Wydarzenia


Ekipa forum
Martwe drzewo
AutorWiadomość
Martwe drzewo [odnośnik]16.07.19 21:06
First topic message reminder :

Martwe drzewo

Na skraju otaczającego Dolinę Godryka lasu, tuż przy końcu jednej z uliczek, rośnie rozłożyste, martwe drzewo: przez cały rok pozbawione liści, rozciąga nad niewielką polaną łyse gałęzie, dla niektórych z mieszkańców stanowiąc sól w oku, dla innych – ulubione miejsce spotkań. Chociaż nie wiadomo, dlaczego właściwie obumarło, to okoliczni czarodzieje jednogłośnie łączą ten moment z dniem, w którym Albus Dumbledore, przez wiele lat mieszkający w Dolinie Godryka, odszedł, przegrywając sławny pojedynek z Gellertem Grindelwaldem. O ile wierzyć można tym opowieściom, to właśnie wtedy z drzewa opadły wszystkie liście, a kora zaczęła wysychać, przybierając jasną, prawie białą barwę, na której ciemniejszymi liniami wyryte są inicjały poległego czarodzieja.
Drzewo samo w sobie wygląda dosyć tajemniczo, najpiękniejsze staje się jednak późnym wieczorem, gdy robi się ciemno, a na jego gałęziach zasiadają setki zamieszkujących pusty pień elfów, które z jakiegoś powodu – być może ze względu na porzucenie tego miejsca przez nieśmiałki – szczególnie upodobały sobie martwą roślinę. Ich skrzydełka, lśniące jasno w świetle księżyca, przypominają poruszane wiatrem, srebrzyste liście, a z samej korony przez całą noc dobiegają elfie śpiewy i radosne chichoty, rozpoznawalne tylko dla zaznajomionych z tym gatunkiem czarodziejów.
Elfy zamieszkujące drzewo rzadko kiedy zaczepiają ludzi, uwielbiają jednak słuchać opowieści. Jeżeli historia im się podoba, zlatują niżej, obsiadając mówiącego i obsypując go kolorowym brokatem; mówi się też, że za najpiękniejsze historie odwdzięczają się dobrymi życzeniami, a te wypowiedziane w ich kierunku lubią się spełniać. Należy jednak uważać, bo próżne elfy łatwo jest urazić, narażając się na ich gniew.

Aby opowiedzieć historię elfom, należy – znajdując się bezpośrednio pod drzewem – zawrzeć ją w poście, a następnie wykonać rzut kością k100, do wyniku doliczając bonus z biegłości retoryki. Otrzymany wynik należy zinterpretować zgodnie z poniższą rozpiską:
krytyczna porażka – opowiadającemu udaje się, dosyć pechowo, urazić elfią dumę; podnoszą zbiorowy krzyk, otaczają delikwenta chmurą i zmuszają do opuszczenia polany (należy opuścić lokację); mimo że zazwyczaj nie bywają pamiętliwe, będą reagować podobnie przez kolejny miesiąc – za każdym razem, gdy osoba, która wypadła z ich łask, znajdzie się blisko;
10 lub mniej – elfy stają się rozdrażnione i zdenerwowane; zlatują niżej, ale tylko po to, by dmuchnąć opowiadającemu kolorowym brokatem w oczy;
11 - 50 – elfy przysiadają na niższych gałęziach i przysłuchują się uprzejmie, ale zachowują dystans;
51 - 90 – elfy przysiadają na niskich gałęziach, trawie i szacie czarodzieja, śpiewają w akompaniamencie do historii i obsypują opowiadającego (oraz jego ewentualnych towarzyszy) kolorowym pyłkiem;
90 i więcej – elfy są oczarowane opowieścią; nie tylko zlatują na polanę, przyozdabiając ją całą trzepoczącymi skrzydełkami, ale też obdarowują opowiadającego dobrymi życzeniami, chroniącymi przed nieszczęściem: przez cały trwający miesiąc fabularny nie dotyczą go efekty krytycznych porażek;
krytyczny sukces – zachwycone elfy godzą się na spełnienie jednego życzenia postaci* – należy skontaktować się z Mistrzem Gry.

*Na miarę swoich możliwości; magia elfów jest słabsza niż ta należąca do czarodziejów, nie są zdolne do odebrania komuś życia urokiem ani zaprowadzenia pokoju na świecie.

Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Martwe drzewo [odnośnik]08.02.21 20:59
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 28
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]08.02.21 22:40
- Król wilków... - powtarzam szeptem, jakby z zachwytem, bo to iście zachwycające; ja, prosty człowiek, mam przyjemność z władcą, może nawet bym mu się ukłonił, gdybym nie był taki rozlany po trawie, że ledwie się poruszam. Albo inaczej - poruszać się mogę, ale wszystkie członki mam tak ciężkie, że wcale mi się nie chce - To dlatego się tak świecisz? Bo jesteś królem? - pytam; to by przecież miało sens; musiał się jakoś odznaczać na tle innych, szarych futer, a obok tego blasku nie dało się przejść obojętnie. Migotał prawie tak jak elfy, nieśmiało krążące gdzieś w koronach drzew. Później zamyślam się głęboko, w skupieniu marszcząc brwi - Zwierzęta robią nowe zwierzęta... Jak ludzie robią nowych ludzi to też jest piękne. Zresztą jak nie robią, a tylko chcą... się bawić to też jest w sumie piękne - kiwam głową z poważną miną. Miłość w ogóle była piękna, o ile obie strony czuły podobnie, inaczej zaczynała być toksyczna, ale na te mroczne ścieżki nie chcę dzisiaj wstępować. Nie, kiedy jest mi tak dobrze, kiedy ekstaza uderza we wszystkie komórki ciała, a ja chcę tylko tu być. Nic więcej nie ma znaczenia, nie potrzebuję niczego oprócz towarzystwa wilczego króla - Więc mów - zachęcam go, bo tym krótkim wstępem zasiewa ziarno ciekawości, które kiełkuje we mnie w zastraszającym tempie. Zamieniam się w słuch, co jakiś czas dmuchając w napięte źdźbło trawy. Zaczynało się niewinnie - taniec wśród gwiazd zdawał się taki beztroski, a jak zamykałem oczy czułem się tak, jakbym i ja tam był, jakbym czuł śnieg osiadający na policzkach i tę wolność, którą mu zabrano. Marszczę nos, podnosząc jedną powiekę, by zerknąć na typa. To smutne, gnić na uwięzi, na czyjejś łasce; wolność zabierali nam wszystkim i w pewnym sensie go rozumiałem. Ja zawsze chciałem odkrywać, a tymczasem trułem się londyńskim powietrzem, co więcej - na własne życzenie. Wzdycham przeciągle, opuszczając dłonie, a smutek rozlewa się po moim ciele. Ale nie teraz, teraz nie było na to czasu - Dziwna Anglia rodzi pokolenia dziwaków - wzruszam ramionami. Kończy swoją opowieść a ja milczę przez długi czas, dumając nad zadanym pytaniem - Wiesz, bycie samotnikiem jest trudne. Wolność jest smaczna, ale tylko jeśli możesz ją z kimś dzielić - resztę niech dopowie sobie sam; elfy przysiadają na niższych gałęziach, są zaciekawione, a ja postanawiam kłuć żelazo póki gorące - Twoja historia jest smutna. Piękna i smutna, w zamian opowiem ci moją - mówię, wbijając w niego spojrzenie błękitnych tęczówek - Ale nie możesz nikomu o tym powiedzieć, inaczej być może skazałbyś mnie na śmierć - kiwam głową. Odrzucam źdźbło trawy i przecieram usta nadgarstkiem - Kiedyś miałem swój statek, byłem prawdziwym kapitanem. Raz dobiliśmy do brzegów Arabii i zaproszono nas do seraju, to taki pałac, w którym mieszka sułtan wraz ze swoimi żonami. Karmiono nas daktylami i pojono słodkim winem, jedna z kobiet, kochanica władcy, o skórze smaganej promieniami słońca, bawiła nas swoim zmysłowym tańcem. Zakochałem się i ona też, na zabój, nic oprócz tej miłości nie miało znaczenia. Wiec postanowiliśmy uciec, ja i Mao, bo tak miała na imię. Zrobiliśmy to pod osłoną nocy, tylko gwiazdy wskazywały nam drogę, ale sługa, który pomógł nam opuścić pałac okazał się zdrajcą, sprzedał nas za kilka dirhamów, a wściekły sułtan posłał za nami pół swojej armii, ich oddech czuliśmy na karku, ale obydwoje wierzyliśmy, że się uda. Niestety, dopadli nas w przesmyku morza Czerwonego, nie mieliśmy szans, żeby się z nimi mierzyć, wszak podróżowaliśmy na niewielkiej łodzi. Wtedy Mao kazała mi ukryć się w beczce, a sama stanęła na przeciw tysiącom Janczarów, pożegnała mnie najsłodszym pocałunkiem. Nawet teraz czuję na ustach smak tamtych czułości - przesuwam palcami po własnych wargach, jakbym naprawdę smakował tamtej słodyczy, przymykam na moment ślepia - Powiedziała, że byłem jej jedyną, prawdziwą miłością, że zawsze będzie ze mną, że każdego dnia wzniesie się na horyzont jako ta najjaśniejsza gwiazda i będzie nade mną czuwać. Potem morze Czerwone znowu spłynęło szkarłatem, a ja długo tułałem się w swojej beczce. Syreny pomogły mi dobić do brzegów Somalii, gdzie przez kolejnych kilka tygodni dochodziłem do siebie pod okiem tamtejszego szamana. Wiesz, czasem brakuje mi Mao, ale w każdym wschodzie słońca widzę jej uśmiech, kiedy promienie muskają moją skórę to wiem, że to ona, że jest ze mną i czuwa, znika tylko nocą, ale wtedy mam ze sobą to - sięgam za koszulę wyjmując zza kołnierza łańcuszek, na którym dynda wisior w kształcie słońca - Zawsze jest ze mną - kończę. Zmyślam, ale to nie ma znaczenia. Wisiorek podarowano mi w innych okolicznościach, jednak to już całkiem inna historia. A ta? Podobała mu się? Podobała się elfom?...

perswazja I




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Martwe drzewo [odnośnik]08.02.21 22:40
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 91
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]09.02.21 0:22
Świecę się, bo wpadłem w krzak - chciał odpowiedzieć, ale zachwyt w głosie Kapitana natchnął go do czegoś nowego i jakże ludzkiego. Do kłamstwa. Albo, może półprawdy? W końcu zaczął się świecić mniej więcej wtedy, gdy Forsythia opowiedziała mu o królu wilków, gdy przybrał imię Fenrira.
-Ta...ak. Dlatego. - odparł więc, ośmielony własną euforią i ciekawością Kapitana. Wyprostował się dumnie, choć trudno mu było utrzymać kręgosłup w pionie. Wszystko wirowało. Zmarszczył brwi, w skupieniu słuchając przemyśleń kolegi na temat robienia zwierząt i ludzi.
-Jak nie robią nowych ludzi? - spojrzał na Kapitana podejrzliwie, zastanawiając się, czy da się tak bawić i jak, bo jak na jego oko, to każda taka zabawa wiązała się z ryzykiem zrobienia nowego człowieka. Skoro to jest w porządku i piękne, to jasne, że chciał spróbować! -Ej, a znasz jakieś miejsca, gdzie można się pobawić? - zapytał, bo jak dotąd to jakoś nie spotkał chętnych do zabawy. Przy Forsythii nudziarz od razu się przebudził, a przy Celine rozproszył go pożar. Nudziarz obiecał mu towarzystwo samic tak, jakby wiedział, gdzie się je spotyka - ale potem odmówił kooperacji, cham jeden! Przynajmniej Kapitan był pomocny. I mądry. I mówił zagadkami.
Wolność jest smaczna, ale tylko, jeśli masz z kim ją dzielić. - to dziwne, bo po co dzielić się jedzeniem? Fenrir zrozumie to dopiero, jeśli ktoś bezinteresownie podzieli się z nim samym. Hm, chyba, że ta strzykawka to jak jedzenie? Jeśli tak, to już Kapitan był bezinteresowny i ćpanie z nim smakowało dobrze.
-Dzielenie się jest trudne, z niewłaściwą osobą. - westchnął ciężko, mając na myśli, jak trudno było dzielić im się tym ciałem. Jemu i Michaelowi. Może z mniejszym sztywniakiem byłoby lepiej. Podciągnął kolana pod brodę, zapamiętując słowo smutne.
-Nie powiem! - obiecał, bo Kapitan od razu wzbudził jego ciekawość. Miał talent, trzeba przyznać. Elfy zleciały niżej, zafascynowane, a Fenrir słuchał z szeroko otwartymi oczyma. Zaczął mu zazdrościć - przygód, podróży, jedzenia, a przede wszystkim pięknej Mao.
-Czekaj, ale co się z nią stało? Co z nią zrobili ci janczarzy? - dopytał nerwowo. Co to są janczarzy? Elfy wydawały się to wiedzieć, zleciały i zaczęły śpiewnie gratulować Kapitanowy, latając wkoło i obsypując go kolorowym pyłkiem. Teraz świecili się obaj, jeden na srebrno, a drugi na tęczowo. -Podobało im się. Mi też. - pochwalił Kapitana Fenrir, który nadal marszczył brwi i siedział trochę jak osłupiały. -Ale nie rozumiem tej historii. - przyznał z trudem, bo nie lubił przyznawać się do niewiedzy. -Co się z nią stało? Dlaczego ciebie nie znalazła tylko została słońcem? Jak to jest z tobą, jak jej nie ma? Dlaczego wyrzekła się wszystkiego dla miłości? Co to jest miłość? Warto, Kapitanie? Się tak... wszystkiego wyrzekać? - dopytywał nerwowo, bo oto już kolejna rzecz, której nie doświadczył, ani sam ani z nudziarzem. Sztywniak uciekał od takich kwestii, uciekał od Hannah, od Cory, od wspomnień, od Fenrira, od samego siebie.
-Widzisz, ja ni... - nigdy nie kochałem, a jestem ciekawy, skoro to dla ludzi takie ważne - chciał powiedzieć, ale nie zdążył. Nagle czknął i zniknął. -hep!

Jeśli Kapitan się pośpieszył z odpowiedzią, Fenrir miał okazję usłyszeć choć część jego mądrości.

/zt czkam dalej :pwease:



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 05.03.21 22:28, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Martwe drzewo - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Martwe drzewo [odnośnik]20.02.21 1:01
- Noooo z seksu nie zawsze rodzą się dzieci - wzruszam ramionami; na szczęście, nie chciałbym przekazywać dalej swoich zjebanych genów, a życie w celibacie jakoś niekoniecznie mi się uśmiechało - Ta, wiele takich miejsc, w porcie jest ich od zajebania - obruszam się na samą myśl. Teraz to bym nie dał rady, nie stanąłby mi choćby skały srały - albo widły, albo ruchanie, zawsze trzeba było wybierać. Szkoda, seks po tym musiałby być nieziemski, mniej więcej tysiąc razy lepszy - Taaaa - kiwam głową. Tylko skąd wiadomo kto jest właściwą osobą, a kto nie? Czasem ciężko było wyczuć. Dobra, jak się kogoś znało, to wiadomo, ale jak kogoś poznajesz to nie wiesz czy nie wyjebie cię za kolejnym rogiem, pomimo tego, że do tej pory wydawał się całkiem przyjacielski. Zerkam podejrzliwie na swojego towarzysza, ale ten jakoś wzbudza moje zaufanie, myślę, że moglibyśmy się zakumplować. Cóż, wspólne ćpanie zdecydowanie zbliża ludzi. Moja opowieść brzmi w eterze, a elfy zlatują się na polanę serwując nam naprawdę piękne przedstawienie. Mam wrażenie, że otaczają nas setki kolorowych skrzydełek, że słyszę ich ciche głosiki, spływające na mnie błogosławieństwem; unoszę nieznacznie dłoń, przepuszczając między palcami kolejne smugi barwnego pyłu - Odeszła, na zawsze - mówię, powracając spojrzeniem do Fenrira - Co z nią zrobili? - marszczę brwi, po czym przesuwam palcem po gardle, tym oto gestem chcąc mu rozjaśnić sytuację. W powietrzu wisi tak wiele pytań, a ja muszę dać sobie chwilę żeby je wszystkie przetrawić. Hm, okej, od początku - Nie miała wyboru, jej ziemskie życie dobiegło końca - mówię spokojnie - Cóż, chyba już pogodziłem się ze stratą, muszę żyć dalej, tego by przecież chciała, żebym był sobą - kiwam głową. Co to jest miłość - to trudne pytanie. Rozmasowuję palcami skronie, wzrok uwieszając gdzieś na horyzoncie - Warto, jak kochasz to wszystko wydaje się jakby lepsze, choćby tak naprawdę było kompletnie do dupy, miłość sprawia, że żadne problemy nie mają znaczenia, dopóki otrzymujesz wsparcie od tego, kogo kochasz. Czujesz ją nawet tutaj, wiesz? - wskazuję na brzuch; te legendarne motyle naprawdę istnieją. Słyszę czknięcie i drgam, a kiedy odwracam się w kierunku Fenrira... jego już nie ma. Czy w ogóle tu był czy tylko mi się wydawało?...

/zt




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Martwe drzewo [odnośnik]20.02.21 1:57
| XX.10.1957

Dni stawały się coraz krótsze, jakby dla podkreślenia cieni zalegających w Wielkiej Brytanii. Mawiało się, że czuć było zmiany, śpiew ptaków krył smutek, szum wiatru niósł płacz, a ziemia cuchnęła śmiercią. Świat czuł, że działo się coś znacznego i równie strasznego. Wojna, możliwe że najważniejsza w dziejach. Taka, która zmieni obraz wszystkiego, sama natura z trwogą szykowała się na taką zmianę.
Cóż, była to chyba bzdura. Ludzie lubili widzieć siebie w centrum wszystkiego, ale tak naprawdę byliśmy mali w obliczu wszechrzeczy. Maleńkie drobinki na ogromnym obrazie, ledwie chwila na osi czasu. Las wydawał się dokładnie taki jak dawniej, kolejny raz trwały przygotowania do nadejścia mrozów, skutkujące ubraniem szaty jesieni.
- Jest coś pocieszającego w tym, że natura radzi sobie lepiej od nas, jakby niewzruszona naszymi problemami - zwróciłem się pogodnie do Yv, z którą spacerowałem wśród malowniczych drzew otaczających Dolinę Godryka. - Myślałaś kiedyś, co stałoby się z Ziemią bez nas? Gdybyśmy zostawili puste miasta... - zebrało mi się na gdybanie.
To był dobry dzień, taki wart zapamiętania. Mógł wydawać się prosty, ale dobrze przerwać troski, aby z przyjaciółką przejść się po lesie, z dala od zgiełku. Docenić żarty, szczerą rozmowę oraz spokój. Nie przyznałbym tego głośno, ale tęskniłem za Yv, za jej radami, śmiechem i przede wszystkim za jej ciepłem. W końcu dni stawały się zimniejsze. Uzdrowicielka potrafiła koić rany, nie tylko te fizyczne.
- Właśnie, byłbym zapomniał... mam coś dla ciebie - oznajmiłem uroczyście, przypominając sobie o pakunku w kieszeni płaszcza. - Właściwie dla nas, ale dżentelmen powinien szukać dobrych pretekstów, żeby robić coś dla siebie. Coś na osłodę życia! - stwierdziłem z uśmiechem, wyciągając opakowanie Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta. - Masz odwagę zaryzykować? - zapytałem zaczepnie.
Wyciągnąłem pudełko w kierunku Yv, czekając na jej ruch. Nawet nie zauważyłem, że w oddali, spomiędzy pni, można było dostrzec charakterystyczne drzewo. Martwe, pozbawione liści, jednak trwało dalej.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Martwe drzewo [odnośnik]21.02.21 15:43
kończę wątek z Kerstin, przepraszam, ostatni post! mompls

Hagrid jakby się tak głębiej chciał zastanowić, to nigdy nie poznał kogoś takiego jak Kerry. Taka miła i uczynna i w dodatku pielęgniarka z prawdziwego zdarzenia. Sam miał ciężko w tym całym nowym świecie, ale prawda jest taka, że Kerry na pewno miała gorzej. Czarodzieje, przynajmniej w Londynie, zwykle orientowali się, że jest półolbrzymem i chociaż czasem patrzyli jakoś tak dziwnie, to jednak postrach miał. Tonksówna za to w o wiele trudniejszej sytuacji była. Jeśli była mugolem to nie miała różdżki, a jak nie miała różdżki to jak mogłaby wziąć i poświadczyć, że jest czarodziejką i się ochronić przed jakimś atakiem? Czort jeden wiedział. Rubeus nawet chciał ją chronić, ale nie było jak. Przyszedł jedynie na jeden dzień, zaraz musiał wracać do Londynu by dalej pracować w Parszywym i czekać. Zresztą obiecał Pani Boyle, że jej pomoże, a Pani Boyle to była złota kobieta.
- O no ja też ten, no mam też nadzieję taką, że się jeszcze zdarzy w sumie - uśmiechnął się do dziewczyny. Miła była. - Możesz mnie zadręczać. Znaczy nie, że zadręczasz tylko ten, no mnie to dobrze. W sensie, że mów śmiało - mógłby jej tak słuchać i słuchać.
To nie tak, że Hagrid jakieś wybitne rady dawał, ale już się przez większość życia przyzwyczaił, że lepiej czasem zamknąć dziób i po prostu posłuchać co druga osoba ma do powiedzenia. Oczywiście, zwykle miał za długi jęzor, ale to jak już się rozkręcił. Przy Kerstin za to nawet trochę się zawstydził, próbował patrzeć na swoje słowa, by sobie wstydu nie narobić.
- No z tą nogą to tam było tak niechcący, szkoda gadać, naprawdę - zarumienił się i speszył trochę. Ostatnie czego chciał to Tonksowi zrobić krzywdę, ale skoro jego (chyba) rodzona, własna, prywatna siostra, nie do końca wiedziała co się stało, to Hagrid wolał jej nie rozpowiadać. Jeszcze by go wzięła za jakiegoś brutala, a przecież brutalem nie był. Czasem tylko ktoś go bardziej zdenerwował. Na wszelki wypadek przesunął się nieco do tyłu, bo kobieta wydawała się przestraszona. I po coś żeś to wziął Hagridzie powiedział? Naprawdę nie chciał jej przestraszyć. - Może nie, że sam... Tak się stało, że mnie uznali, że czarować nie mogę. Szkody pewno niosłem - naprawdę nie chciał jej się przyznać, że lata temu oskarżyli go o zamordowanie mugolaczki. Po pierwsze, to nie była prawda, a po drugie... po co miałby straszyć? Dzieciństwa i tak jakoś cudownie nie wspominał.
Matulka Kerry za pewne znacznie różniła się od tej Hagridowej. Frydwulfa, olbrzymka po której Hagridowi została jedynie pamięć jak się nazywała i postawny wzrost. Zostawiła ich gdy jeszcze Rubeus był młody. Od kiedy zobaczył olbrzymy w Londynie, nawet zastanawiał się czy jej nie poszukać, nie podpytać jednego albo drugiego o tym czy taką samicę kojarzy, ale ostatecznie nigdy się za to nie wziął. Pewnie ze strachu przed konsekwencjami spotkania i zwykłą myślą, że nie wie co miałby jej powiedzieć.
- E tam - machnął ręką. - Ważne, że tatko dobry chłop był. Szkoda go, bo mu serce złamała, ale to tyle. Ja to tam nieważne, se poradziłem przecież - uśmiechnął się, chociaż bladego pojęcia nie miał czy rzeczywiście sobie poradził. Zawsze mogło być lepiej. - Ja w Keswick to żem drewno ciął. W tartaku i na rąbaniu w sensie pracował. Praca lekka, a to zawsze na świeżym powietrzu można było posiedzieć, pogawędzić sobie, tak jak my teraz.
Chociaż to spotkanie nie przypominało spotkania z chłopami z tartaku. Oni zwykle gadali albo o chlaniu, albo o kobitach, albo o dzieciakach. Co prawda pić umiał, ale ani kobiet, ani dzieci Hagrid nie posiadał. Własnego pecha na innych nie chciał przenosić, a chociaż wystarczająco mocno się od matki odciął, to czort wiedział czy przypadkiem gdyby mu się dziecko urodziło, to by też kiedyś na polowanie nie poszedł i nie wrócił. Tak. Pogodził się, że już sobie będzie sam, swoich dni dożyje i tyle. Ale ta Kerry... Czy ten szum dookoła to jakieś stworzonka czy może tak mu w uszach szumiało...? Aż żal iść.

ztx2



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Martwe drzewo [odnośnik]26.02.21 10:35
Mieszkając jeszcze we Francji często wraz z rodziną przyjeżdżała do Wielkiej Brytanii w celu odwiedzenia krewnych. Wtedy nawet przez głowę by jej nie przeszło, że na stałe opuści swą ojczyznę na rzecz wysp. Po latach tu spędzonych jednak, po odnalezieniu samej siebie w Porcie, po przeciwstawieniu się swoim własnym demonom, a może po ucieczce przed nimi, w końcu poczuła się tu jak w domu. Całkowicie odmiennym od jej starego, a jednak dziwnie znajomym, kojącym. Nadeszły jednak czarne chmury, a wojna odmieniła los tych ziem, jak i tych ludzi. Wojna odbierała życia, powodowała, że ludzie nie mieli pracy, nie mieli co jeść, często cierpieli a nawet ginęli za nic nigdy nie opowiadając się za jakąkolwiek stroną konfliktu, nie wychodzili z domów w strachu przed policją i szmalcownikami, a miała nieodparte wrażenie, że to miał być dopiero początek. Skłamałaby gdyby powiedziała, że nie przeszło jej przez myśl, aby wrócić do Francji. Może i Francja poparła działania Ministerstwa, ale w porównaniu do Wielkiej Brytanii nie trafił ją otwarty konflikt. Nie miała jednak po co wracać do ojczyzny. Może i miała tam swoją rodzinę, ale tutaj również. Ułożyła sobie już tu życie, miała lecznice, ludzi, którzy ją potrzebowali, a także ludzi, których potrzebowała ona. Nie chciała uciekać, chciała wrócić do normalności, choć bardziej odpowiednim stwierdzeniem byłaby raczej nowa, oby lepsza rzeczywistość.
- Takiej to dobrze. - Rzuciła prześmiewczo na słowa mężczyzny. - Odrodziłaby się. Ludzie zapomnieli, że są wyłącznie jej mieszkańcami. Chcą władać wszystkim i wszystkimi, a i tak na końcu wygra ona. - Ona zawsze wygrywa. Nie da się przed nią uciec, bo przecież nie tylko życie jest częścią natury, a i śmierć. Podobał jej się ten porządek, niczym niepisana umowa, stary układ zawarty między siłami im całkowicie nieznanymi - krąg życia, którego nie dało się przerwać, bo żaden człowiek nie miał takiej mocy. Ludzie mogli karczować lasy, budować miasta, niszczyć je swoimi wojnami, ale i tak nie będą w stanie w pełni jej zniszczyć, nie praw nią rządzących.
Potrzebowała takiego spotkania, w otoczeniu nieskalanej zieleni z przyjacielem u boku. Nie widziała Artura już jakiś czas, więc tym bardziej cieszyła ją myśl o dzisiejszym dniu. Ostatnio traciła rachubę czasu, miała wrażenie, że traciła samą siebie. Wpadła w dziwną rutynę podobną jak przed laty w Świętym Mungu. Może to był po prostu jej sposób na radzenie sobie z problemami? Wtedy właśnie poznała blondyna, który pojawił się w jej życiu jak dawno zapomniany już Anioł Stróż wyrywając ją z melancholicznej pustki. Z jego wyrozumiałością, umiejętnością słuchania, poczuciem humoru, który potrafił rozświetlić nawet najciemniejszy dzień, po prostu nie dało się Longbottoma nie lubić.
Słysząc kolejne słowa młodszego mężczyzny rozbawiona uniosła brew z zaciekawieniem obserwując co ten wymyślił. - Aż taki jesteś pewien siebie? To nie ja będę zjadać te wszystkie niedobre. - Odparła częstując się jedną z fasolek, czując charakterystyczny, odświerzający smak jej uśmiech tylko się powiększył. - Mięta. To nie wróży ci dobrze. - Poinformowała go ze zdecydowanie przesadną pewnością siebie, ale w końcu chciała się nieco podroczyć. Swój wzrok przeniosła na znajdujące się na końcu ścieżki drzewo. Niby martwe, a jednak wciąż niczym pomnik, czy wciąż żywe wspomnienie, nadal stał między swoimi towarzyszami. - Dziwne, czyż nie? Jakby zatrzymał się w czasie, miejscu, przestrzeni. - Zapytała podchodząc bliżej do tajemniczego drzewa.

wylosowana mięta
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Martwe drzewo [odnośnik]03.05.21 21:09
Nigdy nie byłem we Francji, kontynentalna Europa wydawała mi się miejscem jednocześnie bliskim i odległym. Ledwie kanał La Manche dzielił Anglię od innego świata, który na przemian wzrastał oraz upadał tuż obok. Chciałem tam kiedyś pojechać, może Yv zgodziłaby się zostać przewodniczką za morzem.
Obcy, bliski świat. Z własnymi problemami, historią, ale czy nie takimi samymi ludźmi? Miał w końcu obok siebie dowód, ba, mimo innego pochodzenia wydawała mu się bliższa niż niejeden Brytyjczyk. Krew nie definiowała wartości człowieka, ani jej błękit, ani stężenie herbaty pitej o piątej po południu.
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, słysząc odpowiedź Yv.
- Tak było od wieków, cywilizacje upadały, a na ruinach wyrastały lasy - zgodziłem się po swojemu. - Trochę jak uczniowie w Hogwarcie, którzy zajmują sobie kąt w dormitorium na siedem lat. Z ich perspektywy to długi czas, dla zamku to ledwie chwila...
Człowiek to ledwie chwila, mały incydent na tle natury. Choć mógł wydawać się potężny, nadal nie potrafił w pełni narzucić przyrodzie swoich prawd. Nie mógł żyć wiecznie, bo bez śmierci nie ma życia. Bez ciemności nie ma światła, bez ciszy nie ma słowa. Człowiek co najwyżej potrafił się chwilę temu przeciwstawić, zatracić się w swoim pragnieniu, jednak czy to nie było skazane na porażkę?
Takie przemyślenia zostawiłem jednak na razie dla siebie, w dzisiejszym dniu szukałem jednak pogodniejszych rozmów. Wiedziałem jednak, że z Yv mógłbym o tym zapewne rozmawiać godzinami. To znów przywołało na mojej twarzy uśmiech.
- Dla mnie to dobry znak, mięta to elegancki smak - zauważyłem, licząc na właśnie taki smak. - Mięta to król smaków, tak jak bazyliszek jest królem węży. Mięta to obietnic dobrej paczki, bez jakiś okropnych paskudztw. - Sięgnąłem przy tak uroczystych słowach po fasolkę, licząc na coś równie przyjemnego.
Pierwsze ugryzienie jednak jasno dało mi do zrozumienia, że to nie jest mój dzień. Mimowolnie skrzywiłem się, zupełnie jakby za język złapał mnie druzgotek.
- Yv, wyobraź sobie słoneczne lato, słońce przyjemnie grzejące odsłoniętą skórę. Wtem widzisz niewielki strumień, krystalicznie czystą linię przecinającą zieleń. Postawiasz więc ściągnąć buty i skarpety, żeby schłodzić nieco stopy... - snułem enigmatyczną opowieść. - Wtem z krzaków wyskakuje Bertie Bott i przerabia skarpety na fasolki... zamknąłbym go w Azkabanie - zakończyłem historię mej męki.
Chwilę zajęło mi dojście do siebie, taki zdradziecki cios ze strony lubianych słodyczy bolał podwójnie. Nikomu już nie można było ufać, nikomu!
- Tak, jakby drzewo chciało coś upamiętnić - powiedziałem nieco smutnym tonem, przypominając sobie historię miejscowych. - Ponoć zgubiło wszystkie liście w 1945...

Wylosowane skarpety po całym dniu chodzenia latem
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Martwe drzewo [odnośnik]06.07.21 16:44
Czasami tęskniła za domem. Za słońcem, morską bryzą, złocistym piaskiem. Za dzieciństwem, murami Akademii, za śmiechem brata, czy słuchaniu gry na wiolonczeli - za tym co zostawiła za sobą. Kiedy Francja była snem, czasem błogim, zdecydowanie częściej tęsknym i przygnębiającym, tak Anglia była rzeczywistością, uświadomieniem, kubłem zimnej wody spadającej z nieba. Była wdzięczna, że trafiła na swojej drodze właśnie na Artura, który podobnie jak ten kraj wyciągnął ją z letargu, w którym tkwiła od czasu rozstania z synem. Starała się utrzymywać pozory, udawać przed innymi, że nic takiego nie miało w jej życiu miejsca, ale każdy człowiek miał swoje granice. Na samym początku udawała i przy Arturze do momentu aż zauważyła, że nie musi. Trudno było jej pogodzić jej z tym co się stało, szczerze wątpi, że kiedykolwiek będzie w stanie w pełni się z tą myślą utożsamić. Za bardzo kochała to co straciła, aby móc tak po prostu dać temu odejść w zapomnienie. Artur był tą ciepłą, popołudniową bryzą, która jako pierwsza od dawna przywołała u niej szczery uśmiech. Jest typem osoby, z którą nadzwyczajnie łatwo się rozmawia, a zarazem potrafi też wysłuchać. Przypominał jej nieco w tym blondwłosego chłopca w jasnoniebieskim, jedwabnym mundurku, z którym przesiadywała na błoniach. Artura traktowała jednak inaczej niż Edmonda z ich dziecięcych lat. Była o niego na pewno dużo bardziej zatroskana, a już szczególnie teraz, w czasach tak niepewnych, z nazwiskiem na listach gończych.
Dzieliła te same poglądy co on, choć wychowywana była w nieco odmiennym przekonaniu. Jej ojciec może nie posługiwał się typową mową nienawiści względem osób o innym statusie krwi, czy tym społecznym, ale wyraźnie zaznaczał granicę między tymi "lepszymi", a "gorszymi". Dla tego świata i sił natury wszyscy byli jednak tacy sami i tak samo skończą. Widziała jak krwawią mężczyźni i kobiety, czystokrwiści, mugolacy, biznesmeni, czy portowe panie lekkich obyczajów - każdy na ten sam kolor.
- Dla mnie mięta to smak przyszłego zwycięstwa. - Rzuciła obserwując jak Artur sięga po swoją fasolkę. Nie życzyła mu wylosowania złego smaku, ale trochę jednak może i na to liczyła. Nie ze złośliwości, oczywiście! Nieśmiała chęć utarcia młodszemu mężczyźnie nosa przecież nią nie była. - Zjadłbyś bliżej niezidentyfikowane fasolki leżące w miejscu, gdzie pozostawiłeś swoje skarpetki, które nagle gdzieś zniknęły? - Zapytała śmiertelnie poważnie próbując zamaskować swoje rozbawienie z raczej marnym skutkiem. - Powinieneś przelewać te historyjki na pergamin. Mógłbyś pisać pod pseudonimem. - Wyobraźni na pewno mu nie brakowało. Sięgnęła po kolejną fasolkę z nadzieją na szczęśliwy traf, lecz najwidoczniej jej pewność siebie odwróciła się przeciw niej. - Nie muszę sobie wcale wyobrażać tego słonecznego lata i tych nieszczęsnych skarpetek.  - Teraz już wiedziała jak smakują, nie żeby ta wiedza była jej do czegokolwiek potrzebna.
- Dwanaście lat temu... - Wyszeptała przyglądając się drzewu i próbując sobie przypomnieć kim wtedy była. - Miałam wtedy długie włosy. - Uśmiechnęła się na myśl, że to pierwsze co jej przyszło do głowy.  - Niedawno ukończyłam Beauxbatons, jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo będę tęsknić za Akademią, za błękitem mundurków, grą, śpiewem, nimfami. Dopiero zaczęłam swój kurs na uzdrowiciela. Było trudno. Domyślam się jednak, że kurs aurora nie jest ani trochę łatwiejszy. Bywałam na salonach. Ojciec miał nadzieję, że ja i siostra wyjdziemy za mąż za jakiegoś szlachcica. Jedna z nas nie zawiodła go pod tym względem. - Opowiadała wciąż nie spuszczając oczu z drzewa. - Pierwszy raz się zakochałam. Bez wzajemności, ale i tak nic by z tego nie wyszło. - Niektóre z tych faktów były dobrze znane Arturowi, inne mniej, bądź wcale. Nie lubiła mówić o przeszłości, wracać do niej. Chodź jej czas spędzony we Francji składał się w większości ze szczęśliwych chwil, to już na zawsze miał jej się kojarzyć z tymi dalekimi od dobrych. - Mieliśmy dużą rezydencje nad morzem. Wystarczył krótki spacer by znaleźć się nad wodą. Była czysta, nie tak jak w Tamizie. - Zaśmiała się krótko, po chwili jednak spuszczając wzrok. - Bałam się, wiesz? Dorosłości. - Bała się aranżowanego małżeństwa, tego że nie dane będzie jej decydować o swoim losie, że nie będzie mogła pomagać innym, bo nie pozwolą jej spełniać się w wymarzonym zawodzie. Świat wtedy miał dużo poważniejsze problemy, wokoło rozgrywały się  istotniejsze wydarzenia dla tych dziejów, choćby te związane bezpośrednio z tym drzewem. Ona była jednak daleko od tego wszystkiego, miała swoje sprawy i problemy. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że to co się wydarzyło w dalekiej Anglii będzie mieć ostatecznie wpływ na nich wszystkich. - A ty? Gdzie wtedy byłeś? Kim? - Zapytała w końcu przenosząc swój wzrok na niego.

test DNA
| perswazja I


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Martwe drzewo [odnośnik]06.07.21 16:44
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 17
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]08.08.21 1:02
3.01.1958

Śnieg prószył niczym w szklanej kuli, jakie zwykło się kupować na zimowych jarmarkach. Teraz jednak brak było w Dolinie głośnych karuzeli i stukotu podków, które zaprzęgnięte w sanie obwoziły gości po okolicy. Świat zmienił się diametralnie, a wojna pochłaniała coraz więcej żywych stworzeń i nadziei. Nie mogli się poddawać, przecież usilnie starał się trwać, działać, dbać o wszystkich tych ludzi, którzy potrzebowali wsparcia. A jednak gdzieś w duszy próżno było szukać przesadnej radości. Ból głowy i rąk bywał nie do zniesienia, nawet jeśli minęły już niemal 3 tygodnie od spotkania z olbrzymem. Wciąż trudnym zdawało się poruszanie, ale Somerset było względnie bezpieczne, przecież zadbali o to wszyscy mieszkańcy tych ziem. Stevie Beckett wciągnął zimne i orzeźwiające powietrze prosto do płuc, aż lekki kaszel wydobył się z ust. Las zdawał się być pusty o tej porze roku, a brak liści sprawiał, że gałęzie pokryły się miękkim puchem. Stevie stanął nad jednym ze ściętych pieńków, rozglądając się po okolicy. Była względnie bezpieczna. Czy przypadkiem wszędzie już nie widział zagrożenia? A jednak szedł w nie, nie pozwalał sobie na chwilę odpoczynku. Na drewnie położył broszę w kształcie kwiatu, która pomimo już dawno przegapionych własnych lat świetności, zdawała się być idealna. Szpilka z tyłu pozwalała na wpięcie jej w ubranie, unikając ewentualnego zgubienia. Przedmiotów takie jak te nie powinno się zresztą gubić. Zgodnie na zlecenie Samuela, tuż obok położył pięć spinek do włosów, a z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął fiolkę srebrnego gwiezdnego pyłu. Pora było zacząć pracę. Umieszczając odpowiednią ilość pyłu na przygotowanej tacce, zadbał o to, by brosza dobrze się w nim zanurzyła, tak samo zresztą jak spinki. Dopiero gdy upewnił się, że tak było, rozpoczął cały proces zaklinania świstoklika. Miał on zareagować jedynie dla osób, które przy sobie miały mieć wsuwki do włosów. W ten sposób zabezpieczony nawet jeśli wpadłby w niepowołane ręce, byłby kompletnie bezużyteczny. Obserwując, jak reakcje cząsteczek zachodzą w towarzystwie przedmiotu, wciąż wiązał je tam, aby świstoklik na pewno wyszedł. - Portus - wypowiedział w końcu skupiony.

świstoklik ze srebrnego gwiezdnego pyłu (typ I), zabezpieczony dla osób posiadających spinki do włosów
ST: 65 (-26 transmutacji, -13 za pierścień z runą nieskończonej liczby) = 26
jeśli udane, zt


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Martwe drzewo [odnośnik]08.08.21 1:02
The member 'Stevie Beckett' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 98
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]17.10.21 15:10
Miło było być szczerym, w końcu to tak ceniona w Gryffindorze cecha. Odstawić na bok grę pozorów, ciągłe myślenie nad każdym słowem, jego znaczeniu, powiązaniach, konsekwencjach.
Yv, jako portowa uzdrowicielka, nieodłącznie mi się z nim kojarzyła. Nie jednak z jego prozaiczną stroną, przekrzykującymi się żeglarzami, zapachem ryb i kieszonkowcami. Nie o to chodziło, takie porównanie było zupełnie nie na miejscu. Yv była jak przystań, bezpieczne miejsce, do którego mogłem się zwrócić, kończąc rejs po wzburzonych wodach, gdzie niebezpieczeństwo czaiło się na każdym kroku. Z premedytacją opuszczałem gardę, odsłaniałem się na atak, moja załoga nie wypatrywała wrogich działań. Po pierwsze, potrzebowałem takich chwil. Po drugie, wiedziałem, że przy niej mogę sobie na nie pozwolić.
- Jeśli... jak to wszystko się skończy, to powinniśmy to uczcić miętową ucztą w takim razie. Wszystko będzie miało miętowy smak, nawet obrós - zażartowałem niezbyt zręcznie, poprawiając się z "jeśli". - Gryfon musi wykazywać się odwagą, podejmując nawet ryzykowne akcje - odpowiedziałem z udawaną powagą. - Naprawdę? - zdziwiłem się, szukając w głosie Yv jakiejś zaczepnej lub żartobliwej nuty. - Może... Shortbottom? Nikt nie powinien się zorientować...
Zamrugałem zdziwiony. Jakie były szanse, że trafiła na ten sam smak. Spojrzałem nieufnie na pudełko, doszukując się jakiegoś spisku.
- Może Bottowie chcą nas wykończyć? - zastanawiałem się, pozwalając sobie na moment odłożyć niebezpieczne fasolki.
Zamilkłem, odstawiając na bok też głupie żarty. Słuchałem rozmówczyni z uwagą, doceniając dzielenie się takimi wspomnieniami, odwzajemniając uśmiech Yv na wspomnienie o długich włosach.
- Człowiek chyba nigdy nie sprosta w pełni oczekiwaniu swoich rodziców. Jest w końcu sobą, a nie ich wyobrażeniem na swój temat - przyznałem cicho, jakby w obawie, że zbyt głośny zepsuje całą tę atmosferę. - Żałujesz tego? - zapytałem ostrożnie, słysząc o nieodwzajemnionej miłości. - Rozumiem - przyznałem. - Ja nadal się jej boję... czy tobie się udało przezwyciężyć ten lęk? - dodałem po chwili, choć może taka szczerość była przesadą. - Wtedy... byłem jeszcze uczniem Hogwartu. Jeszcze wtedy nie wiedziałem z czym będzie wiązać się dorosłość, co najwyżej mgliste plotki i zapowiedzi. Tu wspomnienie o aranżowaniu małżeństwa, tam wieści ze świata, które wydawały się takie odległe. Jakbym słuchał jakiś fikcyjnych historii, ukryty za bezpiecznymi murami zamku... łącznie z tymi, które była planami mojej rodziny wobec mojego przyszłego życia.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Artur Longbottom dnia 21.10.21 14:32, w całości zmieniany 2 razy
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 5 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Martwe drzewo [odnośnik]18.10.21 20:10
Nienawidziła kłamstwa, gry pozorów, przybierania masek. Ceniła portową waśń właśnie za jej bezpośredniość, często butną, niekiedy nawet okrutną. Ludzie ci nie udawali kogoś kim nie byli. Nie musieli się starać, aby nie zepsuć swojej reputacji, gdyż inni z góry mieli narzucone zdanie o nich i tym miejscu - mało pochlebne, nie do zmienienia. Nie żeby im na tym zależało. Nie kryją oni swych intencji, czy choćby zdania na czyjś i jakiś temat. Odpowiadało jej to. Szanowała takie podejście. Może nawet po dziś dzień nie była do końca przyzwyczajona do takiej bezpośredniości, zaskakiwała ona ją, czasem nawet peszyła. Wolała jednak portową, brutalną szczerość prostych ludzi aniżeli karmiących kłamstwami, zamkniętych we własnej bańce salonowych bywalców. Nie kategoryzowała jednak jako nieszczerych wszystkich szlachciców, baź czystokrwistych, którzy dostąpili zaszczytu uczestnictwa w elitarnym życiu towarzyskim. Absolutnie nie. Niektórzy po prostu nie mogli sobie pozwolić na odsłonięcie "samego siebie". Każdej podjętej decyzji, wypowiedzianemu słowu, wykonanemu czynowi, towarzyszyły większe, bądź mniejsze konsekwencje. Nawet ich dzisiejsze spotkanie przez niektórych mogłoby zostać odebrane i ocenione jako nie na miejscu. Nie zazdrościła Arthurowi. Jego świat rządził się własnymi prawami. Zachowanie nienagannej opinii było kluczowe. Cieszyła się, że udało jej się z tego wyrwać, choć nie było to warte ceny jaką dane jej było za to zapłacić. - Z chęcią, choć za obrus raczej podziękuję. - Jego zawahanie nie umknęło jej uwadze. Pozwoliła sobie jednak go nie skomentować. Nie chciała psuć chwili, choć i tak pewnie już to zrobiła swym żałosnym wywodem. Rozumiała brak pewności. Toczyła się wojna. Nie mogli być przekonani o wygranej. Wszystko mogło się wydarzyć. - Nie nazwałabym odwagą zjadania podejrzanych słodyczy, a raczej głupotą. - Odpowiedziała kąśliwie mając cichą nadzieję, że nie będzie musiała przeprowadzić z mężczyzną rozmowy na temat tego, iż ten nie powinien zgadzać się pójść gdzieś z nieznajomym oferującym mu słodkości. Słysząc dość kiepski żart z jej ust wyrwało się mało elokwentne parsknięcie. Pokręciła głową poważniejąc po chwili. - Naszym zadaniem jako ich dzieci jest jednak próba sprostania tymże oczekiwaniom. Czasami nawet własnym kosztem. Przykro, że rodzice skazują na nieszczęście własne dzieci. - Starała się. Naprawdę. Chciała, aby jej rodzice byli z niej dumni. Zawdzięczała im w końcu wiele. Czuła, ze musi im się jakoś odwdzięczyć, pragnęła też ich uznania. Miała jednak swoje własne pragnienia, plany. Chciała być szczęśliwa, ale uszczęśliwić i innych. Była gotowa pójść na kompromis. Pogodzić oczekiwania rodziców, otoczenia i jej własne pragnienia. Artur na pewno miał podobne doświadczenia i przemyślenia. - Nie. Żałuję wielu rzeczy. Ta byłaby ostatnią z nich. - Aranżowane małżeństwo było czymś na co ją przygotowywano, na co była gotowa. Nie oczekiwała zbyt wiele. A przynajmniej tak właśnie uważała. Nie żądała wielkich uczuć, wyznań. Jedyne czego chciała to wyjść za mąż za mężczyznę, którego dane będzie jej wcześniej poznać, który będzie ją szanować, liczyć się z jej zdaniem, z którym mogłaby połączyć ją przyjaźń. Miała o tyle szczęścia, że właśnie w takim małżeństwie skończyła. Jej zauroczenie niezłomnym brunetem ze świata całkiem innego od tego, w którym się wychowała ostatecznie było wyłącznie miłym wspomnieniem. Nigdy nie okłamywała się, że mogłoby być z tego coś więcej, nawet jeśli jej uczucia faktycznie zostałyby odwzajemnione. - Boimy się tylko tego co nie znamy. To nie przed dorosłością czuję teraz strach, a przed konsekwencjami czynów swoich, czy tych cudzych. Jako dorośli odpowiadamy za to co robimy. Płacimy za to. - Musiała chwilę zastanowić się nad odpowiedzią. Dorosłość okazała się być trudniejsza niż się tego spodziewała. Żałowała, że nikt ją przed tym nie ostrzegł. Słuchając słów mężczyzny potrafiła się z nimi wyłącznie utożsamić. Dwanaście lat temu ich życie choć przepełnione niewiadomymi było dużo łatwiejsze, niż to teraz. - A czy ty żałujesz czegokolwiek?


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Martwe drzewo
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach