Lasy wokół zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lasy wokół zamku
Lasy zajmują szczególne miejsce w sercach pobliskich mieszkańców; dzięki ich bliskości czują się w pewien sposób chronieni, trudno by im było się odnaleźć bez świadomości, że ich drzewiaści przyjaciele pozostają na wyciągnięcie ręki. Choć przestrzenie są bardzo rozległe, nietrudno tu odnaleźć swoją drogę. Niejedna ścieżka przecina te okolice, prowadząc zagubionych podróżnych od polan, niewielkich strumieni aż pod sam Lancaster Castle. Wśród pni znajdują się zarówno wiekowe okazy jak i te nieco młodsze, gdzieniegdzie wskazówki z patyczków i chorągiewek wskazują na skarby zakopane przez latorośle Ollivanderów. Jeśli się wie, gdzie szukać, można tu odnaleźć najróżniejsze okazy flory jak i natknąć się na ciekawskie stworzenia. Las pozostaje oazą spokoju, miejscem, w którym można zebrać swoje myśli jak i wybrać się na konną przejażdżkę.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jeszcze nie domyślała się, że Tony mógłby być prawdziwym pechowcem, choć mogłaby się tego spodziewać. Poniekąd. Znając czarnowidztwo mężczyzny mogłaby pokusić się o stwierdzenie, że prędzej czy później z powodu braku pewności siebie zrobi coś niewłaściwego. Ria nie myślała o tym zupełnie - wszelkie nieprzyjemności minęły, odeszły w niepamięć. Zostały wyjaśnione oraz przepracowane, natomiast atmosfera pozostała oczyszczona. Nie było już powodów do zmartwień; pozostała obietnica wspaniałej zabawy lub przynajmniej mile spędzonego czasu w cudownym towarzystwie. To nic, że w natrętnej głowie Weasley pojawił się już kolejny wątek do poruszenia, na razie musiał istnieć w ukryciu. Chwilowa przeszkoda w postaci krnąbrnej rzeźby zniwelowała plany czarownicy. Zdecydowała się ona na odejście od kłopotliwej sytuacji jaką niechybnie zdołałaby wywołać swoją nagłą interpretacją minionych wydarzeń - na to przyjdzie jeszcze czas, może podczas wędrówki do kolejnego punktu skąd mogłaby napłynąć podpowiedź do ostatecznego zadania.
W trakcie spaceru powstrzymywała się przed podrygiwaniem, co zawsze miało miejsce u Rhiannon kiedy ta posiadała dobry humor. Oboje z Macmillanem wyglądali dziś dostojnie, choć w zupełnie odmiennym stylu; także rudowłosa musiała zachować się równie godnie. Czy raczej próbować, nie dając się całkowicie ponieść egzaltowanym emocjom.
- To chyba najlepszy pomysł - przytaknęła rozbawiona. Nie dało się ukryć, że Rii brakowało umiejętności krasomówczych. Raczej nikogo nie przekonałaby do tak ekstrawaganckiej nagrody pocieszenia, dlatego kobieta cieszyła się, że jej towarzysz postanowił przejąć w tej materii inicjatywę. Natomiast ona mogła się uśmiechać, w obecności Tony’ego to wcale nie było trudne, wręcz przeciwnie.
Harpia spodziewała się, że niestety osiągnie klęskę na polu dogadywania się z kamiennym posągiem, ale przecież Macmillan wysławiał się od niej dużo piękniej. Może nie dość pięknie, może rzeźba lubowała się w rymowanej poezji lub żwawych piosenkach, których Weasley nie mogła jej ofiarować. Choć teoretycznie mogłaby spróbować zaśpiewać. Na razie utrzymywała uprzejmy uśmiech, co jakiś czas zerkając przy tym na stojącego obok mężczyznę. Nieco mocniej zacisnęła palce na jego ramieniu. - Tak, dokładnie tak zrobimy. Mamy zresztą wiele do powiedzenia - zapewniła monument kiwając energicznie głową. Ciekawe czy wypadła przynajmniej odrobinę wiarygodnie. - Może powołaj się na autorytet Pogromcy - zasugerowała szeptem do szlachcica, kiedy lekko wspięła się na palce i nachyliła w jego kierunku. Nie widziała już innego rozwiązania, właściwie to żadnego. Nic lepszego nie przyszło do rudej główki, nie obrodziła ona w genialne pomysły. Musieli chyba mówić cokolwiek lub łapać się dosłownie każdej, nawet pozornie nieistotnej rzeczy.
W trakcie spaceru powstrzymywała się przed podrygiwaniem, co zawsze miało miejsce u Rhiannon kiedy ta posiadała dobry humor. Oboje z Macmillanem wyglądali dziś dostojnie, choć w zupełnie odmiennym stylu; także rudowłosa musiała zachować się równie godnie. Czy raczej próbować, nie dając się całkowicie ponieść egzaltowanym emocjom.
- To chyba najlepszy pomysł - przytaknęła rozbawiona. Nie dało się ukryć, że Rii brakowało umiejętności krasomówczych. Raczej nikogo nie przekonałaby do tak ekstrawaganckiej nagrody pocieszenia, dlatego kobieta cieszyła się, że jej towarzysz postanowił przejąć w tej materii inicjatywę. Natomiast ona mogła się uśmiechać, w obecności Tony’ego to wcale nie było trudne, wręcz przeciwnie.
Harpia spodziewała się, że niestety osiągnie klęskę na polu dogadywania się z kamiennym posągiem, ale przecież Macmillan wysławiał się od niej dużo piękniej. Może nie dość pięknie, może rzeźba lubowała się w rymowanej poezji lub żwawych piosenkach, których Weasley nie mogła jej ofiarować. Choć teoretycznie mogłaby spróbować zaśpiewać. Na razie utrzymywała uprzejmy uśmiech, co jakiś czas zerkając przy tym na stojącego obok mężczyznę. Nieco mocniej zacisnęła palce na jego ramieniu. - Tak, dokładnie tak zrobimy. Mamy zresztą wiele do powiedzenia - zapewniła monument kiwając energicznie głową. Ciekawe czy wypadła przynajmniej odrobinę wiarygodnie. - Może powołaj się na autorytet Pogromcy - zasugerowała szeptem do szlachcica, kiedy lekko wspięła się na palce i nachyliła w jego kierunku. Nie widziała już innego rozwiązania, właściwie to żadnego. Nic lepszego nie przyszło do rudej główki, nie obrodziła ona w genialne pomysły. Musieli chyba mówić cokolwiek lub łapać się dosłownie każdej, nawet pozornie nieistotnej rzeczy.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Była tak zaaferowana tym, co działo się dookoła niej, że zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością, a już tym bardziej z głosami, które ją witały. Jedynie w ostatniej chwili dostrzegła machającego do niej Heatha, do którego sama zaraz machała wysoko uniesioną łapką. Potem ten sam gest powtórzyła, tym razem odpowiadając powitaniu cioci Rii. Lasy bywały niebezpieczne, niezwykle szybko można było się w nich zgubić, ale nawet przy takich okolicznościach Miriam nie czuła strachu i nie szukała wzrokiem sylwetki mamy albo papy. Czuła się bezpiecznie przy wujku i to jej w zupełności wystarczyło. Wstyd przyznać, ale nie przysłuchiwała się też za bardzo panu w cylindrze – naprawdę za dużo było tutaj piękności, żeby dzieliła uwagę na trzy strony! Światła kusiły do siebie, drzewa szeleściły zielonymi sukniami, kora gięła się, wiklinowe witki delikatnie ocierały się o siebie. A może to tylko jej się tak wydawało?
Kurczowo trzymała wujka za dłoń, nie chcąc się od niego oddalać. W sierpniu już raz się zgubiła, na szczęście odnalazła wujka Alexa, ale samo przeżycie i błądzenie wśród ludzi, którzy nie chcieli albo nie potrafili jej pomóc, było męczące i niezwykle stresujące. W tym geście Rory mógł też wyczuć jej ekscytację tymi przecudownymi okolicznościami przyrody. I nagle w jej dłoniach pojawił się maleńki bukiet białych róż. Wysoko uniosła dziecięce brewki.
– Wujcio to widział…? –spytała podejrzliwie, zaraz jednak ogląda łając się mimowolnie za siebie, w poszukiwaniu „chłopca”, o którym mówił. – To Heath – na jej policzkach powoli rozkwitły delikatne rumieńce. W parze z rozsianymi na jasnej skórze piegach nie wyglądały zbyt elegancko. Zniżyła swój głos do szeptu: – Złapał mój wianek, wie wujaszek? Specjalnie wchodził do wody po niego! Jest bardzo dzielny.
Oglądała z uwagą bukiet róż, myśląc już, kogo mogłaby nimi obdarować. Da na pewno mamie i cioci, chociaż ona ma sto pary piękniejszy bukiet. Da pani Picks. Jedną różę wyjęła teraz i podarowała ją wujciowi Rory’emu, kiedy tłumaczył jej sprawę z cylindrem.
– Och, to jak w mojej torbie znaczy się! – wyszczerzyła mleczne ząbki, niepokój sprzed chwili uleciał jak kolorowy wiatr. – A czy piją tam herbatkę z sokiem malinowym? Jeśli tak, to na pewno jest im tam dobrze i już się o gołąbki i króliczki nie boję – odparła, zadzierając brodę jak Strażniczka Zwierząt rodem wyrwana z opowieści dla najmłodszych.
Oboje zostali oczarowani przez magię lasów rodu Ollivanderów. Panienka Prewett musiała wszystkiego dotknąć, poczuć, więc kiedy kroczyli wiklinową ścieżką, musiała dotknąć splecionych ze sobą witek, a kiedy mijali krzewy porośnięte soczystą zielenią, musiała złapać fizyczny kontakt z liśćmi. Zauważyła inne drzewa z dala od nich, jakby zostały odgrodzone od tych żywych niewidzialną barierą. Zmartwiła się, ale jednocześnie chciała wiedzieć, co się z nimi tak naprawdę działo; nie chciała widzieć z bliska, jak wyglądały naprawdę. Bała się, że usłyszy czerń.
Miękki szelest piór zwrócił na siebie uwagę Miriam i jej oczy od razu uniosły się w poszukiwaniu źródła odgłosów. Poznała ten dźwięk – był zupełnie inny niż ten, który wydawała z siebie kremów, bardziej podobny do kruszejącej pod palcami kory. Wskazała na sowę palcem i szeroko uśmiechnęła się do wujka.
– To Nebula! – powiedziała cicho. Przecież wszyscy wiedzieli, że w lesie nie wolno było hałasować! – Nebula to sowa wujcia Ulka, wie wujaszek? Kiedyś byłam z wujkiem w lesie i Nebula leciała przed nami leciała, wskazując nam bezpieczną drogę. – sama pociągnęła Rory’ego do stolika ukrytego za krzewem, a kiedy zobaczyła małe sówki ustawione na blacie, oczy jej się zaświeciły jednocześnie z ekscytacji i zmartwienia. – Co one tutaj robią? Powinny być wysoko! – Rory przyszedł z odsieczą, tłumacząc jej wszystko. I zrozumiała, co powinna zrobić. – Musimy je wszystkie uratować! – szept niósł się razem z pohukiwaniem po okolicy lekką falą, zahaczał o mech, muskał liście paproci. Poszła w ślad za wujaszkiem i chociaż była małą biedronką, próbowała zwinnie posadzić jedną z ptaszyn na tej niżej położone gałęzi. Kontrolnie zerknęła w stronę tej postawione przez wujka. – Bardzo jej tam będzie przyjemnie, wujaszku!
| jestem szalona, też próbuję ułożyć sówkę na gałązce (zręczne ręce I)
Kurczowo trzymała wujka za dłoń, nie chcąc się od niego oddalać. W sierpniu już raz się zgubiła, na szczęście odnalazła wujka Alexa, ale samo przeżycie i błądzenie wśród ludzi, którzy nie chcieli albo nie potrafili jej pomóc, było męczące i niezwykle stresujące. W tym geście Rory mógł też wyczuć jej ekscytację tymi przecudownymi okolicznościami przyrody. I nagle w jej dłoniach pojawił się maleńki bukiet białych róż. Wysoko uniosła dziecięce brewki.
– Wujcio to widział…? –spytała podejrzliwie, zaraz jednak ogląda łając się mimowolnie za siebie, w poszukiwaniu „chłopca”, o którym mówił. – To Heath – na jej policzkach powoli rozkwitły delikatne rumieńce. W parze z rozsianymi na jasnej skórze piegach nie wyglądały zbyt elegancko. Zniżyła swój głos do szeptu: – Złapał mój wianek, wie wujaszek? Specjalnie wchodził do wody po niego! Jest bardzo dzielny.
Oglądała z uwagą bukiet róż, myśląc już, kogo mogłaby nimi obdarować. Da na pewno mamie i cioci, chociaż ona ma sto pary piękniejszy bukiet. Da pani Picks. Jedną różę wyjęła teraz i podarowała ją wujciowi Rory’emu, kiedy tłumaczył jej sprawę z cylindrem.
– Och, to jak w mojej torbie znaczy się! – wyszczerzyła mleczne ząbki, niepokój sprzed chwili uleciał jak kolorowy wiatr. – A czy piją tam herbatkę z sokiem malinowym? Jeśli tak, to na pewno jest im tam dobrze i już się o gołąbki i króliczki nie boję – odparła, zadzierając brodę jak Strażniczka Zwierząt rodem wyrwana z opowieści dla najmłodszych.
Oboje zostali oczarowani przez magię lasów rodu Ollivanderów. Panienka Prewett musiała wszystkiego dotknąć, poczuć, więc kiedy kroczyli wiklinową ścieżką, musiała dotknąć splecionych ze sobą witek, a kiedy mijali krzewy porośnięte soczystą zielenią, musiała złapać fizyczny kontakt z liśćmi. Zauważyła inne drzewa z dala od nich, jakby zostały odgrodzone od tych żywych niewidzialną barierą. Zmartwiła się, ale jednocześnie chciała wiedzieć, co się z nimi tak naprawdę działo; nie chciała widzieć z bliska, jak wyglądały naprawdę. Bała się, że usłyszy czerń.
Miękki szelest piór zwrócił na siebie uwagę Miriam i jej oczy od razu uniosły się w poszukiwaniu źródła odgłosów. Poznała ten dźwięk – był zupełnie inny niż ten, który wydawała z siebie kremów, bardziej podobny do kruszejącej pod palcami kory. Wskazała na sowę palcem i szeroko uśmiechnęła się do wujka.
– To Nebula! – powiedziała cicho. Przecież wszyscy wiedzieli, że w lesie nie wolno było hałasować! – Nebula to sowa wujcia Ulka, wie wujaszek? Kiedyś byłam z wujkiem w lesie i Nebula leciała przed nami leciała, wskazując nam bezpieczną drogę. – sama pociągnęła Rory’ego do stolika ukrytego za krzewem, a kiedy zobaczyła małe sówki ustawione na blacie, oczy jej się zaświeciły jednocześnie z ekscytacji i zmartwienia. – Co one tutaj robią? Powinny być wysoko! – Rory przyszedł z odsieczą, tłumacząc jej wszystko. I zrozumiała, co powinna zrobić. – Musimy je wszystkie uratować! – szept niósł się razem z pohukiwaniem po okolicy lekką falą, zahaczał o mech, muskał liście paproci. Poszła w ślad za wujaszkiem i chociaż była małą biedronką, próbowała zwinnie posadzić jedną z ptaszyn na tej niżej położone gałęzi. Kontrolnie zerknęła w stronę tej postawione przez wujka. – Bardzo jej tam będzie przyjemnie, wujaszku!
| jestem szalona, też próbuję ułożyć sówkę na gałązce (zręczne ręce I)
Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce
a może w ogródku na grządce
The member 'Miriam Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 5
--------------------------------
#2 'k20' : 16
--------------------------------
#3 'k20' : 1, 13
--------------------------------
#4 'k100' : 100
#1 'k6' : 5
--------------------------------
#2 'k20' : 16
--------------------------------
#3 'k20' : 1, 13
--------------------------------
#4 'k100' : 100
W miarę jak oddalali się od początku zabawy i nikła obecność innych, Charlie skupiała się mocniej na towarzystwie Sama oraz tym, co ją otaczało. W przeciwieństwie do skupionego na swojej pracy, walce i ratowaniu świata gwardzisty Charlie wciąż próbowała kolekcjonować radosne momenty. Chwytała takie okazje, starając się przeżywać je dobrze. Nie lubiła pławić się w smutku i obawach, i choć tegoroczne lato nie sprzyjało optymizmowi i radosnej zabawie, wykorzystała Festiwal Lata najlepiej jak umiała. Kolejnego mogli nie dożyć, choć i o tym starała się nie myśleć, woląc wierzyć, że mieli przed sobą jeszcze lata. Że uda się zwyciężyć zło, a potem wróci spokój i radość. Dlatego też przyszła na ślub Julii, mimo że nie znały się jakoś bardzo blisko. Chciała celebrować kolejny radosny moment, światełko lśniące pośród nadciągających czarnych chmur. Połączenie się dwóch dusz, nawet jeśli był to związek aranżowany, mógł być takim radosnym momentem, zwłaszcza że był ponad podziałami. Co dawało nadzieję, że można się jednoczyć, jeśli tylko się tego chciało.
- Ja uczestniczyłam w kilku zabawach. Specjalnie na okazję festiwalu wzięłam trochę wolnego od pracy i pojechałam do rodziców w Kornwalii, stamtąd odwiedzałam festiwalowe atrakcje. W meczu akurat nie grałam, niestety nie odziedziczyłam po rodzinie matki zbyt wiele talentu ani zamiłowania do quidditcha. Ale obserwowałam wasze zmagania z daleka – pamiętała więc krótki mecz, na którym poszła przez wzgląd na krewnych i znajomych. Pamiętała też anomalie i dementora, który został przegoniony przez patronusy członków Zakonu. Wtedy też zatliło się w niej silniej pragnienie, żeby nauczyć się wyczarować patronusa jak należy, cielesnego, a nie tylko srebrną mgiełkę. Póki co brakowało jej umiejętności.
Charlie wychowała się na wybrzeżu Kornwalii, jej codziennością była plaża, morze i klify, ale lubiła też leśne scenerie. W lesie zawsze się uspokajała, kochała zapach drzew i szelest ściółki i roślinności pod stopami. Ollivanderowie naprawdę ładnie to wszystko urządzili, nawet jeśli akurat to miejsce powstało głównie z myślą o ślubie i potem zniknie.
Kłamczuchą była beznadziejną. Oczywiście to co mówiła to były kłamstwa, ale najwyraźniej wypowiedziane zbyt mało przekonującym tonem, by zmusić fałszoskop do silniejszego odzewu, takiego, który umożliwiłby jego znalezienie wśród gęstych paproci. Nawet Samuelowi póki co nie szło.
- Ja naprawdę nie lubię eliksirów. Jestem za to mistrzynią uroków – mówiła wciąż Charlie, starając się wlać w te kłamliwe i nie mające nic wspólnego z prawdą słowa choć odrobinę wiarygodności. – Nie lubię też kotów. Koty są okropne i wredne – kłamała wciąż. Myślała coś zupełnie przeciwnego, kochała zarówno eliksiry, jak i koty, ale zaprzeczenie czemuś, co lubiła, uważała za najbardziej banalne i łatwe do wymyślenia kłamstwo.
| znów próbuję kłamać, biegłość 0, -40 do rzutu
- Ja uczestniczyłam w kilku zabawach. Specjalnie na okazję festiwalu wzięłam trochę wolnego od pracy i pojechałam do rodziców w Kornwalii, stamtąd odwiedzałam festiwalowe atrakcje. W meczu akurat nie grałam, niestety nie odziedziczyłam po rodzinie matki zbyt wiele talentu ani zamiłowania do quidditcha. Ale obserwowałam wasze zmagania z daleka – pamiętała więc krótki mecz, na którym poszła przez wzgląd na krewnych i znajomych. Pamiętała też anomalie i dementora, który został przegoniony przez patronusy członków Zakonu. Wtedy też zatliło się w niej silniej pragnienie, żeby nauczyć się wyczarować patronusa jak należy, cielesnego, a nie tylko srebrną mgiełkę. Póki co brakowało jej umiejętności.
Charlie wychowała się na wybrzeżu Kornwalii, jej codziennością była plaża, morze i klify, ale lubiła też leśne scenerie. W lesie zawsze się uspokajała, kochała zapach drzew i szelest ściółki i roślinności pod stopami. Ollivanderowie naprawdę ładnie to wszystko urządzili, nawet jeśli akurat to miejsce powstało głównie z myślą o ślubie i potem zniknie.
Kłamczuchą była beznadziejną. Oczywiście to co mówiła to były kłamstwa, ale najwyraźniej wypowiedziane zbyt mało przekonującym tonem, by zmusić fałszoskop do silniejszego odzewu, takiego, który umożliwiłby jego znalezienie wśród gęstych paproci. Nawet Samuelowi póki co nie szło.
- Ja naprawdę nie lubię eliksirów. Jestem za to mistrzynią uroków – mówiła wciąż Charlie, starając się wlać w te kłamliwe i nie mające nic wspólnego z prawdą słowa choć odrobinę wiarygodności. – Nie lubię też kotów. Koty są okropne i wredne – kłamała wciąż. Myślała coś zupełnie przeciwnego, kochała zarówno eliksiry, jak i koty, ale zaprzeczenie czemuś, co lubiła, uważała za najbardziej banalne i łatwe do wymyślenia kłamstwo.
| znów próbuję kłamać, biegłość 0, -40 do rzutu
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
Im dalej w głąb leśnej ścieżki, tym mnie słyszalne wydawały się ludzkie głosy. Przynajmniej te, należące do innych. Zmysły nastawiły się więc na otoczenie i drobna, kobiecą sylwetką, która dzisiejszego wieczoru miała być mu towarzyszką. Być możne wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale wydawała się poruszać wśród zarośli, dziwnie lekko. Niczym...kot? Dopiero później, przypomniał sobie rozmowę na jednym z wcześniejszych spotkań i przyznanie się do umiejętności, która dla samego Skamandera miała pozostać wieczną tajemnicą. Nie tylko ze względu na trudność nauki, ale i powiązania z dziedziną transmutacji, która od zawsze stanowiła jego słabość. Być może kiedyś miał przyjść dzień, w którym zdecyduje się na przestudiowanie własnej niechęci, ale nim nadejdzie taki czas, miał nieco inne pola do zainteresowań - To dobrze - zaczął ostrożnie, przysłuchując się wypowiedzi Charlie. Jeśli jeszcze istniały osoby, które znajdowały radość w takich wydarzeniach i potrafiły się tym światłem dzielić - była nadzieja. Sam auror czasem łapał się na tym, że czuł się wypłukany z podobnych tęsknot. A może po prostu, powoli nie miał już nic do stracenia? na własne życzenie odsuwając wszystko to, co miało kształt słabości? - To był pamiętny mecz - szkoda, że bardziej negatywnie. Przytaknął alchemiczce, ale uwagę skierował powtórnie na ducha, który zawodził nad zgubionym fałszoskopem. Dotychczasowe próby sprowokowania magicznego urządzenia, spełzły na niczym. Kłamstwa, które padały nie wywołały pożądanego skutku, pozostawiając ich z konsternacją i brzmieniem własnych głosów w powietrzu. Zapewne, gdyby ktoś przyglądał się im, parsknąłby śmiechem, bo rzucane frazy brzmiały przynajmniej dziwnie. Tym bardziej w perspektywie pozostawania na leśnej ścieżce wśród paproci - Nie potrafię kłamać ani trochę - spróbował powtórnie, tym razem zakładając dłonie przed sobą, doprawiając zdanie przeciągłym westchnieniem. Nie zawsze wystarczał wypowiedzieć kłamstwo, by zadziałało. Liczył się ton, postawa, mimika. Utrudnieniem mógł być fakt, że nie miał przed sobą żywego odnośnika swoich prób. Musiał czekać na odzew uszkodzonego urządzenia.
Kłamstwo I
Kłamstwo I
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Lorraine podejrzewała, że zadanie nie będzie należało do najłatwiejszych. Tym bardziej, że dziecko, do którego się zwracali były posągiem wpatrującym się w tafle wody. Ktoś kto patrzyłby na nich z boku prawdopodobnie parsknąłby śmiechem widząc ich próby. Rozmowa z dzieckiem nigdy nie była łatwa. Nie można było nauczyć się tego na pamięć, nie można było wyuczyć zachowań bo wraz z wiekiem wszystko się zmieniało. Jedynie podejście było ciągle takie same. Kto był rodzicem potrafił to zrozumieć. Szlachcianka słuchała słów męża będąc pewna, że dziewczynka przystanie na ich prośby, ale tak się jednak nie stało. Przez chwile blondynka stała jedynie się przyglądając. Szukała w głowie sposobu na przekonanie jej do tego by chociażby na nich spojrzała. Na co w ogóle patrzyła? Przez myśl Lorraine przeszło, że może posąg jest tak zaklęty by sprowadzać ich na manowce, a puzzel był dosłownie pod jej nosem. Może to właśnie na niego spoglądała? Kobieta postanowiła spróbować jeszcze raz zanim zacznie kombinować jak wyciągnąć puzzel z wody. Wolałaby mieć pewność niż zrobić z siebie całkowitą idiotkę. Nie miała zamiaru się jednak tym przejmować. To przecież była tylko zabawa. Nawet jeżeli miała się pobrudzić i miało to wymagać od niej wiele wysiłku to jednak nie po to to wszystko było dla nich zorganizowane. Z nagrodą będzie wyglądała wystarczająco arystokratycznie. - Kochanie – zaczęła zwracając się do dziewczynki. - Jeżeli jesteś w stanie nam pomóc to proszę powiedź gdzie możemy znaleźć brakujący fragment układanki. Bardzo nam na tym zależy. - powiedziała uśmiechając się delikatnie, a dłonią dotykając kamiennego ramienia dziewczynki. Nie wiedziała już co mogli zrobić więcej, żeby przekonać dziewczynkę, że naprawdę potrzebują jej pomocy. A co jeśli to wcale nie o to tu chodziło? Może posąg nie był rozwiązaniem i powinni iść dalej, a marnowali czas na przekonywanie dziewczynki by im pomogła? Do głowy Lorraine przychodziło już wiele rozwiązań. - Archie może to nie tutaj. Może tylko na siłę próbujemy zmusić posąg do pomocy, a tak naprawdę powinniśmy iść dalej – powiedziała odwracając się do męża. Zastanawiała się czy podobne myśli kotłują się w jego głowie.
retoryka (1)
retoryka (1)
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Lorraine Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Zadanie wymaga rzutów na dwa aspekty - 1 - artystyczny (ST 40) oraz 2 - historyczny (ST 45), z zaznaczeniem, że zagadki muszą być rozwiązane w tej kolejności - bez rozwiązania pierwszej, nie rozwiąże się drugiej. Każda z postaci ma dwa rzuty do dyspozycji (dwie próby), może przeznaczyć obydwa na historię magii albo wiedzę z danej dziedziny, lub jeden rzut na historię, drugi na wiedzę. Łącznie na parę są więc cztery rzuty. (edit - przysługujące rzuty można rozbić na dwa oddzielne posty, można też wykorzystać obydwa w jednym poście)
- 1 - Anthony Macmillan & Ria Weasley:
Rzeźba łypała na was (zwłaszcza na Rię) podejrzliwym spojrzeniem. Dyskusję podejmowała niechętnie, nieufnie i opornie, zbywając was niepowiązanymi z pytaniami komentarzami, jakby tor rozmowy w ogóle jej się nie podobał. Widziała, że coś szepczą, zmawiają się półgłosem, wcale sobie nie pomagając.
- A cóż mi po waszych sekretach! - prychnęła nawet, podejrzewając ich już o najgorsze. Nie uwierzyła dalszym zapewnieniom, jakoby mieli się czym dzielić. Jej kamienne ucho wyłapało za to słowa o Pogromcy, na które od razu zmieniła nastawienie - choć wyraz twarzy pozostał. - Pogromca? To jest dopiero tytuł, godny skały, a jakże! - przyznała prędko, zapominając o całej reszcie, a gdy dowiedziała się, że przed sobą ma tegorocznego Pogromcę - od razu postanowiła mu pomóc.
- Och tam, tam ukryli, drewno w drewnie - mruknęła niezadowolona, a świetliki z aureoli ruszyły się z zaszczytnych miejsc, osiadając na rosłym korzeniu, wskazywanym cały czas przez dłoń kobiety. Nie ruszyła nią ani trochę. Puzzel zabłysł na chwilę, podpowiadając wam - za świetlikami - po czym wrócił do swojej przeciętności. Gładkie drewno pozostało puste nawet po umieszczeniu w tabliczce.
Świetliki z kolei wskazały wam drogę - wyłożoną z początku kamieniami, a jakże, lecz przechodzącą w zwykłą, wydeptaną ścieżkę.
W pewnym momencie trafiliście na zaklęte pianino, białe, odcinające się od tła drzew. Wygrywało melodię, która mogła być wam znana. Wtedy też zza instrumentu wyjrzał mężczyzna w płaskim kapeluszu. - Może wy wiecie - burknął, wyraźnie zrezygnowany. - Całe godziny próbuję odgadnąć, cóż to za utwór, skąd pochodzi - czuję, że powinienem pamiętać, to miejsce powinno być mi bliskie, muzyka tak mi podpowiada, chcę ruszyć w podróż - stwierdził, wpatrując się w przybyłą parę. Mogli mu pomóc.●●●
W pierwszej części zadania należy rozpoznać utwór oraz dopasować go do hrabstwa lub państwa (wedle woli!), doliczany jest bonus z biegłości muzyka (wiedza). W drugiej części zadania mężczyzna poprosi was o podzielenie się wiedzą na temat ciekawostek z owego hrabstwa/państwa, doliczany jest bonus z biegłości historia magii.
- 2 - Rory Prewett & Miriam Prewett:
- Zadanie nie należało do prostych, gałęzie chwiały się i utrudniały bezpieczne usadzenie sówek, lecz z wyjątkowym wyczuciem i precyzją radziliście sobie z ratunkiem dla maleństw. Kolejne ptaszyny pohukiwały z ulgą, gdy trafiały na wyznaczane przez was miejsca - nim się obejrzeliście, wszystkie zostały ocalone. Właśnie wtedy Nebula oderwała się od gałęzi, uniosła się wyżej i z wysokiej dziupli wyswobodziła wasz element układanki, podając go zaraz eleganckim wyciągnięciem nóżki w stronę Miriam. Okazało się, że puzzel był pusty - nawet po umieszczeniu go na odpowiednim miejscu tabliczki, pozostawał gładki i jasny. Zanim zdążyliście poczynić ewentualne komentarze na ten temat, niewielka sowa (dowolnej rasy), dokładnie ta, którą panna Prewett miała przyjemność ratować, opuściła swoją gałązkę i niezgrabnie sfrunęła na palec dziewczynki*.
Znajoma sowa ruszyła z miejsca, kolejny raz wskazując wam drogę - parę metrów dalej trafiliście na wydeptaną ścieżkę, gdzie ptak zostawił was, nadając tylko kierunek wędrówki. Krótki spacer doprowadził was do małej galerii sztuki.
Wśród roślin, na głazach, oparte o pnie drzew, czekały reprodukcje dzieł malarskich, oprawionych w przeróżne ramy. Nie mogliście jednak dojrzeć żadnej wskazówki co do tytułów lub autorstwa, żadnych tabliczek, podpisów na płótnach. Jak się prędko okazało - nie byliście też na miejscu sami. Trafiliście na młodzieńca w okrągłych okularach, rozglądającego się niepewnie. - Znacie je? - zapytał, spoglądając na was. - Niedługo mam egzamin, nie znam się na sztuce - podzielił się stresem, nerwowo wykręcając palce.●●●
W pierwszej części zadania należy rozpoznać obrazy oraz ułożyć je chronologicznie według wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości malarstwo (wiedza). W drugiej części zadania młodzieniec poprosi was o podzielenie się wiedzą na temat jednego z wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości historia magii.
* za krytyczny sukces Miriam dostaje malutką, zaczarowaną figurkę sowy oraz +5 do dowolnego rzutu podczas eventu (należy zaznaczyć w poście, że opcja jest wykorzystywana)
- 3 - Lucan Abbott & Melania Abbott:
Las milczał, milczał uparcie, wsłuchując się uważnie w słowa Lucana, wypowiadane gładko i poważnie. Głos nie zadrżał ani nie zawiesił się, upewniając leśnych sędziów w prawdzie, głoszonej przez lorda Abbotta - i zareagował na tę prawdę wyjątkowo szybko, lekkim szumem, narastającym delikatnie, acz słyszalnie. Gablotka rozbłysnęła na moment jaśniejszym światłem, a szkło zniknęło w oparach lekkiej mgły, jakby rozpływało się w powietrzu. Puzzel był wolny i mógł ruszyć z wami w dalszą drogę. Lewitował lekko, emanując jeszcze chwilę światłem i prowadząc was za sobą ku bezpiecznej ścieżce - dopiero wtedy go złapaliście. Był pusty, stracił blask, nawet po dołożeniu do tabliczki nie przedstawiał nic.
Wy zaś znaleźliście się na wydeptanej lekko dróżce, która doprowadziła was do niewielkiej galerii sztuki.
Wśród roślin, na głazach, oparte o pnie drzew, czekały reprodukcje dzieł malarskich, oprawionych w przeróżne ramy. Nie mogliście jednak dojrzeć żadnej wskazówki co do tytułów lub autorstwa, żadnych tabliczek, podpisów na płótnach. Jak się prędko okazało - nie byliście też na miejscu sami. Trafiliście na młodą damę, z zaciekawieniem obserwującą dzieła. - Mogłabym prosić o pomoc? - zapytała prędko, gdy was dostrzegła. - Nie potrafię znaleźć żadnych informacji na ich temat, a wydają się takie ciekawe! Uwielbiam czytać z obrazów historię - poprosiła, wyraźnie dając po sobie znać, jak bardzo jej zależy.●●●
W pierwszej części zadania należy rozpoznać obrazy oraz ułożyć je chronologicznie według wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości malarstwo (wiedza). W drugiej części zadania dziewczę poprosi was o podzielenie się wiedzą na temat jednego z wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości historia magii.
- 4 - Lorraine Prewett & Archibald Prewett:
Niestety, wasze słowa nie były wystarczające, by dziewczynka oderwała spojrzenie od potoku oraz zanurzonych w nich, świecących muszelek - choć przy pierwszych zdaniach, wypowiedzianych przez Lorraine, drgnęła nieznacznie, zaraz wróciła do obserwacji, nie poruszając się już więcej. Do czasu - dzielnie brnęliście, trzymając się interesującego was tematu (choć może niekoniecznie interesującego dziewczynkę), dopiero kiedy wydawało się, że nic z tego nie będzie, rzeźba poruszyła się, nieco zdezorientowanym spojrzeniem wodząc po was, raz wpatrując się w Lorraine, raz w Archibalda. Chwilę zajęło jej połączenie faktów.
- Fragment układanki? - zapytała, jakby wcześniej zupełnie nie słyszała, co do niej mówiliście. - Puzzel? - upewniła się, ponownie szukając odpowiedzi u małżeństwa. - Tak jak te w domu? Och, był tu jeden puzzel, ale zupełnie pusty, bez obrazka - westchnęła znudzona. Bez sensu taki puzzel. - Schowałam go pod kamieniem w białe kropki, w dole strumienia, może chociaż kropek nabierze - odpowiedziała krótko, a zanim zdążyła dodać cokolwiek więcej, jej spojrzenie znów przykuły muszle.
Tak jak wskazała dziewczynka, puzzel znajdował się pod kamieniem w białe kropki - odnaleźliście go bez trudu, choć na tle innych, równie ciekawych skałek, nie wyróżniał się zanadto. Puzzel pozostał pusty, nawet po włożeniu go na odpowiednie miejsce w tabliczce, ta zaś podpowiadała wam właśnie, że powinniście ruszyć prosto, kamienną ścieżką.
Nie musieliście iść długo - w pewnym momencie, lekko na lewo od ścieżki, ujrzeliście małą biblioteczkę w powalonym pniu rosłego drzewa. Obok znalazł się też stół oraz dwa puste, wygodne krzesła, na blacie zaś czekały przybory piśmiennicze oraz pusty pergamin. Przyglądając się książkom, bez trudu zauważacie, że nazwiska autorów zniknęły - zaraz dostrzegacie też przygarbioną postać, siedzącą dalej, na pniu.
- Ech - wzdycha krótko, spoglądając na was - Zapomniałem. Wszystkiego zapomniałem, tylko tytuły w pustej głowie, proszę was serdecznie o pomoc. Kto je pisał? W jakim okresie? - pada pytanie.●●●
W pierwszej części zadania należy dopasować autorów do dzieł literackich oraz rozpoznać, z jakiego okresu pochodzą, doliczany jest bonus z biegłości literatura (wiedza). W drugiej części zadania mężczyzna poprosi was o podzielenie się wiedzą na temat danego okresu historycznego, doliczany jest bonus z biegłości historia magii.
- 5 - Heath Macmillan & Elora Wright:
Mimo wysiłków, grzyby skutecznie utrudniły wam zadanie, za każdym dotknięciem narzędzia rosnąc, puchnąc i utrudniając wydostanie zwierząt z pułapki. W pewnym momencie, gdy już spędziliście trochę czasu na próbach, pudło zaczęło zmniejszać się - z początku niezauważalnie, lecz z biegiem czasu uciążliwie - wreszcie zmalało na tyle, że nic nie dało się z nim zrobić. Nie udało wam się zdobyć puzzla, na tabliczce pojawiła się krótka informacja, by udać się dalej - grzyby przy ścieżce od strony tunelu napuchły, pozostawała więc jedna droga.
Pozostawiliście za sobą las grzybów - im dalej od tego miejsca odchodziliście, tym mniej było ich wokół. Wreszcie na waszej drodze pojawiły się kolejne wyzwania.
Wśród roślin, na głazach, oparte o pnie drzew, czekały reprodukcje dzieł malarskich, oprawionych w przeróżne ramy. Nie mogliście jednak dojrzeć żadnej wskazówki co do tytułów lub autorstwa, żadnych tabliczek, podpisów na płótnach. Jak się prędko okazało - nie byliście też na miejscu sami. Trafiliście na młodą damę, z zaciekawieniem obserwującą dzieła. - Mogłabym prosić o pomoc? - zapytała prędko, gdy was dostrzegła. - Nie potrafię znaleźć żadnych informacji na ich temat, a wydają się takie ciekawe! Uwielbiam czytać z obrazów historię - poprosiła, wyraźnie dając po sobie znać, jak bardzo jej zależy.●●●
W pierwszej części zadania należy rozpoznać obrazy oraz ułożyć je chronologicznie według wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości malarstwo (wiedza). W drugiej części zadania dziewczę poprosi was o podzielenie się wiedzą na temat jednego z wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości historia magii.
- 6 - Charlene Leighton & Samuel Skamander:
Rzeźba, choć mogła sprawiać wrażenie naiwnej, słuchała waszych słów bez przekonania. Zachichotała, słysząc niewiarygodne kłamstwo, jakoby mężczyzna miał być szlachcicem - któż by w to wierzył?
- Och, ja też nie - odparł duch, słysząc słowa Charlene dotyczące eliksirów, prawie jej uwierzyła. Kompletnie nie widziała za to czarnoksięstwa w wydaniu rzekomego szlachcica. Dalsze próby także nie ruszyły fałszoskopu - szukała go, przysłuchując się próbom. Nikt w nie nie wierzył i to był problem - podjęli się zadania w dziwny sposób, najwyraźniej znając siebie na tyle, by wiedzieć, że to tylko kłamstwa. Ona także nie potrafiła im uwierzyć, wiedząc, że kłamią - w dodatku tak nieudolnie.
- To prawda - westchnęła, gdy Samuel stwierdził, że nie potrafił kłamać - zdążyła zauważyć. Nie zdołała powiedzieć nic więcej, gdy fałszoskop ujawnił się, świszcząc i gwiżdżąc. Oho, jednak coś potrafić musiał! - A może nie! Łapcie go, o tam, tam! - podekscytowana czekała tylko, aż zguba znajdzie się w jej zimnych ramionach. Dopiero wtedy zaprowadziła parę kawałek dalej, wskazując zarówno element układanki, jak i odpowiednią ścieżkę. - Dziękuję, powodzenia! - dodała jeszcze, nim wróciła w gąszcz paproci.
Idąc wskazaną ścieżką mogliście zauważyć, że puzzel nie przedstawiał niczego - był gładki, pusty, nawet po umieszczeniu w tabliczce. Wasza uwaga po krótkiej chwili spaceru została przyciągnięta przez następną okazję do zdobycia elementu układanki.
Wśród roślin, na głazach, oparte o pnie drzew, czekały reprodukcje dzieł malarskich, oprawionych w przeróżne ramy. Nie mogliście jednak dojrzeć żadnej wskazówki co do tytułów lub autorstwa, żadnych tabliczek, podpisów na płótnach. Jak się prędko okazało - nie byliście też na miejscu sami. Trafiliście na młodzieńca w okrągłych okularach, rozglądającego się niepewnie. - Znacie je? - zapytał, spoglądając na was. - Niedługo mam egzamin, nie znam się na sztuce - podzielił się stresem, nerwowo wykręcając palce.●●●
W pierwszej części zadania należy rozpoznać obrazy oraz ułożyć je chronologicznie według wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości malarstwo (wiedza). W drugiej części zadania młodzieniec poprosi was o podzielenie się wiedzą na temat jednego z wydarzeń, doliczany jest bonus z biegłości historia magii.
- puzzle:
- Anthony i Ria - 1/4
Rory i Miriam (+5 do dowolnego rzutu) - 1/4
Lucan i Melania - 1/4
Lorraine iFluvArchibald - 1/4
Heath i Elora - 0/4
Charlene i Samuel - 1/4
| Przepraszam Was za opóźnienie, dziękuję za cierpliwość <3 czas na odpis w tej turze macie do czwartku - 17.01, 20:00, kolejna tura pojawi się w czwartek wieczorem lub (pewniej) w piątek przed południem - posty do czwartkowej północy w razie braku podsumowującego posta zaliczę, lecz proszę żeby w piątek nie pisać już postów.[bylobrzydkobedzieladnie]
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 14.01.19 13:36, w całości zmieniany 1 raz
Cofnął się o pół kroku, gdy rzeźba spojrzała na niego podejrzliwie. Nie wiedział zresztą czego się spodziewać. Rozwiązywanie zagadki wcale nie szło im najlepiej. Ich uroki osobiste najwyraźniej nie działały, a dodatkowo nie mieli siły przekonywania. Westchnął ciężko, kiedy zdał sobie sprawę, że sekretami nie „przekupią” zaczarowanej rzeźby. Nie był co prawda zrezygnowany, ale czuł się nieprzyjemnie, biorąc pod uwagę fakt, że nie potrafił sobie poradzić. Z nadzieją jednak przyszła jednak Ria. Otworzył usta, próbując zrobić tak, jak doradzała to jego towarzyszka, ale rzeźba była szybsza. Poczerwieniał delikatnie na twarzy, gdy usłyszał jak ta nagle zmieniła swoją opinię i zdecydowała się im pomóc. Głupio mu było z tytułem Pogromcy… ale w końcu na coś się ten przydał! Przez kilkanaście sekund głupkowato stał w miejscu i zezował na rzeźbę w niedowierzaniu.
– Ria, jesteś wspaniała! – zawołał po chwili, wyraźnie zszokowany, ale i oczarowany jej pomysłowością. Cmoknął rudowłosą w policzek i rzucił się biegiem w stronę drogi, którą oświetliły świetlik. Pochwycił puzzel, który przez chwilę błyskał. Przyjrzał mu się uważnie i wrócił do Rii, co by to go wstawić w tabliczkę. – Chodź – dodał, łapiąc ją za dłoń i pociągnął za sobą. Znowu podążył za świetlikami. Dobrze, że te wskazywały drogę, a nie ją blokowały, tak jak to było podczas Festiwalu. Cały czas pamiętał swoją głupotę, kiedy omamiony pomylił drogę, a Ayden musiał go odciągać od świetlików. – Gdyby nie ty, pewnie błądzilibyśmy po lesie – zauważył wyraźnie rozradowany. Gdyby tylko nie przejmowałby się ostrożnością na drodze do kolejnego zadania, zapewne wyściskałby czarownicę ze szczęścia. – Nie wiem jak na to wpadłaś, ale na pewno masz więcej kreatywności niż ja – dodał jeszcze.
Przed nimi czekała druga zagadka. Nie spodziewał się jednak pianina. Nie był muzykalny, choć lubił muzykę. Zdawało mu się, że znał piosenkę, ale z drugiej nie był przekonany. Chwilę się wahał, próbując upewnić się, że to ten sam utwór.
– To chyba utwór Celesty Warbeck, tej znanej czarownicy… – odezwał się nieśmiało. W końcu otwarcie przyznawał się do słuchania piosenek czarnoskórej wiedźmy. – Ten… jak się nazywał ten utwór… chyba… Ukradłeś mój kociołek… ale nie możesz mieć mojego serca… jakoś tak. – nerwowo spojrzał na Rię. Nie chciał wyjść przed nią na błazna. Wyglądał tak, jakby oczekiwał z jej strony pomocy. Zaraz jednak odwrócił spojrzenie, bo w końcu wyszło na to, że jednak słuchał kiedyś Celesty. Znowu poczerwieniał na twarzy ze wstydu. Byleby panna Weasley nie zaczęła się z niego śmiać.
| Rzucam dwa razy na wiedzę o muzyce; raz się żyje (I poziom, +10)
– Ria, jesteś wspaniała! – zawołał po chwili, wyraźnie zszokowany, ale i oczarowany jej pomysłowością. Cmoknął rudowłosą w policzek i rzucił się biegiem w stronę drogi, którą oświetliły świetlik. Pochwycił puzzel, który przez chwilę błyskał. Przyjrzał mu się uważnie i wrócił do Rii, co by to go wstawić w tabliczkę. – Chodź – dodał, łapiąc ją za dłoń i pociągnął za sobą. Znowu podążył za świetlikami. Dobrze, że te wskazywały drogę, a nie ją blokowały, tak jak to było podczas Festiwalu. Cały czas pamiętał swoją głupotę, kiedy omamiony pomylił drogę, a Ayden musiał go odciągać od świetlików. – Gdyby nie ty, pewnie błądzilibyśmy po lesie – zauważył wyraźnie rozradowany. Gdyby tylko nie przejmowałby się ostrożnością na drodze do kolejnego zadania, zapewne wyściskałby czarownicę ze szczęścia. – Nie wiem jak na to wpadłaś, ale na pewno masz więcej kreatywności niż ja – dodał jeszcze.
Przed nimi czekała druga zagadka. Nie spodziewał się jednak pianina. Nie był muzykalny, choć lubił muzykę. Zdawało mu się, że znał piosenkę, ale z drugiej nie był przekonany. Chwilę się wahał, próbując upewnić się, że to ten sam utwór.
– To chyba utwór Celesty Warbeck, tej znanej czarownicy… – odezwał się nieśmiało. W końcu otwarcie przyznawał się do słuchania piosenek czarnoskórej wiedźmy. – Ten… jak się nazywał ten utwór… chyba… Ukradłeś mój kociołek… ale nie możesz mieć mojego serca… jakoś tak. – nerwowo spojrzał na Rię. Nie chciał wyjść przed nią na błazna. Wyglądał tak, jakby oczekiwał z jej strony pomocy. Zaraz jednak odwrócił spojrzenie, bo w końcu wyszło na to, że jednak słuchał kiedyś Celesty. Znowu poczerwieniał na twarzy ze wstydu. Byleby panna Weasley nie zaczęła się z niego śmiać.
| Rzucam dwa razy na wiedzę o muzyce; raz się żyje (I poziom, +10)
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k100' : 79
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k100' : 79
Róże zakwitły na jej malutkich, oprószonych drobinkami piegów dłoniach - niewinne, jak ona i skromnie białe. Pochylił się zdumiony, absolutnie oczarowany tym, co właśnie miało miejsce. - Niemal tak piękne jak ty - kucnął tuż obok, by móc z bliska podziwiać kwiaty; jednocześnie posłał Miri ciepły uśmiech. - To jeden z najrzadszych gatunków. Często przyozdabia się różami w podobnym kolorze ogrody księżycowe, które niesamowicie wyglądają również w nocy, gdy biel płatków odbija światło Księżyca... ale te kwiaty są jeszcze bardziej niezwykłe, nie należą do żadnego z gatunków hodowlanych, rosną dziko... wiesz, po czym to można poznać? Trzeba policzyć płatki - zazwyczaj jedynie hodowlane albo magicznie zmienione gatunki róż mają ich więcej niż pięć - podejrzewał, że dziewczynka pewnie niemalże natychmiast zacznie sprawdzać, czy nie pomylił się w rachubie. Kiedy szli już ścieżką, podjął temat, dzieląc się z Biedroneczką jeszcze jedną wiadomością. - Kwiaty mają wiele swoich tajemnic. Jeszcze jedną skrywaną przez róże jest to, iż liczba liści na ich łodyżkach jest zawsze nieparzysta. Wychodzi na to, że róże chyba nie za bardzo lubią parzyste liczby... - rzucił kontrolne spojrzenie, nie wiedząc, czy nie powinien doprecyzować, co oznaczają te terminy. - Miri, powiedz mi, proszę, czy pani Picks opowiadała ci już o szlachetnym rodzie, którego symbolem jest właśnie róża? - może zarzucał ją informacjami, ale miała tak chłonny umysł, że nasiąkał on nimi jak gąbka, dlatego Rory starał się przemycać tym podobne wiadomości, kiedy tylko pojawiała się ku temu sposobność. Wiedza to potęga, przynajmniej to jedno powinna zapamiętać z tych wszystkich przypadkowych lekcji.
- Dziękuję pięknie - przyjął od niej różę, tworząc z niej prowizoryczną butonierkę, którą umiejscowił gdzieś na wysokości serca. - Myślę, że niczego im tam nie brakuje, ale o herbatę z soczkiem malinowym musisz koniecznie podpytać ciocię Julię - to zdecydowanie ona miała większe kompetencje, że zająć się edukacją z zakresu wyimaginowanego życia stworzeń nie tylko magicznych. Liczył na to, że nie oberwie mu się potem za wymyślanie tych wszystkich niestworzonych historii, ale nie potrafił zareagować inaczej, widząc, jak Miri zaczyna się martwić.
- Nebula? - powtórzył, nie do końca pewien, czy Miriam właśnie wymyśliła sobie to imię, czy może jednak naprawdę znała tę sowę - aczkolwiek chwilę później jego wątpliwości się rozwiały, gdy doprecyzowała, skąd kojarzy zwierzę. - Zobacz, tym razem chyba też chce ci pomóc, wskazując nam ścieżkę, którą powinniśmy podążać... swoją drogą, kiedy przeleciała tuż obok miałem okazję przyjrzeć się jej z bliska, zwróciłaś uwagę, jakie ona ma czujne, przeszywające spojrzenie? - tak jakby nic nie mogło jej umknąć. - To miło ze strony wujka Ulyssesa, spacerowaliście gdzieś nieopodal? - nie zapytał wprost, co Miri sądzi o wujku Ulku, ale był tego ciekaw - może odpowiadając na to pytanie, Miri napomknie też coś o Ollivanderze.
- Zobacz, jak świetnie ci poszło - podsumował ich starania, kiedy wszystkie sówki znalazły się już na swoich miejscach. - Nebula chyba też tak uważa - mrugnął do Miri porozumiewawczo, by dziewczynka chwyciła podarowany jej element układanki. Rory nieznacznie zmarszczył brwi, widząc, iż jest on pusty - być może działał on jak tajemne mapy i należało odkryć zawartość jakimś zaklęciem? Albo ujawniała się ona sama - w odpowiednim momencie? - To chyba pierwszy element układanki, najwidoczniej musimy jeszcze jakiś zdobyć... - przerwał, obserwując, jak w stronę Miri podlatuje jedna z uratowanych sówek. - Prześliczna... czy ona ci czasem nie przypomina Kremówki? - wtrącił, zdumiony, że dopiero teraz rzuciło mu się to w oczy - podobieństwo było niezaprzeczalne. - Chyba nie potrafi się z tobą rozstać, trudno jej się dziwić - roześmiał się cicho, po czym ponownie sięgnął po rączkę Miri, prowadząc ją ścieżką do kolejnego punktu.
Dotarli do leśnej wystawy obrazów; Rory przywitał się z chłopcem chowającym nieśmiały wzrok za grubymi okularami, po czym opieszale przeszedł się obok wszystkich obrazów. - Wyglądają znajomo, spróbujemy ci pomóc... - rzekł na granicy słyszalności, chyba bardziej do siebie niż do chłopca; liczył na to, że coś jeszcze zostało mu w głowie z tych wszystkich lekcji sztuki, którymi katowano go w dzieciństwie.
| +10 do rzutu - (malarstwo - wiedza, I)
- Dziękuję pięknie - przyjął od niej różę, tworząc z niej prowizoryczną butonierkę, którą umiejscowił gdzieś na wysokości serca. - Myślę, że niczego im tam nie brakuje, ale o herbatę z soczkiem malinowym musisz koniecznie podpytać ciocię Julię - to zdecydowanie ona miała większe kompetencje, że zająć się edukacją z zakresu wyimaginowanego życia stworzeń nie tylko magicznych. Liczył na to, że nie oberwie mu się potem za wymyślanie tych wszystkich niestworzonych historii, ale nie potrafił zareagować inaczej, widząc, jak Miri zaczyna się martwić.
- Nebula? - powtórzył, nie do końca pewien, czy Miriam właśnie wymyśliła sobie to imię, czy może jednak naprawdę znała tę sowę - aczkolwiek chwilę później jego wątpliwości się rozwiały, gdy doprecyzowała, skąd kojarzy zwierzę. - Zobacz, tym razem chyba też chce ci pomóc, wskazując nam ścieżkę, którą powinniśmy podążać... swoją drogą, kiedy przeleciała tuż obok miałem okazję przyjrzeć się jej z bliska, zwróciłaś uwagę, jakie ona ma czujne, przeszywające spojrzenie? - tak jakby nic nie mogło jej umknąć. - To miło ze strony wujka Ulyssesa, spacerowaliście gdzieś nieopodal? - nie zapytał wprost, co Miri sądzi o wujku Ulku, ale był tego ciekaw - może odpowiadając na to pytanie, Miri napomknie też coś o Ollivanderze.
- Zobacz, jak świetnie ci poszło - podsumował ich starania, kiedy wszystkie sówki znalazły się już na swoich miejscach. - Nebula chyba też tak uważa - mrugnął do Miri porozumiewawczo, by dziewczynka chwyciła podarowany jej element układanki. Rory nieznacznie zmarszczył brwi, widząc, iż jest on pusty - być może działał on jak tajemne mapy i należało odkryć zawartość jakimś zaklęciem? Albo ujawniała się ona sama - w odpowiednim momencie? - To chyba pierwszy element układanki, najwidoczniej musimy jeszcze jakiś zdobyć... - przerwał, obserwując, jak w stronę Miri podlatuje jedna z uratowanych sówek. - Prześliczna... czy ona ci czasem nie przypomina Kremówki? - wtrącił, zdumiony, że dopiero teraz rzuciło mu się to w oczy - podobieństwo było niezaprzeczalne. - Chyba nie potrafi się z tobą rozstać, trudno jej się dziwić - roześmiał się cicho, po czym ponownie sięgnął po rączkę Miri, prowadząc ją ścieżką do kolejnego punktu.
Dotarli do leśnej wystawy obrazów; Rory przywitał się z chłopcem chowającym nieśmiały wzrok za grubymi okularami, po czym opieszale przeszedł się obok wszystkich obrazów. - Wyglądają znajomo, spróbujemy ci pomóc... - rzekł na granicy słyszalności, chyba bardziej do siebie niż do chłopca; liczył na to, że coś jeszcze zostało mu w głowie z tych wszystkich lekcji sztuki, którymi katowano go w dzieciństwie.
| +10 do rzutu - (malarstwo - wiedza, I)
kołyszę się na nitce nieokreślonych pragnień, palce zaczepiam o rozszczepione na liściu słońce, chwytam umykający wszechświat
Ostatnio zmieniony przez Rory Prewett dnia 15.01.19 0:58, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : odpowiedziałam na wyimaginowane pytanie :| musiałam edytować, bo dostawałam nerwicy natręctw, myśląc o tym, przepraszam!)
Rory Prewett
Zawód : botanik
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
and meet me there,
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Rory Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Lasy wokół zamku
Szybka odpowiedź