Zejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zejście
Strome zejście obleczone niewiarygodną ilością schodków, prowadzących w dół. Wygładzone, proste ściany, na których zostały wyryte symbole i znaki, mające znaczenie, niektóre już całkowicie zapomniane przez upływający czas. Widocznie zadziałały tutaj duże pokłady magii a i poświecono im też odpowiednią ilość czasu by nadać im odpowiedni wygląd i kształt. Zejście prowadzi do obszernej komnaty.
Wiedział, że zrobił wszystko, co tylko był w stanie zrobić w panujących warunkach, by uratować Elvirę. Wolno podawany eliksir nieprzytomnej osobie działał i przepełniało go bezgraniczne poczucie satysfakcji z dobrze wykonanego kroku. Nie pytał siebie, czy mógł zrobić więcej ani w żaden sposób nie sugerował tego we własnych myślach. Całej ręki nie dało się uratować; to wiedział już, gdy pierwsze krople eliksiru spłynęły gardłem Multon, zjawiskowo szybko wchłaniając się, lecząc doznane obrażenia. Szczęśliwie nie musiał być tym, przed którym stało zadanie odcięcia martwej kończyny – eliksir zrobił to w zasadzie za niego, a jemu pozostało jedynie upewnienie się, jeśli tylko opuszczą kiedyś te przeklęte tunele, że rany zagoją się odpowiednio i będzie możliwe dokonanie ewentualnego przeszczepu przedramienia. Nie wątpił ani przez chwilę, że Multon będzie chciała je odzyskać, choć tkwiło w nim podejrzenie, iż po tym wszystkim mogła okazać się nieszczególnie chętna do przeprowadzenia tego procederu.
Barkami poruszył w wymownym geście ulgi, dostrzegając pierwsze reakcje czarownicy na subtelne próby ocucenia. Nie spodziewał się jednak, że zareaguje tak agresywnie, próbując się wyrwać, a przede wszystkim chcąc odgryźć mu palce. Czując na opuszkach zęby, odjął rękę, a pustą fiolkę cisnął w bok, oczekując jedynie głuchego trzasku tłuczonego szkła. Lewą dłoń ułożył na czole Elviry, subtelnym ruchem nakłaniając, by pozostała w tej samej pozycji.
— Uspokój się albo cię przeklnę, oboje dobrze wiemy, że potrafię to zrobić — odezwał się, przypomniawszy sobie, iż niespełna rok temu znalazł się niemal w identycznej sytuacji, korzystając dokładnie z tego samego specyfiku. Eliksir Wiggenowy był potężny, wyjątkowo użyteczny, a teraz jedynie Multon posiadała ostatnią fiolkę, którą przygotowała dla nich Cassandra. Nokturnownej czarownicy był wdzięczny po stokroć, że obdarowała ich tym dziełem i zamierzał jej podziękować, jak już tylko upora się z dziwnym, wewnętrznym przeświadczeniem. W międzyczasie nachylił się do Multon, szepcząc jej do ucha: — Mulciber powiedział, że zdradziłaś. — Krótko i bez większego cienia emocji oświadczył, by nie była zdziwiona tym, w jaki sposób inni mogli ją potraktować. Wierzył, że aktualnie był jej jedynym przyjacielem i, mimo rzuconej groźby, miał możliwość, aby jej pomóc.
Sięgnął po różdżkę leżącą tuż obok i wycelował ją w ledwo zaleczone rany. — Ferula — wypowiedział inkantację, wykonując koliste ruchy różdżką, aby wzywany bandaż owinął się ciasno i dokładnie wokół tego, co jeszcze niedawno było w pełni funkcjonalnym łokciem.
Barkami poruszył w wymownym geście ulgi, dostrzegając pierwsze reakcje czarownicy na subtelne próby ocucenia. Nie spodziewał się jednak, że zareaguje tak agresywnie, próbując się wyrwać, a przede wszystkim chcąc odgryźć mu palce. Czując na opuszkach zęby, odjął rękę, a pustą fiolkę cisnął w bok, oczekując jedynie głuchego trzasku tłuczonego szkła. Lewą dłoń ułożył na czole Elviry, subtelnym ruchem nakłaniając, by pozostała w tej samej pozycji.
— Uspokój się albo cię przeklnę, oboje dobrze wiemy, że potrafię to zrobić — odezwał się, przypomniawszy sobie, iż niespełna rok temu znalazł się niemal w identycznej sytuacji, korzystając dokładnie z tego samego specyfiku. Eliksir Wiggenowy był potężny, wyjątkowo użyteczny, a teraz jedynie Multon posiadała ostatnią fiolkę, którą przygotowała dla nich Cassandra. Nokturnownej czarownicy był wdzięczny po stokroć, że obdarowała ich tym dziełem i zamierzał jej podziękować, jak już tylko upora się z dziwnym, wewnętrznym przeświadczeniem. W międzyczasie nachylił się do Multon, szepcząc jej do ucha: — Mulciber powiedział, że zdradziłaś. — Krótko i bez większego cienia emocji oświadczył, by nie była zdziwiona tym, w jaki sposób inni mogli ją potraktować. Wierzył, że aktualnie był jej jedynym przyjacielem i, mimo rzuconej groźby, miał możliwość, aby jej pomóc.
Sięgnął po różdżkę leżącą tuż obok i wycelował ją w ledwo zaleczone rany. — Ferula — wypowiedział inkantację, wykonując koliste ruchy różdżką, aby wzywany bandaż owinął się ciasno i dokładnie wokół tego, co jeszcze niedawno było w pełni funkcjonalnym łokciem.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Czuła, że jej próba unieszkodliwienie Ramseya zakończy się sukcesem, lecz ten, w ostatniej chwili, zdematerializował się, a czar poleciał w ścianę. Była zła, zdenerwowana, a adrenalina pulsowała wraz z jej tętnem, rozlewając się po organizmie. Poczuła to mocniej z chwilą, kiedy Sigrun, delikatnie mówiąc, nie pochlebiła jej zachowania. Ona jednak czuła, że zrobiła słusznie, bez względu na konsekwencje. Nie zamierza pozwalać na taką samowolkę, na to, aby ktokolwiek zginął z rąk niewroga, zwłaszcza za coś, czego nikt inny nie widział.
W oczach Helli zażyło się rozgoryczenie, różdżką manewrowała trzęsąca się ręka. Poparzenie się łańcuchami sprawiło, że czuła się jeszcze bardziej bezradna. Na jej szczęście, znalazł się drugi jej podobny czarodziej - też chciał Elvirze pomóc i, co ważniejsze, on wiedział jak to zrobić. Podał eliksir, czemu Hella się przyglądała, ale kątem oka wciąż trzymała sobie na wizji Ramseya. A że komnata wielka nie była, to zauważyła też, że inni wrzucili kamienie do mis. Też powinna to poczynić, lecz jeszcze nie teraz. Teraz liczyło się co innego.
Elvira się przebudziła, krzyczała, a Hella przyglądała się temu, nie dotykając jej, aby czasem znów się nie poparzyć, bo jej dłoniom brak było cierpliwości. Wierzyła w to, że będzie żyć, że rękę jakoś odzyska lub posiądzie nową. Przetrwa, nieważne jak i jakim kosztem.
Ja też przetrwam. Hella powstała, przymknęła na moment oczy, przyłożyła dłonie do piersi, ściskając w jednej z nich różdżkę. W myślach klęła Ramseya i przelatywały jej przed oczami mgliste sceny jego śmierci. Z trudem powstrzymywała się przed wyduszeniem z siebie czarnomagicznej inkarnacji, a siły dodawała jej myśl, że lepszą skuteczność osiągnie zaplanowaną zemstą, nie zaś pochopną.
- Fortuno - rzekła ze spokojem, chcąc dodać sobie siły nie tylko gestem i słowem, ale też i magią.
Następnie spojrzała w stronę Sigrun, która tłumaczyła przydział rzeźb do kamieni, a potem przerzuciła wzrok po reszcie tu zebranych. Na Ramseya jednak już nie patrzyła, bo jeszcze by jedna z plugawych myśl przeszłaby jej przez gardło i zadudniła w pomieszczeniu.
- Będzie żyć. - skomentowała stan zdrowia Elviry, choć było to głównie życzeniowe myślenie, a nie medyczna opinia. - I nie pozwolę, by to się powtórzyło. Powstrzymam każdego z was - z wyjątkiem siebie - jeśli zaatakuję innego z tu zebranych. To jest mój bank i nikt mi tu, kurwa, nie będzie umierać. JASNE? - dodała mocy swoim słowom stanowczą gestykulacją. A potem spojrzała na rzeźby i kamienie.
- Mamy misję do wykonania - przypomniała nie tylko sobie, ale i tu zebranym. I podeszła sztywnym krokiem w pobliże rzeźb. Na celownik wzięła rzeźbę przedstawiającą mężczyznę z nożem i dzieckiem. Wyobrażała sobie, że dziecko to Ramsey, z którego wkrótce uleci - zgodnie z przesłaniem rzeźby - życie, a czarny kamień to symbol zepsutej krwi wypełniającej jego serce. Wyjęła z misy czarny kamień i umieściła go w misie pod rzeźbą mężczyzny z dzieckiem.
rzut na przełamanie wizji
- k100
- kamień
W oczach Helli zażyło się rozgoryczenie, różdżką manewrowała trzęsąca się ręka. Poparzenie się łańcuchami sprawiło, że czuła się jeszcze bardziej bezradna. Na jej szczęście, znalazł się drugi jej podobny czarodziej - też chciał Elvirze pomóc i, co ważniejsze, on wiedział jak to zrobić. Podał eliksir, czemu Hella się przyglądała, ale kątem oka wciąż trzymała sobie na wizji Ramseya. A że komnata wielka nie była, to zauważyła też, że inni wrzucili kamienie do mis. Też powinna to poczynić, lecz jeszcze nie teraz. Teraz liczyło się co innego.
Elvira się przebudziła, krzyczała, a Hella przyglądała się temu, nie dotykając jej, aby czasem znów się nie poparzyć, bo jej dłoniom brak było cierpliwości. Wierzyła w to, że będzie żyć, że rękę jakoś odzyska lub posiądzie nową. Przetrwa, nieważne jak i jakim kosztem.
Ja też przetrwam. Hella powstała, przymknęła na moment oczy, przyłożyła dłonie do piersi, ściskając w jednej z nich różdżkę. W myślach klęła Ramseya i przelatywały jej przed oczami mgliste sceny jego śmierci. Z trudem powstrzymywała się przed wyduszeniem z siebie czarnomagicznej inkarnacji, a siły dodawała jej myśl, że lepszą skuteczność osiągnie zaplanowaną zemstą, nie zaś pochopną.
- Fortuno - rzekła ze spokojem, chcąc dodać sobie siły nie tylko gestem i słowem, ale też i magią.
Następnie spojrzała w stronę Sigrun, która tłumaczyła przydział rzeźb do kamieni, a potem przerzuciła wzrok po reszcie tu zebranych. Na Ramseya jednak już nie patrzyła, bo jeszcze by jedna z plugawych myśl przeszłaby jej przez gardło i zadudniła w pomieszczeniu.
- Będzie żyć. - skomentowała stan zdrowia Elviry, choć było to głównie życzeniowe myślenie, a nie medyczna opinia. - I nie pozwolę, by to się powtórzyło. Powstrzymam każdego z was - z wyjątkiem siebie - jeśli zaatakuję innego z tu zebranych. To jest mój bank i nikt mi tu, kurwa, nie będzie umierać. JASNE? - dodała mocy swoim słowom stanowczą gestykulacją. A potem spojrzała na rzeźby i kamienie.
- Mamy misję do wykonania - przypomniała nie tylko sobie, ale i tu zebranym. I podeszła sztywnym krokiem w pobliże rzeźb. Na celownik wzięła rzeźbę przedstawiającą mężczyznę z nożem i dzieckiem. Wyobrażała sobie, że dziecko to Ramsey, z którego wkrótce uleci - zgodnie z przesłaniem rzeźby - życie, a czarny kamień to symbol zepsutej krwi wypełniającej jego serce. Wyjęła z misy czarny kamień i umieściła go w misie pod rzeźbą mężczyzny z dzieckiem.
rzut na przełamanie wizji
- k100
- kamień
The member 'Hella Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Czas spędzony na kłótniach nie zwalniał opadającego piasku, który ponownie zaczął dudnić wam w uszach. Słyszeliście każde ziarnko przedostające się do dolnej misy, choć wasze myśli zdawały się coraz bardziej odbiegać od celu misji i skupiać się na wyniszczeniu jednostek. Nie panowaliście nad tym; względnie odporne umysły stały się pożywką dla Locus Nihili, jakie nieprzypadkowo nie zostało opanowane przez żadnego czarnoksiężnika. Magia tak wam znana, tak przez was pożądana stała się przekleństwem i czym bardziej obnażała swą potęgę tym prędzej uświadamialiście sobie, z jak trudnym przeciwnikiem przyszło wam się zmierzyć.
Łańcuchy odpuściły; wpierw poluźniły nieco swe więzy, po czym rozproszyły się w powietrzu pozostawiając na skórze blondynki niewielkie oparzenia oraz… przedramię, które opadło na kamienną posadzkę. Elvira walczyła ze sobą, próbowała wyrwać się z realistycznych obrazów, które nawiedziły jej wyobraźnie i finalnie być może ból, być może silne pragnienie życia pozwoliło ponownie otworzyć załzawione, zmęczone powieki. W pierwszej chwili poczuła dotyk, dopiero później ujrzała twarz Zacharego, lecz nie udało się jej ugryźć jego palców. Uzdrowiciel zdążył odskoczyć, bowiem momentalnie w jego oczach dziewczyna nie przypominała już tej samej blondynki, a inferiusa gotowego do kolejnego ataku. Przerażony tym widokiem nie zorientował się, że zaklęcie ochronne przestało działać.
Multon mimowolnie skierowała wzrok na swą rękę – a raczej jej połowę – nie mogąc wiedzieć, że tylko i wyłącznie dzięki szybkiej reakcji Shafiqa wciąż żyła. Bandaż zakrywał większość rany w obrębie kikuta, choć zsuwał się nieco w dół ukazując zakrwawione fragmenty poszarpanej skóry. Była uzdrowicielką, znała tą magię i mogła przypuszczać, że ktoś chciał jej pomóc, lecz najwyraźniej zabrakło w tym precyzji. Szok związany z utratą części kończyny nie wywołał poważniejszych komplikacji; była przyzwyczajona do podobnych widoków, choć z pewnością nie sądziła, iż przyjdzie jej poznać wartość tej straty. Oderwane przedramię nie nadawało się właściwie do niczego, mogła jedynie żałować, że nie wzięła ze sobą większej torby, aby zachować je na pamiątkę.
Czarna mgła wzniosła się na wysokość szmaragdowego wiru i pomknęła w kierunku Helli. Ramsey zmaterializował się przed dziewczyną unikając tym samym promienia zaklęcia, które uderzyło wprost w kamienną ścianę i zostało przez nią wchłonięte rozprowadzając sieć błyszczących żyłek, jakie zaraz po tym znikły. Przeraźliwy śmiech doszedł uszu wszystkich, a Edgar mógł zyskać pewność, że już wcześniej był czegoś podobnego świadkiem. Śmierciożerca skupił się bardziej na swym celu – o dziwo nie mającym związku z rzeźbami oraz kamieniami – i wypowiedział kolejną plugawą inkantację. Kraniec jego różdżki rozbłysnął, promień zdawał się kreować, lecz w tej samej chwili poczuł niewyobrażalny ból, jakoby ktoś przesunął nożem wzdłuż jego biodra, aż po samo kolano. Umysł podpowiadał, że był to efekt wizji, kontynuacja przemiany jaka zachodziła w jego ciele i dopiero, kiedy odzyskał pełną ruchomość w dłoni, a na jego spodniach pojawiła się szkarłatna barwa zrozumiał, iż popełnił błąd. Czarna magia nie skupiła się na skroniach, nie wywołała wewnętrznego cierpienia tylko ranę, która mogła kosztować go wiele sił. Opadł na zdrowe kolano, wyciągając przed siebie drugą nogę i gdy tylko dotknął okolic uda jego dłoń umazała się we krwi. Na wysokości jego wzroku Edgar schylał się po kopnięty przez niego kamień, na co zareagował śmiechem. Wiedział, że to właśnie ten odłamek spowodował rozcięcie, a mimo to oni nadal trwonili czas na wrzucanie ich do odpowiednich mis. Bawił go ich irracjonalizm i bark wiary w jego słowa, że ołtarz wymagał ofiary, którą najwyraźniej kamienie odbierały same na skutek nieposłuszeństwa.
Sigrun oraz Edgar zajęli się zadaniem, które Śmierciożerczyni połączyła z przeczytaną legendą. Chwytając ametystowy odłamek przeniosła go do rzeźby kobiety o dwóch twarzach, zaś nestor skierował się w stronę druida. Obydwoje mogli dostrzec jak moc kamieni rozprasza się wzdłuż całych posągów i wypełnia drobne bruzdy w odpowiednich kolorach. Rookwood mogła zyskać pewność, że była to dobra droga do rozwiązania tajemnicy okrągłej komnaty, bowiem nie odczuwała żadnych komplikacji w chwili połączenia artefaktu z dnem misy. Tożsamych odczuć nie miał Edgar, który wbił wzrok w rozchodzące się, szmaragdowe żyłki czując jakoby pulsowały w rytmie jego serca. Potęgujące emocje nie pozwalały mu się skupić, złapać choć jednego głębokiego oddechu umożliwiającego trzeźwy osąd sytuacji. Rozlał się w nim gniew mieszany z niezrozumieniem, bowiem w końcu tylko on i Sigrun ryzykowali rozgryzając zagadkę, zaś inni bawili się niczym spuszczone ze smyczy psidwaki. Może wiedzieli o tym jak wielkie niosło to za sobą niebezpieczeństwo i robili to celowo? Może to właśnie Śmierciożerczyni pchała go w sidła Locus Nihili nie chcąc narażać innych, cenniejszych w aspekcie umiejętności Rycerzy? Miał rodzinę, miał do kogo wracać, zaś oni? Śmiali się, bawili jego kosztem.
Pochłonięty walką z samym sobą Burke nie spostrzegł jak Hella zabrała czarny kamień i udała się wraz z nim do rzeźby przedstawiającej mężczyznę oraz dziecko. Runistka pochłonięta nienawiścią do Ramseya oraz pragnieniem wydostania się z tego miejsca w jednym kawałku zdecydowała się na zaklęcie wzmacniające, które finalnie nie przyniosło zamierzonego efektu, choć nieco dodało jej odwagi. Na domiar złego odłamek w chwili zetknięcia się z misą intensywnie zawibrował i wystrzelił w górę emanując mocą, która odrzuciła czarownicę w okolice klepsydry. Uderzywszy w jej fasadę poczuła rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa ból, a zaraz po tym tuż obok niej wylądował czarny kamień.
Odmierzający czas zmierzał ku końcowi – większość dolnego, szklanego pojemnika była wypełniona piaskiem. Szmaragdowy wir poruszył się szybciej nie zwiastując nic dobrego. Okrągła komnata poruszyła się, kurz wzniósł w powietrze, a waszych uszu doszło to samo, charakterystyczne skrzypnięcie.
|
Ramsey, Edgar, Zachary - Przełamanie wizji ST 70 (do rzutu doliczana jest wartość odporności magicznej).
Wszyscy - Podniesienie przedramienia Elviry nie jest akcją. Rzut na przełamanie wizji/ wspomnienia w tej turze nie jest uznawany jako akcja, lecz musicie wszystkie swe działania zawrzeć w jednym poście.
Hella - Fortuno 1/3 (10 obrażeń mniej, -20 kara do kości zamiast -30)
Czas na odpis - 48h.
Od tej tury w każdej kolejce dodatkowo rzucacie kością Gringott (nazwa została zmieniona) i proszę nie zapominajcie o tym, bo Mistrz Gry bardzo lubi niekonwencjonalnie przypominać się zapominalskim.
Łańcuchy odpuściły; wpierw poluźniły nieco swe więzy, po czym rozproszyły się w powietrzu pozostawiając na skórze blondynki niewielkie oparzenia oraz… przedramię, które opadło na kamienną posadzkę. Elvira walczyła ze sobą, próbowała wyrwać się z realistycznych obrazów, które nawiedziły jej wyobraźnie i finalnie być może ból, być może silne pragnienie życia pozwoliło ponownie otworzyć załzawione, zmęczone powieki. W pierwszej chwili poczuła dotyk, dopiero później ujrzała twarz Zacharego, lecz nie udało się jej ugryźć jego palców. Uzdrowiciel zdążył odskoczyć, bowiem momentalnie w jego oczach dziewczyna nie przypominała już tej samej blondynki, a inferiusa gotowego do kolejnego ataku. Przerażony tym widokiem nie zorientował się, że zaklęcie ochronne przestało działać.
Multon mimowolnie skierowała wzrok na swą rękę – a raczej jej połowę – nie mogąc wiedzieć, że tylko i wyłącznie dzięki szybkiej reakcji Shafiqa wciąż żyła. Bandaż zakrywał większość rany w obrębie kikuta, choć zsuwał się nieco w dół ukazując zakrwawione fragmenty poszarpanej skóry. Była uzdrowicielką, znała tą magię i mogła przypuszczać, że ktoś chciał jej pomóc, lecz najwyraźniej zabrakło w tym precyzji. Szok związany z utratą części kończyny nie wywołał poważniejszych komplikacji; była przyzwyczajona do podobnych widoków, choć z pewnością nie sądziła, iż przyjdzie jej poznać wartość tej straty. Oderwane przedramię nie nadawało się właściwie do niczego, mogła jedynie żałować, że nie wzięła ze sobą większej torby, aby zachować je na pamiątkę.
Czarna mgła wzniosła się na wysokość szmaragdowego wiru i pomknęła w kierunku Helli. Ramsey zmaterializował się przed dziewczyną unikając tym samym promienia zaklęcia, które uderzyło wprost w kamienną ścianę i zostało przez nią wchłonięte rozprowadzając sieć błyszczących żyłek, jakie zaraz po tym znikły. Przeraźliwy śmiech doszedł uszu wszystkich, a Edgar mógł zyskać pewność, że już wcześniej był czegoś podobnego świadkiem. Śmierciożerca skupił się bardziej na swym celu – o dziwo nie mającym związku z rzeźbami oraz kamieniami – i wypowiedział kolejną plugawą inkantację. Kraniec jego różdżki rozbłysnął, promień zdawał się kreować, lecz w tej samej chwili poczuł niewyobrażalny ból, jakoby ktoś przesunął nożem wzdłuż jego biodra, aż po samo kolano. Umysł podpowiadał, że był to efekt wizji, kontynuacja przemiany jaka zachodziła w jego ciele i dopiero, kiedy odzyskał pełną ruchomość w dłoni, a na jego spodniach pojawiła się szkarłatna barwa zrozumiał, iż popełnił błąd. Czarna magia nie skupiła się na skroniach, nie wywołała wewnętrznego cierpienia tylko ranę, która mogła kosztować go wiele sił. Opadł na zdrowe kolano, wyciągając przed siebie drugą nogę i gdy tylko dotknął okolic uda jego dłoń umazała się we krwi. Na wysokości jego wzroku Edgar schylał się po kopnięty przez niego kamień, na co zareagował śmiechem. Wiedział, że to właśnie ten odłamek spowodował rozcięcie, a mimo to oni nadal trwonili czas na wrzucanie ich do odpowiednich mis. Bawił go ich irracjonalizm i bark wiary w jego słowa, że ołtarz wymagał ofiary, którą najwyraźniej kamienie odbierały same na skutek nieposłuszeństwa.
Sigrun oraz Edgar zajęli się zadaniem, które Śmierciożerczyni połączyła z przeczytaną legendą. Chwytając ametystowy odłamek przeniosła go do rzeźby kobiety o dwóch twarzach, zaś nestor skierował się w stronę druida. Obydwoje mogli dostrzec jak moc kamieni rozprasza się wzdłuż całych posągów i wypełnia drobne bruzdy w odpowiednich kolorach. Rookwood mogła zyskać pewność, że była to dobra droga do rozwiązania tajemnicy okrągłej komnaty, bowiem nie odczuwała żadnych komplikacji w chwili połączenia artefaktu z dnem misy. Tożsamych odczuć nie miał Edgar, który wbił wzrok w rozchodzące się, szmaragdowe żyłki czując jakoby pulsowały w rytmie jego serca. Potęgujące emocje nie pozwalały mu się skupić, złapać choć jednego głębokiego oddechu umożliwiającego trzeźwy osąd sytuacji. Rozlał się w nim gniew mieszany z niezrozumieniem, bowiem w końcu tylko on i Sigrun ryzykowali rozgryzając zagadkę, zaś inni bawili się niczym spuszczone ze smyczy psidwaki. Może wiedzieli o tym jak wielkie niosło to za sobą niebezpieczeństwo i robili to celowo? Może to właśnie Śmierciożerczyni pchała go w sidła Locus Nihili nie chcąc narażać innych, cenniejszych w aspekcie umiejętności Rycerzy? Miał rodzinę, miał do kogo wracać, zaś oni? Śmiali się, bawili jego kosztem.
Pochłonięty walką z samym sobą Burke nie spostrzegł jak Hella zabrała czarny kamień i udała się wraz z nim do rzeźby przedstawiającej mężczyznę oraz dziecko. Runistka pochłonięta nienawiścią do Ramseya oraz pragnieniem wydostania się z tego miejsca w jednym kawałku zdecydowała się na zaklęcie wzmacniające, które finalnie nie przyniosło zamierzonego efektu, choć nieco dodało jej odwagi. Na domiar złego odłamek w chwili zetknięcia się z misą intensywnie zawibrował i wystrzelił w górę emanując mocą, która odrzuciła czarownicę w okolice klepsydry. Uderzywszy w jej fasadę poczuła rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa ból, a zaraz po tym tuż obok niej wylądował czarny kamień.
Odmierzający czas zmierzał ku końcowi – większość dolnego, szklanego pojemnika była wypełniona piaskiem. Szmaragdowy wir poruszył się szybciej nie zwiastując nic dobrego. Okrągła komnata poruszyła się, kurz wzniósł w powietrze, a waszych uszu doszło to samo, charakterystyczne skrzypnięcie.
|
Ramsey, Edgar, Zachary - Przełamanie wizji ST 70 (do rzutu doliczana jest wartość odporności magicznej).
Wszyscy - Podniesienie przedramienia Elviry nie jest akcją. Rzut na przełamanie wizji/ wspomnienia w tej turze nie jest uznawany jako akcja, lecz musicie wszystkie swe działania zawrzeć w jednym poście.
Hella - Fortuno 1/3 (10 obrażeń mniej, -20 kara do kości zamiast -30)
Czas na odpis - 48h.
Od tej tury w każdej kolejce dodatkowo rzucacie kością Gringott (nazwa została zmieniona) i proszę nie zapominajcie o tym, bo Mistrz Gry bardzo lubi niekonwencjonalnie przypominać się zapominalskim.
- Ekwipunek i żywotność:
- Żywotoność:
Ramsey 157/217 | (-15 psychiczne), (-45 cięte), użycie mgły - 3/4 | -10 do kości
Sigrun 215/215 | użycie mgły - 1/3
Zachary 210/210
Hella 98/211 | (43 tłuczone), (40 oparzenia), (30 psychiczne) | - 30 do kości
Elvira 189/204 | (15 oparzenia) |
Edgar 183/223 | (10 cięte), (30 psychiczne) | -5 do kości
Ramsey:
Różdżka, maska śmierciożercy, czarna perła, malachitowy pierścień)
1. Świstoklik - stara brosza
2. Oko ślepego
3. Eliksir kociego wzroku
4. Antidotum na niepowszechne trucizny
Sigrun:
Różdżka, maska śmierciożercy na twarzy, oko ślepego na palcu i zaczarowana torba, a w niej:
1. Brzękadło
2. Miotła
3 i 4. Maść z wodnej gwiazdy x2
5 i 6. Eliksir uspokajający x2
7. Marynowana narośl ze szczuroszczeta x1
8. Felix Felicis x1
9. Antidotum na niepowszechne trucizny x1
10. Smocza łza x1
11. Czuwający strażnik x1
12. Eliksir kociego wzroku x1
13. Eliksir byka x1
14. Eliksir wąchacza x1 (od Cassandry)
15. Kryształ
16. Drugi kryształ
Zachary:
Różdżka, magiczny kompas, nakładka na pas:Eliksir wiggenowy (1 porcja, moc 32) od Cassandry
Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28) od Cassandry
Antidotum podstawowe (1 porcja)
Czarna Mara (1 porcja)
Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 8 )
Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcje, stat. 40)
Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 8 )
Hella:
- różdżka,
- eliksiry pochowane po kieszeniach:
1. Maść z wodnej gwiazdy x1 (+31)
2. Eliksir uspokajający x1 (+43)
3. Smocza łza x1
4. Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
Elvira:
1. Kameleon (od Caelana)
2. Eliksir wiggenowy (od Cass)
3. Marynowana narośl ze szczuroszczeta (od Cass)
4. Eliksir przeciwbólowy (mój)
+kryształ o działaniu mikstury buchorożca, różdżka
Edgar:
Różdżka, fluoryt
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat.32)
- Eliksir Banshee (1 porcja, stat. 32)
- [?] Smocza Łza (1 porcja, stat. 32)
Czymkolwiek było to, co do tej pory unieruchamiało jej głowę, zdążyło rozpłynąć się w powietrzu nim dosięgnęłaby ciało w ostatnim możliwym odruchu obrony. Zupełnie jakby w ogóle nie istniało i może rzeczywiście nadal majaczyła, zawisła gdzieś między snem a jawą, życiem a śmiercią, zdławiona bólem, własną krwią, wspomnieniami, których nie umiała już właściwie umiejscowić w czasie. Czuła, że może poruszać się swobodniej, łańcuchy najwyraźniej były tak samo urojone jak pojedynek.
A jeśli nie? Co było pierwsze, czerwone smugi na białych kafelkach, błysk zaklęcia zaogniony obłąkańczym śmiechem, czy silna dłoń, męska, przykładająca jej fiolkę do ust, niepotrzebnie już, na nic, a jednak cudem przekraczającym ludzkie pojęcie wyrywająca ją z ramion śmierci?
Zaczerpnęła oddech, powoli i przez usta, mimo pieczenia w gardle, a potem uniosła mozolnie, próbując podeprzeć na łokciach. Jedna ręka była sprawna, druga posłała wzdłuż kości impuls cierpienia, od którego przez zęby uciekł jej syk. Zmusiła się jednak do siadu mimo zmęczenia, pochyliła głowę i przyjrzała temu, co zostało jej z ręki. Obrzydliwy kikut poszarpanej skóry, nie tryskający krwią na szczęście. Widywała podobne nie raz na oddziale wypadków przedmiotowych, nijak jednak nie docierało do niej, że patrzy na siebie, a nie na bezosobowego pacjenta. Czuła, że dalej może poruszać palcami, próbowała to robić, co jednak wyłącznie potęgowało głuchy ból. Pewna była, że gdyby chciała, mogłaby tę dłoń zacisnąć w pięść - absurd, bo przecież patrzyła na nią właśnie leżącą i martwą, siniejącą już na dystalnych częściach.
W drugiej dłoni, jedynej teraz, wciąż ściskała różdżkę, której nie wypuściła nawet na moment, choć nie potrafiła sobie przypomnieć, do czego używała jej wcześniej. Wychyliła się i przesunęła kciukiem po gładkiej skórze odciętego przedramienia, jakby w ten sposób miała pożegnać się z nim, pogodzić z nieodwracalną stratą.
W oczach ją znów zapiekło, jeszcze kilka łez spłynęło po spoconej twarzy, ale potem doszła jej uszu perfidna przygana. Przestań drzeć mordę, powiedziała ta bezczelna kurwa. I wszystko wskoczyło nagle na swoje miejsce, Elvira zrozumiała, że wie gdzie jest i w jakim celu i co się wydarzyło. Podniosła się na nogi powoli, najpierw na kolana, dopiero potem stając prosto, choć przez chwilę jeszcze chwiała się, niezaznajomiona z uczuciem większego ciężaru po jednej stronie ciała. Rozejrzała się po znajomym pomieszczeniu, obojętnie przesuwając wzrokiem po figurach, których znaczenia ani momentu pojawienia się nie potrafiła przywołać w głowie.
Więcej uwagi skupiała na twarzach, unikając wzroku Rookwood (nie teraz, nie dzisiaj), zamiast tego szukając tej jednej osoby, z którą dzieliły ją niedokończone sprawy. Bez ręki, w porwanym płaszczu, rozczochrana i przesiąknięta smrodem potu i krwi musiała wyglądać jak wrak człowieka, ale jednak żyła. I miała z sobą różdżkę, nic więcej nie było jej potrzebne.
Znalazła go na kolanach, zanoszącego się śmiechem. Przechyliła głowę i zbliżyła się do niego cicho, zainteresowana, co też go tak bardzo bawi. Z bliska dopiero spostrzegła przesiąkającą przez spodnie krew, paskudne rozcięcie, które normalnie zechciałaby pewnie odsłonić i wepchnąć w nie palce, ale nie miała po temu drugiej ręki. Korzystając z tego, że jest zajęty sobą, upadła za nim na kolano i dyskretnie wyciągnęła różdżkę w kierunku jego rany, od tyłu, ale blisko; gdyby zechciał, zapewne mógłby spostrzec białe drewno zawisłe nagle tak blisko rozdartej skóry. Czy zdąży zareagować? Pojęcia nie miała, wciąż była oszołomiona, ale w głowie dudniła jej myśl, że nie będzie mieć pewnie lepszej okazji aby się solennie odwdzięczyć.
- Curatio Vulnera Maxima - odezwała się po raz pierwszy od dawna, głosem zachrypłym po krzykach.
Czar, k8 na czar + kamień
[bylobrzydkobedzieladnie]
A jeśli nie? Co było pierwsze, czerwone smugi na białych kafelkach, błysk zaklęcia zaogniony obłąkańczym śmiechem, czy silna dłoń, męska, przykładająca jej fiolkę do ust, niepotrzebnie już, na nic, a jednak cudem przekraczającym ludzkie pojęcie wyrywająca ją z ramion śmierci?
Zaczerpnęła oddech, powoli i przez usta, mimo pieczenia w gardle, a potem uniosła mozolnie, próbując podeprzeć na łokciach. Jedna ręka była sprawna, druga posłała wzdłuż kości impuls cierpienia, od którego przez zęby uciekł jej syk. Zmusiła się jednak do siadu mimo zmęczenia, pochyliła głowę i przyjrzała temu, co zostało jej z ręki. Obrzydliwy kikut poszarpanej skóry, nie tryskający krwią na szczęście. Widywała podobne nie raz na oddziale wypadków przedmiotowych, nijak jednak nie docierało do niej, że patrzy na siebie, a nie na bezosobowego pacjenta. Czuła, że dalej może poruszać palcami, próbowała to robić, co jednak wyłącznie potęgowało głuchy ból. Pewna była, że gdyby chciała, mogłaby tę dłoń zacisnąć w pięść - absurd, bo przecież patrzyła na nią właśnie leżącą i martwą, siniejącą już na dystalnych częściach.
W drugiej dłoni, jedynej teraz, wciąż ściskała różdżkę, której nie wypuściła nawet na moment, choć nie potrafiła sobie przypomnieć, do czego używała jej wcześniej. Wychyliła się i przesunęła kciukiem po gładkiej skórze odciętego przedramienia, jakby w ten sposób miała pożegnać się z nim, pogodzić z nieodwracalną stratą.
W oczach ją znów zapiekło, jeszcze kilka łez spłynęło po spoconej twarzy, ale potem doszła jej uszu perfidna przygana. Przestań drzeć mordę, powiedziała ta bezczelna kurwa. I wszystko wskoczyło nagle na swoje miejsce, Elvira zrozumiała, że wie gdzie jest i w jakim celu i co się wydarzyło. Podniosła się na nogi powoli, najpierw na kolana, dopiero potem stając prosto, choć przez chwilę jeszcze chwiała się, niezaznajomiona z uczuciem większego ciężaru po jednej stronie ciała. Rozejrzała się po znajomym pomieszczeniu, obojętnie przesuwając wzrokiem po figurach, których znaczenia ani momentu pojawienia się nie potrafiła przywołać w głowie.
Więcej uwagi skupiała na twarzach, unikając wzroku Rookwood (nie teraz, nie dzisiaj), zamiast tego szukając tej jednej osoby, z którą dzieliły ją niedokończone sprawy. Bez ręki, w porwanym płaszczu, rozczochrana i przesiąknięta smrodem potu i krwi musiała wyglądać jak wrak człowieka, ale jednak żyła. I miała z sobą różdżkę, nic więcej nie było jej potrzebne.
Znalazła go na kolanach, zanoszącego się śmiechem. Przechyliła głowę i zbliżyła się do niego cicho, zainteresowana, co też go tak bardzo bawi. Z bliska dopiero spostrzegła przesiąkającą przez spodnie krew, paskudne rozcięcie, które normalnie zechciałaby pewnie odsłonić i wepchnąć w nie palce, ale nie miała po temu drugiej ręki. Korzystając z tego, że jest zajęty sobą, upadła za nim na kolano i dyskretnie wyciągnęła różdżkę w kierunku jego rany, od tyłu, ale blisko; gdyby zechciał, zapewne mógłby spostrzec białe drewno zawisłe nagle tak blisko rozdartej skóry. Czy zdąży zareagować? Pojęcia nie miała, wciąż była oszołomiona, ale w głowie dudniła jej myśl, że nie będzie mieć pewnie lepszej okazji aby się solennie odwdzięczyć.
- Curatio Vulnera Maxima - odezwała się po raz pierwszy od dawna, głosem zachrypłym po krzykach.
Czar, k8 na czar + kamień
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 10.11.20 11:44, w całości zmieniany 1 raz
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 3, 4, 1, 6
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 3, 4, 1, 6
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Patrzył prosto na Hellę, kiedy wypowiadał inkantację czarnomagicznej klątwy. Kierował w nią, prosto w nią, całą magię, która płynęła w jego żyłach. Ale ta nie usłuchała. Koniec różdżki błysnął, ale wtedy też przeszył go ból. Skóra na jego twarzy zbladła potwornie, nabrała papierowego odcienia, mięśnie spięły się, a później zadrżały. W jego stalowoszarych oczach błysnęło cierpienie. Silne, potworne, dotkliwe. Ale twarz nie wykrzywiła się w grymasie, zastygła sztucznie, kiedy upadał na kolano, podpierając się jedną ręką o obolałe udo. Jego dłoń szybko zabarwiła się szkarłatem. Przycisnął rękę do tworzącej się pod ubraniem rany. Nie wiedział jak wielkiej, nie patrzył — choć czuł, jak rozrywa go od środka. Instynktownie zapragnął powstrzymać krwawienie, ale ani dłoń, ani złożone palce nie były w stanie tego powstrzymać. Posoka przesiąkała przez materiał, brudząc ją, a w końcu skapując na kamienną posadzkę. Ból odebrał mu na moment oddech, ciało, jakby nie swoje, zareagowało przedziwnie. Odmówiło mu posłuszeństwa — ból go też otępił. Pomyślał, że coś się z nim działo, dopiero po chwili znajdując zrozumienie w pomyłce. Pomyłce ciała, pomyłce nadgarstka wykonującego niepoprawny, zbyt niedbały gest. Zaskakująco. Pamiętał dobrze, że nigdy się nie mylił. Nieruchome oczy wpatrywały się przed siebie, oczekując aż umęczone ciało odnajdzie stabilizację. Widział, jak Burke podnosi szmaragdowy odłamek. I coś w nim drgnęło. Uśmiechnął się pod nosem, wpierw lekko, niewinnie, a potem szerzej, a w końcu ukazując rząd równych zębów. Zaczął się śmiać. Głośno, dźwięcznie. Histerycznie. Podparł się ręką ziemi.
— Głupcy — szepnął, patrząc jak Edgar wrzuca kamień do misy u podstawy rzeźby mędrca. Czyż nie wytłumaczył im już, że ołtarz potrzebował ofiary? Locus Nihil wypełniony był magią. Czarną. Wielką. Potężną. Czarna magia łaknęła krwi. Bólu i cierpienia.
Ostrzegał, że pożałują.
— Burke, ty jeden wiesz, co się tu naprawdę świeci — mruknął do lorda, spoglądając na niego znacząco. Kamienna komnata znów jakby ożyła. Kurz uniósł się wokół ich, szmaragdowy wir zawirował nad ich głowami. Spojrzał na niego, śmiejąc się znów, przygotowując powoli na to, co miało nastąpić. Charakterystyczne skrzypnięcie było sygnałem, że lada moment nastąpi.
U boku poczuł czyjąś obecność. Obrócił głowę niespiesznie, kątem oka przez ramię spoglądając na Elvirę, uzdrowicielkę pozbawioną jednego ramienia. Z jego woli. Z jego różdżki.
— Wspaniale...— szepnął na znak aprobaty, kiedy skierowała ku niemu różdżkę. Nie znał się na magii leczniczej, ale tą inkantację słyszał nie raz z ust pewnej uzdrowicielki. Wiedział, że ból minie, ustanie. Nie zawracał sobie nią więc głowy, spoglądając na Sigrun. — Nie waż się do mnie zbliżać — ostrzegł ją przezornie, powoli podnosząc z ziemi. Ruszył w stronę czarnego odłamka, który wystrzelił z misy, tuż po idiotycznej próbie wrzucenia go przez Borgin. — Twój bank? Skoro to twój bank... To dlaczego nie możesz tego dokończyć? Hm? Nigdy tego nie zrobisz. Nigdy nie rozwiążesz tej zagadki. Nigdy ci się nie uda. Jeśli mam rację, zabiję cię. Jeśli nie, będziesz mogła spróbować zabić mnie.— zwrócił się do Helli, wyciągając przeciwko niej różdżkę. Wpierw jednak powoli, z powodu problemów z nogą ostrożnie, schylił się po kamień. Zacisnął odłamek w prawej dłoni. Zbliżył się do Helli, włożył jej kamień w dłoń. — Idź. Spróbuj jeszcze raz, skoro to twój bank. Pokaż nam wszystkim na co cię stać. — Włożył jej w dłoń czarny odłamek i zacisnął na nim jej dłoń. — Naiwnych i małych wiedzą zwyciężaj — mruknął odlegle, przyglądając się czarownicy zimnym, przenikliwym spojrzeniem, a później zerknął na Zachary'ego, na moment tylko, a może dwa. — Malesuritio— skierował różdżkę na Hellę, licząc, że pozbędzie się w ten osób tego uporczywego bólu głowy.
1. Na zaklęcie
2. K10
3. K8
4. Na przełamanie wizji
— Głupcy — szepnął, patrząc jak Edgar wrzuca kamień do misy u podstawy rzeźby mędrca. Czyż nie wytłumaczył im już, że ołtarz potrzebował ofiary? Locus Nihil wypełniony był magią. Czarną. Wielką. Potężną. Czarna magia łaknęła krwi. Bólu i cierpienia.
Ostrzegał, że pożałują.
— Burke, ty jeden wiesz, co się tu naprawdę świeci — mruknął do lorda, spoglądając na niego znacząco. Kamienna komnata znów jakby ożyła. Kurz uniósł się wokół ich, szmaragdowy wir zawirował nad ich głowami. Spojrzał na niego, śmiejąc się znów, przygotowując powoli na to, co miało nastąpić. Charakterystyczne skrzypnięcie było sygnałem, że lada moment nastąpi.
U boku poczuł czyjąś obecność. Obrócił głowę niespiesznie, kątem oka przez ramię spoglądając na Elvirę, uzdrowicielkę pozbawioną jednego ramienia. Z jego woli. Z jego różdżki.
— Wspaniale...— szepnął na znak aprobaty, kiedy skierowała ku niemu różdżkę. Nie znał się na magii leczniczej, ale tą inkantację słyszał nie raz z ust pewnej uzdrowicielki. Wiedział, że ból minie, ustanie. Nie zawracał sobie nią więc głowy, spoglądając na Sigrun. — Nie waż się do mnie zbliżać — ostrzegł ją przezornie, powoli podnosząc z ziemi. Ruszył w stronę czarnego odłamka, który wystrzelił z misy, tuż po idiotycznej próbie wrzucenia go przez Borgin. — Twój bank? Skoro to twój bank... To dlaczego nie możesz tego dokończyć? Hm? Nigdy tego nie zrobisz. Nigdy nie rozwiążesz tej zagadki. Nigdy ci się nie uda. Jeśli mam rację, zabiję cię. Jeśli nie, będziesz mogła spróbować zabić mnie.— zwrócił się do Helli, wyciągając przeciwko niej różdżkę. Wpierw jednak powoli, z powodu problemów z nogą ostrożnie, schylił się po kamień. Zacisnął odłamek w prawej dłoni. Zbliżył się do Helli, włożył jej kamień w dłoń. — Idź. Spróbuj jeszcze raz, skoro to twój bank. Pokaż nam wszystkim na co cię stać. — Włożył jej w dłoń czarny odłamek i zacisnął na nim jej dłoń. — Naiwnych i małych wiedzą zwyciężaj — mruknął odlegle, przyglądając się czarownicy zimnym, przenikliwym spojrzeniem, a później zerknął na Zachary'ego, na moment tylko, a może dwa. — Malesuritio— skierował różdżkę na Hellę, licząc, że pozbędzie się w ten osób tego uporczywego bólu głowy.
1. Na zaklęcie
2. K10
3. K8
4. Na przełamanie wizji
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'k8' : 5, 6, 5, 5, 1, 7, 1, 2, 7, 8, 3, 4
--------------------------------
#4 'k100' : 59
--------------------------------
#5 'Gringott' :
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'k8' : 5, 6, 5, 5, 1, 7, 1, 2, 7, 8, 3, 4
--------------------------------
#4 'k100' : 59
--------------------------------
#5 'Gringott' :
- To działa - krzyknęła Sigrun, bardziej do Ramseya, niż innych, który nie wierzył w ten pomysł, chciał, aby złożyli w ofierze krew; na pewno ją słyszał, gdy zdematerializował się, by uniknąć zaklęcia Helli.
Po chwili nie wiedziała jednak na co ma patrzeć. Czy na Ramseya materializującego się obok Helli, aby wymierzyć jej karę, czy na posąg, przy którym stał Edgar. Rozległ się śmiech. Misy lśniły. Różne barwy wypełniały bruzdy i Sigrun nabrała przekonania, że to odpowiednia droga. Jedynie czarny kamień odskoczył, upadł na ziemię.
- Co ty pierdolisz - warknęła rozjuszona nieposłuszeństwem i głupotą kuzynki. Czy nie wyraziła się wystarczająco jasno, gdy opowiadała jej o hierarchii w szeregach Rycerzy Walpurgii? Wcześniej miała Borginównę za całkiem bystrą - teraz zrozumiała, że wrażenie to było mylne. - Zamilcz. ZAMILCZ - wrzasnęła na Hellę w końcu, a brązowe tęczówki rozbłysły gniewnie - miała serdecznie dość tego pierdolenia. Ona im nie pozwoli. Dobre. Jeśli tylko zechcą pozbawią życia zarówno ją i Elvirę. Na twarzy Śmierciożerczyni pojawił się niemal szaleńczy wyraz.
- Zrobisz to, co ci każę - powiedziała Sigrun, podnosząc wzrok z misy na Hellę. Upewnię się, że tak będzie. Wymierzyła w nią różdżkę, aby wypowiedzieć inkantację jedno z zaklęć niewybaczalnych. - Imperio.
Rozbłysły zaklęcia, ale krew zamiast polać się z trafionej okrutnym zaklęciem Helii, pojawiła się na szacie Mulcibera. Na ułamek sekundy Rookwood zamarła w bezruchu, otwierając szerzej oczy - to miejsce obracało czarną magię przeciwko im tak bardzo, że przechodziło to jej pojmowanie. Mieszało im w głowach, a tylko oni zostali przy życiu - ich garstka. Nawet jeśli sprawa była już przegrana, musieli walczyć do ostatniej kropli krwi.
A Ramsey nie powinien jej tracić, był dla nich zbyt cenny, nawet jeśli wyzywał ich od głupców i wygrażał, że pożałują. Pewnie tak będzie, pewnie to zaboli, kiedy już stąd wyjdą, lecz Rookwood kierował gorączkowe i desperackie pragnienie, aby odnaleźć Locus Nihil - to było ważniejsze od wszystkiego innego. Przynajmniej w tym momencie. Czuła, że może mu pomóc, drgnęła, ale on, jakby wyczuwszy jej intencje, zabronił się jej zbliżać. Sigrun wykrzywiła usta w niezadowoleniu, patrząc jak klęka przy nim jednoręka Elvira. - Ona nie pomoże ci tak jak ja, ale jak sobie życzysz - wycedziła przez zaciśnięte zęby, mrużąc przy tym oczy. Znała się na magii leczniczej po stokroć lepiej niż ta jednoręka, mdła kretynka. Wyleczyłaby go w mgnieniu oka. On zdecydował się jednak wyssać życiowe siły z Helii - cóż, na razie i tak nie okazała się zbyt przydatna. Bardziej działała im na nerwy. Ostatnia nadzieja w tym, że Imperio pozwoli jej przejąć nad runistką kontrolę - nawet jeśli nie będzie się już do niczego nadawać po czarach Ramseya, to przynajmniej zamknie jadaczkę.
- Edgarze, włóż granatowy odłamek do tej misy. POŚPIESZ SIĘ - poleciła czarownica, ręką wskazując na rzeźbę mężczyzny z dzieckiem, gdzie misa odrzuciła czarny kamień. Skoro Ramsey zabronił jej się zbliżać... Niech Burke tam podejdzie. Sigrun podniosła jedynie czarny kamień i podeszła do ostatniego posągu - wojownika z czaszką o pustych oczodołach, gdzie chciała najpierw umieścić granatowy kamień. Najwyraźniej pomyliła się jednak w interpretacji. Powinno być odwrotnie. Włożyła do misy zatem czarny i z niepokojem spojrzała na klepsydrę, gdzie piach niemal całkowicie się przesypał. Czas im się skończył. Komnata zaraz znów zniknie. Oby tym razem żadna z mis nie odrzuciła kamieni. Inaczej zabiorą je za sobą.
Po chwili nie wiedziała jednak na co ma patrzeć. Czy na Ramseya materializującego się obok Helli, aby wymierzyć jej karę, czy na posąg, przy którym stał Edgar. Rozległ się śmiech. Misy lśniły. Różne barwy wypełniały bruzdy i Sigrun nabrała przekonania, że to odpowiednia droga. Jedynie czarny kamień odskoczył, upadł na ziemię.
- Co ty pierdolisz - warknęła rozjuszona nieposłuszeństwem i głupotą kuzynki. Czy nie wyraziła się wystarczająco jasno, gdy opowiadała jej o hierarchii w szeregach Rycerzy Walpurgii? Wcześniej miała Borginównę za całkiem bystrą - teraz zrozumiała, że wrażenie to było mylne. - Zamilcz. ZAMILCZ - wrzasnęła na Hellę w końcu, a brązowe tęczówki rozbłysły gniewnie - miała serdecznie dość tego pierdolenia. Ona im nie pozwoli. Dobre. Jeśli tylko zechcą pozbawią życia zarówno ją i Elvirę. Na twarzy Śmierciożerczyni pojawił się niemal szaleńczy wyraz.
- Zrobisz to, co ci każę - powiedziała Sigrun, podnosząc wzrok z misy na Hellę. Upewnię się, że tak będzie. Wymierzyła w nią różdżkę, aby wypowiedzieć inkantację jedno z zaklęć niewybaczalnych. - Imperio.
Rozbłysły zaklęcia, ale krew zamiast polać się z trafionej okrutnym zaklęciem Helii, pojawiła się na szacie Mulcibera. Na ułamek sekundy Rookwood zamarła w bezruchu, otwierając szerzej oczy - to miejsce obracało czarną magię przeciwko im tak bardzo, że przechodziło to jej pojmowanie. Mieszało im w głowach, a tylko oni zostali przy życiu - ich garstka. Nawet jeśli sprawa była już przegrana, musieli walczyć do ostatniej kropli krwi.
A Ramsey nie powinien jej tracić, był dla nich zbyt cenny, nawet jeśli wyzywał ich od głupców i wygrażał, że pożałują. Pewnie tak będzie, pewnie to zaboli, kiedy już stąd wyjdą, lecz Rookwood kierował gorączkowe i desperackie pragnienie, aby odnaleźć Locus Nihil - to było ważniejsze od wszystkiego innego. Przynajmniej w tym momencie. Czuła, że może mu pomóc, drgnęła, ale on, jakby wyczuwszy jej intencje, zabronił się jej zbliżać. Sigrun wykrzywiła usta w niezadowoleniu, patrząc jak klęka przy nim jednoręka Elvira. - Ona nie pomoże ci tak jak ja, ale jak sobie życzysz - wycedziła przez zaciśnięte zęby, mrużąc przy tym oczy. Znała się na magii leczniczej po stokroć lepiej niż ta jednoręka, mdła kretynka. Wyleczyłaby go w mgnieniu oka. On zdecydował się jednak wyssać życiowe siły z Helii - cóż, na razie i tak nie okazała się zbyt przydatna. Bardziej działała im na nerwy. Ostatnia nadzieja w tym, że Imperio pozwoli jej przejąć nad runistką kontrolę - nawet jeśli nie będzie się już do niczego nadawać po czarach Ramseya, to przynajmniej zamknie jadaczkę.
- Edgarze, włóż granatowy odłamek do tej misy. POŚPIESZ SIĘ - poleciła czarownica, ręką wskazując na rzeźbę mężczyzny z dzieckiem, gdzie misa odrzuciła czarny kamień. Skoro Ramsey zabronił jej się zbliżać... Niech Burke tam podejdzie. Sigrun podniosła jedynie czarny kamień i podeszła do ostatniego posągu - wojownika z czaszką o pustych oczodołach, gdzie chciała najpierw umieścić granatowy kamień. Najwyraźniej pomyliła się jednak w interpretacji. Powinno być odwrotnie. Włożyła do misy zatem czarny i z niepokojem spojrzała na klepsydrę, gdzie piach niemal całkowicie się przesypał. Czas im się skończył. Komnata zaraz znów zniknie. Oby tym razem żadna z mis nie odrzuciła kamieni. Inaczej zabiorą je za sobą.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'k8' : 8
--------------------------------
#4 'Gringott' :
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'k8' : 8
--------------------------------
#4 'Gringott' :
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k8' : 8, 5, 3, 7, 6, 3, 5, 4, 2
'k8' : 8, 5, 3, 7, 6, 3, 5, 4, 2
Nie wiedział, skąd wzięło się w nim przeczucie, ba, samo pragnienie, by rzucić na Multon czar znany jako leczniczy, kiedy bezgranicznie pozostawał przekonany, że jego umiejętności leżały w zupełnie innym miejscu. Irracjonalność, na którą się zdobył, choć podziałała, to kosztowała go wiele – nie miał pojęcia, jakim cudem pomyślał, aby to zrobić. Szczęśliwie jego palce nie zostały odgryzione przez inferiusa, którego próbował właśnie ratować. Czy do tego sprowadził się pobyt w tym miejscu? Miał sięgać po obcą mu domenę i ratować żywe trupy, posłuszne marionetki na usługach czarnoksiężników tak potężnych jak on sam? Znajdując się w bezpiecznej odległości od plugawej istoty, wystarczyło tylko rozejrzeć się, aby spostrzegł, że było ich znacznie więcej; więcej niż jakkolwiek mógłby się spodziewać, wracając gwałtownie do dnia, w którym wspólnie z Cassandrą opracowywali sposób na uczynienie inferiusów znacznie bardziej wytrzymałymi i odpornymi na ogień. Czy właśnie to stało się tutaj i było dziełem tej nowicjuszki, która trafiła razem z nimi? Wystarczyło mu jedno spojrzenie na nią, by zyskać co do tego bezgraniczną pewność.
— Jak mogłaś?! — zapytał, cedząc każde słowo z nieskrywanym jadem, nie zastanawiając się nad tym, co działo się ani dlaczego Hella twierdziła, iż bank należał do niej. Nie zamierzał zgłębiać toku rozumowania kogoś, u kogo piąta klepka wypadła, a cała reszta posypała się z braku wsparcia. Wystarczała mu świadomość, że tkwiła błędzie i nie mogła równać się z jego umiejętnościami. Był w końcu znakomitym znawcą czarnej magii i to za to Mung był mu wdzięczny – jako jedyny potrafił zidentyfikować źródło obrażeń. Teraz widział je wyłącznie w sojuszniczce popełniającej kardynalne błędy. — Veritas Claro — sięgnął po formułę potężnego zaklęcia w namiastce nadziei, iż przez armię inferiusów wokół zdoła przejrzeć, co tak naprawdę się działo. Tylko dzięki temu zaklęciu mógł sięgnąć dalej i głębiej, nie chcąc powielać kroków podjętych przez pozostałych, także i do nich nie mając dostatecznie wielkiego zaufania.
1. wizja
2. zaklęcie
— Jak mogłaś?! — zapytał, cedząc każde słowo z nieskrywanym jadem, nie zastanawiając się nad tym, co działo się ani dlaczego Hella twierdziła, iż bank należał do niej. Nie zamierzał zgłębiać toku rozumowania kogoś, u kogo piąta klepka wypadła, a cała reszta posypała się z braku wsparcia. Wystarczała mu świadomość, że tkwiła błędzie i nie mogła równać się z jego umiejętnościami. Był w końcu znakomitym znawcą czarnej magii i to za to Mung był mu wdzięczny – jako jedyny potrafił zidentyfikować źródło obrażeń. Teraz widział je wyłącznie w sojuszniczce popełniającej kardynalne błędy. — Veritas Claro — sięgnął po formułę potężnego zaklęcia w namiastce nadziei, iż przez armię inferiusów wokół zdoła przejrzeć, co tak naprawdę się działo. Tylko dzięki temu zaklęciu mógł sięgnąć dalej i głębiej, nie chcąc powielać kroków podjętych przez pozostałych, także i do nich nie mając dostatecznie wielkiego zaufania.
1. wizja
2. zaklęcie
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54, 48
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 54, 48
--------------------------------
#2 'Gringott' :
To znowu się wydarzyło. Ściana wchłonęła zaklęcie, tym razem na pewno się nie przewidział. Wyraz jego twarzy musiał mówić sam za siebie skoro nawet Ramsey zwrócił na niego uwagę. – Widziałem to już to kiedy się rozdzieliliśmy – odpowiedział, dopiero po chwili przenosząc wzrok z kamiennej ściany na Śmierciożercę. – Kiedy... Craig nie żyje, był tam ze mną - nie pomogłem mu dodał w myślach, ale wcale nie poczuł ulgi, przyznając mu się do tego błędu. Mimo wszystko przyjrzał się uważnie Ramsey'owi, którego zachowanie wciąż budziło jego wątpliwość. Jakby padł ofiarą klątwy.
Upuścił kamień do misy, lecz z mniejszym przekonaniem. Nie poczuł tego samego specyficznego uczucia, które towarzyszyło mu poprzednim razem. W zasadzie zaczął powątpiewać w słuszność swego czynu – szczególnie wtedy, kiedy kątem oka zauważył jak zachował się kamień młodej Borginówny. – Nie – sprzeciwił się Sigrun, uświadamiając sobie, że to jednak ona się myliła. Celowo wybrała właśnie jego na królika doświadczalnego, tylko jemu rozkazywała wsadzać te kamienie do kolejnych mis, kierując się jedynie domysłem na podstawie wiedzy Borginówny. Ile ona miała lat, żeby traktować ja jako autorytet w tej sprawie? Ledwie skończyła Hogwart, pewnie nigdy nie opuściła Wielkiej Brytanii, już pomijając fakt, że była tylko kobietą, zbyt słabą na ten zawód. – Przestań pieprzyć głupoty, na niczym się nie znasz – rzucił dość spokojnie, z pewną nutą pogardy w głosie, kiedy zaczęła rozporządzać bankiem, choć sylwetkę miał całą spiętą z nerwów. – Nikt nie złożył ofiary, to przez to wszyscy wariujemy – dodał, wracając spojrzeniem do Sigrun. Podniósł z ziemi jeden z ostrych odłamków, które leżały na zniszczonej posadzce, podchodząc do misy, którą Ramsey wskazywał na samym początku. Uniósł nad nią dłoń i przejechał po niej odłamkiem, zaraz ściskając ją w pięść, żeby więcej kropel opadło na dno. Czasem to wystarczało.
Rzut na przełamanie wizji
Upuścił kamień do misy, lecz z mniejszym przekonaniem. Nie poczuł tego samego specyficznego uczucia, które towarzyszyło mu poprzednim razem. W zasadzie zaczął powątpiewać w słuszność swego czynu – szczególnie wtedy, kiedy kątem oka zauważył jak zachował się kamień młodej Borginówny. – Nie – sprzeciwił się Sigrun, uświadamiając sobie, że to jednak ona się myliła. Celowo wybrała właśnie jego na królika doświadczalnego, tylko jemu rozkazywała wsadzać te kamienie do kolejnych mis, kierując się jedynie domysłem na podstawie wiedzy Borginówny. Ile ona miała lat, żeby traktować ja jako autorytet w tej sprawie? Ledwie skończyła Hogwart, pewnie nigdy nie opuściła Wielkiej Brytanii, już pomijając fakt, że była tylko kobietą, zbyt słabą na ten zawód. – Przestań pieprzyć głupoty, na niczym się nie znasz – rzucił dość spokojnie, z pewną nutą pogardy w głosie, kiedy zaczęła rozporządzać bankiem, choć sylwetkę miał całą spiętą z nerwów. – Nikt nie złożył ofiary, to przez to wszyscy wariujemy – dodał, wracając spojrzeniem do Sigrun. Podniósł z ziemi jeden z ostrych odłamków, które leżały na zniszczonej posadzce, podchodząc do misy, którą Ramsey wskazywał na samym początku. Uniósł nad nią dłoń i przejechał po niej odłamkiem, zaraz ściskając ją w pięść, żeby więcej kropel opadło na dno. Czasem to wystarczało.
Rzut na przełamanie wizji
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zejście
Szybka odpowiedź