Hotel Transylvania
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Hotel Transylvania
Raz do roku, dokładnie o zachodzie słońca 31. października na obrzeżach Londynu pojawiało się ukryte przed wzrokiem mugoli stare zamczysko, znane wszystkim czarodziejom jako Hotel Transylvania. Pojawiał się znikąd i znikał, kiedy tylko nadchodził świt. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak się działo, jednak wszyscy doskonale wiedzieli, co pojawienie się zamku oznaczało. Wraz z wybiciem północy śmiałkowie mogli zmierzyć się z kryjącymi się wewnątrz potwornej budowli tajemnicami, wyzwaniami tak przerażającymi, że tylko najodważniejsi - lub ci najbardziej ciekawscy - decydowali się na przekroczenie progu warowni. Na tych, którzy pokonali upiorne pokoje czekała nagroda - jednak co roku we wnętrzu czaiło się coś innego, nigdy nie wiadomo było, czego można się po starym zamczysku spodziewać. Podobno ci, którzy nie wydostali się ze środka zostawali uwięzieni w murach na zawsze, stając się straszącymi w zamku duchami - trzeba było więc zdążyć uciec z objęć wilgotnych murów przed pierwszym pianiem koguta.
Zasada była tylko jedna: nie używać magii.
To jak - wchodzisz, czy się boisz?
Zasada była tylko jedna: nie używać magii.
To jak - wchodzisz, czy się boisz?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 16.07.19 20:20, w całości zmieniany 3 razy
Miewała momenty oderwania od rzeczywistości. Krótkie, jakby otoczone mgiełka nocnych wizji. Ale umysł krukonki pospiesznie stawiał ją w opozycji, podsuwając obrazy realności zbyt sprawnie, by oddała się wspomnieniom. Niepotrzebne, zbyt długie i mdłe przemyślenia, tylko wciskały ją ramiona lęku, który od momentu przebudzenia, próbował ją wchłonąć. I być może dlatego, skupiła się na towarzyszu i słowach, które wypowiedziała. Nie należała do płochych kobiet, które na obcy dźwięk drgały i mdlały w ramionach swoich bohaterów. nie tego szukała i nie tego oczekiwała od mężczyzny. Chciała współpracy, korzystając z dostępnych im biegłości - danych z natury. Nie była też wojującą bohaterką, odrzucającą pomoc. Skinęła więc głową, podążając za gestem, gdy wrota się uchyliły.
- Nauczyły cię czegoś? Pomogły w czymś? - pamiętała... nie, to nie tak. Widziała w zbieranych w mysloodsiewni wspomnieniach - obrazy zabaw z bratem. Wspinaczkę na drzewa i jego ciągle upadki. To nie ona płakała najgłośniej. Była po prostu starszą siostrą, która zaciskała usta, by nie krzyknąć ze strachu. Ale wszystko wywróciło się, zmieniło. I jej brat i ona sama.
Wybijające rytm kroki sprawiały, ze od czasu do czasu - z ciekawości, spoglądała na twarz Anthonego, ale ta - wydawała jej się nieodgadniona. Zupełnie, jakby przyglądała się komuś przez szybę, rozmazującą wszelkie naleciałości emocji - jeśli takowe się tam kryły. Nie znała go, więc i pozostawał zamyśloną tajemnicą - Słyszałam historię, że co roku jest to zamek inny... albo odmieniony. Zależnie od tego, kto i co w nim zrobił - ile prawdy kryło się w opowieściach, nie umiała zgadnąć, ale i jedna z przesłanek, by sprawdzić jej prawdziwość - u źródła. odkąd wróciła do Londynu, na nowo poznawała - teraz już szalejąca anomaliami - rzeczywistość. I wydarzenie, jak Halloween i pojawiający się zamek, był - bardzo dziwnym i szczerze absurdalnym - wyznacznikiem normalności - Za to, że wypowiadam je bez rozwagi. Nie każda możliwość powinna być wykorzystana - przyznawała, nie tłumaczyła, ale delikatny błysk, który na moment odsłonił się w jasnych oczach mężczyzny, pociągnął usta do uśmiechu. urwanego i zastygłego w drgnieniu, gdy usłyszała rozbrzmiewający wszędzie głos. Ciało napięło się, a dziewczyna wciągnęła nieco zbyt pospiesznie powietrze, tym samym wdychając ciężki zapach starych ksiąg. Ten - lubiła bardzo, ale tutaj, nie czuła odprężenia, a zgoła coś przeciwnego. Zagryzła wargi, hamując wewnętrzny jęk. Poczuła się, jak podczas jednej z wizji i niemal z paniką odwróciła się, szukając wodnej toni, która miałaby ją za chwilę zalać.
Pytanie paraliżowało, wędrowało niepokojąco szybko do serca, które zdawało się dudnić głośniej, niż rozbrzmiewający gdzieś wokoło głos. Dopiero dźwięk wypowiadanego imienia zmusił ją przytomności. Odwróciła blada twarz, czując na dłoni tę, należącą do aurora. W rozszerzonych źrenicach mignęło zrozumienie. Być może nie była wybitnym kłamcą, ale potrafiła odnaleźć się w sytuacji - Maddie Perrot. Nazywam się Maddie Perrot - francuskie nazwisko popłynęło gładko (przynajmniej w jej mniemaniu), w końcu - ostatnie lata (rok?) spędziła w Paryżu, nawet nadając słowu charakterystycznego, francuskiego akcentu.
Kłamstwo I
- Nauczyły cię czegoś? Pomogły w czymś? - pamiętała... nie, to nie tak. Widziała w zbieranych w mysloodsiewni wspomnieniach - obrazy zabaw z bratem. Wspinaczkę na drzewa i jego ciągle upadki. To nie ona płakała najgłośniej. Była po prostu starszą siostrą, która zaciskała usta, by nie krzyknąć ze strachu. Ale wszystko wywróciło się, zmieniło. I jej brat i ona sama.
Wybijające rytm kroki sprawiały, ze od czasu do czasu - z ciekawości, spoglądała na twarz Anthonego, ale ta - wydawała jej się nieodgadniona. Zupełnie, jakby przyglądała się komuś przez szybę, rozmazującą wszelkie naleciałości emocji - jeśli takowe się tam kryły. Nie znała go, więc i pozostawał zamyśloną tajemnicą - Słyszałam historię, że co roku jest to zamek inny... albo odmieniony. Zależnie od tego, kto i co w nim zrobił - ile prawdy kryło się w opowieściach, nie umiała zgadnąć, ale i jedna z przesłanek, by sprawdzić jej prawdziwość - u źródła. odkąd wróciła do Londynu, na nowo poznawała - teraz już szalejąca anomaliami - rzeczywistość. I wydarzenie, jak Halloween i pojawiający się zamek, był - bardzo dziwnym i szczerze absurdalnym - wyznacznikiem normalności - Za to, że wypowiadam je bez rozwagi. Nie każda możliwość powinna być wykorzystana - przyznawała, nie tłumaczyła, ale delikatny błysk, który na moment odsłonił się w jasnych oczach mężczyzny, pociągnął usta do uśmiechu. urwanego i zastygłego w drgnieniu, gdy usłyszała rozbrzmiewający wszędzie głos. Ciało napięło się, a dziewczyna wciągnęła nieco zbyt pospiesznie powietrze, tym samym wdychając ciężki zapach starych ksiąg. Ten - lubiła bardzo, ale tutaj, nie czuła odprężenia, a zgoła coś przeciwnego. Zagryzła wargi, hamując wewnętrzny jęk. Poczuła się, jak podczas jednej z wizji i niemal z paniką odwróciła się, szukając wodnej toni, która miałaby ją za chwilę zalać.
Pytanie paraliżowało, wędrowało niepokojąco szybko do serca, które zdawało się dudnić głośniej, niż rozbrzmiewający gdzieś wokoło głos. Dopiero dźwięk wypowiadanego imienia zmusił ją przytomności. Odwróciła blada twarz, czując na dłoni tę, należącą do aurora. W rozszerzonych źrenicach mignęło zrozumienie. Być może nie była wybitnym kłamcą, ale potrafiła odnaleźć się w sytuacji - Maddie Perrot. Nazywam się Maddie Perrot - francuskie nazwisko popłynęło gładko (przynajmniej w jej mniemaniu), w końcu - ostatnie lata (rok?) spędziła w Paryżu, nawet nadając słowu charakterystycznego, francuskiego akcentu.
Kłamstwo I
The member 'Anastasia Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
- Żadnych lodów nie zabierałam. Chociaż może powinnam, żeby przytknąć ci do siniaka, jak już sobie jakiegoś nabijesz - rzuciła zadziornie, bo taki ton ich rozmowy też pozwalał jej odpędzić od siebie to lekkie zaniepokojenie, które nie chciało jej odpuścić od chwili, kiedy tu weszli. To właśnie między innymi dlatego zaproponowała ten układ - jak będzie mogła skupić się na czymś trywialnym, uporanie się z zagadkami miało im pójść jak po maśle! A przynajmniej bardzo na to liczyła.
- O, za to ty możesz mdleć do woli, nie wstydź się, ja znam parę uzdrowicielskich sztuczek - odbiła piłeczkę, bo przecież nie mogła mu pozwolić być jedynym zadziornym uczestnikiem zabawy. A potem zabawa rozpoczęła się na dobre. Florence nie mogła nic poradzić na odrobinę nerwowe przełknięcie śliny, kiedy już wkroczyli do kolejnego pomieszczenia. Zdecydowanie było dużo bardziej upiorne jeśli chodzi o atmosferę i wystrój, a do tego odcięto im drogę powrotu.
- "Oczytana" to moje drugie imię, panie Lupin - odmruknęła, spoglądając sceptycznym wzrokiem na księgę, która zmaterializowała się w ich rękach. Właściwie to zrobiło jej się trochę żal tych wszystkich ksiąg. Stały tu, w bibliotece umieszczonej w głębi zamku. Tutejsze nawiedzone powietrze nie mogło mieć dobrego wpływu na papier, to dlatego tak wygląda. Może przez to zatarły się także tytuły książek? I zostały tylko imiona autorów, wyróżnione na oprawach wielkimi, wyraźnymi literami? Taką miała nadzieję.
Kobieta podskoczyła lekko, słysząc dobiegający nagle znikąd śmiech. Ale nie przestraszyła się, o nie! Po prostu wzięli ją z zaskoczenia! Poza tym, głos, który do nich przemawiał, zdecydowanie do przyjemnych nie należał, musiała przyznać. Doskonale także wyczuwała, że to nie był ten moment, kiedy powinni się przedstawiać swoimi prawdziwymi imionami, zaczynała bowiem dostrzegać dość wyraźny powód, dla którego regały w całym pomieszczeniu wypełnione były książkami, których okładki zawierały tylko i wyłącznie nazwiska autorów. One były jednocześnie także tytułami.
- A jak już później zwiedzimy ciekawe miejsca, to piszemy o nich książki. Coś jak przewodniki o nawiedzonych miejscówkach - dodała jeszcze głośno Florence. Ona sama w sumie wybrałaby dla siebie inne imię, ale niech już będzie Mandy. - Ja tam nie mam nic do ukrycia, a ty Kenneth?
Kłamstwo I, Historia magii II
- O, za to ty możesz mdleć do woli, nie wstydź się, ja znam parę uzdrowicielskich sztuczek - odbiła piłeczkę, bo przecież nie mogła mu pozwolić być jedynym zadziornym uczestnikiem zabawy. A potem zabawa rozpoczęła się na dobre. Florence nie mogła nic poradzić na odrobinę nerwowe przełknięcie śliny, kiedy już wkroczyli do kolejnego pomieszczenia. Zdecydowanie było dużo bardziej upiorne jeśli chodzi o atmosferę i wystrój, a do tego odcięto im drogę powrotu.
- "Oczytana" to moje drugie imię, panie Lupin - odmruknęła, spoglądając sceptycznym wzrokiem na księgę, która zmaterializowała się w ich rękach. Właściwie to zrobiło jej się trochę żal tych wszystkich ksiąg. Stały tu, w bibliotece umieszczonej w głębi zamku. Tutejsze nawiedzone powietrze nie mogło mieć dobrego wpływu na papier, to dlatego tak wygląda. Może przez to zatarły się także tytuły książek? I zostały tylko imiona autorów, wyróżnione na oprawach wielkimi, wyraźnymi literami? Taką miała nadzieję.
Kobieta podskoczyła lekko, słysząc dobiegający nagle znikąd śmiech. Ale nie przestraszyła się, o nie! Po prostu wzięli ją z zaskoczenia! Poza tym, głos, który do nich przemawiał, zdecydowanie do przyjemnych nie należał, musiała przyznać. Doskonale także wyczuwała, że to nie był ten moment, kiedy powinni się przedstawiać swoimi prawdziwymi imionami, zaczynała bowiem dostrzegać dość wyraźny powód, dla którego regały w całym pomieszczeniu wypełnione były książkami, których okładki zawierały tylko i wyłącznie nazwiska autorów. One były jednocześnie także tytułami.
- A jak już później zwiedzimy ciekawe miejsca, to piszemy o nich książki. Coś jak przewodniki o nawiedzonych miejscówkach - dodała jeszcze głośno Florence. Ona sama w sumie wybrałaby dla siebie inne imię, ale niech już będzie Mandy. - Ja tam nie mam nic do ukrycia, a ty Kenneth?
Kłamstwo I, Historia magii II
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Mike nie wiedział nic o rodzinie ani siostrze Figg, nie byli w końcu tak blisko. Pewnie wiedza trochę by mu pomogła, bo jak na razie czuł się za Marcellę całkowicie odpowiedzialny i trochę wątpił w jej umiejętności przetrwania bez magii. Właśnie dlatego nie chciał, by szła tu sama.
Drgnął lekko, gdy zatrzasnęły się drzwi. Widząc pytające (oskarżycielskie?) spojrzenie Marcelli, dla pewności chwycił za klamkę.
-Zatrzasnęły się. Podobno to miejsce jest nawiedzone. - spróbował zażartować, wzruszając ramionami.
Ruszyli przed siebie. Gdy tylko zrobiło się zimno, Michael podskórnie poczuł to, co zaraz mieli dopiero ujrzeć. Jako auror miał juz do czynienia z dementorami i umiał rozpoznać je z daleka. Irracjonalny lęk, że hotel to pułapka odebrał mu na moment mowę. W tym czasie dostrzegli już hordę potworów, a Marcella rzuciła się do ucieczki. Doceniał to, że obejrzała się za siebie (chyba miała jednak dobre serduszko) i rozumiał, że w takich sytuacjach działa insynkt. Biegł nieco wolniej od niej. Był cięższy i jako wilkołak nieco osłabiony w ludzkiej postaci. Dopadł pali zaraz po Marcelli, szybko szacując wzrokiem rzekę. Pływał dobrze, ale była zbyt rwąca. Nie miał pojęcia, czy drewno wytrzyma ich ciężar, ani jak odczytać starożytne runy. Pożałował nagle tych wszystkich spraw w Ministerstwie, kiedy zwracał się do runistów z prośbą o odcyfrowanie byle literki. Mógł być bardziej samodzielny i mniej leniwy i przeczytać choćby podstawowy podręcznik. Może miałby wtedy pojęcie na co patrzy.
-Idź pierwsza, jesteś lżejsza, a ja umiem pływać! - zauważył przytomnie i altruistycznie, choć oboje wiedzieli, że pływanie w niczym tu nie pomoże. Gdy Marcella zaczęła wybierać na ślepo, ruszył za nią.
starożytne runy: 0 (-40)
spostrzegawczość: III
Drgnął lekko, gdy zatrzasnęły się drzwi. Widząc pytające (oskarżycielskie?) spojrzenie Marcelli, dla pewności chwycił za klamkę.
-Zatrzasnęły się. Podobno to miejsce jest nawiedzone. - spróbował zażartować, wzruszając ramionami.
Ruszyli przed siebie. Gdy tylko zrobiło się zimno, Michael podskórnie poczuł to, co zaraz mieli dopiero ujrzeć. Jako auror miał juz do czynienia z dementorami i umiał rozpoznać je z daleka. Irracjonalny lęk, że hotel to pułapka odebrał mu na moment mowę. W tym czasie dostrzegli już hordę potworów, a Marcella rzuciła się do ucieczki. Doceniał to, że obejrzała się za siebie (chyba miała jednak dobre serduszko) i rozumiał, że w takich sytuacjach działa insynkt. Biegł nieco wolniej od niej. Był cięższy i jako wilkołak nieco osłabiony w ludzkiej postaci. Dopadł pali zaraz po Marcelli, szybko szacując wzrokiem rzekę. Pływał dobrze, ale była zbyt rwąca. Nie miał pojęcia, czy drewno wytrzyma ich ciężar, ani jak odczytać starożytne runy. Pożałował nagle tych wszystkich spraw w Ministerstwie, kiedy zwracał się do runistów z prośbą o odcyfrowanie byle literki. Mógł być bardziej samodzielny i mniej leniwy i przeczytać choćby podstawowy podręcznik. Może miałby wtedy pojęcie na co patrzy.
-Idź pierwsza, jesteś lżejsza, a ja umiem pływać! - zauważył przytomnie i altruistycznie, choć oboje wiedzieli, że pływanie w niczym tu nie pomoże. Gdy Marcella zaczęła wybierać na ślepo, ruszył za nią.
starożytne runy: 0 (-40)
spostrzegawczość: III
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Naprawdę sądził, że uwiesiłaby się na nim ze strachu? Splotła ręce na piersi, wypychając przy tym biodro i mierząc go oceniającym spojrzeniem.
- To się nie doczekasz, Wright - prychnęła, unosząc przy tym z godnością brodę wyżej. Jeszcze czego! Za kogo ją miał? Za strachliwą panienkę, co wskakuje na stołek, gdy z piwnicy wybiega mysz, czy szczur? Dobre sobie. Nawet jeśli chciała go pochwalić, że zjawił się przed czasem, zamiast się spóźnić, to straciła ochotę. - Co to za kapelusz? Naczytałeś się westernów? - zażartowała Maxine, spuszczając z tonu, wyciągnęła rękę i pociągnęła go za szerokie rondo, skrzywiając kapelusz.
- Ty wiesz - powtórzyła za nim z wyraźnym powątpiewaniem. - Byłeś tu już kiedyś? Jak udało ci się wyjść? - dopytywała z ciekawością.
Nie mogła zaprzeczyć temu, że obecna pogoda i pora stwarzały odpowiednią atmosferę. Nie dość, że zjawili się w Noc Duchów - ponoć najupiorniejszą noc roku - to jeszcze deszcz lejący jak z cebra, wichura i liczne błyskawice przywodziły na myśl scenerię z poematu Edgara Poe. Brakowało jedynie kruka, który swym skrzeczeniem zwiastowałby im rychłą śmierć.
Było za to mnóstwo pajęczyn, kurzu i zapachu stęchlizny unoszącego się w powietrzu. Desmond wzdrygnęła się, podążając cichutko korytarzami zamczyska, słysząc za sobą kroki Josepha. Jeśli miał zamiar złapać ją niespodziewanie za ramię, albo wywinąć inny durny kawał, była gotowa wbić mu łokieć w oko.
- Ależ bzdurzysz, Joe. Duchy nie mogą tego robić - oburzyła się Max, ale jakoś tak bez przekonania; nie wiedziała jeszcze wszystkiego o świecie magii, czy to naprawdę było możliwe? Na samą myśl było jej jakoś dziwnie na duchu. - Nie boję się. Przecież to ludzie. Tylko martwi - zaprzeczyła od razu, choć doskonale pamiętała moment, w którym pierwszy raz, jako jedenastoletnia dziewczynka, ujrzała ducha w Hogwarcie - prawie zemdlała.
- Wejdźmy tu - zaproponowała, wskazując brodą na najbliższe drzwi, pokryte grubą warstwą kurzu. Śmiało chwyciła za klamkę, drzwi skrzypnęły złowieszczo; znaleźli się w przestronnej sali, o popękanych, marmurowych posadzkach. - To chyba sala balowa? - zastanowiła się; nie miała pewności, nie bywała w takich miejscach. Takie komnaty znała z książek i muzeów. Kątem oka dostrzegła, że drzwi, przez które przeszli... zniknęły. - Cholera jasna... - syknęła ze złością. A co, jeśli to ślepa uliczka? - No to mamy przygodę
Na drugim końcu sali pojawiły się inne. Tak przynajmniej się Maxine wydawało. Ruszyła w ich kierunku i dopiero po chwili zorientowała się, że to wcale nie drzwi, a obraz przedstawiający... trupy. Skrzywiła się z niesmakiem, a jej spojrzenie padło na pędzle i farby.
- A to po co - zastanowiła się, unosząc spojrzenie na Wrighta... i wtedy otworzyła szeroko ze zdziwienia usta, a jej oczy zrobiły się wielkie jak talerze. - WRIGHT, TY JESTEŚ STARY - krzyknęła. W każdej innej sytuacji mogłoby ją to rozbawić, ale w tym momencie jakoś nie było jej do śmiechu, gdy spostrzegła, że trupy na na obrazie młodnieją. Spojrzała na własne ręce - zaczęły się marszczyć i pokrywać wątrobowymi plamami. - O nie, nie, nie, nie, nie ma mowy. Nie zrobię się tu brzydka - stwierdziła stanowczo i złapała za pędzel. Namalowanym postaciom brakowało oczu - czy tak zdołają przełamać tę klątwę? - Pomóż mi, bo ja bazgram jak kura pazurem - zażądała niecierpliwie.
zręczne ręce I, malarstwo (tworzenie) 0
- To się nie doczekasz, Wright - prychnęła, unosząc przy tym z godnością brodę wyżej. Jeszcze czego! Za kogo ją miał? Za strachliwą panienkę, co wskakuje na stołek, gdy z piwnicy wybiega mysz, czy szczur? Dobre sobie. Nawet jeśli chciała go pochwalić, że zjawił się przed czasem, zamiast się spóźnić, to straciła ochotę. - Co to za kapelusz? Naczytałeś się westernów? - zażartowała Maxine, spuszczając z tonu, wyciągnęła rękę i pociągnęła go za szerokie rondo, skrzywiając kapelusz.
- Ty wiesz - powtórzyła za nim z wyraźnym powątpiewaniem. - Byłeś tu już kiedyś? Jak udało ci się wyjść? - dopytywała z ciekawością.
Nie mogła zaprzeczyć temu, że obecna pogoda i pora stwarzały odpowiednią atmosferę. Nie dość, że zjawili się w Noc Duchów - ponoć najupiorniejszą noc roku - to jeszcze deszcz lejący jak z cebra, wichura i liczne błyskawice przywodziły na myśl scenerię z poematu Edgara Poe. Brakowało jedynie kruka, który swym skrzeczeniem zwiastowałby im rychłą śmierć.
Było za to mnóstwo pajęczyn, kurzu i zapachu stęchlizny unoszącego się w powietrzu. Desmond wzdrygnęła się, podążając cichutko korytarzami zamczyska, słysząc za sobą kroki Josepha. Jeśli miał zamiar złapać ją niespodziewanie za ramię, albo wywinąć inny durny kawał, była gotowa wbić mu łokieć w oko.
- Ależ bzdurzysz, Joe. Duchy nie mogą tego robić - oburzyła się Max, ale jakoś tak bez przekonania; nie wiedziała jeszcze wszystkiego o świecie magii, czy to naprawdę było możliwe? Na samą myśl było jej jakoś dziwnie na duchu. - Nie boję się. Przecież to ludzie. Tylko martwi - zaprzeczyła od razu, choć doskonale pamiętała moment, w którym pierwszy raz, jako jedenastoletnia dziewczynka, ujrzała ducha w Hogwarcie - prawie zemdlała.
- Wejdźmy tu - zaproponowała, wskazując brodą na najbliższe drzwi, pokryte grubą warstwą kurzu. Śmiało chwyciła za klamkę, drzwi skrzypnęły złowieszczo; znaleźli się w przestronnej sali, o popękanych, marmurowych posadzkach. - To chyba sala balowa? - zastanowiła się; nie miała pewności, nie bywała w takich miejscach. Takie komnaty znała z książek i muzeów. Kątem oka dostrzegła, że drzwi, przez które przeszli... zniknęły. - Cholera jasna... - syknęła ze złością. A co, jeśli to ślepa uliczka? - No to mamy przygodę
Na drugim końcu sali pojawiły się inne. Tak przynajmniej się Maxine wydawało. Ruszyła w ich kierunku i dopiero po chwili zorientowała się, że to wcale nie drzwi, a obraz przedstawiający... trupy. Skrzywiła się z niesmakiem, a jej spojrzenie padło na pędzle i farby.
- A to po co - zastanowiła się, unosząc spojrzenie na Wrighta... i wtedy otworzyła szeroko ze zdziwienia usta, a jej oczy zrobiły się wielkie jak talerze. - WRIGHT, TY JESTEŚ STARY - krzyknęła. W każdej innej sytuacji mogłoby ją to rozbawić, ale w tym momencie jakoś nie było jej do śmiechu, gdy spostrzegła, że trupy na na obrazie młodnieją. Spojrzała na własne ręce - zaczęły się marszczyć i pokrywać wątrobowymi plamami. - O nie, nie, nie, nie, nie ma mowy. Nie zrobię się tu brzydka - stwierdziła stanowczo i złapała za pędzel. Namalowanym postaciom brakowało oczu - czy tak zdołają przełamać tę klątwę? - Pomóż mi, bo ja bazgram jak kura pazurem - zażądała niecierpliwie.
zręczne ręce I, malarstwo (tworzenie) 0
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
- Och, naprawdę? Wtedy też... no wiesz... Tak jak kot masz ochotę na surowe mysie mięso i ciągnie cię do kocimiętki? - dopytywała Poppy wyraźnie zaintrygowana. Na usta cisnęło się pytanie, czy taką mysz, albo ptaszka kiedyś upolowała. Jeśli zmieniając się w kota, funkcjonowała tak jak zwyczajny kot, czy była w stanie zapanować nad naturalnymi, dzikimi instynktami? Była tego ciekawa z naukowego punktu widzenia. Transmutacja była taką fascynującą nauką! Poppy żałowała, że nigdy nie przyszło jej zgłębić sekretów tej dziedziny magii. - Jeśli innym przez tyle lat się nie powiodło, to nie zdziwię się, jeśli i my nic nie znajdziemy... - westchnęła Poppy. Grunt to realistycznie nastawienie. Lepiej miło się zaskoczyć, niż gorzko rozczarować.
- Może akurat teraz dostała takie zadanie, że musiało pozostgać dla wszystkich tajemnicą? Nie zostawiła żadnego listu? Jeśli się martwisz, może zwróć się do jej przełożonych? Jeśli nie będą nic wiedzieć.... Powinnaś zgłosić zaginięcie - odparła ze szczerym współczuciem. Nie wiedziała jak mogła Charlene pocieszyć w tym momencie. Niewiedza bywała jeszcze gorsza, niż świadomość o tragedii, bo człowiek karmił się jeszcze złudną nadzieją, że będzie dobrze.
Nie zdołała powiedzieć nic więcej, tak bardzo zaskoczyły je zbroje. Krzyki kobiet wypełniły komnatę i najbliższe korytarze. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła takie przerażenie; bała się, że zginie od ciosu miecza - ale adrenalina i wrodzony instynkt samozachowawczy nakazały Poppy chwycić za klingę. Jakim cudem udało jej się podnieść ciężki miecz i zablokować uderzenie, przypadkiem broniąc także Charlene? To miało pozostać i dla niej, i dla innych wielką zagadką.
Upuściła miecz i złapała przyjaciółkę za rękę, ciągnąc ją w stronę wyjścia, biegnąc tak szybko, jakby je sam diabeł gonił. - Schowajmy się tutaj! - pisnęła, wskazując na kolejne drzwi. Zostawiła w poprzedniej komnacie świecę i kaganek, nie zamierzała się jednak tam wracać... Wbiegły do wilgotnej, ciemnej groty. Trzask zamykających się za nimi drzwi wywrócił Poppy żołądek do góry nogami. - Chyba powinnyśmy wracać... - zaproponowała drżącym głosem, a wtedy...
Setki, jeśli nie tysiące nietoperzy nagle opadło z sufitu, pędząc wprost na nie; nie piszczały jednak tak jak zwykłe, te, które mieszkały czasem na poddaszu domu ciotki Euphemii - w uszach Poppy rozbrzmiewały zniekształcone głosy. Wypowiadały rzeczy tak ohydne, przerażające i plugawe, że bałaby się je powtórzyć.
Myślała, ze zaraz się rozpłacze, gdy ujrzała wykrzywioną w grymasie twarz zamiast zwyczajnego nietoperza.
- O-och, Cha-charlie, to n-n-nieprawda, nie słu-słuchaj ich... - zaszlochała Poppy, podchodząc do przyjaciółki i łapiąc ją za rękę. - O-one kła-kłamią... - powiedziała, próbując przekonać zarówno siebie i ją.
To nie mogła być przecież prawda, musiała się temu oprzeć.
onms I, spostrzegawczość I
- Może akurat teraz dostała takie zadanie, że musiało pozostgać dla wszystkich tajemnicą? Nie zostawiła żadnego listu? Jeśli się martwisz, może zwróć się do jej przełożonych? Jeśli nie będą nic wiedzieć.... Powinnaś zgłosić zaginięcie - odparła ze szczerym współczuciem. Nie wiedziała jak mogła Charlene pocieszyć w tym momencie. Niewiedza bywała jeszcze gorsza, niż świadomość o tragedii, bo człowiek karmił się jeszcze złudną nadzieją, że będzie dobrze.
Nie zdołała powiedzieć nic więcej, tak bardzo zaskoczyły je zbroje. Krzyki kobiet wypełniły komnatę i najbliższe korytarze. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła takie przerażenie; bała się, że zginie od ciosu miecza - ale adrenalina i wrodzony instynkt samozachowawczy nakazały Poppy chwycić za klingę. Jakim cudem udało jej się podnieść ciężki miecz i zablokować uderzenie, przypadkiem broniąc także Charlene? To miało pozostać i dla niej, i dla innych wielką zagadką.
Upuściła miecz i złapała przyjaciółkę za rękę, ciągnąc ją w stronę wyjścia, biegnąc tak szybko, jakby je sam diabeł gonił. - Schowajmy się tutaj! - pisnęła, wskazując na kolejne drzwi. Zostawiła w poprzedniej komnacie świecę i kaganek, nie zamierzała się jednak tam wracać... Wbiegły do wilgotnej, ciemnej groty. Trzask zamykających się za nimi drzwi wywrócił Poppy żołądek do góry nogami. - Chyba powinnyśmy wracać... - zaproponowała drżącym głosem, a wtedy...
Setki, jeśli nie tysiące nietoperzy nagle opadło z sufitu, pędząc wprost na nie; nie piszczały jednak tak jak zwykłe, te, które mieszkały czasem na poddaszu domu ciotki Euphemii - w uszach Poppy rozbrzmiewały zniekształcone głosy. Wypowiadały rzeczy tak ohydne, przerażające i plugawe, że bałaby się je powtórzyć.
Myślała, ze zaraz się rozpłacze, gdy ujrzała wykrzywioną w grymasie twarz zamiast zwyczajnego nietoperza.
- O-och, Cha-charlie, to n-n-nieprawda, nie słu-słuchaj ich... - zaszlochała Poppy, podchodząc do przyjaciółki i łapiąc ją za rękę. - O-one kła-kłamią... - powiedziała, próbując przekonać zarówno siebie i ją.
To nie mogła być przecież prawda, musiała się temu oprzeć.
onms I, spostrzegawczość I
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
20
Punkty odwagi:
Marcella - 150
Michael - 200
Czarne płachty dementorów upiornie szeleściły niemal tuż za waszymi plecami, ogarniając wasze umysły niepokojącymi myślami, smutną aurą nadchodzącego końca. Zaledwie zaczęliście, a już sądziliście, że na tym skończy się wasza przygoda w starym, tajemniczym hotelu. Ledwo Marcella wskoczyła na pierwszy z pali, a runa na nim zapaliła się na czerwono, zaklęciem rozłupując drewno pod nią. Jej stopy nie miały się o co oprzeć i spadła do wody, tracąc dech na długą chwilę. Prąd rzeki był silny, porwał dziewczynę ze sobą, kiedy Michael skakał po palach w kierunku drugiego brzegu - jemu poszczęściło się o wiele bardziej, wybrał odpowiednie znaki i suchą stopą stanął na trawie, zobaczył przed sobą drzwi pomalowane bordową farbą, gotowe, by przez nie przejść.
Nurt trzymał Marcellę pod wodą, ale zmiótł ją na bezpieczny brzeg, niemal wypluwając. Zachłysnęła się wodą, jej ciało zareagowało odruchowo, pozbywając się słonej cieczy kaszlem. Była cała mokra, ale jeśli szybko się pozbiera, dogoni Michaela i razem pociągną za klamkę.
Weszliście do kolejnego pokoju, a w środku czekał na was zatopiony w półmroku las. Strzeliste pnie drzew ginęły wśród czarnych chmur, a miękkie podłoże porośnięte było gąszczem pnączy. Drzwi przez które jeszcze chwilę temu przeszliście okazały się postawioną na środku polany futryną, prowadzącą donikąd. Ruszyliście przed siebie, zapadając się coraz głębiej w zarośla. Kiedy już nie możecie wykonać kolejnego kroku zauważacie przed sobą wielkie drzewo, w którego pniu dostrzegacie kolejne drzwi. Pnącza oplatają Was jednak mocno, zaciskając się na gardłach. Jest ciemno, las tętni echem niepokojących odgłosów, a wy zaczynacie się dusić. Musicie w jakiś sposób wymyślić, jak wydostać się ze śmiertelnego uścisku i uciec stąd, jak najdalej od tego koszmarnego lasu. Może jeżeli dostatecznie się skupicie to w półmroku dostrzeżecie, jakie rośliny próbują was zabić.
Wykonujecie rzut na zielarstwo, ST poprawnego rozpoznania diabelskich sideł wynosi 40 dla każdego z was.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
Wykonujecie rzut na zielarstwo, ST poprawnego rozpoznania diabelskich sideł wynosi 40 dla każdego z was.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
20
Punkty odwagi:
Randall - 200
Florence - 150
Strażnik biblioteki znajdował się coraz bliżej was, choć dla ludzkiego oka nie był dostrzegalny – lub nie chciał być. Słuchał was, przechadzając się między księgami. Gdy Randall zaczął przemawiać, swoje słowa znacząc umiejętnym kłamstwem, zdołaliście zauważyć blady blask przy regałach, jakby zarys szaty sięgający daleko ponad waszymi głowami. Gdy Florence próbowała to kłamstwo podtrzymać, zarys zatrzymał się i zniknął na waszych oczach.
– Kenneth i Mandy – odezwał się głos z jeszcze bardziej zniekształconą nutą. – A może Kenneth i Florence.
Przed kobietą nagle otworzyły się w powietrzu ogromne, żółte ślepia, niby sowie, a niby jaszczurze. Ich barwa zaczynała blednąć, aż z bieli wyłoniła się krwista czerwień. Podłoga zadrżała, kilka ksiąg spadło z wysokich regałów.
– Kłamstwo zawsze ma krótkie nogi – szepnął strażnik i tuż pod oczami zmaterializował się ptasi dziób. – Głupcy!
Randallowi udało się zachować swoją odwagę, ale Florence zdjął strach, dotknął trzewi, zawrzał we krwi. Drzwi były tuż za waszymi plecami. Jeśli uciekniecie, być może uda wam się przeżyć.
Przeszliście przez próg i poczuliście się niezwykle lekko - tak lekko, że wasze stopy oderwały się od podłogi. Oddalaliście się od drzwi, które z jęczącym skrzypnięciem zamknęły się, odcinając wam drogę ucieczki. pokój był zaskakująco wysoki, a na suficie znajdował się świetlik z pomarańczowego szkła, od którego wijąc się opadało osiem świetlistych lasso, krótszych i dłuższych, przypominających słoneczne promienie. Ich blask pozwolił wam dostrzec coś jeszcze - kule, większe i mniejsze, które unosiły się razem z wami w przestrzeni. Niektóre promienie i kule zdawały się być do siebie podobne barwą lub fakturą - nie dane było wam jednak zastanowić się nad tym dłużej, ponieważ dopiero teraz zorientowaliście się, że z każdą upływającą minutą oddycha się wam coraz ciężej, zupełnie jakby wraz z grawitacją znikało powietrze.
Musicie dopasować kule - planety - do odpowiednich promieni. ST wynosi 60, wasze rzuty sumują się, a do rzutu doliczana jest biegłość astronomii.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 dla obu postaci na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Dodatkowo, jeżeli tylko jedna postać posiada biegłość astronomii i zdecyduje się udzielić wskazówek drugiej osobie z pary, czarodziej nie posiadający biegłości może liczyć bonus z biegłości astronomii zamiast -40 jako 0.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
Musicie dopasować kule - planety - do odpowiednich promieni. ST wynosi 60, wasze rzuty sumują się, a do rzutu doliczana jest biegłość astronomii.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 dla obu postaci na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Dodatkowo, jeżeli tylko jedna postać posiada biegłość astronomii i zdecyduje się udzielić wskazówek drugiej osobie z pary, czarodziej nie posiadający biegłości może liczyć bonus z biegłości astronomii zamiast -40 jako 0.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
30
Punkty odwagi:
Anthony - 200
Anastasia - 200
Strażnik biblioteki znajdował się coraz bliżej was, choć dla ludzkiego oka nie był dostrzegalny – lub nie chciał być. Słuchał was, przechadzając się między księgami. Gdy Anthony przemówił, swoje słowa znacząc umiejętnym kłamstwem, zdołaliście zauważyć blady blask przy regałach, jakby zarys szaty sięgający daleko ponad waszymi głowami. Gdy Anastastia próbowała to kłamstwo podtrzymać, zarys zatrzymał się i zniknął na waszych oczach.
– Christopher i Maddie – odezwał się głos z jeszcze bardziej zniekształconą nutą. – Wasze poczynania znajdą się na kartach Wielkiego Dzieła. Odnajdę kiedyś wasze kroki, a tymczasem...
W dłoni Anastasii pojawił się cieniutki, złoty łańcuszek, na końcu którego wisiał niewielki kluczyk. W regale za wami książki zaczęły przesuwać się, aż w końcu ułożyły kształt drzwi - w jednej z nich pojawiła się zdobiona w metalu dziura od klucza.
Weszliście do pokoju, a w środku czekał na was zatopiony w półmroku las. Strzeliste pnie drzew ginęły wśród czarnych chmur, a miękkie podłoże porośnięte było gąszczem pnączy. Drzwi przez które jeszcze chwilę temu przeszliście okazały się postawioną na środku polany futryną, prowadzącą donikąd. Ruszyliście przed siebie, zapadając się coraz głębiej w zarośla. Kiedy już nie możecie wykonać kolejnego kroku zauważacie przed sobą wielkie drzewo, w którego pniu dostrzegacie kolejne drzwi. Pnącza oplatają Was jednak mocno, zaciskając się na gardłach. Jest ciemno, las tętni echem niepokojących odgłosów, a wy zaczynacie się dusić. Musicie w jakiś sposób wymyślić, jak wydostać się ze śmiertelnego uścisku i uciec stąd, jak najdalej od tego koszmarnego lasu. Może jeżeli dostatecznie się skupicie to w półmroku dostrzeżecie, jakie rośliny próbują was zabić.
Wykonujecie rzut na zielarstwo, ST poprawnego rozpoznania diabelskich sideł wynosi 40 dla każdego z was.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
Wykonujecie rzut na zielarstwo, ST poprawnego rozpoznania diabelskich sideł wynosi 40 dla każdego z was.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
30
Punkty odwagi:
Clarence - 200
Bertie - 200
Z chwili na chwilę coraz mniej powietrza dostawało się do waszych płuc. Jednak na dobrą sprawę nawet nie zdążyły wam zamigotać przed oczami mroczki - dopasowanie miniaturowych planet do właściwych promieni zajęło wam dosłownie mgnienie oka. A kiedy wszystko było już na swoim miejscu świetlik w suficie bezszelestnie rozsunął się, ukazując wam kolejne drzwi. Niewidzialna siła przyciągnęła was do nich - a tam czekał już kolejny pokój. Na szczęście, grawitacja w środku była już całkiem normalna.
Do waszych uszu dociera niemiłosiernie nierówny szum, który okazuje się tykaniem setek zegarków i zegarów stojących i wiszących wzdłuż ścian, a nawet zwieszających się z sufitu niezbyt wielkiego pomieszczenia. Drzwi zamknęły się za wami i żadne szarpanie za klamkę nie pomaga - są zamknięte. Na środku dostrzegacie podwyższenie, w którym znajdują się dwa dziwnie wyglądające pudełka. We wnętrzu jednego z nich wiele metalowych, matowych i zabrudzonych części poruszało się w jednym rytmie, tworząc tętniącą życiem całość. W drugim pudełku brakowało jednak wiele elementów, które leżały rozrzucone po całej podłodze, zupełnie jakby z niego wystrzeliły na wszystkie strony świata. Przebywając w pokoju zaczynacie czuć podenerwowanie - każdy z zegarków chodził bowiem w innym rytmie i tonie. Jedne spieszyły się nadmiernie, biegnąc szaleńczo wskazówkami po starych, podniszczonych tarczach. Inne natomiast tykały niemiłosiernie wolno, tak jakby zaraz miały się zatrzymać. Niektóre donośnym tykaniem utrudniały jakiekolwiek skupienie, jeszcze kolejne natomiast szemrały tak cicho, że zdawały się być nieprzyjaznym szeptem wśród chorych mechanizmów. Powoli ten harmider doprowadzał was do utraty zmysłów, ale na pewno domyśliliście się już, co może sprawić, że wśród zegarów zapanuje harmonia. Musicie się jednak pospieszyć, ponieważ z każdą chwilą znosicie przebywanie w tym pokoju coraz gorzej.
Aby naprawić mechanizm na wzór działającego będziecie potrzebować zręcznych rąk, wasze rzuty sumują się, zaś ST wynosi 60.
Biegłość mugoloznawstwa obniża ST o 5 dla obu postaci na każdy posiadany poziom tej biegłości. Dodatkowo, jeżeli tylko jedna postać posiada biegłość mugoloznawstwa to dzieląc się wskazówkami z drugą osobą z pary umożliwia jej również skorzystanie z tej wiedzy - w takiej sytuacji przysługujące z biegłości mugoloznawstwa obniżenie należy pomnożyć razy dwa.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
Aby naprawić mechanizm na wzór działającego będziecie potrzebować zręcznych rąk, wasze rzuty sumują się, zaś ST wynosi 60.
Biegłość mugoloznawstwa obniża ST o 5 dla obu postaci na każdy posiadany poziom tej biegłości. Dodatkowo, jeżeli tylko jedna postać posiada biegłość mugoloznawstwa to dzieląc się wskazówkami z drugą osobą z pary umożliwia jej również skorzystanie z tej wiedzy - w takiej sytuacji przysługujące z biegłości mugoloznawstwa obniżenie należy pomnożyć razy dwa.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
30
Punkty odwagi:
Frederick - 200
Lucinda - 200
Syrena już otwierała usta, żeby obdarzyć was jedną ze swoich urokliwych melodii, kiedy nagle zamarła, słysząc dudniące od waszej strony jęki. Spojrzała na was z mieszaniną zdegustowania i zdziwienia - Lucindę zmierzyła wzrokiem od góry do dołu, ale Frederickowi przyjrzała się nieco uważniej. Nie wiadomo, czy zawstydziły ją wasze umiejętności wokalne, czy wręcz przeciwne, istnie wzburzyły, ale dała wam wolną drogę, wskakując do zimnych wód i ginąc w nich razem ze swoim łuskowatym ogonem. Mieliście wolną drogę ku drzwiom.
Wchodzicie do kolejnego pokoju, a drzwi zamykają się za wami bezszelestnie - wszelkie próby otworzenia ich nie zdają rezultatu, więc jedyne co pozostaje to rozejrzenie się po pokoju, do którego trafiliście. Nazwanie tego miejsca pokojem jest jednak całkowicie błędnym określeniem, ponieważ za drzwiami znajdował się las. Rozświetlał go chłodny blask wiszącego wysoko nad czubkami łysych drzew księżyc w pełni. Dzięki niemu byliście w stanie dostrzec kolejne drzwi, znajdujące się właściwie na wprost przed wami. Podeszliście bliżej, lecz wtedy zauważyliście, że nie jesteście sami. Między wami a drzwiami leżały dwa cielska - zbyt duże, żeby były wilkami, zbyt włochate, żeby można je uznać za ludzi. Na środku niewielkiej polany spały dwa wilkołaki, odgradzając was od ucieczki. Obudzenie ich mogło skończyć się - w najlepszym wypadku - śmiercią.
ST bezszelestnego przedostania się do drzwi wynosi 40 dla każdego z was, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z posiadanego poziomu biegłości: ukrywanie się.
Statystyka zwinności obniża ST o 5 na każde pięć punktów posiadanych w tej statystyce (liczone w przedziałach 1-5, 6-10, 11-15, 16+).
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
ST bezszelestnego przedostania się do drzwi wynosi 40 dla każdego z was, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z posiadanego poziomu biegłości: ukrywanie się.
Statystyka zwinności obniża ST o 5 na każde pięć punktów posiadanych w tej statystyce (liczone w przedziałach 1-5, 6-10, 11-15, 16+).
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
Hotel Transylvania
Szybka odpowiedź