Lasy wokół zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lasy wokół zamku
Lasy zajmują szczególne miejsce w sercach pobliskich mieszkańców; dzięki ich bliskości czują się w pewien sposób chronieni, trudno by im było się odnaleźć bez świadomości, że ich drzewiaści przyjaciele pozostają na wyciągnięcie ręki. Choć przestrzenie są bardzo rozległe, nietrudno tu odnaleźć swoją drogę. Niejedna ścieżka przecina te okolice, prowadząc zagubionych podróżnych od polan, niewielkich strumieni aż pod sam Lancaster Castle. Wśród pni znajdują się zarówno wiekowe okazy jak i te nieco młodsze, gdzieniegdzie wskazówki z patyczków i chorągiewek wskazują na skarby zakopane przez latorośle Ollivanderów. Jeśli się wie, gdzie szukać, można tu odnaleźć najróżniejsze okazy flory jak i natknąć się na ciekawskie stworzenia. Las pozostaje oazą spokoju, miejscem, w którym można zebrać swoje myśli jak i wybrać się na konną przejażdżkę.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ria uniosła brew jeszcze wyżej, kiedy Sam uznał, że nikt nie rzucał silniejszego petryfikusa niż on - cóż, ona wskazałaby przynajmniej kilku takich wspaniałych aurorów! To dlatego, że rudowłosa mocno wierzyła w swoją rodzinę i nie mogła nikogo pominąć w przyjemnym galopie myśli. - Tony jeszcze nie wyrywa sobie włosów z głowy, więc chyba też w porządku - zaśmiała się w odpowiedzi na pytanie zwrotne Charlene. Widocznie nie taka Weasley straszna jak ją malują. Da się z nią nawet wytrzymać bez doprowadzania się na skraj obłędu. - Myślę, że pilnowanie oraz ratowanie zostawię prawym rycerzom - dodała porozumiewawczo do czarownicy. Mężczyźni lubili mieć kontrolę oraz wybawiać damy w opałach; Rhiannon nie była też żadną wyzwoloną kobietą, która koniecznie pragnęła górować nad płcią brzydszą. Ze spokojem przyjęła rolę osoby wymagającej opieki, nie wiedząc przecież o perypetiach Macmillana oraz Leighton, choć chyba nawet wtedy postąpiłaby identycznie.
Na ostatnią uwagę Sama bardzo dojrzale wytknęła mu język - jak na królową przystało. Gdyby nie fakt, że właśnie brali udział w konkursie opiewającym w zagadki, Ria na pewno zdenerwowałaby się jeszcze mocniej. Może nawet wszczęła kłótnię. Jednak przesadnie dobry nastrój wraz z pośpiechem kierowania się wyznaczoną trasą zmył negatywne uczucia z serca Harpii i zamiast kontynuować dziecięce zagrywki pomknęła z towarzyszącym jej mężczyzną w stronę pierwszej zagwozdki.
Z chęcią przyjęła zaoferowane rudowłosej ramię; podziękowała wdzięcznym spojrzeniem nim śmiech ponownie wydobył się z gardła kobiety. - To nieważne, wyprzemy się wszystkiego - uznała rozbawiona. Co prawda nie śpiewała najgorzej, ale Weasley daleko było do muzycznego talentu, stąd bardziej skomplikowane partie musiałyby zakończyć się potwornym fałszem.
- Pochodnie rzeczywiście są ładne - przyznała po krótkim zastanowieniu. - Mimo to czułabym się dziwnie zabierając ją do domu. Za to pomysł ze świetlikami w słoiku jest świetny! Myślę, że moglibyśmy o taki poprosić - skomentowała z entuzjazmem. Nie wiedziała, lub po prostu nie pamiętała jaka nagroda czekała na zwycięzców, ale w tym momencie zapragnęła dostać nagrodę pocieszenia.
- Och, nie jestem dobra w tych wszystkich gładkich słowach - przyznała cicho z nieskrywanym żalem. Oraz zawstydzeniem. Gdzieś w głębi siebie pragnęła zrobić dobre wrażenie nie tyle na nieprzyjemnej rzeźbie co właśnie na Tony’m. Cały plan trafił szlag! Wsłuchała się w krótką prośbę mężczyzny, ale posąg o dziwo także nie wydawał się zainteresowany słowami czarodzieja. Rhiannon uśmiechnęła się niepewnie. - Bardzo nam na tym zależy. W końcu poznaliśmy już piękno lasu, teraz chcielibyśmy zanurzyć się we wspaniałości rzeźb - dopowiedziała, pełna nadziei, że mimo wszystko skusi nieprzystępny monument do pomocy. Niestety w jej głowie brzmiało to naiwnie i po prostu beznadziejnie, dlatego posłała Macmillanowi błagalne spojrzenie. Musiał spróbować jeszcze raz. Choć jeśli się nie uda to trudno, spacer po lesie w tak miłym towarzystwie brzmiał przecież jak nagroda, nie kara.
Na ostatnią uwagę Sama bardzo dojrzale wytknęła mu język - jak na królową przystało. Gdyby nie fakt, że właśnie brali udział w konkursie opiewającym w zagadki, Ria na pewno zdenerwowałaby się jeszcze mocniej. Może nawet wszczęła kłótnię. Jednak przesadnie dobry nastrój wraz z pośpiechem kierowania się wyznaczoną trasą zmył negatywne uczucia z serca Harpii i zamiast kontynuować dziecięce zagrywki pomknęła z towarzyszącym jej mężczyzną w stronę pierwszej zagwozdki.
Z chęcią przyjęła zaoferowane rudowłosej ramię; podziękowała wdzięcznym spojrzeniem nim śmiech ponownie wydobył się z gardła kobiety. - To nieważne, wyprzemy się wszystkiego - uznała rozbawiona. Co prawda nie śpiewała najgorzej, ale Weasley daleko było do muzycznego talentu, stąd bardziej skomplikowane partie musiałyby zakończyć się potwornym fałszem.
- Pochodnie rzeczywiście są ładne - przyznała po krótkim zastanowieniu. - Mimo to czułabym się dziwnie zabierając ją do domu. Za to pomysł ze świetlikami w słoiku jest świetny! Myślę, że moglibyśmy o taki poprosić - skomentowała z entuzjazmem. Nie wiedziała, lub po prostu nie pamiętała jaka nagroda czekała na zwycięzców, ale w tym momencie zapragnęła dostać nagrodę pocieszenia.
- Och, nie jestem dobra w tych wszystkich gładkich słowach - przyznała cicho z nieskrywanym żalem. Oraz zawstydzeniem. Gdzieś w głębi siebie pragnęła zrobić dobre wrażenie nie tyle na nieprzyjemnej rzeźbie co właśnie na Tony’m. Cały plan trafił szlag! Wsłuchała się w krótką prośbę mężczyzny, ale posąg o dziwo także nie wydawał się zainteresowany słowami czarodzieja. Rhiannon uśmiechnęła się niepewnie. - Bardzo nam na tym zależy. W końcu poznaliśmy już piękno lasu, teraz chcielibyśmy zanurzyć się we wspaniałości rzeźb - dopowiedziała, pełna nadziei, że mimo wszystko skusi nieprzystępny monument do pomocy. Niestety w jej głowie brzmiało to naiwnie i po prostu beznadziejnie, dlatego posłała Macmillanowi błagalne spojrzenie. Musiał spróbować jeszcze raz. Choć jeśli się nie uda to trudno, spacer po lesie w tak miłym towarzystwie brzmiał przecież jak nagroda, nie kara.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Uśmiechnął się na słowa panny Leighton, a już zupełnie zaśmiał się na odpowiedź Rii. Rzeczywiście miał tendencję do wpadania w kłopoty, co los wielokrotnie udowodnił. Najczęściej zresztą zdarzało się to w duecie. Charlene była jedną z tych osób, która często okazywała się być „partnerką” w problemach. Choć znali się zaledwie od jakiś trzech miesięcy, co najmniej trzy razy pomogli sobie przy wyjątkowo parszywym losie.
Jakby na to nie patrzeć, towarzystwo odgrywało w jego tarapatach dość ważną rolę. Teraz jednak byli na miłej, przyjemnej zabawie, więc nie zamierzał rwać włosów, a i nie chciał wpadać w żadne kłopoty. Nie chciał też, żeby panna Weasley wzięła go za pechowca. Wiedział jednak, że w towarzystwie rudowłosej czarownicy nic mu nie groziło (chyba, że on sam doprowadziłby do kłopotliwej sytuacji). Ba, korzystał z okazji i zwyczajnie śmiał się, choć jeszcze z godzinę lub dwie temu po głowie chodziły mu najgorsze myśli.
– To ja będę prosić, a ty będziesz ładnie się uśmiechać – zaproponował plan osiągnięcia nagrody pocieszenia. Któraś z ciotek mówiła mu, że im więcej się zaprzecza, tym bardziej zwiększa się szczęście.
A jednak… myliły się. Zarówno panna Weasley, jak i on, nie byli w stanie przekonać rzeźby. Nie rozumiał, co zrobił źle. Czy naprawdę był aż tak bardzo nieprzekonywujący? Co powinien zrobić i powiedzieć, żeby rzeźba w końcu dała się namówić na pokazanie miejsca w którym ukryty został puzzel? Zerknął na Rię wyraźnie zakłopotany tym, co ich spotkało. Zaraz jednak zmienił swoje nastawienie, gdy tylko dostrzegł błagalne spojrzenie. Zacisnął usta i zaczął zawzięcie myśleć nad tym jak wydusić ze skały drogocenne informacje.
– Skało, – zaczął pewnie, a przy tym nabrał bojowej postawy, zupełnie tak jak gdyby w najgorszym przypadku miał rzucić się w stronę posągu (czego oczywiście nie zamierzał zrobić), – jeżeli powiesz nam gdzie skrywasz to, o czym mówiłaś, to… to my także zdradzimy tobie po jednym sekrecie – zaproponował, choć głos trochę mu zadrżał. Pewność siebie także trochę zanikła. Spojrzał też pytająco w stronę towarzyszki, jak gdyby chciał sprawdzić co ona myśli o takiej propozycji. Nie wiedział czy to był taki dobry pomysł.
| Retoryka na I
Jakby na to nie patrzeć, towarzystwo odgrywało w jego tarapatach dość ważną rolę. Teraz jednak byli na miłej, przyjemnej zabawie, więc nie zamierzał rwać włosów, a i nie chciał wpadać w żadne kłopoty. Nie chciał też, żeby panna Weasley wzięła go za pechowca. Wiedział jednak, że w towarzystwie rudowłosej czarownicy nic mu nie groziło (chyba, że on sam doprowadziłby do kłopotliwej sytuacji). Ba, korzystał z okazji i zwyczajnie śmiał się, choć jeszcze z godzinę lub dwie temu po głowie chodziły mu najgorsze myśli.
– To ja będę prosić, a ty będziesz ładnie się uśmiechać – zaproponował plan osiągnięcia nagrody pocieszenia. Któraś z ciotek mówiła mu, że im więcej się zaprzecza, tym bardziej zwiększa się szczęście.
A jednak… myliły się. Zarówno panna Weasley, jak i on, nie byli w stanie przekonać rzeźby. Nie rozumiał, co zrobił źle. Czy naprawdę był aż tak bardzo nieprzekonywujący? Co powinien zrobić i powiedzieć, żeby rzeźba w końcu dała się namówić na pokazanie miejsca w którym ukryty został puzzel? Zerknął na Rię wyraźnie zakłopotany tym, co ich spotkało. Zaraz jednak zmienił swoje nastawienie, gdy tylko dostrzegł błagalne spojrzenie. Zacisnął usta i zaczął zawzięcie myśleć nad tym jak wydusić ze skały drogocenne informacje.
– Skało, – zaczął pewnie, a przy tym nabrał bojowej postawy, zupełnie tak jak gdyby w najgorszym przypadku miał rzucić się w stronę posągu (czego oczywiście nie zamierzał zrobić), – jeżeli powiesz nam gdzie skrywasz to, o czym mówiłaś, to… to my także zdradzimy tobie po jednym sekrecie – zaproponował, choć głos trochę mu zadrżał. Pewność siebie także trochę zanikła. Spojrzał też pytająco w stronę towarzyszki, jak gdyby chciał sprawdzić co ona myśli o takiej propozycji. Nie wiedział czy to był taki dobry pomysł.
| Retoryka na I
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Czy tylko mu się zdawało, czy dostrzegł ten błysk w oku Lorraine? Lucan zmarszczył lekko nos, posyłając swojej siostrze uśmiech. Całość konkursu planował potraktować raczej jako zabawę - tak jak zauważyła z resztą Melania. W miarę jednak jak rozglądał się po twarzach zebranych w tłumie, rosła w nim chęć na to, by sięgnąć po wygraną. Macmillan był pierwszym czynnikiem, który go do tego sprowokował. Błysk w oku Lorraine - drugim. No i kiedy już zastanowić się nad tym na spokojnie, nie mógł być gorszym niż Archibald, prawda? Nawet Sam się tu pojawił, kolejny groźny konkurent! Być może to jednak lepiej, że zdołał wzniecić w swoim spojrzeniu tę iskrę rywalizacji. Jak sama Melania zauważyła, uroda lasów wokół posiadłości Ollivanderów potrafiła być niezwykle rozpraszająca. Przystawanie i podziwianie tego piękna co chwilę mogłoby sprawić, że w pewnym momencie zostaliby po prostu tak bardzo w tyle, że chyba inni uczestnicy musieliby pomóc w poszukiwaniach zorganizowanych po zakończeniu konkursu!
- Oczywiście, moja droga. Wyłącznie zabawa - odpowiedział, obracając w palcach tabliczkę. - Powodzenia życzę wszystkim! - zawołał za to nieco głośniej, kiedy przystąpili już do pierwszej części konkursu. Musiał pamiętać o swoim postanowieniu, wciąż jednak miał zamiar delektować się cudownym charakterem spaceru, którego mieli doświadczyć. Gdy tylko oboje z Melanią zagłębili się w alejkę - i tak jak można się było spodziewać, elementy otoczenia ponownie zachwyciły Abbotta swoją magią. Zarówno fauna jak i flora wyglądały i zachowywały się tak, jakby ich jedynym celem było zachwycać ludzkie oko. Lucan pozwolił sobie na zerwanie jednego z kwiatków i wetknięcie go we włosy Melanii - w następnej chwili jednak musiał się roześmiać, widząc jak jeden ze świetlików spróbował wylądować kobiecie na nosie.
- Chyba dotarliśmy do pierwszej zagadki - powiedział, uczynnie odganiając świecącego robaczka. Przeszkoda była dość intrygująca. Gdy oboje doszli do gablotki, mężczyzna postanowił najpierw dokładnie ją zbadać. Żadnego zamka nie znalazł, najprościej było więc zastosować się do porad napisanych na puzzlu. Lucan aż uśmiechnął się pod nosem, widząc, jaką scenerię tu przedstawiono. Czy Ollivanderowie specjalnie dobierali zagadki do poszczególnych par czy też był to zwykły przypadek?
- Zajmę się tym - zwrócił się do żony, zganiając kolejnego świetlika z jej ramienia, a potem wstępując na mównicę. A więc miał bronić niewinnego puzzla. No dobrze!
- O Najstarsi! - zaczął, decydując się użyć określenia zapisanego na tabliczce - Przyszedłem tu z zamiarem udowodnienia, że ten oto zaklęty kawałek układanki jest niewinny! Jakiej to zbrodni mógł się dopuścić? Jedyne, co mnie osobiście przychodzi na myśl to zagubienie. Ileż jego braci nie raz i nie dwa przez przypadek wpadało pod wersalkę, pod dywan czy też pomiędzy szpary w deskach podłogi? Ilu z nich było podstępnie porwanych przez zwierzęta domowe, takie jak ciekawskie kuguchary lub lubiące żuć wszystko w zasięgu swojego pyska psidwaki? Ich jedyną winą było to, że przez swoją nieobecność, zaburzyli proces kompletowania układanki. I z tym puzzlem jest tak samo. Zagubił się. Ale wciąż może stać się częścią całości, udowodnić swoją niewinność, jeśli tylko uwolnicie go z tego szklanego więzienia - wygłosił.
Retoryka II
- Oczywiście, moja droga. Wyłącznie zabawa - odpowiedział, obracając w palcach tabliczkę. - Powodzenia życzę wszystkim! - zawołał za to nieco głośniej, kiedy przystąpili już do pierwszej części konkursu. Musiał pamiętać o swoim postanowieniu, wciąż jednak miał zamiar delektować się cudownym charakterem spaceru, którego mieli doświadczyć. Gdy tylko oboje z Melanią zagłębili się w alejkę - i tak jak można się było spodziewać, elementy otoczenia ponownie zachwyciły Abbotta swoją magią. Zarówno fauna jak i flora wyglądały i zachowywały się tak, jakby ich jedynym celem było zachwycać ludzkie oko. Lucan pozwolił sobie na zerwanie jednego z kwiatków i wetknięcie go we włosy Melanii - w następnej chwili jednak musiał się roześmiać, widząc jak jeden ze świetlików spróbował wylądować kobiecie na nosie.
- Chyba dotarliśmy do pierwszej zagadki - powiedział, uczynnie odganiając świecącego robaczka. Przeszkoda była dość intrygująca. Gdy oboje doszli do gablotki, mężczyzna postanowił najpierw dokładnie ją zbadać. Żadnego zamka nie znalazł, najprościej było więc zastosować się do porad napisanych na puzzlu. Lucan aż uśmiechnął się pod nosem, widząc, jaką scenerię tu przedstawiono. Czy Ollivanderowie specjalnie dobierali zagadki do poszczególnych par czy też był to zwykły przypadek?
- Zajmę się tym - zwrócił się do żony, zganiając kolejnego świetlika z jej ramienia, a potem wstępując na mównicę. A więc miał bronić niewinnego puzzla. No dobrze!
- O Najstarsi! - zaczął, decydując się użyć określenia zapisanego na tabliczce - Przyszedłem tu z zamiarem udowodnienia, że ten oto zaklęty kawałek układanki jest niewinny! Jakiej to zbrodni mógł się dopuścić? Jedyne, co mnie osobiście przychodzi na myśl to zagubienie. Ileż jego braci nie raz i nie dwa przez przypadek wpadało pod wersalkę, pod dywan czy też pomiędzy szpary w deskach podłogi? Ilu z nich było podstępnie porwanych przez zwierzęta domowe, takie jak ciekawskie kuguchary lub lubiące żuć wszystko w zasięgu swojego pyska psidwaki? Ich jedyną winą było to, że przez swoją nieobecność, zaburzyli proces kompletowania układanki. I z tym puzzlem jest tak samo. Zagubił się. Ale wciąż może stać się częścią całości, udowodnić swoją niewinność, jeśli tylko uwolnicie go z tego szklanego więzienia - wygłosił.
Retoryka II
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Musiał przyznać, że lasy okalające posiadłość Olivanderów prezentowały się przepięknie. Dzisiejszego dnia całe Lancashire wydawało się o jeszcze bardziej magiczne niż na co dzień - a właśnie takie miał wrażenie, kiedy odwiedzał te tereny będąc dzieckiem. Że są magiczne; może dlatego, że właściciele tych ziem robią coś najbardziej magicznego pod słońcem, czyli różdżki. Cóż, gospodarze naprawdę się postarali, i był im za to wdzięczny. Poza tym atmosfera konkursu i obecni towarzysze zdecydowanie poprawili jego wcześniej nieco wisielczy humor. Ślub siostry to taki słodko-gorzki dzień.
- Też to pamiętam - zaśmiał się, bo przecież istnieją takie momenty w życiu, których nie da się zapomnieć, a szukanie kryjówek na arystokratycznych spędach z dala od wścibskich oczu ciotek, z pewnością do takich się zalicza. Nawet jeżeli nie przyszło im tak się wykradać zbyt długo, w końcu ślub wzięli szybko nawet jak na szlacheckie standardy. - Słyszę... - szepnął w skupieniu, rozglądając się dookoła, ale źródłem dźwięku okazał się strumyk. Miał ochotę zanurzyć w nim ręce - na pewno jest tam lodowata, orzeźwiająca woda. Nie zrobił tego jednak, bojąc się, że coś zepsuje. - Tak, tak - zgodził się z żoną, kiedy zaczęła rozmawiać z rzeźbą, która w pewien sposób przypominała mu Miriam. Czy to dziwne? Swoją drogą, ciekawe jak sobie radzi. - Jesteśmy zupełnie bezradni, a bardzo nam zależy na tym puzzlu. Wiesz, gdzie go znajdziemy? Zaprowadzisz nas do niego? Bylibyśmy dozgonnie wdzięczni - uśmiechnął się uprzejmie tym uśmiechem zarezerwowanym dla swoich pacjentów: nieszczególnie wylewnym, ale uspokajającym. Próbował zauważyć za jej ramieniem co jest takiego pięknego w tym czemu się przygląda, ale nie był w stanie niczego zauważyć. - A co takiego... pięknego tam u ciebie? - Dopytał najgrzeczniej jak potrafił, by zaspokoić swoją ciekawość. Może mówiła właśnie o tym puzzlu? Oby udało im się go uzyskać - potrzebowali go bardzo, ale to bardzo, żeby wygrać. A po tylu porażkach w ślubnych konkursach musieli w końcu zwyciężyć albo chociaż znaleźć się gdzieś na podium. Trzeba wreszcie przełamać tę złą passę!
też rzucam na retorykę (I)
- Też to pamiętam - zaśmiał się, bo przecież istnieją takie momenty w życiu, których nie da się zapomnieć, a szukanie kryjówek na arystokratycznych spędach z dala od wścibskich oczu ciotek, z pewnością do takich się zalicza. Nawet jeżeli nie przyszło im tak się wykradać zbyt długo, w końcu ślub wzięli szybko nawet jak na szlacheckie standardy. - Słyszę... - szepnął w skupieniu, rozglądając się dookoła, ale źródłem dźwięku okazał się strumyk. Miał ochotę zanurzyć w nim ręce - na pewno jest tam lodowata, orzeźwiająca woda. Nie zrobił tego jednak, bojąc się, że coś zepsuje. - Tak, tak - zgodził się z żoną, kiedy zaczęła rozmawiać z rzeźbą, która w pewien sposób przypominała mu Miriam. Czy to dziwne? Swoją drogą, ciekawe jak sobie radzi. - Jesteśmy zupełnie bezradni, a bardzo nam zależy na tym puzzlu. Wiesz, gdzie go znajdziemy? Zaprowadzisz nas do niego? Bylibyśmy dozgonnie wdzięczni - uśmiechnął się uprzejmie tym uśmiechem zarezerwowanym dla swoich pacjentów: nieszczególnie wylewnym, ale uspokajającym. Próbował zauważyć za jej ramieniem co jest takiego pięknego w tym czemu się przygląda, ale nie był w stanie niczego zauważyć. - A co takiego... pięknego tam u ciebie? - Dopytał najgrzeczniej jak potrafił, by zaspokoić swoją ciekawość. Może mówiła właśnie o tym puzzlu? Oby udało im się go uzyskać - potrzebowali go bardzo, ale to bardzo, żeby wygrać. A po tylu porażkach w ślubnych konkursach musieli w końcu zwyciężyć albo chociaż znaleźć się gdzieś na podium. Trzeba wreszcie przełamać tę złą passę!
też rzucam na retorykę (I)
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Próbowali rozpracować zadanie niemalże ramię w ramię, jako iż Elora niemalże zgięła się wpół, pochylając nad dość niskim, na szczęście dla Heatha, stolikiem. Starali się nie przeszkadzać sobie nawzajem, co było dość trudne, przypadkowe szturchańce i przysłanianie sobie światła było nieuniknione. Blondynka jako pierwsza odpuściła, jeszcze przez chwilę z rozbawionym uśmiechem obserwując zmagania chłopca.
- Em.. chodzi ci zapewne o Alicję w Krainie Czarów- domyśliła się.- Jadła tam ona i piła coś, co czyniło ją mniejszą albo większą, ale nie jestem pewna czy to były grzyby.
Z uniesioną brwią zerknęła na bok, niepewne czy jest warto ryzykować zjedzenie jednego, bo oczywiście jeżeli miałby to ktoś zrobić z ich pary, musiałaby to być ona. Co jednak z tabliczką mówiącą o niedotykaniu?
Głowiła się srogo. Co też robi się z nimi, jakie właściwości mają, jaką symbolikę i odniesienia, ale absolutnie nic z tego nie wydawało się jej sensowne.
No chyba iż jest to jedynie ciekawa sceneria. Dlaczego jednak taka?
- A ta gąsienica co siedziała na tym kapeluszu, robiła coś.. szczególnego? Oprócz palenia fajki oczywiście, bo tylko tyle o niej zapamiętałam- przyznała swobodnie i założyła ręce.
Gdy wtem do jej blond głowy wpadł pomysł, zakrawał trochę na wymijanie się z zasadami, ale kto by się tym przejmował jeżeli tylko w czymś im pomoże.- Poczekaj chwilę.
Poleciła blondynowi, palcem stuknąwszy go lekko w ramię, a głową dawszy znak, że musi się odrobinę przesunąć. Ujęła za szkatułkę, gotowa podnieść ją i spróbować wywrócić do góry nogami, a następnie wytrzepać wszystkie zwierzaki, ale ta ani drgnęła- zapewne przytwierdzona do blatu.
Wzruszyła ramionami, niezbyt zawiedziona.
- No tak, można się było tego spodziewać, ale i tak warto było spróbować.
Organizatorzy takich zabaw zawsze powinni być sprytniejsi niż uczestniczy i wyprzedzać tych o krok, właśnie po to, aby zapobiec próbom oszustw. Chociaż to mocne słowo, ona wolała nazywać podobne zachowania zaradnością albo też sprytem.
Chociaż to nie było nic wyrafinowanego z jej strony.
Musiała zatem wrócić do ustalonego sposobu i spróbować przynajmniej jeszcze raz!
Tym razem oprócz szczypiec sięgnęła także po patyczka, postanawiając spróbować drugiej metody, którą było wypychanie miniaturowych zwierzaków dziurami. Musieli podołać przynajmniej z jednym!
- Em.. chodzi ci zapewne o Alicję w Krainie Czarów- domyśliła się.- Jadła tam ona i piła coś, co czyniło ją mniejszą albo większą, ale nie jestem pewna czy to były grzyby.
Z uniesioną brwią zerknęła na bok, niepewne czy jest warto ryzykować zjedzenie jednego, bo oczywiście jeżeli miałby to ktoś zrobić z ich pary, musiałaby to być ona. Co jednak z tabliczką mówiącą o niedotykaniu?
Głowiła się srogo. Co też robi się z nimi, jakie właściwości mają, jaką symbolikę i odniesienia, ale absolutnie nic z tego nie wydawało się jej sensowne.
No chyba iż jest to jedynie ciekawa sceneria. Dlaczego jednak taka?
- A ta gąsienica co siedziała na tym kapeluszu, robiła coś.. szczególnego? Oprócz palenia fajki oczywiście, bo tylko tyle o niej zapamiętałam- przyznała swobodnie i założyła ręce.
Gdy wtem do jej blond głowy wpadł pomysł, zakrawał trochę na wymijanie się z zasadami, ale kto by się tym przejmował jeżeli tylko w czymś im pomoże.- Poczekaj chwilę.
Poleciła blondynowi, palcem stuknąwszy go lekko w ramię, a głową dawszy znak, że musi się odrobinę przesunąć. Ujęła za szkatułkę, gotowa podnieść ją i spróbować wywrócić do góry nogami, a następnie wytrzepać wszystkie zwierzaki, ale ta ani drgnęła- zapewne przytwierdzona do blatu.
Wzruszyła ramionami, niezbyt zawiedziona.
- No tak, można się było tego spodziewać, ale i tak warto było spróbować.
Organizatorzy takich zabaw zawsze powinni być sprytniejsi niż uczestniczy i wyprzedzać tych o krok, właśnie po to, aby zapobiec próbom oszustw. Chociaż to mocne słowo, ona wolała nazywać podobne zachowania zaradnością albo też sprytem.
Chociaż to nie było nic wyrafinowanego z jej strony.
Musiała zatem wrócić do ustalonego sposobu i spróbować przynajmniej jeszcze raz!
Tym razem oprócz szczypiec sięgnęła także po patyczka, postanawiając spróbować drugiej metody, którą było wypychanie miniaturowych zwierzaków dziurami. Musieli podołać przynajmniej z jednym!
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Elora Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
A niech to gęś kopnie! Ambitne próby przekonania rzeźby do podarowania im puzzla spełzły na niczym - przynajmniej tak odczuwał to Archibald, kiedy skończył z nią rozmawiać. W zasadzie sam odniósł wrażenie, że nie postarał się wystarczająco mocno, jakby rozmawianie z rzeźbą nie wymagało takiego wysiłku jak rozmawianie z człowiekiem. Ignorancja - to chyba powód przez który mu się nie powiodło. Dlatego wyprostował palce (które cicho strzeliły, starość to jednak nie radość), postanawiając, że tym razem weźmie się porządnie do roboty. Podszedł bliżej rzeźby, kucając niedaleko, by móc dokładnie widzieć jej twarz. Niestety i tak mu się to nie udało - była zbyt zapatrzona w coś, Archibald nie był w stanie określić w co dokładnie, ale pewnie niedługo się dowie. Grunt to odpowiednio zagaić, odnaleźć wspólny temat, ewentualnie zacząć rozmowę pogodzie - to najmniej wymagający, ale zawsze pomagający w krytycznej sytuacji temat. - Przepraszam, nie przedstawiłem się - cóż, trzeba zacząć tę rozmowę jeszcze raz. - Nazywam się Archibald, a to moja żona Lorraine - wskazał na nią dłonią, chociaż wciąż nie był pewien, czy rzeźba w ogóle zwraca na niego uwagę. Trochę go to denerwowało, ale starał się tego nie okazywać. Zupełnie jakby rozmawiał z Winniem - też często gdzieś odpływał. - Pięknie tutaj, prawda? Woda tak wspaniale szumi. Moglibyśmy tak tutaj siedzieć godzinami - westchnął, rozglądając się faktycznie malowniczym pejzażu pełnym jesiennych drzew. Po raz kolejny uderzyła go myśl, że Julia się tutaj odnajdzie - wbrew pozorom Lancashire miało wiele wspólnego z Dorset, przynajmniej tak to teraz odczuwał. - Prawda, Lorraine? Ale niestety nie możemy, nie teraz. Tak jak wcześniej wspomnieliśmy, szukamy puzzla. Nie jesteśmy pewni jak wygląda ale ty wyglądasz na kogoś kto dużo wie. Pomożesz nam? Naprawdę zależy nam na twojej wskazówce. Bez tego puzzla nie uda nam się ruszyć z miejsca, a chcielibyśmy rozwikłać daną nam zagadkę - dawno tak długo nie rozmawiał z żadną rzeźbą, ale było to na swój sposób odprężające.
Znowu rzucam na retorykę (I)! 3
Znowu rzucam na retorykę (I)! 3
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Heath trochę dłużej niż Elora próbował wydobyć zwierzaki, ale też nie dał rady. Ciągle mu coś przeszkadzało. Czarownica mogła w pewnym momencie zauważyć jak młody nieco nadyma policzki w tłumionej irytacji. Nie miał zbyt wiele cierpliwości, ani zdolności do takich zadań.
-O, faktycznie tak to chyba się nazywało- skinął głową. Co prawda on zapamiętał zaledwie imię głównej bohaterki. W ogóle mu się ta bajka nie podobała. Była dziwna i w pewnym momencie nie mógł się totalnie połapać co się dzieje. -Wydaje mi się, że jadła też te grzyby, albo może to były ciasteczka?- bezradnie potrząsnął głową. Heath w porównianiu do Elory nie zastanawiał się specjalnie nad wystrojem tego miejsca. Po prostu mu się skojarzyło i tyle. Nie wpadł na to, że ten kawałek lasu mógł zostać specjalnie udekorowany w ten sposób na potrzeby zagadki. -Chyba się o coś kłóciła z Alicją, ale nie pamiętam o co- odpowiedział swojej towarzyszce w tej zabawie. Niestety nie był w stanie w pełni odpowiedzieć na jej pytanie. Jakoś sobie będą musieli poradzić bez tej wiedzy co robiła gąsienica w bajce.
Heath nieco zdziwiony posłusznie trochę odsunął się od stolika by zrobić Elorze miejsce. Zdziwił się trochę gdy chwyciła pudlo, ale zaraz potem zrozumiał co czarownica chciała osiągnąć. - szkoda, że się nie udało, byłoby prościej- westchnął ciężko. Ale zaraz potem otrząsnął się z tego zniechęcenia.
-Spróbuję jeszcze raz- oznajmił dziarsko i z powrotem wskoczył na krzesło. Tym razem chwycił szczypce, których poprzednio uzywała Elora i dodatkowo położył obok siebie patyczki by móc w razie czego ich swobodnie użyć. Młody Macmillan w skupieniu wyglądał nieco podobnie do czarownicy. Miał podobny nawyk przygryzania języka. Kobieta dodatkowo mogła być rozbawiona słysząc przeróżne pomruki niezadowolenia od Heatha gdy temu coś nie wychodziło zbyt dobrze.
-Czemu to jest takie trudne? - poskarzył się, ale w zasadzie nie oczekiwał odpowiedzi, a przynajmniej nie od Elory, która męczyła się razem z nim nad tym pudełkiem.
-O, faktycznie tak to chyba się nazywało- skinął głową. Co prawda on zapamiętał zaledwie imię głównej bohaterki. W ogóle mu się ta bajka nie podobała. Była dziwna i w pewnym momencie nie mógł się totalnie połapać co się dzieje. -Wydaje mi się, że jadła też te grzyby, albo może to były ciasteczka?- bezradnie potrząsnął głową. Heath w porównianiu do Elory nie zastanawiał się specjalnie nad wystrojem tego miejsca. Po prostu mu się skojarzyło i tyle. Nie wpadł na to, że ten kawałek lasu mógł zostać specjalnie udekorowany w ten sposób na potrzeby zagadki. -Chyba się o coś kłóciła z Alicją, ale nie pamiętam o co- odpowiedział swojej towarzyszce w tej zabawie. Niestety nie był w stanie w pełni odpowiedzieć na jej pytanie. Jakoś sobie będą musieli poradzić bez tej wiedzy co robiła gąsienica w bajce.
Heath nieco zdziwiony posłusznie trochę odsunął się od stolika by zrobić Elorze miejsce. Zdziwił się trochę gdy chwyciła pudlo, ale zaraz potem zrozumiał co czarownica chciała osiągnąć. - szkoda, że się nie udało, byłoby prościej- westchnął ciężko. Ale zaraz potem otrząsnął się z tego zniechęcenia.
-Spróbuję jeszcze raz- oznajmił dziarsko i z powrotem wskoczył na krzesło. Tym razem chwycił szczypce, których poprzednio uzywała Elora i dodatkowo położył obok siebie patyczki by móc w razie czego ich swobodnie użyć. Młody Macmillan w skupieniu wyglądał nieco podobnie do czarownicy. Miał podobny nawyk przygryzania języka. Kobieta dodatkowo mogła być rozbawiona słysząc przeróżne pomruki niezadowolenia od Heatha gdy temu coś nie wychodziło zbyt dobrze.
-Czemu to jest takie trudne? - poskarzył się, ale w zasadzie nie oczekiwał odpowiedzi, a przynajmniej nie od Elory, która męczyła się razem z nim nad tym pudełkiem.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k20' : 7, 16
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k20' : 7, 16
(post uzupełniający) Niestety nie wyrabiam na życiowych zakrętach i muszę przesunąć odpis, w związku z czym do niedzieli 13.01, 21:00 dostajecie dodatkową szansę (trzecią na postać) na wykonanie zadania. Niech kostki sprzyjają!
I show not your face but your heart's desire
Lasy wokół zamku
Szybka odpowiedź