Wydarzenia


Ekipa forum
Wzgórze
AutorWiadomość
Wzgórze [odnośnik]30.05.18 17:56
First topic message reminder :

Wzgórze

Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzgórze [odnośnik]02.01.24 13:30
Spodziewał się, jakie słowa padną z ust Benjamina, ale siarczyste przekleństwo – potwierdzające dobitnie wszystkie przypuszczenia Percivala – i tak odbiło się w jego klatce piersiowej nieprzyjemnym echem. Przełknął z trudem ślinę, przenosząc spojrzenie na przyjaciela, w odpowiedzi na jego pytanie kręcąc tylko przecząco głową. Im dłużej przyglądał się niesprawnym skrzelom, tym mniej było w nim wątpliwości, a każde – wątłe nawet – możliwe rozwiązanie rozpadało się na kawałki, zanim jeszcze zdążyłoby się na dobre uformować. Nie mieli pod ręką specjalisty od morskich stworzeń, a nawet gdyby takowy się znalazł: wątpił, że byłby w stanie pomóc bardziej; odtworzenie delikatnych tkanek w najgorszym wypadku wymagałoby cudu, w najlepszym – czasu. W te pierwsze nie wierzył, drugiego ramora nie miała, zresztą: każda minuta zwłoki przeciągała tylko niepotrzebnie jej cierpienia.
Położył dłoń na pomarszczonym boku jeszcze na krótką chwilę, być może w ten sposób się żegnając – a może przepraszając; za to, że nie mógł więcej, że nie potrafił jej uratować. Wrócił do reszty grupy razem z Jaimiem, podskórnie wdzięczny za jego obecność – zwłaszcza, że wraz z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej czuł na barkach ciężar tego, co musiał zrobić. On, nikt inny; skinął Michaelowi głową, godząc się z jego słowami. Nie chciał być tym, który rzuci ostateczne zaklęcie, ale nie miał zamiaru migać się od tej odpowiedzialności. Ben nie miał różdżki, a spośród pozostałych czarodziejów zgromadzonych na płyciźnie, to on miał największe szanse na wycelowanie zaklęcia precyzyjnie; nie wybaczyłby sobie, gdyby przez przypadek skazał stworzenie na niepotrzebny ból, dołożył jej cierpienia. Chciał upewnić się, że śmierć będzie natychmiastowa i możliwie bezbolesna – tylko tyle mógł zrobić. – Trzeba będzie utrzymać ich w ryzach jeszcze trochę, żeby jej nie rozszarpali – wtrącił, gdy Tonks wspomniał o przemytnikach i cywilach. Zarówno mięso ramory, jak i jej szkielet, były cenne, a ludzie – zdesperowani. – I Jaimie ma rację, zaraz po… – zawahał się. – Kiedy nie będzie już czuć, trzeba będzie rozciąć jej bok. Inaczej przebywanie blisko niej może stać się niebezpieczne – dodał, postanawiając nie opisywać jednak dokładniej, co dokładnie działo się w ciele stworzenia po śmierci – nie uważał tego za potrzebne. A chociaż ramora z całą pewnością nie mogła go zrozumieć, to w jakiś irracjonalny sposób mówienie o tym, gdy wciąż żyła, wydawało się Percivalowi nie na miejscu.
Odszedł kawałek dalej, wiedząc, że żeby dobrze wycelować zaklęcie, musi to zrobić pod odpowiednim kątem. Kiedy dotarły do niego słowa Bena, uśmiechnął się smutno, a gardło ścisnęło wzruszenie i coś jeszcze – coś, czemu nie chciał dać się poddać tutaj, na plaży. Propozycji nadania stworzeniu imienia nie brał wcale za naiwność, wrażliwość przyjaciela na los zwierząt – zarówno tych drobnych i pospolitych, jak i potężnych, które mogłyby zmieść ich jednym uderzeniem skrzydła czy płetw – była jedną z rzeczy, które kochał w nim najmocniej. – Myślę, że by jej się spodobało – powiedział, przytakując również nieznajomej kobiecie (Adrianie), na chwilę zapominając o niechęci, która ogarnęła go wcześniej na wzgórzu.
Zatrzymał się we właściwej (w swojej ocenie) odległości, wyciągając różdżkę i mocno zaciskając na niej palce; czekając jeszcze chwilę, dając Benowi czas na podzielenie się landrynkami z ramorą. Na moment przeniósł wzrok na sunące ponad jej grzbietem miraże, gdzieś z boku dotarły do niego słowa innej kobiety (Iris). – Są dokładnie tym – wtrącił cicho, pamiętając to, co wcześniej o stworzeniu powiedział Jaimie. Jego spojrzenie zatrzymało się na mniejszej rybie wirującej pomiędzy większymi, czy to mogło być jej młode? Czy za nim tęskniła?
Wypuścił powoli powietrze z płuc. – Przepraszam – mruknął cicho, mimo że ani ramora, ani nikt inny, nie mogli go usłyszeć. Uniósł różdżkę, celując dokładnie w miejsce, które wcześniej wskazał Justinepowyżej przedniej płetwy, na prawo od zmrużonego, śledzącego go oka. Nie chciał już w nie spoglądać, ale i tak to zrobił – po raz ostatni, wiedząc, że za moment ucieknie z niego życie. – Lancea – wypowiedział pewnie, po czym przesunął koniec różdżki nieznacznie dalej. – Lancea – rzucił po raz drugi, tak szybko, jak tylko był w stanie. Chciał trafić w mózg i pierwsze kręgi kręgosłupa, w ten sposób śmierć powinna być natychmiastowa; musiała być – nie mógł pozwolić, żeby magia go zawiodła.

| 2x lancea tears




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzgórze [odnośnik]02.01.24 13:30
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 43, 45
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]02.01.24 13:59
Chaos dziejący się na wzgórzu, a potem niżej, i akompaniująca mu burza, której wiatr niósł słowa, zupełnie odwróciła jego uwagę od celu, od Iris, do której zmierzał, i od ciał, o które chciał zadbać, żeby nagły zryw wody nie zabrał ich z powrotem do wody. Dostrzegł wzrok człowieka, tej podróby mężczyzny, ale obdarzył go tylko pojedynczym gniewnym spojrzeniem i ruszył w dół zbocza. Nie był chojrakiem, może kiedyś, mając jakieś osiem lat, ale na pewno nie teraz, kiedy traumatyczne doświadczenia nałożyły na niego zakaz angażowania się bezpośrednio w otwarty konflikt. Schodził ostrożnie, zapierając się o nierówny grunt bokiem, ramionami usiłując zachować jakąś równowagę - być może różdżka ściskana w prawej dłoni jakkolwiek w tym pomogła. Gdy był już na dole, podążył w kierunku Iris, którą znalazł wcześniej. Mimo to nie na niej skupiał już swoją uwagę. Ta nieznana pieśń drażniła jego duszę, jego potrzebę ratowania wszystkiego, co tylko można uratować przed śmiercią, poruszała go i wołała ku sobie. Przyspieszył instynktownie kroku, dążąc do tłumu, starając się wypatrywać w nim swojej żony. Nie chciał się pchać, nie czuł, że było to wskazane.
- Jestem uzdrowicielem, czy mogę... mogę jakoś pomóc? - zawołał głośniej, chcąc dotrzeć do jak największej liczby ludzi.

| tutaj rzucam 2 na schodzenie ze wzgórza



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Wzgórze [odnośnik]02.01.24 14:03
Uśmiechnął się do kobiety (Adrianny), podając jej rękę.
Roger. Mną proszę się nie martwić, nie z takimi rzeczami sobie człowiek radził — stwierdził po prostu, bo też nie było i czasu na większe dywagacje. Co prawda zwłaszcza jego prawy bok był dość mocno obity, ale naprawdę powinien sobie z tym potem poradzić, nie było więc sensu, aby się teraz tym zajmować. Trzeba było skupić się na tym, co działo się tu i teraz.
Stłumił westchnięcie, słysząc słowa Bena. Ból stworzenia i tragizm całej sytuacji powoli zaczynał do niego docierać. Magia powinna być przecież silniejsza, niż śmierć; uszkodzone skrzela powinny być zdatne do regeneracji. Ale no właśnie, powinny — nie był w stanie tego ocenić. Mógł szkolić się na sanitariusza, ale nikt nie uczył go o chorobach i anatomii magicznych stworzeń.
Podszedł do dawnego, szkolnego kolegi, wręczając mu (Benowi) kilka cukierków. Nie przekmował się tym, że woda, w której klęczał Wright, moczy mu buty. Było gorąco, wyschną same, albo zrobi to za pomocą zaklęcia. To nie był problem. Pocieszanie zostawił jednak Addzie — miał poczucie, że w tej sytuacji kobieca empatia zdziała więcej.
Wówczas zwrócił się do Michaela:
Ukryje nas, żeby tu się nikt nie pałętał — stwierdził, odchodząc od ryby, chyba podświadomie nie chcąc obserwować, jak Nott pozbawia ją życia.
Skoro nic nie dało się zrobić, nie powinien się tym przejmować, do diaska, to była tylko jakaś ramora. Tyle ludzi straciło życie poprzedniego dnia, czemu miałby przejmować się czymś takim? A jednak ogólne poczucie beznadziei miało tendencje do zbyt szybkiego rozprzestrzeniania się.
Gdy Percival wypowiadał swoją inkantacje, Roger uniósł różdżkę, próbując stworzyć barierę dla niechcianych gapiów.
Salvio hexia! — powiedział, po czym powtórzył kawałek dalej, z innej strony: — Salvio hexia!
Potrzebują czasu, aby zająć się rybą w spokoju. Odgradzająca ich od świata bariera powinna dać im taką możliwość. Jako doświadczony detektyw Bennett doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że opinia publiczna nie powinna wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w trakcie dochodzenia, a sprawę z rybą na pewno należało jako takie zakwalifikować, nawet, a może właśnie przez brak szczęśliwego zakończenia.

| daje cukierki, x2 salvio hexia st. 80



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Wzgórze [odnośnik]02.01.24 14:03
The member 'Roger Bennett' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 47, 30
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]02.01.24 19:37
Powoli jej oddech wracał na normalne tory. Pośpieszała Percivala, bo nie było na co czekać, mogła wydawać się nieczuła, ale w dźwiękach samej ryby zdawała się cierpieć - a skoro Blake twierdził, że nie są w stanie nic zrobić by ją uratować, powinni ukrócić jej cierpienie teraz, kiedy jeszcze znajdowało się na ziemi i była względnie spokojna. Słyszała smutek i żal w wypływających nutach, współczucie które budziła melodia. Poprawiła uścisk na różdżce. Skinęła głową na słowa brata. Wierzyła w wiedzę mężczyzn. Spojrzała na Benjamina mierząc go jasnym spojrzeniem. W końcu się ruszając przechodząc na drugą stroną. Żołądek. Potaknęła głową - nie odnajdywała przyjemności w przynoszeniu bólu komukolwiek - ani ludziom, ani zwierzętom. Zaklęć używała do walki, wiedziała że potrafi zranić, ale nie sięgała po nie dla rozrywki, walczyła o życie i o lepszy świat. Wiedziała, że śmierć niektórych była konieczna.
- Gdzieś… tutaj? - zaryzykowała zadając pytanie ustawiając się pod rybą, jakoś w jej środku, niepewnie marszcząc brwi. Mierząc spojrzeniem, zastanawiając się, unosząc spojrzenie i przesuwając się nim po podbrzuszu ryby. Wchodząc w wodę - i tak była już całkowicie mokra. Ale oczekiwała potwierdzenia i wykonania przez Percivala działania, żeby (jak mówili) nie przynosić więcej cierpienia stworzeniu. Zerknęła przez ramię na wzgórze w stronę tłumu. Wolałaby żeby ta nie wybuchła tutaj - Ben twierdził że mogła, ale sama nigdy nie widziała wybuchających ryb. - Lamino powinno wystarczyć, nie? - upewniła się, czekając na sygnał od magizoologów. Jednocześnie napinając mięśnie w stanie gotowości, by móc zareagować i obronić się w razie niespodziewanego ruchu ryby.

| przepraszam za spóźnienie i jakoś



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wzgórze - Page 26 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 8:02
Z wdzięcznością odebrał landrynki od Rogera i Adriany, uśmiechając się do tej drugiej nieco smutno. Jedyna uznała imię Słodyczek za odpowiednie, poczuł więc w niej bratnią duszę, a propozycja wspólnego nakarmienia ramory tylko to udowodniła. - Jeśli chcesz, to tak, ale może na ciebie rzygnąć, niespecjalnie, oczywiście - powiedział szczerze, jak to miał w zwyczaju. Zostawił kobiecie wybór, jemu nie przeszkadzała ewentualna kąpiel w resztkach pradawnego jedzenia albo zalew gęstą krwią, potrafił też odskoczyć na wypadek pośmiertnego drgania pyska, nie chciał za sobą ciągnąć na siłę blondynki. Zerknął jeszcze raz na zgromadzonych, na dłużej zatrzymując spojrzenie na Percivalu, chcąc bez słów dodać mu może nie otuchy - tę zamierzał przekazać ramorze - ale odwagi. I w jakiś dziwny sposób miał wrażenie, że mimo braku pamięci, potrafił to zrobić, samym wzrokiem przekazując brunetowi więcej, niż zdołałby opowiedzieć.
A potem - podszedł do przodu ryby, gładząc ją po pysku, mocniej niż przedtem, napierając całym przedramieniem, chcąc, by ryba poczuła to przytulenie, a nie miłe głaskanie. - Słodyczku, masz. To dobre, słodkie - poinformował legendarne stworzenie, posiadające niewyobrażalną wiedzę na tyle niesamowitych tematów, po czym nieco rozchylił mięsistą wargę stworzenia, chcąc wsunąć do środka garść landrynek. Miał nadzieję, że zwierzę poczuje choć odrobinę ich smaku. Działał ostrożnie, nie chcąc przestraszyć Słodyczka, był ciekaw, czy ten ma zęby czy też jest fiszbinowcem, był gotowy każde wyzwanie. - Zaraz przestanie boleć, wiesz? I dołączysz do swoich przyjaciół. Zaśpiewasz weselszą pieśń - i inne stworzenia odpowiedzą ci równie głośno - zaczął mówić do ramory, poklepując ją po boku pyska, ustawił się z prawej strony, blisko oka, na środku pyska znalazłby się w ślepym punkcie, a chciał, by ramora go widziała. Dwoma rękami gładził zamaszystymi ruchami ciało ryby, chcąc przyzwyczaic ją do dotyku, z naiwną nadzieją, że ramora mniej wystraszy się dzięki temu zaklęć Percivala, pierwsze sekundy dotyku Lancei uznając po prostu za mocniejszy dotyk innego czarodzieja. Ben dołączył też do jej pieśni, starając się jednak nucić spokojniej, z cmoknięciami, które często stosował dla ukojenia małych smoków - obydwa stworzenia miały łuski, kto wie, może to też będzie w stanie nieco uspokoić słodyczka?


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 13:07
Zaklęcie rzucone przez Michaela otoczyło silną intensywną aurą zgromadzonych przy stworzeniu czarodziejów; wzburzyło ich krew, dodało pewności siebie, upewniło w przekonaniu, że mogą wszystko, krążąca w nich moc iskrzyła, otwierając przed nimi potężne możliwości. Auror poczuł wówczas niepokój bijący od patronusa na wzgórzu. Tracili kontrolę nad sytuacją.

Ted wyminął Artemisa, wyminął także świetlistego wilka przysłanego przez Michaela.
- Hej, czekaj pan! - Kilka osób z tłumu wyrwało się za nim, dopatrując w tym przyzwolenie na opuszczenie stanowiska; trzymany wcześniej ryzach tłum zaczynał się rozpełzać, obecność patronusa powstrzymało kilka osób, które pozostało na wcześniejszych pozycjach, część odeszła już wcześniej w kierunku tego, co ostało się jeszcze ze święta lata, za Tedem podążyła grupa siedmiu osób, pięciu mężczyzn i dwóch kobiet, których twarze nie kojarzyły się z nikim. Byli to czarodzieje młodzi i nieco starsi, jeden z zapijaczonym nosem, dołączyli do nich kolejni. Na razie pozostawali na wzgórzu, z góry obserwując pracę wysłanników Ministerstwa Magii. Ted zszedł po wzgórzu, ale - przynajmniej na razie - nie podążyli za nim pozostali, z zainteresowaniem śledząc i jego zapał, gdy krzyknął, że jest uzdrowicielem. Wpatrywali się też w ramorę, z dziwną nostalgią, zapewne poruszeni jej pieśnią.
 
Ściszone głosy, gesty oddania, współczucie pęczniejące w sercu, Percival i Benjamin wiedzieli, że odpowiedzialne zachowanie wszystkich czarodziejów na wybrzeżu pozwoliło zachować u Słodyczka spokój. Stworzenie ospale oddawało się oględzinom i tylko wydawany przez nią dźwięk, melodia, oraz błyszcząca źrenica oka zdradzały, jak wiele rozumie z sytuacji, w której się znalazło. Otaczająca je empatia koiła zwierzę, a może w jakiś sposób to cierpienie zwierzęcia koiło czarodziejów - bo w płynącej powietrzem pieśni kryła się oczywista, choć nieuchwytna magia. Michael mógł spojrzeć w oczy własnemu smutkowi, gdy odbicie jego twarzy odbiło się w czarnej błyszczącej źrenicy Słodyczka. Adda obdarzyła zwierzę uśmiechem, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że uśmiech ten - za sprawą wyraźnego ruchu oka - został nie tylko dostrzeżony, ale i doceniony, źrenica powiększyła się nieznacznie. Wpatrzona w miraże Iris nie mogła wyzbyć się wrażenia, że najmniejsze z iluzorycznych stworzeń tańczących nad umierającą ramorą przez ułamek chwili spoglądało tylko na nią, z czymś pomiędzy ciepłem, żalem, a iskrą dziecięcej radości. Dłoń Percivala złożona na skórze zwierzęcia wyczuła dziwne mrowienie, podobne kociemu mruczeniu, w reakcji rozdartej zapewne między nim samym a nadchodzącą śmiercią. Może za sprawą kłębiących się rozżalonych emocji, może własnego samopoczucia, Słodyczek najwyraźniej czuł, że czarodzieje właśnie się z nim żegnają. Roger podzielił się z Benjaminem posiadanymi słodyczami - często miał przy sobie kilka cukierków - a razem z landrynkami Addy stanowiły być może nawet zauważalną dla stworzenia porcję cukru.
Benjamin stanął naprzeciw Słodyczka, napierając na jego pysk. Czarodzieje brodzili w wodzie, ale niewygody nie były dla nich przeszkodami. Wargi zamlaskały, unosząc go kilka stóp nad ziemię na ułamek chwili, by zaraz opuścić go z powrotem w mieliznę. Zgodnie z podejrzeniami Wrighta stworzenie miało w paszczy fiszbiny, bez obaw mógł wsunąć dłoń ze słodyczami za dolną wargę. Przekazany zwierzęciu smakołyk wywołał ciche gruchnięcio-miauknięcie, poruszenie paszczy zdradzało, że smak nie tylko został rozpoznany - ale i przyjęty z zadowoleniem, pieśń zwierzęcia nie zdała się weselsza, nie była w stanie nieść już radości, ale w tym dojmującym smutku i tęsknocie przebiło się coś na kształt wdzięczności.
Tym mocniej podkreślonej w pobłyskujących mirażach, najmłodsza z bestii zatańczyła kilka pętli nad umierającą ramorą aż w końcu wyskoczyła w górę ruchem podobnym do delfiniego i zniknęła w blasku słońca przebijającego się przez rozwiane deszczowe chmury. Opadła na czarodziejów złocistym błyszczącym deszczem maleńkich gwiazdek, płatków śniegu, w których dało się dostrzec przedziwną dziecięcą radość przypominającą najpiękniejsze chwile minionych lat, które zdawały się mienić wspomnieniami, mało konkretnymi, nieco złudnymi, ale nostalgicznymi i pięknymi. Zdawały się przenikać aż do serc, wypełniając je nadzieją, dziwnym uduchowionym spokojem. Opadły na morską wodę, przenikając aż do morskiego dna, na którym błękitnym blaskiem rozżarzyły się barwne jaskrawe muszle o fikuśnych kształtach i skomplikowanych skrętach, nawet dla Benjamina i Percivala wyglądające całkowicie obco i nieznanie. Każdy kto wszedł do wody, mógł sięgnąć po jedną z nich - po przyjrzeniu im się wyglądały na niezamieszkałe, przyjemnie ciepłe mimo zalegania w zimnej wodzie, stworzone z niezwykłego pyłu, który jeszcze przed momentem mienił się w powietrzu. Należało tylko wykazać się pewnym samozaparciem, bo lada moment...

Wright nie opuścił stworzenia, odwracając jego uwagę od ostatecznego ruchu Percivala. Starożytna ramora nie dostrzegła błysku dwóch świetlistych lanc, które ze świstem, jedna po drugiej, ugodziły celnie w mózg i kręgosłup Słodyczka, na zawsze kończąc jego cierpienia. Pieśń ucichła nagle, zapadła głucha cisza, resztki mirażów zbladły w jednej chwili, a kolejny podmuch wiatru zmył ich resztki znad głów zgromadzonych czarodziejów. Z paszczy olbrzymiego zwierzęcia - zgodnie z przewidywaniami Benjamina - wpierw wydobyło się westchnienie, potem coś przypominające czknięcie, a na końcu, prosto do morskiej wody i pod nogi czarodziejów, wypłynęła z niej fala lepkiej bulgoczącej i przeraźliwie cuchnącej mazi, nieco żółtawej, z fragmentami krwawych zakrzepów, fala uderzyła w stojące najbliżej sylwetki Benjamina, Addy i Percivala. To, co mogło zaskoczyć, to płynąca z tą mazią odznaka Ministerstwa Magii, którą bez trudu rozpoznały Adda oraz stojąca nieopodal Iris, potrafiąc ją zidentyfikować jak odznakę Hipogryfa - z której coś wyssało magię, pozostawiając ją aktywną. Oraz czerwona wstążka, która Benjaminowi przypomniała o ognistowłosej panience, którą usiłował ocalić ledwie kilka godzin temu, a którą później stracił z oczu - był pewien, że miała przy sobie taką samą.

Justine potrafiła - od boku - odnaleźć miejsce, w którym powinien znajdować się żołądek i najpewniej dalsza część układu trawiennego stworzenia, doskonała znajomość ludzkiej anatomii pozwalała jej na przełożenie tej wiedzy również na magiczne zwierzę. Intuicja jej nie zawiodła, co mogli potwierdzić obaj smokologowie. Bazując na swoim doświadczeniu z magicznego pogotowia mogła również - podobnie jak Ted, który dołączył do grupy, a któremu wyrwane z kontekstu wypowiedzi mogły podpowiedzieć, co się działo - zrozumieć procesy, o których wspominali magizoologowie. Ludzkie zwłoki również wzdymają się po śmierci. Wybuchy martwych ciał ludzkich zdarzały się niezwykle rzadko, ale nie były niemożliwe. Ich skala zwykle nie wydawała się imponująca - gazy gnilne pod ciśnieniem zwykle dość łatwo przedzierały się przez skórę łatwo ulegającą degeneracji. Ale to stworzenie: było wystarczająco ogromne, by uruchomić wyobraźnię pozwalającą zrozumieć, że w słowach Benjamina mogło nie być przesady.

Roger zachował zimną krew i usiłował skryć całe zdarzenie za przesłoną białej magii, lecz ta go zawiodła.

Możecie wykonać do trzech akcji.
Czas na odpis do: piątku, godziny 20.
Jeśli potrzebny będzie post uzupełniający - proszę o informację.

Magicus extremos daje +21 do rzutu i daje efekt na 3 najbliższe akcje wszystkim postaciom na Wybrzeżu oprócz samego Michaela.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 17:30
Artemis, jakby zaklęty dotychczasowymi pomrukiwaniami i lamentowaniem ramory, zdawał się być nieobecny. Zupełnie pochłonęła go rybia historia, kryjąca w sobie dużo cierpienia, opowiadająca o niechybnej śmierci. Lovegood miał ciarki na całym ciele, nie potrafił się skupić, nawet pomimo odpowiedzialnego zadania, które na nim ciążyło. Trwał jakby w chorobie. Nie wykorzystał przez to pomysłu Benjamina z wyimaginowanym eliksirem na biegunkę - może nie był to najsubtelniejszy plan, ale pewnikiem zadziałałby na ludzi, gdyby Artemis wykazał się odpowiednią ostrością uwagi i refleksem. Te były jednak przytępione, owładnięte smutkiem, na który zabrakło już chłopakowi łez.
Nadwrażliwość na dźwięki, na cierpienie zwierzęcia oraz chaos, w którym się znalazł się Lovegood, sprowokował w jego organizmie tę blokadę. Był, a jednak zniknął, a to doprowadziło do rozłażenia się gapiów - dziwacznej gromady ludzi o twarzach bliżej nieokreślonych, nieciekawych. Zapijaczone gęby, prymitywne wykrzyknienia oraz ciągłe parcie do przodu, uparte i głupie, pomimo ostrzeżeń - ludzie drodzy, gdzie są wasze maniery?, pomyślał gorzko.
Z poczucia odrętwienia uwolniło go dopiero pojawienie się patronusa - istota była jak pocieszenie dobrego przyjaciela, koiła i dodawała odwagi. Michael pamiętał, że u szczytu wzgórza wciąż czaiło się niebezpieczeństwo, a Artemis był w zagrożonej mniejszości. Lovegood poczuł wdzięczność i rosnącą sympatię do aurora. Wezwie go, gdy sytuacja naprawdę stanie się kryzysowa.
W końcu świetliste lance przeszyły ramorę i zakończyły jej żywot. Artemis nie mógł jednak dokładnie przyjrzeć się temu, co działo się na mieliźnie. Wciąż lustrował spojrzeniem rozłażących się ludzi. Po chwili dotarła do niego przejmująca cisza, która nagle zapadła. Była dla niego jak ostateczna lanca, poczuł jak serce kurczy mu się ze wzruszenia. Wiedział, co właśnie miało miejsce.
Dodatkowo dzisiejsze wydarzenie na Wzgórzu przypominało uwspółcześnioną wersję legendy Pilniusza Starszego - tam magiczne stworzenie zostało zabite magiczną lancą przez oko. Czy w przyszłości sytuacja, w której znalazł się Artemis, będzie opowiedziana w księgach, tak samo jak legendarna bitwa pod Akcjum? Może będzie to kronika Artemisa Starszego? Kto zatem będzie Artemisem Młodszym? Jego syn? Ciekawe, czy kiedyś spłodzi jednego! Może to czas na szukanie dziewczyny? Hmm... tysiąc myśli kołowało w jego głowie, zupełnie jak miraże wokół ramory, które nagle się rozpłynęły.
Legendę, którą Artemis poznał w Szkole Magii, a dzisiejsze wydarzenie różnił zdecydowanie fakt braku jakiejkolwiek bitki. Chłopak przełknął ślinę - czy powinien wziąć do serca fakt, że historia lubi się powtarzać? A ironia losu potrafi być naprawdę barwna?
Potem dosłyszał pośmiertne czknięcie olbrzyma. Bulgocząca plwocina sprowokowała czarodzieja, by na moment się obrócił i zręcznie używając Ciekawskiego Oka spozierał przez lichą sekundę, jak się sprawy mają.
- Okej, to koniec widowiska dla was. - mruknął, teraz już zirytowany, że ludzie nie potrafią zachować powagi w czasie interwencji Ministerstwa.
Szybkim krokiem ruszył w stronę siedmiorga ludzi, która zaczęła iść za Tedem.
- Wy, tam! Do diaska, stać! Ileż można powtarzać, czyście postradali słuch? - krzyczał donośnie. Spróbował ich wyprzedzić. Postanowił odgrodzić jak największą liczbę gapiów od możliwości zejścia na dół i stworzenia potencjalnego niebezpieczeństwa przy wodzie.
- Murusio! - zawołał, nakreślając różdżką przestrzeń między ludem a zboczami, które mogliby wykorzystać do zejścia. Miał nadzieje, że zablokuje wszystkich obecnych na wzgórzu, samemu pozostając po tej dobrej stronie - dającej mu dostęp do obserwowania jego towarzyszy.

dwa rzuty na zaklęcie, trzeci na spostrzegawczość (próba znalezienia perfekcyjnego miejsca wyczarowania muru - tak aby nikt się nie przedostał)
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 17:30
The member 'Artemis Lovegood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 56

--------------------------------

#2 'k100' : 15

--------------------------------

#3 'k100' : 59
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 20:12
W okolicy nie było już wiele do zrobienia. Wyciągnęła nieco informacji z żaków, usłyszała o legendzie, usłyszała o potencjalnie cennym szkielecie. Tamtych oprychów nie skojarzyła, a opanowany przez Michaela i jego grupę tłum zdawał się trzymać zdrowego rozsądku. Adda, pozostawiona bez wyraźnego zadania, postanowiła dołączyć do Bena przy rybim pysku, a entuzjastyczna reakcja ramory na jej uśmiech poruszyła jakąś strunę duszy, wywołując przyjemnie rozlewające się po ciele ciepło.
Nieco onieśmielona gabarytami Słodyczka ― utrzymała lekki dystans. Może metr, półtora za Benem, tak by nadal być obok, móc coś powiedzieć, ale na tyle daleko, by w razie czego rzucić się do ucieczki. Widywała już ludzi na samym końcu ścieżki życia, widywała także konające zwierzęta i jedyne, czego zdołała się nauczyć to fakt kompletnej nieprzewidywalności. Ramora ― nie, wróć, Słodyczek ― mogła być teraz spokojna i choć z całego serca pragnęła, by stworzenie pozostało takie już do końca, tak w głębi ducha usiłowała przewidzieć każdy scenariusz i obliczyć swoją pozycję tak, by mieć jak największe szanse na czmychnięcie w tył.
Szczyciła się tym, że potrafi znaleźć słowa na każdą okazję i w każdej sytuacji, ale tym razem ich zabrakło. Wszystko, co przyszło jej do głowy, zdążył wypowiedzieć Ben. Jej pozostały uśmiechy, przynajmniej do momentu w którym czarodziej dołączył do śpiewu Słodyczka. Drogą pokrętnych skojarzeń, nucona przez niego melodia i przerwy na cmoknięcia skojarzyły jej się z francuską, pijacką piosenką, której nasłuchała się w tamtejszych portach. Miała wesołe zabarwienie, a słowa zazwyczaj przerywały czknięcia ― dokładnie tak jak tu pojawiały się cmoknięcia. Gdy więc Ben nucił ― Adda zaczęła śpiewać. Trochę cicho, trochę pod nosem, niepewna tego, czy aby nie fałszuje i czy Słodyczkowi zaraz się do tego nie pogorszy, ale wyglądało na to, że tworzyli całkiem zgrany duet, mimo tego, że ani jedno, ani drugie nie wiedziało tak za bardzo co śpiewa lub nuci to drugie.
Wywijańce i pętle zaprezentowane przez jeden z miraży wprawiły ją w osłupienie. Słowa piosenki wciąż spływały z jej warg, choć spojrzenie odpłynęło w stronę najmłodszej widmowej ramory. Kim była dla Słodyczka? Koleżanką? Może dalekim kuzynem?...
Widmowe stworzenie nie odpowiedziało na żadne z tych pytań. Wybiło się za to w górę i rozlało w połyskujące, migotliwe drobiny, które opadły na nich na wzór malutkich gwiazdek. Towarzyszące temu uczucie było dziwne, ale jednoznacznie pozytywne. Adda uśmiechnęła się ― tym razem bardziej do siebie niż do Słodyczka ― gdy jedna z migotliwych gwiazdek przepłynęła tuż obok niej, przywołując za sobą obłok pełen bezkształtnych wspomnień i czystej radości. Zniknęła później, wpadła do wody kawałek dalej, migocząc i połyskując na piaszczystym dnie. Adda w paru krokach pokonała odległość dzielącą ją od dziwnego znaleziska i schyliła się, by je wydobyć. Dłoń zamknęła się na jakimś twardym, nieregularnym kształcie emanującym przyjemnym ciepłem, a gdy się wyprostowała i otworzyła dłoń, zauważyła, że migotliwa drobina zamieniła się w muszlę. Bez większego namysłu schowała ją do kieszeni, chcąc potem pokazać ją Michaelowi albo spytać Bena, czy to jakiś prezent od Słodyczka i czy to normalne.
Nim jednak zdążyła chociażby pomyśleć o tym, jak właściwie sformułować takie pytanie ― Słodyczek wydał z siebie ostatnie westchnienie, miraże rozpłynęły się w powietrzu, a zaraz potem z paszczy ramory wypłynęła obrzydliwie cuchnąca maź, którą oberwali wszyscy troje ― ona, Ben i Blake. Adda skrzywiła się ostentacyjnie, ale zdołała ogarnąć narastającą falę mdłości i przełknąć ślinę, oddalając tym samym widmo ewentualnym wymiotów. Dobrze, że nic jeszcze dzisiaj nie zjadła, inaczej byłoby krucho.
O matko ― wydusiła, cofając się o dwa kroki, byle dalej od cuchnącej mazi i wydobyła różdżkę. Woda w bezpośredniej okolicy cuchnęła, a przynajmniej tak jej się wydawało, więc pozostawało jej tylko jedno.
Balneo ― mruknęła, celując różdżkę w samą siebie. Perspektywa oblania się zimną wodą nie była najprzyjemniejsza, ale i tak już była mokra przez deszcz, więc ponowne zmoczenie nie robiło jej różnicy. Zwłaszcza, jeśli miała szansę na pozbycie się tego okropnego zapachu.
Ben? Ciebie też oblać?spytała czarodzieja, doskonale pamiętając, że ten mówił coś o braku różdżki. Potem spojrzała na Blake’a. ― A ty? Też reflektujesz na wiadro zimnej wody? ― Posłała zabójcy Słodyczka nieodgadnione spojrzenie, a po chwili dodała: ― Adriana.
Chciała coś jeszcze dodać, może zażartować, ale wydawało jej się to nie na miejscu. Nie, gdy obok miała najbardziej przejętych losem ramory czarodziejów. Na szczęście, nie musiała długo myśleć nad ewentualnym tematem zastępczym ― ten wypłynął sam z wielkiej paszczy. Adda schyliła się po mieniącą się w bladym słońcu odznakę, obejrzała ją, bez trudu rozpoznając symbole Hipogryfów. Odwróciła metalową blaszkę, obejrzała rewers ― czasem spotykała się z praktyką żłobienia nazwisk na odwrocie, chciała sprawdzić czy to ten przypadek i czy Słodyczek ― chcąc lub nie ― nie zjadł któregoś jej znajomego. Obejrzała się przez ramię na Michaela, w pierwszym odruchu chcąc zwabić go do siebie gestem, pokazać znalezisko, ale nim uniosła choćby dłoń ― dostrzegła grupę ludzi zmierzającą w ich stronę. Jeden z nich, ostatni, właśnie skończył ostrożną podróż w dół wzgórza, jasnym więc było, że ktoś złamał szyk i przywlókł za sobą grupę gapiów, ryzykując tym samym kompletną destabilizację sytuacji nad którą tyle pracowali. Westchnęła w duchu, głęboko zirytowana, gotowa zamienić delikwenta na przedzie w żabę, a uczucie to nie minęło nawet wtedy, gdy tym delikwentem okazał się Ted.
Rannych trzymają chyba w głębi lądu. Tu jest tylko martwa ramora ― odpowiedziała rzeczowo i przelotnie spojrzała na trzymaną w dłoni odznakę. Zmarszczyła brwi. ― Jak mocny jest kwas żołądkowy? Ile czasu potrzebuje, by przetrawić ciało?... ― Słowa skierowała do Teda, ale wciąż była niedaleko Bena i Blake’a, liczyła na to, że w razie czego skorygują słowa uzdrowiciela, jeśli kwasy Słodyczka znacząco różniły się od tych ludzkich.
Odznaka mogła rzecz jasna trafić do wnętrza stworzenia przypadkiem, ale te skrzepy krwi, okoliczności… Może gdy nadeszła wielka fala, ramora została porwana wraz z nią, a gdy otworzyła paszczę, porwała jakiegoś niewinnego Hipogryfa? Czy miał szanse przeżyć? Może to on tak naprawdę zabił Słodyczka, bo próbował się wydostać i dlatego zwierzę było w tak złej kondycji?
Adda zbladła nieznacznie, próbując sobie wyobrazić desperację człowieka, którego duszą gazy, a podeszwy butów powoli przeżera kwas.
Tam w środku może być człowiek…? ― szepnęła przejęta, zaciskając w dłoni odznakę. Szybko odszukała Justine wzrokiem. ― Tam może być człowiek! Martwy zapewne, ale jeśli próbował zaklęć, to w żołądku Słodyczka mogła nagromadzić się magia...dodała głośniej, chcąc ostrzec Justine, uprzedzić przed możliwą niespodzianką. Jej teoria mogła być błędna, może Hipogryf był już martwy od dawien dawna, ale praca w Wiedźmiej Straży nauczyła ją przede wszystkim tego, by być gotowym nawet na najdziwniejszy i najbardziej nieprawdopodobny scenariusz. Członek Hipogryfów w rybim brzuchu brzmiał absurdalnie, ale czy lewitująca ryba spowita bajkowymi mirażami nie brzmiała równie absurdalnie?
W tym momencie byłaby w stanie uwierzyć w każde możliwe zakończenie tej historii.

|rzucam balneo na siebie awsome


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 20:12
The member 'Adriana Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 56
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 21:32
Poczuł ukłucie niepokoju, w którym rozpoznał wrażenia świetlistego wilka. Obejrzał się niespokojnie na wzgórze, ale nie dostrzegł jeszcze błysku czerwonych iskier.
-Sprawdzę górę. - zapowiedział, chwytając mocniej miotłę—ale zanim na nią wsiadł, napotkał smutne spojrzenie najwyraźniej-Słodyczka, a wkoło opadły dziwne śniego-gwiazdki. W pierwszej chwili instynktownie spiął mięśnie i się zaniepokoił, jak zawsze na widok nieznanego (i potencajalnie niebezpiecznego), ale wyczuł w nich jakiś rodzaj radości, a w jego serce wstąpił nagły spokój. Na tyle spory, że zdecydował się postąpić krok do wody i zabrać różnokolorową muszlę—wolałby zapamiętać Słodyczka dzięki niej, niż jako jeszcze jedną z twarzy (pysków?) nawiedzającą go w snach. Cofnął się w stronę brzegu, omiatając rybę i jej bok jeszcze kontrolnym spojrzeniem. Wzdrygnął się, widząc falę ramoro-wymiocin (?) i rzucił nieco zmartwione spojrzenie Addzie (mając nonsensowną i przykrą myśl, że nie stać go na nowe buty dla żony; dobrze, że nie miała dziś powodu zakładać eleganckich), ale widywał już śmierć—i ona też. Może ta, którą widzieli w Staffordshire obydwoje była mniej obrzydliwa, ale w pracy otrząsali się i szli dalej.
-Percy, Ben, co teraz z nią? Just, pomogę z gazami jak wrócę, jeśli jeszcze nie skończycie - zapowiedział siostrze, a potem poprosił zgromadzonych: -Nie możemy jej zostawić, jeśli przemytnicy mogą się tu zlecieć jak sępy albo próbować szukać jej w wodzie. Jeśli jest coś warta - jak zawartość kieszeni zabijanych szmalcowników i resztki zapasów w opuszczonych domach; wojna nauczyła go pragmatyzmu -to nie może trafić w ręce niepowołanych osób i dopilnuję, by nawet nie zbliżył się tu żaden przemytnik. - jakiekolwiek układy z tym, którego poznała Iris, nie wchodziły dla niego w grę. Ufał w to, że Niuchacze świetnie gospodarują zaopatrzeniem, ale głosy aurorów, jego i Just, pozostawały w hierarchii podziemia dowodzące. Spojrzał uspokajająco na Bena, który wydawał się najbardziej przejęty. Nie pozwolą, by ją rozkradziono. -Zakon i podziemie mogą z tym zrobić coś... dobrego. - rzadko powoływał się na szlachetne ideały, ale coś w podniosłości chwili, wzruszeniu obecnych i niewinnych gwiazdko-śnieżynkach nasunęło mu być może nonsensowną myśl, że może była dobra (nie zauważył jeszcze odznaki i wstążki, sugerujących, że może była ludożercza) albo przynajmniej pobłogosławiłaby celom czarodziejów, którzy jej pomogli, a nie tłumowi. -A Merlin wie, że ludzie z Weymouth potrzebują trochę nadziei. - mruknął ciszej, po czym wsiadł na miotłę i zgodnie z zapowiedzią podleciał w górę wzgórza, wiedząc, że zostawia ramorę w dobrych rękach siostry, magizoologów i sojuszników Zakonu.
Nie znał schodzącego w dół uzdrowiciela, którego dojrzał z miotły—Iris nie wspomniała, że jest nim brat Billy'ego—więc stłumił cisnące się na usta słowa irytacji; czy to ten człowiek złamał wytyczony przez Artemisa szyk i pociągnął za sobą gapiów? Wyraźnie ogłaszał pod Sonorusem zarówno nakaz trzymania się z dala, jak i wcześniejszą szansę dla pomocników i ochotników.
-To scena Ministerstwa, proszę nie łamać szyku - ale jako uzdrowiciel może pan zostać. - odkrzyknął z góry, zarówno do uzdrowiciela, jak i do gapiów—by znaleźć uzasadnienie na obecność mężczyzny już-na-dole-wzgórza i podtrzymać ministerialny autorytet.
Zatrzymał się na miotle, lewitując naprzeciwko garstki gapiów; tak by widzieć zarówno wzgórze, jak i ramorę i zgromadzonych pod wzniesieniem czarodziejów.
-Domyślam się, że Państwo nie są ani uzdrowicielami ani magizoologami, a do pomocy mamy komplet. To zamknięta i wciąż niebezpieczna sprawa - podziemnego, ale w Dorset to jasne -Ministerstwa Magii, a otoczenie jest prawdopodobnie trujące. - Ben mówił coś wcześniej o ukąszeniach mniejszych rybek wokół ramory, a perspektywa zagrożenia zdrowia powinna wystarczyć do odstraszenia ostrożniejszych gapiów. -Proszę słuchać przedstawiciela Ministerstwa i się rozejść. - wskazał na Artemisa. Przesunął groźnym wzrokiem po twarzach garstki gapiów, ale w ich twarzach nie rozpoznał nikogo konkretnego, zdawało mu się też, że zamiast chciwości widzi w nich nostalgię.
Wzniósł się nieco wyżej, by zobaczyć resztę zgromadzonych - czy tłum rozrzedził się i trzymał na bezpieczną odległość, czy nikt inny nie wyrywał się w stronę wzgórza? Ze szczególną uwagą szukał wzrokiem twarzy czarnoksiężników-przemytników. Jeśli ich nie widział (czyli się oddalili) ani nie zachowywali się podejrzanie lub nie burzyli tłumu, nie miał jednak zamiaru na razie reagować: nie chciał zaostrzać sytuacji, a być może obecność aurorów i organizacja Ministerstwa wystarczyła, by ich zniechęcić.
Przebiegnij jeszcze raz tam, gdzie było Ignis Fatuus; w razie czego metr dalej - jeśli szyk zdążył się złamać i trzymaj ich na dystans. - polecił patronusowi w myślach, wypatrując z góry świetlistego kształtu. Wilk zdawał się zarówno odstraszać, jak i rozkojarzać nielicznych zgromadzonych, a jego materialną formę można było wykorzystać.

rzucam na spostrzegawczość (akcja) i rozkazuję patronusowi (akcja)




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wzgórze - Page 26 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wzgórze [odnośnik]03.01.24 21:32
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 96
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 26 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]04.01.24 13:30
Coś było w tym stworzeniu - magicznego, czy niezrozumiałego, co chwytało za serce razem z melodią, która przecinała powietrze. Wyraz twarzy Justine niewiele sie zmienił - latami nauczyła się panować nad swoją mimiką - ale mimo jej niewzruszenia, serce ścisnęło się niebezpiecznie. Zajmowała miejsca pozwalające jej na potencjalną reakcję, w końcu wchodząc w wodę dostrzegając coś w wodzie, ale nie pochylając się po to jeszcze, odnajdując miejsce które - jak sądziła - było odpowiednie. Wysunięte pytanie szukało retorycznego potwierdzenia. Unosiła już różdżkę, żeby rzucić zaklęcie, kiedy zatrzymały ją słowa Ady zwracając uwagę. Czy raczej podniesiony głos i spojrzenie utkwione właśnie w niej. Człowiek? Absurd, ale Ada wydawała się w to wierzyć. Zmarszczyła jednak brwi. Cóż, można było to od razu sprawdzić.
- Homenum Revelio. - wybrała bez zawahania, wywijając w znajomym geście różdżką, mrużąc odrobinę oczy, żeby móc zweryfikować padające słowa.

| będę jeszcze pisać, proszę o uzupełnienie




The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wzgórze - Page 26 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 26 z 40 Previous  1 ... 14 ... 25, 26, 27 ... 33 ... 40  Next

Wzgórze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach