Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Zanim zajrzała do laboratorium, udało jej się dostrzec blask z pomieszczenia obok. Charakterystycznie zarysowany kamień i lśniąca mdłym światłem woda skojarzyły jej się z jednym – z myślodsiewnią. Ale teraz pozostawała poza ich polem zainteresowania, bo o ile dobrze Jackie wiedziała, żadne z nich nie odnalazło odseparowanego wspomnienia. Gdy rozmowa toczyła się w laboratorium, a ona w końcu mogła się jej przysłuchać, pomyślała, że jedyną przydatną memorią byłoby zdobycie wspomnienia wyjścia od ducha – to jednak nie było możliwe. Wszystko nie tak.
Złapała się mimowolnie dłonią za framugę, kiedy sytuacja zaczęła się rozwijać. Skutkiem zaklęć okazała się ogromna dziura, która odkryła zielony… labirynt. Kolejną zagadkę, którą zmuszeni byli rozwikłać. I znów ceną było ich życie. Trzy drogi, trzy możliwe rozwiązania. Clint chciał poddać ich kolejnym torturom, oddać ich ciała na badania – prowadziła go więc śmierć. Sarah wydawała się być zbyt pochłonięta swoją tragedią, chciała dla nich śmierci, sama Jackie dostała w twarz jej życzeniem. Jedynie postawa Joshuy zdradzała w tym chaosie przebłyski woli odnalezienia rozwiązania, to z kolei prowadziło do nauki. Ale czy jej tok myślenia był prawidłowy?
Błysk na drugim końcu pomieszczenia zmusił ją do zwrócenia na to większej uwagi – szybko dostrzegła Foxa i jego nagłe uderzenie o ścianę. Zacisnęła żeby.
– Skoro to ty tworzyłeś mapy, to powiedz nam, gdzie są nasze torby, gdzie je ukryliście – zawołała w stronę Gudensiga, najwyraźniej, jeszcze żywego. – Mieliśmy tam eliksiry – które w tej sytuacji byłyby zbawienne. Wszyscy utracili już sporo krwi. I zdrowia.
Była najbliżej, prócz Nem, wejścia do labiryntu. Trzy drogi. Trzy cholerne drogi.
Spojrzenie piwnych oczu rzuciła najpierw Percivalowi, potem Samuelowi. Zgadzali się w tej wizji – pokiwała głową.
– Mam takie samo zdanie. Chciał znać przyczynowość rzeczy, które go otaczały, anomalii, magii. Sarah życzyła mi spłonięcia na stosie, to nie świadczy na jej korzyść – odrzuciła kości w bok, dłoń wytarła o zniszczoną już pelerynę, podeszła bliżej wejścia do labiryntu. – W pokoju naprzeciwko jest myślodsiewnia – rzuciła do reszty i wzrok przeniosła znów na Sama. – Co robią mugolskie miny?
W tym aspekcie posiadała akurat małą wiedzę. Na swoją niekorzyść.
Złapała się mimowolnie dłonią za framugę, kiedy sytuacja zaczęła się rozwijać. Skutkiem zaklęć okazała się ogromna dziura, która odkryła zielony… labirynt. Kolejną zagadkę, którą zmuszeni byli rozwikłać. I znów ceną było ich życie. Trzy drogi, trzy możliwe rozwiązania. Clint chciał poddać ich kolejnym torturom, oddać ich ciała na badania – prowadziła go więc śmierć. Sarah wydawała się być zbyt pochłonięta swoją tragedią, chciała dla nich śmierci, sama Jackie dostała w twarz jej życzeniem. Jedynie postawa Joshuy zdradzała w tym chaosie przebłyski woli odnalezienia rozwiązania, to z kolei prowadziło do nauki. Ale czy jej tok myślenia był prawidłowy?
Błysk na drugim końcu pomieszczenia zmusił ją do zwrócenia na to większej uwagi – szybko dostrzegła Foxa i jego nagłe uderzenie o ścianę. Zacisnęła żeby.
– Skoro to ty tworzyłeś mapy, to powiedz nam, gdzie są nasze torby, gdzie je ukryliście – zawołała w stronę Gudensiga, najwyraźniej, jeszcze żywego. – Mieliśmy tam eliksiry – które w tej sytuacji byłyby zbawienne. Wszyscy utracili już sporo krwi. I zdrowia.
Była najbliżej, prócz Nem, wejścia do labiryntu. Trzy drogi. Trzy cholerne drogi.
Spojrzenie piwnych oczu rzuciła najpierw Percivalowi, potem Samuelowi. Zgadzali się w tej wizji – pokiwała głową.
– Mam takie samo zdanie. Chciał znać przyczynowość rzeczy, które go otaczały, anomalii, magii. Sarah życzyła mi spłonięcia na stosie, to nie świadczy na jej korzyść – odrzuciła kości w bok, dłoń wytarła o zniszczoną już pelerynę, podeszła bliżej wejścia do labiryntu. – W pokoju naprzeciwko jest myślodsiewnia – rzuciła do reszty i wzrok przeniosła znów na Sama. – Co robią mugolskie miny?
W tym aspekcie posiadała akurat małą wiedzę. Na swoją niekorzyść.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Ty pieprzony idioto! - wysyczał, ledwie nagle wiele z klocków układanki, którą do tej pory próbowali bezradnie ułożyć, wskoczyło na swoje miejsce. Wszystko to było popieprzone i zwyczajnie durne, ale największym głupcem w całej tej sytuacji był mdlejący obecnie nie-Clint. Burke miał ochotę pozbawić go w tym momencie oka - tak, by idiota jeszcze trochę pocierpiał przed swoim zejściem z tego świata. - Naprawdę myślałeś, że zagadki będą najlepszym rozwiązaniem? Księga obłożona klątwą? Sam ją otwórz, skoro tak bardzo chcesz nam teraz pomóc - tym razem już warczał. - I po jaką cholerę nas atakowałeś, skoro teraz zdradzasz nam wskazówki, jak stąd wyjść? Sarah i Joshuy już tu nie było. Gdybyś nie podniósł na nas różdżki...! - nie dokończył zdania. Gdyby Anthony'emu została chociaż jedna szara komórka, mogliby stąd wyjść wszyscy o własnych siłach. Przeklinał swoją nieco zbyt instynktowny odruch ratowania się przez zamianę we mgłę. Nie czuł się już na siłach by wykorzystać tę sztuczkę ponownie - ale aurorzy nie musieli tego wiedzieć. A gdyby tylko mógł zrobić to ponownie, mógłby szybko i bezpiecznie oblecieć cały ten przeklęty labirynt i sprawdzić, gdzie można znaleźć wyjście. Ale nie, wszystko poszło na marne przez pieprzonego kłamcę.
Gdy do jego uszu doleciały słowa Percivala, Burke skrzywił się wyraźnie. Posłał mu jedno z typowych dla siebie lodowatych spojrzeń, ale nie zamierzał się w akurat w tej kwestii kłócić. Bezwładne ciało które ściskał za szatę i tak robiło się ciężkie. Wypuścił je więc bezceremonialnie, pozwalając Anthony'emu osunąć się na podłogę. - Ależ oczywiście. Mówisz, masz, przyjacielu. - dodał jeszcze. Potem odwrócił się, swoje następne słowa kierując do Sigrun - Nem, ani razu nie powiedział, że labirynt jest zaczarowany. Powiedział, że są tam mugolskie miny, cokolwiek to jest. Słuchaj uważniej - pouczył ją, bo już wcześniej strzępiła język, żądając od ducha informacji, które ten zdradził im na samym początku.
Kiedy długowłosy auror podszedł do niego i pokazał mu skrzynkę, Burke dokładnie się jej przyjrzał. Jeśli Anthony faktycznie zaraz zejdzie z tego świata, musieli jakoś otworzyć obie skrzynie i księgę - dlatego skupił się, pragnąc przywołać z pamięci znaczenie wyrysowanej runy.
Starożytne runy II
Gdy do jego uszu doleciały słowa Percivala, Burke skrzywił się wyraźnie. Posłał mu jedno z typowych dla siebie lodowatych spojrzeń, ale nie zamierzał się w akurat w tej kwestii kłócić. Bezwładne ciało które ściskał za szatę i tak robiło się ciężkie. Wypuścił je więc bezceremonialnie, pozwalając Anthony'emu osunąć się na podłogę. - Ależ oczywiście. Mówisz, masz, przyjacielu. - dodał jeszcze. Potem odwrócił się, swoje następne słowa kierując do Sigrun - Nem, ani razu nie powiedział, że labirynt jest zaczarowany. Powiedział, że są tam mugolskie miny, cokolwiek to jest. Słuchaj uważniej - pouczył ją, bo już wcześniej strzępiła język, żądając od ducha informacji, które ten zdradził im na samym początku.
Kiedy długowłosy auror podszedł do niego i pokazał mu skrzynkę, Burke dokładnie się jej przyjrzał. Jeśli Anthony faktycznie zaraz zejdzie z tego świata, musieli jakoś otworzyć obie skrzynie i księgę - dlatego skupił się, pragnąc przywołać z pamięci znaczenie wyrysowanej runy.
Starożytne runy II
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
- Wszystko ok - Odparłem, podnosząc się; zaklęcie dało mi w kość, ale byłem w stanie jeszcze czarować.m
Zagmatwana historia powoli zaczynała nabierać większego sensu, choć nadal poruszaliśmy się po omacku. - Joshua. To wariat. Ale zdaje się, że najmniejszy z całej trójki. - Zasugerowałem swój wybór ścieżki. - A co z anomalią? - skierowałem pytanie do ducha, który najwyraźniej był prawdziwym Clintem. Spojrzałem na obezwładnionego przez siebie mugola. Nie chciałem, aby pozostał tutaj bez możliwości ucieczki. Poszedłem w ślady Samuela, zabierając nieprzytomnemu mężczyźnie broń i dokładnie przeszukując, czy nie ma przy sobie czegoś, czym mógłby kogoś zranić, po czym zdjąłem swoje zaklęcie.
anomalia na finite, wybudzam mugola
Zagmatwana historia powoli zaczynała nabierać większego sensu, choć nadal poruszaliśmy się po omacku. - Joshua. To wariat. Ale zdaje się, że najmniejszy z całej trójki. - Zasugerowałem swój wybór ścieżki. - A co z anomalią? - skierowałem pytanie do ducha, który najwyraźniej był prawdziwym Clintem. Spojrzałem na obezwładnionego przez siebie mugola. Nie chciałem, aby pozostał tutaj bez możliwości ucieczki. Poszedłem w ślady Samuela, zabierając nieprzytomnemu mężczyźnie broń i dokładnie przeszukując, czy nie ma przy sobie czegoś, czym mógłby kogoś zranić, po czym zdjąłem swoje zaklęcie.
anomalia na finite, wybudzam mugola
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Czarodziej wiedział, że natłok informacji mógł spowodować zupełną dezorientację i towarzyszące jej nerwy, ale nie było czasu na snucie opowieści od samego początku. Nieustannie zbliżające się ku sobie ściany napędzały adrenalinę, a ta ukierunkowana była tylko i wyłącznie na wolę przetrwania, choć w głębi siebie stracił nadzieję, że istniał jeszcze dla niego ratunek. Słysząc swoje prawdziwe imię przeniósł wzrok na Percivala proponującego mu pomocne ramię i dopiero wtem zorientował się, że jego ręce zostały uwolnione. Nie zastanawiał się długo nad chwyceniem własnej różdżki, choć kosztowało go to wiele sił i gdy tylko to uczynił zacisnął ją mocniej w swej dłoni. Oczywistym było, że czym prędzej pragnął sobie pomóc.
Blake okazując litość poczuł niewyobrażalny chłód przenikający jego wiodącą rękę niemal do kości. Różdżka osunęła się na ziemię tuż po tym jak oczom na krótko ukazała się mgła, która właściwie od razu rozmyła się w powietrzu.
Pytania Sigrun, podobnie jak te Percivala, pozostawały bez odpowiedzi. Priorytetem dla Anthonego było pomóc sobie, niżeli im, dlatego wolał skupić się na krwawiącej ranie. Dziewczyna ponowiła inkantację, choć i tym razem nie przyniosła ona zamierzonego efektu.
Samuel wszedł w posiadanie mugolskiej broni, by zaraz po tym zdjąć urok z mugola. Ten nie wstał od razu, kilkukrotnie zamrugał oczyma nim dźwignął się na przedramionach rozglądając po pomieszczeniu. Z jego brudnej od krwi twarzy biło zaskoczenie mieszane ze strachem i choć wcześniejszy oprawca go rozbroił, to skinął mu głową z wdzięcznością. Skamander nie zamierzał na tym poprzestać i sięgnął po jedne ze swoich wyjątkowych, niezwykle cennych umiejętności. Jasny promień z jego różdżki uwolnił patronusa – koziorożca – który okrążył pomieszczenie tuż przy suficie finalnie znajdując swój cel w sercu rannego czarodzieja. Anthonego wypełniła biała, czysta magia momentalnie dodająca sił i niwelująca ból. Niesamowite jej efekty można było zaobserwować właściwie od razu, bowiem mężczyzna poruszył się o wiele energiczniej. Wystający kawałek szkła wciąż dostrzegalny był w okolicach jego prawego uda, jednak rana zdawała się na takowym zabliźnić, co zatamowało krwawienie i uchroniło go przed rychłą śmiercią.
-Jestem autorem tylko tej mapy, w której posiadaniu jest on.- odpowiedział Jackie wskazując dłonią, w której trzymał różdżkę, Craiga. -Nie projektowałem tego miejsca. To mugolski bunkier.- odpowiedział zgodnie z prawdą. Dowiedział się tego od dwójki szalonych naukowców, w końcu jemu samemu nie udało się nigdy wyjść na powierzchnię. -Miny działają jak mikstura buchorożca, z tym że nie pijesz ich, a możesz nadepnąć. Ukryte są w trawie, więc pozostają niedostrzegalne dla oczu.- dodał, po czym przeniósł wzrok na Sigrun. -Myślisz, że gdybym znał wyjście nadal byłbym w tym gównie?- uniósł brew pytająco, a następnie pokręcił głową.
Postawa Craiga zapewniła kolejną falę strachu błądzącą w umyśle Anthonego; to zdecydowanie on wzbudzał w nim największe pokłady niepewności i budził wszelkie reakcje samozachowawcze. Ta mgła, te przejawy agresji, z jednej strony rozumiał mężczyznę, ale to w żaden sposób nie uspokajało rosnącej paniki. Widział jak duch szukał w nim kompana do zbrodni, w pewnym momencie był nawet przekonany, że ten nie cofnie się przed niczym. -Chciałem was jakoś nakierować, przecież gdybym otwarcie wam pomagał zrozumieliby, że jestem wrogiem, a nie sojusznikiem. To nie księga była kluczem, a znajdująca się w niej kartka. Runa miała was tylko nakierować do ścisłego jej połączenia ze znalezioną skrzynią. Nie potrafię zaklinać przedmiotów, a księga była już zaklęta nim ją odnalazłem, dlatego znak na skrzyni, który wypaliłem, nie jest aktywny.- powiedział drżącym tonem i wskazał palcem trzymany przez Samuela przedmiot. -Spójrz na moją mapę i znajdujące się na niej cyfry, pierwsza oznacza wers, druga pozycję pożądanej w danym wersie treści. Prosty szyfr.- pokiwał wolno głową kątem oka obserwując podnoszącego się Foxa. -Oni wszystko słyszą, mają oczy i uszy dookoła głowy. Ta technologia… nam, czarodziejom nawet nie śni się o tym, do czego oni już doszli. Grałem na zwłokę, ale kiedy duch mnie zdradził nie było już sensu.- mruknął zaciskając mocniej różdżkę w dłoni, gdy mężczyzna zwolnił uścisk z jego fartucha i dźwignął się na równe nogi właściwie od razu. Śmierciożerca przyglądając się przekazanej mu skrzyni rozpoznał nieaktywną runę Kenaz. -Chyba wcześniej nie została Ci pokazana.- skwitował krótko Anthony pamiętając, że – przynajmniej po pokonaniu schodów – Craig nie zbadał skrzyni.
Frederick nie znalazł nic przykuwającego oko w kieszeniach strażnika, więc odbierając mu broń zapewnił sobie oraz innym względne bezpieczeństwo. Tuż po niewerbalnej inkantacji mugol w końcu poczuł swoje ciało i od razu poderwał się na równe nogi. Błądził wzrokiem między Anthonym, a wyrwą w ścianie i podobnie jak mugolski kolega nie ukrywał zdziwienia malującego się na twarzy.
-Tej, jak wyjdziemy stąd cało nauczę Cię strzelać. Wiem, że masz pewnie szybsze sposoby na upolowanie jadła, ale to niezła zabawa, a i dziewucha zadowolona będzie z kolacji.- rzucił mimowolnie, pod wpływem niemijającego szoku, w kierunku aurora, gdy ujrzał swoją broń w jego dłoni.
Waszych uszu doszło skrzypienie, a następnie huk. Mechanizm groźnie przyspieszył burząc na swej drodze wszelkie przeszkody i powodując chmurę pyłu. Jednemu z psów udało się uciec do sąsiedniego pomieszczenia, co zasygnalizował donośnym szczeknięciem, ale ten pozostający pod wpływem uroku Samuela nie miał większych szans; ciało zwierzęcia przysypał gruz. Jackie oraz Sigrun znajdowały się tuż przed wyrwą, więc odłamki ściany pomknęły wprost na ich głowy.**
Anthony spiął się momentalnie, wiedział że na pędzący mechanizm nie było ratunku. Zerknął w kierunku wyjścia do labiryntu i mimowolnie cofnął się ewidentnie tchórząc przed koniecznością podjęcia ryzyka. -Nie zapomniałem kim jestem, ty też nie daj się zmanipulować. Kobieta, uważaj na nią.*- wypowiedział płynnie i w tej samej chwili bliźniacze skrzynki otworzyły się ukazując swą zawartość. -Jesteśmy kwita. Teraz radźcie sobie sami.- rzucił spoglądając wprost na Percivala. - Abesio.- dodał właściwie od razu pragnąc uciec z owego pomieszczenia. Nie był gotów, żeby umierać. Magia jednak nie okazała mu się posłuszna, tudzież jego wola okazała się nader słaba. Jego lewa dłoń opadła bezwładnie na skutek zaniku mięśni. Anthony zbladł jeszcze bardziej, choć powodem tego nie było rozszczepienie.
|
* Znaki interpunkcyjne oczywiście nie były częścią szyfru.
** st uniku = 60, do wyniku liczona jest podwójna zwinność. Rzecz jasna można użyć czarów. Bliskie spotkanie z gruzem zabiera 30PŻ.
Rzut na Abesio dostępny tutaj ---> klik
Czerwone linie na mapie są nowym umiejscowieniem ścian - ruch jest ciągły i szybki.
Pomieszczenie objęte jest zaklęciem ochronnym Salvio Hexia (ST +15 do każdego zaklęcia). Obecnie nie obowiązują pojedynkowe zasady poruszania się na mapie.
Clint wszedł w posiadanie swej różdżki.
Pamiętajcie, że event zagraża zdrowiu i życiu postaci.
Na odpisy czekam do 14.02 - 20:00; proszę odpisywać w wyznaczonym terminie <3
Blake okazując litość poczuł niewyobrażalny chłód przenikający jego wiodącą rękę niemal do kości. Różdżka osunęła się na ziemię tuż po tym jak oczom na krótko ukazała się mgła, która właściwie od razu rozmyła się w powietrzu.
Pytania Sigrun, podobnie jak te Percivala, pozostawały bez odpowiedzi. Priorytetem dla Anthonego było pomóc sobie, niżeli im, dlatego wolał skupić się na krwawiącej ranie. Dziewczyna ponowiła inkantację, choć i tym razem nie przyniosła ona zamierzonego efektu.
Samuel wszedł w posiadanie mugolskiej broni, by zaraz po tym zdjąć urok z mugola. Ten nie wstał od razu, kilkukrotnie zamrugał oczyma nim dźwignął się na przedramionach rozglądając po pomieszczeniu. Z jego brudnej od krwi twarzy biło zaskoczenie mieszane ze strachem i choć wcześniejszy oprawca go rozbroił, to skinął mu głową z wdzięcznością. Skamander nie zamierzał na tym poprzestać i sięgnął po jedne ze swoich wyjątkowych, niezwykle cennych umiejętności. Jasny promień z jego różdżki uwolnił patronusa – koziorożca – który okrążył pomieszczenie tuż przy suficie finalnie znajdując swój cel w sercu rannego czarodzieja. Anthonego wypełniła biała, czysta magia momentalnie dodająca sił i niwelująca ból. Niesamowite jej efekty można było zaobserwować właściwie od razu, bowiem mężczyzna poruszył się o wiele energiczniej. Wystający kawałek szkła wciąż dostrzegalny był w okolicach jego prawego uda, jednak rana zdawała się na takowym zabliźnić, co zatamowało krwawienie i uchroniło go przed rychłą śmiercią.
-Jestem autorem tylko tej mapy, w której posiadaniu jest on.- odpowiedział Jackie wskazując dłonią, w której trzymał różdżkę, Craiga. -Nie projektowałem tego miejsca. To mugolski bunkier.- odpowiedział zgodnie z prawdą. Dowiedział się tego od dwójki szalonych naukowców, w końcu jemu samemu nie udało się nigdy wyjść na powierzchnię. -Miny działają jak mikstura buchorożca, z tym że nie pijesz ich, a możesz nadepnąć. Ukryte są w trawie, więc pozostają niedostrzegalne dla oczu.- dodał, po czym przeniósł wzrok na Sigrun. -Myślisz, że gdybym znał wyjście nadal byłbym w tym gównie?- uniósł brew pytająco, a następnie pokręcił głową.
Postawa Craiga zapewniła kolejną falę strachu błądzącą w umyśle Anthonego; to zdecydowanie on wzbudzał w nim największe pokłady niepewności i budził wszelkie reakcje samozachowawcze. Ta mgła, te przejawy agresji, z jednej strony rozumiał mężczyznę, ale to w żaden sposób nie uspokajało rosnącej paniki. Widział jak duch szukał w nim kompana do zbrodni, w pewnym momencie był nawet przekonany, że ten nie cofnie się przed niczym. -Chciałem was jakoś nakierować, przecież gdybym otwarcie wam pomagał zrozumieliby, że jestem wrogiem, a nie sojusznikiem. To nie księga była kluczem, a znajdująca się w niej kartka. Runa miała was tylko nakierować do ścisłego jej połączenia ze znalezioną skrzynią. Nie potrafię zaklinać przedmiotów, a księga była już zaklęta nim ją odnalazłem, dlatego znak na skrzyni, który wypaliłem, nie jest aktywny.- powiedział drżącym tonem i wskazał palcem trzymany przez Samuela przedmiot. -Spójrz na moją mapę i znajdujące się na niej cyfry, pierwsza oznacza wers, druga pozycję pożądanej w danym wersie treści. Prosty szyfr.- pokiwał wolno głową kątem oka obserwując podnoszącego się Foxa. -Oni wszystko słyszą, mają oczy i uszy dookoła głowy. Ta technologia… nam, czarodziejom nawet nie śni się o tym, do czego oni już doszli. Grałem na zwłokę, ale kiedy duch mnie zdradził nie było już sensu.- mruknął zaciskając mocniej różdżkę w dłoni, gdy mężczyzna zwolnił uścisk z jego fartucha i dźwignął się na równe nogi właściwie od razu. Śmierciożerca przyglądając się przekazanej mu skrzyni rozpoznał nieaktywną runę Kenaz. -Chyba wcześniej nie została Ci pokazana.- skwitował krótko Anthony pamiętając, że – przynajmniej po pokonaniu schodów – Craig nie zbadał skrzyni.
Frederick nie znalazł nic przykuwającego oko w kieszeniach strażnika, więc odbierając mu broń zapewnił sobie oraz innym względne bezpieczeństwo. Tuż po niewerbalnej inkantacji mugol w końcu poczuł swoje ciało i od razu poderwał się na równe nogi. Błądził wzrokiem między Anthonym, a wyrwą w ścianie i podobnie jak mugolski kolega nie ukrywał zdziwienia malującego się na twarzy.
-Tej, jak wyjdziemy stąd cało nauczę Cię strzelać. Wiem, że masz pewnie szybsze sposoby na upolowanie jadła, ale to niezła zabawa, a i dziewucha zadowolona będzie z kolacji.- rzucił mimowolnie, pod wpływem niemijającego szoku, w kierunku aurora, gdy ujrzał swoją broń w jego dłoni.
Waszych uszu doszło skrzypienie, a następnie huk. Mechanizm groźnie przyspieszył burząc na swej drodze wszelkie przeszkody i powodując chmurę pyłu. Jednemu z psów udało się uciec do sąsiedniego pomieszczenia, co zasygnalizował donośnym szczeknięciem, ale ten pozostający pod wpływem uroku Samuela nie miał większych szans; ciało zwierzęcia przysypał gruz. Jackie oraz Sigrun znajdowały się tuż przed wyrwą, więc odłamki ściany pomknęły wprost na ich głowy.**
Anthony spiął się momentalnie, wiedział że na pędzący mechanizm nie było ratunku. Zerknął w kierunku wyjścia do labiryntu i mimowolnie cofnął się ewidentnie tchórząc przed koniecznością podjęcia ryzyka. -Nie zapomniałem kim jestem, ty też nie daj się zmanipulować. Kobieta, uważaj na nią.*- wypowiedział płynnie i w tej samej chwili bliźniacze skrzynki otworzyły się ukazując swą zawartość. -Jesteśmy kwita. Teraz radźcie sobie sami.- rzucił spoglądając wprost na Percivala. - Abesio.- dodał właściwie od razu pragnąc uciec z owego pomieszczenia. Nie był gotów, żeby umierać. Magia jednak nie okazała mu się posłuszna, tudzież jego wola okazała się nader słaba. Jego lewa dłoń opadła bezwładnie na skutek zaniku mięśni. Anthony zbladł jeszcze bardziej, choć powodem tego nie było rozszczepienie.
|
* Znaki interpunkcyjne oczywiście nie były częścią szyfru.
** st uniku = 60, do wyniku liczona jest podwójna zwinność. Rzecz jasna można użyć czarów. Bliskie spotkanie z gruzem zabiera 30PŻ.
Rzut na Abesio dostępny tutaj ---> klik
Czerwone linie na mapie są nowym umiejscowieniem ścian - ruch jest ciągły i szybki.
Pomieszczenie objęte jest zaklęciem ochronnym Salvio Hexia (ST +15 do każdego zaklęcia). Obecnie nie obowiązują pojedynkowe zasady poruszania się na mapie.
Clint wszedł w posiadanie swej różdżki.
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun "Nem" - 164/213 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -14 kąsane)
2. Craig - 177/248 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -36 kąsane), użycia mgły 2/2
3. Frederick "Ed" - 195/270 -5 (obrażenia: -20 psychiczne, -25 kąsane, -30 cięte)
4. Samuel - 168/266 -15 (obrażenia: -80 psychiczne, -18 kąsane), użycia patronusa 1/5
5. Jackie - 116/211 -20 (obrażenia: -60 psychiczne, -36 kąsane)
6. Percival - 246/266 (obrażenia: -20 kąsane)
7. ? - 137/160 - Petrificus Totalus
8. ? - 84/160 - Petrificus Totalus
9. Clint - 206/223 (cięte - 17)- Żywotność psów:
- Żywotność:
1. 100/100 - brak ataku
2. 0/100 -
3. Burek - 100/100 - nieszkodliwy
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun "Nem" - różdżka, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku), pęk kluczy, różdżka należąca do innego czarodzieja, list
2. Craig - różdżka, ręcznie rysowana mapa, zaklęta księga wraz z kartką w środku, list, skrzynka
3. Frederick "Ed" - różdżka, radiotelefon, różdżka należąca do innego czarodzieja, list, Karabin Lee-Enfield (5 kul w magazynku).
4. Samuel - różdżka, list, Rewolwer Enfield No.2 (4 kul w magazynku)
5. Jackie - różdżka, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów, list, dwie ludzkie kości
6. Percival - różdżka, uszkodzona różdżka należąca do innego czarodzieja (k10 na powodzenie), skrzynia, list
- Zawartość skrzynki trzymanej przez Craiga:
- Bliźniacza skrzynia trzymana przez Percivala:
- Mapa:
Pamiętajcie, że event zagraża zdrowiu i życiu postaci.
Na odpisy czekam do 14.02 - 20:00; proszę odpisywać w wyznaczonym terminie <3
Obserwowała z uwagą świetlistego koziorożca, który wyłonił się z rózdżki Samuela i wchłonął się w metamorfomaga, lecząc jego rany. Słyszała o nich podczas minionego spotkania Rycerzy Walpurgii. Warte zapamiętania.
Spojrzała na Śmierciożercę i pokiwała głową. Starała się słuchać uważnie, choć nic w jej głowie nie łączyło się w zgrabną całość - a żywopłot pod ziemią bez udziału czarów brzmiał nieprawdopodobnie. Gudensig` udawał więc Clinta z powodzeniem jako metamorfomag, Joshua i Sarah darzyli Clinta zaufaniem, a mimo to nie wiedział gdzie jest wyjścia. Czy pozostała dwójka także nigdy nie opuszczała tego miejsca? Bał się im przeciwstawić, choć wystarczyło zgrabne Abesio i zniknąłby raz na zawsze. Znał czary na litość Merlina, dotąd jak się okazywało wcale nieźle. Bał się ich, a przy pierwszej możliwej okazji - zaczął im rzekomo pomagać. Bał się ich i nie wiedział gdzie jest wyjście, a teraz sam ich porzucał - w takim razie dokąd uciekał? Zachowanie tego godnego sługusa szlamu było nie tylko nielogiczne, ale i dziwaczne.
- Jeśli nie wiesz gdzie jest wyjście, to w takim razie gdzie uciekasz? Skoro już wiedzą o twych prawdziwych zamiarach? - nie potrafiła powstrzymać pytania, które cisnęło jej się na usta. Jak mógł nie wiedzieć gdzie jest wyjście? Jakież przeszkody mogli postawić mu na drodze mugole, którzy nie znali czarów? Przez każdą ścianę mógł przeniknąć, stworzyć przejście, unieść się nad ziemię. Rookwood czuła podskórnie, że to wszystko kłamstwa. Albo był jeszcze głupszy niż sądziła.
Gwizdnęła głośno, zamierzając przywołać żywego psa, miały dobry węch, mogły ich stąd wyprowadzić. Wtem mechanizm przyśpieszył, a ściana przy wyjściu do labiryntu zaczęła się walić. Dostrzegła spory jej kawałek niebezpiecznie blisko własnej głowy. Bez chwili zawahania uniosła na wielki kamień różdżkę i wyrzekła słowa inkantacji: - Wingardium Leviosa! - zamierzała unieść go wyżej, przenieść w bok, nie pozwolić by uderzył w nią.
Zaraz po tym chciała wbiec do labiryntu, szukając wzrokiem ścieżki mężczyzny o imieniu Joshua.
Spojrzała na Śmierciożercę i pokiwała głową. Starała się słuchać uważnie, choć nic w jej głowie nie łączyło się w zgrabną całość - a żywopłot pod ziemią bez udziału czarów brzmiał nieprawdopodobnie. Gudensig` udawał więc Clinta z powodzeniem jako metamorfomag, Joshua i Sarah darzyli Clinta zaufaniem, a mimo to nie wiedział gdzie jest wyjścia. Czy pozostała dwójka także nigdy nie opuszczała tego miejsca? Bał się im przeciwstawić, choć wystarczyło zgrabne Abesio i zniknąłby raz na zawsze. Znał czary na litość Merlina, dotąd jak się okazywało wcale nieźle. Bał się ich, a przy pierwszej możliwej okazji - zaczął im rzekomo pomagać. Bał się ich i nie wiedział gdzie jest wyjście, a teraz sam ich porzucał - w takim razie dokąd uciekał? Zachowanie tego godnego sługusa szlamu było nie tylko nielogiczne, ale i dziwaczne.
- Jeśli nie wiesz gdzie jest wyjście, to w takim razie gdzie uciekasz? Skoro już wiedzą o twych prawdziwych zamiarach? - nie potrafiła powstrzymać pytania, które cisnęło jej się na usta. Jak mógł nie wiedzieć gdzie jest wyjście? Jakież przeszkody mogli postawić mu na drodze mugole, którzy nie znali czarów? Przez każdą ścianę mógł przeniknąć, stworzyć przejście, unieść się nad ziemię. Rookwood czuła podskórnie, że to wszystko kłamstwa. Albo był jeszcze głupszy niż sądziła.
Gwizdnęła głośno, zamierzając przywołać żywego psa, miały dobry węch, mogły ich stąd wyprowadzić. Wtem mechanizm przyśpieszył, a ściana przy wyjściu do labiryntu zaczęła się walić. Dostrzegła spory jej kawałek niebezpiecznie blisko własnej głowy. Bez chwili zawahania uniosła na wielki kamień różdżkę i wyrzekła słowa inkantacji: - Wingardium Leviosa! - zamierzała unieść go wyżej, przenieść w bok, nie pozwolić by uderzył w nią.
Zaraz po tym chciała wbiec do labiryntu, szukając wzrokiem ścieżki mężczyzny o imieniu Joshua.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Czyli ich torby z całym ekwipunkiem, który towarzyszył im na Święcie Dyni, bezpowrotnie zniknął – to prawda, mieli w tej chwili większe zmartwienia, ale eliksiry, które tam były, a Jackie była pewna, że nie tylko ona się w nie zaopatrzyła, mogłyby okazać się dla nich zbawienne. Zerknęła na Sama, gdy to nie od niego otrzymała odpowiedź. Mikstura buchorożca. Tylko trzeba na nią nadepnąć. Domyślała się, że nikt nie stawiał ich na widoku. Musiały być ukryte. Zaklęła szpetnie pod nosem.
Kwestia run też była dla niej obca, a najwyraźniej jedyna osoba, która się na nich znała, była ich potencjalnym wrogiem poza tym całym chaosem. Dobro i zło stojące po jednej stronie barykady. Kpiny.
Wtedy ściany zaczęły na nich pędzić. Całe ciało spięło się na moment, by za chwilę instynkt pociągnął za ścięgna jak za sznurki i zmusił ją do ochronienia się przed gruzami. Nie miała zamiaru skończyć jako naleśnik z dżemem truskawkowym.
– Expecto patronum! – wydobyła ze swojego umysłu najjaśniejsze wspomnienie z czasów, kiedy ona, Vincent i ojciec wyjeżdżali na biwaki; ogrzewał ich skórę ogień w palenisku, uszy wychwytywały kolejne dźwięki opowieści, cichy śmiech, koncert cykad. Szukała w swoim ciele rozluźnienia, ale i skupienia się na tym jednym wspomnieniu.
| wykorzystuję zdolność Zakonu Feniksa - patronus działający jak protego, st 35 (I poziom); przepraszam za spóźnienie, zajęłam się nauką :c
Kwestia run też była dla niej obca, a najwyraźniej jedyna osoba, która się na nich znała, była ich potencjalnym wrogiem poza tym całym chaosem. Dobro i zło stojące po jednej stronie barykady. Kpiny.
Wtedy ściany zaczęły na nich pędzić. Całe ciało spięło się na moment, by za chwilę instynkt pociągnął za ścięgna jak za sznurki i zmusił ją do ochronienia się przed gruzami. Nie miała zamiaru skończyć jako naleśnik z dżemem truskawkowym.
– Expecto patronum! – wydobyła ze swojego umysłu najjaśniejsze wspomnienie z czasów, kiedy ona, Vincent i ojciec wyjeżdżali na biwaki; ogrzewał ich skórę ogień w palenisku, uszy wychwytywały kolejne dźwięki opowieści, cichy śmiech, koncert cykad. Szukała w swoim ciele rozluźnienia, ale i skupienia się na tym jednym wspomnieniu.
| wykorzystuję zdolność Zakonu Feniksa - patronus działający jak protego, st 35 (I poziom); przepraszam za spóźnienie, zajęłam się nauką :c
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Światło patronusa, które na chwilę rozbłysnął pod sufitem, a następnie wniknął w Anthony'ego szczególnie przykuło uwagę Burke'a. Podążał za koziorożcem wzrokiem, aż zwierzak nie zniknął - jednocześnie mężczyzna, który jeszcze przed chwilą ledwo łapał oddech, nagle wyraźnie się ożywił, jakby dostał zastrzyku sił.
Interesujące. Naprawdę interesujące.
Burke odwrócił się, nieco dłużej zawieszając oko na czarodzieju, który pokazywał mu skrzynkę - długie włosy. Auror. Koziorożec, niezwykły patronus. Nazwisko samo niemal cisnęło się na usta, jednak jego twarz pozostała kamienna, zupełnie bez wyrazu. Zamiast tego, Burke skupił się znów na biednym, krwawiącym nieClincie, który wyjaśnił im co nieco, ale nie zamierzał dalej współpracować: - Otóż to. Skoro nie ma sensu już dłużej grać, a mugole i tak poznali się już na twoim fortelu, bo, jak sam powiedziałeś, wszystko widzą i słyszą... - zaczął, otwierając wieko skrzynki, którą pokazał mu długowłosy czarodziej. Nim zerknął na karty, posłał Anthony'emu jeszcze jedno lodowate spojrzenie - dobrze radziłbym ci zastanowić się, czy chcesz zniknąć i zostawić nas, żebyśmy "radzili sobie sami". Bo przysięgam na Salazara, gdy już stąd wyjdziemy, wysadzę wyjście i zablokuję je tak, że już nigdy nie ujrzysz światła słonecznego. - postanowił uprzejmie ostrzec go o swoich planach. I właściwie miał zamiar to zrobić. Bo właściwie dlaczego nie? Pozbycie się tego miejsca uniemożliwiłoby Joshui i Sarah powrót tu, a przecież na pewno chcieliby znów prowadzić swoje eksperymenty. - A może wy, żałośni kretyni, znacie drogę do wyjścia? - Odezwał się jeszcze, zerkając na dwójkę mugoli - choć nie liczył za bardzo na ich pomoc. Porobić najwyżej za mięso armatnie na tę całą mugolską miksturę buchorożca.
Huk zbliżających się ścian nie napawał optymizmem, szczególnie kiedy mechanizm nagle przyspieszył. Tu robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, dlatego Craig chwycił papiery ze skrzynki i ruszył w stronę drzwi prowadzących do labiryntu - cokolwiek znajdowało się na kartach, mogli to obejrzeć na spokojnie pomiędzy żywopłotami.
- To są karty z profilami konkretnych osób - znów nieco ścisnęło go w żołądku, kiedy zobaczył kartkę ze zdjęciami Edgara. Ale było ich dużo więcej niż sześć, więcej niż listów, które otrzymali. - Na jednej jest twoje nazwisko, zakłamańcu - zawołał Burke, unosząc odpowiednią kartę do góry by pokazać ją pozostałym.
Przechodzę przez drzwi do labiryntu
Interesujące. Naprawdę interesujące.
Burke odwrócił się, nieco dłużej zawieszając oko na czarodzieju, który pokazywał mu skrzynkę - długie włosy. Auror. Koziorożec, niezwykły patronus. Nazwisko samo niemal cisnęło się na usta, jednak jego twarz pozostała kamienna, zupełnie bez wyrazu. Zamiast tego, Burke skupił się znów na biednym, krwawiącym nieClincie, który wyjaśnił im co nieco, ale nie zamierzał dalej współpracować: - Otóż to. Skoro nie ma sensu już dłużej grać, a mugole i tak poznali się już na twoim fortelu, bo, jak sam powiedziałeś, wszystko widzą i słyszą... - zaczął, otwierając wieko skrzynki, którą pokazał mu długowłosy czarodziej. Nim zerknął na karty, posłał Anthony'emu jeszcze jedno lodowate spojrzenie - dobrze radziłbym ci zastanowić się, czy chcesz zniknąć i zostawić nas, żebyśmy "radzili sobie sami". Bo przysięgam na Salazara, gdy już stąd wyjdziemy, wysadzę wyjście i zablokuję je tak, że już nigdy nie ujrzysz światła słonecznego. - postanowił uprzejmie ostrzec go o swoich planach. I właściwie miał zamiar to zrobić. Bo właściwie dlaczego nie? Pozbycie się tego miejsca uniemożliwiłoby Joshui i Sarah powrót tu, a przecież na pewno chcieliby znów prowadzić swoje eksperymenty. - A może wy, żałośni kretyni, znacie drogę do wyjścia? - Odezwał się jeszcze, zerkając na dwójkę mugoli - choć nie liczył za bardzo na ich pomoc. Porobić najwyżej za mięso armatnie na tę całą mugolską miksturę buchorożca.
Huk zbliżających się ścian nie napawał optymizmem, szczególnie kiedy mechanizm nagle przyspieszył. Tu robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, dlatego Craig chwycił papiery ze skrzynki i ruszył w stronę drzwi prowadzących do labiryntu - cokolwiek znajdowało się na kartach, mogli to obejrzeć na spokojnie pomiędzy żywopłotami.
- To są karty z profilami konkretnych osób - znów nieco ścisnęło go w żołądku, kiedy zobaczył kartkę ze zdjęciami Edgara. Ale było ich dużo więcej niż sześć, więcej niż listów, które otrzymali. - Na jednej jest twoje nazwisko, zakłamańcu - zawołał Burke, unosząc odpowiednią kartę do góry by pokazać ją pozostałym.
Przechodzę przez drzwi do labiryntu
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rany piekły, a szata nasiąknęła krwią; to były tylko powierzchowne draśnięcia, nadal byłem w stanie sprawnie posługiwać się różdżką.
- Co jest w skrzyni? - Zwróciłem się do Percivala, jednocześnie zaglądając Burke'owi przez ramię. Zgodnie z jego słowami, udało mi się dostrzec zdjęcia, także znanych i bliskich mi osób. - Skąd macie te zdjęcia? - Skierowałem pytanie do mugola, którego przyjazne nastawienie wydało mi się co najmniej dziwne w tej sytuacji - znaczy, w życiu spotykałem zdecydowanie więcej przyjaźnie nastawionych niemagicznych niż tych, którzy życzyliby mi śmierci. Znalezienie się na krawędzi przestawiało wszystkim priorytety. - Lepiej naucz mnie wykrywać miny. Wiesz coś o tym? - Wszystko wskazywało bowiem na to, że mężczyzna miał udać się do labiryntu z nami.
Słuchałem słów nie-Clinta z dystansem - oszukał nas raz. Zrobił to w dobrej wierze, czy może dla własnej wygody? Bez względu na słowa jakie padały z jego ust, dokładnie przesiewałem wszystkie informacje, którymi nas karmił. Nie wiedziałem już, czy był naszym sojusznikiem, czy zapędzał nas w kozi róg. Mogłem się z nim zgodzić jedynie w kwestii kobiety.
- Nie rozumiem. Twierdzisz, że chciałeś nam pomagać, dlaczego teraz próbujesz uciec? - Był zdrajcą - przecież Sarah i Joshua musieli już wiedzieć. Zgodnie z tym, co mówił, słyszeli wszystko. - Co przez to zyskasz? Sam nie masz szans. - Był samobójcą? Być może nie mieliśmy szans nawet w grupie; zdołałem poznać siłę rażenia mikstury buchorożca na własnej skórze i nie byłem zbyt skory do tego, bo sprawdzać, czy mugolski odpowiednik jest równie silny. - Chodź z nami. Chyba, że boisz się czegoś, o czym nie chcesz nam powiedzieć. - Urwałem, przez moment zastanawiając się, co kierowało jego działaniami. - Zapytam po raz kolejny - co wiesz o anomalii? - Powtórzyłem, marszcząc czoło. Jej źródło było gdzieś w pobliżu. To ona go paraliżowała?
Ściany zadrgały, jakby przyspieszając, a energia poruszyła sufit, który zaczął pękać i walić się nam na głowy. Sarah i Joshua zmuszali nas do szybkiej decyzji - i równie szybkiej reakcji.
- Arresto Momentum - krzyknąłem, dostrzegając gruz spadający wprost na głowę Jackie.
- Co jest w skrzyni? - Zwróciłem się do Percivala, jednocześnie zaglądając Burke'owi przez ramię. Zgodnie z jego słowami, udało mi się dostrzec zdjęcia, także znanych i bliskich mi osób. - Skąd macie te zdjęcia? - Skierowałem pytanie do mugola, którego przyjazne nastawienie wydało mi się co najmniej dziwne w tej sytuacji - znaczy, w życiu spotykałem zdecydowanie więcej przyjaźnie nastawionych niemagicznych niż tych, którzy życzyliby mi śmierci. Znalezienie się na krawędzi przestawiało wszystkim priorytety. - Lepiej naucz mnie wykrywać miny. Wiesz coś o tym? - Wszystko wskazywało bowiem na to, że mężczyzna miał udać się do labiryntu z nami.
Słuchałem słów nie-Clinta z dystansem - oszukał nas raz. Zrobił to w dobrej wierze, czy może dla własnej wygody? Bez względu na słowa jakie padały z jego ust, dokładnie przesiewałem wszystkie informacje, którymi nas karmił. Nie wiedziałem już, czy był naszym sojusznikiem, czy zapędzał nas w kozi róg. Mogłem się z nim zgodzić jedynie w kwestii kobiety.
- Nie rozumiem. Twierdzisz, że chciałeś nam pomagać, dlaczego teraz próbujesz uciec? - Był zdrajcą - przecież Sarah i Joshua musieli już wiedzieć. Zgodnie z tym, co mówił, słyszeli wszystko. - Co przez to zyskasz? Sam nie masz szans. - Był samobójcą? Być może nie mieliśmy szans nawet w grupie; zdołałem poznać siłę rażenia mikstury buchorożca na własnej skórze i nie byłem zbyt skory do tego, bo sprawdzać, czy mugolski odpowiednik jest równie silny. - Chodź z nami. Chyba, że boisz się czegoś, o czym nie chcesz nam powiedzieć. - Urwałem, przez moment zastanawiając się, co kierowało jego działaniami. - Zapytam po raz kolejny - co wiesz o anomalii? - Powtórzyłem, marszcząc czoło. Jej źródło było gdzieś w pobliżu. To ona go paraliżowała?
Ściany zadrgały, jakby przyspieszając, a energia poruszyła sufit, który zaczął pękać i walić się nam na głowy. Sarah i Joshua zmuszali nas do szybkiej decyzji - i równie szybkiej reakcji.
- Arresto Momentum - krzyknąłem, dostrzegając gruz spadający wprost na głowę Jackie.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie wiedział, czego właściwie spodziewał się, oddając Gudensigowi różdżkę i ściągając krępujące go kajdany, ale na pewno nie była to kolejna próba ucieczki – dokąd? Z powrotem do otaczającej ich grubymi ścianami pułapki, z powrotem w łapy mugoli? Westchnął przeciągle; wyglądało na to, że niezwykłe działanie patronusa Samuela (dziwiącego odrobinę mniej niż jeszcze kilka dni temu, gdy podobnego wyczynu dokonał na jego oczach Alexander) nie uzdrowiło mężczyźnie szwankującego instynktu samozachowawczego. Chciał coś na ten temat powiedzieć, nawet jeżeli – być może – nie miało to najmniejszego sensu ani szans na powodzenie, ale nagle i bez ostrzeżenia jego rękę przeszył chłód, mrożąc przedramię do kości; gdzieś za mostkiem poczuł nieprzyjemne ukłucie strachu, gdy jego różdżka wysunęła się spomiędzy palców, upadając na posadzkę – ale na szczęście wrażenie trwało tylko chwilę. Schylił się, podnosząc ją z ziemi, po drodze rozmasowując zdrętwiałe palce – a gdy się podniósł, jego towarzysze zdążyli wypowiedzieć już na głos wszystkie jego wątpliwości. Nie miał zamiaru dodatkowo strzępić sobie języka – nie chciał zostawiać Gudensiga na śmierć, ale nie mógł też uratować go na siłę, jeżeli ten aż tak bardzo się przed tym wzbraniał.
Prawie już go nie słuchał, zmęczony nietrzymającymi się kupy wyjaśnieniami i coraz bardziej upartym zaprzeczaniem samemu sobie, dlatego nie był przygotowany na mechaniczne szczęknięcie w trzymanej przez niego skrzyni. Przeniósł na nią spojrzenie instynktownie, wyciągając ze środka dwa kawałki pergaminu, na pierwszy rzut oka nie mówiące mu niczego: jakiś schemat i wierszyk, który przeczytał pobieżnie, podskórnie czując, że miał do czynienia z kolejną zagadką. Może grą słowną, może instrukcją – potrzebował więcej czasu, żeby się nad tym zastanowić; odruchowo szukając odpowiedzi, zajrzał też na kartki ze skrzynki pozostającej w posiadaniu Craiga, i coś wywróciło mu się w żołądku, gdy na jednej z nich mignęły mu fotografie Bena. Mimo wszystko starał się nie patrzeć jedynie na nie, a zapamiętać jak najwięcej; jego uwagę zwróciły daty – choć jeszcze nie rozumiał, dlaczego. Czy miały coś wspólnego ze znakami na schemacie? Zmarszczył brwi, z zamyślenia wyrwało go pytanie Freda. – Rymowanka. I jakiś schemat z rysunkami, które wyglądają na astromagiczne znaki – odpowiedział, podając aurorowi oba arkusze, a skrzynkę odkładając na posadzkę; nie była im już potrzebna. – Mówi ci to coś? – zapytał, zgodnie z powiedzeniem – co dwie głowy to nie jedna, ale dokładnie w tej samej chwili do rzeczywistości przywrócił go huk. Posypał się gruz, poleciały zaklęcia; zagadka musiała poczekać – wciąż miał ją jednak w głowie, gdy nie tracąc czasu, ruszył do drzwi prowadzących do labiryntu, uprzednio gwizdnąwszy jeszcze na psa; Gudensig mógł robić co chciał, miał wolną wolę – ale nie miał zamiaru zostawić tu tego biedaka.
Przekroczył drzwi, rozglądając się odruchowo i unosząc różdżkę; jeżeli gdzieś znajdowały się mugolskie pułapki, nie chciał dać im się zaskoczyć. – Carpiene – mruknął, przywołując magię; oby tym razem okazała się mniej kapryśna.
Prawie już go nie słuchał, zmęczony nietrzymającymi się kupy wyjaśnieniami i coraz bardziej upartym zaprzeczaniem samemu sobie, dlatego nie był przygotowany na mechaniczne szczęknięcie w trzymanej przez niego skrzyni. Przeniósł na nią spojrzenie instynktownie, wyciągając ze środka dwa kawałki pergaminu, na pierwszy rzut oka nie mówiące mu niczego: jakiś schemat i wierszyk, który przeczytał pobieżnie, podskórnie czując, że miał do czynienia z kolejną zagadką. Może grą słowną, może instrukcją – potrzebował więcej czasu, żeby się nad tym zastanowić; odruchowo szukając odpowiedzi, zajrzał też na kartki ze skrzynki pozostającej w posiadaniu Craiga, i coś wywróciło mu się w żołądku, gdy na jednej z nich mignęły mu fotografie Bena. Mimo wszystko starał się nie patrzeć jedynie na nie, a zapamiętać jak najwięcej; jego uwagę zwróciły daty – choć jeszcze nie rozumiał, dlaczego. Czy miały coś wspólnego ze znakami na schemacie? Zmarszczył brwi, z zamyślenia wyrwało go pytanie Freda. – Rymowanka. I jakiś schemat z rysunkami, które wyglądają na astromagiczne znaki – odpowiedział, podając aurorowi oba arkusze, a skrzynkę odkładając na posadzkę; nie była im już potrzebna. – Mówi ci to coś? – zapytał, zgodnie z powiedzeniem – co dwie głowy to nie jedna, ale dokładnie w tej samej chwili do rzeczywistości przywrócił go huk. Posypał się gruz, poleciały zaklęcia; zagadka musiała poczekać – wciąż miał ją jednak w głowie, gdy nie tracąc czasu, ruszył do drzwi prowadzących do labiryntu, uprzednio gwizdnąwszy jeszcze na psa; Gudensig mógł robić co chciał, miał wolną wolę – ale nie miał zamiaru zostawić tu tego biedaka.
Przekroczył drzwi, rozglądając się odruchowo i unosząc różdżkę; jeżeli gdzieś znajdowały się mugolskie pułapki, nie chciał dać im się zaskoczyć. – Carpiene – mruknął, przywołując magię; oby tym razem okazała się mniej kapryśna.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland