Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wzgórze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wzgórze
Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
Zebrali się panowie chętni do zniszczenia maga. Nie spodziewał się jednak, że wśród nich znajdą się Rosjanie i olbrzymi. Z konsternacją na twarzy przyglądał się temu, co wyprawiają. Tym bardziej nie spodobało mu się rzucanie dziwnych okrzyków na stojących w pobliżu czarodziejów. Rozejrzał się uważnie, dostrzegając kilka znajomych twarzy – przede wszystkim Anthony’ego i swojego kuzyna, z którym się przywitał. Uśmiechnął się słabo. To znacznie poprawiło mu humor, przynajmniej na jakiś czas. Czekał w ciszy na rozpoczęcie konkurencji. Nie chciał wdawać się w słowne pyskówki.
Zabawa, zresztą, miała się dopiero zacząć. Patrzył na wiklinowe cudo z zainteresowaniem. Im było coraz bliżej „startu”, tym częściej dopadały go coraz większe wątpliwości, czy aby dobrze zrobił pojawiając się tutaj. Przeskakiwał więc z nogi na nogę. Kiedy tylko usłyszał dźwięki, jakie wydawał Mag, spojrzał z drobnym przerażeniem na ten żywy posąg. Albo spali się żywcem, albo nie wiadomo co się stanie. Stał pośrodku, w pobliżu olbrzyma, co być może nie było dobrym pomysłem… ale wierzył, że ten nic mu nie zrobi. Nie myśląc długo, a widząc co robią inni, poruszył się o jedną kratkę do przodu, mając nadzieję, że to miejsce okaże się szczęśliwe (druga kratka od prawej). Z tej pozycji wycelował różdżką w lewe ramię Maga i wypowiedział inkantację zaklęcia:
- Lamino!
| idę jedną kratkę do przodu; stoję po prawej/blisko centrum (druga kratka od prawej); celuję w lewe ramię WM
Zabawa, zresztą, miała się dopiero zacząć. Patrzył na wiklinowe cudo z zainteresowaniem. Im było coraz bliżej „startu”, tym częściej dopadały go coraz większe wątpliwości, czy aby dobrze zrobił pojawiając się tutaj. Przeskakiwał więc z nogi na nogę. Kiedy tylko usłyszał dźwięki, jakie wydawał Mag, spojrzał z drobnym przerażeniem na ten żywy posąg. Albo spali się żywcem, albo nie wiadomo co się stanie. Stał pośrodku, w pobliżu olbrzyma, co być może nie było dobrym pomysłem… ale wierzył, że ten nic mu nie zrobi. Nie myśląc długo, a widząc co robią inni, poruszył się o jedną kratkę do przodu, mając nadzieję, że to miejsce okaże się szczęśliwe (druga kratka od prawej). Z tej pozycji wycelował różdżką w lewe ramię Maga i wypowiedział inkantację zaklęcia:
- Lamino!
| idę jedną kratkę do przodu; stoję po prawej/blisko centrum (druga kratka od prawej); celuję w lewe ramię WM
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Rozmowy się toczyły, czas płynął w atmosferze radosnego rozluźnienia i tylko jakiś gbur coś tam do nich krzyczał, ale akurat po Titusie to spływało jak po kaczce, bo nie przyszedł tutaj się dochodzić z jakimś ruskiem (sam znał rosyjski bardzo dobrze, to i akcent Siergieja nie był mu obcy), tylko walczyć o wzmożoną płodność, chwałę i serca dam! Machnął tylko ręką na jego komentarze, w zamian jeszcze chwilę żartując w towarzystwie przyjaciół, witając się z przybyłymi i szczerząc radośnie do kuzyna Ulysessa - no jego to się tu nie spodziewał, ale był nawet rad, że Ollivanderowie pojawili się tutaj w tak licznej reprezentacji.
- Cóż, powodzenia panowie. - rzucił jeszcze w eter, mrugając do Bertiego jednym okiem, a sam ustawił się bliżej środka, nieco z lewej strony gdzieś pomiędzy Bottem i nieznajomym blondynem. Mocno zacisnął dłoń na różdżce, a choć przeciągły pomruk Wiklinowego Maga zjeżył mu włosy na całym ciele, to ruszył dzielnie do przodu, póki co nie atakując maga.
- Cóż, powodzenia panowie. - rzucił jeszcze w eter, mrugając do Bertiego jednym okiem, a sam ustawił się bliżej środka, nieco z lewej strony gdzieś pomiędzy Bottem i nieznajomym blondynem. Mocno zacisnął dłoń na różdżce, a choć przeciągły pomruk Wiklinowego Maga zjeżył mu włosy na całym ciele, to ruszył dzielnie do przodu, póki co nie atakując maga.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Walka rozpoczęła się wśród podekscytowanych wiwatów oraz sporadycznych oklasków, cichnących jednak w nieprzyjemnym pomruku Wiklinowego Maga. Śmiałkowie rozpierzchli się po polanie. Niektórzy szybciej, inni zostając w tyle i próbując swych sił z tak pokaźnej odległości - niestety, żadne z zaklęć nie trafiło potężnego Posągu. Wiklinowy Mag miał jednak nad wami przewagę. Już po kilku sekundach na końcach jego ramion rozżarzyły się wysokie płomienie i zanim zdołaliście się zorientować, w waszą stronę mknęły ogniste kule.
Constantine wykazał się sprytem. Podjął ryzyko związane z anomaliami i udało mu się wysunąć na prowadzenie, znajdował się nieco dalej od rywali.
Pociski ognia lecą w Siergieja, Bertiego, Fredericka, Titusa, Anthony'ego Macmillana i Ulyssesa. Aby się obronić, musicie skutecznie rzucić odpowiednie do waszego obecnego miejsca znajdowania się zaklęcie. Kule są zbyt szybkie i potężne, by wykonać fizyczny unik lub zejść z toru ich lotu w inny sposób. Jeśli nie zdołacie się obronić, otrzymujecie obrażenia (poparzenia) w wysokości 25. W jednym poście możecie podjąć próbę obrony i zarazem wykonać jakąś jedną akcję (zaklęcie + ruch o jedną kratkę lub ruch o dwie kratki). Reszta podejmuje dowolną jedną akcję, tak jak w poprzedniej turze - chyba, że została ograniczona anomaliami.
| Żywotność Wiklinowego Maga: 1000/1000
Na odpis macie czas do 20:00 09.06.
Przypomnienie zasad: tutaj. Losowanie ofiar Wiklinowego Maga, jak zwykle, do wglądu w temacie Rzuty kością MG. W razie wątpliwości co do kolorów postaci lub innych kwestii zapraszam na PW do Deirdre.
Constantine wykazał się sprytem. Podjął ryzyko związane z anomaliami i udało mu się wysunąć na prowadzenie, znajdował się nieco dalej od rywali.
Pociski ognia lecą w Siergieja, Bertiego, Fredericka, Titusa, Anthony'ego Macmillana i Ulyssesa. Aby się obronić, musicie skutecznie rzucić odpowiednie do waszego obecnego miejsca znajdowania się zaklęcie. Kule są zbyt szybkie i potężne, by wykonać fizyczny unik lub zejść z toru ich lotu w inny sposób. Jeśli nie zdołacie się obronić, otrzymujecie obrażenia (poparzenia) w wysokości 25. W jednym poście możecie podjąć próbę obrony i zarazem wykonać jakąś jedną akcję (zaklęcie + ruch o jedną kratkę lub ruch o dwie kratki). Reszta podejmuje dowolną jedną akcję, tak jak w poprzedniej turze - chyba, że została ograniczona anomaliami.
- mapka:
Linia Startu jest już nieaktualna, znajduje się tam po prostu legenda waszych kolorów.
| Żywotność Wiklinowego Maga: 1000/1000
Na odpis macie czas do 20:00 09.06.
Przypomnienie zasad: tutaj. Losowanie ofiar Wiklinowego Maga, jak zwykle, do wglądu w temacie Rzuty kością MG. W razie wątpliwości co do kolorów postaci lub innych kwestii zapraszam na PW do Deirdre.
Wciąż był zarówno pod wrażeniem prezencji Wiklinowego Maga – ciemna głowa mimo braku wyraźnie zaznaczonych oczu wydawała się śledzić jego ruchy, a płonąca sylwetka wisiała nad nimi grożąc niechybnym atakiem – jak i uroku, który rozciągnął się na wzgórzu. Zachodzące słońce dotykało ostatnimi promieniami twarzy śmiałków, dodając im werwy; znajome oblicza na moment zadrgały mu przed oczami, w krwawych barwach odznaczając się rzeczywiście jak przeciwnicy. Niedługo, gdy ciemność całkowicie przejmie władzę, będzie mógł ich dostrzec tylko przez błyski ognia i pewnie zrozumie, dlaczego ta konkurencja na tak długo zapadała w pamięci. Na razie skupiał się na tym, by nie dać się rozproszyć obecności brata ani przyjaciół, by nie utracić kontroli nad nerwami i by nie wypuścić z dłoni palisandrowej różdżki. Jego kondycja rysowała się raczej jako przeciętna, podobnie było z jego siłą fizyczną; w porównaniu niemal z każdym zawodnikiem wypadał naprawdę blado. Jednakże pokładał spore zasoby wiary w swojej magii, która choć nadal była zależna od kaprysów anomalii, to była czymś mu bliskim. Skrzyła się też w powietrzu, wędrowała od ożywionego posągu w stronę linii startu, przepływając obok ich postaci do widowni i dalej, aż niechybnie opadała w dół klifów. Naszła go nagła myśl, czy ktoś kiedyś usiłował zepchnąć kukłę ku słonym falom? To musiałoby być widowisko! Rozbawienie przepłynęło przez jego mięśnie, rozluźniając je nieznacznie i być może nadając jego działaniom wystarczającej mocy; zaklęcie pociągnęło go na prowadzenie, na ten pierwszy moment nadając mu nieznacznie większe szanse. Nie zamierzał się odwracać – zaczepki, chichoty, okrzyki nie docierały do niego, gdy niewzruszenie mierzył spojrzeniem ogromną figurę. Zdawał sobie sprawę, że może niektóre opowiastki były tylko tym, szeptanymi w podnieceniu historiami, które miały wywołać drżenie emocji w rozmówcach, lecz nie zamierzał nie doceniać powołanej do walki istoty. Na pewno stanowiła zagrożenie, a odległość jeszcze utrudniała im celowanie. Miał przeczucie, iż z jej wzrostem dla niej nie stawiło to większej różnicy; byli drobnymi, ruchomymi obiektami, które psuły jego wieczór. Będzie miał co opowiadać Sue, na pewno doceniłaby jego wyobraźnię względem nieczującej, wiklinowej statuy. Zachęcony sukcesem, poruszył się znów do przodu, wymijając skałę i stając tuż przed nią, po czym skierował czubek różdżki w bliższe mu ramię maga.
— Caeruleusio — padła inkantacja, która swoją chłodną mgiełką mogła ostudzić trochę buchające płomienie.
| podchodzę kratkę do przodu, zbliżając się też nieco do skałki, a potem rzucam zaklęcie
— Caeruleusio — padła inkantacja, która swoją chłodną mgiełką mogła ostudzić trochę buchające płomienie.
| podchodzę kratkę do przodu, zbliżając się też nieco do skałki, a potem rzucam zaklęcie
by the sacred grove, where the waters flowwe will come and go, in the forest
Constantine L. Ollivander
Zawód : badacz i ilustrator flory magicznej
Wiek : 21/22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
broken boy
yet to find a way around
a dark and ever-growing cloud
that has him always looking down
yet to find a way around
a dark and ever-growing cloud
that has him always looking down
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Constantine Ollivander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Jego lekkie zaklęcie okazało się niecelne - Brendan zdawał sobie sprawę z tego, że urok mógł ledwie musnąć wiklinę kukły, ale byłoby to dobrym początkiem. Niezależnie od tego, pojął, że celowanie z tego miejsca nie miał żadnego sensu; niewiele myśląc pomknął w przód, przemykając pomiędzy przeszkodami, poniekąd zadowolony, że znajdował się z dala od pozostałych - zostawiając za sobą nieznajomego czarodzieja, wraz z którym przekroczył linię startu.
Dostrzegł uniesione ramiona wiklinowego maga, obserwował ogień, który wtem zapłonął - i uformowany w kule uderzył w niektórych uczestników; szybki szacunek pozwolił mu się upewnić, że - przynajmniej tym razem - był bezpieczny. Ogień robił wrażenie, świszczał w powietrzu, uderzał w spaloną ziemię, mijał czarodziejów, dało się odczuć znacznie podniesioną temperaturę. Usiłował to wszystko ominąć - przeć przed siebie, by przedostać się bliżej wiklinowego stowrzenia, skąd mógłby spróbować zacząć go atakować. Nie patrzył na to, co robili inni uczestnicy rywalizacji, koncentrował się na celu, na walce, zawierucha przypominała sam środek wyjątkowo ostrej akcji - Brendan nigdy nie przyznałby się, że lubi być aurorem. Swój zawód postrzegał w kategorii misji, obowiązku i przeznaczenia, ale nie uświadamiał sobie tego, jak mocno uzależniony był od buzującej w żyłach adrenaliny - którą bez wątpienia gwarantowało to przedsięwzięcie.
Mocno zaciskał dłoń na rękojeści różdżki, lecz nie uniósł jej i nie zrobił z niej żadnego użytku - nie chciał niepotrzebnie tracić czasu, stąd i tak nie miał szans sięgnąć przeciwnika.
dwa razy do góry
Dostrzegł uniesione ramiona wiklinowego maga, obserwował ogień, który wtem zapłonął - i uformowany w kule uderzył w niektórych uczestników; szybki szacunek pozwolił mu się upewnić, że - przynajmniej tym razem - był bezpieczny. Ogień robił wrażenie, świszczał w powietrzu, uderzał w spaloną ziemię, mijał czarodziejów, dało się odczuć znacznie podniesioną temperaturę. Usiłował to wszystko ominąć - przeć przed siebie, by przedostać się bliżej wiklinowego stowrzenia, skąd mógłby spróbować zacząć go atakować. Nie patrzył na to, co robili inni uczestnicy rywalizacji, koncentrował się na celu, na walce, zawierucha przypominała sam środek wyjątkowo ostrej akcji - Brendan nigdy nie przyznałby się, że lubi być aurorem. Swój zawód postrzegał w kategorii misji, obowiązku i przeznaczenia, ale nie uświadamiał sobie tego, jak mocno uzależniony był od buzującej w żyłach adrenaliny - którą bez wątpienia gwarantowało to przedsięwzięcie.
Mocno zaciskał dłoń na rękojeści różdżki, lecz nie uniósł jej i nie zrobił z niej żadnego użytku - nie chciał niepotrzebnie tracić czasu, stąd i tak nie miał szans sięgnąć przeciwnika.
dwa razy do góry
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Biegłem ile sił w nogach, chociaż nie do końca wiedziałem po co. Moja taktyka nie istniała, bo też nie spodziewałem się aż tak poważnej rywalizacji. Nawet nie próbowałem spoglądać na swoich przeciwników, wiedząc, że są o wiele lepiej zbudowani lub wyszkoleni ode mnie - a przynajmniej znaczna większość z nich. Tak więc biegłem bez planu, zauważając kątem oka skałę i zbliżającego się do niej Kostka. Zapisałem sobie w myślach, że w razie problemu będę mógł się za nią schować (hmm, czy może lepiej przeczekać tam całą walkę? Proszę się nie dziwić, nie bez przyczyny nie trafiłem do Gyffindoru).
Postanowiłem podjąć próbę rzucenia jakiegokolwiek zaklęcia, po tym gdy zobaczyłem jak ogromny mag zaczyna rzucać w nas kulami ognia. Kulami ognia. Zrozumiałem, że sam bieg w niestety w niczym mi nie pomoże - koniecznie trzeba było zacząć działać. Skierowałem różdżkę na jego niebezpieczne ramię i rzuciłem - Caeruleusio! - bo w tym momencie nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Moja znajomość uroków nie porażała, a w tak stresującej sytuacji to już w ogóle zapominałem o połowie opanowanych przez lata zaklęć - chociaż i tak coraz łatwiej było mi zachować zimną krew podczas takich sytuacji, jednak praktyka faktycznie czyni mistrza. W każdym razie to dopiero początek naszej rozgrywki i jeszcze wszystko może się zdarzyć. Zobaczymy co zgotował nam los!
|Biegnę i rzucam zaklęcie!
Postanowiłem podjąć próbę rzucenia jakiegokolwiek zaklęcia, po tym gdy zobaczyłem jak ogromny mag zaczyna rzucać w nas kulami ognia. Kulami ognia. Zrozumiałem, że sam bieg w niestety w niczym mi nie pomoże - koniecznie trzeba było zacząć działać. Skierowałem różdżkę na jego niebezpieczne ramię i rzuciłem - Caeruleusio! - bo w tym momencie nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Moja znajomość uroków nie porażała, a w tak stresującej sytuacji to już w ogóle zapominałem o połowie opanowanych przez lata zaklęć - chociaż i tak coraz łatwiej było mi zachować zimną krew podczas takich sytuacji, jednak praktyka faktycznie czyni mistrza. W każdym razie to dopiero początek naszej rozgrywki i jeszcze wszystko może się zdarzyć. Zobaczymy co zgotował nam los!
|Biegnę i rzucam zaklęcie!
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Ostatnio zmieniony przez Florean Fortescue dnia 07.06.18 22:50, w całości zmieniany 2 razy
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Ech, pobiłbym się z tym konusem, ale nie ma czasu, konkurencja rusza. Biegnę ile fabryka dała, ale i tak nie udaje mi się wyprzedzić co niektórych. To nic. Nieważne, wiatr wieje rozwiewając włosy, ziemia się trzęsie jak tak gazuję, ale na chwilę oglądam się na Siergieja gdzie ten się podziewa. Potem moją uwagę przykuwa raczej fakt, że ta cała kukła zaczyna płonąć jeszcze mocniej, a to wydawało mi się mało prawdopodobne. Wow, naprawdę nieźle ciska tymi ogniowymi kulami. Te rozpierzchają się w powietrzu, ale mnie na razie omijają, co za szczęście. Biegnę więc jeszcze trochę do przodu, stając obok prawej skały, z jej lewej strony, ale jeszcze się za nią nie chowając, bo nie jest mi to chwilowo potrzebne. Może czekam aż ktoś tam się skuli i będę mógł mu przyfasolić w mordę, he, he, to byłoby dobre. Aż się uśmiecham na samą myśl.
Ale dobra, wracajmy do tego maga całego. Trzeba w niego rzucać zaklęciami, fatalna sprawa. Bo wiecie, ja to taki nie tego jestem z tych całych uroków. Wolę się bić na pięści, zdecydowanie. A tutaj tak średnio mogę. Nie chcę spłonąć żywcem mimo wszystko. Jeszcze nie wypiłem całego zapasu whisky, szkoda, żeby się zmarnował, bo przecież nikomu go nie odstąpię. Więc wyciągam tę różdżkę przed siebie i myślę. Tak, kurwa, myślę. Nie znam za wiele zaklęć dostosowanych do moich umiejętności. Słabo, bardzo słabo.
- Caeruleusio - rzucam więc. Nie pamiętałem tej dziwnej nazwy, ale słyszę, jak jakieś konusy niedaleko wykrzykują coś podobnego, więc staram się powtórzyć. A nuż się uda. A jak nie to zawsze można próbować. Do czasu aż nie buchnie we mnie kula ognia, ale co tam. W każdym razie próbuję wycelować w prawe ramię tego czegoś, chociaż nie jestem pewien czy ten lód to dobry pomysł. Pewnie stopiłby się zanim dotarłby do źródła ognia. Ale dobra tam, za dużo myślę i łeb mnie już napierdala z tego wszystkiego, trzeba po prostu działać.
Kratka w górę
Ale dobra, wracajmy do tego maga całego. Trzeba w niego rzucać zaklęciami, fatalna sprawa. Bo wiecie, ja to taki nie tego jestem z tych całych uroków. Wolę się bić na pięści, zdecydowanie. A tutaj tak średnio mogę. Nie chcę spłonąć żywcem mimo wszystko. Jeszcze nie wypiłem całego zapasu whisky, szkoda, żeby się zmarnował, bo przecież nikomu go nie odstąpię. Więc wyciągam tę różdżkę przed siebie i myślę. Tak, kurwa, myślę. Nie znam za wiele zaklęć dostosowanych do moich umiejętności. Słabo, bardzo słabo.
- Caeruleusio - rzucam więc. Nie pamiętałem tej dziwnej nazwy, ale słyszę, jak jakieś konusy niedaleko wykrzykują coś podobnego, więc staram się powtórzyć. A nuż się uda. A jak nie to zawsze można próbować. Do czasu aż nie buchnie we mnie kula ognia, ale co tam. W każdym razie próbuję wycelować w prawe ramię tego czegoś, chociaż nie jestem pewien czy ten lód to dobry pomysł. Pewnie stopiłby się zanim dotarłby do źródła ognia. Ale dobra tam, za dużo myślę i łeb mnie już napierdala z tego wszystkiego, trzeba po prostu działać.
Kratka w górę
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
The member 'Oli Ogden' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chciał znaleźć się jeszcze kawałek bliżej, by w bezpośrednim zasięgu mieć skałę, lecz kula ognia posłana przez Wiklinowego Maga nieco ten plan utrudniła; wiedząc, że nie będzie w stanie uniknąć jej odskokiem zatrzymał się, celując różdżką w nadlatujący pocisk, chcąc pozbyć się go, nim poczyni szkody. Kątem oka widział Foxa po swojej lewej, wiedział też, że za ramieniem ma Titusa, ale to postać brata, majacząca gdzieś na przedzie, najbardziej go rozpraszała. Czuł się za niego odpowiedzialny.
- Aquamenti - wydawało się, że będzie to wystarczająca obrona przed ogniem. Nie czekał długo, ruszając zaraz jeszcze kawałek do przodu, nim wycelował w lewe ramię ogromnego przeciwnika i podjął szybką decyzję. - Deprimo - spróbował, mając nadzieję, że silny podmuch nieco osłabi ramię, wyrzucając je do tyłu.
| obrona, kratka w przód (do góry) i zaklęcie
- Aquamenti - wydawało się, że będzie to wystarczająca obrona przed ogniem. Nie czekał długo, ruszając zaraz jeszcze kawałek do przodu, nim wycelował w lewe ramię ogromnego przeciwnika i podjął szybką decyzję. - Deprimo - spróbował, mając nadzieję, że silny podmuch nieco osłabi ramię, wyrzucając je do tyłu.
| obrona, kratka w przód (do góry) i zaklęcie
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83, 98
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 83, 98
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie nie powiodło się – jak przypuszczał. Mag okazał się stać w zbyt dalekiej odległości i mimo silnego czaru takowe nie dosięgnęło ramienia przeciwka mijając cel dosłownie o cal. Nie przejął się tym nader bardzo, bowiem dopiero rozpoczynali bój i musiał wejść w odpowiedni rytm, aby później rozkręcić się na dobre. Coś jednak poszło nie tak, poczuł to momentalnie, gdy paskudny ból rozszedł się po jego ciele kumulując w okolicy potylicy. Chwyciwszy wolną dłonią ów miejsce padł – dosłownie – na kolana, kiedy pole przed nim zajęło się gęstą mgłą, krzyki ucichły, a paskudne ślepia łypały na niego przez mętność. Widział żółty błysk źrenic, podobnie jak szmaragdowozielone łuski odbijające nikłe, przebijające się smugi światła. Sparaliżowało go, różdżka wypadła mu z dłoni na mokrą trawę i choć chciał ponownie ją chwycić ręka odmówiła mu posłuszeństwa. Nie spotkało go nigdy coś takiego, nigdy nie czuł się tak bezradny. Zamknął oczy.
Ocuciły go gromkie oklaski i wrzawa. Otwierając powieki na nowo znalazł się w tym samym miejscu, co jeszcze przed feralnym czarem – to był moment, paskudny moment z pewnością pozostający w jego pamięci na długo. Anomalie? Nie wiedział, ale intuicja podpowiadała mu, że musi czym prędzej wziąć różdżkę i dźwignąć się na nogi po czym wrócić do walki z Wiklinowym Magiem. Inni byli daleko przed nim i nadrobienie strat mogło okazać się niełatwym zadaniem – nie było czasu do stracenia. Wykonawszy dwa ruchy do przodu nie porwał się na rzucenie zaklęcia, bowiem musiał otrząsnąć się po ostatnim.
Ocuciły go gromkie oklaski i wrzawa. Otwierając powieki na nowo znalazł się w tym samym miejscu, co jeszcze przed feralnym czarem – to był moment, paskudny moment z pewnością pozostający w jego pamięci na długo. Anomalie? Nie wiedział, ale intuicja podpowiadała mu, że musi czym prędzej wziąć różdżkę i dźwignąć się na nogi po czym wrócić do walki z Wiklinowym Magiem. Inni byli daleko przed nim i nadrobienie strat mogło okazać się niełatwym zadaniem – nie było czasu do stracenia. Wykonawszy dwa ruchy do przodu nie porwał się na rzucenie zaklęcia, bowiem musiał otrząsnąć się po ostatnim.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Usiłował rzucić zaklęcie, oblać wielkiego, wiklinowego maga wodą. Ostatnimi czasy jednak magia zawodziła go częściej, czy to ze względu na anomalie, czy złą passę - a może po prostu jego umiejętności wciąż nie były wystarczające. Z tych trzech ostatnie było pewniakiem, nigdy nie będą wystarczające - jednak pierwsza opcja na pewno też nie ułatwiała mu życia. Usiłował jednak czarować, nie przestawał, nie poddawał się. Był - jak zawsze - uparty w dążeniu do celu.
Niestety jednak -nie udało się. W trakcie biegu nieznacznie się potknął, przez co zająknął się przy wymawianiu zaklęcia, które po prostu nie wyszło - będzie musiał zdecydowanie bardziej uważać. Chyba jednak nikomu się nie udało, nie był tego w stu procentach pewien jednak na to wyglądało. Znajdowali się jeszcze daleko, trafienie do tak odległego celu okazywało się trudniejsze niż sądził - nawet mimo rozmiarów wiklinowego olbrzyma. Nie zamierzał się jednak poddawać! Chciał już spróbować po raz kolejny, przemieszczając się wciąż do przodu, kiedy spostrzegł z czym tak na prawdę mają do czynienia. Wielkie kule ognia ruszyły w stronę jego i kilku innych uczestników. Trzeba przyznać - robiło to wrażenie, dawało silny zastrzyk adrenaliny. Mógł tylko mieć nadzieję, iż uda mu się obronić. Na jakiekolwiek uciekanie czy odskakiwanie nie było czasu, ogień pędził ku niemu, a kula była niemałych rozmiarów. Po raz kolejny spróbował więc czarów - z pełnią nadziei, iż tym razem się uda, a zaklęcie uchroni go przed atakiem.
- Aquamenti!
Energicznie poruszył różdżką w nadziei, iż uda mu się zalać wodą ognistą kulę, unikając przy tym niewątpliwie przykrych obrażeń.
Nie przestawał biec do przodu. Dostrzegł kątem oka jak Kostek wystrzeliwuje do przodu. Dobry ruch, trzeba przyznać, ma Ollivander pomyślunek! Sam jednak póki co skupiony był na tym, by przemieścić się do przodu, żeby celowało się choć trochę łatwiej oraz by nie oberwać gigantyczną kulą ognia.
jeden do przodu <3
Niestety jednak -nie udało się. W trakcie biegu nieznacznie się potknął, przez co zająknął się przy wymawianiu zaklęcia, które po prostu nie wyszło - będzie musiał zdecydowanie bardziej uważać. Chyba jednak nikomu się nie udało, nie był tego w stu procentach pewien jednak na to wyglądało. Znajdowali się jeszcze daleko, trafienie do tak odległego celu okazywało się trudniejsze niż sądził - nawet mimo rozmiarów wiklinowego olbrzyma. Nie zamierzał się jednak poddawać! Chciał już spróbować po raz kolejny, przemieszczając się wciąż do przodu, kiedy spostrzegł z czym tak na prawdę mają do czynienia. Wielkie kule ognia ruszyły w stronę jego i kilku innych uczestników. Trzeba przyznać - robiło to wrażenie, dawało silny zastrzyk adrenaliny. Mógł tylko mieć nadzieję, iż uda mu się obronić. Na jakiekolwiek uciekanie czy odskakiwanie nie było czasu, ogień pędził ku niemu, a kula była niemałych rozmiarów. Po raz kolejny spróbował więc czarów - z pełnią nadziei, iż tym razem się uda, a zaklęcie uchroni go przed atakiem.
- Aquamenti!
Energicznie poruszył różdżką w nadziei, iż uda mu się zalać wodą ognistą kulę, unikając przy tym niewątpliwie przykrych obrażeń.
Nie przestawał biec do przodu. Dostrzegł kątem oka jak Kostek wystrzeliwuje do przodu. Dobry ruch, trzeba przyznać, ma Ollivander pomyślunek! Sam jednak póki co skupiony był na tym, by przemieścić się do przodu, żeby celowało się choć trochę łatwiej oraz by nie oberwać gigantyczną kulą ognia.
jeden do przodu <3
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wzgórze
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset