Wybrzeże
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Na terenach posiadłości nie mogło zabraknąć specjalnie wydzielonej części wybrzeża, dostępnej tylko i wyłącznie dla rodziny Lestrange oraz ich znamienitych gości. Piaszczysta plaża w słoneczne dni urokliwie skrzy się w słońcu, a spokojne fale dobijają do brzegu kojąc swoim szumem. W okolicy bardzo często można natknąć się na syrenę lub trytona, lecz ujawniają się one jedynie zaufanym osobom. Na wydmy prowadzą drewniane schody lub szerokie ścieżki, za którymi znajduje się niewielka łąka, a tuż za nią rozpościera się las.
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Do pierwszego spięcia doszło na plaży, a pomimo zapewnień o pokojowym nastawieniu, wzajemne przytyki Madeline oraz Elise nie były wcale tak subtelne, jak sądziły wypowiadające je damy. Reszta towarzystwa oceniła je słowem bądź grymasem wymalowanym na twarzy, z czego te drugie wyrażały czasem znacznie więcej. Na całe szczęście gospodyni wieczorku nie była w stanie dosłyszeć potyczki dwóch kobiet, a tryton oraz syreny nie zwracały na nią najmniejszej uwagi.
Wodne stworzenia kontynuowały swoją pieśń, a gdy Elise oraz Elodie dołączyły do nich, melodia przybrała zdecydowanie żywszego brzmienia. Kolejne damy próbowały także przekonać strażnika skrzyni, by powierzył im ją niechybnie, lecz przez większą część trwania uczty dla uszu tryton pozostawał niewzruszony. Dopiero słowa Rosalie sprawiły, że skierował spojrzenie w stronę półwili, a Fantine wraz z Leią utrzymały jego uwagę na sobie. Być może nie do końca rozumiał, o czym rozprawiały arystokratki, lecz tembr głosu Darcy sprawił, że na twarzy istoty przemknął cień uśmiechu. Syreny zakończyły swój występ i zamilkły, a wraz z nimi panny Nott i Parkinson; tryton nie zamierzał długo pozostawać nieugięty i gdy lady Rosier skończyła go przekonywać, pchnął skrzynię delikatnie w stronę hipnotyzerki.
Drewniana szkatuła dotarła do brzegu razem z delikatną falą, podmywającą nieznacznie rąbki sukienek tych dam, które znajdowały się bliżej morza. Otwarcie skarbu nie stanowiło większego problemu dla czarownic, a po uniesieniu się wieczka mogły zarejestrować, że tryton – mając poczucie spełnienia powierzonego mu zadania – zniknął w morskich odmętach.
Skrzynia wypełniona była mnóstwem muszelek wszelkiego rodzaju, służącymi raczej za ozdobę wobec tego, co znajdowało się na nich. Siedem atłasowych woreczków o niewielkich rozmiarach i w kolorze odcieni niebieskiego zawierało w sobie najróżniejsze ingrediencje. Madeline pochwyciła ten, w którym znajdowały się pióra hipogryfa, a w ręce Elise trafił woreczek z lekką zawartością piór memrotka. Zupełnie przypadkowo Elodie odnalazła w swoim pióra z pawiego ogona, a Rosalie natrafiła na owoce czarnej jagody. Znaleziskiem Fantine okazał się być korzeń imbiru, Leia odkryła liście mięty, a Darcy wodnej gwiazdy.
Pomiędzy woreczkami znajdowała się niewielka karteczka, z której szlachcianki mogły odczytać zapisane ręcznie przez Marine polecenie.
Spalcie je w ogniu płonącym na rozdrożach, a nawiedzi Was ktoś naprawdę wyjątkowy.
Choć dookoła znajdowały się lampiony oświetlające drogę, żaden z nich nie wyglądał na dobrą podstawę pod ognisko. Na całe szczęście wszystkie trzy zdobyte przez czarownice mapy wskazywały, że oddalenie się od plaży i ruszenie w kierunku południowo-zachodnim może okazać się rozwiązaniem ich zagadki; symbol płomienia nie znajdował się na pergaminie przypadkowo.
Decydując się na opuszczenie plaży, damy ruszyły ścieżką wytyczoną przez lewitujące lampiony – ta poprowadziła je w kierunku wydm, a później drewnianymi schodkami prosto na ich szczyt, skąd rozciągał się malowniczy widok na skąpane w świetle księżyca morze. Z oddali można było ujrzeć Thorness Manor, które damy zostawiały za sobą coraz bardziej.
Wydmy szybko zmieniły się w łąkę, a krótki spacer w doborowym towarzystwie pomógł kobietom dotrzeć do celu. Z daleka mogły zauważyć już płonący stos, usytuowany na skrzyżowaniu dwóch wąskich ścieżek. Obok paleniska znajdowały się trzy skrzynie, identyczne jak ta, którą arystokratki otrzymały wcześniej od trytona. Tym razem jednak zawartością nie okazały się muszelki, a różnorodne ingrediencje pochodzenia zwierzęcego i roślinnego, które miały wspomóc rozrośnięcie się płomieni.
Do jednej ze skrzyń przybita była kolejna enigmatyczna notatka.
Instrukcje z wcześniejszej były dość proste, a bystre damy w mig mogły domyśleć się, że wymagany od nich rytuał ma coś wspólnego ze świętem Samhain, podczas którego miał przypadać ślub Marine. W woreczkach znajdowały się jedynie ingrediencje szlachetne, co sugerowało, że właśnie takie należało wrzucać do ognia.
Pożegnanie z Wyspą Wight
Przed Wami rytuał wymagający spalenia ingrediencji zwierzęcych i roślinnych w ognisku. W tym celu rzucacie kością k100, a dodawane są bonusy wynikające z biegłości zielarstwa lub opieki nad magicznymi stworzeniami (zaznaczcie to proszę pod postem).
Postacie nieposiadające woreczka mogą napisać, że wybrały dowolne ingrediencje z dostępnej listy. Uwaga, nie wybieramy składników, których nie posiadamy w ekwipunku, tak więc do ognia nie wrzucamy serc.
W tej turze rzuty wszystkich dam sumują się, a zgodnie z zapowiedzią możecie oczekiwać gościa, który pojawi się w następnej kolejce. Jeśli suma rzutów przekroczy 500 oczek, gość przyniesie Wam dobre nowiny. Jeśli mniej, być może czyjaś wiara we własne siły zostanie zachwiana C;
W trakcie trwania wieczorku panieńskiego wyniki rzutów kośćmi sumować się będą indywidualnie dla każdej z Was, w poniższym spoilerze znajduje się tabelka z punktacją. Dama z najwyższym wynikiem będzie zwyciężczynią zabawy oraz otrzyma fabularny upominek pod koniec wydarzenia.
Ilość spożytego szampana ma w tej kolejce znaczenie. Damy, które wypiły więcej niż dwa kieliszki, otrzymują karę do kości (- 5). W spoilerze znajduje się tabelka, przedstawiająca sytuację. W dalszym ciągu bardzo proszę o zaznaczanie kolejnych spożytych kieliszków szampana!
Trzecia kolejka potrwa 72h, a to oznacza, że następny post (lusterka) pojawi się w poniedziałek (4.02) - jeśli wszystkie posty pojawią się szybciej, ja oczywiście także postaram się odpisać wcześniej.
Umownie przyjmujemy, że czwarta kolejka trwa pomiędzy 19:40 a 20:40.
Trzy pierwsze posty otrzymują bonus do rzutu kością + 5 oczek.
W razie jakichkolwiek pytań lub próśb, moja skrzynka (Marine) stoi dla Was otworem.
Wodne stworzenia kontynuowały swoją pieśń, a gdy Elise oraz Elodie dołączyły do nich, melodia przybrała zdecydowanie żywszego brzmienia. Kolejne damy próbowały także przekonać strażnika skrzyni, by powierzył im ją niechybnie, lecz przez większą część trwania uczty dla uszu tryton pozostawał niewzruszony. Dopiero słowa Rosalie sprawiły, że skierował spojrzenie w stronę półwili, a Fantine wraz z Leią utrzymały jego uwagę na sobie. Być może nie do końca rozumiał, o czym rozprawiały arystokratki, lecz tembr głosu Darcy sprawił, że na twarzy istoty przemknął cień uśmiechu. Syreny zakończyły swój występ i zamilkły, a wraz z nimi panny Nott i Parkinson; tryton nie zamierzał długo pozostawać nieugięty i gdy lady Rosier skończyła go przekonywać, pchnął skrzynię delikatnie w stronę hipnotyzerki.
Drewniana szkatuła dotarła do brzegu razem z delikatną falą, podmywającą nieznacznie rąbki sukienek tych dam, które znajdowały się bliżej morza. Otwarcie skarbu nie stanowiło większego problemu dla czarownic, a po uniesieniu się wieczka mogły zarejestrować, że tryton – mając poczucie spełnienia powierzonego mu zadania – zniknął w morskich odmętach.
Skrzynia wypełniona była mnóstwem muszelek wszelkiego rodzaju, służącymi raczej za ozdobę wobec tego, co znajdowało się na nich. Siedem atłasowych woreczków o niewielkich rozmiarach i w kolorze odcieni niebieskiego zawierało w sobie najróżniejsze ingrediencje. Madeline pochwyciła ten, w którym znajdowały się pióra hipogryfa, a w ręce Elise trafił woreczek z lekką zawartością piór memrotka. Zupełnie przypadkowo Elodie odnalazła w swoim pióra z pawiego ogona, a Rosalie natrafiła na owoce czarnej jagody. Znaleziskiem Fantine okazał się być korzeń imbiru, Leia odkryła liście mięty, a Darcy wodnej gwiazdy.
Pomiędzy woreczkami znajdowała się niewielka karteczka, z której szlachcianki mogły odczytać zapisane ręcznie przez Marine polecenie.
Spalcie je w ogniu płonącym na rozdrożach, a nawiedzi Was ktoś naprawdę wyjątkowy.
Choć dookoła znajdowały się lampiony oświetlające drogę, żaden z nich nie wyglądał na dobrą podstawę pod ognisko. Na całe szczęście wszystkie trzy zdobyte przez czarownice mapy wskazywały, że oddalenie się od plaży i ruszenie w kierunku południowo-zachodnim może okazać się rozwiązaniem ich zagadki; symbol płomienia nie znajdował się na pergaminie przypadkowo.
Decydując się na opuszczenie plaży, damy ruszyły ścieżką wytyczoną przez lewitujące lampiony – ta poprowadziła je w kierunku wydm, a później drewnianymi schodkami prosto na ich szczyt, skąd rozciągał się malowniczy widok na skąpane w świetle księżyca morze. Z oddali można było ujrzeć Thorness Manor, które damy zostawiały za sobą coraz bardziej.
Wydmy szybko zmieniły się w łąkę, a krótki spacer w doborowym towarzystwie pomógł kobietom dotrzeć do celu. Z daleka mogły zauważyć już płonący stos, usytuowany na skrzyżowaniu dwóch wąskich ścieżek. Obok paleniska znajdowały się trzy skrzynie, identyczne jak ta, którą arystokratki otrzymały wcześniej od trytona. Tym razem jednak zawartością nie okazały się muszelki, a różnorodne ingrediencje pochodzenia zwierzęcego i roślinnego, które miały wspomóc rozrośnięcie się płomieni.
Do jednej ze skrzyń przybita była kolejna enigmatyczna notatka.
Czyż śmierć jest snem - gdy życie jest jak sen,
Którego każda scena to widziadło
Ulatujące sprzed oczu, a cień
Nieprzeniknionej śmierci pada grozą nagłą?
Dziwne, że błądząc ziemską ścieżką snu,
Wśród klęsk i nieszczęść ostrych jak kamienie,
Nie śmiemy myśleć, chociaż brak już tchu,
Że ten cień, który kresem jest - to przebudzenie.
Którego każda scena to widziadło
Ulatujące sprzed oczu, a cień
Nieprzeniknionej śmierci pada grozą nagłą?
Dziwne, że błądząc ziemską ścieżką snu,
Wśród klęsk i nieszczęść ostrych jak kamienie,
Nie śmiemy myśleć, chociaż brak już tchu,
Że ten cień, który kresem jest - to przebudzenie.
Instrukcje z wcześniejszej były dość proste, a bystre damy w mig mogły domyśleć się, że wymagany od nich rytuał ma coś wspólnego ze świętem Samhain, podczas którego miał przypadać ślub Marine. W woreczkach znajdowały się jedynie ingrediencje szlachetne, co sugerowało, że właśnie takie należało wrzucać do ognia.
Przed Wami rytuał wymagający spalenia ingrediencji zwierzęcych i roślinnych w ognisku. W tym celu rzucacie kością k100, a dodawane są bonusy wynikające z biegłości zielarstwa lub opieki nad magicznymi stworzeniami (zaznaczcie to proszę pod postem).
Postacie nieposiadające woreczka mogą napisać, że wybrały dowolne ingrediencje z dostępnej listy. Uwaga, nie wybieramy składników, których nie posiadamy w ekwipunku, tak więc do ognia nie wrzucamy serc.
W tej turze rzuty wszystkich dam sumują się, a zgodnie z zapowiedzią możecie oczekiwać gościa, który pojawi się w następnej kolejce. Jeśli suma rzutów przekroczy 500 oczek, gość przyniesie Wam dobre nowiny. Jeśli mniej, być może czyjaś wiara we własne siły zostanie zachwiana C;
W trakcie trwania wieczorku panieńskiego wyniki rzutów kośćmi sumować się będą indywidualnie dla każdej z Was, w poniższym spoilerze znajduje się tabelka z punktacją. Dama z najwyższym wynikiem będzie zwyciężczynią zabawy oraz otrzyma fabularny upominek pod koniec wydarzenia.
- Punktacja:
Dama Wynik Suma Rosalie Yaxley (retoryka) 55 + 30 = 85 156 Leia Yaxley (retoryka) 94 140 Elise Nott (śpiew) 57 + 60 + 5 = 122 208 Madeline Slughorn (retoryka) 11 + 5 + 10 = 26 141 Fantine Rosier (retoryka) 30 + 30 + 10 = 70 86 Elodie Parkinson (śpiew) 13 + 60 + 5 = 78 214 Darcy Rosier (retoryka) 59 + 60 = 119 179 Elaine Avery - 62 Callisto Malfoy - 147 Melisande Rosier - 23
Wyjaśnienie odnośnie trytoniej matematyki:
SUMA RZUTÓW NA RETORYKĘ - 26 + 85 + 70 + 94 + 119 = 394:50 = 7x10 = 70 200-70=130
Ilość spożytego szampana ma w tej kolejce znaczenie. Damy, które wypiły więcej niż dwa kieliszki, otrzymują karę do kości (- 5). W spoilerze znajduje się tabelka, przedstawiająca sytuację. W dalszym ciągu bardzo proszę o zaznaczanie kolejnych spożytych kieliszków szampana!
- Bąbelki:
- Po czwartej kolejce
Leia - 2 kieliszki
Darcy - 0 kieliszków
Madeline - 8 kieliszków ( - 5)
Elise - 1,5 kieliszka
Elodie - 3 kieliszki ( - 5)
Inara - 0 kieliszków
Rosalie - 0,5 kieliszka
Fantine - 4 kieliszki ( - 5)
Melisande - 2 kieliszki
Elaine - 3 kieliszki ( - 5)
Callisto - 2 kieliszki
Marine - 2 kieliszki
Trzecia kolejka potrwa 72h, a to oznacza, że następny post (lusterka) pojawi się w poniedziałek (4.02) - jeśli wszystkie posty pojawią się szybciej, ja oczywiście także postaram się odpisać wcześniej.
Umownie przyjmujemy, że czwarta kolejka trwa pomiędzy 19:40 a 20:40.
Trzy pierwsze posty otrzymują bonus do rzutu kością + 5 oczek.
W razie jakichkolwiek pytań lub próśb, moja skrzynka (Marine) stoi dla Was otworem.
- Mapy:
- Trzy egzemplarze znajdują się w posiadaniu Callisto, Lei i Maddeline.
I show not your face but your heart's desire
Już dawno nauczyła się, że słowa tak naprawdę nie mają prawdziwej mocy. Owszem, jeśli ktoś był niezwykle wrażliwy, potrafiły wyrządzić prawdziwą krzywdę, jednak Madeline zdecydowanie nie należała to takiego rodzaju osób. W rzeczywistości mało co było w stanie ją zranić. O wiele bardziej troszczyła się o swoją dumę, do której urażenia nie trzeba było wiele. Coś podpowiadało jej jednak, iż w towarzystwie obecnych dam nie musiała specjalnie się o to martwić.
Z drugiej jednak strony, potyczka z panną Nott nie sprawiła jej aż tak wielkiej przyjemności Nie dlatego, że słowa młodziutkiej dziewczyny, która o prawdziwym życiu zdawała się nie wiedzieć nic więcej, najwyraźniej nie dostrzegając niczego poza koniuszkiem własnego nosa, uderzyły w czuły punkt. Określenie stara panna nie stanowiło już dla niej żadnej obrazy. Słysząc je tyle razy, czy to jako przestroga, czy niemalże bluźnierstwo szeptane pod nosem, gdy zdarzyło jej się pojawić na salonach, teraz było jedynie kolejnym zwrotem, które najzwyczajniej odbijało się od jej ciała, jakby rzuciła na siebie zaklęcie protego mające obronić ją przed wszelkim złem. Niestety jednak, w momencie, w którym w końcu, czy to za sprawą alkoholu, czy też doskonale zaplanowanego wieczoru, zaczynała naprawdę dobrze się bawić, Elise Nott przypomniała jej, dlaczego zdecydowanie bardziej wolała towarzystwo tych, których ona nazywała pospólstwem. Oni przynajmniej zdawali się mieć pojęcie o tym, jak wyglądała prawdziwa zabawa.
- Mówi to osoba, na której palcu w dalszym ciągu nie widzę obrączki. Wyślij mi sowę, gdy za kilka lat będziesz potrzebowała porady odnośnie staropanieństwa. Chociaż może czas byś już teraz zaczęła się zastanawiać, co zechcesz ze sobą zrobić – mrugnęła w stronę dziewczyny, gryząc się w język i powstrzymując przed wypowiedzeniem z siebie o wiele ostrzejszych słów. Lata praktyki nauczyły ją tego, iż z niektórymi ludźmi nie warto było dyskutować. Niektóre rzeczy odbijały się od nich niczym od twardego muru – Pozwól, że to, co będzie się dziać pomiędzy mną i moim mężem pozostanie tylko i wyłącznie między nami – uśmiechnęła się dwuznacznie, mierząc lady Nott oceniającym spojrzeniem, którego nawet nie starała się ukryć – Ale jeśli kiedykolwiek będę potrzebować małżeńskiej porady od kogoś, kogo jedyną umiejętnością jest sączenie herbatki i zazdroszczenie innym powodzenia w życiu, będę wiedziała, do kogo się zwrócić – dokończyła, odwracając się powoli i nie zwracając większej uwagi na cokolwiek Elise miałaby jej do powiedzenia.
- Lady Yaxley, ja również radziłabym nie wtrącać się w rozmowę, która jej w żadnym stopniu nie dotyczy. Ponad to wydaje mi się, iż lady Nott jest odrobinę przewrażliwiona, skoro na moją szczerą pomyłkę zareagowała w tak niekulturalny sposób – rzuciła przechodnie w stronę kolejnej damy, która najwyraźniej należała do jednej z tych, które twardo obstawały przy nauczanych je wartościach, dla Madeline będących jedynie workiem bzdur – Bardzo chętnie – dodała, sięgając po kolejny kieliszek i nie spuszczając swojego spojrzenia z lady Yaxley, wychyliła jego zawartość za jednym razem, puste naczynie wciskając następnie w dłoń kobiety zanim sama oddaliła się w stronę plaży.
Nie spodziewała się, żeby jej starania zagadania trytona przyniosły jakikolwiek skutek. Mimo wszystko prawdziwą przyjemność sprawiało jej uczucie chłodnych morskich fal moczących jej stopy oraz suknię. Gdy tryton w końcu uległ, sięgnęła po jeden z woreczków, którymi wypełniona była skrzynia, znajdując w nim pióro hipogryfa. Następnie odczytała dołączoną notatkę, przez krótką chwilę zastanawiając się nad jej znaczeniem. W końcu przypomniała sobie o posiadanej mapie, i z satysfakcją odkryła, że zaznaczona została na niej lokacja z płomieniem. Bez dłuższego wahania, nie spoglądając więcej na pozostałe damy, z których większości w tym momencie miała już dość, ruszyła w wyznaczonym na mapie kierunku.
Po krótkiej przeprawie przez wydmy oraz łąkę, podziwiając srebrzyste światło księżyca, które sprawiało, że rozciągające się morze mieniło się odcieniami czerni, granatu oraz srebra, w zasięgu jej wzroku pojawiło się płonące ognisko, a wraz z nim trzy skrzynie oraz kolejna tajemnicza wiadomość. Madeline rozpoznała w zawartości skrzyń magiczne ingrediencje, pochodzące zarówno od zwierząt jak i roślin, dość szybko łącząc ich obecność oraz treść wiadomości ze świętem, w czasie którego przypadał ślub jej drogiej kuzynki. Słysząc nadchodzące w jej kierunku damy, kobieta zabrała się do pracy, zaczynając od ingrediencji roślinnych, które stanowiły dla niej znajomy grunt, jednocześnie przypominając o tym, iż pomimo wszelkich sprzeczności, które jej wybrana ścieżka życiowa przynosiła w towarzystwie zarówno dam, jak i pozostałych szlacheckich rodów, najbardziej liczyło się jej własne szczęście.
| zielarstwo na poziomie drugim, +1 kieliszek szampana
Z drugiej jednak strony, potyczka z panną Nott nie sprawiła jej aż tak wielkiej przyjemności Nie dlatego, że słowa młodziutkiej dziewczyny, która o prawdziwym życiu zdawała się nie wiedzieć nic więcej, najwyraźniej nie dostrzegając niczego poza koniuszkiem własnego nosa, uderzyły w czuły punkt. Określenie stara panna nie stanowiło już dla niej żadnej obrazy. Słysząc je tyle razy, czy to jako przestroga, czy niemalże bluźnierstwo szeptane pod nosem, gdy zdarzyło jej się pojawić na salonach, teraz było jedynie kolejnym zwrotem, które najzwyczajniej odbijało się od jej ciała, jakby rzuciła na siebie zaklęcie protego mające obronić ją przed wszelkim złem. Niestety jednak, w momencie, w którym w końcu, czy to za sprawą alkoholu, czy też doskonale zaplanowanego wieczoru, zaczynała naprawdę dobrze się bawić, Elise Nott przypomniała jej, dlaczego zdecydowanie bardziej wolała towarzystwo tych, których ona nazywała pospólstwem. Oni przynajmniej zdawali się mieć pojęcie o tym, jak wyglądała prawdziwa zabawa.
- Mówi to osoba, na której palcu w dalszym ciągu nie widzę obrączki. Wyślij mi sowę, gdy za kilka lat będziesz potrzebowała porady odnośnie staropanieństwa. Chociaż może czas byś już teraz zaczęła się zastanawiać, co zechcesz ze sobą zrobić – mrugnęła w stronę dziewczyny, gryząc się w język i powstrzymując przed wypowiedzeniem z siebie o wiele ostrzejszych słów. Lata praktyki nauczyły ją tego, iż z niektórymi ludźmi nie warto było dyskutować. Niektóre rzeczy odbijały się od nich niczym od twardego muru – Pozwól, że to, co będzie się dziać pomiędzy mną i moim mężem pozostanie tylko i wyłącznie między nami – uśmiechnęła się dwuznacznie, mierząc lady Nott oceniającym spojrzeniem, którego nawet nie starała się ukryć – Ale jeśli kiedykolwiek będę potrzebować małżeńskiej porady od kogoś, kogo jedyną umiejętnością jest sączenie herbatki i zazdroszczenie innym powodzenia w życiu, będę wiedziała, do kogo się zwrócić – dokończyła, odwracając się powoli i nie zwracając większej uwagi na cokolwiek Elise miałaby jej do powiedzenia.
- Lady Yaxley, ja również radziłabym nie wtrącać się w rozmowę, która jej w żadnym stopniu nie dotyczy. Ponad to wydaje mi się, iż lady Nott jest odrobinę przewrażliwiona, skoro na moją szczerą pomyłkę zareagowała w tak niekulturalny sposób – rzuciła przechodnie w stronę kolejnej damy, która najwyraźniej należała do jednej z tych, które twardo obstawały przy nauczanych je wartościach, dla Madeline będących jedynie workiem bzdur – Bardzo chętnie – dodała, sięgając po kolejny kieliszek i nie spuszczając swojego spojrzenia z lady Yaxley, wychyliła jego zawartość za jednym razem, puste naczynie wciskając następnie w dłoń kobiety zanim sama oddaliła się w stronę plaży.
Nie spodziewała się, żeby jej starania zagadania trytona przyniosły jakikolwiek skutek. Mimo wszystko prawdziwą przyjemność sprawiało jej uczucie chłodnych morskich fal moczących jej stopy oraz suknię. Gdy tryton w końcu uległ, sięgnęła po jeden z woreczków, którymi wypełniona była skrzynia, znajdując w nim pióro hipogryfa. Następnie odczytała dołączoną notatkę, przez krótką chwilę zastanawiając się nad jej znaczeniem. W końcu przypomniała sobie o posiadanej mapie, i z satysfakcją odkryła, że zaznaczona została na niej lokacja z płomieniem. Bez dłuższego wahania, nie spoglądając więcej na pozostałe damy, z których większości w tym momencie miała już dość, ruszyła w wyznaczonym na mapie kierunku.
Po krótkiej przeprawie przez wydmy oraz łąkę, podziwiając srebrzyste światło księżyca, które sprawiało, że rozciągające się morze mieniło się odcieniami czerni, granatu oraz srebra, w zasięgu jej wzroku pojawiło się płonące ognisko, a wraz z nim trzy skrzynie oraz kolejna tajemnicza wiadomość. Madeline rozpoznała w zawartości skrzyń magiczne ingrediencje, pochodzące zarówno od zwierząt jak i roślin, dość szybko łącząc ich obecność oraz treść wiadomości ze świętem, w czasie którego przypadał ślub jej drogiej kuzynki. Słysząc nadchodzące w jej kierunku damy, kobieta zabrała się do pracy, zaczynając od ingrediencji roślinnych, które stanowiły dla niej znajomy grunt, jednocześnie przypominając o tym, iż pomimo wszelkich sprzeczności, które jej wybrana ścieżka życiowa przynosiła w towarzystwie zarówno dam, jak i pozostałych szlacheckich rodów, najbardziej liczyło się jej własne szczęście.
| zielarstwo na poziomie drugim, +1 kieliszek szampana
You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Madeline Slughorn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Przez dłuższą chwilę obawiała się, że być może tryton zdecyduje się zatrzymać skrzynię dla siebie i nie odda im jej, ale na szczęście jej obawy okazały się być zupełnie zbędne, biorąc pod uwagę fakt, iż ostatecznie skrzynia trafiła w ich ręce. To znaczy, konkretnie w dłonie lady Rosier, ale Leia nie była w żaden sposób o to zazdrosna, bo kiedy tylko zorientowała się, że ten etap zabawy znajdował się za nimi, natychmiast zaczęła myśleć o tym, co czeka je w następnej kolejności. Jednakże do mapy zajrzała dopiero po tym, jak skrzynia została otworzona, a ona pochwyciła z niej woreczek wypełniony liśćmi mięty. Lubiła ich zapach, dlatego pozwoliła sobie na skupienie się na nim chwilę dłużej niż zrobiłaby to pewnie w innym przypadku. Koniec końców najważniejsza była dla niej obecnie zagadka, dlatego pozostawiła liście w spokoju i otworzyła mapę po raz kolejny od opuszczenia posiadłości. Zainteresował ją płomień, który stanowił następną stację w ich podróży. Przez całą drogę zastanawiała się, co mógł on oznaczać, choć jednocześnie starała się pochłaniać otaczającą ją scenerię. Wcale nie dziwiła się Marine, że z tak ciężkim sercem opuszczała swoje rodzinne strony, nie tylko ze względu na oczywistą wartość emocjonalną, ale także dlatego, że dorastała w przepięknej okolicy. Korzystając z obecności morza, oddychała pełną piersią, czując się naprawdę dobrze. Lekki uśmiech nie schodził z jej twarzy i można było powiedzieć, że była trochę we własnym świecie, przejęta głównie tym, co przygotowała dla nich Marine i co jeszcze je dzisiaj czekało. Kto wie, kiedy podobna okazja trafi się jej w przyszłości? Bardzo możliwe, że nigdy więcej, dlatego tym bardziej chciała poświęcić się powierzonym im zadaniom.
Gdy dotarła na miejsce, w pierwszej chwili zwróciła uwagę na palenisko, dopiero później na skrzynie i karteczkę, która była przyczepiona do jednej z nich. Leia kucnęła, a następnie zapoznała się z treścią wiadomości, w dodatku kilka razy, aby mieć pewność, co kryło się za tymi słowami, a także w poszczególnych kufrach. Gdy upewniła się co do swojej teorii, wyprostowała się i rozpoczęła przygotowania do rytuału. Podobnie jak lady Slughorn, zaczęła od tej części, na której lepiej się znała, czyli ingrediencjach roślinnych. Pracowała skrupulatnie, od czasu do czasu zerkając na otoczenie, w jakim się znajdowały, nie umiejąc nie podziwiać jego piękna. Jeżeli chodziło o alkohol, to wciąż go unikała, właściwie nie tylko dlatego, że o wiele bardziej była skupiona na kolejnych etapach ich małej podróży, ale również z powodu tego, iż nie mogła przesadzać z ilością wypitego dziś szampana. Niezależnie od tego czy czuła się lepiej, czy nie, jej organizm wciąż był osłabiony i jeżeli którakolwiek z dam zebranych na wieczorze panieńskim lady Lestrange nie mogła liczyć na swoją głowę w tym zakresie, to na pewno była to Leia. Jednocześnie wciąż stroniła od wszelkich dyskusji, szczególnie tej, która dotyczyła Madeline i Elise, tym bardziej teraz, kiedy miała wrażenie, że poruszony przez nie temat został zakończony. Naprawdę nie chciała, aby między nimi wywiązała się poważniejsza kłótnia, kiedy najważniejsze tego dnia było to, by Marine dobrze się bawiła, zresztą tak samo jak one wszystkie. Według Lei tego typu spory były zupełnie niepotrzebne. Czasami lepiej było po prostu ugryźć się w język.
| rzucam za zielarstwo na poziomie II; Leia w tej kolejce również nie pije
Gdy dotarła na miejsce, w pierwszej chwili zwróciła uwagę na palenisko, dopiero później na skrzynie i karteczkę, która była przyczepiona do jednej z nich. Leia kucnęła, a następnie zapoznała się z treścią wiadomości, w dodatku kilka razy, aby mieć pewność, co kryło się za tymi słowami, a także w poszczególnych kufrach. Gdy upewniła się co do swojej teorii, wyprostowała się i rozpoczęła przygotowania do rytuału. Podobnie jak lady Slughorn, zaczęła od tej części, na której lepiej się znała, czyli ingrediencjach roślinnych. Pracowała skrupulatnie, od czasu do czasu zerkając na otoczenie, w jakim się znajdowały, nie umiejąc nie podziwiać jego piękna. Jeżeli chodziło o alkohol, to wciąż go unikała, właściwie nie tylko dlatego, że o wiele bardziej była skupiona na kolejnych etapach ich małej podróży, ale również z powodu tego, iż nie mogła przesadzać z ilością wypitego dziś szampana. Niezależnie od tego czy czuła się lepiej, czy nie, jej organizm wciąż był osłabiony i jeżeli którakolwiek z dam zebranych na wieczorze panieńskim lady Lestrange nie mogła liczyć na swoją głowę w tym zakresie, to na pewno była to Leia. Jednocześnie wciąż stroniła od wszelkich dyskusji, szczególnie tej, która dotyczyła Madeline i Elise, tym bardziej teraz, kiedy miała wrażenie, że poruszony przez nie temat został zakończony. Naprawdę nie chciała, aby między nimi wywiązała się poważniejsza kłótnia, kiedy najważniejsze tego dnia było to, by Marine dobrze się bawiła, zresztą tak samo jak one wszystkie. Według Lei tego typu spory były zupełnie niepotrzebne. Czasami lepiej było po prostu ugryźć się w język.
| rzucam za zielarstwo na poziomie II; Leia w tej kolejce również nie pije
her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong
her mind is strong
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Leia Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Uśmiech trytona miał się odbić w pamięci Darcy na dłużej. To znaczy, przynajmniej do końca wieczoru. Jego aprobata dla ich środków perswazji wydawała się bardzo satysfakcjonująca. Lady Rosier w pierwszej chwili nie wiedziała jednak jak interpretować ten uśmiech — czy był to uśmiech: "och, drogie panie, jakie jesteście przekonujące, znajcie moją łaskę, kosztem porwania jednej z was w odmęty oceanu oddam wam skrzynię" czy raczej "niech się dzieje wola Marine" czy "przekonałyście mnie". Dlatego odetchnęła kiedy syreny w końcu odpłynęły. Zwróciła twarz w stronę Rosalie, rzucając pół-żartobliwie, a pół-poważnie.
— Właśnie odpłynął mój typ mężczyzna i moja szansa na platoniczną miłość.
Nie przeciągając jednak czasu, uniosła suknię wyżej, do kostek, zbliżając się w stronę skrzyneczki możliwie bardziej. Udało jej się z niej wyłonić piękny kwiat, przy którym nawet Rosierowskie róże wydawały się stać na równi (nie ponad jego piękno). Przyczepiona karteczka o bardzo enigmatycznej zapowiedzi, zaintrygowała Darcy. Przez chwilę zapomniała o swoim złym samopoczuciu, z wyraźnym zainteresowaniem odczytując kolejne słowa.
— Może mój tryton do nas powróci?
Fakt, że przemycała w wypowiedziach nieco żartobliwy ton wskazywał na wyraźne czerpanie dobrej zabawy z dzisiejszego wieczoru. Jeśli nawet pomimo drobnej niedyspozycji i zmęczenia Darcy odnajdowała w sobie nie tylko siłę, ale chęci, żeby brać udział w coraz to bardziej zaskakujących etapach zadań, to sygnał, że Marine BARDZO postarała się zapewnić im obiecującą zabawę. Zabawę, która trafić mogła w gust każdej szlachcianki.
— Owoce jagody?
Zerknęła na znalezisko Rosalie i chwyciła ją za dłoń, z niewypowiedzianą niecierpliwością kierując się w stronę ogniska. Po drodze, to samo zrobiła z ręką Fantine.
— Dajmy Melisande chwilę odpocząć od rozmów — mruknęła do niej konspiracyjnie. Bardzo dobrze czuła się w towarzystwie Rosie, Fanny i Meli zebranych w jednym miejscu. Miała nadzieję razem wybrać się we wskazanym kierunku do wydm, gdzie czekało ich najwyraźniej uroczyste rozpalenie ogniska. Drogę przyświetlały im lampiony. Dla Darcy, która nie posiadała mapy okazały się one nader pomocne w obraniu odpowiedniej drogi. Dwór zostawiały coraz bardziej za sobą. lady Rosier musiała przyznać, że niepokoiło ją to w znacznie większym stopniu niż wprawiało w odpowiedni nastrój. Ekscytację wyrażała bardzo zdawkowo. Z ostrożnością, z jaką zbliżała się również do następnego celu wyprawy wzdłuż brzegu. Ciekawa co czekało ich na jej końcu. Na razie dotarły w miejsce, w którym czekała ich kolejna zagadka.
— Poezja — ciężko powiedzieć czy tym słowem chciała wyrazić satysfakcje, uznanie czy zwątpienie — Pamiętacie, jak podczas lata w wakacje między szkołą Tristan czytywał nam podobne poematy?
Pytanie posłała zarówno do Rosalie, jak i Fantine. Jednocześnie w głowie odnotowując: trzeba było go wtedy tak samo słuchać, jak podziwiać, bystra gąsko. Kontrolnie zerknęła na Rosalie. Ona zawsze wychodziła z trafnymi interpretacjami.
Zielarstwo – I poziom, 0 kieliszków
— Właśnie odpłynął mój typ mężczyzna i moja szansa na platoniczną miłość.
Nie przeciągając jednak czasu, uniosła suknię wyżej, do kostek, zbliżając się w stronę skrzyneczki możliwie bardziej. Udało jej się z niej wyłonić piękny kwiat, przy którym nawet Rosierowskie róże wydawały się stać na równi (nie ponad jego piękno). Przyczepiona karteczka o bardzo enigmatycznej zapowiedzi, zaintrygowała Darcy. Przez chwilę zapomniała o swoim złym samopoczuciu, z wyraźnym zainteresowaniem odczytując kolejne słowa.
— Może mój tryton do nas powróci?
Fakt, że przemycała w wypowiedziach nieco żartobliwy ton wskazywał na wyraźne czerpanie dobrej zabawy z dzisiejszego wieczoru. Jeśli nawet pomimo drobnej niedyspozycji i zmęczenia Darcy odnajdowała w sobie nie tylko siłę, ale chęci, żeby brać udział w coraz to bardziej zaskakujących etapach zadań, to sygnał, że Marine BARDZO postarała się zapewnić im obiecującą zabawę. Zabawę, która trafić mogła w gust każdej szlachcianki.
— Owoce jagody?
Zerknęła na znalezisko Rosalie i chwyciła ją za dłoń, z niewypowiedzianą niecierpliwością kierując się w stronę ogniska. Po drodze, to samo zrobiła z ręką Fantine.
— Dajmy Melisande chwilę odpocząć od rozmów — mruknęła do niej konspiracyjnie. Bardzo dobrze czuła się w towarzystwie Rosie, Fanny i Meli zebranych w jednym miejscu. Miała nadzieję razem wybrać się we wskazanym kierunku do wydm, gdzie czekało ich najwyraźniej uroczyste rozpalenie ogniska. Drogę przyświetlały im lampiony. Dla Darcy, która nie posiadała mapy okazały się one nader pomocne w obraniu odpowiedniej drogi. Dwór zostawiały coraz bardziej za sobą. lady Rosier musiała przyznać, że niepokoiło ją to w znacznie większym stopniu niż wprawiało w odpowiedni nastrój. Ekscytację wyrażała bardzo zdawkowo. Z ostrożnością, z jaką zbliżała się również do następnego celu wyprawy wzdłuż brzegu. Ciekawa co czekało ich na jej końcu. Na razie dotarły w miejsce, w którym czekała ich kolejna zagadka.
— Poezja — ciężko powiedzieć czy tym słowem chciała wyrazić satysfakcje, uznanie czy zwątpienie — Pamiętacie, jak podczas lata w wakacje między szkołą Tristan czytywał nam podobne poematy?
Pytanie posłała zarówno do Rosalie, jak i Fantine. Jednocześnie w głowie odnotowując: trzeba było go wtedy tak samo słuchać, jak podziwiać, bystra gąsko. Kontrolnie zerknęła na Rosalie. Ona zawsze wychodziła z trafnymi interpretacjami.
Zielarstwo – I poziom, 0 kieliszków
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Zgorzkniałe stare panny najwyraźniej nie potrafiły odmówić sobie złośliwości. Nie na darmo były na salonach (z nielicznymi wyjątkami) niemile widziane, sącząc swój jad i stanowiąc zły przykład dla młodszych dziewcząt. Zostawały nimi zazwyczaj panny nieurodziwe, nieutalentowane lub takie, które miały inne priorytety i wolały oddawać się niepokojącym zawodowym ambicjom zamiast korzystać z życia damy. Powinny brać przykład z lady Adelaide Nott, która mimo staropanieństwa była personą o nienagannej reputacji na salonach, ale niestety nie każda kobieta potrafiła być osobą równie silną i dobrze wychowaną, choć Elise zawsze zastanawiało, dlaczego tak wspaniała dama jak jej ciotka nie wyszła za mąż, skoro na pewno nie brakowało jej urody ani też nie trudniła się niczym nieprzystającym kobiecie.
Elise była zapatrzona w koniec własnego nosa i jej szacunek do innych światopoglądów był dość nikły – żywiła przekonanie, że to jej poglądy i wybory są najlepszymi z możliwych. Prawda była jednak taka, że nie było niczego, czego mogłaby lady Slughorn zazdrościć, nawet jeśli Fantine najwyraźniej sądziła inaczej, na co Elise miała ochotę roześmiać się kpiąco. Doprawdy? Miałaby zazdrościć czegokolwiek starej pannie, która pracowała wśród szlamu? Była zdziwiona, że Rosierówna bierze w obronę kobietę trudniącą się tak niekobiecym zawodem, ale najwyraźniej była tak przepełniona niechęcią wobec Nottówny, więc nie potrafiła darować sobie okazji, żeby nie wbić jej szpili. Również Elise nie obdarzyła Rosierówny sympatią, każda przestrzeń była bowiem zbyt mała, by pomieścić ego ich dwóch i pod płaszczykiem uprzejmości ich charaktery zawsze się ścierały. Poza tym, i lady Rosier powinna nad czymś zapanować – nad wtrącaniem się do cudzych rozmów.
- Niby czego mam zazdrościć? Pracy z gminem i brudzenia sobie rąk nieszlachetną krwią? – zapytała, choć ściszyła ton, by nie przeszkadzać innym damom zbyt głośną sprzeczką i uniosła lekko jedną brew. Zawód uzdrowiciela jawił jej się jako zdecydowanie nie dla szlachcianek, w końcu miało się dużo do czynienia z okropnymi, zaraźliwymi chorobami, brzydkimi ranami i krwią, i to nie zawsze czystą. Elise czuła wstręt na samą myśl o dotknięciu brudnej, szlamowatej posoki. Bałaby się, że mogłaby złapać jakąś okropną, odmugolską chorobę, w końcu szlamy przychodziły z brudnego świata bez magii. Nie, zdecydowanie nie było to coś, czego mogłaby zazdrościć, poza tym nie rozumiała po co w ogóle szlachciankom prawdziwa praca, skoro rody zapewniały im utrzymanie i opiekę, więc mogły poświęcić swój czas na rozwijanie zainteresowań i doskonalenie się w rozmaitych dziedzinach sztuki oraz innych odpowiednio kobiecych sprawach.
Uśmiechnęła się jednak ciepło do Elodie oraz do Rosalie. No i ostatecznie to nie Elise zaczęła tę wymianę zdań. Jakkolwiek mogła darzyć pewne obecne tu damy niechęcią, przez wzgląd na Marine nie zaczęłaby konfliktu pierwsza, nawet jeśli od czasu szczytu było w niej wiele złości i pretensji do świata. Może prędzej w innych okolicznościach, ale nie dzisiaj, nie na święcie swojej najdroższej kuzynki i przyjaciółki. Jaka szkoda, że lady Slughorn najwyraźniej musiała sączyć jad również w obecnych okolicznościach. Elise mogła tylko jej współczuć, ale i zastanawiać się, co takiego łączyło Marine z tą dziwaczną, postępową kobietą poza istniejącym pokrewieństwem.
- Dziękuję za troskę, droga lady Slughorn, ale obawiam się, że mi to nie grozi, wszak nie brakuje mi urody ani talentów, ani nie zamierzam zmarnować najpiękniejszych lat młodości. Naprawdę nie musisz się martwić o moją przyszłość, jest w dobrych rękach mojej najdroższej rodziny – odpowiedziała ze słodkim uśmiechem wciąż nie opuszczającym idealnej, gładkiej twarzy. Lady Slughorn była tak długo sama z własnej winy, mężczyźni zapewne bali się jej ambicji, a kto wie, może sama ich odtrącała, sprawiała wrażenie osoby niemiłej i zgorzkniałej. Szlachcice z reguły nie lubili kobiet zbyt niezależnych, a za idealne kandydatki na żony uchodziły panny takie jak Elise. Młode, piękne i wszechstronnie uzdolnione artystycznie, pozbawione niepokojących ciągotek do wchodzenia w męską rolę. Była zbyt idealna, by mogła jej zagrozić samotność, podczas debiutanckiego sabatu chętnych do tańca z nią było wielu, a Elise w głębi duszy bawiło to, że mogła ich odtrącać i patrzeć, jak o nią zabiegają, by zasłużyć na taniec i towarzystwo debiutantki z Nottów. Takiego trofeum jak ona nie mógł jednak otrzymać byle kto, była wśród Nottów najpiękniejszą perłą na wydaniu, czekającą na kogoś, kto zasłuży – dlatego jeszcze nie miała na palcu zaręczynowego pierścionka, bo ojciec i nestor ze starannością wybierali najkorzystniejszą ofertę. Miała czas, więcej czasu niż Fantine, nie mówiąc o Madeline. Dopiero skończyła osiemnaście lat i zadebiutowała, w tym wieku jeszcze nikt nie oczekiwał na jej palcu obrączki, plotki o staropanieństwie zaczęłyby się dopiero za jakichś pięć, sześć lat, choć do tego czasu Elise na pewno będzie mieć męża i co najmniej jedno dziecko. A gdyby jakimś cudem z przyczyn losowych została samotna, poszłaby w ślady szanowanej ciotki i stopniowo zapracowała na pozycję szarej eminencji świata salonów, przekuwając porażkę w zwycięstwo – dlatego nie musiała się o przyszłość martwić ani rozważać ścieżek „kariery”, bo jej ręce nie miały nigdy skalać się pracą. Większość otaczających ją tu dziś kobiet była przynajmniej tych parę lat starsza, ona była najmłodsza i świat dopiero stawał przed nią otworem. Nie zamierzała przejmować się słowami kobiety o tak wątpliwej reputacji, która nie była dla niej absolutnie żadnym autorytetem. Podobne słowa może mogłyby zaboleć, gdyby zostały wypowiedziane przez osobę godną szacunku i ważną dla Elise, ale nie z ust przypadkowej twarzy z salonów, w dodatku będącej tak daleko od ideału damy. To Madeline miała się czego wstydzić, nie Elise, dlatego nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia ani wątpliwości, wypełniała swoje obowiązki wobec rodu nienagannie, brylując w towarzystwie i szlifując artystyczne umiejętności. Nikt w rodzinie nie miał jej niczego do zarzucenia, a to zdanie rodziny było najważniejsze.
Zaraz też skupiła się na ważniejszej rzeczy niż słowne przepychanki – dołączyła do śpiewnego chóru syren. Ku jej zdumieniu zawtórowała jej tylko Elodie, pozostałe damy podjęły próbę przekonania trytona do oddania skrzyni. Tryton ostatecznie oddał ją im, a w środku znajdowały się woreczki. Elise wzięła swój, odnajdując w nim błękitne piórka memortka, które umiała rozpoznać. Mimo bycia płytką, rozmiłowaną w sztuce damą, miała pewien epizod mocniejszego zainteresowania magicznymi stworzeniami – a wszystko za sprawą kuzyna, którego dziś już nawet nie miała prawa nazywać swoją rodziną, więc kiedy spojrzała na zawartość woreczka coś ścisnęło ją w środku, choć żaden mięsień jej twarzy nie drgnął. Przez cały czas trwania wieczorku panowała nad mimiką swej twarzy, świadoma uczestnictwa w grze pozorów, w której musiała pozostać silna i pewna swego. Również Marine miała swój udział w tym dawnym zainteresowaniu, więc Elise uczepiła się myśli o niej, nie chcąc rozmyślać o Percivalu, który z taką pasją opowiadał jej o swoich wyprawach.
Tak czy inaczej piórka były naprawdę ładne, a zgodnie z poleceniem wykaligrafowanym przez Marine – miały je spalić. Zgodnie ze wskazówkami mapy miały dotrzeć do szczytu wydm, gdzie już rozpalono pokaźnych rozmiarów ognisko. Stały tam też trzy skrzynie z rozmaitymi ingrediencjami roślinnymi i zwierzęcymi. Elise lepiej znała się na tych zwierzęcych, więc również zanurzyła dłoń w skrzyni, zamierzając znaleźć coś odpowiedniego, co mogłaby przeznaczyć do spalenia w ognisku. Rytuał ten zapewne miał coś wspólnego z dniem, w którym przypadał ślub Marine.
| ONMS II (+30), Elise póki co nie pije
Elise była zapatrzona w koniec własnego nosa i jej szacunek do innych światopoglądów był dość nikły – żywiła przekonanie, że to jej poglądy i wybory są najlepszymi z możliwych. Prawda była jednak taka, że nie było niczego, czego mogłaby lady Slughorn zazdrościć, nawet jeśli Fantine najwyraźniej sądziła inaczej, na co Elise miała ochotę roześmiać się kpiąco. Doprawdy? Miałaby zazdrościć czegokolwiek starej pannie, która pracowała wśród szlamu? Była zdziwiona, że Rosierówna bierze w obronę kobietę trudniącą się tak niekobiecym zawodem, ale najwyraźniej była tak przepełniona niechęcią wobec Nottówny, więc nie potrafiła darować sobie okazji, żeby nie wbić jej szpili. Również Elise nie obdarzyła Rosierówny sympatią, każda przestrzeń była bowiem zbyt mała, by pomieścić ego ich dwóch i pod płaszczykiem uprzejmości ich charaktery zawsze się ścierały. Poza tym, i lady Rosier powinna nad czymś zapanować – nad wtrącaniem się do cudzych rozmów.
- Niby czego mam zazdrościć? Pracy z gminem i brudzenia sobie rąk nieszlachetną krwią? – zapytała, choć ściszyła ton, by nie przeszkadzać innym damom zbyt głośną sprzeczką i uniosła lekko jedną brew. Zawód uzdrowiciela jawił jej się jako zdecydowanie nie dla szlachcianek, w końcu miało się dużo do czynienia z okropnymi, zaraźliwymi chorobami, brzydkimi ranami i krwią, i to nie zawsze czystą. Elise czuła wstręt na samą myśl o dotknięciu brudnej, szlamowatej posoki. Bałaby się, że mogłaby złapać jakąś okropną, odmugolską chorobę, w końcu szlamy przychodziły z brudnego świata bez magii. Nie, zdecydowanie nie było to coś, czego mogłaby zazdrościć, poza tym nie rozumiała po co w ogóle szlachciankom prawdziwa praca, skoro rody zapewniały im utrzymanie i opiekę, więc mogły poświęcić swój czas na rozwijanie zainteresowań i doskonalenie się w rozmaitych dziedzinach sztuki oraz innych odpowiednio kobiecych sprawach.
Uśmiechnęła się jednak ciepło do Elodie oraz do Rosalie. No i ostatecznie to nie Elise zaczęła tę wymianę zdań. Jakkolwiek mogła darzyć pewne obecne tu damy niechęcią, przez wzgląd na Marine nie zaczęłaby konfliktu pierwsza, nawet jeśli od czasu szczytu było w niej wiele złości i pretensji do świata. Może prędzej w innych okolicznościach, ale nie dzisiaj, nie na święcie swojej najdroższej kuzynki i przyjaciółki. Jaka szkoda, że lady Slughorn najwyraźniej musiała sączyć jad również w obecnych okolicznościach. Elise mogła tylko jej współczuć, ale i zastanawiać się, co takiego łączyło Marine z tą dziwaczną, postępową kobietą poza istniejącym pokrewieństwem.
- Dziękuję za troskę, droga lady Slughorn, ale obawiam się, że mi to nie grozi, wszak nie brakuje mi urody ani talentów, ani nie zamierzam zmarnować najpiękniejszych lat młodości. Naprawdę nie musisz się martwić o moją przyszłość, jest w dobrych rękach mojej najdroższej rodziny – odpowiedziała ze słodkim uśmiechem wciąż nie opuszczającym idealnej, gładkiej twarzy. Lady Slughorn była tak długo sama z własnej winy, mężczyźni zapewne bali się jej ambicji, a kto wie, może sama ich odtrącała, sprawiała wrażenie osoby niemiłej i zgorzkniałej. Szlachcice z reguły nie lubili kobiet zbyt niezależnych, a za idealne kandydatki na żony uchodziły panny takie jak Elise. Młode, piękne i wszechstronnie uzdolnione artystycznie, pozbawione niepokojących ciągotek do wchodzenia w męską rolę. Była zbyt idealna, by mogła jej zagrozić samotność, podczas debiutanckiego sabatu chętnych do tańca z nią było wielu, a Elise w głębi duszy bawiło to, że mogła ich odtrącać i patrzeć, jak o nią zabiegają, by zasłużyć na taniec i towarzystwo debiutantki z Nottów. Takiego trofeum jak ona nie mógł jednak otrzymać byle kto, była wśród Nottów najpiękniejszą perłą na wydaniu, czekającą na kogoś, kto zasłuży – dlatego jeszcze nie miała na palcu zaręczynowego pierścionka, bo ojciec i nestor ze starannością wybierali najkorzystniejszą ofertę. Miała czas, więcej czasu niż Fantine, nie mówiąc o Madeline. Dopiero skończyła osiemnaście lat i zadebiutowała, w tym wieku jeszcze nikt nie oczekiwał na jej palcu obrączki, plotki o staropanieństwie zaczęłyby się dopiero za jakichś pięć, sześć lat, choć do tego czasu Elise na pewno będzie mieć męża i co najmniej jedno dziecko. A gdyby jakimś cudem z przyczyn losowych została samotna, poszłaby w ślady szanowanej ciotki i stopniowo zapracowała na pozycję szarej eminencji świata salonów, przekuwając porażkę w zwycięstwo – dlatego nie musiała się o przyszłość martwić ani rozważać ścieżek „kariery”, bo jej ręce nie miały nigdy skalać się pracą. Większość otaczających ją tu dziś kobiet była przynajmniej tych parę lat starsza, ona była najmłodsza i świat dopiero stawał przed nią otworem. Nie zamierzała przejmować się słowami kobiety o tak wątpliwej reputacji, która nie była dla niej absolutnie żadnym autorytetem. Podobne słowa może mogłyby zaboleć, gdyby zostały wypowiedziane przez osobę godną szacunku i ważną dla Elise, ale nie z ust przypadkowej twarzy z salonów, w dodatku będącej tak daleko od ideału damy. To Madeline miała się czego wstydzić, nie Elise, dlatego nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia ani wątpliwości, wypełniała swoje obowiązki wobec rodu nienagannie, brylując w towarzystwie i szlifując artystyczne umiejętności. Nikt w rodzinie nie miał jej niczego do zarzucenia, a to zdanie rodziny było najważniejsze.
Zaraz też skupiła się na ważniejszej rzeczy niż słowne przepychanki – dołączyła do śpiewnego chóru syren. Ku jej zdumieniu zawtórowała jej tylko Elodie, pozostałe damy podjęły próbę przekonania trytona do oddania skrzyni. Tryton ostatecznie oddał ją im, a w środku znajdowały się woreczki. Elise wzięła swój, odnajdując w nim błękitne piórka memortka, które umiała rozpoznać. Mimo bycia płytką, rozmiłowaną w sztuce damą, miała pewien epizod mocniejszego zainteresowania magicznymi stworzeniami – a wszystko za sprawą kuzyna, którego dziś już nawet nie miała prawa nazywać swoją rodziną, więc kiedy spojrzała na zawartość woreczka coś ścisnęło ją w środku, choć żaden mięsień jej twarzy nie drgnął. Przez cały czas trwania wieczorku panowała nad mimiką swej twarzy, świadoma uczestnictwa w grze pozorów, w której musiała pozostać silna i pewna swego. Również Marine miała swój udział w tym dawnym zainteresowaniu, więc Elise uczepiła się myśli o niej, nie chcąc rozmyślać o Percivalu, który z taką pasją opowiadał jej o swoich wyprawach.
Tak czy inaczej piórka były naprawdę ładne, a zgodnie z poleceniem wykaligrafowanym przez Marine – miały je spalić. Zgodnie ze wskazówkami mapy miały dotrzeć do szczytu wydm, gdzie już rozpalono pokaźnych rozmiarów ognisko. Stały tam też trzy skrzynie z rozmaitymi ingrediencjami roślinnymi i zwierzęcymi. Elise lepiej znała się na tych zwierzęcych, więc również zanurzyła dłoń w skrzyni, zamierzając znaleźć coś odpowiedniego, co mogłaby przeznaczyć do spalenia w ognisku. Rytuał ten zapewne miał coś wspólnego z dniem, w którym przypadał ślub Marine.
| ONMS II (+30), Elise póki co nie pije
The member 'Elise Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Przysłuchiwała się sprzeczce lady Slughorn i lady Nott z ciekawością, niemałym rozbawieniem, prawie rozczuleniem. Jak niewiele czasu potrzeba im było, aby pokazały swe prawdziwe twarze w swoim towarzystwie. Przy mężczyznach, szlachetnych lordach, a także starszych krewnych musiały odgrywać nienagannie swe role, prezentować się doskonale i wyróżniać ujmującą uprzejmością; kiedy jednak zostawały same, młode i zepsute panienki, w których serca sączono jad powierzchowności i rozpieszczenia, same obdzierały się z obłudy. Na słowa Elise nie zdecydowała się już odpowiedzieć, przewracając jedynie oczyma; nie pochwalała pracy wśród klasy niższej, sama nie zdecydowałaby się na jej podjęcie, musiała jednak przyznać, że lady Slughorn ma niezwykle cięty język, bystry umysł i poczucie humoru. Nie potrzebowała pomocy w utarciu zadartego noska Elise, a Fantine nie zamierzała się dłużej wtrącać w tę potyczkę - szampan wprawił ją w znakomity humor.
Nie zdołał popsuć go nawet Tryton, który wbrew jej oczekiwaniom nie oddał jej skrzyni od razu. Próbowała oczarować go słowem, a choć okazywał nim zainteresowanie, to okazał się o wiele bardziej przychylny Darcy. Fantine uśmiechnęła się tak triumfalnie, jakby to była jej zasługa; była dumna z kuzynki, jej sukcesy, były sukcesami reszty rodziny.
Hipnotyzerka uchyliła wieko skrzyni, a szlachetne damy pochyliły się nadeń, poszukując w niej skarbów. W udziale Fanny przypadł aromatyczny korzeń imbiru, przywodzący na myśl długie, zimowe wieczory spędzane przy kominku, z filiżanką herbaty z imbirem w dłoni.
Wedle słów wiersza i map powinny były ruszyć dalej. Dłoń Darcy zacisnęła się na przegubie Fantine, ona jednak spojrzała pytająco na Melisande, dziwnie milczącą tego wieczoru, nawet jak na samą siebie. - Jeśli pragniesz odpocząć, pamiętaj, by potrzeć perłę na pierścionku - przypomniała starszej siostrze pełnym troski szeptem; nie będzie się na nią przecież gniewać, jeśli zrezygnuje z zabawy. Darcy i Rosalie były pełne zapału, a ich towarzystwo zawsze było przyjemne. Fanny mrugnęła na siostry porozumiewawczo i podążyła ścieżką, tonącą w ciepłym blasku lampionów. Na jej końcu czekały na nich zdobione skrzynie, pełne ingrediencji zwierzęcych i roślinnych. Fantine obejrzała się bez ramię, wierząc, że Melisande mimo wszystko do nich dołączy - jej wiedza o magicznych stworzeniach mogła być teraz nieoceniona.
- Oczywiście, że pamiętam - przytaknęła kuzynce. - Czy któryś z nich szczególnie zapadł ci w pamięć, Darcy? - dopytała z ciekawością.
| rzucam na ONMS, I poziom
Nie zdołał popsuć go nawet Tryton, który wbrew jej oczekiwaniom nie oddał jej skrzyni od razu. Próbowała oczarować go słowem, a choć okazywał nim zainteresowanie, to okazał się o wiele bardziej przychylny Darcy. Fantine uśmiechnęła się tak triumfalnie, jakby to była jej zasługa; była dumna z kuzynki, jej sukcesy, były sukcesami reszty rodziny.
Hipnotyzerka uchyliła wieko skrzyni, a szlachetne damy pochyliły się nadeń, poszukując w niej skarbów. W udziale Fanny przypadł aromatyczny korzeń imbiru, przywodzący na myśl długie, zimowe wieczory spędzane przy kominku, z filiżanką herbaty z imbirem w dłoni.
Wedle słów wiersza i map powinny były ruszyć dalej. Dłoń Darcy zacisnęła się na przegubie Fantine, ona jednak spojrzała pytająco na Melisande, dziwnie milczącą tego wieczoru, nawet jak na samą siebie. - Jeśli pragniesz odpocząć, pamiętaj, by potrzeć perłę na pierścionku - przypomniała starszej siostrze pełnym troski szeptem; nie będzie się na nią przecież gniewać, jeśli zrezygnuje z zabawy. Darcy i Rosalie były pełne zapału, a ich towarzystwo zawsze było przyjemne. Fanny mrugnęła na siostry porozumiewawczo i podążyła ścieżką, tonącą w ciepłym blasku lampionów. Na jej końcu czekały na nich zdobione skrzynie, pełne ingrediencji zwierzęcych i roślinnych. Fantine obejrzała się bez ramię, wierząc, że Melisande mimo wszystko do nich dołączy - jej wiedza o magicznych stworzeniach mogła być teraz nieoceniona.
- Oczywiście, że pamiętam - przytaknęła kuzynce. - Czy któryś z nich szczególnie zapadł ci w pamięć, Darcy? - dopytała z ciekawością.
| rzucam na ONMS, I poziom
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Może my wszystkie powinnyśmy odziać się w złoto, zastanawia się niemalże leniwie, obserwując zza misternego wachlarzyka niewielką scysję między lady Slughorn oraz lady Nott — niczym subtelny krytyk przyglądający się wystawianej sztuce, szukający niedociągnięć w pozornie perfekcyjnej grze aktorów, błędów, które nieopatrznie będą rzutować na całość przedstawienia. Jednak dostrzegając niefortunny układ, nieposłuszne słowa zdradzające więcej niźli zamierzały, odczuwa szczery żal. Żal za zmarnowanym potencjałem, za brakiem umiaru, który ukazywał wszelkie mankamenty usposobienia — a przede wszystkim brak zdolności utrzymania się na głębokich wodach zdradliwej polityki. Jad, ostre pazury oraz opadające płatki, ukazujące li jedynie nagość kolców. Jak przykro jak smutno. Zaraz jednak kieruje wzrok na mieniące się gwiazdy, swym ogromem przytłaczające skłonną do snucia wyobrażeń duszę, pozwalając jednocześnie, by różane usta rozciągnęły się w łagodnym uśmiechu. Tak, złoto zdawało się być niezbędnym elementem tego wieczora, który zamiast skupiać się na celebrowaniu nadchodzących zmian, przeradzał się w dziecięce przepychanki. Jakaż szkoda, że Elodie mimo wszystko najlepiej było w srebrze, jako że mowa służyła młodziutkiej panience znacznie lepiej niźli ozłocone milczenie. Dlatego też nie wstydzi się przyłączyć do chóru syren, okrasić perfekcyjną melodię słodyczą własnego głosu, choć wtóruje jej jedynie kochana Elise — tym samym przywołując szereg urokliwych wspomnień, dziecięcych śmiechów oraz stukotów malutkich pantofelków, gdy przemierzała oświetlone promieniami słońca sale balowe, tańcząc w towarzystwie rówieśniczek oraz braci. Reszta dam decyduje się na pertraktacje, co przecież wcale nie jest gorszym wyjściem, zwłaszcza że skrzyneczka zostaje im bardzo grzecznie zwrócona i żadne morskie stworzenie nie decyduje się na ochlapanie ich słoną wodą, co jest z pewnością miłe. Zawartość kuferka wzmaga zaciekawienie, choć widok muszelek podsuwa jej obraz zgoła inny, pachnący rozgrzanymi piaskami oraz zdobiony obcym akcentem, tak to niebieski woreczek przykuwa głównie wzrok lady Parkinson. Pawie pióra wyglądają niezwykle szlachetnie, wyciągając pojedynczy okaz, nie potrafi powstrzymać zachwyconego westchnienia, nawet jeśli ptaki te zwykły przechadzać się po rodowych ogrodach na co dzień i z rozbawieniem znanym tylko sobie, łaskocze się czubkiem piórka prosto w koniuszek nosa. Naturalnie, moment doznawanej harmonii musiała zaburzyć lady Slughorn, jednak Ellie jest w stanie jej wybaczyć taką niedogodność, przyglądanie się palącym mostom bywa całkiem intrygujące. A gwiazdy błyszczą najjaśniej, gdy upadają.
— Zabawny sposób na wytknięcie braku kultury, nieprawdaż? — zauważa lekko blondyneczka, uśmiechając się ciepło w stronę Rosalie, kiedy ostrożnie odbierała od przepięknej półwili jakże podle wciśnięty w drobną dłoń kieliszek, odstawiając go z cichym stuknięciem na tackę. Uprzejmie jeszcze kiwa lady Yaxley główką, by mogła chwilę później dołączyć do Callisto, będącej zapewne wstrząśniętą obecnością oślizgłych — choć wciąż urokliwych, jak gotowa była bronić mieszkańców mórz artystka — stworzeń oraz Elise, pokazującej, iż nazwisko Nott nie nosiła li jedynie dla ozdoby. Przemierzała jednak wydmy z ciężkim sercem, domyślając się, jakież zadanie będzie następne, podświadomie czując, jak dąsy zaczynają już szykować swe miejsce we wrażliwym wnętrzu dziewczątka. Nigdy nie radziła sobie z alchemią i nawet tak prosta czynność, jak wrzucenie ślicznych piórek do ognia wydawała się sztuką trudną, jakby od sposobu ułożenia wiotkiego nadgarstka zależeć miało to, czy rytuał się ziści. Nie zamierzała jednak rezygnować, dlatego też podjęła się przeszukiwania w jednej ze skrzyń ingrediencji pochodzenia zwierzęcego, jako że na nich się odrobinę znała lepiej. Myśli, że w przyszłości nadrobi swe braki i jej ruchy będzie znaczyć już tylko pewność. Obecnie zdawała się tylko na łaskawość losu.
| W tej kolejne Ellie nie pije, ONMS poziom I
— Zabawny sposób na wytknięcie braku kultury, nieprawdaż? — zauważa lekko blondyneczka, uśmiechając się ciepło w stronę Rosalie, kiedy ostrożnie odbierała od przepięknej półwili jakże podle wciśnięty w drobną dłoń kieliszek, odstawiając go z cichym stuknięciem na tackę. Uprzejmie jeszcze kiwa lady Yaxley główką, by mogła chwilę później dołączyć do Callisto, będącej zapewne wstrząśniętą obecnością oślizgłych — choć wciąż urokliwych, jak gotowa była bronić mieszkańców mórz artystka — stworzeń oraz Elise, pokazującej, iż nazwisko Nott nie nosiła li jedynie dla ozdoby. Przemierzała jednak wydmy z ciężkim sercem, domyślając się, jakież zadanie będzie następne, podświadomie czując, jak dąsy zaczynają już szykować swe miejsce we wrażliwym wnętrzu dziewczątka. Nigdy nie radziła sobie z alchemią i nawet tak prosta czynność, jak wrzucenie ślicznych piórek do ognia wydawała się sztuką trudną, jakby od sposobu ułożenia wiotkiego nadgarstka zależeć miało to, czy rytuał się ziści. Nie zamierzała jednak rezygnować, dlatego też podjęła się przeszukiwania w jednej ze skrzyń ingrediencji pochodzenia zwierzęcego, jako że na nich się odrobinę znała lepiej. Myśli, że w przyszłości nadrobi swe braki i jej ruchy będzie znaczyć już tylko pewność. Obecnie zdawała się tylko na łaskawość losu.
| W tej kolejne Ellie nie pije, ONMS poziom I
Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Tell me I'm the fairest of the fair
The member 'Elodie Parkinson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Przepraszam za spóźnienie!
Cóż, wymiana zdań chociaż otoczona pięknymi słówkami była wysycona jadem i złośliwością. Ale czego można było się spodziewać? Prędzej czy później wiadomo było, że do tego dojdzie. Wystarczyło by Marine zniknęła nam z oczu, by doszło do pierwszych spięć. Nie miałam zamiaru się już jednak odzywać, lady Slughorn żyła w swoim świecie i sądzę, że kolejny kieliszek alkoholu, który, a jakże, przyjęła, wcale nie poprawiał jej stanu. Odwzajemniłam jedynie jej uśmiech i zwróciłam się do swojej przyjaciółki. Rozmowa z nią była zdecydowanie bardziej ciekawsza i odprężająca niż kąśliwe uwagi pijanych kobiet.
- Nawet nie wiesz jak mi cię brakowało, tyle cię ominęło - stwierdziłam na jej słowa. - Martwisz mnie. Jeśli tylko poczujesz się gorzej to wróć do zamku. Marine na pewno zrozumie, a ja nie chcę byś mi zasłabła gdzieś po drodze. Czy jest coś o czym nie wiem w kwestii twego zdrowia?
Naprawdę się zmartwiłam i pewnie moja uwaga na kuzynce spoczywałaby dłużej, gdyby nie zostało postawione przed nami kolejne zadanie. Na szczęście przekonanie istot morskich nie należało do najtrudniejszych, ze satysfakcją przyjęłam fakt, gdy oczy trytona zwróciły się w moją stronę na mój głos i miałam nadzieję, że co poniektóre panie to zauważyły, a zazdrość zakuła je w głębi duszy. Już po chwili skrzynia była przy nas, a w moich dłoniach spoczęły czarne jagody.
- Czarne jagody? - powtórzyłam za Darcy.
I zaraz za nią ruszyłam dalej. Trafiliśmy nad ognisko, gdzie czekała na nas kolejna dawka poezji. Uwielbiałam i mogłabym poświęcać całe dnie na ich czytaniu. Dlatego zawsze niezwykle cieszyło mnie, gdy to właśnie ona stawała nam na drodze do wykonania zadań.
- Naprawdę musiałaś bardzo tęsknić za domem, skoro z taką melancholią wspominasz dawne czasy - odpowiedziałam delikatnie obejmując kuzynkę w pasie. - Tego jak Tristan czytał nam poezję nie da się zapomnieć.
Szybko udało mi się domyśleć, że chodzi o święto Samhain, które już wkrótce miało nadejść. Łączenie tak prostych faktów nie stwarzało mi żadnego problemu. Skupiłam swoją uwagę zatem na skrzyniach, starając się dalej w głowie poukładać kolejne kroki, które nas czekają.
| Żadnego alkoholu; ONMS na III poziomie
Cóż, wymiana zdań chociaż otoczona pięknymi słówkami była wysycona jadem i złośliwością. Ale czego można było się spodziewać? Prędzej czy później wiadomo było, że do tego dojdzie. Wystarczyło by Marine zniknęła nam z oczu, by doszło do pierwszych spięć. Nie miałam zamiaru się już jednak odzywać, lady Slughorn żyła w swoim świecie i sądzę, że kolejny kieliszek alkoholu, który, a jakże, przyjęła, wcale nie poprawiał jej stanu. Odwzajemniłam jedynie jej uśmiech i zwróciłam się do swojej przyjaciółki. Rozmowa z nią była zdecydowanie bardziej ciekawsza i odprężająca niż kąśliwe uwagi pijanych kobiet.
- Nawet nie wiesz jak mi cię brakowało, tyle cię ominęło - stwierdziłam na jej słowa. - Martwisz mnie. Jeśli tylko poczujesz się gorzej to wróć do zamku. Marine na pewno zrozumie, a ja nie chcę byś mi zasłabła gdzieś po drodze. Czy jest coś o czym nie wiem w kwestii twego zdrowia?
Naprawdę się zmartwiłam i pewnie moja uwaga na kuzynce spoczywałaby dłużej, gdyby nie zostało postawione przed nami kolejne zadanie. Na szczęście przekonanie istot morskich nie należało do najtrudniejszych, ze satysfakcją przyjęłam fakt, gdy oczy trytona zwróciły się w moją stronę na mój głos i miałam nadzieję, że co poniektóre panie to zauważyły, a zazdrość zakuła je w głębi duszy. Już po chwili skrzynia była przy nas, a w moich dłoniach spoczęły czarne jagody.
- Czarne jagody? - powtórzyłam za Darcy.
I zaraz za nią ruszyłam dalej. Trafiliśmy nad ognisko, gdzie czekała na nas kolejna dawka poezji. Uwielbiałam i mogłabym poświęcać całe dnie na ich czytaniu. Dlatego zawsze niezwykle cieszyło mnie, gdy to właśnie ona stawała nam na drodze do wykonania zadań.
- Naprawdę musiałaś bardzo tęsknić za domem, skoro z taką melancholią wspominasz dawne czasy - odpowiedziałam delikatnie obejmując kuzynkę w pasie. - Tego jak Tristan czytał nam poezję nie da się zapomnieć.
Szybko udało mi się domyśleć, że chodzi o święto Samhain, które już wkrótce miało nadejść. Łączenie tak prostych faktów nie stwarzało mi żadnego problemu. Skupiłam swoją uwagę zatem na skrzyniach, starając się dalej w głowie poukładać kolejne kroki, które nas czekają.
| Żadnego alkoholu; ONMS na III poziomie
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Wybrzeże
Szybka odpowiedź