Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Burz
AutorWiadomość
Sala Burz [odnośnik]12.01.19 23:42
First topic message reminder :

Sala Burz

Jeden z przeznaczonych dla gości salonów posiadłości Chaeau Rose, obszerny elegancki pokój wyłożony jedwabnym dywanem w orientalne wzory, podobnie jak reszta wnętrz urządzona w jasnym, delikatnym francuskim stylu. Stoliki pomiędzy krzesłami są dość wysokie, by można podać na nich przekąski, jednak nie dość szerokie, by mogły zastąpić jadalnię. Widok z przestronnych okien nie pada jednak na kwieciste ogrody Rosierów, a na morską wodę, nad którą czasem pojawiają się smoki. We wschodnim skrzydle, gdzie mieści się Sala Burz, najmocniej odczuwalne są efekty sztormów - stąd zwyczajowa nazwa pokoju.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala Burz [odnośnik]10.11.20 18:27
Co do organizacji, Callista podejrzewała, że zaplanowanie kolejnego obalenia rządu przyszłoby Lady Evandrze z równą łatwością co przygotowanie oświadczynowej kolacji, aczkolwiek jej teorię trudno byłoby przetestować skoro kobietom już wieku temu przypisano konkretne role oraz obowiązki. Cóż, pozbawione możliwości przedstawicielki płci pięknej mogły więc wykazywać się jedynie na polu wyszukanych potraw, niezobowiązujących rozmów i bajkowych kreacji. Zupełnie jakby natura wyposażyła je w specjalne mechanizmy pomagające przy wyborze odpowiedniego koloru serwet. Doprawdy niesamowite.  
Równie niesamowity wydawał się zbieg okoliczności, że podczas gdy Lady Avery szykowała się by zająć miejsce w domu Rosier, jedna z oryginalnych jego mieszkanek - Lady Melisande Rosier - już niedługo miała zwolnić dla niej miejsce. Czy wymiana ta miała być uczciwa? To okaże się wkrótce. Na razie Callista tylko przymierzała się do swojej nowej roli, ale los chyba jednak był po jej stronie. Nie dość, że znała rodzinę Black oraz jej członków, to w oficjalnej kolacji udziału nie mogła wziąć Lady Diane, jej przyszła teściowa. Tylko Merlin był w stanie przewidzieć jak surowo oceniałaby kandydatkę na żonę dla swojego jedynego syna. Szczególnie, że po śmierci męża tylko on jej pozostał.  
- Merci cherie - odparła cicho Czarownica i posłała mu mały uśmiech, gdy komplement młodszego z Lordów Rosier dotarł do jej ucha. Pomimo oficjalnych zaręczyn nadal wskazane było by czułości ograniczali do czasu prywatnego, szczególnie jeśli podejmowali oficjalnie gości. Właśnie dlatego Callista postanowiła bezpiecznie oddalić się od ukochanego, zajmując rozmową jego drogą kuzynkę.
- To prawda Lady. Żałuję, że nie można tego samego powiedzieć o Ludlow, choć zamczysko i tak uznawane jest za cud średniowiecznej architektury. Mimo wszystko z radością zamienię historyczne piaskowce na wspaniałe marmury Château Rose - wszak Francja oraz jej styl i jej sercu były bliższe, co doskonale oddawała sypialnia młodej Lady w rodzinnym zamku, którą urządzała osobiście. Jej wystrój niewiele różnił się od komnat w Kent, co mógł potwierdzić Mathieu, który ostatecznie postanowił dotrzymać towarzystwa damom. Niepotrzebnie. Jego narzeczona radziła sobie świetnie i nie było potrzeby by przekupywać kuzynkę komplementami.  
- Dziękuję Pani, ale muszę się zgodzić z narzeczonym - oczy mimowolnie rozświetliły jej się przy ostatnim słowie - Kreacje Jacques Fath'a kryją w sobie tyle charakteru, że łatwo mogą przytłoczyć. Na szczęście Ty Lady absolutnie nie musisz się tego obawiać - zapewniła blondynka mając nadzieję, że przyziemne tematy nie znużą zbyt szybko ich towarzysza - Nie ukrywam Pani, że Twoją ewentualną pomoc przy wyborze sukni ślubnej uznałabym w tym wypadku za nieocenioną.


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860
Re: Sala Burz [odnośnik]10.11.20 20:40
Aquila miała wrażenie, że gęsta atmosfera powoli zaczynała opadać. Towarzystwo dyskutowało w najlepsze i może miała na to wpływ ilość wypitego przez szlachtę alkoholu, w końcu waśnie trudno jest zakopać pod dywan. Gra pozorów i wyidealizowane gesty łączyły wszystkich w Sali Burz, ale któż mógłby zapomnieć o historii dwóch skłóconych rodów, ciągnącej się od wieków.
Och, Evandro, jak Ty się tu znalazłaś..., pomyślała, natrafiając na wzrok dawnej przyjaciółki. Ostatnie spotkanie zostawiło w jej głowie rysę, która nie potrafiła ani zniknąć, ani się pogłębić. Tkwiła tam niczym drobny pajączek w rogu pokoju, który utkał swoją sieć, nieświadomy własnej przyszłości. Tak wiele czasu upłynęło, gdy nie utrzymywały kontaktu, gdy jedna nie miała pojęcia jak biegło życie drugiej. Och, Evandro, czy jest dla Ciebie droga?
Dziewczyna rzucała jeszcze ukradkiem spojrzenie na Polluxa i Irmę Black. Obydwoje zdawali się być w swoim żywiole, chociaż, znając ojca, w środku rozpierały go sprzeczne emocje. Być może była to duma, że jest świadkiem tak symbolicznego wstąpienia na ścieżkę zgody z Rosierami i być może, starał się znaleźć właściwe słowa, by ukazać samego siebie w lepszym świetle. Matka za to łączyła tę nieskazitelną elegancję i salonowy szyk z przyzwyczajeniem do takiego życia. Aquila zawiesiła na niej na chwilę wzrok. Zawsze wydawała jej się nudna, jednak obserwowanie tak dumnej szlachcianki przy plotkach miało urok. Urodziła wiele dzieci, zapewniając Blackom przedłużenie rodu, ewidentnie napawało ją to dumą, która płonęła w jej oczach. Wysoko uniesiona głowa, wyprostowane plecy i, naturalny dla środowiska wyniosły głos. Black przez chwilę przemknęła nawet myśl, że jest matce wdzięczna za te konkretne cechy, które po niej odziedziczyła.
Krótka wymiana zdań z Francisem Lestrange i Fantine Rosier odciągnęła ją jednak od tych zamyślań. Lord Lestrange, wbrew pozorom, wydawał się być najbardziej przyziemnym z całego towarzystwa, chociaż plotki na jego temat głosiły, że głowę chował wysoko w chmurach. Fantine Rosier za to...
- Życzę Ci droga lady, byś nie czuła go jak najdłużej - pogodny uśmiech z zaledwie odrobiną ironicznego spojrzenia.
Życie w Londynie wyglądało inaczej niż w zamkach postawionych daleko od wszystkiego. Przy Grimmauld Place 12 pojawiali się goście z ministerstwa, a Aquila na spacery nie wychodziła do ogrodu, a do kawiarni, często wypełnionej znakomitymi osobistościami. Gorset stanowił więc podstawę codziennego stroju, tego nauczyła ją matka. Pierwszy raz dziewczyna poczuła dziwny ścisk na żebrach wakacje, gdy miała 12 lat, pod czujnym okiem Irmy Black jedna ze służek zawiązywała tę zbroję kobiet coraz ciaśniej i ciaśniej. Mijał właśnie 10 rok, od kiedy Black poznała to gorzkie uczucie, ale do codzienności wprowadziła je dopiero po ukończeniu szkoły. Oczywiście, lady Rosier mogła nic nie czuć, ale każdego dnia, powoli i nieznacznie czuły to jej organy, które oprócz omdleń i problemów z trawieniem, w końcu mogły zostać nawet zdeformowane. Miażdżone żebra, chociaż nie bolały i nie dawały oznak, wykrzywią się w końcu nienaturalnie. Oby jedynie efekt cieszył oczy. Taki koszt bycia damą. Dobre wiązanie zapewniało większy spokój ciała i duszy, nie dopuszczało do aż takich skutków ubocznych. Czyż jednak w każdym dobrze urodzonym mężczyźnie i każdej dobrze urodzonej kobiecie nie było czegoś wręcz masochistycznego?
- Och, Lady Rosier, wyglądasz doskonale - otworzyła oczy gdy obok nich znalazła się Melisande. - Ta suknia była wspaniałym wyborem.
Przez chwilę ciepły promyk przebił się przez serce szlachcianki. Spotkała niedługo panią Black na Pokątnej zaledwie kilka dni temu w pracowni madame Malkin. Rosier nie wydawała się absolutnie zagubiona, ale łatwo było stwierdzić, że nie jest to miejsce, w którym najczęściej można było na nią trafić. Owo ciepło rozchodzące się po szorstkim sercu wynikało z dumy, jaką poczuła Aquila. Zupełnie bezinteresownie pomogła wtedy młodej szlachciance w doborze stroju na przyjęcie, to pozostawało jednak słodką tajemnicą, a Black nie miała najmniejszego zamiaru poruszać teraz tego tematu. Pomimo waści między rodami, ten wieczór miał być jednym z najpiękniejszych w życiu Melisande Rosier i to ona miała dzisiaj lśnić jak gwiazda.
Znów napotkała na wzrok Evandry, która wydawała się być nawet lekko zamyślona. Czyżby czegoś potrzebowała?
- Proszę mi wybaczyć, ale powinnam podziękować organizatorce tego przyjęcia za wybitną kolację - skinęła tylko głową i zostawiając towarzystwo zbliżyła się do przyjaciółki.
- Evandro, szyk i smaki których dzisiaj doświadczamy długo nie zejdą z ust - któż inny jak nie ona mógłby zorganizować tak idealne przyjęcie?
Wsłuchała się w słowa Tristana Rosiera, który doceniał wspomnienie o Salazarze Slytherinie. Nie było najmniejszego sensu w przyjmowaniu do Hogwartu szlam, przecież od zawsze wszyscy wiedzieli, że to w czystej krwi przekazuje się największą moc. Postanowienie Gryffindora, Hufflepuff i Ravenclaw o nauczaniu wszystkim było błędem. Jak wiele tradycji w czarodziejskim świecie zostało zapomnianych przez ten fakt, jak wiele mugolskiego brudu wpełzło do ich salonów? Litość okazywana mugolom przez stulecia skończyła się tragicznie. Dziewczyna zawahała się na chwilę czy w ogóle odnieść się do słów Tristana, w końcu nie wypadało mówić głośno niektórych rzeczy, a już zwłaszcza w towarzystwie obcych mężczyzn.
- Lordzie Rosier, wiem, że jest lord głęboko zaangażowany w sprawy naszej przyszłości i jestem pewna, że przyszłe pokolenia będą za to dziękować. Do tej pory do domu Slytherina trafiają jedynie Ci którzy pochodzą od czarodziejów i to ten właśnie dom wypuszcza z Hogwartu magów o największej mocy i zdolnościach. Czyż to nie świadczy samo w sobie o potędze jaką niesie ze sobą czysta krew? Wybitni nauczyciele są jednak zmuszeni poświęcić czas osobom... cóż... nie takim jak powinni. - uśmiech ojca skierowany wprost w dziewczynę dodawał odwagi.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Sala Burz [odnośnik]12.11.20 21:04
Na lekko ironiczne spojrzenie lady Black odpowiedziała promiennym uśmiechem.
- Dziękuję ci, miła pani, mam również nadzieję, że i tobie ból przestanie doskwierać, bo prezentuje się lady znakomicie - odpowiedziała na te miłe słowa i życzenia, komplementując talię Blackówny - bo nie mogła jej, mimo wszystko, zarzucić, że wyglądała źle. Choć bardzo chciała. Ciężko było Fantine przezwyciężyć naturalną niechęć do tej rodziny, zrodzoną przed wielu laty, kiedy zaczęła się uczyć heraldyki, historii rodziny własnej i innych szlacheckich rodów w Anglii. Nie mogła sobie jednak pozwolić na nieuprzejmości. A jednocześnie nie pokusiłaby się o takie stwierdzenia w towarzystwie mężczyzn, choć w przypadku niektórych kobiet bywały prawdziwe. To zwyczajnie nie wypadało. Fantine zaczęła jednak nosić gorsety tak wcześnie (sama prosiła matkę i guwernantki, aby pozwoliły jej na to wcześniej, niż powinna była zacząć, bo chciała czuć się dorosła), że przywykła do tego uczucia.
Czułość, jaka rozbrzmiewała w głosie lady Avery, kiedy zwracała się do Mathieu nie umknęła uwadze Fantine. A może specjalnie ukradkiem ich obserwowała, zwracając uwagę na drobne gesty i niuanse? Tyle słyszała od Mathieu o tej dziewczynie, a wszystkie słowa póki co odnajdywały potwierdzenie w rzeczywistości. Niewątpliwie dało się pomiędzy nimi dostrzec uczucie. Wprawiało to Fanny w lepszy nastrój, poprawiało humor; dobrze, że chociaż Mathieu odnajdzie prawdziwą miłość w małżeństwie. Szczerze cieszyła się jego szczęściem.
- Och, proszę przestań, zamek Ludlow jest niesamowity - odpowiedziała Fantine. Nie mogła powiedzieć, aby dorównywał Chateau Rose (żaden z pałaców w Anglii mu nie dorównywał), lecz lady Avery miała słuszność - siedziba jej rodziny naprawdę była cudem średniowiecznej architektury. - Ma tyle stuleci, a jakby nie dotknął go czas. Patrząc na niego można odnieść wrażenie, że człowiek cofnął się do przeszłości - i jest to komplement, droga lady - stwierdziła Róża. Kusiło ją, aby opisać go jako zamek jak z baśni, ale musiałaby to być naprawdę mroczna baśń. Ludlow, w przeciwieństwie do Chateau Rose, nie było bajkowe - ale niewątpliwie imponujące. W każdym kącie jednak czuło się, kto tam mieszka. Rodzina, której rodowym zawołaniem są słowa: Niech nienawidzą, byleby się bali.
Jak dobrze, że Callista nie dawała im powodów do lęku.
- Na pewno i tobie, pani, byłoby w nich do twarzy - odparła Fantine, mile połechtana komplementami. Czy Mathieu opowiedział narzeczonej o kuzynce, o tym jak zdobyć jej sympatię, czy po lady Avery miała tak czarująca naturę? Oczy Rosierówny rozświetliły się na wspomnienie sukni ślubnej. Radośnie klasnęła w dłonie i pozwoliła sobie, aby sięgnąć prawą dłonią do ręki Callisty i ścisnąć ją lekko. - To będzie dla mnie wielki zaszczyt i jeszcze wielka przyjemność, lady Avery - oświadczyła uroczyście, z powagą. - Nie mogę doczekać się chwili, kiedy oficjalnie będę mogła nazwać cię rodziną - stwierdziła. Jej niecierpliwość była chyba jednak niczym w porównaniu z tą odczuwaną przez samych narzeczonych.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Burz [odnośnik]12.11.20 22:55
Spotkania towarzyskie nigdy nie były jego mocnym punktem, czuł się niekomfortowo w takich sytuacjach. Nie miał takiego polotu jak jego kuzynostwo, nie umiał odnaleźć się w relacjach towarzyskich tak, jak jego szanowny kuzyn nestor. Mathieu zawsze stał na uboczu, trzymał się z dala od błyskotliwego światła reflektorów. Nie każdy musiał być duszą towarzystwa i nie każdy się do tego nadawał. Miał jednak świadomość, że przychodzi mi reprezentować rodzinę, która miała dla niego największe znaczenie. Niewiele trzeba było, aby popełnić faux pas, a tego żadne z nich by nie chciało. Dlatego cieszył się, że Callista mogła być obok niego i wspierać go, bo właśnie jej wsparcia w tym momencie najbardziej potrzebował. O ile jego rodzina wiedziała o wszystkich tego typu kwestiach, o tyle członkowie rodu Black nie mieli o nich pojęcia, a solidnym nietaktem byłoby, aby odstawał od pozostałych.
O wiele większy komfort poczuł w Sali Burz, gdzie mogli oddać się swobodniejszej rozmowie. Przyjęcie było kameralne, a jednocześnie przygotowane w taki sposób, aby zadowolić każdego z gości. Jego pierwsze wystąpienie w roli narzeczonego Callisty Avery było dla niego ważne. Liczył na to, że jego ukochana zostanie przyjęta ciepło przez resztę członków jego rodu. Tristana i Evandrę miała okazję poznać już wcześniej. Fantine za to wiedziała o jego kwietniowych rozterkach, kiedy jeszcze był przyrzeczony Isabelli, o której już dawno zapomniał. Zdradziecka krew nie miała dla niego najmniejszego znaczenia i cieszył się, że może spędzić ten czas z Callistą u boku. A kiedy ta oddała się żywej rozmowie z Fantine... miał nadzieję, że się polubią.
Tristan i Evandra oddali się rozmowie na poważniejsze tematy z członkami rodu Black. Melisande dołączyła do nich. Wyglądała zjawiskowo, niesamowicie. Była piękną kobietą i zasługiwała na rękę najlepszego kawalera. Wierzył, że Tristan nie oddałby żadnego z nich w ręce nieodpowiedniej osoby, ani nie przyjąłby takiej pod dach. Isabella zwiodła ich wszystkich, ale na błędach człowiek uczył się najbardziej.
Nie powinien stać w miejscu i jedynie wyglądać. Uśmiechnął się do narzeczonej i pozwolił jej kontynuować rozmowę z Fantine. Kuzynka miała dla niego ogromne znaczenie, była jego powierniczką, była mu niezmiernie bliska. Chciałby, aby akurat z nią nawiązała dobry kontakt. Dwie bliskie mu osoby, które przypadną sobie do gustu ucieszy go jeszcze bardziej. Dlatego też skierował swoje kroki w stronę Melisande.
- Wyglądasz zjawiskowo. - komplementował kuzynkę przywołując na usta lekki uśmiech. W rzeczy samej, lśniła dzisiejszego wieczoru i wyglądała niezwykle. Alphard miał prawdziwe szczęście, że to właśnie ona zostanie jego żoną. Oby jednak był dla niej dobry, bo na niczym bardziej mu nie zależało, jak na jej szczęściu.
- Teraz historia jest w naszych rękach. - odparł na słowa Evandry, która uznała, że czas napisać historię na nowo. Oby za kilkadziesiąt lat inni mogli mówić o ich osiągnięciach w świecie pozbawionym szlam i mugoli. Wszystko leżało w ich rękach, w zaangażowaniu jakie poświęcali całej sprawie. Mogli zdziałać tak wiele... Wszystko było jeszcze przed nimi. Spojrzał na Aquilę, która wyrażała opinię na temat nauczania i zbytnim poświęcaniu się nauczycieli dla tych, którzy na to nie zasługiwali. - Dlatego szkolnictwo wymaga reformy. Marnowanie potencjału nauczycieli dla kogoś, kto nie zasługuje na taką wiedzę jest bezsensowne. - odpowiedział na jej słowa. Przyjmowanie do Szkoły takich osób nie powinno mieć miejsca, nie zasługiwały na to, aby ktoś obdarowywał je tak cenną wiedzą, która powinna należeć się jedynie wybranym. Wszystko jednak było przed nimi, nie mogli zadziałać od razu na wszystkich frontach. Wrogowie przede wszystkim powinni zaprzestać buntu i zaakceptować fakt, że nowy świat rządzi się swoimi nowymi prawami.




Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]12.11.20 23:08
Czas mijał na rozmowach, Evandra doskonale radziła sobie w roli pani tego dworu, choć Tristan nie dawał temu nadmiernego wyrazu w trakcie przyjęcia, nie zamierzając zaniedbywać gości; etykieta wymagała od niego poświęcenia się w pełni im samym. Nie poświęcił jej zatem ni krótkiego spojrzenia, w pełni koncentrując się na sylwetce Polluxa. Docierały do niego jej inspirujące słowa, którymi zabawiała matronę do niedawna wrogiego rodu - nie dla niej, jej nie chowano w gniewie wobec możnych Londynu, nie sądził jednak, by to czyniło tę sytuację dla niej łatwiejszą. Nie miała dotąd wielu prawdziwie oficjalnych uroczystości, w trakcie których mogła się popisać gustem, odpowiedzialnością i perfekcją - jeśli jednak czuła tremę, nie dało się tego po niej poznać. Z łatwością brylowała między towarzystwem, potrafiąc dobrać słowa odpowiednio do rozmowy i przynosząc mu dumę. Kątem oka wyłapał flity między Mathieu a Callistą, szczęśliwie dość szybko ucięte. Lady Avery wydawała się znacznie poważniejsza od poprzedniej kandydatki na przyszłą małżonkę jego kuzyna, ale pozory lubiły zwodzić. Chyba dlatego obserwował ją tak bacznie, starając się przedrzeć przez grę pozorów, pod którą - w którejś wreszcie warstwie - musiała kryć się szczerość. Mathieu był w niej szczerze zakochany, czy Callista odwzajemniała to uczucie, czy toczyła swoją grę, tego już wiedzieć nie mógł. Gdyby toczyła - wciąż nie widział w tym celu. Teraz najważniejsze było to, że w trakcie ceremonii potrafiła się odnaleźć. I najwyraźniej nie mogła się doczekać ślubu. Fantine kokietowała ją lekko, tak jak lekkie wydawały się wymienienie między nimi uprzejmości. Był pewien, że gdyby dostrzegła w jej oku cokolwiek niepokojącego, jego siostra nie zachowałaby tego dla siebie. Zagadką była Melisande: błyszcząca dziś bogactwem stroju i skromnością obyczaju, powściągliwością zachowania, jak przyszła panna młoda powinna. Niewiele dostrzegał na jej licu, jeszcze mniej na licu Alpharda, którego chyba nerwy ogarnęły najmocniej. Spojrzenie na dłużej zatrzymał jedynie na Mathieu, nieco nagląco. Nie dziwiło go, że Francis spędzał czas wśród kobiet - do nich było mu bliżej - ale Mathieu winien dołączyć tam, gdzie było jego miejsce.
- Lady Aquilo - zwrócił się do Aquili, obdarzając stojącego obok Polluxa łagodnym uśmiechem, który w innych okolicznościach mógłby zostać odczytany jako uprzejmy, teraz - niósł wyłącznie krótki pokaz triumfu. Ostatecznie dobrze wychowana dama nie powinna wtrącać się do męskich rozmów i jego krewniaczki tego nie czyniły. Młodziutka siostra Alpharda wydawała się jednak mieć własne zdanie na ten - i nie tylko - temat. Upił łyk alkoholu z trzymanego w dłoni kieliszka, zwilżając usta i gardło, by następnie skinąć głową, przyjmując wyrazy uznania. - Zwyczaje Hogwartu nie są mi bliskie, odebrałem edukację we Francji, ale o podziale na cztery domy dane mi było słyszeć wiele dobrego. Ponoć można w ten sposób odseparować dzieci o wybitnych predyspozycjach pod herbem Salazara Slytherina znaczącego ambicję oraz bystrość umysłu od... cóż, od pozostałych.  - Skinął głową Mathieu, kiedy do nich dołączył. - Równie istotne są obyczaje, kontakt z najniższą warstwą niesie niebezpieczeństwo ich zerwania. Dochodzą koszta utrzymania... drobne, co prawda, ale i te pieniądze mogłyby zostać zagospodarowane lepiej, niżeli na wyżywienie młodych czarodziejów niewartych drzemiącej w niej mocy, zbyt mdłej i nikłej. Ale, otóż dlatego wprowadzamy nowy porządek, by te kwestie, w tym niegospodarność, tak czasu, potencjału, jak złota, wreszcie uporządkować. Rad jestem - Tu już z powagą skinął głową Polluxowi - Że obie nasze rodziny pojmują to w pełni. Dziś nade wszystko należy połączyć wpływy, by zmianom, by ideom niesionym przez Czarnego Pana, stało się w tym kraju zadość. - W jego głosie pobrzmiewała wyłącznie pewność, jak zawsze gdy zwykł przemawiać o Lordzie Voldemorcie. Więcej niż już mu oddał, oddać nie mógł.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]12.11.20 23:46
Była wdzięczna. Wdzięczna Evandrze, że tak wspaniale zajęła się przygotowaniami do dzisiejszego dnia. Dopilnowała wszystkiego w najmniejszym calu i nie miała jej za złe, dokładnego sprawdzenia wybranej przez nią sukni. Była pewna, że gdyby ta w jej mniemaniu okazała się nieodpowiednia, nie pozwoliłaby jej dzisiaj się w niej zjawić. Ale sądziła, że to dobry znak. Mimo, że jej bratowa była młoda, bardzo szybko musiała dostosować się do nowej roli, którą otrzymała wraz z awansem jej brata. Nie było tajemnicą, że to Tristan jako kolejny poprowadzi ich ród dalej, choć prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że stanie się to tak szybko. Minęło trochę czasu od pamiętnego szczytu wielkich rodów, a Tristan zdążył już pokazać, że pokładane w nim nadzieje nie były płonne. Był ambitny i potrafił dopinać swego. Miała szczęście, że mogła dorastać u jego boku. Chłonąć jego obecność, obserwować i uczyć się.
Nie obawiała się. Nie obawiała się zaręczyn, które już za chwilę miały nabrać na realności. Musiało do nich dojść. W jej przypadku nawet nie prędzej, tylko później. Ale zdawała sobie sprawę, dlaczego do tej pory pozostawała panną. Ten stan jednak nie mógł już trwać dłużej. Żałoba po ojcu dobiegła końca, a Tristan - jakkolwiek mocno by nie chciał - nie mógł dłużej odciągać tej chwili. Zdawała sobie sprawę, że pojawiały się wcześniej zapytania o jej rękę. Ale były widocznie na tyle mało istotne, że nie wspominał jej o nich osobiście. Zawierzała mu. Nie tylko w tej decyzji. Zwierzała mu całkowicie, nie potrzebowała wyjaśnień w niektórych kwestiach, czy zapewnień. Jeśli jakiś potrzebowała pytała, albo prosiła o nie, zawsze otrzymując tyle ile potrzebowała. Znał ją dobrze, czasem miała wrażenie, że znał ją lepiej niż ona sama siebie znała. Nie była w stanie go okłamać, czy oszukać. Ale dzisiaj nie musiała. Jej stosunek do Alpharda był - jak sama sądziła - odpowiednio wyważony, ale i jego się nie obawiała. Początkowy plan odpłacenia mu się za to, jak potraktował ją tego dnia na Pokątnej doprowadził ją tutaj. Ale miała na myśli każde ze słów, które wypowiedziała w jego kierunku. Oczywiście, była tylko częściowym sprawcom tego, co nim targało. Pociągnęła kilka odpowiednich sznurków w odpowiedniej chwili. Mogła zawrócić, choć to wcale nie gwarantowało, że myśl która dzisiaj miała się ziścić nie zakiełkowałaby w jego głowie. Potrafił nadążyć za jej tempem dyskusji i pozwolić jej na nią, a ona wiedziała kiedy winna zachować swoje myśli dla siebie. Z pewnością wszystko nie pójdzie gładko. Oboje posiadali silne osobowości. Ale, ostatecznie, to była decyzja, którą podjął Black a którą zgodził się wprawić w życie jej brat. Żadna ze stron nie potrzebowała jej zgody by przeprowadzić to przedsięwzięcie. Był to zwyczajnie, kolejny akt. Ot tyle. Albo aż. Sądziła, że Alphard chciałby, by i ona poczuła więcej. Ale nie zamierzała do tego dopuścić, na to sobie pozwolić, jeszcze zanim wszystko nie będzie całkowite i pewne. Na ten moment, wszystko miało być jedynie układem. Kamieniem milowym na drodze dwóch zwaśnionych rodów.
- Dziękuję, Mathieu. - odpowiedziała kuzynowi, posyłając w jego kierunku uśmiech. Do słów dołączając krótkie skinięcie głową.
- Istotnie. - zgodziła się ze swoją bratową. Unosząc łagodnie kieliszek ku górze. - To odpowiedni krok, sprzeciw wobec niego jest bezcelowy. - dodała jeszcze, odnosząc się do mącicieli, którzy nie byli niczym więcej, niźli kamykiem rzuconym na środek jeziora. Fale, które wywołali szybko wygasną, odchodząc w zapomnienie. Nikt, nie będzie o nich pamiętał.
- Lady Black. - odpowiedziała uprzejmie młodszej siostrze Alpharda. - Nie mogę się z tobą nie zgodzić. - powiedziała unosząc kąciki ust ku górze, nie dopowiadając nic więcej. Dziś nie było miejsca, na aluzje pod którymi mogła skryć uszczypliwość jak wcześniej. Wiedziała, że poddawana jest ocenie. Surowej i uważnej. Mimo to, nie czuła zawahania, czy wątpliwości w domu, czując się zwyczajnie bezpiecznie. Zdawała sobie jednak sprawę, że niedługo wkroczy na nowe, nieznane wody. Błękitno-stalowe tęczówki przesunęły się, zawieszając na Alphardzie. Czując na siebie spojrzenie odnalazła jego właściciela, spoglądając na starszego brata. Uniosła kącik ust w jego kierunku. Nie przesunęła się jednak w jego stronę, pozostając obok Evandry i matki Alpharda. Skłamałby, gdyby powiedziała, że jej ustawienie było przypadkowe. Nieprawdą byłoby twierdzić, że kątem ucha nie chwytała dyskusji którą toczył jej brat z ojcem Alpharda. Mimo to, zdecydowała swoją uwagę poświęcić jego matce. A całość była łatwiejsza, gdy przy jej boku znajdowała się Evandra. Uniosła kieliszek, ledwie mocząc w nim usta. Dziś, nie mogła się potknąć. Ważyła uważnie więc wypowiadane przez siebie słowa.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Burz [odnośnik]14.11.20 1:30
Od kilku dni Alphard pozostawał milczący i wycofany, jakby nie bardzo wiedział co z sobą począć w czasie dłużącego się oczekiwania. Czujne spojrzenia krewnych atakowały go właściwie w każdym zakamarku rodowej posiadłości, a odpocząć od nich mógł jedynie w sypialnianym zaciszu, od kiedy to sama najdroższa matka nad wyraz swobodnie przekraczała próg jego gabinetu. Presja była nieznośna, bo każdy chciał się przekonać czy pozostaje przy zdrowych zmysłach. Był w pełni świadomy swoich poczynań, w przeciwnym przypadku nie otrzymałby zgody nestora na podjęcie odpowiednich kroków, więc dlaczego niektórzy dalej próbowali podważać jego wybory? Zaciskał zęby i dłonie układał w pięści ilekroć ktokolwiek kierował w jego stronę mniej lub bardziej subtelne sugestie o możliwości wycofania się w ostatniej chwili, póki nie padły żadne wiążące deklaracje.
Już po otrzymanym zaproszeniu – tym drugim, wysłanym oficjalnie przez żonę nestora – powinien był wiedzieć, że kameralność spotkania nie będzie miała nic wspólnego z przytulną aranżacją. Właściwie nie oczekiwał wiele, oba rody nadal podchodziły do siebie z rezerwą, choć w niedalekiej przyszłości proces nawiązywania neutralnych relacji miał zacieśnić solidny węzeł małżeński. Problem jak zwykle leżał po jego stronie, bo błędnie uznał, że towarzystwo goszczące przy kolacji będzie mniej liczebne. Ostrożnie dopijał jeden z lekkich koktajli, ciemne spojrzenie kierując raz na lady Avery, raz na lorda Lestrange. Jemu to przedstawicielstwo innych rodów wydawało się zbyteczne, ale musiał jakoś to znieść z dumnie podniesionym czołem. Pora kolacji w końcu nadeszła i zasiadł do posiłku mocno skupiony, a odwieczna bladość na jego twarzy odznaczała się przez to jeszcze bardziej niż zwykle. Z grzeczności chwycił za sztućce, ostrożnie smakując przystawki, choć kawałek koziego serca ledwie przeszedł mu przez gardło. Przy kolejnych pozycjach z menu wcale nie było lepiej, ale trzymał się w ryzach dzięki subtelnym uśmiechom matki siedzącej naprzeciw. Tak uparcie walczył o miejsce przy tym stole, ale gdy był już bliski otrzymania wyczekiwanej nagrody, wcale nie odczuwał euforii. Zdarzało mu się jeszcze wpadać w marazm, choć coraz rzadziej i nie tak dogłębnie jak za lat młodzieńczych, kiedy to największym marzeniem stawała się niezdolność do zaczerpnięcia oddechu. Gdyby człowiek mógł tak po prostu odciąć swojemu organizmowi dopływu tlenu bez jakiegokolwiek wysiłku, Alphard leżałby już trzy metry pod ziemią i upamiętniałby go nagrobek z czarnego marmuru przyozdobiony wygrawerowanym imieniem.
Mimowolnie powróciły do niego wizje marnego końca z czasów szkolnych, gdy przysłuchiwał się prowadzonym już w bawialni dyskusjom. Stanowił najsłabsze ogniwo w tym kółku wzajemnej adoracji – rzecz jasna fałszywej, bo i ewidentnie wymuszonej. Spomiędzy leniwych i niechętnych myśli wyrastała frustracja. Nie znał się na krojach sukien, zbiorowe kontemplacje nad podanymi daniami niezbyt go pociągały i chyba tylko dyskursu politycznego mógł się chwycić. Dla spokoju własnej duszy nie wchodził w interakcje z Fantine, doskonale wyczuwając jej niechęć, choć doskonale ją maskowała. Wzmianki o narzeczeństwie Mathieu i komplement kierowane do lady Avery o majestatyczności zamku Ludlow jego zdaniem miały zdyskredytować mariaż jej siostry z Blackami, ale może ulegał nadinterpretacji. Przejmował się bardziej nastawieniem Tristana i samej Melisande. Prawdą było, że prezentowała się wytwornie i doskonale rozumiał dlaczego dziś kreacją i biżuterią podkreśliła przynależność do rodu. Bezwiednie poprawił lewy rękaw czarnej szaty, której kraniec sięga do kolan. Z ciemnym materiałem prawie całkowicie zlewają się wzory o kształcie kruków obszyte równie czarną nicią, a odznacza się ciągnący wzdłuż korpusu rząd srebrnych guzików. Wierzył, że przed swoją wybranką zaprezentuje się godnie, musiał tylko poczekać na odpowiednią chwilę. Kiedy właściwie taka nadejdzie? Trzewia płonęły od tej niepewności. Nie powinien dłużej pozostawać cicho, musiał wreszcie dołączyć do rozmów, pokazać się z jak najlepszej strony. – Talenty należy szlifować – zgodził się z lady Evandrą. – Dlatego też kształceniem młodych umysłów powinny się zajmować przede wszystkim osoby kompetentne. Jeśli już mówimy o reformie szkolnictwa, powinna ona objąć nie tylko grono uczniowskie, ale także kadrę pedagogiczną – podczas jednego ze spotkań Rycerzy Walpurgii dyskutowali zresztą o tym, jakie to zdradzieckie pomioty mają swoje wpływy w Hogwarcie dzięki zaślepionemu bajeczkami o równości Dippetowi. – Wychowanie kolejnych pokoleń w oparciu o właściwe wartości całkowicie zredukuje prawdopodobieństwo kolejnych buntów zdradzieckich ruchów.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala Burz [odnośnik]15.11.20 14:39
Ciągłe zmartwienia mi nie służą - podobno powodują też łysienie, więc koncentruję się z całych sił na pozytywach. Na widoku mojej młodszej siostrzyczki, na przyjemnej muzyce sączącej się z zaczarowanego gramofonu, na estetyce sali jadalnej i bynajmniej nie mam tu na myśli obrazów zdobiących jej ściany. Prawdę mówiąc, nawet, gdybym przed oczami wisiał mi Modigliani albo Rafael - prędzej Rafael, sądząc po guście Rosierów - to bym nawet nie zauważył. Stopa odpowiadająca na moją zaczepkę dostarcza mi bonusowych wrażeń, jakich nie zapewni zaklęta farbami sztuka. A przynajmniej, nie ta renesansowa. Krzywię więc usta, odkładając sztućce równiutko na serwetkę, aż tu nagle BĘC. Złoty widelec ląduje na ziemi, więc błyskawicznie nurkuję pod stołem, żeby go podnieść. A przy okazji, chuchnąć na kostkę Fantine, która pozostała niezasłonięta suknią, jeszcze po wcześniejszych harcach. Zdrożne rzeczy się dzieją, nie ma co, ale to trwa dosłownie trzy sekundy, a ile mam(y?) z tego radości. Zwycięsko wysuwam się na powierzchnię, wraz z widelcem w garści.
-Sytuacja opanowana - obwieszczam, choć raczej cicho, bo cóż, pewnie powinienem był to olać i poczekać aż służba przyniesie mi nowy komplet sztućców. Fantine za to przyglądam się z premedytacją, jakby prowokując do podniesienia rabanu. Kolacja zaręczynowa ze skandalem w tle, wstyd przyznać, ale to jest jedna z tych rzeczy, które uwielbiam w byciu arystokratą. Kończąc posiłek, zaczepiam jeszcze  uwijającego się przy stole Claude'a. Po pierwsze oddaję mu swoją brudną serwetę, zamiast rzucić ją na talerz, po drugie, dyskretnie pytam, czy zostało jeszcze trochę tego kremu, bo chętnie bym wziął go na wynos. Nieco z tym zamarudziłem, lecz wraz ze wszystkim grzecznie drepczę do Sali Burz, gdzie właściwie zaczyna się najważniejsza część dzisiejszej imprezy. Zainagurowana pochwałą ludobójcy i nowego porządku, który jest po prostu chory. Nic dziwnego, że pierzcham od proroka tych mądrości. Rezygnuję też z picia, bo nie gwarantuję, jak zareaguję na alkohol. Czy na przykład nie zacznę pieprzyć o sprawiedliwości i dzieciach, które giną ściskając za rączkę swoje pluszowe misie, albo czy nie dam komuś w zęby. Jedno i drugie nie ujdzie mi na sucho, więc mimo że wino uczyniłoby dzisiejszy wieczór łatwiejszym - odpuszczam.  
-Zbroję? - dziwię się nieco, zezując na Aquilę - a ponad jej ramieniem, na zbliżającą się Fantine - przyznam, że kołnierze bywają czasami sztywne, jak diabli, a wiązanie krawata to dość bliska konotacja z pętlą - co zresztą jest jedną z przyczyn, dlaczego tego unikam - lecz w istocie nie musimy dźwigać na sobie kilkudziesięciu kilogramów żelastwa - nie łapię tej metafory, która zresztą brzmi jak jakaś hiperprzenośnia - wobec tego, może papierosa? - proponuję lady Black, wysuwając paczkę Jarelli - przezornie oczyszczoną ze wszelkich smakołyków - skoro już jesteśmy przy oddychaniu... - to zaraz zobaczę, jak wznosi się jej pierś, kiedy się zaciąga. Sam odpalam jednego i kopcę fioletowym dymem. Akurat nie ma wśród nas żadnego Rowle'a, a to ci pech. Powiedzmy, że chwilowo zostałem ich ambasadorem, jak się tam mają stosunki, między nami?
-Nie sądzisz, lady Rosier, że Parkinsonowie ostatnio spoczęli na laurach? - podchwytuję temat modowy, jak tonący chwytając się brzytwy - jeżeli w tym sezonie nie zademonstrują czegoś naprawdę wyjątkowego, to zacznę podejrzewać, że polegają wyłącznie na na... - gryzę się w język w ostatniej chwili - na renomie - kończę gładko. Coraz częściej kompletuję sobie garderobę zupełnie gdzie indziej, a obecnie mam na sobie - w złocie, prawdopodobnie 4 razy mniej niż każdy w tym pokoju, bo rzeczy wyhaczyłem na dropie z francuskiego okrętu, niewykluczone, że pochodzące z rabunku.
O tym jednak nie wspominam, kiedy petuję na zdobioną popielniczkę. Dołożyłbym jedynie zmartwień Evandrze, która patrzy na mnie dokładnie tak, jak ja na nią. To kochane, że opiekuńczość i troska znajdują wzajemność, lecz jednocześnie czuję się winnym odbierania jej energii, którą powinna przeznaczyć na siebie. Radzi sobie świetnie - stonowana, a przy tym stanowcza, stary pewnie byłby dumny, chociaż za piąte dodane zdanie mógłby odesłać ją do kobiecych komnat. Ja chętnie bym przystał na odesłanie do pokoju. Pojedzone, a toczące się rozmowy to krótki wewnętrzny dyg, który może się źle skończyć. Odgryzieniem języka na przykład, jeśli wcześniej nie trafi mnie szlag. Przynajmniej Alphard zdaje się bardziej stonowany niż Tristan, więc może Melisande nie będzie mieć tak źle, jak... Wandzia? Kurwa, już nie wiem, czy szczęście faktycznie wygląda tak, jak gruchający do siebie Mathieu oraz Callista? Wpadam między wrony, tylko że moje krakanie brzmi, jakbym był wroną chorą na astmę. Dawać ventolin, bo zaraz się uduszę.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
burz - Sala Burz - Page 5 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Sala Burz [odnośnik]19.11.20 10:05
Wpadkę swojego brata puściła mimo uszu, zupełnie ignorując ruch Francisa. Był dobrze wychowanym szlachcicem, znał doskonale wszystkie zasady zachowania się przy stole, jasnym więc dla niej było, że robił to specjalnie. Nie dlatego, że nie potrafił, a dlatego, że mógł. Czy na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że rzutować to będzie także na jej opinię w oczach Blacków? Zapisała sobie w myślach, by nie zapomnieć wytknąć mu tych wygłupów, kiedy Blackowie opuszczą już mury Château Rose.
Gdy jej spojrzenie napotkało wzrok Aquili nie mogła odczytać myśli młodej czarownicy. Ich ostatnie spotkanie miało dość specyficzny przebieg, w trakcie którego Evandra zastanawiała się czy kilkoma słowami nie zerwała przypadkiem ich przyjaźni na zawsze. Całe szczęście udało im się dojść do porozumienia, choć obie zdawały sobie sprawę z tego, jak poważny temat podejmują. Wymiana listów, wciąż dość nieśmiało przyjmowana przez lady Rosier, miała wkrótce nabrać tempa. Teraz podeszła do niej z pogodnym uśmiechem i prawiła komplementy, jakby wcale wcześniej nie rozmawiały o potrzebie wyraźniejszego podkreślenia znaczenia kobiet w ich społeczeństwie.
- Jakże inaczej mogłabym ugościć szanownych lordów Black? - Objęła spojrzeniem Aquilę i jej matkę. Czuła zawieszoną w Sali Burz powagę, której ciężar kładł się na jej ramionach. Już wcześniej wiedziała, że spotkanie dwóch rodów będzie kluczowe dla całej polityki, ale dopiero teraz, będąc w samym sercu całego wydarzenia, zrozumiała prawdziwą wysokość stawki.
Głos Alpharda był dla niej małym zaskoczeniem, ale wyzwolił ciche uspokojone westchnienie, gdy zaczynała się już obawiać czy lord Black jest na pewno gotów do rozmów, o oświadczynach nie wspominając. Wieczór biegł z wolna ku końcowi, lecz deklaracji nie można było zostawić na moment tuż przed wyjściem. Czy potrzebował kupić sobie więcej czasu? Przeniosła wzrok na czarodzieja o smoliście czarnych włosach, czując przyzwolenie na zawieszenie nań spojrzenia na dłuższą chwilę. Nie mieli dotychczas zbyt wielu okazji, by rozmawiać czy poznać, ale lata spędzone z Aquilą we wspólnym dormitorium sprawiły, że zdążyła nasłuchać się o nim licznych opowieści. Jak wiele prawdy zawartej było w słowach upamiętniających heroiczne czyny widziane oczami nastoletniego dziewczęcia? I czy plotki głoszące o jego szaleństwie miały jakiekolwiek odbicie w rzeczywistości? Z czasem gdy na szkolnych korytarzach słyszała adresowane do niego niepochlebne komentarze, sama wychodziła naprzeciw, broniąc honoru nieobecnego już w Hogwarcie Blacka, tylko czy ktokolwiek prócz niej jeszcze o tym pamiętał?
Szczupłe palce Evandry zacisnęły się lekko na nóżce dzierżonego kieliszka. Jak bardzo wierzyła w słuszność głoszonej przez nich sprawy, tak nie do końca chciała zgodzić się z reformą szkolnictwa, o jakiej mówił Alphard. To prawda, że niektórzy wykładowcy powinni oddać swoje funkcje młodszym nauczycielom. W salach Hogwartu na pewno przyda się świeże spojrzenie, otwarty umysł, podejście do młodzieży. Pomimo iż kadra profesorska złożona była z samych znamienitych nazwisk, to nie każdy radził sobie z zainspirowaniem młodych pokoleń i wskazaniem im odpowiedniej drogi. Ile to niewykorzystanych okazji i ile zgaszonego potencjału było w samej Evandrze, która odtrąciła chociażby zajęcia z profesorem Slughornem, może i był mistrzem eliksirów, ale w jej oczach nauczycielem był beznadziejnym. Z całą pewnością osób zniechęconych do nauki było więcej, szukali ucieczki w innych dziedzinach, marnując swój magiczny potencjał.
- Czyli możemy się spodziewać kolejnych dekretów Ministra Magii? - Bardziej stwierdziła, niż spytała, bo w Walczącym Magu pojawiła się już przecież prośba o zwrócenie uwagi na przyszłość czarodziejskiego świata. - Wierzę, że Ministerstwo w całej swej mądrości zadba o reformy, dzięki którym nasze dzieci zostaną w należyty sposób przygotowane, by stać się naszą dumą. W końcu, czy tego chcemy czy nie one też kiedyś dorosną i liczę na to, że będą żyły w świecie w którym zasługują, by żyć. - Znów ostrożnie, gdy zaczęli się zagłębiać w temat wprowadzanych zmian. Czy to już polityka, której raczej nie powinno się poruszać na spotkaniu w takim towarzystwie? Z drugiej strony, skoro przez wzgląd na powagę sytuacji wszyscy zebrani mieli mocno zarysowane zdanie, to może i lepiej, jeśli głośno się ze sobą zgodzą.


| do 23.11 włącznie.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Burz [odnośnik]22.11.20 15:42
Rozmowa z Francisem Lestrange zaczynała przybierać dziwne tory i wydawało się, że szlachcic kompletnie odbiega od reszty. Jego zachowanie przy kolacji zakrawało o nieco nieestetyczne, chociaż z pewnością było ku temu jakieś logiczne wyjaśnienie. Evandra była prawdziwą damą, ostoją spokoju w burzliwych czasach, zawsze dumną i ciekawą świata, teraz ozdobą Château Rose. Tymczasem jej brat był... po prostu inny.
- Dziękuję za tę uprzejmość, Lordzie Lestrange - Aquila spojrzała na paczkę papierosów, którą wyciągnął mężczyzna. - Podziękuję jednak i będę zmuszona odmówić. Nie palę - uśmiechnęła się jeszcze na koniec.
Palenie nie wyglądało przyjemnie na cerze, ta szarzała, a palce żółkły. Poza tym... ten smród. Lady Black wolała pachnieć wanilią niż tego typu używkami. O ile była w stanie wlewać w siebie różne ilości alkoholu, to papierosów nigdy nawet nie spróbowała i nie miała takiego zamiaru. Chyba.
Aquila upiła kolejny łyk wina, żałując nieco, że konwenanse powstrzymywały ją przed wypiciem całej butelki. Spotkanie z Rosierami było trudne. Bardzo mocno starała się nie okazywać swoich emocji względem tego rodu, ale wszystko to czego nasłuchała się na ich temat gdy była dzieckiem zdawało się nie mieć teraz dla reszty członków jej rodziny znaczenia. Oczywiście, takie sojusze były ważne, na sercu leżał jej również los Alpharda, a skoro ten chciał wziąć za żonę Melisande to powinien być szczęśliwy. Sama z własnej woli jednak nie pojawiła by się na tej kolacji gdyby nie wydarzenie na które wszyscy czekali. Dziewczyna dbała o to by nie było po niej widać, że nie jest zainteresowana żadnymi przyjaźniami z Rosierami. Wolałaby być nawet sama w domu, niż w miejscu gdzie są ludzie nie dbający ani o nią ani o Blacków. Tak jednak wypadało, zwłaszcza, że chodziło o jej własnego brata.
Aquila rzuciła jeszcze spojrzenie na niego, wydawało się jakby przeciągał tę chwilę, był nawet nieobecny. Och Alphardzie, tego właśnie chcesz?
Lady Rosier lśniła swoim uśmiechem inaczej niż podczas ich spotkania zaledwie tydzień wcześniej. Był tak samo piękny i wart uwagi, ale spojrzenie które gościło na jej twarzy wydawało się inne. Przez chwilę Aquila zamyśliła się nawet dlaczego tak jest, nie wydawało się w końcu by Evandra wypiła za dużo. Może był to stres związany z organizacją takiego wydarzenia? Z drugiej jednak strony... Kolacja była wyśmienita, co komentowali przychylnie niemal wszyscy zgromadzeni.
- Droga Evandro, zawsze byłaś wybitną - nigdy tego nie zmieniaj.
Aquila lubiła wsłuchiwać się w silne słowa, które wypowiadali Lordowie przy tego typu okazjach, chociaż czytanie ich na kartkach książek historycznych bywało równie ekscytujące. Przebywanie w towarzystwie, które pomimo podziału nazwisk wyznawało te same zasady, było wręcz spełniające. Te wszystkie tradycje zaprzepaszczone przez lata nieprawych działań Ministerstwa i bezsensownej równości, dało się jeszcze przecież cofnąć i powrócić do jedynych słusznych ideałów.
- Lordzie Rosier - zwróciła się bezpośrednio do Mathieu. - Czasem nie mogę uwierzyć własnym oczom jaką formę przybrał nasz świat i nic nie raduje tak serca jak wszystkie zmiany, które dokonują prawi czarodzieje - kiwnęła głową z uśmiechem w uznaniu dla wszystkich zgromadzonych wokół siebie wojowników lepszej przyszłości. - Każdy mugolski głupek z połową mózgu powinien dostrzec, że status quo musiało zostać przerwane. Ta metaforyczna wręcz trucizna, którą wpuścili do wód Tamizy, nie jest w stanie złamać honoru naszych rodów.
Nie liczyła, że jej słowa wybrzmią głośno w Sali Burz, ale jeśli mieli zawiązać sojusz z Rosierami, należało użyć do tego wszystkich argumentów. Skoro tego chciał nestor, skoro tego chciał ojciec i skoro właśnie tego chciał Alphard, to Aquila zamierzała odegrać dobrze swoją rolę i przychylać się ku wszystkiemu co pokrzepiało serca oddanych słusznej sprawie czarodziejów.
- Głęboko wierzę, że dzięki odwadze jaką dumni mężowie niosą w sercach, nasze dzieci będą mogły żyć w świecie jaki jest im pisany - zwróciła się jeszcze do Evandry.
Lady Black pochodziła z dumnej rodziny polityków i chociaż sama mogła jedynie marzyć o karierze w Ministerstwie (a marzyła...), to wsłuchiwanie się w słowa Alpharda czy Polluxa Blacka, możliwość bycia obecną przy wszystkich zmianach jakie się dokonywały, obserwowanie ich, było wyjątkowym doświadczeniem.
- Lordzie Rosier - tym razem spojrzała na Tristana. - Ambicja i bystrość umysłu to cechy którymi mogą poszczycić się jego wychowankowie, ale wydaje mi się, że równie mocno doceni Lord chociażby dom Ravenclaw, który wyróżnia pogoń za wiedzą, lub nawet dom Hufflepuff, gdzie ceni się lojalność i pracowitość - nie miała najmniejszego zamiaru wypowiadać się o Gryfonach, tych po prostu z natury nie znosiła. - Warto jednak zwrócić uwagę na to jacy... Hm... Czarodzieje...? - wyraźnie nie była pewna jakiego słowa właściwie użyć. -...są przyjmowani do pozostałych domów. Jak pogoń za magiczną wiedzą ma służyć mugolom, wobec jakich wartości mogą być lojalne szlamy? - czy nie był to oczywisty błąd logiczny? - Jeśli Salazar Slytherin dokonałby tego czego planował, czyli przyjęcia do szkoły wyłącznie uczniów czystej krwi... Cóż, jestem przekonana, że Hogwart rósłby jeszcze potężniejszy. Ale... Oczywiście jeszcze nic straconego, nawet po niemal dziesięciu wiekach.
Kolejny łyk wina być może był nieco za duży, bo przez sekundę Aquila musiała powstrzymać się przed zaciśnięciem ust w cierpkim smaku wytrawnego wina. Doświadczenie nabyte we własnym salonie skutkowało jednak zachowaniem dobrej twarzy.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Sala Burz [odnośnik]22.11.20 16:10
Pozornie niewinna wymiana zdań pomiędzy Lady Black i Lady Rosier nie uszła oczywiście jej uwadze. Sam temat pozostawał jej bliski, choć wątpiła by obie Czarownice miały szersze pojęcie o bólu, jaki potrafiło sprawiać oddychanie lub raczej trudności z nim. Podczas gdy one dobrowolnie znosiły katusze sznurując ciasno swoje gorsety, Lady Avery i bez pomocy usztywnianej bielizny zmagała się z klątwą Ondyny oraz jej konsekwencjami. Jej doświadczenia pozornie mogłyby stanowić argument w dyskusji obu szlachcianek, aczkolwiek Callista nie zamierzała w nią ingerować dopóty nie okazało by się to absolutnie konieczne. Na całe szczęście szanownym Lady udało się wyprowadzić konwersację na neutralny grunt, który uspokoił jej nerwy. W tym wypadku mogły z Fantine powrócić do omawiania damskich błahostek. Poważne tematy niestety zarezerwowane zostały dla męskiej części towarzystwa oraz ich małżonek.
- Dziękuję Pani. To prawda - przyznała blondynka, nie chcąc ujmować rodowej siedzibie swej rodziny - Zamczysko pamięta doskonale czasy nie tylko słynnych braci Peverell, ale nawet legendarnej czwórki założycieli Hogwartu - nic dziwnego, że każdy wychowany w jego murach czuł tak wielkie przywiązanie do tradycji. Poza dobudowanymi pomiędzy XII i XIII wiekiem murami obronnymi, w samej fortyfikacji zmieniło się w końcu niewiele. Budynek dzielnie znosił nie tylko próbę czasu, ale i liczne wewnętrzne konflikty trawiące przez lata kraj, pozostając na nie równie niewzruszonym co zarządzająca twierdzą rodzina Avery.
Co do samej zaś Callisty, z pewnością reprezentowała nieco nowocześniejsze i przyjemniejsze oblicze rodu. Za sprawą swej choroby oraz przede wszystkim zaleceń lekarzy, większą część życia spędziła we Francji nasiąkając jej wysoką kulturą oraz obyczajami. Wystarczyło wspomnieć jej kuzynów, Doriana oraz Lexaundre, by dostrzec różnicę. Wydawało się, że Lady Avery w niczym nie przypominała małomównych, rozkochanych w łowach krewnych, którzy wyraźnie stronili od salonowego życia, odebrała jednak to samo surowe wychowanie z rąk ojca oraz matki, i tak jak oni, marzyła o zemście na Członkach Zakonu, którzy odebrali im jej drogiego kuzyna.
- Doskonale! - odwzajemniła uśmiech Fantine, ściskając lekko jej dłoń w odpowiedzi. Gwałtowny gest absolutnie jej nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, czuła ulgę wiedząc, że nie wszyscy przedstawiciele rodziny byli równie powściągliwi co Mathieu czy Lord Rosier. To nie mogło być dobre dla zdrowia - Nie pozostanie nam więc nic innego jak tylko namówić Lady Evandrę by towarzyszyła nam w podróży do Paryża - zakupy w żadnym innym miejscu nie wchodziły w grę, ale z tego droga Fantine z pewnością zdawała sobie sprawę.
Oczywiście wystarczyła krótka chwila, by wzrok Lady Avery znów subtelnie powędrował w ślad za narzeczonym. Tak jak podejrzewała, Mathieu odpuścił w końcu ich błahe rozmowy, przechodząc w głąb salonu i podejmując rozmowę z resztą towarzystwa.  Callista podejrzewała, że nie przyszło mu to z przesadną łatwością i z tym większym zadowoleniem obserwowała przez moment zabierającego głos Lorda. Tuż po nim przemówił Tristan, dodatkowo wspierając argumenty kuzyna i być może przyciągnął tym uwagę młodej Czarownicy na zbyt długo, bo w końcu poczuła na sobie spojrzenie surowych, brązowych tęczówek. Mimo wszystko zamiast nerwowego odwrotu, młoda Lady nie ugięła się pod naciskiem spojrzenia, posyłając Różanemu Lordowi najwdzięczniejszy z uśmiechów i wracając do rozmowy z jego młodszą siostrą.
- Ufam Lady, że mogę również oddać w wasze zdolne dłonie kwestię ślubnej wiązanki, oczywiście złożonej z imponujących róż, które Twój ród skrupulatnie pięlęgnuje. Zastanawiałam się również czy woda różana będzie odpowiednim dodatkiem do ciasta?


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860
Re: Sala Burz [odnośnik]22.11.20 21:49
Z każdą chwilą czuł się odrobinę lżej, choć wciąż czuł ciężar puzderka schowanego w kieszeni szaty, a umysł bliski był uznać, że waży ono całe tony. Czuł na sobie spojrzenia Melisande, sam obdarzał ją nimi nader często tego wieczoru, choć chciał wierzyć, że czyni to jak najbardziej dyskretnie, a w jego oczach nie maluje się wielka nerwowość. Zamierzał zaraz po samej kolacji ruszyć jej w stronę i paść na kolana, ale prędko odstąpił od tego pomysłu, gdy pierwsze kęsy aromatycznych dań z wysiłkiem zostały przez niego przełknięte. Pomimo podniosłej i radosnej okazji, przez którą przedstawicielstwo obu rodów – i nie tylko – zebrało się wspólnie, napięcie wciąż wisiało w powietrzu i wszyscy zdawali się mniej lub bardziej zręcznie balansować na granicy uprzejmości i niechęci. Do tej pory potknięć nie było, lecz dyskusja o edukacji, wymieszana z politycznymi przemyśleniami, niepotrzebnie pobudzała emocje.
Uczniów głodnych wiedzy i lojalnych łatwo jest prowadzić, trudniej przemówić do tych tak bardzo spragnionych przygód, że aż zbyt często odwagę mylących z brawurą. Nie możemy zapominać o istnieniu podopiecznych trafiających do domu Godryka Gryffindora, droga siostro.
Zerknął na Aquilę znacząco, tym jednym wejrzeniem próbując jej uświadomić, że obraną przez siebie taktyką wcale mu nie pomagała. W obrębie ich domostwa czy też w towarzystwie bliskich nigdy nie musiała kryć się ze swoim własnym zdaniem, jednak przy takiej okazji musiała tak czynić. Dobór słownictwa też nie był odpowiedni, takie sformułowania jak mugolskie głupki czy szlamy tylko kalały usta damy.
Jednak Tiara dokonuje podziału pomiędzy poszczególne domy bazując na doświadczeniach jedenastoletnich dzieci. Trudno oczekiwać, aby w takim wieku mieć w pełni ukształtowany charakter, ale zarazem trudno już wyplenić z umysłów błędne przyzwyczajenia. Być może należałoby pomyśleć o zajęciach wyrównawczych dla dzieci spoza czystokrwistych rodzin jeszcze przed rozpoczęciem prawdziwej edukacji? Nie wszyscy rodzice są w stanie zapewnić swoim pociechom w tych najważniejszych latach życiach odpowiednią naukę.
To wiązałoby się z dodatkowymi kosztami, Alphardzie oraz z wieloma innymi wysiłkami, które właśnie by te koszty generowały – wtrącił się Pollux i tym razem to on posłał dłuższe spojrzenie synowi, oczekując od niego innego rodzaju kontemplacji. – Zresztą, przy dobraniu odpowiednich środków wychowawczych można zapewnić gruntowną rewizję poglądów, wszak cały czas mówimy o dzieciach, nawet jeśli jedenastoletnich.
Młody lord Black przytaknął tej opinii posłusznie, na nowo powracając myślami na odpowiednie tory. W której chwili powinien się oświadczyć i w jaki sposób to zrobić? Gdy matka podpowiadała, aby ukląkł przed swą wybranką, ojciec raczej to odradzał z racji jej przynależności do różanego rodu. Irmie odrobina spontaniczności nie przeszkadzała, była skora zrzucić ją na karb romantyzmu, lecz Pollux preferował spokój i powagę. Dlaczego gospodyni nie mogłaby rzec oto chwila oświadczyn, drodzy goście? Bardzo by mu to ułatwiło sprawę. Za to matka, cierpliwa i spokojna, ostrożnie uśmiechnięta, całą swoją postawą dawała mu przyzwolenie do działania. Czekała i trwała przy boku lady Rosier, chętna do wymiany zdań również z szykowną lady Evandrą. Alphard był świadom tego, że żonę samego nestora łączyły w latach szkolnych przyjazne stosunki z jego siostrą, lecz nie mógł wiedzieć, że przekuwały się one także na wypracowanie sobie własnej opinii na jego temat. Jeden głębszy wdech, ostrożny wydech i wreszcie skierował swe kroki w stronę damskiego grona, po drodze wyciągając puzderko pokryte czarnym aksamitem. Czy to był właśnie ten moment?
Nie wiedział i obawiał się, że źle wybrał chwilę, jednak dalsze zwlekanie wydawało mu się nie na miejscu. Kiedy do jego ucha dochodziły wzmianki o wiązance innej panny młodej, o wiele bardziej wolał poznać plany samej Melisande w tym obszarze. – Lady Rosier – zwrócił się do niej po raz pierwszy tego wieczora bezpośrednio, zachłannie pragnąć utrzymać na sobie jej spojrzenie już na dłużej. Jego głos nie drgnął, mimo wszystko zabrzmiał pewnie, ale zbyt poważnie, oficjalnie. Nie byłoby tego spotkania, gdyby miała mu odmówić, nieprawdaż? Taka intryga nie była potrzebna Rosierom. – Droga Melisande – poprawił się po chwili, wykrzesując z siebie subtelny uśmiech, przez nerwy nieco blady, ale szczery. Mimo wszystko postanowił przyklęknąć na jedno kolano i wreszcie unieść wieko puzderka, aby oczom wszystkich ukazać wybrany przez niego pierścionek zaręczynowy. Wykonany starannie, aby podkreślał pochodzenie wybranki, jak i rodową przynależność narzeczonego. Został wykonany z czystego złota, szyna była w dużej mierze gładka, lecz bliżej korony przybierała kształt różanej łodygi pozbawionej kolców i smukłej, a zdobienie nie mogło w żaden sposób zranić palca. Okrągły, połyskujący onyks okalało czternaście niewielkich rubinów, które zamykał złoty krąg. Pod wpływem światła, dzięki odpowiednim zaklęciom, onyks  zdawał się lśnić rubinowym blaskiem. Nie był to wielki pierścień, pozostawał jednak wystarczająco piękny i elegancki, aby mógł cieszyć oczy narzeczonej oraz te cudze. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – to najważniejsze pytanie wreszcie padło i zawisło w powietrzu, nad Alphardem przez chwilę ciążąc niczym ciężkie ostrze gotowe przeszyć serce w przypadku odmowy
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala Burz [odnośnik]22.11.20 23:55
Większość zgromadzonego w pięknej Sali Burz towarzystwa miała świadomość jak wielką karą dla Mathieu były spotkania towarzyskie. Jego najbliższa rodzina wiedziała czego efektem były jego problemy i z jakiego powodu tak wielki trudem było prowadzenie płynnych rozmów, rozwijania ciekawych tematów i pokazywanie się od najlepszej strony. Ta mała gaduła, której nie zamykały się usta zniknęła, została pogrzebana wraz z jego ojcem i nigdy nie wróci. Jedno wydarzenie, które złamało jego radosną duszę. Widząc ponaglające spojrzenie kuzyna od razu dołączył do nich. Znał swoje miejsce i wiedział gdzie powinien być i co mówić, aby wszyscy byli zadowoleni. Słów nie wypowiadał wiele, ale każde dobierał rozważnie, przemyślając wszystko co chciał przekazać. Nie wypluwał z siebie słów po to, aby mówić. To nie miało sensu. Rozmowy były prowadzone na tematy banalnie proste, przy których każdy miał okazję jasno wyjawić swoje stanowisko. Mathieu nie czuł ogromnej potrzeby wypowiadania się, wolał, aby za niego mówił ktoś inny. Przesunął wzrok na Evandrę, w niej miał oparcie, ona wiedziała jak wielkim trudem jest dla niego udzielanie się towarzysko.
Najważniejsze, że wszyscy zgromadzeni mieli takie same cele i priorytety. Wysłuchał słów kuzyna, który jak zawsze mówił mądrze i klarownie. Za to go cenił. Tristan potrafił władać mową w sposób, którego Mathieu nawet nie marzył osiągnąć. Wolał wysłuchać tego, co mieli do powiedzenia, a dopiero później podjąć słowa. Spojrzenie skupił na Aquili, która miała całkiem sporo do powiedzenia, choć pewne zwroty nie przystawały młodej Lady. Nie krytykował, nie był od tego, aby zwracać komukolwiek uwagę. Jego ocenia nie miała znaczenia, nie znał kobiety zbyt dobrze, być może zmieni się to w przyszłości. Skinął jej głową i unosząc kącik ust ku górze wsłuchał się w to, co ma do powiedzenie do Tristana. Odważnie, naprawdę odważnie. Alphard dołączył się do rozmowy, a chwilę po nim odezwał się Pollux. Mathieu skupił na nim wzrok na dłuższą chwilę.
- Młode umysły są niebywale chłonne, a ukierunkowując i kształcąc je pod odpowiednim kątem w rzeczy samej można ograniczyć ilość buntów. - początkowo słowa kierował w stronę Polluxa, aby na końcu zwrócić się do Alpharda i przyznać mu rację. Wszyscy zgadzali się co do jednego, należało prowadzić reformację tak, aby przyniosła odpowiednie efekty. Wtedy jedynie będą mogli spełnić stawiane przed sobą zadania. - Oczywiście mówimy o ich ograniczeniu, wszak zawsze znajdzie się ktoś, komu poglądy nie będą odpowiadać i rozpocznie osobistą wandetę, tego niestety nie da się całkowicie uniknąć. Szkoląc młode umysły podporządkowane pewnym regułom ilość zmniejszy się drastycznie. Wszystko przed nami. - dopowiedział. "Z miłą chęcią" dodałby coś jeszcze, skoro już miał prezentować się ze strony gadatliwego młodzieńca, ale...
Przerwał mu Alphard, który przeszedł do głównego punktu programu dzisiejszej imprezy. Na całe szczęście Mathieu nie musiał klękać publicznie przed Callistą, w ogóle nie klęknął. Ich zaręczyny były kameralne i nikt nie wymuszał na nim spotkania towarzyskiego. Pewnie dlatego, że wszyscy znali jego podejście i wiedzieli w czym tkwił problem. Nie sądził, aby jego narzeczona miała z tym ogromny problem. Też go znała, też wiedziała jaki jest i wymuszanie na nim czegokolwiek w tym stylu nie przeszłoby w żaden z możliwy sposób. Skromność jego oświadczyn z pominięciem wystawnego przyjęcia miała swój urok i miał nadzieję, że Lady Avery nie będzie żałowała, że obeszło się bez takiego spotkania. Pytanie padło i oczekiwało na odpowiedź...
Nie miał zdania w tym temacie. Dla kuzynki rzecz jasna chciał jak najlepiej, była mu jak siostra, podobnie jak Fantine i za żadne skarby nie chciałby, aby którejkolwiek z nich stała się krzywda. Tristan oddawał jej rękę Alphardowi, co z pewnością również nie było łatwą decyzją. Na pewno przemyślaną i odpowiednią. Niemniej jednak, miał nadzieję, że Lord Black w odpowiedni sposób podejdzie do małżeństwa z Melisande. Zasługiwała na wszystko co najlepsze i Mathieu chciał, aby była szczęśliwa. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, oby to był dzień, którego oczekiwała. Oby to była odpowiednia decyzja.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]23.11.20 13:33
Spojrzał na Alpharda, kiedy ten włączył się do rozmowy, wykorzystując tę chwilę, by przyjrzeć mu się z większą uwagą - rysom twarzy, strojowi, dobranemu adekwatnie do okazji, spojrzeniu, mimice twarzy i kolorytowi cery, poszukując u niego sygnałów odnośnie tego wieczoru. Wiedział, jakie były wobec niego dzisiaj oczekiwania, ale czy on - gotów był je spełnić? Przemknął wzrokiem po licu znajdującej się obok Evandry, włączonej przez Blacka w męską rozmowę. Lśniła całą sobą, doskonale radząc sobie z przydzieloną jej dzisiaj rolą. Sam w zasadzie niewiele wiedział o tym, jak prezentuje się kadra angielskiej szkoły. Uchwyciwszy na krótko spojrzenie Callisty, musiał przyznać, że swoim urokiem potrafiła zjednać sobie wielu. Nawet, jeśli pozostawiał względem niej powściągliwy, doceniał to.
- Poglądy dyrektora Dippeta bywają kontrowersyjne. Być może zmiany należałoby rozpocząć od samej góry i wymienić zarząd tego na miejsca. Odpowiedni czarodziej na odpowiednim stanowisku z pewnością najlepiej przyjrzy się temu od środka. Miejmy nadzieję, że Ministerstwo wkrótce skupi na tym swoją uwagę - oznajmił, po prawdzie uciekając myślami gdzieś ku przyszłości Evana. Czysta Anglia miała stać się dla niego światem idealnym, a nauka daleko od domu nauczyć męstwa - ale być może istniały możliwości stworzyć w Anglii lepsze warunki. Bardziej zdyscyplinowane niż dotąd.
Odważne słowa Aquily wywołały subtelne uniesienie kącika jego ust w odpowiedzi na uznaniowe kiwnięcie głową; żaden pośród mężów w tej sali nie ignorował obowiązków, do których obligowało ich szlachectwo, walka o lepsze jutro, walka z wspólnym wrogiem, była od zawsze obowiązkiem klasy uprzywilejowanej. Mimo to jego wzrok odruchowo uciekł w kierunku wciąż oddalonego Francisa, który przypominał teraz trochę dziecko zajęte własnymi sprawami, choć był pośród nich najstarszy. Martwiła go jego reputacja i jego zamiary, martwiło go, jaki to będzie mogło mieć wpływ na jego siostrę - i jej reputację. Dla niego chyba było już za późno. Jego spojrzenie powróciło jednak do lady Black na tyle płynnie, by nie zdążyło wydać się jako nieudzielające jej wystarczającej uwagi.  Przemknął wzrokiem na Alpharda, znów odbierającego głos.
-  Czwarty pośród domów - pozwolił sobie zauważyć, Ravenclaw zdawał się kształcić ludzi światłych, Hufflepuff - poddanych, a Gryffindor - ten zdawał się być dość trafnie podsumowany przez Alpharda. - Jeśli jego wychowankowie wciąż wyrastają na buntowników przekładających odwagę ponad rozum, należałoby się zastanowić, dlaczego nikt dotąd nie zechciał zrobić z tym porządku. Czy wychowywanie agresywnej młodzieży był dotąd na rękę dyrekcji Hogwartu? - Czy istniał jakikolwiek sens utrzymywania jego chorągwi? Czy nie tam uczyła się zdecydowana większość dzisiejszych wywrotowców? Sprzeciw należało zdusić u zarodka, później leczyć można było już tylko skutki, nie przyczyny. - Wierzę, że Ministerstwo z wolna podejmuje ku temu odpowiednie kroki. Rejestracja różdżek pozwoli zapewne na lepsze kontrolowanie urodzeń, a co za tym idzie rodowodów kolejnych młodych czarodziejów. Poprzednie rządy pozostawiły po sobie okrutny chaos. Najwyższy czas go uporządkować. Salazar Slytherin jest już martwy, ale jego idee nie, a Lord Voldemort dysponuje niezwykłą siłą charyzmy. - I nie tylko charyzmy, ale to nie miało znaczenia - dobrze wiedział, że nikt nie sprzeciwi się jego woli. - Ciekawa myśl - podjął, ogniskując wzrok na licu Blacka. - Oderwanie dzieci od rodzin wystarczająco wcześnie pozwoliłoby im nie nasiąknąć zepsuciem przedwcześnie. W Hogwarcie otoczono by ich opieką, która pozwoliłaby im dojrzeć do momentu ceremonii przydziału.  - Musiał przyznać, że Alphard zmyślnością potrafił zaimponować. Zgadzając się na jego zaręczyny z Melisande nie kierował się tylko zażegnaniem waśni niepotrzebnie dzielącej czarodziejów stojących po tej samej stronie - mimo jego przeszłości wydawało mu się, że dostrzega w tym czarodzieju potencjał na więcej. Zdawał się dojrzewać, rozwijać czarne krucze skrzydła politycznego zmysłu, stając na szachownicy wpływów coraz silniejszą figurą. Skinął też głową Mathieu, podzielając jego zdanie. - Odsiewając całkiem potomków dwojga mugoli Ministerstwo zaoszczędziłoby na ich odchowaniu. Te pieniądze można byłoby rozdysponować rozsądniej - wtrącił w słowa Polluxa, chcąc pociągnąć tę myśl, ale oto polityczne knowania - będące wszak tak naprawdę jedynie grzecznoścową pogawędką, jako tło głównego wydarzenia - gdy Alphard odłączył się od nich, zmierzając ku jego siostry i zwracając ku sobie jej uwagę, odwrócił się w ich stronę. Uniósł nieznacznie podbródek, kiedy Black klęknął w posiadłości Rosierów: choć była to chwila znamienna, nie należało upatrywać się w tym triumfu, zaręczyny wiązały się z pewnym ceremoniałem. I oto wreszcie wszyscy mogli wstrzymać oddech - lub wreszcie odetchnąć, mając pewność, że Alphard nie zamierzał się dzisiaj rozmyślić.
Melisande też nie, wiedział o tym; odnalazł jej spojrzenie, krzyżując je na krótką chwilę, tylko po to, by ledwie zauważalnie skinąć głową. Ostateczną pieczęcią będzie dopiero ślub - i narodziny pierwszego syna. Na krok w tył - było już za późno.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]23.11.20 19:14
Obchodzę się smakiem.
Nie pierwszy raz odmawiają mi łakoci, ale robię dobrą minę do złej i gry i jedynie uśmiecham się ze zrozumieniem. Nie pokazując zębów. Przykro mi, Aquilo, naprawdę, szkoda. Jestem pewny, że twój brat nie miałby mi tego za złe, no, ewentualnie twój ojciec, lecz to już nie ze względu na same papierosy. Chowam paczkę do kieszeni i odchodzę nieznacznie od towarzystwa, by nie robić zadymy, kiedy tak zawzięcie dyskutują o polityce. Sam głowę mam w chmurach, ściślej mówiąc, w jednej, tej w barwie biskupiej sutanny. Zaraz skończę, ale chyba zostanę na stronie jeszcze trochę. Świadomie utrzymuję ten dystans, bo oto następuje rozłam pomiędzy nimi, a mną. Evandra stoi po drugiej stronie u boku swego męża, gładko prowadząc konwersację i łagodząc jej ton, podczas gdy ja, wpycham ręce do kieszeni i usiłuję stać się niewidzialny.
Żadna niespodzianka, ale nie wychodzi.
Tam są moje powinności, lecz brak pomostów i ratunkowych bojek. Bez rozpisanych didaskaliów boję się poruszać, nie zapisałem tekstu na ręce, więc gram raczej kulawo, nie czując się dość pewnie na improwizację. Nie mogę się nawet doliczyć, ilu ich tu jest, zaraz, moment, rodzeństwo Rosierów, Blackowie i ich rodzice, Mathieu wraz ze swą narzeczoną, do tego Evandra, to daje razem dziesięć osób, bo siebie nie liczę. Taka publika to już nie przelewki, zwłaszcza, że za zły występ mnie nie wygwiżdżą, tylko... zlinczują? Well. Całą winę zwalę na swoje łakomstwo: przepraszam, za dużo zjadłem, przepraszam, zrobiło mi się niedobrze. Wymówka szyta grubymi nićmi, ale cała szlachta to znakomici krawcy, więc nie wyróżnię się spoza tego grona.
Chyba - trzymam się więc nadal z boku, lecz już zdecydowanie bliżej tego złowieszczego kręgu. Bo przecież i te dywagacje o stanie naszej brytyjskiej edukacji, to nic innego, ponad dzikie, imperialistyczne zapędy. Oderwanie dzieci od rodzin wystarczająco wcześnie? Znaczy, że co, że czarodzieje półkrwi mają się ostać jako materiał rozpłodowy i świeża krew, a ich potomostwu, młodym ludziom będą wbijać do głowy, że urodzili się po to, by panować nad mugolami, a klękać przed nami? Nienormalne, oblewa mnie fala gorąca, ale w dalszym ciągu uparcie milczę i jak ognia unikam kontaktu wzrokowego z Tristanem. Chociaż może - durna myśl świta mi w głowie - rozpętanie burzy to niezły pomysł. Zagajenie o charłacze dzieci, powrót do rozmowy, jaką przeprowadziliśmy w cztery oczy. Czy tak samo hardo odpowie przy swoich siostrach, przy swej żonie? Zaciskam rękę w pięść - tą, skrytą w kieszeni, ale wyhamowuję ostro na tym zakręcie. Jak na czołowym, kurwa, śmierć na miejscu i tyle. Mokra plama, wątpię, by cokolwiek innego się ostało. Musieliby mnie zdrapywać z tej podłogi, z tego parkietu, tymczasem to ja stoję przed obowiązkiem należytego prowadzenia się. Raz, że jestem w gościach, dwa, że to Evandra robi za gospodynię. Wymiany zdań i w nich różnice są miłym urozmaiceniem, o ile dotyczą wdzięków służących przemykających obok nas z tacami, ewentualnie dywagacje o wyższości np. gatunków ryb. Chociaż i to na dwoje babka wróżyła, bo jeden raz mój ojciec i  Philippe Fawley tak się pożarli, czy lepszy jest sum, czy szczupak, że się pobili i przestali się do siebie odzywać, a wcześniej to przecież byli najwięksi przyjaciele. Rodowe relacje się posypały, a jak typ się przekręcił, to mój stary nawet na pogrzeb nie przyszedł. Dochodząc do meritum - absolutnie nie mogę podjąć dyskusji.
Przerwanej - hurra - taktownym zagraniem Alpharda, który klęka przed Melisande i prosi ją, by została jego żoną. Prosi chyba szczerze, mimo że oblicze ma aż sztywne, lecz gestowi niestety umyka ta romantyczność, bo oto spotykają się spojrzenia kobiety oraz jej brata. Oczywiście, że to on decyduje i oczywiście, że ona postąpi zgodnie z jego wolą.
Trochę żałuję, że Alphard nie uklęknął przed Tristanem - a końcu to jego tak naprawdę prosił - lecz mimo wszystko, gratuluję obojgu, szczerze życząc im wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Oby się tam odnaleźli. Się i siebie nawzajem.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
burz - Sala Burz - Page 5 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange

Strona 5 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Sala Burz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach