Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Coś niedobrego działo się z jego umysłem. Początkowo zakładał, że głosy, który słyszał, dźwięczał wyłącznie w jego umyśle. Jak pozostałość po urwanym śnie, odległym i rozmywającym się w blasku dnia. A mimo to, uporczywa, nienamacalna i niepotwierdzona niczym obecność, krążyła gdzieś na wyciągniecie ręki. Zareagował więc machinalnie, odwracając głowę w stronę, z której - jak mu się zdawało - słyszał głos. Przed sobą miał jednak ścianę, ale wyraźność tonu przeczytała podejrzeniom. O co chodziło? Zacisnął usta, czując, jak kłębiące się po czaszką myśli, za chwilę wywrócą umysł do góry nogami. A pulsujący w skroniach ból, wciąż utrudniał składanie wszystkiego w logiczną całość.
Roztarł zaczerwienione ślady po więzach. Krew pulsowała raźno, dodając nieprzyjemny ucisk w nadgarstkach. Raz jeszcze skinął głową Percivalowi, ale uwagę skierował na pozostałych mówiących. Szczególnie, zwracając się do .. Foxa - Nie wiem czy był uzdrowicielem, czy po prostu mówił o Mungu, jako miejscu - słowa zamordowanego czarodzieja wydawały sie pozbawione sensu, ale doświadczenie podpowiadało, że kryć musiała się w nich zawoalowana prawda. Należało ją tylko wyciągnąć - To mugole - zmarszczył brwi, chrypiąc nieco ciszej głosem - to że nie znają się na magii, nie znaczy, że nie mają własnych sposobów na radzenie sobie z rzeczywistością. Także w perspektywie chorób i środków... odurzających. Skoro my takie mamy, oni mogli wymyślić swoją własną ich wersję - tym razem odpowiedział Nottowi, w międzyczasie zerkając na trójkę, która znajdowała się przy trupie czarodzieja. Dopóki znajdował się tam Fox, było w porządku. Parszywcowi Burke nie ufał, kobiety nie znał. Najbliżej znajdował sie Jackie, które przeszukiwała kolejnego trupa. ślad na czole, brzydka, osmolona rana, przypominała bardziej ślad bo magicznym robalu. Paskudne, ale nie skrzywił się - Masz coś? - zwrócił ie do aurorki dużo ciszej. Nim jednak uzyskał odpowiedź, wzrok przeczołgał się po pomieszczeniu, zaskakująco płynnie zatrzymując się najpierw na kratach, potem na samym zamknięciu. Kłódka. Otwarta kłódka. Zdawało mu się?
Podniósł się do pionu, powoli, cicho, przesuwając się na drugą stronę. Odwrócił się dopiero, gdy odezwał się Nott - Ten metalowy przedmiot, który trzymał. Plunął ognista kulką. Ale zamiast tylko parzyć, wbija się w ciało - Nie znał się na działaniu mugolskiej broni, ale wiedza, którą posiadał i tych kilka obrazków na filmowych klatkach, jakie widział, dały mu pewien ogląd.
Wrócił wzrokiem do odkrytego znaleziska. Zanim jednak wychylił się, wysuwając dłonie poza ramy więziennych krat, rozejrzał się, szukając strażnika, który mógł być w pobliżu. Odetchnął dopiero wtedy, gdy nie dostrzegł nadchodzących sylwetek. A kłódka, rzeczywiście, byłą otwarta. Pociągnął delikatnie za górną klamrę - Odwrócił wzrok w stronę znajdującej się najbliżej Jackie - Otwarte - szepnął i powoli uchwycił wzrok także na Percivalu. Fox wciąż był zajęty zbieranymi fragmentami listów.
Zacisnął i rozluźnił palce. Nie był pewien gdzie trafili, ale wydawało się dziać więcej, ponad mugolskie standardy (jeśli w ogóle mógł o takich mówić). Przychodził mu do głowy pewien pomysł. Ryzykowny w ich obecnym położeniu. Magia była kapryśna i równoważnie, mogła im pomóc, albo zaszkodzić - Carpiene - odwrócony do wszystkich tyłem, wyszeptał w końcu, skupiając się na magii płynącej we krwi, na woli i na celu, który chciał osiągnąć. Do tej pory widzieli tylko jednego ze strażników. Ilu ich było i gdzie? Czy prócz więziennych krat, mieli spodziewać się innych pułapek?
Roztarł zaczerwienione ślady po więzach. Krew pulsowała raźno, dodając nieprzyjemny ucisk w nadgarstkach. Raz jeszcze skinął głową Percivalowi, ale uwagę skierował na pozostałych mówiących. Szczególnie, zwracając się do .. Foxa - Nie wiem czy był uzdrowicielem, czy po prostu mówił o Mungu, jako miejscu - słowa zamordowanego czarodzieja wydawały sie pozbawione sensu, ale doświadczenie podpowiadało, że kryć musiała się w nich zawoalowana prawda. Należało ją tylko wyciągnąć - To mugole - zmarszczył brwi, chrypiąc nieco ciszej głosem - to że nie znają się na magii, nie znaczy, że nie mają własnych sposobów na radzenie sobie z rzeczywistością. Także w perspektywie chorób i środków... odurzających. Skoro my takie mamy, oni mogli wymyślić swoją własną ich wersję - tym razem odpowiedział Nottowi, w międzyczasie zerkając na trójkę, która znajdowała się przy trupie czarodzieja. Dopóki znajdował się tam Fox, było w porządku. Parszywcowi Burke nie ufał, kobiety nie znał. Najbliżej znajdował sie Jackie, które przeszukiwała kolejnego trupa. ślad na czole, brzydka, osmolona rana, przypominała bardziej ślad bo magicznym robalu. Paskudne, ale nie skrzywił się - Masz coś? - zwrócił ie do aurorki dużo ciszej. Nim jednak uzyskał odpowiedź, wzrok przeczołgał się po pomieszczeniu, zaskakująco płynnie zatrzymując się najpierw na kratach, potem na samym zamknięciu. Kłódka. Otwarta kłódka. Zdawało mu się?
Podniósł się do pionu, powoli, cicho, przesuwając się na drugą stronę. Odwrócił się dopiero, gdy odezwał się Nott - Ten metalowy przedmiot, który trzymał. Plunął ognista kulką. Ale zamiast tylko parzyć, wbija się w ciało - Nie znał się na działaniu mugolskiej broni, ale wiedza, którą posiadał i tych kilka obrazków na filmowych klatkach, jakie widział, dały mu pewien ogląd.
Wrócił wzrokiem do odkrytego znaleziska. Zanim jednak wychylił się, wysuwając dłonie poza ramy więziennych krat, rozejrzał się, szukając strażnika, który mógł być w pobliżu. Odetchnął dopiero wtedy, gdy nie dostrzegł nadchodzących sylwetek. A kłódka, rzeczywiście, byłą otwarta. Pociągnął delikatnie za górną klamrę - Odwrócił wzrok w stronę znajdującej się najbliżej Jackie - Otwarte - szepnął i powoli uchwycił wzrok także na Percivalu. Fox wciąż był zajęty zbieranymi fragmentami listów.
Zacisnął i rozluźnił palce. Nie był pewien gdzie trafili, ale wydawało się dziać więcej, ponad mugolskie standardy (jeśli w ogóle mógł o takich mówić). Przychodził mu do głowy pewien pomysł. Ryzykowny w ich obecnym położeniu. Magia była kapryśna i równoważnie, mogła im pomóc, albo zaszkodzić - Carpiene - odwrócony do wszystkich tyłem, wyszeptał w końcu, skupiając się na magii płynącej we krwi, na woli i na celu, który chciał osiągnąć. Do tej pory widzieli tylko jednego ze strażników. Ilu ich było i gdzie? Czy prócz więziennych krat, mieli spodziewać się innych pułapek?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Skupił się na fragmentach listu, na skrawkach informacji, które były tam zapisane. Mogły nic nie znaczyć, a mogły być nie tylko odpowiedzią, ale i wskazówką, jak się stąd wydostać. Burke już dawno nauczył się, by nie ignorować takich elementów, tym bardziej że mężczyzna wspominał o owym liście. Złapał po jednej karteczce z każdym tekstem i schował do kieszeni, tak na wszelki wypadek. Dopiero po chwili postanowił sięgnąć po świstek, który zauważył w kieszeni bełkoczącego, a obecnie już martwego, mężczyzny. Gdy jednak w tym samym momencie trup nagle ożył, Burke musiał skupić całą swoją silną wolę, żeby zwyczajnie nie wrzasnąć. W gwałtownym, niemal panicznym odruchu, oparł się plecami o przeciwległą ścianę, gdy poczuł że ledwo trzyma się na nogach. Musiał kilkukrotnie i dobitnie powtórzyć sobie To tylko przywidzenie, zanim znów mógł swobodnie poruszać mięśniami. Bo rozpoznał te słowa. Odbiły mu się w umyśle echem, od dawna próbował o nich zapomnieć, bo stanowiły część najgorszego koszmaru, który przyszło mu przeżyć. Swoje własne słowa wypowiedziane w dniu, gdy wciąż jeszcze był więźniem Azkabanu. Zrozumienie tego jednocześnie przepełniło go grozą - ale także upewniło, że mężczyzna tak naprawdę istotnie - jest martwy. Burke znów był ofiarą swojego własnego umysłu. Warknął cicho, rozeźlony, jednak od ściany oderwał się już bez żadnego problemu. - Przyjaciółmi, śmiechu warte - splunął na ziemię, wyciągając dłoń i zaciskając ją na skrawku papieru, który wystawał z kieszeni trupa. Skupił się na jego rozszyfrowaniu. Pora przekonać się, czy facet mógł im pośmiertnie jeszcze coś wyjaśnić.
- Mugole i ich przeklęte, prymitywne narzędzia. - broń palna? Metalowe przedmioty, które pluły kulkami? Tylko ci brudni, nieznający magii mogli wymyślić coś tak obrzydliwego. Mimo to Burke zdawał sobie sprawę, że jednak powinien być ostrożny. Bardzo niechętnie musiał przyznać, że te ich środki odurzające były całkiem skuteczne. Coś tam jednak potrafili, ci mugole, zdołali w końcu zamknąć co najmniej sześciu czarodziei w ciasnej celi. To było niezłe osiągnięcie. Być może obok znajdowały się kolejne takie pomieszczenia, możliwe, że za następnymi kratami czeka więcej uwięzionych, pozbawionych różdżek osób znających magię? Tłumek na dyniobraniu był w końcu spory.
- Mugole i ich przeklęte, prymitywne narzędzia. - broń palna? Metalowe przedmioty, które pluły kulkami? Tylko ci brudni, nieznający magii mogli wymyślić coś tak obrzydliwego. Mimo to Burke zdawał sobie sprawę, że jednak powinien być ostrożny. Bardzo niechętnie musiał przyznać, że te ich środki odurzające były całkiem skuteczne. Coś tam jednak potrafili, ci mugole, zdołali w końcu zamknąć co najmniej sześciu czarodziei w ciasnej celi. To było niezłe osiągnięcie. Być może obok znajdowały się kolejne takie pomieszczenia, możliwe, że za następnymi kratami czeka więcej uwięzionych, pozbawionych różdżek osób znających magię? Tłumek na dyniobraniu był w końcu spory.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chciała go przeszukać, bo wierzyła, że w tej zapchlonej dziurze nie byli pozostawieni sami sobie. Trupy może mówić nie mogły, ale wciąż skrywały w połach swoich płaszczy mnóstwo tajemnic. Czasami zszywali tajemne, małe, kieszonki, gdzie ważne skarby odnajdywały bezpieczne skrytki.
Na całych plecach poczuła gęsią skórkę, kiedy nagle przeszukiwany przez nią człowiek otworzył oczy, a rzędy jego zgniłych zębów niemal zalśniły w resztkach światła, które wpadało do celi. W pierwszym momencie zesztywniała, jakimś cudem zachowując równowagę, ale kiedy już dotarło do niej, że powinna odskoczyć od niego, oderwać się tak, jak dłoń odrywa się od gorącego płomienia świecy, złapał ją za ramię. Upadła na ziemię, siłując się z nim, mieląc jego słowa w głowie niczym w młynku na mięso. Zabiliście go. Mugolskie środku odurzające. Jedyny czarodziej o zdrowych zmysłach.
I jeszcze raz. Czarodziej. Mugolskie środki odurzające. Jedyny o zdrowych zmysłach. Czarodziej.
Czyli mugole już szczuli ich psami. Łapali czarodziejów i więzili ich tutaj, pewnie zostawiając ich na głodową śmierć. A Zakon Feniksa tak chciał ich ratować.
Wystarczyło mrugnięcie, żeby dotarło do niej, że tak naprawdę to jej umysł spłatał jej figla – a może tylko tak jej się wydawało? Była oklumentką, musiała trzymać swój umysł na wodzy.
To tylko zwidy, Jackie, głupie przywidzenia. Pewnie czymś rąbnęli cię w łeb i tyle.
Wstała szybko i wyrwała mu niemal z kieszeni rzeczy, które tam znalazła, zabierając nawet butelkę, chociaż nie miała pojęcia, co z nią zrobi. To zawsze mógł być jakiś towar wymienny, na Merlina! Papierosy tak samo. Szkło trzymała w lewej dłoni, papierosy schowała do kieszeni płaszcza.
Rozejrzała się wokół siebie, patrząc na twarze zebranych – zwłaszcza na Foxa skrytego pod twarzą staruszka, i Samuela. Przełknęła ślinę.
- Też to widziałeś? Czy to tylko moja wyobraźnia? – spytała szeptem Skamandera stojącego najbliżej. – Kartkę z fragmentem listu, butelkę z czymś w środku, i kilka papierosów. Może uzależnili ich od nich. Sam Merlin raczy wiedzieć.
Otworzył drzwi, podeszła więc bliżej niego, dając mu znak, że jeśli będzie chciał wyjść, pójdzie za nim.
Spojrzała na kartkę, którą wyjęła z kieszeni truposza, obejrzała ją dokładnie, szukając być może czegoś, co wskazałoby im drogę.
- Mówił o imionach. I odpowiedziach. Imiona – szeptała do siebie, będąc jednak pewną, że Samuel ją słyszy.
Na całych plecach poczuła gęsią skórkę, kiedy nagle przeszukiwany przez nią człowiek otworzył oczy, a rzędy jego zgniłych zębów niemal zalśniły w resztkach światła, które wpadało do celi. W pierwszym momencie zesztywniała, jakimś cudem zachowując równowagę, ale kiedy już dotarło do niej, że powinna odskoczyć od niego, oderwać się tak, jak dłoń odrywa się od gorącego płomienia świecy, złapał ją za ramię. Upadła na ziemię, siłując się z nim, mieląc jego słowa w głowie niczym w młynku na mięso. Zabiliście go. Mugolskie środku odurzające. Jedyny czarodziej o zdrowych zmysłach.
I jeszcze raz. Czarodziej. Mugolskie środki odurzające. Jedyny o zdrowych zmysłach. Czarodziej.
Czyli mugole już szczuli ich psami. Łapali czarodziejów i więzili ich tutaj, pewnie zostawiając ich na głodową śmierć. A Zakon Feniksa tak chciał ich ratować.
Wystarczyło mrugnięcie, żeby dotarło do niej, że tak naprawdę to jej umysł spłatał jej figla – a może tylko tak jej się wydawało? Była oklumentką, musiała trzymać swój umysł na wodzy.
To tylko zwidy, Jackie, głupie przywidzenia. Pewnie czymś rąbnęli cię w łeb i tyle.
Wstała szybko i wyrwała mu niemal z kieszeni rzeczy, które tam znalazła, zabierając nawet butelkę, chociaż nie miała pojęcia, co z nią zrobi. To zawsze mógł być jakiś towar wymienny, na Merlina! Papierosy tak samo. Szkło trzymała w lewej dłoni, papierosy schowała do kieszeni płaszcza.
Rozejrzała się wokół siebie, patrząc na twarze zebranych – zwłaszcza na Foxa skrytego pod twarzą staruszka, i Samuela. Przełknęła ślinę.
- Też to widziałeś? Czy to tylko moja wyobraźnia? – spytała szeptem Skamandera stojącego najbliżej. – Kartkę z fragmentem listu, butelkę z czymś w środku, i kilka papierosów. Może uzależnili ich od nich. Sam Merlin raczy wiedzieć.
Otworzył drzwi, podeszła więc bliżej niego, dając mu znak, że jeśli będzie chciał wyjść, pójdzie za nim.
Spojrzała na kartkę, którą wyjęła z kieszeni truposza, obejrzała ją dokładnie, szukając być może czegoś, co wskazałoby im drogę.
- Mówił o imionach. I odpowiedziach. Imiona – szeptała do siebie, będąc jednak pewną, że Samuel ją słyszy.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Jaki stary?, zastanowiła się Rookwood, szaleniec nie zdążył jednak jej odpowiedzieć. Wkrótce potem leżał już martwy na podłodze.
- Dziewiętnasty to pełnia - burknęła w odpowiedzi Sigrun, kiedy strażnik już zniknął, a brodacz się do niej zwrócił; powinna była dziś towarzyszyć innym łowcom lorda Avery, jednakże starała się, aby mieć tę noc wolną - chciała w końcu pojawić się na dyniobraniu i jak widać był to z jej strony duży błąd. - Nie sądzę, aby to przez Munga stał się obłąkany. Raczej przez to miejsce. Wygląda, jakby trzymali go tu od długich tygodni - dodała beznamiętnie, wracając wspomnieniami do ciasnej celi w Azkabanie, w której spędziła zaledwie dwie noce - ale nawet tak krótka ilość czasu sprawiła, że sądziła, że zaraz zwariuje. To uczucie potęgowała bliskość dementorów, jednakże długi czas w zamknięciu, obojętnie gdzie, każdemu mógł pomieszać w głowie.
Uwadze Sigrun nie umknęło, że Nott zerwał się z miejsca, aby pomóc uwolnić się z więzów długowłosemu. Nie skomentowała tego jednak ani słowem, zachowując kamienną twarz; skupiała się na fragmentach listu, próbując odnaleźć w nich jakąś odpowiedź na pytanie kim był szalony więzień i dlaczego w ogóle się tu znaleźli.
Mamo! Mamo! Pomóc mi. Mamo, nie mogę ruszać nóżkami. Mamo! To ja Rue, twoja córka.
Dziecięcy, melodyjny głos dziewczynki rozległ się w głowie Sigrun, która na kilka uderzeń serca znieruchomiała, zapomniała o strzępkach pergaminu. Rozejrzała się zdezorientowana wokół siebie, nie dostrzegła nikogo, była jednak pewna, że słyszała głos. Rue. To imię nie mogło być przypadkiem. Głos zaraz jednak ucichł. Była przekonana,m że to wyobraźnia, tak jak w Azkabanie, płata jej figle. Starała odsunąć od siebie ponure wspomnienia.
- Wygląda na to, że jakiś mugol odkrył istnienie magii. To wina anomalii. Czy to on nimi dowodzi? - odezwała się cicho do reszty, mając na myśli strażników z tą całą bronią palną. Długowłosy wyjaśnił im pokrótce jej działanie, a Sigrun prychnęła pod nosem z pogardą. Gdyby tylko miała różdżkę... Czuła wstyd na myśl, że brudni mugole są w tym momencie w stanie im, czarodziejom, zagrozić. Musieli jak najszybciej odnaleźć różdżki. - Co tam jest? - zwróciła się do Craiga, na dłużej zatrzymując na nim spojrzenie. Nie mogła mu jeszcze wyjawić swej tożsamości. Nie w tej chwilki, nie w tak ciasnej celi, gdzie wszystko było słychać.
- Co widziałaś? - spytała Rineheart, wcisnęła fragmenty listu do kieszeni i podeszła do krat. - Skoro są otwarte, to dlaczego nie wychodzisz? Przepuść mnie. Musimy znaleźć różdżki. Nie mam zamiaru sterczeć tu do rana - mówiła zniecierpliwiona szeptem, nie rozumiejąc dlaczego jeszcze stąd nie wyleźli. Starała się przecisnąć pomiędzy tym tłumem przy kratach, wyciągnąć otwartą kłódkę i je popchnąć. Nic więcej tu już nie znajdą. Jednocześnie starała się dostrzec coś na korytarzu, cokolwiek, jakąś podpowiedź w którą stronę powinni się udać.
| rzucam na spostrzegawczość i zapuszczam żurawia na korytarz
- Dziewiętnasty to pełnia - burknęła w odpowiedzi Sigrun, kiedy strażnik już zniknął, a brodacz się do niej zwrócił; powinna była dziś towarzyszyć innym łowcom lorda Avery, jednakże starała się, aby mieć tę noc wolną - chciała w końcu pojawić się na dyniobraniu i jak widać był to z jej strony duży błąd. - Nie sądzę, aby to przez Munga stał się obłąkany. Raczej przez to miejsce. Wygląda, jakby trzymali go tu od długich tygodni - dodała beznamiętnie, wracając wspomnieniami do ciasnej celi w Azkabanie, w której spędziła zaledwie dwie noce - ale nawet tak krótka ilość czasu sprawiła, że sądziła, że zaraz zwariuje. To uczucie potęgowała bliskość dementorów, jednakże długi czas w zamknięciu, obojętnie gdzie, każdemu mógł pomieszać w głowie.
Uwadze Sigrun nie umknęło, że Nott zerwał się z miejsca, aby pomóc uwolnić się z więzów długowłosemu. Nie skomentowała tego jednak ani słowem, zachowując kamienną twarz; skupiała się na fragmentach listu, próbując odnaleźć w nich jakąś odpowiedź na pytanie kim był szalony więzień i dlaczego w ogóle się tu znaleźli.
Mamo! Mamo! Pomóc mi. Mamo, nie mogę ruszać nóżkami. Mamo! To ja Rue, twoja córka.
Dziecięcy, melodyjny głos dziewczynki rozległ się w głowie Sigrun, która na kilka uderzeń serca znieruchomiała, zapomniała o strzępkach pergaminu. Rozejrzała się zdezorientowana wokół siebie, nie dostrzegła nikogo, była jednak pewna, że słyszała głos. Rue. To imię nie mogło być przypadkiem. Głos zaraz jednak ucichł. Była przekonana,m że to wyobraźnia, tak jak w Azkabanie, płata jej figle. Starała odsunąć od siebie ponure wspomnienia.
- Wygląda na to, że jakiś mugol odkrył istnienie magii. To wina anomalii. Czy to on nimi dowodzi? - odezwała się cicho do reszty, mając na myśli strażników z tą całą bronią palną. Długowłosy wyjaśnił im pokrótce jej działanie, a Sigrun prychnęła pod nosem z pogardą. Gdyby tylko miała różdżkę... Czuła wstyd na myśl, że brudni mugole są w tym momencie w stanie im, czarodziejom, zagrozić. Musieli jak najszybciej odnaleźć różdżki. - Co tam jest? - zwróciła się do Craiga, na dłużej zatrzymując na nim spojrzenie. Nie mogła mu jeszcze wyjawić swej tożsamości. Nie w tej chwilki, nie w tak ciasnej celi, gdzie wszystko było słychać.
- Co widziałaś? - spytała Rineheart, wcisnęła fragmenty listu do kieszeni i podeszła do krat. - Skoro są otwarte, to dlaczego nie wychodzisz? Przepuść mnie. Musimy znaleźć różdżki. Nie mam zamiaru sterczeć tu do rana - mówiła zniecierpliwiona szeptem, nie rozumiejąc dlaczego jeszcze stąd nie wyleźli. Starała się przecisnąć pomiędzy tym tłumem przy kratach, wyciągnąć otwartą kłódkę i je popchnąć. Nic więcej tu już nie znajdą. Jednocześnie starała się dostrzec coś na korytarzu, cokolwiek, jakąś podpowiedź w którą stronę powinni się udać.
| rzucam na spostrzegawczość i zapuszczam żurawia na korytarz
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 65
'k100' : 65
Kałuża krwi gęstniała, zachłannie barwiąc czerwienią stęchłą posadzkę - i choć ciałem nadal byłem w celi, moja głowa zdawała się wrócić do znajomego mieszkania na obrzeżach Londynu, pachnącego dobrym winem i ciepłą skórą Lovegood. Słyszałem ją, ponownie; jakby była tuż obok, oddechem muskając mój kark, tym samym wywołując dreszcz, spływający aż do dołu pleców. Niczym dręcząca zjawa nie chciała opuścić mojej głowy; nie, nie traciłem zmysłów - jeszcze nie. Ale być może środki stosowane przez mugoli miały mi w tym pomóc.
- Czuję coś. - Odparłem na pytanie Percivala, świdrując go wzrokiem - tak przenikliwym, jakbym próbował dotknąć jego duszy; nie wiedziałem, co kryło się za zasłoną dziwnego samopoczucia, ale wydawało mi się, że znałem go wystarczająco dobrze, by wyczuć, co kryje się za tą ostrożnością. - Coś, czego nie potrafię wyjaśnić. Słyszę… - Urwałem, nie do końca pewien, czy chcę się tym dzielić z pozostałymi. Odwróciłem głowę, zerkając przez ramię kobiety, która porządkowała strzępki listu w całość - jednak nie tylko ich treść przykuła moją uwagę. Ciąg liter zapisanych na odwrocie składał się w spójną całość, tak dobitnie klarowną, że żal oplótł moje serce ciasnym supłem, kiedy ponownie spojrzałem na martwe ciało uzdrowiciela.
Był sprzymierzeńcem - a ja, zamiast wyciągnąć do niego pomocną dłoń, pozwoliłem, by umarł na moich oczach. Tak po prostu.
- Boją się anomalii. Tak samo jak my. - Stwierdziłem sucho - poniekąd w kierunku Nem, ale bardziej w stronę Burka, który nie omieszkał podkreślić swojego wąskiego światopoglądu. Świat nie był czarno-biały - ale nie zamierzałem mu teraz tego tłumaczyć. Pewnie i tak by nie zrozumiał - jego arystokratyczny móżdżek był za mocno zaściankowy, by zrozumieć pojęcia w szerszym kontekście.
Powoli sięgając pod materac, analizowałem w głowie wszystkie wskazówki. Czy było możliwe, że mężczyzna siedział tutaj od dziewiętnastego września? Czy urządzono wówczas jakieś polowanie na czarownice? Jeśli tak - to czy w więzieniu znajdowało się więcej czarodziejów? Czy mugole rzeczywiście wiedzieli, kim jesteśmy? Poczucie odpowiedzialności za rozpętany chaos ponownie przeszyło moje ciało; czy sam sobie zgotowałem ten los? Mugole musieli zauważyć istnienie magii - a jeśli ta objawiała im się w najczarniejszej postaci, jak można było w ogóle myśleć o budowaniu mostów?
Brawo, Lisie. Jak zwykle jesteś idiotą.
Nie chciałem brutalnie zrzucać zwłok mężczyzny na posadzkę - ostrożnie zanurzyłem ręce pod materac po same łokcie, czując, jak powoli pokrywają się krwią zmarłego. Wyrzuty sumienia prawdopodobnie już nigdy miały mi nie dać spokoju, podobnie jak męcząca mnie zagadka, jaką broń opracowali mugole, skąd w ogóle wiedzieli o dyniobraniu - i czego tak naprawdę mieliśmy się obawiać.
- Myślicie, że są tu inni czarodzieje? Że to była zasadzka? Nie pierwsza? Kraina Jezior także leży w Kumbrii. - Jak inaczej mugole mogli dowiedzieć się o dyniobraniu, jak nie od innego czarodzieja?
- Czuję coś. - Odparłem na pytanie Percivala, świdrując go wzrokiem - tak przenikliwym, jakbym próbował dotknąć jego duszy; nie wiedziałem, co kryło się za zasłoną dziwnego samopoczucia, ale wydawało mi się, że znałem go wystarczająco dobrze, by wyczuć, co kryje się za tą ostrożnością. - Coś, czego nie potrafię wyjaśnić. Słyszę… - Urwałem, nie do końca pewien, czy chcę się tym dzielić z pozostałymi. Odwróciłem głowę, zerkając przez ramię kobiety, która porządkowała strzępki listu w całość - jednak nie tylko ich treść przykuła moją uwagę. Ciąg liter zapisanych na odwrocie składał się w spójną całość, tak dobitnie klarowną, że żal oplótł moje serce ciasnym supłem, kiedy ponownie spojrzałem na martwe ciało uzdrowiciela.
Był sprzymierzeńcem - a ja, zamiast wyciągnąć do niego pomocną dłoń, pozwoliłem, by umarł na moich oczach. Tak po prostu.
- Boją się anomalii. Tak samo jak my. - Stwierdziłem sucho - poniekąd w kierunku Nem, ale bardziej w stronę Burka, który nie omieszkał podkreślić swojego wąskiego światopoglądu. Świat nie był czarno-biały - ale nie zamierzałem mu teraz tego tłumaczyć. Pewnie i tak by nie zrozumiał - jego arystokratyczny móżdżek był za mocno zaściankowy, by zrozumieć pojęcia w szerszym kontekście.
Powoli sięgając pod materac, analizowałem w głowie wszystkie wskazówki. Czy było możliwe, że mężczyzna siedział tutaj od dziewiętnastego września? Czy urządzono wówczas jakieś polowanie na czarownice? Jeśli tak - to czy w więzieniu znajdowało się więcej czarodziejów? Czy mugole rzeczywiście wiedzieli, kim jesteśmy? Poczucie odpowiedzialności za rozpętany chaos ponownie przeszyło moje ciało; czy sam sobie zgotowałem ten los? Mugole musieli zauważyć istnienie magii - a jeśli ta objawiała im się w najczarniejszej postaci, jak można było w ogóle myśleć o budowaniu mostów?
Brawo, Lisie. Jak zwykle jesteś idiotą.
Nie chciałem brutalnie zrzucać zwłok mężczyzny na posadzkę - ostrożnie zanurzyłem ręce pod materac po same łokcie, czując, jak powoli pokrywają się krwią zmarłego. Wyrzuty sumienia prawdopodobnie już nigdy miały mi nie dać spokoju, podobnie jak męcząca mnie zagadka, jaką broń opracowali mugole, skąd w ogóle wiedzieli o dyniobraniu - i czego tak naprawdę mieliśmy się obawiać.
- Myślicie, że są tu inni czarodzieje? Że to była zasadzka? Nie pierwsza? Kraina Jezior także leży w Kumbrii. - Jak inaczej mugole mogli dowiedzieć się o dyniobraniu, jak nie od innego czarodzieja?
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Percival nie spostrzegł wiele ciemnościach. W pierwszej kolejności przeciwległą do krat ścianę pokrytą brudnymi, częściowo nadłamanymi kaflami wzdłuż których, na poziomie linii wzroku, widoczne były wąskie, brunatnoczerwone linie - pierwszym i prawidłowym skojarzeniem mogła być krew. Wędrując wzrokiem w prawą stronę, za migającym światłem, zobaczył ślepy zaułek, a na posadzce jeszcze więcej zaschniętej posoki.
Zaklęcie Samuela okazało się niezwykle skuteczne. Czarodziej nie wyczuł żadnych pułapek, jednakże magia wskazała tylko jemu kierunek, w którym znajdowały się istoty. Jedna poruszała się nieopodal, z jego lewej strony, druga nie wykazywała żadnego ruchu przebywając w niewielkiej odległości na wprost od tej pierwszej – po skosie od Skamandera. Po chwili poczuł silne mrowienie, magia zawirowała ujawniając mu obecność trzech innych, daleko od celi, jakoby ponad poziomem sufitu.
Craig odnalazł ręcznie rozrysowaną mapę. Nie mógł mieć pewności, czy była ona zgodna z prawdą, jednakże póki co stanowiła dla wszystkich – jeśli podejmie decyzję, aby takową ujawnić – jedyny punkt odniesienia. Znajdujące się na niej symbole nie mogły być przypadkowe, podobnie jak liczby znajdujące się po prawej stronie. Czyżby podpis należał do zmarłego przed chwilą mężczyzny?
Jackie dokładnie przyjrzała się karteczce z fragmentem listu: „Nieważne jakim i czyim kosztem. 19 września, Kumbria - zapamiętaj tą datę i miejsce.” Na jej odwrocie, niechlujnym pismem, zapisane było: „Alan Atkinson, Dorian Naylor, Anthony Gudensig, Lewis Howard, Kieran Rineheart – zaginieni.”
Sigrun po ułożeniu skrawków listu podeszła bliżej krat. Nie mogła słyszeć słów Samuela, czyżby takowe znów rozbrzmiały w jej głowie? Nie minęła chwila, a złowrogi głos powrócił. -Dlaczego nie reagujesz? Mamo? Znów chcesz pozbyć się mnie? Znów chcesz mnie zabić?
Frederick wsunął dłonie pod materac, a jego ręce ubrudziły się w krwi martwego więźnia podobnie jak krańce szaty. Palcami wyczuł pożądany przedmiot, który bez trudu wydostał spode stęchłego legowiska. Nikt nie widział znaleziska, Fox nie musiał go ujawniać.
Nad waszymi głowami coś nietypowo zatrzeszczało. -Jest dobrze Sarah, już mnie słychać.- odezwał się nieznany wam głos z dziwnego pudełka, które od frontu obite było kratką. Znajdowało się ono tuż obok migającego źródła światła. -Witajcie, nazywam się Joshua. Uznałem, że skoro znam was warto było się przedstawić. Zapewne już wydostaliście się z celi, więzy nie były dobrze upięte. Nigdy nie nauczę, aby sprawdzać kilkukrotnie.- dodał zakańczając cichym westchnięciem. -Miło mi, że zgodziliście się wziąć udział w moim eksperymencie. Nie jestem waszym wrogiem.- głośnik zapiszczał nieznośnie i pomieszczenie znów objęła przerażająca cisza.
-Nie słuchajcie go, nie odpowiadajcie na pytania. Uciekajcie.- kolejne głosy docierały waszych uszu, ale te z pewnością nie były wypowiadane przez mugolskie urządzenie. Wszystko działo się w waszych umysłach.
-Te, rusz dupsko! Słyszałeś, wydostali się!- rzucił morderca więźnia, byliście pewni, że to on. Ciężkie kroki odbijały się echem, Skamander dzięki zaklęciu wiedział, że zmierzał w waszym kierunku i po chwili znalazł się tuż przed kratami. Zaraz po tym rozległ się huk. Kula poleciała tuż obok Jackie w kierunku Craiga.
| W Craiga leci kula - obrażenia 50 - jeśli się nie obroni.
Rzut MG znajduje się ---> tu. Wynik rzutu odpowiada postaci zgodnie z numeracją w Żywotności.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, bądź wypicie eliksiru jest akcją.
Ważnym jest, aby uważnie czytać posty uczestników eventu. Szept nie był możliwy do usłyszenia w drugiej części celi.
Na odpis macie 48h.
Zaklęcie Samuela okazało się niezwykle skuteczne. Czarodziej nie wyczuł żadnych pułapek, jednakże magia wskazała tylko jemu kierunek, w którym znajdowały się istoty. Jedna poruszała się nieopodal, z jego lewej strony, druga nie wykazywała żadnego ruchu przebywając w niewielkiej odległości na wprost od tej pierwszej – po skosie od Skamandera. Po chwili poczuł silne mrowienie, magia zawirowała ujawniając mu obecność trzech innych, daleko od celi, jakoby ponad poziomem sufitu.
Craig odnalazł ręcznie rozrysowaną mapę. Nie mógł mieć pewności, czy była ona zgodna z prawdą, jednakże póki co stanowiła dla wszystkich – jeśli podejmie decyzję, aby takową ujawnić – jedyny punkt odniesienia. Znajdujące się na niej symbole nie mogły być przypadkowe, podobnie jak liczby znajdujące się po prawej stronie. Czyżby podpis należał do zmarłego przed chwilą mężczyzny?
Jackie dokładnie przyjrzała się karteczce z fragmentem listu: „Nieważne jakim i czyim kosztem. 19 września, Kumbria - zapamiętaj tą datę i miejsce.” Na jej odwrocie, niechlujnym pismem, zapisane było: „Alan Atkinson, Dorian Naylor, Anthony Gudensig, Lewis Howard, Kieran Rineheart – zaginieni.”
Sigrun po ułożeniu skrawków listu podeszła bliżej krat. Nie mogła słyszeć słów Samuela, czyżby takowe znów rozbrzmiały w jej głowie? Nie minęła chwila, a złowrogi głos powrócił. -Dlaczego nie reagujesz? Mamo? Znów chcesz pozbyć się mnie? Znów chcesz mnie zabić?
Frederick wsunął dłonie pod materac, a jego ręce ubrudziły się w krwi martwego więźnia podobnie jak krańce szaty. Palcami wyczuł pożądany przedmiot, który bez trudu wydostał spode stęchłego legowiska. Nikt nie widział znaleziska, Fox nie musiał go ujawniać.
Nad waszymi głowami coś nietypowo zatrzeszczało. -Jest dobrze Sarah, już mnie słychać.- odezwał się nieznany wam głos z dziwnego pudełka, które od frontu obite było kratką. Znajdowało się ono tuż obok migającego źródła światła. -Witajcie, nazywam się Joshua. Uznałem, że skoro znam was warto było się przedstawić. Zapewne już wydostaliście się z celi, więzy nie były dobrze upięte. Nigdy nie nauczę, aby sprawdzać kilkukrotnie.- dodał zakańczając cichym westchnięciem. -Miło mi, że zgodziliście się wziąć udział w moim eksperymencie. Nie jestem waszym wrogiem.- głośnik zapiszczał nieznośnie i pomieszczenie znów objęła przerażająca cisza.
-Nie słuchajcie go, nie odpowiadajcie na pytania. Uciekajcie.- kolejne głosy docierały waszych uszu, ale te z pewnością nie były wypowiadane przez mugolskie urządzenie. Wszystko działo się w waszych umysłach.
-Te, rusz dupsko! Słyszałeś, wydostali się!- rzucił morderca więźnia, byliście pewni, że to on. Ciężkie kroki odbijały się echem, Skamander dzięki zaklęciu wiedział, że zmierzał w waszym kierunku i po chwili znalazł się tuż przed kratami. Zaraz po tym rozległ się huk. Kula poleciała tuż obok Jackie w kierunku Craiga.
| W Craiga leci kula - obrażenia 50 - jeśli się nie obroni.
Rzut MG znajduje się ---> tu. Wynik rzutu odpowiada postaci zgodnie z numeracją w Żywotności.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, bądź wypicie eliksiru jest akcją.
Ważnym jest, aby uważnie czytać posty uczestników eventu. Szept nie był możliwy do usłyszenia w drugiej części celi.
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun - 213/213
2. Craig - 248/248
3. Frederick - 270/270
4. Samuel - 266/266
5. Jackie - 211/211
6. Percival - 266/266
? - 160/160
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun - fragmenty listu
2. Craig - ręcznie rysowana mapa
3. Frederick - pewien przedmiot
4. Samuel -
5. Jackie - pełna butelka alkoholu, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów
6. Percival -
? - Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku), Karabin Lee-Enfield (5 kul w magazynku).
- Mapa:
Na odpis macie 48h.
Ręcznie rysowana mapa, upstrzona różnymi, niejednoznacznymi symbolami oraz okraszona tajemniczą kolumną liczb z boku. Było to całkiem przydatne znalezisko, jeśli tylko autorowi udało się w jakiś sposób faktycznie odwzorować układ pomieszczeń, w których się znajdowali. Wielka szkoda jedynie, że bazgroły nie były opatrzone jakąś dokładniejszą formą legendy. No ale czego się można było spodziewać po kimś, kto prawdopodobnie zbliżał się już do krawędzi szaleństwa - albo ją przekroczył. Burke zlustrował dokładnie mapę, próbując zapamiętać z niej jak najwięcej szczegółów. Kilka spośród nabazgranych piktogramów było dość czytelnych - małe pokoiki oznaczone kluczami reprezentowały prawdopodobnie cele. Zaintrygowało go, że jeden z kluczyków był wyraźnie zakreślony. Burke wywnioskował, że może to być oznaczenie celi, w której się znajdowali teraz lub - iż znajduje się tam coś lub ktoś wyjątkowy. Symbol płomienia z małą czaszką nie wyglądał zachęcająco. Zgadywał, że w tamtym miejscu szalał lub wciąż szaleje ogień. Nie bardzo palił się, by poznawać szczegóły, chociaż drobne kwadraciki wyrysowane u dołu strony, wyglądające jak swego rodzaju dokumenty, były intrygujące. Dziwny zygzak prawdopodobnie ilustrował umiejscowienie schodów. Bardzo jednak Burke'a niepokoiły te grube wykrzykniki, znaki zapytania, a także kilka zagmatwanych bohomazów. Pułapki? Niebezpieczeństwo? Z pewnością nic dobrego.
- Nasz jakże gościnny przyjaciel nabazgrał coś w rodzaju mapy - Craig wyprostował się powoli, wciąż zerkając na znaleziony świstek papieru. Urwał jednak w pół słowa, zastygając w bezruchu, gdy gdzieś spod sufitu nagle rozległy się dziwne trzaski, a zaraz potem rozległ się czyjś głos. Wysłuchawszy co ich obecny gospodarz ma do powiedzenia, Burke miał wielką ochotę odkrzyknąć mu kilkoma zdecydowanie niecenzuralnymi słowami, zdecydował się jednak ugryźć w język. Śmiechu warte. Zuchwałość, z jaką zwracał się do nich głos kogoś, kto prawdopodobnie był w tej placówce zwierzchnikiem, Burke odbierał niemal jako osobistą potwarz. To zwierzęta, czyli między innymi mugole właśnie, były od tego, aby przeprowadzać na nich eksperymenty.
Cichy głos, który nagle rozległ się w jego głowie - i który sprawił, że Craig mimowolnie rozejrzał się dookoła, szukając jego źródła - nie powiedział nic odkrywczego. Musieli się stąd wynosić. I to natychmiast, bo oto właśnie zbliżało się do nich kolejne zagrożenie. Burke wlepił oczy w ciemność, spodziewając się w każdej chwili ujrzeć tam napastnika - mierzącego do nich znów z owego przedziwnego narzędzia, które inni określili bronią palną. Była prymitywna, brzydka i ohydna - jak sami mugole. Ale efekty jej działania miał niemal tuż pod nosem. Nie miał zamiaru skończyć tak samo jak ich do niedawna gadatliwy gospodarz, więc gdy tylko zagrożenie pojawiło się w polu widzenia, nie zastanawiał się długo - sięgnął ku dobrze już znanej studni mrocznej mocy, pragnąc dzięki magii uwolnić się od materialnej formy. Nie miał zamiaru dać się tu zabić.
| Przemiana we mgłę
- Nasz jakże gościnny przyjaciel nabazgrał coś w rodzaju mapy - Craig wyprostował się powoli, wciąż zerkając na znaleziony świstek papieru. Urwał jednak w pół słowa, zastygając w bezruchu, gdy gdzieś spod sufitu nagle rozległy się dziwne trzaski, a zaraz potem rozległ się czyjś głos. Wysłuchawszy co ich obecny gospodarz ma do powiedzenia, Burke miał wielką ochotę odkrzyknąć mu kilkoma zdecydowanie niecenzuralnymi słowami, zdecydował się jednak ugryźć w język. Śmiechu warte. Zuchwałość, z jaką zwracał się do nich głos kogoś, kto prawdopodobnie był w tej placówce zwierzchnikiem, Burke odbierał niemal jako osobistą potwarz. To zwierzęta, czyli między innymi mugole właśnie, były od tego, aby przeprowadzać na nich eksperymenty.
Cichy głos, który nagle rozległ się w jego głowie - i który sprawił, że Craig mimowolnie rozejrzał się dookoła, szukając jego źródła - nie powiedział nic odkrywczego. Musieli się stąd wynosić. I to natychmiast, bo oto właśnie zbliżało się do nich kolejne zagrożenie. Burke wlepił oczy w ciemność, spodziewając się w każdej chwili ujrzeć tam napastnika - mierzącego do nich znów z owego przedziwnego narzędzia, które inni określili bronią palną. Była prymitywna, brzydka i ohydna - jak sami mugole. Ale efekty jej działania miał niemal tuż pod nosem. Nie miał zamiaru skończyć tak samo jak ich do niedawna gadatliwy gospodarz, więc gdy tylko zagrożenie pojawiło się w polu widzenia, nie zastanawiał się długo - sięgnął ku dobrze już znanej studni mrocznej mocy, pragnąc dzięki magii uwolnić się od materialnej formy. Nie miał zamiaru dać się tu zabić.
| Przemiana we mgłę
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Coś musiało być na rzeczy, coś, o czym każdy niejasno wspominał, o czym wariacko mówił zamordowany i co Skamander sam czuł w szumie umysłu. Ciężko było skupić się na każdym z obecnych w celi, tym bardziej, że głosów było więcej, dużo więcej, niż rejestrowały spojrzenia. Stłumione, odległe echa przeszłości, wspomnień, a jednak lokowane gdzieś bliżej, niby obecność tuż tuż.
Skrzywił się nieznacznie, gdy ponownie odsuwał chaotyczny tok. Początek w celi przypominał urwany sen. jego umysł wciąż oplatała mgiełka niepewności, sennej wizji, która złośliwie mieszała rzeczywistość z projekcjami niezidentyfikowanych wyobrażeń. Sztuka było oddzielenie jednego od drugich, a do tego konieczne było skupienie, które co kilka chwil ulatywało pod naporem nowego wrażenia. Mdły, nieznośny zapach krwi, mieszający się z wszechogarniających brudem. Było coś więcej, ale wonie, które nie zgadzały się z tym co widział, odrzucał, rozpaczliwie wręcz, nie dając dojść do głosu emocjom.
Uchwycony wzrok Jackie potwierdził zgodność ich myśli i zrozumienie. Zmarszczył brwi. Nie wiedział co widziała. Pokręcił niemo głową - To musza być omamy - odpowiedział tym samym szeptem. Potrzebowali się stąd wydostać, a do tego - konieczne było wsparcie - Tylko czyje imiona? - dodał i spojrzał na Foxa, który znajdował się od nich najdalej. Musieli porozmawiać. Mimowolnie przejechał spojrzeniem po zebranych sylwetkach. Prawdziwa ironia losu, że rzucono w jedno miejsce wrogów. Z tym jednak, będzie musiał poradzić sobie później. Chodziła mu jedna myśl, ale na chwile obecna, odrzucił ją. Sprawdzi później.
Zaufał aurorce, oddając jej ewentualna osłonę, gdy sam skupił się na magii, która rozgrzewała palce, rozchodziła się impulsem przez całe ciało, po czym rozlewała się na korytarz i dalej. Otworzył przymknięte powieki gwałtownie, nie dlatego że dostrzegł zagrożenie, a wyrwał go stłumiony dźwięk głosu, który rozchodził się po pomieszczeniu. Nie widział jego źródła, a przynajmniej nie mógł go jeszcze dostrzec.
Cofnął się od krat, odwracając twarz ku kobiecie - Brak pułapek, dwie sylwetki w pobliżu, trzy na górze... - zaczął, ale wyrwało go mrowienie zwiastujące zbliżenie się jednej z postaci. To musiał być strażnik. Szurnął ramieniem okratowane wejście - Otwarte - mówił już głośniej, na tyle, by usłyszeli go pozostali, w szczególności Frederick. Kroki wycofał bliżej Jackie, akurat, gdy pojawił się strażnik, który bez namysłu wycelował w Burke'ya tuz po tym, jak wspomniał o mapie. Mapa?
Kurwa.
Zaklął w myślach, gdy z dziwnie bliskiej odległości mógł zobaczyć broń mugola. Nie, żeby było mu szkoda śmierciożercy, ale drażniła go całość, potwornie wykręconej w sennej marze rzeczywistości. Eksperyment? Nie uśmiechało mu się branie udziały w wymyślonych przez wariata? zabawach. Nie, gdy wrzucono go do "gry" bez udziału jego woli. Bez pozwolenia krzyżując plany. Niedoczekanie. Czy za tym wszystkim rzeczywiście stali mugole?
Nie patrzył na ofiarę strzału. Skupił się na strażniku, reagując instynktownie - Petrificus Totalus - nie musiał krzyczeć, nie musiał nawet wołać głośno, by jego głos przeciął powietrze, a dłoń naznaczyła kierunek mocy, by móc dotrzeć do strzelającego właśnie mężczyzny. Niemal jednocześnie wypuszczając skumulowany mocą pocisk.
|obniżone st zaklęcia
Skrzywił się nieznacznie, gdy ponownie odsuwał chaotyczny tok. Początek w celi przypominał urwany sen. jego umysł wciąż oplatała mgiełka niepewności, sennej wizji, która złośliwie mieszała rzeczywistość z projekcjami niezidentyfikowanych wyobrażeń. Sztuka było oddzielenie jednego od drugich, a do tego konieczne było skupienie, które co kilka chwil ulatywało pod naporem nowego wrażenia. Mdły, nieznośny zapach krwi, mieszający się z wszechogarniających brudem. Było coś więcej, ale wonie, które nie zgadzały się z tym co widział, odrzucał, rozpaczliwie wręcz, nie dając dojść do głosu emocjom.
Uchwycony wzrok Jackie potwierdził zgodność ich myśli i zrozumienie. Zmarszczył brwi. Nie wiedział co widziała. Pokręcił niemo głową - To musza być omamy - odpowiedział tym samym szeptem. Potrzebowali się stąd wydostać, a do tego - konieczne było wsparcie - Tylko czyje imiona? - dodał i spojrzał na Foxa, który znajdował się od nich najdalej. Musieli porozmawiać. Mimowolnie przejechał spojrzeniem po zebranych sylwetkach. Prawdziwa ironia losu, że rzucono w jedno miejsce wrogów. Z tym jednak, będzie musiał poradzić sobie później. Chodziła mu jedna myśl, ale na chwile obecna, odrzucił ją. Sprawdzi później.
Zaufał aurorce, oddając jej ewentualna osłonę, gdy sam skupił się na magii, która rozgrzewała palce, rozchodziła się impulsem przez całe ciało, po czym rozlewała się na korytarz i dalej. Otworzył przymknięte powieki gwałtownie, nie dlatego że dostrzegł zagrożenie, a wyrwał go stłumiony dźwięk głosu, który rozchodził się po pomieszczeniu. Nie widział jego źródła, a przynajmniej nie mógł go jeszcze dostrzec.
Cofnął się od krat, odwracając twarz ku kobiecie - Brak pułapek, dwie sylwetki w pobliżu, trzy na górze... - zaczął, ale wyrwało go mrowienie zwiastujące zbliżenie się jednej z postaci. To musiał być strażnik. Szurnął ramieniem okratowane wejście - Otwarte - mówił już głośniej, na tyle, by usłyszeli go pozostali, w szczególności Frederick. Kroki wycofał bliżej Jackie, akurat, gdy pojawił się strażnik, który bez namysłu wycelował w Burke'ya tuz po tym, jak wspomniał o mapie. Mapa?
Kurwa.
Zaklął w myślach, gdy z dziwnie bliskiej odległości mógł zobaczyć broń mugola. Nie, żeby było mu szkoda śmierciożercy, ale drażniła go całość, potwornie wykręconej w sennej marze rzeczywistości. Eksperyment? Nie uśmiechało mu się branie udziały w wymyślonych przez wariata? zabawach. Nie, gdy wrzucono go do "gry" bez udziału jego woli. Bez pozwolenia krzyżując plany. Niedoczekanie. Czy za tym wszystkim rzeczywiście stali mugole?
Nie patrzył na ofiarę strzału. Skupił się na strażniku, reagując instynktownie - Petrificus Totalus - nie musiał krzyczeć, nie musiał nawet wołać głośno, by jego głos przeciął powietrze, a dłoń naznaczyła kierunek mocy, by móc dotrzeć do strzelającego właśnie mężczyzny. Niemal jednocześnie wypuszczając skumulowany mocą pocisk.
|obniżone st zaklęcia
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Miała mętlik w głowie. Nie wiedziała co się dzieje, dlaczego i jak się tu znalazła. Jakim cudem mugole potrafi obezwładnić i przetransportować tak dużą grupę czarodziejów? A przede wszystkim - jaki mieli ku temu powódw? Skąd wiedzieli o miejscu, w którym odbywało się niesławne dyniobranie? Tysiące pytań nasuwało się Sigrun na myśl, a fragmenty listów nie przynosiły odpowiedzi. Wolała zachować je jednak przy sobie. Bez przyczyny nie spadły wtedy niby płatki śniegu.
Rookwood znowu usłyszała ten dziwny głos, nazywający ją matką. Skrzywiła się nieznacznie. Nigdy dotąd nie odczuwała wyrzutów sumienia z powodu pozbycia się ciąży. Nie chciała tego dziecka, nie chciała nosić pod sercem pasożyta Alpharda, nigdy nie chciała zostać matką. Pozbyła się problemu tak szybko jak było to możliwe - i czuła wyłącznie ulgę. Nie wracała myślami do tego kto mógł pojawić się na tym świecie - aż do teraz. Myśli o córce były niewygodne, niczym ostry kamień w bucie, ale niebolesne. Jeszcze nie.
Poruszyła się niespokojnie, gdy usłyszała głos, płynący z dziwnego pudełka. Spojrzała na nie podejrzliwie, a zaraz potem powróciła spojrzeniem do krat. Długowłosy nie musiał dwa razy powtarzać. Od razu sięgnęła dłońmi do otwartej kłódki, aby ją zdjąć, a wtedy strażnik strzelił z tego dziwnego przedmiotu nazywanego bronią palną do Craiga. Miała nadzieję, że zdąży się uchylić.
Nie zastanawiając się długo Sigrun pchnęła mocno kraty, chcąc wybiec z celi, aby spróbować wyrwać metalowy przedmiot z rąk strażnika. Nie wiedziała, czy się przesłyszała, czy ktoś naprawdę wypowiedział słowa inkantacji zaklęcia. Nie oglądała się za siebie.
| rzucam na wyrywanie broni strażnikowi
Rookwood znowu usłyszała ten dziwny głos, nazywający ją matką. Skrzywiła się nieznacznie. Nigdy dotąd nie odczuwała wyrzutów sumienia z powodu pozbycia się ciąży. Nie chciała tego dziecka, nie chciała nosić pod sercem pasożyta Alpharda, nigdy nie chciała zostać matką. Pozbyła się problemu tak szybko jak było to możliwe - i czuła wyłącznie ulgę. Nie wracała myślami do tego kto mógł pojawić się na tym świecie - aż do teraz. Myśli o córce były niewygodne, niczym ostry kamień w bucie, ale niebolesne. Jeszcze nie.
Poruszyła się niespokojnie, gdy usłyszała głos, płynący z dziwnego pudełka. Spojrzała na nie podejrzliwie, a zaraz potem powróciła spojrzeniem do krat. Długowłosy nie musiał dwa razy powtarzać. Od razu sięgnęła dłońmi do otwartej kłódki, aby ją zdjąć, a wtedy strażnik strzelił z tego dziwnego przedmiotu nazywanego bronią palną do Craiga. Miała nadzieję, że zdąży się uchylić.
Nie zastanawiając się długo Sigrun pchnęła mocno kraty, chcąc wybiec z celi, aby spróbować wyrwać metalowy przedmiot z rąk strażnika. Nie wiedziała, czy się przesłyszała, czy ktoś naprawdę wypowiedział słowa inkantacji zaklęcia. Nie oglądała się za siebie.
| rzucam na wyrywanie broni strażnikowi
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Chłodne drewno różdżki kontrastowało z ciepłem przesiąkającej przez materac krwi; nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Każdy zajęty był szukaniem wskazówek - nadal jednak pozostawaliśmy niczym pijane dzieci we mgle.
- Być może to nie najgorszy pomysł, by na początek nasze nie były tajemnicą. - Już kilkakrotnie musiałem gryźć się w język, by nie zwrócić się do współtowarzyszy po imieniu. Znałem przecież wszystkich - poza kobietą. - Ed. - Znaczy Fred. Tak fortel. Boki zrywać.
Nie sądziłem jednak, by ta krótka wymiana uprzejmości pomogła nam w rozwiązaniu zagadki plątaniny słów uzdrowiciela. Ale przynajmniej mogła zaoszczędzić mi podejrzliwych pytań. - Inni więźniowie? - Zapytałem z nadzieją, odnajdując wzrok Skamandera. Szybko pojąłem, o czym mówił. Niewielu wiedziało o jego umiejętności przywoływania magii bez użycia różdżki - mogłem jednak z powodzeniem zaliczyć się do tego wąskiego grona. Sprawdził okolicę, co nadal dawało jedynie wątłe pojęcie o sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Jeśli jednak w pobliżu znajdowała się jedynie piątka strażników, być może mieliśmy szansę się wydostać. A kierunek - sądząc po mikroklimacie miejsca, w jakim się obudziliśmy - był jeden.
Ku górze.
I to właśnie z góry rozległ się przeraźliwy pisk; szybko pojąłem, że głos pochodził z radia. Sarah. Joshua. Sarah.
- Sarah. - Powtórzyłem. - Czy to imię pojawiało się w liście? - Przeniosłem spojrzenie na Nem, która złożyła wiadomość w całość. Nie byłem pewien, czy mogłem jej ufać - trafiła tutaj z dyniobrania, co jednoznacznie wskazywało na jej powiązanie z szemranymi interesami, ale w tej chwili od zaufania ważniejsza wydawała się współpraca. Jednocześnie - na równi z głosem mężczyzny - w głowie rozbrzmiało ostrzeżenie. Przez moment zawahałem się; skąd bowiem brały się głosy? Czy rzeczywiście były efektem działania odurzających środków? Jeśli tak - czy mogłem im ufać?
Widziałem już takie sceny. Słyszałem najróżniejsze obietnice. Eksperymenty raczej nigdy nie wiązały się z pozytywnymi skojarzeniami. Ostatecznie jednej rzeczy mogłem ufać na pewno. Zdrowemu rozsądkowi. A ten podpowiadał dokładnie to samo. Wiać.
I choć najwyraźniej posiadaliśmy konkretne wskazówki w postaci mapy, nie było dane mi przyjrzeć się znalezisku lepiej. Poruszenie w celi szybko ściągnęło do nas strażnika, ten zaś bez wahania obrał cel.
To mogłem być ja. Jackie. Samuel. Albo nawet ten cholerny Nott.
Ale nie, pocisk wystrzelił w kierunku Burke’a - jakby na moją prośbę - i choć między palcami obracałem różdżkę, najdrobniejsza komórka mojego ciała nie drgnęła, by powstrzymać go od podzielenia losu uzdrowiciela. Jednak zamiast kolejnej plamy krwi ujrzałem jedynie strzępki czarnego dymu - dotychczas znanego mi jedynie z opowieści, lub widywanego z dystansu. Obserwowałem zjawisko z chłodnym dystansem, a jednocześnie ostrożnością wobec demonstracji plugawej siły. Do czego jeszcze był zdolny? On i jemu podobni - poplecznicy Voldemorta? Z dziecinną łatwością uniknął śmierci - podczas gdy ja i (najpewniej) pozostali, byliśmy zdani na łaskę kapryśnej magii. Gdy część postanowiła rozprawić się ze strażnikiem, ja wyciągnąłem skrywaną w rękawie szaty różdżkę. Chciałem zagrać na zwłokę. Dać nam czas.
- Repello Mugoletum. - Zainkantowałem, próbując odwrócić szale na naszą korzyść. Potrzebowaliśmy rozeznania w sytuacji. Czasu. Mapy. Wskazówek.
I odpowiedzi.
- Być może to nie najgorszy pomysł, by na początek nasze nie były tajemnicą. - Już kilkakrotnie musiałem gryźć się w język, by nie zwrócić się do współtowarzyszy po imieniu. Znałem przecież wszystkich - poza kobietą. - Ed. - Znaczy Fred. Tak fortel. Boki zrywać.
Nie sądziłem jednak, by ta krótka wymiana uprzejmości pomogła nam w rozwiązaniu zagadki plątaniny słów uzdrowiciela. Ale przynajmniej mogła zaoszczędzić mi podejrzliwych pytań. - Inni więźniowie? - Zapytałem z nadzieją, odnajdując wzrok Skamandera. Szybko pojąłem, o czym mówił. Niewielu wiedziało o jego umiejętności przywoływania magii bez użycia różdżki - mogłem jednak z powodzeniem zaliczyć się do tego wąskiego grona. Sprawdził okolicę, co nadal dawało jedynie wątłe pojęcie o sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Jeśli jednak w pobliżu znajdowała się jedynie piątka strażników, być może mieliśmy szansę się wydostać. A kierunek - sądząc po mikroklimacie miejsca, w jakim się obudziliśmy - był jeden.
Ku górze.
I to właśnie z góry rozległ się przeraźliwy pisk; szybko pojąłem, że głos pochodził z radia. Sarah. Joshua. Sarah.
- Sarah. - Powtórzyłem. - Czy to imię pojawiało się w liście? - Przeniosłem spojrzenie na Nem, która złożyła wiadomość w całość. Nie byłem pewien, czy mogłem jej ufać - trafiła tutaj z dyniobrania, co jednoznacznie wskazywało na jej powiązanie z szemranymi interesami, ale w tej chwili od zaufania ważniejsza wydawała się współpraca. Jednocześnie - na równi z głosem mężczyzny - w głowie rozbrzmiało ostrzeżenie. Przez moment zawahałem się; skąd bowiem brały się głosy? Czy rzeczywiście były efektem działania odurzających środków? Jeśli tak - czy mogłem im ufać?
Widziałem już takie sceny. Słyszałem najróżniejsze obietnice. Eksperymenty raczej nigdy nie wiązały się z pozytywnymi skojarzeniami. Ostatecznie jednej rzeczy mogłem ufać na pewno. Zdrowemu rozsądkowi. A ten podpowiadał dokładnie to samo. Wiać.
I choć najwyraźniej posiadaliśmy konkretne wskazówki w postaci mapy, nie było dane mi przyjrzeć się znalezisku lepiej. Poruszenie w celi szybko ściągnęło do nas strażnika, ten zaś bez wahania obrał cel.
To mogłem być ja. Jackie. Samuel. Albo nawet ten cholerny Nott.
Ale nie, pocisk wystrzelił w kierunku Burke’a - jakby na moją prośbę - i choć między palcami obracałem różdżkę, najdrobniejsza komórka mojego ciała nie drgnęła, by powstrzymać go od podzielenia losu uzdrowiciela. Jednak zamiast kolejnej plamy krwi ujrzałem jedynie strzępki czarnego dymu - dotychczas znanego mi jedynie z opowieści, lub widywanego z dystansu. Obserwowałem zjawisko z chłodnym dystansem, a jednocześnie ostrożnością wobec demonstracji plugawej siły. Do czego jeszcze był zdolny? On i jemu podobni - poplecznicy Voldemorta? Z dziecinną łatwością uniknął śmierci - podczas gdy ja i (najpewniej) pozostali, byliśmy zdani na łaskę kapryśnej magii. Gdy część postanowiła rozprawić się ze strażnikiem, ja wyciągnąłem skrywaną w rękawie szaty różdżkę. Chciałem zagrać na zwłokę. Dać nam czas.
- Repello Mugoletum. - Zainkantowałem, próbując odwrócić szale na naszą korzyść. Potrzebowaliśmy rozeznania w sytuacji. Czasu. Mapy. Wskazówek.
I odpowiedzi.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland