Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Burz
AutorWiadomość
Sala Burz [odnośnik]12.01.19 23:42

Sala Burz

Jeden z przeznaczonych dla gości salonów posiadłości Chaeau Rose, obszerny elegancki pokój wyłożony jedwabnym dywanem w orientalne wzory, podobnie jak reszta wnętrz urządzona w jasnym, delikatnym francuskim stylu. Stoliki pomiędzy krzesłami są dość wysokie, by można podać na nich przekąski, jednak nie dość szerokie, by mogły zastąpić jadalnię. Widok z przestronnych okien nie pada jednak na kwieciste ogrody Rosierów, a na morską wodę, nad którą czasem pojawiają się smoki. We wschodnim skrzydle, gdzie mieści się Sala Burz, najmocniej odczuwalne są efekty sztormów - stąd zwyczajowa nazwa pokoju.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala Burz [odnośnik]15.01.19 9:40
tristan & morgoth19 października
Spojrzenie utkwione miał w dalekim horyzoncie, który rozmazywał się gdzieś między połaciami lasów, chociaż to nie tę cienką linię tak naprawdę chciał tam dostrzec. Chociaż tego nie okazywał, podjęcie ostatecznej decyzji nie równało się tutaj z czymś prostym. Owszem, znał odpowiedź na to pytanie zanim je jeszcze zadał, lecz to własne przekonania ciężko było mu przezwyciężyć. Wszystko co robię, robię dla rodziny. Nie miał o tym zapomnieć i w tym odnajdywał również pomoc, dlatego gdy kreślił słowa listu skierowanego do Tristana, był pewien. Jego przyszłość nie miała być związana z rezerwatem smoków - ani tym w Peak District, ani tym w Kent. Nigdy tam nie należał. Dover było inne od terenów dokoła rodzinnego domostwa i mimo że w jakiejś kategorii można było je nazwać pięknym, to Yaxley nie potrafił się przyzwyczaić do tych białych kredowych klifów, które wychodziły jakby naprzeciw żeglarzom przybywającym z wybrzeży Francji. Otwarta powierzchnia dawała mu zgubne wrażenie pustki, a nie tego szukał i oczekiwał. W Fenland otoczony dzikością i niepokornością przyrody zawsze odczuwał pełnię. Być może dopiero teraz zaczął tak to interpretować dla usprawiedliwienia swoich decyzji; gdy zamierzał oddzielić się od tego miejsca raz na zawsze. I absolutnie nie chodziło mu o rodowe zawiłości - wraz z dniem dziesiątego września jego aktualne obowiązki uległy zniszczeniu, na przedzie z zawodowymi. Dlatego też ta sprawa nie mogła czekać.
Chociaż przyjęto go z odpowiednim szacunkiem i wyrozumiałością, nie zamierzał dać się zauważyć domownikom i od razu skierowano go ku odpowiedniej sali, gdzie miał czekać na nowego nestora sojuszniczego rodu. Na jego szczęście Château Rose było tego dnia spokojne, a sala burz pusta. Jego ostatnie pojawienie się w tym miejscu zlewało się w niepewność, gdy tylko starał je sobie przypomnieć. Dlatego z pewnym wyjątkowo ograniczonym zainteresowaniem badał architektoniczne zdobienia, starając się odpędzić od natrętnych myśli. Gdy w końcu pozostawiono go samego, przejechał dłonią przez zmęczoną twarz, czując jak presje ostatniego czasu powoli na nim osiadała. Nie zamierzał tego okazywać, a ów walka między wycieńczeniem a obowiązkiem miała rozgrywać się w jego wnętrzu - jeden moment i nic więcej. Znów wyprostował się i pozwolił sobie na bycie przykładnym lordem. Nestorem. W jego myślach brzmiało to nieprawdopodobnie; gdy inni wypowiadali jego tytuł na głos - absurdalnie i zawstydzająco. Wiedział, że powinien czuć się dumny i tak właśnie było, lecz nie miało to zmienić faktu, że dalej było mu do wieku hogwarckich uczniów niż trzydziestoletnich szlachciców z ugruntowaną pozycją. Przestał być dzieckiem już dawno, a ostatnio zabił w sobie chłopca. Czy niepewność własnych kompetencji miała przez to zniknąć? Byłby głupcem, gdyby ich nie miał. Gdyby podejmował rzeczywistość bez strachu i lęku o przyszłe dni. Mógł się bać - nie mógł jednak ukazywać słabości przed innymi, a w szczególności przed tymi, których miał bronić. Właśnie dlatego pojawił się w Dover. Oszczędny w słowach wolał zostawić sobie gratulację za nominację Tristana na bezpośrednie spotkanie. Obaj stali się kilka dni temu nowymi ludźmi, chociaż tak naprawdę pozostali sobą. Morgoth nie był jednak tego taki pewien.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala Burz [odnośnik]24.01.19 13:27
Skłamałby, gdyby powiedział, że nie spodziewał się listu od Morgotha, choć w rezerwacie dokładał wszelkich starań wobec swoich podopiecznych, zdarzenia, które miały miejsce przed paroma dniami nie mogły przejść bez echa; Yaxley stał się najmłodszym mianowanym nestorem w historii czarodziejskiego świata - choć w istocie sam Tristan nie był od niego wiele starszy. Wszyscy - oni dwoje i Edgar - mieli zostać ocenieni przez historię surowo, surowiej niż ich poprzednicy - i musieli dołożyć wszelkich starań, by ocena ta pozostała sprawiedliwa. Każde ich zachowanie, każda decyzja, każdy ruch, każda chwila swobodnie spędzonego czasu mogła dostarczyć ich wrogom materiału ku podważeniu ich autorytetu. Służyli rodzinie, nie musiał z nimi o tym rozmawiać, by wiedzieć że nie traktowali swoich obowiązków mniej poważnie niż on sam. Osadzenie tych stanowisk czarodziejami, którzy wspierali ideę Czarnego Pana niosło za sobą pewne polityczne przesłanie, ale na nie - wierzył - przyjdzie jeszcze czas. Pierścień nestora leżał na jego palcu dobrze, a jego ciężar nie był odczuwalny - Tristan odnalazł się u władzy szybciej, niż powinien.
Wieść o dotarciu Morgotha do Chateau Rose w Dover dotarła do niego, kiedy spędzał czas w bibliotece, na rozczytywaniu się w rodowych kronikach zawierających informacje o sojuszach i zobowiązaniach z mniej istotnymi graczami na politycznej arenie, które wcześniej wydawały mu się mało ciekawe, a z którymi teraz musiał być dobrze zaznajomiony. Nie wątpił, że w razie czego odnajdzie u wuja stosowną radę, jednak krótkie życie zdążyło go nauczyć, że jeśli chce na kogoś liczyć - to powinien wyłącznie na siebie. Wciąż się uczył, a ostatnimi czasy uczył się pilniej, bo teraz nie walczył już wyłącznie o własną przyszłość. Odpowiadał za całą swoją rodzinę, krewnych tak żywych, jak zmarłych, którzy zasługiwali na pielęgnację pamięci o ich dokonaniach i mentalnej schedzie. Zadanie, które przed nim stało, było trudne, ale zawsze był zdania, że jeśli miał spaść - to tylko z wysokiego konia.
Nie kazał na siebie czekać, odłożywszy oprawioną w skórę księgę poprawił poły szaty i spokojnym krokiem skierował się ku sali, w której miał znajdować się już gość. Ledwie minął próg, a między nimi błysnął skrzat, który pozostawił na stole wino i umknął, nim ktokolwiek zdołał mu się przyjrzeć; nie zwróciwszy na niego uwagi zwrócił się do Morgotha w zwyczajowym powitaniu, zamierzając uścisnąć mu dłoń.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]29.01.19 9:39
Jeszcze niedawno byli jedynie dziedzicami spuścizny swych przodków, a teraz wiedli ją za sobą, nie pozwalając na to, by ktoś zwątpił w ich kompetencje. Edgar. Tristan. On sam. Trójka zaskakująco młodych nestorów, których mianowania nikt się nie spodziewał - a na pewno nie sami zainteresowani - stała się centrum zainteresowania. I nie chodziło wcale o ich własne rodziny, lecz zarówno wrogowie jak i przyjaciele mieli się im przypatrywać z wielką uwagą, oczekując okazania siły lub słabości. Jakiekolwiek potknięcie miało zostać zauważone, zinterpretowane na ich niekorzyść i nie byliby w stanie zmyć ów gorszącego wrażenia. Nie tak łatwo, bo w pamięci ludzi zostaje jedynie to najgorsze wspomnienie. Ile pokoleń musiałoby minąć, żeby zapomnieli? Tristan miał rację - historia nie miała mieć nad nimi litości i zapewne jeszcze wiele razy ich młody wiek miał być wywlekany na powierzchnię, gdy ktoś chciałby podważyć w ich umiejętności. Bo tak łatwiej krytykować, zrzucając na brak doświadczenia i młodzieńcze rysy. Morgoth jednak nie potrzebował niczyich słów, by wiedzieć, że bez względu na wszystko, mieli sprostać zadaniom, które przed nimi postawiono. Tym bardziej musieli stać się hardzi i nieugięci. Obserwując starych głupców, którzy zaprzedali się Longbottomowi, podpisując zgodę na własną zagładę, nikt nie mógł zarzucić Rycerzom słabości. Słowa, które padały w Kamiennym Kręgu były pełne rozwagi, nie wyrachowania i pustych przechwałek. Nie od strony tych, którzy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji.
Przybywając do Dover, Yaxley wiedział, że tym razem również nie doświadczy zbędnych przemówień. Czas na rozmowy dobiegł końca, miało zostać działanie. Jeśli chodziło o nową głowę rodziny Rosier, nie miał żadnych wątpliwości, że tak właśnie się stanie. Widząc jego dumną sylwetkę, przekraczającą drzwi Sali Burz, mógł przyznać, że nestorat mu służył. Odnalazł się w nim zapewne o wiele łatwiej i szybciej od niego. Nie czekał, tylko wystąpił, by wyjść gospodarzowi naprzeciw i uścisnąć jego dłoń. - Wybacz za opieszałość - skomentował lakoniczność listu, który różnił się od tego, który odesłał mu Rosier. Obaj wiedzieli, że miał na myśli brak wspomnienia o gratulacjach po awansie hierarchicznym Tristana. Morgoth był jednak człowiekiem, który wolał wspominać takie rzeczy twarzą w twarz. Jego słowa gratulacji były zwięzłe, lecz nie pozbawione szczerości oraz szacunku. Nie wpychał w nie zbędnej pompatyczności, wiedząc, że nie takich gierek oczekiwał po nim starszy smokolog. Nie oczekiwał ich i nie zasługiwał na nie. Podobnie zresztą jak marnowanie drogocennych chwil było aktualnie nie do przyjęcia. Po powitaniu i gratulacjach, Yaxley zajął wskazane przez drugiego Śmierciożercę miejsce. - Chciałbym prosić cię o czas - zaczął bez zbędnego wprowadzenia. Darował sobie oczywistości - jego obecność wśród pracownik rezerwatu w Kent nie miała już racji bytu, jednak prośba, którą wystosował już czymś normatywnym nie była. - Do końca miesiąca zredaguję swoje notatki, spiszę ostatni raport i przekażę tobie. - Nagła nominacja, oderwanie od aktualnego stanu rzeczy nie dało mu możliwości domknięcia pewnego rozdziału w swoim życiu, a Morgoth nie lubił zostawiać otwartych furtek. Szczególnie, że ta tycząca się opieki nad antycznym gatunkiem smoka wcale nie była dla niego błahą sprawą. Zaangażował się i gdyby nie szansa dana mu przez Tristana, nie miałby możliwości powiększyć swojej wiedzy na temat smoków i nie wykorzystałby ostatnich momentów jako opiekun władców przestworzy.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala Burz [odnośnik]30.01.19 1:42
Zwięzłe gratulacje przyjął skinięciem głowy, wymieniane nawzajem zdawały się - jako nieliczne, wyłączając z tego rodzinę - nie wybrzmiewać pompatycznością; znajdując się w podobnej sytuacji mogli lepiej zrozumieć siebie nawzajem, swoje obawy i swoje obowiązki, zmiany, jakie - nieoczekiwanie przecież - zaszły w ich życiach. Kiedy nestor oznajmił mu, że jest znużony i wręczył drobne puzderko przez myśl nie przeszło mu, co znajdzie w środku, choć winien dostrzec brak sygnetu na jego dłoni znacznie wcześniej, niż się to stało. Nie mógł wiedzieć, czy Morgoth lub Edgar zostali przez swoich krewnych uprzedzeni, ale ich nominacja była dla niego nie mniejszym zaskoczeniem - przyjętym z nie mniejszym zadowoleniem. Oddanie sterów tym, którzy służyli Czarnemu Panu, mogło przynieść nie tylko im samym, ale i całemu czarodziejskiemu światu, wyłącznie dobre nowiny. Nie inaczej, jak stery Selwynów i Traversów obierających jedyny słuszny kurs. Oszczędność w słowach była dla Yaxleya naturalna, ale w tym przypadku większość słów była zbędna - formuła gratulacyjna miała zapewnić jedynie o poparciu dla nowej władzy, które pozostało obustronne, nie nieść za sobą garść sztucznie dobranych komplementów; żadne z nich ich nie potrzebowało.
Pochwyciwszy zostawioną przez skrzata butelkę wina, obrócił ją w dłoniach, przeciągając spojrzeniem po etykiecie i w końcu napełnił dwa kielichy, poczynając od gościa, nieśpiesznie zatapiając je alkoholem barwy krwi; odstawiwszy karafkę w niemym toaście uniósł naczynie, po czym przytknął do ust, wziąwszy łyk wyśmienitego trunku. Zapach pieścił nozdrza, a smak nie rozczarował. Słuchał go przy tym z uwagą, nie odejmując od rozmówcy spojrzenia - wspierając prawą rękę na obitym oparciu krzesła. Początkowo nie zrozumiał słów młodego Yaxleya - jednak wypowiedziane później niosły dostateczne wyjaśnienie. Naturalnie, że tak, przecież to w tej sprawie otrzymał list.
List, który go nie zadziwił. Morgoth był młody, miał pasję, rozwijał się w wielu kierunkach: bez wątpienia nie zamierzał zatem wiązać całego swojego życia z obcym rezerwatem, korzystał z czasu, który miał, nim faktycznie porwie go wir rodowych obowiązków. Ale te - nadeszły szybciej i intensywniej, niż ktokolwiek się tego spodziewał. Nestor rodziny nie mógł dbać o interesy innego rodu, niezależnie od tego, jak mocno byłby to ród zaprzyjaźniony - jego zadaniem było dbać o własnych krewnych, ich potęgę i ich przyszłość. Decyzja Morgotha wydawała się oczywista, i, to zabawne, choć Tristan tracił właśnie jednego ze swoich najlepszych ludzi na rzecz wielkiej polityki, nie odczuwał smutku: gdzie indziej Morgoth potrzebny był dzisiaj bardziej. Rozumiał jego decyzję - jak każde wypowiedziane przez niego słowo - której zresztą nie zamierzał mu utrudniać. Włożył w oswojenie wyspiarki sporo czasu, ale i serca, jak oni wszyscy wiążąc się z tym niezwykłym stworzeniem. Miał prawo się pożegnać.
- W porządku - odparł spokojnie, patrząc na twarz swojego rozmówcy, sięgając wzrokiem oczu. Nie wątpił, że jego raport okaże się cenny - Morgoth spędzał ze smoczycą wystarczająco dużo czasu, by móc dostrzec aspekty niewidoczne dla innych. - To niecałe dwa tygodnie - zauważył, bez żalu czy smutku, bez radości, ale i bez zwątpienia, zauważył, dookreślając termin, nic ponadto. Musiał znaleźć kogoś na jego miejsce, ale powrót Lorcana do kraju miał to znacznie ułatwić.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]09.03.19 10:40
Morgoth nie zamierzał wylewać przed Tristanem potoku pustych słów. Rosier znał go na tyle długo, by wiedzieć, że oszczędność w komunikacji nie była brakiem wyrazu szacunku, a czymś normalnym w kontakcie z Yaxleyem. To właśnie zbytnia wylewność mogłaby być obrana jako coś zdecydowanie niepożądanego i podejrzanego. Mimo własnego dystansu i ograniczenia uzewnętrzniania swoich myśli oraz emocji, młodszy ze Śmierciożerców odczuwał jedynie zadowolenie, wiedząc, że opiekunami sojuszniczych Yaxleyom rodów stali się ludzie zaznajomieni z ideą przyświecającej jego rodzinie. Zarówno Edgar jak i Tristan ryzykowali życia, by zapewnić czarodziejskiemu światu lepszą przyszłość i nikt nie mógł zaprzeczyć, że podobne zaangażowanie świadczyło jedynie pochlebnie o samych zainteresowanych. Ich pertraktacje w przyszłości plasowały się na poziomie wyraźnie zadowalającym, a co więcej - ugruntowanym na jednym horyzoncie doświadczeń. Jako najmłodsi mogli stworzyć najsilniejsze więzi, a koalicja między nimi mogła trwać jeszcze długo. Wszystko jednak dopiero się rozpoczynało, a chaos, który rozegrał się między zgliszczami tysiącletniego Kamiennego Kręgu, opadł na ich barki.
- Jeśli będziesz mnie potrzebował, jestem do Twojej dyspozycji. - To była oczywistość, jednak ostatnio nawet oczywistości zmieniły swoje znaczenie. W końcu do niedawna absurdem byłoby myślenie, że nadawał się na nestora rodu, a mimo to był tutaj, nosząc sygnet niepodważalnej władzy. Dla rodów konserwatystów takie wyróżnienie było ogromnym zaufaniem członków rodziny. Patrząc na to jak władza Prewettów przeszła w dłonie bardziej porywistego pokolenia, Morgoth zastanawiał się jak długo zamierzali jeszcze istnieć. Chciał więc określić swoją niezmienność w stosunku do rezerwatu jak i tego, co się w nim działo, jak również skomentować wspomnienie terminu dwóch tygodni. Zdawał sobie sprawę, że rozpatrzenie jego prośby stawiało Tristana w dość skomplikowanej pozycji. Wierzył jednak, że znajdzie odpowiednie zastępstwo na jego miejsce. Szczególnie, że było wielu bardziej biegłych opiekunów smoków, a prestiż rezerwatu smoków w Kent przyciągał spojrzenie najwybitniejszych jednostek w tej dziedzinie. Utrata młodego smokologa nie miała być w żadnym wypadku krzywdząca. Nie dla nich. Morgoth natomiast wiedział, że tracił ważną możliwość, jednak nie cierpiał z powodu porzucenia jej - w chwilach, które dane mu było spędzić na opiece nad wyspiarzem, wiedział, że nie zmarnował tego czasu. Uczył się od niej, wiedząc, że nikt nie mógł doświadczyć tego samego. Jednak ani on, ani tym bardziej Morgoth nie mogli przewidzieć nominacji na nowe stanowiska. Na stanowiska zdecydowanie zbyt czasochłonne i atencyjne. Nie mieli stać się opiekunami rodzin za tydzień, miesiąc czy rok. Stali się nimi właśnie w momencie, w którym ich dawni seniorzy wycofali się i przekazali im władzę. Właśnie wtedy, dlatego mieli się zachowywać w ten sposób już teraz. Jeśli chodziło o Morgotha, równało się to z porzuceniem dawnego życia i zaczęciem czegoś nowego. Czegoś, co już wkrótce miało powstać z popiołów. Nie mógł jednak odmówić sobie ostatniej przyjemności związanej z tematem, dla którego się tu znalazł. Na jego twarzy pojawił się więc prawie niewidoczny uśmiech, gdy wrócił wspomnieniami do ostatnich tygodni spędzonych w terrarium, obserwując wyjątkowego smoka. - Stała się uważniejsza i mniej gwałtowna. Jednak poziom agresji maleje przy osobach, które zna. - Tristan miał znaleźć jej odpowiedniego opiekuna, chociaż Yaxley jeszcze przez długi czas miał odczuwać ukłucie żalu, wiedząc, że władza odebrała mu możliwość pasji. Nigdy jednak nie oszukiwał się, że przy wyborze własnych zapędów a dobrem rodziny, wybierze źle. Poprawność była tylko jedna.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala Burz [odnośnik]29.03.19 15:12
W jakiś sposób byli teraz za siebie wzajemnie odpowiedzialni. W jakiś sposób - postawienie w złym świetle któregokolwiek z nich, sprowadziłby oszczerstwa również na pozostałych; ale nie sądził, by była to ich słabość, szukał w tym swojej siły: dzielili z Yaxleyami i Burke'ami swoisty triumwirat przypieczętowany brzemiennymi w skutkach wydarzeniami w Stonehenge, a on czuł, że zawarta między nimi przyjaźń miała mieć jeszcze silniejsze konsekwencje. W istocie, przyszłość rysowała się przed nimi w odważnych barwach, bo byli pionierami, którzy przecierali pewien szlak. Trudny, wyboisty i kręty, co więcej nieustannie oceniany, ale prowadzący do skarbów dużo cenniejszych od złota i klejnotów. Morgoth był jego kuzynem, podobnie jak Edgar był też czarodziejem, którego zawsze cenił, za upór, odwagę, talent i siłę charakteru. Doceniał jego pozycję na czele Yaxleyów - cieszyła go, wiedział bowiem, że w swojej powściągliwości poprowadzi Yaxleyów w jedynym słusznym kierunku. To na nich ciążył teraz ten obowiązek: wzmocnienia całej arystokratycznej społeczności, która musiała dziś przejawić siłę silniejszą, niż kiedykolwiek wcześniej. Tak jak tamtego dnia - w Stonehenge. To nie bez powodu przemowa właśnie Morgotha rozpoczęła lawinę nieuchronnego ciągu zdarzeń. Skinął spokojnie głową na jego deklarację, rozumiejąc ją tak wprost, jak i w innym wymiarze; Yaxley na stałe wpisał się swoją działalnością w rezerwacie, jego prace nad wyspiarką staną się podłożem dla dalszych starań o jej ostateczne odratowanie, przywrócenie gatunku - i z pewnością jego spostrzeżenia niejeden raz zostaną jeszcze wykorzystane. Jednakże, równie mocno cenna była deklaracja rozumiana na wyższym poziomie, jako pieczęć nad sojuszem, który i bez tego wydawał się trwały. Szczęśliwie, cała ta sytuacja zbiegła się z powrotem do kraju Lorcana - powinien sobie poradzić z wyspiarką, a prócz niej nie miał tutaj innych zajęć i mógł poświęcić się jej w pełni. Alternatywą była Melisande, rozwijała się coraz mocniej i choć jej delikatne dłonie nie mogły zbliżyć się do smoka, nie istniała przeszkoda, by nie dostała rąk, którymi mogłaby po prostu kierować. Był w stanie poradzić sobie z tą stratą, tak jak zdawał sobie sprawę z tego, że Yaxley nie mógł dłużej pełnić tej funkcji. Musiał przejąć obowiązki ważniejsze z punktu widzenia jego nowej pozycji.
- I ty możesz liczyć na mnie - odpowiedział zatem bez zawahania, nie musiał, wiedział, że nie, ale chciał, podkreślić wagę znaczenia łączącej ich rodziny przyjaźni. W kontekście zdarzeń, jakie miały miejsce, zwyczaj wręcz tego wymagał. Zastanowił się nad jego słowy, były symptomem dobrego. Włożył w pracę nad wyspiarką dużo wysiłku, a ten przyniósł efekty. - Powoli oswaja się z życiem od nowa - skomentował krótko, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu, który wpełzł na jego usta; walczył o ten sukces równie mocno odkąd dowiedział się o samej możliwości jej istnienia. - Wyczekuję, by ujrzeć ją wreszcie w pełni sił, nasze wysiłki przyniosą efekty. - Zapewne niebawem, przeszli już naprawdę długą drogę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]03.04.19 16:08
Jeśli tak właśnie miała wyglądać przyszłość ich rodów, przodkowie mogli im tylko pozazdrościć jedności, którą tworzyli, bo co innego łączyło dawnych wrogów silniej niż wspólna sprawa? Wspólni przeciwnicy, którzy zagrażali dobru, o które pozostali po właściwej stronie konfliktu wciąż chcieli walczyć. Urazy z przeszłości musiały iść w zapomnienie, bo to w jedności miała istnieć szansa na zwycięstwo i tylko w ten sposób mogli uratować samych siebie z tej szalonej spirali nienawiści. Morgoth dostrzegał błędy jednakowo po stronie przeciwników mugoli, lecz hipokryzja, która ogarnęła popleczników ich sprawy była jeszcze większa. Pamiętał słowa lorda Shafiqa wybrzmiewające między Kamiennym Kręgiem, a których adresatami byli ci wszyscy pragnący sprawiedliwości dla wyzbytych magii ludzi. Jeśli tak wzgardzacie przywilejami, które otrzymaliście z dniem narodzin... zrezygnujcie z nich. Porzućcie dostatek, który otrzymaliście i bądźcie jak ci, których tak żałujecie. Czy nie to było wystarczającym dowodem na to, która strona miała prawo do zabiegania o tron w tej rozgrywce? Racja, prawda i historia stały po ich stronie i nikt nie mógł tego w żaden sposób podważać. Zarówno Tristan, jak i Morgoth pojmowali to lepiej niż ktokolwiek. Obaj byli oddani sprawie, obaj mieli trzymać władzę nad swoimi dziedzinami i swoimi terenami. Młodszy z dwójki czarodziejów nie wątpił w to, że Tristan zrobi wszystko, co w jego mocy, by wykrzesać z własnego nazwiska więcej niż dotychczas. By wprowadzić je na kompletnie nowe pojęcie rozumowania i pojmowania go na przestrzeni kart historii. Zaczynała się nowa era, w którą wchodzili wspólnie. Czy mieli jednak doczekać jej rozwinięcia i sprawdzenia jak ich działania wpłynęły na wyobrażenie przyszłości? Yaxley liczył na to, że pomimo roztaczającej się dokoła nich wojny, właśnie tak się stanie. Że bez względu na wszystko nie upadną przed końcem i będą w stanie, chociażby w ostatnim tchu zaczerpnąć powietrza, do którego dążyli.
Słuchając przez moment słów o wyspiarce, pozwolił na moment ciszy, która nigdy mu nie wadziła, a w której odnajdywał odpowiedzi na najbardziej nurtujące go pytania. Teraz, tutaj, będąc jedynie z Rosierem w pomieszczeniu, zastanawiał się, czy nie spytać go o sprawę Selwynów. Zrezygnował, zanim ta myśl rozwinęła się w jego umyśle na tyle, by nie odpuszczała. Nie po to się tu zjawił, a na razie sąsiadujący z Yaxleyami ród nie podejmował żadnych działań w stosunku do nich czy kogokolwiek innego. Nie oznaczało to, że Morgoth miał przestać patrzeć na swoje granice. Lady Morgana nie była kimś, w kim pokładałby jakiekolwiek zaufanie. Ani poparcie. Dlatego ominął ów kwestię, by następnie podziękować za krótkie spotkanie i wyrozumiałość względem sytuacji towarzyszącemu mu mężczyźnie. Niejeden jeszcze raz miało im przyjść wymienić się o wiele poważniejszymi uwagami i myślami.

|zt x2



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala Burz [odnośnik]03.05.19 22:41
29 listopada

Drzwi były uchylone, nie pukała, mógłby nawet nie usłyszeć, komnaty były przestronne, wemknęła się do środka, ale nim jeszcze się odezwała, nadejście musiał zwiastować cichu stukot pantofelków o posadzkę. Odnalazła spojrzeniem wysoką sylwetkę brata i dygnęła lekko, z szacunkiem, gdy odwrócił się już ku niej.
- Dobry wieczór, Tristanie. Pozwolisz, że przeszkodzę? - spytała a na ustach pojawił się lekki uśmiech, choć wieści, które dla niego miała nie były wesołe. - Wróciłam właśnie z rezerwatu - zaczęła, choć właśnie było nieadekwatnym określeniem; powróciła przeszło dwie godziny wcześniej, nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że jej skórę i włosy przesiąkł zapach ziół i siarki; musiała wymoczyć się niemal we wrzątku, by zmyć z siebie ten zapach. Przebrawszy się w złotą, elegancką suknię, wtarła w nadgarstki i delikatną skórę szyi krople słodkich, różanych perfum, wezwała wówczas Prymulkę, licząc, że będzie wiedziała, gdzie odnajdzie lorda nestora, skrzatka jednak nie zjawiła się, najwyraźniej wykonując istotniejsze polecenie inszego członka rodziny. Wiedziała, że Tristan jest obecny w Chateau Rose - nie wiedziała tylko gdzie. W gabinecie, który zwykł zajmować po otrzymaniu sygnetu nestora rodziny, nikt nie odpowiedział na pukanie; w Sali Harmonii odnalazła pogrążone w rozmowie krewne i matkę; w pokoju dziennym na parterze jedna z kuzynek plotkowała z przyjaciółką o minionym sabacie przy filiżance herbaty. Przeczucie przygnało Fantine do wschodniej części dworu, od kilku tygodni dziwnie opustoszałej; czarnomagiczna burza, jaka rozpętała się pierwszego listopada, nie milkła, wprost przeciwnie - z każdym dniem zdawała się nabierać na sile. Spowite ciężkimi, ciemnymi chmurami niebo nad Chateau Rose przecinały liczne błyskawice, a dwór drżał w posadach; burza ta i nieustanny sztorm, który jej towarzyszył, szczególnie odczuwalne były w tych komnatach, to temu zawdzięczały swą zwyczajową nazwę - Sala Burz. To jednak właśnie tu, w tę wichurę, której zaczęły towarzyszyć opadu deszczu, można było odnaleźć spokój, bo niewielu członków rodziny spędzało tu teraz czas. Przypuszczała, że Tristan zapragnął tu spędzenia chwili z własnymi myślami, dlatego zapytała, czy może mu przeszkodzić - właściwie musiała, wieści były istotne, zwłaszcza dla niego. Od wyprawy, na którą miał wyruszyć, dzieliło go zaledwie kilka dni.
- Czy przekazano ci już wieści o panu Ackerley? - spytała, przechodząc od razu do rzeczy - pragnęła jak najszybciej usłyszeć odpowiedź na pytanie, które plątało się na końcu jej języka; uczyniła kilka kroków w stronę brata, obracając na na lewym nadgarstku złotą bransoletę przywodzącą na myśl kolczastą gałązkę róży, co czyniła zawsze, gdy denerwowała się lekko.
Czy słyszał już, że alchemik, który od tak wielu lat wiernie służył ich dziedzictwu w smoczym rezerwacie, warząc eliksiry i pracując nad nowymi, zaniemógl?


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.


Ostatnio zmieniony przez Fantine Rosier dnia 23.05.19 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Burz [odnośnik]15.05.19 17:45
Wpatrywał się w ciemne, burzowe chmury, nie odciągając wzroku, gdy pajęczyna jaśniejących błyskawic rozjaśniała je kolejnym uderzeniem. Deszcz uderzał w szyby z łomotem, morze było wysokie, czarne i niespokojne. Dawno nie widział podobnej nawałnicy - a ta trwała już ponad miesiąc, na dodatek z winy ich niekompetencji. Zaigrali z magią, która wymknęła się spod ich kontroli i poruszyła ziemię, zaigrali z mocami matki natury, która najwyraźniej miała odnośnie tej sytuacji własne zdanie i nie zamierzała ulec łatwo wszystkiemu, co robili z nią ludzie. Martwiły go smoki - podniebne loty wydawały się w tym momencie skrajnie niebezpieczne, a przykute do ziemi bestie wpadały w gorsze nastroje. Jak wszyscy, deszczowa Anglia nigdy dotąd nie przygnębiała aż tak swoim pięknym krajobrazem. Zbyt często uciekał myślami do Evandry - kobieta przy nadziei powinna być otoczona spokojem, a on nie był w stanie zerwać dla niej nieba ani zakończyć tego kataklizmu.
Wsparty dłońmi o parapet strzelistego okna usłyszał wślizgującą się do środka Fantine. Nie odwrócił się od razu, ale wcale nie musiał, potrafił poznać ją po drobnym i delikatnym, ale pewnym siebie chodzie - nieco szybszym od kroków Melisande. Nikt inny nie wszedłby tutaj bez słowa. Po chwili - odsunął się od okna, zwracając się ku siostrze, w odpowiedzi na jej dygnięcie witając ją skinięciem głowy. Niedbałym gestem zaprosił ją do środka, opieszale samemu zbliżając się do jednego z siedzisk, na którym zajął miejsce.
- Służy ci to, Fantine - pozwolił sobie zauważyć, badając rysy jej twarzy; jej częste wizyty w rezerwacie nie były efektem jej szczerej pasji, a kary, jaką zmuszony był na nią nałożyć. Zdawało mu się jednak, że jego młodsza siostra prędko pojęła pasję Melisande i odnalazła się w nowym miejscu, przekuwając porażkę w sukces. Zatem nauka nie poszła w las, to dobrze - ciekaw był jednak spojrzenia z jej perspektywy. Czy wciąż miała mu to za złe? Nie sądził, że po śmierci ojca ciężar odpowiedzialności w znacznie szerszej perspektywie spadnie na niego tak nagle.
Ackerley, alchemik z rezerwatu, był czarodziejem wybitnym - i jak wielu czarodziejów wybitnych był też wybitnie stary. Zwykła niestrawność mogła się dla niego skończyć tragicznie; wiedział o jego niedyspozycji, choć nie wgłębiał się w szczegóły. Nie domyślił się, dlaczego o niego pyta - wieść o pogorszeniu się jego stanu zdrowia, przekazałaby zapewne inaczej.
- Wiadomo już coś więcej? - zapytał, odpowiadając pytaniem na pytanie, ale tym samym zdradzając stan swojej wiedzy, posiadał ogólne pojęcie. Był zbyt ważną osobą w rezerwacie, by ignorować jego absencję. Kątem oka dostrzegł jednak ruch jej dłoni - powoli obracający bransoletę. Znał ją wystarczająco dobrze, by potrafić rozumieć jej gesty. - Wydajesz się zdenerwowana. Wszystko w porządku? - zapytał wprost, ogniskując spojrzenie na jej oczach; nie przepadał za owijanie w bawełnę, zwłaszcza wtedy, gdy chodzić mogło o któregoś pośród krewnych.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]23.05.19 20:26
Kilka miesięcy wcześniej rzeczywiście trudno było Fantine się pogodzić z decyzją brata, zmuszającą ją do codziennych wizyt wizyt w rezerwacie, gdzie zaczęła pomagać w laboratorium; przez wiele dni pojawiała się tam naburmuszona i często spoglądała na zegar, pragnąć, by wskazówki poruszały się szybciej i wybiła godzina powrotu - z czasem wszystko to uległo jednak zmianie. Coś, co przeżywała jak koniec świata, okazało się początkiem czegoś dobrego. Po ukończeniu Beauxbatons pobierała wciąż lekcje alchemii i astronomii, najmowano dlań prywatnych nauczycieli, by nie zmarnowała wrodzonego talentu, jednakże mikstury jakie warzyła ograniczały się do specyfików wykorzystywanych przez młode damy - eliksirów upiększających, czy Wężowych Ust. Czas spędzony w laboratorium pozwolił na odkurzenie i znaczne poszerzenie szkolnej wiedzy, odkrycie w sobie pasji do alchemii na nowo; przestała wizyty w rezerwacie postrzegać w kategoriach kary już kilka miesięcy wcześniej - wciąż najlepiej odnajdywała się w eleganckich wnętrzach dworu, to nie uległo zmianie - czując coraz silniejszą więź z rodowym dziedzictwem.
Nie miała tego Tristanowi za złe - poniekąd mogła być mu za to wdzięczna.
- Cieszę się, że to widać, bo właśnie to czuję - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, będąc całkowicie szczerą.
Krótkie skinięcie głową potwierdziło, że tak, wie coś więcej; z tej właśnie przyczyny się tu pojawiła, by z nim rozmawiać, nerwowo obracając wokół nadgarstka złotą bransoletę. - Nie jest w porządku... To znaczy z panem Ackerley. Na pewno przekazano ci, że ostatnie dni były dość... trudne - powiedziała Fantine, nie chcąc wchodzić w nieprzyjemne szczegóły - plamy krwi na chusteczkę, w którą kasłał, ociężałość ruchów, ciągłe bóle głowy. Nie zamierzała owijać w bawełnę, świadoma, że Tristan za tym nie przepadał, nie chciała brata trzymać w niepewności, rezerwat i pracujący w nim specjaliści byli dlań zbyt cenni, chciała jednak dobrze ująć w słowa własne myśli, aby rozmowa potoczyła się dla niej korzystnie. - Dziś stracił przytomność, natychmiast wezwałam uzdrowiciela, udzielono mu pomocy, żyje, ale.... Powinien odpoczywać przez najbliższe kilkanaście dni, może nawet dłużej - mówiła dalej, na twarzy zaś pojawiło się coś na kształt troski - bardziej o laboratorium pozostawione bez opieki wykwalifikowanego alchemika oraz samą siebie, pozbawioną czujnego oka nauczyciela. - Nie będzie mógł wam towarzyszyć podczas wyprawy do Szkocji. - Podróż w górzyste, niebezpieczne tereny, gdzie wciąż szalała czarnomagiczna burza, najpewniej tam jeszcze mocniej odczuwalna, dla czarodzieja w jego wieku i tak byłaby ryzykiem - w przypadku choroby została wykluczona.
Znów obróciła złotą bransoletą na nadgarstku, robiąc o kilka uderzeń serca dłuższą pauzę, by wziąć głębszy oddech i po chwili spokojnie powiedzieć: - Pomyślałam, że ja mogłabym wam towarzyszyć. - Miała nadzieję nie ujrzeć rozbawienia na twarzy Tristana, nie żartowała przecież. - Potrzebujecie alchemika, prawda? Pan Ackerley chwalił mnie za postępy - uzupełniła z przejęciem, świadoma, że starszy brat może być propozycją tą lekko... zaskoczony.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Burz [odnośnik]05.06.19 3:54
Właśnie to czuła - nie mógł się nadziwić przemianie Fantine, ale skłamałby, gdyby stwierdził, że była to przemiana niechciana. Nie sądził, że jego kapryśna siostra kiedykolwiek odnajdzie radość z właściwie jakiejkolwiek pracy, a co dopiero pracy dla rezerwatu, ale być może przeszłe wydarzenia naprawdę nauczyły ją więcej, niż mógł się spodziewać. Badawczo przyglądał się jej twarzy, gestom, kiedy nerwowo poruszała złotą bransoletą. I nie stracił czujności, gdy przeszła do opowieści o swoim mentorze - tak, został powiadomiony o niedyspozycji alchemika, podobnie jak o jego dzisiejszym wypadku. Nie rozmawiał z samym Ackerleyem, nie mieli zbyt wielu wspólnych interesów; gdy eliksiry były potrzebne, pobierał je z zapasów, a starzec rzadko wyściubiał nos z laboratorium. Miał jednak nadzieję, sędziwy czarodziej dojdzie do siebie - był cennym pracownikiem, wybitnym eliksirowarem i niezwykle bystrym mężczyzną. Brakowałby go im. Skinął lekko głową, wiedział też, że Ackerley nie mógł stawić się na wyprawie - zajął się już tym zresztą, znajdując dla niego zastępstwo. Propozycja Fantine była ostatnim, czego się spodziewał.
Rozparł się wygodniej na fotelu, powoli wyciągając ze srebrnej papierośnicy sztukę i rozpalił ją szarpnięciem o nadgarstek - zaciągnął się nikotynowym dymem, rozważając jej słowa. W pierwszej chwili zastanawiał się, co mogło stać za nimi, doszukiwał się drugiego i kolejnego dna, którego jednak dostrzec nie mógł - próbował ją sobie wyobrazić, noclegującą pod namiotem w burzową pogodę, bez jedwabnych poduszek i na twardej pryczy. Fantine zdawała mu się być królewną, która przez pierzynę wykryje ziarno grochu, które kuło ją w kręgosłup - ale być może tak naprawdę była twardsza, niż sądził. Być może dojrzewała i zmieniała się, jak zmieniał się każdy. Tak, był zdumiony - a nawet więcej.
- Chcesz nam towarzyszyć na smoczej wyprawie - powtórzył te słowa po niej, w zamyśleniu, po części upewniając się, ze usłyszał ją dobrze, a po części kalkulując sens, ponownie doszukując się kolejnego dna. Coś w tym dźwięczało podstępem, choć nie potrafił powiedzieć, co. - Dlaczego? - zapytał zatem, odnajdując spojrzeniem jej źrenice - jeśli sam nie potrafił pojąć, miał przecież prawo żądać szczerości. Nie wyobrażał sobie, by poczuła nagle zew przygody, nie chciał też brać jej ze sobą, jeśli nie zamierzała wziąć tego na poważnie - na miejscu musieli zająć się celem swojej wyprawy, nie jej humorami. Tak, miał informacje, z których wynikało, że alchemik na miejscu może okazać się niezbędny, nie sądził jednak, by to poczucie obowiązku było tym, co ją motywowało - nie potrafił jednak dostrzec motywacji ukrytej.
- Bądź ze mną szczera, Fantine - poprosił spokojnym tonem, wciąż zatrzymując na jej twarzy nieruchome, pozbawione zrozumienia spojrzenie. - Jeszcze niedawno kpiłaś z Melisande, zarzucając jej, że chce stać się mężczyzną - dziś prosisz, bym wziął cię na wyprawę. Co wydarzyło się w międzyczasie? - Czy czas spędzony w rezerwacie dał jej na tyle doświadczenia, by całkowicie zmieniła swój światopogląd? Jeśli tak - co właściwie zrozumiała? On - chciał po prostu zrozumieć ją. I wszystko to, co wydarzyło się z nią.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]11.06.19 17:18
Skłamałaby, mówiąc, że jego zaskoczenie nie było tym, czego się spodziewała. Zareagował tak, jak przypuszczała, ale wcale nie umniejszało to jej zdenerwowaniu - bo to oznaczało pytania i wątpliwości, które za chwilę miały paść. Denerwowała się tym wszystkim lekko, nie odwracała jednak od twarzy brata spojrzenia, wytrzymała jego wzrok, trwając wciąż w tym samym miejscu. Kiwnęła głowa, na potwierdzenie własnych słów, kiedy powtórzył je po niej - może nawet ciut podejrzliwie, doszukując się w nich drugiego dna - choć jakaś część wnętrza Fantine nie dowierzała w tę propozycje równie mocno, co Tristan. Na razie odsuwała od siebie myśli o niewygodach, które z pewnością ją tam spotkają, udawała przed samą sobą, że będzie lepiej, niż sądzi, przecież jej brat także był rozmiłowany w luksusach.
Otwierała już usta, by udzielić starannie przygotowanych odpowiedzi, kiedy Tristan zbił ją z pantałyku, wspominając o kpieniu z Melisande i jej pasji. Zmarszczyła brwi, teraz to ona wyraźnie zaskoczona podobnym stwierdzeniem; w głębi ducha poczuła się nim urażona, sądziła, że to wszystko zostało już wyjaśnione.
- Nie kpiłam z pasji Melisande - zaprzeczyła natychmiast, tonem pewnym i stanowczym, wciąż jednak starała się brzmieć uprzejmie i nie butnie, choć w piersi poczuła ukłucie. - Kilka słów wypowiedzianych w złości podczas kobiecej sprzeczki nie były prawdą, być może dlatego, że w zbyt małym stopniu tę pasję rozumiałam - wyjaśniła spokojnie, bardzo pragnąć, by do brata wreszcie to dotarło. Zdawał się pomijać fakt, że Melisande sprowokowała ją, rzucając niepotrzebnie Balneo, złośliwy urok, świadoma ognistej natury młodszej siostry, ale nie szkodzi - nie zamierzała do tego wracać więcej. Splotła przed sobą dłonie, prostując się z godnością; kochała siostrę, nie zawsze potrafiła zrozumieć zamiłowanie do spędzanych godzin rezerwacie, do tych wspomnień, kiedy Melisande pragnęła być Robbem, ale to nie umniejszało szacunku Fantine do niej. Tamte słowa, które wciąż wyciągał z niepamięci, były jedynie siostrzaną sprzeczką.
- Własnie dlatego pragnę to zmienić - i zrozumieć. Potrzebujecie alchemika, a ja nabrałam doświadczenia, poradzę sobie.
Tego, że sprosta zadaniu, gdy stanie nad kociołkiem - była pewna. Tego, czy zniesie bez cichego jęku wszystkie niewygody, niepogodę, ziarnko grochu pod pierzyną - wcale.
- Chcę być z wami w takiej chwili - dodała, niemal już proszącym tonem. Nie, wyprawa w takie miejsce nie była jej marzeniem, w duchu pewnie załka, że się na to pisała - ale pragnienie towarzyszenia bratu i siostrze, rozmiłowanych w smokach, było silniejsze. Miała poczucie, że oddalała się od nich, do tego dopuścić nie chciała i nie mogła; ona, egoistka i wygodnicka królewna, była gotowa na to poświęcenie, byleby zatrzymać ich blisko - albo znów się zbliżyć. W jej życiu było wiele miłości, tej gorącej i ognistej, ale zazwyczaj egoistycznej - a ta, którą żywiła do swojego rodzeństwa i matki, była najszczerszą jaką czuć mogła, dlatego popychała ją do tej rozmowy.
Utkwiła w twarzy Tristana rozpłomienione spojrzenie, gorąco pragnąc, by to zrozumiał.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Burz [odnośnik]17.06.19 11:48
Zawsze lubił luksusy, jednak jako męski potomek chowany był zupełnie inaczej niż jego siostry, od dziecka uczestniczył w ojcowskich polowaniach, był też bardzo młody, młodszy od Fantine, gdy po raz pierwszy wziął udział w smoczej wyprawie. Praktyka przy trollach utwardziła jego skórę, a rana po pierwszym smoczym ogniu zmieniła ją w zbroję; nie był fircykiem obawiającym się wysiłku, nigdy, przyuczał się do niego od zawsze - tak jak zawsze wystawiał na próbę swoją odwagę. Wymagano od niego, by był silny, śmiały i nieustraszony; sprostanie tym wymaganiom, kiedy był jeszcze dzieckiem, nie było łatwe, ale nigdy nie porównywałby swojego wychowania z wychowaniem Fantine - z wychowaniem przyszłej damy. Kochała luksus i wygodę, nigdy dotąd nie ciągnęło ją do podobnych rozrywek - i była jego siostrą, najmłodszą z nich i najmłodszą z tych, które wciąż żyły. Kochał ją. Może dlatego się martwił - od pewnego czasu wydawała się pogubiona, a okres dorastania miała przecież już dawno za sobą. I nie chodziło w tym wszystkim o miłostki a o pozory szukania swojego miejsca na świecie, czasem chyba wbrew sobie samej. Jej odpowiedź go nie satysfakcjonowała, Fantine nie zdradziła swoich pobudek - mówiła jedynie o swoich zdolnościach, które przecież mogli zastąpić dowolną osobą, młodziutka Fantine swoje kolejne zajęcia traktowała trochę jak kaprysy, eliksiry były jednym z nich, jej zdolności nie były trudne do zastąpienia. Nie były też niezbędne. A fakt, że po prostu chciała być wtedy z nimi - brzmiał właściwie niepokojąco. Patrzył na nią w milczeniu, prosto w oczy, pocierając dłonią brodę, skinąwszy pobieżnie głową, gdy zapewniła, że nie kpiła z Melisande. Kpiła, ale nie zamierzał w to wnikać - grunt, że wycofała się ze swoich słów i miał nadzieję, że załatwiła tę sprawę z siostrą. Starsza z nich była dojść dojrzała, by nie musiał się o nią martwić.
- Chcesz jechać tylko dlatego, żeby być z nami, Fantine? - dopytał, bez kpiny w głosie, pozornie obojętnie, a jednak z troską. Drzazga, którą wbiła tamtego dnia między nich, była wyczuwalna, ale nie powinna zmuszać jej do takich zmian. Nie oczekiwał tego od niej. Nie wymagał tego od niej. Nie chciał, by to robiła, jeśli tak naprawdę wcale tego nie chciała. - Najpewniej złapie nas burza - być może niebezpieczna. Zabezpieczymy namioty, ale nie przewidzimy warunków, jakie zapanują. W pobliżu będzie latał dziki smok, ostatnim razem uderzył w nasz obóz. Jeśli tak się stanie - będziesz musiała uciekać, nie znasz się na tych stworzeniach i nie potrafisz na nie reagować. Nie musisz tego robić dla mnie ani dla Melisande. Możesz nas wspierać z Dover, a odczujemy to równie mocno. - Miał wątpliwości. Naturalnie, nie zostawiłby jej bez odpowiedniej ochrony, ale nikomu w tej kwestii nie ufał tak jak sobie - a osobiście nie mógł roztaczać nad nią opieki przez całą wyprawę, nie po to tam jechał. Martwienie się o nią przez całą podróż mogło go zdekoncentrować, a to z kolei - wywołać niepowodzenie całej ekspedycji. - Dlaczego to dla ciebie takie ważne, żeby być z nami na miejscu? To nie jest zabawa, a sukces i tak świętować będziemy po wszystkim. Nie będziesz obok nas w kulminacyjnym momencie, bo nie pozwolę podejść ci do smoka. - Nie zamierzał udawać, rozłożone karty miały jej pomóc podjąć decyzję. Nie wiedziała, na czym wyprawy polegają - i zanim upewni się, czego właściwie w tym szuka, powinna mieć przynajmniej wyobrażenie o prawdzie.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]07.07.19 11:22
- Między innymi dlatego - odparła śmiało i bez zawahania, nie odwracając od twarzy brata spojrzenia. Wiedziała przecież, że nie tego od niej oczekiwał, nie zmuszałby młodszej siostry, podobnej księżniczce na ziarnku grochu, do udziału w wyprawie - nie czuła przymusu innego, niż własne pragnienie znalezienia się bliżej rodzeństwa, wzmocnienia łączącej ich więzi, która przez ostatnie miesiące dorobiła się kilku pęknięć. Nikt jej do tego nie namawiał; spodziewała się raczej, że będą odwodzić ją od tego pomysłu, tak jak próbował to uczynić Tristan, roztaczając przed siostrą ponurą wizję tego, co mogło się stać - albo raczej tego, co się stanie. Wysłuchała tego z uwagą, a choć widmo namiotów, śnieżycy i niebezpieczeństwa wcale nie wzbudzały w Fantine entuzjazmu i podniecenia, żadnej ekscytacji na myśl o niezwykłej przygodzie, to nie zamierzała wycofywać się z tej propozycji. - Wiem, że poradzilibyście sobie doskonale beze mnie - przyznała cicho, czując ukłucie w sercu; miała smykałkę do alchemii, przez ostatnie miesiące wiele się nauczyła i szlifowała klejnot swojego talentu, który wciąż nie błyszczał tak mocno, jakby sobie tego życzyła, ale wystarczyłoby, by Tristan pstryknął palcami, a na wszystkich parapetach Chateau Rose zabrakłoby miejsca na sowy, które przyniosłyby listy od bardziej doświadczonych i utalentowanych alchemików, pragnących towarzyszyć lordowi nestorowi rodu Rosier w ekspedycji.
- Nie traktuję tego jako zabawy, Tristanie. Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji - zapewniła starszego brata, śmiertelnie poważnym tonem - wciąż nazywano ją młódką, ale nie była dzieckiem. Nie wyobrażała sobie smoczej ekspedycji jako rozrywkę. Dość napatrzyła się przez ostatnie lata na blizny smokologów z ich rodziny, słuchała też opowieści i jego, i Mathieu - miała też wyobraźnię. - Nie oczekuję też, że będę przy was w każdej chwili, nawet nie myślałam o tym, że mogłabym ujrzeć tego smoka na własne oczy. Wiem, że będzie niebezpiecznie - ale nie ryzykowałabym przecież. Jeśli nakażesz mi zostać w obozie, nie ruszę się stamtąd, jeśli coś się stanie - ucieknę - zapewniła go; przecież nie miała brawurowej natury, nie w taki sposób. Nie wyrywałaby się przed szereg, nie narażałaby swojego życia, by ujrzeć smoka w śnieżnej zamieci - swoje miejsce widziała przy kociołku. - Ale może taka okazja już się nie powtórzy, abym mogła wam towarzyszyć i nauczyć się więcej.
Nieuchronnie zbliżała się w chwila, w której Tristan zdecyduje się oddać jej rękę odpowiedniemu mężczyźnie; może za rok, może za dwa lata, spodziewała się, że pierwsza na ślubnym kobiercu stanie Melisande, była starsza i dojrzalsza, a niedługo po niej i ona, Rosierówien nigdy nie spotykał staropanieński los. Gdy na jej palcu zalśni obrączka, będzie miała inne obowiązki - skąd mogła wiedzieć, czy małżonek pozwoli jej stanąć przy kociołku choćby w pracowni na dworze, a co dopiero w rodzinnym rezerwacie?
Wierzyła, że Tristan to zrozumie - jeśli nie teraz, to już nigdy.
- Chcę przyłożyć swoją rękę do tego sukcesu, a raczej - choćby opuszek palca, rezerwat jest też i moim dziedzictwem. Chcę się uczyć, chcę być z wami - czy to wciąż zbyt niewiele?


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Sala Burz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach