Piwniczna pracownia alchemiczna II
AutorWiadomość
Pracownia Valeriego
Ściany obłożone są książkami, fiolkami pustymi i wypełnionymi różnymi specyfikami, zmyślnymi aparaturami, butelkami pełnymi alkoholu, przedmiotami użytecznymi jak i niepotrzebnymi śmieciami. Wszystko co nie zmieściło się na półkach znalazło swoje miejsce w stertach uklepanych po kątach oraz na główkach gwoździ artystycznie poprzybijanych tam gdzie tylko się dało byle tylko wycyganić trochę cennego miejsca.
Tuż za wejściem znajduje się para krzeseł, których oparcia dla wygody są obłożone liniejącymi, zwierzęcymi skórami. Główną atrakcją pracowni jest długi solidny stół przy którym alchemik przygotowuje ingrediencje.
Centralną zaś atrakcją jest palenisko z kotłem. W podłodze znajduje się kratka prowadząca do ścieku w którą alchemik zlewa niewypały.
Tuż za wejściem znajduje się para krzeseł, których oparcia dla wygody są obłożone liniejącymi, zwierzęcymi skórami. Główną atrakcją pracowni jest długi solidny stół przy którym alchemik przygotowuje ingrediencje.
Centralną zaś atrakcją jest palenisko z kotłem. W podłodze znajduje się kratka prowadząca do ścieku w którą alchemik zlewa niewypały.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Noc wciąż była zaskakująco chłodna jak na lipiec. Pory letnie w Anglii nigdy nie bywały szczególnie upalne, czy słoneczne, Sigrun przywykła do deszczowej i mglistej pogody, lecz z pewnością nie do śniegu w czerwcu - i tak zimnych nocy w środku lata. Przyczyna tkwiła, rzecz jasna, we wciąż nieujarzmionych anomaliach, które w majową noc rozpierzchły się po całym kraju i nieustannie wpływały na działanie magii dosłownie wszędzie - i nie tylko magii. Od nocy, podczas której zniszczyli tę w Azkabanie, Anglię nieustannie nawiedzała zimna, nieprzejrzana mgła. Nawet tej nocy, na Nokturnie, unosiła się gęsto na uliczkach, które nieśpiesznym krokiem przemierzała Sigrun Rookwood. Nie śpieszyła się, wiedziała, że zastanie Dolohova w swojej piwnicy; uprzedzała go przecież, że się pojawi i to bynajmniej nie w celach towarzyskich, choć z pewnością nie odmówi, gdy Rosjanin zaproponuje kieliszek wódki. Zawsze to robił, a ona nigdy nie oponowała. Przez wszystkie te lata, przez które składała u niego zamówienia na eliksiry i alkohol, zdążyła się przekonać, że Rosjanin należał do pokroju pracoholików - i chyba wcale tej swojej piwnicy nie opuszczał. Dla niej to lepiej. Zatrzymała się kilka metrów przed drzwiami zamieszkiwanej przez niego kamienicy, aby dopalić papierosa. Spojrzała w górę, na niebo, na niepełny księżyc, który za kilka dni miał rozjaśnić w pełni. Ta miał być pierwszą od lat, której nie spędzi na służbie z ramienia Ministerstwa Magii; nie znaczyło to jednak wcale, że pozostanie w domu. W taką noc chyba nie potrafiłaby nawet zasnąć. Pełnia w lipcu tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego roku miała być pierwszą, podczas której zapoluje na bestię jako łowca lorda Avery'ego. Czuła się tym faktem podekscytowana i zaniepokojona jednocześnie, choć emocje były jak na nią mocno przytłumione; nie doszła jeszcze do siebie po koszmarnej nocy spędzonej w Azkabanie.
Nie zapukała jednak do drzwi Dolohova z powodu tamtej nocy, czy też sprawy, której oboje służyli, a z powodu pełni właśnie. Nowi pracodawcy powierzyli jej zadanie powiązane ze zdobyciem eliksirów - najlepszych eliksirów, a ich mogła oczekiwać właśnie po Rosjaninowi, do którego domu została wpuszczona przez chłopca. Od razu zeszła na prawo, schodami prowadzącymi do piwnicy, poprawiając torbę na ramieniu.
- Valerij? - zawołała od razu, komunikując swoją obecność - aby nie rzucił w nią fiolką gazu duszącego na dzień dobry. - To ja, Rookwood.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Znajdował się w swojej pracowni tak, jak zresztą niemalże każdego wieczoru. Siedząc na obłożonym zwierzęcym futrem krześle pochylał się nad blatem swojego pracowniczego stołu. Studiował księgę - nie jakąś specjalną bo tą będącą spisem jego własnych tworów z poprzedniego miesiąca. Zawsze skrupulatnie zapisywał używane ingrediencje z wyszczególnieniem dostawców, daty, ich jakości oraz użytą w danym warzeniu ilość. Spisywał to wszystko starając się ustalić czego najwięcej mu schodziło by jakoś móc określić się u dostawcy który zawita pod jego drzwi dwudziestego dnia miesiąca, tak jak to robił zawsze. Przy pracy towarzyszyło mu przyjemne, ciche, spokojne bulgotanie kotła. Znajdował się nad paleniskiem, a w jego wnętrzu kołysała się zawiesina o konsystencji śmietany. Miała połyskująca perłową barwę i zapach czegoś na granicy szarego mydła wymieszanego z zakurzonymi lawendowymi ziołami. Ogień pod kotłem nie palił się, a ledwie tlił - i tak też miało pozostać. Żar drewna odbijał się od kotła ciepłym połyskiem, lecz to nie on był źródłem światła, a wiele świec rozstawionych w strategicznych miejscach pracowni. Strasznie dużo ich schodziło na nocne posiedzenia.
Podniósł swoje spojrzenie na sufit w miejsce nad którym znajdował się przedpokój, gdy tylko usłyszał kroki poprzedzone szczękiem wysłużonych już zawiasów. Drobniejsze kroki należały zapewne do Antonina, a te drugie do wyczekiwanej czarownicy. Dolohov włożył pióro pomiędzy strony na których zatrzymała się jego praca. Wstał ze swojego stanowiska bo gości nie wypadało gościć na siedząco. Poprawił futrzastą skórę na siedzisku strzepując z niej jakiś pył. Ugłaskał włosie i ustawił krzesło tak by czarownica sobie spoczęła.
- Usiądź i opowiadaj co mogę dla ciebie zrobić. Wspominałaś coś o tym, że potrzebujesz eliksirów. Jeśli chodzi o smoczą łzę to zaraz zobaczę czy już swoje zdążyła odleżeć - mówiąc to zbliżył się do paleniska, przy którym znajdowała się grzejąca się butelka samorobnego alkoholu. Chwycił ją przez ścierkę i odlał jej zawartości do drewnianego, wysłużonego już kubka. Silnie pachniała korzennymi ziołami mając przy tym odcień czerwieni żurawiny. Rozgrzewała bardzo dobrze. Podstawił naczynie Sigrun.
Podniósł swoje spojrzenie na sufit w miejsce nad którym znajdował się przedpokój, gdy tylko usłyszał kroki poprzedzone szczękiem wysłużonych już zawiasów. Drobniejsze kroki należały zapewne do Antonina, a te drugie do wyczekiwanej czarownicy. Dolohov włożył pióro pomiędzy strony na których zatrzymała się jego praca. Wstał ze swojego stanowiska bo gości nie wypadało gościć na siedząco. Poprawił futrzastą skórę na siedzisku strzepując z niej jakiś pył. Ugłaskał włosie i ustawił krzesło tak by czarownica sobie spoczęła.
- Usiądź i opowiadaj co mogę dla ciebie zrobić. Wspominałaś coś o tym, że potrzebujesz eliksirów. Jeśli chodzi o smoczą łzę to zaraz zobaczę czy już swoje zdążyła odleżeć - mówiąc to zbliżył się do paleniska, przy którym znajdowała się grzejąca się butelka samorobnego alkoholu. Chwycił ją przez ścierkę i odlał jej zawartości do drewnianego, wysłużonego już kubka. Silnie pachniała korzennymi ziołami mając przy tym odcień czerwieni żurawiny. Rozgrzewała bardzo dobrze. Podstawił naczynie Sigrun.
Za każdym razem, kiedy próbowała sięgnąć pamięcią do dnia, w którym poznała Valerija Dolohova, to miała zwyczajną pustkę w głowie. Nie pamiętała nawet dokładnego roku, w którym miało to miejsce. Bywała u niego regularnie od kilku lat. Kojarzyła jednak, że musiało mieć to związek z ciążą Eir. Dawniej korzystała wszak głównie ze zdolnych dłoni kuzynki, którą darzyła zaufaniem i sympatią, kuzynki z którą łączyła ją krew Borginów. Takie nazwisko nosiła z domu także matka Sigrun, zmarła przy porodzie. W chwili, gdy Eir wypełniła jednak powinność wobec rodziny i na jej palcu pojawiła się obrączka, a pod sercem zakiełkowało życie, nie chciała narażać zdrowia jej i dziecka, prosząc o mikstury, nierzadko trujące. Chyba właśnie wtedy natrafiła na Dolohova. Potrzebowała zdolnego alchemika, który nie miał oporów przed warzeniem najbardziej paskudnych mikstur. Z początku mu nie ufała, był obcy, nie był nawet Anglikiem w najmniej części, a do tego wciąż nie wiedziała jak czysta była jego krew, lecz to zeszło na dalszy plan, gdy przekonała się jak cholernie dobrym był alchemikiem. Zaczęła odwiedzać go regularnie, a każde ich spotkanie przebiegało w podobny sposób. Valerij z rzadka opuszczał swoją piwnicę, po raz pierwszy poza nią widziała go chyba na spotkaniu Rycerzy Walpurgii w La Fantasmagorie, a jego widok tam wzbudził wprawił ją w zadowolenie. Mogli być radzi, że mają po swej stronie takiego sojusznika. Dolohov wybrał słusznie i nigdy jeszcze nie zawiódł.
Dziś zjawiła się u niego jednak w innej sprawie. Wciąż chodziło o eliksiry, bo o cóż innego, jednakże nie mające związku z ideą, o którą walczyli, z Panem, któremu przysięgli swe różdżki i umiejętności. Niezmiennie wciąż posiadali także inne zajęcia. Zwykłą pracę, która dawała im galeony niezbędne do przeżycia.
- Nie tylko o smoczą łzę, choć bardzo chętnie przyjmę fiolkę, jeśli masz jakąś na zbyciu - odpowiedziała od razu, zajmując wskazane przez alchemika krzesło. Torbę, którą dotąd dzierżyła na ramieniu położyła na obdrapanym stole. Ponoć nie wolno było kłaść ich na ziemi, bo wówczas galeony z niej uciekają. A na nadmiar złota Rookwood ostatnimi czasy nie cierpiała. - Dziękuję - skinęła głową, przyjmując od niego naczynie. - Jak wiesz, bądź nie, w lipcu zmieniłam pracodawcę - zaczęła, a w ton głosu wkradła się nutka ironii. - Wciąż tropię wilkołaki. Nazwisko Avery coś ci mówi?
Dziś zjawiła się u niego jednak w innej sprawie. Wciąż chodziło o eliksiry, bo o cóż innego, jednakże nie mające związku z ideą, o którą walczyli, z Panem, któremu przysięgli swe różdżki i umiejętności. Niezmiennie wciąż posiadali także inne zajęcia. Zwykłą pracę, która dawała im galeony niezbędne do przeżycia.
- Nie tylko o smoczą łzę, choć bardzo chętnie przyjmę fiolkę, jeśli masz jakąś na zbyciu - odpowiedziała od razu, zajmując wskazane przez alchemika krzesło. Torbę, którą dotąd dzierżyła na ramieniu położyła na obdrapanym stole. Ponoć nie wolno było kłaść ich na ziemi, bo wówczas galeony z niej uciekają. A na nadmiar złota Rookwood ostatnimi czasy nie cierpiała. - Dziękuję - skinęła głową, przyjmując od niego naczynie. - Jak wiesz, bądź nie, w lipcu zmieniłam pracodawcę - zaczęła, a w ton głosu wkradła się nutka ironii. - Wciąż tropię wilkołaki. Nazwisko Avery coś ci mówi?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Faktycznie nie trudno było go znaleźć jeżeli już wiedziano o jego istnieniu. Wciąż mimo wszystko nie wychodził przed szereg pozostając w szarej, nokturnowej masie wszystkich. To jednak niedługo mogło ulec zmianie. Jego umiejętności ulegały poprawie. Ważone mikstury były skuteczniejsze. Jego prestiż jako wytwórcy rósł i wystarczyło czekać na to, aż przełoży się to na potencjalny zysk oraz szacunek. To drugie w szczególności go interesowało. To by był szanowany jako naukowiec, alchemik, człowiek nauki. By jego dorobek który budował wprawiał w osłupienie, zyskiwał miano rewolucyjnego. Ostatnio zakończone badania nad miksturą powodująca lodowe eksplozje podniosła jego pewność siebie utrzymując go w przekonaniu, że to czego pragnie nie tylko jest na wyciągnięcie ręki, a samo zaczyna mu się w nią wsuwać. Wciąż więc pracował realizując kolejne zamówienia z których zaś finansował swoje alchemiczne plany, wymysły, fantazje. Dziś zaś miał służyć Rookwood swoimi umiejętnościami. Bardzo dobrze. Cenił ją sobie bardzo i to nie tylko przez wzgląd na to że była po jego, stronie, lecz również (a może głównie?) przez to, że dostarczała mu ingrediencje będące pochodnymi niebezpiecznych bestii. On sam zbliżał się do tych jedynie gdy był pewny tego, iż są wypchane.
- Przygotowywałem nie tak dawno tę miksturę. Nie jestem pewny jednak, czy już odpowiednio odleżała – anomalie są czynnikiem bardzo niekorzystnie wpływającym na proces mieszania się cząstek – na jego czole pojawiła się marudna zmarszczka skargi – przypomnij mi o tym jednak przed swoim wyjściem, a teraz mów czym mogę tobie służyć – podniósł na nią spojrzenie po tym, jak sobie samemu również odmierzył ciepłego alkoholu. Kiwnął potakująco głową na wspomnienie lordów Shropshire. Orientował się pobieżnie w magicznej historii nie mógł jednak nie słyszeć i nie znać takich szlacheckich nazwisk. Przywołujących różne, mniej ciepłe skojarzenia.
- Pracujesz na zlecenie Averych...? - dopytał zaskoczony – Płacą lepiej niż Ministerstwo? - tu pojawiła się zaraz ciekawość – Chcieli by może coś...ode mnie...? - jak i chciwość wywołana perspektywą interesu.
- Przygotowywałem nie tak dawno tę miksturę. Nie jestem pewny jednak, czy już odpowiednio odleżała – anomalie są czynnikiem bardzo niekorzystnie wpływającym na proces mieszania się cząstek – na jego czole pojawiła się marudna zmarszczka skargi – przypomnij mi o tym jednak przed swoim wyjściem, a teraz mów czym mogę tobie służyć – podniósł na nią spojrzenie po tym, jak sobie samemu również odmierzył ciepłego alkoholu. Kiwnął potakująco głową na wspomnienie lordów Shropshire. Orientował się pobieżnie w magicznej historii nie mógł jednak nie słyszeć i nie znać takich szlacheckich nazwisk. Przywołujących różne, mniej ciepłe skojarzenia.
- Pracujesz na zlecenie Averych...? - dopytał zaskoczony – Płacą lepiej niż Ministerstwo? - tu pojawiła się zaraz ciekawość – Chcieli by może coś...ode mnie...? - jak i chciwość wywołana perspektywą interesu.
Rookwood marzyła o innej potędze; pragnęła władać potężnymi, czarnomagicznymi mocami, stawiała na siłę i strach. Te cechy w innych budziły w niej największy szacunek; z zazdrością spoglądała na Śmierciożerców, z zachwytem chłonęła każdą informację, która tyczyła się Czarnego Pana, pragnęła podążać tą samą ścieżką. Skłamałaby jednak mówiąc, że umiejętności i wiedza Dolohova nie były imponujące; nie nadawał się do otwartej walki, nie sądziła nawet, czy byłby zdolny do tortur (choć gdyby tak było, to czułaby się mile zaskoczona), lecz jego obecność zarówno w szeregach Rycerzy Walpurgii, jak i w nokturnowych interesach była istotna - i doceniała ją.
- Eee... Mogę ją wziąć, jeśli pozwolisz, a odleży u mnie tyle ile potrzeba, aby miała ją pod ręką - odrzekła z wyraźnym zawahaniem, unosząc przy tym brew; nie miała zielonego pojęcia o czym do niej mówi. Proces mieszania się cząstek brzmiał dla niej skomplikowanie i dziwacznie, jak coś, co z pewnością niezbyt ją interesuje. Nie zamierzała wnikać jednak w szczegóły, Dolohov z pewnością wiedział co mówi i miał rację. Skinęła głową na znak zgody; z pewnością się przypomni, bo była jej potrzebna, tak jak kilka innych. Zarówno na użytek własny, jak i podczas wykonywania obowiązków służbowych. A to one dziś ściągnęły ją do piwnicy Valerija.
- Tak. Od lipca - rzekła Sigrun, a na usta wychynął uśmiech wyraźnie pełen samozadowolenia. - Sam napisał do mnie z tą propozycją - nie potrafiła się powstrzymać przed zdradzeniem mu tego; uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił - sam lord Avery zabiegał, by u niego pracowała. Była dobra w tym co robiła i otrzymała tego najlepsze potwierdzenie. - Lepiej. A w dodatku pozwalają na więcej... - dodała z łobuzerskim uśmiechem, unosząc naczynie do ust. Trunek nie pachniał zachęcająco, lecz alkohol nie miał pachnieć, czy smakować - a uderzać do głowy, ot co. - Będziemy potrzebować dobrego alchemika, który nie zawaha się dostarczyć nam... wszelkich niezbędnych środków - zwłaszcza trujących i mniej legalnych - zaproponowałam więc ciebie. Na początek to jedno zlecenie, a jeśli będą zadowoleni... Kto wie. Jesteś zainteresowany?
- Eee... Mogę ją wziąć, jeśli pozwolisz, a odleży u mnie tyle ile potrzeba, aby miała ją pod ręką - odrzekła z wyraźnym zawahaniem, unosząc przy tym brew; nie miała zielonego pojęcia o czym do niej mówi. Proces mieszania się cząstek brzmiał dla niej skomplikowanie i dziwacznie, jak coś, co z pewnością niezbyt ją interesuje. Nie zamierzała wnikać jednak w szczegóły, Dolohov z pewnością wiedział co mówi i miał rację. Skinęła głową na znak zgody; z pewnością się przypomni, bo była jej potrzebna, tak jak kilka innych. Zarówno na użytek własny, jak i podczas wykonywania obowiązków służbowych. A to one dziś ściągnęły ją do piwnicy Valerija.
- Tak. Od lipca - rzekła Sigrun, a na usta wychynął uśmiech wyraźnie pełen samozadowolenia. - Sam napisał do mnie z tą propozycją - nie potrafiła się powstrzymać przed zdradzeniem mu tego; uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił - sam lord Avery zabiegał, by u niego pracowała. Była dobra w tym co robiła i otrzymała tego najlepsze potwierdzenie. - Lepiej. A w dodatku pozwalają na więcej... - dodała z łobuzerskim uśmiechem, unosząc naczynie do ust. Trunek nie pachniał zachęcająco, lecz alkohol nie miał pachnieć, czy smakować - a uderzać do głowy, ot co. - Będziemy potrzebować dobrego alchemika, który nie zawaha się dostarczyć nam... wszelkich niezbędnych środków - zwłaszcza trujących i mniej legalnych - zaproponowałam więc ciebie. Na początek to jedno zlecenie, a jeśli będą zadowoleni... Kto wie. Jesteś zainteresowany?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Uuuuuh...? - Mruknął przeciągle pod nosem spoglądając na czarownicę z ukosa wyjątkowo bacznie, uważnie. Jego niebieskie oczy leniwie i dziwnie pewnie zatapiały się w jej obliczu. Wrażenie to pogłębiały powieki, które nieznacznie się przymrużyły. Brwi zaś - bliźniaczo do jej własnych uniosły się wyżej - Może faktycznie powinienem rozważyć możliwość w której przekazałbym ci nie do końca kompletny eliksir bo to przecież tylko kwestia odpowiednio długiego odstania mogącego mieć miejsce w kompletnie przypadkowych, losowych warunkach w których ani temperatura czy zacienienie nie odgrywają roli, a gdyby nawet odgrywały to przecież na pewno dopilnujesz by wszystko się zgadzało i nie wstawisz naparu od tak do spiżarnianej szafki bądź na parapet sięgając po niego nie kiedy potrzeba, a kiedy faktycznie będzie można....prawda? - Jego usta wygięły się na koniec w niezadowoloną podkówkę. Kiedyś, KIEDYŚ być może był taki naiwny. TERAZ jednak nie było szans na to by rozdawał eliksiry w takim stanie. Ludzie o nie nie dbali, nie pilnowali ich tak jak powinni, nie stosowali się do zaleceń - BA! Nie raz nawet nie słuchali tych zaleceń! Potem to on zbierał skargi i zażalenia. Za bardzo doświadczony był by powtarzać takie błędy - Jak będzie gotowy dostaniesz go. Jak nie to będziesz go mieć pod ręką tak szybko jak to tylko możliwe. To już będzie moje zmartwienie - to by trafił do niej jak najprędzej. Mogła być pewna, że dopilnuje tego.
Prędko wrócił do swej naturalnej pozy. Zwłaszcza po tym, jak upił nieco ciepła z kubka. W oczach pobłyskiwała mu ciekawość na wieści Sigrun dotyczącej nowej pracy. Rozchylił usta wydając z siebie jakieś rosyjskie słówko będące wyrazem bycia pod wrażeniem uznania jakiego zaszczyciła. Valerij w gruncie rzeczy był prostym czarodziejem. Potrafił się cieszyć ze szczęścia innych tym bardziej, gdy jemu samemu mogło z tegoż coś dobrego skapnąć.
- Naturalnie, że jestem zainteresowany - przyznał ochoczo i z podekscytowaniem mocniej nachylił się nad stołem w stronę Sigrun - Więc...? Co to za test...to znaczy zlecenie? Ile, czego i na kiedy? Mam sam sobie zorganizować ingrediencje od swoich dostawców i po prostu dopisać do rachunku czy też lord posiada własne kontakty i odczynniki które zostałyby mi przekazane, hm...?
Prędko wrócił do swej naturalnej pozy. Zwłaszcza po tym, jak upił nieco ciepła z kubka. W oczach pobłyskiwała mu ciekawość na wieści Sigrun dotyczącej nowej pracy. Rozchylił usta wydając z siebie jakieś rosyjskie słówko będące wyrazem bycia pod wrażeniem uznania jakiego zaszczyciła. Valerij w gruncie rzeczy był prostym czarodziejem. Potrafił się cieszyć ze szczęścia innych tym bardziej, gdy jemu samemu mogło z tegoż coś dobrego skapnąć.
- Naturalnie, że jestem zainteresowany - przyznał ochoczo i z podekscytowaniem mocniej nachylił się nad stołem w stronę Sigrun - Więc...? Co to za test...to znaczy zlecenie? Ile, czego i na kiedy? Mam sam sobie zorganizować ingrediencje od swoich dostawców i po prostu dopisać do rachunku czy też lord posiada własne kontakty i odczynniki które zostałyby mi przekazane, hm...?
Spokojnie wytrzymała uważne, badawcze spojrzenie alchemika, które niemal ją świdrowało, uniosła przy tym zaledwie jasne, niemal niewidoczne brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia. Powiedziała coś nie tak? Najwyraźniej. Nie zdążyła się jednak żachnąć, Dolohov sam pośpieszył z odpowiedzią, a akcentowanie poszczególnych słów jasno znaczyło, że sączył w nie ironię i dziś bynajmniej Smoczej Łzy nie otrzyma. Zrobiła nieco znudzoną minę, przewróciła oczyma, jakby to naprawdę było wielkie halo. Skoro miała odleżeć, to by odleżała. Najpewniej w zacienionej szafce, czy to naprawdę aż tak wielka różnica? Najwyraźniej, skoro Dolohov zdecydował się na taką tyradę i wykrzywiał usta tak, jakby właśnie zwyzywała mu matkę.
W rzeczywistości miał oczywiście rację i wiedział co robi. Sigrun, nie wiedząca niemal nic o alchemii, najpewniej prędko zapomniałaby o zaleceniach i rzuciła ją gdziekolwiek, przez co eliksir straciłby swe właściwości.
- Już dobrze, dobrze - odparła znużona, machając ręką na znak, że zrozumiała i naprawdę nie musi kontynuować tej tyrady. - Niech tak będzie - przytaknęła, choć czuła się zawiedziona; miała nadzieję, że opuści kamienicę Dolohovów bogatsza o kilka przydatnych fiolek. Wkrótce miała się przekonać jak istotne było zabierać je za sobą w miejsca, gdzie szalały anomalie.
Napiła się alkoholu jeszcze nim odstawiła naczynie na stół, nad którym nachylił się Valerij, potwierdzając, że jest zainteresowany. Uśmiechnęła się lekko, sądziła, że właśnie tak będzie. - Pełnia się zbliża, jeśli masz zapasy, to zapłacimy za nie. Jeśli nie - większość będzie potrzebna do następnej. Najlepiej będzie, jeśli sam zadbasz o zaopatrzenie i dopiszesz to do rachunku. Chyba najlepiej wiesz, które składniki będą najodpowiedniejsze, nie? Ale gdybyś miał problem ze zdobyciem czegoś... Skontaktuj się ze mną. Postaram się to załatwić. Zresztą - machnęła ręką - wiesz, że poluję. Mogę zdobyć to i owo. Przyniosłam coś dziś. Pasuje ci taki układ? Dobrze płacą.
Sigrun rozparła się wygodniej na krześle, zakładając nogę na nogę; w dłoni wciąż trzymała szklankę i leniwym gestem dłoni wprawiała alkohol w ruch. Obdarzyła Dolohova wyczekującym spojrzeniem. To ona zapewniła dowódcę, że współpraca z nokturnowym alchemikiem będzie korzystna, miała więc nadzieję, że Dolohov nie zazna nagłego zaćmienia umysłu i nie odmówi.
W rzeczywistości miał oczywiście rację i wiedział co robi. Sigrun, nie wiedząca niemal nic o alchemii, najpewniej prędko zapomniałaby o zaleceniach i rzuciła ją gdziekolwiek, przez co eliksir straciłby swe właściwości.
- Już dobrze, dobrze - odparła znużona, machając ręką na znak, że zrozumiała i naprawdę nie musi kontynuować tej tyrady. - Niech tak będzie - przytaknęła, choć czuła się zawiedziona; miała nadzieję, że opuści kamienicę Dolohovów bogatsza o kilka przydatnych fiolek. Wkrótce miała się przekonać jak istotne było zabierać je za sobą w miejsca, gdzie szalały anomalie.
Napiła się alkoholu jeszcze nim odstawiła naczynie na stół, nad którym nachylił się Valerij, potwierdzając, że jest zainteresowany. Uśmiechnęła się lekko, sądziła, że właśnie tak będzie. - Pełnia się zbliża, jeśli masz zapasy, to zapłacimy za nie. Jeśli nie - większość będzie potrzebna do następnej. Najlepiej będzie, jeśli sam zadbasz o zaopatrzenie i dopiszesz to do rachunku. Chyba najlepiej wiesz, które składniki będą najodpowiedniejsze, nie? Ale gdybyś miał problem ze zdobyciem czegoś... Skontaktuj się ze mną. Postaram się to załatwić. Zresztą - machnęła ręką - wiesz, że poluję. Mogę zdobyć to i owo. Przyniosłam coś dziś. Pasuje ci taki układ? Dobrze płacą.
Sigrun rozparła się wygodniej na krześle, zakładając nogę na nogę; w dłoni wciąż trzymała szklankę i leniwym gestem dłoni wprawiała alkohol w ruch. Obdarzyła Dolohova wyczekującym spojrzeniem. To ona zapewniła dowódcę, że współpraca z nokturnowym alchemikiem będzie korzystna, miała więc nadzieję, że Dolohov nie zazna nagłego zaćmienia umysłu i nie odmówi.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Był dziwakiem. Tego można było być pewnym nawet bez tak dokładnego oglądu jaki posiadała Sigrun. Jednak czy tak bardzo odbiegał w tym swoim ekscentryzmie od prawdziwych alchemików? Lord Qentin Burke również nie był za normalny, a sam Dolohov postrzegał go przez pryzmat realnego rywala w drodze ku chwale. W końcu był na równi z nim bliskim, naukowym sprzymierzeńcem Czarnego Pana o nie mniejszych umiejętnościach, czy zasługach. Do tego posiadał tytuł co samego Valerija nieco niepokoił fakt, że kiedyś, po tym jak Czarny Pan osiągnie już cel właśnie to pozwoli się Qentinowi wybić daleko przed szereg. Rosjanin musiał więc korzystać z tego czasu obecnego by już teraz zaskarbić sobie szerszą przychylność. Miał to zamiar uczynić za pomocą swoich umiejętności - w tym właśnie doskonałych jakościowo wyrobów. Nie dało się tego osiągnąć pozwalając wymusić na sobie presję odstępowania specyfików przed czasem - zresztą jeszcze sprawdzi swój składzik. Być może wszystko było już gotowe?
Teraz jeszcze kobieta zasypywała Dolohova informacjami cennymi w swej naturze bo nie tylko umożliwiającymi zarobek - bycie alchemikiem łowczej świty Averych miało znacznie, prestiż.
- Pasuje, pasuje! - zawtórował na samym wstępie, a potem się trochę zamyślił - To ile fiolek potrzebowalibyście uzupełnić swoje zapasy? Nie bardzo wiem ile schodzi na takie akcje i ile obecnie posiadacie. A co do rodzajów mikstur to na pewno w grę wchodzi wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu tak by przypadał przynajmniej na jeden na jednego łowcę podczas polowania, prawda? W ilu osobowych grupach się poruszacie? - Sięgnął gdzieś po kawałek pergaminu, który rozpracował przedramieniem o blat stołu. Wynalazł również kawałek pióra. Następnie zaczął wypytywać o jakieś konkrety by móc ocenić faktyczne zapotrzebowanie łowców na mikstury. On sam był w stanie warzyć eliksiry dzień w dzień oraz noc w noc przez miesiące z przerwami na siku. Z takiej ilości alchemicznych wynalazków Avery by się jednak nie wypłacił. A może jednak...? - Myślę, że na pewno pomocne są eliksiry zwiększające zwinność, jak i umiejętność poruszania się w ukryciu, prawda? - eliksir kociego kroku oraz zwinności powinien w tym przypadku sprawdzić się bardzo dobrze - Co do gotowości...dziś mamy siedemnastego lipca, hm...Lipcowa pełnia to będzie za wcześnie. Jeżeli posiadacie zapasy i chcecie je uzupełnić to chyba nie powinien być problem jeżeli specyfiki będą gotowe z początkiem sierpnia, prawda?
Teraz jeszcze kobieta zasypywała Dolohova informacjami cennymi w swej naturze bo nie tylko umożliwiającymi zarobek - bycie alchemikiem łowczej świty Averych miało znacznie, prestiż.
- Pasuje, pasuje! - zawtórował na samym wstępie, a potem się trochę zamyślił - To ile fiolek potrzebowalibyście uzupełnić swoje zapasy? Nie bardzo wiem ile schodzi na takie akcje i ile obecnie posiadacie. A co do rodzajów mikstur to na pewno w grę wchodzi wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu tak by przypadał przynajmniej na jeden na jednego łowcę podczas polowania, prawda? W ilu osobowych grupach się poruszacie? - Sięgnął gdzieś po kawałek pergaminu, który rozpracował przedramieniem o blat stołu. Wynalazł również kawałek pióra. Następnie zaczął wypytywać o jakieś konkrety by móc ocenić faktyczne zapotrzebowanie łowców na mikstury. On sam był w stanie warzyć eliksiry dzień w dzień oraz noc w noc przez miesiące z przerwami na siku. Z takiej ilości alchemicznych wynalazków Avery by się jednak nie wypłacił. A może jednak...? - Myślę, że na pewno pomocne są eliksiry zwiększające zwinność, jak i umiejętność poruszania się w ukryciu, prawda? - eliksir kociego kroku oraz zwinności powinien w tym przypadku sprawdzić się bardzo dobrze - Co do gotowości...dziś mamy siedemnastego lipca, hm...Lipcowa pełnia to będzie za wcześnie. Jeżeli posiadacie zapasy i chcecie je uzupełnić to chyba nie powinien być problem jeżeli specyfiki będą gotowe z początkiem sierpnia, prawda?
- O, tak, zdecydowanie - przytaknęła ochoczo głową, gdy przypomniał jej o wywarze ze sproszkowanego srebra i dyptamu. Jakże mogła o tym zapomnieć? Na całe szczęście to Dolohov był zwykle od myślenia. - Pięcioro. Po fiolce na głowę. Masz tyle? - dopytywała z zainteresowaniem Sigrun. Napiła się jeszcze polanego przez niego trunku i spojrzała znacząco na swoją szklankę. Tyle wystarczyło, by zapełniła się podobnie. - One także niewątpliwie się przydadzą. I ten... no... - pstryknęła palcami kilkukrotnie, próbując odnaleźć w myśli odpowiednie słowo - ... eliksir byka, czy coś takiego? Piłam kiedyś coś takiego i mogłam podnieść wielki głaz bez pomocy czarów... Na pewno wiesz o co chodzi - dodała z szelmowskim uśmiechem. Nie pamiętała wszystkich nazw, Valerij był jednak na tyle wykwalifikowanym alchemikiem, by zrozumieć co miała na myśli.
- Tak sądziłam, że a lipcową może być już za późno - westchnęła ciężko, krzywiąc się lekko. Nie winiła jednak za to Dolohova, zdawała sobie sprawę, że warzenie niektórych eliksirów musiało potrwać, nie tylko ze względu na trudności ze zdobyciem ingrediencji, ale i czas warzenia. I odleżenia fiolek, o czym Dolohov zdążył ją dzisiaj uświadomić. - Mamy pewne zapasy, ale się kończą, dlatego muszę mieć pewność, czy z początkiem sierpnia wszystko będzie gotowe. Twoja sowa powinna mnie znaleźć w razie problemu - mówiła rzeczowo, choć do jej głosu wkradła się surowa nuta. Miała nadzieję, że problemu nie będzie. Sprawienie im zawodu mogło go słono kosztować, a sprawa była o tyle skomplikowana, że łączyła ich także służba Czarnemu Panu. Dużo istotniejsza niż sprawy zawodowe - i ona zawsze musiała stać ponad wszystkim. Ufała jednak w rozsądek Valerija, miał odpowiednio poukładane priorytety - i jak dotąd nigdy ich nie zawiódł. Wierzyła więc, że współpraca pomiędzy nim, a nimi - łowcami wilkołaków - ułoży się pomyślnie.
Opróżniwszy znów szklankę sięgnęła do swojej skórzanej torby. Nie rzucała słów na wiatr, nie przyszła z pustymi rękoma. Na stół rzuciła niewielką sakiewkę wypełnioną monetami, którą otrzymała od swego dowódcy. - To w ramach zaliczki, ale na sierpniową pełnię wszystko ma być gotowe - odezwała się, przesuwając sakiewkę w jego stronę nieśpiesznym ruchem. Zaraz potem wyciągnęła kolejne. Skórzany woreczek z kilkoma barwnymi łuskami. - Smocze łuski na kolejną Smoczą Łzę i czułki szczuroszczeta. Potrzebuję marynowanej narośli - uzupełniła Sigrun, wszystko wykładając na stół. Teraz należało do niego. W zamian oczekiwała fiolek eliksirów, które wspomogą ją i innych łowców w pracy. - Nie będę dłużej zajmowała ci czasu. Z pewnością masz wiele pracy - rzuciła ironicznie, bez zbędnej zwłoki podnosząc się z krzesła. Jeśli nie z warzeniem eliksirów na zamówienia prywatne, to z pewnością z prowadzonymi dla jednostki badawczej badaniami.
- Będziemy w kontakcie. Do następnego, Dolohov - pożegnała się z nim szelmowskim uśmiechem; zarzuciła torbę przez ramię i jeśli tylko nie miał dalej nic do powiedzenia, wspięła się po schodach i opuściła wilgotną, zatęchłą piwnicę alchemika.
| zt
- Tak sądziłam, że a lipcową może być już za późno - westchnęła ciężko, krzywiąc się lekko. Nie winiła jednak za to Dolohova, zdawała sobie sprawę, że warzenie niektórych eliksirów musiało potrwać, nie tylko ze względu na trudności ze zdobyciem ingrediencji, ale i czas warzenia. I odleżenia fiolek, o czym Dolohov zdążył ją dzisiaj uświadomić. - Mamy pewne zapasy, ale się kończą, dlatego muszę mieć pewność, czy z początkiem sierpnia wszystko będzie gotowe. Twoja sowa powinna mnie znaleźć w razie problemu - mówiła rzeczowo, choć do jej głosu wkradła się surowa nuta. Miała nadzieję, że problemu nie będzie. Sprawienie im zawodu mogło go słono kosztować, a sprawa była o tyle skomplikowana, że łączyła ich także służba Czarnemu Panu. Dużo istotniejsza niż sprawy zawodowe - i ona zawsze musiała stać ponad wszystkim. Ufała jednak w rozsądek Valerija, miał odpowiednio poukładane priorytety - i jak dotąd nigdy ich nie zawiódł. Wierzyła więc, że współpraca pomiędzy nim, a nimi - łowcami wilkołaków - ułoży się pomyślnie.
Opróżniwszy znów szklankę sięgnęła do swojej skórzanej torby. Nie rzucała słów na wiatr, nie przyszła z pustymi rękoma. Na stół rzuciła niewielką sakiewkę wypełnioną monetami, którą otrzymała od swego dowódcy. - To w ramach zaliczki, ale na sierpniową pełnię wszystko ma być gotowe - odezwała się, przesuwając sakiewkę w jego stronę nieśpiesznym ruchem. Zaraz potem wyciągnęła kolejne. Skórzany woreczek z kilkoma barwnymi łuskami. - Smocze łuski na kolejną Smoczą Łzę i czułki szczuroszczeta. Potrzebuję marynowanej narośli - uzupełniła Sigrun, wszystko wykładając na stół. Teraz należało do niego. W zamian oczekiwała fiolek eliksirów, które wspomogą ją i innych łowców w pracy. - Nie będę dłużej zajmowała ci czasu. Z pewnością masz wiele pracy - rzuciła ironicznie, bez zbędnej zwłoki podnosząc się z krzesła. Jeśli nie z warzeniem eliksirów na zamówienia prywatne, to z pewnością z prowadzonymi dla jednostki badawczej badaniami.
- Będziemy w kontakcie. Do następnego, Dolohov - pożegnała się z nim szelmowskim uśmiechem; zarzuciła torbę przez ramię i jeśli tylko nie miał dalej nic do powiedzenia, wspięła się po schodach i opuściła wilgotną, zatęchłą piwnicę alchemika.
| zt
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Na pewno znajdę dwie fiolki. Resztę będę musiał dorobić, lecz tak jak wspominałem - jest trochę za późno bym zdążył na teraz, jednak ustalę na to priorytet - to był mimo wszystko jeden z istotniejszych eliksirów, który nie rzadko decydował o życiu lub śmierci łowcy. Zakreślił zatem nazwę czyniąc pod nią podkreślenie ku uczczenia jej statusu istotności - Tak, tak - eliksir byka, jak najbardziej poprawna nazwa. Krótkotrwale wzmaga sprawność na niebywały poziom - dopowiedział udowadniając tym samym, że faktycznie bardzo dobrze wie o co chodzi. Faktycznie był to bardzo przydatny specyfik biorąc pod uwagę, że wilkołaki były potworami bardzo odpornymi na magię. Zapewne w chwilach kryzysowych to właśnie siła decydowała o życiu lub nieżyciu. Do listy dopisał następnie kilka kolejnych wspomagaczy mogących przeważyć szalę na korzyć łowców w czasie nocnych zmagań. Naturalnie wszystko opierało się na eliksirach mogących wyostrzać zmysły. Żadnych wybuchów, eksplozji - trochę nuda. Cmoknął ustami.
- Moja ostatnia sowa zdechła w oparach. Użyczę jednak tej mojego brata z propozycją miejsca i pory po odbiór. Nie będziesz musiała się tu fatygować. Poślę Antonina. Same eliksiry będą gotowe na czas - tego możesz być pewna - zapewniał nie obawiając się posłużyć młodym, któremu w zamian odstąpi kilka knutów. A i Sergiej na pewno będzie rad, że młody zbiera doświadczenie.
Gdy na stole z wesołym brzęknięciem pojawił się mieszek Dolohow odłożył przybory do pisania i sięgnął po niego. Rozsupłał go i zaczął przeliczać wnętrze zastanawiając się na jakie to ingrediencje będzie mógł je przeznaczyć. Naturalnie nie odstępował jednocześnie uwagi na słowa blondynki. Z tego też powodu zaraz jego uwaga nad mieszkiem monet stała się miałka i pozbawiona wyrazu gdy na stole pojawił się kolejny pakunek czegoś ciekawszego - ingrediencji. W tym momencie już trochę mniej skupiał się na słowach Sigrun.
- Taktak... - mruknął gdy padło coś o tym, że ma wiele pracy, a potem kolejne mechaniczne - Taktak... - gdy czarownica się żegnała i powoli opuszczała piwnice Rosjanina.
|zt
- Moja ostatnia sowa zdechła w oparach. Użyczę jednak tej mojego brata z propozycją miejsca i pory po odbiór. Nie będziesz musiała się tu fatygować. Poślę Antonina. Same eliksiry będą gotowe na czas - tego możesz być pewna - zapewniał nie obawiając się posłużyć młodym, któremu w zamian odstąpi kilka knutów. A i Sergiej na pewno będzie rad, że młody zbiera doświadczenie.
Gdy na stole z wesołym brzęknięciem pojawił się mieszek Dolohow odłożył przybory do pisania i sięgnął po niego. Rozsupłał go i zaczął przeliczać wnętrze zastanawiając się na jakie to ingrediencje będzie mógł je przeznaczyć. Naturalnie nie odstępował jednocześnie uwagi na słowa blondynki. Z tego też powodu zaraz jego uwaga nad mieszkiem monet stała się miałka i pozbawiona wyrazu gdy na stole pojawił się kolejny pakunek czegoś ciekawszego - ingrediencji. W tym momencie już trochę mniej skupiał się na słowach Sigrun.
- Taktak... - mruknął gdy padło coś o tym, że ma wiele pracy, a potem kolejne mechaniczne - Taktak... - gdy czarownica się żegnała i powoli opuszczała piwnice Rosjanina.
|zt
3 sierpnia
Obudził się chwilę po tym, jak słońce osiągnęło swój szczyt na nieboskłonie wpadając ostrym, letnim światłem do wnętrza jego pokoju. Tak obudzony poszedł przemyć twarz, przyodział się nieco i zszedł do przyjemnie ponurej i chłodnej piwnicy. Tak, ta zdecydowanie najlepsza była latem. Wypił porannej kawy z prądem i pełen energii zabrał się do pracy na warsztat biorąc utworzenie eliksiru odtworzenia dla lorda Rowle. Rozpalił zatem ognia pod złotym kotłem. Gdy ten był jeszcze chłodny odmierzył odpowiednią ilość wody pozwalając jej nabierać z czasem temperatury. Sam w tym czasie zajął się przygotowaniem składników. Wziął między innymi słój do którego nalał zimnej wody, a do którego chwilę później wrzucił garść gąsienic oraz posiekane strączki pyskostrąku. Wstrząsnął tą dziwną marynatą i postawił wieczkiem do góry na stole. Podszedł do kociołka w którym woda jeszcze ni wrzała. Wziął więc pędy krwawnika kichawieca. Związał je rzemieniem tworząc pałkę i otrzaskał jedną stronę o stół, tak by pędy popękały i tą zmiażdżoną stroną zanurzył je w wodzie. Poruszył różdżką dodając po tym zmiażdżonego na papkę aloesu. Przykrył to wszystko wiekiem pozwalając naparowi dochodzić przez pół godziny. Gdy zaś minął wygasił palenisko i do gorącej wody dodał zalewę z gąsienic i strączków. Mieszał to wszystko dopóki całość nie zaczęła gęstnieć. Poruszył różdżką dodając na koniec serce eliksiru - odłamek spadające gwiazdy mający zastąpić feniksowy popiół. Odmierzył też krople krwi lorda oraz jeden jego włos.
|Eliksir odtworzenia, odłamek spadające gwiazdy, E=32, A=IV
Obudził się chwilę po tym, jak słońce osiągnęło swój szczyt na nieboskłonie wpadając ostrym, letnim światłem do wnętrza jego pokoju. Tak obudzony poszedł przemyć twarz, przyodział się nieco i zszedł do przyjemnie ponurej i chłodnej piwnicy. Tak, ta zdecydowanie najlepsza była latem. Wypił porannej kawy z prądem i pełen energii zabrał się do pracy na warsztat biorąc utworzenie eliksiru odtworzenia dla lorda Rowle. Rozpalił zatem ognia pod złotym kotłem. Gdy ten był jeszcze chłodny odmierzył odpowiednią ilość wody pozwalając jej nabierać z czasem temperatury. Sam w tym czasie zajął się przygotowaniem składników. Wziął między innymi słój do którego nalał zimnej wody, a do którego chwilę później wrzucił garść gąsienic oraz posiekane strączki pyskostrąku. Wstrząsnął tą dziwną marynatą i postawił wieczkiem do góry na stole. Podszedł do kociołka w którym woda jeszcze ni wrzała. Wziął więc pędy krwawnika kichawieca. Związał je rzemieniem tworząc pałkę i otrzaskał jedną stronę o stół, tak by pędy popękały i tą zmiażdżoną stroną zanurzył je w wodzie. Poruszył różdżką dodając po tym zmiażdżonego na papkę aloesu. Przykrył to wszystko wiekiem pozwalając naparowi dochodzić przez pół godziny. Gdy zaś minął wygasił palenisko i do gorącej wody dodał zalewę z gąsienic i strączków. Mieszał to wszystko dopóki całość nie zaczęła gęstnieć. Poruszył różdżką dodając na koniec serce eliksiru - odłamek spadające gwiazdy mający zastąpić feniksowy popiół. Odmierzył też krople krwi lorda oraz jeden jego włos.
|Eliksir odtworzenia, odłamek spadające gwiazdy, E=32, A=IV
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Noc z 1/2 września
Dolohov jak zwykle do właściwej, bardziej konstruktywnej pracy zabrał się pod wieczór kiedy to słoneczne swiatło nie pomagało podczas studiowania ksiąg czy też ich sporządzania. Ostatnio wiele wydawał na oświetlenie swej pracowni – konwekcjonalne, magiczne metody potrzymania światła magią były nie na miejscu przez wzgląd na numerologiczne zaburzenia cyrkulacji tejże. Musiał więc sięgnąć po te mniej zwyczajowe, przestrzałe polegające na zapalaniu świec. W tym momencie ich kępki rozstawione były w strategicznych miejscach pracowni, tam gdzie światło paleniska nie dochodziło same z siebie, a te dziś zażyło się silnie. Miało powód – Valerij miał zamiar przygotować wymagającą w warzeniu miksturę. Zbadał już astronomiczne aspekty nieba wiedząc, że dziś wysoka temperatura wrzenia miała pomóc smoczym łuskom oddać magię do roztworu. Z tego względu te prażyły się w tym momencie w suchym kotle. Dolochow majtał nimi by proces ten przebiegał równomiernie. Gdy te zmieniły barwę połysku dodał skruszonych, chitynowych pancerzyków żuków oraz łuskę ramoroy. W chwili której w kotle zaczęły trzaskać łuski alchemik sięgnął po nalewkę z pięciornika kurze ziele. Ta momentalnie zawrzała w sposób gwałtowny. Parny obłok uniósł się powodując łzawienie. Valerij posługując się różdżką zastukał po trzykroć o krawędź złotego kotła i patrzył na barwę naparu na podstawie której dodał ostatni składnik – ślinę dzikiego kuguchara.
|Smocza łza, łuska smoka, A=IV, E=32
Dolohov jak zwykle do właściwej, bardziej konstruktywnej pracy zabrał się pod wieczór kiedy to słoneczne swiatło nie pomagało podczas studiowania ksiąg czy też ich sporządzania. Ostatnio wiele wydawał na oświetlenie swej pracowni – konwekcjonalne, magiczne metody potrzymania światła magią były nie na miejscu przez wzgląd na numerologiczne zaburzenia cyrkulacji tejże. Musiał więc sięgnąć po te mniej zwyczajowe, przestrzałe polegające na zapalaniu świec. W tym momencie ich kępki rozstawione były w strategicznych miejscach pracowni, tam gdzie światło paleniska nie dochodziło same z siebie, a te dziś zażyło się silnie. Miało powód – Valerij miał zamiar przygotować wymagającą w warzeniu miksturę. Zbadał już astronomiczne aspekty nieba wiedząc, że dziś wysoka temperatura wrzenia miała pomóc smoczym łuskom oddać magię do roztworu. Z tego względu te prażyły się w tym momencie w suchym kotle. Dolochow majtał nimi by proces ten przebiegał równomiernie. Gdy te zmieniły barwę połysku dodał skruszonych, chitynowych pancerzyków żuków oraz łuskę ramoroy. W chwili której w kotle zaczęły trzaskać łuski alchemik sięgnął po nalewkę z pięciornika kurze ziele. Ta momentalnie zawrzała w sposób gwałtowny. Parny obłok uniósł się powodując łzawienie. Valerij posługując się różdżką zastukał po trzykroć o krawędź złotego kotła i patrzył na barwę naparu na podstawie której dodał ostatni składnik – ślinę dzikiego kuguchara.
|Smocza łza, łuska smoka, A=IV, E=32
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Piwniczna pracownia alchemiczna II
Szybka odpowiedź