojej kontroli. Stałem się odrobinę niższy, a moje dokładnie związane z tyłu głowy włosy, normalnie sięgające mi teraz już odrobinę za ramiona uległy nagłemu skróceniu, muskając końcówkami ledwie okolice szczęki. Dostawiłem pustą szklankę do pozostałego szkła w szafce Emersona i patrzyłem, jak Mulciber sprząta ślady naszej bytności w szatni. Założyłem buty i kiwnąłem mu głową. Własną różdżkę schowałem w wewnętrznej kieszeni ministerialnego płaszcza, obcą zaś ulokowałem w zewnętrznej. Zarzuciłem na ramię moją torbę lekarską i spojrzałem na Ramseya.
- Jeśli mamy się spóźnić to możemy powiedzieć, że należy do Bennetta i po prostu się po nią wróciliśmy - powiedziałem wskazując na torbę i czekając na to, co dalej, poprawiłem zapięcie płaszcza.
- Wygląda naprawdę zachęcająco - rzuciłem sarkastycznie, nim jednym haustem nie wychyliłem zawartości szkła. Eliksir był jeszcze gorszy w smaku niż wyglądał. Okropnie słony i mdlący niczym sfermentowana ryba. Przyłożyłem dłoń do ust i zamknąłem oczy, kiedy walczyłem z odruchem wymiotnym - ostatecznie wygrałem z fizjologią, przełykając całą porcję. Poczułem się dość podobnie jak wtedy, gdy korzystałem z błogosławieństw mojej genetyki - teraz jednak zmiany zachodziły bez mojej kontroli. Stałem się odrobinę niższy, a moje dokładnie związane z tyłu głowy włosy, normalnie sięgające mi teraz już odrobinę za ramiona uległy nagłemu skróceniu, muskając końcówkami ledwie okolice szczęki. Dostawiłem pustą szklankę do pozostałego szkła w szafce Emersona i patrzyłem, jak Mulciber sprząta ślady naszej bytności w szatni. Założyłem buty i kiwnąłem mu głową. Własną różdżkę schowałem w wewnętrznej kieszeni ministerialnego płaszcza, obcą zaś ulokowałem w zewnętrznej. Zarzuciłem na ramię moją torbę lekarską i spojrzałem na Ramseya.
- Jeśli mamy się spóźnić to możemy powiedzieć, że należy do Bennetta i po prostu się po nią wróciliśmy - powiedziałem wskazując na torbę i czekając na to, co dalej, poprawiłem zapięcie płaszcza.
Zdążył zabrać buty, lecz nie zdążył ich założyć nim wybiła tak zwana godzina zero. Puścił głupie uwagi mimo uszu, nie chcąc się wdawać w słowne potyczki. Nie zależało mu na walorach estetycznych ani skromności, dążył do stworzenia prowizorycznego podtrzymywania biustu. Wydawało mu się, że będzie mu znacząco utrudniał poruszanie. A może nawet skoncentrowanie na zadaniu?
Zajął się piciem eliksiru, jak się okazało, dość niepotrzebnie. Nadal mógł pozostać mężczyzną, jednakże ten fakt wszyscy odnotowali zbyt późno. Nie było ani czasu ani czegokolwiek innego na zmianę decyzji. Wypił zawartość fiolki, lekko się krzywiąc. Konsystencja wywaru nie przypominała mu najlepszych pitych trunków. Po prawdzie to nawet tych najgorszych także nie. Za to działał szybko. Uczucie rosnącego biustu było okropnym, dziwacznym i nigdy w życiu nie powtórzyłby dobrowolnej zamiany w kobietę. Cadan dotknął swoich nowych, długich włosów i już wiedział, że się zmienił. Może to lepiej, że nie miał czasu na przeglądanie się w lustrze, chyba nie byłby zadowolony ze swojej aparycji.
Kiedy wstrętne uczucie zmiany postaci dobiegło końca, odetchnął nieco z ulgą. Przynajmniej dopóki nie usłyszał słów Ramsey'a. Zmarszczył czoło, patrząc na niego ułamek sekundy, lecz i tak dłużej niźli powinien, żeby nie wpadać w irytację.
- Daruj sobie - odrzekł tylko, nadal swoim głosem. Nie zamierzał dyskutować z nim o sprawach oczywistych. Nie był również dzieckiem, żeby Mulciber musiał go strofować na każdym kroku. Jak dotąd nie szło mu tak źle jak mogłoby, znał również cele misji, nie musiano mu o nich przypominać. Stracił swoją postać, lecz nie pamięć. Wydało mu się to zatem bezsensowne i niepotrzebnie przedłużało czas.
Zdążył jednak dołączyć swoją fiolkę, żeby w następnej chwili znaleźć się przy drzwiach. Powinien wyjść czy zaczekać na spóźnialskich i wyjść razem z nimi? Chyba teraz nie miało to już takiego znaczenia, lecz sięgnął do klamki z zamiarem opuszczenia szatni.
Zajął się piciem eliksiru, jak się okazało, dość niepotrzebnie. Nadal mógł pozostać mężczyzną, jednakże ten fakt wszyscy odnotowali zbyt późno. Nie było ani czasu ani czegokolwiek innego na zmianę decyzji. Wypił zawartość fiolki, lekko się krzywiąc. Konsystencja wywaru nie przypominała mu najlepszych pitych trunków. Po prawdzie to nawet tych najgorszych także nie. Za to działał szybko. Uczucie rosnącego biustu było okropnym, dziwacznym i nigdy w życiu nie powtórzyłby dobrowolnej zamiany w kobietę. Cadan dotknął swoich nowych, długich włosów i już wiedział, że się zmienił. Może to lepiej, że nie miał czasu na przeglądanie się w lustrze, chyba nie byłby zadowolony ze swojej aparycji.
Kiedy wstrętne uczucie zmiany postaci dobiegło końca, odetchnął nieco z ulgą. Przynajmniej dopóki nie usłyszał słów Ramsey'a. Zmarszczył czoło, patrząc na niego ułamek sekundy, lecz i tak dłużej niźli powinien, żeby nie wpadać w irytację.
- Daruj sobie - odrzekł tylko, nadal swoim głosem. Nie zamierzał dyskutować z nim o sprawach oczywistych. Nie był również dzieckiem, żeby Mulciber musiał go strofować na każdym kroku. Jak dotąd nie szło mu tak źle jak mogłoby, znał również cele misji, nie musiano mu o nich przypominać. Stracił swoją postać, lecz nie pamięć. Wydało mu się to zatem bezsensowne i niepotrzebnie przedłużało czas.
Zdążył jednak dołączyć swoją fiolkę, żeby w następnej chwili znaleźć się przy drzwiach. Powinien wyjść czy zaczekać na spóźnialskich i wyjść razem z nimi? Chyba teraz nie miało to już takiego znaczenia, lecz sięgnął do klamki z zamiarem opuszczenia szatni.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaklęcie Ramseya wysprzątało całą szatnię. Nie pozostały już żadne ślady krwi świadczące o niedawnej walce. W czasie, kiedy Mulciber zajmował się doprowadzaniem szatni do porządku, reszta opuściła pomieszczenie. Został tylko Cadan, który z sukcesem nałożył buty na znacznie zmniejszone stopy i Alexander, który po wypiciu pachnącego rybą, a smakującego zgniłym dorszem eliksiru wyglądał jak Elliot.
| Na odpis macie 48 godzin
Jeśli idziecie na spotkanie i nie podejmujecie więcej żadnych akcji w szatni, możecie pisać już w sali świstoklików
| Na odpis macie 48 godzin
Jeśli idziecie na spotkanie i nie podejmujecie więcej żadnych akcji w szatni, możecie pisać już w sali świstoklików
Szatnia
Szybka odpowiedź