Wybrzeże
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Wybrzeże
Na terenach posiadłości nie mogło zabraknąć specjalnie wydzielonej części wybrzeża, dostępnej tylko i wyłącznie dla rodziny Lestrange oraz ich znamienitych gości. Piaszczysta plaża w słoneczne dni urokliwie skrzy się w słońcu, a spokojne fale dobijają do brzegu kojąc swoim szumem. W okolicy bardzo często można natknąć się na syrenę lub trytona, lecz ujawniają się one jedynie zaufanym osobom. Na wydmy prowadzą drewniane schody lub szerokie ścieżki, za którymi znajduje się niewielka łąka, a tuż za nią rozpościera się las.
Szybkie odnalezienie map było niewątpliwym sukcesem arystokratek, lecz zabawa dopiero rozpoczynała się na dobre. Czarownice zostały poprowadzone przez lokaja na taras widokowy, skąd rozpościerał się piękny widok na plażę oraz morze, pogrążone w wieczornych ciemnościach. Podano okrycia wierzchnie, niezbędne w razie mocniejszych wiatrów oraz oznajmiono, że taca z szampanem towarzyszyć im będzie do samego końca.
Stojąc na szerokich stopniach, kobiety mogły bez problemu zauważyć oświetloną lewitującymi lampionami drogę; niechybnie była ona przygotowana właśnie dla nich, jako część atrakcji wieczorku panieńskiego Marine. Rozpoczynała się w miejscu, w którym kamienne schody tarasu stykały z piaszczystym podłożem plaży – gdy pierwsza z dam zdecydowała się postawić bucik na piasku, z radością mogła zauważyć, że nie zapadła się ani o centymetr, a jej obuwie pozostało nieskazitelnie czyste. Zaczarowanie drogi w ten sposób odbierało może część doświadczenia z przebywania na plaży, lecz zapewniało komfort gościom, a to on pozostawał najważniejszy w tej część wędrówki.
Morze było spokojne, a światło lampionów odbijało się w nim urokliwie, tworząc wędrującym szlachciankom iście romantyczną atmosferę. Spacer wzdłuż plaży nie był długi, raptem piętnaście minut drogi przepełnionej rozmowami oraz wymianą opinii wystarczyło, by wszystkie znalazły się u celu. Najpierw usłyszały przepiękną melodię i w mig mogły domyśleć się, kto jest jej autorem – oto kilka metrów od brzegu syreny wyśpiewywały melancholijną pieśń. Nieco dalej dostrzec można było trytona o zielonkawych włosach i takiej samej skórze; obok niego na wodzie unosiła się niewielka drewniana skrzynia, która natychmiast zwróciła uwagę szlachcianek.
Upewniwszy się, że jest dobrze widziany, tryton wskazał najpierw na syreny, a następnie na grupkę kobiet, zebraną na plaży. Bariera językowa skutecznie utrudniała kontakt, lecz jego gestykulacja nie mogła oznaczać niczego innego – skrzynia wraz z zawartością oraz kolejnymi wskazówkami zostanie przekazana arystokratkom wtedy i tylko wtedy, gdy zdecydują się dołączyć do syreniego chóru i zaśpiewać razem z wodnymi istotami.
Pożegnanie z Wyspą Wight
Waszym celem jest zdobycie skrzyni, ST=200, rzuty sumują się. Uwzględnia się bonusy (biegłość: śpiew) oraz minusy (brak biegłości).
Jeśli postać nie zamierza śpiewać, może spróbować przekonać trytona w inny sposób - rzut na retorykę skutkować będzie obniżeniem ST - za każde 50 punktów retoryki, ST obniża się o 10.
W trakcie trwania wieczorku panieńskiego wyniki rzutów kośćmi sumować się będą indywidualnie dla każdej z Was, w poniższym spoilerze znajduje się tabelka z punktacją. Dama z najwyższym wynikiem będzie zwyciężczynią zabawy oraz otrzyma fabularny upominek pod koniec wydarzenia.
Ilość spożytego szampana ma w tej kolejce znaczenie. Damy, które wypiły więcej niż dwa kieliszki, otrzymują bonus do kości (+ 10). W spoilerze znajduje się tabelka, przedstawiająca sytuację. W dalszym ciągu bardzo proszę o zaznaczanie kolejnych spożytych kieliszków szampana!
Trzecia kolejka potrwa 72h, a to oznacza, że następny post (lusterka) pojawi się w środę (30.01) - jeśli wszystkie posty pojawią się szybciej, ja oczywiście także postaram się odpisać wcześniej.
Umownie przyjmujemy, że czwarta kolejka trwa pomiędzy 18:40 a 19:40.
Trzy pierwsze posty otrzymują bonus do rzutu kością + 5 oczek.
W razie jakichkolwiek pytań lub próśb, moja skrzynka (Marine) stoi dla Was otworem.
Stojąc na szerokich stopniach, kobiety mogły bez problemu zauważyć oświetloną lewitującymi lampionami drogę; niechybnie była ona przygotowana właśnie dla nich, jako część atrakcji wieczorku panieńskiego Marine. Rozpoczynała się w miejscu, w którym kamienne schody tarasu stykały z piaszczystym podłożem plaży – gdy pierwsza z dam zdecydowała się postawić bucik na piasku, z radością mogła zauważyć, że nie zapadła się ani o centymetr, a jej obuwie pozostało nieskazitelnie czyste. Zaczarowanie drogi w ten sposób odbierało może część doświadczenia z przebywania na plaży, lecz zapewniało komfort gościom, a to on pozostawał najważniejszy w tej część wędrówki.
Morze było spokojne, a światło lampionów odbijało się w nim urokliwie, tworząc wędrującym szlachciankom iście romantyczną atmosferę. Spacer wzdłuż plaży nie był długi, raptem piętnaście minut drogi przepełnionej rozmowami oraz wymianą opinii wystarczyło, by wszystkie znalazły się u celu. Najpierw usłyszały przepiękną melodię i w mig mogły domyśleć się, kto jest jej autorem – oto kilka metrów od brzegu syreny wyśpiewywały melancholijną pieśń. Nieco dalej dostrzec można było trytona o zielonkawych włosach i takiej samej skórze; obok niego na wodzie unosiła się niewielka drewniana skrzynia, która natychmiast zwróciła uwagę szlachcianek.
Upewniwszy się, że jest dobrze widziany, tryton wskazał najpierw na syreny, a następnie na grupkę kobiet, zebraną na plaży. Bariera językowa skutecznie utrudniała kontakt, lecz jego gestykulacja nie mogła oznaczać niczego innego – skrzynia wraz z zawartością oraz kolejnymi wskazówkami zostanie przekazana arystokratkom wtedy i tylko wtedy, gdy zdecydują się dołączyć do syreniego chóru i zaśpiewać razem z wodnymi istotami.
Waszym celem jest zdobycie skrzyni, ST=200, rzuty sumują się. Uwzględnia się bonusy (biegłość: śpiew) oraz minusy (brak biegłości).
Jeśli postać nie zamierza śpiewać, może spróbować przekonać trytona w inny sposób - rzut na retorykę skutkować będzie obniżeniem ST - za każde 50 punktów retoryki, ST obniża się o 10.
W trakcie trwania wieczorku panieńskiego wyniki rzutów kośćmi sumować się będą indywidualnie dla każdej z Was, w poniższym spoilerze znajduje się tabelka z punktacją. Dama z najwyższym wynikiem będzie zwyciężczynią zabawy oraz otrzyma fabularny upominek pod koniec wydarzenia.
- Punktacja:
Dama Wynik Suma Rosalie Yaxley (literatura) 6 + 60 + 5 = 71 71 Leia Yaxley (malarstwo) 31 + 10 + 5 = 46 46 Elise Nott (muzyka) 21 + 60 + 5 = 86 86 Madeline Slughorn (muzyka) 100 + 10 - 5 = 105 105 Fantine Rosier (malarstwo) 11 + 10 - 5 = 16 16 Elodie Parkinson (literatura) 76 + 60 = 136 136 Darcy Rosier (literatura) 50 + 10 = 60 60 Elaine Avery (literatura) 52 + 10 = 62 62 Callisto Malfoy (literatura) 87 + 60 = 147 147 Melisande Rosier (malarstwo) 13 + 10 = 23 23
Ilość spożytego szampana ma w tej kolejce znaczenie. Damy, które wypiły więcej niż dwa kieliszki, otrzymują bonus do kości (+ 10). W spoilerze znajduje się tabelka, przedstawiająca sytuację. W dalszym ciągu bardzo proszę o zaznaczanie kolejnych spożytych kieliszków szampana!
- Bąbelki:
- Po trzeciej kolejce
Leia - 2 kieliszki
Darcy - 0 kieliszków
Madeline - 7 kieliszków (+10)
Elise - 1,5 kieliszka
Elodie - 2 kieliszki
Inara - 0 kieliszków
Rosalie - 0,5 kieliszka
Fantine - 3 kieliszki (+10)
Melisande - 2 kieliszki
Elaine - 3 kieliszki (+10)
Callisto - 2 kieliszki
Marine - 2 kieliszki
Trzecia kolejka potrwa 72h, a to oznacza, że następny post (lusterka) pojawi się w środę (30.01) - jeśli wszystkie posty pojawią się szybciej, ja oczywiście także postaram się odpisać wcześniej.
Umownie przyjmujemy, że czwarta kolejka trwa pomiędzy 18:40 a 19:40.
Trzy pierwsze posty otrzymują bonus do rzutu kością + 5 oczek.
W razie jakichkolwiek pytań lub próśb, moja skrzynka (Marine) stoi dla Was otworem.
- Mapy:
- Trzy egzemplarze znajdują się w posiadaniu Callisto, Lei i Maddeline.
I show not your face but your heart's desire
Z jakiegoś powodu nie była zdziwiona tym, że była jedną z osób, w których dłoni znalazła się mapa. Jeśli wcześniej nie zależało jej na zabawie, którą przygotowała dla nich Marine, teraz zamierzała zrobić wszystko, by pozostać na czele grupy aż do samego końca. Alkohol, który powoli zaczynał chyba na nią działać, zdecydowanie robił swoje nie tylko podnosząc jej poczucie własnej wartości (które na co dzień i tak było już całkiem wysokie), ale sprawiając, że zaczynała bawić się coraz lepiej. Jedyne, czego potrzebowała, to więcej alkoholu (o który kochana Marine oczywiście zadbała) i kolejne zadanie, którego nagrodę zamierzała zgarnąć wszystkim innym damom sprzed nosa.
Coś podpowiadało jej, że bycie konkurencyjną tak naprawdę nie przystało prawdziwej damie, ale przecież to samo można było powiedzieć o wypijaniu 7 kieliszków alkoholu czy byciu magipsychiatrą. Na tym etapie, Madeline była równie dumna z obu osiągnięć. Do tego stopnia, gdzieś pomiędzy wymienieniem kilku zdań z Elaine i odnalezieniem ukrytej w biografii mapy zachichotała cicho pod nosem, myśląc o tym, jak bardzo ten widok musiałby zaboleć jej przyszłego małżonka. Z jednej strony nie mogła się doczekać ich ślub, choć jednocześnie odnosiła wrażenie, że do jego przetrwania będzie potrzebowała czegoś silniejszego niż szampan czy wino.
Gdy mapa znalazła się już w jej dłoni, porównała znalezisko z tymi, które trzymały dwie pozostałe kobiety, nie bardzo wiedząc, do czego skrawki papieru mają się im przydać.
- Lady Malfoy, Lady Yaxley, gratulacje – rzuciła krótko, choć w jej głosie zdecydowanie można wyczuć odrobinę sarkazmu. W pewien sposób czuła się tak, jakby wciąż była ponad całą tą dziecinadę. Z drugiej jednak strony, skoro nie miała możliwości ucieczki, mogła przecież wykorzystać ten wieczór w jak najlepszy sposób – racząc się znakomitymi trunkami i w duchu (albo też na głos) nabijając się z grupy kobiet, z którymi nie miała nic wspólnego poza statusem majątkowym i społecznym, i zdecydowanie nie chciała dzielić nic więcej.
Być może oceniała je zbyt pochopnie. W końcu wiedziała, że w Elaine kryło się coś więcej niż jedynie bycie damą, a sama Marine, choć młoda i niezwykle urocza, miała w sobie pewną twardość charakteru. Madeline starała otaczać się takimi właśnie osobami – tymi, które warto było mieć przy sobie i na których można było polegać. Silnych i niezależnych, bez względu na okoliczności, w których przyszło jej żyć. Nie znaczyło to jednak, że patrząc na niektóre z obecnych szlachcianek Madeline nie potrafiła wyczuć, iż należały one do grona, do którego państwo Slughorn pragnęli by ona sama przynależała.
Gdy lokaj zaoferował opuszczenie biblioteki i przejście dalej, panna Slughorn bez wahania ruszyła w stronę wyjścia, wkrótce mając przed sobą widok, który na moment zaparł dech nawet w jej piersi. Spokojny szum morza oraz błysk lampionów na tle ciemnego nieba były prawdziwie urzekające. Szybko jednak otrząsnęła się z wrażenia, ostrożnie schodząc na piaszczystą ścieżkę, która ku jej zdziwieniu nie zapadła się pod naciskiem jej stóp. Nie oznaczało to jednak, że przeprawa odbyła się bez drobnych potyczek. Ciągnąca się po ziemi suknia oraz lekkie zawroty głowy, które odczuła przez krótki moment, gdy jej ciało przyzwyczajało się do stanu alkoholowego upojenia sprawiły, że w pewnym momencie Madeline potknęła się, tracąc równowagę. Dla utrzymania się w pionie, a może raczej dla zapobiegnięcia przewróceniu się kompletnie na piasek, kobieta wyciągnęła dłoń w bok chwytając się tego, co znalazło się w zasięgu jej ręki. Owa rzecz okazała się być nadgarstkiem Elise Nott, która była ostatnią osobą, z którą Madeline chciałaby się spoufalać, a już z pewnością której chciałaby zawdzięczać ocalenie twarzy przed upokarzającym upadkiem.
- Oh, przepraszam! Gdybym wiedziała, że będziemy spacerować po plaży, ubrałabym odrobinę stosowniejszą suknię! – skierowała słowa w stronę Elise głosem, który mógł brzmieć sztucznie biorąc pod uwagę fakt, iż w żadnym stopniu nie było jej przykro. Przed ruszeniem w dalszą drogę zmierzyła lady Nott uważnym spojrzeniem, którego uwagę przykuł niewielki pierścionek pobłyskujący blado na jej palcu – Czyżby ród Nottów planował niedługo wesele? Kim jest ten szczęśliwiec, moja droga? – zapytała, ujmując dłoń Elise i zdecydowanie zbyt późno zdając sobie sprawę z tego, że pierścionek na jej palcu wyglądał dokładnie tak samo jak ten, który nosiła ona sama i zamiast pierścionka zaręczynowego, był prezentem od Marine mającym zapewnić im bezpieczeństwo w czasie zabawy – Ojej, ale ze mnie niezdara. No, ale nie przejmuj się, droga lady Nott, jestem pewna, że prędzej czy później znajdziesz kogoś odpowiedniego! Jak to mówią, każda potwora… - w porę ugryzła się w język, posyłając Elise pełne politowania spojrzenie i odwracając się, aby ruszyć w dalszą drogę.
Scena, którą zastała na plaży, odrobinę ją zaskoczyła. Mimo wszystko dość szybko udało jej się zrozumieć, czego wymagał pilnujący skrzyni tryton. Na jej nieszczęście, choć potrafiła dość dobrze grać na skrzypcach, śpiew nigdy nie był jej silną stroną. Przez krótką chwilę stała w miejscu, rozważając swoje opcje. Nie była pijana aż do tego stopnia, by próbować swoich sił w dołączeniu do chóru syren. Na moment przez myśl przemknęło jej zanurzenie się w wodzie i podpłynięcie bliżej trytona. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł – nie była pewna, ile zadań było jeszcze przed nimi i nie zamierzała ryzykować spędzenia reszty wieczoru mokra.
Nie oznaczało to jednak, że zamierzała się poddać. Bez większego zastanowienia zdjęła buty, rozkoszując się chłodem piasku przesypującego się pomiędzy jej palcami, gdy szła bliżej w stronę brzegu morza. Po drodze chwyciła w dłoń jeden kieliszek szampana, wypijając całość za jednym razem, zdesperowana by być tą, która zdobędzie pilnowaną przez trytona skrzynię.
- One wszystkie zaraz zaczną śpiewać – powiedziała, kierując słowa w stronę stworzenia. Nie była pewna, czy będzie w stanie ją zrozumieć, jednak zamierzała spróbować. Ktoś kiedyś powiedział jej, iż umiejętne używanie języka było jej silną stroną i w tamtym momencie naprawdę liczyła na to, iż była to prawda – Czy naprawdę lubisz być wykorzystywany w ten sposób przez ludzi? Im szybciej pozbędziesz się tej skrzyni tym szybciej będziesz mógł wrócić do… tego czym zazwyczaj zajmują się trytony w środku nocy – odchrząknęła, zerkając przez ramię na pozostałe damy. Wiedziała, że tym razem musiały działać jako grupa, jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż cała chwała mogła spocząć na niej, jeśli byłaby tą, której tryton podarowałby skrzynię – Posłuchaj, ja wiem, jak to jest. Być w miejscu, w którym nie chce się być, z ludźmi, z którymi nie ma się nic wspólnego. Jesteśmy bardzo podobni. Poza tym nawet specjalnie nie zależy mi na tej skrzyni, ale uwierz mi, całej reszcie zależy jeszcze mniej na tobie. Ja, natomiast, robię to dla twojego dobra – w pewnym sensie, starając się dyskutować z trytonem, czuła się w swoim żywiole. Zupełnie jakby przeniesiona została do swojego gabinetu, a on był pacjentem, któremu usiłowała się pomóc. Owszem, bardzo specyficznym i odrobinę cichym, ale wciąż żywą istotą, która musiała posiadać pewne emocje.
| Maddie wypiła jeden kieliszek + rzucam na retorykę!
Coś podpowiadało jej, że bycie konkurencyjną tak naprawdę nie przystało prawdziwej damie, ale przecież to samo można było powiedzieć o wypijaniu 7 kieliszków alkoholu czy byciu magipsychiatrą. Na tym etapie, Madeline była równie dumna z obu osiągnięć. Do tego stopnia, gdzieś pomiędzy wymienieniem kilku zdań z Elaine i odnalezieniem ukrytej w biografii mapy zachichotała cicho pod nosem, myśląc o tym, jak bardzo ten widok musiałby zaboleć jej przyszłego małżonka. Z jednej strony nie mogła się doczekać ich ślub, choć jednocześnie odnosiła wrażenie, że do jego przetrwania będzie potrzebowała czegoś silniejszego niż szampan czy wino.
Gdy mapa znalazła się już w jej dłoni, porównała znalezisko z tymi, które trzymały dwie pozostałe kobiety, nie bardzo wiedząc, do czego skrawki papieru mają się im przydać.
- Lady Malfoy, Lady Yaxley, gratulacje – rzuciła krótko, choć w jej głosie zdecydowanie można wyczuć odrobinę sarkazmu. W pewien sposób czuła się tak, jakby wciąż była ponad całą tą dziecinadę. Z drugiej jednak strony, skoro nie miała możliwości ucieczki, mogła przecież wykorzystać ten wieczór w jak najlepszy sposób – racząc się znakomitymi trunkami i w duchu (albo też na głos) nabijając się z grupy kobiet, z którymi nie miała nic wspólnego poza statusem majątkowym i społecznym, i zdecydowanie nie chciała dzielić nic więcej.
Być może oceniała je zbyt pochopnie. W końcu wiedziała, że w Elaine kryło się coś więcej niż jedynie bycie damą, a sama Marine, choć młoda i niezwykle urocza, miała w sobie pewną twardość charakteru. Madeline starała otaczać się takimi właśnie osobami – tymi, które warto było mieć przy sobie i na których można było polegać. Silnych i niezależnych, bez względu na okoliczności, w których przyszło jej żyć. Nie znaczyło to jednak, że patrząc na niektóre z obecnych szlachcianek Madeline nie potrafiła wyczuć, iż należały one do grona, do którego państwo Slughorn pragnęli by ona sama przynależała.
Gdy lokaj zaoferował opuszczenie biblioteki i przejście dalej, panna Slughorn bez wahania ruszyła w stronę wyjścia, wkrótce mając przed sobą widok, który na moment zaparł dech nawet w jej piersi. Spokojny szum morza oraz błysk lampionów na tle ciemnego nieba były prawdziwie urzekające. Szybko jednak otrząsnęła się z wrażenia, ostrożnie schodząc na piaszczystą ścieżkę, która ku jej zdziwieniu nie zapadła się pod naciskiem jej stóp. Nie oznaczało to jednak, że przeprawa odbyła się bez drobnych potyczek. Ciągnąca się po ziemi suknia oraz lekkie zawroty głowy, które odczuła przez krótki moment, gdy jej ciało przyzwyczajało się do stanu alkoholowego upojenia sprawiły, że w pewnym momencie Madeline potknęła się, tracąc równowagę. Dla utrzymania się w pionie, a może raczej dla zapobiegnięcia przewróceniu się kompletnie na piasek, kobieta wyciągnęła dłoń w bok chwytając się tego, co znalazło się w zasięgu jej ręki. Owa rzecz okazała się być nadgarstkiem Elise Nott, która była ostatnią osobą, z którą Madeline chciałaby się spoufalać, a już z pewnością której chciałaby zawdzięczać ocalenie twarzy przed upokarzającym upadkiem.
- Oh, przepraszam! Gdybym wiedziała, że będziemy spacerować po plaży, ubrałabym odrobinę stosowniejszą suknię! – skierowała słowa w stronę Elise głosem, który mógł brzmieć sztucznie biorąc pod uwagę fakt, iż w żadnym stopniu nie było jej przykro. Przed ruszeniem w dalszą drogę zmierzyła lady Nott uważnym spojrzeniem, którego uwagę przykuł niewielki pierścionek pobłyskujący blado na jej palcu – Czyżby ród Nottów planował niedługo wesele? Kim jest ten szczęśliwiec, moja droga? – zapytała, ujmując dłoń Elise i zdecydowanie zbyt późno zdając sobie sprawę z tego, że pierścionek na jej palcu wyglądał dokładnie tak samo jak ten, który nosiła ona sama i zamiast pierścionka zaręczynowego, był prezentem od Marine mającym zapewnić im bezpieczeństwo w czasie zabawy – Ojej, ale ze mnie niezdara. No, ale nie przejmuj się, droga lady Nott, jestem pewna, że prędzej czy później znajdziesz kogoś odpowiedniego! Jak to mówią, każda potwora… - w porę ugryzła się w język, posyłając Elise pełne politowania spojrzenie i odwracając się, aby ruszyć w dalszą drogę.
Scena, którą zastała na plaży, odrobinę ją zaskoczyła. Mimo wszystko dość szybko udało jej się zrozumieć, czego wymagał pilnujący skrzyni tryton. Na jej nieszczęście, choć potrafiła dość dobrze grać na skrzypcach, śpiew nigdy nie był jej silną stroną. Przez krótką chwilę stała w miejscu, rozważając swoje opcje. Nie była pijana aż do tego stopnia, by próbować swoich sił w dołączeniu do chóru syren. Na moment przez myśl przemknęło jej zanurzenie się w wodzie i podpłynięcie bliżej trytona. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł – nie była pewna, ile zadań było jeszcze przed nimi i nie zamierzała ryzykować spędzenia reszty wieczoru mokra.
Nie oznaczało to jednak, że zamierzała się poddać. Bez większego zastanowienia zdjęła buty, rozkoszując się chłodem piasku przesypującego się pomiędzy jej palcami, gdy szła bliżej w stronę brzegu morza. Po drodze chwyciła w dłoń jeden kieliszek szampana, wypijając całość za jednym razem, zdesperowana by być tą, która zdobędzie pilnowaną przez trytona skrzynię.
- One wszystkie zaraz zaczną śpiewać – powiedziała, kierując słowa w stronę stworzenia. Nie była pewna, czy będzie w stanie ją zrozumieć, jednak zamierzała spróbować. Ktoś kiedyś powiedział jej, iż umiejętne używanie języka było jej silną stroną i w tamtym momencie naprawdę liczyła na to, iż była to prawda – Czy naprawdę lubisz być wykorzystywany w ten sposób przez ludzi? Im szybciej pozbędziesz się tej skrzyni tym szybciej będziesz mógł wrócić do… tego czym zazwyczaj zajmują się trytony w środku nocy – odchrząknęła, zerkając przez ramię na pozostałe damy. Wiedziała, że tym razem musiały działać jako grupa, jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż cała chwała mogła spocząć na niej, jeśli byłaby tą, której tryton podarowałby skrzynię – Posłuchaj, ja wiem, jak to jest. Być w miejscu, w którym nie chce się być, z ludźmi, z którymi nie ma się nic wspólnego. Jesteśmy bardzo podobni. Poza tym nawet specjalnie nie zależy mi na tej skrzyni, ale uwierz mi, całej reszcie zależy jeszcze mniej na tobie. Ja, natomiast, robię to dla twojego dobra – w pewnym sensie, starając się dyskutować z trytonem, czuła się w swoim żywiole. Zupełnie jakby przeniesiona została do swojego gabinetu, a on był pacjentem, któremu usiłowała się pomóc. Owszem, bardzo specyficznym i odrobinę cichym, ale wciąż żywą istotą, która musiała posiadać pewne emocje.
| Maddie wypiła jeden kieliszek + rzucam na retorykę!
You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Madeline Slughorn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Elise była pewna, że odgadła zagadkę poprawnie. Niestety okazało się, że w zdobyciu mapy ubiegła ją stara panna ze Slughornów. Nie było tajemnicą, że Elise darzyła stare panny (z wyjątkiem swojej zacnej krewniaczki, lady Adelaide Nott, którą zawsze szanowała – była w końcu rodziną i ważną figurą w świecie salonów, kobietą która potrafiła być silna bez uciekania się do hańbienia nazwiska męską pracą) niechęcią i pogardą, od zawsze uczona, że są one kobietami gorszego sortu. Szczególnie te, które zostały same, bo zamiast spełniać obowiązki wobec rodu wolały szukać niezależności i plamić delikatne dłonie pracą ramię w ramię z pospólstwem, nazywając to szumnie robieniem kariery. Jedynie zdrada krwi wydawała jej się bardziej hańbiąca od takiego postępowania. Nie zamierzała jednak z własnej woli szukać kontaktu z taką personą, więc zainteresowała się mapą trzymaną przez lady Callisto, która miała zostać wkrótce jej rodziną, dlatego Elise chciała lepiej ją poznać i dowiedzieć się, kim była narzeczona jej kuzyna. Niemniej jednak stanowiło to pewien cios dla jej dumy, że uprzedził ją ktoś, kto jej zdaniem nie dorastał jej do pięt, zwłaszcza na polu muzyki, którą kochała od dziecka. To ona musiała być najlepsza, przecież to ona była przyjaciółką i rówieśniczką Marine.
- Ach, idziemy na wybrzeże! - ucieszyła się, spoglądając na mapę.
Po chwili mogły jednak ruszyć w dalszą drogę. Elise trzymała się blisko Callisto i Elodie, choć bez Marine czuła się tu odrobinę osamotniona, mimo że znała większość obecnych tu kobiet i większość z pewnymi wyjątkami darzyła sympatią, z kilkoma była spokrewniona. Wyspa nawet po zmroku roztaczała swój niezwykły urok, który znała, bo nie raz bawiła się na tych plażach z kuzynostwem również wieczorami. Była coraz bardziej ciekawa, co szykowała Marine i obiecywała sobie, że musi dać z siebie jeszcze więcej w kolejnych atrakcjach. Obudziła się w niej żyłka rywalizacji; choć w Hogwarcie nigdy nie zależało jej na dobrych ocenach, tak na salonach uwielbiała brylować i być kimś wyjątkowym.
Dalsza droga, prowadząca w stronę wybrzeża, była oświetlona lampionami, a powietrze cudownie pachniało morzem. Postawiła bucik na piasku, odkrywając, że nie zapadał się w niego i sypki piasek nie sypał jej się do środka. W przeszłości często biegała tutaj boso, ale piasek w pantofelkach nie był niczym przyjemnym.
Stąpała po piasku, sycąc się lubianą morską wonią, kiedy nagle poczuła jak ktoś złapał ją za nadgarstek. Syknęła z bólu; choć ręka została wyleczona, od czasu do czasu wciąż pobolewała, stanowiąc przypomnienie szczytu w Stonehenge. Okazało się, że tą, która ją złapała, był nie kto inny a osoba, której towarzystwa zamierzała dziś unikać. Skrzywiła się, jakby patrzyła na coś brzydkiego, co przykleiło się do jej pantofelka i natychmiast zabrała rękę. Słowa Madeline uderzyły w jej czuły punkt, brak pierścionka, którego tak pragnęła, ale nie zamierzała dawać jej satysfakcji, więc starannie ukryła emocje za fasadą pobłażliwego uśmiechu, z jakim zwykle zwracała się do osób, których zdania ani ich samych nie traktowała poważnie. Lady Slughorn zdecydowanie nie była kimś, z kogo zdaniem mogłaby się liczyć albo tym bardziej przejmować, daleko było jej do kogoś, kto mógł uchodzić za wzór, ale najwyraźniej staropanieńska zgryźliwość i zwiędła dusza nakazywały jej ubliżać pannom, które miały lepsze widoki na przyszłość i nie zmarnowały swoich cennych lat po debiucie.
No i ostatecznie ona, w przeciwieństwie do lady Slughorn, była w tym towarzystwie najmłodsza i miała najwięcej czasu, żeby się zaręczyć, w jej wieku brak pierścionka nie był jeszcze hańbą, jak miało to miejsce w przypadku niemłodej, już dojrzałej Slughornówny. Jej ojciec nie dopuści do tego, by choćby otarła się o tak skandaliczny wiek, córki były jego asami w rękawie w politycznych rozgrywkach, zwłaszcza teraz. A Elise mogła jeszcze igrać z adoratorami, którzy pragnęli z nią tańczyć na sabacie i starali się zdobyć jej uwagę, choć z marnym skutkiem, bo pewien ideał mężczyzny zawiesił poprzeczkę zbyt wysoko i Elise kręciła swoim idealnym noskiem na każdego, kto nie był równie niezwykły.
- To naprawdę ironia losu, droga lady Slughorn, bo kto by pomyślał, że usłyszę podobne słowa akurat z ust starej panny, która hańbi swój ród pracą u boku pospólstwa? Och, czyżby to dlatego nikt przez tyle lat cię nie zechciał i zdążyłaś już zacząć więdnąć? Czyżby przemawiała przez ciebie zazdrość wobec panien, które najlepsze lata młodości mają wciąż przed sobą? – odpowiedziała w podobnym tonie, przybierając przesłodzony, pobłażliwy ton głosu, choć przez wzgląd na Marine powściągnęła chęć wypowiedzenia bardziej nieprzyjemnych słów. W końcu jej najdroższej kuzynce zależało na dobrej atmosferze podczas zabawy, ale to Madeline zaczęła pierwsza, niejako prowokując Elise, która miała zbyt krewki charakterek, by puścić podobne zniewagi bez żadnego odzewu ze swojej strony. – Ale nic straconego, wierzę, że twój przyszły mąż odpowiednio się tobą zajmie i pokaże ci, jak piękny jest żywot prawdziwej damy, zanim zmarnujesz sobie resztę życia użerając się z gminem. W końcu każda potwora... – zachichotała kpiąco i oddaliła się, zamierzając dogonić Elodie i Callisto. Mimo niechęci do lady Slughorn, która zapominała o tym, jaka powinna być prawdziwa dama i szukała niedorzecznej niezależności, życzyła jej, żeby przyszły mąż porządnie się nią zajął. W trosce o nią powinien zabronić jej niekobiecej pracy, która najwyraźniej fatalnie wpływała na pozycję lady Slughorn na salonach i na to, że młodsze dziewczęta uważały ją już za starą pannę, której najlepszy czas minął, bo zmarnowała go na karierę zamiast zająć się tym, co naprawdę ważne. Naprawdę żałosna, godna politowania i współczucia postawa, zwłaszcza że Madeline wcale nie brakowało urody, więc tym bardziej dziwiło, dlaczego marnowała sobie życie i zwlekała tyle lat z zamążpójściem – przynajmniej w mniemaniu Elise.
Kiedy usłyszała syrenią pieśń szybko zapomniała o nieprzyjemnej wymianie zdań. Zawsze lubiła śpiew syren, który często rozlegał się w pobliżu posiadłości rodu jej matki. Po chwili dostrzegła też trytona ze skrzynią. Z jego gestykulacji zrozumiała, że miały zaśpiewać z syrenami, żeby uzyskać dalsze wskazówki.
A Elise śpiewać zawsze lubiła i to zadanie od razu przypadło jej do gustu. Nie miała oszałamiającego talentu Marine, bo zawsze więcej uwagi poświęcała ćwiczeniom gry na fortepianie niż szlifowaniu śpiewu, ale jej głos również nie należał do brzydkich i potrafiła wydobyć z siebie piękne dźwięki. Stanęła na piasku w pobliżu brzegu i zaczęła śpiewać jedną z dobrze jej znanych pieśni poznanych właśnie tu, na wyspie, starając się zrobić to tak, by usatysfakcjonować syreny. Zamierzała dać z siebie wszystko, nie mogła być gorsza od nikogo, zwłaszcza od starej panny.
| śpiew, poziom II
- Ach, idziemy na wybrzeże! - ucieszyła się, spoglądając na mapę.
Po chwili mogły jednak ruszyć w dalszą drogę. Elise trzymała się blisko Callisto i Elodie, choć bez Marine czuła się tu odrobinę osamotniona, mimo że znała większość obecnych tu kobiet i większość z pewnymi wyjątkami darzyła sympatią, z kilkoma była spokrewniona. Wyspa nawet po zmroku roztaczała swój niezwykły urok, który znała, bo nie raz bawiła się na tych plażach z kuzynostwem również wieczorami. Była coraz bardziej ciekawa, co szykowała Marine i obiecywała sobie, że musi dać z siebie jeszcze więcej w kolejnych atrakcjach. Obudziła się w niej żyłka rywalizacji; choć w Hogwarcie nigdy nie zależało jej na dobrych ocenach, tak na salonach uwielbiała brylować i być kimś wyjątkowym.
Dalsza droga, prowadząca w stronę wybrzeża, była oświetlona lampionami, a powietrze cudownie pachniało morzem. Postawiła bucik na piasku, odkrywając, że nie zapadał się w niego i sypki piasek nie sypał jej się do środka. W przeszłości często biegała tutaj boso, ale piasek w pantofelkach nie był niczym przyjemnym.
Stąpała po piasku, sycąc się lubianą morską wonią, kiedy nagle poczuła jak ktoś złapał ją za nadgarstek. Syknęła z bólu; choć ręka została wyleczona, od czasu do czasu wciąż pobolewała, stanowiąc przypomnienie szczytu w Stonehenge. Okazało się, że tą, która ją złapała, był nie kto inny a osoba, której towarzystwa zamierzała dziś unikać. Skrzywiła się, jakby patrzyła na coś brzydkiego, co przykleiło się do jej pantofelka i natychmiast zabrała rękę. Słowa Madeline uderzyły w jej czuły punkt, brak pierścionka, którego tak pragnęła, ale nie zamierzała dawać jej satysfakcji, więc starannie ukryła emocje za fasadą pobłażliwego uśmiechu, z jakim zwykle zwracała się do osób, których zdania ani ich samych nie traktowała poważnie. Lady Slughorn zdecydowanie nie była kimś, z kogo zdaniem mogłaby się liczyć albo tym bardziej przejmować, daleko było jej do kogoś, kto mógł uchodzić za wzór, ale najwyraźniej staropanieńska zgryźliwość i zwiędła dusza nakazywały jej ubliżać pannom, które miały lepsze widoki na przyszłość i nie zmarnowały swoich cennych lat po debiucie.
No i ostatecznie ona, w przeciwieństwie do lady Slughorn, była w tym towarzystwie najmłodsza i miała najwięcej czasu, żeby się zaręczyć, w jej wieku brak pierścionka nie był jeszcze hańbą, jak miało to miejsce w przypadku niemłodej, już dojrzałej Slughornówny. Jej ojciec nie dopuści do tego, by choćby otarła się o tak skandaliczny wiek, córki były jego asami w rękawie w politycznych rozgrywkach, zwłaszcza teraz. A Elise mogła jeszcze igrać z adoratorami, którzy pragnęli z nią tańczyć na sabacie i starali się zdobyć jej uwagę, choć z marnym skutkiem, bo pewien ideał mężczyzny zawiesił poprzeczkę zbyt wysoko i Elise kręciła swoim idealnym noskiem na każdego, kto nie był równie niezwykły.
- To naprawdę ironia losu, droga lady Slughorn, bo kto by pomyślał, że usłyszę podobne słowa akurat z ust starej panny, która hańbi swój ród pracą u boku pospólstwa? Och, czyżby to dlatego nikt przez tyle lat cię nie zechciał i zdążyłaś już zacząć więdnąć? Czyżby przemawiała przez ciebie zazdrość wobec panien, które najlepsze lata młodości mają wciąż przed sobą? – odpowiedziała w podobnym tonie, przybierając przesłodzony, pobłażliwy ton głosu, choć przez wzgląd na Marine powściągnęła chęć wypowiedzenia bardziej nieprzyjemnych słów. W końcu jej najdroższej kuzynce zależało na dobrej atmosferze podczas zabawy, ale to Madeline zaczęła pierwsza, niejako prowokując Elise, która miała zbyt krewki charakterek, by puścić podobne zniewagi bez żadnego odzewu ze swojej strony. – Ale nic straconego, wierzę, że twój przyszły mąż odpowiednio się tobą zajmie i pokaże ci, jak piękny jest żywot prawdziwej damy, zanim zmarnujesz sobie resztę życia użerając się z gminem. W końcu każda potwora... – zachichotała kpiąco i oddaliła się, zamierzając dogonić Elodie i Callisto. Mimo niechęci do lady Slughorn, która zapominała o tym, jaka powinna być prawdziwa dama i szukała niedorzecznej niezależności, życzyła jej, żeby przyszły mąż porządnie się nią zajął. W trosce o nią powinien zabronić jej niekobiecej pracy, która najwyraźniej fatalnie wpływała na pozycję lady Slughorn na salonach i na to, że młodsze dziewczęta uważały ją już za starą pannę, której najlepszy czas minął, bo zmarnowała go na karierę zamiast zająć się tym, co naprawdę ważne. Naprawdę żałosna, godna politowania i współczucia postawa, zwłaszcza że Madeline wcale nie brakowało urody, więc tym bardziej dziwiło, dlaczego marnowała sobie życie i zwlekała tyle lat z zamążpójściem – przynajmniej w mniemaniu Elise.
Kiedy usłyszała syrenią pieśń szybko zapomniała o nieprzyjemnej wymianie zdań. Zawsze lubiła śpiew syren, który często rozlegał się w pobliżu posiadłości rodu jej matki. Po chwili dostrzegła też trytona ze skrzynią. Z jego gestykulacji zrozumiała, że miały zaśpiewać z syrenami, żeby uzyskać dalsze wskazówki.
A Elise śpiewać zawsze lubiła i to zadanie od razu przypadło jej do gustu. Nie miała oszałamiającego talentu Marine, bo zawsze więcej uwagi poświęcała ćwiczeniom gry na fortepianie niż szlifowaniu śpiewu, ale jej głos również nie należał do brzydkich i potrafiła wydobyć z siebie piękne dźwięki. Stanęła na piasku w pobliżu brzegu i zaczęła śpiewać jedną z dobrze jej znanych pieśni poznanych właśnie tu, na wyspie, starając się zrobić to tak, by usatysfakcjonować syreny. Zamierzała dać z siebie wszystko, nie mogła być gorsza od nikogo, zwłaszcza od starej panny.
| śpiew, poziom II
The member 'Elise Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Wrażliwe opuszki palców suną z lekkością po grzbietach ksiąg, na wzór motylich skrzydeł muskają misterne tytuły delikatnie, z niemą czcią zaklętą w każdym dotyku. Kochankowie słów, niezliczone naczynia inspiracji byli wręcz na wyciągnięcie wiotkiej dłoni, enigmą nazwisk zachęcając do zanurzenia się pomiędzy biel stronic. Zastanawia się mimowolnie, nie szczędząc tym samym zmartwień własnemu sercu, czy odczuwana adoracja wobec nieodkrytych księgozbiorów wciąż balansuje na krawędzi dobrego smaku — czy też własna zachłanność, potrzeba poznania sprawiła, iż szpetotą odbija się na duszy panienki, popychając ostrożnie kruchą cielesną powłokę w ramiona zaślepienia. Jakże łatwo bowiem było skryć się w ciszy bibliotek, odciąć od świata zewnętrznego, chłonąć li jedynie prawdy spisane atramentem, zamknąć oczy na wszystko inne — a przecież należało balansować wdzięcznie między obecną rzeczywistością, a tą utkaną z cudzej myśli. Obserwować, doświadczać, interpretować na swój własny niepowtarzalny sposób, rozwijać się, a przy tym brać pod uwagę możliwości, które głosiło jedno z pozłacanych nazwisk zdobiących książki. Ellie wierzy w to szczerze oraz głęboko, pragnąc doświadczać niemalże wszystkiego, co pozwoli wyrwać się z jakże upokarzającej roli naiwnego głuptasa. Dlatego też nie odczuwa zazdrości ni smutku, gdy wypielęgnowanie dłonie najdroższej przyjaciółki sięgają, jako pierwsze po odpowiedni tomik wierszy. Miast tego uśmiecha się, z naturalną sobie łagodnością, nieskalaną przez zawiść, czy złośliwość.
— Piękne słowa ciągną, ku pięknej duszy — mówi miękko perełka, w ten sposób gratulując zarówno lady Malfoy, jak i reszcie zwycięskich dam. Na nic było unoszenie się dumą, wszak noc była młoda i okraszona słodyczą beztroski, której stłumić nie mogła nawet dziewczęca rywalizacja, dotąd skrzętnie skrywana za perfekcyjnym wychowywaniem przez rodzinny ród, obecnie zaś ukazana przez nieobecną przy nich gospodynię. Ach, zatroskała się raptownie Elodie, dotąd przejęta odczuwaną radością, nie pomyślała na dłużej o Marine opuszczającej ich towarzystwo. Czy byłoby to bardzo samolubne, jeśli życzyła lady Lestrange wytężonej pracy nad kolejną atrakcją dla arystokratek, co mogłoby udaremnić spojrzenia pełne tęsknoty oraz bólu rozstania, gdy będzie przemierzać jakże znane jej sercu tereny? Młodziutka panienka wiedziała, że i ją nawiedzi świadomość, że oto opuszcza swój dom, swoje wspomnienia i nagle każdy promień rozjaśniający wymuskane korytarze siedziby Parkinsonów, okaże się cenniejszy niźli jakiekolwiek klejnoty, które posiadała. Oby smutek nie osiadł ciężarem na duszy najsłodszej Marine, to byłoby takie okrutne, gdy one w najlepsze raczyły się wybornym szampanem, jednocześnie obserwując wzajemnie każdy swój krok.
— Och, doprawdy? — pyta w zaintrygowaniu Elise, stając na czubkach palców, by móc również dostrzec, chociażby fragment mapy — Ach, jakże urokliwie mogą prezentować się lampiony na tle piasków i fal — aż westchnęła w swoistym rozmarzeniu, zaraz kryjąc wargi za rąbkiem wachlarzyka. Była przekonana, iż tak jak obecne zadanie nasyciło ich zmysły artystycznie, tak kolejne pokusi się o połechtanie ich poczucia estetyki. Ellie nie miała absolutnie nic przeciwko temu, dlatego też podążyła wraz z resztą dziewcząt za lokajem, ujmując przy tym kolejny kieliszek szampana. Kosztowna etola, w której przybyła wraz z alkoholem rozgrzewającym ciało, winna wystarczyć, by żaden wiatr nie ośmielił się wprawić jasną skórę w drżenie, misterne upięcie natomiast chroniło karmelowe kosmyki przed jakże zawstydzającym nieładem.
— Gwiazdy zdają się sprzyjać naszej gospodyni, roztaczając nad nami przedni widok — stwierdza oczarowana, być może słowa te kieruje do siebie, być może do którejkolwiek z dam, która akurat znalazła się tuż obok. Bowiem pierwsze co czyni artystka, to uniesienie głowy i zmierzenie się z bezmiarem wszechświata, dopiero później swoją uwagę kieruje na samo wybrzeże, w zadowoleniu odkrywając, iż złote buciki nie zapadają się w piachu nawet o centymetr. Prewettowie najwyraźniej musieli poskąpić na tak przydatnym zaklęciu podczas Festiwalu Lata. Stąpa lekko tuż obok Callie oraz Elise, acz nie stara się ich kurczowo trzymać, z przykrością zauważając, jak mimowolne sojusze oraz więzy krwi sprawiają, iż tworzą się podziały i poszczególne kobiety zamykają się tylko na konkretne towarzystwo. Marszczy również nieznacznie brwi, kiedy drobna postać kuzynki znika u jej boku, przyciągnięta przez magnetyczną i jakże pyszną osobowość Madeline, która nie szczędziła sobie tego wieczoru alkoholu. Pierwszy, jakże godny pożałowania atak musiał wyjść naturalnie ze strony uzdrowicielki. Zabawne, myśli nagle Elodie, uczeni twierdzą, iż dar wężoustości zaniknął całkowicie, a przecież oto jest tutaj, rozmawiając z przedstawicielami gadziego gatunku na porządku dziennym. Nie wtrąca się w wymianę zdań, jeśli młodziutka Nott pragnęła odnaleźć własne miejsce na salonach, musiała je wywalczyć własnymi pazurkami. W końcu przystanęły na wybrzeżu, a obecność trytona natychmiast przywołała postać Alix, która przecież doskonale mogłaby sobie poradzić z rozmową z tym...stworzeniem. Jakże przykre, że nie mogła do nich dołączyć! Przyglądała się przez chwilę próbom lady Slughorn, niemalże unosząc szlachetną brew. Słodka Morgano, była zbyt trzeźwa na te pompatyczne bzdety.
— A więc jednak, lady Slughorn, najlepiej wygląda lady w złocie — pozwoliła sobie zauważyć grzecznie, skrywając drgnięcie warg za zdobionym wachlarzykiem. Wzrok zaraz kieruje ku Elise, która rozpoczęła swój śpiew i nie mogła sobie odmówić dołączenia do wspólnej zabawy, smakującej jak słodycz dzieciństwa oraz pieszczące podniebienie bąbelki szampana. Nie posiadała tak perfekcyjnie wyćwiczonego głosu, jak przyszła panna młoda, lecz miała nadzieję, iż słodycz, jaka tkwi w jej własnym, będzie wystarczająca, by móc pomóc damom odzyskać skrzynkę.
| Ellie sączy trzeci kieliszek szampana, posiada również śpiew na poziomie II
— Piękne słowa ciągną, ku pięknej duszy — mówi miękko perełka, w ten sposób gratulując zarówno lady Malfoy, jak i reszcie zwycięskich dam. Na nic było unoszenie się dumą, wszak noc była młoda i okraszona słodyczą beztroski, której stłumić nie mogła nawet dziewczęca rywalizacja, dotąd skrzętnie skrywana za perfekcyjnym wychowywaniem przez rodzinny ród, obecnie zaś ukazana przez nieobecną przy nich gospodynię. Ach, zatroskała się raptownie Elodie, dotąd przejęta odczuwaną radością, nie pomyślała na dłużej o Marine opuszczającej ich towarzystwo. Czy byłoby to bardzo samolubne, jeśli życzyła lady Lestrange wytężonej pracy nad kolejną atrakcją dla arystokratek, co mogłoby udaremnić spojrzenia pełne tęsknoty oraz bólu rozstania, gdy będzie przemierzać jakże znane jej sercu tereny? Młodziutka panienka wiedziała, że i ją nawiedzi świadomość, że oto opuszcza swój dom, swoje wspomnienia i nagle każdy promień rozjaśniający wymuskane korytarze siedziby Parkinsonów, okaże się cenniejszy niźli jakiekolwiek klejnoty, które posiadała. Oby smutek nie osiadł ciężarem na duszy najsłodszej Marine, to byłoby takie okrutne, gdy one w najlepsze raczyły się wybornym szampanem, jednocześnie obserwując wzajemnie każdy swój krok.
— Och, doprawdy? — pyta w zaintrygowaniu Elise, stając na czubkach palców, by móc również dostrzec, chociażby fragment mapy — Ach, jakże urokliwie mogą prezentować się lampiony na tle piasków i fal — aż westchnęła w swoistym rozmarzeniu, zaraz kryjąc wargi za rąbkiem wachlarzyka. Była przekonana, iż tak jak obecne zadanie nasyciło ich zmysły artystycznie, tak kolejne pokusi się o połechtanie ich poczucia estetyki. Ellie nie miała absolutnie nic przeciwko temu, dlatego też podążyła wraz z resztą dziewcząt za lokajem, ujmując przy tym kolejny kieliszek szampana. Kosztowna etola, w której przybyła wraz z alkoholem rozgrzewającym ciało, winna wystarczyć, by żaden wiatr nie ośmielił się wprawić jasną skórę w drżenie, misterne upięcie natomiast chroniło karmelowe kosmyki przed jakże zawstydzającym nieładem.
— Gwiazdy zdają się sprzyjać naszej gospodyni, roztaczając nad nami przedni widok — stwierdza oczarowana, być może słowa te kieruje do siebie, być może do którejkolwiek z dam, która akurat znalazła się tuż obok. Bowiem pierwsze co czyni artystka, to uniesienie głowy i zmierzenie się z bezmiarem wszechświata, dopiero później swoją uwagę kieruje na samo wybrzeże, w zadowoleniu odkrywając, iż złote buciki nie zapadają się w piachu nawet o centymetr. Prewettowie najwyraźniej musieli poskąpić na tak przydatnym zaklęciu podczas Festiwalu Lata. Stąpa lekko tuż obok Callie oraz Elise, acz nie stara się ich kurczowo trzymać, z przykrością zauważając, jak mimowolne sojusze oraz więzy krwi sprawiają, iż tworzą się podziały i poszczególne kobiety zamykają się tylko na konkretne towarzystwo. Marszczy również nieznacznie brwi, kiedy drobna postać kuzynki znika u jej boku, przyciągnięta przez magnetyczną i jakże pyszną osobowość Madeline, która nie szczędziła sobie tego wieczoru alkoholu. Pierwszy, jakże godny pożałowania atak musiał wyjść naturalnie ze strony uzdrowicielki. Zabawne, myśli nagle Elodie, uczeni twierdzą, iż dar wężoustości zaniknął całkowicie, a przecież oto jest tutaj, rozmawiając z przedstawicielami gadziego gatunku na porządku dziennym. Nie wtrąca się w wymianę zdań, jeśli młodziutka Nott pragnęła odnaleźć własne miejsce na salonach, musiała je wywalczyć własnymi pazurkami. W końcu przystanęły na wybrzeżu, a obecność trytona natychmiast przywołała postać Alix, która przecież doskonale mogłaby sobie poradzić z rozmową z tym...stworzeniem. Jakże przykre, że nie mogła do nich dołączyć! Przyglądała się przez chwilę próbom lady Slughorn, niemalże unosząc szlachetną brew. Słodka Morgano, była zbyt trzeźwa na te pompatyczne bzdety.
— A więc jednak, lady Slughorn, najlepiej wygląda lady w złocie — pozwoliła sobie zauważyć grzecznie, skrywając drgnięcie warg za zdobionym wachlarzykiem. Wzrok zaraz kieruje ku Elise, która rozpoczęła swój śpiew i nie mogła sobie odmówić dołączenia do wspólnej zabawy, smakującej jak słodycz dzieciństwa oraz pieszczące podniebienie bąbelki szampana. Nie posiadała tak perfekcyjnie wyćwiczonego głosu, jak przyszła panna młoda, lecz miała nadzieję, iż słodycz, jaka tkwi w jej własnym, będzie wystarczająca, by móc pomóc damom odzyskać skrzynkę.
| Ellie sączy trzeci kieliszek szampana, posiada również śpiew na poziomie II
Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Tell me I'm the fairest of the fair
The member 'Elodie Parkinson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Nie byłam zachwycona faktem, że nie udało mi się znaleźć odpowiedniego tomiku poezji. Może zbyt mocno zasugerowałam się wiedzą, w którym miejscu znalazłabym go w swojej bibliotece? Nawet dobre słowo ze strony kuzynki Darcy nie pomogło i niestety wyciągając poszczególne książki nie udało mi się znaleźć tej odpowiedniej. Udało się za to komuś innemu i już po krótkiej chwili wszystkie stałyśmy nad trzema rozłożonymi mapami.
- Wyglądają tajemniczo - mruknęłam do siebie. - Zdecydowanie będzie o czym dyskutować, prawda Leio?
Już po chwili ruszyłyśmy dalej, przemierzając posiadłość trafiliśmy na taras. Widok piaszczystej plaży i szum morza zadziałał na mnie bardzo rozczulająco. Musiałam jednak powstrzymać swoje emocje, które i tak wystawione były teraz na ciężkie próby i nie zawsze dawały się kontrolować. Starałam się nie wzruszyć. Nie byłam nawet w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Trzymając się blisko przyjaciółki wraz z nią ruszyłam w stronę piaszczystej plaży. Byłam wręcz przekonana, że moje stopy zapadną się w piasku, jednak jak widać Marine nawet i o tym pomyślała i mogłam być spokojna, że żadne ziarenko nie otrze mojej delikatnej sukni.
- Brak plaż i morza to zdecydowany minus Fenland - zauważyłam zwracając się do Darcy. - Ten szum działa niezwykle uspokajająco i zdecydowanie by mi się teraz przydał. Dawno nie miałam okazji spacerować o zmierzchu w twoim towarzystwie. Dobrze, że wróciłaś.
Chociaż nasze relacje wystawione zostały ostatnio na próbę, tak byłam dobrej myśli, że po tej długiej nieobecności wszystko wróci do stanu przed wyjazdem mojej przyjaciółki. W międzyczasie, kiedy tak szłyśmy nie do końca właściwie wiedząc gdzie, pomiędzy innymi damami doszło do nieprzyjemnej wymiany zdań ubranej w piękne słowa. Słuchałam jej i pozwoliłam sobie nawet na to, aby kąciki moich ust drgnęły ku górze.
- Lady Slughorn zdecydowanie powinna skupić się na swoich sprawach i łaskawie nie psuć humoru innym damom zbyt głośną rozmową. Oraz radzę patrzeć pod nogi, myślę, że Marine przygotowała dla nas jeszcze parę atrakcji, gdzie ta uwaga okaże się niezwykle cenna - zwróciłam się do kobiety uprzejmym tonem. - Może jeszcze kieliszek szampana?
Zaproponowałam, bo akurat taca przeleciała obok mojego ramienia. Zerknęłam na młodą lady Nott, ale miałam wrażenie, że niespecjalnie przejęła się słowami Madeline, dlatego już po chwili wróciłam do swoich myśli nie mając zamiaru dalej kontynuować tej rozmowy. Cóż, mój stan chyba wpływał także na moje zachowanie, bo nie jestem pewna, czy w innym przypadku zdecydowałabym się na takie słowa.
Na szczęście nasza uwaga zaraz została zwrócona na inny tor. Dostrzegłam syreny, trytona oraz pływającą skrzynię. Stałam chwilę w milczeniu przyglądając się temu obrazkowi, gesty trytona były jednak bardzo dokładne. Miałyśmy zacząć śpiewać. Skrzywiłam się lekko bo o ile samą muzykę uwielbialam i kochałam grać na fortepianie, tak śpiew nie był moją mocną stroną.
- Może można go jakoś przekonać bez śpiewania? Uh, nie lubię śpiewać - zwróciłam się półszeptem do Darcy, a potem w stronę trytona. - Szanowny Trytonie, czy mogłybyśmy poprosić o tę skrzynię? Nie chcemy marnować waszego cennego czasu. Zdaję sobie sprawę z faktu, że i dla was może nie być to zbyt przyjemne. Wiem, że robicie to dla Marine, a przynajmniej taką mam nadzieję, dlatego jestem wam niezwykle wdzięczna. Pomóżmy jednak sobie nawzajem, oddaj nam skrzynię, a będziesz mógł odpłynąć do morza.
Umiałam się obchodzić z jednorożcami, miałam jakąś wiedzę o trytonach, ale nie byłam nawet pewna czy bez trytońskiego uda mi się z nimi porozumieć. Czy mnie w ogóle zrozumie? Przecież nie mogłam mieć pewności, że umie się posługiwać ludzkim głosem. Spojrzałam na inne damy z nadzieją, że któraś z nich potrafi na tyle dobrze śpiewać, że uda nam się wykonać to zadanie i będziemy mogły iść dalej.
- Zaczyna się robić coraz bardziej ciekawie - powiedziałam do siebie i czekałam na rozwój sytuacji.
| Nic nie piję; rzucam na retorykę II poziom
- Wyglądają tajemniczo - mruknęłam do siebie. - Zdecydowanie będzie o czym dyskutować, prawda Leio?
Już po chwili ruszyłyśmy dalej, przemierzając posiadłość trafiliśmy na taras. Widok piaszczystej plaży i szum morza zadziałał na mnie bardzo rozczulająco. Musiałam jednak powstrzymać swoje emocje, które i tak wystawione były teraz na ciężkie próby i nie zawsze dawały się kontrolować. Starałam się nie wzruszyć. Nie byłam nawet w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Trzymając się blisko przyjaciółki wraz z nią ruszyłam w stronę piaszczystej plaży. Byłam wręcz przekonana, że moje stopy zapadną się w piasku, jednak jak widać Marine nawet i o tym pomyślała i mogłam być spokojna, że żadne ziarenko nie otrze mojej delikatnej sukni.
- Brak plaż i morza to zdecydowany minus Fenland - zauważyłam zwracając się do Darcy. - Ten szum działa niezwykle uspokajająco i zdecydowanie by mi się teraz przydał. Dawno nie miałam okazji spacerować o zmierzchu w twoim towarzystwie. Dobrze, że wróciłaś.
Chociaż nasze relacje wystawione zostały ostatnio na próbę, tak byłam dobrej myśli, że po tej długiej nieobecności wszystko wróci do stanu przed wyjazdem mojej przyjaciółki. W międzyczasie, kiedy tak szłyśmy nie do końca właściwie wiedząc gdzie, pomiędzy innymi damami doszło do nieprzyjemnej wymiany zdań ubranej w piękne słowa. Słuchałam jej i pozwoliłam sobie nawet na to, aby kąciki moich ust drgnęły ku górze.
- Lady Slughorn zdecydowanie powinna skupić się na swoich sprawach i łaskawie nie psuć humoru innym damom zbyt głośną rozmową. Oraz radzę patrzeć pod nogi, myślę, że Marine przygotowała dla nas jeszcze parę atrakcji, gdzie ta uwaga okaże się niezwykle cenna - zwróciłam się do kobiety uprzejmym tonem. - Może jeszcze kieliszek szampana?
Zaproponowałam, bo akurat taca przeleciała obok mojego ramienia. Zerknęłam na młodą lady Nott, ale miałam wrażenie, że niespecjalnie przejęła się słowami Madeline, dlatego już po chwili wróciłam do swoich myśli nie mając zamiaru dalej kontynuować tej rozmowy. Cóż, mój stan chyba wpływał także na moje zachowanie, bo nie jestem pewna, czy w innym przypadku zdecydowałabym się na takie słowa.
Na szczęście nasza uwaga zaraz została zwrócona na inny tor. Dostrzegłam syreny, trytona oraz pływającą skrzynię. Stałam chwilę w milczeniu przyglądając się temu obrazkowi, gesty trytona były jednak bardzo dokładne. Miałyśmy zacząć śpiewać. Skrzywiłam się lekko bo o ile samą muzykę uwielbialam i kochałam grać na fortepianie, tak śpiew nie był moją mocną stroną.
- Może można go jakoś przekonać bez śpiewania? Uh, nie lubię śpiewać - zwróciłam się półszeptem do Darcy, a potem w stronę trytona. - Szanowny Trytonie, czy mogłybyśmy poprosić o tę skrzynię? Nie chcemy marnować waszego cennego czasu. Zdaję sobie sprawę z faktu, że i dla was może nie być to zbyt przyjemne. Wiem, że robicie to dla Marine, a przynajmniej taką mam nadzieję, dlatego jestem wam niezwykle wdzięczna. Pomóżmy jednak sobie nawzajem, oddaj nam skrzynię, a będziesz mógł odpłynąć do morza.
Umiałam się obchodzić z jednorożcami, miałam jakąś wiedzę o trytonach, ale nie byłam nawet pewna czy bez trytońskiego uda mi się z nimi porozumieć. Czy mnie w ogóle zrozumie? Przecież nie mogłam mieć pewności, że umie się posługiwać ludzkim głosem. Spojrzałam na inne damy z nadzieją, że któraś z nich potrafi na tyle dobrze śpiewać, że uda nam się wykonać to zadanie i będziemy mogły iść dalej.
- Zaczyna się robić coraz bardziej ciekawie - powiedziałam do siebie i czekałam na rozwój sytuacji.
| Nic nie piję; rzucam na retorykę II poziom
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Rosalie Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 55
'k100' : 55
Na szept Darcy, któremu towarzyszyło wymowne spojrzenie i delikatny uścisk na nadgarstku, odpowiedziała skinięciem głowy i łagodnym spojrzeniem. Powinny były w końcu wykraść chwilę wyłącznie dla siebie, na spokojną rozmowę przy winie i kominku, o tak wiele pragnęła kuzynkę zapytać. Nieco zazdrościła jej pobytu w urokliwej Francji przez ostatnie miesiące. Z dala od problemów, z dala od anomalii, z dala od... tego wszystkiego. Niewątpliwie jednak tęsknota za bratem, siostrą, kuzonostwem byłaby nieznośna; pragnęła być blisko.
Cieszyła się, że Melisande zdecydowała się pojawić na Wyspie Wight wraz z nią. Była milcząca, chyba nawet bardziej niz zwykle, ale wcale Fantine to nie wadziło. Przywykła już do tego, że w podobnym towarzystwie, szlachetnych dam, to ona mówiła za nie obie.
Musiały odnaleźć odpowiednią księgę, Melisande przystała na tę propozycję i przyznała młodszej siostrze rację. Fantine umiłowała sobie malarstwo bardziej, niż inne dziedziny sztuki, być może ze względu na talent do rysunku - błyszczała na tym polu i lubiła to. Siostrom Rosier nie udało się jednak odnaleźć księgi z obrazami Franka Dicksee jako pierwszym. Przed nimi uczyniła to lady Leia Yaxley. Fantine powstrzymała grymas niezadowolenia, posyłając do dziewczyny promienny uśmiech i powróciła wraz z siostrą do innych dam. Wszystkie zebrały się w jednym miejscu i porównały znaleziska. Fantine przyjrzała się mapie wybrzeża uważnie, choć póki co - niewiele z tego rozumiała. Okolice Thorness Manor były jej obce, nie bywała na Wyspie Wight zbyt często.
Lokaj poprowadził je wszystkie w stronę tarasu, a później na samo wybrzeże. Fantine ubrała podany jej płaszcz ze złotymi zdobieniami, które przywodziły na myśl smocze łuski. Wzięła z tacy jeszcze jeden kieliszek, tak dla rozgrzania od wewnątrz. Rada z czarów chroniących ich pantofelki podążyła w stronę morskiego wybrzeża. Idąc pod rękę ze starszą siostrą przysłuchiwała się rozmowie lady Slughorn i młodziutkiej Elise; na usta Fantine cisnął się chichot, ale powstrzymała go, uśmiechając się jedynie kącikiem ust.
- Droga Elise, to wyjątkowo nieuprzejme, co mówisz - wtrąciła się w pewnym momencie, a ton głosu podszyty miała wyrzutem. - Rozumiem jednak, że to znów zazdrość przez ciebie przemawia. Okropna cecha, powinnaś nad nią zapanować - pouczyła ją z wyższością, powracając na chwilę do chwil w zagajniku, kiedy młodziutka lady Nott tak desperacko próbowała dopiec Fantine przez zazdrość o lorda Lestrange - bezskutecznie. - Nie psuj innym wieczoru złośliwostkami, moja słodka, jesteśmy tu po to, aby się bawić - dodała lekkim, pogodnym tonem, kończąc tę dyskusję z uśmiechem na ustach.
Zatrzymała się wówczas, gdy ujrzały trytona, a obok niego skrzynię. Zerknęła pytająco na Melisande. Żadna z nich nie znała języka tych stworzeń, ale wiedza starszej siostry o magicznych stworzeniach była ogromna i godna szacunku.
- Wiesz jak sobie z nim poradzić, Mellie? - szepnęła do niej.
Sącząc nieśpiesznie szampana zastanowiła się chwilę nad swoim kolejnym krokiem. Nie wiedziała, czy dołączyć do chóru śpiewaczek, czy spróbować zdobyć skrzynię w inny sposób. Nie czuła się pewnie śpiewając. Nie miała ku temu predyspozycji, nie miała muzycznego talentu, a choć zaśpiewać potrafiła czysto (nie mogło być inaczej, jeśli ma się za matkę lady Cedrinę), to jej śpiew nie był przysłowiowym balsamem dla uszu - a Fantine nie znosiła wypadać blado. Trzymając więc w ręku czwarty już kieliszek szampana zbliżyła się do zielonkawej istoty i uśmiechnęła ujmująco, zerkając ukradkiem na lady Slughorn.
- Mój drogi, to niezwykle uprzejmie z twojej strony, że zgodziłeś się pomóc lady Marine w ten wyjątkowy dla niej wieczór. Wiem, że was i jej rodzinę łączy niezwykła przyjaźń, bardzo was cenią. Czy jednak naprawdę chcesz służyć ludziom w podobny sposób? Jestem przekonana, że masz w sobie dumę, która na to nie pozwoli. Nie musisz tego robić, uwierz mi. Powierz mi, proszę, tę skrzynię, a ja i moja siostra zajmiemy się nią odpowiednio. Powróć w swe strony - mówiła spokojnie, łagodnie, ale z pewnością, jakby naprawdę wierzyła w swe słowa.
| piję czwarty kieliszek szampana i rzucam na retorykę (poziom II)
Cieszyła się, że Melisande zdecydowała się pojawić na Wyspie Wight wraz z nią. Była milcząca, chyba nawet bardziej niz zwykle, ale wcale Fantine to nie wadziło. Przywykła już do tego, że w podobnym towarzystwie, szlachetnych dam, to ona mówiła za nie obie.
Musiały odnaleźć odpowiednią księgę, Melisande przystała na tę propozycję i przyznała młodszej siostrze rację. Fantine umiłowała sobie malarstwo bardziej, niż inne dziedziny sztuki, być może ze względu na talent do rysunku - błyszczała na tym polu i lubiła to. Siostrom Rosier nie udało się jednak odnaleźć księgi z obrazami Franka Dicksee jako pierwszym. Przed nimi uczyniła to lady Leia Yaxley. Fantine powstrzymała grymas niezadowolenia, posyłając do dziewczyny promienny uśmiech i powróciła wraz z siostrą do innych dam. Wszystkie zebrały się w jednym miejscu i porównały znaleziska. Fantine przyjrzała się mapie wybrzeża uważnie, choć póki co - niewiele z tego rozumiała. Okolice Thorness Manor były jej obce, nie bywała na Wyspie Wight zbyt często.
Lokaj poprowadził je wszystkie w stronę tarasu, a później na samo wybrzeże. Fantine ubrała podany jej płaszcz ze złotymi zdobieniami, które przywodziły na myśl smocze łuski. Wzięła z tacy jeszcze jeden kieliszek, tak dla rozgrzania od wewnątrz. Rada z czarów chroniących ich pantofelki podążyła w stronę morskiego wybrzeża. Idąc pod rękę ze starszą siostrą przysłuchiwała się rozmowie lady Slughorn i młodziutkiej Elise; na usta Fantine cisnął się chichot, ale powstrzymała go, uśmiechając się jedynie kącikiem ust.
- Droga Elise, to wyjątkowo nieuprzejme, co mówisz - wtrąciła się w pewnym momencie, a ton głosu podszyty miała wyrzutem. - Rozumiem jednak, że to znów zazdrość przez ciebie przemawia. Okropna cecha, powinnaś nad nią zapanować - pouczyła ją z wyższością, powracając na chwilę do chwil w zagajniku, kiedy młodziutka lady Nott tak desperacko próbowała dopiec Fantine przez zazdrość o lorda Lestrange - bezskutecznie. - Nie psuj innym wieczoru złośliwostkami, moja słodka, jesteśmy tu po to, aby się bawić - dodała lekkim, pogodnym tonem, kończąc tę dyskusję z uśmiechem na ustach.
Zatrzymała się wówczas, gdy ujrzały trytona, a obok niego skrzynię. Zerknęła pytająco na Melisande. Żadna z nich nie znała języka tych stworzeń, ale wiedza starszej siostry o magicznych stworzeniach była ogromna i godna szacunku.
- Wiesz jak sobie z nim poradzić, Mellie? - szepnęła do niej.
Sącząc nieśpiesznie szampana zastanowiła się chwilę nad swoim kolejnym krokiem. Nie wiedziała, czy dołączyć do chóru śpiewaczek, czy spróbować zdobyć skrzynię w inny sposób. Nie czuła się pewnie śpiewając. Nie miała ku temu predyspozycji, nie miała muzycznego talentu, a choć zaśpiewać potrafiła czysto (nie mogło być inaczej, jeśli ma się za matkę lady Cedrinę), to jej śpiew nie był przysłowiowym balsamem dla uszu - a Fantine nie znosiła wypadać blado. Trzymając więc w ręku czwarty już kieliszek szampana zbliżyła się do zielonkawej istoty i uśmiechnęła ujmująco, zerkając ukradkiem na lady Slughorn.
- Mój drogi, to niezwykle uprzejmie z twojej strony, że zgodziłeś się pomóc lady Marine w ten wyjątkowy dla niej wieczór. Wiem, że was i jej rodzinę łączy niezwykła przyjaźń, bardzo was cenią. Czy jednak naprawdę chcesz służyć ludziom w podobny sposób? Jestem przekonana, że masz w sobie dumę, która na to nie pozwoli. Nie musisz tego robić, uwierz mi. Powierz mi, proszę, tę skrzynię, a ja i moja siostra zajmiemy się nią odpowiednio. Powróć w swe strony - mówiła spokojnie, łagodnie, ale z pewnością, jakby naprawdę wierzyła w swe słowa.
| piję czwarty kieliszek szampana i rzucam na retorykę (poziom II)
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Nie sądziła, że uda jej się w ogóle znaleźć mapę — nie dość, że z pewnym opóźnieniem udało jej się zgadnąć, kto był autorem obrazu, to na dodatek nie była szczególnie szybka, szczególnie teraz, gdy wciąż wracała do zdrowia po przebytej chorobie. Niemniej jednak udało jej się osiągnąć swój cel i nie mogła się nie uśmiechnąć, kiedy zobaczyła przed sobą mapę. Ostrożnie wzięła ją w dłonie i obejrzała ze wszystkich stron, jako że o podobnych znaleziskach czytała przedtem jedynie w książkach. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że wszystko to było elementem gry, jaką przygotowała dla nich Marine, a nie czegoś większego. Mimo tego Leia i tak dobrze się bawiła, ciesząc się, że mogła przynajmniej po części zasmakować tego, o czym wcześniej czytała jedynie w książkach. Czuła się prawie jak podróżnik podczas ekspedycji, choć tego typu myśli nie pasowały raczej do młodej damy, jaką była Leia, dlatego starała się nie skupiać na nich za bardzo. Zamiast tego skupiła się na swoim zadaniu i na tym, by uważnie podążać za mapą, ale zanim to nastąpiło, podziękowała lady Slughorn i uśmiechnęła się do niej delikatnie. Było jednak widać, że w tym momencie była bardziej pochłonięta zabawą niż czymkolwiek innym, do tego stopnia, że właściwie nie od razu zorientowała się, iż Rosalie skierowała do niej jakiekolwiek słowa. Na szczęście w odpowiedniej chwili przywołała się do porządku, przypominając sobie, że przede wszystkim znajdowała się na wydarzeniu przepełnionym arystokratkami i nie powinna się w ten sposób zapominać.
— Bez wątpienia. Lady Lestrange należą się pochwały, wykazała się niemałą kreatywnością — odpowiedziała łagodnie, a radosne iskierki tańczyły w jej oczach, dając świadectwo tego, w jak dobrym humorze znajdowała się teraz Leia. Nieczęsto można było ją taką zobaczyć, szczególnie podczas tego typu sytuacji, gdzie musiała się pilnować i być przykładną córką swoich rodziców, ale tym razem bawiła się naprawdę dobrze. Nawet piasek jej nie przeszkadzał, chociaż w pewnym momencie natknęła się na niemałą muszlę i gdyby tylko szła trochę bliżej brzegu, mogłaby zrobić sobie przez nią krzywdę. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a Leia mogła cieszyć się szumem morza i względnym spokojem, jaki tutaj panował. W każdym razie aż do chwili, w której usłyszała rozmowy innych dam, których wydźwięk niekoniecznie był przyjemny. Jej uwagę szczególnie przykuły słowa Rosalie, na którą spojrzała przelotnie, kiedy ta zwróciła się do lady Slughorn. Przez moment zastanawiała się czy sama nie powinna czegoś powiedzieć, ale ostatecznie doszła do wniosku, że lepiej będzie, jeśli uchyli się od własnego komentarza. Nie chciała przypadkiem pogorszyć sprawy, a poza tym w tej chwili była skupiona na czymś zupełnie innym. W końcu naprawdę ciekawiło ją to, co znajdą na końcu mapy i odpowiedź na to pytanie ani trochę jej nie zawiodła. Gdy dotarły na miejsce, przez dłuższą chwilę przypatrywała się scenie, którą zastały, a w szczególności trytonowi i skrzyni, której chronił. Nie przepadała za śpiewem ani nie była w nim szczególnie dobra, dlatego zdecydowała się na wykorzystanie innych swoich atutów.
— Szanowny trytonie, niezwykle miło jest mi cię powitać. Domyślam się, że podobnie jak my, jesteś przyjacielem Marine. Niezależnie od tego, jakie zadanie zostało ci powierzone, możesz być pewien, iż wykonamy je równie dobrze. Nie znamy się długo, ale wierzę, że mimo tego będziemy w stanie sobie zaufać, ponieważ łączy nas dziś jeden, ten sam cel — powiedziała spokojnie, wzrok mając utkwiony w postaci trytona. Nie mogła oprzeć się stwierdzeniu, że śpiew, który słyszała, był naprawdę przepiękny i w pewien sposób żałowała, że nie może do niego dołączyć, mimo że czynność ta zazwyczaj wywoływała w niej pewien dyskomfort.
| Leia wciąż nie pije; rzucam na retorykę poziom I
— Bez wątpienia. Lady Lestrange należą się pochwały, wykazała się niemałą kreatywnością — odpowiedziała łagodnie, a radosne iskierki tańczyły w jej oczach, dając świadectwo tego, w jak dobrym humorze znajdowała się teraz Leia. Nieczęsto można było ją taką zobaczyć, szczególnie podczas tego typu sytuacji, gdzie musiała się pilnować i być przykładną córką swoich rodziców, ale tym razem bawiła się naprawdę dobrze. Nawet piasek jej nie przeszkadzał, chociaż w pewnym momencie natknęła się na niemałą muszlę i gdyby tylko szła trochę bliżej brzegu, mogłaby zrobić sobie przez nią krzywdę. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a Leia mogła cieszyć się szumem morza i względnym spokojem, jaki tutaj panował. W każdym razie aż do chwili, w której usłyszała rozmowy innych dam, których wydźwięk niekoniecznie był przyjemny. Jej uwagę szczególnie przykuły słowa Rosalie, na którą spojrzała przelotnie, kiedy ta zwróciła się do lady Slughorn. Przez moment zastanawiała się czy sama nie powinna czegoś powiedzieć, ale ostatecznie doszła do wniosku, że lepiej będzie, jeśli uchyli się od własnego komentarza. Nie chciała przypadkiem pogorszyć sprawy, a poza tym w tej chwili była skupiona na czymś zupełnie innym. W końcu naprawdę ciekawiło ją to, co znajdą na końcu mapy i odpowiedź na to pytanie ani trochę jej nie zawiodła. Gdy dotarły na miejsce, przez dłuższą chwilę przypatrywała się scenie, którą zastały, a w szczególności trytonowi i skrzyni, której chronił. Nie przepadała za śpiewem ani nie była w nim szczególnie dobra, dlatego zdecydowała się na wykorzystanie innych swoich atutów.
— Szanowny trytonie, niezwykle miło jest mi cię powitać. Domyślam się, że podobnie jak my, jesteś przyjacielem Marine. Niezależnie od tego, jakie zadanie zostało ci powierzone, możesz być pewien, iż wykonamy je równie dobrze. Nie znamy się długo, ale wierzę, że mimo tego będziemy w stanie sobie zaufać, ponieważ łączy nas dziś jeden, ten sam cel — powiedziała spokojnie, wzrok mając utkwiony w postaci trytona. Nie mogła oprzeć się stwierdzeniu, że śpiew, który słyszała, był naprawdę przepiękny i w pewien sposób żałowała, że nie może do niego dołączyć, mimo że czynność ta zazwyczaj wywoływała w niej pewien dyskomfort.
| Leia wciąż nie pije; rzucam na retorykę poziom I
her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong
her mind is strong
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Leia Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Grzecznościowy ton i przyjemne pogawędki szybko ustąpiły miejsca złośliwościom i nieuprzejmościom. Darcy zamiast na nich, starała się skupić na powierzonym im zadaniu. Niedyspozycja dzisiejszego dnia zmniejszała jej efektywność. Zwykle podzielnej uwagi nie mogła dzielić na kilka spraw. Dlatego dopiero na komentarz Rosalie, wsłuchała się uważniej w nieco oddalone głosy szlachcianek. Gdzieś pomiędzy nimi wyłapała słowa Fantine. Posłała jej pokrzepiające spojrzenie, ale nie brała udziału w tej wymianie zdań. Zamiast tego skoncentrowała się na rozmowie z Rosalie.
— Nie masz pojęcia, jak bardzo tęskniłam do domu — przyznała, bo serce lgnęło do wielu rzeczy w Londynie i osób. Na dowód przytrzymała Rosalie za ramię, korzystając z niesnasek, jakie dochodziły ich z jednej ze stron, zdradzając Rosie swoje słabe samopoczucie.
— Wybacz, że nie jestem dziś rozmowna, Rosie. Nie czuję się najlepiej. Mam nadzieję, że szybko uda nam się wykonać zadania od Marine. W innych okolicznościach byłabym jej wdzięczna za rozrywki, jakie zapewniła wszystkim damom, ale dzisiaj... To jej wieczór, więc będę uśmiechać się i sprawiać wrażenie zadowolonej, ale o niczym nie marzę teraz bardziej niż o ciepłej pościeli i śnie.
Zaśmiała się, jakby opowiedziała dobry żart, a nie mówiła o swoim złym stanie. Prezencją jednak nie chciała w żaden sposób zdradzić swoich myśli, przeznaczonych jedynie do uszu lady Yaxley.
Dalszy rozwój rozmowy zatrzymały wyłaniające się przed nimi syreny. Śpiew dochodził już z daleka, ale dopiero później mogły przyjrzeć się dokładnie trytonowi, z okraszonymi zielenią włosami i cerze skapanej tą samą barwą. Ich obecność nie zaskoczyła lady Rosier. Lestrange byli znani ze swojej specyficznej relacji z tymi podmorskimi istotami. Mimo to, jak przyznała Rosalie, w istocie robiło się coraz ciekawiej. Uśmiechnęła się na jej słowa.
— Napięcie i wymagania narastają. Aż jestem zaintrygowana, co czeka nas następnym razem. Obyśmy nie musiały nurkować w tej wodzie — mruknęła do przyjaciółki, chwilę później postanawiając wspomóc ją w negocjacjach z magicznym stworzeniem. Bądź co bądź, przyznawała jej rację, ona też wolała załatwić tę sprawę w sposób inny niż przez śpiew. Pomimo, że niegdyś uczyła się go, nie wykazywała w jego kierunku żadnego talentu.
— Nie chcemy zaburzyć pięknych nut waszego chóru. Żaden ludzki głos nie jest w stanie dorównać waszemu — może piękny, hipnotyczny głos wilii – Rosalie, ale na potrzeby negocjacji postanowiła tę kwestię przemilczeć — Zdaje się, że mogłybyśmy jedynie zaburzyć piękny przekaz i eteryczność melodyjnych słów. Pozwolisz nam tylko zerknąć do środka tej skrzyni? Podejrzewam, że dla Marine będzie to prezent znacznie donioślejszy, jeśli każdej damie uda się otworzyć tę skrzynię. Będziesz łaskaw, Wielki trytonie?
Być może przesadziła z tym dumnym tytułem, ale słowa i tak niewiele musiały znaczyć. Tryton nie rozumiał przecież ludzkiej mowy. Darcy operowała tonem głosu, gestykulacją, łagodnym, pełnym respektowania spojrzeniem.
retoryka (poziom III), 0 kieliszków
— Nie masz pojęcia, jak bardzo tęskniłam do domu — przyznała, bo serce lgnęło do wielu rzeczy w Londynie i osób. Na dowód przytrzymała Rosalie za ramię, korzystając z niesnasek, jakie dochodziły ich z jednej ze stron, zdradzając Rosie swoje słabe samopoczucie.
— Wybacz, że nie jestem dziś rozmowna, Rosie. Nie czuję się najlepiej. Mam nadzieję, że szybko uda nam się wykonać zadania od Marine. W innych okolicznościach byłabym jej wdzięczna za rozrywki, jakie zapewniła wszystkim damom, ale dzisiaj... To jej wieczór, więc będę uśmiechać się i sprawiać wrażenie zadowolonej, ale o niczym nie marzę teraz bardziej niż o ciepłej pościeli i śnie.
Zaśmiała się, jakby opowiedziała dobry żart, a nie mówiła o swoim złym stanie. Prezencją jednak nie chciała w żaden sposób zdradzić swoich myśli, przeznaczonych jedynie do uszu lady Yaxley.
Dalszy rozwój rozmowy zatrzymały wyłaniające się przed nimi syreny. Śpiew dochodził już z daleka, ale dopiero później mogły przyjrzeć się dokładnie trytonowi, z okraszonymi zielenią włosami i cerze skapanej tą samą barwą. Ich obecność nie zaskoczyła lady Rosier. Lestrange byli znani ze swojej specyficznej relacji z tymi podmorskimi istotami. Mimo to, jak przyznała Rosalie, w istocie robiło się coraz ciekawiej. Uśmiechnęła się na jej słowa.
— Napięcie i wymagania narastają. Aż jestem zaintrygowana, co czeka nas następnym razem. Obyśmy nie musiały nurkować w tej wodzie — mruknęła do przyjaciółki, chwilę później postanawiając wspomóc ją w negocjacjach z magicznym stworzeniem. Bądź co bądź, przyznawała jej rację, ona też wolała załatwić tę sprawę w sposób inny niż przez śpiew. Pomimo, że niegdyś uczyła się go, nie wykazywała w jego kierunku żadnego talentu.
— Nie chcemy zaburzyć pięknych nut waszego chóru. Żaden ludzki głos nie jest w stanie dorównać waszemu — może piękny, hipnotyczny głos wilii – Rosalie, ale na potrzeby negocjacji postanowiła tę kwestię przemilczeć — Zdaje się, że mogłybyśmy jedynie zaburzyć piękny przekaz i eteryczność melodyjnych słów. Pozwolisz nam tylko zerknąć do środka tej skrzyni? Podejrzewam, że dla Marine będzie to prezent znacznie donioślejszy, jeśli każdej damie uda się otworzyć tę skrzynię. Będziesz łaskaw, Wielki trytonie?
Być może przesadziła z tym dumnym tytułem, ale słowa i tak niewiele musiały znaczyć. Tryton nie rozumiał przecież ludzkiej mowy. Darcy operowała tonem głosu, gestykulacją, łagodnym, pełnym respektowania spojrzeniem.
retoryka (poziom III), 0 kieliszków
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Wybrzeże
Szybka odpowiedź