Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Ruiny zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ruiny zamku
Umieszczony na wysokim brzegu zamek mugolom jawi się jako zwyczajne ruiny, które lata swojej świetności mają dawno za sobą. Czarodzieje jednak dostrzegają to, co zaklęcia kryją przed wzrokiem niemagicznych - dawną chwałę starej warowni. W nocy bowiem ruiny zaczynają tętnić życiem. Pojawiają się dawno zburzone ściany, na suficie rozkwitają brylantowe żyrandole, a w powietrzu rozbrzmiewa muzyka. Po zachodzie słońca zamek staje się widmem samego siebie sprzed lat i choć budulec swoją materią przypomina ciało ducha, to tyle nieraz wystarczy, by poczuć choć namiastkę dawno minionych czasów i przyjrzeć się balom, jakie niegdyś się tu odbywały, a niekiedy nawet i bitwom, jakie stoczono. Kręcące się wówczas po ruinach postaci, pozostając całkowicie niematerialne, zdają się nie zauważać nawet żyjących i zamknięte w przeszłości w dalszym ciągu, nieustannie od setek lat kontynuują swe dawno już zakończone życia.
Szmalcownik zacisnął szczękę słysząc słowa, jakie ulatywały z ust dawnego przyjaciela, zaślepionego Merlin jeden wie czym. Nie takiego go pamiętał w mglistych wspomnieniach, a może po prostu umysł zniekształcał wszystkie wspomnienia w jakiś dziwny sposób? Nie wiedział, nigdy nie był typem myśliciela. Słowa kierowane w jego stronę rozcinały duszę ( o ile jakąkolwiek jeszcze posiadał) w sposób, w jaki nóż potrafił rozcinać ludzkie tkanki. Chciał go chronić. Ta chęć była szczera, kierowana przyjaźnią jaką nawiązali przez te wszystkie lata, ten jednak zdawał się tego nie dostrzegać. - Była zagrożeniem. Musiała zginąć. - Wysyczał jedynie z wyraźną złością w głosie. Nie rozumiał, a przecież to wszystko było tak cholernie jasne oraz proste. Swego czasu Anthony znał go lepiej, niż ktokolwiek inny. Powinien wiedzieć, w jaki sposób myślał oraz jak bardzo był wypaczony. Czerwień ponownie przysłoniła wizję szmalcownika, przywołując kolejną falę złości. Nie troszczył się o niego. Nie mógł. Nie po tym, jak ten zostawił go na pastwę losu. - Nic nie rozumiesz! Otoczyłeś się swoją wersją i nic, kurwa, nie rozumiesz! - Ryknął coraz bardziej wściekły, nie potrafiąc zrozumieć bądź znieść targających nim emocji. Nie raz reagował agresją na podobne wydarzenia, nauczony podobnego zachowania przez swojego ojca. Dziwna wilgoć napłynęła do zielonych ślepi, przywołując kolejną falę złości. - Zostawiłeś mnie... - Wysyczał po raz kolejny, przekonany co do swoich racji. W głosie Austriaka dało się wyczuć szczery wyrzut oraz żal żywiony do dawnego przyjaciela. - Zapłacisz mi za to... - Rzucił ciszej, nie zdążył jednak wykonać kolejnego ruchu gdy zaklęcia powędrowały w jego kierunku. Instynktownie zasłonił oczy przed paskudnym blaskiem jaki mógł oślepić zielone ślepia. Ten zniknął po chwili pozostawiając po sobie tumany kurzu. Musiał wytężyć wzrok, by go dostrzec. W pierwszej chwili chciał podbiec, sprawdzić czy ten kretyn przypadkiem sam się nie zabił swoją magią. Powstrzymał jednak te chęci, unosząc różdżkę gdy tylko wypatrzył znajomą sylwetkę. - Lancea! - wypowiedział inkantację. Znał gorsze zaklęcia, chciał jednak by dawny przyjaciel cierpiał tak długo, jak jemu przyszło kiedyś cierpieć gdy ten go porzucił.
Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Grymas nie opuszczał jego twarzy. Ręka mimowolnie co jakiś czas dotykała miejsca, w którym miał złamane żebro, jak gdyby w nadziei, że taki gest złagodzi ból. Nie wierzył w to, co słyszał. Spoglądał w stronę Friedricha tak, jak gdyby docierały do niego niezrozumiane słowa. Zupełnie jak gdyby ten mówił do niego po niemiecku. „Była zagrożeniem”? „Musiała zginąć”? Była przecież niewinną osobą, w ich wieku! Na Merlina!
– Nie była zagrożeniem – zaprzeczył po chwili, wciąż niedowierzając w to, co słyszał. – Nie musiała ginąć! Nie musiała!
Ryk i zarzuty, które usłyszał sprawiły, że westchnął ciężko. Starał się go zrozumieć, na Merlina! Przez tych kilkanaście długich lat męczył się niemal co noc odtwarzając wiele lat ich przyjaźni, żeby spróbować zrozumieć gdzie ich drogi się rozeszły! Starał się wytłumaczyć sobie całą tę sytuację na miliony sposobów! Teraz jednak miał wrażenie, że nic nie było w stanie usprawiedliwić Schmidta.
– To ty nic nie rozumiesz! – Odpowiedział mu, a chwilę później pożałował podniesienia tonu, kiedy ból w żebrach nagle się zwiększył. Natychmiast syknął, próbując złapać powietrze. Kiedy jednak po chwili się uspokoił i dojrzał zaszklone oczy Schmidta, nie wiedział jak zareagować. Otrząsnął się dopiero, kiedy usłyszał groźbę.
Miał zaatakować i nie dopuścić do ponownego kontaktu z Austriakiem. Zamachnął się różdżką, wypowiedział obie inkantacje… ale wszystko obróciło się przeciwko niemu samemu. Nie spodziewał się nagłego odlotu… W tym samym momencie w głowie przeleciały mu wszystkie fragmenty biesiad gdzieś w Jugosławii i dźwięk akordeonu oraz trąbki, które grały szybciej niż niejeden był w stanie zatańczyć. Za tym i wszystkie pijane momenty, kiedy świat wirował wokół jego osi. Zupełnie nieprzyjemne wspomnienie, kiedy własna różdżka płatała figle i kiedy nie wiedziało się, co się dzieje z własnym ciałem. Nim zdołał zbladnąć na twarzy, uderzył z impetem w ścianę i nie zdołał zareagować na drugie zaklęcie, które rzucił. Ostatnie, co zobaczył to oślepiający blask.
Plecy bolały go niemiłosiernie, tak samo jak głowa. Tumany kurzu rozniosły się wokół niego. Zaczął kaszleć i dusić się w unoszącym się pyle. Ból w żebrach, nosie i plecach dały o sobie jeszcze bardziej znać. Coś lepiło materiał jego koszuli o plecy. Nic nie widział, macał podłogę, jak gdyby próbując zorientować się czy ma wokół siebie kolejne ściany. Nagła utrata wzroku dodatkowo go przeraziła. Załatwił się własnymi zaklęciami… własnymi zaklęciami, na dobrotliwą Helgę! Zacisnął zęby.
– Nie zostawiłem cię, do cholery, tylko ty mnie! Zostawiłeś mnie tamtej przeklętej nocy, jebalo te… sve te jebalo! Salazar te jeb’o!* – krzyknął, kasłając wciąż od unoszącego się pyłu, który wdzierał mu się do płuc. Zacisnął mocniej dłoń na różdżce i na oślep postanowił rzucać kolejnym zaklęciem: – Amicus! – A za tym starał się przesunąć o niewiele wzdłuż ściany.
| *piszę po serbsku (bo to najbliższy znany mi język), ale Tonik przeklina po rosyjsku
| K3 na skutki oślepienia
| Dziękuję za osiągnięcie
– Nie była zagrożeniem – zaprzeczył po chwili, wciąż niedowierzając w to, co słyszał. – Nie musiała ginąć! Nie musiała!
Ryk i zarzuty, które usłyszał sprawiły, że westchnął ciężko. Starał się go zrozumieć, na Merlina! Przez tych kilkanaście długich lat męczył się niemal co noc odtwarzając wiele lat ich przyjaźni, żeby spróbować zrozumieć gdzie ich drogi się rozeszły! Starał się wytłumaczyć sobie całą tę sytuację na miliony sposobów! Teraz jednak miał wrażenie, że nic nie było w stanie usprawiedliwić Schmidta.
– To ty nic nie rozumiesz! – Odpowiedział mu, a chwilę później pożałował podniesienia tonu, kiedy ból w żebrach nagle się zwiększył. Natychmiast syknął, próbując złapać powietrze. Kiedy jednak po chwili się uspokoił i dojrzał zaszklone oczy Schmidta, nie wiedział jak zareagować. Otrząsnął się dopiero, kiedy usłyszał groźbę.
Miał zaatakować i nie dopuścić do ponownego kontaktu z Austriakiem. Zamachnął się różdżką, wypowiedział obie inkantacje… ale wszystko obróciło się przeciwko niemu samemu. Nie spodziewał się nagłego odlotu… W tym samym momencie w głowie przeleciały mu wszystkie fragmenty biesiad gdzieś w Jugosławii i dźwięk akordeonu oraz trąbki, które grały szybciej niż niejeden był w stanie zatańczyć. Za tym i wszystkie pijane momenty, kiedy świat wirował wokół jego osi. Zupełnie nieprzyjemne wspomnienie, kiedy własna różdżka płatała figle i kiedy nie wiedziało się, co się dzieje z własnym ciałem. Nim zdołał zbladnąć na twarzy, uderzył z impetem w ścianę i nie zdołał zareagować na drugie zaklęcie, które rzucił. Ostatnie, co zobaczył to oślepiający blask.
Plecy bolały go niemiłosiernie, tak samo jak głowa. Tumany kurzu rozniosły się wokół niego. Zaczął kaszleć i dusić się w unoszącym się pyle. Ból w żebrach, nosie i plecach dały o sobie jeszcze bardziej znać. Coś lepiło materiał jego koszuli o plecy. Nic nie widział, macał podłogę, jak gdyby próbując zorientować się czy ma wokół siebie kolejne ściany. Nagła utrata wzroku dodatkowo go przeraziła. Załatwił się własnymi zaklęciami… własnymi zaklęciami, na dobrotliwą Helgę! Zacisnął zęby.
– Nie zostawiłem cię, do cholery, tylko ty mnie! Zostawiłeś mnie tamtej przeklętej nocy, jebalo te… sve te jebalo! Salazar te jeb’o!* – krzyknął, kasłając wciąż od unoszącego się pyłu, który wdzierał mu się do płuc. Zacisnął mocniej dłoń na różdżce i na oślep postanowił rzucać kolejnym zaklęciem: – Amicus! – A za tym starał się przesunąć o niewiele wzdłuż ściany.
| *piszę po serbsku (bo to najbliższy znany mi język), ale Tonik przeklina po rosyjsku
| K3 na skutki oślepienia
| Dziękuję za osiągnięcie
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 16
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 16
Friedrich pragnął zadziałać szybko. Dzięki sprawnej reakcji uniknął oślepiającego błysku, który zdawał się zdezorientować jego przeciwnika. Skierował różdżkę w kierunku ściany, pod którą znajdował się Anthony i rzucił zaklęcie. Jego wiązka błyskawicznie przecięła ze świstem powietrze, ale Friedrich od samego początku widział, że spudłował i nie miała szans trafić celu, jego atak okaże się nieskuteczny.
W tej samej chwili Macmillan, który podnosił się z ziemi, bo bolesnym uderzeniu, zupełnie stracił wzrok. Oślepiony intensywnym blaskiem spróbował wymierzyć zaklęcie, ale wiązka, słaba i ledwie widoczna, skierowała się w bok, nie stanowiąc zagrożenia dla przeciwnika. Ból w żebrach, plecach nasilały się ciągle, ale czarodziej był wytrwały, nie zamierzał się poddawać bez walki.
Kurz opadał, a wraz z nim do obolałych oczu Macmillana zaczęły docierać pierwsze obrazy — były rozmazane, niewyraźne. Trudno było o rozróżnienie szczegółów, ale zakonnik bez trudu był w stanie odszukać sylwetkę Austriaka.
| Na odpis 48h. Anthony, w każdej turze rzucasz dodatkowo kością k3.
Żywotność:
Friedrich:
185/217; Kara: -5
Anthony:
144/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 13 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia)
- 15 kości
114/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 8 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia) Kara: -30
oślepienie 1/1
W tej samej chwili Macmillan, który podnosił się z ziemi, bo bolesnym uderzeniu, zupełnie stracił wzrok. Oślepiony intensywnym blaskiem spróbował wymierzyć zaklęcie, ale wiązka, słaba i ledwie widoczna, skierowała się w bok, nie stanowiąc zagrożenia dla przeciwnika. Ból w żebrach, plecach nasilały się ciągle, ale czarodziej był wytrwały, nie zamierzał się poddawać bez walki.
Kurz opadał, a wraz z nim do obolałych oczu Macmillana zaczęły docierać pierwsze obrazy — były rozmazane, niewyraźne. Trudno było o rozróżnienie szczegółów, ale zakonnik bez trudu był w stanie odszukać sylwetkę Austriaka.
| Na odpis 48h. Anthony, w każdej turze rzucasz dodatkowo kością k3.
Żywotność:
Friedrich:
185/217; Kara: -5
Anthony:
144/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 13 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia)
- 15 kości
114/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 8 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia) Kara: -30
oślepienie 1/1
Na dźwięk wypowiadanego zaklęcia drgnął, nie mając pojęcia czy te uderzy w niego, czy też nie. Świst był dla niego jedynym znakiem orientacji w przestrzeni. Dalej błądził po chłodnej ścianie, próbując wymacać krawędź muru. Zaciskał zęby, bo ból wciąż dawał o sobie znać.
Dopiero po chwili zaczął dostrzegać jakiekolwiek kształty, ale wyjątkowo niewyraźnie. Wzrok zatrzymał na wysokiej postaci.
– Everte Stati – rzucił urok w stronę Friedricha, licząc że tym razem nie wyrzuci go w powietrze jak poprzednio.
Dopiero po chwili zaczął dostrzegać jakiekolwiek kształty, ale wyjątkowo niewyraźnie. Wzrok zatrzymał na wysokiej postaci.
– Everte Stati – rzucił urok w stronę Friedricha, licząc że tym razem nie wyrzuci go w powietrze jak poprzednio.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 2, 7, 5, 6
--------------------------------
#3 'k3' : 1
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 2, 7, 5, 6
--------------------------------
#3 'k3' : 1
- Nic nie rozumiesz! - Ryknął wściekły, nawet nie próbując kryć swojej złości. Zadbał o niego, dopilnował, aby zwykła szlama nie zrujnowała mu życia, a w zamian... W zamian pozostał porzucony. Pozostawiony oraz demonizowany, oskarżany o złamanie braterstwa, jakie zawarli jeszcze za dzieciaka. - Zostawiłeś mnie! - A ja Cię potrzebowałem... - Już chciał dodać, słowa jednak ugrzęzły w jego gardle nie znajdując ujścia na światło dzienne, pozostawiając paskudną gorycz w umyśle, który nie potrafił się ich pozbyć. Czy było już za późno? Nie wiedział. Dwanaście długich lat rozłączyło ich, stawiając ich po przeciwnych stronach barykady, zapewne już do końca ich istnienia. A ten koniec zdawał się być całkiem blisko dawnego przyjaciela. Złość ponownie zalała jego organizm, odganiając wilgoć z oczu tak szybko, jak się tam pojawiła. - Slugulus Erecto! - Wypowiedział inkantację, celując w Macmillana i ruszając w jego kierunku. Nie chciał go zabić, nie teraz gdy dopiero go odnalazł. Nie teraz, gdy miał zapłacić mu za zdradę jakiej się dopuścił. Chciał go poturbować, połamać mu wszystkie kości, kopać tak długo, aż ten zacznie pluć krwią i słuchać tego, co się do niego mówiło, lecz nie chciał go zabić. Nie teraz - śmierć dzisiejszego dnia byłaby okazaniem łaski, której nigdy nie poznał.
Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Sytuacja nie była dla Macmillana najdogodniejsza. Szlachcicowi nie brakowało jednak sił do walki i wiary, że może jeszcze odwrócić sytuację na swoją korzyść. Wyciągnął różdżkę znów, w stronę Friedricha, ale po wypowiedzeniu inkantacji zaklęcie świsnęło w bok, zupełnie bez kontroli, nie chcąc wspomóc czarodzieja w walce. Zaraz po tym tępy ból rozsadził Anthony'emu głowę, wpierw od środka, by później pulsowaniem przenieść się w stronę czoła i nosa. Macmillan nie wiedział, co się dzieje, ale czuł, że łzy płyną mu same — lecz jeśli postanowiłby je przetrzeć, ujrzałby na swojej dłoni własną krew. Krwawych łez nie mógł z odległości dojrzeć Fried, który wciąż wykrzykiwał z nienawiścią te same słowa. Jego reakcja była natychmiastowa. Inkantacja nieszkodliwego, choć bardzo paskudnego i nieprzyjemnego zaklęcia pomknęła w stronę arystokraty. Zaraz później Austriak ruszył w kierunku dawnego przyjaciela.
| Na odpis 48h. Anthony, w każdej turze rzucasz dodatkowo kością k3.
W kierunku Anthony'ego leci zaklęcie: slugulus erecto.
Fried, jeśli chcesz, możesz w tej turze podejść już do Macmillana.
Żywotność:
Friedrich:
185/217; Kara: -5
Anthony:
114/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 18 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia) Kara: -30
[bylobrzydkobedzieladnie]
| Na odpis 48h. Anthony, w każdej turze rzucasz dodatkowo kością k3.
W kierunku Anthony'ego leci zaklęcie: slugulus erecto.
Fried, jeśli chcesz, możesz w tej turze podejść już do Macmillana.
Żywotność:
Friedrich:
185/217; Kara: -5
Anthony:
114/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 18 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia) Kara: -30
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.04.21 12:35, w całości zmieniany 1 raz
Musiał stąd jakoś wyjść albo przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Jak jednak miał to zrobić – nie miał pojęcia. Zacisnął zęby i dalej przesuwał się powoli wzdłuż muru, mając nadzieję, że uda mu się dotrzeć i wymacać krawędź muru, a za tym puścić się (jakoś) w ucieczkę. Zatrzymał się jednak, gdy Schmidt zaczął ponawiać, że to on był tutaj ofiarą.
– Gdybym wiedział, że staniesz się mordercą, to zostawiłbym cię już dawno! Nie taki byłeś, na Merlina! Nie taki! – odpowiedział wściekle. Gdyby nie ból w plecach i w klatce piersiowej, pewnie dodałby i więcej.
Zaklęcie, które miało oddalić Friedricha na bezpieczną odległość chybiło. Macmillan miał ochotę znowu głośno zakląć, ale tego nie zrobił. Co gorsza, tuż po swoim niecelnym uroku musiał przymrużyć oczy, bo niespodziewany, silny ból rozszedł się po jego głowie. Miał wrażenie, że głowa miała mu eksplodować od środka. Złapał się za twarz, nie wiedząc jak zapanować nad tym wyjątkowo nieprzyjemnym uczuciem. Łzy niekontrolowanie zaczęły spływać mu po polikach i dołkach. Przetarł oczy i dopiero gdy spuścił dłoń, zauważył że ta była we krwi. Nim jednak zdołał się porządnie zdziwić, a może nawet i wystraszyć, Schmidt ponownie zaatakował. Czy on się z niego śmiał rzucając tego typu zaklęcia?
– Protego Maxima! – krzyknął inkantację i zamachnął się różdżką w geście obrony. Nie zamierzał wykrwawiać się i pluć ślimakami.
Gdyby nie mur, pewnie cofnąłby się, widząc że Austriak zaczął się do niego zbliżać.
– Gdybym wiedział, że staniesz się mordercą, to zostawiłbym cię już dawno! Nie taki byłeś, na Merlina! Nie taki! – odpowiedział wściekle. Gdyby nie ból w plecach i w klatce piersiowej, pewnie dodałby i więcej.
Zaklęcie, które miało oddalić Friedricha na bezpieczną odległość chybiło. Macmillan miał ochotę znowu głośno zakląć, ale tego nie zrobił. Co gorsza, tuż po swoim niecelnym uroku musiał przymrużyć oczy, bo niespodziewany, silny ból rozszedł się po jego głowie. Miał wrażenie, że głowa miała mu eksplodować od środka. Złapał się za twarz, nie wiedząc jak zapanować nad tym wyjątkowo nieprzyjemnym uczuciem. Łzy niekontrolowanie zaczęły spływać mu po polikach i dołkach. Przetarł oczy i dopiero gdy spuścił dłoń, zauważył że ta była we krwi. Nim jednak zdołał się porządnie zdziwić, a może nawet i wystraszyć, Schmidt ponownie zaatakował. Czy on się z niego śmiał rzucając tego typu zaklęcia?
– Protego Maxima! – krzyknął inkantację i zamachnął się różdżką w geście obrony. Nie zamierzał wykrwawiać się i pluć ślimakami.
Gdyby nie mur, pewnie cofnąłby się, widząc że Austriak zaczął się do niego zbliżać.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 94
--------------------------------
#2 'k3' : 2
#1 'k100' : 94
--------------------------------
#2 'k3' : 2
W tym momencie przez głowę Austriaka przewijało się niezwykle wiele określeń względem dawnego przyjaciela. Określeń tak paskudnych iż lepiej nie przytaczać ich słowo w słowo. Był wściekły. Każda, nawet najmniejsza cząsteczka jego organizmu pałała czystą wściekłością w kierunku Macmillana, który zapewne, gdyby był w stanie dokładnie dostrzec jego mimikę, dokładnie wiedziałby, z czym ma do czynienia. Ostre rysy ściągnięte były w specyficznym grymasie, takim samym, jaki wykrzywiał jego twarz gdy ktoś krzywdził Anthonego kiedy jeszcze byli przyjaciółmi. Grymasie zapowiadającym wszystko, co tylko mogło być najgorsze.
- Nie wiesz, kim się stałem... - Warknął, zirytowany nagłą płytkością pomyślunku dawnego przyjaciela. Kiedyś taki nie był, kiedyś nie oceniał po pozorach, a ostatnie dwanaście lat znacznie zmieniło ich życia. Kim był, aby go teraz oceniać? Kim był, aby mówić mu, że się zmienił? W jego pojęciu, nie zmienił się wcale aż tak bardzo. -Kim jesteś, co?! - Ryknął wściekle, nie odrywając wściekłego spojrzenia od miejsca, w którym znajdował się Macmillan. - Też masz krew na rękach, Tony! Jesteś mordercą tak samo, jak ja! - Syknął, wykrzywiając usta w wilczym uśmiechu. Mimo iż był wtedy w Austrii, pewne plotki doleciały i do jego uszu. - Zabiłeś. Nie raz, nie dwa. Zabiłeś, tak samo jak ja zabijam. Czemu więc sądzisz, że jesteś ode mnie lepszy, co? No powiedz, jak morderca mordercy, czym to niby się różni... - Basowy głos Austriaka wybrzmiewał złością, gdy mężczyzna podchodził do Anthonego. Zielone ślepia utkwiły w jego twarzy na jedną chwilę, próbując dojrzeć w niej siedzące w nim emocje. - Lancea! - Wypowiedział inkantację, kierując różdżkę wprost na krocze Macmillana. Niech cierpi. Niech odczuwa ciągły ból, niech straci nadzieję na śmierć, która przyniosłaby ukojenie.
- Nie wiesz, kim się stałem... - Warknął, zirytowany nagłą płytkością pomyślunku dawnego przyjaciela. Kiedyś taki nie był, kiedyś nie oceniał po pozorach, a ostatnie dwanaście lat znacznie zmieniło ich życia. Kim był, aby go teraz oceniać? Kim był, aby mówić mu, że się zmienił? W jego pojęciu, nie zmienił się wcale aż tak bardzo. -Kim jesteś, co?! - Ryknął wściekle, nie odrywając wściekłego spojrzenia od miejsca, w którym znajdował się Macmillan. - Też masz krew na rękach, Tony! Jesteś mordercą tak samo, jak ja! - Syknął, wykrzywiając usta w wilczym uśmiechu. Mimo iż był wtedy w Austrii, pewne plotki doleciały i do jego uszu. - Zabiłeś. Nie raz, nie dwa. Zabiłeś, tak samo jak ja zabijam. Czemu więc sądzisz, że jesteś ode mnie lepszy, co? No powiedz, jak morderca mordercy, czym to niby się różni... - Basowy głos Austriaka wybrzmiewał złością, gdy mężczyzna podchodził do Anthonego. Zielone ślepia utkwiły w jego twarzy na jedną chwilę, próbując dojrzeć w niej siedzące w nim emocje. - Lancea! - Wypowiedział inkantację, kierując różdżkę wprost na krocze Macmillana. Niech cierpi. Niech odczuwa ciągły ból, niech straci nadzieję na śmierć, która przyniosłaby ukojenie.
Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Anthony powoli przesuwał się wzdłuż ściany w stronę krawędzi, nie spuszczając z oczu swojego przeciwnika. Jego stopy ciężko poruszały się między kamieniami, które wysuwały się spod jego przy mocniejszym nacisku. W końcu jego dłoń dotarła do krawędzi. Poczuł, jak zaginają się na poszarpanych kamieniach, a kątem oka dostrzegł, że mur ciągnął się dalej. Dotarł więc do wyrwy, szczeliny i choć w tej chwili nie mógł tego stwierdzić, gdyby się odwrócił dostrzegłby, że bez trudu mógł przez nią przejść na drugą stronę — a tam, wzgórze schodziło w dół, między pagórkami. Kamienie leżały porozrzucane po okolicy, gdzieniegdzie rosły pojedyncze drzewa, praktycznie pozbawione już wszystkich swoich liści. Gdyby rzucił się biegiem, mógłby spróbować tamtędy uciec. Zaklęcie, które leciało w jego kierunku było wyjątkowo silne i szybkie, wymierzone z niebywałą precyzją. Imponująca tarcza rozbłysła się przed Macmillanem, wchłaniając całkowicie mknący ku niemu urok. Błękitne światło rozlało się po okolicy, ale tylko na moment, zaraz bowiem zgasło. A Anthony mógł ujrzeć jak jego przeciwnik kolejny raz macha różdżką.
Fried szedł cały czas przed siebie, zbliżał się do dawnego przyjaciela, aż w końcu znalazł się na tyle blisko, że po przestąpieniu dwóch kroków mógłby go złapać. Wycelował w przyrodzenie swojego przeciwnika i wypowiedział inkantację zaklęcia, które błysnęło jasnym, silnym światłem.
| Na odpis 48h. Anthony, w każdej turze rzucasz dodatkowo kością k3.
W kierunku Anthony'ego leci zaklęcie: lancea.
Żywotność:
Friedrich:
185/217; Kara: -5
Anthony:
99/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 23 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia) Kara: -30
Fried szedł cały czas przed siebie, zbliżał się do dawnego przyjaciela, aż w końcu znalazł się na tyle blisko, że po przestąpieniu dwóch kroków mógłby go złapać. Wycelował w przyrodzenie swojego przeciwnika i wypowiedział inkantację zaklęcia, które błysnęło jasnym, silnym światłem.
| Na odpis 48h. Anthony, w każdej turze rzucasz dodatkowo kością k3.
W kierunku Anthony'ego leci zaklęcie: lancea.
Żywotność:
Friedrich:
185/217; Kara: -5
Anthony:
99/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 23 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia) Kara: -30
Ruiny zamku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness