Galeria sztuki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Galeria sztuki
Elegancki dworek oddany na użytek sztuki. Nieduży, o śnieżnobiałych ścianach i przepięknych zdobieniach, obsadzony krzewami krwistych róż. O pięciu niedużych komnatach połączonych szerokim korytarzem; w jednej z sal stoi mównica i ustawiony szereg krzeseł. Wewnątrz budynku odbywają się wystawy obrazów i rzeźb. Uznani artyści, gdy z dalekich stron przybywają do Londynu, tutaj chwalą się swymi dokonaniami, mędrcy i filozofowie wygłaszają mowy. Pospólstwo nie jest wpuszczane, szarym obywatelom pozostaje zerkanie przez szyby, przynajmniej dopóki nie przyuważy ich strażnik. Na stałe w galerii działa tylko jedna malarka, Elvira Gramp, zgorzkniała staruszka, poszukująca talentu, którego nie dali jej bogowie; usilnie pragnąca dogonić lepszych od siebie.
- Też tak uważam - potwierdził, zaciągnąwszy się kolejnym papierosem, który nie wiadomo kiedy pojawił się w jego ręce. Ciężkie życie nałogowca, można powiedzieć, ale prawda była taka, że Gray lubił zapach dymu tytoniowego i nie byłby w stanie z nim zerwać. Wszelkie dolegliwości z tego wynikające można było rozwiązać w jego przypadku za pomocą czarów, także.. Żyć, nie umierać!
A swoją drogą, to jeśli chodziło o wynalazki, to nawet jeśli Burroughs był mugolakiem, to cieszył się, że na świat przyszedł akurat w dwudziestym wieku. Na własne oczy mógł obserwować rozwój techniki, może jako dziecko nie, ale teraz, kiedy mieszkał na co dzień w Londynie - owszem. Każdego roku samochody, które wyjeżdżały z fabryk były coraz lepsze, mniej wymagające i tańsze, muzyka lepiej słyszalna, a obraz filmowy lepszej jakości. Skinął głową, w odpowiedzi na pytanie rudowłosej.
- Naprawdę. - dodał. - Jasne, że widziałem. Nawet teraz możemy iść zobaczyć... Chyba - zerknął na swój zegarek. - W Londynie jest kino samochodowe, wiesz, że wjeżdżasz tam autem, nad głową masz duży ekran i tam oglądasz. Co prawda nie mamy samochodu, ale ekran na pewno będzie widać z daleka.
Wzruszył ramionami, bo tak mu się wydawało, ale nie musiał mieć racji. Pochodził z dośc ubogiej rodziny, dlatego nigdy nie interesowały go takie atrakcje, nawet wtedy, gdy teoretycznie mógł już mieć do nich dostęp.
Uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy zobaczył jej entuzjazm na głupie zmienienie miejsca i perspektywy obrazu. Miło było popatrzeć, jak ktoś tak cieszył się drobiazgami. Szkoda tylko, że w najlepszym wypadku Lyra już za parę lat prawdopodobnie utraci tą cechę na rzecz innych, bardziej charakterystycznych dla dorosłych.
- Cieszę się, bo nigdy nie był ze mnie dobry mówca - przyznał, mierzwiąc palcami odrobinę przydługie włosy, a później mruknął potwierdzająco na pytanie Weasleyówny. - Owszem, ale to na pewno działa w dwie strony. Pewnie ciebie też bawi to jak szlamy reagują, kiedy pokazujesz im po raz pierwszy szachy czarodziejów, albo eksplodującego durnia.
A pal sześć mugoli, oni zazwyczaj na wszystkich patrzyli dziwnie, nawet na siebie nawzajem, więc to nawet dobrze, że Lyra się nimi nie przejmowała!
A swoją drogą, to jeśli chodziło o wynalazki, to nawet jeśli Burroughs był mugolakiem, to cieszył się, że na świat przyszedł akurat w dwudziestym wieku. Na własne oczy mógł obserwować rozwój techniki, może jako dziecko nie, ale teraz, kiedy mieszkał na co dzień w Londynie - owszem. Każdego roku samochody, które wyjeżdżały z fabryk były coraz lepsze, mniej wymagające i tańsze, muzyka lepiej słyszalna, a obraz filmowy lepszej jakości. Skinął głową, w odpowiedzi na pytanie rudowłosej.
- Naprawdę. - dodał. - Jasne, że widziałem. Nawet teraz możemy iść zobaczyć... Chyba - zerknął na swój zegarek. - W Londynie jest kino samochodowe, wiesz, że wjeżdżasz tam autem, nad głową masz duży ekran i tam oglądasz. Co prawda nie mamy samochodu, ale ekran na pewno będzie widać z daleka.
Wzruszył ramionami, bo tak mu się wydawało, ale nie musiał mieć racji. Pochodził z dośc ubogiej rodziny, dlatego nigdy nie interesowały go takie atrakcje, nawet wtedy, gdy teoretycznie mógł już mieć do nich dostęp.
Uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy zobaczył jej entuzjazm na głupie zmienienie miejsca i perspektywy obrazu. Miło było popatrzeć, jak ktoś tak cieszył się drobiazgami. Szkoda tylko, że w najlepszym wypadku Lyra już za parę lat prawdopodobnie utraci tą cechę na rzecz innych, bardziej charakterystycznych dla dorosłych.
- Cieszę się, bo nigdy nie był ze mnie dobry mówca - przyznał, mierzwiąc palcami odrobinę przydługie włosy, a później mruknął potwierdzająco na pytanie Weasleyówny. - Owszem, ale to na pewno działa w dwie strony. Pewnie ciebie też bawi to jak szlamy reagują, kiedy pokazujesz im po raz pierwszy szachy czarodziejów, albo eksplodującego durnia.
A pal sześć mugoli, oni zazwyczaj na wszystkich patrzyli dziwnie, nawet na siebie nawzajem, więc to nawet dobrze, że Lyra się nimi nie przejmowała!
Gość
Gość
Lyra poczuła dziwny zapach i leciutko zmarszczyła piegowaty nosek. W ręce mężczyzny dostrzegła dziwaczny, biały patyczek z dymiącym końcem, coś jak fajka, z jaką czasami chodzili starsi czarodzieje, tylko prosta, mała i z papieru; to on wydzielał taką woń. Dziewczyna parę razy widziała ludzi z czymś takim, ale zapomniała, jak to się nazywało. Najprawdopodobniej było mugolskie.
Kto wie, może Lyra kiedyś sama się przekona, jak to dokładnie wyglądało w świecie mugoli. Skoro miała teraz mieszkać w Londynie, na pewno będzie mieć dużo więcej sposobności do poszerzania wiedzy o świecie, niż kiedy była zamknięta w Hogwarcie. Ta perspektywa ją cieszyła, chociaż z drugiej strony, często tęskniła za Hogwartem, za tym beztroskim życiem, kiedy jej głównym problemem była nauka i nie musiała kombinować, jak tu się utrzymać w takim mieście jak Londyn.
- Bardzo chętnie to zobaczę! – powiedziała z entuzjazmem, kiedy zaproponował, że mogliby iść zobaczyć jakiś film, bardzo chciała dowiedzieć się, jak to dokładnie działa, i ciężko byłoby jej przepuścić taką okazję, kiedy w dodatku była z osobą, która tak dużo wiedziała o świecie mugoli.
Lyra miała nadzieję, że jednak nie utraci tego beztroskiego optymizmu i umiejętności cieszenia się drobiazgami. Ale kto wie, jak potoczy się jej dorosłe życie? Jej matka w końcu też pewnie nie zawsze była wyniszczoną, zmęczoną kobietą, a na pewno miała młodzieńcze marzenia. Wzdrygnęła się na samą myśl, że ją też mogłoby to kiedyś czekać.
- Uważam, że naprawdę ciekawie ci to wychodzi. Chętnie posłuchałabym więcej tego typu historii – powiedziała; mówiła całkiem szczerze. – Może kiedyś powinieneś nauczać mugoloznawstwa w Hogwarcie? Albo w innym miejscu, gdzie przydatna jest znajomość mugolskich zwyczajów?
Zachichotała cicho po jego kolejnych słowach.
- W sumie tak, reakcje niektórych osób z mugolskich rodzin były całkiem zabawne – powiedziała. – Dla nich to nowość tak samo, jak dla mnie nowością są samochody czy filmy.
Czasami zdarzało jej się stykać z naprawdę śmiesznymi sytuacjami, ale nigdy nie wyśmiewała się z mugolaków złośliwie, bo wiedziała, że dla nich to zupełnie nowy świat, i podchodziła do tego całkiem normalnie. Zresztą Lyra ogólnie nie należała do osób złośliwych i skorych do dyskryminowania innych.
Jeszcze chwilę oglądała obrazy, chodząc od okna do okna i z ciekawością zaglądając do środka.
- Daleko są te całe filmy? – zapytała nagle, zerkając na niego. – Pójdziemy tam?
Kto wie, może Lyra kiedyś sama się przekona, jak to dokładnie wyglądało w świecie mugoli. Skoro miała teraz mieszkać w Londynie, na pewno będzie mieć dużo więcej sposobności do poszerzania wiedzy o świecie, niż kiedy była zamknięta w Hogwarcie. Ta perspektywa ją cieszyła, chociaż z drugiej strony, często tęskniła za Hogwartem, za tym beztroskim życiem, kiedy jej głównym problemem była nauka i nie musiała kombinować, jak tu się utrzymać w takim mieście jak Londyn.
- Bardzo chętnie to zobaczę! – powiedziała z entuzjazmem, kiedy zaproponował, że mogliby iść zobaczyć jakiś film, bardzo chciała dowiedzieć się, jak to dokładnie działa, i ciężko byłoby jej przepuścić taką okazję, kiedy w dodatku była z osobą, która tak dużo wiedziała o świecie mugoli.
Lyra miała nadzieję, że jednak nie utraci tego beztroskiego optymizmu i umiejętności cieszenia się drobiazgami. Ale kto wie, jak potoczy się jej dorosłe życie? Jej matka w końcu też pewnie nie zawsze była wyniszczoną, zmęczoną kobietą, a na pewno miała młodzieńcze marzenia. Wzdrygnęła się na samą myśl, że ją też mogłoby to kiedyś czekać.
- Uważam, że naprawdę ciekawie ci to wychodzi. Chętnie posłuchałabym więcej tego typu historii – powiedziała; mówiła całkiem szczerze. – Może kiedyś powinieneś nauczać mugoloznawstwa w Hogwarcie? Albo w innym miejscu, gdzie przydatna jest znajomość mugolskich zwyczajów?
Zachichotała cicho po jego kolejnych słowach.
- W sumie tak, reakcje niektórych osób z mugolskich rodzin były całkiem zabawne – powiedziała. – Dla nich to nowość tak samo, jak dla mnie nowością są samochody czy filmy.
Czasami zdarzało jej się stykać z naprawdę śmiesznymi sytuacjami, ale nigdy nie wyśmiewała się z mugolaków złośliwie, bo wiedziała, że dla nich to zupełnie nowy świat, i podchodziła do tego całkiem normalnie. Zresztą Lyra ogólnie nie należała do osób złośliwych i skorych do dyskryminowania innych.
Jeszcze chwilę oglądała obrazy, chodząc od okna do okna i z ciekawością zaglądając do środka.
- Daleko są te całe filmy? – zapytała nagle, zerkając na niego. – Pójdziemy tam?
Gray nie miał w zwyczaju pytać się, czy może zapalić - wierzył, że osoby, z którymi spędzał czas albo znały go na tyle dobrze, żeby się już do zapachu papierosów przyzwyczaić, albo miały w sobie przynajmniej trochę odwagi, żeby poprosić go o zgaszenie. Oczywiście wiadomo, że niektórzy nawet nie wiedzieli, co trzyma w ręce, więc przy drugiej opcji w grę wchodziło również wytłumaczenie, co ma w dłoni i do czego to służy. Właśnie dlatego nie przejął się lekko skrzywioną miną Lyry, tylko dalej w spokoju palił, bo przecież w razie czego dziewczyna ma głos i może go użyć, nie?
- No to chodźmy, bo chyba już napatrzyłaś się wystarczajaco - stwierdził. - A tak poza tym, to sama też możesz tu trafić. Co jakiś czas dodają nowe obrazy, ale tylko po dwa, ewentualnie trzy; nic wielkiego.
Chociaż, z drugiej strony, dla niego to nie było nic wielkiego, ale może Weasleyównę to interesowało? No nic, jeżeli nie wyrzuciła jego mapki, to powinna tutaj trafić, a jeśli jej nie zachowała, to on bardzo chętnie narysuje jej drugą, jeśli wyrazi chęć posiadania takowej.
Zakrztusił się własną śliną, kiedy usłyszał jej propozycję na swój przyszły zawód i musiał poświęcić chwilę, żeby powstrzymać kasłanie, które powstrzymało go od śmiechu. On, na nauczyciela?!
- Chyba bym te wszystkie dzieciaki powybijał. Trzonkiem od miotły - parsknął, kręcąc z rozbawieniem głową. - A jakbym zobaczył, że ktoś mnie nie słucha, to by się drętwoty posypały. Serio mówię, jestem nerwowy i niecierpliwy, a to nie są dobre cechy dla nauczyciela. Lepiej zostanę przy tym Quidditchu, a jak już będę za stary to zostanę.. Komentatorem. Albo trenerem.
Taka opcja była najbezpieczniejsza. Dla niego i dla przyszłych pokoleń, którym miałby psuć krew.
- No więc widzisz. Dla mnie tak samo zabawne są twoje reakcje na ruch uliczny albo na to, że zdjęcia tutaj się nie ruszają - wzruszył lekko ramionami.
Już dawno przyzwyczaił się do takich sytuacji, w końcu ogromna część jego znajomych z Hogwartu i z drużyny pochodziła z rodzin w stu procentach czarodziejskich, ale rzadko szlachetnych. Od urodzenia mieli styczność z magią, więc byli z nią oswojeni, natomiast dziwił ich świat mugolski. U niego było odwrotnie, z tym że ten świat czarodziejski był dla niego obecnie codziennością.
- Jasne, chodźmy - skinął głową i wycofał się sprzed szyby galerii, żeby zaprowadzić Lyrę do kina samochodowego.
z/t x2
/to teraz ty napisz w kinie samochodowym :3 i przepraszam za zwłokę, ale miałam lekkie problemy z komputerem, już będę ładnie odpisywać!
- No to chodźmy, bo chyba już napatrzyłaś się wystarczajaco - stwierdził. - A tak poza tym, to sama też możesz tu trafić. Co jakiś czas dodają nowe obrazy, ale tylko po dwa, ewentualnie trzy; nic wielkiego.
Chociaż, z drugiej strony, dla niego to nie było nic wielkiego, ale może Weasleyównę to interesowało? No nic, jeżeli nie wyrzuciła jego mapki, to powinna tutaj trafić, a jeśli jej nie zachowała, to on bardzo chętnie narysuje jej drugą, jeśli wyrazi chęć posiadania takowej.
Zakrztusił się własną śliną, kiedy usłyszał jej propozycję na swój przyszły zawód i musiał poświęcić chwilę, żeby powstrzymać kasłanie, które powstrzymało go od śmiechu. On, na nauczyciela?!
- Chyba bym te wszystkie dzieciaki powybijał. Trzonkiem od miotły - parsknął, kręcąc z rozbawieniem głową. - A jakbym zobaczył, że ktoś mnie nie słucha, to by się drętwoty posypały. Serio mówię, jestem nerwowy i niecierpliwy, a to nie są dobre cechy dla nauczyciela. Lepiej zostanę przy tym Quidditchu, a jak już będę za stary to zostanę.. Komentatorem. Albo trenerem.
Taka opcja była najbezpieczniejsza. Dla niego i dla przyszłych pokoleń, którym miałby psuć krew.
- No więc widzisz. Dla mnie tak samo zabawne są twoje reakcje na ruch uliczny albo na to, że zdjęcia tutaj się nie ruszają - wzruszył lekko ramionami.
Już dawno przyzwyczaił się do takich sytuacji, w końcu ogromna część jego znajomych z Hogwartu i z drużyny pochodziła z rodzin w stu procentach czarodziejskich, ale rzadko szlachetnych. Od urodzenia mieli styczność z magią, więc byli z nią oswojeni, natomiast dziwił ich świat mugolski. U niego było odwrotnie, z tym że ten świat czarodziejski był dla niego obecnie codziennością.
- Jasne, chodźmy - skinął głową i wycofał się sprzed szyby galerii, żeby zaprowadzić Lyrę do kina samochodowego.
z/t x2
/to teraz ty napisz w kinie samochodowym :3 i przepraszam za zwłokę, ale miałam lekkie problemy z komputerem, już będę ładnie odpisywać!
Gość
Gość
/przed wątkiem z MG
Od czasu ich poprzedniego spotkania na początku lipca Lyra czekała na odzew na Elizabeth Fawley. Przez cały ten czas obawiała się, że mimo wszystko nie okazała się dostatecznie dobra i że kobieta nie będzie chciała objąć mecenatu nad nią. Czasami, kiedy tak siedziała na Pokątnej obok swojej sztalugi, wpatrując się w mijających ją czarodziejów, zastanawiała się, jak potoczy się ta sprawa. Mimo że zwykle była optymistką, była ostrożna w miarkowaniu radości z tego powodu, więc nawet Garrettowi chwaliła się rozmową z Elizabeth bardzo oszczędnie, wciąż mając w głębi duszy obawy, że kobieta jednak nie nawiąże kolejnego kontaktu i tym samym ich umowa stanie się nieaktualna. A wtedy Lyra musiałaby liczyć na szczęście, że pojawi się kolejna szansa na otrzymanie mecenatu artystycznego... która mogłaby się nie pojawić. A bez tego panna Weasley nie miałaby szans zaistnieć w artystycznym świecie. Więc od Elizabeth bardzo wiele zależało i Lyra zdawała sobie z tego sprawę.
Ale gdy w końcu dostała wiadomość z propozycją spotkania w galerii sztuki, bardzo się ożywiła. Zamiast więc pójść na Pokątną, ubrała się w jedną ze swoich ładniejszych sukienek, chcąc możliwie jak najlepiej się zaprezentować, spakowała do torebki swój szkicownik i udała się do galerii, gdzie już kiedyś była, nawet kilka razy. Zawsze jednak mogła podziwiać jej wnętrze tylko przez okna, bo była zbyt biedna, by zostać wpuszczoną do środka. Choć sprawiało jej to przykrość, lubiła patrzeć na sztukę, więc odkąd kilka tygodni temu jej znajomy, Gray, pokazał jej to miejsce, jeszcze parę razy zdarzyło jej się tu przychodzić. Ale kto wie, może w towarzystwie panny Fawley udałoby jej się dostać do wnętrza galerii i zobaczyć ją w całej okazałości? Ktoś taki jak ona z pewnością nie miał problemów ze wstępem.
Musiała jednak na nią zaczekać. Tak więc kręciła się w pobliżu okna znajdującego się niedaleko wyjścia, drobna, blada i z płomiennorudymi włosami upiętymi w schludny, długi warkocz opadający na plecy. Starała się ukryć swoje podekscytowanie i nadzieję na pomyślny przebieg tego spotkania.
Od czasu ich poprzedniego spotkania na początku lipca Lyra czekała na odzew na Elizabeth Fawley. Przez cały ten czas obawiała się, że mimo wszystko nie okazała się dostatecznie dobra i że kobieta nie będzie chciała objąć mecenatu nad nią. Czasami, kiedy tak siedziała na Pokątnej obok swojej sztalugi, wpatrując się w mijających ją czarodziejów, zastanawiała się, jak potoczy się ta sprawa. Mimo że zwykle była optymistką, była ostrożna w miarkowaniu radości z tego powodu, więc nawet Garrettowi chwaliła się rozmową z Elizabeth bardzo oszczędnie, wciąż mając w głębi duszy obawy, że kobieta jednak nie nawiąże kolejnego kontaktu i tym samym ich umowa stanie się nieaktualna. A wtedy Lyra musiałaby liczyć na szczęście, że pojawi się kolejna szansa na otrzymanie mecenatu artystycznego... która mogłaby się nie pojawić. A bez tego panna Weasley nie miałaby szans zaistnieć w artystycznym świecie. Więc od Elizabeth bardzo wiele zależało i Lyra zdawała sobie z tego sprawę.
Ale gdy w końcu dostała wiadomość z propozycją spotkania w galerii sztuki, bardzo się ożywiła. Zamiast więc pójść na Pokątną, ubrała się w jedną ze swoich ładniejszych sukienek, chcąc możliwie jak najlepiej się zaprezentować, spakowała do torebki swój szkicownik i udała się do galerii, gdzie już kiedyś była, nawet kilka razy. Zawsze jednak mogła podziwiać jej wnętrze tylko przez okna, bo była zbyt biedna, by zostać wpuszczoną do środka. Choć sprawiało jej to przykrość, lubiła patrzeć na sztukę, więc odkąd kilka tygodni temu jej znajomy, Gray, pokazał jej to miejsce, jeszcze parę razy zdarzyło jej się tu przychodzić. Ale kto wie, może w towarzystwie panny Fawley udałoby jej się dostać do wnętrza galerii i zobaczyć ją w całej okazałości? Ktoś taki jak ona z pewnością nie miał problemów ze wstępem.
Musiała jednak na nią zaczekać. Tak więc kręciła się w pobliżu okna znajdującego się niedaleko wyjścia, drobna, blada i z płomiennorudymi włosami upiętymi w schludny, długi warkocz opadający na plecy. Starała się ukryć swoje podekscytowanie i nadzieję na pomyślny przebieg tego spotkania.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Cały czas miała z tyłu głowy sprawę Lyry, ale ten miesiąc obfitował w takie ilości wrażeń, że spotkanie na jakie się umówiły jakoś wypłynęło z jej planów. Powinna lepiej zająć się tą kwestią, ponieważ Wesley była młoda, niedoświadczona i stawiała bardzo niepewne kroki w sztuce, choć przecież miała talent. Z artystami, którzy mają już nie jedną wystawę za sobą praca wygląda zupełnie inaczej, bo oni po prostu chcą jak największej ilości swobody artystycznej i pieniędzy od mecenasa. Lyrze jednak nie finanse chodziły po głowie, ale o wiele bardziej czyste pobudki jak chęć rozwoju czy rozpoczęcie nowego etapu życia. Nie przypadkowo wybrała na miejsce ich spotkania Galerie Sztuki- miejsce celu każdego londyńskiego artysty i spełnienie marzeń dziewczyny. Chciała ona zostać wielkim artystą- Elizabeth to bardzo dobrze rozumiała, bo sama miała podobne plany, gdy była młodsza. Niestety, jej talent artystyczny okazał się bardzo, bardzo niski i pozostało jej jedynie podziwiać pracę innych. Najczęściej byli to jej brat albo macocha, która oczywiście musiała być w tej dziedzinie uzdolniona! Nawet jeśli nie mogła czasem patrzeć (zawsze..) na żonę swego ojca to musiała przyznać, że miała ona talent- na który nie zasługiwała. Teraz jednak najważniejsze była młoda Wesleyówna, która powinna na nią czekać przed wejściem. Elizabeth nie była pewna czy dziewczyna była już kiedykolwiek w tym miejscu, w końcu nie wpuszczali tu wszystkich. Ona sama bywała tu stosunkowo często; każda warta uwagi impreza organizowana w tym miejscu zachęcała ją do przyjścia, ale nie zawsze miała możliwości, aby tu przybyć. Dzisiaj ubrana była bardziej elegancko niż za ich pierwszym spotkaniem. Prosta, bordowa szmizjerka zakończona przed kolanami i wysoko upięte w kitkę włosy, które jednak zaczynały powoli wymykać się z pod kontroli- pośpiech jej nie służył. Do tego delikatna różowa pomadka i mogła pokazać się w tym miejscu. Mimo, że sama ironizowała na temat zachowań arystokracji i ich wymyślnych strojów, do galerii ubierała się przynajmniej porządnie. Tak jak można było się spodziewać Lyra już na nią czekała. Ubrana była w o wiele bardziej zadbaną sukienkę, lecz i tak słabej jakości. To od razu przypomniało jej, że miała zabrać ją na zakupy, ale teraz najważniejsza była galeria.
- Miło Cię widzieć, Lyra. – przywitała się z nią posyłając jej uspokajający uśmiech, bo spodziewała się, że dziewczyna może być zdenerwowana. – Myślę, że możemy już wchodzić. – zaproponowała i sama ruszyła pierwsza do środka. Na miejscu od razu poczuła przyjemny chłód, który był o wiele lepszy od nagrzanego lipcowego powietrza. Nie została zatrzymana i wymieniła tylko kontaktowe kiwnięcie głowy z ochroniarzem. Poczekała na dziewczynę i razem ruszyły w stronę obrazów. – Byłaś tu już kiedyś? – zapytała zaciekawiona, gdy przed oczami miała pierwsze dzieło.
- Miło Cię widzieć, Lyra. – przywitała się z nią posyłając jej uspokajający uśmiech, bo spodziewała się, że dziewczyna może być zdenerwowana. – Myślę, że możemy już wchodzić. – zaproponowała i sama ruszyła pierwsza do środka. Na miejscu od razu poczuła przyjemny chłód, który był o wiele lepszy od nagrzanego lipcowego powietrza. Nie została zatrzymana i wymieniła tylko kontaktowe kiwnięcie głowy z ochroniarzem. Poczekała na dziewczynę i razem ruszyły w stronę obrazów. – Byłaś tu już kiedyś? – zapytała zaciekawiona, gdy przed oczami miała pierwsze dzieło.
Zostanie malarką było marzeniem Lyry, odkąd tylko zrozumiała, że nie dane jej będzie spróbować pójść w ślady starszego brata. Oczywiście, już dużo wcześniej odkryła w sobie talent – już jako dziecko bardzo lubiła rysować i choć miała do dyspozycji raczej skromne materiały, czyli kartki, ołówki i stare, poobgryzane kredki, mogła już w młodym wieku rozwijać swoje umiejętności. Po skończeniu szkoły rysowała i malowała już nie tylko dla przyjemności, ale też w celach zarobkowych, bo z czegoś musiała żyć. Ale w tej kwestii tak wiele zależało od zainteresowania innych. Jeśli go nie zdobędzie, o zostaniu znaną malarką mogła tylko pomarzyć.
Czekała przed galerią, kiedy nagle ujrzała znajomą postać. Na jej bledziutkiej twarzy pojawił się lekki uśmiech; naprawdę się cieszyła, że Elizabeth znalazła dla niej czas, a także zaprosiła ją w miejsce, które Lyra od dawna chciała odwiedzić.
Przywitała ją grzecznie, a po chwili skierowały się w stronę wejścia do galerii.
- Przychodziłam tutaj kilka razy, ale zaglądałam tylko z zewnątrz, przez okna – odpowiedziała z lekkim wstydem, rumieniąc się nieznacznie pod piegami. – Nigdy nie pozwolono mi wejść do środka. To naprawdę miłe z twojej strony, że mnie tu zabrałaś.
Przygryzła wargę. Traktowanie jako osobę niższej kategorii sprawiało jej sporą przykrość. W towarzystwie panny Fawley została jednak wpuszczona bez większych problemów, choć pilnujący mężczyzna łypnął na nią podejrzliwym wzrokiem, jakby obawiał się, że skromnie ubrana dziewczyna, którą już kilka razy musiał przeganiać spod okien galerii, może nie umieć właściwie zachować się w takim miejscu jak to.
Galeria w środku wyglądała jeszcze lepiej niż widziana przez okna. Lyra pierwszy raz mogła zobaczyć ją w pełnej okazałości. Z ogromną ciekawością oglądała obrazy, marząc o tym, żeby samej też kiedyś dojść do takiego etapu, żeby wystawiać gdzieś swoje płótna.
- To jest... Naprawdę niesamowite – powiedziała z podziwem, podchodząc z kobietą do kolejnego płótna. – Chciałabym kiedyś tak malować... I mieć swoją wystawę. Ale to pewnie dosyć śmiałe marzenia, prawda?
Spojrzała na nią; Elizabeth na pewno miała większe doświadczenie w tych sprawach, więcej wiedziała o tym, jak wyglądała droga początkującego artysty. A Lyra była tego bardzo ciekawa.
Czekała przed galerią, kiedy nagle ujrzała znajomą postać. Na jej bledziutkiej twarzy pojawił się lekki uśmiech; naprawdę się cieszyła, że Elizabeth znalazła dla niej czas, a także zaprosiła ją w miejsce, które Lyra od dawna chciała odwiedzić.
Przywitała ją grzecznie, a po chwili skierowały się w stronę wejścia do galerii.
- Przychodziłam tutaj kilka razy, ale zaglądałam tylko z zewnątrz, przez okna – odpowiedziała z lekkim wstydem, rumieniąc się nieznacznie pod piegami. – Nigdy nie pozwolono mi wejść do środka. To naprawdę miłe z twojej strony, że mnie tu zabrałaś.
Przygryzła wargę. Traktowanie jako osobę niższej kategorii sprawiało jej sporą przykrość. W towarzystwie panny Fawley została jednak wpuszczona bez większych problemów, choć pilnujący mężczyzna łypnął na nią podejrzliwym wzrokiem, jakby obawiał się, że skromnie ubrana dziewczyna, którą już kilka razy musiał przeganiać spod okien galerii, może nie umieć właściwie zachować się w takim miejscu jak to.
Galeria w środku wyglądała jeszcze lepiej niż widziana przez okna. Lyra pierwszy raz mogła zobaczyć ją w pełnej okazałości. Z ogromną ciekawością oglądała obrazy, marząc o tym, żeby samej też kiedyś dojść do takiego etapu, żeby wystawiać gdzieś swoje płótna.
- To jest... Naprawdę niesamowite – powiedziała z podziwem, podchodząc z kobietą do kolejnego płótna. – Chciałabym kiedyś tak malować... I mieć swoją wystawę. Ale to pewnie dosyć śmiałe marzenia, prawda?
Spojrzała na nią; Elizabeth na pewno miała większe doświadczenie w tych sprawach, więcej wiedziała o tym, jak wyglądała droga początkującego artysty. A Lyra była tego bardzo ciekawa.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Galeria Sztuki była miejscem elitarny gdzie nie wpuszczano wszystkich. Jeśli nie spełniałeś odpowiednich warunków takich jak ubiór czy znajomości to nie miałeś szans, aby dostać się do tego miejsca. Elizabeth nie mogła jednak tego uznać za dobre wyjście dla sztuki zwanej wysoką. Zamykanie się na inne nacje zamykało jej krąg zainteresowanych jak i ograniczało możliwości innych, bo przecież sztuka powinna być dla wszystkich. Byłoby to dobre dla samej sztuki, bo miałaby szanse jeszcze większego rozwoju i rozgłosu, jak i dla samych ludzi. Lyra była właśnie przykładem człowieka, na którego sztuka, a raczej kręgi artystyczne, były zamknięta. Mimo jej niezaprzeczalnego talentu to nie miała szansy, aby wejść w te środowisko z powodu ekonomicznych.
- Teraz masz porównanie gdzie jest lepszy widok. Mam nadzieję, że nie będziesz już musiała nigdy oglądać tego miejsca za szyby. – przyznała widząc pewne speszenie dziewczyny. – Wiem, że z sytuacją finansową twojej rodziny jest źle, Lyra. Nie musisz się tego przy mnie wstydzić, nie miałaś żadnego wpływu na to. – zapewniła ją, bo nie chciała, aby dziewczyna na każde wspomnienie o pieniądzach dziewczyna zakwitała dojrzałą piwonią na policzkach. Musiała się nauczyć na ten temat rozmawiać, choć nie był on łatwy. To była przecież jej codzienność, normalny, choć trudny temat do rozmowy. Oczywiście, nie czeka on na nią na salonach, tam takie pojęcie jak problemy finansowe nie istnieje, choć każdy wie w jakiej sytuacji jest rodzina Wesley.
- Byłam tu pierwszy raz jako mała dziewczynka. Nie pamiętam ile miałam lat ani jaka to była okazja, ale mniej niż dziewięć. Było to duże wydarzenie, bo byli fotoreporterzy. Jedyne co dokładnie zapamiętałam z tego dnia to smak szampana, którego po kryjomu spróbowałam. Wtedy uznałam, że jest obrzydliwy. – opowiedziała jej krótko opowiastkę i uśmiechnęła się do niej melancholijnie. Miała nadzieję, że to rozładuje trochę sztywną atmosferę, która powstaje, gdy ludzie dopiero się poznają. Czasami zdarzały się wyjątki i ludzie od razu łapali wspólny język, ale to była prawdziwa rzadkość. – Świat jest dla ludzi, jeśli będziesz do tego dążyć to pomogę Ci w tym. Na oczątku jednak będziesz wystawiać swoje obrazy, gdy ktoś kto ma już uznaną markę będzie robił wystawę. Masz dopiero osiemnaście lat, masz czas. – Przeszła do kolejnego obrazu skupiając na nim swoją uwagę.
- Teraz masz porównanie gdzie jest lepszy widok. Mam nadzieję, że nie będziesz już musiała nigdy oglądać tego miejsca za szyby. – przyznała widząc pewne speszenie dziewczyny. – Wiem, że z sytuacją finansową twojej rodziny jest źle, Lyra. Nie musisz się tego przy mnie wstydzić, nie miałaś żadnego wpływu na to. – zapewniła ją, bo nie chciała, aby dziewczyna na każde wspomnienie o pieniądzach dziewczyna zakwitała dojrzałą piwonią na policzkach. Musiała się nauczyć na ten temat rozmawiać, choć nie był on łatwy. To była przecież jej codzienność, normalny, choć trudny temat do rozmowy. Oczywiście, nie czeka on na nią na salonach, tam takie pojęcie jak problemy finansowe nie istnieje, choć każdy wie w jakiej sytuacji jest rodzina Wesley.
- Byłam tu pierwszy raz jako mała dziewczynka. Nie pamiętam ile miałam lat ani jaka to była okazja, ale mniej niż dziewięć. Było to duże wydarzenie, bo byli fotoreporterzy. Jedyne co dokładnie zapamiętałam z tego dnia to smak szampana, którego po kryjomu spróbowałam. Wtedy uznałam, że jest obrzydliwy. – opowiedziała jej krótko opowiastkę i uśmiechnęła się do niej melancholijnie. Miała nadzieję, że to rozładuje trochę sztywną atmosferę, która powstaje, gdy ludzie dopiero się poznają. Czasami zdarzały się wyjątki i ludzie od razu łapali wspólny język, ale to była prawdziwa rzadkość. – Świat jest dla ludzi, jeśli będziesz do tego dążyć to pomogę Ci w tym. Na oczątku jednak będziesz wystawiać swoje obrazy, gdy ktoś kto ma już uznaną markę będzie robił wystawę. Masz dopiero osiemnaście lat, masz czas. – Przeszła do kolejnego obrazu skupiając na nim swoją uwagę.
Dla Lyry takie podejście wydawało się krzywdzące i niesprawiedliwe, bo pozbawiało szansy wielu początkujących artystów, którzy nie wywodzili się z bogatych, szanowanych rodów. Przez to jej dążenie do marzeń było jeszcze trudniejsze, bo sam talent, choć niewątpliwie powinien być najważniejszą istotą bycia artystą, nie gwarantował osiągnięcia sukcesu. Musiała więc chwytać się kurczowo różnych szans i liczyć, że ktoś zauważy jej zdolności, a przecież było jeszcze tylu innych młodych artystów chcących się wykazać.
- O tak, w środku zdecydowanie wygląda dużo lepiej niż przez okna. Stamtąd nie było zbyt wiele widać, trudno było nawet przyjrzeć się obrazom – powiedziała, po czym dodała smętnie: - Ale bez ciebie z pewnością by mnie tutaj nie wpuścili.
Obawiała się, że jeśli znowu przyjdzie tu kiedyś sama, już nie zostanie wpuszczona i znowu będzie mogła zadowolić się co najwyżej patrzeniem przez okna. Westchnęła cicho. Rozmowy o pieniądzach zawsze wprawiały ją w zakłopotanie. Dobrze wiedziała, że jest biedna, odkąd tylko pierwszy raz pojawiła się w Hogwarcie i zobaczyła, że jej szaty i podręczniki są dużo bardziej sfatygowane niż większości pozostałych uczniów. Zresztą, wielu z nich dawało jej odczuć swoją niechęć i pogardę. Także malując na Pokątnej, nie raz zetknęła się z postrzeganiem jej jako kogoś gorszego.
- Tak... Jest źle. I nie zanosi się na to, że będzie lepiej – przyznała smętnie. Ojciec co prawda się odnalazł, ale niewiele pamiętał i nadal wszystko było na głowie matki, choć każde z młodych Weasleyów opuściło już rodzinny dom i musieli poradzić sobie w wielkim mieście, jakim był Londyn. Lyra chciałaby, żeby w dorosłym życiu coś się zmieniło na lepsze. Póki co jakoś funkcjonowała, bo troszkę zarabiała na obrazach, no i pomagał jej brat, z którym mieszkała, ale to nie był szczyt marzeń i chciała dążyć do czegoś więcej. Nie chodziło nawet o sprawy materialne, a o poczucie stabilizacji i możliwość pozwalania sobie na coś więcej niż podstawowe potrzeby. Na przykład – na lepsze materiały malarskie i rysunkowe. I nie chciała też na każdym kroku wykorzystywać Garretta, nie czułaby się z tym dobrze.
Wysłuchała z zaciekawieniem jej opowieści, uśmiechając się lekko. Choć zdecydowanie nie mogłaby nazwać swojego dzieciństwa nieszczęśliwym, mimo wszystko poczuła jednak lekką zazdrość, choć starała się tego nie okazywać. Ona w wieku dziewięciu lat co najwyżej mogła włóczyć się po okolicznych polach, bawić zabawkami ze starych gałganków czy rysować jakimiś znalezionymi ołówkami na luźnych kartkach. Nawet nie śniła o zabieraniu na wystawy czy podkradaniu szampana. Nie miałaby więc raczej o czym opowiadać komuś takiemu, jak panna Fawley, która z pewnością nigdy nie musiała dorastać tak, jak młodzi Weasleyowie.
- To już dosyć dawno. Ale pewnie już od dzieciństwa często uczestniczyłaś w różnych wydarzeniach. Twoja rodzina chyba od dawna interesuje się sztuką i artystami? – zauważyła tylko, wpatrując się intensywnym wzrokiem w wiszący przed nią obraz.
Przygryzła nieznacznie wargę i poprawiła rudy warkocz. Musiała się jednak zgodzić z jej sugestią. Jako młoda, początkująca malarka, musiała zacząć od pokazywania swoich obrazów na większych wystawach innych artystów. Jej samej w końcu praktycznie nikt nie znał.
- Zgadzam się. To brzmi całkiem sensownie – powiedziała. – Powiadomisz mnie, jeśli dowiesz się o jakiejś planowanej wystawie, gdzie mogłabym się pojawić? Chciałabym się odpowiednio wcześniej... No wiesz, przygotować. Nie chciałabym się skompromitować już na samym początku.
Musiała w końcu namalować jakieś obrazy do ewentualnego wystawiania, i to najlepiej jak potrafiła, by od razu zrobić jak najlepsze wrażenie. Myśl o wystawie wprawiła ją jednak w ekscytację. Na jej włosach na moment błysnęło zielone pasemko, ale szybko z powrotem zmieniła jego kolor na rudy, krążąc od obrazu do obrazu i kontemplując poszczególne detale i linie, zastanawiając się, czy potrafiłaby je odtworzyć.
- O tak, w środku zdecydowanie wygląda dużo lepiej niż przez okna. Stamtąd nie było zbyt wiele widać, trudno było nawet przyjrzeć się obrazom – powiedziała, po czym dodała smętnie: - Ale bez ciebie z pewnością by mnie tutaj nie wpuścili.
Obawiała się, że jeśli znowu przyjdzie tu kiedyś sama, już nie zostanie wpuszczona i znowu będzie mogła zadowolić się co najwyżej patrzeniem przez okna. Westchnęła cicho. Rozmowy o pieniądzach zawsze wprawiały ją w zakłopotanie. Dobrze wiedziała, że jest biedna, odkąd tylko pierwszy raz pojawiła się w Hogwarcie i zobaczyła, że jej szaty i podręczniki są dużo bardziej sfatygowane niż większości pozostałych uczniów. Zresztą, wielu z nich dawało jej odczuć swoją niechęć i pogardę. Także malując na Pokątnej, nie raz zetknęła się z postrzeganiem jej jako kogoś gorszego.
- Tak... Jest źle. I nie zanosi się na to, że będzie lepiej – przyznała smętnie. Ojciec co prawda się odnalazł, ale niewiele pamiętał i nadal wszystko było na głowie matki, choć każde z młodych Weasleyów opuściło już rodzinny dom i musieli poradzić sobie w wielkim mieście, jakim był Londyn. Lyra chciałaby, żeby w dorosłym życiu coś się zmieniło na lepsze. Póki co jakoś funkcjonowała, bo troszkę zarabiała na obrazach, no i pomagał jej brat, z którym mieszkała, ale to nie był szczyt marzeń i chciała dążyć do czegoś więcej. Nie chodziło nawet o sprawy materialne, a o poczucie stabilizacji i możliwość pozwalania sobie na coś więcej niż podstawowe potrzeby. Na przykład – na lepsze materiały malarskie i rysunkowe. I nie chciała też na każdym kroku wykorzystywać Garretta, nie czułaby się z tym dobrze.
Wysłuchała z zaciekawieniem jej opowieści, uśmiechając się lekko. Choć zdecydowanie nie mogłaby nazwać swojego dzieciństwa nieszczęśliwym, mimo wszystko poczuła jednak lekką zazdrość, choć starała się tego nie okazywać. Ona w wieku dziewięciu lat co najwyżej mogła włóczyć się po okolicznych polach, bawić zabawkami ze starych gałganków czy rysować jakimiś znalezionymi ołówkami na luźnych kartkach. Nawet nie śniła o zabieraniu na wystawy czy podkradaniu szampana. Nie miałaby więc raczej o czym opowiadać komuś takiemu, jak panna Fawley, która z pewnością nigdy nie musiała dorastać tak, jak młodzi Weasleyowie.
- To już dosyć dawno. Ale pewnie już od dzieciństwa często uczestniczyłaś w różnych wydarzeniach. Twoja rodzina chyba od dawna interesuje się sztuką i artystami? – zauważyła tylko, wpatrując się intensywnym wzrokiem w wiszący przed nią obraz.
Przygryzła nieznacznie wargę i poprawiła rudy warkocz. Musiała się jednak zgodzić z jej sugestią. Jako młoda, początkująca malarka, musiała zacząć od pokazywania swoich obrazów na większych wystawach innych artystów. Jej samej w końcu praktycznie nikt nie znał.
- Zgadzam się. To brzmi całkiem sensownie – powiedziała. – Powiadomisz mnie, jeśli dowiesz się o jakiejś planowanej wystawie, gdzie mogłabym się pojawić? Chciałabym się odpowiednio wcześniej... No wiesz, przygotować. Nie chciałabym się skompromitować już na samym początku.
Musiała w końcu namalować jakieś obrazy do ewentualnego wystawiania, i to najlepiej jak potrafiła, by od razu zrobić jak najlepsze wrażenie. Myśl o wystawie wprawiła ją jednak w ekscytację. Na jej włosach na moment błysnęło zielone pasemko, ale szybko z powrotem zmieniła jego kolor na rudy, krążąc od obrazu do obrazu i kontemplując poszczególne detale i linie, zastanawiając się, czy potrafiłaby je odtworzyć.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Kultura wysoka powinna wychodzić jeśli chciała zapewnić sobie przetrwanie. Obecnie odbierana była przez wąską grupę osób, najczęściej wysoko urodzonych. Elizabeth dobrze wiedziała, że nawet arystokracja czasem ma zerowe pojęcie o repertuarze filharmonii czy teatru. Częściej interesowali się wernisażami, bo umożliwiały one pokazanie się i rozmowy na polityczne tematy niż samymi obrazy i artystą. Jednak jeśli jego dzieła były interesujące to kupowali je, choć nawet nie wiedzieli co przedstawiają. Talenty artystyczne przestawały być pielęgnowane i często uważane za zbyteczne, a przecież była to niesamowicie duża szansa, aby zapisać się do historii jak i wyrazić swoją opinie poprzez dzieła.
- Nigdy więcej już Cię takie ograniczenia nie spotkają, bardzo dobrze znam obecnego tutaj ochroniarza. – zapewniła ją z uśmiechem na ustach. Stary Joe, jak miał na imię ochroniarz, mimo, że miał przerażają posturę był bardzo miłym człowiekiem i od dawna sprawował swoją funkcję. Była pewna, że nie będzie robił dziewczynie żadnych problemów, gdy odwiedzi ponownie to miejsce. Miała bardzo dobre kontakty z ochroniarzem, który uwielbiał niemiecką literaturę, którą co pewien czas dawała mu w prezencie. Nikt kto zobaczyłby na oczy Joego nie uwierzyłby, że kocha książki i jest ich wielkim fanem, bo wyglądał na osobę, która stroni od wszelakiej sztuki- pozory jednak myliły.
- Przecież twój brat ma stałą pracę, a ty też stawiasz już pierwsze kroki w drodze do niezależności. Będzie dobrze, nie od razu zbudowano Rzym. – przypomniała jej, choć sama nie wiedziała jakby się zachowała gdyby jej rodzina miała podobne problemy. Wydawało się jej to co najmniej abstrakcyjne, ale przecież pieniądze mogą w każdej chwili się rozpłynąć. Ona sama dzięki pracy nie musiała się martwić o swoje życie, ale na pewno nie byłoby one na takim samym poziomie co obecnie. Kupowanie dzieł uznanych artystów? Nigdy. Najlepsze gatunki win? Marzenie. Cieszyła się, że jej rodzina jednak jest w dobrej kondycji finansowej, bo inaczej musieliby zmienić całe ich życie. Utrzymanie wszystkich posiadłości, które należały do Fawley’ów kosztowało sporo i istnieje duża szansa, że musieliby niektóre sprzedać. To by było bardzo bolesne szczególnie dla starszych członków rodu, którzy mieliby problem z akceptacją transakcji. Przyśpieszyłoby to również jej zamążpójście, tym razem dla pieniędzy- byłaby dosłownie sprzedana.
- Tak, bardzo dawno, ale smak szampana do dzisiaj pamiętam. Musiał być naprawdę obrzydliwy. – zaśmiała się cicho, gdyż nawet do dzisiaj miała awersje do tego trunku. – Uczestniczyłam przez pozycje ojca jak i działaniami mojej rodziny. Fawley’owie od zawsze interesowali się sztuką i wiele członków mojej rodziny było artystami, szczególnie malarzami. Opiekowaliśmy się artystami pomagając im osiągnąć marzenia, a za to mogliśmy chwalić się utalentowanymi podopiecznymi, a jak chcemy to naprawdę potrafimy być próżni. – Gdy tak opowiadała o swojej rodzinie to nie wydawała się ona taka zła. Było to jednak bardzo płytkie podejście do tego tematu, takie dla publicznej wiadomości. Przecież nie opowie o tym jak jej ojciec zdradzał jej matkę albo o tym, że jego obecność w jej życiu jest znikoma.
- Oczywiście, że Cię poinformuje. Każda taka wystawa to wydarzenie i będę już kilka miesięcy wcześniej Cię o tym informować. Czasami będę nawet natrętna, bo to będzie twój debiut, a jest on bardzo ważny. – Już sobie wyobrażała jak będzie nerwowo poprawiać każdy mankament. Będzie nie do wytrzymania i wtedy lepiej żeby Crouch się jej nie nawinął. Albo Lex, który ostatnio jej unika i ona o tym bardzo dobrze wie.
- Nigdy więcej już Cię takie ograniczenia nie spotkają, bardzo dobrze znam obecnego tutaj ochroniarza. – zapewniła ją z uśmiechem na ustach. Stary Joe, jak miał na imię ochroniarz, mimo, że miał przerażają posturę był bardzo miłym człowiekiem i od dawna sprawował swoją funkcję. Była pewna, że nie będzie robił dziewczynie żadnych problemów, gdy odwiedzi ponownie to miejsce. Miała bardzo dobre kontakty z ochroniarzem, który uwielbiał niemiecką literaturę, którą co pewien czas dawała mu w prezencie. Nikt kto zobaczyłby na oczy Joego nie uwierzyłby, że kocha książki i jest ich wielkim fanem, bo wyglądał na osobę, która stroni od wszelakiej sztuki- pozory jednak myliły.
- Przecież twój brat ma stałą pracę, a ty też stawiasz już pierwsze kroki w drodze do niezależności. Będzie dobrze, nie od razu zbudowano Rzym. – przypomniała jej, choć sama nie wiedziała jakby się zachowała gdyby jej rodzina miała podobne problemy. Wydawało się jej to co najmniej abstrakcyjne, ale przecież pieniądze mogą w każdej chwili się rozpłynąć. Ona sama dzięki pracy nie musiała się martwić o swoje życie, ale na pewno nie byłoby one na takim samym poziomie co obecnie. Kupowanie dzieł uznanych artystów? Nigdy. Najlepsze gatunki win? Marzenie. Cieszyła się, że jej rodzina jednak jest w dobrej kondycji finansowej, bo inaczej musieliby zmienić całe ich życie. Utrzymanie wszystkich posiadłości, które należały do Fawley’ów kosztowało sporo i istnieje duża szansa, że musieliby niektóre sprzedać. To by było bardzo bolesne szczególnie dla starszych członków rodu, którzy mieliby problem z akceptacją transakcji. Przyśpieszyłoby to również jej zamążpójście, tym razem dla pieniędzy- byłaby dosłownie sprzedana.
- Tak, bardzo dawno, ale smak szampana do dzisiaj pamiętam. Musiał być naprawdę obrzydliwy. – zaśmiała się cicho, gdyż nawet do dzisiaj miała awersje do tego trunku. – Uczestniczyłam przez pozycje ojca jak i działaniami mojej rodziny. Fawley’owie od zawsze interesowali się sztuką i wiele członków mojej rodziny było artystami, szczególnie malarzami. Opiekowaliśmy się artystami pomagając im osiągnąć marzenia, a za to mogliśmy chwalić się utalentowanymi podopiecznymi, a jak chcemy to naprawdę potrafimy być próżni. – Gdy tak opowiadała o swojej rodzinie to nie wydawała się ona taka zła. Było to jednak bardzo płytkie podejście do tego tematu, takie dla publicznej wiadomości. Przecież nie opowie o tym jak jej ojciec zdradzał jej matkę albo o tym, że jego obecność w jej życiu jest znikoma.
- Oczywiście, że Cię poinformuje. Każda taka wystawa to wydarzenie i będę już kilka miesięcy wcześniej Cię o tym informować. Czasami będę nawet natrętna, bo to będzie twój debiut, a jest on bardzo ważny. – Już sobie wyobrażała jak będzie nerwowo poprawiać każdy mankament. Będzie nie do wytrzymania i wtedy lepiej żeby Crouch się jej nie nawinął. Albo Lex, który ostatnio jej unika i ona o tym bardzo dobrze wie.
Lyra wciąż postrzegała artystyczny światek dość naiwnie, wierząc, że kiedy się w nim znajdzie, to ona, jako artystka, byłaby ważna, bo tworzyłaby sztukę. Później dopiero przyszłoby otrzeźwienie i świadomość, że dla wielu od jej obrazów ważniejsze były własne sprawki i salonowe intrygi. Wciąż zbyt słabo znała ten świat, ale prędzej czy później go pozna. Może nawet zacznie żałować, że tak starała się w niego wkręcić, ale dla rozwoju artystycznego niestety było to konieczne.
- Naprawdę? Chciałabym tu jeszcze kiedyś przyjść, i pewnie przyjdę, skoro nie musiałabym tylko patrzeć przez okna – powiedziała, ożywiając się lekko i zerkając na kolejne wiszące przed nią płótno, przedstawiające urokliwy pejzaż z zachodzącym słońcem w tle. – Podoba mi się tutaj. Te obrazy są... Naprawdę interesujące.
Elizabeth z pewnością posiadała dużo ciekawych i przydatnych znajomości, także w takich miejscach jak to. Niby nie była dużo starsza od Lyry, ale jednak pochodzenie z zamożnej rodziny robiło swoje i otwierało drzwi, które dla młodych Weasleyów pozostawały zamknięte.
– Garrett stara się jak może, żeby wszystko ogarnąć. Dużo pomaga nam i matce, ale ma naprawdę dużo obowiązków na głowie. Ja póki co jestem tylko prostą uliczną malarką. Ale może kiedyś będzie lepiej.
Uśmiechnęła się blado, znowu zaczynając snuć śmiałe marzenia o zostaniu artystką z prawdziwego zdarzenia i o lepszym życiu. To były takie piękne, kuszące wizje, ale w głębi duszy bała się, że coś może się nie udać.
Historia Fawleyów brzmiała naprawdę interesująco. Zastanawiała się, jak by to było, przyjść na świat w takiej rodzinie, która interesowała się sztuką i dbała o rozwój artystyczny. Lyra kochała swoją rodzinę i była dumna z bycia Weasleyem, jednak czuła się osamotniona w swoich artystycznych zamiłowaniach, które były uważane za niepraktyczne i niegwarantujące dobrej przyszłości. Nie miała w tym względzie oparcia w Weasleyach, więc musiała poznawać wiedzę o sztuce i technikach malarskich i rysunkowych na własną rękę.
- Szkoda, że moja rodzina nigdy nie rozumiała mojej fascynacji malarstwem – powiedziała z lekkim żalem. – Ale dorastanie w takich warunkach, od dzieciństwa obcując ze sztuką, musiało być ciekawe i inspirujące... Też malujesz?
Nie znała skandali rodziny Fawleyów i szczerze mówiąc, nie interesowały jej one. Lyra nie należała do osób lubiących węszyć plotki i skandale, w ogóle nie ekscytowało jej wtrącanie się w cudze sprawy, choć na salonach pewnie było to powszechnym zjawiskiem. Elizabeth mogła więc czuć się spokojna w tym względzie, bo nawet, gdyby Lyra słyszała coś więcej o tej sprawie, nie zamierzała o nią nachalnie dopytywać.
- Już nie mogę się doczekać! – powiedziała z ekscytacją na myśl o wystawie. – Chociaż z drugiej strony, trochę się denerwuję. Co, jeśli moje obrazy się nie spodobają?
Może nie była próżna, ale jak każda artystyczna dusza, była łasa na komplementy dotyczące swojej twórczości, ale i bardzo wrażliwa na krytykę, która sprawiała jej dużą przykrość. Dlatego tak bała się, że jej sztuka może się nie spodobać wybrednym odbiorcom, i obiecywała sobie w duchu, że do swojego malarskiego debiutu musi przygotować się tak starannie, jak tylko mogła.
- Będę mogła liczyć na jakieś twoje porady, kiedy już będziemy przygotowywać się do tego wydarzenia? Nigdy nie byłam na żadnej wystawie nawet jako zwiedzająca. Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądało – powiedziała, bawiąc się końcówką swojego warkocza, kiedy podeszły do kolejnego obrazu.
Mimo wszystko cieszyła się, że Elizabeth nawiązała z nią kontakt i zaoferowała swoją pomoc w dalszym rozwoju malarskim. Było to dla Lyry niezwykle cenne.
- Naprawdę? Chciałabym tu jeszcze kiedyś przyjść, i pewnie przyjdę, skoro nie musiałabym tylko patrzeć przez okna – powiedziała, ożywiając się lekko i zerkając na kolejne wiszące przed nią płótno, przedstawiające urokliwy pejzaż z zachodzącym słońcem w tle. – Podoba mi się tutaj. Te obrazy są... Naprawdę interesujące.
Elizabeth z pewnością posiadała dużo ciekawych i przydatnych znajomości, także w takich miejscach jak to. Niby nie była dużo starsza od Lyry, ale jednak pochodzenie z zamożnej rodziny robiło swoje i otwierało drzwi, które dla młodych Weasleyów pozostawały zamknięte.
– Garrett stara się jak może, żeby wszystko ogarnąć. Dużo pomaga nam i matce, ale ma naprawdę dużo obowiązków na głowie. Ja póki co jestem tylko prostą uliczną malarką. Ale może kiedyś będzie lepiej.
Uśmiechnęła się blado, znowu zaczynając snuć śmiałe marzenia o zostaniu artystką z prawdziwego zdarzenia i o lepszym życiu. To były takie piękne, kuszące wizje, ale w głębi duszy bała się, że coś może się nie udać.
Historia Fawleyów brzmiała naprawdę interesująco. Zastanawiała się, jak by to było, przyjść na świat w takiej rodzinie, która interesowała się sztuką i dbała o rozwój artystyczny. Lyra kochała swoją rodzinę i była dumna z bycia Weasleyem, jednak czuła się osamotniona w swoich artystycznych zamiłowaniach, które były uważane za niepraktyczne i niegwarantujące dobrej przyszłości. Nie miała w tym względzie oparcia w Weasleyach, więc musiała poznawać wiedzę o sztuce i technikach malarskich i rysunkowych na własną rękę.
- Szkoda, że moja rodzina nigdy nie rozumiała mojej fascynacji malarstwem – powiedziała z lekkim żalem. – Ale dorastanie w takich warunkach, od dzieciństwa obcując ze sztuką, musiało być ciekawe i inspirujące... Też malujesz?
Nie znała skandali rodziny Fawleyów i szczerze mówiąc, nie interesowały jej one. Lyra nie należała do osób lubiących węszyć plotki i skandale, w ogóle nie ekscytowało jej wtrącanie się w cudze sprawy, choć na salonach pewnie było to powszechnym zjawiskiem. Elizabeth mogła więc czuć się spokojna w tym względzie, bo nawet, gdyby Lyra słyszała coś więcej o tej sprawie, nie zamierzała o nią nachalnie dopytywać.
- Już nie mogę się doczekać! – powiedziała z ekscytacją na myśl o wystawie. – Chociaż z drugiej strony, trochę się denerwuję. Co, jeśli moje obrazy się nie spodobają?
Może nie była próżna, ale jak każda artystyczna dusza, była łasa na komplementy dotyczące swojej twórczości, ale i bardzo wrażliwa na krytykę, która sprawiała jej dużą przykrość. Dlatego tak bała się, że jej sztuka może się nie spodobać wybrednym odbiorcom, i obiecywała sobie w duchu, że do swojego malarskiego debiutu musi przygotować się tak starannie, jak tylko mogła.
- Będę mogła liczyć na jakieś twoje porady, kiedy już będziemy przygotowywać się do tego wydarzenia? Nigdy nie byłam na żadnej wystawie nawet jako zwiedzająca. Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądało – powiedziała, bawiąc się końcówką swojego warkocza, kiedy podeszły do kolejnego obrazu.
Mimo wszystko cieszyła się, że Elizabeth nawiązała z nią kontakt i zaoferowała swoją pomoc w dalszym rozwoju malarskim. Było to dla Lyry niezwykle cenne.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie wyobrażała sobie braku pieniędzy. Był to temat pomijany, bo przecież niemożliwe było, aby cały ród nagle zbankrutował. Tak sobie przynajmniej mówiła, choć nawet nie wiedziała ile jej rodzina ma pieniędzy. Wesleyowie w ubiegłym wieku również nie mieli żadnych problemów, a teraz muszą nosić zużyte ubrania! Dla niej nie miało to znaczenia, równie mało obchodziła ją krew czarodzieja co jego finanse. Jednak pozycja Wesleyów mocno ucierpiała od tamtych czasów, lecz nie można było zaprzeczyć, że nadal należą do arystokracji. Byli jednak teraz często obiektem szyderczych komentarzy, które jednak nie miały wielkiego wpływu, chyba, że na ich dumę.
- Na pewno będzie lepiej, lecz jak dobrze pamiętam masz jeszcze jednego brata? - zauważyła, gdyż Lyra bardzo mało mówiła o kimś innym niż jej współpracownikowi. Nie chciała być zbyt nachalna, ale również ten członek rodziny mógł wesprzeć ród, choć ona sama nie wiele nawet słyszała o jej młodszym bracie. Fawley była pewna, że jej rodzeństwo w ramach kryzysu na pewno pomogłaby i rodzinie i jej, zresztą, robili to już nie raz. Czasem tylko irytowała ją opiekuńczość i lenistwo Thomasa, który powinien sobie znaleźć jakieś zajęcie, prócz malowania. Wielkim artystą nie jest i nawet jeśli lepiej maluje niż ona, co nie jest żadnym wyczynem, to do historii nie przejdzie.
- Obecnie rodziny wolą skupić się na szukaniu talentów sportowych czy dyplomatycznych zapominając jak ważna jest sztuka. To nie tylko twój ród zapomina o tym ważnym elemencie kultury. – zapewniła ją a na jej następne pytanie zaśmiała się i popatrzyła szybko przepraszająco na ochroniarza. – Tak, maluje. Znaczy, udaję, że to robię, bo mimo usilnych starań mojej rodziny jestem w tym naprawdę słabe. Uczyła mnie nawet Lady Avery i niestety nic z tego nie wyszło. Pocieszam się jednak tym, że przynajmniej mogę pomóc innym, którzy uzyskali ten dar od natury. – powiedziała mając nadal w pamięci lekcje z matką jej przyjaciółki. Była ona wspaniałą malarką i bardzo wymagającą nauczycielką, która jednak dosyć szybko pozbawiła ją złudzeń, że cokolwiek osiągnie na tym polu. Jednak Elizabeth nadal malowała i każda poprawa to była jej ciążka praca, która bardzo powoli przynosiła efekty. Cieszyła się jednak, że rodzina zapewniła jej możliwość nauki i robienie czegoś co kochała. Podobnie było z jej zawodem, na który wiele rodów by się nie zgodziło i robiłoby wiele problemów. Ona też musiała ich bardzo długo przekonywać i wykazać się silną wolą, choć czasem była bliska rezygnacji. Szczególnie w trudnych okresach w czasie kursu, gdy każde zajęcia z eliksirów to była katorga i dopiero korepetycje u utalentowanego alchemika pomogły jej zdać ten przedmiot.
- Na pewno się spodobają, najważniejsze to żebyś była oryginalna. Przez twoje pracę widać jakąś jesteś osobą i nie udawaj nikogo innego. - poradziła jej, gdyż gdyby dziewczyna zaczęłaby tracić siebie to i jej obrazu uległyby zmianie na gorsze. Artysta przez swoje dzieła pokazywał swą duszą, kłębiące się w nim emocje i przedstawiał światopogląd; jeśli to wszystko byłoby tylko kalką to nie znaczyłoby nic. – Spokojnie, kiedy będzie jakaś wystawa to wszystko Ci wyjaśnię. Nie zostawię Cię z tym samą. – Przecież to by było wredne z jej strony, gdyby zostawiła takie dziecko same na pastwę tych hien. Jednak, nie mogła ona nic zrobić za nią i musiała się pilnować, aby wsparcie nie przeszło w kierownictwo. – Powiedz mi może jak się czujesz? Choroba Ci dokucza? – zagadnęła ją od tej strony mając nadzieję, że dziewczyna czuje się dobrze.
- Na pewno będzie lepiej, lecz jak dobrze pamiętam masz jeszcze jednego brata? - zauważyła, gdyż Lyra bardzo mało mówiła o kimś innym niż jej współpracownikowi. Nie chciała być zbyt nachalna, ale również ten członek rodziny mógł wesprzeć ród, choć ona sama nie wiele nawet słyszała o jej młodszym bracie. Fawley była pewna, że jej rodzeństwo w ramach kryzysu na pewno pomogłaby i rodzinie i jej, zresztą, robili to już nie raz. Czasem tylko irytowała ją opiekuńczość i lenistwo Thomasa, który powinien sobie znaleźć jakieś zajęcie, prócz malowania. Wielkim artystą nie jest i nawet jeśli lepiej maluje niż ona, co nie jest żadnym wyczynem, to do historii nie przejdzie.
- Obecnie rodziny wolą skupić się na szukaniu talentów sportowych czy dyplomatycznych zapominając jak ważna jest sztuka. To nie tylko twój ród zapomina o tym ważnym elemencie kultury. – zapewniła ją a na jej następne pytanie zaśmiała się i popatrzyła szybko przepraszająco na ochroniarza. – Tak, maluje. Znaczy, udaję, że to robię, bo mimo usilnych starań mojej rodziny jestem w tym naprawdę słabe. Uczyła mnie nawet Lady Avery i niestety nic z tego nie wyszło. Pocieszam się jednak tym, że przynajmniej mogę pomóc innym, którzy uzyskali ten dar od natury. – powiedziała mając nadal w pamięci lekcje z matką jej przyjaciółki. Była ona wspaniałą malarką i bardzo wymagającą nauczycielką, która jednak dosyć szybko pozbawiła ją złudzeń, że cokolwiek osiągnie na tym polu. Jednak Elizabeth nadal malowała i każda poprawa to była jej ciążka praca, która bardzo powoli przynosiła efekty. Cieszyła się jednak, że rodzina zapewniła jej możliwość nauki i robienie czegoś co kochała. Podobnie było z jej zawodem, na który wiele rodów by się nie zgodziło i robiłoby wiele problemów. Ona też musiała ich bardzo długo przekonywać i wykazać się silną wolą, choć czasem była bliska rezygnacji. Szczególnie w trudnych okresach w czasie kursu, gdy każde zajęcia z eliksirów to była katorga i dopiero korepetycje u utalentowanego alchemika pomogły jej zdać ten przedmiot.
- Na pewno się spodobają, najważniejsze to żebyś była oryginalna. Przez twoje pracę widać jakąś jesteś osobą i nie udawaj nikogo innego. - poradziła jej, gdyż gdyby dziewczyna zaczęłaby tracić siebie to i jej obrazu uległyby zmianie na gorsze. Artysta przez swoje dzieła pokazywał swą duszą, kłębiące się w nim emocje i przedstawiał światopogląd; jeśli to wszystko byłoby tylko kalką to nie znaczyłoby nic. – Spokojnie, kiedy będzie jakaś wystawa to wszystko Ci wyjaśnię. Nie zostawię Cię z tym samą. – Przecież to by było wredne z jej strony, gdyby zostawiła takie dziecko same na pastwę tych hien. Jednak, nie mogła ona nic zrobić za nią i musiała się pilnować, aby wsparcie nie przeszło w kierownictwo. – Powiedz mi może jak się czujesz? Choroba Ci dokucza? – zagadnęła ją od tej strony mając nadzieję, że dziewczyna czuje się dobrze.
Choć Lyra oczywiście nie pamiętała tamtych czasów, także słyszała opowieści o dawnej świetności Weasleyów, która niestety należała już do przeszłości. Teraz ten ród nie był już traktowany na równi z innymi, choć nadal nie stracił szlacheckiego statusu.
- Tak, jest jeszcze Barry, nasz środkowy brat – potwierdziła. Barry jednak chodził swoimi drogami niczym koty, z którymi potrafił się porozumiewać. Nie mieszkał na stałe z nią i Garrettem, a ostatnio jedynie tymczasowo się wprowadził, ponieważ miał jakieś kłopoty, o których nie chciał mówić. Lyra czasami naprawdę niepokoiła się, czy nie wplątał się w coś dziwnego. Choć mieli dobre relacje, to jednak różniły się od tych, które miała z najstarszym z rodzeństwa. To Garrett zawsze stanowił dla niej wzór do naśladowania, to ze względu na niego w czasach nauki w Hogwarcie marzyła o zostaniu aurorem, dopiero po wypadku uświadamiając sobie, że wcale się do tego nie nadawała. – Ale on chodzi własnymi drogami. Ma swoje sprawy.
Może rzeczywiście tak było, że rody wolały skupić się na rozwijaniu bardziej wymiernych talentów, nie zaś sztuki, do której nie każdy miał talent, a nawet jeśli miał, nie gwarantowała ona dobrej przyszłości. Lyra jednak ze względu na stan zdrowia nie każdej pracy mogła się podjąć, dlatego postanowiła spróbować z malarstwem. Jeśli nie wyjdzie... Cóż, wtedy pozostanie nadzieja, że może mimo pochodzenia przyjmą ją na jakiś staż w ministerstwie.
- Szkoda, że nie wyszło ci z malowaniem – powiedziała; Elizabeth pewnie była w gorszym położeniu, bo pochodziła z rodziny artystów, która zapewne miała wobec niej pewne oczekiwania i mogła zapewnić jej dobry rozwój, ale panna Fawley nie posiadała talentu malarskiego i musiała znaleźć dla siebie inną przyszłość. Trochę odwrotność do Lyry, która była jedyną artystką w swojej rodzinie. – Ale za to jesteś aurorem. To także bardzo ciekawa sprawa i wcale nie taka prosta.
Im dłużej Lyra malowała, tym coraz bardziej poznawała swój styl i upodobania artystyczne. Lubiła próbować nowych rzeczy, i już kilka osób zainteresowanych jej obrazami kusiło ją wizjami eksperymentów, spróbowania czegoś świeżego. Była ciekawska, więc zamierzała spróbować. W końcu kto powiedział, że miała zamykać się tylko na jeden konkretny typ obrazów?
- Dobrze. To znaczy... Staram się malować tak, jak czuję. Ale mam też świadomość, że wielu co bardziej konserwatywnych czarodziejów nie zaaprobuje odejścia od schematów – powiedziała. Kojarzyła przelotnie, że mugole tworzyli dosyć zwariowaną, dynamicznie rozwijającą się sztukę, ale na takim etapie, kiedy była początkująca, pewnie nie odważyłaby się próbować tego typu nurtów malując na sprzedaż, więc zwykle starała się po prostu sprostać otrzymywanym zamówieniom.
- Dziękuję. Twoja pomoc na pewno będzie bardzo cenna – rzekła po chwili.
Elizabeth już zrobiła dla niej wiele. Samo jej zainteresowanie wiele znaczyło dla panny Weasley, a podczas przygotowań do wystawy malarskiej z pewnością będą musiały intensywnie współpracować. Słysząc kolejne pytanie, zamyśliła się jednak, zastanawiając się, co odpowiedzieć. W gruncie rzeczy nie znały się zbyt blisko.
- Czuję się... raczej dobrze – odpowiedziała. Może nie do końca zgodnie z prawdą, bo czasami bywała osłabiona, ale ogólnie nie było źle, jakoś sobie radziła. – Jakiś czas po naszym poprzednim spotkaniu przydarzył mi się jednak pewien dziwny incydent, jakieś kilka tygodni temu. Zasłabłam i obudziłam się w parku, nie pamiętając, co robiłam przez większość dnia. To pewnie przez wypadek, który miałam w zeszłym roku.
Wzruszyła ramionami, starając się zbyć tą kwestię. Przypomniała sobie jednak przelotnie rozmowę z Alexem, który zasiał w niej wątpliwości, czy aby na pewno zakładany przez nią scenariusz był słuszny. Jednak nie zamierzała zarzucać Elizabeth swoimi problemami, więc streściła zdarzenie bardzo pobieżnie i lakonicznie.
- Miałaś ostatnio jakieś ciekawe zadania aurorskie? – spytała chwilę później, jakby chcąc nieco odwrócić jej uwagę.
- Tak, jest jeszcze Barry, nasz środkowy brat – potwierdziła. Barry jednak chodził swoimi drogami niczym koty, z którymi potrafił się porozumiewać. Nie mieszkał na stałe z nią i Garrettem, a ostatnio jedynie tymczasowo się wprowadził, ponieważ miał jakieś kłopoty, o których nie chciał mówić. Lyra czasami naprawdę niepokoiła się, czy nie wplątał się w coś dziwnego. Choć mieli dobre relacje, to jednak różniły się od tych, które miała z najstarszym z rodzeństwa. To Garrett zawsze stanowił dla niej wzór do naśladowania, to ze względu na niego w czasach nauki w Hogwarcie marzyła o zostaniu aurorem, dopiero po wypadku uświadamiając sobie, że wcale się do tego nie nadawała. – Ale on chodzi własnymi drogami. Ma swoje sprawy.
Może rzeczywiście tak było, że rody wolały skupić się na rozwijaniu bardziej wymiernych talentów, nie zaś sztuki, do której nie każdy miał talent, a nawet jeśli miał, nie gwarantowała ona dobrej przyszłości. Lyra jednak ze względu na stan zdrowia nie każdej pracy mogła się podjąć, dlatego postanowiła spróbować z malarstwem. Jeśli nie wyjdzie... Cóż, wtedy pozostanie nadzieja, że może mimo pochodzenia przyjmą ją na jakiś staż w ministerstwie.
- Szkoda, że nie wyszło ci z malowaniem – powiedziała; Elizabeth pewnie była w gorszym położeniu, bo pochodziła z rodziny artystów, która zapewne miała wobec niej pewne oczekiwania i mogła zapewnić jej dobry rozwój, ale panna Fawley nie posiadała talentu malarskiego i musiała znaleźć dla siebie inną przyszłość. Trochę odwrotność do Lyry, która była jedyną artystką w swojej rodzinie. – Ale za to jesteś aurorem. To także bardzo ciekawa sprawa i wcale nie taka prosta.
Im dłużej Lyra malowała, tym coraz bardziej poznawała swój styl i upodobania artystyczne. Lubiła próbować nowych rzeczy, i już kilka osób zainteresowanych jej obrazami kusiło ją wizjami eksperymentów, spróbowania czegoś świeżego. Była ciekawska, więc zamierzała spróbować. W końcu kto powiedział, że miała zamykać się tylko na jeden konkretny typ obrazów?
- Dobrze. To znaczy... Staram się malować tak, jak czuję. Ale mam też świadomość, że wielu co bardziej konserwatywnych czarodziejów nie zaaprobuje odejścia od schematów – powiedziała. Kojarzyła przelotnie, że mugole tworzyli dosyć zwariowaną, dynamicznie rozwijającą się sztukę, ale na takim etapie, kiedy była początkująca, pewnie nie odważyłaby się próbować tego typu nurtów malując na sprzedaż, więc zwykle starała się po prostu sprostać otrzymywanym zamówieniom.
- Dziękuję. Twoja pomoc na pewno będzie bardzo cenna – rzekła po chwili.
Elizabeth już zrobiła dla niej wiele. Samo jej zainteresowanie wiele znaczyło dla panny Weasley, a podczas przygotowań do wystawy malarskiej z pewnością będą musiały intensywnie współpracować. Słysząc kolejne pytanie, zamyśliła się jednak, zastanawiając się, co odpowiedzieć. W gruncie rzeczy nie znały się zbyt blisko.
- Czuję się... raczej dobrze – odpowiedziała. Może nie do końca zgodnie z prawdą, bo czasami bywała osłabiona, ale ogólnie nie było źle, jakoś sobie radziła. – Jakiś czas po naszym poprzednim spotkaniu przydarzył mi się jednak pewien dziwny incydent, jakieś kilka tygodni temu. Zasłabłam i obudziłam się w parku, nie pamiętając, co robiłam przez większość dnia. To pewnie przez wypadek, który miałam w zeszłym roku.
Wzruszyła ramionami, starając się zbyć tą kwestię. Przypomniała sobie jednak przelotnie rozmowę z Alexem, który zasiał w niej wątpliwości, czy aby na pewno zakładany przez nią scenariusz był słuszny. Jednak nie zamierzała zarzucać Elizabeth swoimi problemami, więc streściła zdarzenie bardzo pobieżnie i lakonicznie.
- Miałaś ostatnio jakieś ciekawe zadania aurorskie? – spytała chwilę później, jakby chcąc nieco odwrócić jej uwagę.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Tak, środkowe rodzeństwo może być problematyczne. Sama miała starszą siostrę i potrafiła ona naprawdę zaleźć jej za skórę. Chyba tylko Crouch był w tym bardziej utalentowany.
- Czyli u was też jest trójka jak u nas. – zauważyła, choć być to mało istotny szczególik. Coraz rzadziej spotykane były rodziny wielodzietne, co więcej zaczęto patrzeć negatywnie na stado małych dzieci. Coraz więcej kobiet pracowało, a każda ciąża i dziecko było co najmniej rokiem wyjętym z życiorysu kariery zawodowej. Chyba, że ktoś pracował w domu jak jej matka, która była tłumaczką. Bardzo długo nie miała ona dzieci, choć była to wina stosunku ojca Elizabeth do potomstwa niż innych spraw, choć pewności mieć nie mogła. W końcu jej nie znała i jedynie mogła się domyślać, wolała o to nie pytać Thomasa. Temat matki zawsze był dla niego ciężki, w końcu była najstarszy z rodzeństwa i dobrze ją poznał. – Każdy ma swoje sprawy. – potwierdziła i wolała więcej nie drążyć tego tematu. Może środkowe rodzeństwa tak ma, że lubi sprawiać problemy? Zresztą, ona nie była święta i nie jeden raz miała „poważną” rozmowę z bratem. Ta najbardziej pamiętna odbyła się cztery lata temu i do dzisiaj może odtworzyć jej przebieg i powiedzieć jak bardzo chciała wtedy go albo uderzyć albo rozpłakać się jak dziecko. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, a za to rozstała się z osobą, w której była zakochana. Z całą pewnością było to dla niej bolesne, ale w czasie trwania owej pogawędki nie okazała jak bardzo jej z tym źle- w końcu była świetną aktorką. Od początku wiedziała, że owy związek nie ma szans się udać, a to że w ogóle zabrał jej jakąś część czasu było pomyłką. To właśnie w tym Thomas widział przyczynę jej słabych wyników z eliksirów, ale ona była pewna, że po prostu ma do nich antytalent. Nie kłóciła się z nim jednak, przyznała rację i nie żałuje. Tylko czasem jeszcze tęskni, ale to tylko objawy słabości serca.
- Też żałuje, ale za to gram na gitarze. Może nie jest to najbardziej elegancki instrument, ale bardzo lubię jej brzmienie. – Nawet nie pamięta kiedy zaczęła zajęcia na tym instrumencie, ale już w dzieciństwie uczyła Lexa, więc musiała wcześnie. Nie była utalentowana, ale za to pełna zapału i chęci nauki, którą od zawsze lubiła. Nie należała może do kujonów, ale miała zbyt duże ambicje, by być gorszą od innych. I chciała grać na jakimś instrumencie, a że nie wyszło z skrzypcami i pianinem to wybrała gitarę. – Kocham tę pracę i cieszę się, że się na nią zdecydowałam. Jest ciężka, przyznaje, ale daje bardzo dużą satysfakcje. Niektórzy nie patrzą jednak przychylnym wzrokiem na kobiety w tym zawodzie..- przyznała starając się na neutralny ton, ale można było usłyszeć pewną gorzkość. Nie chciała dziewczyny zamartwiać, ale na pewno wiedziała jak wygląda sytuacja płci pięknej w zawodach kiedyś tylko przeznaczonych dla mężczyzn. Mimo, że była młoda to dosyć głośno ostatnio było o tradycjonalizmie jako ścieżce jaką powinno podążać społeczeństwo. Pochwalono tam szybkie zamążpójścia kobiet – Lyra była w idealnym wieku! – i dyscyplinę w szkolę, choć chyba wszyscy potrafią dostrzec, że z Hogwartem jest coraz gorzej. – Nimi się nie przejmuj na razie, przecież nie każda twoja praca musi zostać wystawiona. Eksperymentuj i kiedy będziesz mieć już wystarczająco mocną pozycje to zszokuj wszystkich. – poradziła jej z krnąbrnym uśmieszkiem. Wesley nie mogła się ograniczać do wyznaczonych schematów tylko dlatego, że jakiś pajac uważa, że tak powinna robić. Sztuka powinna być wolna, wyzwolona! Nie może ona dzielić, lecz jednoczyć i tylko pozwolenie artystą na swobodę może pomóc w jej rozwoju. Milczała chwilę czekając na odpowiedź Lyry na temat jej zdrowia nie chcąc jej pośpieszać, choć zaniepokoiła się, gdy dziewczyna się zawahała. Nie spodziewała się, aby jej stan jakoś pogorszył się od ostatniego razu- przynajmniej na zewnątrz nie widać było dużej różnicy. – Powiedziałaś o tym bratu? To trochę niepokojące, choć na pewno nie było to nic groźnego. – powiedziała, choć pierwszy raz słyszała, aby ktoś nagle zapomniał o całym dniu. Wolała jednak nie stresować niepotrzebnie dziewczyny i informować jej o swoich wątpliwościach. - Mam nadzieję, że odwiedziłaś magomedyka. – dodała patrząc na nią uważnie. Wesley przez swój przypadek miała częsty kontakt z szpitalem i na pewno znała niejednego specjalistę, który mógłby jej pomóc. Na jej pytanie trochę zmarkotniała, nie chciała mówić za wiele o swojej pracy, bo najczęściej nie były to przyjemne tematy. – Ostatnio dostaliśmy wezwanie o samobójczyni nad jednym z jezior, teoretycznie to nie my powinniśmy się tym zajmować, ale nie narzekałam. Mówię Ci, dokumenty kiedyś zaleją świat. Nieprzyjemna to jednak sprawa. – pokręciła głową, aby rozciągnąć mięśnie karku mając ciągle w głowie obraz zwłok.
- Czyli u was też jest trójka jak u nas. – zauważyła, choć być to mało istotny szczególik. Coraz rzadziej spotykane były rodziny wielodzietne, co więcej zaczęto patrzeć negatywnie na stado małych dzieci. Coraz więcej kobiet pracowało, a każda ciąża i dziecko było co najmniej rokiem wyjętym z życiorysu kariery zawodowej. Chyba, że ktoś pracował w domu jak jej matka, która była tłumaczką. Bardzo długo nie miała ona dzieci, choć była to wina stosunku ojca Elizabeth do potomstwa niż innych spraw, choć pewności mieć nie mogła. W końcu jej nie znała i jedynie mogła się domyślać, wolała o to nie pytać Thomasa. Temat matki zawsze był dla niego ciężki, w końcu była najstarszy z rodzeństwa i dobrze ją poznał. – Każdy ma swoje sprawy. – potwierdziła i wolała więcej nie drążyć tego tematu. Może środkowe rodzeństwa tak ma, że lubi sprawiać problemy? Zresztą, ona nie była święta i nie jeden raz miała „poważną” rozmowę z bratem. Ta najbardziej pamiętna odbyła się cztery lata temu i do dzisiaj może odtworzyć jej przebieg i powiedzieć jak bardzo chciała wtedy go albo uderzyć albo rozpłakać się jak dziecko. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, a za to rozstała się z osobą, w której była zakochana. Z całą pewnością było to dla niej bolesne, ale w czasie trwania owej pogawędki nie okazała jak bardzo jej z tym źle- w końcu była świetną aktorką. Od początku wiedziała, że owy związek nie ma szans się udać, a to że w ogóle zabrał jej jakąś część czasu było pomyłką. To właśnie w tym Thomas widział przyczynę jej słabych wyników z eliksirów, ale ona była pewna, że po prostu ma do nich antytalent. Nie kłóciła się z nim jednak, przyznała rację i nie żałuje. Tylko czasem jeszcze tęskni, ale to tylko objawy słabości serca.
- Też żałuje, ale za to gram na gitarze. Może nie jest to najbardziej elegancki instrument, ale bardzo lubię jej brzmienie. – Nawet nie pamięta kiedy zaczęła zajęcia na tym instrumencie, ale już w dzieciństwie uczyła Lexa, więc musiała wcześnie. Nie była utalentowana, ale za to pełna zapału i chęci nauki, którą od zawsze lubiła. Nie należała może do kujonów, ale miała zbyt duże ambicje, by być gorszą od innych. I chciała grać na jakimś instrumencie, a że nie wyszło z skrzypcami i pianinem to wybrała gitarę. – Kocham tę pracę i cieszę się, że się na nią zdecydowałam. Jest ciężka, przyznaje, ale daje bardzo dużą satysfakcje. Niektórzy nie patrzą jednak przychylnym wzrokiem na kobiety w tym zawodzie..- przyznała starając się na neutralny ton, ale można było usłyszeć pewną gorzkość. Nie chciała dziewczyny zamartwiać, ale na pewno wiedziała jak wygląda sytuacja płci pięknej w zawodach kiedyś tylko przeznaczonych dla mężczyzn. Mimo, że była młoda to dosyć głośno ostatnio było o tradycjonalizmie jako ścieżce jaką powinno podążać społeczeństwo. Pochwalono tam szybkie zamążpójścia kobiet – Lyra była w idealnym wieku! – i dyscyplinę w szkolę, choć chyba wszyscy potrafią dostrzec, że z Hogwartem jest coraz gorzej. – Nimi się nie przejmuj na razie, przecież nie każda twoja praca musi zostać wystawiona. Eksperymentuj i kiedy będziesz mieć już wystarczająco mocną pozycje to zszokuj wszystkich. – poradziła jej z krnąbrnym uśmieszkiem. Wesley nie mogła się ograniczać do wyznaczonych schematów tylko dlatego, że jakiś pajac uważa, że tak powinna robić. Sztuka powinna być wolna, wyzwolona! Nie może ona dzielić, lecz jednoczyć i tylko pozwolenie artystą na swobodę może pomóc w jej rozwoju. Milczała chwilę czekając na odpowiedź Lyry na temat jej zdrowia nie chcąc jej pośpieszać, choć zaniepokoiła się, gdy dziewczyna się zawahała. Nie spodziewała się, aby jej stan jakoś pogorszył się od ostatniego razu- przynajmniej na zewnątrz nie widać było dużej różnicy. – Powiedziałaś o tym bratu? To trochę niepokojące, choć na pewno nie było to nic groźnego. – powiedziała, choć pierwszy raz słyszała, aby ktoś nagle zapomniał o całym dniu. Wolała jednak nie stresować niepotrzebnie dziewczyny i informować jej o swoich wątpliwościach. - Mam nadzieję, że odwiedziłaś magomedyka. – dodała patrząc na nią uważnie. Wesley przez swój przypadek miała częsty kontakt z szpitalem i na pewno znała niejednego specjalistę, który mógłby jej pomóc. Na jej pytanie trochę zmarkotniała, nie chciała mówić za wiele o swojej pracy, bo najczęściej nie były to przyjemne tematy. – Ostatnio dostaliśmy wezwanie o samobójczyni nad jednym z jezior, teoretycznie to nie my powinniśmy się tym zajmować, ale nie narzekałam. Mówię Ci, dokumenty kiedyś zaleją świat. Nieprzyjemna to jednak sprawa. – pokręciła głową, aby rozciągnąć mięśnie karku mając ciągle w głowie obraz zwłok.
Weasleyów rzeczywiście była trójka. Dwóch starszych braci i ona, najmłodsza z rodzeństwa. Bycie najmłodszą miało jednak sporo zalet, nie musiała brać na siebie odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo i znosić tyle stresów, jakie musiał znosić Garrett, kiedy Barry i Lyra sprawiali kłopoty. Poza tym, Lyra była bardzo szczęśliwa, że nie jest samiuteńka, a ma braci, z którymi w dodatku miała zawsze dobry kontakt, nawet jeśli w młodszym wieku zdarzały się jakieś sprzeczki.
Jeśli chodzi o przyszłość, Lyrze nie zależało na byciu kobietą postępową i niezależną, nie miała też wygórowanych oczekiwań wobec życia. Byłaby w zupełności usatysfakcjonowana, mając dobrego, kochającego męża, dwójkę lub trójkę dzieci i mogąc robić to, co kochała – malować. Młodzieńcze marzenie o aurorstwie należało do przeszłości, bo później rozumiała, że ono zrodziło się w jej głowie przede wszystkim z chęci dorównania bratu. Co nie znaczyło, że nie miała podziwu wobec kobiet, które decydowały się na taki zawód, bo miała, i może nawet troszkę zazdrościła im silnego, odważnego charakteru.
- Na gitarze? – zapytała ze zdumieniem. Wiedziała o tym instrumencie tylko tyle, że istnieje i o ile kojarzyła, był mugolski. Elizabeth nie wyglądała na kogoś, kto lubił spędzać wolny czas wśród mugoli, ale pozory bywały mylące, więc nie mogła przecież wykluczyć takiej opcji.
- Naprawdę cię podziwiam. Że przebrnęłaś przez ten cały kurs i odnalazłaś się w tej pracy. Pamiętam czasy, kiedy Garrett przechodził szkolenie – uśmiechnęła się nieznacznie, wspominając te czasy; wtedy nie przyjmowała do wiadomości trzeźwych myśli, wypierała je, woląc skupić się na dziecinnym, naiwnym wyobrażeniu, który wygładzał gorsze strony i skupiał się tylko na tych dobrych. – Obawiam się, że ja chyba jestem zbyt wrażliwa.
Wzruszyła nieznacznie ramionami. Może nie było czego żałować? Może rzeczywiście powinna poprzestać na podziwianiu brata, a samej spełniać się w malarstwie?
Pokiwała głową, przyznając jej rację.
- Dobrze, tak zrobię. Nie chcę cały czas trzymać się tylko jednego schematu, ograniczać się tylko do portretów czy pejzaży – powiedziała. Elizabeth była kolejną osobą, po Danielu i Tristanie, która kusiła ją wizją twórczego eksperymentowania, a Lyra czuła coraz większą pokusę, żeby faktycznie to robić. Rzecz jasna, w domowym zaciszu, gdzie nikt tego nie widzi i gdzie nie zaryzykuje wzbudzeniem kontrowersji. Mogłaby co najwyżej konsultować się z bratem lub Elizabeth, jeśli będzie mieć czas, żeby zerknąć na jej prace.
Kiedy jednak ich rozmowa zeszła na temat jej problemów zdrowotnych, Lyra nieco zmarkotniała.
- Tak, powiedziałam mu o tym. Musiałam, bo sam zauważył, że coś jest nie tak. Ciężko cokolwiek przed nim ukryć – skrzywiła się lekko. – Później już nic złego się nie działo, ale mam wrażenie, że Garrett przesadnie się zamartwia. – Opuściła wzrok, czując wyrzuty sumienia, że znowu stała się przyczyną dołożenia kolejnego problemu bratu i tak mającemu dużo obowiązków i trosk. – Rozmawiałam z moim znajomym, Alexandrem, którego zresztą na pewno znasz. Poznaliśmy się jeszcze w Mungu i niedawno ponownie spotkaliśmy.
Przywołała w pamięci ich ostatnie spotkanie i rozmowę, po której Alex szybko wyszedł, wyraźnie czymś zafrasowany, a Lyra wciąż zastanawiała się, co takiego dokładnie zobaczył po rzuceniu na nią zaklęć sprawdzających.
- Naprawdę? To brzmi... okropnie – skrzywiła się, słysząc odpowiedź panny Fawley. Zmarszczyła się leciutko; to musiało być makabryczne. Kolejny powód, dla którego zdecydowanie nie powinna być aurorem. Podejrzewała, że nie dałaby rady obojętnie i profesjonalnie podchodzić do drastycznych widoków, sponiewieranych zwłok i tak dalej. Jako artystka, lubiła piękne rzeczy i przerażało ją zło świata, wolałaby, żeby jej nie dotyczyło.
Jeśli chodzi o przyszłość, Lyrze nie zależało na byciu kobietą postępową i niezależną, nie miała też wygórowanych oczekiwań wobec życia. Byłaby w zupełności usatysfakcjonowana, mając dobrego, kochającego męża, dwójkę lub trójkę dzieci i mogąc robić to, co kochała – malować. Młodzieńcze marzenie o aurorstwie należało do przeszłości, bo później rozumiała, że ono zrodziło się w jej głowie przede wszystkim z chęci dorównania bratu. Co nie znaczyło, że nie miała podziwu wobec kobiet, które decydowały się na taki zawód, bo miała, i może nawet troszkę zazdrościła im silnego, odważnego charakteru.
- Na gitarze? – zapytała ze zdumieniem. Wiedziała o tym instrumencie tylko tyle, że istnieje i o ile kojarzyła, był mugolski. Elizabeth nie wyglądała na kogoś, kto lubił spędzać wolny czas wśród mugoli, ale pozory bywały mylące, więc nie mogła przecież wykluczyć takiej opcji.
- Naprawdę cię podziwiam. Że przebrnęłaś przez ten cały kurs i odnalazłaś się w tej pracy. Pamiętam czasy, kiedy Garrett przechodził szkolenie – uśmiechnęła się nieznacznie, wspominając te czasy; wtedy nie przyjmowała do wiadomości trzeźwych myśli, wypierała je, woląc skupić się na dziecinnym, naiwnym wyobrażeniu, który wygładzał gorsze strony i skupiał się tylko na tych dobrych. – Obawiam się, że ja chyba jestem zbyt wrażliwa.
Wzruszyła nieznacznie ramionami. Może nie było czego żałować? Może rzeczywiście powinna poprzestać na podziwianiu brata, a samej spełniać się w malarstwie?
Pokiwała głową, przyznając jej rację.
- Dobrze, tak zrobię. Nie chcę cały czas trzymać się tylko jednego schematu, ograniczać się tylko do portretów czy pejzaży – powiedziała. Elizabeth była kolejną osobą, po Danielu i Tristanie, która kusiła ją wizją twórczego eksperymentowania, a Lyra czuła coraz większą pokusę, żeby faktycznie to robić. Rzecz jasna, w domowym zaciszu, gdzie nikt tego nie widzi i gdzie nie zaryzykuje wzbudzeniem kontrowersji. Mogłaby co najwyżej konsultować się z bratem lub Elizabeth, jeśli będzie mieć czas, żeby zerknąć na jej prace.
Kiedy jednak ich rozmowa zeszła na temat jej problemów zdrowotnych, Lyra nieco zmarkotniała.
- Tak, powiedziałam mu o tym. Musiałam, bo sam zauważył, że coś jest nie tak. Ciężko cokolwiek przed nim ukryć – skrzywiła się lekko. – Później już nic złego się nie działo, ale mam wrażenie, że Garrett przesadnie się zamartwia. – Opuściła wzrok, czując wyrzuty sumienia, że znowu stała się przyczyną dołożenia kolejnego problemu bratu i tak mającemu dużo obowiązków i trosk. – Rozmawiałam z moim znajomym, Alexandrem, którego zresztą na pewno znasz. Poznaliśmy się jeszcze w Mungu i niedawno ponownie spotkaliśmy.
Przywołała w pamięci ich ostatnie spotkanie i rozmowę, po której Alex szybko wyszedł, wyraźnie czymś zafrasowany, a Lyra wciąż zastanawiała się, co takiego dokładnie zobaczył po rzuceniu na nią zaklęć sprawdzających.
- Naprawdę? To brzmi... okropnie – skrzywiła się, słysząc odpowiedź panny Fawley. Zmarszczyła się leciutko; to musiało być makabryczne. Kolejny powód, dla którego zdecydowanie nie powinna być aurorem. Podejrzewała, że nie dałaby rady obojętnie i profesjonalnie podchodzić do drastycznych widoków, sponiewieranych zwłok i tak dalej. Jako artystka, lubiła piękne rzeczy i przerażało ją zło świata, wolałaby, żeby jej nie dotyczyło.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nigdy nie odczuwała jakoś przesadnie mocno tego, że była młodsza od swojego rodzeństwa. O ile jej brat zaznaczał czasem, że był najstarszy i mówił wtedy tym przemądrzałym tonem jakby same zmarszczki świadczyły o jego ogromnym doświadczeniu i mądrości życiowej. Z siostrą nie miała takich problemów, przynajmniej póki się nie kłóciły, była między nimi mniejsza różnica wieku przez co razem przeżywały najburzliwsze młodzieńcze lata. Teraz każda ma własne życie to też jest inaczej. To dziwne kiedy myśli się o dzieciństwie i jak wypełnione było one rodzeństwem- widziała się z nimi codziennie. Kiedyś byli dla niej wszystkim, teraz miała również inne ważne rzeczy. Zawsze marzyła o niezwykłym życiu, nigdy nie określiła jak niby miałoby wyglądać (czasami objawiał się u niej idealista), ale nie chciała kolejnego, szarego żywota.
- Tak, na gitarze. Czy jest to w jakiś sposób gorszy instrument od innych? Tworzy muzykę równie piękną co inne. – stwierdziła pewnym swoich racji tonem. Może i nie był za często używane przez czarodziejów, ale nie oznacza, że był gorszy. Elizabeth dowiedziała się o nim od swojej guwernantki, która postanowiła jej zaproponować inny instrument widząc, że nie radzi sobie najlepiej z skrzypcami i pianinem. Odnalezienie czegoś co do nas pasuje jest cudownym uczuciem, a Fawley od razu wiedziała, że z gitarą w ręce może poznać świat.
- Nigdy nie chciałabym wrócić do tamtych czasów. Sam kurs był naprawdę wykańczający. – zapewnia ją wracając wspomnieniami do Clementine i okresu narzeczeństwa z Prewettem, które na ich szczęście nie zwieńczyło się ślubem. To były o wiele bardziej intensywne lata jej życie w porównaniu do obecnego spokoju, który zapanował. Został on w ciągu jednego miesiąca zburzony, ale starała się go odbudować. O wiele łatwiej coś zniszczyć niż naprawić i jej sytuacja idealnie to odzwierciedlała. Wystarczyło 30 dni lipca i już czuła się zbyt zmęczona bytowaniem jak na swój wiek.
- Nie powinnaś. Masz tak wiele możliwości i musisz odnaleźć swój styl, aby jak najlepiej wyrazić siebie. Musisz chcieć przekazać dziełem, to nie ma być tylko zrobiona robota i zarobione pieniądze. To jest sztuka. – Jej pracę będą się zmieniać wraz z nią, dojrzewać i pokazywać co to znaczy dorastać. Lyra była jeszcze tak młoda i Elizabeth z łatwością mogła o niej myśleć jako dziecku. Wesley skończyła niedawno Hogwart i dopiero wchodziła w dorosły świat, który był o wiele bardziej zagmatwany niż korytarze placówki. Im więcej będzie miała doświadczenia tym pewniej powinna się czuć, choć czasem nawet wielcy artyści mają wątpliwości. Musiała jednak ona uważać, bo jako młoda malarka nie miała jeszcze wystarczająco silnej pozycji, ale ona przyjdzie z czasem. Każdy prekursor napotykał na swojej drodze konserwatystów, którzy sprzeciwiali się zmianą i taka możliwość istniała również w tym przypadku. Oczywiście, jeśli Lyra kiedykolwiek zdecyduje się na ten krok i będzie miała wizje tego projektu.
- Co bardzo przydaje mu się w pracy, a ja się czuje od razu w niej pewniej. – przyznała, gdyż zaufanie od współpracowników w czasie akcji było podstawą. Jakby go nie miała to wszystko mogłoby się zakończyć katastrofą. – Zależy mu na tobie, a on na pewno czuję się za ciebie odpowiedzialny. – Wcale nie dziwiła mu się, bo Wesley wydawała się strasznie kruchym i delikatnym stworzeniem. – Selwynem? To mój kuzyn. Jeśli on się tobą zajął to na pewno sprawdził wszystko dokładnie. Wyjaśnił Ci co się stało? – dopytała patrząc na kolejny obraz.
- Tak, na gitarze. Czy jest to w jakiś sposób gorszy instrument od innych? Tworzy muzykę równie piękną co inne. – stwierdziła pewnym swoich racji tonem. Może i nie był za często używane przez czarodziejów, ale nie oznacza, że był gorszy. Elizabeth dowiedziała się o nim od swojej guwernantki, która postanowiła jej zaproponować inny instrument widząc, że nie radzi sobie najlepiej z skrzypcami i pianinem. Odnalezienie czegoś co do nas pasuje jest cudownym uczuciem, a Fawley od razu wiedziała, że z gitarą w ręce może poznać świat.
- Nigdy nie chciałabym wrócić do tamtych czasów. Sam kurs był naprawdę wykańczający. – zapewnia ją wracając wspomnieniami do Clementine i okresu narzeczeństwa z Prewettem, które na ich szczęście nie zwieńczyło się ślubem. To były o wiele bardziej intensywne lata jej życie w porównaniu do obecnego spokoju, który zapanował. Został on w ciągu jednego miesiąca zburzony, ale starała się go odbudować. O wiele łatwiej coś zniszczyć niż naprawić i jej sytuacja idealnie to odzwierciedlała. Wystarczyło 30 dni lipca i już czuła się zbyt zmęczona bytowaniem jak na swój wiek.
- Nie powinnaś. Masz tak wiele możliwości i musisz odnaleźć swój styl, aby jak najlepiej wyrazić siebie. Musisz chcieć przekazać dziełem, to nie ma być tylko zrobiona robota i zarobione pieniądze. To jest sztuka. – Jej pracę będą się zmieniać wraz z nią, dojrzewać i pokazywać co to znaczy dorastać. Lyra była jeszcze tak młoda i Elizabeth z łatwością mogła o niej myśleć jako dziecku. Wesley skończyła niedawno Hogwart i dopiero wchodziła w dorosły świat, który był o wiele bardziej zagmatwany niż korytarze placówki. Im więcej będzie miała doświadczenia tym pewniej powinna się czuć, choć czasem nawet wielcy artyści mają wątpliwości. Musiała jednak ona uważać, bo jako młoda malarka nie miała jeszcze wystarczająco silnej pozycji, ale ona przyjdzie z czasem. Każdy prekursor napotykał na swojej drodze konserwatystów, którzy sprzeciwiali się zmianą i taka możliwość istniała również w tym przypadku. Oczywiście, jeśli Lyra kiedykolwiek zdecyduje się na ten krok i będzie miała wizje tego projektu.
- Co bardzo przydaje mu się w pracy, a ja się czuje od razu w niej pewniej. – przyznała, gdyż zaufanie od współpracowników w czasie akcji było podstawą. Jakby go nie miała to wszystko mogłoby się zakończyć katastrofą. – Zależy mu na tobie, a on na pewno czuję się za ciebie odpowiedzialny. – Wcale nie dziwiła mu się, bo Wesley wydawała się strasznie kruchym i delikatnym stworzeniem. – Selwynem? To mój kuzyn. Jeśli on się tobą zajął to na pewno sprawdził wszystko dokładnie. Wyjaśnił Ci co się stało? – dopytała patrząc na kolejny obraz.
Galeria sztuki
Szybka odpowiedź