Wydarzenia


Ekipa forum
Wybrzeże
AutorWiadomość
Wybrzeże [odnośnik]08.01.19 20:14
First topic message reminder :

Wybrzeże

Na terenach posiadłości nie mogło zabraknąć specjalnie wydzielonej części wybrzeża, dostępnej tylko i wyłącznie dla rodziny Lestrange oraz ich znamienitych gości. Piaszczysta plaża w słoneczne dni urokliwie skrzy się w słońcu, a spokojne fale dobijają do brzegu kojąc swoim szumem. W okolicy bardzo często można natknąć się na syrenę lub trytona, lecz ujawniają się one jedynie zaufanym osobom. Na wydmy prowadzą drewniane schody lub szerokie ścieżki, za którymi znajduje się niewielka łąka, a tuż za nią rozpościera się las.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wybrzeże [odnośnik]19.02.19 22:15
The member 'Rosalie Yaxley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 73
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]01.03.19 22:06
Szlachcianki zawierzyły swojej wiedzy oraz instynktom, a to pomogło im odnaleźć dobrą drogę i w efekcie każda z nich dość szybko znalazła się na skraju Widmowego Lasu. Jako pierwsza jego linię przekroczyła Darcy, niemal od razu zauważając, że świetlista łuna, którą dojrzała z oddali, była niczym innym, jak tylko kolejnym odcinkiem trasy wytyczonym przez lampiony. Gdy ruszyła przed siebie szybko okazało się, że ta ścieżka będzie już ostatnią – kilka metrów dalej lampiony unosiły się nieco wyżej, było ich też odrobinę mniej, a na urokliwej polanie można było dostrzec trzy rozłożone namioty oraz krzątających się między nimi ludzi.
Wyglądało na to, że zabawa dobiegła końca, bowiem po wyjściu z lasu i przejściu kilkunastu kroków każda z dam mogła zauważyć sylwetkę gospodyni wieczoru; Marine z niecierpliwością wyczekiwała na swoich gości trzymając w dłoniach dość duży przedmiot, którego nie było jednak widać z oddali.
Choć to lady Rosier jako pierwsza odnalazła wyjście spomiędzy drzew, to jej kuzynka znalazła się na najdogodniejszej ze ścieżek prowadzących ku lampionom i tym samym pierwsza dotarła na miejsce. Rosalie pojawiła się pomiędzy namiotami przed wszystkimi, szybki zauważając, że lady Lestrange trzyma w rękach niewielką, owalną klatkę.
Polana, na którą dotarły czarownice, znajdowała się niemalże na wydmach, a przyjemne szumienie fal dobiegało do ich uszu bez problemu. Gdyby oddaliły się nieco, znalazłyby się na plaży, co zresztą było świadomym zabiegiem zastosowanym przez gospodynię. Trzy namioty sugerowały, że czeka je nocleg w tym miejscu, lecz panny z dobrych domów nie musiały martwić się o niewygody – każdy z namiotów był oczywiście zaczarowany, a wnętrza zostały przystrojone w najlepszym guście. Szlachcianki mogły liczyć na osobne kwatery i odrobinę prywatności, a także służbę gotową spełnić ich zachcianki. Emocjonująca część wieczoru panieńskiego zakończyła się, nadchodził czas na relaks.


Pożegnanie z Wyspą Wight

Wykonałyście ostatnie zadanie, jego zwyciężczynią okazała się być Darcy Rosier, a w klasyfikacji ogólnej zwyciężyła Rosalie Yaxley!

W trakcie trwania wieczorku panieńskiego wyniki rzutów kośćmi sumowały się indywidualnie dla każdej z Was, w poniższym spoilerze znajduje się tabelka z punktacją.
Punktacja:


Bąbelki:

Dziękuję Wam za wspaniałą zabawę i wszystkie odpisy, mam nadzieję, że wyniosłyście z wątku choć połowę mojej radości! Za moment pojawi się post Marine, na który oczywiście możecie odpisywać, lecz kolejka nie ma już ograniczenia czasowego. Jeśli wolicie podesłać mi w prywatnej wiadomości wykonywane przez Waszą postać akcje, umieszczę to w podsumowaniu i oficjalnym zakończeniu wydarzenia, jakie pojawi się w tym temacie za tydzień.



I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]01.03.19 22:07
Oczekiwała na nie na złączeniu ścieżek, oświetlona ciepłym blaskiem bijącym z okolicznych lampionów. Uśmiechała się tak szczerze i szeroko, jakby sama przeżyła właśnie przygodę swojego życia; miała głęboką nadzieję, że atrakcje, jakie przygotowała, spodobały się jej gościom. Wiedziała już od służby, że nie wszystkie damy ukończyły każdy z etapów zabawy, a część zaproszonych została odprowadzona do posiadłości, skąd jednak mogły wrócić w każdym momencie. Marine zależało przede wszystkim na komforcie gości, którego nie miała zamiaru przekładać nawet ponad dobrą zabawę. Nie obawiała się plotek po zakończonym wieczorze panieńskim, a bynajmniej nie na swój temat. Ufała, że zebrane damy zatrzymają dla siebie ewentualnie zasłyszane informacje, a przyjazna atmosfera dopomoże poufności. Miała sporo do ukrycia, lecz umiała przecież dobrze kłamać, lub – jak w tym przypadku – po prostu nie zdradzać prawdy. I dlatego żadna z zebranych szlachcianek nie znała szczegółów jej narzeczeństwa, choć lady Lestrange nie wiedziała, czy stan ten utrzyma się do poranka. Szampan wszakże czekał schłodzony w namiotach, podobnie jak wygodne poduszki i szezlongi, słodkie przekąski oraz cicha muzyka wydobywająca się z zaczarowanych instrumentów.
Lecz nie o wystroju Marine powinna teraz myśleć; oto zbliżała się ku niej zwyciężczyni, krocząc dumnie po oświetlonej ścieżce. Urok Rosalie, choć nie działał na płeć piękną, był niezaprzeczalny, dlatego młoda śpiewaczka bezrefleksyjnie rozpromieniła się na jej widok. Trzymaną w dłoni owalną klatkę uniosła nieco do góry, ukazując ukrytego w niej kanarka. Mały ptaszek wydawał się być żywo zainteresowany wszystkim, co działo się dookoła, lecz na razie milczał, przemówiła za to gospodyni wieczoru.
- Gratuluję, lady Yaxley! – zawołała radośnie, gdy półwila stanęła przed nią – Przybyłaś pierwsza na miejsce, które stanowi kres emocjonujących atrakcji. Pozwól wręczyć sobie skromną nagrodę w postaci najpiękniej śpiewającego kanarka ze słynnej na Wyspie Wight hodowli – Marine przekazała klatkę do rąk zwyciężczyni, a tuż za nią czekała służąca, gotowa przejąć podarek i zająć się nim gdy tylko obdarowana skończy podziwiać żółte piórka i żywiołowość stworzenia. Ptaszek zaćwierkał kilka razy i wydał z siebie dwa dłuższe dźwięki, zapowiadając się tym samym na wspaniałego śpiewaka – Mam nadzieję, że odnajdę się na Twoich ziemiach tak samo dobrze, jak Ty przed momentem odnalazłaś się na moich – dodała jeszcze półszeptem, zanim przyszło jej przywitać pozostałe damy.
Szczery uśmiech nie schodził jej z twarzy, a choć nie umknęło jej napięcie pomiędzy niektórymi szlachciankami, nie zdecydowała się go zaadresować mając nadzieję, że cokolwiek je poróżniło, odeszło już w niepamięć. Teraz należało skupić się na pozytywnych stronach przebywania ze sobą.
- Dziękuję wam, że wzięłyście udział w zabawie i mam wielką nadzieję, że spełniła ona wasze oczekiwania. Poznałyście tylko skrawek Wyspy Wight, ale jeśli chciałybyście dowiedzieć się więcej, będziemy miały na to czas, noc jest jeszcze młoda – dochodziła dziesiąta, a księżyc świecił jasno nad ich głowami – Chociaż nie ukrywam, że na wieczorze panieńskim mogłybyśmy podzielić się także innego rodzaju sekretami, jeśli tylko tego chcecie. Zapraszam Was do środka, gdzie czeka poczęstunek – wskazała na namiot stojący pośrodku, w którym znajdowały się nie tylko jej własne kwatery, ale także największy salonik, zdolny bez problemu pomieścić wszystkie czarownice.
Schyliła się, wchodząc jako pierwsza i szybko krytycznym okiem rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie brakowało w nim niczego, na swoim miejscu były zarówno świeże kwiaty, jak i ciasteczka sprowadzone z Francji oraz, oczywiście, szampan.
- Jeśli nie czujecie się na siłach, dla każdej z Was przygotowano osobne komnaty. Służba zadba dodatkowo o nasze bezpieczeństwo, zostaniemy także obudzone o odpowiedniej porze. Byłabym zaszczycona, gdybyście zechciały obejrzeć ze mną jeden z ostatnich wschodów słońca, jaki będę mogła doświadczyć na Wyspie Wight jako jej mieszkanka – nie była już w stanie ukryć sentymentu w swoim tonie, dlatego zamaskowała go uśmiechem i zajęciem miejsca na jednej z wygodnych kanap.
Liczyła na to, że damy zrobią to samo, a rozmowy potoczą się do samej północy, jeśli nie później.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 4 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Wybrzeże [odnośnik]04.03.19 17:47
Nie przywykła do samotnych przechadzek po leśnej gęstwinie. Wychowała się w Chateau Rose, na morskim wybrzeżu, gdzie biel wyjątkowych klifów Dover wprawiała w prawdziwy zachwyt. Spacerować zwykła po rozległych ogrodach, słynących z doskonałych róż, pachnących piękniej, niż gdziekolwiek indziej na ziemi. Pozwalano jej, czasami, wyruszyć na polowanie, choć oczywiście, tak jak inne damy, służyła tam wyłącznie jako towarzystwo polujących lordów; przypatrywała się ich zmaganiom z końskiego siodła, plotkując i dyskutując z kobietami w bezpiecznym miejscu.
W każdym lesie najpewniej bałaby się znaleźć sama o tak późnej porze, lecz nie tutaj. Fantine była przekonana, że Marine zadbała o ich bezpieczeństwo, o każdy szczegół; wierzyła, że nic im nie groziło, dlatego nie czuła lęku. Zagajnik miał w sobie wiele enigmatycznego, niezwykłego uroku. Gdyby nie to, że bardzo pragnęła dowiedzieć się jakie jeszcze niespodzianki szykowała dla nich przyszła panna młoda i jak skończy się ta przygoda, zwolniłaby kroku i nie wypatrywałaby podpowiedzi tak uważnie. Najważniejszym drogowskazem zawsze były dla Fantine gwiazdy i inne ciała niebieskie. Ich ułożenie na nocnym, jesiennym niebie odpowiadało na pytanie gdzie się znajduje i w jakim podąża kierunku.
Mistyczna, tajemnicza atmosfera zagajnika wprawiała Różę w rozmarzony nastrój; poddała się się fantazjom, które pojawiły się w jej główce, nie śpieszyło się do wyjścia - dziś aż tak nie zależało jej na zwycięstwie, a przede wszystkim na dobrej zabawie. Wyłoniwszy się spomiędzy drzew ujrzała na miejscu Rosalie i Darcy; pierwsza z kuzynek została obdarowana klatką ze złotym kanarkiem.
- Och, urocze stworzenie - skomentowąła z rozczuleniem, zbliżając się do kobiet. Przeniosła spojrzenie na Marine. - Moja droga, to my dziękujemy za ekscytującą rozrywkę, wspaniale się bawiłam - wyrzekła, łapiąc na kilka chwil dłoń przyjaciółki i ściskając ją lekko.
Bynajmniej nie czuła się zmęczona. Wieczór wszak dopiero się rozpoczynał! Tak niewiele czasu spędziły z najjaśniejszą gwiazdą tego wieczoru. Podążyła więc do namiotów za Marine i nie poprosiła o poprowadzenie jej do prywatnej kwatery. Nie czuła się senna, skąd! Miała ochotę porozmawiać ze zgromadzonymi damami i napić się więcej szampana. Bez zawahania sięgnęła po jeszcze jeden kieliszek doskonałego trunku i zajęła miejsce na jednej z wygodnych kanap. Co jak co, ale podczas takich przyjęć potrafiła nie zmrużyć oka choćby i do samego rana.
- Opowiedz nam więc o szczegółach nadchodzącej ceremonii. Jestem pewna, że nie pokażesz nam sukni, ale zdradź nam choć trochę czego możemy się spodziewać? Na jakie dekoracje się zdecydowałaś? - podjęła temat zaślubin; organizacja przyjęć była jej niezwykle bliskim tematem.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Wybrzeże [odnośnik]05.03.19 13:52
Elise prawdopodobnie nieco się pogubiła w ciemnym, zamglonym lesie. Choć wychowywała się nieopodal bajkowego lasu Sherwood, nie zapuszczała się w jego odmęty nocami, bojąc się mogących tam czyhać zagrożeń. Była w końcu tylko eteryczną damą, której nie ciągnęło do ryzykownych, samowolnych wypraw bez towarzystwa. Ale wiedziała że ten las musiał zostać sprawdzony zanim wkroczyły do niego damy, i nie musiała się niczego obawiać, choć momentami czuła lekki niepokój.
Niemniej jednak wkrótce później wyszła spomiędzy drzew, niestety nie jako pierwsza. Nottówna nie lubiła przegrywać, w każdym razie nie w salonowych rozrywkach, i nie kiedy rywalizowała z innymi damami, a gospodarzem zabawy był nie kto inny, jak jej kuzynka i najlepsza przyjaciółka. Elise nie była w końcu jakąś pierwszą lepszą znajomą z salonów, a wierzyła, że jest dla Marine kimś wyjątkowym tak jak ona dla niej, i właściwie to nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby spędzały wieczorek panieński w mniejszym gronie ograniczonym do dziewcząt spokrewnionych z Lestrange’ami, ale skoro wolą Marine było zaproszenie większej ilości koleżanek, musiała się z tym pogodzić, że uwaga kuzynki nie była dziś skupiona tylko na niej, a dzielona pośród nie wszystkie. Elise zawsze była nieco zaborcza wobec swoich najbliższych i lubiła zagarniać ich uwagę dla siebie.
Jako, że w takim towarzystwie na każdym kroku należało podtrzymywać grę pozorów i ukrywać prawdziwe emocje, żaden grymas i wyraz niezadowolenia nie opuścił jej ust ani nie naznaczył twarzy. Nie była w końcu we w pełni zaufanym gronie, część z tych dziewcząt była jej prawie obca, paru nie darzyła sympatią. Starannie ukrywała swoje rozczarowanie tym, że to nie ona zwyciężyła, ale pocieszająca była myśl, że nie była to Fantine ani żadna stara panna. Niemniej jednak dobrze się tego wieczora bawiła i cieszyła się, mogąc przeżywać ten wyjątkowy dla Marine dzień na wyspie Wight, którą jej krewniaczka już niedługo opuści i będzie tu tylko gościem – tak jak Elise i jej matka, która niegdyś też musiała stąd wyjechać, by poślubić wybranego dla niej mężczyznę. Trudno było jej sobie wyobrazić wyspę Wight bez Marine, a już za kilka dni miało to nastąpić. Ona też z pewnością wkrótce opuści Ashfield Manor, ale mimo niechęci do rozstania z domem pragnęła spełnić swoją powinność i pysznić się dumnym statusem żony, a wcześniej narzeczonej. Narzeczeństwo pociągało ją na ten moment nawet bardziej.
Po wszystkim nadszedł czas na relaks w gronie dam. Elise w ślad za pozostałymi przeszła do namiotu, zajmując jednak miejsce oddalone od przesiąkniętej staropanieńskim jadem lady Slughorn, choć zarazem starała się trzymać blisko Marine, bo to jej towarzystwo było jej najbliższe i najdroższe w tym gronie. Teraz, po zabawie, mogła ukoić gorycz porażki, racząc się wybornym szampanem, a także przekąskami. Nie była jeszcze na tyle śpiąca, by iść spać, więc zamierzała pozostać tu do samego końca wieczorku, a później obejrzeć wschód słońca wraz z Marine. Odespać zawsze zdąży, po powrocie do Nottinghamshire będzie mieć wiele czasu na odpoczynek.
- Nie mogłabym odmówić sobie tej przyjemności, jak wspólne podziwianie piękna wschodu słońca na wyspie. – Bo czy istniały piękniejsze wschody i zachody słońca niż te nad morzem? W rodzinnym dworze las zasłaniał widok na najbardziej spektakularną ich część, ale na wyspie mogła zawsze rozkoszować się widokiem różowego słonecznego światła muskającego wieczorne lub poranne wody. Częściej co prawda oglądała zachody słońca niż wschody, ale i te drugie się zdarzało, kiedy ktoś z kuzynostwa zwlókł ją wystarczająco wcześnie z łóżka w gościnnej sypialni, gdzie nocowała na czas wizyt w posiadłości rodu matki. – Cudownie wszystko przygotowałaś, najdroższa Marine, przechodzenie przez kolejne atrakcje było niezwykłą przygodą – zapewniła kuzynkę, obejmując ją ciepło i przymilnie, kiedy już były w namiocie. Już za kilka dni Marine miała być mężatką i budzić się w zupełnie innym miejscu, a także oglądać inne wschody słońca, z pewnością już nie tak piękne jak tutejsze. A Elise miała za nią bardzo tęsknić, choć miała nadzieję, że ich przyjaźń nie ucierpi i nic się między nimi nie zmieni. – To co, teraz opowiesz nam o swoich weselnych planach? Nie daj się prosić! – zaszczebiotała radośnie. Choć nie darzyła lady Rosier zbyt dużą sympatią, to jednak podchwyciła temat, który nurtował i ją. Chciała posłuchać jak najwięcej o nadchodzącej ceremonii, był to zresztą chyba najlepszy temat do ploteczek na wieczorku panieńskim.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Wybrzeże [odnośnik]15.03.19 20:31
Szykując się na rozmowy w prywatnym, damskim gronie, sięgnęła po kieliszek szampana i gdy tylko zajęła swoje miejsce na jednej z kanap, natychmiast upiła łyk trunku. Nie potrzebowała alkoholu, by dobrze się bawić oraz nie zamierzała oczywiście z nim przesadzić, by nie rozwiązał jej języka. Tajemnice i sekrety miały to do siebie, że w przypadku Marine winny nimi pozostać. Z jednej strony pragnęła wykrzyczeć wszystkim zebranym, jak dobrze trafiła, a z drugiej wolała zachować dla siebie szczegóły narzeczeństwa oraz przyszłości, której już się nie obawiała. Ogrom nadchodzących obowiązków mógł przytłaczać, lecz ambitna czarownica potrafiła odpowiednio zmotywować się do działania i postawić przed sobą jasne cele. A celem tego wieczoru była wspaniała zabawa i jeśli uchylenie rąbka tajemnicy odnośnie przygotowań do ceremonii ślubnej miało komuś poprawić humor, Lestrange szybko pospieszyła z odpowiedziami.
Wspomniała oczywiście o kolorystyce obu rodów, jaka została wykorzystana przy dekoracjach, zdradziła, że jej ukochane białe frezje pojawią się w wielu miejscach i ubolewała, że nieładnie komponują się w bukiecie z błękitnym ostem, dlatego musiała z niego zrezygnować. Z wypiekami na twarzy oznajmiła, że suknia ślubna jest już gotowa i znajduje się w jej garderobie, lecz nie przyznała się, że mierzy ją co wieczór i wciąż nie może uwierzyć w to, jak szybko kazano jej dorosnąć.
Cieszyła się, że mogła korzystać z obecności każdej z zaproszonych dam; chociaż część z nich zdecydowała się w końcu na spoczynek, Fantine i Elise pozostały z nią do końca, racząc się szampanem i opowiadając zabawne anegdotki z wesel, jakie dane im było obserwować. Wspominały, analizowały i planowały niedaleką przyszłość, dając się ponieść beztrosce. Na dalszy plan zeszły anomalie, polityczne zawirowania i społeczne niepokoje – szlachcianki potrafiły doskonale przymykać oko na niedogodności.
Rozmowy trwały w najlepsze, czas mijał, aż nadeszła wreszcie godzina odpowiednia do zejścia na plażę; śpiące dotychczas lady zostały obudzone i wszystkie arystokratki opuściły swe namioty, by w ciepłych okryciach podążyć śladem Marine, prowadzącej je poprzez wydmy. Morze szumiało spokojnie, a panująca dookoła szarówka zapowiadała rychły wschód. Pierwsze promienie słońca smagnęły je po twarzy, gdy każda z czarownic znajdowała się już na chłodnym piasku. Wyłaniająca się jakby w morskiej toni tarcza słoneczna stanowiła niezwykle malownicze dopełnienie wspaniałego krajobrazu, który dane było gościom poznać odrobinę lepiej. Wyspa Wight budziła się do życia i witała zgromadzone na swej plaży kobiety.
Kilkadziesiąt minut później szlachcianki powróciły do namiotów, gdzie tym razem wszystkie udały się na spoczynek. W okolicy południa podano obiad i po wspólnym posiłku nadszedł czas na pożegnania. Marine żegnała się z każdą z dam personalnie, z tyłu głowy wciąż mając myśl, że gdy zobaczą się następnym razem, wszystko będzie już wyglądało dla niej zupełnie inaczej. Panieński czas dobiegał końca, lecz lady Lestrange nie obawiała się nadchodzącej przyszłości – była w końcu córą Wyspy Wight i jak nikt potrafiła ukoić wszystkie dzikie bestie.


THE END

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za udział! <3



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 4 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Wybrzeże [odnośnik]11.03.21 15:20
8 X

Napisałem do niej list. Sześć listów. Jeden po drugim palę w kominku. Pierwszy jest po prostu zachlapany atramentem, ale kiedy czytam go przepisanego na czysto, nie czuję w nim nic. Trzeci ma ton oskarżycielski, jakbym odczytywał protokół z sali sądowej. Czwarty jest płaczliwy. Piąty wulgarny. Szósty  znowu mnie nie zadowala. Nie mam pojęcia, jak streścić Evandrze ostatnie... ile lat? Kłamania i oszukiwania, podwójnego życia, bo przecież z tego już się nie wymiksuję. Skoro mam jej złamać serce, to zrobię to, mimo że moje własne jest ciężkie i obciera mnie niemiłosiernie. Zmieniła się jego anatomia: na zewnątrz urosły mu zęby, co szarpią mnie od wewnątrz z każdym jego skurczem, przy każdym wdechu. Jak dużo szkód wyrządzam sobie wraz z jednym słowem? Jak bardzo szkodzę jej? Jakbym tylko dał radę to zmierzyć, muszę być naprawdę wybitnym matematykiem i wymyślić unikatowy wzór na objętość cierpliwości mojej siostry. Wiem, że to się nie stanie, zaniechuję już powoli tego liczenia, żadne ze mnie dziecko szczęścia, a hazard w końcu weźmie i mnie wykończy. Za dużo postawiłem i za dużo przegrałem, już tonę po uszy w jebanych długach, które muszę spłacić sam. Znam ja to odgrywanie się na rodzinie, worki na głowie i świst pałek do qudditcha, komiksy na tle gangsterskich porachunków to moje ulubione, a teraz co?
Pytam się o wszystko, co prawda nie nestora, ale ojca, który nie życzy sobie, bym pokazywał się mu na oczy. Wysyłam mu do zaaprobowania plan dnia wiedząc, że jeżeli mi nie pozwoli, to przez tydzień nie wyjdę ze swej komnaty, jak ukarane szlabanem dziecko. Tych kar nie znosiłem, tysiąc razy bardziej wolałem dostać w skórę, rozpłakać się, posiedzieć w kąciku smutku i spędzić kwadrans na użalaniu się nad sobą, niż być zamkniętym samemu w pokoju. Na długo, przeważnie, trzęsę się teraz przed powtórką z wątpliwej jakości rozrywki, a właściwie, przed jej nieautoryzowanym preludium. Nie wiem, ile będę w Mungu, nie wiem, co tam ze mną zrobią, nie wiem, czy będę mógł stamtąd słać listy, nie wiem, czy ktokolwiek mnie tam odwiedzi, czy kogokolwiek wpuszczą.
Nazwisko otwiera różne drzwi, szczególnie teraz, lecz te matowe, na oddziale psychiatrycznym są osadzone na wyjątkowo opornych zawiasach. Błękitna krew może nie wystarczyć, by je naoliwić. Pieniądze? Może, lecz jakoś bez przekonania. No i, kto by jej je dał. Tristan? Dobre sobie. Pojawia się kolejna kwestia, która mnie haczy, ale na to - może akurat znajdę rozwiązanie. Takie, które przy okazji nikogo nie pogrąży.
Powiedziała, że przyjdzie, a ojciec zezwolił, żebyśmy się zobaczli. To mnie odrobinę odciąża, ciutkę, tylko, lecz już nie bębnię nerwowo po kamiennej poręczy, w poszukiwaniu zastępnika cienkiego papierosa. O zwykły tytoń parszywie ciężko, a paczki Jerellów widuję już tylko na obrazkach w starych gazetach, którymi Filipka owija stare książki, żeby się nie zniszczyły. Czekam na siostrę na plaży, ubrany za lekko, jak na początek października. Umyślnie psuję sobie zdrowie, jakbym sam chciał się wykończyć i nie pozwolił, oh well... Evandra już mija bramę Thorness Manor, nieśpiesznie kierując w moją stronę, więc wpycham dłonie do kieszeni spodni. Mogą się trzęść i być spocone, nie chcę, by takie widziała, nie chcę jej takimi dotykać.
-Nie wiem, jak to się stało, ale cokolwiek zrobię, w jakiś sposób cię ranię - mówię do niej cicho, nie patrząc nawet na zarumienioną, dziewczęcą twarz. Mogłaby mnie rozbić, jak rozpędzona kula do kręgli, a wtedy w częściach potoczyłbym się na ziemię. Nikt by mnie nie pozbierał - twój mąż uświadomił mi, że moje akcje mogą odbić się również na tobie, więc... - urywam, zwalniając nieco kroku, bo kątem oka widzę, że Evandra za mną nie nadąża. Albo po prostu nie rusza się, niechętna, by iść za mną gdziekolwiek. Ma słuszność - więc poza tym, że od tej pory skupię się na byciu takim, jakim tego się ode mnie oczekuje, będę także z tobą szczery - obiecuję ze ściśniętym płucem, jakby ta przysięga niemożliwie mnie bolała - przepraszam, Evandro. Naprawdę chciałem, żebyś mogła mieć we mnie oparcie - tym razem mówię wprost do niej, odwracam się napięcie, żeby spojrzeć na siostrę, rozbieganym, rozstrojonym wzrokiem.
Jestem niestabilny i słaby, przeszywa mnie dreszcz, nieporadnie kopię w ziemię, wzdymając w powietrze chmurę piasku. Nie może mieć.
Nie może mieć we mnie oparcia.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Wybrzeże - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Wybrzeże [odnośnik]19.03.21 9:13
2 listopada 1957 roku
Napisała do niego list. Jeden, drugi, czwarty, jednak żaden z nich nie oddawał w pełni żalu, jaki czuła na myśl o słowach, jakimi uraczył ją podczas ostatniego spotkania. Od tamtego dnia wylała z siebie sporo złości, zatrzaskiwała drzwi kolejnych pokoi własnego umysłu, zamykając weń wszelkie szalejące w niej niepokoje i rozczarowanie. Nie przyznała przed samą sobą, że odetchnęła z ulgą na otrzymany od Francisa list - nie musiała słać własnego. Chciała z nim porozmawiać od chwili, gdy ich spojrzenia spotkały się podczas uroczystości pogrzebowych Alpharda. Bezpośrednia konfrontacja była lepsza od elegancko nakreślonych na pergaminie liter, tylko czy gdy znów go zobaczy, nie puści od razu w niepamięć trapiących ją wątpliwości, nie mogąc znieść zawieszonego między nimi napięcia?
Stukot obcasów niknął głucho w drewnianych schodach, gdy pokonywała kolejne stopnie od bramy pałacu w kierunku dobrze znanych jej wydm. Mokry piasek jest zbyt zbity, by ciężar ciała zapadł się głęboko w jego warstwę. Przyzwyczajona do chłodu przenikającego oczka luźno dzierganego swetra szła w kierunku brzegu, pozwalając by wiatr targał spiętymi w niski, luźny kok włosami. Niespiesznie dotarła do samotnej sylwetki, pozwalając by miał pierwszeństwo w zabraniu głosu.
Nie ściągnęła brwi, choć ze zdziwieniem przyjęła swoją własną reakcję na wyznanie Francisa. Dlaczego nie wierzyła, że on i Tristan doszli do porozumienia? Wiedziała, że niegdyś byli sobie bliscy, lecz na własnej skórze odczuła, że wydarzenia z podziemi Gringotta odcisnęły swoje piętno. Czy możliwym było, by ot tak zgodzili się puścić przeszłość w niepamięć i przystać na kolejną szansę?
Stanęła w miejscu, także wsuwając dłonie w kieszenie swojego swetra. Zawsze twierdziła, że nie potrafi długo się złościć ani żywić urazy, a mimo to wciąż przecież pamiętała te wszystkie chwile zwątpienia, ścisk w żołądku i poczucie niesprawiedliwości.
Nie wiesz jak to się stało? Bzdura.
Niespokojne odczucia wróciły w jednej chwili, nawet nie drgnęła, kiedy Francis ruszył wzdłuż plaży i zaczął od tłumaczeń. Potrzebowała konkretnych wyjaśnień, a nie dalszych ogólników, które nic nie wnosiły, nie pozwalały, by mu wybaczyć. Wcześniej nie denerwowała się dzisiejszym spotkaniem. Sama pozbawiła się możliwości dalszego odczuwania skrajnych emocji, wyprana ze smutku, żalu i złości, ale także uśmiechu, który na jej twarzy pojawiał się w ostatnich dniach wyjątkowo rzadko. Na własne życzenie odpychała od siebie najbliższe jej osoby, chcąc znaleźć miejsce tylko dla siebie. Dotychczas starała się spełniać oczekiwania innych: skrywać ich tajemnice, stać na straży tradycji, być oparciem, służyć czułym gestem i dobrym słowem. Zmęczenie brało górę i zaczęła zadawać sobie nowe pytania. Czy nadszedł wreszcie czas, by zawalczyć o samą siebie? O należną jej prawdę, wolność przemyśleń i odczuć?
Czy mając tę możliwość, będzie łatwiej, lepiej?
- Ta szczerość obowiązuje dopiero od teraz czy też planujesz sprostować przeszłe wydarzenia? - spytała neutralnym, nieco zbyt suchym tonem ze wzrokiem utkwionym w hipnotyczny obraz spienionych, zszarzałych fal. - Wciąż nie wiem w których sprawach mnie okłamywałeś, skąd więc mam wiedzieć czy nasze dzisiejsze spotkanie nie jest zwyczajną kontynuacją tej gry? - Jak nazwać inaczej tasowanie prawdy, lawirowanie między szczegółami, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego? A bynajmniej nie dla Evandry. Przywykła do salonowych kłamstw, poruszanie się między wytrawnymi tkaczami oszustw nie sprawiało jej żadnego problemu, zwyczajnie nie brała ich za pewnik i potrzebnych sobie odpowiedzi szukała w innym miejscu, ale tu? Przez cały czas tkwiła w przekonaniu, że akurat jemu może ufać bezgranicznie; troskliwy brat, opiekun, stróż, przyjaciel, pokrewna dusza. Mimo przepaści w wieku zawsze czuła, że są sobie bliscy, bardziej niż Aquila z Rigelem czy Primrose z Edgarem. Ostatnie tygodnie pokazały jej w jak wielkim była błędzie.
- Znów mydlisz mi oczy, Francis. Jeśli wciąż nie zamierzasz mówić mi prawdy, to zwyczajnie mi o tym powiedz. Zadasz mi mniejszy ból, niż udając, że od tej pory wszystko się zmieni. - Spomiędzy złotych kosmyków zerknęła na zmarniałą twarz brata w nadziei na odszyfrowanie błąkających się na jego twarzy emocji. Czy ton głosu, spięta sylwetka i uciekające przed nią spojrzenie były oznaką skruchy, czy też kolejnych kłamstw? Znała go całe życie, lecz wychodziło na to, iż wciąż nie potrafiła odgadnąć kiedy naciągał fakty pod własne dyktando. Czy mogła wciąż mieć w nim oparcie? Czy kiedykolwiek je miała?

[bylobrzydkobedzieladnie]



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed


Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 25.08.21 17:49, w całości zmieniany 1 raz
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Wybrzeże [odnośnik]21.03.21 13:59
Zawsze byliśmy tylko my.
Ona rosła na moich oczach, a ja kręciłem się gdzieś przy niej, jakbym się bał, że ktoś mi ją ukradnie. Nie przyznawałem się, ale bywałem zazdrosny. O garderobiane i służki, które ją odziewały, o wszystkich rówieśników, o każdego mężczyznę, którego ojciec choćby rozważał jako kandydata do jej ręki. Gdy to już się stało - przeżyłem, tak, nie musiałem nawet odchorowywać jej braku i leczyć wiecznego kaca. Nie życzę jej już dobrej nocy z balkonu, ale po wymianie obrączek i przysięgi, nie czuję, by nasza więź osłabła.
Słabnie teraz. Przeze mnie. Moja wina, moja pieprzona wina, czy może raczej: odpowiedzialność. Muszę nauczyć się ponosić konsekwencje i po szkodzie rzeczywiście być mądrzejszy. Wina to żal, a później rozgrzeszenie. Ja chcę wyciągnąć z tego lekcję.
A jednocześnie chcę trzymać ją od tego z daleka. Nie ja wywołałem tę wojnę, ale to jest teraz nasze życie, więc przecież powinna wiedzieć. O wszystkim, na koniuszku języka drga mi opowiastka, która faktycznie zaczyna się od baśniowego dawno, dawno temu. Epilogu jeszcze jej brak, ale nie zakończy się szczęśliwie. Nie jesteśmy już dziećmi.
A ja uparcie do tego wracam, w porównaniach i w myślach, bo nacinam się w każdy z możliwych sposobów i wpadam we wszystkie królicze dziury na drodze. Nie do Krainy Czarów, to są literalnie: dziury w drodze, z których trzeba się wygrzebać, rozmasować obolałe siedzenie, ponarzekać na zbitą kość ogonową, przekląć siarczyście i otrzepać się z brudu. I tak w kółko, nie powinienem wychodzić z domu bez białej laski albo psa przewodnika; czy to by poprawiło moje warunki, czy jedynie uczyniło niepełnosprawnym, który za drugim rzutem oka okazuje się pierdolonym oszustem? Takim cwaniaczkiem, który zajmuje miejsca parkingowe tuż przy wejściu do supermarketu a za szybą zostawia lipną niebieską naklejkę, tfu, normalnie aż mi się niedobrze robi.
Ostatnio to permanentny stan.
Kiedyś wymiotowałem tak długo, aż zacząłem wypluwać z siebie samą wodę, lekko zabarwioną na żółto. Pewnie kwasy żołądkowe; nie mogłem przestać, chociaż byłem pusty, jak te salomonowe dzbany, z których nie daje się nalać. Przedziwne uczucie, jakbym zaraz miał przewrócić się na drugą stronę, zwrócić wnętrzności, no dokumentnie wszystko, co tam trzymamy w środku. Poszedłem spać w łazience, położyłem się na kafelkach, żeby chłód zaabsorbował ze mnie te resztki toksyn. Wtedy zadziałało, lecz zatrucie alkoholem leczy się stosunkowo szybko. Maks dwa dni powolnego umierania, podczas którego masz chęć umrzeć naprawdę, a nie tylko w przenośni.
Mówię, teraz jest podobnie, ale zupełnie inaczej, bo dla odmiany, kurewsko chcę żyć. Zatrzymuję się, wyforsowawszy do przodu to jak nagła stop klatka i mało brakuje, a Evandra by na mnie wpadła. Wciąż jednak trzymamy dystans, werbalnie, cieleśnie i tak dalej. Wszystko jest odległe.
-Usiądziemy? - pytam siostrę, bo potrzeba mi gruntu pod nogami, szczerze się cykam, że nie ustoję. Jej o to nie podejrzewam i wiem też, że jej nie przeceniam. Krzyżuję nogi, siadając na wilgotnym piasku, jest październik, więc za parę chwil zrobi się naprawdę zimno. Wilgoć nie idzie tylko od morza, a po prostu osiadła na plaży i na nas. Może zaraz zacznie padać.
-Gry? - powtarzam po siostrze i mrugam szybko, gry, krótkie, irytujące słowo wwierca mi się w czaszkę, jakbym w lipcu pojechał na Mazury i o dwudziestej drugiej otworzył okno - usłyszysz ode mnie tyle, ile będziesz chciała. Jeśli uznasz, że masz dość, po prostu każ mi przestać - mówię, zgarniając garść piasku i otwierając dłoń na niewielkiej wysokości. To jest nasz czas, który kurczy się za szybko. Zbieram się, co trwa dłużej, niż sądzę, ale ciepło spływające w dół brzucha unieruchamia mnie skutecznie, czyniąc ze mnie woskowy odlew. To stres, przechodzi mnie taką pulsacyjną falą, balneo na wyciągnięcie z łóżka po drugiej lekcji.
Tysiąc razy gorzej.
-Nigdy ci nie opowiadałem, co dokładnie robiłem na statku. Wtedy - uściślam, powoli oblizując popękane usta. Snułem jej wyłącznie historie o syrenach na pełnym morzu i o skarbach, jakie widziałam, o marynarzach huczących szanty w tawernach, tubylcach i egzotycznych zwyczajach - nie mogłem się tam odnaleźć, śmiali się ze mnie i sprawiali, że czułem się jak zwykły darmozjad. Niczego nie potrafiłem. Ale okazało się, że mam dwie sprawne ręce i chęci, a to wystarczyło - uśmiecham się lekko, nieco krzywo - byłem pracowity, starałem się, nie narzekałem - przerywam na moment, cóż, wspomnienia - przynajmniej nie głośno - prostuję - i wtedy, ci mężczyźni naprawdę mnie zaakceptowali. Szanowali mnie, bo robiłem, jak oni, szanowali za to, jaki byłem, a nie za to, kim byłem - mówię, wgapiając się w morze. Jeszcze dałoby się wypłynąć, za tydzień - też, ale z większym ryzykiem - to był chrzest bojowy, ale dało mi to dużo do myślenia. Nikt przedtem mnie tak nie traktował. To był statek Caelana Goyle'a, wtedy był kapitanem - wspominam dalej - każdy pracował tam tak samo ciężko, do każdego mówiło się per ty, bez względu, jak długo pełnił służbę i jakie miał stanowisko, każdy miał szansę na pierwszą miskę przy obiedzie. Nie miałem pojęcia, czy człowiek, który wydaje mi polecenia jest czystej krwi, czy nie, bo to było bez znaczenia - opowiadam jej o oczywistościach, jakie do tej pory przechodziły przez nas echem - nie chciałem wtedy wracać do tego życia. Odpowiadał mi tamten rytm i nie chodzi mi o codzienne pijaństwo, ani o kobiety, jakie mogliśmy odwiedzać, gdy schodziliśmy na ląd. Podobało mi się, że cenią mnie, a nie nazwisko, jakie dostaliśmy od ojca - że musiałem dać coś od siebie, żeby mieć gdzie spać, a nie przeliczać rodzinny majątek przed wieczornym paciorkiem - tęskniłem za tobą codziennie, ale wtedy byłem egoistą bardziej, niż kiedykolwiek. Nie wiedziałem, czy dałbym tak radę całe życie, zrezygnować z luksusów i być normalny, móc robić wszystko i nie słyszeć o tym, że coś mi nie wypada. Podać ręki mugolakowi. Nie wiem, zamieść podłogi - kolejna garść piasku przesypuje się spomiędzy moich zaciśniętych palców - ale to że wróciłem, to był przypadek. Wtedy chciałem pływać - dodaję, przełykając ślinę, słona morska woda nie pomoże, a ja czuję się jak naćpany, na okrutnie złej fazie. Moje gardło zaraz wyschnie na amen, a język się skurczy i odpadnie. Brzydko będzie wyglądać pod naszymi nogami, naprawdę nieestetycznie - ale byłem w domu. Doprowadzono mnie do porządku, obiecałam ci, że już nigdy cię nie zostawię - nie wymogłaś tego na mnie Evandro, ja sam chciałem. Tak, jak chcę teraz - i miałem więcej wątpliwości, niż kiedykolwiek, a przy tym zdawałem sobie sprawę, że gdybym odszedł drugi raz, to pożegnalibyśmy się na zawsze. To, co myślę i sądzę, wykreśliłoby mnie z naszego drzewa i dla ciebie też musiałbym być martwy - kurwa, jak ja kocham dramatyzować, ale dokładnie tak by było. Żadnych spotkań, żadnych listów, żadnych zdjęć trzymanych w ramce na nocnym stoliku albo chociaż na komodzie - odpowiadało mi tamto życie, kłuły mnie nasze zasady, ale bardziej zależało mi na tobie. No i byłem wygodny. Chciałem mieć i to i to - przyznaję się, przyłapany na gorącym uczynku. Robi mi się gorąco, a moje policzki okryte rumieńcem w końcu wyglądają naturalnie. Gdyby nie to, że szczękę mam tak ściśniętą, jakby w ustach coś mi utknęło i zablokowało wszystkie ruchy mimiczne dolnej części twarzy, prezentowałbym się tak, jak zwykle.
-Nie miałaś się nigdy o tym dowiedzieć. Nie chciałem, żebyś myślała o mnie, że jestem zdrajcą, żebyś martwiła się, gdzie chodzę i z kim się spotykam. Żebyś się zastanawiała, jak długo utrzymam to w tajemnicy - wyliczam, to chyba racjonalne. Oszczędność bólu przełożona na jedną osobę, ale nagle, zamiast spodziewanych wyprzedaży, mamy pojebany skok cen. Patrzę na nią szalenie niepewny, czy odpowie, rękę, którą trzymam obok jej dłoni poruszam nieznacznie, rozprostowując palce, ale to jedyny sygnał, że potrzeba mi jakiegoś niewerbalnego sygnału. Że czekam, aż mnie dotknie i może powie, że rozumie.
-Od paru miesięcy czuję się jak gówno, ale póki nie brałem w tym udziału... Tłumaczyłem się. Jeszcze wytrzymywałem. A później to wszystko jebło, a teraz już nie mam żadnego wyboru - może jej się zdawać, że bredzę, ale wypłacam jej wszystkie odsetki i odszkodowania. Będzie ich dużo, a co, jeśli nie będzie wiedziała, co z nimi zrobić? Pomogę?
Dobre sobie. Widzę, że tylko szkodzę.
-Wierzysz w słuszność tej wojny, Evandro? - pytam siostrę, ocierając łzy, płynące już po brodzie. Kilka, jednym ich śladem są moje zaszklone oczy i wilgoć na lewej dłoni - ktoś cię kiedyś o to zapytał? - jeśli nie, pozwól mi być pierwszym. Może też rozwiejesz moje wątpliwości.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Wybrzeże - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Wybrzeże [odnośnik]30.03.21 8:37
Przyjęła chłód piasku, nie mogąc powstrzymać się, by wetknąć weń palce i poczuć szorstkość na własnej skórze. Tęskno jej było do dawnych, spędzanych wspólnie dni - do spacerów po okolicy, zabaw czy złośliwości. Z biegiem lat, jak osiągnęła już dorosły wiek, dziwiła się na wspomnienie brata, który cierpliwie odpowiadał na każde z zadanych pytań i udawał zaskoczenie na kolejne dziecięce odkrycia. Wiedziała, że nie robił tego z powodu braku innych rozrywek, a prawdziwej sympatii i chęci wzmocnienia łączącej ich więzi.
Nie mogła się na niego złościć, nie za przyznanie do kłamstwa i chęć naprawy ich relacji. Francisowe łzy smucą, lecz jej własne oczy nie szklą się, gdy w milczeniu wysłuchuje jego słów, gdy ten wreszcie zdecydował, by zdradzić jej prawdę o swojej podróży. Zaznał życia, jakiego jej nigdy nie przyjdzie poznać. I choć morskie przygody zawsze napełniały ją coraz to nowymi marzeniami, to równość i akceptacja brzmiały jak idylla, do której można było dotrzeć tylko w jeden i to nierealny sposób.
Kluczył zestresowany, nie chcąc, by miała go za zdrajcę i choć rzeczywiście miała przez chwilę wątpliwości czy na pewno jest gotowa na tę rozmowę, nie przerwała mu w żadnym momencie. Tym razem nie zamierzała zmarnować okazji do udzielenia mu rozgrzeszenia. Dlaczego tak bardzo się przed nią ukrywał, dlaczego się bał? Czy nie dała mu już wystarczająco wielu dowodów na swoją miłość i lojalność, czy nie powtarzała, że jest najbliższy jej sercu? Zaufanie zdobywa się przez lata, a można je stracić w trakcie jednej, krótkiej chwili, o czym Evandra dowiadywała się boleśnie na każdym kroku. Cios, jaki zadała przed tygodniem Aresowi, zostawił w nich obojgu ziejącą pustką wyrwę, jakiej nie sposób było zapełnić. Łatane mosty zawsze końcu puszczały, zwalając w otchłań toczące się przezeń nadzieje.
Pytał o wojnę, a więc miał i własne wątpliwości, jakimi nie chciał się podzielić. Nie był pierwszym, który ją o to pytał, sama zastanawiała się nad tym niejednokrotnie. Bez wojny nie byłoby licznych strat w ludziach, nie byłoby zdrajców ani szafotu, cierpiących wdów ani głodujących dzieci. Wciąż tkwiliby w starej, dobrze znanej im rzeczywistości, która nakazywała im się ukrywać, jakby wcale ich tu nie było, jakby nigdy nie istnieli. W czym byli oni lepsi? Dlaczego mugole mieli panować nad światem, spychając czarodziejski świat do rynsztoka? Na samą myśl o przeszłości już niemal zaczął się w niej wzbierać gniew, który prędko został zatrzymany przez znajomy ścisk w żołądku.
- Nie jestem zwolenniczką bezsensownej przemocy. Zwykłe okrucieństwo jest... - Urwała, czując że nie był dobry moment na zwierzenia, co do których nie miała pewności. Brak przekonania skrywała pod melancholijnym tonem ze wzrokiem utkwionym w odległe fale. - To zaszło już za daleko. Wycofanie przyniesie wyłącznie straty. - Nie była taktykiem wojennym, kierowała się własnym sumieniem, do którego starała się nie stać w opozycji. Miała wciąż wiele wątpliwości, lecz z trudem wyuczona cierpliwość pokazała, że zdobywane zaufanie z czasem przynosiło korzyści. - Mugole i ich zwolennicy są zagrożeniem nie ze względu na swoją krew, tylko… - Uniosła wzrok na profil brata, wyciągnęła rękę, by kciukiem wytrzeć błąkającą się w kąciku oka łzę. - Co zrobiliby, gdyby udało im się przedrzeć do środka? Gdy wejdą do Château Rose, nie będą pytać co o tym myślę i jakie mam przekonania. Skreślą mnie tak, jak i my spychamy ich wszystkich do jednej szuflady. Sam zresztą o tym wspominałeś, nie ma już ucieczki, żadnej drogi odwrotu. Jedyne, co możemy zrobić, to iść naprzód, ponosząc konsekwencje. - Mówił jej o tym po wydarzeniach na Connaught Square, lecz wtedy nie do końca zdawała sobie sprawę z poruszanego przez nich tematu. Martwił się o nią, tak jak i ona zamartwiała się teraz nad jego stanem.
- Czy głupio czynię, ufając Czarnemu Panu? - Słowa jego pogrzebowej przemowy pokrywały się z przekonaniami Evandry, idealnie trafiał w wyznawane przez nią ideały i powtarzane hasła. Nie miała dotychczas okazji, by go poznać i przekonać się o prawdziwości jego słów, ale zaufanie, jakie pokładał w nim Tristan, w zupełności jej wystarczało. - Zależy mi na sprawiedliwości i spokoju w wolnym świecie. - Skąd wiadomo, że się uda? - Historia pokazuje, że takie zmiany nie dzieją się jednego dnia, a potrzeba lat, by ich wprowadzenie się umocniło. Wątpię, bym na własne oczy ujrzała ten nowy, lepszy świat, ale robię to dla swoich dzieci. Wiem, że wycofując się nie przyniosę niczego dobrego ani sobie, ani mojej rodzinie. Nie pozbawię nas szansy, nie to przysięgałam. - Przede wszystkim samej sobie. Zacisnęła nieco mocniej palce na ramieniu brata, chcąc mieć pewność, że wciąż jej słucha, a nie odpłynął we własnych przemyśleniach. - Nie ma nic złego w tym, że ogarnia cię strach. Ja też się boję - mówiła dalej, choć ton jej głosu wcale na to nie wskazywał. - Lecz nie możemy dopuścić do sytuacji, w której nad nami zapanuje. - Była w stanie z łatwością wymienić wydarzenia, jakie zapadły jej w pamięć z tego właśnie względu. Nie zliczy momentów, kiedy straciła nad sobą kontrolę - nad ciałem i umysłem. Zawsze łatwiej sypać radami, niż samemu się do nich stosować, ale kto będzie miał ich najwięcej, jeśli nie ten, który wciąż się potyka.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Wybrzeże [odnośnik]30.03.21 21:12
Paskudne szkodniki zalęgły się w mej głowie i brużdżą tam, mącą, podsycają wszystko, co złe. To przez nie mam koszmary i przez nie myślę, że Evandra mi nie odpowie i odwróci się ode mnie. Najpierw, dosłownie i jeszcze przez kilka chwil będę mógł patrzeć na jej filigranową figurę i szczupłe plecy, a później - metaforycznie, a wtedy ten widok będzie moim ostatnim wspomnieniem siostry. Ładnym, muszę przyznać, lepiej się czuję, mając za sobą huk wzburzonego morza. Jednak oboje jesteśmy z krwi dziećmi Lestange'ów, chociaż tylko jej jest w tym do twarzy.
Ładniutka, malutka, drobniutka: nakazuję sobie natychmiast przestać to robić. Zdrabniać ją i trzymać z dala od kategorii dla dorosłych. To byłoby pyszne rozwiązanie, pomniejszyć ją i schować do kieszeni. Siostrzyczka-Calineczka, czułbym się big brotherem pełną gębą, ale znając siebie i swą niezdarność... To pewnie ja byłbym tym, który ją podeptał. Ją, jej racje, jej marzenia, plany i serce. Serce zresztą zdruzgotać najłatwiej, to zastanawiające, na ile jesteśmy odporni, a jednocześnie, jak mało potrafimy znieść. Mężczyzn ponoć stworzono do walki, a więc to one - kobiety - muszą znosić gorsze ciosy. Wszystko, co padnie w nas, trafia w nie, mam być tarczą, a jestem kurwa, pierdolonym lustrem. Gdybym miał nim być, to chciałbym ją po prostu zapewniać każdego ranka, że sprosta nowemu dniu. Pokazywać jej ją, a nie odbijać wszystko dookoła, a przy dogodnym padaniu promieniu słońca, być zdolnym palić mrówki. To nie tak miało być. Wszystko jest nie tak, a ja, ja wreszcie zyskuję chwilę na autorefleksję nad własnym, pieprzonym szczęściem.
Tak żyję, na farcie.
A jednocześnie na cudzej łasce. To stąd te mdłości, bo zawsze mierziła mnie jałmużna brana na okrągło. Proszalne dziadki o powykrzywianych kolanach od reumatyzmu i lumbago to jedno, ale mężczyźni tacy, jak ja? Płaszczyłem się przed Rosierem, płaszczyłem się przed nestorem i już wiem, że niżej nie upadnę. Albo? Jeżeli zrobię to, co muszę? Wcale nie muszę. Zawsze jest wybór, a moja wymówka, to wymówka tchórza.
Tak sądzę, że myślenie o śmierci już ze mną zostanie. Ciężko to odpuścić, kiedy wiem, że jeden i zły ruch i... tyle. Ciągle zastanawiam się, czy to będzie marny koniec, czy ulga i wybawienie. Nie zrobiłem wszystkiego, co chciałem zrobić, no i wciąż czuję ogromne zobowiązanie względem Evandry. Muszę się czymś zająć, na przykład szukaniem sensu. Gdy już go znajdę, wrócę do niej i - przeproszę. Albo nie szepnę słowa, bo będziemy po prostu wiedzieć, że wszystko już jest w porządku. Tyle wystarczy, naprawdę. To nie są cuda.
-Ty - mówię, cicho i smutno, unosząc swą brodę, by widziała mnie teraz dumnego i pewnego siebie, by wierzyła w moje słowa, by zechciała się w nich położyć i odpocząć - ty, jesteś dobra, Evandro - kończę zdanie nieznoszącym sprzeciwu tonem i chwytam jej dłoń, by zamknąć ją w swojej, zgrabiałej i szorstkiej. Zapuszczam się, nie dbam o siebie w ogóle, więcej uwagi poświęcam moim roślinom, niż sobie. O nie jeszcze dbam, choć też stały się nieco przygaszone i część zwiesiła liście -zrobiłaś kiedyś coś naprawdę, naprawdę złego? Coś, takiego, co nie opuszczałoby cię nawet na chwilę, coś tak złego, że miałabyś wrażenie, że to zostanie z tobą na zawsze? - pytam siostry, bo wiem, że zaprzeczy.
-Gdyby wdarli się do Château Rose, chcieliby zemsty. Za to, co spotkało ich rodziny, za to, że musieli ginąć i uciekać - przyznaję jej w tym rację, prawie obojętnie - wojna z nas wszystkich czyni potwory. Ja nie chcę być jednym z nich, ale taki będę, jeszcze gorszy - dodaję z goryczą, zgrzytam zębami, a kiedy ona ociera łzę z mojego policzka, przyciskam twarz do swojego ramienia, by mieć ją przy sobie dłużej, tyle, by starczyło mi na zapas. Może ją to boleć, kiedy to do mnie dociera, przestaję i puszczam ją zupełnie wolno, choć bardzo, bardzo chcę mieć ją blisko.
-Czarny Pan... jest tyranem - cedzę przez zęby, odwracając wzrok. Krzywię się cały, wstrząsa mą, obawiam się, że ją tym wystraszę, tym i pianą na ustach - buduje swoją potęgę na strachu. Żąda bezgranicznego oddania, a co daje w zamian? Świat ze snów? Taki, w którym jedni ludzie się liczą, a innych można kopnąć, jak bezpańskiego kundla? - pytam Wandzi i choć staram się być spokojny, głos mi drży, a ręce bezwiednie zaciskają się w pięści - czy to jest sprawiedliwe, że giną ludzie i czarodzieje tylko za to, że w ich żyłach nie ma ani kropli czarodziejskiej krwi? Gdybym postawił przed tobą w szeregu trzy osoby i kazał wskazać tą, która jest mugolakiem, rozpoznałabyś ją? Po czym? I czy to wystarczyłoby, żeby wysłać ją na śmierć? - peroruję, coraz bardziej tracąc nad sobą kontrolę - oni wszyscy chcą po prostu żyć, Evandro. Nic więcej. My mieliśmy swoje życie w pałacu, oni mieli swoje, w mieszkaniu na Pokątnej, na zapchlonej stancji na Nokturnie, nieważne. Nie mamy żadnego prawa, żeby im to odbierać - stawiam się coraz bardziej, nie wierząc, że tak jawnie zdradzam jej to wszystko, co parę miesięcy temu okrywałem płaszczykiem ostrzeżeń oraz aluzji.
-Dawno temu rozmawiałem z Tristanem i zapytałem się go, co zamierza zrobić z charłakami. Możesz się domyślić, co mi odpowiedział. Później - cichnę, bo to w chuj trudne, mówić o tym, mówić to jej. Chciałem trzymać ją z daleka od całego zła, tymczasem znajduje się w jego gnieździe. Durny, durny, durny - później zapytałem, co by zrobił, gdyby Evan nie miał magicznych mocy. Co by zrobił, gdyby dziecko Mathieu urodziło się pozbawione magii - wypluwam z siebie zdanie po zdaniu, dygocząc z emocji i złości, która telepie mną na całego - najpierw milczał. A później odparł, że Mathieu zrobiłby to, co słuszne. I spytał, co zrobiłbym ja. Powiedziałem mu, że też zrobiłbym to, co słuszne. Bo nasze przekonania co do tego, co jest dobre, a co złe, się nie pokrywają - wtedy nie musiałem kłamać, teraz prawda płynie ze mnie jak woda do wanny, żeby uratować ćpuna, który przedawkował heroinę. Uda się, czy się nie uda?
-Obiecałem twojemu mężowi, że będę służył Czarnemu Panu. Złożyłem mu Przysięgę Wieczystą. Dał mi wybór, do niczego mnie nie zmuszał. Tak naprawdę, podarował mi życie. Jeśli coś mi się stanie, będziesz przynajmniej wiedzieć, dlaczego i za co umarłem. Przepraszam Evandro - przepraszam ją za wszystko. Za to, że nie umiem trzymać jej z dala, za to, że zrzucam na jej barki tak ogromne brzmienie, za to, że musi mieć za brata kogoś takiego, jak ja. Zdrajcę, który zdradza wszystkich, swoją rodzinę, krew i przyjaciół. Sprzedałem ich wszystkich za ostatnią działkę. Nie będzie tego dużo. Starczy na kilka miesięcy.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Wybrzeże - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Wybrzeże [odnośnik]30.03.21 23:42
Od strony morza zerwał się wiatr. Był silny, gwałtowny i zupełnie inny od wiatrów, które znał Francis. Przypominał porywisty podmuch gór, który uderzał nagle, a później znikał, pozostawiając po sobie pustkę i niezwykłą ciszę. Niczym operowa melodia dął w stronę brzegu, hucząc i szumiąc, porywając włosy, szamocząc ubrania, przeszywając przeraźliwym, dotkliwym chłodem. Potem cichł, jakby budował napięcie i gasł, robiąc należne miejsce chórowi syren, gromadzących się na ostrych skałach. Tańczył po tafli morza, zbierając z wierzchu krople wody i kołtuniąc je po kilku jardach, pieniąc i burząc. Kiedy znikał, zmarszczki powstałe na morzu wygładzały się powoli. Niósł w sobie niepokój. Niósł w sobie dziwny lęk. Niósł w sobie cudzą obecność, którą mógł odczuć tylko Francis, z niepokojem spoglądając w stronę horyzontu. Kiedy wybrzmiały ostatnie słowa — przeprosin i pożegnania poczuł coś dziwnego. Serce przyspieszyło w swoim rytmie, zadudniło mu w piersi niczym śmiertelnej agonii, a magia w jego żyłach zawrzała. Nie był pewien, dlaczego i co się działo. Nie mógł wydusić z siebie słowa, znaleźć zrozumienia w zachodzącym zjawisku. Palący ból wewnątrz niego rozpalał go od środka. Czuł się tak, jakby miał pęknąć, mając w sobie za dużo wszystkiego. Był tylko człowiekiem — wyjątkowym, magicznie uzdolnionym, pełnym emocji, trosk i bolączek, ale wciąż zwykłym śmiertelnikiem. Ból przeszył jego skronie w potwornej torturze, a we własnych myślach usłyszał echo wszystkich głosów z ostatnich godzin, dni, tygodni. Słyszał swoje imię wypowiadane setkami innych ust, widział tysiące spojrzeń kierujących się prosto na niego, aż w końcu czuł dziesiątki rąk chwytających jego ciało, rozrywających ubranie, łapiących skórę, próbujących mu pomóc wydostać się z tego ciasnego, niepasującego naczynia. Gorąc skutkował kroplami potu, które wstąpiły na jego czoło i skronie, ale z gardła nie wydostał się żaden krzyk, oczy nie były w stanie się zamknąć, a wyprężone niczym struna ciało poruszyć się, choć drżał. Zawisł w powietrzu w potwornej męczarni rozrywany od środka, jakby coś wychodziło z niego na zewnątrz, tnąc organy wewnątrz niego, taplając się w gorącej, bulgocącej posoce zmieszanej z żołądkowym kwasem. Nie był w stanie tego znieść. Nie był w stanie dłużej wytrzymywać. Prawa ręka pokryła się siatką czarnych jak smoła żył, które wyraźnie uwypukliły się pod skórą — ta jednocześnie bledła, schła, kurczyła się. Im silniej magia w jego krwi pęczniała, a dłoń dzierżąca różdżkę sztywniała, żyły zmieniały się w czarną pajęczynę, tym ciaśniejsze wydawało mu się jego ciało, i większe jego wnętrze. Skóra, jasna niczym kość słoniowa, cienka niczym papirus była zbyt mocno naciągnięta. Pękła w końcu. Pękała kawałek po kawałku, ale spod niej nie spłynęła krew. Ciało rozpadało się, kruszało. I kruszało aż zmienił się w proch.
Proch porwał wiatr, otulając Evandrę zapachem domu na chwilę.
I nastała cisza.

Po Francisie została garstka popiołu. Powietrze zamigotało, unoszący się wokół pył przeistoczył się w skrzące niczym diamenty drobiny rysując w pustej przestrzeni dobrze znaną jej sylwetkę brata. Był niegotowy do opuszczenia ziemskiego padołu, zbyt wiele spraw trzymało go na ziemi, by spokój zabrał go za kurtynę cienia.
Umarł dziś dla świata.
Zbudził się jako duch.
Jego ciało wyglądało zupełnie tak, jak chwilę wcześniej, choć było niematerialne — nie czuł zupełnie nic. Jego prawa dłoń nosiła jednak ślady — pajęczynę ciemnych żył, wyglądających jak przedziwne, nietypowe magiczne oparzenie.

| Francis, w związku ze złamaniem przysięgi wieczystej umierasz. Data tego wątku powinna zostać zmieniona na ostatnią aktualnie rozgrywaną. Nad Twoimi rozgrywkami od momentu złożenia przysięgi czuwał Ramsey, jeśli masz jakieś pytania dotyczące dalszych losów postaci zapraszam na PW. Decyzja Mistrza Gry jest ostateczna i niepodważalna, zapewniam, że jest zaznajomiony z Twoimi grami jak i korespondencją. Zaznaczam, że nie ma możliwości otwarcia dyskusji dotyczącej różnorakiej interpretacji słów przysięgi, która jest jasna i oczywista. Pomimo próśb, sugestii, wskazówek i ostrzeżeń z mojej strony, będących wyrazem szczerej sympatii, a także dobrej woli, nie zdecydowałeś się zaniechać dalszych prób testowania działania przysięgi. Z twojego konta zostało odpisane 300 PD, Twoja postać zmieniła się w ducha. Masz obowiązek zmienić kartę postaci na duszną, kod został Ci przesłany drogą prywatnej wiadomości. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki, możecie pisać dalej.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]07.04.21 12:44
”Jesteś dobra, Evandro.” Odwróciła od niego wzrok, wbiła go w zszarzały piasek, po raz pierwszy w życiu tak bardzo nie mogąc zgodzić się z jego słowami. Żadne tłumaczenia nie będą dla niej taryfą ulgową. Nieme przyglądanie się stosowanym, bezwzględnym metodom nie jest warunkiem dla obchodzenia się z nią delikatnie i oboje doskonale o tym wiedzieli. Nie uwolniła się, gdy przycisnął jej dłoń do swojego ramienia, choć dotyk ten palił dobrze znanym poczuciem winy.
Czy rozpoznałaby mugola, gdyby ustawiono przed nią takowego? Czy miałaby odwagę unieść różdżkę i pozbawić go życia? Zaraz przed jej oczami pojawiły się sylwetki osób, jakich darzyła sympatią, a którzy to nie mogli pochwalić się nieskazitelnym rodowodem. Napotkana z początkiem września Emma Frey była jednym z pierwszych kubłów zimnej wody, jakie zmyły jej głowę. Wcześniejsze rozmowy z posiadaczami szlachetnej krwi opierały się na ataku na mugoli i bezwzględnej ocenie okrutnych zachowań obrońców szlamu, z jakimi Evandra nie do końca się zgadzała, lecz z każdym dniem coraz bardziej utożsamiała się z ich przekonaniami. Rozmowa z Emmą pozwoliła jej spojrzeć na ten konflikt z innej, dawno nie dostrzegalnej strony, ale było to wciąż za mało, by zmienić punkt widzenia mocno osadzonej w konserwatywnym środowisku lady Rosier.
”Oni wszyscy chcą po prostu żyć” - gdyby tylko było to takie proste, czarodziejska społeczność nie musiałaby się od setek lat ukrywać, obawiając się szkalowań ze strony mugoli. Ścigani, torturowani, topieni, paleni na stosie, czy lata poniżania i tępienia można było ot tak odepchnąć w niepamięć? Czy nie należało skorzystać z okazji, kiedy wreszcie nadarzyła się możliwość na odzyskanie tego, co było im prawdziwie należne? ”Nie mamy prawa im tego odbierać”, tak jak i oni nie mieli prawa, by zastraszać czarodziejów i spychać na odległy margines. Evandra nie była zwolenniczką lex talionis, ale nadstawiania drugiego policzka także nie. Chciała się sprzeciwić, wyjawić swoje zdanie, lecz głos ugrzązł w gardle, pozwalając Francisowi na kontynuowanie spowiedzi.
Kolejna fala zimnych dreszczy, niewywołana nagłym, porywistym wiatrem, a wypowiadanymi przez brata słowami. Choć tłumiła w sobie niewygodną prawdę, dobrze wiedziała co znaczy ”zrobić to, co słuszne”. Nie sprzeciwiłaby się, gdyby Evan nie wykazał magicznych zdolności do dnia jedenastych urodzin, hipokryzją byłoby pozwolić mu żyć, podczas gdy śmierć ponoszą setki. Prawdą było, że zaczęła przywiązywać się do posiadanego syna, oswajać się z myślą, że od niemal roku jest matką, nie była jednak jedną z tych kobiet, które poświęcały całe swoje życie i uwagę latoroślom - nie chciała nią być. Świadomość obowiązku przedłużania rodu była w niej głęboko zakorzeniona; gdyby nie wojna i powiązane z nią następstwa, zapewne nosiłaby już pod sercem drugą pociechę. Słabym, ogarniętym chorobami dzieciom zdarzało się szybko umierać, dlatego też nikt nie przywiązywał się do nich zanadto do momentu, w którym można było się nimi pochwalić w towarzystwie. Zerknęła na dygoczącego ze złości Francisa i w jednej chwili zaczęła obawiać się zdradzenia mu własnych przemyśleń w poruszonym przez niego temacie. Skoro nie rozumiał, gdy mówili mu o tym Tristan i Mathieu, dlaczego miałby zrozumieć ją?
Na dźwięk wspomnianej przysięgi jej oczy powiększyły się do rozmiarów galeonów, kiedy w zdumieniu wpatrywała się w twarz brata. Zbyt wiele sprzecznych informacji, zbyt wiele elementów układanki, których boki nijak nie chciały do siebie pasować. Dlaczego teraz wybielał Tristana, kiedy przed momentem stwierdził, że służy tyranowi?
- Skoro się z nim nie zgadzasz, to dlaczego… - Chciała wtrąć się od razu, zdobyć brakujące informacje, elementy, jakich wciąż było jej brak, ale nagłe wydarzenia zmusiły ją do przerwania wpół zdania.
Do jej uszu dotarł zawodzący śpiew zebranych na ostrych skałach syren, lecz nie na zrozumieniu ich słów miała się teraz skupić, a na wykrzywionej w agonii twarzy Francisa. W panice podniosła się na klęczki, poszukując wskazówek dla przyniesienia mu ratunku. Nie zwróciła uwagi na strużkę krwi, jaka sączyła się do jej warg; lepkość na ustach zwykle była pierwszym sygnałem alarmującym o rychłym ataku.
- Co się dzieje?! Francis! - Krzyk brata, będącego od zawsze jej najbliższym, ranił dogłębnie, kreśląc kolejne bruzdy na rozharatanym sercu. Nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnie strasznego widoku. Momentalnie zebrało się jej na mdłości, a obiegające całe ciało mrowienie odbierało władzę w kończynach. Chciała przycisnąć go do siebie, przejąć ból, uwolnić go od rozrywającego ciało cierpienia.
W ostatnich chwilach życia Francisa była święcie przekonana, że mu pomaga, że jej wysiłek nie idzie na marne. Karmiła się złudną nadzieją, wytrzymując ból, jaki nagle zaczął targać jej ciałem, zupełnie jakby zgromadzona w niej energia rozszarpywała ją od środka.
Zawiodłaś!
Zbyt późno zorientowała się, że na nic starania, na nic usilne próby powstrzymania śmiertelnego efektu. Ściskający płuca kaszel zmuszał do wypluwania kolejnych krwawych plam na chłodny piasek, zabierając dech.
- Nie! - Rozpaczliwy krzyk wydarł się z jej piersi, gdy ulatujący z wiatrem proch bezpowrotnie odebrał jej nadzieję na odwrócenie skutków tak silnej magii. Zaciśnięte pięści ostatkiem sił sypnęły ze złością zgarniętym piaskiem w miejsce, w którym jeszcze przed momentem siedział jej brat.
Poddała się. Ogarnięte atakiem serpentyny ciało opadło bezwiednie na plaży, ćmiący ból pulsował w tylko sobie znanym rytmie, skutecznie udaremniając powzięcie jakichkolwiek działań; żadna z kłębiących się w niej myśli nie otrzymała kształtu. Szeroko rozwarte oczy zdążyły jeszcze dostrzec skrzące się magią drobinki i formującą się z nich znaną sylwetkę.
Czyżbyśmy umarli oboje?



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Wybrzeże [odnośnik]02.08.21 20:37
Wiedziała, że to w końcu się stanie.
Giselle Lestrange przeczuwała to już przed laty, dawno temu, gdy przyciskała do piersi krzyczące niemowlę, chłopca, czując na sobie lodowaty wzrok położnej, wiedźmy, wieszczki, szepczącej do jej ucha najgorszą z przepowiedni. Była jednak zbyt szczęśliwa, by ją posłuchać, chciała oszukać los, wykraść mu radosne dekady, lecz im szybciej postępowały, tym wyraźniej pamiętała suche ostrzeżenie wiekowej czarownicy, stojącej na krawędzi życia i śmierci. Syn miał przynieść wstyd i rozpacz, zgryzotę i zagubienie, miały w nim kumulować się najgorsze cechy obłąkanych Lestrange'ów; miał stać się ofiarą, chaosem, skupiającym w sobie wszystko to, co złe, by uchronić przed tym losem inne dziecko. Tak to sobie tłumaczyła, przygotowując się na ostateczny cios - ten miał nadejść tak czy inaczej, ostatnie poczynania syna martwiły ją, budząc złość i żal, a każda kolejna plotka, docierająca na Wyspę Wight, raniła ją tak mocno, że wydawało się, że nie ma już serca, że wstyd i gniew wyczyściły ją z matczynej słabości.
Może dlatego nie płakała, gdy służba poinformowała ją o tragedii, niewytłumaczalnej, szalonej, opartej na wyszeptanych przez półprzytomną Evandrę słowach. To o nią zmartwiła się bardziej, wszak Evandra pozostała przy życiu; Evandra była jej promykiem, iskrą, młodszą wersją jej samej; nadzieją i pociechą, największą dumą. Lęk o samopoczucie córki przyćmił rozpacz, od razu, po krótkiej rozmowie z mężem, ruszyła do dawnych komnat Evy, by czuwać przy wezgłowiu łoża. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ilu uzdrowicieli uspokajało ją, że lady doyenne po prostu śpi, zmożona emocjami oraz podanym jej eliksirem uspokajającym - wpatrywała się w bladą twarz córki, ignorując łzy cieknące po własnych policzkach. Nie chciała wiedzieć więcej, nie chciała też widzieć w jej rysach Francisa, lecz mimo wszystko myśli krążyły wokół tego, który odszedł. Może tak było lepiej. Lepiej niż znów wstydzić się, wściekać, a potem płakać w poduszkę, nie rozumiejąc, gdzie podział się jej mądry, dzielny syn - i dlaczego zastąpił go krnąbrny szaleniec, przynoszący zawód rodzinie.
Nie, nie mogła pozwolić sobie na zapętlenie w żalu. Otarła wierzchem dłoni łzy - i może to ten gest w końcu rozbudził Evandrę. Powieki zatrzepotały niczym skrzydła motyla, a lady Giselle pochyliła się nad powracającą do przytomności córką, składając na jej czole przelotny pocałunek. - Spokojnie, kochanie. Już wszystko dobrze. Jesteś w domu - powiedziała cicho, wilgotnym od łez głosem, mocnym jednak, spokojnym, jak wtedy, gdy nad Wyspę nadchodziły potworne burze a ona - mimo, że sama przejęta lękiem - stanowiła dla swych dzieci opokę, niewzruszoną podporę, przekonując, że nic im nie grozi.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.08.21 11:09
Pobudka, księżniczko!
Zatrzepotały rzęsy w poszukiwaniu smug światła w głębokiej ciemności. Wdzierający się zewsząd chłód bił od szorstkich, kamiennych ścian dobrze znanego miejsca. Sądziła, że już nigdy nie wróci do spowitej czernią klaustrofobicznej komnaty, tej samej, w której zdawała się spędzić wieczność wśród własnych demonów; w czasie, w którym nieznana moc odebrała jej władzę nad samą sobą i przykuła do łoża na długie tygodnie.
Nie, tylko nie znowu to!
Rozszerzające się do granic możliwości źrenice, szukające gorączkowo znanych elementów. Wystająca cegła, szpara pod sufitem, nadzieja na ucieczkę. Wtem przyszedł nowy chłód, zdecydowanie wcześniej, niż zwykle, inaczej niż go pamiętała. Po drobnym ciele przeszedł dreszcz, wdzierająca się wszelkimi szczelinami woda z wolna zalewała komnatę, mrożąc okrutnym lodem bose nogi. Wilgoć ciążyła na brzegu jasnej sukni, utrudniając stawianie kroków. Podłoże prędko pokryło się mułem, poranione już wcześniej chropowatą nawierzchnią stopy, coraz mocniej zatapiając miotającą się w panice sylwetkę.
Płyń, Evandro!
Przyspieszone bicie serca rozpraszało myśli. Cóż za ironia losu, córa Lestrange'ów nie potrafi pływać? Śmiertelna choroba? Wymówki! Podjęta próba, chęć pozostania na powierzchni, ucieczki przed tym, co nieuchronne. Wysuwające się z wody upiorne, pokryte błoną palce chwytały zapalczywie za materiał sukni, za ręce i kostki, dotyk parzył, zostawiając na białej skórze czerwone, okrutnie palące rany.
Vigyél magaddal, zabierz mnie ze sobą!
Błagalne słowa wybrzmiały jeszcze ponad powierzchnią wody, łapczywie chwytane ostatnie hausty powietrza. Czy żaden z trytonów nie usłyszał wołania? Stracony pod stopami grunt, rozpierający płuca ból, zatracenie w głębokiej, bezkresnej toni. Ułamek sekundy, tylko tyle wystarczyło, by paniczne ruchy ustały, bezwiednie akceptując otrzymany los.
Jeszcze nie czas, jeszcze nie dziś.
Wypchnięta gwałtownie, z trudem łapiąc oddech, rozwarła powieki, w panice rozglądając się wokół. Dochodzące ze zdobionych kinkietów światło drażniło w pierwszej chwili, zmuszając do odruchowego mrużenia oczu. Spoczywająca na łożu, otulona miękkością pościeli, czuła się tu nieco nieswojo. Pogodzona z myślą, że Thorness Manor miało nie być już dla niej domem, przestała tęsknić za niewinnością i beztroską, z jaką tutejsze mury zawsze jej się kojarzyły. W rogu obrazu o złotej ramie zawieszonego na przeciw łóżka, chował się psidwak, zerkając niepewnie, w każdej chwili gotów do ucieczki - niegdyś przywodził na twarzy uśmiech, teraz tylko rozdzierał boleśnie zasklepione dawno rany. Cichy głos matki zapewniający o bezpieczeństwie dotarł do jej uszu, przebijając się przez grubą warstwę nagromadzonych myśli.
- Anyu? - zwróciła się zduszoną trytońszczyzną do pochylonej nań kobiety o jasnych, anielskich włosach. - Co się stało? - Nie musiała wcale pytać, wymalowane na twarzy matki zmartwienie prędko przypomniało Evandrze skąd w ogóle wzięła się na Wight. - Francis… - Coś zagotowało się w jej wnętrzu, półwila prędko podniosła się, by usiąść i odgarnąć warstwy pościeli, gorące i wilgotne od potu. Znów zakręciło jej się w głowie, lecz wzmocniona przyjętymi eliksirami prędko powstrzymała wezbrane mdłości, odgarniając z twarzy lepkie kosmyki. - Czy on…? - Chciała odnaleźć opuchnięte od płaczu spojrzenie matki, zyskać pewność, że jest już znów na jawie.
Skróć cierpienie, pozwól wrócić do nicości.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach