Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Droga była prosta – na lewo koniec korytarza, na prawo otwarta przestrzeń i… człowiek. Patrzyła na niego, kiedy krzyczał, reagując na wcześniejszy głos z radia. Zamknięta, zakratowana kostka właśnie z tym jej się kojarzyła – z radiem, które stało u nich w domu, na Hartlake Road – chociaż bardzo odbiegało od normy. Wyostrzony dźwięk wbijał się w uszy, nieprzyjemny w nich brzmiał, ale przekazywana treść (tylko w pierwszej chwili) brzmiała nawet zachęcająco. Oczywiście, jeśli patrzeć na ich aktualną pozycję – nie mieli różdżek, byli w zupełnie obcym miejscu, wśród ludzi, którzy operowali bardzo niebezpiecznymi środkami. Zmieniła zdanie, kiedy usłyszała przestraszony, przerażony głos strażnika. Pod jaką presją ten cały Joshua musiał trzymać swoich podwładnych, swoich więźniów, że nawet stróże posiadający broń palną czuli się tak paskudnie?
Jakby sami byli jednymi z tych za kratami.
Obróciła się na źródło znajomego głosu, gdy usłyszała inkantację. Esposas.
– Ed, do jasnej cholery! – syknęła do niego, podtrzymując konspirację, którą sam rozpoczął. Dostrzegła tylko jasne iskry. Co on chciał tym zrobić? Och, świetnie, zróbmy sobie małe zoo pełne niewolników! Zaraz potem doszedł Sam i jego plan wydawał się mieć więcej sensu, choć nie do końca się z nim zgadzała. Nie powinni atakować go magią. Wzięła głęboki wdech. Nie mogli krzyczeć, zwłaszcza ona nie mogła. Słyszała za sobą kolejną rozmowę Foxa, ale nie mogła się już na niej skupić. – Tak jak ty chcemy wyjść stąd żywi, cali i zdrowi. Z rękami, nogami i głowami na swoim miejscu.
Szła tuż obok Sama, ostrożnie stawiając kroki. Miała zamiar wyjść poza barierę zaklęcia, po lekko jaśniejącą otoczkę terenu, który w tej chwili zapewniał im ochronę. Mugol celował na razie na ślepo, ale ile potrzebował szczęścia, żeby trafić prosto w jej klatkę piersiową? Szła przed siebie.
– Chciałabym odnaleźć ojca, może go tutaj znajdę. Kieran Rineheart. Kojarzysz nazwisko? Imię? Charakterystyczne, irlandzkie. Nic ci nie zrobię, przysięgam. Bądź tylko tak dobry i pomóż nie tylko nam, ale przede wszystkim – sobie. Bo inaczej wszyscy skończymy spaleni żywcem.
Przełknęła ślinę.
Raz kozie śmierć.
| chyba próbuję go zastraszyć (poziom I, brak bonusu)
Jakby sami byli jednymi z tych za kratami.
Obróciła się na źródło znajomego głosu, gdy usłyszała inkantację. Esposas.
– Ed, do jasnej cholery! – syknęła do niego, podtrzymując konspirację, którą sam rozpoczął. Dostrzegła tylko jasne iskry. Co on chciał tym zrobić? Och, świetnie, zróbmy sobie małe zoo pełne niewolników! Zaraz potem doszedł Sam i jego plan wydawał się mieć więcej sensu, choć nie do końca się z nim zgadzała. Nie powinni atakować go magią. Wzięła głęboki wdech. Nie mogli krzyczeć, zwłaszcza ona nie mogła. Słyszała za sobą kolejną rozmowę Foxa, ale nie mogła się już na niej skupić. – Tak jak ty chcemy wyjść stąd żywi, cali i zdrowi. Z rękami, nogami i głowami na swoim miejscu.
Szła tuż obok Sama, ostrożnie stawiając kroki. Miała zamiar wyjść poza barierę zaklęcia, po lekko jaśniejącą otoczkę terenu, który w tej chwili zapewniał im ochronę. Mugol celował na razie na ślepo, ale ile potrzebował szczęścia, żeby trafić prosto w jej klatkę piersiową? Szła przed siebie.
– Chciałabym odnaleźć ojca, może go tutaj znajdę. Kieran Rineheart. Kojarzysz nazwisko? Imię? Charakterystyczne, irlandzkie. Nic ci nie zrobię, przysięgam. Bądź tylko tak dobry i pomóż nie tylko nam, ale przede wszystkim – sobie. Bo inaczej wszyscy skończymy spaleni żywcem.
Przełknęła ślinę.
Raz kozie śmierć.
| chyba próbuję go zastraszyć (poziom I, brak bonusu)
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Nott okazał się niezwykle dżentelmeński i z pełną gracją przepchnął Sigrun, która z impetem wylądowała na ścianie. Z pewnością gdyby Skamander postanowił obstawić kilka galeonów na swojego faworyta mógłby chełpić się zwycięstwem w towarzystwie kilku podnieconych nim – a raczej jego wygraną – panienek. Rzeczywistość była jednak smutniejsza, bowiem wiwatować na cześć Percivala mogły jedynie dwa trupy i jeden spetryfikowany strażnik.
Jedno było pewne, kolejki po autografy nie mógł się spodziewać.
Dekoncentracja wpłynęła na Foxa, którego skroń zaczęła boleśnie pulsować odbierając tym samym możliwość na powodzenie zaklęcia. Różdżka ledwie zajęła się nikłym światłem, nie chciała usłuchać swego nowego właściciela i tym samym przez korytarze przeszło jedynie echo nieudanej inkantacji.
Metamorfomag trafnie rozpoznał przycisk służący do komunikacji i dzięki temu bez problemu porozumiał się z drugą stroną. Nie minęła chwila, a głośniki znów zaczęły nieprzyjemnie charczeć. -Miło mi. Liczyłem, że to właśnie Ty sięgniesz po radiotelefon. Cenię sobie Twoje umiejętności, są niezwykle interesujące.- odpowiedział spokojnym tonem, a w tle słychać było cichą, niemożliwą do rozszyfrowania rozmowę dwóch osób. Jedyne co było jasne to fakt, iż dialog prowadziła kobieta z mężczyzną. -Dużo zadajesz pytań, spodziewałem się tego, jednak podobnie jak Ty ja również oczekuję odpowiedzi. Mogę zaproponować dżentelmeńską umowę, że każdy z nas może zadać jedno, ale tym samym obliguje się do szczerej odpowiedzi na pytanie drugiej strony. To uczciwa propozycja.- odparł na lawinę poruszonych przez Foxa kwestii. -Jeśli Cię to zachęci mogę rozpocząć.- zaproponował Joshua i momentalnie można było usłyszeć wyraźny sprzeciw wypowiedziany męskim głosem. -Zwariowałeś? Oni są niebezpieczni. Informacja jest bronią w ich ręku, mało z nas już…- głośniki zatrzeszczały głośno, nieprzyjemnie, a następnie zamilkły.
-Przepraszam za mojego przyjaciela, Ed.- padło po chwili. -Jest roztargniony, wcale nie uważa, że jesteście naszymi wrogami.- dodał spokojnie. -Zatem pozwolę sobie wybrać. Było dużo osób przed wami, ale wszyscy szczęśliwie wrócili do swoich domów tuż po badaniach.- odpowiedział Frederickowi wzdychając cicho, właściwie niedosłyszalnie, jednak umiejętności aurora pozwoliły mu wyłapać ów niuans. -Masz dzieci, Ed?- zadał swe pytanie, a następnie korytarze znów zalała głucha, przytłaczająca cisza.
-On kłamie!- rzucił strażnik, którego nieudolnie chciał uspokoić Sam. Inkantacja, którą wypowiedział – niezależnie od tego czym była – wywołała kolejny napad strachu i agresji w mężczyźnie. Wymierzywszy broń w przestrzeń, z której dochodziły głosy, pociągnął za spust – zdecydowanie celniej niżeli ostatnim razem. Kula leciała w stronę Skamandera. Był przerażony. -Sam?- roześmiał się donośnie, szaleńczo. -Wszyscy popaprańce macie tak na imię? Jesteście z jednej matki, której brakowało pomysłu na imiona? Ta od zmieniających się włosów ciągle wspominała to imię, gdy rozpruwali jej bebechy. Sam, Sam, Sam.- rzucił przysuwając się bliżej ściany, kiedy z kolan przeszedł do siadu. Cały się trząsł, dwójka aurorów była tego świadkiem. -Wydostać? Toż się wydostaniecie. W workach.- spiął się jeszcze bardziej, gdy z ciemności wyłoniła się Jackie. -Zostawcie mnie. Zostawcie mnie.- załkał, a z jego oczu pociekły łzy.
Wlepił spojrzenie w Rineheart , kiedy ta wspomniała o wyjściu z owego miejsca. Wbrew jej oczekiwaniom nie przestraszył się, a słuchał w skupieniu, jakoby pragnął znaleźć w jej dobrych oczach cień nadziei na prawdziwość owych słów. -Sarah, tak. Sarah. Sarah to potwór. Jej dziecko, chłopiec, zaginął w nocy z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja, kiedy w Londynie działy się dziwne rzeczy. Pamiętacie, prawda? Znaleziono go martwego, daleko od domu, miał wydłubane oczy. Mówiono o porwaniu, ale ona jest przekonana, że to było coś innego. Coś niewytłumaczalnego.- powiedział cicho i gdy tylko otworzył usta pragnąc coś dodać w zasięgu jego wzroku ukazała się czarna mgła, obejmująca swym zasięgiem sporą część powierzchni sufitu. Sparaliżował go strach, wtulił twarz w broń, był bliski omdlenia.
Craig pod postacią czarnomagicznego dymu mógł bez trudu rozejrzeć się po korytarzu. Dostrzegł dwoje drzwi do innych pomieszczeń po jednej stronie oraz jedne po drugiej. Na samym końcu znajdowały się schody prowadzące do metalowego, zamkniętego włazu. Czujne spojrzenie pozwoliło mu także wyłapać coś, na co nikt inny nie zwrócił swej uwagi – we wszystkich celach, tuż za plecami strażnika znajdowały się nieruchome ciała z zakleszczonymi ponad głowami dłońmi. Brunatna posoka na podłogach wskazywała, że prawdopodobnie byli już martwi. Droga prowadząca do ostatnich krat okazała się ślepym zaułkiem.
|
Kula analogicznie do ostatniej sytuacji leci w kierunku osoby z odpowiednim numerem w żywotności. Tym razem jest to Sam. Link do rzutu --->kilk.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radioodbiornika niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, bądź wypicie eliksiru jest akcją.
Na odpis macie 48h.
Jedno było pewne, kolejki po autografy nie mógł się spodziewać.
Dekoncentracja wpłynęła na Foxa, którego skroń zaczęła boleśnie pulsować odbierając tym samym możliwość na powodzenie zaklęcia. Różdżka ledwie zajęła się nikłym światłem, nie chciała usłuchać swego nowego właściciela i tym samym przez korytarze przeszło jedynie echo nieudanej inkantacji.
Metamorfomag trafnie rozpoznał przycisk służący do komunikacji i dzięki temu bez problemu porozumiał się z drugą stroną. Nie minęła chwila, a głośniki znów zaczęły nieprzyjemnie charczeć. -Miło mi. Liczyłem, że to właśnie Ty sięgniesz po radiotelefon. Cenię sobie Twoje umiejętności, są niezwykle interesujące.- odpowiedział spokojnym tonem, a w tle słychać było cichą, niemożliwą do rozszyfrowania rozmowę dwóch osób. Jedyne co było jasne to fakt, iż dialog prowadziła kobieta z mężczyzną. -Dużo zadajesz pytań, spodziewałem się tego, jednak podobnie jak Ty ja również oczekuję odpowiedzi. Mogę zaproponować dżentelmeńską umowę, że każdy z nas może zadać jedno, ale tym samym obliguje się do szczerej odpowiedzi na pytanie drugiej strony. To uczciwa propozycja.- odparł na lawinę poruszonych przez Foxa kwestii. -Jeśli Cię to zachęci mogę rozpocząć.- zaproponował Joshua i momentalnie można było usłyszeć wyraźny sprzeciw wypowiedziany męskim głosem. -Zwariowałeś? Oni są niebezpieczni. Informacja jest bronią w ich ręku, mało z nas już…- głośniki zatrzeszczały głośno, nieprzyjemnie, a następnie zamilkły.
-Przepraszam za mojego przyjaciela, Ed.- padło po chwili. -Jest roztargniony, wcale nie uważa, że jesteście naszymi wrogami.- dodał spokojnie. -Zatem pozwolę sobie wybrać. Było dużo osób przed wami, ale wszyscy szczęśliwie wrócili do swoich domów tuż po badaniach.- odpowiedział Frederickowi wzdychając cicho, właściwie niedosłyszalnie, jednak umiejętności aurora pozwoliły mu wyłapać ów niuans. -Masz dzieci, Ed?- zadał swe pytanie, a następnie korytarze znów zalała głucha, przytłaczająca cisza.
-On kłamie!- rzucił strażnik, którego nieudolnie chciał uspokoić Sam. Inkantacja, którą wypowiedział – niezależnie od tego czym była – wywołała kolejny napad strachu i agresji w mężczyźnie. Wymierzywszy broń w przestrzeń, z której dochodziły głosy, pociągnął za spust – zdecydowanie celniej niżeli ostatnim razem. Kula leciała w stronę Skamandera. Był przerażony. -Sam?- roześmiał się donośnie, szaleńczo. -Wszyscy popaprańce macie tak na imię? Jesteście z jednej matki, której brakowało pomysłu na imiona? Ta od zmieniających się włosów ciągle wspominała to imię, gdy rozpruwali jej bebechy. Sam, Sam, Sam.- rzucił przysuwając się bliżej ściany, kiedy z kolan przeszedł do siadu. Cały się trząsł, dwójka aurorów była tego świadkiem. -Wydostać? Toż się wydostaniecie. W workach.- spiął się jeszcze bardziej, gdy z ciemności wyłoniła się Jackie. -Zostawcie mnie. Zostawcie mnie.- załkał, a z jego oczu pociekły łzy.
Wlepił spojrzenie w Rineheart , kiedy ta wspomniała o wyjściu z owego miejsca. Wbrew jej oczekiwaniom nie przestraszył się, a słuchał w skupieniu, jakoby pragnął znaleźć w jej dobrych oczach cień nadziei na prawdziwość owych słów. -Sarah, tak. Sarah. Sarah to potwór. Jej dziecko, chłopiec, zaginął w nocy z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja, kiedy w Londynie działy się dziwne rzeczy. Pamiętacie, prawda? Znaleziono go martwego, daleko od domu, miał wydłubane oczy. Mówiono o porwaniu, ale ona jest przekonana, że to było coś innego. Coś niewytłumaczalnego.- powiedział cicho i gdy tylko otworzył usta pragnąc coś dodać w zasięgu jego wzroku ukazała się czarna mgła, obejmująca swym zasięgiem sporą część powierzchni sufitu. Sparaliżował go strach, wtulił twarz w broń, był bliski omdlenia.
Craig pod postacią czarnomagicznego dymu mógł bez trudu rozejrzeć się po korytarzu. Dostrzegł dwoje drzwi do innych pomieszczeń po jednej stronie oraz jedne po drugiej. Na samym końcu znajdowały się schody prowadzące do metalowego, zamkniętego włazu. Czujne spojrzenie pozwoliło mu także wyłapać coś, na co nikt inny nie zwrócił swej uwagi – we wszystkich celach, tuż za plecami strażnika znajdowały się nieruchome ciała z zakleszczonymi ponad głowami dłońmi. Brunatna posoka na podłogach wskazywała, że prawdopodobnie byli już martwi. Droga prowadząca do ostatnich krat okazała się ślepym zaułkiem.
|
Kula analogicznie do ostatniej sytuacji leci w kierunku osoby z odpowiednim numerem w żywotności. Tym razem jest to Sam. Link do rzutu --->kilk.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radioodbiornika niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, bądź wypicie eliksiru jest akcją.
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun "Nem" - 213/213
2. Craig - 248/248 użycia mgły 1/2
3. Frederick "Ed" - 270/270
4. Samuel - 266/266
5. Jackie - 211/211
6. Percival - 266/266
? - 160/160
? - 160/160
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun "Nem" - fragmenty listu, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku)
2. Craig - ręcznie rysowana mapa
3. Frederick "Ed" - różdżka
4. Samuel -
5. Jackie - pełna butelka alkoholu, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów
6. Percival - uszkodzona różdżka (k10 na powodzenie)
? - Karabin Lee-Enfield (5 kul w magazynku).
? - 160/160 Rewolwer Enfield No.2 (4 kul w magazynku)
- Mapa:
Na odpis macie 48h.
Migający w głowie, czarny scenariusz, odsłonił się ponurą salwą, skierowaną przeciw niemu. I to nie tylko szarpiąc fizyczną formę rzeczywistości, gdy mugol wycelował lufę w jego stronę. Wystrzał huknął głośno, zagłuszając na krótką sekundę rozbieganą myśl.
Ta od zmieniających się włosów ciągle wspominała to imię, gdy rozpruwali jej bebechy. Sam, Sam, Sam.
Kurwa.
Coś szaleńczo zadygotało mu w piersi, przeszywając nagle ostrym bólem. To nie było możliwe. Nie mogło jej tu być. Just. Nie. Szaleństwem byłoby w to wierzyć, tak jak szaleństwem oplecione było wszystko, od momentu przebudzenia. Pojedyncze słowa, wyrazy - klucze migały w umyśle, rozbiegając sie powtórnie, jak senne majaki. Właśnie. Koszmar. Sen wariata. Tylko czy to on był szaleńcem, czy należał tylko do kształtu wymyślonego obrazu? - Wydostaniemy się - powtórzył chłodniej, pewniej, ignorując pierwszy potok słów, który rysował obraz, jakiego nie chciał widzieć, a na pewno, nie mógł wierzyć. Wolną dłoń zacisnął w pięść, ale drugą wciąż trzymał wyciągniętą przed siebie - i ciebie wydostaniemy też - Musiał odnaleźć w tym prawdę, coś, czego rzeczywiście mógł sie uczepić, kotwicy, która wskazałby dalszą ścieżkę. Uchwycił się tej myśli, jednocześnie, odkładając ją na bok. Skupienie na działaniu, było w tym momencie jedyną odpowiedzią - zabierz mu broń - szepnął do aurorki pospiesznie, nim skupił się na inkantacji - uniknięcie lecącej w jego stronę kuli, priorytet, nie uśmiechało mu się sprawdzanie bolesności postrzału - Telum - wypowiedział niemal na wydechu i postąpił kolejny krok, niezależnie od efektu kłębiącej sie w jego ciele mocy i szeptanego zaklęcia. Musiał wyjść poza obręb bariery, którą stworzył Fox, zajęty rozmową z głosem. Rejestrował jego głos i rozmowę, ale uwagę poświęcaj bardziej przerażonemu mugolowi (który właśnie próbował go zabić, kolejna ironia) i stojącej tuż obok Jackie. Żeby ich praca mogła się powieść, potrzebowali przekonać strażnika, że nie byli wymysłem chorego umysłu... czy też wspomnianego naukowca?
Gdzieś przed nim rozlała się smuga czarnego dymu. Craig. Mówił wcześniej coś o mapie...czy zamierzał zwiać sam? Nawet by się nie zdziwił. Czasem zastanawiał się, czy czarnoksiężnicy mieli jeszcze cokolwiek z ludzkiego serca, czy też przegniło czernią plugawej mocy? Zabawne, że w ciągu jednej krótkiej chwili, myśli potrafiły przybrać tak szaleńczą ich galopadę.
Ta od zmieniających się włosów ciągle wspominała to imię, gdy rozpruwali jej bebechy. Sam, Sam, Sam.
Kurwa.
Coś szaleńczo zadygotało mu w piersi, przeszywając nagle ostrym bólem. To nie było możliwe. Nie mogło jej tu być. Just. Nie. Szaleństwem byłoby w to wierzyć, tak jak szaleństwem oplecione było wszystko, od momentu przebudzenia. Pojedyncze słowa, wyrazy - klucze migały w umyśle, rozbiegając sie powtórnie, jak senne majaki. Właśnie. Koszmar. Sen wariata. Tylko czy to on był szaleńcem, czy należał tylko do kształtu wymyślonego obrazu? - Wydostaniemy się - powtórzył chłodniej, pewniej, ignorując pierwszy potok słów, który rysował obraz, jakiego nie chciał widzieć, a na pewno, nie mógł wierzyć. Wolną dłoń zacisnął w pięść, ale drugą wciąż trzymał wyciągniętą przed siebie - i ciebie wydostaniemy też - Musiał odnaleźć w tym prawdę, coś, czego rzeczywiście mógł sie uczepić, kotwicy, która wskazałby dalszą ścieżkę. Uchwycił się tej myśli, jednocześnie, odkładając ją na bok. Skupienie na działaniu, było w tym momencie jedyną odpowiedzią - zabierz mu broń - szepnął do aurorki pospiesznie, nim skupił się na inkantacji - uniknięcie lecącej w jego stronę kuli, priorytet, nie uśmiechało mu się sprawdzanie bolesności postrzału - Telum - wypowiedział niemal na wydechu i postąpił kolejny krok, niezależnie od efektu kłębiącej sie w jego ciele mocy i szeptanego zaklęcia. Musiał wyjść poza obręb bariery, którą stworzył Fox, zajęty rozmową z głosem. Rejestrował jego głos i rozmowę, ale uwagę poświęcaj bardziej przerażonemu mugolowi (który właśnie próbował go zabić, kolejna ironia) i stojącej tuż obok Jackie. Żeby ich praca mogła się powieść, potrzebowali przekonać strażnika, że nie byli wymysłem chorego umysłu... czy też wspomnianego naukowca?
Gdzieś przed nim rozlała się smuga czarnego dymu. Craig. Mówił wcześniej coś o mapie...czy zamierzał zwiać sam? Nawet by się nie zdziwił. Czasem zastanawiał się, czy czarnoksiężnicy mieli jeszcze cokolwiek z ludzkiego serca, czy też przegniło czernią plugawej mocy? Zabawne, że w ciągu jednej krótkiej chwili, myśli potrafiły przybrać tak szaleńczą ich galopadę.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Na krzyk Jackie odpowiedziałem jedynie ostrym spojrzeniem; nie zamierzałem się z nią wykłócać, ale nie zamierzałem też pozwolić, by mugol miał kolejne szanse ku temu, by skrzywdzić kogokolwiek z nas. Nie chciałem także pozbawiać go przytomności, a zabawa w transmutację z cudzą różdżką w dłoni była ryzykowna. Mimo tego, oburzenie złośnicy ostatecznie skłoniło mnie do zmiany taktyki.
- Confundus. - Wycelowałem w broń, licząc, że uniemożliwi to korzystanie z niej. - Jest tu twój ojciec? - Z niedowierzaniem spojrzałem w kierunku Jackie; skąd miała takie informacje? Z bełkotu strażnika wynikało także, że musieli pojmać Justine. Jaki inny metamorfomag mógł bez końca powtarzać imię Samuela? Tylko, że Just nie mogła być uwięziona. Wiedziałem to na pewno.
Podążyłem za Skamanderem w stronę rozwidlenia, jednak moim celem nie była rozmowa ze strażnikiem. Joshua. Kimkolwiek nie byl ten sukinkot, jakim cudem tak trafnie dobrał pytanie? Nie mógł wiedzieć, kim jestem - choć świadomość tego, że dopadł moich bliskich ową pewność siebie zaburzała. O jakich umiejętnościach mówił? Czy miał na myśli metamorfomagię?
Poczułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Wiedza mężczyzny na nasz temat była dziwnie niepokojąca. Nie mogłem jednak pokazać strachu - ani zdradzić się z tym, że jego pytanie kompletnie zbiło mnie z pantałyku. Musiałem zachować zimną krew. I ostrożnie dobrać słowa.
- Nie wchodzę w dżentelmeńskie układy z mordercami. - Najwyraźniej to on trzymał w ryzach to miejsce - on wydawał rozkazy. A więc i on zabił uzdrowiciela. A także najpewniej drugiego czarodzieja z celi. - Nie kontrolujesz swoich ludzi. Nie kontrolujesz też pewnie samego siebie. - No, a jednak gadka o prifilu psychologicznym musiała mi się udzielić. Aurorskie przyzwyczajenia. - Bez względu na to, czy powiesz lub nie powiesz nam, w jakim celu więzisz i zadręczasz czarodziejów, i tak stąd wyjdziemy. - Nie wierzyłem w jego słowa. W propozycję układów. W zapewnienia, że wszyscy szczęśliwie wracają do domów.
Zdążyłem już być świadkiem tego, że nie.
- Confundus. - Wycelowałem w broń, licząc, że uniemożliwi to korzystanie z niej. - Jest tu twój ojciec? - Z niedowierzaniem spojrzałem w kierunku Jackie; skąd miała takie informacje? Z bełkotu strażnika wynikało także, że musieli pojmać Justine. Jaki inny metamorfomag mógł bez końca powtarzać imię Samuela? Tylko, że Just nie mogła być uwięziona. Wiedziałem to na pewno.
Podążyłem za Skamanderem w stronę rozwidlenia, jednak moim celem nie była rozmowa ze strażnikiem. Joshua. Kimkolwiek nie byl ten sukinkot, jakim cudem tak trafnie dobrał pytanie? Nie mógł wiedzieć, kim jestem - choć świadomość tego, że dopadł moich bliskich ową pewność siebie zaburzała. O jakich umiejętnościach mówił? Czy miał na myśli metamorfomagię?
Poczułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Wiedza mężczyzny na nasz temat była dziwnie niepokojąca. Nie mogłem jednak pokazać strachu - ani zdradzić się z tym, że jego pytanie kompletnie zbiło mnie z pantałyku. Musiałem zachować zimną krew. I ostrożnie dobrać słowa.
- Nie wchodzę w dżentelmeńskie układy z mordercami. - Najwyraźniej to on trzymał w ryzach to miejsce - on wydawał rozkazy. A więc i on zabił uzdrowiciela. A także najpewniej drugiego czarodzieja z celi. - Nie kontrolujesz swoich ludzi. Nie kontrolujesz też pewnie samego siebie. - No, a jednak gadka o prifilu psychologicznym musiała mi się udzielić. Aurorskie przyzwyczajenia. - Bez względu na to, czy powiesz lub nie powiesz nam, w jakim celu więzisz i zadręczasz czarodziejów, i tak stąd wyjdziemy. - Nie wierzyłem w jego słowa. W propozycję układów. W zapewnienia, że wszyscy szczęśliwie wracają do domów.
Zdążyłem już być świadkiem tego, że nie.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie chciał zrobić krzywdy nieznajomej kobiecie, starając się dotrzeć jedynie do różdżki przed nią – ale musiał źle wymierzyć odległość, bo chociaż jego palce zacisnęły się na uszkodzonym drewnie, to w tym samym czasie poczuł zderzenie ramienia z ramieniem, a czarownica o imieniu Nem zatoczyła się w kierunku ściany, finalnie na nią wpadając. Wyprostował się, prędko obchodząc strażnika i przystając tuż obok niej. – Przepraszam. W porządku? – zapytał, czując ukłucie wyrzutów sumienia, które jednak błyskawicznie zostało zagłuszone odzywającym się coraz głośniej instynktem, zmuszającym go do przeniesienie swojej uwagi na to, co działo się dookoła. A działo się sporo; ścisnął mocniej różdżkę w dłoni, dzięki jej posiadaniu czując się nieco pewniej, chociaż leżała w jego palcach obco i dziwnie, jakby niewłaściwie; w zakrzywionej rękojeści brakowało mu charakterystycznych wyżłobień, znaczących palisandrowe drewno jego własnej różdżki, niepokoiły go również odchodzące na boki drzazgi – ale nie mógł pozwolić sobie na luksus wybrzydzania. Dopóki nie okaże się, że przy próbie rzucenia zaklęcia, jego zdobycz oderwie mu rękę, powinien być za nią wdzięczny.
Kolejny huk wystrzału przyciągnął jego uwagę ku klęczącemu strażnikowi; przecisnął się obok spetryfikowanego mężczyzny, jednym uchem rejestrując rozmowę, rozgrywającą się między starszym czarodziejem, który przedstawił się jako Ed, oraz głosem z radiofelietonu (czy coś w tym rodzaju, nie pamiętał już, jak nazywało się mugolskie urządzenie i niewiele go to obchodziło). Informacje, które przekazywał Joshua, zdawały się składać z wywrzaskiwanymi przez strażnika zdaniami w jakąś makabryczną, groteskową całość, nad którą Percival nie chciał jeszcze się pochylać; i tak zbyt wyraźnie czuł na karku oddech strachu, potęgowany tylko wciąż świeżym wspomnieniem podążającego za nim głosu. Tymczasowo starał się jednak na nim nie skupiać, nie sięgając w przyszłość ani przeszłość dalej, niż kilka sekund; zawiesił więc spojrzenie na Skamanderze i towarzyszącej mu kobiecie, obserwując ich nieudane starania uspokojenia mężczyzny i próbę zatrzymania pocisku. Słyszał też inkantację zaklęcia, które padło z ust Eda – ale nie potrzebował wiele, by zrozumieć, że raczej nie miało się powieść, bo różdżka, odmawiając posłuszeństwa, wyrwała mu się z dłoni. Wydawało mu się jednak, że rozumiał motywację, która kierowała czarodziejem – podszedł więc wystarczająco blisko, by widzieć strażnika, po czym wycelował w trzymaną przez niego broń. – Confundus – wypowiedział starannie, wykonując znajomy gest nadgarstkiem – i zaklinając rzeczywistość, by różdżka rzeczywiście działała.
| celuję w broń strażnika
Kolejny huk wystrzału przyciągnął jego uwagę ku klęczącemu strażnikowi; przecisnął się obok spetryfikowanego mężczyzny, jednym uchem rejestrując rozmowę, rozgrywającą się między starszym czarodziejem, który przedstawił się jako Ed, oraz głosem z radiofelietonu (czy coś w tym rodzaju, nie pamiętał już, jak nazywało się mugolskie urządzenie i niewiele go to obchodziło). Informacje, które przekazywał Joshua, zdawały się składać z wywrzaskiwanymi przez strażnika zdaniami w jakąś makabryczną, groteskową całość, nad którą Percival nie chciał jeszcze się pochylać; i tak zbyt wyraźnie czuł na karku oddech strachu, potęgowany tylko wciąż świeżym wspomnieniem podążającego za nim głosu. Tymczasowo starał się jednak na nim nie skupiać, nie sięgając w przyszłość ani przeszłość dalej, niż kilka sekund; zawiesił więc spojrzenie na Skamanderze i towarzyszącej mu kobiecie, obserwując ich nieudane starania uspokojenia mężczyzny i próbę zatrzymania pocisku. Słyszał też inkantację zaklęcia, które padło z ust Eda – ale nie potrzebował wiele, by zrozumieć, że raczej nie miało się powieść, bo różdżka, odmawiając posłuszeństwa, wyrwała mu się z dłoni. Wydawało mu się jednak, że rozumiał motywację, która kierowała czarodziejem – podszedł więc wystarczająco blisko, by widzieć strażnika, po czym wycelował w trzymaną przez niego broń. – Confundus – wypowiedział starannie, wykonując znajomy gest nadgarstkiem – i zaklinając rzeczywistość, by różdżka rzeczywiście działała.
| celuję w broń strażnika
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'k10' : 1
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'k10' : 1
Zawsze żądała od innych, aby traktowano ją na równi z mężczyznami; w towarzystwie szowinistów jej wzrok przywodził na myśl bazyliszka i gdyby tylko mógł zabijać wszyscy padliby martwi. Lubiła myśleć o sobie, że w niczym im nie ustępuje, ale musiała pogodzić się z prawdą - czy tego chciała, czy nie, fizycznie była słabsza. Nott odepchnął ją z łatwością, pchnął na ścianę, na której wylądowała z impetem. Syknęła ze złości i bólu, z niezadowoleniem zauważając, że to jemu udało się pochwycić różdżkę.
W pierwszej chwili w jej głowie zrodziła się myśl, aby spróbować mu ją wyrwać, potrzebowała jej, ale odsunęła ją od siebie - weszła w rolę Nem, a więc musiała ją konsekwentnie odgrywać. Jedynie spryt był ją w stanie teraz wyciągnąć z tego bagna.
- Tak. Nie ma sprawy - odpowiedziała krótko, przywołując się do porządku. - Po prostu z różdżką czułabym się pewniej - wymamrotała cicho, właściwie zgodnie z prawdą. Spojrzała na broń. Była wciąż ciepła, ale wyjątkowo nieprzyjemna w dotyku. Albo tylko jej się tak wydawało przez uprzedzenia jakie żywiła wobec mugoli. Sigrun brzydziła świadomość, że musi posłużyć się wytworem ich brudnych dłoni, aby stąd wyjść, że musi trzymać to w rękach.
Wyparzy je we wrzątku, kiedy już się stad wydostanie.
Brodaty Ed złapał coś dziwnego i zaczął do tego mówić. Uniosła brwi, wyraźnie zdziwiona, nie wiedziała co się dzieje. Mały przedmiot przemawiał męskim głosem, który wcześniej przedstawił się jako Joshua. Pierdolony popapraniec. W duchu obiecała sobie, że go znajdzie - a kiedy już to zrobi zaprezentuje mu wszystkie czarnomagiczne zaklęcia jakie kiedykolwiek poznała, skoro tak bardzo ciekawiła go magia.
Znowu huknęło, a pocisk poleciał w stronę długowłosego. Zauważyła, że wypowiedział kolejną inkantację zaklęcia, a nie trzymał w dłoni różdżki - potrafił więc czarować bez jej pomocy...?
Podczas gdy inni zajęli się próbami unieszkodliwienia strażnika, Sigrun zdecydowała się przeszukać tego, którego powalili już na ziemię. Nie zdołała zabrać mu różdżki, ale być może miał przy sobie co innego, co mogło im się przydać? Klucze? Mugole bez pomocy magii musieli przecież otwierać jakoś i zamykać swoje drzwi. Na razie pozostała jeszcze w kręgu działania zaklęcia; zaczęła przeszukiwać spetryfikowanego mężczyznę, sprawdzając jego kieszenie i odzienie.
| idk rzucam na przeszukanie spetryfikowanego strażnika
W pierwszej chwili w jej głowie zrodziła się myśl, aby spróbować mu ją wyrwać, potrzebowała jej, ale odsunęła ją od siebie - weszła w rolę Nem, a więc musiała ją konsekwentnie odgrywać. Jedynie spryt był ją w stanie teraz wyciągnąć z tego bagna.
- Tak. Nie ma sprawy - odpowiedziała krótko, przywołując się do porządku. - Po prostu z różdżką czułabym się pewniej - wymamrotała cicho, właściwie zgodnie z prawdą. Spojrzała na broń. Była wciąż ciepła, ale wyjątkowo nieprzyjemna w dotyku. Albo tylko jej się tak wydawało przez uprzedzenia jakie żywiła wobec mugoli. Sigrun brzydziła świadomość, że musi posłużyć się wytworem ich brudnych dłoni, aby stąd wyjść, że musi trzymać to w rękach.
Wyparzy je we wrzątku, kiedy już się stad wydostanie.
Brodaty Ed złapał coś dziwnego i zaczął do tego mówić. Uniosła brwi, wyraźnie zdziwiona, nie wiedziała co się dzieje. Mały przedmiot przemawiał męskim głosem, który wcześniej przedstawił się jako Joshua. Pierdolony popapraniec. W duchu obiecała sobie, że go znajdzie - a kiedy już to zrobi zaprezentuje mu wszystkie czarnomagiczne zaklęcia jakie kiedykolwiek poznała, skoro tak bardzo ciekawiła go magia.
Znowu huknęło, a pocisk poleciał w stronę długowłosego. Zauważyła, że wypowiedział kolejną inkantację zaklęcia, a nie trzymał w dłoni różdżki - potrafił więc czarować bez jej pomocy...?
Podczas gdy inni zajęli się próbami unieszkodliwienia strażnika, Sigrun zdecydowała się przeszukać tego, którego powalili już na ziemię. Nie zdołała zabrać mu różdżki, ale być może miał przy sobie co innego, co mogło im się przydać? Klucze? Mugole bez pomocy magii musieli przecież otwierać jakoś i zamykać swoje drzwi. Na razie pozostała jeszcze w kręgu działania zaklęcia; zaczęła przeszukiwać spetryfikowanego mężczyznę, sprawdzając jego kieszenie i odzienie.
| idk rzucam na przeszukanie spetryfikowanego strażnika
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Wierzyła w umiejętności Foxa i jego zdolność do zjednywania sobie ludzi; ufała, że jego urok osobisty w połączeniu z wysoką inteligencją i trzeźwym tokiem myślenia doświadczonego aurora coś im dadzą. Na przykład odpowiedź na pytanie – kim jest człowiek mówiący do nich przez to dziwne pudełko, które jednocześnie przypominało i nie przypominało czarodziejskie radio. Posłała mu spojrzenie, by sekundę później spłynąć nim na urządzenie, które trzymał w dłoni. Podała mu kartkę z nazwiskami, którą odnalazła w płaszczu trupa.
– Zaginiony. Nie widziałam go w ostatnim czasie. – jej spojrzenie znaczyło jedno, była pewna, że Fred zrozumiał. Przeniosła wzrok na Sama, chcąc sprawdzić, czy wszystko było z nim w porządku. Strażnik nie mógł wymyślić sobie tego na poczekaniu. A jeśli…? Zacisnęła zęby. Musieli sprawić, że mężczyzna przestanie uważać ich za zagrożenie. Uwolnienie się było możliwe, musieli tylko działać wspólnie. Pomyślała tylko, że oni musieli coś wymyślić. Anomalie szalały dookoła nich, ale ten mugol zdawał się być na nie… odporny? – Jeśli cię zostawimy, Joshua cię znajdzie i wtedy na pewno nie wrócisz żywy do domu. Masz swój dom, prawda? Masz ukochaną? Masz dzieci? Ojca, matkę, do których chcesz wrócić? Kogokolwiek, na kim ci zależy? Jestem pewna, że tak, więc przestań gadać bzdury i skup się. – usłyszała za sobą inkantacje, ale nie miała szansy ani chęci obrócić się i sprawdzić, kto za tym stał. Wyciągnęła dłoń w kierunku dłoni, słuchając Sama. Nieważne, że nie potrafiła się nią obsługiwać, musiała go jej pozbawić, żeby nie stanowił dla nich zagrożenia. Złapała za nią ostrożnie, powoli, nie wyrywając mu jej z rąk, bo szarpanina mogła się różne skończyć. Próbowała powoli ją do siebie przyciągnąć, ale bez niepotrzebnych, gwałtownych gestów, tak po prostu, z budowanym na poczekaniu zaufaniem. – Oddaj mi ją, bo zrobisz nam ogromną krzywdę, której nikt nie chce – jej spojrzenie zdawało się być ostre, jak zawsze zresztą, choć Jackie starała się przy nim łagodnieć, dać mu poznać, że nie są wrogami. Patrzył jej w oczy, nie spuszczała wzroku. Być może szukał w niej swojej kotwicy, oparcia, więc proszę, niech bierze. – Przyjaciele mówią na mnie Jackie. Jak ciebie wołają? – nie chciała przekraczać tej granicy, ale i tak nie miała innego wyjścia. – Dlaczego opowiadasz nam o tym dziecku? Jest związane z Joshuą? Porywał też dzieci?
Co to za chory świat sobie zgotowali.
| rzucam na odebranie broni strażnikowi
– Zaginiony. Nie widziałam go w ostatnim czasie. – jej spojrzenie znaczyło jedno, była pewna, że Fred zrozumiał. Przeniosła wzrok na Sama, chcąc sprawdzić, czy wszystko było z nim w porządku. Strażnik nie mógł wymyślić sobie tego na poczekaniu. A jeśli…? Zacisnęła zęby. Musieli sprawić, że mężczyzna przestanie uważać ich za zagrożenie. Uwolnienie się było możliwe, musieli tylko działać wspólnie. Pomyślała tylko, że oni musieli coś wymyślić. Anomalie szalały dookoła nich, ale ten mugol zdawał się być na nie… odporny? – Jeśli cię zostawimy, Joshua cię znajdzie i wtedy na pewno nie wrócisz żywy do domu. Masz swój dom, prawda? Masz ukochaną? Masz dzieci? Ojca, matkę, do których chcesz wrócić? Kogokolwiek, na kim ci zależy? Jestem pewna, że tak, więc przestań gadać bzdury i skup się. – usłyszała za sobą inkantacje, ale nie miała szansy ani chęci obrócić się i sprawdzić, kto za tym stał. Wyciągnęła dłoń w kierunku dłoni, słuchając Sama. Nieważne, że nie potrafiła się nią obsługiwać, musiała go jej pozbawić, żeby nie stanowił dla nich zagrożenia. Złapała za nią ostrożnie, powoli, nie wyrywając mu jej z rąk, bo szarpanina mogła się różne skończyć. Próbowała powoli ją do siebie przyciągnąć, ale bez niepotrzebnych, gwałtownych gestów, tak po prostu, z budowanym na poczekaniu zaufaniem. – Oddaj mi ją, bo zrobisz nam ogromną krzywdę, której nikt nie chce – jej spojrzenie zdawało się być ostre, jak zawsze zresztą, choć Jackie starała się przy nim łagodnieć, dać mu poznać, że nie są wrogami. Patrzył jej w oczy, nie spuszczała wzroku. Być może szukał w niej swojej kotwicy, oparcia, więc proszę, niech bierze. – Przyjaciele mówią na mnie Jackie. Jak ciebie wołają? – nie chciała przekraczać tej granicy, ale i tak nie miała innego wyjścia. – Dlaczego opowiadasz nam o tym dziecku? Jest związane z Joshuą? Porywał też dzieci?
Co to za chory świat sobie zgotowali.
| rzucam na odebranie broni strażnikowi
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Chciał uciec. Chciał do wyjścia. Znów czuł się jak dzikie zwierze, zaszczute, zamknięte w zbyt małej klatce. I chociaż początkowo dzięki swojej mglistej postaci Burke czuł się nieco ośmielony, nietykalny i niemal nie do zatrzymania - szybko jego nadzieje rozbiły się o brutalną rzeczywistość. Właz, który stanął na jego drodze, okazał się najbardziej obiecującym z wyjść lub przynajmniej przejść - nie chciał myśleć o tym, że to właśnie tędy chciał ich poprowadzić Joshua, ale najprawdopodobniej właśnie tak było. A oni musieli się dostosować do jego reguł. Ale Burke był pewien, że prędzej czy później dorwie bydlaka. Jego gniew wzrósł tym bardziej, gdy jeszcze jako czarnomagiczna, nieuchwytna mgła, dostrzegł, że inne z cel są niemal przepełnione. Nigdzie nie zauważył jednak ruchu, jedynie pełno krwi - a zakładał, że harmider, który wywołali swoją ucieczką z zamknięcia, do tej pory ocuciłby kogoś, jeśli byłby tylko nieprzytomny. Szczególnie, że już po chwili rozległ się kolejny strzał. Wirujący, czarny obłok zakotłował się przez chwilę, słuchał dokładnie każdego słowa, które padało zarówno z ust jego obecnych towarzyszy, jak i z tego przedziwnego pudełka pod sufitem. Gdyby w tej chwili miał materialne oczy, prawdopodobnie przewróciłby nimi, słysząc jak pozostali próbowali przekonać mugola, że powinien im zaufać. Przecież to przypominało oswajanie durnego zwierzęcia.
- Nie mamy czasu! Zostawcie go, albo weźcie siłą. Może nam robić za przewodnika przez ten labirynt! - zawołał Burke do innych, w końcu ponownie materializując się na schodach przy włazie. Gdy tylko ponownie poczuł pod stopami twardy, stabilny grunt, odwrócił się by zbadać i spróbować otworzyć właz. Nie chciał spędzić w tym miejscu więcej czasu, niż to było konieczne. Jeśli mugol nie chciał współpracować, należało go do tego zmusić. A przecież widać było, że facet jest śmiertelnie przerażony, właściwie pogodzony już ze śmiercią. Z doświadczenia Craig wiedział, że z takimi osobnikami pracowało się raczej ciężko.
- Nie mamy czasu! Zostawcie go, albo weźcie siłą. Może nam robić za przewodnika przez ten labirynt! - zawołał Burke do innych, w końcu ponownie materializując się na schodach przy włazie. Gdy tylko ponownie poczuł pod stopami twardy, stabilny grunt, odwrócił się by zbadać i spróbować otworzyć właz. Nie chciał spędzić w tym miejscu więcej czasu, niż to było konieczne. Jeśli mugol nie chciał współpracować, należało go do tego zmusić. A przecież widać było, że facet jest śmiertelnie przerażony, właściwie pogodzony już ze śmiercią. Z doświadczenia Craig wiedział, że z takimi osobnikami pracowało się raczej ciężko.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Próba obrony Samuela okazała się skuteczna. Wystrzelony w jego kierunku pocisk zatrzymał się w powietrzu, a następnie z cichym łoskotem opadł na brudną posadzkę. Wykonując kolejny krok mężczyzna poczuł nieprzyjemne wibracje rozchodzące się od potylicy przez całą szczękę, które momentalnie zmieniły się w potężny, kompletnie otępiający ból. Cierpnie powaliło go na kolana, skumulowana czarna magia zajęła umysł ukazując paskudne obrazy w scenerii owego miejsca, jednak z kompletnie innymi osobami w roli głównej. Na stole operacyjnym ujrzał martwą Justine, krew ściekała po jej rękach uderzając w podłogowe kafle do złudzenia przypominające płytę nagrobkową jego dawnej ukochanej. Po chwili Gaby ukazała się naprzeciw niego z czułym uśmiechem i przenikającym oczy spojrzeniem. Dłonią powędrowała do jego policzka, który delikatnie zaczęła gładzić z tym samym uczuciem i ciepłem, jakoby nic nigdy nie zmieniło się. Ukojenie nie trwało długo, Samuel mógł być przekonany, że ciało dziewczyny zaczęło powoli znikać, dosłownie rozmywać się w powietrzu, by zaraz znaleźć się w jego ramionach – nieruchome i zimne, jak tamtego feralnego dnia. Gdy tylko uniósł spojrzenie dostrzegł o wiele więcej grobów o różnych epitafiach, wszystkie przedstawiały najbliższych mu przyjaciół.
Po krótkiej chwili koszmar minął.
-Nie wydostaniecie ani mnie, ani siebie.- odparł mugol, a następnie zacisnął mocniej palce na broni. Nie chciał oddać jej dziewczynie. -Zostawcie moją spluwę.- dodał cicho zdając sobie sprawę, iż nikt nie będzie chciał go posłuchać.
Różdżka pociągnięta dziwną, magiczną siłą wypadła Frederickowi z dłoni tuż po wypowiedzeniu inkantacji. Wiązki silnego zaklęcia rozproszyły się po pomieszczeniu, każdy znajdujący się przy strażniku mógł odczuć tego skutki. Rewolwer nabrał temperatury, z lufy wyleciał dym, strażnik momentalnie zorientował się, iż do czasu ochłodzenia broni został pozbawiony jedynego narzędzia obrony. Podobnie jak Jackie i Samuel na moment stracił orientację w terenie, dosłownie jakby wyłączył się zwieszając spojrzenie w czarnej, pustej przestrzeni przed sobą. Anomalia wywołana czarem aurora zaburzyła koncentrację zebranych w owym miejscu osób.
-Mordercami?- Joshua sprawiał wrażenie wyraźnie zaskoczonego. -Wy pierwsi rozlaliście krew, Ed. Noc z 30 kwietnia na pierwszego maja. Mówi Ci to coś? Nikt z nas nie był na to gotowy, nie daliście nam nawet szansy na obronę. Te dziwne zjawiska, zaginieni ludzie. Kłamano nas w żywe oczy, jestem przekonany, że wy za tym stoicie.- rzekł poważnym tonem bez tej samej nuty uprzejmości, co jeszcze chwilę wcześniej. -Chcesz odpowiedzi, chcesz wrócić do domu. Uwierz, że wielu również pragnęło szczerości, a jedyne co otrzymało to wiadro pomyj, które wylano im na głowę. Opowiedz mi o waszym świecie, to zaraz pozwolę Ci wyjść. Tylko Tobie.- dodał po chwili milczenia.
W ślady za Foxem poszedł Percival, który wymierzył w broń strażnika, jednak różdżka odmówiła mu posłuszeństwa jedynie tląc się nikłym światłem. Czarodziej wiedział, że była uszkodzona i korzystanie z niej przypominać będzie loterię.
Sigrun zajęła się przeszukiwaniem spetryfikowanego strażnika, który w żaden sposób nie mógł zareagować. Jego twarz nawet nie ukazywała przerażenia, choć strach jaki nim zawładnął doprowadził go na skraj wytrzymałości. Kieszenie okazały się puste, ale na pasku dostrzegła zaczepiony pęk kluczy – większość wyglądała podobnie służąc do otwierania cel, natomiast jeden wyróżniał się swą wielkością i kształtem.
-Zaginiony.- mugol pokiwał głową w zamyśleniu. -Przeszukaj dobrze pomieszczenia, a dowiesz się kogo tu więzili i czy wśród nich był wspomniany przez Ciebie mężczyzna.- odpowiedział zdawkowo przygryzając nerwowo wargę, choć z każdym kolejnym słowem dziewczyny na jego twarzy pojawiał się coraz to bardziej kpiący uśmiech. -Kiedy zrozumiesz, że to on rozdaje karty? Mogę wam wyjawić wszystko, bo i tak jestem już martwy. Wy też jesteście, stąd nie ma wyjścia. Widzisz ten właz?- wskazał głową miejsce badane przez Craiga. -Otworzyć go można tylko od góry. Niedawno podobny do was wyszarpał się wracając z badań i próbował swoich sztuczek, aby otworzyć ów zamknięcie. Na nic się to zdało. Wasz przyjaciel marnuje czas.- westchnął, a zimny pot wstrząsnął nim powodując dreszcze. Zapanował nad swym strachem, choć ten wciąż dawał mu się we znaki i kiedy Jackie próbowała wyrwać mu broń odepchnął ją nie pozwalając, aby pozbawiła go spluwy. Wyraźnie go to rozdrażniło. -Jeszcze krok, a przypuszczenie krzywdy ziści się.- wypowiedział rzucając jej groźne spojrzenie, mimo że doskonale wiedział, iż rewolwer wciąż był niezdatny do użytku. -Wtedy wszystko się zaczęło. Londyn pogrążył się w chaosie, spadł śnieg. Joshua nigdy nie porywał dzieci, to właśnie po ów śmierci Sarah postanowiła do niego dołączyć i badać nadprzyrodzone – ich zdaniem – siły. Czyli was. Uważają, że wy stoicie za tymi zjawiskami, obarczają was pełną odpowiedzialnością za wszelkie zło i krew.- odpowiedział zgodnie z posiadanymi przez siebie informacjami licząc, że dadzą mu już święty spokój. -Ten wariat z waszej celi nieźle kombinował. Myślę, że posiadał cenną wiedzę, którą ukrył gdzieś w tych ścianach, bowiem nigdzie dalej go nie wypuszczano. Pierwsze drzwi na prawo, znajdziecie tam sejf z tymi gałęziami.- dodał, a następnie oparł czoło o kolana w duszy pragnąc obudzić się z tego parszywego koszmaru.
Aurorka momentalnie mogła poczuć czyjąś obecność, a w jej umyśle rozbrzmiał głos, niezwykle prawdziwy i znajomy. - To był dorosły mężczyzna, który dobrze wiedział na co się pisze, więc przestań histeryzować, do cholery! Dobrze, że zrozumiałaś. Zatem wiesz, że nie powinnaś dawać mi powodów, abym to kiedykolwiek powtarzał. Czuła, jakby ponownie ktoś wniknął do jej głowy i czytał z jej wspomnień niczym z otwartej księgi.
Craig zmaterializował się na schodach mogąc bez trudu dotknąć włazu – prawdopodobnie jedynego wyjścia z ów miejsca. Nie spostrzegł żadnych kłódek, zabezpieczeń, ani uchwytów pozwalających otworzyć przejście. - Radziłbym ci współpracować. Chęć rozmowy była aż tak silna, że zaatakowałeś aurorów na służbie, więc z pewnością masz nam dużo do powiedzenia.-szept odezwał się w głowie mężczyzny, był niezwykle prawdziwy. Śmierciożerca mógł odnieść wrażenie, że owa osoba stoi właśnie obok niego. -Albo zaczynasz mówić i powiesz wszystko to, co chciałeś powiedzieć w dokach, albo wracasz do krainy snów.- rzekł kolejny głos dochodzący jakoby z drugiej strony. Psychika płatała coraz większe figle, Burke wiedział, że musieli się pośpieszyć, jeśli nie chcieli skończyć jak ich znajomy z celi.
|Strażnik nie dał wyrwać sobie broni. Link do rzutu --->kilk.
Na skutek anomalii i związanej z nią utraconej koncentracji Samuel, Jackie oraz strażnik otrzymują -5 do rzutu w kolejnej turze.
Broń jest przegrzana przez dwie tury - 1/2.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radioodbiornika niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, wypicie eliksiru i podniesienie różdżki liczone jest jako akcja.
Na odpis macie 48h.
Po krótkiej chwili koszmar minął.
-Nie wydostaniecie ani mnie, ani siebie.- odparł mugol, a następnie zacisnął mocniej palce na broni. Nie chciał oddać jej dziewczynie. -Zostawcie moją spluwę.- dodał cicho zdając sobie sprawę, iż nikt nie będzie chciał go posłuchać.
Różdżka pociągnięta dziwną, magiczną siłą wypadła Frederickowi z dłoni tuż po wypowiedzeniu inkantacji. Wiązki silnego zaklęcia rozproszyły się po pomieszczeniu, każdy znajdujący się przy strażniku mógł odczuć tego skutki. Rewolwer nabrał temperatury, z lufy wyleciał dym, strażnik momentalnie zorientował się, iż do czasu ochłodzenia broni został pozbawiony jedynego narzędzia obrony. Podobnie jak Jackie i Samuel na moment stracił orientację w terenie, dosłownie jakby wyłączył się zwieszając spojrzenie w czarnej, pustej przestrzeni przed sobą. Anomalia wywołana czarem aurora zaburzyła koncentrację zebranych w owym miejscu osób.
-Mordercami?- Joshua sprawiał wrażenie wyraźnie zaskoczonego. -Wy pierwsi rozlaliście krew, Ed. Noc z 30 kwietnia na pierwszego maja. Mówi Ci to coś? Nikt z nas nie był na to gotowy, nie daliście nam nawet szansy na obronę. Te dziwne zjawiska, zaginieni ludzie. Kłamano nas w żywe oczy, jestem przekonany, że wy za tym stoicie.- rzekł poważnym tonem bez tej samej nuty uprzejmości, co jeszcze chwilę wcześniej. -Chcesz odpowiedzi, chcesz wrócić do domu. Uwierz, że wielu również pragnęło szczerości, a jedyne co otrzymało to wiadro pomyj, które wylano im na głowę. Opowiedz mi o waszym świecie, to zaraz pozwolę Ci wyjść. Tylko Tobie.- dodał po chwili milczenia.
W ślady za Foxem poszedł Percival, który wymierzył w broń strażnika, jednak różdżka odmówiła mu posłuszeństwa jedynie tląc się nikłym światłem. Czarodziej wiedział, że była uszkodzona i korzystanie z niej przypominać będzie loterię.
Sigrun zajęła się przeszukiwaniem spetryfikowanego strażnika, który w żaden sposób nie mógł zareagować. Jego twarz nawet nie ukazywała przerażenia, choć strach jaki nim zawładnął doprowadził go na skraj wytrzymałości. Kieszenie okazały się puste, ale na pasku dostrzegła zaczepiony pęk kluczy – większość wyglądała podobnie służąc do otwierania cel, natomiast jeden wyróżniał się swą wielkością i kształtem.
-Zaginiony.- mugol pokiwał głową w zamyśleniu. -Przeszukaj dobrze pomieszczenia, a dowiesz się kogo tu więzili i czy wśród nich był wspomniany przez Ciebie mężczyzna.- odpowiedział zdawkowo przygryzając nerwowo wargę, choć z każdym kolejnym słowem dziewczyny na jego twarzy pojawiał się coraz to bardziej kpiący uśmiech. -Kiedy zrozumiesz, że to on rozdaje karty? Mogę wam wyjawić wszystko, bo i tak jestem już martwy. Wy też jesteście, stąd nie ma wyjścia. Widzisz ten właz?- wskazał głową miejsce badane przez Craiga. -Otworzyć go można tylko od góry. Niedawno podobny do was wyszarpał się wracając z badań i próbował swoich sztuczek, aby otworzyć ów zamknięcie. Na nic się to zdało. Wasz przyjaciel marnuje czas.- westchnął, a zimny pot wstrząsnął nim powodując dreszcze. Zapanował nad swym strachem, choć ten wciąż dawał mu się we znaki i kiedy Jackie próbowała wyrwać mu broń odepchnął ją nie pozwalając, aby pozbawiła go spluwy. Wyraźnie go to rozdrażniło. -Jeszcze krok, a przypuszczenie krzywdy ziści się.- wypowiedział rzucając jej groźne spojrzenie, mimo że doskonale wiedział, iż rewolwer wciąż był niezdatny do użytku. -Wtedy wszystko się zaczęło. Londyn pogrążył się w chaosie, spadł śnieg. Joshua nigdy nie porywał dzieci, to właśnie po ów śmierci Sarah postanowiła do niego dołączyć i badać nadprzyrodzone – ich zdaniem – siły. Czyli was. Uważają, że wy stoicie za tymi zjawiskami, obarczają was pełną odpowiedzialnością za wszelkie zło i krew.- odpowiedział zgodnie z posiadanymi przez siebie informacjami licząc, że dadzą mu już święty spokój. -Ten wariat z waszej celi nieźle kombinował. Myślę, że posiadał cenną wiedzę, którą ukrył gdzieś w tych ścianach, bowiem nigdzie dalej go nie wypuszczano. Pierwsze drzwi na prawo, znajdziecie tam sejf z tymi gałęziami.- dodał, a następnie oparł czoło o kolana w duszy pragnąc obudzić się z tego parszywego koszmaru.
Aurorka momentalnie mogła poczuć czyjąś obecność, a w jej umyśle rozbrzmiał głos, niezwykle prawdziwy i znajomy. - To był dorosły mężczyzna, który dobrze wiedział na co się pisze, więc przestań histeryzować, do cholery! Dobrze, że zrozumiałaś. Zatem wiesz, że nie powinnaś dawać mi powodów, abym to kiedykolwiek powtarzał. Czuła, jakby ponownie ktoś wniknął do jej głowy i czytał z jej wspomnień niczym z otwartej księgi.
Craig zmaterializował się na schodach mogąc bez trudu dotknąć włazu – prawdopodobnie jedynego wyjścia z ów miejsca. Nie spostrzegł żadnych kłódek, zabezpieczeń, ani uchwytów pozwalających otworzyć przejście. - Radziłbym ci współpracować. Chęć rozmowy była aż tak silna, że zaatakowałeś aurorów na służbie, więc z pewnością masz nam dużo do powiedzenia.-szept odezwał się w głowie mężczyzny, był niezwykle prawdziwy. Śmierciożerca mógł odnieść wrażenie, że owa osoba stoi właśnie obok niego. -Albo zaczynasz mówić i powiesz wszystko to, co chciałeś powiedzieć w dokach, albo wracasz do krainy snów.- rzekł kolejny głos dochodzący jakoby z drugiej strony. Psychika płatała coraz większe figle, Burke wiedział, że musieli się pośpieszyć, jeśli nie chcieli skończyć jak ich znajomy z celi.
|Strażnik nie dał wyrwać sobie broni. Link do rzutu --->kilk.
Na skutek anomalii i związanej z nią utraconej koncentracji Samuel, Jackie oraz strażnik otrzymują -5 do rzutu w kolejnej turze.
Broń jest przegrzana przez dwie tury - 1/2.
Znalezione różdżki nie należą do was zatem nie obowiązują dodatkowe punty statystyk za takowe.
Do korzystania z radioodbiornika niezbędna jest biegłość mugoloznawstwa. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy osoba posiadająca ów biegłość pokaże drugiej jak go obsługiwać.
Pamiętajcie, że rzut na biegłość, statystykę, wypicie eliksiru i podniesienie różdżki liczone jest jako akcja.
- Żywotność:
- Żywotność:
1. Sigrun "Nem" - 213/213
2. Craig - 248/248 użycia mgły 1/2
3. Frederick "Ed" - 270/270
4. Samuel - 266/266
5. Jackie - 211/211
6. Percival - 266/266
? - 160/160
? - 160/160
- Ekwipunek:
- Ekwipunek:
1. Sigrun "Nem" - fragmenty listu, Rewolwer Enfield No.2 (4 kule w magazynku), pęk kluczy
2. Craig - ręcznie rysowana mapa
3. Frederick "Ed" - różdżka
4. Samuel -
5. Jackie - pełna butelka alkoholu, karteczka z fragmentem listu, kilka papierosów
6. Percival - uszkodzona różdżka (k10 na powodzenie)
? - Karabin Lee-Enfield (5 kul w magazynku).
? - 160/160 Rewolwer Enfield No.2 (4 kul w magazynku)
- Mapa:
Na odpis macie 48h.
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland