Wydarzenia


Ekipa forum
Wyspa
AutorWiadomość
Wyspa [odnośnik]13.01.18 21:42
First topic message reminder :

Wyspa

Na niewielkiej wysepce, otoczonej przez płytką, przetkniętą kamieniami rzeczkę, stoi sporych rozmiarów budynek, który kiedyś był domem dla niezdarnego alchemika, sądzącego, że może w pojedynkę zawojować świat. Nieprzerwanie eksperymentował z eliksirami, chcąc wynaleźć ten, który zapewnić miał mu nieśmiertelność. Niestety zły dobór składników spowodował ogromny wybuch, który nie tylko pozbawił go życia, ale także w znacznym stopniu uszkodził kamienną konstrukcję domu, czyniąc z niego ruinę. Słodki aromat wsiąknął w fundamenty i w ziemię, znacząc całą wyspę wonią bzu i rumianku.
Po latach na gruzach budynku rozrosła się bujna, barwna roślinność, która każdego wieczoru przyciąga w tę okolicę ogrom świetlików. Owady przysiadają na płatkach, oświetlając teren mlecznym blaskiem, a całości towarzyszy szemrząca w pobliżu rzeczka.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyspa - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wyspa [odnośnik]01.03.24 23:12
| 13 września

Śledził rozmowy, zdając sobie sprawę, że każda z obecnych osób nosiła ze sobą ciężar przeżytych wydarzeń. W spojrzeniach dostrzegał refleksje, a w wymianie słów — wspólne doświadczenia. Katastrofa, jak obłędna bestia, poruszała się po każdym zakamarku ich życia. Zmęczenie, które odbijało się na ich twarzach, było świadectwem nie tylko fizycznego wysiłku, ale także psychicznego wyczerpania. W chwilach takich spotkań atmosfera zdawała się nasycona historią, stratami i nadzieją na lepsze jutro. Wieczór zdawał się płynąć spokojnie, a każdy łyk napoju był jak balsam dla duszy. Zatapiając się w przyjaznym gwarze, delektował się chwilą w otoczeniu, które sprawiało, że świat wydawał się na moment zatrzymać w miejscu. Westchnął cicho, czując, jak napięcie z dnia odpływa z nim, a spokój się w nim zakorzenia. Mur, którym oparł ramiona, stanowił solidne oparcie, podobnie jak chwila wytchnienia w wirze codziennych zmartwień. Wpatrywał się w otaczającą go atmosferę, zanurzając się głęboko w błogie uczucie ukojenia. Gorąca kąpiel otuliła go niczym przyjemne ciepło, a alkohol sprawił, że świat zdawał się na chwilę być łaskawszy. W chwili zapomnienia przemknęły przed nim obrazy spokojniejszych dni sprzed katastrofy, gdy życie toczyło się inaczej. Momentami takie chwile ukojenia były niezbędne, by zebrać siły do stawienia czoła kolejnym wyzwaniom.
Ogarnęło uczucie dziwności, gdy niewidzialna siła poprowadziła jego dłoń, kierując ją ku lampce z nieznajomym alkoholem. Szybko spojrzał wokół, szukając jakiejkolwiek wskazówki lub reakcji otoczenia, ale wszystko wydawało się normalne. W pomieszczeniu trwały rozmowy, ludzie kontynuowali swoje zajęcia, nie zdając sobie sprawy z dziwnego zjawiska. Poczuł bliskie jemu sercu zapachy, jakże otulające jego osobę. W miarę jak Efrema pił, odczuwał fale dziwnych emocji, które przewalały się przez jego umysł. To doświadczenie było jakby nie z tego świata, wywołujące mieszankę zaskoczenia, ciekawości i spokoju. Otoczony wszechobecnym spokojem, zanurzony w beztroskiej chwili, poczuł delikatny zawrót głowy. Przymrużył oczy, starając się zignorować ten nieznaczny dyskomfort. Przyćmiony umysł, najprawdopodobniej efekt mocniejszego alkoholu, którym się raczył. Zdecydował się na krótki odpoczynek, opierając głowę o krawędź basenu i zamykając oczy. Myślał, że ta krótka chwila wytchnienia pozwoli mu odzyskać równowagę i pozbyć się dziwnego uczucia.
Spokojną chwilę przerwało dziwne szarpnięcie, które zaledwie zarysowało się w jego świadomości i ciele. Otworzył oczy, zastanawiając się, czy to było efektem alkoholu, czy może czegoś zupełnie innego. Chwilowy chłód, który zastąpił wcześniejsze ciepło, nie był jedynym zaskoczeniem. Rozglądając się, zorientował się, że jego otoczenie uległo zmianie. Basen, który przed chwilą był miejscem spokoju, teraz jawił mu się jako nieco inne miejsce. Znalazł się w zupełnie innym środowisku, a Zacisze Kirke zamieniło się w dziką scenerię z kamienistym potokiem, otoczonym odludziem. Zapach igliwia i żywicy sosny… Przecież nie było tutaj drzewa. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł żadnych śladów pozostałych towarzyszy ani swojej wojowniczki tarniny. Różdżka i ubranie zniknęły, pozostawiając go nagiego pośród malowniczych, ale obcych okolic. Znajdujący się w pobliżu materiał stał się improwizowaną szatą, którą zaraz otoczył swoje biodra. Poczuł narastającą frustrację, musiał zastanowić się, jak znaleźć się w tym nowym, tajemniczym miejscu.
- Doprawdy? - ruszył przed siebie, rozchlapując subtelnie wodę pośród swoich kroków. Poddał się na chwilę własnym emocjom, cóż za słaby żart. Rozglądał się gorączkowo za różdżką lub jakąkolwiek wskazówką. Okoliczne tereny były nieznane, a atmosfera odludzia powodowała u niego dziwny spokój. Było tutaj swoiście pięknie, wprowadzając w stan letargu. Nagle musiał zmierzyć się z nowym wyzwaniem, próbując odnaleźć się w tym tajemniczym miejscu bez znajomych punktów odniesienia. - Marny żart
Dam ci gwiazdkę z nieba, odwrócił się, jakby gotując się na atak, który nigdy nie miał miejsca. Szepnął to spokojny, niemal nostalgiczny głos, obiecujący bezpieczeństwo i uczucie opieki. Zaraz coś zawiesiło się na jego ramieniu, głowie. Pochwycił w dłoń ubiór, wprowadzając go w zdziwienie, damska bielizna? Rozejrzał się, gdzieś w oddali dostrzegł obcą sylwetkę. Nie zamierzał krzyczeć, tak nie przystało. Wiedział, że też ta osoba dostrzegła go w zasięgu wzroku. Nie był sam w tym paśmie spokojnego nieszczęścia.

| rzut na spostrzegawczość



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Wyspa [odnośnik]01.03.24 23:12
The member 'Efrem Yaxley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 67
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyspa - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wyspa [odnośnik]01.03.24 23:51
Była przekonana, że właśnie tego potrzebowali. Chwilę odpoczynku, po całym miesiącu ciężkiej pracy. Bo chwile wytchnienia, odnajdywała tylko późnymi wieczorami we własnych komnatach i własnym łóżku. Dnie spędzając wedle wypełnionego po brzegu grafiku. Teraz jak nigdy mogła się wykazać, mogła się pokazać - zaistnieć wśród miejscowej ludności i zaznaczyć swoją obecność. Melisande w każdej sytuacji - jak zwykle - poszukiwała możliwych korzyści dla siebie i dla rodu. Może brzmiało to bezdusznie, ale tragedie innych osób obchodziły ją tyle ile dotyczyły jej samej. Co nie znaczyło, że kiedy znajdowała się wśród pospólstwa nie umiała jej dobrze okazać. Wspomóc dobrym słowem, uprzejmym gestem. Oczarować pięknym uśmiechem i dobrocią. Potrafiła, ale bardziej niż straty emocjonalne, bolały ją straty materialne hrabstwa, zniszczenia, których dokonały spadające gwiazdy. Pozostawała jednak tam gdzie powinna i tam, gdzie najwięcej mogła zdziałać - jak i zyskać. Zajmując się nadzorem i rozdzielaniem prac. Będąc obecną i uważną - ciągle na pewnego rodzaju spięciu i w gotowości. Chwila odpoczynku - i odnowy - nie miała nikomu zaszkodzić. Zadbanie o właściwy bilans spraw w życiu, było równie ważne. Dlatego z chęcią przystała na propozycje znalezienia się tutaj i każda mijająca minuta uświadamiała ją jedynie w tym że intuicja jej nie zawiodła. Woda była przyjemnie rozluźniając - może prawdziwie była Traversem? Już, dopiero, czy urodziła się by nim zostać? Woda ostatnio często znajdowała się wśród znaczących wspomnień, teraz spędzała relaksujące chwile w ciekawym towarzystwie czując, jak rozluźniają się jej z każdą chwilą mięśnie. Czasem wypuszczając z pomiędzy warg rozleniwione westchnienie, innym razem perlisty śmiech. Nie wiedziała kiedy w jej ręce pojawił się kolejny kieliszek, ale nie zastanawiała się nad tym wiele - w końcu służba od zawsze czuwała nad tym, by niczego jej nie brakowało. Z biegiem czasu czasem nawet szybciej, nim zdążyłaby o to poprosić. Uniosła naczynie leniwie obracając nim w palcach, wprawiając w ruch, przez chwilę obserwując różową barwę. Mając wrażenie, że wokół rozszedł się znajomy zapach róż i morza. I o ile to pierwsze nie było zadziwiające - wszak płatki znajdowały się w wodzie w której moczyła ciało, tak drugi przyniósł jej na myśl rodzinny klif, altanę na której spędzała tyle czasu. Zatopiona we wspomnieniu, nie skupiając się na niczym więcej, nawet nie zauważyła w którym momencie uniosła kieliszek by upić z niego trochę płynu.
Nagły zawrót głowy był zaskoczeniem - choć nie na tyle niepokojącym by z początku skupiła się na nim mocniej. Od jakiegoś czasu zdarzało jej się czuć mdłości, czasem zawróciło się w głowie jedynie irytująco wstrzymując na chwilę podejmowane działanie, nim ruszała dalej. Przymknęła powieki pewna, że i to - tak jak każde inne - za chwilę przejdzie. Ale kiedy wir nie zwalniał wzbudziło to w Melisande chwilowe zwątpienie i zaskoczenie. A ostre szarpnięcie w okolicy pępka sprawiło że poczuła się niedobrze. Wykrzywiła wargi mimowolnie w niezadowoleniu, że coś tak trywialnego jak zawrót głowy postanowiło jej zepsuć te przyjemne chwile. Ale kiedy z westchnieniem rozwarła powieki ciemne spojrzenie trafiło na sklepienie, które nijak nie przypominało tego w zaciszu kirke. Powoli zaczynając orientować się w sytuacji. Dotykała stopami dna, na tyle, by nie obawiać się, że pochłonie ją woda wokół. Woda nie sięgała jej wyżej, niż do pasa. Ale miejsce było nowe - nieznajome z pewnością. Jako pierwsze spojrzenie zawisło na krysztale na szyi, nie zajął się niepokojącą barwą, może więc… pokręciła głową. Wokół było cicho, ale nie wiedzieć czemu nie wlało to w Melisande niepokoju, czy strachu. Było cicho, ale też urzekająco.
Nagły głos rozlegający się gdzieś za plecami zbiegł się z dźwiękiem rozchlapywaniej wody i rzeczami spadającymi prosto na nią, które złapała w ręce odrobinę nieświadomie, bez większego celu, gdzieś po drodze orientując się, że nie należą wcale do niej. Przyjrzała się im przez krótką chwilę ale bez większego zainteresowania, nie kłopocząc się próbą ubrania od razu. Coś jej podpowiadało, że nie musi się bać - nie musi chować - jakkolwiek absurdalne i nielogiczne było pojawienie się tutaj, kompletnie niezrozumiałe nie przeszkadzało jej to w ogóle. A wrodzona pewność nie zmalała nawet w obcym otoczeniu. Woda zaś, okazała się sprzymierzeńcem.
Rozbrzmiałe pytanie trąciło znajomą nutą, sprawiając, że obróciła się w poszukiwaniu właściciela głosu. Przez krótką chwilę w ciszy obserwując wędrówkę której się podejmował. A kolejne padające słowa sprawiły, że odrzuciła głowę a z różanych warg potoczył się rozbawiony perlisty śmiech. - Wyborny byłoby bardziej właściwie. - wypowiedziała z rozbawieniem, opuszczając głowę i odnajdując go wzrokiem bez oporów prześlizgując się po ciele, bo nagle wszystko stało się jasne. - Efremie. - przywitała się, brodą wskazując na materiał wokół bioder. - Gdzieś się wybierasz? - zapytała pozostając jeszcze na swoim miejscu, choć wszystko wołało ją, by ruszyć w jego stronę.

niczego nie szukam, znalazłam co chciałam


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wyspa [odnośnik]02.03.24 22:25
W swojej codzienności trzymał się wyuczonych reguł, zasad podtrzymywanych przez wysoko urodzonych. Obecna sytuacja aż prosiła się o interwencję, użycie szybkiego refleksu, by zdziałać coś. W innym miejscu reakcje ich obojga byłyby inne, zważając na znaczenie ich nazwisk i podtrzymania niezachwianego wizerunku. Obecnie jednak czuł się inaczej, byli sami. Całkowicie, doświadczając swoistej swobody i wolności, co przyjmował aż nazbyt spokojnie. Tajemniczość otaczającego terenu wzbudzała w nim ciekawość, ale jednocześnie czaiło się w powietrzu coś nieuchwytnego. Przez chwilę rozbawienie malowało się na jego twarzy, gdy spostrzegł pewny siebie uśmiech, wzywający do swoistych interakcji. Wielokrotnie rywalizowali, każde z osobna pragnęło więcej i więcej. Nigdy nie odczuwał wstydu ze swojego ciała, jedynym mankamentem były jego rozległe blizny po oparzeniach. Teraz jednak były tak nieistotne, jakby nigdy nie istniały. Nie odrywał pewnego spojrzenia od jej ciała, podziwiając smukłe ramiona i włosy spływające kaskadą po plecach. Była piękną kobietą, tego nie można było jej odmówić. Niczym mitologiczna Afrodyta, wyłaniająca się pośród zburzonej piany morskiej. Tajemnicza, choć pewna swojego, świadoma urody i możliwości. Efrema ogarnęło poczucie pewnej magii, kiedy zarzucił sobie przez ramię jej ubiór, poddając się kolejnemu wyzwaniu w trakcie ich długoletniej znajomości. Atmosfera stała się gęsta od niewypowiedzianych emocji, ukrytych pomiędzy nimi.
- Melisande — uśmiechnął się pod nosem, tajemniczo jak miewał to w zwyczaju. Kontrolował jednak swoje emocje, nie okazując więcej, niż było tego potrzeba. - Wybierałem się tam, skąd wyrzucono nas niespodziewanie… Jednak spostrzegając tu, na urokliwym pustkowiu tak znaną mi osobę, mogę być spokojny.
Skrzyżował ramiona na odsłoniętym torsie, nie spuszczając wzroku nawet na chwilę. Oboje to robili, dostrzegając rozbawienie w błyszczących oczach partnerki. Dwie iskierki zdradzały tak wiele w tej sytuacji, lecz nikomu to nie przeszkadzało. Było coś przyciągającego w tej chwili, szeptu wewnątrz umysłu, nakazującego poczuć ją w ramionach. Tutaj, w jego ramionach, gdzie jego dłonie doznały boleści powolnego działania. Obłuda kłębiła się wokół nich jak nieuchwytny dym. Może oboje tego pragnęli? Podświadomie pragnął to usłyszeć bądź poczuć, jednak przyjęte wyzwanie było inne. Kto wytrzyma zagrywki drugiego najdłużej, zdobywając laur chwały i pełne zadowolenie? Kto popełni błąd, przegrywając z wewnętrznymi pragnieniami? To było jak zakazany owoc, smakujący najlepiej, a jednocześnie niebezpieczny i kuszący. Uklęknął tuż przy brzegu, wyciągając dłoń w jej stronę. Poruszył palcami w geście zaproszenia, by wyszła z tej wody. Pomimo różnicy atmosfery pomiędzy tym miejscem a Zaciszem, z którego przybyli, było iście ciekawie. Nikt jednak nie mówił, że nie może być tutaj równie interesująco.
- Ja nigdzie nie zamierzam uciec — szepnął jej, nachylając się subtelnie w kierunku jej osoby. - Chylę się ku przemyśleniom, że właśnie Ty uciekasz jak najdalej.
Przekrzywił lekko głowę w zaciekawieniu, przyglądając się najdrobniejszym szczegółom jej postaci. Piękno obojczyków przykuwało spojrzenie, a smukła linia ciała skrywana była wśród chłodnych wód tego miejsca. Jego pytanie było jednocześnie wyzwaniem, rzucającym wyzwanie, czekającym na więcej. Atmosfera niosła ze sobą elektryzujące napięcie jak wyczekiwanie na kolejny ruch na szachownicy.



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Wyspa [odnośnik]04.03.24 17:34
Rzadko kiedy zatracała pewność, którą nosiła na sobie niczym najznamienitszą szatę. Nie miała przecież powodów, by w siebie wątpić. A wszystko przez co przeszła i kim była składało się na obraz, który prezentowała światu. Ciemność, która ją otaczała i intymność miejsca w którym się znalazła, atmosfera która oplatała się wokół niej, niemal leniwie wprowadzała Melisande w stan bezpieczeństwa. W pierwszym odruchu spojrzała na kryształ, ostatnią trzeźwą myślą zawieszając ją przy boku męża tylko do chwili, gdy jej tęczówki zawisły na sylwetce, która nie była dla niej obcą. Wtedy poczuła się, jakby ktoś w końcu ściągnął z jej oczu opaskę w której wędrowała. Jakby ktoś odsunął z okiennic zasłony pozwalając jej dostrzec widok który rozpościerał się na zewnątrz - od tak dawna znajdujący się tak blisko i tak absolutnie niezrozumiale został zignorowany zbyt długo. Patrzyła zanurzając się w panującej atmosferze wieczoru, która pchała ją dalej i głębiej nie odwracając spojrzenia ciemnych oczu kiedy patrzyła na to, co przecież od zawsze winno być jej. Jak mogła tego nie zauważyć? Nie wiedziała. Ale w tej chwili łapczywie pochłaniała tęczówkami to, co ledwie muskała. Sylwetkę, która stała zaraz przed nią. Tak różną od jedynej którą znała, ale jednocześnie tak pociągającą; pragnęła jej dotknąć. Jej imię rozbrzmiało melodią nowych, niezauważonych wcześniej dźwięków - słodkich, wypełnionych obietnicą. A kolejne słowa tylko okazały się chwilowym zawodem - możliwą rozłąką - która zniknęła wraz z końcem zdania.
- Potrafisz? - wyrzuciła zadzierając brodę, mrużąc odrobinę oczy. - Być spokojny? - zapytała nie zmieniając pozycji ani postawy, ale wiedziała, że ona nie była - niezależnie od tego, co prezentowała. Jej serce obijało się jak dzwon wybijając nową melodię, wyraźną i głośną - zagłuszającą wszystko co czuła wcześniej, wszystko co uważała za prawdę, wszystko co sądziła o własnych uczuciach i własnej ścieżce. Trwała, pozostając na miejscu, odurzona tym, co toczyło się wewnątrz niej. Nic nie zdawało się ważne - nie było niczego -nikogo - więcej. Czy właśnie tym była miłość? Miłość prawdziwa, nie ta, którą myślała że zrozumiała i rozłożyła na czynniki pierwsze. Do której zamierzała dążyć z kim innym jeszcze chwilę wcześniej, nim myśl ta zapadła się i przepadła w otchłani nieważności tego, co było wcześniej.
- Przed tobą? - zadziwiła się z rozbawieniem, które melodyjnym śmiechem wymknęło się z jej warg rozcinając okalającą ich ciszę. Nigdy tego nie robiła. Nie potrafiła nawet znaleźć powodu, dla którego miałaby. Nie szukała go więc długo, patrząc ku niemu niezmiennie. Iskry zalśniły w spojrzeniu, ruszyła więc przekornie, zbliżając się skoro zarzucił jej ucieczkę.
- Co jeśli - wypadło z jej warg, kiedy stawiała kolejne kroki w jego kierunku nie spuszczając spojrzenia z Efrema twarzy. Mimowolny dreszcz przebiegł po jej plecach, lubiła gry - lubiła też wyzwania. Ostatnio odkryła też, że - mimo iż sądziła że tym gardziła - lubiła też kusić i wabić. Bez oporów przyjmowała wyzwanie które rzucał, wargi rozciągając w lisim uśmiechu - przecież nie musiała udawać. Znalazła się blisko, górując nad nim z zadowoleniem. Pierwotnie, przez krótką chwilę wyglądała, jakby zamierzała podać mu dłoń, ale wraz z kolejnym mrugnięciem, w wystawionej ku niej ręce, zamiast jej własnej lądowały rzeczy który trzymała w naręczu przed sobą. Ledwie wygrała tą wewnętrzną walkę chcąc poddać się rodzącej we wnętrzu potrzebie. Zaproszeniu tak oczywistemu i prostemu złożonemu tuż przed nią. Ale jednoczesne wyzwanie, kłębiące się w słowach i gestach, przemykające w spojrzeniu walczyło z nią o władzę własnego ciała, ostatecznie wygrywało. W spojrzeniu coś błysnęło. Ciało odwróciło, gładkie, jędrne, pozbawione skaz oświetlone mdłym światłem rzucanym przez księżyc nad nimi - dokładnie takie jakie winna mieć dama jej stanu i klasy którą prezentowała. Niczym najlepsza klacz z własnego stada, warta każdej ceny. Lata baletu w francuskiej szkole pozwoliły jej zadbać o sylwetkę. Wyciosała to ciała sama ciężką pracą i potem wylanym podczas ćwiczeń, którym oddawała się po dziś dzień. W tańcu poszukując porozumienia z zmarłą siostrą i oddechu, którego czasem potrzebowała. Ruszyła, zamierzając odejść, odwracając się jednak, żeby spojrzeć na niego zza pleców. - chcę żebyś w końcu mnie złapał? - zapytała przekornie nie wstrzymując ruchu. W końcu, ile lat zmarnowałeś Efremie? Jak wiele byłeś z dala? Jeszcze nie było za późno by nadrobić wszystko, co pozornie stracili wcześniej. Teraz to widziała, teraz rozumiała.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wyspa [odnośnik]06.03.24 23:06
Zacisnął szczęki, próbując stłumić śmiech, który wzbierał mu w gardle. To była gra, która trwała już od dłuższego czasu. Ona sprawiała, że czuł się żywy, pobudzała jego zmysły. Było coś pociągającego w tej grze, w tym nieustannym tańcu między dwoma silnymi osobowościami. Czuł energię unoszącą się w powietrzu, nasyconą elektrycznym napięciem. Wciąż odczuwał na swojej skórze pulsujące wrażenie tajemnicy. Jego spojrzenie ślizgało się po zarysie jej sylwetki, a potem wracało do jej oczu, które zdawały się błyszczeć od iskier zmysłowości. Kobiece wdzięki, o których zdawała się doskonale zdawać sobie sprawę, były jak zaklęte zaklęcia, sprawiające, że cała sceneria stawała się jeszcze bardziej hipnotyzująca. Zdecydowanie cieszył się z powrotu swoich ubrań, jednak nie krył satysfakcji, obserwując, wręcz podziwiając uroki miejsca skąpanego w blasku księżyca. Był mistrzem w tej subtelnej grze, a teraz, gdy tajemniczy czar ich spotkania stopniowo zagęszczał atmosferę, nie przestawał cieszyć się każdym momentem, każdą chwilą z nią. Pozostawił ubrania w bezpiecznym miejscu, zatapiając wzrok w otaczającym ich mroku. Nie odwrócił się, nie dając jej kolejnego to zadowolenia. Wprawiając delikatnie mięśnie ramion w ruch, skrywał krzywiznę bólu, którą przynosiły mu stare blizny. Czasem zapominał, że te znaki na jego ciele potrafią tak uprzykrzać zwyczajną codzienność. Nienawidził ich, uznając za szpetność, przypominającą mu o decyzjach, które w przeszłości podjął. Były jak pamiętniki przeszłości, każda z nich opowiadała o chwilach, które pozostawiły trwałe ślady. Były to świadectwa błędów, których dokonał, ale też lekcje, które z nich wyciągnął. Wiedział, że te fizyczne znamiona są jednocześnie przypomnieniem o uwadze, jaką powinien zachować w podejmowaniu decyzji. Mimo że uważał swoje blizny za coś, co wykracza poza estetykę, zdawał sobie sprawę, że to one kształtują jego charakter i decydują o tym, kim jest. W każdym ze szram kryły się historie, które czyniły go bardziej ludzkim. W tej chwili, choć nienawidził ich fizycznego wyrazu, akceptował je jako część siebie i swojej nieuniknionej przeszłości.
- Zawsze pragniesz tego — przeciął nieznacznie ciszę, powoli i dyskretnie. Pozostawiał jej niesmak, nie obdarowując jej ukrytymi pragnieniami. A przecież takie miewała, znał ją nie od dzisiejszej nocy. Powstał do pionu, obracając się pewnie w jej stronę. Zauważył zmianę na jej twarzy, jakby iskra w jej oczach zaczęła płonąć jaśniej. To było jak nagłe rozbłyski emocji, podobne do gwałtownego powiewu wiatru, choć w tym miejscu wiatru brakowało. Atmosfera między nimi zdawała się nabierać intensywności, jakby istniało coś, co przekraczało zwykłą wymianę spojrzeń. - Adoracja, ciche westchnienia na Twój widok, wielbisz takie elementy w codzienności.
Kroczył ku niej, pewnym, zdecydowanym krokiem, jakby podążając własnymi, nieprzeniknionymi zasadami. W jego postawie było coś nieuchronnego, jak nienawiść do tego, gdy ktoś próbuje go manipulować według własnych reguł. Trzymał się swoich zasad, niezależnie od panującej sytuacji. Jego spojrzenie było wyraźne, niemal zastanawiające. Minął ją ledwie zauważalnie, ale zdecydowanie, dając do zrozumienia, że chce ją zatrzymać przed kolejnym krokiem do przodu. Dłonie zwykł spleść za swoimi plecami, utrzymując pozycję, jaką dobrze znał. Delikatnie opuścił głowę, patrząc na jej twarz z bliskiej odległości. Byli teraz blisko jak nigdy wcześniej, a w ich spojrzeniach tkwiła niewypowiedziana gra, nieme wyzwanie unoszące się w powietrzu. Na pozór krucha, choć wiedział swoje, że w tym przypadku było to złudzenie.
- Bywam oazą spokoju, której nigdy nie potrafiłaś zamącić… - wyszeptał tuż przy jej twarzy, lekko na uboczu, doskonale mając możliwość ją obserwować. Poczuł jej miarowy oddech na skórze własnego policzka, spostrzegł przez chwilę szybsze mrugnięcie. Chwilowe, ulotne, a jednak miało to miejsce w rzeczywistości. Nie wydawało się, żeby pragnął biec za nią. Jego zamiary były zawsze trudne do rozgryzienia, a szczegóły pozostawiał dla siebie. Nie był skłonny dawać tego, czego ktoś pragnął od innych, zwykle nie zważając na oczekiwania innych ludzi. Zwolnił jedną dłoń ze splecionych, by nieoczekiwanie przesunąć palcem po jej ramieniu. Powoli, badawczo, czując fakturę jej gładkiej skóry. Palce przesunęły się tuż przy łokciu, gdzie zatrzymały się, obserwując jej reakcję z subtelnym uśmiechem. - Teraz też pragniesz, bym biegł… Dodając niepewności, bo przecież zabawa w kotka i myszkę jest… Fascynująca, racja?
W świecie pewności jedna chwila niepewności staje się kamieniem milowym w podróży duszy. Nie zawsze wygrasz, ale właśnie w tych chwilach przewartościowujesz, uczysz się i odkrywasz, że niepewność jest jedynie intrygującym rozdziałem w nieprzewidywalnej opowieści życia. Zawsze pragniesz zwycięstwa, jakże to wiem. Poczuj wyzwanie, podejmij dalej swą grę. Pokaż swe możliwości, których nie znam przez moją nieobecność.



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Wyspa [odnośnik]14.03.24 15:34
Była rozbawiona, odrzucona. Roześmiane ogniki odbijały się w jej spojrzeniu w nikłym świetle rzucanym przez świecącym nad ich głowami księżycem. Czuła się dobrze, znała ten stan. Lekko, jakby niemal unosiła się kawałek nad ziemią, a każdy krok i ruch przychodził jej bez trudu. Ale teraz, ten wcześniejszy, zdawał się całkowitym kłamstwem. Nie rozglądała się wokół. Okolica była pusta, spustoszona Nocą Spadających Gwiazd, miała jednak w sobie jakiś urok, tajemnicę, którą teraz dzielili oboje. Tylko, czy na pewno? I czy naprawdę?
Stała pewnie - trudno było poszukiwać w jej obliczu wstydu. Nie miała do niego powodów. Jego oczy nie były pierwszymi, które zobaczyły ją całkiem - choć poza Manannanem wcześniej były to głównie służki pomagające jej w przygotowaniach. Ale nie zmieniało to faktu, że wiedziała, że jej ciało było jedynie produktem. Inaczej sprawa miała się z duszą. Myślała że będzie w stanie iść dalej z tym, kogo dostanie i choć ta świadomość nie uderzyła w nią przy pierwszym spotkaniu teraz nie miała już wątpliwości co do tego, że chciała, by jej życie wyglądało inaczej.
- Y-hym. - mruknęła melodyjnie w zaprzeczeniu wchodząc głębiej w wodę. - Nie pragnie się czegoś, co się posiada. - odpowiedziała, nie odwracając się jeszcze za siebie. Długie palce musnęły strukturę wody kiedy stawiała kolejny krok. Mówiła prawdę. - Zasłużyłam na wszystko, co dostaje. Uznaję je za część mojej codzienności bo są potwierdzeniem mojej wartości. - zapracowała na to, odbieranymi w młodości lekcjami, nienaganną prezencją, zrozumieniem działania ich świata, sumiennym oddaniu treningom. Wyciosała siebie taką. Odwróciła głowę kiedy usłyszała ruch za sobą. Wędrowała wraz z nim spojrzeniem, kiedy stawiał kolejne kroki zadzierając brodę gdy stanął przed nią, by patrzeć mu w twarz; zatrzymując własny krok. Bez obaw, czy fałszywej skromności - z tej nigdy nie korzystała. I nie zamierzała - nie sądziła że powinna. Była Rosierem z krwi i kości niemal narcystycznie skupiona na sobie, przecież… nic nie było ważniejsze. Nie była skromna - nie sądziła, że musiała. Z ciemnych tęczówek biła pewność. Nie drgnęła, kiedy nachylił się niżej, zawieszając się w oczekiwaniu na słowa, które zamierzał wypowiedzieć, tęczówkami błądziła po znajomej twarzy zastanawiając się jednocześnie jak mogła nie zrozumieć wszystkiego wcześniej. Odurzona, zachwycona własnym szczęściem ale i irytacją z tego, dokąd trafiła zanim pojęła całą prawdę. Wypowiedziane między nich słowa sprawiły, że jej brwi uniosły się w niemal uprzejmym zaskoczeniu, by chwilę później różane wargi rozciągnęły się w ujmującym uśmiechu.
- Twoje spojrzenie mówi coś innego. - odpowiedziała mu ciszej - niżej - głośniej przecież nie musiała kiedy znajdował się tak blisko. Widziała je, przesuwające się po jej ciele, badające je jeszcze przed pierwszym dotykiem i potrafiła je rozpoznać. Pragnął jej, tak jak i ona jego. A mimo to, dalej grali w grę. Dotyk, choć pozornie niewinny rozlał się niemal elektrycznym impulsem od miejsca w którym się rozpoczynał. Przekręciła głowę, by spojrzeć na jego dłoń w milczeniu słuchając padających słów. Gdzieś w środku zdania podnosząc spojrzenie. Nic nie zmieniło się na jej twarzy, w spojrzeniu, w milczeniu lustrowała go ciemnymi głębokimi tęczówkami. Jedno uderzenie serca, potem kolejne i następne, mimowolnie czuła rodzącą się w niej irytacje. Niezaprzeczalne przyciąganie i jednoczesną złość. Uniosła rękę, długie palce zaciskając na podbródku mężczyzny, przesuwając twarz dokładnie przed tą jego.
- Pragnę byś mnie złapał. - owszem, chciała żeby biegł. A właściwie dobiegł. W końcu ją dogonił i złapał. A teraz stał tu przed nią, przystojny a jednocześnie irytująco twierdzący że nadal próbowała grać. - Mówię: sprawdzam, Efremie. Pytam cię, czy potrafisz jeszcze wygrać. - mimowolnie jej broda uniosła się w górę. Przysunęła się o krok. - Zbyt długo zwlekałeś, ale jest jeszcze na to szansa. - mówiła dalej z pewnością. Jeszcze istniała możliwość, by mogli wędrować razem. Ścieżka której wcześniej nie widziała, której nie dostrzegała zaślepiona czymś innym, może zwyczajnie niezorientowana w potrzebach własnego serca. Dzisiaj, teraz, tutaj, wiedziała, że to z nim powinna iść. Na drodze, stała jedna przeszkoda. Dość spora. W postaci jej męża, któremu przysięgała. W przynależności którą wyznaczały pierścienie na jej palcach. Ale istniała opcja do której mogli jeszcze doprowadzić - razem. Ale musiała wiedzieć, mieć pewność, że oboje pragną tego samego. Że jest zdecydowany i w końcu pewny tego. Jej. Uczucia, które rozpościerały się w ciele. Cieple którym emanowała jego skóra. Spojrzeniu, które przyciągało mocniej i bardziej z każdą chwilą sprawiając, że ciężko było jej wystać w miejscu. Chciała go spróbować, przeciąć dzielącą ich przestrzeń. Przysunęła się bliżej, pozwalając by ich ciała zetknęły się ze sobą. Wolna dłoni znalazła się na klatce piersiowej, kiedy unosiła się na palach niwelując przestrzeń między nimi do niewygodnego minimum. - Wiesz co musi zostać zrobione? - zapytała nie odejmując tęczówek. To nie był wielki problem - postawny, owszem ale z odpowiednim planem byli w stanie to osiągnąć.
W końcu, to nie była jej wina, że Tristan pomylił się tak bardzo. Ale z każdej sytuacji istniało wyjście. Istniała możliwość by mogła być z kimś kogo kochała, komu ufała, kogo pragnęła nie tylko w cielesnej ale i duchowej formie. Posiadanie kochanka było opcją, choć ta, dzisiaj jej nie zadowalała. Tylko, czy i on tego pragnął? Chciała wierzyć, że tak, ale tak naprawdę nie wiedziała.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wyspa [odnośnik]17.03.24 0:44
Mawiano, że oczy były odzwierciedleniem duszy i wewnętrznych pragnień. Poematy o tejże kwestii tworzone były wręcz w każdej epoce, najczęściej przewijając się pośród motywu miłosnego. Efrem był świadomy tej metaforyki, ale czy naprawdę rozumiał, co to prawdziwa miłość? Zarzekał się, że tak. Przeżył już wiele, oddając swoje serce, wierząc, że znalazł w niej swoją drugą połowę. Jednak teraz, po latach, odzyskał swoje serce rozbite na tysiące kawałków przez kobietę, którą kochał tak wiele lat. Obecna sytuacja wydawała się dla niego paradoksem, zaprzeczeniem wszelkich kwestii zawartych w jego umyśle. A jednak, mimo tej pustki w sercu, wciąż tkwiła w nim iskierka nadziei. Może to tylko chwilowy kryzys, może to tylko próba, która sprawi, że ich miłość stanie się jeszcze silniejsza. W głębi duszy wierzył, że każda próba, każde rozczarowanie, miało swoje miejsce w układance losu, której nie potrafił jeszcze odczytać. Mimo że w życiu przewijało się wiele kobiet, większość z nich nie pozostawiła po sobie niczego ważnego ani trwałego. Były to tylko przelotne znajomości, które nie wnosiły głębszego znaczenia ani satysfakcji. Jednak wciąż odczuwał boleść po ataku, jaki doznał z ręki osoby, którą kochał i którą niegdyś chronił własną piersią pośród bezlitosnych płomieni śmiercionośnego ognia. Ta trauma pozostała w jego sercu i umyśle, zostawiając głęboki ślad. Codziennie przypominała mu o swoim istnieniu, czasem w postaci sennych koszmarów, innym razem w postaci nagłych wspomnień, które zalewały go falą bólu i smutku. Był to dla niego ciężki obciążający ładunek emocjonalny, którego nie mógł się pozbyć. Wspomnienia o niej, o jej uśmiechu i czułych gestach, mieszały się teraz z obrazami cierpienia i zdrady. Pragnął zapomnieć, ale jednocześnie obawiał się, że zapomnienie oznaczałoby zatracenie najpiękniejszych chwil, jakie razem spędzili. Tak więc nosił tę bolesną ranę w swoim sercu, próbując znaleźć sposób na uśmierzenie jej bólu i odzyskanie spokoju ducha.
Nie potrzebował odurzenia amortencją, zaślepienia, by doświadczyć swego rodzaju bólu. Dopiero teraz, w tej idyllicznej chwili, dostrzegł, jaką osobę mijał przez tyle lat. Ta osoba była obecna przez większość jego życia, od czasów beztroskich lat dzieciństwa, aż po wspólne przeżycia i momenty dorosłości. Zawsze między nimi istniała pewna nić rywalizacji, czasem nawet drażniących żartów i wyzwań, które były sposobem na wyrażenie uczuć. Dlaczego jednak nigdy nie spojrzeli na siebie inaczej? Dlaczego dopiero teraz, w obliczu tych wspomnień, dostrzegał głębsze znaczenie ich relacji? Być może przyczyną była przesłona, którą stworzył dla siebie, by ukryć swoje prawdziwe uczucia. Może też obawy przed odrzuceniem lub zranieniem, które uniemożliwiały mu otwarcie się na kogoś tak bliskiego. Teraz jednak, w tej chwili refleksji i samotności, zdał sobie sprawę, że może był czas, by spojrzeć na ich relację z nowej perspektywy. By być otwartym na nowe możliwości i zrozumienie.
- Głębia ludzkiego spojrzenia zawsze jest słabym punktem, każdego - szepnął, a głos ukazywał chłód, który zdawał się otaczać go niczym płaszcz. Był mistrzem w ukrywaniu swoich emocji, trzymając je głęboko schowane za maską obojętności. Jednakże, w tej chwili, gdy spojrzał w jej oczy, nie był w stanie powstrzymać fali wspomnień, które nagle nasunęły się na jego umysł. Nie chciał przymykać oczu ani odwracać wzroku, bo obecność jej twarzy przynosiła mu zarówno ból, jak i ukojenie. To był moment, w którym musiał stawić czoła swoim długim, skrywanym uczuciom, które od dawna tkwiły w jego sercu. - Wielbimy dreszcz odwiecznej rywalizacji, oboje kochamy wygrywać…
Jego cichy śmiech przeszedł przez powietrze, przynosząc na chwilę ulgę w napiętej atmosferze. Był świadom, że za każdym razem, gdy się spotykali, atmosfera stawała się gęstsza, niosąc ze sobą niewypowiedziane napięcie. To właśnie ten rodzaj wyzwania dodawał smaku każdej ich interakcji. W jego oczach migotała nuta zainteresowania i pewnego rodzaju podziwu wobec jej postawy. Była silna i pewna siebie, a to tylko podsycało w nim dążenie do rywalizacji. Gdy jego dłoń zjeżdżała po jej plecach, powoli sunąc spomiędzy łopatek w dół. Czuł subtelność faktury jej skóry, drgnięcia poszczególnych mięśni, narastające dreszcze. Był to gest, który mógł być interpretowany na wiele sposobów, ale który niewątpliwie sugerował pewną intymność i zainteresowanie. Przycisnął ją delikatnie do siebie, swoiście odciążając jej śmiałe chwyty.
- Nie zwlekałem z niczym, gdyż długie lata serce me było w objęciach innej - powiedział zgodnie z prawdą, unosząc po złości trzymaną w jej objęciu twarz. Jego serce długo nie były jego, obecnie chronił. Próbował posklejać, nie dopuszczając ni cienia uczuć pośród czeluść drobnicy. - Musimy przełknąć kolejną gorycz remisu, Mel.
Namiętność płonęła w ich spotkaniu, jakby wszelkie napięcie, które gromadziło się między nimi, uległo nagłemu uwolnieniu. Jego uścisk był mocny, ale zarazem czuły, wyrażając zarówno pragnienie, jak i delikatność. Wargi, które się połączyły, przynosiły ze sobą nie tylko ciepło, ale także głęboki skręt emocji, które od dawna drzemały w ich sercach. Delikatnie, jakby czule obdarowując ją swoją uwagą, jego dłoń na karku ofiarowywała bezpieczeństwo i czułość. To był moment, w którym słowa stawały się zbędne, a jedynie dotyk i obecność drugiej osoby liczyły się naprawdę. W tym chwaleńskim tańcu ich uczuć było miejsce na spokój i przyjemność, której tak bardzo pragnęli. Nie zamykał oczu, chcąc pochwycić jej emocje, przynajmniej część, których nie zdoła skryć. Nigdy nie przegrywamy, lecz pozwalamy na drobne odstępstwa.



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Wyspa [odnośnik]22.03.24 0:08
Trudno było się kłócić z niezaprzeczalnym, wypowiedzianym przez Efrema faktem. Ludzie spojrzenie istotnie, często było słabym punktem. Zadziwiające, jak wiele można było przekazać samym spojrzeniem. Skrywane rozbawienie, bezbrzeżną miłość, uwielbienie, zawód, smutek ból. Wszystko to, mimowolnie odbijało się wśród tęczówek - ale dostrzeżenie tego przeważnie było trudne. Zwłaszcza, kiedy nie zwracało się na to uwagi - albo kiedy nie doświadczyło się wcześniej danego spojrzenia w ogóle. Ale teraz, tutaj, ryzykowała tylko połowicznie. Mogła - oczywiście, że mogła - się pomylić, ale trudno było jej w to uwierzyć - głównie, że jej osąd przyćmiewało rozlewające się w niej kłamliwe uczucie. Nie miała o tym jednak pojęcia, może mimowolnie zaklinała rzeczywistość chcąc, żeby to po prostu przyznał - że pragnie jej, tak jak i ona pragnęła jego.
- Pokaż mi jedną osobę, która umiłowała sobie przegrywanie. - odpowiedziała, zadzierając wyzywająco - nieumyślnie odrobinę kokieteryjnie - brew ku górze. Wargi Melisande nadal rozciągał uśmiech, który nie schodził jej z twarzy, prezentując jedynie różne swoje odmiany. Ale wiedziała, że miała rację - nikt nie lubił przegrywać, być w błędzie. Za to po drugiej stronie, na polu Victorii, znajdowały się uczucia, które przynosiły spełnienie. Radość, satysfakcja, spełnienie - mogłaby wymienić więcej, ale wiedziała, że Efrem zrozumie, co miała na myśli - od lat rozumiał przecież. Choć ścierali się na różnych gruntach, dociekając kto ma więcej wiedzy, czy racji, łączyło ich zrozumienie co do wielu innych rzeczy. Znajomość opierając pozornie na rywalizacji - a pod nią, możliwe, że na poszanowaniu i zrozumieniu tych samych rzeczy.
Mimowolnie wargi Melisande rozciągnęły się mocniej, na śmiech który wydarł się z gardła towarzyszącego jej mężczyzny. Nie poczuła się urażona, ani wyśmiana. Nie czuła niepewności, chciała żeby podjął decyzję, bo to ona teraz była ważna. Dzisiaj chciała odpowiedzi. Nie, nie chciała - zamierzała je dostać. Wydrzeć z niego - siłą, jeśli będzie trzeba. Była w końcu Melisande Rosier - potomkiną wielkiej czarownicy, Mahaut. Panią na różanym zamku, była wszystkim, czego potrzebował, czego chciał, po co mógł sięgnąć. Wypadające słowa wyjaśnienia - bo za to je uznała - uniosły jej brwi odrobinę wyżej w krótkim zaskoczeniu. Nie spodziewała się, ale znów - czy naprawdę powinno ją to zaskoczyć? Może nie, ale mimowolnie poczuła rozdzierającą się w niej, niewygodną zazdrość za tą, którą skradła to, co chciała dla siebie. Ale czy powinna się tym przejmować? Teraz, kiedy patrzył w ten sposób na nią. Nie była pewna, coś innego było ważniejsze. Coś, bez czego z pewnością nie mogli ruszyć dalej dlatego jej ciemne spojrzenie przesuwało się po jego twarzy wyczekując na odpowiedź. Wypowiedziane słowa zwieńczone zostały pocałunkiem, kiedy odnalazł jej wargi. Uścisk na podbródku zelżał, powieki przymknęły się dłoń przesunęła na kark. Wplatając we włosy. Był inny. Zrozumiała szybko, ale ta myśl uciekła od razu. Chłonęła sobie uczucia, ale coś ją tknęło mocniej. Sens wypowiedzianych wcześniej słów, które obijały się w jej głowie mimo wszystko. Musieli przełknąć gorycz remisu.
Musieli, doprawdy?
Jej brwi zeszły się ze sobą.
- Nie. - wypadło z jej warg kiedy odsunęła się trochę by odnaleźć jego oczy. - Nie musimy. - zaprzeczyła, by pokręcić przecząco głową. Odchyliła się jeszcze trochę. Wyciągnęła ręce do góry, żeby ułożyć je na jego ramionach. - Wystarczy, że się go pozbędziemy - Manannana. - wypowiedziała cicho, przesuwając jedną z dłoni. Wyciągnęła palec, którym przesunęła po policzku Efrema, przez chwilę obserwując swoją własną zabawę wracając do jego spojrzenia. - Wtedy, będziesz mógł mieć mnie całą. - obiecała unosząc się znów na palce, nosem trącając jego nos. Zatapiając się w jego tęczówkach. Usta rozciągnęły się w wyzywająco-ujmująco uśmiechu. Byli tak blisko siebie jak nigdy. Zobaczyli się całkiem, bez tego, co skrywały ich za dnia wcześniej. I tego chciała - być jego. Niczego więcej. Ale szanująca zasady i logiczna natura Melisande nawet pod czarem amortencji kazała jej zrobić to w dobry sposób, nawet jeśli wszystko co stało się do tej pory pozornie można było uznać za pogwałcenie małżeńskiej przysięgi. Nie od dzisiaj miała swój własny system wartości i tego w jaki sposób patrzyła na świat. - Nie chciałabyś żony, która zanim została twoją oddała się innemu będąc pod przysięgą. - zauważyła logicznie choć skłamałaby mówiąc, że nie chciała tego. Że nie pragnęła by złączyli się w jedność w sposób do których ciągnęło ich przecież oboje. Ale czy nie miała racji? Czy umiałby jej potem zaufać całkiem, jeśli nie wykazałaby lojalności już na początku ich nowej drogi? Bo przecież tą, właśnie rozpoczynali. Dzisiaj, razem, pośrodku niczego.
- Zajmę się tobą. - obiecała chwilę później, bo przecież nadal mogła nawet, jeśli ich ciała nie staną się jednym, mogła zapewnić mu przyjemność. Jedna z jej dłoni nieśpiesznie powolnie zaczęła zsuwać się niżej w konkretnym kierunku i konkretnym celu.
Odnalezieni, razem, mogli to czego pragnęli. Odnalazła jego usta, wsuwając palce we włosy na karku, przenosząc je wyżej. Ufnie pozwalając trzymać się w ramionach, bliżej jak nigdy wcześniej.
Obiecaj, że po mnie sięgniesz, Efremie.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wyspa [odnośnik]25.03.24 12:46
Zakłamana miłość, jak obłędne echo w pustym pomieszczeniu, odbijała się w duszy niczym uporczywe nawiedzenie. Była to boleść głębsza niż najcięższe zranienia, ponieważ dotykała nie tylko ciała, lecz także wewnętrznego siebie. Przebijając się przez warstwy istnienia, wrzaski niezdolne do wydobycia z gardła, uświadamiając, jak człowiek może być bezbronną ofiarą własnych uczuć. Jak łatwo można było się zagubić w zawirowaniach miłości, próbując odzyskać utracone kawałki własnej tożsamości. Jednak z Melisande było inaczej, zupełnie inaczej. Ich uczucie było jak mocne ogniwo w łańcuchu, które pomimo prób rozciągnięcia pozostawało nienaruszone. Szczerota i lojalność, nierozerwalnie splatające się nawet w obliczu największych trudności, tworzyły solidną podstawę ich relacji. Przyprawiała o zawrót głowy myśl o tym, jak mogło mu umknąć to, co tak oczywiste. Jak mogło mu umknąć to, co było w zasięgu jego dłoni, czekające na niego. Czekające na nich w objęciu ich dwójki. Ignorując natręctwo myśli, które próbowały podważyć jego decyzje. W jej obecności znikały wszystkie wątpliwości i niepokoje, zastępowane jedynie głębokim, nieustannym pragnieniem jej obecności.
Lekki wyraz zdziwienia przemknął przez oblicze na chwilę, zanim chłód ponownie ogarnął jego twarz. Odczuwał powagę sytuacji, gdy usłyszał odważne słowa swojej ukochanej. Melisande była jedyną osobą, która zaczęła odgrywać znaczącą rolę w jego życiu. Była towarzyszką jego serca, która sprawiała, że świat stawał się bardziej wyrazisty i pełen sensu. Tylko ona, nikt więcej, nie mógł równać się z jej istnieniem w ich bezkresnych myślach i działaniach. Czy miał ją zdobyć? Taka myśl unosząca się w jego umyśle przykuwała jego uwagę. Być może to było zadanie, które stało przed nimi — pokonać wszelkie przeciwności i niedogodności, które stawały na drodze ich wspólnej przyszłości. Czuł w sobie determinację, by przezwyciężyć wszystkie przeszkody i zasłużyć na miłość. Niczym tajemną siłę sprawczą, lek na jego boleści i szarpane blizny pośród serca.
- Przyjmuje winę na siebie - zaszeptał tuż przy jej wargach, wędrując śmiało swymi dłońmi po jej ciele. Powoli, wręcz badawczym tokiem poznawczym - że niegdyś nie zawalczyłem o Ciebie - o nas. Pociągnął dalej ochrypłym głosem, gdy odczuł duszący gorąc. Dziwny, zgubny jego samego. - Pozbędę się przeciwności, tylko zdradź mi możliwości tego wyroku.
Pragnienie, aby była wyłącznie jego, tkwiło głęboko w jego sercu. Nie znosił myśli o tym, że musi się nią dzielić z innymi. Ta myśl wzbudzała w nim niesmak, a nawet gniew. Odszedł z angielskiej rzeczywistości, pozostawiając ją w samotności, aby radziła sobie w świecie pełnym manipulacji i podstępu. Było to dla niego jak obłuda — poczucie, że zawiódł ją i zrujnował ich wspólną przyszłość. Ta myśl dręczyła go bardziej niż cokolwiek innego, ponieważ wiedział, że mógł zrobić więcej, aby ją chronić i wspierać. Teraz gdy patrzył na nią z dala, czuł się jak zdrajca, który opuścił swoją miłość w godzinie potrzeby. Jednak Efrem nie miał zamiaru oceniać zbyt surowo. Znał zbyt dobrze realia życia kobiet w świecie polityki, gdzie zagrywki i manipulacje były na porządku dziennym. Mimo wewnętrznego niezadowolenia niespodziewanie przyciągnął ją do swoich ramion. Przytulił ją bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej, pragnąc poczuć, że ona tak samo mocno pragnie jego. Gdy pochwycił ją w objęcia, poczuł, jak całe jej piękno ciała unosi się do góry. Czy to dla wygody, czy dla swoistej przekorności, nie miał wątpliwości co do swoich intencji. Był pewny siebie i swoich uczuć, nie widział powodu, aby się nimi wstydzić. A ona nie odmówiła mu, brakowało negatywnego odzewu pośród ich śmiałości, co tylko umacniało jego przekonanie o słuszności tego, co robią.
- Pragnę Cię, jako jedynej pośród mych dni obecnego życia — zapewnił, czując gorąc swych uczuć i pragnień. Usiadł na dogodnym miejscu, mając ją teraz w pełni. Dłonią zaczął wodzić po jej udzie, zagrywając przeciw jej. - Tylko Ciebie, Mel — wymruczał, odrzucając jej włosy w tył. Pośród bezkresów jej pleców, by z czułością obsypywać jej ponętną szyję. - Czy tak wiele wymagam?
Czułość zaatakowała znacząco, kiedy delikatnie przesunął wargi wzdłuż jej obojczyka, odwzajemniając jej śmiałość. Powoli, poddając się wewnętrznemu zadowoleniu, eksplorował to, co mogło być tylko jego. W tym momencie zapomniał o świadomości, że Melisande należała do kogoś innego. Nie interesowało go, to gdy mógł teraz poczuć jej obecność na własnej skórze, cieszyć się chwilą, która wydawała się tylko ich. Jeśli miał walczyć, podejmie rzuconą rękawice. Walcząc o przyszłość, niech miłość będzie naszym orężem, a determinacja - naszym przewodnikiem. Odnalazł ponownie upragnione wargi, gdy wyczuł jej dłonie pośród swoich włosów. Przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie, gubiąc się pośród narastającego gorąca, który pomiędzy nimi wybuchł. W tej chwili byli tylko oni dwoje, zatopieni w miłości i pożądaniu.
Zawalczę o nas, pośród ryzyka i przeszkód nam stojących, Mel.



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Wyspa [odnośnik]27.03.24 19:03
Niespodziewała się tego, po tym wieczorze dzisiaj. Nigdy nie założyłby, że jej świat wywróci się do góry nogami. Nie, to nie było odpowie określenie. Bo to nie zmieniło się, rozpadło całkiem i złożyło od nowa, wszystko co czuła, co myślała, co sądziła - to wszystko przekreślone zostało grubą i wyraźną kreską kiedy tylko go zobaczyła. Cała logika, wszystkie skrzętnie zaplanowane działania i kolejne kroki, to wszystko straciło na ważności kiedy przyszła do niej jedna, całkowicie jasna myśl - nie po właściwej ścieżce stąpała.
Jak mogła tego nie zauważyć?
Co zaślepiło ją tak mocno? Lojalność? Obowiązki? Przecież wiedziała, że znając zasady, może pokierować własne życie ścieżkami, które będą jej odpowiadać. A jednak, poszła w złą stronę - teraz, dzisiaj rozumiała to dokładnie. Przegapiła znaki? Może własne uczucia, zbyt mocno bojąc się ofiarować je komuś z kim nie będzie mogła razem kroczyć. Wszechświat potrafił jednak zaśmiać się w twarz, bo przecież to, czego unikała właśnie ją dopadło. Ale nie zapomniała - nie zapomniała tego co mówił jej Tristan, że wszechświata nie należało błagać ani prosić, tylko mieć odwagę wyrwać od niego to, czego się chciało.
A Melisande już wiedziała, do czego - kogo - jej serce się rwało.
Zdawała sobie sprawę, że jej słowa są odważne - szokujące, kompletnie może nie pasujące do damy, ale nie obawiała się bo przecież obok miała kogoś, kogo kochała a to kazało jej wierzyć, że zrozumie, że pragnie tego dla nich. Śliczne lico Melisande rozpromieniło się, kiedy się zgodził. Wargi rozciągnęły w ujmującym uśmiechu, kiedy dłonie pomknęły wyżej, obejmując twarz mężczyzny.
- Skorzystamy z wojny. - zdecydowała powinni jej użyć, może zyska miano przeklętej, brukowce rozpiszą się nad tym, jak każdy z mężczyzn znajdujący się przy niej na dłużej, spotyka swoje fatum, walcząc o świat do którego dążą. Ale dla niego, dla niego mogła je na siebie przyjąć. To stanowiło niewielką cenę, za spełnienie, które mieli osiągnąć. Złożyła krótki pocałunek na jego wargach odsuwając się odrobinę. - Brudni rebelianci, odbiorą mu życie. - wargi rozciągał promienisty uśmiech. To będzie oczywiste kłamstwo. Ale o tym, będą wiedzieli tylko oni. Całą resztę okłamie Efrem. Pocałowała go ponownie. - Potem tylko okres żałoby i formalności. - dodała, to było niewiele, jeśli w perspektywie - przed nimi pozostawało całe wspólne życie, czyż nie?
Wspięła się na palce wyżej, dłonie oplatając wokół jego karku. Smakując go, kosztując, nie potrafiąc przestać się uśmiechać, kiedy czuła błądzące po jej ciele dłonie, kiedy docierało do niej że znalazła to, co wcześniej przeoczyła. Czuła się po prostu szczęśliwa, zachłyśnięta bliskością, odnalezioną miłość której nie spodziewała się znaleźć dzisiaj. Wypadające słowa owinęły się wokół niej przynosząc zadowolenie, któremu pozwoliła wykwitnąć na twarzy. Pragnął jej. Tak jak i ona, pragnęła jego. Ich dwoje, razem, dalej. Opadła na kolana obok niego.
- To dobrze. Nie dziele się tym, co uważam za swoje. - szepnęła w jego wargi. Nie miało znaczenia, czy chodziło o uwagę, czy przynależność. Jeśli coś za takie uznała, nie mogło należeć do nikogo innego. Odsunęła się odrobinę, by pokręcić głową. - Nie. - wypadło cicho, mrukliwie spomiędzy warg, kiedy odchylała do tyłu głowę, pozwalając by zasmakował w jej ciele. Dotknął skóry. Dłoń przesunęła się po ramieniu, mknąć aż do szyi wplatając we włosy na karku. - Musisz tylko po to sięgnąć. - orzekła, bez wątpliwości. Mógł mieć czego chciał - ją, przy sobie, na co dzień. Nie jednego wieczoru, jednej nocy pośród niczego dotkniętego wszechobecnym chaosem.
Przyniosła mu spełnienie, wiedziała już przecież więcej, nauczona doświadczeniem zebranym wcześniej, pozostawiając po sobie jednak niedosyt. Racząc go swoistego rodzaju preludium do tego, co miało ich dopiero połączyć, wtedy, kiedy weźmie ją całą - duszę, ciało, nazwisko. Po to, by naprawdę chciał to zrobić - by na pewno miał do czego dążyć. Wszystko wtedy będzie należało do niego - dokładnie tak jak powinno. Ale była szczodra - w pocałunkach i dłoniach błądzących po ciele - skupiających się na najbardziej wrażliwym miejscu. Zaciskające się czasem mocniej dłonie, przyciskające dosadniej paznokcie pozostawiające jasne ślady mówiły wyraźnie o jej pragnieniu - ale znajdujące się w niej uczucia i lojalność wobec własnych zasad i logiki były silne. Choć dziś nie potrafiła zrozumieć już całkowicie dlaczego wśród mieszających się, przyspieszonych oddechów. Chciała jego szczęścia i zadowolenia dlatego pozwoliła mu wyjść przed siebie. Dając mu zasmakować spełnienia - jeszcze nie pełnego, bo nie z nią, ale w jej dłoniach i jej objęciach. Z słodkimi wargami dotykającymi jego ciała, klatki, ramion, żuchwy, warg, spragnionych jedne drugiego.  
By potem przyszła chwila wytchnienia, kiedy leżeli oboje, nadal we własnych objęciach kradnąc chwilę zanim przyjdzie im na nowo się rozstać. Dźwignęła się na ramieniu, spoglądając na niego z góry. Palcem leniwie przesuwając po ciele, wraz z błąkającym się po ustach cieniem uśmiechu.
- Winniśmy wrócić niedługo. - wypadło, palce przesunęły się wyżej, ku twarzy, po której przemknęły sunąc lekko. Nie miała pojęcia ile czasu minęło. - Nikt nie może się domyślić. - tego, że łączyło ich coś więcej od zwykłej znajomości. Miłość i plan, który miał ją dla nich urzeczywistnić. Ale nie powinno być problemu, wystarczy odgrywać ten sam teatr co wcześniej. Dotrzeć - licząc na to, że jej mąż nie zauważył jej nieobecności.
Dokładnych planów podejmą się jutro - ale nie było na co czekać, lepiej by wszystko stało się wcześniej niż później.
Żadne z nich, nie chciało już czekać.

| ztx2 :pwease: :pwease: :pwease:


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wyspa [odnośnik]04.09.24 21:15
| tu jest post z przygotowaniem łódki

Tu b-b-będziemy lądować – rzucił, oglądając się za siebie, żeby krótko przemknąć spojrzeniem po lecącymi za nim Primie i Neali. Od Iverness w północnej Szkocji – skąd zabrali łódź, przygotowaną kilka dni wcześniej przez Williama i przetransportowaną do miasta przy pomocy jego podopiecznych lotników – przemieszczali się w trójkątnym szyku, pod osłoną nocy, utrzymując stosunkowo niski pułap, żeby okoliczne wzgórza osłaniały ich przed podmuchami wiejącego wyżej wiatru. Naprężone liny utrzymywały łódź w powietrzu pomiędzy trzema miotłami – ta należąca do Williama przytwierdzona była do dziobu, a Neali i Primy – do przeciwległych burt. Lecieli powoli, ostrożnie; jeszcze przed wzniesieniem się ostrzegł je, że nie mogą pozwolić na rozhuśtanie łódki.
Na lądowanie wybrał miejsce bezpiecznie oddalone od brzegu jeziora – nie chcąc ryzykować, że przekroczą granicę zaburzonej magii i spadną nagle na ziemię. Zaczął obniżać lot stopniowo, upewniając się, że lecące za nim czarownice robią to samo – nie chcąc zbyt mocno przenieść środka równowagi na przód. Kiedy znaleźli się już w odległości około pięciu metrów od ziemi, zatrzymał się i zaczął opuszczać miotłę niemal pionowo w dół – dopóki lekkie szarpnięcie i stuknięcie metalowych okuć nie oznajmiło mu, że nadburcia uderzyły o drobne kamienie. Dopiero wtedy zeskoczył z miotły i przyciągnął ją do siebie, drugą dłonią sięgając po różdżkę. – Lumos – rzucił cicho, bo potrzebował światła, żeby odwiązać przytrzymujące łódź liny. – W p-p-porządku? – zapytał, spoglądając w stronę Neali i Primy. Chociaż żadna z nich nie znalazła się tutaj nieprzypadkowo, czuł się za nie odpowiedzialny; zwłaszcza za siostrę Brendana. Nie potrafił wyrzucić z głowy, że była młodsza od Liddy – i że nie mógł dopuścić, żeby stało jej się coś złego. Schowana w wewnętrznej kieszeni kurtki świeca dziwnie mu ciążyła, na karku czuł dreszcz niepokoju niewątpliwie wywołany świadomością, że mieli tej nocy zmierzyć się z cieniami – ale starał się tego po sobie nie okazać, skupiając się na kolejnych zadaniach. – Czy któraś z was mogłaby też rzucić lumos? – zapytał, odwiązując sznur, a później podważając burtę, żeby przewrócić łódkę na drugą stronę, dnem do dołu. Za moment miał potrzebować obu rąk. – Jeśli zgaśnie, to b-b-będziemy wiedzieć, że weszliśmy na teren, na którym nie działa m-m-magia – wyjaśnił, ta perspektywa również sprawiała, że czuł się nieswojo; chociaż wychował się w mugolskim świecie, przez te wszystkie lata zdążył już przywyknąć do magii tak samo, jak przyzwyczajony był do oddychania. – Wrzućcie miotły do łodzi – wtrącił, wrzucając do środka również własną – tuż obok przytwierdzonych do dna wioseł. – Neala, jeśli zobaczysz coś, co w-w-widziałaś już w Brenyn – cokolwiek… – zaczął, rzucając jej krótkie spojrzenie. Sam pochylił się nad łodzią, zaczynając popychać ją w stronę brzegu. Jego różdżka, z powrotem schowana do futerału przy pasie, zgasła. – Jak dobijemy do brzegu, to p-p-poczekajcie chwilę, wyjdę pierwszy i sprawdzę teren – dodał, wciąż nie wiedzieli, co znajdą na miejscu; wykluczenie teleportacji i brak możliwości latania skutecznie powstrzymało go przed dokonaniem zwiadu.
Zatrzymał się dopiero, gdy dziób łodzi dotknął pierwszych, obmywających brzeg fal. Miał zamiar poczekać, aż Prima i Neala znajdą się bezpiecznie w środku, nim wepchnie łódkę całkiem do wody i sam do niej wskoczy.

| rzucam k100 na lumos, ekwipunek mam we wsiąkiewce

tu zaklęcie odciążające zmniejszyło ciężar łodzi o 50%, według mojego internetowego researchu waga łodzi tej wielkości to ok. 85 kg, po odciążeniu ok. 43 kg; miotła Billa ma udźwig 150 kg, po rozłożeniu ciężaru na 3 spokojnie powinno wystarczyć, ale pozostawiam to Twojej ocenie, mistrzu gry...




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Wyspa [odnośnik]04.09.24 21:15
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 19
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyspa - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wyspa [odnośnik]04.09.24 23:07
Niepewna to zbyt małe słowo by określić stan w którym byłam, kiedy wychodziłam z domu. Bo, jak pewność do czegokolwiek można było mieć kiedy sprawa właściwie z gruntu też taka była - niepewna. Wychodzę. Tylko tyle powiedziałam Brendanowi nim udałam się do pana Moore’a, znaczy Williama - czy też Billy’ego jak mówiła Lidka ale nie byłam pewna czy i ja powinnam. Nie mogłam, ale był w wieku Brena. Nieważne, to nie problem na teraz Neala.
Słuchałam uważnie planu, który zarysowywał nam już potem na miejscu potakując głową. Zrobić co się da - w stanie nic więcej nie byłam. Równo lecieć i nie rozkołysać łóki, dobra. Dobra, radę damy przecież w trójkę - z nim i panią Primą. A mimo to skupiając każdą jedną komórkę już w czasie lotu, bo łatwo wcale nie było w taki sposób wcześniej nie latał.
Potaknęłam głową raz jeszcze - że w porządku było, ale czułam jak serce dudni mi okropnie. Bo to co innego było i ważne też było. W Brenyn nie wiedziałam, co mnie spotka w Brenyn miałam Jima obok, teraz… - serce mimowolnie mi się ścinęło - … nie mogłam, przez więcej niż jeden powód. Dłoń mimowolnie powędrowała do bransoletki na nadgarstku, którą nadal nosiłam. Nawet jeśli nie razem, nawet wiedząc to wszystko nadal zamierzałam być jak obiecałam. Nawet jeśli nie powinien na to przystać. Skup się Neala. Nakazałam sobie, zaciskając mocniej rękę. - Tak, tak, już. - drgnęłam sięgając po różdżkę. - Lumos. - wypowiedziałam wywijając różdżką w odpowiednim geście. Pokiwałam głowa rozszerzając oczy w zdumieniu i zgodzie jednocześnie - bo faktycznie, zamyślona nie pomyślałam że tak do działać może też przecież. Wrzuciłam miotłę do łodzi. A potem spojrzałam na pana, Williama w sensie potakując głową.
- Oczywiście. - potwierdziłam, ruszając za nim ale rozglądając się raczej wokół. Wypatrzeć cokolwiek, uważnie śledząc wszystko, żeby móc wszcząć alarm. - Ja, hm… tak myślę że to hasło powinniśmy też. - przypomniałam nieśmiało trochę. - Może… - szłam myśląc, rozglądając się, mówiąc szeptem, tak jakoś na wypadek. - Może Feniksa Pieśń? - zaproponowałam nie potrafiąc wpaść na nic lepszego w tym momencie. A kiedy dostałam sygnał wskoczyłam na łódkę nadal trzymając rozpaloną różdżkę.

| Lumos i rozglądam się? ekwipunek mam we wsiąkiewce


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Wyspa [odnośnik]04.09.24 23:07
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 84
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyspa - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Wyspa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach