Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jego ciało ponownie stało się niematerialne, przekształciło się w czarną mgłę, tak charakterystyczną dla najbliższych Jego osobie sług. Dostrzegł zmianę, która zaszła w pomieszczeniu i musiał przyznać, że rezultat był zdecydowanie zadowalający. Co prawda dziwnie było przyjąć mu do wiadomości, że Percival mógł się przez kilka chwil poruszać, podczas gdy oni byli zamknięci w łańcuchach czasu, ale to było mnie istotne. Najważniejsze było to, że Cint został rozbrojony. Ba! Skuty również. Teraz już nigdzie nie mógł się wymknąć. A Burke miał dość jego skamlenia. Duch miał rację plując na zdradzieckiego czarodzieja. Mężczyzna nie był godzien nawet by czyścić im buty - no, mógł ewentualnie podjąć się wyprania uwalonych fekaliami szat jednej z aurorek.
Czarna masa złowrogiej magii zakotłowała się gwałtownie, zanim w mgnieniu oka zaszarżowała na skutego Clinta. Chciał go wystraszyć, napędzić stracha, doszczętnie złamać. Tuż przed tym zanim mgła miała przeniknąć przez powietrze wokół mężczyzny, Burke wrócił jednak do swojej ludzkiej postaci. I zacisnął rękę na szacie zdrajcy, chcąc mu dobitnie pokazać, że żarty się skończyły.
- Słuchaj, wymoczku. Powiesz nam w tej chwili wszystko. Wszystko. Co dokładnie tutaj robiliście, skąd wiedziałeś o przyjęciu po Dyniobraniu, a także co miały znaczyć listy, które nam pokazaliście. Skąd to wszystko o nas wiecie. Och, a także gdzie są nasze rzeczy. Bardzo za nimi tęsknię, wiesz? - wywarczał mu wręcz do ucha. Jego umysł wciąż nosił w sobie strach - strach przed uwięzieniem, przed miejscem, które niemal nie zrobiło z niego szaleńca. Zamierzał stąd wyjść jak najszybciej - Radzę ci także przemyśleć twoją wcześniejszą wypowiedź odnośnie wyjścia stąd. Jakimś cudem się tu znalazłeś. Więc lepiej przypomnij sobie, którędy na powierzchnie. I zastanów się lepiej dwa razy, zanim postanowisz nas okłamać. Inaczej chyba skorzystam z propozycji ducha. Może my pójdziemy dalej, a ciebie zostawimy tutaj, żeby został z ciebie krwawy naleśnik? - zaproponował mu.
zastraszanie I
Czarna masa złowrogiej magii zakotłowała się gwałtownie, zanim w mgnieniu oka zaszarżowała na skutego Clinta. Chciał go wystraszyć, napędzić stracha, doszczętnie złamać. Tuż przed tym zanim mgła miała przeniknąć przez powietrze wokół mężczyzny, Burke wrócił jednak do swojej ludzkiej postaci. I zacisnął rękę na szacie zdrajcy, chcąc mu dobitnie pokazać, że żarty się skończyły.
- Słuchaj, wymoczku. Powiesz nam w tej chwili wszystko. Wszystko. Co dokładnie tutaj robiliście, skąd wiedziałeś o przyjęciu po Dyniobraniu, a także co miały znaczyć listy, które nam pokazaliście. Skąd to wszystko o nas wiecie. Och, a także gdzie są nasze rzeczy. Bardzo za nimi tęsknię, wiesz? - wywarczał mu wręcz do ucha. Jego umysł wciąż nosił w sobie strach - strach przed uwięzieniem, przed miejscem, które niemal nie zrobiło z niego szaleńca. Zamierzał stąd wyjść jak najszybciej - Radzę ci także przemyśleć twoją wcześniejszą wypowiedź odnośnie wyjścia stąd. Jakimś cudem się tu znalazłeś. Więc lepiej przypomnij sobie, którędy na powierzchnie. I zastanów się lepiej dwa razy, zanim postanowisz nas okłamać. Inaczej chyba skorzystam z propozycji ducha. Może my pójdziemy dalej, a ciebie zostawimy tutaj, żeby został z ciebie krwawy naleśnik? - zaproponował mu.
zastraszanie I
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Nie wzruszała go dramatyczna reakcja Clinta, skończyła mu się cierpliwość - klaustrofobiczne wrażenie uwięzienia nawarstwiało się i rosło z każdą sekundą, sprawiając, że coraz trudniej było mu zachować spokój. Nienawidził poczucia niewiedzy i bezsilności, a te towarzyszyły mu nieodzownie odkąd tylko ocknął się w cuchnącej celi; potrzebował winowajcy, a ponieważ tego nigdzie nie było, w naturalny sposób skierował targające nim emocje przeciwko kłamliwemu duetowi ducha i czarodzieja. - Wstawaj - warknął do Clinta, gdy ten upadł na posadzkę. Kajdany uniemożliwiały mu bieg, ale wciąż mógł chodzić. - Lepiej dla ciebie żebyś potrafił szybko mówić. Którędy uciekła twoja urocza koleżanka i przyjaciel-idiota? - Rozejrzał się, Sarah i Joshua musieli w jakiś sposób opuścić pomieszczenie. - I skąd o nas tyle wiecie? Jesteś nie tylko oklumentą, ale i legilimentą? Grzebaliście nam w głowach? - Było mu niedobrze na samą myśl, choć jeszcze dotkliwiej odczuwał strach, że to, co się działo, mogło być prawdą - a tkwiący w jego kieszeni list został napisany ręką Bena.
- Zamknij się - rzucił, gdy duch znowu rozpoczął swój festiwal manipulacji, a Craig zaskarbił dla siebie uwagę Clinta. - Nie będziesz nam dyktował warunków. - Nie brał nawet pod uwagę ich spełnienia, nie miał zamiaru dać zrobić z siebie mordercy. Nie udało się to Rycerzom Walpurgii, i na pewno nie miało się udać mugolom.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążył; szyba rozprysnęła się w drobny mak, wypełniając jego uszy ogłuszającym trzaskiem pękającego szkła. Podniósł głowę, starając się odnaleźć źródło zamieszania, ale kiedy dostrzegł przybliżającą się ścianę, w pierwszej chwili pomyślał, że znów ma przywidzenia. Przerażająca prawda dotarła do niego dopiero po paru sekundach, zmuszając do ruszenia się z miejsca. Naprawdę?
- Ed, widzisz tam coś? - zapytał, zwracając się do stojącego przy drzwiach Foxa; odnalezienie wyjścia stało się nagle jakieś bardziej pilne. Podszedł do przeciwległej ściany, po drodze kiwając głową Samuelowi na znak, że zrozumiał; chwycił leżącą na ziemi skrzynkę, upychając ją pod pachą, ale nadal nie wiedział, co dalej. Zawiesił spojrzenie na ścianie, myśląc gorączkowo; jeżeli się przybliżała, to coś musiało znajdować się po drugiej stronie - pokój, korytarz, wolna przestrzeń. Wycofał się, żeby uniknąć ewentualnych odłamków, po czym skierował różdżkę na ścianę. - Deprimo - rzucił, chcąc zrobić wyrwę, przez którą będą mogli wydostać się na zewnątrz.
| celuję tutaj, staję obok psa Burka
- Zamknij się - rzucił, gdy duch znowu rozpoczął swój festiwal manipulacji, a Craig zaskarbił dla siebie uwagę Clinta. - Nie będziesz nam dyktował warunków. - Nie brał nawet pod uwagę ich spełnienia, nie miał zamiaru dać zrobić z siebie mordercy. Nie udało się to Rycerzom Walpurgii, i na pewno nie miało się udać mugolom.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążył; szyba rozprysnęła się w drobny mak, wypełniając jego uszy ogłuszającym trzaskiem pękającego szkła. Podniósł głowę, starając się odnaleźć źródło zamieszania, ale kiedy dostrzegł przybliżającą się ścianę, w pierwszej chwili pomyślał, że znów ma przywidzenia. Przerażająca prawda dotarła do niego dopiero po paru sekundach, zmuszając do ruszenia się z miejsca. Naprawdę?
- Ed, widzisz tam coś? - zapytał, zwracając się do stojącego przy drzwiach Foxa; odnalezienie wyjścia stało się nagle jakieś bardziej pilne. Podszedł do przeciwległej ściany, po drodze kiwając głową Samuelowi na znak, że zrozumiał; chwycił leżącą na ziemi skrzynkę, upychając ją pod pachą, ale nadal nie wiedział, co dalej. Zawiesił spojrzenie na ścianie, myśląc gorączkowo; jeżeli się przybliżała, to coś musiało znajdować się po drugiej stronie - pokój, korytarz, wolna przestrzeń. Wycofał się, żeby uniknąć ewentualnych odłamków, po czym skierował różdżkę na ścianę. - Deprimo - rzucił, chcąc zrobić wyrwę, przez którą będą mogli wydostać się na zewnątrz.
| celuję tutaj, staję obok psa Burka
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Lekkie szarpnięcie sugerowało powodzenie zaklęcia - jednak tego, co stało się chwilę po wypowiedzeniu inkantacji, nie mogłem się spodziewać. Pergamin, krew, huk. Złote włosy splątane w nieładzie. Jasna skóra zalana czerwoną posoką. Znieruchomiałem. Gdyby teraz ktokolwiek wymierzył we mnie zaklęciem, najpewniej nawet nie poruszyłbym się, aby się obronić. Niezłomne oblicze Lovegood nawiedziło mnie niczym zmora, przynosząc ból i strach. Byłem pewien, że widziałem jej śmierć, jednocześnie mając dziwne wrażenie, że wcale nie wydarzyła się naprawdę. Osa posiadała w sobie zbyt wiele siły, by zginąć w taki sposób. A może zwyczajnie moja podświadomość odrzucała taki bieg rzeczywistości? Nie. Tu nie mogło chodzić tylko o to. Przeszywający chłód, dziwna energia - to wszystko wydawało się niepokojąco znajome.
- Nie widzę. - Odpowiedziałem Percivalowi, gdy jego głos wyrwał mnie z letargu. Cofnąłem się kilka kroków w tył*, odsuwając się od ściany, która poruszyła się nieznacznie. - Ale czuję. - Dodałem, niezbyt pocieszającym tonem. - Anomalię. Inną niż wszystkie. Przywołuje sceny, które miały miejsce w tych ścianach. Nie sądzę jednak, by były prawdziwe. Coś jest nie tak. Jakby... - Urwałem głos w poszukiwaniu najtrafniejszego określenia. - Jakby znała mój najgorszy strach. Clint - Odwróciłem się w kierunku mężczyzny. - Czy za ścianą znajduje się źródło anomalii? Co o niej wiesz? - Był czarodziejem, przebywał tu już jakiś czas - musiał znać odpowiedź na moje pytania. I być może pozycja, w której się znalazł (jakim cudem? czy aż tak długo trwałem w osłupieniu?) mogła w końcu skłonić go do szczerej rozmowy. - Czy wy też ją czujecie? - Zapytałem pozostałych; część mnie myślała tylko i wyłącznie o ucieczce z tego cholernego miejsca, druga - o stabilizowaniu anomalii. Obie natomiast były zgodne co do obaw - jedno mogło okazać się powiązane z drugim. - Carpiene - powtórzyłem za Rokwood. Wolałem polegać na własnym osądzie.
*przepraszam za spóźnienie & przemieszczam się o 1 heksagon, kierunek skośny do lewej górnej krawędzi monitora - mam nadzieję, że ściana jeszcze mnie nie zje
- Nie widzę. - Odpowiedziałem Percivalowi, gdy jego głos wyrwał mnie z letargu. Cofnąłem się kilka kroków w tył*, odsuwając się od ściany, która poruszyła się nieznacznie. - Ale czuję. - Dodałem, niezbyt pocieszającym tonem. - Anomalię. Inną niż wszystkie. Przywołuje sceny, które miały miejsce w tych ścianach. Nie sądzę jednak, by były prawdziwe. Coś jest nie tak. Jakby... - Urwałem głos w poszukiwaniu najtrafniejszego określenia. - Jakby znała mój najgorszy strach. Clint - Odwróciłem się w kierunku mężczyzny. - Czy za ścianą znajduje się źródło anomalii? Co o niej wiesz? - Był czarodziejem, przebywał tu już jakiś czas - musiał znać odpowiedź na moje pytania. I być może pozycja, w której się znalazł (jakim cudem? czy aż tak długo trwałem w osłupieniu?) mogła w końcu skłonić go do szczerej rozmowy. - Czy wy też ją czujecie? - Zapytałem pozostałych; część mnie myślała tylko i wyłącznie o ucieczce z tego cholernego miejsca, druga - o stabilizowaniu anomalii. Obie natomiast były zgodne co do obaw - jedno mogło okazać się powiązane z drugim. - Carpiene - powtórzyłem za Rokwood. Wolałem polegać na własnym osądzie.
*przepraszam za spóźnienie & przemieszczam się o 1 heksagon, kierunek skośny do lewej górnej krawędzi monitora - mam nadzieję, że ściana jeszcze mnie nie zje
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Klaustrofobiczne wrażenie zaczynało coraz bardziej na nią napierać, mało tego – nie pętało tylko mięśni, ale też sposób myślenia. Odbijała się od ścian, raz będąc pewną, że myśli trzeźwo i logiczne, za drugim razem krzywiąc się, bo w głowie miała pustkę. Przez dym, przez doświadczenia, przez to wszystko, co się tu działo. Słyszała rozmowy zza ściany, zza otwartych drzwi, ale słowa do niej nie docierały. Nie skupiała się na rozumieniu ich, raczej na łączeniu swoich szlaków myślowych w jeden. Zaklęcie wymierzone w zamek dało pozytywny efekt, nie trzymał już drzwi. Chciała sięgnąć po klamkę, kiedy usłyszała głos Samuela. Odwróciła się do niego.
– Długi korytarz i dwa wejścia za nimi. Co tam się dzieje? – przeszła przez otworzone przez siebie przejście.
Drzwi prowadzące w lewo były otwarte. Zdziwiło ją to, ale nie pokazała tego po sobie. Najważniejsze było to, że nie stało im nic na drodze. Wyciągnęła przed siebie różdżkę, ale nim zdecydowała się ruszyć w stronę pokoju po lewej, ściany po prawej… struchlała – ruszyły się.
– Psidwacza mać – wycharczała, kartkując w głowie księgi z inkantacjami. Jak to cholerstwo zatrzymać?!
Podeszła bliżej wyjścia do „laboratorium”, zobaczyła naprzeciwko siebie Foxa, bliżej sylwetkę ducha. Huk zbijanego szkła zmusił ją do podkurczenia ramion. Nie wiedziała, co robić. Usłyszała głos aurora mówiący o anomalii i instynktownie otoczyła wzrokiem ścianę, która niebezpiecznie szybko próbowała zbliżyć się do swojej bliźniaczki, żeby zakleszczyć między nimi całe towarzystwo.
– Deprimo! – zawołała, celując w nią różdżką.
| celuje w środek ściany najbardziej po prawej
– Długi korytarz i dwa wejścia za nimi. Co tam się dzieje? – przeszła przez otworzone przez siebie przejście.
Drzwi prowadzące w lewo były otwarte. Zdziwiło ją to, ale nie pokazała tego po sobie. Najważniejsze było to, że nie stało im nic na drodze. Wyciągnęła przed siebie różdżkę, ale nim zdecydowała się ruszyć w stronę pokoju po lewej, ściany po prawej… struchlała – ruszyły się.
– Psidwacza mać – wycharczała, kartkując w głowie księgi z inkantacjami. Jak to cholerstwo zatrzymać?!
Podeszła bliżej wyjścia do „laboratorium”, zobaczyła naprzeciwko siebie Foxa, bliżej sylwetkę ducha. Huk zbijanego szkła zmusił ją do podkurczenia ramion. Nie wiedziała, co robić. Usłyszała głos aurora mówiący o anomalii i instynktownie otoczyła wzrokiem ścianę, która niebezpiecznie szybko próbowała zbliżyć się do swojej bliźniaczki, żeby zakleszczyć między nimi całe towarzystwo.
– Deprimo! – zawołała, celując w nią różdżką.
| celuje w środek ściany najbardziej po prawej
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Inkantacja wypowiedziana przez Samuela nie przyniosła oczekiwanych rezultatów i czarodziejowi nie przyszło zobaczyć żadnego ukrytego przejścia. Z podobną porażką musiała pogodzić się Sigrun, której różdżka odmówiła posłuszeństwa i nie odkryła przed nią żadnych pułapek tudzież ukrytych istot. Pytanie pozostało bez odpowiedzi, duch jedynie pomknął ku niej wrogiem spojrzeniem, ponieważ jasno przedstawił swe żądania, których ta – podobnie jak reszta – nie zamierzała spełnić. Czyżby oszczędzenie karalucha było ważniejsze, niżeli ocalenie siebie samych? -Pułapka.- wtrącił Clint, który zdawał się wiedzieć o ruchomych ścianach. -Uruchomiliście mechanizm.- dodał zerkając na rozbitą szybę, a następnie na swoje krwawiące udo – kawałek szkła przeciął ubranie i skórę wbijając się boleśnie w nogę.
Craig zmaterializował się przed Clintem, na co czarodziej wyraźnie odepchnął się ku tyłowi byle tylko zachować jak największą, dzielącą ich odległość. -Ja…ja.- burknął pod nosem zerkając kątem oka na swój fartuch, który zacisnął w dłoni Śmierciożerca. -Bywałem tam każdego roku. Znałem to miejsce.- zacisnął usta czując jak pod wpływem siły mężczyzny drażniona rana jeszcze bardziej powiększyła się. -Rzeczy? Nie wiem, zwykle wyrzucają je zaraz po pojmaniu. Oni nie znają działania pewnych specyfików, traktują je jako zagrożenie, dlatego zapewne pozbyli ich się.- odparł właściwie od razu chcąc uniknąć kolejnej fali pytań. W chwili, gdy Burke nalegał na wskazanie drogi ucieczki Clint przełknął głośno ślinę wpatrując się w twarz oprawcy z wyraźnym przerażeniem. -Znalazłem się tutaj tak samo, jak wy. Nie znam drogi ucieczki.- dodał jednym tchem obawiając się kolejnego aktu agresji. Strach go paraliżował, doskonale rozumiał, że był zdany na łaskę otaczających go osób. -Zabiją mnie i tak, jeśli dowiedzą się prawdy.- mruknął finalnie i spuścił głowę licząc, że dadzą mu w spokoju przeżyć te ostatnie chwile.
Duch przyglądał się Craigowi licząc, że chociaż on jeden będzie skory wysłuchać jego prośby dającym tym samym nauczkę pojmanemu czarodziejowi. Obserwował jego wyjątkowe umiejętności, doskonale wiedząc, iż nie należały do powszechnych, jednak mimo to nic się nie zmieniło, nawet on nie był w stanie porwać się na tak prosty krok. Jego twarz wykrzywiła się w wyraźnej złości mieszanej z rozczarowaniem. Nie brali go na poważnie, a on wcale nie żartował. Czas naglił, ściany nieustannie zbliżały się do siebie, a to co kryło się za nimi nie miało wcale ułatwić ucieczki; wręcz przeciwnie i duch doskonale zdawał sobie z tego sprawę. -Koniec tej szopki, Gudensig. Skoro mają zamiar utrzymać Cię przy życiu, to jestem ciekaw jak im to wszystko wytłumaczysz.- zaśmiał się pod nosem rozglądając po zebranych. -Ten idiota nic nie wie, parszywy metamorfomag. Jesteście tak ślepi? Skąd niby miałby mieć możliwość poznania waszych imion, skoro takowych mu nie podaliście? Percivalu?- rzucił zerkając w kierunku wspomnianego mężczyzny mając na myśli sytuację, kiedy pierwszy raz ukazał się w niematerialnej formie. -Jakim cudem stworzyłby dokładną mapę, rozrzucił te swoje śmieszne wskazówki, skrzynki? Podszywał się pode mnie odkąd tylko udało mu się mnie rozbroić. Podano mu zbyt mało środków, błędnie określając jego stan na skutek zażytego wróżkowego pyłu i gdy miałem go przetransportować do laboratorium zaatakował. Cóż, skutecznie. Dlaczego nie widać większego podobieństwa? Bo bestialsko pociął mi twarz, pozbawił włosów i zamknął w tej cholernej celi nieustannie podając jakieś paskudztwo. Pytania, odpowiedzi; tak to była moja mantra, którą powtarzał mi za każdym razem, gdy zrobił sobie ze mnie osobisty obiekt badań. Rzecz jasna takie nie miały miejsca, chciał jedynie odseparować mnie od Sarah oraz Joshuy.- uśmiechnął się wbijając spojrzenie w obezwładnionego czarodzieja, którego drgawki przybrały na sile, a twarz wyraźnie zbladła. Bez trudu można było wywnioskować, iż duch nie kłamał, bowiem nieClint wcale nie przeczył. -Zostawiał te durne wskazówki, bo sam nie miał odwagi postawić się mugolom i chciał was do nich doprowadzić. Przecież to śmieszne.- pokręcił głową, ta sytuacja zdawała się go bawić. -Sęk w tym, że ja faktycznie wyjście znałem i wystarczyło dać mi jego śmierć, by uratować siebie samych. Teraz zginiecie wszyscy.- dodał rozkładając szeroko ramiona, po czym uniósł dłoń wykonując nim charakterystyczny gest pożegnania i tuż po tym przeniknął przez podłogę.
Czar, który szarpnął nadgarstkiem Percivala, wyprzedził tłumaczenia spoczywającego na posadzce Anthonego, bowiem na środku ściany utworzyła się wielka wyrwa ukazująca kolejną przeszkodę – tym razem była ona jednak zielona, a jej struktura przypominała ściśle rosnące krzewy. Skuty kajdanami mężczyzna uniósł wzrok na ów odkrycie i westchnął głęboko kręcąc przy tym głową. Ewidentnie przeszedł do konkretów chciał pominąć niewygodny temat poruszony przez ducha.
-Labirynt. Cwane szuje. Joshua, Clint i Sarah, była ich trójka i istnieją też trzy drogi wyjścia tuż po przekroczeniu progów drzwi, przy których stoi Ed. Podobno tylko jedna z nich jest właściwa. Zawsze rozmawiali między sobą, że należy iść tą ścieżką, którą nie jest usłana śmiercią, a nauką.- rozwinął myśl starając się przekazać wszystko, co wiedział, był już i tak na straconej pozycji. Dosłyszalny był coraz słabszy głos i przyspieszony oddech. -Droga na wprost posiada wypalony na bocznej ścianie labiryntu znak „S”, co zapewne oznacza podążenie za kobietą, w prawo widnieje „C”, zaś w lewo „J”. Joshua żartował, że nawet jeśli komuś uda się dojść do miejsca, w którym obecnie się znajdujecie, nie będzie wiedzieć komu zaufać i którędy podążyć. Uważam więc, że należy podjąć decyzję kto faktycznie chciał jedynie eksperymentować, a kto po prostu życzył wam śmierci. To abstrakcyjne, sam nie miałem odwagi wejść pomiędzy te paskudne krzewy.- wytłumaczył wiedząc, że nie wiedzieli jak wszystko wyglądało za drzwiami. Nie dał rady podnieść się o własnych siłach mimo rozkazu Percivala. Był coraz słabszy, szkło najprawdopodobniej rozcięło tętnicę, bo kałuża krwi nieustannie powiększała się. -Masz księgę.- zwrócił uwagę na trzymany przez Craiga przedmiot. -W środku jest kartka przyjrzyj się dokładnie jej oraz mapie. To co wypowiesz otworzy obie skrzynki. Runy, starałem się ukryć ów wskazówki przed mugolami, dlatego nie przekazałem wam nic otwarcie… mapa miała ułatwić wam rozeznanie się na dole, uniknąć niebezpieczeństw.- jego głos przeradzał się w szept, coraz częściej przerywał potok słów starając się złapać oddech. -To co odkryjecie… to tylko moje spostrzeżenia. Wersy, słowa, cyfry. Rozgryziecie to.- dodał przymykając powieki, wciąż był przytomny, choć zapewne już niewiele go dzieliło od jej utraty. -Jeśli wybierzecie źle…mugolskie miny, to ich broń...- mruknął osuwając się w kierunku Craiga, tylko silny uścisk mężczyzny sprawił, że czarodziej uniknął zderzenia z posadzką.
Frederick pewnie wypowiedział inkantację, jednak różdżka w nietypowy sposób zadrżała mu w dłoni, a następnie z jej krańców wyleciały wiązki światła, które z dużą siłą odepchnęły go ku tyłowi. Czarodziej uderzył w ścianę, a następnie wpadł wprost w szkło, które boleśnie wbiło się w jego ciało. Szczęściem w nieszczęściu okazał się fakt, iż strużki krwi pojawiły się głównie na boku oraz plecach oszczędzając tym samym wiodącą rękę oraz nogi. Siła upadku sprawiła, że reszki szyby przesunęły się po podłodze raniąc twarz strażnika znajdującego się pod wpływem zaklęcia. -Nie…- odpowiedział właściwie niedosłyszalnie Anthony na zadane pytanie; tylko Craig mógł ów słowo usłyszeć.
Jackie dostrzegła, że w pomieszczeniu po lewej stronie na samym środku znajdowała się myślodsiewnia i to od niej biło niebieskie światło. Decydując się na skierowanie do laboratorium mogła w końcu na własne oczy wszystko dostrzec oraz ocenić sytuację – a ta z pewnością nie była zła, a fatalna. Ruch ścian nabierał na sile i choć poprawna inkantacja czarownicy powiększyła utworzoną przez Percivala wyrwę, to ta wciąż przemieszczała się zmniejszając wielkość pomieszczenia.
|
Czerwone linie na mapie są nowym umiejscowieniem ścian - ruch jest ciągły i wolny.
Pomieszczenie objęte jest zaklęciem ochronnym Salvio Hexia (ST +15 do każdego zaklęcia). Obecnie nie obowiązują pojedynkowe zasady poruszania się na mapie.
Clint pozostaje rozbrojony i obezwładniony.
Ściąganie klątw odbywa się zgodnie z mechaniką.
Pamiętajcie, że event zagraża zdrowiu i życiu postaci.
Na odpisy czekam do 12.02 - 16:00; proszę odpisywać w wyznaczonym terminie <3
Craig zmaterializował się przed Clintem, na co czarodziej wyraźnie odepchnął się ku tyłowi byle tylko zachować jak największą, dzielącą ich odległość. -Ja…ja.- burknął pod nosem zerkając kątem oka na swój fartuch, który zacisnął w dłoni Śmierciożerca. -Bywałem tam każdego roku. Znałem to miejsce.- zacisnął usta czując jak pod wpływem siły mężczyzny drażniona rana jeszcze bardziej powiększyła się. -Rzeczy? Nie wiem, zwykle wyrzucają je zaraz po pojmaniu. Oni nie znają działania pewnych specyfików, traktują je jako zagrożenie, dlatego zapewne pozbyli ich się.- odparł właściwie od razu chcąc uniknąć kolejnej fali pytań. W chwili, gdy Burke nalegał na wskazanie drogi ucieczki Clint przełknął głośno ślinę wpatrując się w twarz oprawcy z wyraźnym przerażeniem. -Znalazłem się tutaj tak samo, jak wy. Nie znam drogi ucieczki.- dodał jednym tchem obawiając się kolejnego aktu agresji. Strach go paraliżował, doskonale rozumiał, że był zdany na łaskę otaczających go osób. -Zabiją mnie i tak, jeśli dowiedzą się prawdy.- mruknął finalnie i spuścił głowę licząc, że dadzą mu w spokoju przeżyć te ostatnie chwile.
Duch przyglądał się Craigowi licząc, że chociaż on jeden będzie skory wysłuchać jego prośby dającym tym samym nauczkę pojmanemu czarodziejowi. Obserwował jego wyjątkowe umiejętności, doskonale wiedząc, iż nie należały do powszechnych, jednak mimo to nic się nie zmieniło, nawet on nie był w stanie porwać się na tak prosty krok. Jego twarz wykrzywiła się w wyraźnej złości mieszanej z rozczarowaniem. Nie brali go na poważnie, a on wcale nie żartował. Czas naglił, ściany nieustannie zbliżały się do siebie, a to co kryło się za nimi nie miało wcale ułatwić ucieczki; wręcz przeciwnie i duch doskonale zdawał sobie z tego sprawę. -Koniec tej szopki, Gudensig. Skoro mają zamiar utrzymać Cię przy życiu, to jestem ciekaw jak im to wszystko wytłumaczysz.- zaśmiał się pod nosem rozglądając po zebranych. -Ten idiota nic nie wie, parszywy metamorfomag. Jesteście tak ślepi? Skąd niby miałby mieć możliwość poznania waszych imion, skoro takowych mu nie podaliście? Percivalu?- rzucił zerkając w kierunku wspomnianego mężczyzny mając na myśli sytuację, kiedy pierwszy raz ukazał się w niematerialnej formie. -Jakim cudem stworzyłby dokładną mapę, rozrzucił te swoje śmieszne wskazówki, skrzynki? Podszywał się pode mnie odkąd tylko udało mu się mnie rozbroić. Podano mu zbyt mało środków, błędnie określając jego stan na skutek zażytego wróżkowego pyłu i gdy miałem go przetransportować do laboratorium zaatakował. Cóż, skutecznie. Dlaczego nie widać większego podobieństwa? Bo bestialsko pociął mi twarz, pozbawił włosów i zamknął w tej cholernej celi nieustannie podając jakieś paskudztwo. Pytania, odpowiedzi; tak to była moja mantra, którą powtarzał mi za każdym razem, gdy zrobił sobie ze mnie osobisty obiekt badań. Rzecz jasna takie nie miały miejsca, chciał jedynie odseparować mnie od Sarah oraz Joshuy.- uśmiechnął się wbijając spojrzenie w obezwładnionego czarodzieja, którego drgawki przybrały na sile, a twarz wyraźnie zbladła. Bez trudu można było wywnioskować, iż duch nie kłamał, bowiem nieClint wcale nie przeczył. -Zostawiał te durne wskazówki, bo sam nie miał odwagi postawić się mugolom i chciał was do nich doprowadzić. Przecież to śmieszne.- pokręcił głową, ta sytuacja zdawała się go bawić. -Sęk w tym, że ja faktycznie wyjście znałem i wystarczyło dać mi jego śmierć, by uratować siebie samych. Teraz zginiecie wszyscy.- dodał rozkładając szeroko ramiona, po czym uniósł dłoń wykonując nim charakterystyczny gest pożegnania i tuż po tym przeniknął przez podłogę.
Czar, który szarpnął nadgarstkiem Percivala, wyprzedził tłumaczenia spoczywającego na posadzce Anthonego, bowiem na środku ściany utworzyła się wielka wyrwa ukazująca kolejną przeszkodę – tym razem była ona jednak zielona, a jej struktura przypominała ściśle rosnące krzewy. Skuty kajdanami mężczyzna uniósł wzrok na ów odkrycie i westchnął głęboko kręcąc przy tym głową. Ewidentnie przeszedł do konkretów chciał pominąć niewygodny temat poruszony przez ducha.
-Labirynt. Cwane szuje. Joshua, Clint i Sarah, była ich trójka i istnieją też trzy drogi wyjścia tuż po przekroczeniu progów drzwi, przy których stoi Ed. Podobno tylko jedna z nich jest właściwa. Zawsze rozmawiali między sobą, że należy iść tą ścieżką, którą nie jest usłana śmiercią, a nauką.- rozwinął myśl starając się przekazać wszystko, co wiedział, był już i tak na straconej pozycji. Dosłyszalny był coraz słabszy głos i przyspieszony oddech. -Droga na wprost posiada wypalony na bocznej ścianie labiryntu znak „S”, co zapewne oznacza podążenie za kobietą, w prawo widnieje „C”, zaś w lewo „J”. Joshua żartował, że nawet jeśli komuś uda się dojść do miejsca, w którym obecnie się znajdujecie, nie będzie wiedzieć komu zaufać i którędy podążyć. Uważam więc, że należy podjąć decyzję kto faktycznie chciał jedynie eksperymentować, a kto po prostu życzył wam śmierci. To abstrakcyjne, sam nie miałem odwagi wejść pomiędzy te paskudne krzewy.- wytłumaczył wiedząc, że nie wiedzieli jak wszystko wyglądało za drzwiami. Nie dał rady podnieść się o własnych siłach mimo rozkazu Percivala. Był coraz słabszy, szkło najprawdopodobniej rozcięło tętnicę, bo kałuża krwi nieustannie powiększała się. -Masz księgę.- zwrócił uwagę na trzymany przez Craiga przedmiot. -W środku jest kartka przyjrzyj się dokładnie jej oraz mapie. To co wypowiesz otworzy obie skrzynki. Runy, starałem się ukryć ów wskazówki przed mugolami, dlatego nie przekazałem wam nic otwarcie… mapa miała ułatwić wam rozeznanie się na dole, uniknąć niebezpieczeństw.- jego głos przeradzał się w szept, coraz częściej przerywał potok słów starając się złapać oddech. -To co odkryjecie… to tylko moje spostrzeżenia. Wersy, słowa, cyfry. Rozgryziecie to.- dodał przymykając powieki, wciąż był przytomny, choć zapewne już niewiele go dzieliło od jej utraty. -Jeśli wybierzecie źle…mugolskie miny, to ich broń...- mruknął osuwając się w kierunku Craiga, tylko silny uścisk mężczyzny sprawił, że czarodziej uniknął zderzenia z posadzką.
Frederick pewnie wypowiedział inkantację, jednak różdżka w nietypowy sposób zadrżała mu w dłoni, a następnie z jej krańców wyleciały wiązki światła, które z dużą siłą odepchnęły go ku tyłowi. Czarodziej uderzył w ścianę, a następnie wpadł wprost w szkło, które boleśnie wbiło się w jego ciało. Szczęściem w nieszczęściu okazał się fakt, iż strużki krwi pojawiły się głównie na boku oraz plecach oszczędzając tym samym wiodącą rękę oraz nogi. Siła upadku sprawiła, że reszki szyby przesunęły się po podłodze raniąc twarz strażnika znajdującego się pod wpływem zaklęcia. -Nie…- odpowiedział właściwie niedosłyszalnie Anthony na zadane pytanie; tylko Craig mógł ów słowo usłyszeć.
Jackie dostrzegła, że w pomieszczeniu po lewej stronie na samym środku znajdowała się myślodsiewnia i to od niej biło niebieskie światło. Decydując się na skierowanie do laboratorium mogła w końcu na własne oczy wszystko dostrzec oraz ocenić sytuację – a ta z pewnością nie była zła, a fatalna. Ruch ścian nabierał na sile i choć poprawna inkantacja czarownicy powiększyła utworzoną przez Percivala wyrwę, to ta wciąż przemieszczała się zmniejszając wielkość pomieszczenia.
|
Czerwone linie na mapie są nowym umiejscowieniem ścian - ruch jest ciągły i wolny.
Pomieszczenie objęte jest zaklęciem ochronnym Salvio Hexia (ST +15 do każdego zaklęcia). Obecnie nie obowiązują pojedynkowe zasady poruszania się na mapie.
Clint pozostaje rozbrojony i obezwładniony.
Ściąganie klątw odbywa się zgodnie z mechaniką.
- Żywotność psów:
- Żywotność:
1. 100/100 - brak ataku
2. 100/100 - Petrificus Totalus
3. Burek - 100/100 - nieszkodliwy
- Żywotność:
- Żywotność postaci:
1. Sigrun "Nem" - 164/213 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -14 kąsane)
2. Craig - 177/248 -10 (obrażenia: -35 psychiczne, -36 kąsane), użycia mgły 2/2
3. Frederick "Ed" - 195/270 -5 (obrażenia: -20 psychiczne, -25 kąsane, -30 cięte)
4. Samuel - 168/266 -15 (obrażenia: -80 psychiczne, -18 kąsane)
5. Jackie - 116/211 -20 (obrażenia: -60 psychiczne, -36 kąsane)
6. Percival - 246/266 (obrażenia: -20 kąsane)
7. ? - 137/160 - Petrificus Totalus
8. ? - 84/160 - Petrificus Totalus
9. Clint - 103/223
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun "Nem" - różdżka, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku), pęk kluczy, różdżka należąca do innego czarodzieja, list
2. Craig - różdżka, ręcznie rysowana mapa, zaklęta księga wraz z kartką w środku, list
3. Frederick "Ed" - różdżka, radiotelefon, różdżka należąca do innego czarodzieja, list
4. Samuel - różdżka, list
5. Jackie - różdżka, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów, list, dwie ludzkie kości
6. Percival - różdżka, uszkodzona różdżka należąca do innego czarodzieja (k10 na powodzenie), skrzynia, list
- Zawartość skrzynki - pierwszy dokument:
Kliknięcie umożliwi powiększenie obrazu.
Czerwone linie na mapie są nowym umiejscowieniem ścian - ruch jest ciągły i wolny.
- Kartka znajdująca się w księdze:
- Mapa:
Pamiętajcie, że event zagraża zdrowiu i życiu postaci.
Na odpisy czekam do 12.02 - 16:00; proszę odpisywać w wyznaczonym terminie <3
Trudno było mu uwierzyć, że ich sytuacja mogła wyglądać jeszcze bardziej ponuro, ale rzeczywistość zdawała się wejść w jakiś morderczy układ z losem, bo raz po raz udowadniała, że jednak nie dotarli jeszcze do twardego dna beznadziei całkowitej. Zamrugał z niedowierzaniem, kiedy jego zaklęcie – zmieszane z silnym urokiem kobiety o imieniu Jackie – wybiło w przesuwającej się ścianie potężną dziurę, ukazując… kolejną ścianę. Zieloną, zbudowaną z żywopłotu, ale w żaden sposób nieułatwiającą im ucieczki. A później było tylko gorzej: rozchodzące się po pomieszczeniu słowo pułapka sprawiło, że coś nieprzyjemnie ścisnęło mu się w żołądku, dokuczając tym mocniej, im więcej padało zdań wyjaśnienia. Irracjonalnych, abstrakcyjnych, przypominających raczej jakąś szaloną opowieść jednego z naćpanych uczestników Dyniobrania niż coś, w co był gotów uwierzyć. Duch był Clintem, a Clint był Gudensigiem, który nie tylko żył, ale najwyraźniej był też metamorfomagiem, oklumentą i uzdrowicielem, wprawnym kłamcą i sprawnie władającym urokami czarodziejem, który za swoje umiejętności najprawdopodobniej zapłacił wytrzymałością, bo miał za moment umrzeć od szkła wbitego w nogę. Percival ruszył się z miejsca, zatrzymując się dopiero obok skutego mężczyzny i przytrzymującego go Craiga, ze zdziwieniem lustrując powiększającą się kałużę krwi; nie miał pojęcia, skąd się wzięła – dopiero co przecież obok niego stał – ale nie miał czasu na rozwikłanie tej zagadki, bo ich wolna przestrzeń z każdą chwilą się zmniejszała, zmuszając ich do szybszego podjęcia decyzji. Dobrze; wciągnął do płuc powietrze, dając sobie dokładnie pięć sekund na uspokojenie nerwów, przyswajając i porządkując w myślach natłok nowych informacji, a gdy przemówił, jego głos o dziwo nie drżał; zdenerwowanie również go opuściło, a on sam nie czuł nic, wepchnięty w ten trudny do wytłumaczenia stan, w którym wszystkie nerwy w jego ciele były skupione na przetrwaniu. – Puść go – rzucił w stronę Craiga. Spokojnie, nierozkazująco; nie wydawał polecenia, ale też nie prosił, zwyczajnie stwierdzając konieczność postąpienia tak, a nie inaczej. Machnął różdżką w stronę Gudensiga, rzucając niewerbalne Finite Incantatem, żeby uwolnić go z własnych kajdan. – Jesteście w stanie sprawdzić tę księgę? – zapytał, zerkając kątem oka na wolumin, na który wcześniej nie zwrócił uwagi. Nie poświęcił jej również wiele teraz, zaraz po wypowiedzeniu pytania zwracając się z powrotem ku czarodziejowi, który był sprawcą tego całego zamieszania. Gniew, lodowaty i gorący jednocześnie, już się wypalił; pozostała litość przemieszana z irytacją, ogniskująca na postaci człowieka, który najwidoczniej miał tyle samo pecha co oni, a od reszty martwych biedaków odróżniało go to, że wykazał się wystarczającą dozą determinacji i sprytu, by przetrwać. Czy mógł uratować tych, którzy przyszli później, czy nie – tego Percival nie miał zamiaru oceniać, sam popełnił w życiu zbyt wiele niewybaczalnych błędów; nie był wcale pewien, czy klęczący na posadzce czarodziej, był gorszy od niego. I nie miał zamiaru teraz tego rozważać. – Słuchaj… Anthony, tak? – odezwał się do niego, stanowczo, ale bez groźby, celowo wypowiadając jego imię, mgliście zastanawiając się nad tym, jak to się działo, że ostatnio za każdym razem gdy znajdował się w pobliżu kogoś, kto je nosił, świat obracał się w ruinę. Musiał pamiętać, by w żadnym wypadku nie nazywać tak swojego syna. – Skup się, bo nie mamy czasu, a ja nie będę się powtarzał. Narobiłeś niezłego bagna, wkurwiłeś wielu ludzi – ze mną włącznie – i na pewno przyjdzie ci za to odpowiedzieć, ale chyba zgodzisz się ze mną, że po tym wszystkim, co udało ci się przeżyć, przypadkowa śmierć przez wykrwawienie byłaby wyjątkowo głupia. – Sięgnął do tylnej kieszeni, chwytając za różdżkę Gudensiga i wyciągając ją w jego kierunku – rękojeścią do przodu. – Jesteś uzdrowicielem, prawda? Zatamuj sobie krwawienie. Pomogę ci iść, ale to nie będzie miało sensu, jeżeli po dwóch krokach wyzioniesz ducha – dodał, zaciskając zęby. Mężczyzna wydawał się zrezygnowany i pogodzony z losem, ale biorąc pod uwagę historię, którą przed chwilą usłyszał, nie wierzył, że brakowało mu woli walki o własne życie. – Musisz mieć kogoś na zewnątrz, kogo jeszcze chcesz zobaczyć. – Podniósł głowę. – Czy któreś z was potrafi go postawić na nogi? – zapytał, uświadamiając sobie, że nawet jeżeli ranny czarodziej spróbuje sobie pomóc, może być zbyt słaby, by mu się to udało. Prawdziwe pytanie brzmiało, czy którykolwiek z jego towarzyszy zechce mu pomóc, ale miał nadzieję, że nie wszyscy byli gotowi zostawić za sobą wykrwawiającego się człowieka – nawet jeżeli miał sporo na sumieniu.
Westchnął krótko; zaczynała boleć go głowa, jego myśli wciąż działały na wysokich obrotach – ale nie mógł przestać myśleć o tym, co powiedział Gudensig. – Co do wielbiciela eksperymentów, obstawiałbym Joshuę. Od samego początku przyglądał się magii jak nieśmiałek młodemu drzewku. Ta kobieta i Clint wydają się napędzani głównie żądzą zemsty. Co myślcie?.. – zapytał, licząc głównie na odpowiedź aurorów; byli wyszkoleni w prześwietlaniu kłamstw i wypatrywaniu prawdziwych motywów, ich spostrzeżenia stanowiły więc najbardziej wiarygodne źródło informacji.
Ledwie zdążył jednak zawiesić spojrzenie na Foxie, trzasnęło, a mężczyzna poleciał do tyłu, upadając prosto w rozbite szkło. Percival musiał ugryźć się w język, żeby nie wypowiedzieć prawdziwego imienia przyjaciela; opanował się w ostatniej sekundzie, ale i tak zrobił krok w jego stronę, ze zgrozą przyglądając się wypływającej ze zranień krwi. – Ed, żyjesz? – zapytał, wychwytując między głoskami zdecydowanie więcej napięcia i zdenerwowania niż powinien poświęcić komuś, kogo dopiero co poznał. W tamtej chwili niewiele jednak obchodziło go zachowanie pozorów; zamilkł, czekając na reakcję. Nie był specjalistą, nie był więc w stanie realnie ocenić jego zranień, ale miał nadzieję, że nie były zbyt poważne – i tak ich szanse na przeżycie topniały żałośnie z każdą sekundą.
| rzucam na anomalię (ściągam własne zaklęcie, bez akcji) + próbuję retoryki (II poziom), zatrzymuję się obok nie-Clinta
Westchnął krótko; zaczynała boleć go głowa, jego myśli wciąż działały na wysokich obrotach – ale nie mógł przestać myśleć o tym, co powiedział Gudensig. – Co do wielbiciela eksperymentów, obstawiałbym Joshuę. Od samego początku przyglądał się magii jak nieśmiałek młodemu drzewku. Ta kobieta i Clint wydają się napędzani głównie żądzą zemsty. Co myślcie?.. – zapytał, licząc głównie na odpowiedź aurorów; byli wyszkoleni w prześwietlaniu kłamstw i wypatrywaniu prawdziwych motywów, ich spostrzeżenia stanowiły więc najbardziej wiarygodne źródło informacji.
Ledwie zdążył jednak zawiesić spojrzenie na Foxie, trzasnęło, a mężczyzna poleciał do tyłu, upadając prosto w rozbite szkło. Percival musiał ugryźć się w język, żeby nie wypowiedzieć prawdziwego imienia przyjaciela; opanował się w ostatniej sekundzie, ale i tak zrobił krok w jego stronę, ze zgrozą przyglądając się wypływającej ze zranień krwi. – Ed, żyjesz? – zapytał, wychwytując między głoskami zdecydowanie więcej napięcia i zdenerwowania niż powinien poświęcić komuś, kogo dopiero co poznał. W tamtej chwili niewiele jednak obchodziło go zachowanie pozorów; zamilkł, czekając na reakcję. Nie był specjalistą, nie był więc w stanie realnie ocenić jego zranień, ale miał nadzieję, że nie były zbyt poważne – i tak ich szanse na przeżycie topniały żałośnie z każdą sekundą.
| rzucam na anomalię (ściągam własne zaklęcie, bez akcji) + próbuję retoryki (II poziom), zatrzymuję się obok nie-Clinta
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Ostatnio zmieniony przez Percival Blake dnia 10.02.19 23:12, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
- My uruchomiliśmy? Niby w jaki sposób? - powtórzyła za Clintem, spoglądając na niego z powątpieniwaniem; zwłaszcza na kałużę krwi, która pojawiła się znikąd. Jeszcze kilka chwil wcześniej nic mu nie było.
Wyczekiwała efektów własnego zaklęcia, nie poczuła jednak nic. Nie wiedziała, czy wokół nie kryje się żadna pułapka, czy też urok był zwyczajnie nieudany. Chwilę zwlekała z powtórzeniem inkantacji. Wysłuchała paplaniny gadatliwego, rozgniewanego ducha, który wyjawił im sekret Clinta - no właśnie. Clint nie był żadnym Clintem. Chyba pogubiła się w końcu w tym kto jest kim i dlaczego. Może i był metamorfomagiem, ale skąd któryś z nich znał ich imiona i poznał sekrety duszy? Percival musiał mieć słuszność - mieli do czynienia z legilimentą. Poczuła jeszcze większą złość na myśl, że ktoś grzebał jej w głowie,
Nie miałaby oporów przed zamordowaniem Clinta-nie-Clinta, gdyby miało jej to pomóc; duch był jednak martwy i to on był więziony. Skąd niby znał więc wyjście? Nie odezwała się, nie zdążyła.
- Zgłupiałeś? Nie oddawaj mu różdżki - warknęła Nem do Percivala, spoglądając na niego ze złością; postradał rozum, tego była już pewna od kilku dni, odkąd tylko przeczytała Proroka Codziennego. Było jednak za późno. Posłała Percivalowi spojrzenie pełne wyrzutu.
Zwróciła jednak wzrok w stronę ściany, w której potężny podmuch wiatru utworzył dziurę - i odsłonił przed nimi, zgodnie ze słowami Clinta, labirynt.
- Jeśli jest zaczarowany, musiałeś pomóc go tworzyć, a więc znasz wyjście. Przeprowadzisz nas przez niego - zażądała od mężczyzny ze złością; naprawdę nie miała wiele cierpliwości.
Wyminęła Eda, którego magia z nie wiadomych przyczyn wyrzuciła do tyłu, czy miało to związek z anomalią w sąsiedniej komnacie, o której wspominał? Okrążyła pokój tak, by nie zbliżać się do tych drzwi, a do przejścia do labiryntu. Wyciągnęła różdżkę w kierunku żywopłotu i powtórzyła inkantację: - Carpiene.
Wyczekiwała efektów własnego zaklęcia, nie poczuła jednak nic. Nie wiedziała, czy wokół nie kryje się żadna pułapka, czy też urok był zwyczajnie nieudany. Chwilę zwlekała z powtórzeniem inkantacji. Wysłuchała paplaniny gadatliwego, rozgniewanego ducha, który wyjawił im sekret Clinta - no właśnie. Clint nie był żadnym Clintem. Chyba pogubiła się w końcu w tym kto jest kim i dlaczego. Może i był metamorfomagiem, ale skąd któryś z nich znał ich imiona i poznał sekrety duszy? Percival musiał mieć słuszność - mieli do czynienia z legilimentą. Poczuła jeszcze większą złość na myśl, że ktoś grzebał jej w głowie,
Nie miałaby oporów przed zamordowaniem Clinta-nie-Clinta, gdyby miało jej to pomóc; duch był jednak martwy i to on był więziony. Skąd niby znał więc wyjście? Nie odezwała się, nie zdążyła.
- Zgłupiałeś? Nie oddawaj mu różdżki - warknęła Nem do Percivala, spoglądając na niego ze złością; postradał rozum, tego była już pewna od kilku dni, odkąd tylko przeczytała Proroka Codziennego. Było jednak za późno. Posłała Percivalowi spojrzenie pełne wyrzutu.
Zwróciła jednak wzrok w stronę ściany, w której potężny podmuch wiatru utworzył dziurę - i odsłonił przed nimi, zgodnie ze słowami Clinta, labirynt.
- Jeśli jest zaczarowany, musiałeś pomóc go tworzyć, a więc znasz wyjście. Przeprowadzisz nas przez niego - zażądała od mężczyzny ze złością; naprawdę nie miała wiele cierpliwości.
Wyminęła Eda, którego magia z nie wiadomych przyczyn wyrzuciła do tyłu, czy miało to związek z anomalią w sąsiedniej komnacie, o której wspominał? Okrążyła pokój tak, by nie zbliżać się do tych drzwi, a do przejścia do labiryntu. Wyciągnęła różdżkę w kierunku żywopłotu i powtórzyła inkantację: - Carpiene.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
najbardziej drażniła go jego własna bezsilność. Czuł się jak dziecko rzucone w smolistą mgłę, wypełnioną niezidentyfikowanymi głosami i mieszaniną wciąż zmieniających się obrazów na tyle realnych, że coraz częściej miał problem z odróżnieniem prawdy od fałszu. Był aurorem, był oklumentą i Gwardzistą, posiadał umiejętności, które nie raz wyciągały go z opresji. Dlaczego tym razem nie działało? A jeśli działało, to wciąż mieszało się to z kłamstwem, które usłyszał tyle razy, że przypisywał je realności. Być może sam zasmakował szaleństwa, o które posądzali Clinta, czy Gudesinga. Granica cierpliwości przekroczyła przyswajalną granicę i gniewne impulsy co jakiś czas zmuszały jego dłonie do zacisku. Chłodna fala tliła się wokół zaciskającej się przy oddechu krtani - Nikt więcej nie będzie umierał - równie gniewna tyrada ducha niestety miała w sobie zbyt wiele faktów, obok których nie dało się zignorować. Nawet jeśli mógł się z nim zgodzić - "Clint" nie zasługiwał na śmierć - Zemsta nie przywróci ci życia, a ja bynajmniej nie planuje zostać marionetką w twoich rekach - jeśli już miał tutaj umierać, chciał to zrobić na własnych warunkach. I to tej myśli trzymał się rozpaczliwie.
Mdlący zapach krwi wzmógł się i Skamander przez moment czuł się, jak w jednej z parszywych cel na najniższych poziomach Tower. Tyle, że tam - znał wyjście. Tutaj, sam był więźniem. Ruszył powoli, podążając w stronę zgromadzonych wokół rannego czarodzieja. Pod pachą wciąż trzymał skrzynkę, a gdy znalazł się na miejscu, wskazał runę Craig'owi - O tym chyba mówił. Rozpoznajesz? - nie miał ani czasu ani ochoty na przyjemności, zwracając się do czarnoksiężnika. Głos miał chłodny, ale pozbawione emocji. Proste pytanie, na które prawdopodobnie tylko on mógł odpowiedzieć. Nie skupiał się długo na Burke'u. Odwrócił się w stronę leżących i spetryfikowanych mugoli. Jeśli zostawią ich w tym stanie, było więcej niż pewne, że zginą - Ich też nie możemy tu zostawić... ale broń im się nie przyda - nachylił się nad mugolem, którego sam spetryfikował i zabrał wspomniany wcześniej pistolet - Robienie głupot ci nie pomoże. Jeżeli chcesz przeżyć - mruknął cicho, ale wystarczająco wyraźnie, by mężczyzna go usłyszał i zdjął własne zaklęcie niewerbalną formułą Finite Incantatem. Odetchnął cicho, przez moment przyglądając się brudnej podłodze, ale nie pozostając głuchym na padające słowa - Mógłbym chyba pomóc - odezwał się na pytanie Percivala. Spojrzał na krwawiącego w sekundowej zadumie, jakby oceniał prawdomówność - Expecto Patronum - niemal przymknął powieki, wymawiając formułę, która nieodmiennie niosła ze sobą niewidzialną dozę ciepła. Innego niż tego związanego z fizycznym wrażeniem. Uczepił się wspomnienia zakorzenionego głęboko w jego wspomnieniach i samym jestestwie. Wracając do słyszanej melodii śpiewanej przez feniksa i słów profesora, które ukształtowały mu ścieżkę, którą podążył.
- Jestem tego samego zdania. Mimo całej otoczki, którą wokół siebie wykreował i nacisków, które wymuszał, to Joshua wydawał się być najbardziej zaangażowany. Nawet jeśli przy okazji mielibyśmy zginąć, to miał być to tylko skutek... uboczny jego wizji naukowych eksperymentów - zakończył zaciskając zęby. Szaleńcza filozofia, ale Skamander widział tę wersje najbardziej prawdopodobną. A na pewno sądził tak po tym, co zaobserwował podczas ich wcześniejszego "przesłuchania".
Huk wybuchu zmusił go do cofnięcia, ale skupił się na utrzymaniu równowagi. Ciało postawione od dłuższego czasu w trybie czujności wydawało się funkcjonować instynktownie i tylko w zaskoczeniu dostrzegł, jak wybuch szarpie ciałem Foxa, uderzając go z siłą. Buzująca pod skóra adrenalina nie opadała nawet na chwilę, kryjąc się pod pozorami opanowania. Nawet, gdyby chciał, nie zdołałby ochronić go tarczą, tym bardziej, że nie spodziewał się tak dużego rozmachu podwójnie wypowiedzianego zaklęcia. Drżenie wzmogło się, a pękające ze wszystkich stron elementy podpowiadały, jak bardzo mieli przsr... kłopoty.
1. Anomalia do finite
2. Patronus - moc Zakonu - leczę nie-Clinta
3. Anomalia do patronusa
Mdlący zapach krwi wzmógł się i Skamander przez moment czuł się, jak w jednej z parszywych cel na najniższych poziomach Tower. Tyle, że tam - znał wyjście. Tutaj, sam był więźniem. Ruszył powoli, podążając w stronę zgromadzonych wokół rannego czarodzieja. Pod pachą wciąż trzymał skrzynkę, a gdy znalazł się na miejscu, wskazał runę Craig'owi - O tym chyba mówił. Rozpoznajesz? - nie miał ani czasu ani ochoty na przyjemności, zwracając się do czarnoksiężnika. Głos miał chłodny, ale pozbawione emocji. Proste pytanie, na które prawdopodobnie tylko on mógł odpowiedzieć. Nie skupiał się długo na Burke'u. Odwrócił się w stronę leżących i spetryfikowanych mugoli. Jeśli zostawią ich w tym stanie, było więcej niż pewne, że zginą - Ich też nie możemy tu zostawić... ale broń im się nie przyda - nachylił się nad mugolem, którego sam spetryfikował i zabrał wspomniany wcześniej pistolet - Robienie głupot ci nie pomoże. Jeżeli chcesz przeżyć - mruknął cicho, ale wystarczająco wyraźnie, by mężczyzna go usłyszał i zdjął własne zaklęcie niewerbalną formułą Finite Incantatem. Odetchnął cicho, przez moment przyglądając się brudnej podłodze, ale nie pozostając głuchym na padające słowa - Mógłbym chyba pomóc - odezwał się na pytanie Percivala. Spojrzał na krwawiącego w sekundowej zadumie, jakby oceniał prawdomówność - Expecto Patronum - niemal przymknął powieki, wymawiając formułę, która nieodmiennie niosła ze sobą niewidzialną dozę ciepła. Innego niż tego związanego z fizycznym wrażeniem. Uczepił się wspomnienia zakorzenionego głęboko w jego wspomnieniach i samym jestestwie. Wracając do słyszanej melodii śpiewanej przez feniksa i słów profesora, które ukształtowały mu ścieżkę, którą podążył.
- Jestem tego samego zdania. Mimo całej otoczki, którą wokół siebie wykreował i nacisków, które wymuszał, to Joshua wydawał się być najbardziej zaangażowany. Nawet jeśli przy okazji mielibyśmy zginąć, to miał być to tylko skutek... uboczny jego wizji naukowych eksperymentów - zakończył zaciskając zęby. Szaleńcza filozofia, ale Skamander widział tę wersje najbardziej prawdopodobną. A na pewno sądził tak po tym, co zaobserwował podczas ich wcześniejszego "przesłuchania".
Huk wybuchu zmusił go do cofnięcia, ale skupił się na utrzymaniu równowagi. Ciało postawione od dłuższego czasu w trybie czujności wydawało się funkcjonować instynktownie i tylko w zaskoczeniu dostrzegł, jak wybuch szarpie ciałem Foxa, uderzając go z siłą. Buzująca pod skóra adrenalina nie opadała nawet na chwilę, kryjąc się pod pozorami opanowania. Nawet, gdyby chciał, nie zdołałby ochronić go tarczą, tym bardziej, że nie spodziewał się tak dużego rozmachu podwójnie wypowiedzianego zaklęcia. Drżenie wzmogło się, a pękające ze wszystkich stron elementy podpowiadały, jak bardzo mieli przsr... kłopoty.
1. Anomalia do finite
2. Patronus - moc Zakonu - leczę nie-Clinta
3. Anomalia do patronusa
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#2 'k100' : 76
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#2 'k100' : 76
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland