Brzeg Tamizy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg Tamizy
Olbrzymie i rozległe połacie szmaragdowej trawy okalające rwący nurt rzeki przyciągają zarówno mugoli, jak i czarodziejów, którzy zwykli w ciepłe dni rozkładać koce, wyjmować kosze piknikowe, by zanurzyć stopy w orzeźwiającej, chłodnej wodzie. Odpoczynek na łonie natury, jest wszakże wskazany, chociażby raz za czas.
Teren nie jest w żaden sposób strzeżony przez mugolskie służby, a czy czyni to czarodziejska policja, tego nie sposób zauważyć gołym okiem. W jedną z pierwszych niedziel tej wiosny miał tutaj miejsce zamach przeprowadzony przez zwolenników Grindelwalda, w którym zginęło kilkudziesięciu mugoli. Od tego czasu miejsce uchodzi za opustoszałe. Dużo mniej osób odpoczywa tutaj w wolne dni, a urwana tabliczka zakaz wprowadzania psów! dopełnia ponurego obrazka. Gdzieniegdzie leżą pogubione koce w szkocką kratę gdzie indziej - stare butelki, śmieci pozostawione przez nierozsądnych turystów.
Teren nie jest w żaden sposób strzeżony przez mugolskie służby, a czy czyni to czarodziejska policja, tego nie sposób zauważyć gołym okiem. W jedną z pierwszych niedziel tej wiosny miał tutaj miejsce zamach przeprowadzony przez zwolenników Grindelwalda, w którym zginęło kilkudziesięciu mugoli. Od tego czasu miejsce uchodzi za opustoszałe. Dużo mniej osób odpoczywa tutaj w wolne dni, a urwana tabliczka zakaz wprowadzania psów! dopełnia ponurego obrazka. Gdzieniegdzie leżą pogubione koce w szkocką kratę gdzie indziej - stare butelki, śmieci pozostawione przez nierozsądnych turystów.
Luna może i na ogół starała się kierować rozsądkiem, no ale cóż, młodość rządziła się swoimi prawami i dziewczyna bywała impulsywna, kiedy ktoś zrobił lub powiedział coś, co godziło w jej ambicję czy dumę. A mężczyzna to właśnie robił swoimi wcześniejszymi słowami i zachowaniem, więc trudno było jej zachować zwykły spokój. Nawet, gdyby się okazało, że w torbie wcale nie ma księgi, i tak samo utarcie mu nosa okazałoby się wystarczająco niezłą nagrodą. Na drugi raz pewnie nie będzie lekceważył nawet tak młodych przeciwniczek jak ona.
Jej Confundus nie był mocny, prawdę mówiąc nawet nie starała się rzucić silnego zaklęcia. Chciała jedynie zdezorientować mężczyznę, sprawić, by przestał rozumieć, o co chodzi w tej sytuacji. Może nawet zapomni o ich rozmowie i tym całym spotkaniu? To by jej w zupełności wystarczyło.
Patrzyła więc w ciszy, jak pod wpływem zaklęcia nieco się cofnął i spojrzał na nią nieco skonsternowanym wzrokiem.
- Racja, nie zamierzam – rzekła w odpowiedzi na jego wcześniejsze słowa. Nie była przecież nierozsądna, nie szukała kłopotów. Zwłaszcza w swojej sytuacji musiała być ostrożna. Ale, pomijając to, raczej nie była tą, która atakuje pierwsza, a mężczyzna póki co nie wykonywał wobec niej żadnej niepokojącej akcji. – Wobec tego życzę panu miłego wieczora.
Odwróciła się na pięcie i odeszła razem z torbą, licząc, że efekt Confundusa trzymał na tyle dobrze, że nieznajomy nie strzeli jej zaklęciem w plecy. Dlatego na wszelki wypadek poruszała się lekko po skosie i nie chowała różdżki. Kto wie, co mogło mu przyjść do głowy nawet w obecnym stanie, a może zwłaszcza w nim? Miała zamiar uciec za pobliski mur i dopiero gdzieś tam się zdeportować.
Jej Confundus nie był mocny, prawdę mówiąc nawet nie starała się rzucić silnego zaklęcia. Chciała jedynie zdezorientować mężczyznę, sprawić, by przestał rozumieć, o co chodzi w tej sytuacji. Może nawet zapomni o ich rozmowie i tym całym spotkaniu? To by jej w zupełności wystarczyło.
Patrzyła więc w ciszy, jak pod wpływem zaklęcia nieco się cofnął i spojrzał na nią nieco skonsternowanym wzrokiem.
- Racja, nie zamierzam – rzekła w odpowiedzi na jego wcześniejsze słowa. Nie była przecież nierozsądna, nie szukała kłopotów. Zwłaszcza w swojej sytuacji musiała być ostrożna. Ale, pomijając to, raczej nie była tą, która atakuje pierwsza, a mężczyzna póki co nie wykonywał wobec niej żadnej niepokojącej akcji. – Wobec tego życzę panu miłego wieczora.
Odwróciła się na pięcie i odeszła razem z torbą, licząc, że efekt Confundusa trzymał na tyle dobrze, że nieznajomy nie strzeli jej zaklęciem w plecy. Dlatego na wszelki wypadek poruszała się lekko po skosie i nie chowała różdżki. Kto wie, co mogło mu przyjść do głowy nawet w obecnym stanie, a może zwłaszcza w nim? Miała zamiar uciec za pobliski mur i dopiero gdzieś tam się zdeportować.
Mulciber był typem człowieka, który prowokował i nęcił do różnych działań i decyzji. Lubił się bawić, lubił igrać, balansować na granicy tego, co wypadało, a co nie. Ta sytuacja jednak dalece odbiegała od ich służbowych obowiązków, choć zarówno nieznajoma, jak i on mieli w sobie znacznie więcej talentów niż świat mógłby poznać. W mniemaniu Mulcibera to, co miało miejsce właśnie teraz było głupią zabawą. Jakaś smarkula robiła sobie z niego podłe żarty, a on nie potrafił zrozumieć, dlaczego... Gdzieś umknęła mu głowie cała ta rozmowa na temat księgi. Patrzył jednak na dziewczynę, będąc pewnym, że coś mu umknęło, ż wydarzyło się coś, co go zmieniło. To było ledwie wrażenie, choć nie miał żadnych podstaw do tego, by je mieć, ale ufał sobie i swojej intuicji.
— Nie odwracaj się do mnie plecami— warknął, marszcząc brwi i ponownie wycelował w nią różdżką. —Timoria!
Chciał żeby się bała. Chciał, żeby coś poczuła, chciał ją zatrzymac, aby sprawdzić co to wszystko miało znaczyć, co znajdowało się w torbie i o co chodziło w całym tym... zgrzycie.Nie musiał pamiętac ostatnich chwil, aby wiedzieć, że się nie lubili, że walczyli o coś konkretnego.
— Nie odwracaj się do mnie plecami— warknął, marszcząc brwi i ponownie wycelował w nią różdżką. —Timoria!
Chciał żeby się bała. Chciał, żeby coś poczuła, chciał ją zatrzymac, aby sprawdzić co to wszystko miało znaczyć, co znajdowało się w torbie i o co chodziło w całym tym... zgrzycie.Nie musiał pamiętac ostatnich chwil, aby wiedzieć, że się nie lubili, że walczyli o coś konkretnego.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Była pewna, że efekt zaklęcia utrzyma się na tyle długo, że mężczyzna jeszcze przez dobrych kilkanaście minut będzie krążył po ścieżce, nie ogarniając, co się w ogóle stało. No ale niestety, najwyraźniej było nawet słabsze niż sądziła. Gdy już przemykała w stronę muru, kątem oka dostrzegła ruch. Mężczyzna może nie rozumiał, kim była i dlaczego od niego uciekała, ale możliwe, że jakiś bliżej nieokreślony czynnik i tak skłonił go do rzucenia zaklęcia. Może jednak skonfundowanie go było błędem? Może powinna dla pewności strzelić w niego Obliviate, albo go oszołomić i dopiero wtedy stąd czmychnąć?
Luna błyskawicznie się zatrzymała, wyciągając swoją różdżkę:
- Protego! – krzyknęła, licząc, że uda jej się osłonić tarczą.
Zdecydowanie nie chciała tego starcia, nie chciała się przekonywać, co potrafi ten mężczyzna i jak daleko potrafi się posunąć... Ale cóż, sama się wkopała swoim wcześniejszym postępowaniem i teraz musiała się zmierzyć z nieoczekiwanym problemem i liczyć, że zakończy się pomyślnie dla niej.
Luna błyskawicznie się zatrzymała, wyciągając swoją różdżkę:
- Protego! – krzyknęła, licząc, że uda jej się osłonić tarczą.
Zdecydowanie nie chciała tego starcia, nie chciała się przekonywać, co potrafi ten mężczyzna i jak daleko potrafi się posunąć... Ale cóż, sama się wkopała swoim wcześniejszym postępowaniem i teraz musiała się zmierzyć z nieoczekiwanym problemem i liczyć, że zakończy się pomyślnie dla niej.
The member 'Luna Spencer-Moon' has done the following action : rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Nie do końca był pewien co się działo i co powinien zrobić. Nie był świadom rozmowy jaką przeprowadzili, ani kwestii księgi, którą trzymała w dłoniach. Czuł się tak, jakby coś przeoczył, jakby ktoś wymazał kawałek rozmowy, która była dość istotna, a więc rzucone na nią zaklęcie było raczej kwestią odruchu obronnego. Nie wiedząc, co przeoczył i czy nie dostał jakimś zaklęciem, które zniekształciło jego sposób postrzegania świata musiał rzucić coś, co dałoby mu trochę czasu aby oswoił się z tym wszystkim.
Patrzył na młodą, śliczną dziewczynę, która mocno trzymała w rękach torbę i nie wiedział dlaczego jest taka istotna. Wiedział, dlaczego się tu znajdował i kim była młoda kobieta. W końcu spotkali się tu przypadkiem, bo ktoś obiecał im to samo. Ale się nie zjawił, prawda? Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiś wskazówek, trzymając mocno w dłoni różdżkę, na wypadek, gdyby mimo jej kiepskiej obrony postanowiła zrobić jakiś gwałtowny ruch i wolnym krokiem ruszył w jej stronę.
— Nie chcesz ze mną walczyć, wierz mi— powiedział, marszcząc brwi, ale brakowało mu pewności siebie, którą emanował kilka minut temu, ale przecież o wszystkim zapomniał. — Pracujesz w Ministerstwie— stwierdził, zbliżając się do niej z arogancko uniesioną głową. Nie chciał rzucać na nią czarnomagicznych zaklęć, nawet jeśli w ten sposób łatwo by zdobył informacje, które chciał otrzymać. Mógłby się dowiedzieć czegoś o księdze i człowieku, który ją proponował. Być może to była marna prowokacja, a człowiek nie miał nic do zaoferowania? — Czym się tam zajmujesz, hm?— Gdyby nie stracił pamięci doskonale by wiedział. O, losie. — Jak się nazywasz?
Pytał, bo chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Kojarzył jedynie twarz, musieli się mijać korytarzami. Czy i ona była w stanie go rozpoznać? Czy wiedziała z kim ma do czynienia? Sądził, że nie i nie zamierzał się z tym ujawniać, na wypadek, gdyby postanowiła przeszkodzić mu w jakikolwiek sposób w karierze, ze zwykłej zemsty.
Szedł w jej kierunku powoli, wbijając w nią swoje zimne, przeszywające spojrzenie, uzupełniając je wycelowaną prosto w nią różdżką. Nie żartował. Księga nie była dla niego w żaden sposób istotna, właściwie już dawno zapomniał o celu swojej wizyty tutaj i uważał to za zmarnowanie czasu. Ale nie mógł pozwolić, aby ucierpiała jego duma.
—Expelliarmus— rzucił przed siebie, chcąc pozbawić ją różdżki. Była w stanie, który uniemożliwiał na moment teleportację, chciał więc też żeby nie mogła go zranić. Mogli w końcu dojść do porozumienia, prawda?
Patrzył na młodą, śliczną dziewczynę, która mocno trzymała w rękach torbę i nie wiedział dlaczego jest taka istotna. Wiedział, dlaczego się tu znajdował i kim była młoda kobieta. W końcu spotkali się tu przypadkiem, bo ktoś obiecał im to samo. Ale się nie zjawił, prawda? Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiś wskazówek, trzymając mocno w dłoni różdżkę, na wypadek, gdyby mimo jej kiepskiej obrony postanowiła zrobić jakiś gwałtowny ruch i wolnym krokiem ruszył w jej stronę.
— Nie chcesz ze mną walczyć, wierz mi— powiedział, marszcząc brwi, ale brakowało mu pewności siebie, którą emanował kilka minut temu, ale przecież o wszystkim zapomniał. — Pracujesz w Ministerstwie— stwierdził, zbliżając się do niej z arogancko uniesioną głową. Nie chciał rzucać na nią czarnomagicznych zaklęć, nawet jeśli w ten sposób łatwo by zdobył informacje, które chciał otrzymać. Mógłby się dowiedzieć czegoś o księdze i człowieku, który ją proponował. Być może to była marna prowokacja, a człowiek nie miał nic do zaoferowania? — Czym się tam zajmujesz, hm?— Gdyby nie stracił pamięci doskonale by wiedział. O, losie. — Jak się nazywasz?
Pytał, bo chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Kojarzył jedynie twarz, musieli się mijać korytarzami. Czy i ona była w stanie go rozpoznać? Czy wiedziała z kim ma do czynienia? Sądził, że nie i nie zamierzał się z tym ujawniać, na wypadek, gdyby postanowiła przeszkodzić mu w jakikolwiek sposób w karierze, ze zwykłej zemsty.
Szedł w jej kierunku powoli, wbijając w nią swoje zimne, przeszywające spojrzenie, uzupełniając je wycelowaną prosto w nią różdżką. Nie żartował. Księga nie była dla niego w żaden sposób istotna, właściwie już dawno zapomniał o celu swojej wizyty tutaj i uważał to za zmarnowanie czasu. Ale nie mógł pozwolić, aby ucierpiała jego duma.
—Expelliarmus— rzucił przed siebie, chcąc pozbawić ją różdżki. Była w stanie, który uniemożliwiał na moment teleportację, chciał więc też żeby nie mogła go zranić. Mogli w końcu dojść do porozumienia, prawda?
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Czuła, że wciąż był nieco zdezorientowany, ale to wcale nie sprawiało, że mógł być dla niej mniejszym zagrożeniem. Momentami nawet żałowała tej lekkomyślności, tego, że z powodu własnego uporu i dumy się nie wycofała, a zabrnęła w tę sprawę tak głęboko.
Jej zaklęcie się nie powiodło, może zbyt mocno się zdenerwowała i nie dała rady wytworzyć dostatecznie mocnej tarczy. Jego urok trafił w nią, a Luna zatoczyła się i natychmiast poczuła przeszywający ją strach. Rozejrzała się chaotycznie dookoła, jej źrenice rozszerzyły się, a wzdłuż kręgosłupa przemknął lodowaty dreszcz. Próbowała wypatrzeć zagrożenie, czuła się obserwowana, jednak popłoch był zbyt silny, by była w stanie ot tak bezpiecznie się zdeportować, mogłaby się rozszczepić, a tego zdecydowanie nie chciała.
Zaczęła się więc wycofywać; jedyną osobą w pobliżu był nieznajomy mężczyzna (drugi czarodziej uciekł, kiedy tylko odzyskał władzę w nogach), więc siłą rzeczy to jego wzięła za obiekt dręczącego ją lęku. Pokręciła głową, nie odpowiadając na jego pytania. Puściła je mimo uszu, wciąż bardziej skupiona na wymuszonych przez urok wyolbrzymionych obawach. Gdyby nie zaklęcie, pewnie próbowałaby rzucić kolejny czar, próbowałaby się przed nim bronić, ale jakiś uporczywy głosik w głowie przez cały czas podsuwał jej niepokojące wizje i kazał jak najszybciej stąd uciec. Kilka razy otworzyła usta, ale wydostały się z nich jedynie niewyraźne mruknięcia, tak mocno strach ścisnął jej gardło. Dopiero, kiedy zaklęcie zaczęło nieco tracić na sile, dała radę wykrztusić z siebie cokolwiek.
- Nie... Zostaw – wyszeptała, próbując się od niego oddalić, jednak właśnie wtedy potknęła się, upadając do tyłu na ziemię i upuszczając torbę. Nie wypuściła jednak różdżki, nadal kurczowo zaciskała na niej palce, patrząc z niepokojem, jak mężczyzna znowu unosi dłoń, rzuca kolejne zaklęcie.
- Protego! – wydyszała po raz drugi, niemal odruchowo, mając nadzieję, że tym razem jej się uda, nie chciała zostać pozbawiona swojego jedynego narzędzia do obrony. Wtedy już nie cierpiałaby jedynie jej duma, a naprawdę mogłaby się znaleźć w bardziej paskudnym położeniu. Różdżka była dla niej bardzo ważnym narzędziem, dlatego nie zamierzała tak łatwo pozwolić się rozbroić, tym bardziej w takich okolicznościach.
Jej zaklęcie się nie powiodło, może zbyt mocno się zdenerwowała i nie dała rady wytworzyć dostatecznie mocnej tarczy. Jego urok trafił w nią, a Luna zatoczyła się i natychmiast poczuła przeszywający ją strach. Rozejrzała się chaotycznie dookoła, jej źrenice rozszerzyły się, a wzdłuż kręgosłupa przemknął lodowaty dreszcz. Próbowała wypatrzeć zagrożenie, czuła się obserwowana, jednak popłoch był zbyt silny, by była w stanie ot tak bezpiecznie się zdeportować, mogłaby się rozszczepić, a tego zdecydowanie nie chciała.
Zaczęła się więc wycofywać; jedyną osobą w pobliżu był nieznajomy mężczyzna (drugi czarodziej uciekł, kiedy tylko odzyskał władzę w nogach), więc siłą rzeczy to jego wzięła za obiekt dręczącego ją lęku. Pokręciła głową, nie odpowiadając na jego pytania. Puściła je mimo uszu, wciąż bardziej skupiona na wymuszonych przez urok wyolbrzymionych obawach. Gdyby nie zaklęcie, pewnie próbowałaby rzucić kolejny czar, próbowałaby się przed nim bronić, ale jakiś uporczywy głosik w głowie przez cały czas podsuwał jej niepokojące wizje i kazał jak najszybciej stąd uciec. Kilka razy otworzyła usta, ale wydostały się z nich jedynie niewyraźne mruknięcia, tak mocno strach ścisnął jej gardło. Dopiero, kiedy zaklęcie zaczęło nieco tracić na sile, dała radę wykrztusić z siebie cokolwiek.
- Nie... Zostaw – wyszeptała, próbując się od niego oddalić, jednak właśnie wtedy potknęła się, upadając do tyłu na ziemię i upuszczając torbę. Nie wypuściła jednak różdżki, nadal kurczowo zaciskała na niej palce, patrząc z niepokojem, jak mężczyzna znowu unosi dłoń, rzuca kolejne zaklęcie.
- Protego! – wydyszała po raz drugi, niemal odruchowo, mając nadzieję, że tym razem jej się uda, nie chciała zostać pozbawiona swojego jedynego narzędzia do obrony. Wtedy już nie cierpiałaby jedynie jej duma, a naprawdę mogłaby się znaleźć w bardziej paskudnym położeniu. Różdżka była dla niej bardzo ważnym narzędziem, dlatego nie zamierzała tak łatwo pozwolić się rozbroić, tym bardziej w takich okolicznościach.
The member 'Luna Spencer-Moon' has done the following action : rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Mimo nie najlepszego stanu, w jakim była, tym razem jej się powiodło; jej różdżka nie wyrwała się z dłoni, udało jej się zablokować urok mężczyzny. Kurczowo zacisnęła rękę na drewnianym trzonku i zerwała się na równe nogi. Na szczęście była drobna i zwinna, więc nie sprawiło jej to większego problemu, udało jej się poderwać z ziemi zanim mężczyzna znowu rzucił na nią jakieś zaklęcie.
Nadal się bała i odczuwała silny niepokój; teraz jednak to uczucie nie było tak obezwładniające, jak w pierwszych minutach. Powoli udawało jej się odzyskiwać jasność myślenia, jej umysł pracował teraz na podwyższonych obrotach, próbując analizować każdy jego gest. Nie zastanawiała się jednak zbyt długo; nie był to pierwszy pojedynek w jej życiu, więc wiedziała, jak bardzo liczy się każda sekunda.
- Everte stati! – krzyknęła. Nadal nie było to żadne szczególnie szkodliwe zaklęcie, ale miała nadzieję, że wystarczające, by nieco go ostudzić i zniechęcić do dalszych akcji. Choć pewnie zakładanie, że tak po prostu odejdzie i odpuści, chyba było naiwne, wydawał się równie uparty jak sama Luna.
Nadal się bała i odczuwała silny niepokój; teraz jednak to uczucie nie było tak obezwładniające, jak w pierwszych minutach. Powoli udawało jej się odzyskiwać jasność myślenia, jej umysł pracował teraz na podwyższonych obrotach, próbując analizować każdy jego gest. Nie zastanawiała się jednak zbyt długo; nie był to pierwszy pojedynek w jej życiu, więc wiedziała, jak bardzo liczy się każda sekunda.
- Everte stati! – krzyknęła. Nadal nie było to żadne szczególnie szkodliwe zaklęcie, ale miała nadzieję, że wystarczające, by nieco go ostudzić i zniechęcić do dalszych akcji. Choć pewnie zakładanie, że tak po prostu odejdzie i odpuści, chyba było naiwne, wydawał się równie uparty jak sama Luna.
The member 'Luna Spencer-Moon' has done the following action : rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Byla lekkomyślna, ale to on nie do końca kojarzył, o co właściwie walczył. pamiętał cząstkowe rzeczy i działał instynktownie. Liczył na to, że ze strachu się ukorzy, że będzie słaba i będzie w stanie z niej cokolwiek wyciągnąć, ale do tego potrzebował czegoś więcej niż jednego głupiego zaklęcia. Westchnął ciężko, wciąż powoli idą w jej stronę, a zatrzymał się dopiero w chwili, w której ona zamachnęła się różdżką w obronie własnej. Odbiła zaklęcie, a Ramsey zacisnął mocniej palce na trzonku, gotów zrobić unik. Był przygotowany na to, więc obniżył głowę i sprawnie obrócił się, dzięki czemu zaklęcie świsnęło tuż obok niego, nawet go nie dotykając. Był zirytowany jej zuchwalstwem i tym, że w ogóle decydowała się rzucać w niego zaklęciami. Nie mógł pamiętać, kto to rozpoczął, lecz wiedział, kto zakończy całą tą farsę.
Jej strach ustawał i ustępował ponownie zdrowemu rozsądkowi, a on potrzebował czasu, aby sprawdzić zawartość jej torby i ją samą. Na pewno miała przy sobie jakieś dokumenty.
— Petrificus Totalus! — fuknął, celując w nią różdżką. To były sekundy, oboje działali szybko i instynktownie, nie czekając na żaden łut szczęścia. Liczyły się tylko umiejętności i fart.
Jej strach ustawał i ustępował ponownie zdrowemu rozsądkowi, a on potrzebował czasu, aby sprawdzić zawartość jej torby i ją samą. Na pewno miała przy sobie jakieś dokumenty.
— Petrificus Totalus! — fuknął, celując w nią różdżką. To były sekundy, oboje działali szybko i instynktownie, nie czekając na żaden łut szczęścia. Liczyły się tylko umiejętności i fart.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Bała się (szczególnie pod wpływem uroku), ale jednak młodzieńcza buta i zawziętość nie pozwalały się tak łatwo poddać. Wręcz przeciwnie, ten strach jeszcze bardziej zmuszał ją do gwałtownych, irracjonalnych reakcji, zamiast prób załagodzenia sytuacji i znalezienia bardziej pokojowego wyjścia z niej. Przeczucia podpowiadały jej, że mężczyzna stanowił zagrożenie i kazały się przed nim bronić, co też starała się robić. Mężczyźnie udało się jednak uniknąć jej zaklęcia, które pomknęło gdzieś dal, uderzając w pobliskie zarośla i wyrzucając w powietrze trochę gałęzi i zeschłych liści. Luna jednak skupiała się już tylko na swoim przeciwniku; w odróżnieniu do niego, pamiętała, po co tu przyszła, a także całą rozmowę, choć w tej chwili były już dla niej mniej istotne. Nie tak, jak chęć pokonania mężczyzny.
Zręcznie uchyliła się przed kolejnym jego urokiem, nawet nie patrząc, gdzie pomknęła struga światła; najważniejsze, że nie trafiła w nią, pozbawiając ją zdolności poruszania się i czyniąc ją całkiem bezbronną. Był poirytowany, czuła to, dlatego musiała szybko ostudzić jego dalszy zapał.
- Slugulus erecto! – postanowiła nafaszerować go ślimakami, trochę ze złośliwości i przekory; kiedyś widziała efekt działania tego zaklęcia i żywiła nadzieję, że wymiotowanie wijącymi się, obślizgłymi stworzonkami będzie dla niego nie tylko nauczką, ale i zniechęceniem do dalszych akcji.
Zręcznie uchyliła się przed kolejnym jego urokiem, nawet nie patrząc, gdzie pomknęła struga światła; najważniejsze, że nie trafiła w nią, pozbawiając ją zdolności poruszania się i czyniąc ją całkiem bezbronną. Był poirytowany, czuła to, dlatego musiała szybko ostudzić jego dalszy zapał.
- Slugulus erecto! – postanowiła nafaszerować go ślimakami, trochę ze złośliwości i przekory; kiedyś widziała efekt działania tego zaklęcia i żywiła nadzieję, że wymiotowanie wijącymi się, obślizgłymi stworzonkami będzie dla niego nie tylko nauczką, ale i zniechęceniem do dalszych akcji.
The member 'Luna Spencer-Moon' has done the following action : rzut kością
'k100' : 42
'k100' : 42
Brzeg Tamizy
Szybka odpowiedź