Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Burz
AutorWiadomość
Sala Burz [odnośnik]12.01.19 23:42
First topic message reminder :

Sala Burz

Jeden z przeznaczonych dla gości salonów posiadłości Chaeau Rose, obszerny elegancki pokój wyłożony jedwabnym dywanem w orientalne wzory, podobnie jak reszta wnętrz urządzona w jasnym, delikatnym francuskim stylu. Stoliki pomiędzy krzesłami są dość wysokie, by można podać na nich przekąski, jednak nie dość szerokie, by mogły zastąpić jadalnię. Widok z przestronnych okien nie pada jednak na kwieciste ogrody Rosierów, a na morską wodę, nad którą czasem pojawiają się smoki. We wschodnim skrzydle, gdzie mieści się Sala Burz, najmocniej odczuwalne są efekty sztormów - stąd zwyczajowa nazwa pokoju.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala Burz [odnośnik]09.10.20 1:53
Niestety, choć lady Selwyn starała się wiedzieć jak najwięcej, niektóre rzeczy były przed nią zatajane. Być może nikt nie powiedział jej wcześniej o drodze, którą obrała sobie Lucinda, bo Rycerze bali się, że i ona zdradzi? Że sympatyzuje z siostrą mimo tego, jak zachowuje się na co dzień? Jeśli tak, nie zdziwiłby ją brak zaufania. To było zrozumiane. Choć, na Merlina, wolałaby wiedzieć. Być może wtedy mieliby tylko pogrzeb zamiast kolejnej zdrady? Och, z radością by do tego doprowadziła. Z wielką radością.
Mam nadzieję graniczącą z pewnością, lordzie Rosier, że po prostu nigdy nie będzie musiała usłyszeć takich słów z mojej strony. Nie mogłabym tego zrobić tak wspaniałej personie jak moja ciotka. To rodzina jest naszą przyszłością, a droga zdrajcy skutecznie jej pozbawia. A jeśli o rodzinie mowa, mam nadzieję, że lord Mathieu nie popadł w nadmierny smutek i że lorda małżonka miewa się dobrze? – spytała, grzecznym tonem, nie przejmując się tym, że uśmiech Tristana wyraźnie nie obejmował oczu. Miał pełne prawo nie żywić do ich rodziny dziś szczególnie ciepłych emocji.
Dobre pytanie, zaiste. Wendelina w gruncie rzeczy nie miała idealniej odpowiedzi. Z takiego skandalu nie dało się wybrnąć w pełni obronną ręką. Zawsze jednak mogła przynajmniej próbować poprawić stosunki z tak znamienitym rodem, jak ten, do którego należał Tristan. Skoro Isabella zdrajczyni tak gwałtownie zawiodła. Gdyby przynajmniej zrobiła to kilka miesięcy po zawarciu małżeństwa! Wtedy jej zdrada byłaby po stronie Rosierow, nie Selwynów. Przynajmniej po części.
Jeśli tylko się o takim dowiem, nie zawaham się tego uczynić – skinęła głowa. – Chociaż owszem, ma lord rację… jednakże błędy pojawiły się w tym przypadku już znacznie wcześniej, nie sądzi lord? Ta sytuacja była… jest… jedynie owocem tego, jak źle przewodził mojej rodzinie poprzedni nestor. Na szczęście lady doyenne Morgana to niezwykła kobieta, lordzie Rosier. Wierzę, że teraz wszelkie skażone gałęzie zostały odcięte, a jeśli nie, zmieni się to prędko.
Zgodziła się natychmiast na propozycje lorda. Nie była w sytuacji, w której miała jakiekolwiek prawo do odmowy nestorowi Rosierów. Uśmiechnęła się wiec na tyle promiennie, na ile pozwalała sytuacja:
Oczywiście. Château Rose to przepiękne miejsce. Doprawdy, nie rozumiem, jak można zamiast tego wybrać los wygnańca. – Pokręciła głową. – Moja rodzina nie stosowała wystarczających środków wychowawczych. Czy słyszał lord, że szlamy przenoszą czarną ospę? To tegoroczne badania duetu alchemika i uzdrowiciela z Północnej Walii. Ale, najwyraźniej, nie wszyscy interesują się istotnymi faktami. – Westchnęła przeciągle.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy


Ostatnio zmieniony przez Wendelina Selwyn dnia 15.10.20 22:44, w całości zmieniany 1 raz
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Sala Burz [odnośnik]13.10.20 23:15
Przyglądał się tej damie z tym samym wyrazem twarzy, z grzecznym uśmiechem, które subtelnie wyginął usta, który nie sięgał ni kawałek dalej, z pewnym znudzeniem, bo to nie słowa, a czyny, były w stanie go przekonać co do szczerości intencji Morgany i jej krewnych. Mogło tak wszakże być, że usiłowała pocisnąć im konia trojańskiego, o którym wiedziała, że jest spisany na straty - mogła sądzić, że to on zdoła nad nią zapanować. I może było w tym coś wstydliwego i nieco żałosnego, że nie zdołał. Ale przede wszystkim, było w tym coś budzącego zwyczajny zawód. Córka znamienitej rodziny postawia nagle porzucić przysługujące jej tytuły i zaszczyty, zaprzepaścić setki lat tradycji, okazać niewdzięczność za wszystko, co ją spotkało... w imię właściwie czego? Młodzieńczego buntu, gdy za najdalej rok, może dwa, pożałuje ścieżki, którą obrała. Powrotu już jednak nie będzie: dla świata stała się martwa. Nigdy nie lubił styp, a w tym momencie czuł, jakby w podobnej uczestniczył. Takiej po krewnym, za którym nikt nie przepadał lub miał sporo długów, bo w gruncie rzeczy atmosfera była bardziej niezręczna i nieco krępująca niż zasmucająca. Każdy miał ochotę nazwać tę dziewczynę tak, jak na to zasługiwała, ale trudno rozmawiać o kimś, kto nigdy nie istniał.
- Lord Mathieu jest dorosłym mężczyzną, zbyt już dużym, by płakać po niedoszłej miłostce - odparł zdawkowo. - Ich układ był czystą polityką, lady, mój szanowny kuzyn doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Trudno zresztą byłoby spojrzeć tęsknie za kimś, kto nie potrafi uszanować rodowego dziedzictwa. Doprawdy, byłby to wielki skandal, gdyby tę gałąź należało uciąć po uroczystości zaślubin - Znacznie większy pod jego dachem, pewnie ponosiłby wówczas większą odpowiedzialność niż Morgana - a to właśnie wzbudzało jego czujność i uzasadnioną nieufność.  - Moja żona cieszy się doskonałym zdrowiem, dziękuję za tę troskę - odparł spokojnie, kobiece serce było bardziej wrażliwe na podobne zdarzenia, choć tak naprawdę miał czasem wrażenie, że Evandra była silniejsza od Mathieu. Nie zamierzał jednak rozckliwiać się publicznie nad jej zdrowiem, zatrzymując się na pozorach, które musiały jej teraz wystarczyć.
- A gdzie była lady doyenne, kiedy poprzedni nestor rujnował rodzinę? - zapytał retorycznie, bo nie wierzył, że nie mogła zrobić niczego. Przecież była na miejscu, mogła usączyć truciznę wcześniej. Może bawiło ją patrzeć, jak jej rodzina rozpada się na drobiny, wiedziona nieudolną zbyt lekka ręką. Może bawił ja ten kontrast, że jako kobieta zapanuje nad tym lepiej. Kobiecie z rodu o wężowym języku nie można było ufać. Wendelina niewątpliwie miala rację, Morgana była niezwykłą kobietą.
- Ospa to jeden z lżejszych losów, jaki może ją teraz spotkać - przyznał, bez sentymentu. Ta dziewczyna zabrała stąd fragment rodowej biżuterii i wciąż go przy sobie miała, powinien go pewnego dnia odzyskać. - Nędza, pasożyty, głupota rebeliantów, jej dni są policzone. - Ruszyli przed siebie, wychodząc poza salę burz; przechadzając się korytarzami nieopodal, z dala od uszu, które nie powinny ich w tym momencie słyszeć. Nie znał wszystkich jej krewnych, a miał powody być wobec nich ostrożnym. - Ale niektóre pośród dam można jeszcze przed tym losem uchronić, lady Selwyn. I tu znajduje się przestrzeń na to, by zmyła lady winy swojej rodziny. Lady Isabelle Carrow po utracie swego męża zdaje się być zagubiona i czas najwyższy, by odnalazła swoją drogę. Wiele ciebie, lady, z nią łączy i wierzę, że jesteście w stanie odnaleźć wspólny język. Dobrze, by wiedziała, jaka droga okaże się dla niej najlepsza. Jeśli wyczuje lady w niej odpowiednie nastawienie, może się lady poczuć przeze mnie upoważniona, by wtajemniczyć ją głębiej w tajemnice Rycerzy Walpurgii. - Obrócił spojrzenie lekko ku niej, szukając na jej twarzy rekacji. Nie miał pojęcia, czy się znały i w zasadzie go to nie interesowało. Bankietów nie było mało, by nie miały okazji zmienić tego stanu rzeczy. Potrzebował pośredniczki, kogoś budzącego większe zaufanie niż on, kogoś takiego jak ona.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]19.10.20 19:59
Nie chciała już myśląc więcej ani o kuzynce, ani o siostrze, jednak te dwie – choć martwe – bezustannie śpiewały swoje pieśni umarłych, nie pozwalając żywym żyć tak, jak powinni. Uciszenie ich na wieku wieków było jedynym sposobem, aby ponownie odzyskać wewnętrzny spokój. To nie mogło być jednak przecież aż tak trudne z takimi wpływami, jakie miały arystokratyczne rodziny. Prawda? Chyba. Nie powinni wątpić w swoje możliwości. Nie oni, nie arystokracji, u stop których świat leżał otworem.  
Ma oczywiście lord rację, w zupełności – przytaknęła. – Znacznie lepiej, że wyszło to na jaw teraz, owszem, nie mogłabym się pogodzić, gdyby zdarzyło się inaczej. – Westchnęła.
Chociaż to być może naprawdę byłoby lepsze wyjście dla Selwynów. Nie przyniosłoby to przyjaźni pomiędzy ich rodami, ale osłabienie pozycji Rosierów przy dobrym zagraniu mogło poprawić ich pozycje, choć byłaby to niezwykle ryzykowna i delikatna rozgrywka. Czy lady doyenne była naprawdę aż tak dobra w tym, co robiła, aby wygrać z młodym nestorem, który miał mocne poparcie Czarnego Pana? Chciała wierzyć, że tak, choć wcale nie była taka pewna.
Najlepiej byłoby, gdyby głupia dziewucha po prostu rzuciła się pod pociąg, a nie uciekała, w pogoni za… za nie wiadomo czym.  Po prostu.
To nie proste, lordzie Rosierze, otworzyć oczy rodzinie wpatrzonej w swojego nestora. Zwłaszcza, gdy nosi się szatę czarownicy. Lady doyenne od dawna pracowała na swoją pozycję. Obawiam się, że gdyby uczyniła to wcześniej, odciętych gałęzi mogłoby być jeszcze więcej – wyjaśniła łagodnym, wciąż przepraszającym i pełnym pokory głosem. Rozumiała jego konsternacje. Ona też czasem nie pojmowała, dlaczego cioteczka znosiła staczanie się swojej rodziny. Potrzebowała czasu, aby zrozumieć, że polityka wymaga przede wszystkim cierpliwości.
Westchnęła. Owszem, ospa nie była najbardziej przerażająca rzeczą, na jaka mogła wpaść Bella czy Lucinda. Lady Selwyn miała jednak głęboką nadzieję, że uda jej się zakończyć żywot przynajmniej jednego ze zdrajców. Nie ważne którego. Z radością podawałaby coraz to kolejne, wyniszczające trucizny, aby na koniec słyszeć z ich ust błaganie o śmierć, które spełniłaby z radością.
Owszem, lady Carrow to niezwykła kobieta, a łączy mnie z nią niejedno – odparła ze skupioną miną, nie mając zamiaru wnikać w szczegóły jej relacji z dawną zoną zmarłego Notta. – Jeśli taka jest lorda wola, zrobię wszystko co w mojej mocy. Taka czarownica powinna wspierać naszą sprawę. Nie możemy dopuścić do utraty kolejnej, szlachetnej krwi. – Kiwnęła głową. – Może to jednak niedostatecznie uniżona prośba, jednak… czy jeśli to zadanie mi się powiedzie, moja rodzina może liczyć na łaskawsze spojrzenia Rosierów? Boli mnie brak zaufania, który napotyka nas z każdej strony, a moi krewni jedynie zadają coraz to kolejne rany.
Nie mogła odmówić, co było z resztą całkiem oczywiste. Dobra motywacja na pewno pomoże jej jednak w zdobywaniu zaufania lady Carrow, a jeśli przy okazji uda jej się zdziałać cokolwiek dobrego dla ich rodziny, cioteczka na pewno będzie z niej zadowolona.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Sala Burz [odnośnik]23.10.20 23:06
Wiedział, że Wendelina miała rację, i dzisiaj nikt nie traktował Morgany w pełni na równi - była z pewnością politycznym graczem, z którym należało się liczyć, ale wciąż była tylko kobietą rzuconą w męski świat. Może nie rzuconą - wdarła się w niego sama, z własnej woli i najwyraźniej dobrze wiedząc, na co się pisała. Trochę jej właściwie współczuł, że wśród Selwynów nie znalazł się ni jeden mężczyzna silniejszy od niej. Zdusił w sobie odpowiedź, która jako pierwsza nasunęła mu się na myśl: czy jeśli tak wiele gałęzi jest zepsutych, czy, nie lepiej jest wyciąć od razu całe drzewo? Nie wypowiedział jednak tych słów na głos, wiedząc, że towarzysząca lady na ten stan rzeczy wpływ miała nikły, pozostając ofiarą własnej starszyzny. Dziwne to czasy, gdy młoda krew ma w głowie więcej rozumu od starszej.
- Czy to źle? - ułagodził wydźwięk swoich słów, bo jeśli gałąź nadawała się do ścięcia - z całą pewnością ścięta zostać powinna. Nie wyobrażał sobie podobnego braku dyscypliny we własnym domu - ale jeszcze nie do końca wiedział, jak bardzo życie mogło zaskakiwać. - Proszę wybaczyć moją obcesowość - dodał po chwili, choć na jego twarzy w zasadzie na próżno można było szukać jakichkolwiek śladów żalu. - Ja zapewne wiecie, przyjąłem pod tym samym dachem - z wszelkimi honorami - Isabellę, która nas, na domiar złego... okradła - Spojrzał na Wendelinę, badając jej twarz, choć nie sądził, by młoda lady rzeczywiście zdawała sobie z tego sprawę. Biżuteria była bogata, ale nie aż tak, by odczuli stratę majątkową i z pewnością nie aż tak, by Selwynowie jako ród mogli zainteresować się kradzieżą. Była jednak cenną rodzinną pamiątką, jaką ta dziewczyna dostała na dopełnienie swoich zaręczyn. - Naszyjnik z dwoma rubinami, podarowałem jej go z okazji zimowej uczty, na którą została tutaj zaproszona - wyjaśnił.  - Proszę się upewnić, czy nie został w jej komnatach. Doprawdy nie świadczyłoby to o was dobrze, gdyby zabrała go ze sobą i zgubiła - Oczekiwał zwrotu. I nieszczególnie go obchodziło, skąd wezmą tę błyskotkę. Należała do jego rodu i powinna pozostać w Dover - z taką intencją została zresztą podarowana. - Za to mój ród może okazać łaskawsze spojrzenie - uzupełnił, odnosząc się do jej dalej wypowiedzianej prośby.
Skinął głową, przyjmując jej zapewnienie: rad z jej determinacji, wywnioskował z jej słów, że znała się z lady Carrow wcześniej - cóż, nie było to szczególnie zaskakujące - i nie brzmiała również, jakby jej poprzednie kontakty mogły utrudnić te spotkania. Wciąż spacerując przed siebie, na moment umilkł, ważąc w myślach wypowiedziane przez nią słowa.
- Wasz wkład we wspólną sprawę, lady Selwyn, zostanie dostrzeżony nie tylko przez moją rodzinę. - Musiał przyznać, że Wendelina miała w sobie coś ze sławnej ciotki. Tę samą butę w oku i podobną iskrę ambicji. W zasadzie robiła na nim zaskakująco dobre wrażenie - jak na tę rodzinę. Jego słowa jednak, choć pozytywnie odnoszące się do jej prośby, były tak naprawdę zachowawcze, bo bardziej ogólne, a przez to niewiele znaczące. Nie obiecywał jej wsparcia jego rodu, było na to zbyt wcześnie - pewnie dlatego podkreślił, w jakiej roli z nią rozmawiał. Był nestorem rodu. I był też śmierciożercą. - Ale to nie wszystko - Zbliżali się wreszcie do epilogu tego spotkania, nie bez powodu prowadził ją w węższy korytarz, o którym wiedział, że będzie dostatecznie ustronny. - Wiecie niewątpliwie, na czym koncentrować się będą nasze przyszłe zadania. Brutalność wilkołaków jest obrzydliwa, ale skuteczna i to właśnie po nią sięgniemy. A celem, który obierzemy konkretnie my, będzie człowiek znany jako markiz de Balzac. Kiedy będziecie wychodzić, lady, mój lokaj wręczy wam dokumentację tego człowieka, którą udało nam się przygotować. Trop za nim... prowadzi do lady Morgany. Powinna wiedzieć na jego temat więcej, udało mi się ustalić kilka tropów, jednak informacje, które posiadacie, powinny być wystarczające, by wskazać te właściwe. Oczekuję, że umówi nas lady na spotkanie w bliskiej przyszłości - uśmiechnął się ponownie, choć uśmiech ten wciąż nie sięgał dalej niż ust.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]26.10.20 0:34
Szlachetna krew była cenna. Ilość rodów o nienagannej czystości krwi była ograniczona i lady Selwyn wydawało się kluczowe dbanie o dobre relacje rodzinne. Jeśli każdy z rodów musiałby wykreślić ze skorowidzu kolejnych młodych czarodziejów nie byliby przecież w stanie skutecznie prowadzić polityki, zarządzać i – co chyba najważniejsze – tworzyć rodziny w sposób przynajmniej stosunkowo naturalny. Choć nadmierna ilość arystokracji nie była niczym dobrym to przecież jakaś pula musiała istnieć.
Śmierć kolejnych członków rodziny napawałaby mnie jeszcze większym smutkiem, lordzie Rosierze. A nie każdą chorą roślinę trzeba od razu wycinać. Nie sądzi lord, że czasem warto jednak podjąć próbę leczenia, zamiast dewastować cały ogród? – spytała, unosząc brew.
Dla Tristana mogło to nie być takie oczywiste, ale przecież Selwynowie wręcz słynęli z bycia wybitnymi dyplomatami. Lady Morgana, zdaniem Wendeliny, nie była wyjątkiem. A dobrze dobrane słowa oraz odpowiednia głowa rodu mogli wyleczyć nie jednego z jej kuzynów i kuzynek. Szkoda tylko, że jej siostra została najwyraźniej skrzywiona jeszcze przed narodzinami. Inaczej alchemiczka nie potrafiła wyjaśnić jej zachowania.
Zmarszczyła brwi, gdy dotarły do niej kolejne słowa lorda, natychmiast przyjmując zmartwiony i jednocześnie oburzony wyraz twarzy.
Cóż uczyniła? – Uniosła brew w zdziwieniu. – Och, lordzie Rosierze, naprawdę coś takiego zrobiła?! Jeśli tylko ta cenna pamiątka znajduje się w Beaulieu obiecuje, że wróci prosto pod lorda drzwi, osobiście tego dopilnuje – obiecała natychmiast. Kolejna zdrada, kolejna szpila, och, cóż ta głupia Bella uczyniła?! Powinna wiedzieć, że ma niecne zamiary. Już wtedy, w trakcie ich spotkania w salonie i miłych rozmów okazała się głupią i lekkomyślną dziewuchą, która absolutnie nie rozumie, co oznacza bycie damą. Powinna to spostrzec wcześniej!
Wzięła głęboki oddech, aby nieco się opanować. Prawdę mówiąc, nie było w tym nic wcale aż tak dziwnego, po zdrajcach można było się spodziewać wszystkiego, ale to wszak była kolejna hańba dla jej rodziny. Nie sądziła jednak, aby mogła zrobić zbyt wiele. Mimo wszystko, to nie ona rządziła Selwynami… chociaż chyba nie miałaby nic przeciwko. Jaka jednak rodzina zgodziłaby się wydać mężczyznę za mąż? Psując jego nazwisko, niwecząc jego siłę? Zwłaszcza za ród przepełniony zdrajcami? Coś takiego wydarzyć się nie mogło, a bez tego Wendelina nie widziała możliwości, aby zająć w przyszłości miejsce ciotki. To były wiec jedynie głupie, głupiutkie marzonki, o których nie powinna nawet myśleć.
Jestem lordowi wdzięczna za te słowa. – Skinęła głową w geście podziękowania. Na więcej w tej chwili nie mogła liczyć. – Trudne czasy rzeczywiście wymagają… nieszczególnie eleganckich sojuszników, ale wszak pionki w niczym nie dorównują królewskiej parze i niewiele mają z nimi do czynienia. Zapoznam się z dokumentacją, oczywiście. Dowiem się wszystkiego, w razie czego zasięgnę słowa ciotki. Nie brakuje mi skrupulatności, lordzie Rosier, nauka wymaga przede wszystkim właśnie jej.
Grzeczny uśmiech, brak sprzeciwu i pełna zgoda na wykonanie każdej misji. Teraz nie mogła pozwolić sobie na nic innego. Przez tych podłych, cuchnących smoczym lajne… Zaraz. Spokojnie. Nie może dać się ponieść emocjom. Nigdy. To wszak sprzeczne z elegancką damą, którą powinna być i którą była, w przeciwieństwie do zmarłych. Wilkołaki mogły być więc nic nie wartymi psami, ale gdy lord Rosier uznawał, ze potrzebują ich pomocy to potrzebowali; nie mogła się z nimi sprzeczać. Och, ale jeśli będzie się miała zbliżyć do któregokolwiek z nich będzie musiała zakupić jakieś szczególne mocno pachnące perfumy. Nie ma zamiaru cuchnąć mokrą sierścią. Fuj.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Sala Burz [odnośnik]31.10.20 21:41
Przyglądał się stojącej przy nim damie z zastanowieniem, w zasadzie zaskoczony jej rezolutnością - miała swoje zdanie, potrafiła je wypowiedzieć i - niezwykłe - nawet uargumentować. Być może dla tej rodziny była jeszcze nadzieja - gen Morgany nie mógł być całkiem samotny.
- To zależy, lady Wendelino - odparł na jej słowa spokojnie, nieśpiesznie wypowiadając kolejne głoski. - Od przyczyny tej choroby. Czasem problem leży w pasożycie, a czasem w jałowej ziemi - z tej nic więcej nie wyrośnie. - Wtedy rzeczywiście zostaje tylko wypalenie ogrodu. Jak miało być w tym przypadku, to mógł pokazać tylko czas, nie czcze zapewnienia wypowiadane w zdobnych murach dworu, czy to ich, czy jego. Słyszał podobne, kiedy przyszedł zobaczyć Isabellę, wtedy w nie wierzył, choć wcale nie uważał się za łatwowiernego z natury. Wydziedziczenie trzeciej czarownicy z rzędu wydawało się tak nieprawdopodobne, że teraz czwarta nie mogłaby być już większym zdumieniem. Nie pozostawiało jednak wątpliwości, że skorowidz, aby utrzymał swoją rolę, musiał pozostać silnym - tak jak wszystkie zrzeszone w nim rodziny. Utrata Selwynów byłaby krwawą raną nie tylko na ich ziemiach: byłaby krwawą raną w skorowidzu, a jej pokłosie pozostawiłoby po sobie bliznę już na zawsze. Odnaleziona biżuteria mogła być sygnałem, w jaką stronę Selwynowie zamierzają prowadzić swoją grę. Miał nadzieję, że Morgana wiedziała, co robi - i że nie była tak perfidna, by próbować stać w rozkroku. Czarny Pan był wymagającym panem. I inteligentniejszym od każdego gracza tego turnieju szachowego.
- Na to liczę - Uciął temat, chcąc otrzymać czyny, nie słowa. Wendelina wydawała się autentycznie przejęta, ale nie mniej autentycznie przejęta była Isabella, kiedy w jej dłoniach znalazł się ofiarowany jej podarek. Wierzył, że zostanie panią tego dworu, pomylił się. A tak się składa, że bardzo nie lubił się mylić.
Wierzył, że skrupulatność, o której mówiła i która zachwalała, nie była tylko czczym słowem. Ponoć była uzdolnioną alchemiczką i znała tajniki wytwarzania kolorowego prochu, nie czyniło to z niej może najlepszej żony, ale być może świadczyło o intelekcie. Ponoć Selwynowie świetnie odnajdywali się w trudnej sztuce dyplomacji - cóż, przynajmniej ci prawdziwi Selwynowie. Czy Wendelina miała być jedną z nich, wkrótce się przekona. Morgana powinna znajdować się w posiadaniu niezbędnych informacji, a uzyskanie ich od ciotki nie mogło być dla niej trudnością.
- Doskonale  - zamknął temat. - Będę czekać na wieści - oznajmił, zatrzymując się w pół kroku; obszedłszy skomplikowany labirynt korytarzy, odprowadził ją ku komnatom, w których znajdowała się reszta jej rodziny. Naprzeciw drzwi stał Claude, trzymał opisane dokumenty, gotów przekazać je młode lady. Morgana jako pierwsza opuściła komnatę. - Lady Wendelino - pożegnał ją, wychodząc naprzeciw nestorce, by zamienić ostatnie słowo z nią.

/zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]02.11.20 10:11
23 lipca 1957 roku
Nastał dzień proszonej kolacji, której data widniała na zaproszeniach wysłanych z Château Rose. Słońce dopiero chyliło ku zachodowi, a wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Evandra była w swoim żywiole, wchodząc w rolę organizatorki przyjęć. Kwiaty zostały zamówione, zastawa wybrana, a w kuchni od rana trwały przygotowania do wieczornej kolacji. Ktoś na pewno wspomniał lady Rosier, że to miało być kameralne przyjęcie w gronie najbliższych, ale dla niej było to zbędne ograniczenie. Nie codziennie trafia się taka uroczystość i wedle Evandry trzeba było obchodzić ją należycie. Kobieta chodziła po rezydencji z długim pergaminem i odhaczała pozycje z listy. Surowym okiem oceniała odcień bieli obrusu w jadalni, szerokość rozstawienia zastawy i kolejny raz przechadzała się głównym korytarzem, by mieć pewność, że pierwsze wrażenie jest naprawdę niesamowite.

Po wyjściu z pojazdu i przejściu do głównego holu służba odebrała gościom okrycia wierzchnie. Nikt nie zatrzymał gości na wyłożonych miękkim błękitnym aksamitem ławeczkach z futrem z białych lisów, zamiast tego zostali poprowadzeni korytarzem, gdzie z ram obrazów spoglądali na nich czujnie przodkowie rodziny. Zapalone na kryształowych żyrandolach świece otulały ciepłym blaskiem, gdy kroki zebranych kierowały się do jednego z saloników. W jasnym, przestronnym pomieszczeniu wyposażonym w eleganckie meble zebrali się już mieszkańcy rezydencji, nie chcąc dopuścić do niezręcznej sytuacji, w której trzeba byłoby na kogoś czekać. Zgodnie z zasadami szeroki uśmiech gospodyni przywitał gości jako pierwszy od razu wszystkich sobie przedstawiając. Aperitif, moment przed kolacją, to odpowiedni czas na zrobienie dobrego wrażenia. W kryształowych kielichach podano lekkie koktajle na bazie suchego wermutu i pozwolono gościom oddać się rozmowom zapoznawczym na niezobowiązujące tematy. Kwadrans później wszyscy zostali zaproszeni do jadalni.
Bogato zdobiona sala pełniła funkcję reprezentacyjną i nie wymagała dodatkowych dekoracji, a jedynie podkreślenia podniosłości chwili. Na środku sali był stół przykryty śnieżnobiałym obrusem, wzdłuż dłuższych boków dwa rzędy drewnianych krzeseł obitych złotych aksamitem. Pierwszym, co rzucało się w oczy, były niskie wazony z barwionego na czarno rżniętego szkła pełne trudnych i niewdzięcznych do układania czerwonych róż przetykanych zielenią. Tuż pod nimi rozłożono ciągnące się przez całą długość stołu lustra, a odbijające się weń kwiaty dawały zjawiskowy efekt bez nadmiernego przepychu zgodnie z zasadą, że stół powinien łączyć ludzi, a nie dzielić ich dekoracją.
Miejsca przy stole zostały przydzielone na sposób francuski, by w tak kameralnym gronie wszyscy mogli uczestniczyć w jednym ośrodku rozmowy. Przy każdym miejscu czekał komplet zastawy z białej porcelany o delikatnych, złotych zdobieniach. Sztućce i szkło były na swoich miejscach, witając w przedsionku do raju perfekcjonistów. Serwetki złożone na płasko i umieszczone po lewej stronie talerza opatrzone były prostym, białym haftem.
Przygotowane na ten wieczór menu skupiało się głównie wokół haute cuisine. W ramach przystawek podano carpaccio z buraków i koziego sera podane z rukolą i orzechami, skropione oliwą i octem balsamicznym oraz pastę z łososiem, aromatycznym czosnkiem, zieloną fasolką i pomidorkami cherry w aksamitnym sosie śmietanowym. Dalej kremowa zupa z pieczonych kasztanów z dodatkiem crème fraîche, startej gorzkiej czekolady i świeżo mielonego pieprzu. Głównym daniem była canard à l'orange - delikatna kaczka w zawiesistym sosie pomarańczowym podana z purée z białej fasoli. Zwieńczeniem kolacji był deser w postaci sorbetu malinowego z odrobiną likieru kokosowego. Kryształowe kielichy stale uzupełniano winem bądź wodą, w zależności od preferencji gości.
Przez wzgląd na specyficzny charakter spotkania po kolacji towarzystwo nie rozeszło się do dwóch różnych sal, a zamiast tego wszyscy zostali zaproszeni do jednego z bawialni, będącą jednocześnie Salą Burz. Digestif, chwila oddechu przy kieliszku jabłkowej brandy, goście zajęli miejsca na krzesłach i sofach w stylu francuskim, mając wreszcie możliwość, by przejść do nieco mniej ogólny tematów rozmów. Pomimo iż wieczór chylił się ku końcowi w powietrzu można było wyczuć nieopadającą podniosłość. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z powodu dzisiejszego zgromadzenia. Nie często wszak spotykają się przedstawiciele dwóch szanowanych acz skłóconych ze sobą od wieków rodów. Czy ten wieczór zażegna ciągnący się od kilku setek lat spór czy też pogłębi istniejące różnice?

Lady Evandra Rosier oddawała się dyskusji z najstarszymi przedstawicielkami rodów, porzucając kolejne tematy krążące wokół aktualności. W skupieniu słuchała ich słów, jednocześnie zerkając na innych gości, czy na pewno dobrze się bawią. Nie chcąc odciągać uwagi od najważniejszych sylwetek wieczoru, wystroiła się w beżową suknię o prostym kroju, której kształt podkreślał mocno zasznurowany pod spodem gorset. Skupione przy dekolcie i rozchodzące na ramiona kwiatowe aplikacje idealnie komponowały się z delikatną biżuterią w postaci krótkich, perłowych kolczyków i ozdobnej spinki do włosów, wepniętej w osadzony nisko na karku kok.
- To prawda, uśmiech sam pojawia się na ustach, widząc z jak wielką dbałością o szczegóły Wydział Architektoniczny Ministerstwa Magii zaangażował się w odbudowę stolicy. - Zgodziła się z opinią lady Irmy Black. Nie sposób było kłócić się ze słusznością wyburzenia szpetnych posągów wzniesionych przez szlam. Drobne z pozoru zmiany podnosiły na duchu, inspirowały i wzmacniały wiarę nie tylko w słuszność głoszonych idei, ale i w rychłe zakończenie zaistniałego konfliktu.



| Proszę wszystkich o opisanie pokrótce bardziej (lub mniej) istotnych zachowań waszych postaci w trakcie kolacji, cobyśmy wszyscy mieli pretekst do odniesień w trakcie rozmów. Kolejka nie obowiązuje, chyba że zdecydujemy inaczej. Jest nas dużo, spróbujmy się wszyscy zgromadzić do 5.11.
Będę gonić!



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Burz [odnośnik]03.11.20 0:13
Napychając usta sufletem, czy co tam podadzą na deser, będę myśleć o nieszczęśnikach, którym wojna odebrała domy. Biczuję się, jak jakiś nienormalny: ostatnio nawet naciągnięcie na łydkę skarpety to powód do czterdziestominutowej histerii, bo ktoś pewnie musiał uciekać z Londynu boso, bez butów i pończoch. Wyrwany z łóżka tak, jak stał - ja sam znajdując się w takiej sytuacji, zostałbym zmuszony uchodzić nagi, najwyraźniej pora to przemyśleć - dla świętego spokoju i równie spokojnej głowy. Prędzej czy później stracę rozum, odbije mi do reszty, jeśli nie zaprzestanę tego samoumartwiania, gęstego aż od hipokryzji. Co rano bulgocze mi w żołądku aż miło, więc toaletowe poranki składam na karb tego właśnie faryzeuszstwa. Jeśli wyjdzie na jaw, będę skończony i to nie tylko towarzysko. Zaciskam zęby, unoszę kąciki ust, a plastyczne policzki podnoszą się jak na komendę: w lustrze świat, a ja w nim, wydają się więcej, niż tylko przyzwoite. Patrząc na siebie z paru stóp odległości, miałbym dobre przeczucia, ale że spędziłem ze sobą więcej czasu, niż ktokolwiek inny, posiadam wyłącznie wątpliwości. Drugie myśli zaszywające się gdzieś za uszami - to jedne z miejsc, o których myciu zapomina się najczęściej, więc nic dziwnego, że chowają się właśnie tam.
Powoli wiążę buty, bo to już najwyższy czas, aby pokazać się z jak najlepszej strony, mimo że wciąż bez osoby towarzyszącej. Ciekawi mnie, czy sprawiam tym Evandrze przykrość - nie jestem w końcu dla niej wzorem, ani najlepszym, ani odpowiednim. Zawodzę więc jako szlachcic, a co ważniejsze, jako starszy brat, zatem, pokrótce, nie sprawdzam się w żadnej z przewidzianych dla mnie ról. Także w byciu mężczyzną, szczypię sam siebie, podjudzając do bojowego nastawienia. Przy wspólnym stole z Tristanem, Alphardem i Mathieu wypadnę raczej blado, ale dostrzegam tego pozytywy. Doszłoby do skandalu, gdybym przypadkiem przyćmił gwiazdę wieczoru, a życzę im wszak wszystkiego dobrego.
Ze szczerego serca, bo dziwny to sojusz i raczej nieoczekiwany, przynajmniej nie w tym stuleciu. Blackowie i Rosierowie żyją jak pies z kotem, a oto nadchodzi wiekopomna chwila, w której polityka chwyta ich za karki i nakazuje podać sobie ręce na zgodę. Czy tylko polityka? Zerkam z ukosa na Tristana, czy zrobiłby coś takiego własnej siostrze? Wychowanie na salonach sprawia, że wraz z krwią w żyłach płynie naturalna podejrzliwość, tradycja targowania się o ciała w świątyni to rzecz jeszcze z Nowego Testamentu, a jedyna różnica polega na tym, że tam Bóg był już miłosierny, a ten tutaj to raczej deus ex machina. Im dalej w historię, tym więcej w niej dramatów, więc oczywiście nasz ulubiony przystanek to antyk.
Jak wszystkie meble w jadalni i paru uczestników tej uroczystości.
Nic więc dziwnego, że jest tak sztywno, chociaż moja siostra dosłownie wyłazi ze skóry, byśmy bawili się doskonale. Komplementuję ją, kwiaty, przystrojenie stołu: szczęśliwie przypada mi miejsce na szarym końcu, obok Melisande oraz naprzeciwko Fantine. Przyszłej pannie młodej przyglądam się raczej nienachalnie, acz od czasu do czasu kieruję swoje spojrzenie w ślad za jej - by sprawdzić, czy częściej spotyka się ze swym bratem, czy może jednak Alphardem, o którym mówią, że ponoć jest tak samo niezrównoważony, jak synowie Lestrange'ów.
Można tak? Widelczyk z nabitymi plastrami buraka zatrzymuje się w połowie drogi do mych ust. Nudzę się, a to dopiero początek - i realne szanse, że dalej będzie tylko gorzej. Wyjmuję z kieszeni srebrną papierośnicę z wygrawerowaną sceną wyścigu na hipokampusach i układam ją na stole, po mojej lewej ręce, tuż obok kieliszka z białym winem. Taka przypominajka specjalnie dla Fantine: skoro jeszcze obie nogi mam w dupie, to znaczy, że Tristan nie dowiedział się o naszych ekscesach na wysokościach. Czemu by więc ich nie powtórzyć? Pod stołem udaje mi się dotknąć jej stopy, lecz pociągnąć tej gry dalej już nie mam odwagi, taki wyrzut adrenaliny mógłby mnie zabić. Tak samo, jak młodziutka lady - gdyby tylko się dowiedziała, jak próbowałem przehandlować rzekomo jej bieliznę za Pijanego Wisielca. Posiłek tak czy inaczej kończę bez plam na godności i na ubraniu, wystawnym, odpowiednim do okoliczności. Nogawka czarnych, prążkowanych spodni przechodzi w aksamit, na którym wyszyto kwiat białej róży, a dzięki koszuli, przy której kołnierzu i ramionach wyobrażono rozpościerającego skrzydła motyla, śmiało mogę zrezygnować z obroży, tudzież krawata, fularu czy muchy. Po kolacji korci mnie, aby od razu podejść do siostry, jednakowoż zaczepiony przez Polluxa zmuszam się, by nie spławić go od razu i wysilić się na odrobinę uprzejmości. Ratunkiem tym razem okazuje się Aquila - Fantine z pewnym ukontentowaniem obserwuje me salonowe podrygi?
-Straszliwie lady współczuję - nachylam się do dziewczęcia konspiracyjnie - moja siostra je jak ptaszek, a mnie zawsze intrygowało, czy faktycznie można się nasycić będąc ubraną w gorset? Kucharze dziś się wyjątkowo spisali, zwłaszcza zupa była prze-przyszna - bo o czym rozmawiać, jeśli nie o jedzeniu? A krem faktycznie dojebany, zjadłem dwie i pół miski, nim dotarło do mnie, że przed nami wciąż danie główne. Alphard i Melisande, a po nich deser - Mathieu wraz z Callistą, bo jak nic, też skończą na językach.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
burz - Sala Burz - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Sala Burz [odnośnik]04.11.20 2:38
Perfekcja Evandry dawała o sobie znać w każdym calu, skrupulatnie dobrane elementy dekoracji, zastawy, dbałość o szczegóły, odbijały się w obrazie zaspokajającym najbardziej wymagające zmysły; polecił co prawda Claude'owi upewnić się, że wszystko w istocie było perfekcyjne, ale Evandra podeszła do swoich obowiązków z powagą, jaka była w tej sytuacji konieczna. Nie zamierzał witać w swoich progach przesadnym entuzjazmem, wydawało mu się zdecydowanie zbyt wcześnie na podobne gesty - nawet, jeśli mógł być pewien, że wybranek Melisande nie oszaleje, podobnie jak Isabella przeznaczona wcześniej Mathieu - wiązało go zbyt wiele rycerskich zobowiązań. I znał go też - znacznie lepiej, niż znał ją. Delegacja z Londynu była najpewniej pierwszą od wieków, a może pierwszą w ogóle, która pojawiła się w ich murach - a wrażenie, jakie odbiorą z tej wizyty, miało na zawsze zarysować u nich obraz jego rodziny. I miał to być obraz nieskazitelny. Przyjazne uśmiechy pozostawił żonie, ten na jego twarzy nie miał w sobie nic z życzliwości - a jednak zmusił się do lekkiego uniesienia kącików ust, gdy zgodnie z precedencją witał kolejnych gości. Krótkie rozmowy o pogodzie i podróży zwieńczyło przejście do jadalni.
Nie sprawdzał wcześniej przygotowanych potraw, ale wierzył, że zrobiła to Evandra - i oczywiście Claude. Po licu Melisande jedynie przemknął wzrokiem, szukając jej emocji. Nie zdradził jej co prawda celu dzisiejszego wieczoru wprost, ale był pewien, że jeżeli nie dowiedziała się o nim w inny sposób, to przynajmniej zdążyła się domyślić. Poprosił Evandrę, by upewniła się, że kreacja Melisande na ten wieczór jest odpowiednia - nic nie mogło dzisiaj wyjść z ram perfekcji, tak jak nic nie mogło znaleźć się poza kontrolą. Sprawczość samej Melisande została ograniczona do niezbędnego minimum, bo chodziło tu nie tylko o nią - ale i o przyszłość dwóch wielkich rodzin. Sama kolacja wpisała się w te ramy, pieszcząc podniebienie doskonałymi smakami. Pił wino, ale nie wypił więcej niż jednego kielicha, na dnie którego umyślnie zostawił kilka łyków, nie pozwalając napełnić naczynia ponownie. Podtrzymywał grzecznościową rozmowę, nie wdając się w tematy polityczne, by nie zanudzić siedzących przy nim kobiet. Czuł na sobie spojrzenie Francisa i niemal je też słyszał. Właśnie dlatego nie odpowiedział na nie ni razu, zamiast tego krzyżując spojrzenie z kierującym służbą Claudem. Rodzinie uwagi poświęcał niewiele, etykieta wymagała od niego skupienia się na gościach.
Dlatego też, gdy dźwięki uczty ucichły, znalazł się już w męskim towarzystwie. Czarodziejska jedwabna szata czarnej barwy skrojona została dostatecznie wytwornie; sięgała za kolano, została przewiązana pasem ze smoczej skóry barwionej na czarno i wzmocniona na wysokich mankietach aplikacjami z tego samego materiału - podkreślającego rodową przynależność. Uwiązany pod szyją szkarłatny wąski krawat o bogatym hafcie jako jedyny zdobił ten strój - uzupełniony dwoma pierścieniami, które niezmiennie połyskiwały na jego dłoni, obrączką i nestorskim sygnetem.
- Lord Voldemort nie poprzestanie na Londynie, to dopiero początek pięknych zmian - zapewniał, wdając się w spokojną rozmowę z Polluxem. - Osobiście jednak sądzę, że prócz tych wprowadzanych gwałtem, należy rozpocząć wreszcie solidną pracę u postaw, wśród młodzieży. Ponoć Salazar Slytherin, jeden z założycieli Hogwartu, głosił dość interesujące poglądy, jakoby do szkoły nie powinno się przyjmować wcale... osób niemagicznego pochodzenia. Powinniśmy skierować publiczną uwagę na jego dawne traktaty, wysuwa tam dość ciekawe postulaty... - kontynuował, tak naprawdę właśnie to ich połączyło: wspólna idea, gdyby nie służba Alpharda nigdy nie oddałby mu Melisande. Ale służył Czarnemu Panu wiernie i godnie, zgodnie zresztą z wolą swojej rodziny. Jednych wojna dzieliła i niszczyła, gdzie indziej: tworzyła podwaliny nowego.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n



Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 04.11.20 11:23, w całości zmieniany 1 raz
Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
burz - Sala Burz - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]04.11.20 3:46
Ah, ile uroku było w podobnych do tego przyjęć. Dobrze ubrane damy które jedynie przyprószały noski pudrem, a cały urok tkwił w nich samych siedziały wyprostowane przy herbatce, a ich mężowie rozprawiali na tematy polityczne, gospodarcze i światopoglądowe. Bijący zewsząd przepych i szlachecka etykieta wylewała się ze słów młodych szlachcianek gdy ich matki spoglądały czujnym okiem na kawalerów którym mogłyby zaproponować małżeństwo z córami. To przyjęcie nie odbiegało znacząco od tych do których przyzwyczaiła się Aquila Black. Jedyna znacząca różnica polegała na tym kto dokładnie na przyjęciu się znalazł. W Château Rose, siedzibie Rosierów, spotkały się dwie skłócone od wieków rodziny by celebrować razem z Alphardem i Melisande ich zaręczyny. Czy ktoś mógł się tego spodziewać? Zapewne tak, wszystkie waście kiedyś odchodzą w niepamięć, ale emocje i wychowanie zostają w sercach zindoktrynowanych potomków.
Aquila Black nie obawiała się jeść posiłku w towarzystwie Evandry Rosier. Chociaż ta nosiła nazwisko o którym dziewczyna nasłuchała się niezbyt pochlebnych uwag od swoich przodków, to dalej pozostawała jej przyjaciółką, chociaż zostało w niej już niewiele Evandry Lestrange, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Szanse na to, że ród Rosierów zdecyduje się na otrucie członków rodziny Black w trakcie zaręczyn siostry nestora były bliskie zeru. Dziewczyna w trakcie kolacji bezpośrednio widziała jedynie swoją matkę, Irmę Black, która zdawała się lśnić w towarzystwie tak jakby był to jej chleb powszedni. Została posadzona na przeciwko Callisty Avery do której raz na jakiś czas uśmiechała się pogodnie nie mając bladego pojęcia o czym mogłaby z nią porozmawiać. Po jej lewicy zasiadła Cedrina Rosier, matka Melisande i teściowa Evandry. Towarzystwo wyborne, ale bez polotu w rozmowy. Spędziły więc większość kolacji na dyskusjach na temat życia Nicolasa Flamela, 600-letniego francuskiego alchemika, oraz jego podejścia do Francuskiego Ministerstwa Magii w XVIII wieku. Był to prawdopodobnie jedyny obszar w którym mogły się porozumieć. Zaśmiała się jedynie na widok siedzącego na skos od niej Mathieu gdy ten uśmiechał się pod nosem słuchając rozmów pod stole.
Aquila doceniała potrawy które lądowały przed nią na stole, ale jeszcze bardziej zachwycało ją wino które napełniało kieliszek. Nie miała najmniejszego zamiaru wypić za dużo. Nie wypadało zresztą. Jednak nastrój i nieco drętwa atmosfera w jej najbliższym towarzystwie zachęcała do jak najszybszego osuszenia szkła. Ubrana w granatową suknię z ciasno wiązanym gorsetem czuła jak jego materiał kurczy się z każdym zjedzonym kęsem. Wbijał się w żebra i nie pozwalał na jakikolwiek swobodny ruch, jednak nie było to coś do czego młoda szlachcianka nie była przyzwyczajona. Deser zamknął jedynie ten przyjemny wieczór w oczekiwaniu na wydarzenie dla którego wszyscy się tu spotkali. Oczywiście, w teorii, kolacja była istotnym jego punktem, ale to moment w którym jej starszy brat, Alphard, miał oficjalnie poprosić swoją wybrankę o rękę, był przyczyną spotkania. W tak zwanym międzyczasie, gdy nastroje nieco rozluźniły się po kolejnych upitych łykach.
Gdy całe towarzystwo przeszło do Sali Burz, każdy z obecnych, przynajmniej w oczach Aquili, okazywał znacznie większe odprężenie niż w początkowych minutach spotkania. Oczywiście wszystkie oczy zwrócone były ku Melisande i Alphardowi, ale to nie przeszkodziło w próbach nawiązywania ambitnych salonowych konwersacji. Oczywiście lady Black nie miała zamiaru przeszkadzać przyszłemu narzeczonemu na kwadranse przed jednym z najważniejszych momentów w jego życiu. Co jakiś czas posyłała jedynie spojrzenie Evandrze, próbując w ten sposób okazać jej wyraz poszanowania i pogratulowania organizacji tak uroczego przyjęcia. Kręcący się obok Tristan Rosier w oczach Aquili zasługiwał na szacunek, pomimo wątpliwej opinii dziewczyny na temat jego rodu. W roli nestora rodu musiał odnaleźć się w stosunkowo młodym wieku i wyglądało na to, że z tą funkcją radzi sobie nad wyraz dobrze. Widok Francisa Lestrange, brata Evandry, który zaczepiony został przez jej ojca wywołał mimowolny odruch i potrzebę powstrzymania ich do rozmów w cztery oczy. Nasłuchała się o Francisie jeszcze w szkole i, o ile oczywiście darzyła go odpowiednim szacunkiem, tak rozmowa z Polluxem Blackiem mogła skończyć się po prostu źle, w każdym tego słowa znaczeniu. Pospieszyła więc do nich, chcąc stanowić oparcie dla obydwu stron tej rozmowy. Pollux Black zostawił ich samych widząc Tristana na horyzoncie i pognał zamienić dwa słówka z nestorem rodu Rosierów.
- Drogi lordzie, to wszystko leży w kwestii przyzwyczajenia - uśmiechnęła się do Francisa. - Mężczyźni noszą swoją zbroję, a my, kobiety, swoją. Jedzenie zresztą nie stanowi wielkiego problemu... - ściszyła nieco głos. - ...zdecydowanie trudniej jest oddychać.
Salonowe śmiechy i szlachetne podrygiwania często stanowiły o potędze takich rodów jak rody Blacków i Rosierów. Jeśli ich członkowie jedynie potrafili poruszać się pośród tej wyszukanej etykiety, samym tym faktem mogli zapewnić sobie wystarczający sposób i środki na prowadzenia życia przepełnionego nieskazitelną mocą głosu dobrze urodzonych.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Sala Burz [odnośnik]04.11.20 19:52
O ile Lady Avery nie zaskoczyło samo zaproszenie do Château Rose, z pewnością zrobiła to okazja, z racji której miała odbyć się kolacja. Gdy tylko wieść padła z ust Mathieu, rozbawiona Czarownica oskarżyła go o strojenie sobie z niej niewybrednych żartów, bo choć jej własny ród pozostawał z Blackami w dobrych stosunkach, nie można było tego samego powiedzieć o rodzinie Rosier. Samo spotkanie miało więc chyba nosić charakter 'przełomowego' i nestor Averych wydawał się bardziej niż zadowolony z faktu, że ich ród miał mieć przy wspólnym stole własną przedstawicielkę. Kto wie, być może po ociepleniu się stosunków domów Ludlow i Rose nadszedł czas by i z Londyńczykami zakopać wojenny topór. Narzędziem ku temu tradycyjnie uczyniono małżeństwo, choć Callista nadal nie ustaliła na ile zostało ono zaaranżowane.  
Ne pewno wiedziała tylko jedno, wraz z Aquilą oraz Fantine stanowiły najmłodszą część towarzystwa. Zaraz za nimi plasowała się oczywiście Lady Rosier, w wypadku której łatwo było jednak zapomnieć, że od trzech pannic dzielił ją jedynie rok życia. Swoją powagą i przywiązaniem do szczegółów dorównywała niejednej matronie, niezwykle tym młodej Czarownicy imponując. Lady Avery właściwie od dłuższego czasu poszukiwała niejako wzoru, który mogłaby naśladować i Evandra Rosier wydawała się świetną do tego kandydatką.  
Popielata kreacja, zdaniem matki Callisty była bezpiecznym wyborem. Przyjemny kompromis pomiędzy ciemnymi stonowanymi kolorami i jasnymi barwami symbolizującymi młodość i niewinność. Starannie dobrany odcień stanowił również piękny kontrast dla zaręczynowego pierścionka z karmazynowym kamieniem, który od miesiąca dumnie spoczywał na palcu blondynki.  Tradycyjnie też w jej sukni na próżno było doszukiwać się krępującego swobodne oddychanie gorsetu. Być może właśnie dlatego czuły słuch przyciągnęła cicha wymiana zdań pomiędzy Lordem Lestrange i Aquilą, po tym jak całe towarzystwo po skończonym posiłku przeniosło się do dobrze Calliście znanej Sali Burz. Mathieu gościł ją tam nie raz, wiedząc jak bardzo francuski wystrój pomieszczenia cieszył oko szlachcianki.  
Odseparowana od narzeczonego, który oczywiście dołączył do grona gentlemanów, i zbyt niedoświadczona by wdawać się w rozmowy starszych kobiet, Lady Avery zwróciła się do jedynej znajomej twarzy.
- Wyprowadź mnie z błędu Lady Rosier jeśli się mylę, ale czasem siadając tu czuję jakbym znów znalazła się w  Beauxbâtons Académie. Gdyby nie brak śnieżnych szczytów za oknem, z pewnością całkiem uległabym temu złudzeniu - choć z Fantine za czasów szkolnych nie dzieliły tych samych zainteresowań, sam koncept grupowania uczniów we francuskiej akademii prezentował się zdecydowanie swobodniej niż w Hogwarcie, więc obie miały ze sobą do czynienia.


The most dangerous woman of all  
is the one who refuses to rely on your sword to save her  
because she carries her own
Callista Avery
Callista Avery
Zawód : Córka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Beware, for I am fearless and therefore powerful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8141-callista-merle-avery https://www.morsmordre.net/t8169-athena#234774 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8503-callista-m-avery#247860
Re: Sala Burz [odnośnik]04.11.20 20:59
Powierzenie organizacji przyjęcia Evandrze było wspaniałym pomysłem. Perfekcyjna organizacja całego spotkania była dla niej zobowiązaniem, którego podjęła się z ogromnym zaangażowaniem. Mężczyźni z reguły nie zajmowali się tego typu zadaniami, mając na głowie inne obowiązki. Kobietom zaś o wiele prościej przychodziło zajęcie się organizacją spotkań towarzyskich, łagodzenie obyczajów i dostosowanie się do restrykcyjnych wymagań. Ród Rosierów miał przed sobą świetlaną przyszłość. Jego małżeństwo z Callistą Avery oraz małżeństwo Melisande z Alphardem to wspaniałe wieści, które miały budować potęgę rodu, ale również wzmacniać sojusze. O ile ród Avery był bardziej przychylny Rosierom, o tym z Blackami dzieliły ich lata niesnasek i problemów, które niezwykłym sojuszem w postaci małżeństwa miały zostać złagodzone. Swej pięknej kuzynce życzył wszystkiego co najlepsze. Każda kobieta, w której żyłach płynęła krew Rosierów była piękna, inteligentna i niesamowita. Z przyjemnością obserwował ich zadowolone oblicza, mając nadzieję, że wszystko powiedzie się zgodnie z planem. Osobiście nie był fanem tego typu przedsięwzięć. Stronił od życia towarzyskiego i każdy kto go znał miał tego świadomość. Zawsze jednak stosownie podchodził do swoich obowiązków i robił to, co należało. Tym bardziej, że to pierwsza tego typu okazja, gdzie zjawi się z narzeczoną oficjalnie, wśród najbliższych. Callista była dla niego nieocenionym wsparciem i być może podczas tego wieczoru będzie w stanie wykrzesać z niego coś więcej poza stosownościami i zachowaniem zgodnym z ogólnie przyjętymi zasadami. Łagodziła go. Potrafiła dotrzeć do niego i sprawić, że był zupełnie innym człowiekiem.
Ubrany w odświętną szatę podkreślającą jego atuty, idealnie dopasowaną i skrojoną na wymiar zjawił się w sali gdzie witali gości. Callista zjawiła się wcześniej, aby móc zjawić się na powitani razem z nim. Tak wypadało, wszak członkowie rodu Black powinni wiedzieć jak poważnie podchodzą do wszelkich zobowiązań. Uśmiechy, grzeczności i odpowiednie powitanie było naturalne w ich środowisku. Mathieu jak zawsze starał się robić wszystko w taki sposób, aby nikt nie mógł powiedzieć o nim złego słowa. Kiedy nadszedł czas kolacji poprowadził Callistę na miejsce, pomógł jej usiąść jak na gentlemana przystało i sam zajął miejsce obok niej. Przesunął wzrokiem po zgromadzonych, szczerze ubolewając nad nieobecnością matki. Nigdy nie zdarzało się, że opuszczała oficjalne kolacje. Zdrowie jednak nie pozwoliło jej na udział w tym spotkaniu, choć z pewnością zachwycałaby się piękną suknią Melisande, narzeczoną swojego syna, zachowaniem Tristana, choć nadal uważała, że ten zachowaniem nazbyt wdawał się w własnego ojca. Miał wiele obowiązków na głowie, musiał pozostawiać skupionym i nikogo nie dziwiło, że jako Nestor władał twardą ręką wszystkim, co miał pod sobą.
Carpaccio z buraka było wyśmienite, posilił się skromną porcją, delektując się smakiem. Jak zawsze nie wdawał się zbytnio w rozmowy przy stole, choć grzecznie odpowiadał na zadawane mu pytania. Opryskliwość nie przypadała młodemu Lordowi, a stosowne zachowanie wobec starszych czy nawet równych sobie było wymagane. Wszystko wiązało się z wymaganiami stawianymi przez etykietę, którym był w stanie sprostać. Uczono go tego od dziecka, nawet jeśli wolał palić mugolskie wioski oczyma wyobraźni. Wszystkie dania podawane w trakcie kolacji były odpowiednio dopasowane. Nie obciążały zanadto żołądka, a Mathieu tak czy siak posilił się niewielką ilością jedzenia. Nie przepadał za nadmiernym napychaniem się czy objadaniem. Należało jeść po to, aby móc żyć i funkcjonować, a nie żyć po to, aby jeść.
Kolacja upłynęła w przyjemnej atmosferze. Goście nie rozchodzili się nadmiernie, wszystkie skierowali swoje kroki do Sali Burz. Piękne miejsce, jedno z jego ulubionych w Chateau Rose. Jeszcze kilka miesięcy temu odbywał tu poważną rozmowę z bratem niedoszłej żony, plugawej zdrajczyni. Odrzucił jednak to spojrzenie, skupiając się na Calliście, która trwała u jego boku.
- Pięknie wyglądasz. - szepnął jej na ucho, kiedy przechadzali się w stronę kominka. Powinni skupić się na rozmowie z innymi gośćmi, z członkami rodu Black. Nie musieli jednak przebywać ze sobą cały czas. Callista postanowiła porozmawiać z jego kuzynką, co niezmiernie cieszyło jego serce. Przyzwyczajała się do obecności w Chateau i zapoznawała bliżej z członkami jego rodziny. Być może Fantine też niebawem opuści rodzinne schronienie, wychodząc za mąż, a wtedy to Evandra i Callista będą paniami w zamku. Miał nadzieję, że porozumienie między nimi zdążyło już zaistnieć.
- Niestety nie mogła dziś z nami być, zmogła ją choroba. - odparł na pytanie o Lady Diane Rosier, której nieobecność nie przeszła niezauważona. Wypadało wyjaśnić z jakiego powodu nie pojawiła się na kolacji, a spytany przez członka rodu Black zobowiązany był odpowiedzieć. Rozmowa potoczyła się dalej, a on podszedł do Callisty i Fantine. - Wyglądasz zachwycająco jak zawsze, droga kuzynko. - powiedział z uśmiechem do Fantine. Jego narzeczona powinna wiedzieć, że droga kuzyna była jego powierniczką i jako jedyna wiedziała o jego słabości do Callisty. Z pewnością teraz cieszyła się razem z nim jego szczęściem.




Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Sala Burz [odnośnik]04.11.20 21:41
Nie cieszyła się wcale na tę kolację, na to spotkanie, w nocy z trudem powstrzymywała łzy i robiła to tylko dlatego, że przebudziłaby się z zapuchniętymi, czerwonymi oczyma - a nie chciała się tak prezentować przed Blackami, którzy mieli być ich gośćmi po raz pierwszy od dawna. Fantine przyjęła wiadomość o planowanych zaręczynach Melisande z Alphardem Blackiem z ogromnym smutkiem. Jej siostra, jej wspaniała, mądra i piękna siostra zasługiwała na kogoś więcej, niż Black i ich obskurna kamienic w mieście. Smoczy klejnot powinien lśnić w koronie, a nie w byle... bransoletce. Nie winiła jednak za to nikogo, na pewno nie Tristana, ufała, że i jemu nie było łatwo podjąć tę decyzję, oddać rękę ukochanej siostry Blackowi, lecz przecież jako nestor tak trudne decyzje podejmować musiał. Obie od zawsze wiedziały, że o ich zaręczynach decydować będzie polityka, ale żeby zaraz zawierać sojusze z Blackami? Nie do pomyślenia.
Mierząc kreacje w swych komnatach Fanny miała ogromną chęć oblec się dziś w żałobną czerń, ale jeszcze ze odebraliby to jej uznanie dla rodowych barw. Niedoczekanie. Zdecydowała się zatem na suknię bladoróżowej barwy. Odpowiednią na panny którą jako jedyna przy ich stole miała dziś pozostań. Nie rodową czerwień i złoto - te barwy pozostawiła dla Melisande, aby lśniła dziś najmocniej, blaskiem równym smoczemu ogniowy, na którym Alphard Black mógł się sparzyć.
W Sali Burz pojawiła się w towarzystwie pani matki, witając się z wszystkimi uprzejmie, zgodnie z etykietą, mając na uwadze zajmowane w hierarchii społecznej pozycje. Na przyszłym narzeczonym siostry zatrzymała spojrzenie dłużej, nie uśmiechając się przy tym ani przez chwilę. Dobrze, że nie musiała na niego patrzeć przez całą kolację. Przeznaczono jej miejsce na krańcu stołu, obok lorda Polluxa Blacka i naprzeciwko lorda Lestrange, który od samego początku zerkał na nią znacząco - a przynajmniej takie Fantine odnosiła wrażenie. Dla ich wspólnego dobra nikomu nie powiedziała o wiosennej przygodzie na dachu londyńskiej kamienicy. Inaczej by go tutaj zapewne nie było.
W trakcie kolacji Fantine wydawała się dość milcząca jak na samą siebie, zazwyczaj promiennie uśmiechniętą i błyszczącą entuzjazmem, gdy tylko mogła. Wobec lorda Blacka zachowywała się uprzejmie, nie śmiałaby wszak urazić ich gościa, nie odzywała się jednak nieproszona. Przygotowane przez kucharzy dania były wyśmienite, przeszli dziś samych siebie, ale nie miała apetytu - ledwie skubnęła to, co podano im na talerzu. Znacznie częściej sięgała po kielich z czerwonym winem. Ono zdecydowanie było jej potrzebne.
Gdy tylko poczuła, że coś, a raczej ktoś, dotknęło jej stopy w złotym pantofelku, nie musiała się nawet nad tym zastanowić. Wystarczyło, że Rosierówna zerknęła w kierunku Francisa i już wiedziała, że to on. Odpowiedziała tym samym, a kącik jej ust podkreślonych malinową szminką drgnęły.
Po kolacji, która upłynęła w zadziwiająco spokojnej i przyjaznej atmosferze jak na dwa rody drące ze sobą od wieków koty, dołączyła do dam. Jedynie Francis zamiast z mężczyznami zaczepił Aquilę Black.
- Dobrze skrojony gorset nie przeszkadza w oddychaniu. Nie czuję nawet, że go mam - stwierdziła Fantine, stając w opozycji do zdania lady Black, unosząc przy tym podbródek wyżej. Może lady Black nie miała szczęścia do krawców... Rosierówna obiecała sobie w duchu, że następnym razem każe służce ścisnąć gorset jeszcze mocniej.
Przeniosła jednak spojrzenie na lady Avery, którą pamiętała z lat szkolnych w Akademii Magii Beaxubatons - nic dziwnego, że przywołała wspomnienie pałacu w górskich przestworzach.
- To złudzenie to duży komplement, pani, architektura Chateau Rose oddaje wszak hołd najznamienitszym francuskim architektom. Nasz dom koi tęsknotę za Francją - odpowiedziała z uśmiechem lady Avery, szczerze ciesząc się z tego porównania; mieli skrawek Francji w deszczowej Anglii. Jeszcze bardziej jednak cieszyła się z zaręczyn Callisty i Mathieu. Zdrada Isabelli była potwornością, lecz nie ma tego złego, co by na to dobre nie wyszło - kuzyn mógł poślubić miłość swego życia, a romantyczna natura Fantine nie posiadała się ze szczęścia. Ach, gdyby tylko Melisande i ona miały tyle szczęścia. - Dziękuję, Mathieu, lecz na pewno nie tak pięknie jak twa urocza narzeczona. Tak przyjemnie się na was patrzy - westchnęła rozmarzona. Prawdziwa miłość upiększała, czyż nie?


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Burz [odnośnik]05.11.20 1:37
Niewinne podekscytowanie zdawało się nie odnaleźć do niej drogi. Może powinna, czuć znamiennie poddenerwowanie, odczuwać nieznośne wyczekiwanie. Ale żadna z tych emocji nie nawiedziła jej rano. Nie zjawiła się też później. Czuła spokój. Bo nie miała powodów, by czuć cokolwiek innego. Wiedziała, że zaproszenie do Château Rose przedstawicieli rodu Blacków, może świadczyć tylko o jednym. Tristan podjął decyzję. Ostateczną, bo to, że poważnie rozważał złożoną propozycję, było dla niej jasne w momencie, kiedy w Baśniowej Dolinie, poruszyli ten temat.  A Alphard zaś, osiągnął to, co zapowiedział już w kwietniu. Jeszcze nie całkowicie formalnie, to miało stać się za jej przyczyną.
Wiedziała, że ten czas się zbliżał. I w kwestii wyboru, całkowicie zawierzała swojemu bratu. Jednocześnie w pewnym momencie prowadzenia swej niewypowiedzianej gry, zmieniając jej reguły. A może bardziej, pierwotny plan. I zdradziła mu to, dość dosadnie, może nawet brutalnie, kiedy w kwietniu odważnie oświadczył zamiar starania się o jej rękę. Był pewien, że podała zadaniu, które sam przed sobą postawił. A odbywająca się dziś kolacja, była tego wyraźnym, realnym potwierdzeniem. Alphard Black, otrzyma twierdzącą odpowiedź. Była jedynie wykonawcą decyzji nestora. Ale nie przeszkadzało jej to, ostatecznie, nigdy nie czekała na księcia z bajki o których jej koleżanki czytały w swoich niemądrych powieściach. Zwyczajnie, czekała na swoją kolej. A ta właśnie nadeszła.
Poranek był inny niż te zwyczajowe. Dziś odpuściła wizytę w Rezerwacie, wolała nie irytować na sam początek dnia matki, a domniemywała, że opuszczenie tego dnia rezydencji mogłoby do tego doprowadzić. Zamiast tego po śniadaniu zamknęła się w swoich komnatach otwierając ostatnią szufladę w której znajdowało się kilka smoczych skór. Przesunęła po nich palcami, czasami, kiedy znajdowała chwilę próbowała wykorzystać wiedzę, którą posiadała w sposób, który był już znany, choć ona sama nie osiągnęła w nim jeszcze wiele. Popijając z niewielkiej filiżanki kawy, oddawała się własnym zajęciom. W końcu składając skóry na powrót w szufladzie i prosząc Prymulkę o herbatę udała się do ogrodów wraz z tomem, który teraz studiowała.
Miała czas, wszystko wyliczone prawie co do minuty. Dokładnie wiedziała ile powinna, a bardziej może spędzić w ogrodzie, co jakiś czas unosząc głowę, żeby spojrzeć na widok, który rozpościerał się przed nią. Zdawała sobie sprawę, że jej czas w Château Rose dobiega końca. Westchnęła do siebie lekko podnosząc się, by skierować kroki w stronę własnych komnat. Służki zgodnie ze wcześniejszą prośbą przygotowały na wyznaczoną godzinę kąpiel, od której rozpoczęła po niej, oddając się w ich dłonie. Poruszała się prawie zgodnie z wypracowanym rytmem. Gorset, suknia, kropidła. Wybrana kreacja była piękna, dopracowana w każdym szczególe, idealnie skrojona, obleczona w rodowe barwy. Szyję ozdobił wyraźny, zdobiony rubinami naszyjnik, który wdzięcznie prezentował odkryty kawałek skóry. Pozwoliła by przy użyciu pudru skryły odrobinę piegi, które w letnie miesiące za sprawą słońca zyskiwały na sile. Obserwowała się w lustrze, kiedy przygotowywały na jej głowie misterną fryzurę wpinając w nią rubinowo złote ozdoby. I uniosła wzrok, gdy z krótkim skinieniem głowy oznajmiły koniec. Podziękowała, spoglądając ponownie na swoje odbicie. Zerknęła na zegar, idealnie, zgodnie z planem, nadszedł czas.
Znajdując się obok Tristana za najbliższe towarzystwo mając brata Evandry, swoją siostrę i ojca Alpharda to im poświęcała najwięcej uwagi. Była pod wrażeniem perfekcyjności, której dopilnowała Evandra. Nic nie było nijakie. Zachwyt mógł objąć każdy ze zmysłów. Jej wzrok nie błądził, zdawała się dokładnie wiedzieć na kogo i w którym momencie spojrzeć. Kiedy rozciągnąć wargi w łagodnym uśmiechu, kiedy wypowiedzieć kolejne słowo.
Wieczór trwał, choć zdawało się, że wszyscy czekali tylko na jedno. Obejmowała smukłymi palcami kieliszek wypełniony jabłkowym brandy. Przystając w okolicy Fantine słuchając wypowiadanych przez Aquilę słów. Uniosła szkło, odwracając na chwilę  spojrzenie, krzyżując je z Alphardem. Zerknęła na siostrę, kiedy ta postanowiła odpowiedzieć, jednak sama nie zabrała w tej kwestii głosu przesuwając się bliżej Evandry decydując, na dołączenie do dyskusji o zmianach w stolicy. - Wolne miasto nie musi nosić za sobą śladów przeszłości. - a tym były przecież owe posągi. Przypomnieniem, wspomnieniem. Monumentem przeszłości, teraźniejszość niosła wiele zmian.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Burz [odnośnik]10.11.20 13:37
Obserwowanie gości było jedną z największych rozrywek Evandry. Poza zwyczajowym dla siebie upewnianiem się, że wszyscy zdążyli już przyjrzeć się jej zjawiskowej prezencji, z naturalną ciekawością analizowała zachowanie towarzystwa. Już przy stole niby-przypadkiem spoglądała na Francisa, sprawdzając czy odnajduje się w temacie i czy nie sprawia wrażenia zbyt wyobcowanego. Przez wzgląd na prowadzone przez niego interesy miała pewne wątpliwości, czy jej brat ma w swoim życiu dostatecznie wiele okazji ku temu, by bywać w towarzystwie o nieposzlakowanej opinii. Zaproszeniem na kolację chciała objąć go swoim opiekuńczym ramieniem, jakby w obawie, że wkrótce będą mieć za mało spędzanego wspólnie czasu. Całe szczęście, że nie słyszała o czym rozmawiają z Aquilą i Fantine, bo zaraz posłałaby im wszystkim spojrzenie pełne wyrzutów. W takim momencie rozmowa o bieliźnie?! Na szczególną uwagę zasługiwała także Callista, która w oczach Evandry przechodziła swojego rodzaju test. Podczas dzisiejszego wydarzenia nie była tą, która miała wkupić się w łaski Rosierów, a reprezentowała ich stronę. Czy na pewno godnie? Wraz z Mathieu zachowywali przyzwoity dystans, ale ich sympatię do siebie można było wyczuć z dużej odległości. Cóż to, Evandro, ukłucie zazdrości? Siedzący naprzeciwko niej Tristan jak zawsze oczarowywał trudną do zignorowania pewnością siebie. Czy był zadowolony z efektów wykonanej przez nią pracy? Nie oczekiwała rzucanych w towarzystwie pochlebstw, a zwykłej szczerości, która spełniłaby jej potrzebę wykazania się. W powodu ułożenia miejsc, nie była pewna czy przygaszona Fantine jest zmęczona czy też zdenerwowana dzisiejszą wizytą. Postanowiła zerkać na nią dyskretnie co jakiś czas, jeśli jej stan zacząłby się w jakikolwiek sposób pogarszać.
Przeniosła wzrok na Melisande, gdy ta zdecydowała się dołączyć do rozmowy. Evandra miała za zadanie dopilnować, by wszystkie elementy dzisiejszego wieczoru, wliczając w to strój swojej szwagierki, były nienaganne. Nie chciała jednak przytłaczać jej swoimi decyzjami ani niczego przesadnie narzucać. Same zaręczyny nie miały jeszcze tak wielkiej wagi, jak ślub. Niejeden nauczony przykrymi doświadczeniami będzie podchodził bardzo sceptycznie do złożonych obietnic, lecz Evandra szczerze wierzyła, że w przypadku tej dwójki dojdzie do szczęśliwego zakończenia. Można było odnieść wrażenie, że dbając o najdrobniejsze szczegóły jej najmocniej przyświecającym celem jest chęć pokazania Rosierów z jak najlepszej strony, ale to przecież to szczęście Meli było tu najważniejsze. Nie zamierzała jej niczego odbierać, a i decyzję o kolorze czy kroju kreacji pozostawiła samej przyszłej narzeczonej. Przytakiwała po udawanym zamyśleniu, w duchu podziwiając gust kobiety. Widać zarówno rodzina, jak i szkoła doskonale przygotowały ją do roli, a spotkania takie jak te były swojego rodzaju testem. No co jak miała dojść do samodzielności, jak nauczyć dokonywać słusznych wyborów, jeśli te były jej narzucane, pozbawiając własnej pewności? Przez ostatni rok miała okazję poznać balerinę, będącą zaskakująco pogodzoną ze swoim losem młodą czarownicą. Były momenty, w których Evandra zazdrościła jej umiejętności zdystansowania i nieangażowania emocjonalnie, choć zdawała sobie sprawę ze smutku, jaki wciąż w niej drzemał po stracie siostry. Niechęć do przechodzenia ponownie przez stratę bliskiej osoby pozbawiała ją balastu, jaki przywiązała do siebie Wanda. Nadmierna dbałość o uczucia, potrzeba interpretacji zachowań innych i współczucie, którego nie potrafiła (i nie chciała!) się wyrzec.
Teraz siedziała obok niej piękna i utalentowana czarownica. Czy odnajdzie swoje miejsce w nowym domu po przeprowadzce do Londynu? Jak będzie wyglądać jej relacja z tamtejszymi mieszkańcami? Aquila bywa szorstka i może i nie brak jej taktu, to swoimi mocno zarysowanymi zasadami potrafiła przytłoczyć. Czy panna Black podejmie się dyskusji na temat nowych przemyśleń także z Melisande?
- Najlepszym rozwiązaniem będzie tu stworzenie historii na nowo - przytaknęła, wciąż trzymając za nóżkę swój pełen kieliszek. Starała się stronić od alkoholu, jej głowa zbyt szybko stawała się ciężka, co negatywnie wpływało na samopoczucie lady Rosier. - Przypomnieć wartości, zainspirować, tchnąć w Londyn życie. - Zerknęła z ukosa na Aquilę, gdy dotarły do niej strzępki wypowiedzi Tristana. Jej małżonek nie wykazywał zbyt wielkiej aprobaty dla zasad wyznawanych w Hogwarcie przez wzgląd na przyjmowanych do szkoły uczniów, czemu lady Black mogłaby przyklasnąć. Prasa jednak donosiła o zachodzących zmianach, jakich podejmować się miał Minister Magii. Jak bardzo Evandra chciała wierzyć, że są to zmiany na lepsze, tak zastanawiała się wciąż nad tym co stanie się z młodymi czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Czy odtrąceni i zaniedbani nie zdecydują się powstać przeciwko nim? Wiele było zapewnień o sukcesie przeprowadzonych w kwietniu działań, ale liczne listy gończe wcale nie wskazywały na to, że sprawa była już zamknięta - Nie możemy pozwolić na to, by marnowały się talenty młodych. - Wtrącała się czasem, zachęcając do dalszej dyskusji, choć momentami odnosiła wrażenie, że lady Irma Black wcale nie potrzebowała towarzystwa, by się dobrze bawić.

| do 12.11 włącznie.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Sala Burz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach