Dom Horacego Slughorna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Horacego Slughorna
Na terenach przylegających do centrum London Borough of Bexley znajduje się niewielkie osiedle złożone z kilkudziesięciu piętrowych kamienic, zamieszkanych zarówno przez mugoli, jak i czarodziejów. Jeden z tych domów wynajmowany był przez Horacego Slughorna, starszego już, aczkolwiek znakomitego członka szlacheckiego rodu, zajmującego się kształceniem młodych w dziedzinie eliksirów. Okolica najczęściej wybierana jest przez osoby starsze, głównie dlatego, że władze miasta dbają o jej wygląd - żywopłoty są równo przycinane, ulice utrzymywane w czystości, a po zmroku nie uświadczy się zepsutych latarni... Nic nie wskazywałoby na to, że właśnie tutaj, w tej spokojnej dzielnicy, czarodziejskie władze odnalazły zwłoki znamienitego czarodzieja.
Była coraz bardziej poirytowana swoimi nieudanymi czarami. Dlaczego różdżka znów jej nie posłuchała? Przecież potrafiła rzucić to zaklęcie. Nigdy nie uważała się za nieudolną czarownicę. Owszem, była wybrakowana, ale w inny sposób, niezwiązany z umiejętnościami. A tymczasem teraz, zamiast we dwójkę łatwo pokonać napastników, to oni musieli się bronić. Może tamci nie byli takimi zwykłymi byle złodziejaszkami, jak początkowo myślała? Chciałaby się dowiedzieć, z kim mieli do czynienia, ale tamci sprytnie pomyśleli o dodatkowym zabezpieczeniu w postaci niewidek. Zupełnie jakby spodziewali się problemów.
Tamci nie zamierzali tak łatwo stąd uciec, ale Lyanna też nie zamierzała. Mieli misję do wykonania, choć w pewnym momencie, być może po jednym z zaklęć, nagle ogarnęło ją silne, wszechogarniające poczucie zniechęcenia i niepokoju. Miała ochotę odwrócić się na pięcie i odejść, zaniechać dalszej walki, która nagle wydała jej się bezsensowna i z góry skazana na porażkę. Przez dłuższą chwilę zamarła w miejscu z wyraźnym wahaniem, próbując jednak za wszelką cenę zachować jasność umysłu.
Zadanie, powtarzała sobie. Nie mogli zawieść Rycerzy i Czarnego Pana, wtedy ich oboje spotkałyby przykre konsekwencje. Nie mogli uciec jak tchórze, musieli znaleźć sposób, by móc kontynuować zadanie. Pomieszczenie wciąż wypełniała mgła, a Lyanna czuła niemoc nie pozwalającą na podjęcie ataku. Ale może mogła zrobić coś innego?
Głos Cadana wyrwał ją z chwilowego stanu zawieszenia, sprowadził do rzeczywistości. Usłyszana inkantacja wydała jej się dobrym pomysłem; nie mogli walczyć, ale może chociaż mogli spróbować zobaczyć ukrywających się pod niewidkami przeciwników? Lyanna wolała wiedzieć, gdzie są, by przypadkiem ich nie podeszli.
- Clario – wyszeptała, także przesuwając się na ukos w bok, choć wiedziała, że i tak jest widoczna, więc spodziewała się, że w każdej chwili w ich stronę znów mogą pomknąć jakieś zaklęcia. To w obecnym stanie działało na nią zniechęcająco, ale mimo to zmuszała się do stawiania kolejnych kroków.
Nie mogli odejść, nawet jeśli w tym momencie bardzo tego chcieli.
| kratka na ukos w prawo
Tamci nie zamierzali tak łatwo stąd uciec, ale Lyanna też nie zamierzała. Mieli misję do wykonania, choć w pewnym momencie, być może po jednym z zaklęć, nagle ogarnęło ją silne, wszechogarniające poczucie zniechęcenia i niepokoju. Miała ochotę odwrócić się na pięcie i odejść, zaniechać dalszej walki, która nagle wydała jej się bezsensowna i z góry skazana na porażkę. Przez dłuższą chwilę zamarła w miejscu z wyraźnym wahaniem, próbując jednak za wszelką cenę zachować jasność umysłu.
Zadanie, powtarzała sobie. Nie mogli zawieść Rycerzy i Czarnego Pana, wtedy ich oboje spotkałyby przykre konsekwencje. Nie mogli uciec jak tchórze, musieli znaleźć sposób, by móc kontynuować zadanie. Pomieszczenie wciąż wypełniała mgła, a Lyanna czuła niemoc nie pozwalającą na podjęcie ataku. Ale może mogła zrobić coś innego?
Głos Cadana wyrwał ją z chwilowego stanu zawieszenia, sprowadził do rzeczywistości. Usłyszana inkantacja wydała jej się dobrym pomysłem; nie mogli walczyć, ale może chociaż mogli spróbować zobaczyć ukrywających się pod niewidkami przeciwników? Lyanna wolała wiedzieć, gdzie są, by przypadkiem ich nie podeszli.
- Clario – wyszeptała, także przesuwając się na ukos w bok, choć wiedziała, że i tak jest widoczna, więc spodziewała się, że w każdej chwili w ich stronę znów mogą pomknąć jakieś zaklęcia. To w obecnym stanie działało na nią zniechęcająco, ale mimo to zmuszała się do stawiania kolejnych kroków.
Nie mogli odejść, nawet jeśli w tym momencie bardzo tego chcieli.
| kratka na ukos w prawo
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Jessa wciąż pozostawała dla wszystkich niewidoczna. Nikt nie wiedział, gdzie się znajduje i co robi. Zaklęcie rzucone przez Bertiego błysnęło w ciemności, lecz szybko zniknęło. Próby utworzenia muru okazały się nieskuteczne, nic się nie wydarzyło. Zniechęcająca mgła sięgnęła obu Zakonników — nagle odechciało im się walki.
Podobnie urok Cadana — był nieskuteczny. Tuż przed jego rzuceniem Goyle opuścił schronienie w kącie, minął kredens i ruszył do przodu. Lyanna nie miała więcej szczęścia. Jej próba ujawnienia przybyszów również się nie powiodła.
Pavor veneno 2/3
|Kolejka: Rycerze (24h), Zakon (24h)
Podobnie urok Cadana — był nieskuteczny. Tuż przed jego rzuceniem Goyle opuścił schronienie w kącie, minął kredens i ruszył do przodu. Lyanna nie miała więcej szczęścia. Jej próba ujawnienia przybyszów również się nie powiodła.
- Mapka:
Mapka obrazuje parter domu Horacego Slughorne'a.
Od tej pory możecie poruszać się w każdym kierunku o jedną kratkę, jeśli wykonujecie jakąś akcję i dwie kratki jeśli nie wykonujecie. Pamiętajcie by konkretnie opisywać strony w jakich się poruszacie.
Zakonnicy: Tak długo jak jesteście niewidoczni dla otoczenia możecie pisać Mistrzowi Gry drogą pw swoje ruchy, bez opisywania ich w poście.
Rycerze: Na mapce zostały zaznaczone miejsca, z których lecą zaklęcia Zakonników oraz ich ścieżka.
- Żywotność:
- Cadan 215/215
Lyanna: 204/204
Jessa:214/214
Berie: 224/224
Pavor veneno 2/3
|Kolejka: Rycerze (24h), Zakon (24h)
Różdżka zawiodła Cadana po raz kolejny wyprowadzając nieudany czar. Niczego nie dostrzegł pomimo intensywnego wyostrzania wzroku koncentrującego się na detalach przestrzeni wokół niego. Odczuł wielką złość odbitą w mimice jego twarzy, wykrzywiającej się wraz z kolejnymi mijającymi sekundami. Cennymi. Nienawidził takich sytuacji. Nie do tego dążył. I nie tak to miało wyglądać, do cholery. Obejrzał się na Lyannę, lecz i jej próba rzucenia uroku nie powiodła się. Promień zaklęcia był zbyt słaby. Niech to szlag. Jakby tego było mało, nieustannie ogarniało ich zniechęcenie spowodowane rozprzestrzeniającą się mgłą. Nie miał ochoty walczyć, nie miał ochoty robić nic. Oprócz zabrania tyłka w troki oraz udania się wraz z nim do domu. Nagle wizja zajmowania się artefaktami wymagającymi nałożenia klątwy wydała mu się najbardziej kuszącą ze wszystkich.
Musiał przezwyciężyć narastającą słabość. Wytężył umysł walcząc z apatią oraz biernością. Coś mu podpowiadało, że nie powinien ponownie używać magii. Lepiej byłoby zaszyć się w kącie, zamknąć oczy i zdrzemnąć się chwilę. Nie, nie mógł się tak po prostu poddać. Potrząsnął zatem głową, nadal wpatrując się przed siebie oraz na boki, lecz nie dostrzegł niczego. Żadnego śladu lub wskazówki, nic, kompletnie nic. Tak nie mogło być, walka z niewidzialnym przeciwnikiem to jak walka z wiatrakami. Nie, żeby nagle miałaby wzrosnąć mu celność.
- Clario - zażądał od różdżki ponownie, nie wierząc jednak w jej sprawczą moc. Goyle zwykle bywał aroganckim optymistą, lekkoduchem uznającym, że wszystko mu się należało, a rzeczywistość może kształtować podług własnej woli. Niestety, ostatnie wydarzenia pokazały mu dobitnie, że prawda leży dużo dalej od centrum jego wymysłów. Azkaban był na to najlepszym dowodem. Z początku szło mu naprawdę nieźle, dopiero później wyczerpał zasoby swojego szczęścia i wtedy spadał już na dno z równi pochyłej. Dziś było dokładnie to samo. Pomimo serii porażek kolejny raz zakreślił okrąg nadgarstkiem, kolejny raz wypowiedział cicho inkantację i kolejny raz liczył na cud.
Musiał przezwyciężyć narastającą słabość. Wytężył umysł walcząc z apatią oraz biernością. Coś mu podpowiadało, że nie powinien ponownie używać magii. Lepiej byłoby zaszyć się w kącie, zamknąć oczy i zdrzemnąć się chwilę. Nie, nie mógł się tak po prostu poddać. Potrząsnął zatem głową, nadal wpatrując się przed siebie oraz na boki, lecz nie dostrzegł niczego. Żadnego śladu lub wskazówki, nic, kompletnie nic. Tak nie mogło być, walka z niewidzialnym przeciwnikiem to jak walka z wiatrakami. Nie, żeby nagle miałaby wzrosnąć mu celność.
- Clario - zażądał od różdżki ponownie, nie wierząc jednak w jej sprawczą moc. Goyle zwykle bywał aroganckim optymistą, lekkoduchem uznającym, że wszystko mu się należało, a rzeczywistość może kształtować podług własnej woli. Niestety, ostatnie wydarzenia pokazały mu dobitnie, że prawda leży dużo dalej od centrum jego wymysłów. Azkaban był na to najlepszym dowodem. Z początku szło mu naprawdę nieźle, dopiero później wyczerpał zasoby swojego szczęścia i wtedy spadał już na dno z równi pochyłej. Dziś było dokładnie to samo. Pomimo serii porażek kolejny raz zakreślił okrąg nadgarstkiem, kolejny raz wypowiedział cicho inkantację i kolejny raz liczył na cud.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Magia znów ją zawiodła, nie materializując przed nią obecności nieznajomych. To znów potęgowało poczucie zniechęcenia, które zdawała się sprowadzać na nich ta mgła. Pod wpływem jej działania Lyanna nie miała ochoty na walkę, chciała stąd uciec i wrócić przeszukać dom Slughorna w innym dniu, kiedy nie będzie tu nikogo. Ale całą siłą woli musiała się przed podobnym pomysłem powstrzymać, miała zadanie do wykonania i musiała się z nim zmierzyć, nawet jeśli różdżka na każdym kroku zawodziła, a nieznajomi o nieznanych zamiarach zdawali się mieć przewagę.
Mgła nie odpuszczała, ale Lyanna zmusiła się, by z wyciągniętą różdżką znów przesunąć się kilka kroków do przodu. Nie widziała ich, ale może mogła usłyszeć jakiś szelest, dostrzec błysk zaklęcia, cokolwiek co powie jej, z której strony można się spodziewać ataku? Miała jednak nadzieję, że ta mgła dotarła i do tych, którzy ją rzucili, i że również oni mogli poczuć jej zniechęcające działanie wysysające wszelką energię do działania.
Jej towarzysz znów podjął próbę rzucenia Clario, a Lyanna zastanawiała się, czy i jego nie dopada to samo zniechęcenie i wątpliwości. Nie mogła walczyć, ale może mogła odrobinę wspomóc towarzysza i dodać mu odrobinę mocy, jeśli się uda? Powodzenie zadania było dla niej ważne. Tylko myśl o nim sprawiała, że nadal tu była i nie uciekła z podkulonym ogonem, gdy tylko zalało ją zwątpienie.
- Magicus extremos – szepnęła, jednocześnie posuwając się do przodu i licząc na to, że zaklęcie Cadana zmaterializuje przed nimi sylwetki przeciwników. Chciała wiedzieć, gdzie są, by móc odpowiednio zareagować gdy tylko mgła opadnie i jej umysł znów stanie się w pełni czysty i nieskalany żadnym cieniem wątpliwości i niechęci do walki.
| idę kratkę do przodu
Mgła nie odpuszczała, ale Lyanna zmusiła się, by z wyciągniętą różdżką znów przesunąć się kilka kroków do przodu. Nie widziała ich, ale może mogła usłyszeć jakiś szelest, dostrzec błysk zaklęcia, cokolwiek co powie jej, z której strony można się spodziewać ataku? Miała jednak nadzieję, że ta mgła dotarła i do tych, którzy ją rzucili, i że również oni mogli poczuć jej zniechęcające działanie wysysające wszelką energię do działania.
Jej towarzysz znów podjął próbę rzucenia Clario, a Lyanna zastanawiała się, czy i jego nie dopada to samo zniechęcenie i wątpliwości. Nie mogła walczyć, ale może mogła odrobinę wspomóc towarzysza i dodać mu odrobinę mocy, jeśli się uda? Powodzenie zadania było dla niej ważne. Tylko myśl o nim sprawiała, że nadal tu była i nie uciekła z podkulonym ogonem, gdy tylko zalało ją zwątpienie.
- Magicus extremos – szepnęła, jednocześnie posuwając się do przodu i licząc na to, że zaklęcie Cadana zmaterializuje przed nimi sylwetki przeciwników. Chciała wiedzieć, gdzie są, by móc odpowiednio zareagować gdy tylko mgła opadnie i jej umysł znów stanie się w pełni czysty i nieskalany żadnym cieniem wątpliwości i niechęci do walki.
| idę kratkę do przodu
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Jego zaklęcie nie powiodło się, mur nie powstał, a przeciwnicy byli coraz bliżej. Przez chwilę przypomniał sobie brutalną walkę, kiedy wraz z Constantine'm usiłowali naprawiać anomalię i coraz bardziej skłonny był ku myśli, że tym razem skończy się podobnie. Oni nie odejdą, mają tu zadanie - i wygląda na to, że ich przeciwnicy także są bardzo uparci.
- Nie chcemy walki. Lepiej będzie jeśli stąd odejdziecie.
Powiedział wprost, podobnie jak poprzednim razem w nadziei iż obejdzie się bez starcia, choć coraz bardziej w to wątpił. Ich zawziętość jasno wskazywała na fakt, że czegoś tutaj szukają. Na pewno też nie byli członkami Zakonu, chyba więc pora przestać udawać, że tego nie widzi.
Jessa dość długo nie dawała znaku życia. Nie mógł wiedzieć co robi, był jednak pewien iż dba o powodzenie misji - niech więc szuka artefaktu, on póki co postara cię unieszkodliwić ich przeciwników.
W końcu widząc, jak tamci po raz kolejny usiłują sprawić, by jego osłona przestała działać, uniósł własną różdżkę.
- Caeruleusio.
Wypowiedział, poruszając magicznym przedmiotem i kierując go w stronę mężczyzny. Zaklęcie może nie należało do najbardziej potężnychm jednak jasno sugerowało, iż jest gotów walczyć, jeśli stąd nie odejdą. Czy zależy im aż tak bardzo? Liczył że nie, ale nigdy nie wiadomo, gdyby nie byli tu dla czegoś dla siebie istotnego, już widząc ich obecność by się wycofali, zamiast w kółko próbować odkryć kim są.
Po tym z resztą, ile zaklęć mu się nie udało, korzystanie z tych wymagających mniejszego wysiłku wydawało mu się najbardziej sensowne.
- Nie chcemy walki. Lepiej będzie jeśli stąd odejdziecie.
Powiedział wprost, podobnie jak poprzednim razem w nadziei iż obejdzie się bez starcia, choć coraz bardziej w to wątpił. Ich zawziętość jasno wskazywała na fakt, że czegoś tutaj szukają. Na pewno też nie byli członkami Zakonu, chyba więc pora przestać udawać, że tego nie widzi.
Jessa dość długo nie dawała znaku życia. Nie mógł wiedzieć co robi, był jednak pewien iż dba o powodzenie misji - niech więc szuka artefaktu, on póki co postara cię unieszkodliwić ich przeciwników.
W końcu widząc, jak tamci po raz kolejny usiłują sprawić, by jego osłona przestała działać, uniósł własną różdżkę.
- Caeruleusio.
Wypowiedział, poruszając magicznym przedmiotem i kierując go w stronę mężczyzny. Zaklęcie może nie należało do najbardziej potężnychm jednak jasno sugerowało, iż jest gotów walczyć, jeśli stąd nie odejdą. Czy zależy im aż tak bardzo? Liczył że nie, ale nigdy nie wiadomo, gdyby nie byli tu dla czegoś dla siebie istotnego, już widząc ich obecność by się wycofali, zamiast w kółko próbować odkryć kim są.
Po tym z resztą, ile zaklęć mu się nie udało, korzystanie z tych wymagających mniejszego wysiłku wydawało mu się najbardziej sensowne.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wiedziała już, że przeciwnicy nie spoczną, póki nie odkryją lokalizacji jej i Bertiego; nie dziwiła im się wcale i na ich miejscu robiłaby dokładnie to samo – próbowała do skutku, zamiast bezsensownie rzucać zaklęciami na prawo i lewo. Musiała jednak wykorzystać ostatnie chwile przewagi, jakie dawała jej peleryna niewidka; trzymała jej materiał tak mocno, jak różdżkę, w razie gdyby kolejna anomalia spróbowała przeszkodzić im w wykonywaniu zadania.
A zadanie brzmiało wyraźnie – przeszukać mieszkanie Slughorna i odnaleźć artefakt. Nie było wzmianki o zwalczeniu innej grupy włamywaczy, jednak w miarę możliwości i to byłoby do zrobienia, gdyby udało im się zachować zimną krew. Jessa musiała posortować w głowie priorytety, lecz wraz ze zmieniającą się sytuacją było to po prostu psidwakosyńsko trudne. Jej życie, życie Bertiego, czy wykonanie zadania? Czuła, że ma jeszcze tylko kilka minut przewagi, zanim w mieszkaniu nie rozpocznie się regularna walka.
A tej właśnie jej się odechciało; nie miała ochoty ciskać w przeciwników zaklęciami, nie chciała podnosić różdżki w celu ich zaatakowania i podświadomie wiedziała, że jest to efekt zaklęcia rzuconego przez Botta. Było ono jednak na tyle silne, by rudowłosa nawet nie próbowała go zwalczyć. Poddała mu się i skupiła na zupełnie innej czynności, na przeszukiwaniu domu.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy Bertie przemówił do przeciwników; mało brakowało, a zaklęłaby pod nosem. Czemu zdradzał im swoją pozycję? Czy tym samym ściągał na siebie ich uwagę, byle ona mogła odnaleźć to, po co przyszli? Jeśli ta wersja jego postępowania była zgodna z prawdą, Diggory miała jeszcze mniej czasu na poszukiwania – ich wrogowie nie byli zwykłymi rzezimieszkami i na pewno już wkrótce domyślą się wszystkiego.
Nie zamierzała oglądać się przed ramię i konsekwentnie poruszała się w tym samym kierunku; po cichu weszła po schodach, stawiając uważnie każdy krok, byle tylko nie zostać usłyszaną. Gdy znalazła się na piętrze, nie ryzykowała rzucania zaklęcia, chciała się tylko dobrze rozejrzeć. Wytężyła więc wzrok i miała nadzieję na odkrycie, które podpowie jej co robić dalej i gdzie się udać. Kolejne enigmatycznie uchylone drzwi? Tajemniczy kredens? A może chociaż fikuśny kandelabr, którym mogłaby zdzielić przeciwnika, gdyby magia zawiodła?
| rzut na spostrzegawczość
A zadanie brzmiało wyraźnie – przeszukać mieszkanie Slughorna i odnaleźć artefakt. Nie było wzmianki o zwalczeniu innej grupy włamywaczy, jednak w miarę możliwości i to byłoby do zrobienia, gdyby udało im się zachować zimną krew. Jessa musiała posortować w głowie priorytety, lecz wraz ze zmieniającą się sytuacją było to po prostu psidwakosyńsko trudne. Jej życie, życie Bertiego, czy wykonanie zadania? Czuła, że ma jeszcze tylko kilka minut przewagi, zanim w mieszkaniu nie rozpocznie się regularna walka.
A tej właśnie jej się odechciało; nie miała ochoty ciskać w przeciwników zaklęciami, nie chciała podnosić różdżki w celu ich zaatakowania i podświadomie wiedziała, że jest to efekt zaklęcia rzuconego przez Botta. Było ono jednak na tyle silne, by rudowłosa nawet nie próbowała go zwalczyć. Poddała mu się i skupiła na zupełnie innej czynności, na przeszukiwaniu domu.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy Bertie przemówił do przeciwników; mało brakowało, a zaklęłaby pod nosem. Czemu zdradzał im swoją pozycję? Czy tym samym ściągał na siebie ich uwagę, byle ona mogła odnaleźć to, po co przyszli? Jeśli ta wersja jego postępowania była zgodna z prawdą, Diggory miała jeszcze mniej czasu na poszukiwania – ich wrogowie nie byli zwykłymi rzezimieszkami i na pewno już wkrótce domyślą się wszystkiego.
Nie zamierzała oglądać się przed ramię i konsekwentnie poruszała się w tym samym kierunku; po cichu weszła po schodach, stawiając uważnie każdy krok, byle tylko nie zostać usłyszaną. Gdy znalazła się na piętrze, nie ryzykowała rzucania zaklęcia, chciała się tylko dobrze rozejrzeć. Wytężyła więc wzrok i miała nadzieję na odkrycie, które podpowie jej co robić dalej i gdzie się udać. Kolejne enigmatycznie uchylone drzwi? Tajemniczy kredens? A może chociaż fikuśny kandelabr, którym mogłaby zdzielić przeciwnika, gdyby magia zawiodła?
| rzut na spostrzegawczość
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Tuż po tym, jak Cadan wypowiedział inkantację zaklęcia i machnął różdżką, oczom zarówno Goyle'a i Zabini ukazała się postać przysłonięta peleryną, przez którą nie mogli dostrzec jej twarzy. Przez posturę Rycerze mogli podejrzewać, że mieli do czynienia z mężczyzną. W pomieszczeniu nie było nikogo poza ich trójką. Zaklęcie Lyanny nie powiodło się, a towarzysz wbrew jej oczekiwaniom nie odczuł żadnego wzmocnienia.
Zarówno Bertie i Jessa przestali być znów niewidzialni, lecz żadne z nich nie widziało już siebie wzajemnie. Próba rzucenia zaklęcia okazała się nieskuteczna - Bertie czuł zniechęcenie do podejmowania walki. Po swojej nieudanej próbie poczuł, jak jego plecy pokrywa zimny pot; oczuł też strach, dziwny i trudny do wyjaśnienia — strach przed uczynieniem komukolwiek krzywdy, nawet przeciwnikom, którzy stali takblisko niego. Jessa znalazła się na piętrze, znajdując się poza zasięgiem Botta i Rycerzy Walpurgii. Znalazła się na korytarzu, od którego prowadziły drzwi. Za jednymi znajdowała się mała, klasyczna i zniszczona łazienka. Była uprzątnięta, nie było w niej żanych rzeczy osobistych, codziennego użytku. Mimo to pokryta była stertą kurzu i brudu, podobnie jak wszystkie pozostałe pomieszczenia na piętrze. Sypialnia była całkiem pusta. Ramy łóżka były puste, materac stał podparty o ścianę. Obok była nocna szafka ze starą lampką z uszkodzoną żarówka i szafa - zupełnie pusta. Pod łóżkiem nie znajdowało się nic. W ostatnim pokoju stało biurko i puste regały z książkami, które niegdyś z pewnością prezentowały wiele znakomutych tytułów. Ten pokój również stał całkowicie pusty. Ktoś zdołał uprzątnąć całe piętro, nie pozostawiając na nim nic, co mogło kiedykolwiek należeć do profesora — zdawało się, że wszystkie pozostałości po jego obecności znajdowały się w pudłach w pomieszczeniu, przez które Zakonnicy przechodzili.
Pavor veneno 3/3
|Kolejka: Zakon (24h), Rycerze (24h).
Zarówno Bertie i Jessa przestali być znów niewidzialni, lecz żadne z nich nie widziało już siebie wzajemnie. Próba rzucenia zaklęcia okazała się nieskuteczna - Bertie czuł zniechęcenie do podejmowania walki. Po swojej nieudanej próbie poczuł, jak jego plecy pokrywa zimny pot; oczuł też strach, dziwny i trudny do wyjaśnienia — strach przed uczynieniem komukolwiek krzywdy, nawet przeciwnikom, którzy stali takblisko niego. Jessa znalazła się na piętrze, znajdując się poza zasięgiem Botta i Rycerzy Walpurgii. Znalazła się na korytarzu, od którego prowadziły drzwi. Za jednymi znajdowała się mała, klasyczna i zniszczona łazienka. Była uprzątnięta, nie było w niej żanych rzeczy osobistych, codziennego użytku. Mimo to pokryta była stertą kurzu i brudu, podobnie jak wszystkie pozostałe pomieszczenia na piętrze. Sypialnia była całkiem pusta. Ramy łóżka były puste, materac stał podparty o ścianę. Obok była nocna szafka ze starą lampką z uszkodzoną żarówka i szafa - zupełnie pusta. Pod łóżkiem nie znajdowało się nic. W ostatnim pokoju stało biurko i puste regały z książkami, które niegdyś z pewnością prezentowały wiele znakomutych tytułów. Ten pokój również stał całkowicie pusty. Ktoś zdołał uprzątnąć całe piętro, nie pozostawiając na nim nic, co mogło kiedykolwiek należeć do profesora — zdawało się, że wszystkie pozostałości po jego obecności znajdowały się w pudłach w pomieszczeniu, przez które Zakonnicy przechodzili.
- Mapka:
Mapka obrazuje parter domu Horacego Slughorne'a.
Od tej pory możecie poruszać się w każdym kierunku o jedną kratkę, jeśli wykonujecie jakąś akcję i dwie kratki jeśli nie wykonujecie. Pamiętajcie by konkretnie opisywać strony w jakich się poruszacie.
Zakonnicy: Tak długo jak jesteście niewidoczni dla otoczenia możecie pisać Mistrzowi Gry drogą pw swoje ruchy, bez opisywania ich w poście.
Rycerze: Na mapce zostały zaznaczone miejsca, z których lecą zaklęcia Zakonników oraz ich ścieżka.
- Żywotność:
- Cadan 215/215
Lyanna: 204/204
Jessa:214/214
Berie: 224/224
Pavor veneno 3/3
|Kolejka: Zakon (24h), Rycerze (24h).
Nie miała pojęcia, czy zaklęcia przeciwników podziałały; znajdowała się na piętrze sama i trudno było jej określić, czy magiczne właściwości peleryny przestały działać. Miała jednak wielką nadzieję, że gdyby tak się stało, Bertie w mig poradzi sobie z przerwaniem zaklęcia – szybkie Finite Incantatem powinno załatwić sprawę.
Rudowłosa musiała się jednak skupić na swoim zadaniu, jakim było przeszukanie mieszkania. Miała ten luksus, że chwilowo nie musiała odpędzać się od lecących w jej stronę zaklęć, lecz podejrzewała, że to jedynie kwestia czasu. A tego nie miała wcale tak dużo, bowiem sytuacja na dole mogła się zmienić jak w kalejdoskopie. Trzymając mocno różdżkę, ruszyła przed siebie, kierując swe kroki do najbliższego pomieszczenia, jakim była łazienka. Starannie uprzątnięta, niezdradzająca najmniejszych oznak użytkowania – warstwa kurzu podpowiadała pannie Diggory, że dawno już nikt nie korzystał z lustra, ani tym bardziej umywalki czy wanny. Zajrzała oczywiście do szafek, lecz te okazały się być puste. Wróciła na korytarz, skąd przedostała się do sypialni; przejechała palcem po ramie łóżka, a kurz znowu podpowiedział jej, że była pierwszym od dawien dawna gościem w tym pomieszczeniu. Profilaktycznie zaczęła naciskać materac po całej rozciągłości, jednak nie wyglądało na to, by cokolwiek zostało w nim zaszyte. Szafa okazała się być zupełnie pusta, a poszukiwanie ruchomych desek skradło kilka cennych sekund. Pod łóżkiem nie znajdowało się zupełnie nic, a stojąca nieopodal lampka wyglądała na zepsutą, a przy okazji tak zwyczajną, że rudowłosa szybko zdecydowała się ruszyć do ostatniego pomieszczenia. Był nim gabinet, lecz został wcześniej całkowicie ogołocony z książek i jakichkolwiek osobistych rzeczy Mistrza Eliksirów. Jessa zgrzytnęła zębami, sfrustrowana brakiem efektów swoich poszukiwań, lecz nagle ją olśniło – przecież wszystkie prywatne rzeczy profesora musiały być w pudłach znajdujących się na tyłach domu!
Mało brakowało, a wróciłaby biegiem na schody, lecz zdążyła tylko wybiec na korytarz i zatrzymała się w pół kroku. Musiała szybko obmyślić jakąkolwiek strategię i wykorzystać przewagę, jaką miała. Wzięła dwa szybkie oddechy i głośno zawołała:
- Victor, znalazłam! – skorzystała ze strategii Bertiego i spróbowała zwrócić na siebie uwagę przeciwników. Cóż, wiedzieli już na pewno, że Bott nie był sam, ale nie znali przecież jego imienia. A Jessa miała głęboką nadzieję, że chłopak domyśli się, dlaczego użyła innego – Biegnij po miotły! – na pewno zapamiętał gdzie ostatnio widzieli miotły, prawda? Im szybciej znajdzie się w tamtym pomieszczeniu, tym większe szanse będą mieli, by cokolwiek odnaleźć.
Sama stanęła tuż przy drzwiach łazienki, niemalże u szczytu schodów, gotowa na pojawienie się przeciwników. Trzymała różdżkę w pogotowiu, lecz wciąż nie miała nastroju ani najmniejszej ochoty na walkę. Fortel był jednak zupełnie inną sprawą.
Rudowłosa musiała się jednak skupić na swoim zadaniu, jakim było przeszukanie mieszkania. Miała ten luksus, że chwilowo nie musiała odpędzać się od lecących w jej stronę zaklęć, lecz podejrzewała, że to jedynie kwestia czasu. A tego nie miała wcale tak dużo, bowiem sytuacja na dole mogła się zmienić jak w kalejdoskopie. Trzymając mocno różdżkę, ruszyła przed siebie, kierując swe kroki do najbliższego pomieszczenia, jakim była łazienka. Starannie uprzątnięta, niezdradzająca najmniejszych oznak użytkowania – warstwa kurzu podpowiadała pannie Diggory, że dawno już nikt nie korzystał z lustra, ani tym bardziej umywalki czy wanny. Zajrzała oczywiście do szafek, lecz te okazały się być puste. Wróciła na korytarz, skąd przedostała się do sypialni; przejechała palcem po ramie łóżka, a kurz znowu podpowiedział jej, że była pierwszym od dawien dawna gościem w tym pomieszczeniu. Profilaktycznie zaczęła naciskać materac po całej rozciągłości, jednak nie wyglądało na to, by cokolwiek zostało w nim zaszyte. Szafa okazała się być zupełnie pusta, a poszukiwanie ruchomych desek skradło kilka cennych sekund. Pod łóżkiem nie znajdowało się zupełnie nic, a stojąca nieopodal lampka wyglądała na zepsutą, a przy okazji tak zwyczajną, że rudowłosa szybko zdecydowała się ruszyć do ostatniego pomieszczenia. Był nim gabinet, lecz został wcześniej całkowicie ogołocony z książek i jakichkolwiek osobistych rzeczy Mistrza Eliksirów. Jessa zgrzytnęła zębami, sfrustrowana brakiem efektów swoich poszukiwań, lecz nagle ją olśniło – przecież wszystkie prywatne rzeczy profesora musiały być w pudłach znajdujących się na tyłach domu!
Mało brakowało, a wróciłaby biegiem na schody, lecz zdążyła tylko wybiec na korytarz i zatrzymała się w pół kroku. Musiała szybko obmyślić jakąkolwiek strategię i wykorzystać przewagę, jaką miała. Wzięła dwa szybkie oddechy i głośno zawołała:
- Victor, znalazłam! – skorzystała ze strategii Bertiego i spróbowała zwrócić na siebie uwagę przeciwników. Cóż, wiedzieli już na pewno, że Bott nie był sam, ale nie znali przecież jego imienia. A Jessa miała głęboką nadzieję, że chłopak domyśli się, dlaczego użyła innego – Biegnij po miotły! – na pewno zapamiętał gdzie ostatnio widzieli miotły, prawda? Im szybciej znajdzie się w tamtym pomieszczeniu, tym większe szanse będą mieli, by cokolwiek odnaleźć.
Sama stanęła tuż przy drzwiach łazienki, niemalże u szczytu schodów, gotowa na pojawienie się przeciwników. Trzymała różdżkę w pogotowiu, lecz wciąż nie miała nastroju ani najmniejszej ochoty na walkę. Fortel był jednak zupełnie inną sprawą.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Nie chciał walki. Nie chciał jej od samego początku - to nie jest klub pojedynków, prawdziwa walka ma inny cel, a Bott nie lubił krzywdzić ludzi. Za każdym razem bał się, że dana osoba gorzej coś zniesie. Nie wątpił, iż zaklęcia pojedynkowe są tymi które uznano za bezpieczniejsze w jakiś sposób, jednak nie są bezpieczne, a człowiek nie podlega tak na prawdę żadnym normom, zawsze może zareagować inaczej, zawsze może zdarzyć się wypadek.
Wiedział jednak doskonale, co się dzieje i jaka jest sytuacja, a nie uczył się zaklęć i uroków bez powodu.
Tym razem jednak po rzuceniu zaklęcia ogarnęło go szczególne zniechęcenie. Nawet z ulg przyjął niepowodzenie - a to nie było już takie typowe. Nie chciał atakować, czuł się dziwnie i w końcu dostrzegł, iż efekt jego zaklęcia dotknął także jego. Nie sądził jednak, by miało utrzymać się jeszcze długo.
Zaraz dotarło do niego, jakie zaklęcie rzucił przeciwnik i głos Jessy. Ściągała ich na siebie. Emocje zawirowały, gdy usłyszał słowo znalazłam i tak na prawdę nie mógł wiedzieć, czy mówi prawdę, czy jest to blef. Wiedział jednak, dlaczego użyła fałszywego imienia.
Nie będąc pewnym sytuacji nie chciał cofać się dopóki jest widzialny - to był w tej chwili priorytet. Modlił się w duchu by Jessa na prawdę miała to, po co przyszli jednak sądząc po jej zachowaniu nie mgł być tego pewien.
- Finite Incantatem.
Wyinkantował z wielka nadzieją, iż tym razem jego zaklęcie okaże się udane. Nie było wcale łatwe. Ale musieli znów schować się pod niewidkami. Rzucając zaklęcie cofnął się o kilka kroków, uważając by nie wlecieć na krzesło. Przez swoją tendencję do potknięć i upadków w takich sytuacjach zawsze musiał być o wiele bardziej ostrożny.
kostka w tył <3
Wiedział jednak doskonale, co się dzieje i jaka jest sytuacja, a nie uczył się zaklęć i uroków bez powodu.
Tym razem jednak po rzuceniu zaklęcia ogarnęło go szczególne zniechęcenie. Nawet z ulg przyjął niepowodzenie - a to nie było już takie typowe. Nie chciał atakować, czuł się dziwnie i w końcu dostrzegł, iż efekt jego zaklęcia dotknął także jego. Nie sądził jednak, by miało utrzymać się jeszcze długo.
Zaraz dotarło do niego, jakie zaklęcie rzucił przeciwnik i głos Jessy. Ściągała ich na siebie. Emocje zawirowały, gdy usłyszał słowo znalazłam i tak na prawdę nie mógł wiedzieć, czy mówi prawdę, czy jest to blef. Wiedział jednak, dlaczego użyła fałszywego imienia.
Nie będąc pewnym sytuacji nie chciał cofać się dopóki jest widzialny - to był w tej chwili priorytet. Modlił się w duchu by Jessa na prawdę miała to, po co przyszli jednak sądząc po jej zachowaniu nie mgł być tego pewien.
- Finite Incantatem.
Wyinkantował z wielka nadzieją, iż tym razem jego zaklęcie okaże się udane. Nie było wcale łatwe. Ale musieli znów schować się pod niewidkami. Rzucając zaklęcie cofnął się o kilka kroków, uważając by nie wlecieć na krzesło. Przez swoją tendencję do potknięć i upadków w takich sytuacjach zawsze musiał być o wiele bardziej ostrożny.
kostka w tył <3
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 45
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 45
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Dom Horacego Slughorna
Szybka odpowiedź