Brama
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brama
Niewielu zdawało sobie sprawę z istnienia wielkiej kamiennej bramy, która obłożona wieloma zabezpieczeniami chroniła wejście do Locus Nihil. Potężnego, magicznego artefaktu, na który przed wieloma latami odnalazły gobliny i które po tym, co wydarzyło się z całą rasą olbrzymów postanowiły na zawsze zamknąć znalezisko i skryć sekret przed czarodziejskim światem. Mawia się, że ci, którzy nałożyli zabezpieczenia zostali pozbawieni wspomnień, że rzeczywiście się tego podjęli. Wejście znajduje się głęboko, głęboko pod ziemią w miejscu skrytym za jedną z kamiennych ścian obleczonej iluzją. W przestrzennej, komnacie wyciosane zostały złote wrota, które ostrzegają w runicznym języku każdego, kto jest w stanie je zrozumieć. Napis na nich głosi: strzeżcie się wszyscy, którzy tu wejdziecie
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Caelan zmarszczył brwi, gdy kuzyn urwał; nie znał się na…? Nietrudno było się domyślić, do czego nawiązywał, bardziej zainteresowała go przyczyna tego nagłego zamilknięcia. Wzdrygnął się, gdy uczucie bycia obserwowanym nie minęło, później też mimowolnie obejrzał przez ramię, nie dostrzegł przy tym nic nowego. Czy coś kryło się w pobliskich ciemnościach, czy ich śladem podążali kolejni Rycerze…? Zaraz jednak Theo nagiął magię do swej woli, tworząc dla nich stalaktyk, po którym mogli się dostać niżej – i w samą porę, bo ziemia zaczęła usuwać się spod stóp, skalna półka niebezpiecznie kurczyć. – Kurwa – zaklął odruchowo, soczyście, dając wyraz dojmującej bezsilności, wzbierającym nerwom. Carpiene, które spłynęło do jego różdżki, by następnie zbadać okolicę pod kątem ewentualnych zabezpieczeń, nic nie wykazało. A przynajmniej oprócz tego, co właśnie ich spotykało. Zachwiał się, niemalże nie wypuszczając z dłoni jakarandowego drewienka – po czym wybił się i skoczył, by śladem Wilkesa zsunąć po kamiennej formacji w dół, ku nieznanemu.
Wylądował twardo, z sapnięciem; prędko odsunął się na bok, na wypadek, gdyby Craig podążał tuż za nim. – Nie wiem, czy ktoś nas tu nie chce... Ale na pewno obserwuje – odpowiedział cierpko, otrzepując płaszcz z pyłu, który osiadł na nim w trakcie jazdy. Jak do tej pory nie doświadczył żadnych innych nieprzyjemności, nie odczuł na swej skórze mrocznego potencjału tego miejsca, toteż nie mógł zrozumieć towarzysza w pełni. – Nie, moje nic nie wykryło. To znaczy poza tą pułapką, którą uruchomiliśmy tam na górze – dodał, oczekując jeszcze odpowiedzi lorda Burke’a. Czy powinni mieć się na baczności? Powiódł wzrokiem po prowadzących ich dalej kamieniach o barwie bursztynu, a także po towarzyszących im zdobieniach, liściach, kwiatach, łbach węży. Nad prowadzących w głąb portalem widniało poroże. Jednak czy powinni doszukiwać się w tym dodatkowego znaczenia…? Ostrożnie podążyli dalej; trzymał różdżkę w pogotowiu, spodziewał się doświadczyć zagrożenia, które miałoby nadejść do przodu – może dlatego pojawiającą się znikąd zieleń zauważył jako ostatni. Co do…? Znów zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, czy powinni obawiać się tej anomalii, czy była ona niegroźnym kaprysem tego, kto odpowiadał za konstrukcję korytarzy. Rozejrzał się dookoła, wdychając przy tym kojący, charakterystyczny zapach świeżej trawy, czując miękkość podłoża. Dopiero wtedy dostrzegł jelenia – dużego, majestatycznego, stojącego im na drodze. Drgnął, gdy zwierzę zaryczało donośnie, a na jego wezwanie odpowiedziała cała nijak nie pasująca do głębokich podziemi okolica. Zamarł w bezruchu na widok pokaźnych, kierujących się ku nim węży. Wątpił, by mogli je zignorować, nawet jeśli jeszcze nie atakowały. Z tych rozmyślań wyrwał go jednak silniejszy dotyk trawy, jej źdźbła zaciskały się na łydkach, pnąc się coraz wyżej i wyżej. Szarpnął się, by zrobić krok do przodu, umknąć im choćby na chwilę. Następnie wymierzył w kierunku węża, którym nie zajmował się jeszcze Theodore. – Adolebitque– warknął. Łudził się, że łańcuch utrudni gadowi atak.
| jeśli dobrze to rozumiem, mogę i wyrwać się z trawy, i wykonać dodatkową akcję - rzucam na zaklęcie, bo podwojona sprawność pozwala mi na ucieczkę z uścisku
Wylądował twardo, z sapnięciem; prędko odsunął się na bok, na wypadek, gdyby Craig podążał tuż za nim. – Nie wiem, czy ktoś nas tu nie chce... Ale na pewno obserwuje – odpowiedział cierpko, otrzepując płaszcz z pyłu, który osiadł na nim w trakcie jazdy. Jak do tej pory nie doświadczył żadnych innych nieprzyjemności, nie odczuł na swej skórze mrocznego potencjału tego miejsca, toteż nie mógł zrozumieć towarzysza w pełni. – Nie, moje nic nie wykryło. To znaczy poza tą pułapką, którą uruchomiliśmy tam na górze – dodał, oczekując jeszcze odpowiedzi lorda Burke’a. Czy powinni mieć się na baczności? Powiódł wzrokiem po prowadzących ich dalej kamieniach o barwie bursztynu, a także po towarzyszących im zdobieniach, liściach, kwiatach, łbach węży. Nad prowadzących w głąb portalem widniało poroże. Jednak czy powinni doszukiwać się w tym dodatkowego znaczenia…? Ostrożnie podążyli dalej; trzymał różdżkę w pogotowiu, spodziewał się doświadczyć zagrożenia, które miałoby nadejść do przodu – może dlatego pojawiającą się znikąd zieleń zauważył jako ostatni. Co do…? Znów zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, czy powinni obawiać się tej anomalii, czy była ona niegroźnym kaprysem tego, kto odpowiadał za konstrukcję korytarzy. Rozejrzał się dookoła, wdychając przy tym kojący, charakterystyczny zapach świeżej trawy, czując miękkość podłoża. Dopiero wtedy dostrzegł jelenia – dużego, majestatycznego, stojącego im na drodze. Drgnął, gdy zwierzę zaryczało donośnie, a na jego wezwanie odpowiedziała cała nijak nie pasująca do głębokich podziemi okolica. Zamarł w bezruchu na widok pokaźnych, kierujących się ku nim węży. Wątpił, by mogli je zignorować, nawet jeśli jeszcze nie atakowały. Z tych rozmyślań wyrwał go jednak silniejszy dotyk trawy, jej źdźbła zaciskały się na łydkach, pnąc się coraz wyżej i wyżej. Szarpnął się, by zrobić krok do przodu, umknąć im choćby na chwilę. Następnie wymierzył w kierunku węża, którym nie zajmował się jeszcze Theodore. – Adolebitque– warknął. Łudził się, że łańcuch utrudni gadowi atak.
| jeśli dobrze to rozumiem, mogę i wyrwać się z trawy, i wykonać dodatkową akcję - rzucam na zaklęcie, bo podwojona sprawność pozwala mi na ucieczkę z uścisku
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'k10' : 4
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Nie zastanawiał się nawet nad tym, czy powinni odszukać resztę, czy też może prze do przodu, aby odnaleźć to, po co tu przyszli. Odpowiedź i tak byłaby oczywista - Czarny Pan wysłał ich tutaj w konkretnym celu. Jeśli powrócą na powierzchnię bez artefaktu, który sobie upatrzył, równie dobrze mogą w ogóle nie wracać. Był pewien że jeśli poniosą klęskę podczas tej misji, gniew ich pana będzie niewyobrażalny, a kara, która spadnie na ich głowy - straszliwa. Wiedział, że reszta śmierciożerców zapewne postąpiłaby podobnie. Musieli zatem wykorzystać umiejętności każdego z ich trójki najlepiej jak się dało. Rozdzielenie się na mniejsze grupki mogło z resztą podziałać na ich korzyść. W ten sposób w krótkim czasie przetrząsną więcej terenu. Oby tylko nie rozdzielali się już bardziej, zdecydowanie nie chciał zostać w tej ciemności zupełnie sam. Wtedy jego klaustrofobia, póki co jeszcze trzymana w ryzach, mogłaby całkowicie uniemożliwić mu parcie naprzód.
- Nic konkretnego. Ale też z pewnością nic dobrego. - odpowiedział krótko Theodore'owi. Nie miał żadnej pewności, że teoria, którą sobie wymyślił, ma jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tego mieli się dopiero zapewne wkrótce dowiedzieć.
Przeczucie, że są tutaj niechciani i niemile widziani przepełniało całą jaskinię. Właściwie była to pewna i, o dziwo, dość miła odmiana od Azkabanu. Tam dementorzy pragnęli jego obecności, dręcząc go i pozbawiając nadziei. Tymczasem w tych podziemiach, gdy Burke uspokoił się nieco po pierwszym ataku niepokoju, mógł bardziej skupić się na tym co ich otaczało. Szybkie spojrzenie rzucone za siebie sprawiło jednak, że przełknął ślinę nerwowo. Runy nie kłamały. Coś tutaj było.
Zachwiał się gwałtownie, gdy nagle ziemia zaczęła osuwać im się spod nóg. Nie był pewny co aktywowało pułapkę - odrobinę szkoda że Caelan nie ostrzegł ich przed nią wcześniej. Ale całe szczęście Theo zapewnił im już bezpieczny zjazd na dół. Co zrozumiałe, musieli się kierować ku obecności, którą wyczuł. Mężczyzna zsunął się za pozostałą dwójką na dół, trzymając różdżkę w zębach. - Ja też to czuję - odpowiedział Wilkesowi, gdy już stanął pewniej na nogach. - Przed nami coś jest. Kilka stworzeń. Ale nie wiem jakie dokładnie. Miejcie się na baczności - powiedział w końcu, otrzepując dłonie. Krótkie rozejrzenie się wokół i już było jasne, że jedyna droga, jaką mogli się poruszyć, wiodła w przód. Prosto ku bytom, które wyczuł zaklęciem. Miło z ich strony, że przynajmniej postanowiły oświetlić rycerzom dalsze przejście. Craig ostrożnie ruszył z towarzyszami, uważnie rozglądając się dookoła. Musiał przyznać, że zdobienia, na które zaczęli się natykać, były całkiem urodziwe. Nie dał się jednak omamić urodzie sztuki, nie zapominał przecież, gdzie się znajdowali. A znajdowali się głęboko, głęboko pod ziemią. Nad głowami mieli tony ziemi, gruzów, metalu, bruku oraz wszystkich skarbów przechowywanych w skarbcach Gringotta. Tymczasem tutaj natrafili na prawdziwy Zaczarowany Ogród. Sceneria była całkiem ładna, miło było dla odmiany zawiesić oko na okolicznościach przyrody, a nie tylko szarych, niegościnnych korytarzach.
Nawet jeśli nic tutaj nie było prawdziwe.
- To jego musiało wyczuć zaklęcie - odezwał się Burke, gdy tylko dostrzegł ogromnego jelenia. Naprawdę dorodna sztuka, jego głowa dumnie prezentowałaby się nad kominkiem - I do tego przejścia musimy się dostać. - czuł jak emanowało czarną magią. Potężny ryk zwierzęcia nie zwiastował niczego dobrego. Zaraz po tym jak zwierz zaalarmował całą okolicę - nad którą najwyraźniej panował - cała trójka rycerzy musiała podjąć się szybkiej reakcji. Niemożność zrobienia kroku była niekomfortowa - ale Craig chwilowo zignorował trawę, skupiając się raczej na zwierzęciu. - Silencio - rozkazał, mając nadzieję, że jeśli jeleń zamilknie, okolica zacznie być nieco... przyjemniejsza. A jeśli po dobroci się nie da... wtedy będą działać po złości.
Bo jaki mieli wybór?
Proszę odpisać mi od ekwipunku wszystkowidzące okulary i 1x wywar wzmacniający
- Nic konkretnego. Ale też z pewnością nic dobrego. - odpowiedział krótko Theodore'owi. Nie miał żadnej pewności, że teoria, którą sobie wymyślił, ma jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tego mieli się dopiero zapewne wkrótce dowiedzieć.
Przeczucie, że są tutaj niechciani i niemile widziani przepełniało całą jaskinię. Właściwie była to pewna i, o dziwo, dość miła odmiana od Azkabanu. Tam dementorzy pragnęli jego obecności, dręcząc go i pozbawiając nadziei. Tymczasem w tych podziemiach, gdy Burke uspokoił się nieco po pierwszym ataku niepokoju, mógł bardziej skupić się na tym co ich otaczało. Szybkie spojrzenie rzucone za siebie sprawiło jednak, że przełknął ślinę nerwowo. Runy nie kłamały. Coś tutaj było.
Zachwiał się gwałtownie, gdy nagle ziemia zaczęła osuwać im się spod nóg. Nie był pewny co aktywowało pułapkę - odrobinę szkoda że Caelan nie ostrzegł ich przed nią wcześniej. Ale całe szczęście Theo zapewnił im już bezpieczny zjazd na dół. Co zrozumiałe, musieli się kierować ku obecności, którą wyczuł. Mężczyzna zsunął się za pozostałą dwójką na dół, trzymając różdżkę w zębach. - Ja też to czuję - odpowiedział Wilkesowi, gdy już stanął pewniej na nogach. - Przed nami coś jest. Kilka stworzeń. Ale nie wiem jakie dokładnie. Miejcie się na baczności - powiedział w końcu, otrzepując dłonie. Krótkie rozejrzenie się wokół i już było jasne, że jedyna droga, jaką mogli się poruszyć, wiodła w przód. Prosto ku bytom, które wyczuł zaklęciem. Miło z ich strony, że przynajmniej postanowiły oświetlić rycerzom dalsze przejście. Craig ostrożnie ruszył z towarzyszami, uważnie rozglądając się dookoła. Musiał przyznać, że zdobienia, na które zaczęli się natykać, były całkiem urodziwe. Nie dał się jednak omamić urodzie sztuki, nie zapominał przecież, gdzie się znajdowali. A znajdowali się głęboko, głęboko pod ziemią. Nad głowami mieli tony ziemi, gruzów, metalu, bruku oraz wszystkich skarbów przechowywanych w skarbcach Gringotta. Tymczasem tutaj natrafili na prawdziwy Zaczarowany Ogród. Sceneria była całkiem ładna, miło było dla odmiany zawiesić oko na okolicznościach przyrody, a nie tylko szarych, niegościnnych korytarzach.
Nawet jeśli nic tutaj nie było prawdziwe.
- To jego musiało wyczuć zaklęcie - odezwał się Burke, gdy tylko dostrzegł ogromnego jelenia. Naprawdę dorodna sztuka, jego głowa dumnie prezentowałaby się nad kominkiem - I do tego przejścia musimy się dostać. - czuł jak emanowało czarną magią. Potężny ryk zwierzęcia nie zwiastował niczego dobrego. Zaraz po tym jak zwierz zaalarmował całą okolicę - nad którą najwyraźniej panował - cała trójka rycerzy musiała podjąć się szybkiej reakcji. Niemożność zrobienia kroku była niekomfortowa - ale Craig chwilowo zignorował trawę, skupiając się raczej na zwierzęciu. - Silencio - rozkazał, mając nadzieję, że jeśli jeleń zamilknie, okolica zacznie być nieco... przyjemniejsza. A jeśli po dobroci się nie da... wtedy będą działać po złości.
Bo jaki mieli wybór?
Proszę odpisać mi od ekwipunku wszystkowidzące okulary i 1x wywar wzmacniający
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Ogień zaczynał pochłaniać coraz większą powierzchnię. Każda kolumna, do której docierał zajmowała się kolejnym, niewielkim wybuchem, przyspieszając jego pęd w waszą stronę. Nie mieliście wiele czasu na podjęcie decyzji. Właściwie, nie mieliście go praktycznie wcale. Trzy przejścia. Decyzja pozostawała w waszych rękach - iść razem, czy osobno. Wszystkie wyglądające podobnie, każde z nich zionące tą samą, ciemną energię. Różniące się jedynie zdobieniami w kształcie trzech stworzeń nad wejściem. Kiedy Tristan uniósł rękę, sięgając po zaklęcie poczuł nagły skurcz, mrowienie, coś zapiekło go w kościach obu dłoni. Wyraźnie, dokładnie, dotkliwie uniemożliwiając sięgnięcie po zaklęcie, a kiedy spojrzał na nie, zobaczył, jak oplatają je czarne żyłki, które od placów pną się coraz wyżej, rozrastając wokół dłoni, pochłaniając ją całą, coraz mocniej zamierając w niej krążenie, czucie. Poczuł, że musi walczyć. W tym samym momencie zaklęcie, rzucił Francis, nie pozwalając, by spalił was ogień, ten jednak był blisko, jego ciepło lizało was po szyjach. I jednocześnie, kiedy ten zatoczył się wokół was, Lyanna poczuła irracjonalną potrzebę włożenia dłoni w ogień. Wyciągnęła ją w jego stronę, ufnie, pewnie. Prawie zahipnotyzowana, skuszona jasnym płomieniem. Czerń wycofała się z rąk Tristana, miał jednak świadomość, że zrobiła to tylko dlatego, że nie pozwolił jej posunąć się dalej, wygrał toczoną walkę, ona sama natrafiając na przeszkodę na razie się wycofała, umknęła, jakby odnajdując swój cel gdzie indziej. Przynajmniej na ten moment. Ogień wokół piekł i palił. Szczęśliwie, udało wam się zapuścić w korytarz. Języki ognia liznęły z wami, wpuszczając ciepłe powietrze, które podwiało i wstrząsnęło dywanem, który obił się o wąskie ściany korytarza prowadzącego dalej, raz z lewej i raz z prawej. Francisowi z trudem udało się nad nim zapanować. Lyanna straciła kontrolę nad ciałem. Tylko dzięki pomocy Tristana utrzymała się na magicznym środku lokomocji, nie spadając z niego. Francis zmuszony był włożyć w manewrowanie dywanem całej siły i maksimum skupienia - po krótkich turbulencjach znów lecieliście prosto. Wąski korytarz nie był długi, szybko do waszych uszu zaczęły docierać dźwięki wypowiadanych inkantacji i kiedy znaleźliście się w kolejnej z komnat waszym oczom ukazała się scena walki. Prawdziwej wojny, toczonej wprost przed waszymi oczami. Najbliżej zamigotała sylwetka Ramseya, który ledwie zerknął na was, rzucając w kierunku Tristana słowa na wpół znaczące, że cieszy go jego widok, na wpół ponaglające. Wokół rozstawieni byli też Drew, Alphard, Sigrun i Claude. Naprzeciw, rzucając raz po raz zaklęcia stali Zakonnicy* których twarze nie były dla was obce, bo pojawiali się na listach gończych Ministerstwa. Ciskali zaklęcia w odpierających ich Rycerzy Walpurgii. Kilka jednostek leżało martwych, nieruchomych, wśród nich była Deirdre i młoda Hella, którą niektórzy z was poznali dziś po raz pierwszy. Kilku - zarówno z Rycerzy jak i Zakonników - odniosło widoczne rany, podłoga zdawała się być przeorana zaklęciami obszarowymi. Zakonnicy również ponieśli straty we własnych szeregach, na ziemi leżała jedna kobieta. Chwilę po tym jak wlecieliście promień zielonego światła ugodził w pierś ciemnowłosej kobiety na widok czego, były szef Biura Aurorów z okrzykiem złości posłał w stronę Ramseya celne zaklęcie. Uroki śmigały, jeden za drugim, promienie zieleni mknęły ku przeciwnikom, tarcze rozbłyskiwały. Kilka wiązek przeleciało nad waszymi głowami. Walka, była nadal nierozstrzygnięta. Wasze przybycie, miało znacząco wyrównać szalę. Co zrozumieliście od razu. Promień zaklęcia odbił się i pomknął nad waszymi głowami. Nad nimi przeleciała też czarna jak noc wrona. Na końcu pomieszczenia znajdowały się dwa przejścia. Więcej szczegółów była zbyt daleko, by je dostrzec. Przed nimi, stała czerwona krowa. Przed wami pojawiły się trzy postaci, rodzeństwa Wright i Percivala, skierowali swoją różdżkę w waszą stroną. Ledwie sekundy dzieliły ich od wypowiedzenia inkantacji zaklęć.
* Anthony x2, Alexander, Bejamin, Florean, Hannah, Jackie, Kieran, Lucinda, Marcella, Percival
Lyanna, musisz rzucić dodatkową kością na odporność magiczną ST na ten moment wynosi 30 - w przypadku nieosiągnięcia podanego ST nie zdołasz się oprzeć pokusie włożenia na krótki moment dłoni w ogień.
Tristan, twoja odporność magiczna była dostateczna.
Pułapka zmusiła was wszystkich do działania. Pierwszy podjął się go Theo, z lekkim niepokojem. W ślad za nim poszedł Calean, któremu zdecydowanie najlepiej udało się skoordynować zsunięcie się w dół po stalaktycie. W ostatniej chwili wskoczył na niego Craig, dołączając do pozostałej dwójki. Cała trójka obtarła odrobinę wnętrza dłoni. Korytarz rozbłysnął ciepłym, mętnym światłem, wskazując wam tylko jedną drogę. Znaleźliście się w przejściu, które przeistoczyło się z kolejnymi krokami prowadząc was w miejsce którego z pewnością się nie spodziewaliście. Zastane istoty podjęły działanie od razu.
Theodore z powodzeniem rzucił zaklęcie, jego promień pomknął w kierunku jednego z węży. Ten umknął jednak przed wiązką zaklęcia, zbliżając się do rycerzy i szykując się do ataku. Mężczyzna zaraz po jego rzuceniu, poczuł zimno, przenikliwie, dotkliwe, zaciskające się na jego gardle dokładnie, wyraźnie. Uczcie podobne, do spotkania twarzą w twarz dementora. Nie był w stanie tego zauważyć, ale wokół jego szyi pojawiły się ciemnawe, czarne żyłki, które z każdą chwilą coraz mocniej utrudniały mu nabieranie oddechu w płuca.
Zignorowane przez Theodore’a i Craiga trawy pięły się wyżej, dalej ku górze po ich ciałach. Ich uścisk był coraz mocniejszy i dotkliwszy, zieleń zaczynała zajmować już nie tylko łydki, ale docierać ponad kolana w kierunku ud. Mocno, dokładnie oplatały się wokół coraz bardziej uniemożliwiając kolejny ruch.
Calean w tym samym czasie dzięki swojej sile był w stanie wyrwać się z objęć zielonych traw, tym samym znajdującą się kilka kroków przed swoimi kompanami, coraz mniej dzieliło go od niewielkiego jeziorka, ale i od węża, który właśnie je minął. Silne zaklęcie Goyla było udane, pomknęło w kierunku drugiego z węży, ten przez prędkość z którą zmierzało w jego stronę, nie zdołał w porę przed nim umknąć. Palący łańcuch oplótł się wokół gada, który zasyczał wyraźnie zraniony, zaczynając się wić w próbie pozbycia się czarnomagicznego tworu. Urok Craiga nie powiódł się.
Jeleń wpatrywał się w was uważnie, mierząc ślepiami każde z waszych poczynań, jedynie odwracając się bardziej w waszą stronę. Nie zrobił żadnego ruchu, czekając na to, co miała przynieść przyszłość. Za to pierwszy z węży który gwałtownie skręcił unikając zaklęcia wiedźmiego strażnika wybił się do ataku(moc: 75), zmierzając ku lewej ręce, należącej do Craiga.
Theodore, odepchnięcie od siebie czarnomagicznej mocy, który złapała cię w swoje objęcia na ten moment ma ST 30. Musisz rzucić dodatkową kością - w przypadku niepowodzenia pierwsze z podjętych działań będzie nieskuteczne.
Craig, Theodore - siłowe wyrwanie się z trawy posiada ST 50
Calean, w twoim przypadku sprawa wygląda jak w poprzednim poście.
W tej kolejce macie prawo wykonać dwie akcje.
Pamiętajcie, że ich kolejność może mieć znaczenie.
Wąż 1
Zwinność: 15 sprawność: 30 żywotność: 135
Wąż 2
Zwinność: 15 sprawność: 30 żywotność: 115/135
Działające zaklęcia:
Adolebitque ½
- Ekwipunek i żywotność:
- Żywotoność:
Tristan 220/220
Lyanna 202/202
Francis 215/215
Craig 248/248
Caelan 240/240
Theodore 220/220
Tristan:
1. Eliksir kociego wzroku
2. Kryształ
3. Eliksir siły
4. Brzękadło
+ Rękawice
Lyanna:
Różdżka, Oko Ślepego jako biżuteria na palcu, nakładka na pas z sakwami, a w niej eliksiry:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
Francis:
magiczny dywan (pomniejszony)
różdżka
eliksir siły (+31)
marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
petki i skręcik
Criag:
Różdżka, fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, kamień runiczny
- Wywar wzmacniający x1
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
Claean:
- miotła (pomniejszona, w kieszeni)
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
- Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 32, z mocą 130 oczek)
ten kryształ (+10 do transmutacji).
Theodore:
- wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)
- czuwający strażnik (+28)
+ kryształ[/size]
Zrobił kilka kroków do przodu, skracając odległość dzielącą go od zagrażających im stworzeń, ale też unikając w ten sposób unieruchamiających traw. Kątem oka dostrzegł, że jeden z gadów umknął przed nadlatującym ku niemu zaklęciem - na szczęście ten, którego próbował osłabić czarnomagicznymi łańcuchami, został spętany i zaczął wić się w bolesnych konwulsjach. Czy powinien iść za ciosem, wciąż celować w tego samego przeciwnika? Czy może raczej zająć się obserwującym ich w złowróżbnym napięciu jeleniem...? Znów poczuł wspinające się po nogach, próbujące zatrzymać go w jednym miejscu trawy - i znów, krzywiąc się przy tym z irytacją, szarpnął się silnie i zrobił krok do tyłu, odwracając się przy tym w kierunku towarzyszy. Przynajmniej jeden z węży nie powinien im teraz zagrażać, lecz gdzie dokładnie podział się drugi? Wtedy też dostrzegł go przy Craigu, przymierzającego się do ataku. Zaklął pod nosem, nie poświęcając teraz większej uwagi kuzynowi, nie zdając sobie nawet sprawy z trudności, z jakimi mierzył się Wilkes. - Sectumsempra - warknął, celując w zwierzę (wąż 1) ściskanym kurczowo jakarandowym drewienkiem. Sięgał po silne czarnomagiczne zaklęcia, mimo to chciał wierzyć, że jeszcze - na początku wyprawy - jest na tyle silny i skupiony, że magia nie odmówi mu posłuszeństwa. Pamiętał przy tym, że wspomniana dziedzina magii jest niezwykle kapryśna, że kusi los raz po raz prosząc o jej pomoc, lecz czy miał jakikolwiek wybór? Zerknął przez ramię za siebie, by skontrolować położenie drugiego z gadów, przelotnie spojrzeć ku nieruchomemu jeleniowi. - Sectumsempra - powtórzył, celując tym razem w spętanego łańcuchami węża (wąż 2). By ruszyć do przejścia, o którym wspominał lord Burke, musieli poradzić sobie z tymi przeklętymi stworzeniami. Czuł przy tym, że potyczka z gadami jest dopiero rozgrzewką przed właściwą walką.
| robię krok do tyłu, by wyrwać się z traw + zaklęcie w węża 1 (trzy pierwsze rzuty) + zaklęcie w węża 2 (trzy kolejne rzuty)
| robię krok do tyłu, by wyrwać się z traw + zaklęcie w węża 1 (trzy pierwsze rzuty) + zaklęcie w węża 2 (trzy kolejne rzuty)
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 7, 2, 1, 5, 7
--------------------------------
#4 'k100' : 84
--------------------------------
#5 'k10' : 1
--------------------------------
#6 'k8' : 5, 3, 1, 8, 5, 2
--------------------------------
#7 'Gringott' :
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 7, 2, 1, 5, 7
--------------------------------
#4 'k100' : 84
--------------------------------
#5 'k10' : 1
--------------------------------
#6 'k8' : 5, 3, 1, 8, 5, 2
--------------------------------
#7 'Gringott' :
Potwierdzenie padające z ust Craiga uspokoiło go jedynie na moment - ledwie z jego palców spłynęła magia, kształtując się w wiązkę zaklęcia i mknąc w stronę jednego z węży, znów poczuł się dziwnie - źle, niewłaściwie, nieodpowiednio, jakby zanurzył się po szyję w lodowatej wodzie, teraz oplatającej go tak samo, jak zaciskająca się wokół stóp trawa. Jego serce zabiło mocniej w panice, instynktownej - kojarzącej się nieodzownie z tymi pamiętnymi chwilami w dzieciństwie, kiedy po jego ciele lepkimi mackami wspinała się plaga koszmarów. Zapomniał: o wężach, komnacie, jeleniu i pułapce, palcami wolnej ręki bezwiednie sięgając do szyi, jakby chciał uchwycić za brzeg utrudniającego mu oddychanie łańcucha i go z siebie zerwać, ale opuszki natrafiły jedynie na chłodną skórę; zaaferowany tym, co się z nim działo, nie zarejestrował nawet wykonanego przez węża uniku ani zaklęcia, które tymczasowo unieszkodliwiło drugiego z nich. Z chwilowego odrętwienia wyrwał go dopiero dotyk więżącej go trawy - teraz już sięgającej powyżej kolan. Niedobrze.
Szarpnął nogami odruchowo, nieco chaotycznie - starając się jednocześnie wyrwać z tej lodowatej, duszącej go toni, jak i atakujących go roślin, mrucząc pod nosem przekleństwa; uniósł spojrzenie, przed sobą dostrzegając Caelana - stojącego już nieco dalej w głębi komnaty, przy strumieniu; chciał dotrzeć do niego, najpierw musiał jednak pozbyć się pnączy - oderwał lewą dłoń od szyi, tym razem sięgając w dół, próbując je z siebie zerwać, poluzować uchwyt - żeby uwolnić spętane nogi. Dopiero później rozejrzał się, rejestrując, że i Craig był w tarapatach - powtórnie skierował więc różdżkę w stronę węża atakującego Śmierciożercę, licząc na to, że zajęty swoją ofiarą, tym razem nie zdoła na czas uskoczyć przed wiązką zaklęcia. - Ericus - powtórzył, starając się wycelować dokładniej, znów - wyobrażając sobie pokryte łuskami cielsko zamieniające się w zwyczajną, nieruchomą, drewnianą kłodę, niezdolną do zrobienia nikomu krzywdy. Póki co nie zwracał uwagi na jelenia strzegącego przejścia - najpierw musiał uporać się z całą serią zdecydowanie bardziej naglących problemów.
1 kostka - odepchnięcie od siebie czarnomagicznej mocy
2 kostka - wyrwanie się z trawy
3 kostka - zaklęcie, celuję w węża atakującego Craiga (docelowe działanie tak samo, jak w poprzedniej kolejce)
Szarpnął nogami odruchowo, nieco chaotycznie - starając się jednocześnie wyrwać z tej lodowatej, duszącej go toni, jak i atakujących go roślin, mrucząc pod nosem przekleństwa; uniósł spojrzenie, przed sobą dostrzegając Caelana - stojącego już nieco dalej w głębi komnaty, przy strumieniu; chciał dotrzeć do niego, najpierw musiał jednak pozbyć się pnączy - oderwał lewą dłoń od szyi, tym razem sięgając w dół, próbując je z siebie zerwać, poluzować uchwyt - żeby uwolnić spętane nogi. Dopiero później rozejrzał się, rejestrując, że i Craig był w tarapatach - powtórnie skierował więc różdżkę w stronę węża atakującego Śmierciożercę, licząc na to, że zajęty swoją ofiarą, tym razem nie zdoła na czas uskoczyć przed wiązką zaklęcia. - Ericus - powtórzył, starając się wycelować dokładniej, znów - wyobrażając sobie pokryte łuskami cielsko zamieniające się w zwyczajną, nieruchomą, drewnianą kłodę, niezdolną do zrobienia nikomu krzywdy. Póki co nie zwracał uwagi na jelenia strzegącego przejścia - najpierw musiał uporać się z całą serią zdecydowanie bardziej naglących problemów.
1 kostka - odepchnięcie od siebie czarnomagicznej mocy
2 kostka - wyrwanie się z trawy
3 kostka - zaklęcie, celuję w węża atakującego Craiga (docelowe działanie tak samo, jak w poprzedniej kolejce)
it's a small crime
and i've got no excuse
and i've got no excuse
Theodore Wilkes
Zawód : wiedźmi strażnik; podróżnik; przemytnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Theodore Wilkes' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'k100' : 31
--------------------------------
#3 'k100' : 83
--------------------------------
#4 'Gringott' :
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'k100' : 31
--------------------------------
#3 'k100' : 83
--------------------------------
#4 'Gringott' :
Sytuacja nie była idealna, zagrożenie nadchodziło ku nim naraz z wielu stron - węże pełzające przez trawę nie wyglądały zbyt przyjaźnie, chaszcze oplatające coraz mocniej nogi rycerzy skutecznie uniemożliwiały poruszanie się, a wszystko to za sprawką przeklętego, niewątpliwie niezbyt przyjaźnie nastawionego ku przybyszom jelenia. To właśnie na nim początkowo skupiał swoją uwagę Burke - bardzo prędko jednak okazało się, że zupełnie inna kwestia okaże się bardziej paląca. Rogacz musiał poczekać. Trawy ściskały mężczyznę coraz mocniej, i coś podpowiadało mu, że raczej nie odpuszczą. Tak długo jak jeleń gapił się na nich złowieszczo, w napięciu, tak długo rośliny będą się piąć po skórze rycerza, aż w końcu zamieni się w roślinny posąg. Może zrobiliby z niego pomnik przyrody? Nie chciał się o tym przekonywać. Zanim jednak w ogóle spróbował ocenić jak może najskuteczniej i najszybciej pozbyć się pnączy, musiał przestać. Zbliżało się bowiem dużo większe zagrożenie. Gad, który uniknął zaklęcia Theo, przypełzł zdecydowanie za blisko by czuć się komfortowo w jego towarzystwie.
- Protego! - rozkazał, niemalże warknął instynktownie, unosząc różdżkę, widząc jak długie, obłe ciało wybija się do skoku. Ostatnie na co miał w obecnej chwili ochotę to akupunktura kłami prawdopodobnie jadowitego gada! Jeszcze dobrze nie zagłębili się w ten labirynt korytarzy, a on już miałby odnieść rany? Niedoczekanie.
Jednocześnie Burke wytężył wszystkie siły, usiłując wyrwać się z trawiastej pułapki. Chciał się uwolnić, zrobić krok do tyłu, odsunąć się chociaż ten kawałek od węża. Caelan radził sobie całkiem nieźle, o niego chwilowo Craig nie musiał się martwić. Theo wyglądał trochę blado, Burke nie miał jednak kiedy przyjrzeć się kompanowi.
Nie mogli tu utknąć na dłużej. Craig spodziewał się, że jeleń ma w zanadrzu zapewne jeszcze niejedną niespodziankę. Przecież wcześniej, w mroku widział jeszcze jakieś kształty. Tych stworzeń, podległych zagradzającemu im drogę, osobliwemu królowi lasu mogło być znacznie więcej. Trawa była tu wysoka, zasłaniała ziemię. Kto wie co jeszcze pełzło w ich kierunku.
Pierwsza kostka na protego, druga - wyrywam się z trawy
- Protego! - rozkazał, niemalże warknął instynktownie, unosząc różdżkę, widząc jak długie, obłe ciało wybija się do skoku. Ostatnie na co miał w obecnej chwili ochotę to akupunktura kłami prawdopodobnie jadowitego gada! Jeszcze dobrze nie zagłębili się w ten labirynt korytarzy, a on już miałby odnieść rany? Niedoczekanie.
Jednocześnie Burke wytężył wszystkie siły, usiłując wyrwać się z trawiastej pułapki. Chciał się uwolnić, zrobić krok do tyłu, odsunąć się chociaż ten kawałek od węża. Caelan radził sobie całkiem nieźle, o niego chwilowo Craig nie musiał się martwić. Theo wyglądał trochę blado, Burke nie miał jednak kiedy przyjrzeć się kompanowi.
Nie mogli tu utknąć na dłużej. Craig spodziewał się, że jeleń ma w zanadrzu zapewne jeszcze niejedną niespodziankę. Przecież wcześniej, w mroku widział jeszcze jakieś kształty. Tych stworzeń, podległych zagradzającemu im drogę, osobliwemu królowi lasu mogło być znacznie więcej. Trawa była tu wysoka, zasłaniała ziemię. Kto wie co jeszcze pełzło w ich kierunku.
Pierwsza kostka na protego, druga - wyrywam się z trawy
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 50, 94
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 50, 94
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Dywan pędzi, gęste powietrze aż furkocze, a ciepło ognia łaskocze moją szyję. Z zimną krwią ignoruję potrzebę podrapania się po odsłoniętej skórze i zaciskam palce mocniej na frędzlach. Dłonie muszą operować brzegiem dywanu, jak kierownicą, a bagażnik - psychiczny, jak i ten jak najbardziej materialny w postaci młodziutkiej czarownicy i Tristana - nie ułatwia mi sprawy. Lecimy w ciemność, tunelem oznaczonym symbolem krowy, a mnie dopada pewien niepokój związany z nadnaturalną niemalże ciszą. Spoglądam kontrolnie przez ramię i widzę, jak ta dziewczyna lekko igra sobie z ogniem, no ja pierdolę, masochistka, czy po prostu coś tutaj, tak na nas działa? Przypominam sobie strach, który wcześniej zatknął moje usta i myślę, że mogę ją zrozumieć. Wiem, jak to jest robić coś, wbrew swojej woli. Wyrównuję trajektorię lotu Zyzgaka, odginam ciało w tył, by nami nie telepało i muszę naprawdę się postarać, byśmy nie wyrżnęli w żadną jaskiniową formę skalną ani nie otarli się o kamienne ściany. Ciemno tu jak w dupie i mało co widzę, tamto ognisko jednak do czegoś się przydało. I tak chyba tylko cudem unikam wypieprzenia, no mówię, wam, o mały włos, a wszyscy byśmy leżeli na glebie jeden na drugim, tak dywanem smyrgnęło i podwiało. A Zygzak dalej zachowuje się w takich sytuacjach jak spłoszony źrebak, więc totalnie odmówię po wszystkim zdrowaśkę do Merlina, żeby mu podziękować, że jeszcze żyję. Wlatujemy na pełnej do kolejnego pomieszczania, a tam kłębią się jacyś ludzie, walka gorzeje w najlepsze, wszyscy mają różdżki a na ziemi leżą zakrwawione ciała. Aż przecieram oczy, co - prosto na nas idzie Percival, kobieta, którą znam z plakatów no i Benjamin Wright. Poprosiłbym go o autograf, tylko, co niby oni mieliby tu robić? Wyciągają różdżki, że niby chcą walczyć, a mi nadal coś tu się nie klei, bo, błagam, taki sparring to chyba woleliby urządzić gdzie indziej a nie sto metrów pod ziemią. Markowe zaklęcie tamtych terrorystów to Terremotio, a rzucić je tutaj, to tak jakby pogrzebać nas żywcem. Gdzieś dalej miga mi kolejna krowa, więc chyba powinniśmy dawać tamtędy? Sam już nie wiem, nawet nie chciałem tu być, wzięli mnie, zmusili, więc zwyczajnie i nikogo nie pytając o zdanie daję w długą między tym całym rozgardiaszem.
-Expecto Patronum - wołam dzielnie, starając się utrzymać prowadzenie dywanu jedną ręką. Ryzk-fizyk, za dużo było tu bajdurzenia o klątwach, jeśli to nie pomoże, to nie mam pojęcia, jaka magia mogłaby złamać tą energię. Dalej już tylko poganiam Zygzaka, jakbyśmy ścigali się z niewidzialnym przeciwnikiem, kto pierwszy dotrze do czerwonej krowy.
|rzucam zaklęcie i lecę dalej do krowy, jeśli tak mogę, o Wielki Mistrzu Gry.
-Expecto Patronum - wołam dzielnie, starając się utrzymać prowadzenie dywanu jedną ręką. Ryzk-fizyk, za dużo było tu bajdurzenia o klątwach, jeśli to nie pomoże, to nie mam pojęcia, jaka magia mogłaby złamać tą energię. Dalej już tylko poganiam Zygzaka, jakbyśmy ścigali się z niewidzialnym przeciwnikiem, kto pierwszy dotrze do czerwonej krowy.
|rzucam zaklęcie i lecę dalej do krowy, jeśli tak mogę, o Wielki Mistrzu Gry.
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Brama
Szybka odpowiedź