Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Sytuacja w celi zmieniała się szybciej, niż był w stanie zarejestrować, a jednocześnie – miał wrażenie, że przebywali tam od długich godzin, dusząc się w klaustrofobicznej przestrzeni w towarzystwie nie tylko swoim, ale też niepokojących, przerażająco realnych halucynacji. Potwierdzenie, które uzyskał od większości obecnych, nieco go uspokoiło – nie wariował, pozostawał jedynie pod wpływem jakiejś dziwnej substancji (lub zaklęcia? klątwy? w to ostatnie wątpił) – ale tylko na chwilę. Jego zakończeniami nerwowymi wciąż w końcu szarpało poczucie niewiadomej, wrażenie całkowitej utraty kontroli nad własnym losem, którego tak bardzo nie znosił; stojąc przy kracie i wpatrując się w ciemność, przemykając spojrzeniem po krwawych śladach na ścianach i posadzce, starał się z całych sił nie wpaść w panikę. Jego umysł jednak, jakby zapędzony w kozi róg, wybrał sobie dokładnie ten moment, by przypomnieć mu o tych wszystkich niedokończonych sprawach, które zostawił samym sobie; zacisnął dłonie w pięści, starając się skupić jedynie na tu i teraz – jakiekolwiek jego aktualne tu i teraz by nie było.
Ciąg pijanych myśli został przerwany przez charakterystyczne trzeszczenie, a następnie głos – nieco zniekształcony, dobiegający z góry, z przedmiotu, który skojarzył mu się jedynie z jednym: radiem. Bardzo podobne, choć zdecydowanie magiczne przez lata stało w jego gabinecie – z tego jednak nie wydobyły się dźwięki muzyki puszczanej w Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej. Słowa, które padły, sprawiły, że się w nim zagotowało – ktoś traktował to jak grę? Spojrzał z niedowierzaniem za siebie, na dwa trupy leżące w celi, na krwawe dziury, ziejące w ich czołach – ale zanim zdążył cokolwiek na ten temat powiedzieć, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Najpierw usłyszał znajomy głos dobiegający z wypełniających korytarz ciemności, a następnie przed kratami pojawił się mężczyzna – mugol, tego był już niemal pewny – unoszący dłoń i znów mierzący dziwnym przedmiotem w kierunku celi. Huknęło, obok Percivala świsnęła kula, nie miał jednak pojęcia, w kogo była wycelowana. Nie widział niczego, co działo się za nim – słyszał jedynie Skamandera, informującego ich o tym, że cela była otwarta, dotarła do niego również inkantacja zaklęcia – ale zdarzenia następowały po sobie zbyt szybko, by był w stanie nadążyć i odpowiednio szybko połączyć fakty. Dostrzegł jednak obok siebie postać Nem, zauważył też jej dłonie zaciśnięte na kratach – postąpił więc instynktownie, również zaciskając palce na metalowych prętach i popychając je z całej siły do przodu. Miał nadzieję nie tylko wydostać ich z potrzasku, ale też uderzyć stalowym skrzydłem strażnika.
Wyszedł z celi za kobietą, a widząc, że ta sięga już po broń, sam chwycił mężczyznę za ubranie; nie był pewien, czy zaklęcie, którego inkantację słyszał, było przeznaczone dla niego, ale jeżeli tak, chciał powstrzymać ciało mugola przed gwałtownym uderzeniem o ziemię – huk spowodowany przez metalowy przedmiot, przymocowany do jego boku, z całą pewnością zaalarmowałby cały budynek.
Ciąg pijanych myśli został przerwany przez charakterystyczne trzeszczenie, a następnie głos – nieco zniekształcony, dobiegający z góry, z przedmiotu, który skojarzył mu się jedynie z jednym: radiem. Bardzo podobne, choć zdecydowanie magiczne przez lata stało w jego gabinecie – z tego jednak nie wydobyły się dźwięki muzyki puszczanej w Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej. Słowa, które padły, sprawiły, że się w nim zagotowało – ktoś traktował to jak grę? Spojrzał z niedowierzaniem za siebie, na dwa trupy leżące w celi, na krwawe dziury, ziejące w ich czołach – ale zanim zdążył cokolwiek na ten temat powiedzieć, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Najpierw usłyszał znajomy głos dobiegający z wypełniających korytarz ciemności, a następnie przed kratami pojawił się mężczyzna – mugol, tego był już niemal pewny – unoszący dłoń i znów mierzący dziwnym przedmiotem w kierunku celi. Huknęło, obok Percivala świsnęła kula, nie miał jednak pojęcia, w kogo była wycelowana. Nie widział niczego, co działo się za nim – słyszał jedynie Skamandera, informującego ich o tym, że cela była otwarta, dotarła do niego również inkantacja zaklęcia – ale zdarzenia następowały po sobie zbyt szybko, by był w stanie nadążyć i odpowiednio szybko połączyć fakty. Dostrzegł jednak obok siebie postać Nem, zauważył też jej dłonie zaciśnięte na kratach – postąpił więc instynktownie, również zaciskając palce na metalowych prętach i popychając je z całej siły do przodu. Miał nadzieję nie tylko wydostać ich z potrzasku, ale też uderzyć stalowym skrzydłem strażnika.
Wyszedł z celi za kobietą, a widząc, że ta sięga już po broń, sam chwycił mężczyznę za ubranie; nie był pewien, czy zaklęcie, którego inkantację słyszał, było przeznaczone dla niego, ale jeżeli tak, chciał powstrzymać ciało mugola przed gwałtownym uderzeniem o ziemię – huk spowodowany przez metalowy przedmiot, przymocowany do jego boku, z całą pewnością zaalarmowałby cały budynek.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Nazwisko ojca widniejące na wymiętolonej kartce starego papieru przejechało po jej ciele niczym papier ścierny i wywołało gęsią skórkę tak dotkliwą, że poczuła ją aż za płatkami uszu. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że nie widziała go ani wczoraj, ani przedwczoraj. Minął jej kilka dni temu w pracy. Oczywiście, że zdarzało się, że nie widzieli się jakiś czas, mijali się nawet w domu – jedno kładło się spać, światła gasły, drugie szło do pracy – ale jeszcze nigdy nie napierało na nią wrażenie, że tym razem to coś znaczy.
Coś bardzo niedobrego.
Nozdrza rozszerzały się i zwężały, kiedy uspokajała oddech, żeby nic nie przeszkodziło jej w myśleniu zupełnie na trzeźwo. Z tego chwilowego letargu wytrącił ją głos kobiety. Zmarszczyła brwi, stary wyraz twarzy wrócił na swoje miejsce. Sam powiedział, że to omamy, potwierdził nie tylko jej spostrzeżenia, ale i podzielił opinię.
– Już nieważne – odpowiedziała jej. To naprawdę nie było ważne, nie na tym powinni się skupić.
Potem wszystko działo się stanowczo z szybko. Najpierw powietrze przeszył pocisk – ognista kula, jak nazwał to Skamander – stawiając wszystkie zmysły Jackie w najwyższej gotowości. Ale zbyt późno. Poczuła tylko dziwne drgnięcie powietrza, kiedy ten przedmiot przelatywał kilka centymetrów przed nią. Mimowolnie wypchnęła z płuc powietrze, zwracając głowę w stronę ofiary.
Ofiary, która zamieniła się w kłąb mgły. Wszystko działo się tak szybko. Otwarcie drzwi, zaklęcia, strażnik. Dwóch tu, trzech na górze. Głos.
– Co to pochrzaniona zagadka – warknęła. Nie godziła się na branie udziału w żadnym eksperymencie, nie godziła się na to, żeby jej ojciec zniknął. I była coraz bardziej zła na to wszystko.
Wypadła na zewnątrz zaraz za kobietą, rozglądając się szybko po zewnętrznym krajobrazie, których ich zastał. Chciała dojrzeć układ korytarzy, jeśli taki istniał, może inne punkty, które pozwoliłyby im na odnalezienie właściwej drogi ucieczki. Miała w pamięci wspomnianą mapę, ale na razie najwyraźniej nie miała do niej dostępu. W jej dłoniach ciążyła butelka z chlupoczącym w środku alkoholem. Świetnie.
| rozglądam się, spostrzegawczość (III; +60)
Coś bardzo niedobrego.
Nozdrza rozszerzały się i zwężały, kiedy uspokajała oddech, żeby nic nie przeszkodziło jej w myśleniu zupełnie na trzeźwo. Z tego chwilowego letargu wytrącił ją głos kobiety. Zmarszczyła brwi, stary wyraz twarzy wrócił na swoje miejsce. Sam powiedział, że to omamy, potwierdził nie tylko jej spostrzeżenia, ale i podzielił opinię.
– Już nieważne – odpowiedziała jej. To naprawdę nie było ważne, nie na tym powinni się skupić.
Potem wszystko działo się stanowczo z szybko. Najpierw powietrze przeszył pocisk – ognista kula, jak nazwał to Skamander – stawiając wszystkie zmysły Jackie w najwyższej gotowości. Ale zbyt późno. Poczuła tylko dziwne drgnięcie powietrza, kiedy ten przedmiot przelatywał kilka centymetrów przed nią. Mimowolnie wypchnęła z płuc powietrze, zwracając głowę w stronę ofiary.
Ofiary, która zamieniła się w kłąb mgły. Wszystko działo się tak szybko. Otwarcie drzwi, zaklęcia, strażnik. Dwóch tu, trzech na górze. Głos.
– Co to pochrzaniona zagadka – warknęła. Nie godziła się na branie udziału w żadnym eksperymencie, nie godziła się na to, żeby jej ojciec zniknął. I była coraz bardziej zła na to wszystko.
Wypadła na zewnątrz zaraz za kobietą, rozglądając się szybko po zewnętrznym krajobrazie, których ich zastał. Chciała dojrzeć układ korytarzy, jeśli taki istniał, może inne punkty, które pozwoliłyby im na odnalezienie właściwej drogi ucieczki. Miała w pamięci wspomnianą mapę, ale na razie najwyraźniej nie miała do niej dostępu. W jej dłoniach ciążyła butelka z chlupoczącym w środku alkoholem. Świetnie.
| rozglądam się, spostrzegawczość (III; +60)
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Reagując na zagrożenie Craig użył jednej ze swoich najpotężniejszych, czarnomagicznych zdolności i zmieniwszy się we mgłę uniknął strzału z mugolskiej broni, który wbił się w ścianę tuż za nim. On sam przyjąwszy postać kłębu czarnego dymu uniósł się pod poziom sufitu zapewniając sobie względne bezpieczeństwo. Z pewnością dla wielu zebranych – a w szczególności mugola, którego źrenice wyraźnie się rozszerzyły na skutek zjawiska – był to niecodzienny, mrożący krew w żyłach widok.
Chwilę później wszystko wydarzyło się niezwykle szybko. Wpierw niesamowicie silne zaklęcie pomknęło w kierunku strażnika, którego dosłownie przy samej ziemi złapał za krańce munduru Percival nie pozwalając tym samym, aby dźwięk upadku rozszedł się echem po korytarzach. Usłyszał jednak coś innego, krótkie, być może znajome strzyknięcie łamanego drewna. Różdżka znajdująca się za tylnym pasem spodni mugola została nieznacznie uszkodzona, choć wciąż była zdatna do użytku, ale z takowym wiązało się ryzyko.
Sigrun chwyciła za broń bez trudu wyrywając ją spetryfikowanemu mężczyźnie. Będąc w jej posiadaniu wyglądała zdecydowanie groźniej, w końcu inni mugole nie mogli wiedzieć, iż obsługa spluwy była jej kompletnie obca. Zaraz po tym, podobnie jak Nott, kątem oka dostrzegła magiczną broń.
Jackie bez trudu zobaczyła na końcu korytarza dwie cele za kratami, a tuż przed nimi rozwidlenie – w prawo oraz lewo. Zważywszy na ślepy zaułek za plecami mogła bez trudu wywnioskować, iż była to jedyna droga ucieczki. Czujne oko wyłapało również uszkodzoną różdżkę oraz kolejne, zbliżające się zagrożenie – drugiego strażnika.
Mugol sprawiał wrażenie zupełnie zdezorientowanego. Czar Foxa zapewniający czarodziejom oraz samemu miejscu niewidzialność wprawił niemagicznego w osłupienie – w końcu niejednokrotnie przemierzał ów korytarze i był pewien, że takowe tam znajdowały się. Zacisnąwszy mocniej palce na broni zaczął wyraźnie rozglądać się na boki dochodząc do wniosku, że prawdopodobnie stracił orientację, a w stresie przyszło mu pogubić się jeszcze bardziej.
-Łachudry.- wydobył głośno ze swych ust, a rosłe ramiona wyraźnie napięły się. -Cholerne wynaturzenia. Mówiłem, powtarzałem, aby pozbyć się ich od razu.- burknął. -Jerry? Gdzie jesteś?- ewidentnie nawoływał rozbrojonego strażnika. -Słyszę was.- pociągnąwszy za spust puścił w rzekomą ciemność trzy niecelne pociski. -Szczury!
Głośniki na nowo zaburczały, wiedzieliście już co to oznacza. -Przyjaciele, podziwiam wasze umiejętności.- ten sam głos znów rozbrzmiał w celi oraz na korytarzach. -Te światła, te niezwykłe rzeczy, to niczym magia. Gdzie się tego nauczyliście? Porozmawiajcie ze mną. Wy jesteście wyjątkowi, inni tacy nie byli.- dodał, milknąc na moment. -Strażnicy mają przy sobie radiotelefon, weźcie jeden, użyjcie go do kontaktu ze mną. Wiem, że ich dopadliście. To część eksperymentu, zaliczyliście ją.- po tych słowach ponownie zapadła cisza.
-Część eksperymentu?! Część eksperymentu? Nie, nie, nie. To jakiś żart.- strażnik, którego obserwowała Jackie, nerwowo poruszył się. -Pierdol się Joshua, ty i te twoje cholerne króliki doświadczalne!- krzykną głośno, wszyscy mogliście to słyszeć. -Jesteś bydlakiem, podobnie jak twoja szajbnięta pani doktor i ten kapuś, co opowiedział Ci o Kumbrii za możliwość pozostania przy życiu. Wszyscy jesteście siebie warci!- nie przestawał, informacje płynęły z niego niczym z otwartej studni. -Co tu jest do zrozumienia?! A może plotki są prawdą i budujesz swoją armię? Ty cholerny, kłamliwy sukinsynu!- głos przeradzał się w otwartą rozpacz. Strażnik już zapewne wiedział, co go czeka. -Zabijcie mnie.- rzucił przenosząc spojrzenie w ciemność. -Nie chce skończyć na stole z rozbebeszoną klatką piersiową jak ta, co potrafiła zmieniać kolor włosów. Blond wpadający w wypłowiały odcień błękitu. Później już były tylko szare, kiedy uchodziło z niej życie. Sarah zwinnie operowała nożem.- oddychał głęboko, ewidentnie targał nim strach. -Albo ten no. No ten. Co miał przy sobie jakieś dziwne przedmioty i pieprzył o klątwach. Jesteście wszyscy nienormalni!- opadł na kolana, choć broń wciąż spoczywała w jego dłoniach. -Spalili go żywcem, wiecie? Żywcem spalili gościa, który jedyne co z siebie wydusił to fakt, że był jakimś błękitnokrwistym. Zapewniam, że jego posoka była czerwona. Parszywi kłamcy!
|Znaleziona różdżka jest uszkodzona - na skutek tego musicie za każdym razem po jej użyciu rzucić dodatkową kostką k10. Wynik 1 i 2 oznacza, że ta odmówiła wam posłuszeństwa powodując nieprzyjemne mrowienie w okolicy nadgarstka.
Jeśli Percival, Sigrun lub Jackie podejmą próbę zdobycia różdżki muszą rzucić kością (do rzutu dolicza się podwójną sprawność). Osoba z najwyższym wynikiem przepchnęła się i tym samym przejęła magiczny przedmiot. W przypadku, gdy tylko jeden gracz zechce przejąć różdżkę rzut uznaje się za niebyły.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radioodbiornika niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, bądź wypicie eliksiru jest akcją.
Ważnym jest, aby uważnie czytać posty uczestników eventu. Szept nie był możliwy do usłyszenia w drugiej części celi.
Na odpis macie 48h.
Chwilę później wszystko wydarzyło się niezwykle szybko. Wpierw niesamowicie silne zaklęcie pomknęło w kierunku strażnika, którego dosłownie przy samej ziemi złapał za krańce munduru Percival nie pozwalając tym samym, aby dźwięk upadku rozszedł się echem po korytarzach. Usłyszał jednak coś innego, krótkie, być może znajome strzyknięcie łamanego drewna. Różdżka znajdująca się za tylnym pasem spodni mugola została nieznacznie uszkodzona, choć wciąż była zdatna do użytku, ale z takowym wiązało się ryzyko.
Sigrun chwyciła za broń bez trudu wyrywając ją spetryfikowanemu mężczyźnie. Będąc w jej posiadaniu wyglądała zdecydowanie groźniej, w końcu inni mugole nie mogli wiedzieć, iż obsługa spluwy była jej kompletnie obca. Zaraz po tym, podobnie jak Nott, kątem oka dostrzegła magiczną broń.
Jackie bez trudu zobaczyła na końcu korytarza dwie cele za kratami, a tuż przed nimi rozwidlenie – w prawo oraz lewo. Zważywszy na ślepy zaułek za plecami mogła bez trudu wywnioskować, iż była to jedyna droga ucieczki. Czujne oko wyłapało również uszkodzoną różdżkę oraz kolejne, zbliżające się zagrożenie – drugiego strażnika.
Mugol sprawiał wrażenie zupełnie zdezorientowanego. Czar Foxa zapewniający czarodziejom oraz samemu miejscu niewidzialność wprawił niemagicznego w osłupienie – w końcu niejednokrotnie przemierzał ów korytarze i był pewien, że takowe tam znajdowały się. Zacisnąwszy mocniej palce na broni zaczął wyraźnie rozglądać się na boki dochodząc do wniosku, że prawdopodobnie stracił orientację, a w stresie przyszło mu pogubić się jeszcze bardziej.
-Łachudry.- wydobył głośno ze swych ust, a rosłe ramiona wyraźnie napięły się. -Cholerne wynaturzenia. Mówiłem, powtarzałem, aby pozbyć się ich od razu.- burknął. -Jerry? Gdzie jesteś?- ewidentnie nawoływał rozbrojonego strażnika. -Słyszę was.- pociągnąwszy za spust puścił w rzekomą ciemność trzy niecelne pociski. -Szczury!
Głośniki na nowo zaburczały, wiedzieliście już co to oznacza. -Przyjaciele, podziwiam wasze umiejętności.- ten sam głos znów rozbrzmiał w celi oraz na korytarzach. -Te światła, te niezwykłe rzeczy, to niczym magia. Gdzie się tego nauczyliście? Porozmawiajcie ze mną. Wy jesteście wyjątkowi, inni tacy nie byli.- dodał, milknąc na moment. -Strażnicy mają przy sobie radiotelefon, weźcie jeden, użyjcie go do kontaktu ze mną. Wiem, że ich dopadliście. To część eksperymentu, zaliczyliście ją.- po tych słowach ponownie zapadła cisza.
-Część eksperymentu?! Część eksperymentu? Nie, nie, nie. To jakiś żart.- strażnik, którego obserwowała Jackie, nerwowo poruszył się. -Pierdol się Joshua, ty i te twoje cholerne króliki doświadczalne!- krzykną głośno, wszyscy mogliście to słyszeć. -Jesteś bydlakiem, podobnie jak twoja szajbnięta pani doktor i ten kapuś, co opowiedział Ci o Kumbrii za możliwość pozostania przy życiu. Wszyscy jesteście siebie warci!- nie przestawał, informacje płynęły z niego niczym z otwartej studni. -Co tu jest do zrozumienia?! A może plotki są prawdą i budujesz swoją armię? Ty cholerny, kłamliwy sukinsynu!- głos przeradzał się w otwartą rozpacz. Strażnik już zapewne wiedział, co go czeka. -Zabijcie mnie.- rzucił przenosząc spojrzenie w ciemność. -Nie chce skończyć na stole z rozbebeszoną klatką piersiową jak ta, co potrafiła zmieniać kolor włosów. Blond wpadający w wypłowiały odcień błękitu. Później już były tylko szare, kiedy uchodziło z niej życie. Sarah zwinnie operowała nożem.- oddychał głęboko, ewidentnie targał nim strach. -Albo ten no. No ten. Co miał przy sobie jakieś dziwne przedmioty i pieprzył o klątwach. Jesteście wszyscy nienormalni!- opadł na kolana, choć broń wciąż spoczywała w jego dłoniach. -Spalili go żywcem, wiecie? Żywcem spalili gościa, który jedyne co z siebie wydusił to fakt, że był jakimś błękitnokrwistym. Zapewniam, że jego posoka była czerwona. Parszywi kłamcy!
|Znaleziona różdżka jest uszkodzona - na skutek tego musicie za każdym razem po jej użyciu rzucić dodatkową kostką k10. Wynik 1 i 2 oznacza, że ta odmówiła wam posłuszeństwa powodując nieprzyjemne mrowienie w okolicy nadgarstka.
Jeśli Percival, Sigrun lub Jackie podejmą próbę zdobycia różdżki muszą rzucić kością (do rzutu dolicza się podwójną sprawność). Osoba z najwyższym wynikiem przepchnęła się i tym samym przejęła magiczny przedmiot. W przypadku, gdy tylko jeden gracz zechce przejąć różdżkę rzut uznaje się za niebyły.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radioodbiornika niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, bądź wypicie eliksiru jest akcją.
Ważnym jest, aby uważnie czytać posty uczestników eventu. Szept nie był możliwy do usłyszenia w drugiej części celi.
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun - 213/213
2. Craig - 248/248 użycia mgły 1/2
3. Frederick - 270/270
4. Samuel - 266/266
5. Jackie - 211/211
6. Percival - 266/266
? - 160/160
? - 160/160
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun - fragmenty listu, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku)
2. Craig - ręcznie rysowana mapa
3. Frederick - różdżka
4. Samuel -
5. Jackie - pełna butelka alkoholu, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów
6. Percival -
? - Karabin Lee-Enfield (5 kul w magazynku).
? - 160/160 Rewolwer Enfield No.2 (5 kul w magazynku)
- Mapa:
Na odpis macie 48h.
Musiała działać szybko. Gdy tylko uporała się z kłódką pchnęła kraty i wystrzeliła do przodu jak z procy. Spodziewała się, że mężczyzna będzie stawiał opór, że będzie walczył, ale... trafił go promień zaklęcia. W chwili, gdy zaciskała dłonie na metalowym przedmiocie ukradkiem obejrzała się za siebie. Usłyszała też wypowiadane inkantacje zaklęć. Mieli różdżki? Szlag by to trafił. Zabrała spetryfikowanemu mugolowi broń, nie bardzo zastanawiając się nad tym, do czego będzie jej potrzebna; mogła zabić - ale jak? Nie miała pojęcia jak jej używać. Nie szkodzi. Może chociaż udawać, że wie - nie zorientują się. Z pewnością.
Dostrzegła także różdżkę, wciśniętą za jego tylny pas. Nie oglądała się na innych, musiała złapać ją pierwsza. Przełożyła broń palną do jeden ręki i od razu wyciągnęła po różdżkę drugą dłoń, by wyciągnąć ją zza jego pasa, nim zrobi to Nott, albo Rineheart.
Znowu rozbrzmiały głosy. Z głośnika, innego strażnika, który zdawał się ich nie dostrzegać. O jaki eksperyment chodziło, do cholery?! Z tej całej gadaniny zrozumiała tyle, że nie byli pierwszymi czarodziejami schwytanymi w tę pułapkę. Do tego złapali metamorfomaga. Cholera jasna. Musiała złapać tę różdżkę i wydostać się stąd jak najszybciej.
| rzucam na wyrwanie tej różdżki
Dostrzegła także różdżkę, wciśniętą za jego tylny pas. Nie oglądała się na innych, musiała złapać ją pierwsza. Przełożyła broń palną do jeden ręki i od razu wyciągnęła po różdżkę drugą dłoń, by wyciągnąć ją zza jego pasa, nim zrobi to Nott, albo Rineheart.
Znowu rozbrzmiały głosy. Z głośnika, innego strażnika, który zdawał się ich nie dostrzegać. O jaki eksperyment chodziło, do cholery?! Z tej całej gadaniny zrozumiała tyle, że nie byli pierwszymi czarodziejami schwytanymi w tę pułapkę. Do tego złapali metamorfomaga. Cholera jasna. Musiała złapać tę różdżkę i wydostać się stąd jak najszybciej.
| rzucam na wyrwanie tej różdżki
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Wydawało się, że gorzej być już nie mogło, a jednak – sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej chaotyczna, na jakiś czas usypiając zdrowy rozsądek i sprowadzając działania Percivala do serii instynktownych odruchów. Złapać strażnika zanim narobi hałasu; położyć go ostrożnie na ziemię; rozejrzeć się; chwycić różdżkę. Zauważył ją właściwie przypadkiem, najpierw słysząc trzask łupanego drewna, a dopiero później dostrzegając źródło dźwięku. Serce na ten widok zabiło mu mocniej – wiedział co prawda, że cudza różdżka nie miała służyć mu tak dobrze, jak jego własna, zdawał sobie też sprawę, że była uszkodzona – ale nawet taka broń była lepsza od żadnej. Wyciągnął ku niej rękę, dostrzegając, że i Nem postanowiła po nią sięgnąć, i starając się za wszelką cenę ją wyprzedzić. Nie to, żeby życzył jej źle, ale nie chciał być zdany na łaskę i niełaskę innych, zwłaszcza nieznajomych; nie ufał kobiecie – tak naprawdę, nie ufał tutaj nikomu, może poza Skamanderem – chociaż i w jego przypadku było to zaufanie z drugiej ręki, opierające się bardziej na słowie Jaimiego, niż własnych doświadczeniach.
Gdzieś niebezpiecznie blisko znów świsnęły ogniste kule, sprawiając, że zaczynał powoli rozpoznawać charakterystyczny dźwięk wbijającego się w ściany metalu, już teraz pewien, że o ile przeżyje tę popieprzoną wycieczkę krajoznawczą, to huk wystrzałów będzie wracał do niego w trakcie najgorszych koszmarów. On, i nie tylko; podniósł się ostrożnie do pionu, przez cały czas rozglądając się uważnie, jakby spodziewał się następnego ataku. Zamiast tego usłyszał wymianę zdań pomiędzy mugolami – szaleńczą, przypominającą bredzenie kogoś, kto dawno już postradał zmysły, ale jednocześnie przerażająco wręcz realną, na dłuższy moment wbijającą go w zakrwawioną posadzkę. Instynkt kazał mu uciekać – ale otumaniony wizjami nieludzkich eksperymentów umysł nie pozwalał mu się poruszyć, zalewając go obrazem palonych żywcem ludzi; obrazem, który znał aż za dobrze, i który potrafił przywołać ze wszystkimi szczegółami, łącznie ze smrodem topionego ciała i agonalnymi wrzaskami. Nie mógł uwierzyć, że ktoś posunąłby się do czegoś takiego dla samego eksperymentu; nie był też świadomy, że jego twarz wykręcało obrzydzenie, gdy odnajdywał wzrokiem klęczącego strażnika. – Co tu się, kurwa, dzieje? – rzucił cicho, by jedynie stojący najbliżej mogli go usłyszeć – nie oczekiwał jednak odpowiedzi. Nie miał zamiaru też dotykać przedmiotu, który mugol nazwał radioodbiornikiem – i tak nie wiedziałby, co z nim zrobić.
| rzucam na wyrwanie różdżki
Gdzieś niebezpiecznie blisko znów świsnęły ogniste kule, sprawiając, że zaczynał powoli rozpoznawać charakterystyczny dźwięk wbijającego się w ściany metalu, już teraz pewien, że o ile przeżyje tę popieprzoną wycieczkę krajoznawczą, to huk wystrzałów będzie wracał do niego w trakcie najgorszych koszmarów. On, i nie tylko; podniósł się ostrożnie do pionu, przez cały czas rozglądając się uważnie, jakby spodziewał się następnego ataku. Zamiast tego usłyszał wymianę zdań pomiędzy mugolami – szaleńczą, przypominającą bredzenie kogoś, kto dawno już postradał zmysły, ale jednocześnie przerażająco wręcz realną, na dłuższy moment wbijającą go w zakrwawioną posadzkę. Instynkt kazał mu uciekać – ale otumaniony wizjami nieludzkich eksperymentów umysł nie pozwalał mu się poruszyć, zalewając go obrazem palonych żywcem ludzi; obrazem, który znał aż za dobrze, i który potrafił przywołać ze wszystkimi szczegółami, łącznie ze smrodem topionego ciała i agonalnymi wrzaskami. Nie mógł uwierzyć, że ktoś posunąłby się do czegoś takiego dla samego eksperymentu; nie był też świadomy, że jego twarz wykręcało obrzydzenie, gdy odnajdywał wzrokiem klęczącego strażnika. – Co tu się, kurwa, dzieje? – rzucił cicho, by jedynie stojący najbliżej mogli go usłyszeć – nie oczekiwał jednak odpowiedzi. Nie miał zamiaru też dotykać przedmiotu, który mugol nazwał radioodbiornikiem – i tak nie wiedziałby, co z nim zrobić.
| rzucam na wyrwanie różdżki
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Różdżka nie leżała w mojej dłoni równie lekko, co własna - nie stawiła jednak oporu, poddając się woli wypowiadanego zaklęcia.
Zaklęcia, które szybko obróciło się przeciwko nam - choć nie przypuszczałem, że istoty pokroju Burke'a były zdolne do wydobycia z siebie jakichkolwiek pokładów empatii. Ten z resztą, pod postacią czarnej mgły, równie dobrze mógł się rozpłynąć; jak potężna była moc płynąca z najczarniejszej magii? Zdolna uczynić go wolnym bez większego wysiłku?
Krzyki zdezorientowanego mugola zdradziły nie tylko skuteczność mojego zaklęcia. Wpierw ponownie podniósł się głos z głośnika, skłaniając mnie do wyłonienia się z celi i odszukania wzrokiem radiotelefonu. Widziałem, jak Percival i Nem rzucili się do spetryfikowanego strażnika, jednak żade z nich zdawało się nie być zainteresowane urządzeniem. Być może nie wiedzieli, czego szukać - w przeciwieństwie do mnie.
Ale to nie on w pierwszej chwili zajął moją uwagę. Eksperyment. Szajbnięta pani doktor. Ciało zmieniające kolory. Wynik anomalii, czy metamorfomag znajdujący się pod nożem mugoli? Kimkolwiek nie był Joshua, jedno wiedziałem już o nim na pewno. Nie miał skrupułów. Mordował z zimną krwią. Bawił się ludzkim życiem. Chętnie sięgał po przemoc. Zaś ci, których zgromadził wokół siebie, zaczynali przyklejać mu łatkę szaleńca. Być może świat mugoli różnił się od naszego, ale wzorce zachowań pozostawały niezmienne. Mężczyzna aż nadto zdawał się w swoich poczynaniach przypominac Grindewalda i jemu podobnych - największych zwyrodnialców, jacy szczeźli w Azkabanie. Lub dopiero mieli do niego trafić.
Pod warunkiem, że Zakonowi Feniksa uda się go odnaleźć.
- Esposas - rzuciłem w kierunku mugola, kiedy wyłoniłem się już poza celę. Chciałem go unieruchomić - choć nie koniecznie pozbawiać przytomności. Być może w tej chwili stanowił większe zagrożenie dla siebie niż dla nas, a choć pozornie nie wydawał się być sprzymierzeńcem, wolałem uniknąć niepotrzebnego rozlweu krwi.
I być może mógł nam jeszcze coś powiedzieć.
- Nie chcemy cię skrzywidzić. - Dodałem, choć w przypadku udanego zaklęcia być może nie był to najtrafniejszy frazes. I wbrew pozorom, nie było to książkowe "nie chcemy cię skrzywdzić", po którym następował wykwit ironicznego uśmiechu i cios avadą w plecy. Znaczy, może powinienem był mówić za siebie. Taki Burk pewnie chciałby go skrzywdzić. Ale on się teraz nie liczył, on był tylko czarną mgłą. Na szczęście czarne mgły głosu nie mają.
Niespiesznie wyciągnąłem dłoń po radiotelefon, przez chwilę przyglądając się konstrukcji, która niewiele do mnie mówiła. Był za to duży, czerwony przycisk. A z doświadczenia wiedziałem, że mugole uwielbiali duże, czerwone przyciski. To musiało być to.
- Joshuha - Zacząłem spokojnym głosem, nie do końca będąc przekonanym, czy ten szaleniec mnie słyszy. - Jestem Ed. - No, Fred. Ale generalnie warto było się przedstawić. Tak mnie nauczyli w domu. Chciałem z tej szlacheckiej etykiety zrezygnować, ale kazali braść, bo za darmo. No to teraz mam. Wszystkie dobre maniery w małym paluszku. - Chętnie przeszedłbym do konkretów, ale pewnie jesteś z tych, co lubią pogadać o pierdołach. Posłuchać o swoim profilu psychologicznym i tak dalej. Ale nie pogadamy o pierdołach. - No, brawo Lisie. Poważny z ciebie pięćdziesięcioletni wilk morski wychodzi. Same konkrety. - Zdajesz się dużo o nas wiedzieć i chyba nie jesteśmy pierwszymi czarodziejami, których uwięziłeś. Czy naprawdę potrzeba więcej dowodów na to, że ta 'niczym' magia jest po prostu magią? - Naprawdę, taki z niego niewierny Tomasz? Nie wiem, skąd mógłbym znać takie biblijne porównania, ale w tej chwili to w ogóle nieistotne. Chociaż, punkcik w literaturze jest. - Dlaczego zadręczasz innych czarodziejów? Dlaczego każesz przy tym cierpieć swoim ludziom? - Kontynuowałem, a ton mojego głosu mógłby zmrozić wodę w Tamizie na terene całego Londynu. - Na czym polega twój eksperyment? Czego chcesz dowieść? - Być moze nie było to istotne - a być może właśnie było. Jeśli w celach znajdowali się inni czarodzieje, być może potrzebowali naszej pomocy. - Ilu było przed nami? Ilu jeszcze tutaj jest?
Zaklęcia, które szybko obróciło się przeciwko nam - choć nie przypuszczałem, że istoty pokroju Burke'a były zdolne do wydobycia z siebie jakichkolwiek pokładów empatii. Ten z resztą, pod postacią czarnej mgły, równie dobrze mógł się rozpłynąć; jak potężna była moc płynąca z najczarniejszej magii? Zdolna uczynić go wolnym bez większego wysiłku?
Krzyki zdezorientowanego mugola zdradziły nie tylko skuteczność mojego zaklęcia. Wpierw ponownie podniósł się głos z głośnika, skłaniając mnie do wyłonienia się z celi i odszukania wzrokiem radiotelefonu. Widziałem, jak Percival i Nem rzucili się do spetryfikowanego strażnika, jednak żade z nich zdawało się nie być zainteresowane urządzeniem. Być może nie wiedzieli, czego szukać - w przeciwieństwie do mnie.
Ale to nie on w pierwszej chwili zajął moją uwagę. Eksperyment. Szajbnięta pani doktor. Ciało zmieniające kolory. Wynik anomalii, czy metamorfomag znajdujący się pod nożem mugoli? Kimkolwiek nie był Joshua, jedno wiedziałem już o nim na pewno. Nie miał skrupułów. Mordował z zimną krwią. Bawił się ludzkim życiem. Chętnie sięgał po przemoc. Zaś ci, których zgromadził wokół siebie, zaczynali przyklejać mu łatkę szaleńca. Być może świat mugoli różnił się od naszego, ale wzorce zachowań pozostawały niezmienne. Mężczyzna aż nadto zdawał się w swoich poczynaniach przypominac Grindewalda i jemu podobnych - największych zwyrodnialców, jacy szczeźli w Azkabanie. Lub dopiero mieli do niego trafić.
Pod warunkiem, że Zakonowi Feniksa uda się go odnaleźć.
- Esposas - rzuciłem w kierunku mugola, kiedy wyłoniłem się już poza celę. Chciałem go unieruchomić - choć nie koniecznie pozbawiać przytomności. Być może w tej chwili stanowił większe zagrożenie dla siebie niż dla nas, a choć pozornie nie wydawał się być sprzymierzeńcem, wolałem uniknąć niepotrzebnego rozlweu krwi.
I być może mógł nam jeszcze coś powiedzieć.
- Nie chcemy cię skrzywidzić. - Dodałem, choć w przypadku udanego zaklęcia być może nie był to najtrafniejszy frazes. I wbrew pozorom, nie było to książkowe "nie chcemy cię skrzywdzić", po którym następował wykwit ironicznego uśmiechu i cios avadą w plecy. Znaczy, może powinienem był mówić za siebie. Taki Burk pewnie chciałby go skrzywdzić. Ale on się teraz nie liczył, on był tylko czarną mgłą. Na szczęście czarne mgły głosu nie mają.
Niespiesznie wyciągnąłem dłoń po radiotelefon, przez chwilę przyglądając się konstrukcji, która niewiele do mnie mówiła. Był za to duży, czerwony przycisk. A z doświadczenia wiedziałem, że mugole uwielbiali duże, czerwone przyciski. To musiało być to.
- Joshuha - Zacząłem spokojnym głosem, nie do końca będąc przekonanym, czy ten szaleniec mnie słyszy. - Jestem Ed. - No, Fred. Ale generalnie warto było się przedstawić. Tak mnie nauczyli w domu. Chciałem z tej szlacheckiej etykiety zrezygnować, ale kazali braść, bo za darmo. No to teraz mam. Wszystkie dobre maniery w małym paluszku. - Chętnie przeszedłbym do konkretów, ale pewnie jesteś z tych, co lubią pogadać o pierdołach. Posłuchać o swoim profilu psychologicznym i tak dalej. Ale nie pogadamy o pierdołach. - No, brawo Lisie. Poważny z ciebie pięćdziesięcioletni wilk morski wychodzi. Same konkrety. - Zdajesz się dużo o nas wiedzieć i chyba nie jesteśmy pierwszymi czarodziejami, których uwięziłeś. Czy naprawdę potrzeba więcej dowodów na to, że ta 'niczym' magia jest po prostu magią? - Naprawdę, taki z niego niewierny Tomasz? Nie wiem, skąd mógłbym znać takie biblijne porównania, ale w tej chwili to w ogóle nieistotne. Chociaż, punkcik w literaturze jest. - Dlaczego zadręczasz innych czarodziejów? Dlaczego każesz przy tym cierpieć swoim ludziom? - Kontynuowałem, a ton mojego głosu mógłby zmrozić wodę w Tamizie na terene całego Londynu. - Na czym polega twój eksperyment? Czego chcesz dowieść? - Być moze nie było to istotne - a być może właśnie było. Jeśli w celach znajdowali się inni czarodzieje, być może potrzebowali naszej pomocy. - Ilu było przed nami? Ilu jeszcze tutaj jest?
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chaos był pierwszym czynnikiem, który prowadził do działania. Absolutnie. I ten sam wywołał następujący po sobie ciąg zdarzeń, niby pchnięte klocki, czy karty burzone z misternego ułożenia. I dlatego niemal w tym samym czasie, jego własne zaklęcie uderzyło w strzelającego mężczyznę - już wiedział, że petryfikacja była udana i jeśli nie był wybitnym szczęśliwcem, wybudzić będzie mógł go tylko ktoś obeznany. W tym samym czasie, gdy odsunął się z drogi do wyjścia, przez otwarte kraty przemknęły trzy sylwetki. Widział jak Nott w ostatniej chwili zatrzymuje upadek, jak nieznajoma Nem chwyta za broń i czujną Jackiem która stanęła nieco dalej od nich. Fox za to - (czy mu się zdawało?) miał różdżkę i to jego zaklęcie wprowadziła największe zamieszanie, przynajmniej w mugolskim postrzeganiu rzeczywistości.
Samuel odetchnął ciężko. Wydawało się, ze w całym zamieszaniu, mało kto zwrócił uwagę na jego czar. Dobrze. Chociaż nie wierzył, by na dłuższa metę był w stanie ukrywać się z umiejętnością. Nie, kiedy (niestety) musieli działać na granicy porozumienia z niektórymi. Za to Burke popisał się magią plugawej mocy. Widział już przemianę, jaka objęła jego ciało, zmieniając w smolista smugę tańczącej mgły. Skrzywił się. Do tej pory ci, którzy przemieniali się, mieli przy sobie różdżkę. Czy miało to jednak znaczenie? Nie znał mocy, którą posłużył się ...czarnoksiężnik. Ale czy w takim razie nie uciekłby z Azkabanu?... Nie zwrócił uwagi na poruszenie przy mugolu, nie widział znaleziska dwójki czarodzejów, ale nawet jeśli - kibicował Nottowi. Ironia.
Zacisnął spękane wargi, szukając wzrokiem najpierw Foxa, który nachylił się nad mugolskim urządzeniem. Z tego co mówił głos, za jego pomocą mogli sie porozumieć...z nieznajomym. Wariatem? Szalonym naukowcem? Dopełnieniem był równie szaleńczy zlepek zdań drugiego strażnika. Skamander spiął się, gdy kolejne strzały przeszyły powietrze, tym razem nie celując w nikogo konkretnego i na szczęście, nie raniąc też żadnego z zebranych. Wolną dłonią chwycił kraty, przechodząc przez rozwarte wejście. Wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny i postąpił krok - Nie jestem wrogiem - zaczął chrypliwie, tylko minimalnie słysząc, że drugi auror starał się czarować. Musiał sie pospieszyć, jeśli chciał cokolwiek zdziałać. Mugol może i mówił bez sensu, ale z potoku dało się wyrwać kilka skrawków informacji. Mogły być przydatne. I mogli wyciągnąć coś więcej - Amicus - wykorzystał wyciągnięta dłoń, skupiając się na magii. Nieznajomy mógł stanowić jeszcze źródło wiedzy. Spojrzał na Jackie, która stała najbliżej, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie - Możesz powiedzieć kim jest ten ..Joshua? - wciąż mówił powoli, wbijając wzrok w twarz mugola. Nie wiedział, czy dostrzeże tam cień zrozumienia, ani tym bardziej, czy czar odniesione skutek. Nieważne - Nie skończysz tak - kontynuował, gdy rozbiegany wzrok strażnika, zniknął gdzieś w przestrzeni - Pomogę ci, ale ty też musisz mi pomóc - postawił kolejny krok, narażając się na szaleńczy wystrzał. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak smakował ból z wystrzału, ale nie miał ochoty sie przekonywać. Jeśli nie pomoże magia, będzie potrzebował innej metody na uspokojenie mężczyzny. Znał je - Jestem Sam. A Ty? - odezwał się cicho, pamiętając, że imię rzeczywiście miało znaczenie, chociaż w zupełnie innym kontekście, niż słyszał do tej pory - Chcemy sie stąd wydostać - zakończył najspokojniej jak potrafił i powtórnie skrócił dystans. Liczył, że Jackie znajdowała się wciąż w pobliżu. Była skuteczną aurorką i mimo całego, otaczającego ich szaleństwa, cieszył się z jej obecności. Chociaż tyle. Małe światełko w ciemnościach. Oby znalazło sie ich więcej. Oby jakiekolwiek zostało.
Samuel odetchnął ciężko. Wydawało się, ze w całym zamieszaniu, mało kto zwrócił uwagę na jego czar. Dobrze. Chociaż nie wierzył, by na dłuższa metę był w stanie ukrywać się z umiejętnością. Nie, kiedy (niestety) musieli działać na granicy porozumienia z niektórymi. Za to Burke popisał się magią plugawej mocy. Widział już przemianę, jaka objęła jego ciało, zmieniając w smolista smugę tańczącej mgły. Skrzywił się. Do tej pory ci, którzy przemieniali się, mieli przy sobie różdżkę. Czy miało to jednak znaczenie? Nie znał mocy, którą posłużył się ...czarnoksiężnik. Ale czy w takim razie nie uciekłby z Azkabanu?... Nie zwrócił uwagi na poruszenie przy mugolu, nie widział znaleziska dwójki czarodzejów, ale nawet jeśli - kibicował Nottowi. Ironia.
Zacisnął spękane wargi, szukając wzrokiem najpierw Foxa, który nachylił się nad mugolskim urządzeniem. Z tego co mówił głos, za jego pomocą mogli sie porozumieć...z nieznajomym. Wariatem? Szalonym naukowcem? Dopełnieniem był równie szaleńczy zlepek zdań drugiego strażnika. Skamander spiął się, gdy kolejne strzały przeszyły powietrze, tym razem nie celując w nikogo konkretnego i na szczęście, nie raniąc też żadnego z zebranych. Wolną dłonią chwycił kraty, przechodząc przez rozwarte wejście. Wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny i postąpił krok - Nie jestem wrogiem - zaczął chrypliwie, tylko minimalnie słysząc, że drugi auror starał się czarować. Musiał sie pospieszyć, jeśli chciał cokolwiek zdziałać. Mugol może i mówił bez sensu, ale z potoku dało się wyrwać kilka skrawków informacji. Mogły być przydatne. I mogli wyciągnąć coś więcej - Amicus - wykorzystał wyciągnięta dłoń, skupiając się na magii. Nieznajomy mógł stanowić jeszcze źródło wiedzy. Spojrzał na Jackie, która stała najbliżej, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie - Możesz powiedzieć kim jest ten ..Joshua? - wciąż mówił powoli, wbijając wzrok w twarz mugola. Nie wiedział, czy dostrzeże tam cień zrozumienia, ani tym bardziej, czy czar odniesione skutek. Nieważne - Nie skończysz tak - kontynuował, gdy rozbiegany wzrok strażnika, zniknął gdzieś w przestrzeni - Pomogę ci, ale ty też musisz mi pomóc - postawił kolejny krok, narażając się na szaleńczy wystrzał. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak smakował ból z wystrzału, ale nie miał ochoty sie przekonywać. Jeśli nie pomoże magia, będzie potrzebował innej metody na uspokojenie mężczyzny. Znał je - Jestem Sam. A Ty? - odezwał się cicho, pamiętając, że imię rzeczywiście miało znaczenie, chociaż w zupełnie innym kontekście, niż słyszał do tej pory - Chcemy sie stąd wydostać - zakończył najspokojniej jak potrafił i powtórnie skrócił dystans. Liczył, że Jackie znajdowała się wciąż w pobliżu. Była skuteczną aurorką i mimo całego, otaczającego ich szaleństwa, cieszył się z jej obecności. Chociaż tyle. Małe światełko w ciemnościach. Oby znalazło sie ich więcej. Oby jakiekolwiek zostało.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W chwili, kiedy tylko Burke uniósł się ku górze jako ciemna, bezkształtna masa skondensowanej czarnomagicznej mocy, spłynęła na niego ulga. Gdyby wiedział, z kim przyszło mu jeszcze do niedawna dzielić celę, prawdopodobnie miałby dużo większe wątpliwości, czy zdecydować się na taki krok - ale w tej chwili myślał głównie o ratowaniu swojego życia. Tym bardziej że były to przecież ułamki sekund. I chociaż strażnik niemal natychmiast został unieszkodliwiony, Burke nie powrócił do swojej prawdziwej formy. Tak było... wygodniej. Nie mógł co prawda mówić, nie mógł nawet czarować. Ale obserwacja otoczenia oraz pozostałych uwięzionych z nim czarodziejów przychodziła mu w tym momencie... nad wyraz łatwo.
Bezpieczny od fizycznych zagrożeń Burke wisiał jeszcze przez kilka chwil tuż pod sufitem celi, kłębiąc się i przelewając pod swoją mroczną postacią. Padły zaklęcia. Więcej niż jedno. Jednak tylko jeden z obecnych czarodziejów trzymał w rękach różdżkę... Uwaga mgły skupiła się na chwilę na długowłosym czarodzieju... przynajmniej do czasu aż na korytarzu znów nie zrobiło się zamieszanie. Tym razem w całkowitym skupieniu wsłuchał się w słowa padające zarówno z głośnika, jak i z ust zdezorientowanego mugola. I oto proszę, zarysował im się całkiem ciekawy obrazek - najwyraźniej jakiś niemagiczny bydlak, zafascynowany magią, postanowił odkryć w jaki sposób czarodzieje potrafili robić to, co potrafili. A że przy okazji cel uświęcał środki... znaleźli się i tacy, którzy nie bali się ćwiartowania ciał ludzi obdarowanych przez magię. Właściwie to Burke nawet podziwiałby tę żądzę wiedzy... gdyby tylko królikami doświadczalnymi nie byli oni sami. To powodowało, że czuł się zwyczajnie wściekły. A już szczególne obrzydzenie targnęło jego wnętrznościami, kiedy drugi ze strażników, będąc najwyraźniej na skraju załamania, zaczął im wyznawać po kolei los kilku z pochwyconych czarodziejów. Ciemna mgła zaczęła się burzyć. Te zwierzęta odważyły się położyć swoje łapska na błękitnej krwi. Co będzie następne, hodowanie obdarowanych magią niczym bydło w zagrodzie?
Nie zwrócił uwagi na poczynania pozostałych z celi. Zignorował nawet fakt, że spróbowali porozumieć się zarówno z załamanym strażnikiem jak i z ich oprawcą. Całą swoją mglistą postacią wypłynął z celi na korytarz i skierował się w lewo. Chciał minąć klęczącego mugola. W tej postaci mógł udać się na zwiady, bez większych obaw o to, że coś może się mu stać. Gdzie było to cholerne wyjście? Albo ten suczysyn, Joshua?
| Spostrzegawczość
Bezpieczny od fizycznych zagrożeń Burke wisiał jeszcze przez kilka chwil tuż pod sufitem celi, kłębiąc się i przelewając pod swoją mroczną postacią. Padły zaklęcia. Więcej niż jedno. Jednak tylko jeden z obecnych czarodziejów trzymał w rękach różdżkę... Uwaga mgły skupiła się na chwilę na długowłosym czarodzieju... przynajmniej do czasu aż na korytarzu znów nie zrobiło się zamieszanie. Tym razem w całkowitym skupieniu wsłuchał się w słowa padające zarówno z głośnika, jak i z ust zdezorientowanego mugola. I oto proszę, zarysował im się całkiem ciekawy obrazek - najwyraźniej jakiś niemagiczny bydlak, zafascynowany magią, postanowił odkryć w jaki sposób czarodzieje potrafili robić to, co potrafili. A że przy okazji cel uświęcał środki... znaleźli się i tacy, którzy nie bali się ćwiartowania ciał ludzi obdarowanych przez magię. Właściwie to Burke nawet podziwiałby tę żądzę wiedzy... gdyby tylko królikami doświadczalnymi nie byli oni sami. To powodowało, że czuł się zwyczajnie wściekły. A już szczególne obrzydzenie targnęło jego wnętrznościami, kiedy drugi ze strażników, będąc najwyraźniej na skraju załamania, zaczął im wyznawać po kolei los kilku z pochwyconych czarodziejów. Ciemna mgła zaczęła się burzyć. Te zwierzęta odważyły się położyć swoje łapska na błękitnej krwi. Co będzie następne, hodowanie obdarowanych magią niczym bydło w zagrodzie?
Nie zwrócił uwagi na poczynania pozostałych z celi. Zignorował nawet fakt, że spróbowali porozumieć się zarówno z załamanym strażnikiem jak i z ich oprawcą. Całą swoją mglistą postacią wypłynął z celi na korytarz i skierował się w lewo. Chciał minąć klęczącego mugola. W tej postaci mógł udać się na zwiady, bez większych obaw o to, że coś może się mu stać. Gdzie było to cholerne wyjście? Albo ten suczysyn, Joshua?
| Spostrzegawczość
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland