Wydarzenia


Ekipa forum
Cukiernia "Czekoladowa Rzeka"
AutorWiadomość
Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]20.06.19 14:31
First topic message reminder :

Cukiernia "Czekoladowa Rzeka"

★★
Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" była w rodzinie Thorne'ów od pokoleń. Pomimo zmiany właściciela dalej skupia się ona - jak sama nazwa wskazuje - bardziej na wyrobach czekoladowych niżeli na żelatynowych. Na zewnątrz często wystawiane są stoliki dla tych, którzy chcą cieszyć się słodkościami na świeżym powietrzu. Dla tych jednak, którzy decydują się na posiłek na wynos, produkty pakowane są w urocze paczuszki nie tylko dla zabezpieczenia, ale i dla estetyki.
Na samym progu klienta wita słodka woń i brak gwaru. Z miłą chęcią odbywa się rozmowy w towarzystwie rozmaitego jedzenia. Można więc powiedzieć, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Oprócz tej mieszczącej się na Pokątnej, na świecie istnieje również wiele innych cukierni pod tą samą nazwą, między innymi w Rosji. Nic więc dziwnego, że linia tych cukierni jest nie tylko uwielbiana przez wzgląd na jakość towarów czy atmosferę, ale i dość znana wśród przeciętnych czarodziejów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:20, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]09.06.24 13:09
Nie miała absolutnie nic na swoje usprawiedliwienie (no może oprócz tego, że otaczały ją same ciasteczka, babeczki, torciki, tartaletki i inne słodkości na czele z Bartemiusem, które za bardzo zajmowały jej uwagę, aby rozglądać się dookoła), że nie zauważyła wcześniej Evandry. Wszak ją powinna dostrzegać z co najmniej pół mili; jej obraz niemal wyrył się w jej głowie na pamięć, a palce same układały się na ołówku, aby dokonać wstępnych szkiców, bo rysowała ją tyle razy, korzystając z zadziwiającej współpracy nastoletniej szlachcianki, że zaczynało to być niemal obsesją. Niemniej próby namalowania ideału przyniosły zamierzony skutek, pozwalając Mildred doskonalić swój warsztat i wznosząc ją na kolejne artystyczne wyżyny. Co prawda miała delikatne wątpliwości czy obecna lady Rosier doceniałby nieco mroczny charakter jej obecnych obrazów, niewątpliwie miała jednak swój wpływ na rozwój talentu panny Crabbe.
- Witaj, lady Rosier. Poleciłabym czekoladową babe... Och, ojej, ała – wyrwało się jej kolejno, gdyż kilka różnych rzeczy nastąpiło jednocześnie po sobie. Po pierwsze, Mildred próbowała znów wychynąć zza pleców Bartemiusa, aby jak przystało na dobrze wychowaną pannę, przywitać się z Evandrą i innymi szlachciankami, które pojawiły się w zasięgu jej wzroku (i nawet ją dostrzegły! I znały jej nazwisko!). Po drugie jej własne plecy podczas tego skomplikowanego zabiegu oparły się o obcego mężczyznę, który pojawił się znikąd i nie tylko na nią bezczelnie wpadł, ale i ją o b ł a p i ł, łapiąc w pasie. Na oczach tych wszystkich ważnych ludzi! Mildred stłumiła ciche westchnienie (ulgi), że mimo wszystko nie upadła i drugie westchnienie (przyjemności), gdy silna ręka mężczyzny przylgnęła do jej ciała. Po trzecie, tuż obok zmaterializowała się osobista siostra Bartemiusa, co oznaczało lekkie przetasowanie sił w potencjalnym pojedynku między Crouchami a namiestniczką, więc analityczny umysł panny Crabbe zaczął już rozstawiać od nowa pionki na politycznej szachownicy. I w końcu po czwarte, jakiś podejrzany jegomość wpatrywał się w nią z dziwną fascynacją, która biła mu z oczu. Wyglądał na większego psychopatę od niejednego szlachcica.
Odwróciła się gwałtownie, mierząc swojego napastnika i obłapiacza groźnym i zirytowanym spojrzeniem, gotowa użyć na nim wszystkich znanych jej słów powszechnie uważanych za wulgarne, maskując je pod ugrzecznioną formą eufemizmów. Zamiast tego zmarszczyła brwi, dość długo wpatrując się w mężczyznę i odkurzając wciśnięte w kąt wspomnienia. Niby nie tak dawne, lecz mimo wszystko chwilę jej zajęło dopasowanie twarzy do nazwiska. Czy w tej cukierni odbywa się jakiś niezapowiedziany zjazd absolwentów Hogwartu?
- Mitch? - zapytała z zaskoczeniem w głosie, po czym od razu się poprawiła. - To znaczy pan Macnair? Nic mi nie jest, dziękuję za ratunek uśmiechnęła się do Mitcha szeroko, maskując wysokim uniesieniem kącików ust delikatny rumieniec, gdy zabrał rękę. Jak śmiał zabrać rękę! Nadal mogła upaść! - Pan Macnair był uprzejmy rywalizować ze mną w sztuce rysowania, gdy byliśmy w szkole - zwróciła się do Bartemiusa, czując się zobowiązana wyjaśnić tę niezamierzoną poufałość ze zwracaniem się do Macnaira po imieniu – nasz kominek w pokoju wspólnym spalił pewnie tony porysowanych pergaminów, bo oboje dążyliśmy do perfekcji, a to co miało jakieś wady, lądowało w płomieniach. - Znów uśmiechnęła się do Mitcha, tym razem nieco bardziej stonowanym uśmiechem okazując swoją radość ze spotkania starego znajomego. W tym towarzystwie jeden uśmiech za dużo mógł oznaczać podpisanie małżeńskiej umowy i obietnicę urodzenia piątki dzieci.
- Za to lady Rosier wykazywała się niesamowitą cierpliwością, pozwalając mi się szkicować skierowała swoje spojrzenie na Evandrę, jedyną znaną jej szlachciankę wśród zebranych kobiet. Początkowe onieśmielenie i nerwowość, które osaczyły ją wraz z pojawianiem się kolejnych sławnych nazwisk, powoli ustępowały. Nadal czuła się nieco osaczona ich obecnością, ale nie zamierzała tego okazywać. - Lady Travers, lady Crouch gdy zamieszanie nieco przycichło, zwróciła się w końcu do pozostałych kobiet, skłaniając głowę i lekko przed nimi dygając. - Madame Mericourt. - Na koniec zostawiła sobie wisienkę na torcie. Gdyby to od niej zależało, skupiłaby na kobiecie całą swoją uwagę, próbując zrozumieć, czy niechęć Croucha nie ma jakiegoś innego podłoża niż polityczne wpływy. Skoro jej własny wuj... Potrząsnęła głową; nie był to czas na skupianiu się na romansach Corneliusa, gdy ma głowie swoje własne.
- To naprawdę niesamowite widzieć tyle osób gotowych nieść pomoc w tych trudnych czasach. Te pistacjowe tarty wyglądają na warte wydania fortuny – rzuciła luźno, spoglądając jednocześnie wymownie na Bartemiusa, jakby oczekując, że jako mężczyzna domyśli się i pojmie aluzję. Pistacjowa tarta, lordzie Crouch, mówiło jej spojrzenie. Stać cię na pistacjową tartę dla swojej koleżanki. Szukając jej tutaj z pewnością nie spodziewał się, że trafi w środek towarzyskiego wydarzenia. Możliwe, że żałował tego, że zgodził się pomóc Sophie, ale z drugiej strony jako szlachcic powinien się czuć w takiej sytuacji jak ryba w wodzie.
Mildred Crabbe
Mildred Crabbe
Zawód : Stażystka w Departamencie Transportu Magicznego
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 6
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12313-mildred-laurentia-crabbe https://www.morsmordre.net/t12316-allen#378476 https://www.morsmordre.net/f470-city-of-london-flemish-street-17 https://www.morsmordre.net/t12314-mildred-laurentia-crabb#378378
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]09.06.24 15:38
Słodka atmosfera "Czekoladowej Rzeki" nie udzielała się Deirdre, wręcz przeciwnie, im więcej pudru, lukru i różnokolorowej posypki wibrowało gdzieś dookoła niej, znikając w wygłodzonych ustach zgromadzonych w cukierni osób, tym bardziej Śmierciożerczyni chciała znaleźć się gdzieś indziej. Czego uczynić nie mogła, pojawiła się tu przecież nieoficjalnie, choć tak naprawdę wszystkie te pozbawione urzędowych nobilitacji wizyty wśród gruzów Londynu były ważniejsze od sygnowanych pieczęcią Namiestniczki apeli poległych. Ludzie od razu podejrzewani fałszywe intencje, im więcej flag, przemów z postumentów i lśniących insygni władzy, tym gorzej dla wiarygodności polityka. Pamiętała nauki Corneliusa oraz własne obserwacje z Ministerstwa Magii, potrafiła więc poruszać się po tym grząskim gruncie w miarę umiejętnie. Wybierając ścieżkę dyskretnego zdobywania uznania. Odmiennego od wystawnych i często rażących luksusem działań Crouchów i Blacków.
Pojawiających się wśród tłumu. Nie umknęła jej uwagi obecność Hypatii, spojrzała na młodziutką dziewczynę uprzejmie, choć chłodno, czekając, aż ta zostanie przedstawiona - sama uważała ten zwyczaj za nieelegancki; skoro to dziecko witało się ze stojącymi po obu jej stronach szlachciankami, uznała pominięcie swej skromnej osoby za wyraz niegrzecznej arogancji. Pozwoliła Melisande skupić się na konwersacji z Bartemiusem, dalej elegancko uśmiechnięta, nie wchodziła jednak w słowo, wyczuwając, że rozmowa ta skręca w inne, dwuznaczne rejony. Warte przysłuchania się w milczeniu i wyciąganiu wniosków. W międzyczasie skinęła głową pojawiającemu się obok nich Mitchellowi. - Na razie przebiegają zgodnie z harmonogramem. Miejmy nadzieję, że prace wkrótce się zakończą - i będziemy mogli wszyscy spotkać się w odnowionym muzeum, tak ważnym dla naszego miasta - odparła miękko Macnairowi, bez szczegółów. Mogła wykorzystać okazję i pochwalić się działaniami na rzecz przywrócenia świetności jednemu z najważniejszych londyńskich budynków, lecz nie chciała rzucać słów na wiatr. Ani ściągać na siebie przesadnej uwagi, własną kierując chwilowo na...towarzyszkę Mitchella? Bo chyba nie Bartemiusa? Młoda blondynka nie wyglądała na szlachciankę, zachowywała się też dość chaotycznie i śmiało, z drugiej zaś strony poufale zwracała się zarówno do lorda, jak i do Evandry. Wątpliwości co do statusu czarownicy rozwiały się, gdy w końcu padło jej nazwisko. Szybko powiązane z historią o rysunkach i szkicowaniu samej Evandry. Deirdre przyjrzała się z uwagą Mildred, lecz poza nieznikającym z twarzy Śmierciożerczyni uprzejmym uśmiechem nie sposób było wyczytać z niej jakichkolwiek emocji. - Spisała się, Evandro? - zagadnęła tylko lekko w kontekście szkiców; byle kto nie dostąpiłby zaszczytu przelewania półwilego piękna na papier.
Wtedy - ktoś zawołał lady Rosier. Deirdre nie obróciła się w kierunku dziennikarza, świadoma, że obydwie stojące obok niej czarownice to uczynią. Melisande, być może, z przyzwyczajenia; stosunkowo niedawno przejęła barwy innego rodu. Reporterzy kręcili się dookoła, podejrzewała, że część aparatów wycelowana była w nią samą, odsunęła się jednak nieco na bok, swobodnie, naturalnie oddając pole półwili. - Nie potrzeba oficjalnych patronatów, by wspierać magiczne przedsiębiorstwa i inicjatywy. Całym sercem i otwartą sakiewką - powiedziała miękko, lecz dopiero po wypowiedzi Evandry, do której kierowane było pytanie. Później wysłuchała zachwytów nad dziełami mistrza Scarpelliego, nie kojarzyła tego nazwiska, nie był więc związany z baletem, operą ani sztuką wysoką; jeśli jednak wyprzedzająca go sława choć w połowie równała się z rzeczywistymi zdolnościami w dziedzinie cukiernictwa, może faktycznie mógł ją czymś zachwycić. Choćby wspomnianymi babeczkami wszystkich smaków, wspomnianymi przedtem przez Hypatię. Sama teoria wypieków skojarzyła się jej jednoznacznie z amortencją, z rdzawym smakiem krwi wypełniającym usta. Po raz pierwszy, odkąd przekroczyła próg cukierni, poczuła się względnie zaintrygowana. - Więc czym smakowałyby wasze wymarzone babeczki, moi drodzy? - zwróciła się do wszystkich stojących nieopodal rozmówców, myślami będąc nieco dalej. W Wenus również musiała prowadzić konwersacje na absurdalne tematy dotyczące pragnień oraz kaprysów - i z dwojga złego wolała tamte dwuznaczne rozmowy. Niosły ze sobą odrobinę pikanterii, ta aktualna zaś: wyłącznie dławiącą słodycz. Na szczęście łatwą do przełknięcia. Wolałaby odcinać kończyny rebeliantom albo rozrywać na strzępy mugoli, lecz żeby to robić, musiała wypełnić swoje moralne obowiązki. Do których zaliczało się czarowanie uśmiechem czarodziejów zgromadzonych w odrestaurowanej cukierni. Starając się nie mrugać, gdy kolejny flesz błyskał prosto w jej oczy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]10.06.24 14:08
Przedstawienie, swoisty teatr lalek, który rozgrywał się przed jego oczami. W otwartych drzwiach pojawiały się kolejne sylwetki bohaterów wydarzenia, każdy z nich dokładający swoje wersy i zaznaczający swoją obecność. Właśnie do tych spektaklów szkoleni byli całe życie, kształceni do personifikacji ideału, który miał kontynuować wieki arystokratycznej polityki. Musiał przyznać, że nie spodziewał się, że jego skromna wyprawa ratunkowa obierze kształt i inscenizacji londyńskiej polityki. Miała być krótką ucieczką przed dłużącym się dniem, taktycznym punktem, który miał pomóc mu wytrwać dzień. Zamiast tego dostał najsłodszy z deserów, najkrwawszy z posiłków. Crouchowskie wychowanie opierało się na przygotowaniach do tego świata, gdzie sojusznika i przeciwnika oddziela cienka linia konwenansów, a słowa nabierają uroczej goryczy ukrywanej za czarującym uśmiechem. Mała gierka, którą pojmują nawet najbardziej oporni ślizgoni, a która nadaje ton spotkania. Każdy przyjmuję maskę uprzejmości, rzadko zdradza prawdziwość myśli, gdyż szczerość nigdy nie opłaca się w ich kręgach. Słowa były mu drogą, celem i wiktorią w jednym. Adorował te momenty, poczucie triumfu adrenaliny, której poziom stopniowo wzrastał w organizmie. Do tego został stworzony, to było jego miejsce, to był jego domostwo. Zakładał, że Deirdre Mericourt nie patrzyła z przychylnością na jego zaborcze pragnienia; wizja ładu politycznego, w którym piastowała swoje stanowiska kolidowała z jego ideologicznymi poglądami, celami i wizjami przyszłości.
Madame Mericourt – odpowiada uprzejmie, zawsze chowając prawdziwę dzwięki dusz głęboko za poprawnością zdań i uśmiechów. Z docenieniem przeciwnika, gdyż trzeba było uznać talenty i zasługi, gdyż tylko zauważając autentyczność wyzwania można było je pokonać. Jego uśmiech lekko drgnął, gdy kontynuowała swoją wypowiedzieć. Musieli współdzielić przeświadczenie o dzierżeniu i własności, wykluczające nazwajem ich prawa. – To jest mój dom, jakbym mógł go nie wspierać ? Wielu z nich było moimi sąsiadami całe moje życie. – odpiera z całym wachalrzem skomplikowanych emocji, które mieści się w tych zdaniach. Czy Deirdre mogła pojąć całkowity sens jego wypowiedzi? Dom jako miejsce urodzenie i wychowania, które zmieniało się wraz z tym jak on sam dorastał. Jego kroki można odnaleźć na ulicach Londynu, jego śmiech w okolicznych parkach. Był Londyńczykiem z krwi i kości, wszędzie były ślady jego i jego rodziny. Może Melisande stojąca zaraz obok mogłaby zrozumieć. Gdyby zapytał ją o ich wspólne popołudnia na ziemiach Kent, gdzie różany zapach rozpływał się w powietrzu, a zieleń trawy zachęcał do leniwego odpoczynku. Gdy panował między nimi pokój, byli jeszcze rodziną i tragedia nie zbudowała między nimi muru. Nie, Deirdre nie mogła zrozumieć Londynu, niezależnie jakie prawa do niego sobie rościła.
Lady Rosier, Lady Travers – skinieniem głowy oddał im szacunek, nadal badając ich nazwiska na języku i smakując płynący czas. Pamiętał je obydwie, jako młode panienki, które razem z nim wkraczały w kolejne etapy czarodziejskiego życia. Tyle lat minęło, tak dużo czasy upłynęło. Zwrócił się w stronę kuzynki, jakże podobnej i zarazem innej od Melisande ze wspomnień. – Ostatnimi czasy przyziemne sprawy zajmują cały mój dzień. Zarazem pomoc na ziemiach najbardziej dotkniętych tragedią, jak i dyplomatyczna ofensywa kraju na arenie międzynarodowej. Mało czasu pozostaje dla wizji, idei i marzeń – stwierdził, choć sam nigdy nie poświęcał umysłu dla fantazyjnych i niemożkliwych utopii. Zawsze skupiał się na celach, które można osiągnąć nawet na przestrzeni lat. Zbyt wiele mógł zdobyć, by skupić się na tym co pozostawało niemożliwe. Miał właśnie rozwiązać wąpliwości dotyczące pobytu jego siostry, gdy sam obiekt ich rozmowy pojawił się zaraz obok. Jak zawsze urocza i dostojna, pewna swoich kroków, choć naiwnie sądząca, że nie będą mieć swojej ceny.
Cieszę się, że udało Ci się przybyć, siostro – gdyż ranga tego wydarzenia rosła z każdą chwilą, lecz to już zostawił siebie. Oddzielnie przywitanie skierował dla swojej babci, z największym szacunkiem i czułości, na jaką Crouch może się zdecydować. – Hypatia od pewnego czasu pomaga starszyźnie w domu w nauce małoletnich domowników. Zamknięcie Hogwartu zmusiło nas do działania, rok pozbawiony całkowicie nauki to takie marnotrwatswo czasu i potencjału – zdradził kuzynce, posyłając jeszcze jedno spojrzenie Hypatii. Niech będzie dumna za swoich osiągnieć, niech pracuje ciężko na to, by je zdobywać. Rodziny arysotkratyczne powinny sobie poradzić z zamknięciem jedynego ośrodka edukacyjnego w kraju, wszystkie inne dzieci czeka o wiele trudniejsze zadanie. Bez pieniędzy, możliwości i niebezpieczeństwem wojny za rogiem – wszystko to zmuszało do obaw o przyszłości pokolenia wojennego i strat jakie poniesie kraj w przyszłości. Swoją uwagę następnie skierował się do głównej przyczyny jego obecności w tym miejscu, Mildred i nadchodzących katastrof w departamencie. Gdyby tylko wcześniej znał tak kuszące informacje, to zdecydowanie zaznałby mniejszego znużenia.
Zawsze wiedziałem, że Sophie nie może poszczycić się ostrością umysłu, ale że duża część urzędu funkcjonuje w ten sposób to nowa wiadomość – skomentował jej opowieści, zdecydowanie chcąc dowiedzieć się więcej o blaskach i popiołach, które dzieją się w jej departamencie. – Ktoś jednak zatrudnił te niekompetetne osoby.
Powiadają, że ryba psuję się od głowy. Problemy zawsze zaczynają się od góry, zmiany w dolnych strukturach nie okażą się skuteczne, jeśli dyrektorzy będą osłabiać całą rewolucję. Miał wydać swoją poważną opinię na temat departamentu transportu, ale wtedy właśnie reporter Kwartalnika Cukierniczego postanowił przez przypadek podzielić się swoją kreacją na temat wydarzeń. Dziennikarze i ich wytwory wyobraźni, pałace twórczości dziennikarsiej.
Zapewniam Pana, że odbyło się bez rannych i posiniaczonych – zwrócił się do reportera, gdyż musiały istnieć granicę przyzwoitości i etosu zawodowego nawet dla nich. Zwłaszcza, że możliwe, że ciekawsze rzeczy będą gotowe do opisania w tym miejscu. Krótka chwilla nieuwagi pozwoliła, by zaraz obok prawie zdarzył się mały wypadek, choć intencje pozostawały niejasne. Przyjrzał się z boku jak Mildred ląduje w męskich ramionach, ratujących ją przed niezdarnym upadkiem. Mitch Macnair znalazł się w idealnym miejscu, w idealnym czasie. Kojarzył go zarówno z Hogwartu, gdyż zwykł prawie każdego istotnego ucznia rozpoznawać, jak i z powodu z jego powiązaniań rodzinnych. Igor wielokrotnie wspominał o kuzynie.
Fascynujące historia, czy w waszej rywalizacji również stosowała tak niegodne taktyki jak w walcę o babeczkę? – zapytał kierując swoje słowa do ich obydwu, gdyż nie wyobrażał sobie pokowego nastawienia z jej strony. Jego wzrok również podążył do pistacjowej tarty, która przypadła do gustu jego drogiej koleżance. Podtrzymał krótko jej spojrzenia, przekazując niewymowną wypowiedzieć, milczący komentarz. Następnie odwrócił się, by zamówić trzy pistacjowe ciasteczka dla niej, Hypatii i jego babci, która pozostawała najrosądniejszą personą w całym towarzystwie. Nikt nie mógł powiedzieć, że nie był hojnym towarzyszem.
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12145-skrytka-bankowa-2587
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]10.06.24 16:11
Usilnie stara się skupić na tych wszystkich uprzejmościach, kiwając głową potakująco w dyskusji o istocie pełnienia protekcji nad rozbudową stolicy. Nozdrza łechce jednak słodki zapach, wśród którego próbuje wyłuskać kolejne owocowe, orzechowe i czekoladowe nuty. Powraca myślami do towarzystwa wraz z pojawieniem się lady Crouch i kiwa jej głową na powitanie. Urocze dziewczę dopiero debiutować ma na salonach podczas nadchodzącego sabatu. Ciekawe czym wyróżni się na tle innych panien i jak dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że trafiając na rynek matrymonialny, może zostać zjedzona żywcem.
- Oh to bardzo miłe i odpowiedzialne z twojej strony - zwraca się do Hypatii, kiedy jej brat opowiada o działalności tej damy. - Dobrze wiedzieć, że wśród młodszego pokolenia są ci, którzy zdają sobie sprawę z wagi edukacji. Masz najświeższy z nas wszystkich ogląd na to, jak wygląda dzisiaj system nauczania w Hogwarcie. Chciałabym w wolnej chwili zamienić z tobą kilka słów na ten temat. - Jak zmieniła się kadra w ostatnich latach, czy wprowadzono jakieś zmiany, od kiedy świat tak gwałtownie ruszył do przodu? Evandrze zależy na tym, aby jej dzieci uczyły się w Hogwarcie, jednak aby do tego doszło, musi dojść do pewnych reform.
Już ma wysłuchać zachwalających czekoladowe babeczki słów Mildred, kiedy z pewnym zdezorientowaniem przyjmuje obecność Mitcha w ich ścisłym gronie. Nie dlatego, że się zjawił, a ze względu na dziwny ścisk w żołądku na widok wędrującej ku dziewczęcej talii dłoni. Czy to oburzenie związane z tak nagłą i bezpośrednią minimalizacją granic, a może to zazdrość wywołana zastanawiającym przywiązaniem do Macnaira, jakie zdążyło w umyśle półwili zakiełkować?
- Było miło, ale przeczuwam, że z każdą chwilą będzie jeszcze lepiej - odpowiada na jego pytanie dość prędko i przenosi spojrzenie na dawną znajomą, która nakreśla zażyłości między obecnymi, by ułatwić poruszanie się w pogawędce.
- Oh tak - przytakuje Deirdre na pytanie o twórczość Mildred. Momentalnie wyłapuje, że madame Mericourt zwraca się do niej publicznie po imieniu. Nie gani jej, nie spogląda krzywo, czy z niezadowoleniem, a obdarza czułym uśmiechem. Pomimo wiszących między nimi drobnych niesnasek, nadal w głębi swego serca pragnie się w jakiś sposób do niej zbliżyć. Którą to z kolei podejmuje próbę, by zdobyć jej zaufanie? - Panna Crabbe może pochwalić się dobrym warsztatem i jeszcze większym talentem. Mam nadzieję, że nadal go pielęgnujesz i nie pozwalasz się zakurzyć. - Jak wygląda jej dorosłe życie? Czy zdołała podążyć za marzeniami, choć w najmniejszym stopniu, a może wylądowała w świecie, od którego usilnie starała się uciec?
W cukierni robi się coraz ciaśniej, co powinno cieszyć właścicieli przybytku, zaś dla Evandry nie do końca jest to komfortowa sytuacja. Palce szczupłej dłoni zaciskają się z wolna na wachlarzu o kremowych żeberkach, będąc w gotowości w przypadku nagłej fali osłabienia. Mnogość zapachów wyrobów cukierniczych, jak i noszonych przez wszystkich wokół perfum zaczyna powoli przytłaczać. Pojawienie się reportera przyjmuje jednak z szerokim uśmiechem, doskonale rozpoznając jego twarz. Jest jednym z jej ulubionych pismaków, z którym zawsze chętnie zamieni kilka słów, zwłaszcza że ma skłonność do podkolorowywania rzeczywistości. Czy nie na tym im wszystkim zależy? Aby podnosić czarodziejów na duchu? Podkreślać tę dobrą stronę, nieść nadzieję, wywoływać na twarzach ludzi uśmiechy?
- Zawsze chętnie wspieram podobne inicjatywy zrzeszające zarówno przedsiębiorców, jak i czarodziejskie społeczeństwo. Każdy z tu zebranych chyba zgodzi się ze mną, że to sama przyjemność, móc odwiedzić Londyn podczas tak wspaniałego wydarzenia. - Plecenie uprzejmości przychodzi jej z łatwością, czemu zresztą nie można się dziwić, skoro znaczną większość swego życia spędziła na poszukiwaniu jasnych stron w każdej sytuacji, zwłaszcza w obecności osób trzecich, których zdanie może zaważyć na szerokiej opinii. - Jestem przekonana, że mistrz Scarpelli przygotował dla nas coś niezwykłego i wprost nie mogę się doczekać, by dać się zaskoczyć. - Bo tego zawsze oczekuje, ciągłej zabawy, wprawiania w zdumienie, doświadczania czegoś nowego i dotąd niezbadanego. Już ma odpowiedzieć Melisande w sprawie rozczarowania smakami, kiedy odzywa się nieznana jej kobieta, zachwalając wielkiego mistrza. Może rzeczywiście mają szansę na coś smacznego?
Rzucone przed Deirdre pytanie przyjmuje z zaintrygowaniem, od razu zastanawiając się nad odpowiedzią. Pierwszym, co przychodzi jej na myśl, jest kir royal, ulubiony koktajl, który musiała odłożyć na półkę na czas ciąży.
- Crème de cassis, lubię świeżość i kwasowość porzeczek, może w połączeniu z gorzką czekoladą, śmietanką i karmelem - myśli na głos, bez skrępowania dzieląc się swoim małym marzeniem. - A ty, Deirdre, czego pragniesz? - zwraca się ku namiestniczce Londynu, lekko unosząc jasne brwi z zagadkowym uśmiechem. Domyśla się, że to, co kłębi się w głowie Śmierciożerczyni nie nadaje się do wyjawienia w takim towarzystwie. Tym bardziej jest ciekawa, co też naprędce wymyśli.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]11.06.24 10:54
Spóźnił się, oczywiście, że się spóźnił bo w porcie jak zawsze było coś do roboty. Po trzech miesiącach od ostatnich wydarzeń statki zaczęły już wypływać. Powoli wracali do jako takiej normalności, bo ciężko było mówić o całkowitej. Po złożeniu papierów w budynku zarządcy portu, wymianie paru słów w innymi kapitanami spojrzał na zegarek kieszonkowy i zaklął szpetnie.
Spóźnił się.
Wyciągając długie nogi, szybkim, marszowym krokiem przemierzał ulice Londynu, aby dotrzeć do Pokątnej, gdzie miał zakręcić się przy rozdawaniu słodyczy.
Niczym smarkacz, który wpatruje się przez szybę na łakocie jakie prezentują cukiernicy. Tylko tym razem nie były obecne same dzieciaki, a dorośli. Ogromne tłumy.
-Czysty obłęd. - skomentował pod nosem widząc falujący tłum lgnący do słodkości, których połowa z nich pewnie nie miała w ustach od przeszło pół roku. Jak nie wojna to katastrofa, jakby wszystkie siły postanowiły się zmówić przeciwko mieszkańcom Anglii. Stoiska z łakociami kusiły swoimi jaskrawymi barwami, krzyczały do przechodniów, zmuszały do zatrzymania się.
Ludzie mieli dość. On sam miał dość tego ponurego klimatu, tych wykrzywionych bólem i strachem twarzy. Wszyscy dążyli do tego, aby znów wrócić na spokojne wody życia. Jego ostatnio jednak były dość wzburzone, nic nowego u Fernsbiego, ale tym razem inaczej niż zwykle. Zapewne jemu też była potrzebna ta odskocznia do świata iście dziecięcego.
Krzyki prasy, pojawienie się Namiestniczki sprawiły, że skupił wzrok właśnie na tym zamieszaniu i dostrzegł czuprynę Mitcha.
W samym, na sto beczek śledzi, epicentrum wydarzeń. Westchnął i przeczesał dłonią ciemne włosy. Czemu się dziwił, sam gdyby się nie spóźnił, pewnie byłby w tej samej sytuacji. Musiał się do kumpla przecisnąć, co zaczął zresztą czynić. Co chwila wypowiadając słowa “przepraszam”, “ja tylko się przecisnę”, “niesamowity kapelusz, przejdę bokiem”. Posyłając szeroki uśmiech oraz puszczając oczko do paru starszych pań szybko udało mu się przedostać bliżej czarodzieja.
-Już tworzysz zamieszanie wokół siebie! - Zakrzyknął do Mitcha, po czym bezceremonialnie położył ramię na jego barku tym samym docierając do kumpla. Spojrzał na kobiety, które go otaczały i na tyle na ile pozwalał mu tłok ukłonił się iście teatralnie przed czarownicami. -Panie wybaczą. Gbur ze mnie. Kenneth Fernsby, Pierwszy na statku Szalonej Selmy, pod banderą kapitana Traversa. - Przedstawił się szczerząc szeroko zęby w iście drapieżnym i zawadiackim uśmiechu, przy czym puścił oczko do Mildred, a następnie na dłużej zawiesił wzrok na Hypatii, która zdawała się być najbardziej zagubiona w całym towarzystwie. Uśmiechnął się kącikiem ust. Dostrzegając Bartemiusa skinął mu głową, poznali się w trakcie przydziału prac przez Ministerstwo Magii.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]11.06.24 12:58
Nie potrafiła się go jeszcze wybyć. Nawyku reagowania na nazwisko, które pozostawało za nią. Nie, nie zniknęło zawsze miała być Melisande Rosier, ale teraz była też żoną - wraz ze zwyczajem przyjmując nazwisko męża. A kiedy dostrzegła wzrok reportera nie na sobie, a Evandrze zrozumiała od razu poczyniony błąd, poszła jednak prosto, zgrabnie z uśmiechem. - I oglądać jego rozkwit w erze w którą wchodzimy wszyscy razem zdecydowanie i pewnie. - zgodziła się z Evandrą zaraz po niej, potakując krótko głową. Nie miała do powiedzenia nic więcej.
- Czasem niewiele go trzeba, by drobna wizja czy idea, urosła w coś rozmiarów których nie brało się pod uwagę - chyba zgodzisz się ze mną w tej jednej kwestii? - zapytała Bartemiusa w tonie prowadzonej dalej rozmowy - kiedy przyszło im rozmawiać po raz ostatni? Jeszcze zanim jej świat nabrał barw czerni, zsuwając cień na wszystko wokół.
Z uniesionymi brwiami obserwowała scenę, która rozegrała się za nimi, opuszczając je ledwie po chwili, nie komentując jej w żaden sposób.
- Proszę się więc nie krępować, panno Crabbe. Wszak czyż nie spotkaliśmy się tu właśnie po to? - wypadło z ust Melisande usłużnie, kiedy zmrużyła oczy przyglądając się wymownemu spojrzeniu które nieznana jej towarzyszka posłała w stronę Bartemiusa. Ściągnięta ledwie chwilę później pojawiającą się obok nich jednostką. - Oh, Hypatio, dobrze że jesteś. Lady Crouch. - przywitała się też z babką stojącą obok Hypatii. - Przez chwilę byłam skora uwierzyć, że twój list jest jedynie tym, czym mają być w zwyczaju. - słowami, niczym więcej, obdarowała ją uśmiechem, pochylając łagodnie głowę w przywitaniu. - Słowa twego brata tworzą jednak obraz któremu przyglądam się z przyjemnością. Ale to istotnie problem dużej wagii - słyszałam że o samym zamknięciu Hogwartu poinformowano bardzo późno, nie rozmyślaliście nad skorzystaniem z innych placówek edukacyjnych? - zapytała, choć wiedziała że nie każdym domu kultowywano sprawy w podobny do nich sposób. Hogwart też mógł się lepiej postarać nawiązując współpracę - choćby z Francją. Spojrzała w stronę Evandry, jej dłoń mimowolnie przesunęła się na chwilę w stronę brzucha. Abstrakcyjnie było zaczynać myśleć o tym - o wyborze szkoły, o problemach z tym związanych nie tak dawno temu Idun skarżyła się na to samo. Miała jeszcze sporo czasu, wiele lat, tak naprawdę ale nie była pewna które uczucia budziły się w niej w takich momentach dokładnie.
Wysłuchała z uwagą słów młodej lady, przesuwając. Zaraz jednak odwróciła ciemne spojrzenie z uprzejmym wyrazem twarzy spoglądając na zwracającą się ku niej kobietę. Pozwoliła by jej uśmiech się poszerzył - w uprzejmości, nie szyderstwie, choć pawie pióro istotnie było imponujące.
- Z tych słów wynika, że mogę mu bez obaw zawierzyć, wnioskuję, że miałaś lady wcześniej okazję osobiście czegoś spróbować? - zapytała uprzejmie podtrzymując rozmowę, skoro została do niej zaproszona. Wszak starszych - jak nauczono ją w domu - należało szanować. A ostatnie czego potrzebowała to posądzenie o gburstwo. Spojrzała na Deirdre, gdy postawiła między nimi pytanie rozciągając wargi mocniej. Jej myśli powędrowały tylko w jednym kierunku, ale uniosła dłoń, pozwalając by palce zatańczyły pod brodą. - Ananasem, czekoladą i… rumem. - jej rozbawione spojrzenie zawisło na przyjaciółce.
- Czy namiestnik Macnair, nie jest przez przydatek pana krewnym? - upewniła się, mierząc powód wcześniejszego zamieszania uważnym spojrzeniem w tym samym momencie w którym pojawiła się jeszcze jedna jednostka. Ciemne tęczówki przesunęły się na nią, a brew powędrowała do góry, na krótkich kilka sekund obserwując spektakl w którym właśnie używał jej nazwiska. Ale opadła przywracając na twarz Melisande nienagannie uprzejmy wyraz. Spojrzała na Evandrę unosząc jedną z brwi do góry, wydymając usta w żartobliwej manierze.
- Błędem byłoby więc nie spróbować i nie sprawdzić ile we własnych osądach mamy racji, czyż nie? - zapytałam jej z rozbawieniem, spoglądając też na Deirdre, sięgając do trzymanej wraz z wachlarzem kopertówki by wyciągnąć z niej kilka monet i zamówić trzy wspomniane wcześniej babeczki wszystkich smaków. Hojnie obdarowując sprzedawcę - wszak, po to tu przyszła, czyż nie? Zostawić trochę galeonów by wesprzeć Londyn, pierwsze miasto, całkowicie wolne od mugoli.

| przekazuję 30PM


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]16.06.24 14:49
Choć kąciki ust nie drgnęły w nawet minimalnej oznace rozbawienia, spojrzenie, które zawiesiła na Mitchu tłumaczącym się w bardzo... Osobliwy sposób pojaśniało na chwilę od rozbawienia. To zintensyfikowało się, gdy poprawiał swoją koszulę, wyswobadzając pannę Crabbe z objęć. Dobrze, że zadbał o stan młodej kobiety, a dopiero później o własną prezencję. Nawet, jeżeli brakowało mu ogłady typowej dla wysokiej socjety, miał w sobie jakiś zabawny, niemalże chłopięcy urok. I odpowiednio ułożone priorytety.
— Och, jestem pewna, że wszyscy tutaj doceniamy męstwo płynące z głębi duszy — odezwała się miękko, przesuwając spojrzeniem po twarzach wszystkich zgromadzonych, na dłużej zatrzymując się na licu Deirdre, odnotowując niezdrowy raczej ton jej skóry. A może to tylko pochodzenie? — Mam nadzieję, że kolejna próba zakończy się sukcesem, w końcu chodzi o poprawę bytu naszych mieszkańców — naszych brzmiało dumnie i patetycznie, ale tak właśnie miało. Teren mógł należeć do Deirdre Mericourt arbitralną decyzją ministra Malfoya i jego przełożonego, ale Hypatia doskonale wiedziała, że ten, kto rządzi sercami ludu, rządził terenem, który zajmowali. Zapomnienie o pozornym szczególe mogło przynieść tylko rozczarowanie. — Lady Hypatia Crouch — dodała po chwili, pochylając z szacunkiem głowę na przywitanie i zapoznanie, tak do Mitcha, jak samej panny Crabbe. Ta ostatnia była zresztą całkiem ciekawą osobą, a przynajmniej takie wrażenie o sobie zbudowała podczas tych kilku minut. Artyści, no tak. Daleko jej było od praktykowania sztuk wizualnych, ale nigdy nie udało jej się pozbyć pewnej zażyłości względem artystycznych dusz; powoli utożsamiała się z myślą, że poeci nigdy nie mogli tego uczynić.
Szerszy, niemalże dziecinnie dziewczęcy uśmiech posłała w kierunku brata, lecz nie odezwała się ani słowem, pozwalając mu snuć peany na temat jej najnowszego zaangażowania, póki co wyłącznie w obręebie Pallas Manor. Nie mogła jeszcze podejmować większych inicjatyw na własną rękę, nie gdy nie była jeszcze pełnoprawnym członkiem arystokratycznej socjety; niemniej jednak wiedziała, że im prędzej rozpocznie zdobywanie doświadczenia, tym lepiej. Dziękuję, Barty — zdradzało jej spojrzenie, jego ostrość chwilowo rozpuszczona we wdzięczności. — Przede mną jeszcze długa droga, ale wierzę, że czerpiąc z dobrych wzorców — także z twojej postawy, Melisande — Będę w stanie sprostać stawianym przede mną wyzwaniom — dokończyła, biorąc większy oddech. Obecność tak wielu osób, mieszanina olbrzymiej ilości zapachów oraz zaduch nie działały na nią przesadnie dobrze. — Posłanie młodych czarodziejów do innych szkół magii w Europie zapewne byłoby odpowiednim rozwiązaniem, gdyby Noc Tysiąca Gwiazd ograniczyła się tylko do naszej ojczyzny... — westchnęła cicho, układając na moment dłoń na piersi i przymykając oczęta. Chwilę trwała tak w milczeniu, oddając się pamięci poległych tamtego dnia. — Niestety sytuacja, jak zapewne wiesz, jest bardzo rozwojowa. Będziemy w stanie lepiej i prędzej zareagować w przypadku kryzysu, gdy będziemy na miejscu — i choć odpowiadała Melisande, wzrok przesunęła na Bartemiusa, pragnąc usłyszeć i jego potwierdzenie i to raczej prędzej, niż później. Bo oto zaraz zwróciła się do niej sama lady Rosier, a młoda Hypatia poczuła drobne mrowienie w nogach i następujący po nim nagły przepływ energii. Coś, czego nie doświadczała często, ale czego słodki smak wciąż uderzał tak samo. Cofnęła się więc do skromności, do cechy, którą przypisywano od wieków każdej potencjalnej młodej damie. Złożywszy dłonie przed sobą, pochyliła lekko głowę, słuchając słów Evandry; utrzymywała jednocześnie uśmiech, skromny i słodki, w kurtuazyjnych ryzach. Może pozwoli sobie na więcej, gdy spotkają się w bardziej... nieformalnych okolicznościach.
— Jesteś dla mnie za łaskawa, lady Rosier — odezwała się wreszcie, wznosząc spojrzenie w górę, chcąc złapać to półwile przynajmniej na jedną sekundę, na pół uderzenia serca. — Sprawi mi lady olbrzymi zaszczyt. Z chęcią odpowiem na wszelkie pytania według mojej najlepszej wiedzy — pomiędzy Bartemiusem i Hypatią było wiele podobieństw, ale chyba to najjaskrawsze, najbardziej rzucające się w oczy dotyczyło podejścia do wiedzy. Ambicji, która popychała ich do tego, aby rozumieć jak najwięcej, aby pojąć nie tylko zasady, na których opierał się świat, ale także wszystkie sposoby na to, aby ustawić je dla własnej korzyści. Nauka nie była dla Hypatii niczym nieznanym, poświęcenie dla niej — momentami nawet własnego i tak kruchego zdrowia — wpiło się w jej istnienie już nierozerwalnie.
Kolejny krzyk gdzieś z boku niechętnie zmusił ją do zsunięcia wzroku z lady Rosier, przenosząc go na pojawiającego się niemalże znikąd mężczyznę o ciemnych kolorach włosów i oczu. Teatralny ukłon w innej sytuacji zasłużyłby sobie chyba jedynie na prychnięcie, ale Hypatia miała dziś zaskakująco dobry humor — zapewne dzięki towarzystwu. Z ciekawością przyglądała się temu uśmiechowi, niebezpiecznemu w swej formie; ciekawość prędko przeszła jednak w zaskoczenie, gdy ich spojrzenia się spotkały, na dłuższą niż standardowo chwilę. Całość zmusiła ją do poprawienia postury, łopatki razem, brzuch do środka i piersi do przodu.
— Lady Hypatia Crouch, miło mi. Z pewnością przez pańskie podróże rozwinął pan paletę szczególnych smaków, czyż nie? — spytała uprzejmie mężczyznę, samej zawieszając na nim swoje spojrzenie. Tak jej się przynajmniej wydawało — że marynarz, zwłaszcza taki na statku Traversa, nie mógł głodować. Mógł korzystać z życia. Płynąć na każdy, nawet najdalszy koniec świata. I jeść to, na co tylko było go stać, a to i tak lepiej niż ponad połowa społeczeństwa tego kraju.
Nie sposób było nie dosłyszeć wykrzykiwanych przez dziennikarza w meloniku pytań. Kierowane były do lady Evandry, także Hypatia nie myślała nawet, żeby się do nich odnieść, jednak posłyszenie o plotkach o mistrzu Scrapellim sprawiło, że od razu pokierowała swe spojrzenie na Bartemiusa. Jeżeli ktoś mógł wiedzieć coś o włoskich plotkach (nawet kulinarnych), był nim jej brat. Ciekawe, czy gdy wrócą do Pallas Manor podzieli się z nią którymś z pikantnych szczegółów. Jeżeli w ogóle je znał.
Obecność jednej ze starszych dam skutecznie zwróciła uwagę Hypatii właśnie w jej stronę. Uśmiechnęła się do kobiety z wrodzonym urokiem, nim dygnęła przed nią na znak szacunku.
— Mamy prawdziwe szczęście móc przeżywać te pyszne chwile w obecności kogoś o tak wyrafinowanym guście modowym i cukierniczym — zwróciła się do starszej kobiety, przestępując krok w bok tak, aby zbliżyć się do niej. — Cudowny kapelusz. Korzystacie, lady, z usług sprawdzonej modystki? — była przekonana, że jej własnej lady babci spodobałby się podobny kapelusz, może sprawi jej go na urodzinowy prezent? Może nie z piórem strusia, a na pewno nie z białym, ale z odpowiednią dozą fantazji na pewno uda jej się zdobyć coś cudownego, o ile starsza dama okaże się na tyle uprzejma, aby podzielić się sekretem. W czasie oczekiwania na odpowiedź, jej uwagę, niemalże nieznośnie, ściągnęła na siebie ponownie madame Mericourt, rzucając w przestrzeń pytanie niemalże intymne, ale z drugiej strony także przewidywalne, a z trzeciej — podejrzanie ciekawe. Wysłuchawszy odpowiedzi Evandry i Melisande, przemówiła sama, zauważając przy tym, że Bartemius odszedł w kierunku słodkości. Cóż, pozostawi w jego rękach wybór takiej, która najbardziej jej pasowała.
— Białym winem, piłam niedawno naprawdę szczególną odmianę Pinot Bianco z włoskiego Trydentu-Górnej Adygi. Na podniebieniu zostawia posmak pigwy i gruszki. Och, cudownie byłoby przełamać go smakiem malin, to z pewnością byłby mój ulubiony smak — zdradziła po dłuższym namyśle, lecz nim w zupełności oddała przestrzeń innym, przemówiła raz jeszcze. — Wobec naszych wyznań tylko sprawiedliwie będzie, gdy i wy podzielicie się swoim ulubionym smakiem, madame — nieświadoma relacji łączącej Deirdre i Evandrę, podbiła pytanie lady Rosier tonem niepozbawionym słodyczy.


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]16.06.24 21:31
Działo się wiele rzeczy naraz i nie koniecznie byłem do tego przyzwyczajony. Wolałem ład i porządek, wolałem znać kolejność wydarzeń, tutaj jednak było to niemożliwe. Poniekąd się tego spodziewałem, bo przecież co innego mogłoby się dziać na wydarzeniu, gdzie wejście było otwarte. I w zasadzie to właśnie na to zwaliłem fakt, że w pierwszy momencie nie poznałem kobiety, którą uratowałem przed upadkiem, wcześniej samemu, nieumyślnie, na nią wpadając.
- A niech mnie, Mildred Crabbe. - uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy głowę zaatakowały wspomnienia z czasów szkolnych – Panna Crabbe… - poprawiłem się szybko, jednak uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
Należało zachować chociaż namiastkę klasy. Co prawda nigdy nie brałem żadnych lekcji etykiety i ogłady, to jednak czasy szkolne kiedy spędzałem dość dużo czasu w towarzystwie, teraz, lady Rosier i właśnie Mildred, nauczyły mnie tego i owego, co miałem możliwość teraz wykorzystać.
Tyle lat, niesamowite. Nie przypuszczałem, że mogę tu na panienkę wpaść. - dosłownie i w przenośni, jednak tą uwagę postanowiłem zachować tylko dla siebie, moment później przenosząc spojrzenie na mężczyznę, który również im dłużej na niego patrzyłem tym bardziej znajomy mi się wydawał.
W czasach szkolnych przeważnie, jeśli nie spędzałem czasu nad szkicownikiem, można było mnie znaleźć z nosem w książkach w bibliotece. Byłem przekonany, że tam właśnie widziałem owego jegomościa i chyba nawet udało nam się nie raz przeprowadzić ciekawą i zajmującą konwersację. Potrzebowałem chwili aby przypomnieć sobie nazwisko, ale w końcu przyszło.
- W żadnym wypadku lordzie Crouch. Nasza rywalizacja było jak najbardziej fair play, a kominek przyjął nawet setki ton papieru. Jednak z czystym sercem mogę powiedzieć, że panna Crabbe włada farbą i pędzlem o wiele lepiej ode mnie. - odparłem spokojnie, jednocześnie zerkając na Mildred.
To co się działo w pokoju wspólnych Krukonów, zostaje w pokoju wspólnym Krukonów.
Słowa namiestniczki przyjąłem z zadowoleniem. Jeśli prace postępowały tak jak mówiła, to znaczyło, że moja praca została dobrze wykonana. Właśnie na tym mi zależało, aby usługa, którą dostarczałem przynosiła korzyści, zarówno dla usługobiorców jak i dla mnie. Jak to się mówiło, reklama dźwignią handlu.
- Gdyby była potrzebna moja pomoc, proszę się nie wahać i się ze mną kontaktować, zawsze chętnie pomogę. - spojrzałem w kierunku Deirdre i kiwnąłem jej głową. - Niestety będą mało oryginalny, jednak osobiście jestem fanem czekolady z malinami. Gdyby udałoby mi się znaleźć właśnie taką babeczkę byłbym niezwykle zadowoloną personą. - dodałem po chwili odpowiadając na jej pytanie rzucone wcześniej w eter.
Chciałem, żeby wiedziała, że może liczyć na moją pomoc. Pewnie miała takich jak ja wielu do pomocy, ale skoro mogłem się przyczynić do obudowy Londynu w jakimkolwiek stopniu, nie zamierzałem zaprzepaścić takiej szansy.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak tylko trzymać kciuki aby sytuacja jedynie rozwijała się po lady myśli. - odparłem w kierunku Evandry lekko skinając głową, jednocześnie delikatnie się uśmiechając.
Pojawienie się tych wszystkich reporterów, teoretycznie nie powinno nikogo zaskoczyć. Zachowywali się jednak jak szarańcza, nie zważająca na innych do około, interesował ich tylko materiał. Nigdy wcześniej nie miałem z nimi do czynienia, więc wolałem się nie odzywać, jeszcze nie daj Merlinie palnąłbym jakąś głupotę, a tego zdecydowanie wolałem uniknąć.
- Zgadza się, Drew Macnair jest moim kuzynem. Dzięki jego wsparciu prowadzę na terenie Suffolk i nie tylko pracę, które mają za zadanie przywrócenie utraconej świetności budynkom i pozwolenie ludziom uzyskać namiastkę normalności, której teraz tak wszystkim brakuje. - odpowiedziałem na pytanie lady TraversW końcu wszyscy właśnie z tego powodu dzisiaj się tu zjawiliśmy, prawda? Aby chociaż przez moment poczuć się normalnie, zanim wrócimy do naszych obowiązków i niesienia pomocy potrzebującym. - dodałem tutaj już tak naprawdę zwracając się do wszystkich zgromadzonych.
- Lady Crouch, to przyjemność lady poznać. - posłałem młodej damie delikatny uśmiech, jednak nie jeden z tych spoufalających się.
Wiedziałem doskonale, gdzie w tym momencie jest moje miejsce w szeregu. Przypadkowo znalazłem się pomiędzy szlachtą i chociaż jak na razie nikt nie dał mi odczuć, że nie jestem tu mile widziany, to jednak w każdym momencie mogło się to zmienić. Przysłuchiwałem się ich rozmową, jednak jako, że nigdy jakoś specjalnie nie byłem biegły labiryntach politycznych, ani konfliktach międzyrodowych, po prostu nie zamierzałem się odzywać. A nóż widelec dowiem się czegoś nowego, jednocześnie poszerzając swoją widzę.
I właśnie to w tym momencie, kiedy słuchałem z uwagą tej fascynującej wymiany niby to uprzejmych zdań, za którymi kryły się przytyczki, ubrane w ładne słówka, poczułem jak ktoś się o mnie bezceremonialnie opiera. Już miałem powiedzieć tego komuś co o nim myślę, z całą pewnością nie wypowiadając się w tak łady i ułożony sposób jak moje towarzystwo, kiedy dotarło do mnie któż to taki.
- No w końcu! Myślałem, że już się nie pojawisz. - pokręciłem głową na widok kumplaJeśli jakiekolwiek zamieszanie w około mnie powstało, to w żadnym wypadku nie było ono zamierzone. - dodałem patrząc na niego z rozbawieniem kiedy kłaniał się teatralnie przed damami – Nikt ci nie uwierzy żeś taki kulturalny. - mruknąłem żartobliwie niby to do siebie, ale tak by Kenneth mnie dokładnie usłyszeć.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]18.06.24 21:09
Reporter Kwartalnika przygryzł policzek od wewnątrz, spojrzał na Bartemiusa tak, jakby nie potrafił się zdecydować czy dopisać coś jeszcze, czy może zawołać kogoś starszego stażem. Ostatecznie jednak naskrobał coś jeszcze na bocznej stronie notesika, zmarszczył brwi i szybko przepłynął w stronę grupki żywo trajkoczących dziewczyn skupionych przy jednej z pater.
Każde słowo Evandry podkreślał wyraźny szum notujących piór i ołówków; głowy reporterów odwracały się to w prawo, to w lewo, wyraźnie śledząc także wypowiedzi madame Mericourt. Ponownie błysnął flesz, a na zapleczu rozległ się kryształowy dźwięk tłuczonego szkła. Najwidoczniej nawet w “Czekoladowej Rzece” i nawet przy tak świetnej okazji ludziom dokuczał stres.
Chwalebną postawę lady trudno zamknąć w paru słowach prostego opisu – westchnął reporter w meloniku i złożył dłoń na piersi, jakby gotów paść półwili do stóp za sam fakt jej istnienia. – Powinna być lady przykładem dla każdego młodego dziewczęcia, prawdziwą inspiracją, której tak nam trzeba w tym trudnym okresie. I dołożę wszelkich starań, by tak właśnie się stało, nawet jeśli redaktor naczelny na opis wydarzenia poświęcił jedynie jedną kolumnę. – Samopiszące pióro zatrzymało się na moment i skierowało stalówką w stronę czarodzieja, jakby w wyrazie głębokiego zastanowienia. Reporter, całkowicie niezrażony, kontynuował:
Czy zapozuje lady do zdjęcia w towarzystwie Mistrza na tle jego najnowszego dzieła? A pani, madame Mericourt? Głos namiestniczki także poniesie się echem wśród pisarskich kolumn, zwłaszcza tak szczodry. – Reporter skłonił się z gracją właściwą dżentelmenowi, melonik przeciął powietrze z cichym świstem.
Znów błysnęło fleszem, a na zapleczu – skrytym przed oczami gośćmi za ciężką, atłasową zasłoną – ktoś bardzo głośno westchnął, jakby ogarnięty niemym zachwytem.
Flesz – ponownie błysnął.
Starsza dama uśmiechnęła się leniwie, jak kot wylegujący się na rozgrzanym zapiecku. Od niechcenia poprawiła siwe pasmo włosów gustownie opuszczone na ramię, wykonała parę ruchów wachlarzem, słuchając odpowiedzi Melisande.
W rzeczy samej, lady Travers – potaknęła, wydobywając z eleganckiej, drobnej torebeczki niewielkie, czarno-białe zdjęcie przedstawiające tę samą lady, choć niewątpliwie młodszą, w towarzystwie uśmiechniętego mężczyzny w czerwono-białym, eleganckim uniformie cukierniczym. Przedstawiony na fotografii Mistrz Scarpelli – także niewątpliwie młodszy – raz po raz machał od obiektywu i podkręcał zadbanego, gładkiego wąsa. – Byłam na jego ostatniej premierze, lata temu – kontynuowała starsza dama, zdjęcie pokazując również zaangażowanej w rozmowę Hypatii – wtedy właśnie usłyszałam o babeczkach z kremem wszystkich smaków, to było wydarzenie wieczoru, doprawdy… Choć na uwagę zasługiwały także pomniejsze arcydzieła, jak chociażby sorbetowe smoki, zaczarowane krówki czy marcepanowe mandragory. Te ostatnie szczególnie zapadły mi w pamięć, człowiek miał wrażenie, że coś mu strzela w ustach. Doprawdy dziwne. I bardzo miłe. – Zdjęcie trafiło do torebeczki, lady znów użyła wachlarza i na chwilę zerknęła w stronę zaciągniętej kotary zaplecza. Dochodzące stamtąd odgłosy nadjeżdżającego wózka były bardzo wyraźne, mógł je usłyszeć każdy gość cukierni.
Och – starsza dama uśmiechnęła się miło, wyraźnie ucieszona słowami Hypatii. – Ten konkretny egzemplarz zakupił dla mnie mój świętej pamięci mąż i jeśli pamięć mnie nie myli, dołączony do niego bilecik pochodził z Cynobrowego Świergotnika.
Sprzedawca stojący przy wypolerowanej kasie bez zbędnej zwłoki podliczył zamówienie Melisande, a gdy wychwycił sporą nadpłatę w należności – skłonił się uprzejmie, z wdzięcznością, i pstryknął za plecami, poganiając do pracy jednego z młodszych pomocników.
Dziękuję w imieniu właściciela “Czekoladowej Rzeki”, lady, i całej Kompanii. Pieniądze trafią na szczytny cel – obiecał, osobiście wychodząc zza lady z naszykowaną srebrną tacą na której młodszy cukiernik ustawił trzy babeczki z kremem wszystkich smaków i z wielkim oddaniem podsunął wyroby w stronę wskazanych przez Melisande dam. Każda z nich wykonana była z aksamitnego biszkopta, krem w strukturze przypominał najlżejszy puch, a drobne płatki kwiatów z cukierniczej masy odwzorowane były tak wiernie, jakby ktoś świeżo przyniósł je z ogrodu. Zgodnie z zapowiedziami Hypatii i starszej lady – krem w istocie przybierał smak najsmaczniejszy dla kosztującego.
Błysnął kolejny flesz, a po nim jeszcze jeden.
Spod zasłony prowadzącej na zaplecze wylał się mglisty, błyszczący obłok, skutecznie studząc podekscytowane głosy i powoli wyciszając rozmowy. Wysokie okna zaciągnięto zasłonami, zalewając główne pomieszczenie półmrokiem, a sączący się obłok powoli musnął kostki pierwszych, stojących najbliżej kotary, gości.
Zaczyna się – obwieściła szeptem starsza lady, nie obierajac żadnego konkretnego odbiorcy tych słów.
Atłasowa zasłona oddzielająca zaplecze rozsunęła się, ukazując zebranym jedynie nieprzejednaną ciemność. Przez parę długich chwil wciąż sączył się z niej jedynie mglisty obłok, który z każdym muśnięciem pozostawiał na skórze wrażenie przenikliwego, acz osobliwie przyjemnego chłodu kojarzącego się z kostką lodu. Jeden z reporterów uniósł aparat do zdjęcia, ale pracownik cukierni pokręcił głową i zasłonił lampę błyskową dłonią. Nie minęła chwila, a w ciemności zaplecza zamigotały pierwsze kolory, sprawiające wrażenie uśpionych ogników. Z początku słabe, ledwie widoczne, po chwili jednak mocne i żywe. Zatańczyły w powietrzu, zafalowały wraz z oddechem sali, by zaraz połączyć się i wniknąć w rozlaną pośród gości mgłę, wypełniając cukiernię błyszczącymi kulkami pełnymi światła. Na kolejny efekt – główną atrakcję – nie trzeba było czekać ani chwili dłużej. Z zaplecza wyfrunął paw; jego sylwetka zdała się być utkana z najczystszej magii; lekko prześwitująca, jakby na wpół iluzja, na wpół rzeczywistość. Ptak zatoczył krótkie koło pod sufitem, przepłynął nad szafkami, nad zadartymi głowami gości, nad kasami i piętrzącymi się paterami ze słodkościami, szeleszcząc imponującym ogonem, raz po raz spoglądając w stronę zebranych, jakby w ostatnim pożegnaniu. Po chwili, całkiem niespodziewanie, przeciął powietrze z sykiem spadającej strzały, wylądował z niewymuszoną gracją i rozłożył imponujący ogon. Każde z ok na piórze zdawało się płonąć żywym ogniem i jednocześnie obserwować otoczenie. Paw krzyknął, dumnie unosząc głowę ku górze i zamarł, w sekundę zamieniając się w statuetkę. Gładka faktura materiału z którego został wykonany sugerować mogła najczystszy kryształ, albo i diament, pióra skrystalizowały się, płomienie zamarły w milczącym tańcu; słabe światło lewitujących kulek odbijało się w statuetce, nadając jej aury tajemnicy i skutecznie absorbując uwagę.
Mistrz Mario Scarpelli! – zaanonsował cukiernik przy ladzie i pierwszy powitał Mistrza oklaskami. Ten wyłonił się z zaplecza dopiero po chwili, jak aktor nawykły do igrania z publiką, po czym skłonił się dwornie, witając obecnych gości. Aplauz przybierał na sile.
Kłaniam się – odparł aksamitnie cukiernik, błysnął czarującym uśmiechem do jednego z reporterów. Jedna z panien stojących tuż obok zemdlała. – Kłaniam i witam, to zaszczyt móc pojawić się w tak zacnym gronie czarownic i czarodziejów. – Lekkim krokiem podszedł do zastygłego w bezruchu kryształowego pawia. Przy statule jego sylwetka prezentowała się nie mniej imponująco; Scarpelli był postawny, muskularny, a przy tym biła od niego niewymuszona elegancja właściwa artystom estrady. Przystrzyżony wąs prezentował się idealnie, zgodnie z najnowszymi wytycznymi dla panów, czerwono-biały uniform cukierniczy pozostawał nieskazitelnie czysty.
To… dzieło – zaczął natchnionym tonem. Dłoń poszybowała w górę i płynnie wróciła w dół, obrysowując pawia – jest prawdziwe unikalne, najwybitniejsze w całej mojej karierze. Łączy w sobie mistrzowski stopień cukiernictwa, nadludzkie zdolności w zakresie transmutacji i ogrom wyobraźni, a także niespotykany dotąd smak. Tak, tak – dodał sennie, widząc minę zdumionego reportera – dzieło, kryształowy paw, jest jak najbardziej jadalny… – Mistrz przeciągnął spojrzeniem po zebranych wokół gościach, a gdy dostrzegł Mitcha, zawołał:
Zapraszam do siebie! Zapraszam! – Zaprosił go do siebie gestem, a następnie ujął pióro tuż przy nasadzie i ułamał je. Kryształowy dźwięk pęknięcia rozszedł się po cukierni jak syk węża, a pióro – długie, misternie wykonane, z dbałością o najmniejszy detal – Mistrz złożył na dłonie Mitchella.
Śmiało – zachęcił go, jednocześnie klaskając w dłonie. Z zaplecza wyłonili się inni cukiernicy, a za nimi kolejne dwa pawie. – Niech pan spróbuje. Gwarantuję, że takiego specjału jeszcze nie dane było panu kosztować.
Dwa iluzoryczne ptaki – podobnie jak ich poprzednik – uświetniły pokaz lotem wśród mglistych miraży i zastygły w bezruchu po rozłożeniu imponujących ogonów. Cukiernicy sprawnie, wyćwiczonymi ruchami porcjowali kryształowe pióra, które rozniesiono gościom na tacach.
Smak dostosowuje się do myśli, do tego, jaką fantazję aktualnie kryje nasz umysł – Scarpelli postukał palcem w skroń – i proszę mi wierzyć, zaklęcie cudzych fantazji w krysztale złożonym z cukru i soku limonki nie należy wcale do najprostszych zadań, a uczynienie go wykwintnym w smaku - niemalże niemożliwym.

Przed napisaniem następnego posta, każdy gracz zobowiązany jest do wykonania rzutu kością k3 w szafce zniknięć i zinterpretowania wyniku według rozpiski, a następnie zawarcia podanego efektu w swoim poście.
1: Zmącony ruchem powietrza mglisty obłok otula całą twoją sylwetkę. Wrażenie chłodu nasila się, ale jednocześnie, gdzieś w głębi ciała, odczuwasz trudną do opisania przyjemność, która kieruje cię do wspomnień szkolnych lat, do momentu, w którym czułeś się bardzo podobnie.
2: Łapiesz spojrzenie wielkiego Mistrza; uśmiecha się do ciebie szelmowsko, puszcza oczko. Zdaje się, że żaden reporter tego nie wychwycił, za to tobie kojarzy się z kimś ze szkoły. Z ekscentrycznym profesorem? Ze starym znajomym? Z rodzicem kogoś, kto w dawnych latach był ci bliski?... Trudna to zagadka, a odpowiedź niemożliwa do pochwycenia, za to niosąca za sobą smak szkolnego sorbetu cytrynowego.
3: Na twoje ręce złożone zostało kryształowe pióro. Jest chłodne w dotyku, zdaje się mrowić opuszki palców, ale nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Migotliwe światło maleńkich kulek odbija się w piórze, wydobywając z niego kolory, których nawet nie podejrzewałbyś o istnienie. Jeśli zmrużysz oczy, dostrzegasz w krysztale coś jeszcze. Jakby... korytarz? Korytarz... do Pokoju Wspólnego?...

Mitch, zostałeś wybrany przez Mistrza do degustacji. Rzut kością k3 Cię nie obowiązuje, zamiast tego rozpatrujesz ten efekt:
Kryształ na twoim języku rozpuszcza się wolno i pozostawia po sobie osobliwe mrowienie, które spływa po języku, przez gardło, w końcu rozchodzi się po ciele. Twoje myśli plączą się, przeszłość i teraźniejszość przeplatają się z pełną intensywnością wszystkich zawartych w nich doznań. Czujesz radość pierwszego zdanego egzaminu, czujesz zawód przegranej w pojedynku na lekcji, czujesz ciekawość wobec nowego, czujesz strach przed boginem. Każdy okruch wspomnienia ściąga twoją uwagę do Hogwartu, do wieży Krukonów, do zagadek wymyślanych przez sprytną kołatkę. Granica pomiędzy tymi wspomnieniami a rzeczywistością wydaje się dziś cienka, jakby skryta jedynie za koronkowym woalem, przez który przesączają się znajome zapachy z Wielkiej Sali.

Czas na odpis: 26 czerwca
Adriana Tonks
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]19.06.24 19:55
Uśmiechała się dalej, uprzejmie, delikatnie, nawet gdy Bartemius zagrał kartą domu. Subtelną, wieloznaczną, celną, ale łatwą do obalenia. Wiedziała, że uznawano ją za obcą, że lekko skośne oczy przekreślały możliwość całkowitej asymilacji, lecz świat mknął naprzód - a najcenniejszymi czarodziejami byli ci, którzy walczyli, poświęcając się w całości służbie Czarnego Pana. Crouchowie obserwowali wszystko z bezpiecznego dystansu, lecz wątpiła, by opłacił im się ten brak jawnego zaangażowania. - Londyn to dom wszystkich czystokrwistych czarodziejów - czy sądzi lord inaczej? - zdziwiła się uprzejmie, gładko podejmując wyzwanie. - Nie trzeba się tu wychować, by uznawać stolicę za swoje miejsce. Uważam, że to wspaniałe, jak wiele hrabstw udziela pomocy w odbudowie Londynu. Także biorąc udział w podobnych działaniach charytatywnych - nie musiała wskazywać konkretnie na reprezentantów rodów odległych od tego miejsca; wszystkim rozsądnym magom leżało na sercu dobro zniszczonej stolicy. Wiedziała, że nie taki wydźwięk miały mieć słowa Bartemiusa, ale była tu także po to, by manipulować jego przekazem, podkreślając tylko snobistyczne podejście Crouchów do własności Londynu. - Chętnie usłyszałabym więcej o międzynarodowej ofensywie, lordzie Crouch - wtrąciła miękko, gdy ten odpowiadał na pozostałe pytania. Czym mógł pochwalić się młodziutki stażysta?
Kącik ust Deirdre zadrżał słysząc o nauczycielskiej karierze Hypatii; chciała zapytać, jak podoba się dziewczynie zabawa w guwernantkę, powstrzymała się jednak. Fakt, że lady przedstawiała się pojawiającym się mężczyznom, ingnorując namiestniczkę Londynu, mówił sam za siebie - jasnowłosa ślicznotka nie była warta jej uwagi. W odróżnieniu od Mildred, chwalonej wprost przez lady Rosier. - Doprawdy? Polecenie Evandry wiele znaczy, proszę podesłać swoje najlepsze prace na adres La Fantasmagorii - zwróciła się do młodej dziewczyny, łaskawie ignorując blisko-namiętne zamieszanie wywołane dłońmi Mitchella. Przyćmione krzykliwym pojawieniem się wśród nich smukłego bruneta, z poufałością odnoszącego się do Macnaira. I dość odważnie przekraczającego granice dobrego wychowania w stosunku do zgromadzonych tu dam. Nie słyszała o Kennecie, ale z Manannanem nie rozmawiała przecież o jego załodze - mieli ważniejsze sprawy do poruszenia. - Miło mi pana poznać. Deirdre Mericourt - przedstawiła się zdawkowo, wiedziała, że była rozpoznawalna, nie musiała więc podkreślać swego tytułu, w tych okolicznościach wydawało się jej to tyleż zbędne, co nie na miejscu. Tak samo jak potwierdzanie pokrewieństwa Mitchella z namiestnikiem Macnairem; zostawiała to w rękach samego Mitcha - krótkim uśmiechem komentując jego zobowiązania - jednocześnie korzystając z okazji, by rozejrzeć się dookoła, podziwiając wnętrze cukierni. Wypełniające się ludźmi coraz szczelniej, gwar rozmów nasilał się razem z słodkimi aromatami; słowa unosiły się w powietrzu razem z pudrem, tężejąc w niecierpliwym oczekiwaniu na pojawienie się mistrza Scrapelliego. Razem z mitycznymi babeczkami.
- Jeśli mistrz wyrazi taką ochotę, to oczywiście - odparła dziennikarzowi spokojnie, nie zamierzała przykuwać do siebie specjalnej uwagi, pozowanie do dziesiątek zdjęć na scenie niezbyt się jej podobało; zerknęła znacząco na Evandrę, to piękna półwila lepiej prezentowałaby się u boku znanego cukiernika - i na pewno zwiększyłaby nakład sprzedawanej gazety, uśmiechając się czarująco z okładki.
Później - wysłuchała odpowiedzi Melisande z uwagą, nie dziwiąc się posmakowi rumu. Również słodko-kwaśna opowieść o wymarzonej cukierniczej przyjemności Evandry ją zainteresowała, nie spodziewała się przełamania kompozycji porzeczkowym przecinkiem, ale nie od dziś wiedziała, że półwila skrywa wiele tajemnic. Ciekawa była, co obnaży przed nią odpowiedź Bartemiusa, ale ten uciekł od nich - grzecznie, choć w jej mniemaniu, w nieodpowiedni sposób. Bał się prowadzić dalszą konwersację? Zakup słodkości mógł poczekać, nie wybrzmiało jeszcze oficjalne wezwanie do zakupu przysmaków. Lukę po bracie wypełniła Hypatia; Deirdre przesunęła na nią niewzruszony wzrok. Czy takim podlotkom pozwalano już pić? Wśród szlachty było to zapewne normą. Lady wypowiadała się gładko, uroczo, ciekawie; wyszkolono ją perfekcyjnie, szkoda tylko, że nie nauczono przedstawiać przed odpowiednimi ludźmi - nie byle żeglarzami. Rozumiała to, oczywiście, że tak; podlotki kochały wzdychać do starszych mężczyzn, więc pojawienie się wśród nich buntownika z siedmiu mórz musiało zamieszać w głowie wychowanej pod kloszem dzierlatki. Śmiało dołączającej do pytania Evandry. Deirdre niezbyt chciała na nie odpowiadać, prawda nie mogła wybrzmieć w miejscu publicznym. - Myślę, że moja babeczka smakowałaby lawendą - odparła gładko, uznając to za rozsądną odpowiedź. Na tyle mdłą, by nie powodować kontrowersji, i na tyle popularną, by nie uznać jej za wydumaną lub nieprawdziwą. Zapewne zdawkowa odpowiedź spotkałaby się ze sprzeciwem rozmówczyń, lecz na szczęście wokół nich zaczęło dziać się prawdziwie słodkie widowisko.
Gdy wokół zapadła ciemność, Deirdre odruchowo się wyprostowała. Miała przy sobie różdżkę, ale nie sięgnęła po nią; była tu bezpieczna, nie znajdowała się w podziemiach Gringotta ani w ferworze walki, mogła się rozluźnić. I próbowała to uczynić, obserwując magiczne cuda, ferię barw, barwną mgłę błyskającą kolorami, a w końcu zachwycającego ptaka, który przemknął tuż nad tłumem, lądując finalnie na podwyższeniu. Mericourt dołączyła do oklasków, była naprawdę pod wrażeniem magicznych zdolności cukiernika. Operowanie tak delikatną materią wizualno-smakową wymagało wielu lat doświadczenia oraz doskonałego posługiwania się różdżką; przychodząc tu nie sądziła, że coś zdoła ją zaintrygować, mile się więc zaskoczyła. Oczywiście przyjemniej byłoby obserwować polewaną lukrem nagą kobietę lub umięśnionego mężczyznę, lecz nie zamierzała narzekać.
- Imponujące, nieprawdaż? - zwróciła się cicho do stojących najbliżej kobiet, nie przeszkadzała jednak Mistrzowi w przemowie dotyczącej kryształowego cudu. Z ulgą przyjmując, że z ich grupki to Mitchell został wezwany na środek. Sama Deirdre przesunęła się trochę w tył, chcąc zrobić miejsce kelnerom, krążącym wśród rozgorączkowanego i podekscytowanego tłumu. Kiedy taca z lśniącymi pawimi piórami pojawiła się obok nich, pozwoliła poczęstować się najpierw szlachciankom i Mildred, samej nieco wahając się nad sięgnięciem po smakołyk. Mający dostosować się do aktualnej fantazji biorcy? Czy chciała teraz, tutaj, w tłumie ludzi, poddawać się owym fantazjom? Czy byłoby to bezpieczne? Stojąca najbliżej niej Evandra mogła dostrzec lekki cień przebiegający przez jej twarz; zniknął jednak równie szybko, jak się pojawił. - Nie sądziłam, że transmutacja może być tak fascynująca - wyjawiła miękko, obracając pióro w palcach. Było chłodne, chłodne i lśniące; nie unosiła go do ust, woląc najpierw zaobserwować reakcję innych towarzyszy. Wzrok skupiała jednak na piórku, zdającym się wywoływać wspomnienia, echo dalekich lat, wilgotnego, zimnego powiewu, który towarzyszył jej podczas powrotów z biblioteki do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.

rzut




there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]19.06.24 22:02
Wszystkiego dookoła było za dużo. Ludzi, głosów, słów, zamieszania, błyskających fleszy fotografów i reporterów węszących za sensacją. Przede wszystkim jednak za dużo było słodkości, na których widok i zapach Mildred zaczynała cieknąć ślinka, bo czymże jest jedna czekoladowa babeczka – marna jedna babeczka! - w obliczu takiego dobra, które otaczało ją z każdej strony. Przeszkodą do pełni szczęścia była jedynie sakiewka, która nie świeciła co prawda pustkami i biedotą jak Weasleyowie, ale nie była też wypchana na tyle, by uszczęśliwić kobietę. Od czego jednak ma się prawdziwych mężczyzn u boku, gotowych ratować ją przed upadkiem lub zafundować kawałek pistacjowej tarty.
- Kiedy cel jest szczytny, każda praktyka staje się godna, lordzie Crouch – powiedziała zanim ten ruszył po tartę, mierząc spojrzeniem najpierw Bartemiusa, a potem kawałek ciasta, które spoczywało na ladzie tuż na linii jej wzroku. Dość sporawy, co stwierdziła z zadowoleniem; wystarczająco duży, aby wynagrodzić jej tytułowanie Bartemiusa lordem. W innych okolicznościach nie przeszłoby jej to tak łatwo przez gardło, mając jednak na uwadze fakt, że wystarczająco dużo tej uwagi na siebie już ściągnęła w ciągu zaledwie kilkunastu minut, wolała znów wtopić się w tłum, zamiast epatować dookoła zbytnią poufałością wobec młodego szlachcica. Spoufali się z nim w ministerstwie, sprzedając pokątnie najświeższe ploteczki, których najwyraźniej był tak bardzo spragniony. - Niewątpliwie kominek w pokoju wspólnym miał z nami ciężką przeprawę zgodziła się, spoglądając na Mitcha. - Sztuka wymaga jednakże pewnych poświęceń, a dążenie do perfekcji w tak utalentowanym towarzystwie – skinęła mu głową – bardzo motywowało. Czasem trudno mi uwierzyć, że minęło już kilka lat. - Westchnęła, faktycznie nie rozumiejąc fenomenu uciekającego przez palce czasu, który płynął z taką zastanawiającą stanowczością, a jednocześnie zdawał się niekiedy zamierać.
- Pozwolę sobie dopowiedzieć, że talent bez właściwej muzy pozostaje jedynie pustą umiejętnością mieszania kolorów i przenoszenia ich na płótno zwróciła się do Evandry, pozwalając sobie na pierwszy od dłuższej chwili niewymuszony uśmiech. W tym całym szlacheckim towarzystwie lady Rosier była oprócz Bartemiusa jedyną, której Mildred mogła śmiało spojrzeć w oczy bez onieśmielenia. - I owszem, cały czas oddaję się malarstwu. Z przyjemnością podzielę się swoimi pracami, jeśli będzie madame łaskawa poświęcić mi trochę czasu. - Ostatnie słowa skierowała już do samej namiestniczki. - Obrazy noszą w sobie tyle opowieści. - Wolała przemilczeć ten specyficzny rodzaj opowieści, w których ona sama się lubowała. Podskórnie podejrzewała, że raczej nie spotkałoby się to z powszechną aprobatą wszystkich tu zgromadzonych. Zamiast tego skupiła się na pytaniu, które padło wcześniej.
- Wymarzona babeczka... - zastanowiła się, nie mogąc wybrać tego jedynego smaku, pod którym ugięłyby się pod nią nogi. - Czekoladowa polana truskawkowym musem – zdecydowała się po paru sekundach, gotowa wymienić jeszcze inne smaki, które również znalazłyby się na jej osobistym podium, jednak nagłe pojawienie się kolejnej osoby w ich specyficznej gromadce pokrzyżowało jej plany. Zmrużyła oczy, gdy wspomnienie jednego z większych hogwarckich zawadiaków zalały jej myśli. Niestety nie miała nigdy okazji wlepić Kennethowi szlabanu, chyba nawet nie miała okazji z nim w ogóle porozmawiać, a teraz ten szkolny łobuz tak po prostu puszczał do niej oko! Postanowiła jednak wybaczyć mu tę impertynencję i bezpośredniość, gdy tylko wyjawił, czym się zajmuje. Marynarz, oficer... Słabość panny Crabbe do żeglugi, statków i miarowego kołysania pokładu odezwała się w tej samej chwili, gdy obrzuciła Kennetha nieco łagodniejszym spojrzeniem. W końcu każdy zasługiwał na drugą szansę.
Przez jakiś czas wyłączyła się z ogólnej rozmowy i prawionych sobie uprzejmości; mimo wszystko to nie był do końca jej świat. Zajęła się za to obserwacją pomieszczenia i upartego reportera gotowego wyłowić najpikantniejsze ploteczki i uchwycić na zdjęciu dowolną sensację. Chwilę tę przerwał sam mistrz Scarpelli, który pojawił się w niebanalnym otoczeniu, wzbudzając powszechny podziw. Mildred nie ukrywała swojej ciekawości i przejęcia, wpatrując się w sławnego cukiernika i nagradzając go oklaskami. Jej dłoń bezwiednie powędrowała na ramię Mitcha i ścisnęła je lekko, wpatrując się w kryształowego pawia. Prawie pisnęła, gdy mistrz obrócił się w ich stronę, ale na szczęście – bo z pewnością nie przeżyłaby wystawienia swojej osoby na widok publiczny – jego uwaga skupiona była na Macnairze.
Sięgnęła po pióro, ale jej uwaga skupiona była na cukierniku, który... puścił do niej oko? Co jest z tymi mężczyznami?! Z dwojga złego już wolała mrugającego do niej Kennetha, który przynajmniej był w jej wieku. Jednakże istniało pewne podejrzenie, że nie umiałby upiec żadnej ze słodkości, którymi dzisiaj obdarzył ich Scarpelli, więc szanse cukiernika nieco wzrosły... Moment, jakie znowu szanse? Potrząsnęła lekko głową, ale niewiele to dało. Ponownie spojrzała na niego niepewnie, a głowę opanował zalew myśli. Wspomnienia z przeszłości, które próbowały jej coś powiedzieć, naprowadzić na skojarzenia poukrywane w głębokich szufladach. Hogwart, czasy uczniowskie, rozstawianie innych po kątach... W sumie nie było w tym nic dziwnego zważywszy na fakt, na ile osób ze szkoły dzisiaj wpadła, ale w spojrzeniu cukiernika było coś... Nie umiała tego określić, spróbowała więc skupić się na Mitchu. Pióro na jej talerzyku pozostawało chwilowo nietknięte; zauważyła, że Deirdre zrobiła to samo. Czyżby nie tylko panna Crabbe wolała zachować swoje fantazje dla siebie?

2
Mildred Crabbe
Mildred Crabbe
Zawód : Stażystka w Departamencie Transportu Magicznego
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 6
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12313-mildred-laurentia-crabbe https://www.morsmordre.net/t12316-allen#378476 https://www.morsmordre.net/f470-city-of-london-flemish-street-17 https://www.morsmordre.net/t12314-mildred-laurentia-crabb#378378
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]21.06.24 19:30
Uśmiech kamuflujący złowrogie myśli; słowa maskujące prawdziwość idei. W tak ordynarnym i mało znaczącym miejscu spotkała się grupka aktorów gotowa odegrać swoje przedstawienie. Często używali dwuznaczności chcąc pograć tajemnicą, majestatem złudzenia. Cukiernia zdecydowanie nie zasłużyła na tak doskonałych artystów, lecz nie każda scena stworzona była dla gwiazd. Madame Mericourt słała uśmiechy, on odpowiadał nadobnie i tak tańczyli na cukiernianej estradzie ku uciesze Melpomeny.
Nie mogę się zgodzić. Nie uważam, aby wszyscy na to zasługiwali – stwierdził poważnie, porzucając serdeczność wymiany, a odnajdując szczyptę szczerości. Nie błądził, nie zwlekał. Lekka ekscytacja, momentalne wyostrzenie zmysłów. – Zawsze znajdą się jednostki o zachowaniach dewiacyjnych i kryminalnych burzący harmonie społeczną. Dla nich nie powinno być miejsca w naszej społeczności ani domu w Londynie. Idealnie sprawdza się metafora ogrodu, aby róże rosły trzeba wypielić chwasty.
Gdyż zawsze takie jednostki będą. Niezależnie, co uważają ortodoksyjni puryści krwi – pozbycie się szlam nie wytrzebi całkowicie aberracji i patologii z Anglii. Utopia, którą obmyślić mógł tylko ten, kto nigdy drugiego człowieka nie poznał. Durkheim twierdził, że zbrodnia jest normalna, gdyż społeczeństwo bez zbrodni jest niemożliwe. Czyż jednak absurdem nie było rozmawianie o ciężarze zbrodni, gdy wojna zbierała swoje żniwo? Jak można było oceniać, gdy czasem zabicie wroga decydowało o własnym przeżyciu? Do rozprawy dojdzie po wojnie, jeśli kiedyś się skończy.
Trzeba jednak docenić pomoc jaka przyszła z całego kraju – zgodził się, gdyż trudno było nie patrzeć z podziwem na oddanie jakie wykazali niektórzy mieszkańcy. – Miejmy nadzieję, że nie zaznamy więcej katastrof. Trzeba ufać, że Minister Malfoy i jego zespół jest bliski podania przyczyn tamtych zdarzeń. Byłoby to wyjątkowe niefortunne, gdyby pozostało to dla nas zagadką, wręcz niebezpieczne. Ja osobiście nie chciałbym się przyzwyczajać do deszczów meteorytów, lecz każdy ma własne upodobania – muśniecie humoru wkradło się do jego słów, uśmiech ponownie ozdobił jego twarz. Jego wiara w kompetencje ministra Malfoya była dosyć niska, nawet aby stworzyć odpowiedni zespół, który zrozumiałby zdarzenia z trzynastego sierpnia. Meteoryty, pożary, powodzie co kilka miesięcy ostatecznie pogrzebały jakiekolwiek nadzieje na lepszą przyszłość tego kraju, wręcz nie nadawałby się nie do życia. Ironią losu było gdyby on, przeciwnik imigracji, sam stał się imigrantem. Patrząc jednak na dokonania Mericourt można pochodzić z rodziny, która przybyła z daleka i nadal dostać się do kruszców władzy, nawet nie zniżając się do awansów przez łóżko.
Madame Mericourt, będzie Pani pierwszą osobą, której zdam relacje zaraz po moim powrocie za oceanu – oznajmił oficjalnie, całkowicie nieprawdziwie (gdyż zapewne będzie entą), lecz z prawdziwością zamiaru. Równie szczerze chciał zrozumieć czy istniała jeszcze dawna Melisande Rosier, obecnie Travers. Czy tamta dawna kuzynka odeszła wraz ze zmianą nazwiska. Całun żałoby zmienia wszystko, nakłada nową warstwę tragedii. Zaznajomiony był z nią od czasów nastoletnich, choć przecież ich własny dramat spowity był aurą tajemnicy. Pozostawały pytania bez podpowiedzi, domysły bez faktów.
Oczywiście, z pozytywnym i negatywnym zakończeniem. My ludzie potrafimy tworzyć wspaniałe wizję, których faktyczny charakter obrazuje się dopiero po jej realizacji, ale wtedy już jest za późno – zdradził, pozwalając lekkiej melancholii odnaleźć swoje miejsce. Ideę miały moc niesienia narodów, zakładania kajdan i poddawania się wpływom utopii jednego człowieka. Często osiadały się w sercach i marzeniach, trudno było się ich pozbyć. To była jedna z jego największych wątpliwości, czasem wręcz kwestii, która zajmowała mu wieczór. O wiele łatwiej było zabić człowieka niż ideę, a niektórzy gotowi byli za nie umrzeć. Jak można walczyć z taką irracjonalnością? Co więcej, jak można było z nią wygrać? Rolą edukacji była ochrona przez niektórymi niebezpiecznymi wizjami, tworami umysłów antyangielskich i antyszlacheckich. To właśnie ich wiodąca rola (i ciche przyzwolenie starego ministerstwa) spowodowała, że byli obecnie w takim stanie. Przysłuchał się odpowiedzi Hypatii dotyczącej edukacji, która podchodziła do problemu w najbardziej pragmatyczny i praktyczny sposób. Nie był pewien czy inne europejskie szkoły działały bez żadnych uszczerbków, co więcej kolejne katastrofy mogły nadejść.
Dodatkowo czuję pewien zawód ofertą szkół czarodziejskich w ostatnich latach. Wydają się leniwe, konwencjonalne i jakby zgubiły się w swojej roli. Masowa produkcja bezmózgich czarodziejów. Zawsze w licznych klasach równanie jest do średniego poziomu, ja tego nie chcę. Wymagać trzeba zawsze najwyższych celów, wszystko inne jest stratą czasu – ocenił krytycznie, pozostawiając opinie o niefrasobliwym posyłaniu dzieci do wrogów dla siebie. Niektórzy mogli widzieć we Francji sojusznika, może mieli rodzinne koneksje, ale był przekonany, że jeśli byłoby to korzystne dla Francji to momentalnie wbiliby im nóż w plecy. Cóż, zrobiłby to samo jeśli jego kraj, by zgarnął nagrodę. Podarował babeczki drogim paniom, przysłuchując się szkolnym opowiastką krukonów. Jakkolwiek chwalebnie nie brzmiały słowa Mitcha na temat ich rywalizacji, nie mógł sobie wyobrazić Mildred w pokojowej rywalizacji. Może jednak wszystko zależało od konkurenta.
Przyszło mi poznać talenty malarskie Panny Crabbe, więc nie zdziwiony jestem jej zwycięstwem. Słyszałem jednak wiele pozytywnych słów o innych twoich umiejętnościach – kilka komentarzy od odpowiednich osób, skomlenia Igora i można było pewne obserwacje odnotować. Może nie łamiące czołówek gazet, lecz wystarczające, by zostać zauważonym. Mistrz Mario Scarpelli pragnął jednak zaprezentować swoje dzieło z fanfarami, tworząc małe przedstawienie. Obserwował jak piękny paw lata nad ich głowami, okazując się w pełnej krasie dla widowni. Sięgnął po pióro, zafascynowany słowami mistrza, jak i samymi możliwościami magii. Gdy ponownie spojrzał na cukiernika ten posłał mu spojrzenie, które było co najmniej nieprofesjonalne i delikatnie zabawne, możliwe, że jednak jego umysł miał już najlepsze czasy za sobą.
Wydaje mi się jakbym kojarzył skądś tego człowieka – szepnął do Mildred, nadal trzymając w swojej dłoni piórko. Po ostatnim akcie ze strony cukiernika nie pewny był chęci spróbowania, z drugiej strony chętny był do zaznania nowego oblicza magii.



2
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12145-skrytka-bankowa-2587
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]24.06.24 15:20
Zaśmiał się w głos słysząc prztyk w swoją stronę.
-I będziesz mi psuł teraz reputację, taki z ciebie kolega? - Zakpił wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Towarzystwo lgnęło do słodyczy jak pszczoły do miodu. Nie miał co się dziwić, wszystko wyglądało iście bajecznie, a każdy na moment mógł zapomnieć, że jest dorosłym.
Towarzystwo jednak zignorowało jego obecność, poza panną Crabbe, która spojrzała na niefo przychylniejszym wzrokiem. Najwidoczniej w tak małym otoczeniu może być tylko dwóch gwiazdorów, a tym razem prym wiódł Mitch. Musiał więc mu ustąpić pola, zwłaszcza, że pojawił się główny organizator zamieszania i wybrał Mitcha do bycia jego królikiem doświadczalnym.
Poklepał więc mężczyznę po ramieniu i bezceremonialnie pchnął w stronę sceny życząc powodzenia.
-Jak panie myślą? Poleci mu para z uszu czy zacznie skakać jak małpa? - Zapytał Hypatię oraz Mildred gdyż stał najbliżej nich. Nie od dziś wszyscy wiedzieli, że słodycze potrafiły spłatać figla w dzieciństwie co sprawiało, że rodzice ściągali swoje pociechy chociażby z sufitu lub czekali aż zejdzie z nich powietrze kiedy zamieniły się w balony. Patrząc na pawie i słysząc o skrywanych fantazjach parsknął pod nosem. -Lepiej, aby pewne fantazje nie zostały ujawnione, bo połowa zebranych tu osób zemdleje z wrażenia.
Oczywiście sięgnął dłonią od razu po słodki specjał ciekaw jego efektów i czy rzeczywiście ujawni on skrywane marzenia i pragnienia.
Spoglądał na unoszącego się pawia, na falujący tłum, gdzie jedni spoglądali zalęknieni na to cudo cukiernictwa, inni z pewną dozą zafascynowania. Sięgali po swoje pióra, ale odwagę miało niewielu aby skosztować łakoci tu i teraz. On nie miał takich problemów, szybko ugryzł fragment.
Smak sorbetu cytrynowego od razu zaatakował kubki smakowe na języku, sprawił, że skupił uwagę na Mistrzu Ceremonii, a ten zdaje się, że puścił do niego oczko. Kenneth zmrużył nieznacznie oczy zastanawiając się gdzie go już widział.
-Też wydaje mi się znajomy… - Mruknął pod nosem, ale nie potrafił przypisać jego twarzy do nazwiska innej osoby. Szkoła? Inny marynarz albo przemytnik, któremu musiał obić nos w jakieś portowej tawernie?

|rzut


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]26.06.24 15:30
Całe szczęście, że postanowiła zatrzymać się niedaleko Melisande. Słuchając odpowiedzi Mitcha na jej pytanie, szczególną uwagę zwróciła na słowa o przywracaniu dawnej świetności budynkom. Surrey potrzebowało tego jak nigdy dotąd, musiała zwrócić się do tego człowieka, poznać bliżej jego talenta. Albo może lepiej, żeby zrobił to Barty? Och, decyzja mogła jeszcze trochę poczekać, na przykład do końca wizyty w cukierni. Niemniej jednak skinęła głową w podziękowaniu za przyjemne słowa, zwracając uwagę na nienachalne nastawienie mężczyzny. Bardzo dobrze, wolała to, niż kogoś znacznie bardziej... Wylewnego.
Słuchała słów brata, punktującego słabości szkolnego systemu. Przytaknęła mu ruchem głowy, mając to samo zdanie. Poziom nauczania nie był prawdziwie niski, na pewno nie w Hogwarcie. Ale poziom wymagań oznaczał coś zgoła innego. I tak oto uczniowie z rodzin, które nie widziały swego życia w magicznym świecie albo miały z nim niewiele wspólnego, nie mieli tej samej motywacji co uczniowie szczycący się błękitną, czy nawet czystą krwią. Nie czuli się odpowiedzialni za świat, nie czuli się jego przyszłymi władcami. Nie przyjmowali więc nauki jako szansy na zadbanie nie tylko o siebie, nie tylko o rodzinę, ale o pokolenia, przeszłe i przyszłe, tylko jako przykry obowiązek, co dodatkowo drażniło ambitną Hypatię. Nie odezwała się jednak, w tej samej chwili ostrożnie odwijając babeczkę z papieru, aby później zebrać jej kawałek na widelec, który wsunęła do ust.
Z ukrytą pod warstwą kurtuazji ciekawością spojrzała na zdjęcie przedstawiające damę oraz cukiernika. Lata temu, powtórzyła po kobiecie w myślach, ciekawe, co tak długo zatrzymało mistrza w pracowni cukierniczej, bo przecież nie brak pomysłów ani cukru. Jeżeli tego dnia miało mieć premierę coś naprawdę niezwykłego, teraz antycypacja młodej damy sięgnęła zenitu. Wszystko, co nie będzie, chociażby w połowie nowatorskie, czy ekstrawaganckie, będzie oznaczało nic innego, jak zawód. Pokiwała głową z uśmiechem, tego wymagało się od aktywnych słuchaczy, choć przez chwilę przeniosła wzrok na Melisande. Czy starsza kuzynka również oddawała się tej... słodkiej ekscytacji? Następnie przesunęła spojrzenie na kotarę, coś tam szumiało albo szczękało, znaczyło to więc, że do wielkiego debiutu nie zostało już sporo czasu.
— Bardzo mi przykro z powodu odejścia waszego męża, lady — ułożyła dłoń na wysokości serca, pochylając czoło ku pamięci zmarłego. Zaraz jednak wzniosła jasne spojrzenie w górę, jeszcze raz omiatając nim kapelusz. — Cudownie jednak, że macie po nim tak piękną pamiątkę — westchnęła niemalże wzruszona, powoli opuszczając dłoń ułożoną na sercu, notując jednocześnie, że Cynobrowy Świergotnik, poza infantylną nazwą — wszak każdy czarodziej wiedział, że świergotniki miały pióra owej barwy — produkował kolekcje dla starych dam. Poza prezentem dla babci nie miała tam czego szukać.
Czując na sobie spojrzenie Deirdre, odpowiedziała jej tym samym. Nieunikającym konfrontacji, zawieszonym wprost w czerni jej tęczówek. Nie bała się ciężaru, który roznosiła wokół siebie Namiestniczka, choć nie do końca świadoma była jego źródła. Może to jej wygląd, tak odcinający ją od prawdziwych Anglików, a może to ta niezbyt charyzmatyczna rezerwa, która sprawiała, że Hypatii zdawało się, jakby Mericourt coś przed nimi wszystkimi udawała. Z jednej strony spoufalająca się z lady Rosier i Travers, z drugiej strony szafująca najbardziej chyba nudną odpowiedzią na ulubiony smak babeczki. Lawenda.
Cóż za rozczarowanie.
Gdy tylko przestrzeń wokół nich przyciemniała, Hypatia instynktownie zbliżyła się do Bartemiusa. Towarzystwo starszego brata zawsze stanowiło dla niej nieprzebrane źródło otuchy, zwłaszcza w sytuacjach, których nie znała. Skupiona na ciemności przez moment ignorowała znajome uczucie sięgnięcia po złocone lusterko, z którym nigdy się nie rozstawała. Zwłaszcza gdy mgiełka dotknęła odkrytej skóry, gdy zrobiło się tak dziwnie chłodno, miała wrażenie, jakby stanowiło to preludium czegoś znacznie większego, niż cukiernicze show, może preludium wizji. Ta jednak nie nadchodziła, nawet gdy pojawiły się kolorowe ogniki; tak też zniknęła cała chęć do spoglądania w lusterko, bo oto niedługo później pojawił się... Paw? Hypatia nie spodziewała się — podobnie pewnie jak reszta przebywających w Czekoladowej Rzece czarodziejów — czegoś podobnego, dlatego też z jej ust uciekło napowietrzone westchnienie, a ręka wsunęła się pod ramię Bartemiusa. Przylgnęła do brata, jedynej bezpiecznej osoby, nie rejestrując jeszcze, jak bardzo dziewczęce, nie kobiece było to zachowanie. Spojrzenie sunęło natomiast torem lotu ptaka, zatrzymało się, dopiero gdy zatrzymało się magiczne zwierze. Wtedy też powoli wysunęła dłoń spod bratowego ramienia, powracając postawą do niezachwianej, szlacheckiej dumy. Klaskała już ze wstrzemięźliwą radością, powstrzymując się od uniesienia brwi na zemdlenie, niemalże teatralne, pewnej panny. Nie zwróciła na nią większej uwagi, przede wszystkim skupiając się na mistrzu cukiernictwa. Nie wyglądał bowiem na człowieka, który zawodowo zajmuje się wypiekami i gdyby nie widziane wcześniej zdjęcie, zapewne nie uwierzyłaby, że to on jest odpowiedzialny za tyle słodkości.
— Imponujące, innowatorskie i inspirujące odpowiedziała płynnie Deirdre, ściszając głos do szeptu. Mogła nie przepadać za londyńską uzurpatorką, ale nie oznaczało to, że zamierzała ją ignorować. Kobiety u władzy były rzadkością i po prawdzie... Hypatia była jej odrobinę ciekawa. Nawet po pierwszym rozczarowaniu babeczkami.
Niemalże ordynarny komentarz ze strony Kennetha spotkał się z wymownym, karcącym spojrzeniem Hypatii. Dziewczęca uprzejmość na chwilę uległa rozproszeniu, przywołując zdecydowaną reakcję. Słowa marynarza były bowiem zbędne i mogły przystawać (choć i w to wątpiła) pannie Crabbe, ale z pewnością nie jej.
— Chwila cierpliwości i sprawdzi pan to na własnej skórze, panie Fernsby — odpowiedziała wciąż melodyjnie, jednak z wyraźną nutą stanowczości, spoglądając wymownie na talerz marynarza. Gdy taca z piórami zjawiła się obok nich, pozwoliła starszym od siebie czarownicom przeżyć nietypowe doświadczenie pierwszym, wreszcie samej sięgając kryształowego pióra. Leżało na jej dłoni niemalże wygodnie, choć było wyczuwalnie zimne. Feeria barw odbijająca się w jego strukturze przyciągała wzrok, Hypatia zmrużyła zatem oczy, chcąc chłonąć to wrażenie najmocniej, jak tylko się dało. Dopiero widok korytarza, gdzieś w piwnicznych ciemnościach, z wilgocią osadzającą się na murowanych ścianach sprawiła, żę ręka trzymająca pióro zadrżała. Prędko jednak przymknęła powieki, a później otworzyła je, szukając wzrokiem potwierdzenia swojej reakcji u brata. Nie tylko ona to widziała, prawda?

| rzut


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Cukiernia "Czekoladowa Rzeka" [odnośnik]26.06.24 21:00
Przysłuchując się, chcąc nie chcąc, wymianie zdań między Madame, a młodym lordem byłem szczerza zafascynowany. Gdybym nie orientował się mniej więcej jakie panują nastroje na poziomie panujących, z cała pewnością pomyślałbym, że ta dwójka właśnie prowadzi uprzejmą rozmowę. Nie było tak jednak, a ja z każdym zdaniem zyskiwałem coraz większy szacunek do ich umiejętności posługiwania się słowem. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałem o nich jak o tancerzach, w idealnej choreografii, którzy swoimi umiejętnościami zachwycali publiczność. Nie wiedziałem czy ktoś inny im się jeszcze przysłuchiwał, ale ja się bawiłem świetnie.
Kiedy jednak Bartemius na moment się wycofał, ku mojemu rozczarowaniu, przeniosłem spojrzenie na Mildred. Obdarzyłem ją delikatnym uśmiechem i być może trochę za długo jej się przyglądając. Za długo dla kogoś, kogo ewentualnie obchodziłyby takie rzeczy. Osobiście specjalnie nie przywiązywałem do tego uwagi, nie znając tych wszystkich zawiłych zasad. Znałem podstawy i dochodziłem do wniosku, że tyle wystarczy by nie popełnić faux pas.
- Jestem przekonany, że ten kominek przetrwa jeszcze wiele pokoleń krukońskich artystów. - odparłem spokojnie nadal lekko się przy tym uśmiechając, po czym uniosłem brew ku górze z lekkim rozbawieniem wymalowanym na twarzy – A więc uważasz, że jestem utalentowany? - nie potrafiłem sobie odmówić tego aby się z nią trochę podroczyć – Czas szybko leci stety i niestety. Wszystko zależy od nas i od tego co z tym czasem zrobimy. - dodałem spokojnie lekko przy tym kiwając głową.
Po chwili jednak skupiłem swoją uwagę na Crouch’u. Słyszał o moich umiejętnościach? Ale których? Przede wszystkim co słyszał? Czy były to same pochwały i zostałem mu przedstawiony w superlatywach czy wręcz przeciwnie. Naturalnie inne słowa na mój temat, inne niż pochlebstwa, w ogóle nie wchodziły w grę gdyż nie doprowadzałem, a w każdym razie starałem się nie doprowadzać do sytuacji, w których ktoś mógłby mnie postawić w złym świetle.
- Ciekaw jestem lordzie co takiego słyszałeś na mój temat, jak również o kogo? - powiedziałem spokojnie nie specjalnie kryjąc zainteresowanie.
Chyba każdy normalny człowiek był czasami ciekaw co ludzie o nim mówią. Zwłaszcza, że, jak w moim przypadku, chciałem aby o mnie mówiono, jednak przede wszystkim ze względu na moją prace, a nie jakiś niedopowiedzeń lub plotek.
- Czyżby jedną z tych osób był mój szanowny kuzyn Igor? - dodałem po chwili przypominając sobie jak kuzyn nawiązywał rozmowę z Bartemiusem zarówno podczas wydarzenia w Kirke jak i zostaliśmy wezwani do Ministerstwa na roboty.
Miałem coś jeszcze dodać kiedy nagle uwaga wszystkich skupiła się na wejściu prowadzącym na zaplecze. Zdecydowanie zaczynało się to po co wszyscy tu przyszli, oprócz słodkości naturalnie. Sam z zadowoleniem oglądałem to niecodzienne widowisko z zainteresowaniem i czymś na wzór podziwu. Stworzenie czegoś takiego wymagało niesamowitych umiejętności w dziedzinie transmutacji i musiałem sam przed sobą przyznać, że poczułem nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Ile mógłby zrobić mając takie umiejętności. Chociaż nie zmieniało to jednak faktu, że kiedy mistrz wyszedł i otworzył usta już straciłem zapał. Jego dzieła były niesamowite, z tym się nie mogłem kłócić, ale to przechwalanie się było totalnie niepotrzebne. Przecież wszyscy widzieli to na własne oczy.
Zanim zorientowałem się co się dzieje, najpierw poczułem jak Mildred zaciska dłoń na moim ramieniu. Obróciłem głowę w jej kierunku, żeby sprawdzić o co chodzi i ewentualnie zapewnić ją, że nic się nie dzieje i nie musi się przejmować, jednak w tym momencie Kenneth postanowił pchnąć mnie do przodu. Wtedy zrozumiałem, że osobą, do której przed chwilą zwracał się cukiernik, byłem ja. To była dopiero komedia, niby z jednej strony chciałem rozgłosu, ale z drugiej takie wystąpienia w ogóle nie były w moim typie. Starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo zdezorientowany jestem wyszedłem z tłumu i stanąłem obok cukiernika. Spojrzałem na misterne, kryształowe pióro, które było co najmniej fascynujące, z lekką niepewnością, ale po chwili lekko wzruszyłem ramionami, po czym ugryzłem kawałek kryształu.
Efekt był niemal natychmiastowy, najpierw dziwne mrowienie, przyjemne na swój sposób, a po chwili jakby przeniosłem się myślami do czasów szkolnych. Z lekkim uśmiechem wymalowanym na ustach przypomniałem sobie zadowolenie jakie mnie ogarnęło gdy okazało się, że egzamin, na którym mi zależało, zdałem z bardzo dobrym wynikiem, rosnącą z każdym dniem ciekawość budynkiem szkoły, kiedy postanowiłem odkryć każdy jej zakamarek. To były dobre wspomnienia, jednak też gdzieś tam czaiły się nieprzyjemne, związane z boginem, którego forma poznałem pierwszy raz na zajęciach z OPCM. Aby ich uniknąć mimowolnie rozejrzałem się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem znajomej twarzy, a taką twarzą okazała się być panna Crabbe. Kiedy jednak na nią spojrzałem wspomnienie wspólnych wieczorów, o których przed chwilą rozmawialiśmy, powróciło ze zdwojoną siłą. Czy mi się wydawało, czy ona również patrzyła w moim kierunku? A może o tylko część wspomnienia sprzed lat, kiedy siedzieliśmy na dywanie przed kominkiem wymieniając się pomysłami na kolejne obrazy i rysunki? Dziwnym trafem nie zaniepokoił mnie fakt, że w tym momencie nie specjalnie mogę odróżnić wspomnienie od rzeczywistości.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Cukiernia "Czekoladowa Rzeka"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach