Zejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zejście
Strome zejście obleczone niewiarygodną ilością schodków, prowadzących w dół. Wygładzone, proste ściany, na których zostały wyryte symbole i znaki, mające znaczenie, niektóre już całkowicie zapomniane przez upływający czas. Widocznie zadziałały tutaj duże pokłady magii a i poświecono im też odpowiednią ilość czasu by nadać im odpowiedni wygląd i kształt. Zejście prowadzi do obszernej komnaty.
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Piasek dudnił w uszach. Ziarenko po ziarenku odmierzał czas, który Helli został. Dojrzała jak bandaż odpada od kikuta Elviry, Zachary nie wyraża tym, w jej oczach, zainteresowania, a potem ujrzała jak Ramsey materializuje się i czyni sobie krzywdę. Prychnęła śmiechem. Poczuła w sobie wzmocnienie, zajęła się kamieniem, ale ten jakimś sposobem nie usłuchał się jej, w odróżnieniu od innych, które posłusznie lądowały w misach. Była pewna, że Sigrun pomyliły się słowa legendy, a to znowu umocniło ją w przekonaniu, że brak im wszystkim ogłady i umiejętności współpracy. Nie tworzyli zespołu.
Wątpiła w to, czy warto dalej tłumaczyć im to, jak poważnie zabłądzili, bo za nic mieli jej ostrzeżenia. Czuła, że jako jedyna nie straciła kontroli nad tą misją. Odczytywała runy, znajdowała wskazówki o tym, że z czarnej magii zrodzone są wszelkie stworzenia kontrolowane przez artefakt, a ze słów zawartych w legendzie dobrze pamiętała, że ujęci tam czarodzieje tracili zmysły i ulegali kontroli Locus Nihili. I może nie sposób byłoby jej tego obłąkania zarzucić, gdyby tylko nie fakt, że sama przed momentem przeklęła żywot Ramseya podczas umieszczania czarnego kamienia w misie.
Podniosła się na rękach, by powstać po upadku. Komnata się poruszyła, a ona ponownie myślała o tym, aby tylko przetrwać. Jak najdłużej.
Spoglądała na powstającą w tle Elvirę. W oczach Helli była trochę jak Pani Śmierć, która trwała przy tym, aby wziąć to, co się jej należało - z kikutem, ze sterczącą w dłoni różdżką i z porwanym płaszczem. Nadciągała i wiła niczym Śmierć, lecz nie interesowało Hellę co zamierza i dlaczego. Miała żyć.
Runistka ignorowała słowa Ramseya, a kamień, który włożył jej do ręki, upuściła przed siebie. W międzyczasie Sigrun zaczęła ją opieprzać i czuła, że za chwile zrobi się gorąco. Poczuła się osaczona, popatrzyła po zebranych, a najbardziej jej uwagę przykuł Zachary.
- Reflexio - tylko to słowo wymknęło się z jej ust, a po chwili celowała w Shafiqa różdżką. Możliwe, że zbiegło się to akurat z wypowiedzią o złożeniu ofiary, co tylko umocniłoby Hellę w przekonaniu, że wybrała odpowiedni cel na splątanie. Jeśli mam cierpieć, to na pewno nie w pojedynkę.
Wątpiła w to, czy warto dalej tłumaczyć im to, jak poważnie zabłądzili, bo za nic mieli jej ostrzeżenia. Czuła, że jako jedyna nie straciła kontroli nad tą misją. Odczytywała runy, znajdowała wskazówki o tym, że z czarnej magii zrodzone są wszelkie stworzenia kontrolowane przez artefakt, a ze słów zawartych w legendzie dobrze pamiętała, że ujęci tam czarodzieje tracili zmysły i ulegali kontroli Locus Nihili. I może nie sposób byłoby jej tego obłąkania zarzucić, gdyby tylko nie fakt, że sama przed momentem przeklęła żywot Ramseya podczas umieszczania czarnego kamienia w misie.
Podniosła się na rękach, by powstać po upadku. Komnata się poruszyła, a ona ponownie myślała o tym, aby tylko przetrwać. Jak najdłużej.
Spoglądała na powstającą w tle Elvirę. W oczach Helli była trochę jak Pani Śmierć, która trwała przy tym, aby wziąć to, co się jej należało - z kikutem, ze sterczącą w dłoni różdżką i z porwanym płaszczem. Nadciągała i wiła niczym Śmierć, lecz nie interesowało Hellę co zamierza i dlaczego. Miała żyć.
Runistka ignorowała słowa Ramseya, a kamień, który włożył jej do ręki, upuściła przed siebie. W międzyczasie Sigrun zaczęła ją opieprzać i czuła, że za chwile zrobi się gorąco. Poczuła się osaczona, popatrzyła po zebranych, a najbardziej jej uwagę przykuł Zachary.
- Reflexio - tylko to słowo wymknęło się z jej ust, a po chwili celowała w Shafiqa różdżką. Możliwe, że zbiegło się to akurat z wypowiedzią o złożeniu ofiary, co tylko umocniłoby Hellę w przekonaniu, że wybrała odpowiedni cel na splątanie. Jeśli mam cierpieć, to na pewno nie w pojedynkę.
The member 'Hella Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Elvira zapragnęła pomóc swemu oprawcy i już po chwili mogła dostrzec, jak wypowiedziana inkantacja przyniosła zamierzony efekt. Podłużna rana zapiekła Ramseya, przecięte fragmenty skóry boleśnie zaczęły się zasklepiać i tym samym powstrzymały wypływającą krew. Śmierciożerca mógł poczuć chwilową ulgę, lecz zamiast oszczędzać nogę oraz własne zdrowie sięgnął po kolejną, plugawą klątwę, której promień pomknął w kierunku trzymającej kamień Helli. Ryzykował odwetem czarnej magii, doskonale znał uczucie przeszywające skronie niczym setki wbijanych igiełek, lecz szybko zrozumiał, że tym razem okazała się dla niego łaskawa. Zamiast tego jego palce ponownie zaczęły sztywnieć, a wysoko uniesiona broda nienaturalnie wydłużać podobnie jak odcinek piersiowy kręgosłupa. Magia tego miejsca zbierała coraz większe żniwa, był tego świadom.
Rookwood bez zawahania sięgnęła po niewybaczalne zaklęcie, którego promień pomknął w kierunku Borgin. Wiedziała, że klątwa była niezwykle silna, a obrona przed nią wymagała nie tylko wielkich umiejętności, ale przede wszystkim refleksu.
Słusznie dostrzegając nieprawidłowość chwyciła w dłoń czarny odłamek i udała się z nim do rzeźby przedstawiającej wojownika o pustych oczodołach. W chwili zderzenia się kamienia z dnem misy bruzdy zaczęły wypełniać się czernią i pulsować równym rytmem. Śmierciożerczyni zyskała pewność, że byli niezwykle blisko rozwikłania zagadki i liczyła, że Edgar wypełni jej polecenie, co równałoby się z osiągnięciem celu. Nestor jednak miał inne plany; wiedziony targającymi go emocjami, niewyobrażalnym żalem po stracie kuzyna zatrzymał się przy klepsydrze i płynnym, pewnym ruchem rozciął środek dłoni zgodnie z zaleceniem Mulcibera. Krople krwi ubrudziły kraniec jego rękawa i wolno zaczęły uderzać o wgłębienie naczynia. Jedna, po drugiej. Im więcej ich opadało tym szybciej wypełniająca go nienawiść odchodziła w niepamięć.
Hella wiedziona intuicją wyprowadziła atak na uzdrowiciela, choć wydobyta z różdżki mgiełka szybko dała jej do zrozumienia, że popełniła błąd. Kątem oka dostrzegła jak pędziły w jej kierunku dwa, niezwykle potężne zaklęcia i jeśli chciała ich uniknąć to nie mogła pozwolić sobie na podobną omyłkę.
W tym samym momencie Zachary próbował przejrzeć iluzje komnaty, wedrzeć się w nią magią i odkryć niejasne, przepełnione złowrogą siłą tajemnice. Inkantacja nie przyniosła zamierzonego rezultatu; ściany wciąż pokrywały brudne kamienie, a stworzenie, znajdujące się najbliżej niego, ruszyło do ataku. Shafiq jako jedyny ze wszystkich wciąż znajdował się w pomieszczeniu, gdzie znaleźli ranną Elvirę i Mulcibera, lecz nie umknęło jego uwadze skrzypienie oraz lekki wstrząsnął podłogi, kiedy okrągła komnata zaczęła się obniżać. Zerknął w tamtym kierunku i dosłownie w ostatniej chwili bezpiecznie zeskoczył na platformę podobnie jak rozjuszany inferius.
Wirujące tuż przy sklepieniu szmaragdowe obłoki obniżyły się znacznie i tożsamo zachowała się podłoga – wszyscy poczuliście mocne szarpnięcie ledwie utrzymując równowagę. Mechanizm ruszył, komnata przemieszczała się w dół pozostawiając rzeźby ponad waszymi głowami. Niewłożony do misy granatowy odłamek zaczął silnie drżeć unosząc się kilka centymetrów nad kamienną posadzką. Ciemno niebieskie żyłki zdawały się rozżarzyć, aż w końcu dosłyszalne było charakterystyczne syczenie. Odłamek stanął w płomieniach i finalnie rozpadł się na setki malutkich elementów. Nie było czego zbierać.
Waszych uszu doszedł głośny śmiech, dźwięczne uderzanie dłonią o dłoń, jakoby ktoś winszował za przegraną sprawę. Śmierciożerczyni wiedziała, że nie wykonali zadania, miała świadomość, że ona jako jedyna włożyła całą swą uwagę w próbę poprawnego rozłożenia odłamków, kiedy innych pochłaniały niezrozumiałe dla niej emocje i próby sabotażu. Wpierw rozpalił się w niej gniew, silne pragnienie sięgnięcia po kolejną z niewybaczalnych klątw i poczęstowania nią każdego po kolei. Im jednak niżej znajdowała się komnata tym większa ogarniała ją błogość. Spięte mięśnie zdawały się rozluźnić, a konieczność wypełnienia rozkazów Czarnego Pana odchodzić w zapomnienie. Nie musiała tego robić, nie musiała ryzykować i pchać się w sidła nieznanej mocy dla sprawy, z której nie miała własnych korzyści, nie czerpała potęgi. Była gotów odwrócić się na pięcie i odejść, powrócić do domowego ogniska.
Złożona ofiara nie przyniosła efektu, co Edgar szybko mógł zrozumieć. Krople krwi jedynie ubrudziły misę nie mając żadnego wpływu na rzeźby tudzież kamienie. W chwili oderwania wzroku od szkarłatnego płynu nestor dostrzegł u podstawy klepsydry małego, na oko dziesięcioletniego, chłopca. Siedział on bokiem do mężczyzny, a w jego ręce znajdował się niewielkich rozmiarów nóż o złotej rękojeści. Przyglądał się ostrzu obracając go wolno w swojej dłoni, a kącik jego ust wygięty był ku górze w uśmiechu.
W końcu waszych uszu doszedł znajomy huk; komnata zatrzymała się w miejscu, skrzypienie ustało. Klepsydra – bez swej kamiennej podstawy – ponownie uniosła się do góry, jednak nie obróciła się w celu odmierzania na nowo czasu, tylko zniknęła w odmętach szmaragdowych obłoków zwieszonych na wysokości sklepienia. Na jej miejsce wysunął się stalagmit o ściętym wierzchołku, na którym znajdowało się coś pulsującego zielonym blaskiem. Całość otoczona była szklanym naczyniem z wirującym w środku pyłem. Znacznie utrudniał on przyjrzenie się znalezisku.
Od podstawy rozciągało się dziesięć podłużnych bruzd, których koniec dostrzegliście na kamiennej ścianie po waszej prawej stronie. Łączyły się one z dziewięcioma podkreśleniami oraz literą „E”. Ponad nimi znajdował się ręcznie rozrysowany szyfr, zaś po waszej lewej stronie wybrakowana siatka liczb. Edgar oraz Hella od razu zrozumieli, że powierzchnia podatna była na nacisk różdżki, a znajdująca się w niewielkiej misie maź nie znalazła się tutaj przypadkiem.
Na wprost was znajdowały się wielkie wrota, na których froncie dostrzegliście znany już wam symbol mężczyzny z wysuniętym językiem i łańcuchami okalającymi ludzkie głowy. Tuż ponad nim znajdował się napis:
Mądrość nie zna drogi na skróty
Borgin skupiła się na powierzchni wrót nieco dłużej pragnąc odnaleźć czujnym okiem istotne szczegóły, jednakże jedyne co mogła dostrzec to brak jakichkolwiek otworów na klucz.
|
Widok na ścianę po prawej stronie (kliknij w obraz, aby powiększyć):
Widok na ścianę po lewej stronie (kliknij w obraz, aby powiększyć):
Ramsey, Edgar, Sigrun - Przełamanie wizji ST 70 (do rzutu doliczana jest wartość odporności magicznej).
Zachary - Inferius ma sprawność i zwinność równą 3, PŻ = 15. Atakuje cię w okolice brzucha - rzut. Jest nieco brzydszy i straszniejszy niż w rzeczywistości Elvira, choć ma równie długie blond włosy.
Hella - lecą w Ciebie dwa zaklęcia, obronę przed nimi musisz podjąć niezwłocznie, dlatego możesz skorzystać z szafki zniknięć, aby uniknąć błędów logicznych.
Wszyscy - Rzut na przełamanie wizji/ wspomnienia w tej turze nie jest uznawany jako akcja, lecz musicie wszystkie swe działania zawrzeć w jednym poście.
Hella - Fortuno 2/3 (10 obrażeń mniej, -20 kara do kości zamiast -30)
Czas na odpis - 48h.
Od tej tury w każdej kolejce dodatkowo rzucacie kością Gringott (nazwa została zmieniona) i proszę nie zapominajcie o tym, bo Mistrz Gry bardzo lubi niekonwencjonalnie przypominać się zapominalskim.
Rookwood bez zawahania sięgnęła po niewybaczalne zaklęcie, którego promień pomknął w kierunku Borgin. Wiedziała, że klątwa była niezwykle silna, a obrona przed nią wymagała nie tylko wielkich umiejętności, ale przede wszystkim refleksu.
Słusznie dostrzegając nieprawidłowość chwyciła w dłoń czarny odłamek i udała się z nim do rzeźby przedstawiającej wojownika o pustych oczodołach. W chwili zderzenia się kamienia z dnem misy bruzdy zaczęły wypełniać się czernią i pulsować równym rytmem. Śmierciożerczyni zyskała pewność, że byli niezwykle blisko rozwikłania zagadki i liczyła, że Edgar wypełni jej polecenie, co równałoby się z osiągnięciem celu. Nestor jednak miał inne plany; wiedziony targającymi go emocjami, niewyobrażalnym żalem po stracie kuzyna zatrzymał się przy klepsydrze i płynnym, pewnym ruchem rozciął środek dłoni zgodnie z zaleceniem Mulcibera. Krople krwi ubrudziły kraniec jego rękawa i wolno zaczęły uderzać o wgłębienie naczynia. Jedna, po drugiej. Im więcej ich opadało tym szybciej wypełniająca go nienawiść odchodziła w niepamięć.
Hella wiedziona intuicją wyprowadziła atak na uzdrowiciela, choć wydobyta z różdżki mgiełka szybko dała jej do zrozumienia, że popełniła błąd. Kątem oka dostrzegła jak pędziły w jej kierunku dwa, niezwykle potężne zaklęcia i jeśli chciała ich uniknąć to nie mogła pozwolić sobie na podobną omyłkę.
W tym samym momencie Zachary próbował przejrzeć iluzje komnaty, wedrzeć się w nią magią i odkryć niejasne, przepełnione złowrogą siłą tajemnice. Inkantacja nie przyniosła zamierzonego rezultatu; ściany wciąż pokrywały brudne kamienie, a stworzenie, znajdujące się najbliżej niego, ruszyło do ataku. Shafiq jako jedyny ze wszystkich wciąż znajdował się w pomieszczeniu, gdzie znaleźli ranną Elvirę i Mulcibera, lecz nie umknęło jego uwadze skrzypienie oraz lekki wstrząsnął podłogi, kiedy okrągła komnata zaczęła się obniżać. Zerknął w tamtym kierunku i dosłownie w ostatniej chwili bezpiecznie zeskoczył na platformę podobnie jak rozjuszany inferius.
Wirujące tuż przy sklepieniu szmaragdowe obłoki obniżyły się znacznie i tożsamo zachowała się podłoga – wszyscy poczuliście mocne szarpnięcie ledwie utrzymując równowagę. Mechanizm ruszył, komnata przemieszczała się w dół pozostawiając rzeźby ponad waszymi głowami. Niewłożony do misy granatowy odłamek zaczął silnie drżeć unosząc się kilka centymetrów nad kamienną posadzką. Ciemno niebieskie żyłki zdawały się rozżarzyć, aż w końcu dosłyszalne było charakterystyczne syczenie. Odłamek stanął w płomieniach i finalnie rozpadł się na setki malutkich elementów. Nie było czego zbierać.
Waszych uszu doszedł głośny śmiech, dźwięczne uderzanie dłonią o dłoń, jakoby ktoś winszował za przegraną sprawę. Śmierciożerczyni wiedziała, że nie wykonali zadania, miała świadomość, że ona jako jedyna włożyła całą swą uwagę w próbę poprawnego rozłożenia odłamków, kiedy innych pochłaniały niezrozumiałe dla niej emocje i próby sabotażu. Wpierw rozpalił się w niej gniew, silne pragnienie sięgnięcia po kolejną z niewybaczalnych klątw i poczęstowania nią każdego po kolei. Im jednak niżej znajdowała się komnata tym większa ogarniała ją błogość. Spięte mięśnie zdawały się rozluźnić, a konieczność wypełnienia rozkazów Czarnego Pana odchodzić w zapomnienie. Nie musiała tego robić, nie musiała ryzykować i pchać się w sidła nieznanej mocy dla sprawy, z której nie miała własnych korzyści, nie czerpała potęgi. Była gotów odwrócić się na pięcie i odejść, powrócić do domowego ogniska.
Złożona ofiara nie przyniosła efektu, co Edgar szybko mógł zrozumieć. Krople krwi jedynie ubrudziły misę nie mając żadnego wpływu na rzeźby tudzież kamienie. W chwili oderwania wzroku od szkarłatnego płynu nestor dostrzegł u podstawy klepsydry małego, na oko dziesięcioletniego, chłopca. Siedział on bokiem do mężczyzny, a w jego ręce znajdował się niewielkich rozmiarów nóż o złotej rękojeści. Przyglądał się ostrzu obracając go wolno w swojej dłoni, a kącik jego ust wygięty był ku górze w uśmiechu.
W końcu waszych uszu doszedł znajomy huk; komnata zatrzymała się w miejscu, skrzypienie ustało. Klepsydra – bez swej kamiennej podstawy – ponownie uniosła się do góry, jednak nie obróciła się w celu odmierzania na nowo czasu, tylko zniknęła w odmętach szmaragdowych obłoków zwieszonych na wysokości sklepienia. Na jej miejsce wysunął się stalagmit o ściętym wierzchołku, na którym znajdowało się coś pulsującego zielonym blaskiem. Całość otoczona była szklanym naczyniem z wirującym w środku pyłem. Znacznie utrudniał on przyjrzenie się znalezisku.
Od podstawy rozciągało się dziesięć podłużnych bruzd, których koniec dostrzegliście na kamiennej ścianie po waszej prawej stronie. Łączyły się one z dziewięcioma podkreśleniami oraz literą „E”. Ponad nimi znajdował się ręcznie rozrysowany szyfr, zaś po waszej lewej stronie wybrakowana siatka liczb. Edgar oraz Hella od razu zrozumieli, że powierzchnia podatna była na nacisk różdżki, a znajdująca się w niewielkiej misie maź nie znalazła się tutaj przypadkiem.
Na wprost was znajdowały się wielkie wrota, na których froncie dostrzegliście znany już wam symbol mężczyzny z wysuniętym językiem i łańcuchami okalającymi ludzkie głowy. Tuż ponad nim znajdował się napis:
Mądrość nie zna drogi na skróty
Borgin skupiła się na powierzchni wrót nieco dłużej pragnąc odnaleźć czujnym okiem istotne szczegóły, jednakże jedyne co mogła dostrzec to brak jakichkolwiek otworów na klucz.
|
Widok na ścianę po prawej stronie (kliknij w obraz, aby powiększyć):
Widok na ścianę po lewej stronie (kliknij w obraz, aby powiększyć):
Ramsey, Edgar, Sigrun - Przełamanie wizji ST 70 (do rzutu doliczana jest wartość odporności magicznej).
Zachary - Inferius ma sprawność i zwinność równą 3, PŻ = 15. Atakuje cię w okolice brzucha - rzut. Jest nieco brzydszy i straszniejszy niż w rzeczywistości Elvira, choć ma równie długie blond włosy.
Hella - lecą w Ciebie dwa zaklęcia, obronę przed nimi musisz podjąć niezwłocznie, dlatego możesz skorzystać z szafki zniknięć, aby uniknąć błędów logicznych.
Wszyscy - Rzut na przełamanie wizji/ wspomnienia w tej turze nie jest uznawany jako akcja, lecz musicie wszystkie swe działania zawrzeć w jednym poście.
Hella - Fortuno 2/3 (10 obrażeń mniej, -20 kara do kości zamiast -30)
Czas na odpis - 48h.
Od tej tury w każdej kolejce dodatkowo rzucacie kością Gringott (nazwa została zmieniona) i proszę nie zapominajcie o tym, bo Mistrz Gry bardzo lubi niekonwencjonalnie przypominać się zapominalskim.
- Ekwipunek i żywotność:
- Żywotoność:
Ramsey 180/217 | (-15 psychiczne), (-22 cięte), użycie mgły - 3/4 | -5 do kości
Sigrun 215/215 | użycie mgły - 1/3
Zachary 210/210
Hella 98/211 | (43 tłuczone), (40 oparzenia), (30 psychiczne) | - 30 do kości
Elvira 189/204 | (15 oparzenia) |
Edgar 173/223 | (20 cięte), (30 psychiczne) | -10 do kości
Ramsey:
Różdżka, maska śmierciożercy, czarna perła, malachitowy pierścień)
1. Świstoklik - stara brosza
2. Oko ślepego
3. Eliksir kociego wzroku
4. Antidotum na niepowszechne trucizny
Sigrun:
Różdżka, maska śmierciożercy na twarzy, oko ślepego na palcu i zaczarowana torba, a w niej:
1. Brzękadło
2. Miotła
3 i 4. Maść z wodnej gwiazdy x2
5 i 6. Eliksir uspokajający x2
7. Marynowana narośl ze szczuroszczeta x1
8. Felix Felicis x1
9. Antidotum na niepowszechne trucizny x1
10. Smocza łza x1
11. Czuwający strażnik x1
12. Eliksir kociego wzroku x1
13. Eliksir byka x1
14. Eliksir wąchacza x1 (od Cassandry)
15. Kryształ
16. Drugi kryształ
Zachary:
Różdżka, magiczny kompas, nakładka na pas:Eliksir wiggenowy (1 porcja, moc 32) od Cassandry
Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28) od Cassandry
Antidotum podstawowe (1 porcja)
Czarna Mara (1 porcja)
Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 8 )
Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcje, stat. 40)
Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 8 )
Hella:
- różdżka,
- eliksiry pochowane po kieszeniach:
1. Maść z wodnej gwiazdy x1 (+31)
2. Eliksir uspokajający x1 (+43)
3. Smocza łza x1
4. Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
Elvira:
1. Kameleon (od Caelana)
2. Eliksir wiggenowy (od Cass)
3. Marynowana narośl ze szczuroszczeta (od Cass)
4. Eliksir przeciwbólowy (mój)
+kryształ o działaniu mikstury buchorożca, różdżka
Edgar:
Różdżka, fluoryt
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat.32)
- Eliksir Banshee (1 porcja, stat. 32)
- [?] Smocza Łza (1 porcja, stat. 32)
Z każdą kolejną sekundą czuł się coraz bardziej zagubiony i skołowany tym, czego doświadczał w podziemiach Gringotta. Nie miał pełnego zaufania do tego, co widział, co robił. Tracił też zaufanie wobec samego siebie, nie wierząc do końca, czy podejmowane działania miały jakikolwiek sens. Im dłużej przebywał w tym miejscu, tym bardziej odczuwał przekonanie, że nie dane było mu być tym, kim był tam na powierzchni, kiedy tutaj, na dole, mógł być tym, kim chciał i głęboko pragnął. Droga do wielkości, którą podążał, naznaczona została szeregiem przeszkód, z którymi musiał się zmagać, nabierając coraz większego przekonania nie tylko we własne czarnoksięskie umiejętności, lecz także w to, że podziemny labirynt korytarzy oferował mu coś więcej; coś, co musiał odkryć na własną rękę. Wpierw jednak musiał uporać się z obrzydliwym inferiusem.
Salwując się ucieczką, gdy komnata znowu zaczęła osuwać się ku dołowi, poderwał się na nogi i pobiegł ku krawędzi, zeskakując z niej w ostatniej chwili. Nie przewidział tylko, że martwy wróg podąży jego śladami, ani że podejmie próbę zaatakowania.
— Protego — wypluł inkantację z ust, zakreślając końcem różdżki niewielki fragment przestrzeni pomiędzy sobą a inferiusem, w którym żądał pojawienia się ochronnej tarczy. To, że wyglądał niczym Multon, nie stanowiło przeszkody. Zamierzał zniszczyć stworzenie przy najbliższej sposobności.
Salwując się ucieczką, gdy komnata znowu zaczęła osuwać się ku dołowi, poderwał się na nogi i pobiegł ku krawędzi, zeskakując z niej w ostatniej chwili. Nie przewidział tylko, że martwy wróg podąży jego śladami, ani że podejmie próbę zaatakowania.
— Protego — wypluł inkantację z ust, zakreślając końcem różdżki niewielki fragment przestrzeni pomiędzy sobą a inferiusem, w którym żądał pojawienia się ochronnej tarczy. To, że wyglądał niczym Multon, nie stanowiło przeszkody. Zamierzał zniszczyć stworzenie przy najbliższej sposobności.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Wspaniale, oczywiście, musiało tak być. Magia usłuchała jej pilnie, pokonując przeciwności latami doświadczenia, zaogniając sosnowe drewno blaskiem, jarzącym się i niknącym w ciszy. Elvira nadal nie wróciła zupełnie do siebie, nie oswoiła z nową rzeczywistością i ciałem, które niby było to samo, a jednak inne. Przeklęte. Czy ból będzie towarzyszył jej już zawsze? Czy zawsze będzie obawiała się opuszczać wzrok na siebie samą? Uwierały jej nie tylko fantomowe dłoń i staw, w którym ostatnia kość ręki jakoby dalej usiłowała łączyć się z nieistniejącymi częściami, ale też głowa, ciało sponiewierane łańcuchami; może byłaby w stanie dojrzeć oparzenia, gdyby spróbowała się im przyjrzeć, ale zamiast zadręczać się niedoskonałością tego strzępu czarownicy, poświęciła chwilę na kolanach, aby zrozumieć, gdzie są i na co jeszcze powinna się przygotować.
Nie umiała odnaleźć się w tym nowym świecie, pojęcia nie miała na jakim etapie rozwiązywania zagadki się znaleźli, toteż nie próbowała ingerować, obserwując wszystko biernie i z namysłem. O co chodziło tej durnej, rozgadanej dziewczynie? Gdzie był Shafiq? Co za kamienie ściskali w dłoniach i dlaczego Rookwood jeszcze nie była obezwładniona, zachowywała się przecież jak ostatnia wariatka bez krzty odpowiedzialności za misję, za nich.
- Nie można jej ufać - wychrypiała wreszcie, zgadzając się z Mulciberem; tak, niech ona się do nich nie zbliża, ani o krok.
Powiedziałaby mu, żeby jeszcze nie wstawał, że ta rana może się ponownie otworzyć, że im więcej krwi utracą, tym mniejsza szansa, że wyjdą stąd żywi, lecz doszła do wniosku, że to nierozsądne, że nie może mówić mu, co ma robić. Zamiast tego sama podniosła się, niezdarnie, gdyż musiała podeprzeć się jedną ręką - tą, w której miała różdżkę, a nie nawykła pozwalać, by jej najcenniejsza broń zamiatała pył z kamiennych posadzek.
Nic nie mówiła, gdy atakowano Hellę, najpierw słowem, potem czynem. Najwyraźniej zasłużyła, a Elvirę przestawało pomału interesować, co się stanie z ludźmi, którym nic nie zawdzięczała i nic ją z nimi nie wiązało - jeżeli miała w sobie wcześniej jakieś resztki współczucia, to chyba zaginęły między fascia antebrachii utraconej ręki. I chociaż słów brakowało jej od dłuższego czasu, a w tym całym zmęczeniu nie miała ochoty nadwyrężać zdartego gardła, nie mogła powstrzymać krótkiego prychnięcia pogardy na słowa Rookwood o jej umiejętnościach.
Merlinie, gdyby potrafiła rzucić Avadę, rzuciłaby ją tu i teraz.
Edgar dopowiedział za nią to, co sama pomyślała, uśmiechnęła się więc blado, bez większego entuzjazmu, jak lalka.
Ledwo zdołała utrzymać równowagę, gdy po wszystkim podłoga zadrżała brutalnie pod ich stopami, a granatowy kamień, ostatni, wzniósł się w powietrze, zapalił i rozpadł. Elvira zacisnęła zęby, domyślając się, że nie wróży to absolutnie niczego dobrego, a następujący wkrótce po tym śmiech i szydercze klaskanie te domysły potwierdziły. Spięła się w sobie, zacisnęła oczy na chwilę, mając wrażenie, że tylko ona to słyszała, że znów tylko ją los skaże na walkę z fatum, ale po głosach szło rozpoznać, że tym razem, szczęśliwie lub nie, z przeciwnikiem mierzyć się będą wszyscy. Chciała unieść dłoń i przycisnąć palce do nasady nosa, złapać oddech, ale w połowie ruchu zdała sobie sprawę, że nie może tego zrobić. Warknęła przeciągle, sama do siebie, a potem ruszyła bliżej stalagmitu, nowej zagadki skąpanej w szmaragdowym blasku, od którego aż zapiekło ją w oczy.
Ten blask również nie był jej obcy.
O zgrozo, nie potrafiła odczytać ani jednej wyrytej runy, ale mogła robić swoje, pomimo wszystko. Zbliżyła się do Edgara, wyciągając różdżkę już wcześniej, pokojowo. Sprawiał wrażenie roztrzęsionego, ale po rozmowie z tą wariatką Rookwood nie mogło to być zaskoczeniem.
- Paxo Maxima - powiedziała beznamiętnie, gdy zbliżyła się dość, by przyłożyć mu różdżkę do skroni.
Jeżeli dobrze pamiętała, był runistą, powinien dobrze zrozumieć wszystko, co miało ich czekać.
Zignorowała resztę drużyny i ich wieczne problemy, odwracając się tylko w stronę Mulcibera, aby czekać na polecenia.
Nie umiała odnaleźć się w tym nowym świecie, pojęcia nie miała na jakim etapie rozwiązywania zagadki się znaleźli, toteż nie próbowała ingerować, obserwując wszystko biernie i z namysłem. O co chodziło tej durnej, rozgadanej dziewczynie? Gdzie był Shafiq? Co za kamienie ściskali w dłoniach i dlaczego Rookwood jeszcze nie była obezwładniona, zachowywała się przecież jak ostatnia wariatka bez krzty odpowiedzialności za misję, za nich.
- Nie można jej ufać - wychrypiała wreszcie, zgadzając się z Mulciberem; tak, niech ona się do nich nie zbliża, ani o krok.
Powiedziałaby mu, żeby jeszcze nie wstawał, że ta rana może się ponownie otworzyć, że im więcej krwi utracą, tym mniejsza szansa, że wyjdą stąd żywi, lecz doszła do wniosku, że to nierozsądne, że nie może mówić mu, co ma robić. Zamiast tego sama podniosła się, niezdarnie, gdyż musiała podeprzeć się jedną ręką - tą, w której miała różdżkę, a nie nawykła pozwalać, by jej najcenniejsza broń zamiatała pył z kamiennych posadzek.
Nic nie mówiła, gdy atakowano Hellę, najpierw słowem, potem czynem. Najwyraźniej zasłużyła, a Elvirę przestawało pomału interesować, co się stanie z ludźmi, którym nic nie zawdzięczała i nic ją z nimi nie wiązało - jeżeli miała w sobie wcześniej jakieś resztki współczucia, to chyba zaginęły między fascia antebrachii utraconej ręki. I chociaż słów brakowało jej od dłuższego czasu, a w tym całym zmęczeniu nie miała ochoty nadwyrężać zdartego gardła, nie mogła powstrzymać krótkiego prychnięcia pogardy na słowa Rookwood o jej umiejętnościach.
Merlinie, gdyby potrafiła rzucić Avadę, rzuciłaby ją tu i teraz.
Edgar dopowiedział za nią to, co sama pomyślała, uśmiechnęła się więc blado, bez większego entuzjazmu, jak lalka.
Ledwo zdołała utrzymać równowagę, gdy po wszystkim podłoga zadrżała brutalnie pod ich stopami, a granatowy kamień, ostatni, wzniósł się w powietrze, zapalił i rozpadł. Elvira zacisnęła zęby, domyślając się, że nie wróży to absolutnie niczego dobrego, a następujący wkrótce po tym śmiech i szydercze klaskanie te domysły potwierdziły. Spięła się w sobie, zacisnęła oczy na chwilę, mając wrażenie, że tylko ona to słyszała, że znów tylko ją los skaże na walkę z fatum, ale po głosach szło rozpoznać, że tym razem, szczęśliwie lub nie, z przeciwnikiem mierzyć się będą wszyscy. Chciała unieść dłoń i przycisnąć palce do nasady nosa, złapać oddech, ale w połowie ruchu zdała sobie sprawę, że nie może tego zrobić. Warknęła przeciągle, sama do siebie, a potem ruszyła bliżej stalagmitu, nowej zagadki skąpanej w szmaragdowym blasku, od którego aż zapiekło ją w oczy.
Ten blask również nie był jej obcy.
O zgrozo, nie potrafiła odczytać ani jednej wyrytej runy, ale mogła robić swoje, pomimo wszystko. Zbliżyła się do Edgara, wyciągając różdżkę już wcześniej, pokojowo. Sprawiał wrażenie roztrzęsionego, ale po rozmowie z tą wariatką Rookwood nie mogło to być zaskoczeniem.
- Paxo Maxima - powiedziała beznamiętnie, gdy zbliżyła się dość, by przyłożyć mu różdżkę do skroni.
Jeżeli dobrze pamiętała, był runistą, powinien dobrze zrozumieć wszystko, co miało ich czekać.
Zignorowała resztę drużyny i ich wieczne problemy, odwracając się tylko w stronę Mulcibera, aby czekać na polecenia.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 7, 7, 2, 4
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 7, 7, 2, 4
--------------------------------
#3 'Gringott' :
W chwili, w której włożyła czarny kamień do misy, bruzdy wypełniły się czarnym światłem. Sigrun miała pewność, że włożenie granatowego odłamka do ostatniej misy było kluczem do rozwiązania zagadki, lecz Edgar postanowił odmówić wykonania rozkazu. Śmierciożerczyni niemal zapowietrzyła się ze złości, mrużąc przy tym oczy i ledwo powstrzymując się od ciśnięcia w lorda Burke kolejnego Imperio, gdyby nie to, że wykonał rozkaz Ramseya. Zacisnęła usta tak mocno, że pobielały. Złożenie ofiary z krwi niczego nie dało. W niczym nie pomogło.
Granatowy kamień uległ zniszczeniu. Zniknął. A ktoś zaczął się śmiać i klaskać. Rookwood rozejrzała się wkoło, próbując odnaleźć źródło tych dźwięków, lecz nikogo nie dostrzegła. Nikt z obecnych się nie śmiał.
Zaczęła denerwować się coraz bardziej. Najmocniej na Mulcibera. On, jako Śmierciożerca, powinien dbać przecież o to, aby wykonać zadanie - tymczasem lekceważył znaki, które sugerowały jakim tropem podążać. Jedynie ona robiła wszystko, aby wykonać rozkaz Czarnego Pana. Sigrun czuła coraz większą wściekłość i miała ochotę zacząć ciskać klątwami na oślep, poczęstować zaklęciem Niewybaczalnym każdego obecnego.
- Zadowoleni jesteście? - syknęła wściekle, niczym jadowity wąż, gdy komnata zaczęła się obniżać, a szansa na rozwiązanie zagadki odeszła w niepamięć.
Im bardziej w dół szła komnata, tym mniejszą złość jednak czuła. Zupełnie tak jakby ktoś przebił mydlaną bańkę. Gniew ulotnił się gdzieś, a Sigrun zaczęła czuć nienaturalne wręcz rozluźnienie. Zniknęło spięcie, lęk i poddenerwowanie,
Nie musiała tego robić. Starać się. Tylko jej na tym zależało, ale sama nie odnajdzie Locus Nihil. Po cóż więc miała się starać? Mogła przemienić się w kłąb czarnej mgły i wrócić do domu.
Znajomy huk obwieści, że dotarli dalej. Pytanie tylko, czy mieli po co iść dalej, skoro po drodze odnosili same porażki. Stawało się to Rookwood coraz bardziej obojętne. Nawet nie obejrzała się, czy Hella zdołała się obronić. Rzucone Imperio było tak potężne, że Borginówna właściwie nie miała szans - nie była na tyle silna.
Sigrun niechętnie zerknęła na klepsydrę, która zniknęła w szmaragdowych obłokach pod sklepieniem. Stalagmit o ściętym wierzchołku wzbudził w Rookwood ciekawość, a umysł, który stawiał opór czarnej magii zwalczył chęć powrotu do domu i poczucie rezygnacji. Miała tu zadanie do wykonania. Chciała wiedzieć co jest w środku, lecz pył poruszał się zbyt szybko. Musiała go spowolnić.
Wycelowała w stalagmit różdżką, aby podjąć próbę zatrzymania tego pyłu, bądź chociaż spowolnienia: - Arresto momentum.
Gdy opuściła wzrok na to, co było przed nimi, ujrzała runy. Obejrzała się przez ramię na Hellę i Edgara.
- Sprawdźcie to. Hella, masz zrobić, co w twojej mocy, by pomóc Edgarowi. A ty, Burke, tym razem tego nie spierdol - wyrzekła oschle.
1. 100 na przełamanie wizji...
2. Arresto Momentum na stalagmit
3. kamyczek
Granatowy kamień uległ zniszczeniu. Zniknął. A ktoś zaczął się śmiać i klaskać. Rookwood rozejrzała się wkoło, próbując odnaleźć źródło tych dźwięków, lecz nikogo nie dostrzegła. Nikt z obecnych się nie śmiał.
Zaczęła denerwować się coraz bardziej. Najmocniej na Mulcibera. On, jako Śmierciożerca, powinien dbać przecież o to, aby wykonać zadanie - tymczasem lekceważył znaki, które sugerowały jakim tropem podążać. Jedynie ona robiła wszystko, aby wykonać rozkaz Czarnego Pana. Sigrun czuła coraz większą wściekłość i miała ochotę zacząć ciskać klątwami na oślep, poczęstować zaklęciem Niewybaczalnym każdego obecnego.
- Zadowoleni jesteście? - syknęła wściekle, niczym jadowity wąż, gdy komnata zaczęła się obniżać, a szansa na rozwiązanie zagadki odeszła w niepamięć.
Im bardziej w dół szła komnata, tym mniejszą złość jednak czuła. Zupełnie tak jakby ktoś przebił mydlaną bańkę. Gniew ulotnił się gdzieś, a Sigrun zaczęła czuć nienaturalne wręcz rozluźnienie. Zniknęło spięcie, lęk i poddenerwowanie,
Nie musiała tego robić. Starać się. Tylko jej na tym zależało, ale sama nie odnajdzie Locus Nihil. Po cóż więc miała się starać? Mogła przemienić się w kłąb czarnej mgły i wrócić do domu.
Znajomy huk obwieści, że dotarli dalej. Pytanie tylko, czy mieli po co iść dalej, skoro po drodze odnosili same porażki. Stawało się to Rookwood coraz bardziej obojętne. Nawet nie obejrzała się, czy Hella zdołała się obronić. Rzucone Imperio było tak potężne, że Borginówna właściwie nie miała szans - nie była na tyle silna.
Sigrun niechętnie zerknęła na klepsydrę, która zniknęła w szmaragdowych obłokach pod sklepieniem. Stalagmit o ściętym wierzchołku wzbudził w Rookwood ciekawość, a umysł, który stawiał opór czarnej magii zwalczył chęć powrotu do domu i poczucie rezygnacji. Miała tu zadanie do wykonania. Chciała wiedzieć co jest w środku, lecz pył poruszał się zbyt szybko. Musiała go spowolnić.
Wycelowała w stalagmit różdżką, aby podjąć próbę zatrzymania tego pyłu, bądź chociaż spowolnienia: - Arresto momentum.
Gdy opuściła wzrok na to, co było przed nimi, ujrzała runy. Obejrzała się przez ramię na Hellę i Edgara.
- Sprawdźcie to. Hella, masz zrobić, co w twojej mocy, by pomóc Edgarowi. A ty, Burke, tym razem tego nie spierdol - wyrzekła oschle.
1. 100 na przełamanie wizji...
2. Arresto Momentum na stalagmit
3. kamyczek
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Palce znów sztywniały, szczęka znów się wydłużała. Na jego twarzy wciąż jednak, pomimo bólu, pomimo pieczenia wielkiej, uciążliwej rany, nie pojawiło się kompletnie nic. Elvira podeszła do niego, spojrzał na nią powoli, a później na Rookwood, mierząc ją ponurym, przeciągłym spojrzeniem. Komnata znów ruszyła, znów wszystko się zatrzęsło, a szmaragdowy wir ruszył z nimi w dół. Uśmiechnął się, kiedy granatowy odłamek, zlekceważony przez towarzyszy uniósł się i rozpadł na drobne kawałeczki. W jego oczach coś błysnęło, coś — możliwe — trudnego do uchwycenia, może też rozpoznania. Podniósł się wtedy, wyprostował, rozglądając dookoła, kiedy rozniósł się echem czyjś śmiech.
Klepsydra uniosła się i zniknęła. Przed nimi wyrosły drzwi, zachwiał się momentalnie, gdy komnata się zatrzymała.
A potem zamrugał kilkukrotne, biorąc kilka głębszych wdechów. Poczuł, jak w głowie mu wiruje, szumi. Od huku? Od pojedynku? Nie wiedział, ale też nie było czasu by się nad tym zastanowić. Rozejrzał się dookoła, powoli marszcząc brwi.
— Gdzie ona jest? — spytał głucho, wszystkich i nikogo jednocześnie, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na Sigrun, która zaraz po nim, dowodziła i brała za wszystkich odpowiedzialność. Musiała wiedzieć, co się stało, kiedy on, przez te kilkukrotnie mrugnięcie powiekami, stracił niewiadomo ile czasu. — Gdzie jest Tonks?— Uciekła? Niemożliwe. Nie umknęłaby przed jego magią, nie byłaby w stanie się przed nią obronić. Tylko ten jej przeklęty patronus miał szansę go wchłonąć, a nie skorzystała z tej okazji. Nie było jej nigdzie, zostawili ją? Tam, w tej sali? Cassandra? Nie czuł już zapachu miodu i ziół, nie znajdował się w pracowni. Wciąż był tu, w podziemiach banku. Zdał sobie nagle sprawę, że znajdowali się w tym samym pomieszczeniu z klepsydra, w którym przewracał kamienie zgodnie z numerologiczną pułapką. Spojrzał po wszystkich znów, tym razem na każdym zatrzymując wzrok na chwilę, jakby chciał ocenić zmiany, jakie w nich zaszły. W końcu dotarł do Elviry, mierząc ją spojrzeniem. W niej zmiany zaszły tak wielkie, że nie sposób było to przeoczyć. — Co się stało z twoją ręką?— spytał ją, marszcząc brwi. Nie pamiętał. Nie pamiętał niczego. Nie przyznał tego głośno, z trudem próbując rozeznać się w sytuacji. Zupełnie tak, jakby stracił przytomność, obudził się teraz, nagle — w innej czasoprzestrzeni. I nie był już niczego pewien. Ani tego, czy otaczały go mary, czy to była najprawdziwsza jawa. Choć jego twarz pozostawała wciąż tak samo, kamienna, neutralna i pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu, w środku coś się zatrzęsło. Stracił kontrolę— nad sytuacją, nad wszystkimi, a co najgorsze, nad samym sobą. Wyłapał spojrzenie Multon, a później ruszył w kierunku stalagmitu z czymś pulsującym zielonym blaskiem. Spojrzał na zielony pył w naczyniu, ale zaraz odsunął się od niego, ruszając w stronę drzwi. ignorując rozwścieczoną, wydającą polecenia Sigrun.
— Magicus extremos — szepnął, machnąwszy różdżką i utkwił wzrok w wizerunku Ogmiosa. — Burke, potrafisz to rozpracować?— spytał łamacza klątw; podejrzewał, że tak. Kto, jak nie właśnie on mógł poradzić sobie z tym.
| 1. Wizja 2. zaklęcie
Klepsydra uniosła się i zniknęła. Przed nimi wyrosły drzwi, zachwiał się momentalnie, gdy komnata się zatrzymała.
A potem zamrugał kilkukrotne, biorąc kilka głębszych wdechów. Poczuł, jak w głowie mu wiruje, szumi. Od huku? Od pojedynku? Nie wiedział, ale też nie było czasu by się nad tym zastanowić. Rozejrzał się dookoła, powoli marszcząc brwi.
— Gdzie ona jest? — spytał głucho, wszystkich i nikogo jednocześnie, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na Sigrun, która zaraz po nim, dowodziła i brała za wszystkich odpowiedzialność. Musiała wiedzieć, co się stało, kiedy on, przez te kilkukrotnie mrugnięcie powiekami, stracił niewiadomo ile czasu. — Gdzie jest Tonks?— Uciekła? Niemożliwe. Nie umknęłaby przed jego magią, nie byłaby w stanie się przed nią obronić. Tylko ten jej przeklęty patronus miał szansę go wchłonąć, a nie skorzystała z tej okazji. Nie było jej nigdzie, zostawili ją? Tam, w tej sali? Cassandra? Nie czuł już zapachu miodu i ziół, nie znajdował się w pracowni. Wciąż był tu, w podziemiach banku. Zdał sobie nagle sprawę, że znajdowali się w tym samym pomieszczeniu z klepsydra, w którym przewracał kamienie zgodnie z numerologiczną pułapką. Spojrzał po wszystkich znów, tym razem na każdym zatrzymując wzrok na chwilę, jakby chciał ocenić zmiany, jakie w nich zaszły. W końcu dotarł do Elviry, mierząc ją spojrzeniem. W niej zmiany zaszły tak wielkie, że nie sposób było to przeoczyć. — Co się stało z twoją ręką?— spytał ją, marszcząc brwi. Nie pamiętał. Nie pamiętał niczego. Nie przyznał tego głośno, z trudem próbując rozeznać się w sytuacji. Zupełnie tak, jakby stracił przytomność, obudził się teraz, nagle — w innej czasoprzestrzeni. I nie był już niczego pewien. Ani tego, czy otaczały go mary, czy to była najprawdziwsza jawa. Choć jego twarz pozostawała wciąż tak samo, kamienna, neutralna i pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu, w środku coś się zatrzęsło. Stracił kontrolę— nad sytuacją, nad wszystkimi, a co najgorsze, nad samym sobą. Wyłapał spojrzenie Multon, a później ruszył w kierunku stalagmitu z czymś pulsującym zielonym blaskiem. Spojrzał na zielony pył w naczyniu, ale zaraz odsunął się od niego, ruszając w stronę drzwi. ignorując rozwścieczoną, wydającą polecenia Sigrun.
— Magicus extremos — szepnął, machnąwszy różdżką i utkwił wzrok w wizerunku Ogmiosa. — Burke, potrafisz to rozpracować?— spytał łamacza klątw; podejrzewał, że tak. Kto, jak nie właśnie on mógł poradzić sobie z tym.
| 1. Wizja 2. zaklęcie
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k100' : 66
--------------------------------
#3 'k8' : 5, 8, 1, 4, 3, 3, 8, 4
--------------------------------
#4 'Gringott' :
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k100' : 66
--------------------------------
#3 'k8' : 5, 8, 1, 4, 3, 3, 8, 4
--------------------------------
#4 'Gringott' :
Pojedyncze krople krwi spłynęły do misy, ale nic się nie zadziało. Edgar odczekał jeszcze chwilę, czując jak pomału się uspokaja, a wspomnienie Craiga na krótką chwilę go opuszcza. Trzeźwiej ocenił sytuację. Czyżby jednak popełnił błąd? Rozejrzał się zdezorientowany po komnacie, obserwując to, co w niej zachodziło. Ledwie utrzymał równowagę, kiedy komnata znowu zaczęła wirować. Przed sobą zobaczył sylwetkę małego chłopca z nożem. Kim był? Nie rozumiał tego. Nie rozumiał nic z tego, co się tutaj działo. Nie lubił tego uczucia, nie lubił nie wiedzieć. Zignorował przytyk Sigrun, nigdy nie lubiąc się wdawać w słowne potyczki. Już wiedział, co ona zamierza. Będzie o tym pamiętać, podejmując kolejne działania.
Podszedł do tablic, które pojawiły się (a może cały czas tam były?) na kamiennych ścianach. Kiwnął głową Ramsey'owi, zaciskając usta w wąską linię, kiedy przyglądał się tym wszystkim liczbom i literom. Nawet nie zwrócił większej uwagi na Elvirę, która rzuciła na niego jakieś zaklęcie, choć prawdopodobnie powinien. Nie chciał się rozpraszać, żeby nie dać się tym wszystkim dziwnym wizjom, temu chłopcu z nożem – bo był wizją (albo nie był?), Edgar już sam nie wiedział co tutaj jest prawdziwe. – Sprawdź tę maź – polecił Helli, bo z tej odległości nie mógł stwierdzić czy jest przezroczysta czy nie, jaką ma konsystencję, zapach, w ogóle nie potrafił określić co to dokładnie jest. Po kilku minutach przyglądania się tabelce z liczbami, która wydawała mu się mniej więcej zrozumiała, przeniósł uwagę na litery. Intensywnie myślał nad rozwiązaniem tej zagadki, przecież tak wiele podobnych miał okazję badać, ale nic mu nie przychodziło do głowy. A raczej przychodziło mu wiele pomysłów, ale żaden nie wydawał się być odpowiedni. Coś tu było nie tak. Przyjrzał się tej tablicy z literami bliżej, mając nadzieję, że zauważy coś, co mu umknęło.
1. Rzut na wizję
2. Rzut na spostrzegawczość
Podszedł do tablic, które pojawiły się (a może cały czas tam były?) na kamiennych ścianach. Kiwnął głową Ramsey'owi, zaciskając usta w wąską linię, kiedy przyglądał się tym wszystkim liczbom i literom. Nawet nie zwrócił większej uwagi na Elvirę, która rzuciła na niego jakieś zaklęcie, choć prawdopodobnie powinien. Nie chciał się rozpraszać, żeby nie dać się tym wszystkim dziwnym wizjom, temu chłopcu z nożem – bo był wizją (albo nie był?), Edgar już sam nie wiedział co tutaj jest prawdziwe. – Sprawdź tę maź – polecił Helli, bo z tej odległości nie mógł stwierdzić czy jest przezroczysta czy nie, jaką ma konsystencję, zapach, w ogóle nie potrafił określić co to dokładnie jest. Po kilku minutach przyglądania się tabelce z liczbami, która wydawała mu się mniej więcej zrozumiała, przeniósł uwagę na litery. Intensywnie myślał nad rozwiązaniem tej zagadki, przecież tak wiele podobnych miał okazję badać, ale nic mu nie przychodziło do głowy. A raczej przychodziło mu wiele pomysłów, ale żaden nie wydawał się być odpowiedni. Coś tu było nie tak. Przyjrzał się tej tablicy z literami bliżej, mając nadzieję, że zauważy coś, co mu umknęło.
1. Rzut na wizję
2. Rzut na spostrzegawczość
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'k100' : 26
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'k100' : 26
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Nie udało jej się splątać z Zacharym, aby dzielił jej los i bardzo tego żałowała, bo zacne inkarnacje leciały w jej kierunku. Musiała szybko działać i tak też postąpiła. Kierowała nią bezwzględna chęć przetrwania, którą stawiała teraz już wyżej niż dobro zespołu (bo jeszcze do niedawna było odwrotnie). Postanowiła skorzystać z zaklęcia pola antymagicznego. Machnęła różdżką, przekonana, że tym razem magia jej nie zawiedzie i zatrzyma w miejscu te czary. Nie podda się, jakiekolwiek to miałoby mieć skutki. Ustąpi dopiero wtedy, gdy oni to zrobią, takiej myśli się trzymała.
Nie powiodło się jej. Zaklęcia dalej brnęły swoimi ogromnymi obłokami. Poczuła ból związany z jednym z nich, jakby ktoś zabierał kilka z dwudziestu jeden gramów jej duszy.
Komnata ponownie zjechała na dół, bo tak nakazała klepsydra Znowu, pomyślała. Tym razem ktoś się śmiał, ale nawet nie zadała sobie trudu, by się na tym skupić. Była obojętna na to, co inni myślą o niej czy o innych. Do niedawana chciała dla wszystkich dobrze, lecz teraz już tylko tylko dla siebie.
Jeden z nieumieszczonych w misach kamieni zamienił się w pył, a w miejscu klepsydry pojawiło się coś innego. I na ścianie pojawiły się znaki. Pomyślała, że może to kolejny test, który wypadałoby tym razem zaliczyć w pełni. I nie spostrzegła kiedy, a zbliżyła się kilka kroków w stronę rycin na ścianie. Być może to rozkaz Sigrum tak na nią zadziałał. Chciała rozwiązać kolejną zagadkę i szybko spostrzegła, że liczba wierszy po lewej i prawej stronie się zgadza. Z kolei widok pustych miejsc pod alfabetem i pozostawiony na końcu znak przypominający "E" mówił jej, że trzeba skądś wziąć brakujące znaki. Rzuciła okiem na liczby w czymś jakby krzyżówce i policzyła puste miejsca do dziesięciu. Wiedziała, ze brakujące pola podatne będą na dotknięcia różdżką. Złożyła wszystko do siebie, wiedziała co trzeba zrobić, ale nie wiedziała, jak zdobyć cyfry i je przekształcić na symbole.
- Proszę, niech ktoś te cyfry rozwiąże - odparła, nadal wpatrzona w zagadkę. - One wskazują na runy w tych wierszach, które trzeba wybrać. Pierwszy wiersz liczb na pierwszy wiersz run, drugi na drugi i tak dalej... A tutaj, poniżej, jest do odgadnięcia słowo, które kończy się na "E". Słowo-klucz z jedenastu znaków.
Patrzyła na cyfry, ale nie wiedziała, jak obliczyć te brakujące. Nie znała się na matematyce i liczbach, wiedziała tylko, że ulubione czerwone wino ma kilkanaście procent szczęścia, a w niej niewiele więcej jest sił do życia. Upadła na podłogę i chwyciła się za głowę. Czuła zmęczenie, bóle mięśni, pieczenie na skórze. Była w kiepskim stanie.
- Słabo się czuję... - mruknęła. Dosięgła ręką do kieszeni i wymacała buteleczki eliksirów, ale wątpiła, ze zdoła któryś wypić bez uronienia cennych kropli. Poczeka, odpocznie trochę i popatrzy na cyfry, bo może akurat do niej przemówią.
Nie powiodło się jej. Zaklęcia dalej brnęły swoimi ogromnymi obłokami. Poczuła ból związany z jednym z nich, jakby ktoś zabierał kilka z dwudziestu jeden gramów jej duszy.
Komnata ponownie zjechała na dół, bo tak nakazała klepsydra Znowu, pomyślała. Tym razem ktoś się śmiał, ale nawet nie zadała sobie trudu, by się na tym skupić. Była obojętna na to, co inni myślą o niej czy o innych. Do niedawana chciała dla wszystkich dobrze, lecz teraz już tylko tylko dla siebie.
Jeden z nieumieszczonych w misach kamieni zamienił się w pył, a w miejscu klepsydry pojawiło się coś innego. I na ścianie pojawiły się znaki. Pomyślała, że może to kolejny test, który wypadałoby tym razem zaliczyć w pełni. I nie spostrzegła kiedy, a zbliżyła się kilka kroków w stronę rycin na ścianie. Być może to rozkaz Sigrum tak na nią zadziałał. Chciała rozwiązać kolejną zagadkę i szybko spostrzegła, że liczba wierszy po lewej i prawej stronie się zgadza. Z kolei widok pustych miejsc pod alfabetem i pozostawiony na końcu znak przypominający "E" mówił jej, że trzeba skądś wziąć brakujące znaki. Rzuciła okiem na liczby w czymś jakby krzyżówce i policzyła puste miejsca do dziesięciu. Wiedziała, ze brakujące pola podatne będą na dotknięcia różdżką. Złożyła wszystko do siebie, wiedziała co trzeba zrobić, ale nie wiedziała, jak zdobyć cyfry i je przekształcić na symbole.
- Proszę, niech ktoś te cyfry rozwiąże - odparła, nadal wpatrzona w zagadkę. - One wskazują na runy w tych wierszach, które trzeba wybrać. Pierwszy wiersz liczb na pierwszy wiersz run, drugi na drugi i tak dalej... A tutaj, poniżej, jest do odgadnięcia słowo, które kończy się na "E". Słowo-klucz z jedenastu znaków.
Patrzyła na cyfry, ale nie wiedziała, jak obliczyć te brakujące. Nie znała się na matematyce i liczbach, wiedziała tylko, że ulubione czerwone wino ma kilkanaście procent szczęścia, a w niej niewiele więcej jest sił do życia. Upadła na podłogę i chwyciła się za głowę. Czuła zmęczenie, bóle mięśni, pieczenie na skórze. Była w kiepskim stanie.
- Słabo się czuję... - mruknęła. Dosięgła ręką do kieszeni i wymacała buteleczki eliksirów, ale wątpiła, ze zdoła któryś wypić bez uronienia cennych kropli. Poczeka, odpocznie trochę i popatrzy na cyfry, bo może akurat do niej przemówią.
Zejście
Szybka odpowiedź