Zejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zejście
Strome zejście obleczone niewiarygodną ilością schodków, prowadzących w dół. Wygładzone, proste ściany, na których zostały wyryte symbole i znaki, mające znaczenie, niektóre już całkowicie zapomniane przez upływający czas. Widocznie zadziałały tutaj duże pokłady magii a i poświecono im też odpowiednią ilość czasu by nadać im odpowiedni wygląd i kształt. Zejście prowadzi do obszernej komnaty.
Kiedy Elvira zaczęła od wyjaśnień spojrzał na nią, marszcząc brwi, przyjmując je w milczącym spokoju. Jego twarz pozostała taka sama, choć brwi ściągnęły się ku sobie, gdy tylko Sigrun zabrała głos.
— To niemożliwe — mruknął pewnie. Nie dał po sobie poznać, jak bardzo stracił równowagę wewnątrz siebie, przynajmniej w pierwszej chwili. Nie pamiętał tego. Nie pamiętał niczego, o czym mówiła Rookwood, ale był wciąż świadom tego, gdzie się znajdowali i po co tu przyszli. Przełknął ślinę pozornie ignorując słowa obu kobiet, by przejść do działania, skupić sir na tablicy, odganiając od siebie ponure myśli — brzmiało to wszak tak, jakby sabotował całą wyprawę, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Ale wciąż żył; wieczysta przysięga łącząca go z Czarnym Panem nie zabrała go z tego świata, a to znaczyło tylko, że cokolwiek uczynił, nie uczynił tego świadomie, wbrew poplecznikom Lorda Voldemorta, nie zdradził, nie dopuścił się haniebnego czynu. Zadanie zmuszało go do skoncentrowania się na ich najbliższej przyszłości, na tym, by ruszyć dalej i jak najszybciej pokonać wszystkie przeszkody; później będzie martwić się tym, co się wydarzyło, swoją nierównowagą wewnętrzną.
— Owszem — odparł Sigrun, gdy spytała go o magię, o to czy ją czuje. Czuł. Była potężna. Wielka. Niezwykła.
Śledził, jak Edgar zapisywał runy w poszczególnych miejscach, czując to. Jak aura tego miejsca się zmienia z sekundy na sekundę, jak nad nimi zawisa coś w powietrzu, coś niewidzialnego. Czuł to też podskórnie. Dziwne mrowienie, jakby za moment coś miało się wydarzyć. I nagle zapadła całkowita cisza, zrobiło się zimno. Szmaragdowe światło wypełniło rozrysowane znaki. Ziemia się zatrzęsła, różdżka zapiekła go w dłoni, umysł na moment stał się otępiały, niezdolny do dokładnego rejestrowania tego wszystkiego, co działo się dalej. Kamień uniósł się w górę i to było ostatnie co zapamiętał, choć i o tym zapomniał za chwilę.
Ból przeszył go na wskroś. Paraliżujący, silny, odrętwiający. Rozrywał go od środka. Zacisnął zęby, jakby chcąc zatrzymać go w sobie, ale nie dał rady; w końcu i jego maska opadła, twarz wyraziła ból trudny do przeżycia, oczy naszły krwią. Wydał z siebie dźwięk, ni to krzyk, ni ryk, wyrwany z gardła przez zaciśniętą szczękę. Zielona poświata wychodziła z niego, wydzierała się przed mikro szczeliny wraz z potem, przenikała przez ubranie. Uchodziła, siejąc za sobą spustoszenie. Sekunda po sekundzie. I przez ten jeden moment pomyślał o walce, jaką toczył we własnej głowie, o głosie bóstwa, który w niego wstąpił i przejął kontrolę nad jego ciałem. O tym, jak perfidnie i okrutnie, patrząc po wszystkich mącił im w głowach, robiąc wszystko, by zniweczyć ich starania, zatrzymać ich tu, nie dopuścić do Locus Nihil. Ale za moment i o tym zapomniał. Pozostała w nim jedynie przerażająca pusta, nicość. Odszedł ból, odeszły ostatnie wspomnienia, odeszła wiedza i świadomość wszechmocy, którą niespodziewanie posiadł wcale się o nią nie prosząc.
Nie dotarły do niego słowa Elviry, przynajmniej jego świadomość tego nie wyłapała. I nagle stracił całe czucie — w sobie, jakby i on opuścił to ciało, jakby jego wola zniknęła, władza nad kończynami. Bezwładnie osunął się na posadzkę, w nicość, w ciemność. Demon, który go opętał odszedł, opuścił żywiciela, naczynie, które wykorzystał do swych niecnych celów.
Drzwi komnaty się otworzyły, a on odzyskał w sobie czucie wraz z kolejnym wdechem. Instynktownie chwycił różdżkę, która wraz z upadkiem na posadzkę wysunęła mu się z dłoni. Nie patrzył po nikim, nie skupiał się na żadnej z twarzy, próbując jak najszybciej odzyskać samoświadomość, równowagę i własne możliwości. Oddychał ciężko, jeszcze niepewny co się działo. Przed sobą ujrzał wojownika, który był jak żywy i wyglądało na to, że zamierzał strzec artefaktu, jak tylko potrafił.
Ale byli tu od tego, by poradzić sobie ze wszystkimi trudnościami, by pokonać takich jak on. Dźwignął się na kolana, ogniskując spojrzenie na wojowniku, a poźniej wstał.
— Sigrun — mruknął, nie patrząc na śmierciożerczynię. Wiedziała, że to do nich, jako najsilniejszych należało to zadanie. Ruszył przed siebie, wpierw powoli, a później z większym zdecydowaniem zaciskając palce na różdżce. Wkroczył do komnaty, stając twarzą w twarz z przeciwnikiem. — Nie powstrzymasz nas — zwrócił się do strażnika pewnie. — Unieruchomcie go— rzucił do kogoś za nimi, kogoś kto mógł im pomóc, nie włączając się w bezpośrednią walkę. Nie było czasu na roztrząsanie tego, co zaszło, policzą się pow wszystkim, kiedy wezwą Czarnego Pana — i to przed nim będą się tłumaczyć ze swych działań. — Sectumsempra — wyrecytował i lekkim ruchem lewego nadgarstka wykonał ruch, mierząc prosto w wojownika — czy był prawdziwy, czy mógł być zraniony w ten sposób — nie wiedział, ale lada moment miał się przekonać.
Zamierzał naprawić to, do czego dopuścił.
— To niemożliwe — mruknął pewnie. Nie dał po sobie poznać, jak bardzo stracił równowagę wewnątrz siebie, przynajmniej w pierwszej chwili. Nie pamiętał tego. Nie pamiętał niczego, o czym mówiła Rookwood, ale był wciąż świadom tego, gdzie się znajdowali i po co tu przyszli. Przełknął ślinę pozornie ignorując słowa obu kobiet, by przejść do działania, skupić sir na tablicy, odganiając od siebie ponure myśli — brzmiało to wszak tak, jakby sabotował całą wyprawę, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Ale wciąż żył; wieczysta przysięga łącząca go z Czarnym Panem nie zabrała go z tego świata, a to znaczyło tylko, że cokolwiek uczynił, nie uczynił tego świadomie, wbrew poplecznikom Lorda Voldemorta, nie zdradził, nie dopuścił się haniebnego czynu. Zadanie zmuszało go do skoncentrowania się na ich najbliższej przyszłości, na tym, by ruszyć dalej i jak najszybciej pokonać wszystkie przeszkody; później będzie martwić się tym, co się wydarzyło, swoją nierównowagą wewnętrzną.
— Owszem — odparł Sigrun, gdy spytała go o magię, o to czy ją czuje. Czuł. Była potężna. Wielka. Niezwykła.
Śledził, jak Edgar zapisywał runy w poszczególnych miejscach, czując to. Jak aura tego miejsca się zmienia z sekundy na sekundę, jak nad nimi zawisa coś w powietrzu, coś niewidzialnego. Czuł to też podskórnie. Dziwne mrowienie, jakby za moment coś miało się wydarzyć. I nagle zapadła całkowita cisza, zrobiło się zimno. Szmaragdowe światło wypełniło rozrysowane znaki. Ziemia się zatrzęsła, różdżka zapiekła go w dłoni, umysł na moment stał się otępiały, niezdolny do dokładnego rejestrowania tego wszystkiego, co działo się dalej. Kamień uniósł się w górę i to było ostatnie co zapamiętał, choć i o tym zapomniał za chwilę.
Ból przeszył go na wskroś. Paraliżujący, silny, odrętwiający. Rozrywał go od środka. Zacisnął zęby, jakby chcąc zatrzymać go w sobie, ale nie dał rady; w końcu i jego maska opadła, twarz wyraziła ból trudny do przeżycia, oczy naszły krwią. Wydał z siebie dźwięk, ni to krzyk, ni ryk, wyrwany z gardła przez zaciśniętą szczękę. Zielona poświata wychodziła z niego, wydzierała się przed mikro szczeliny wraz z potem, przenikała przez ubranie. Uchodziła, siejąc za sobą spustoszenie. Sekunda po sekundzie. I przez ten jeden moment pomyślał o walce, jaką toczył we własnej głowie, o głosie bóstwa, który w niego wstąpił i przejął kontrolę nad jego ciałem. O tym, jak perfidnie i okrutnie, patrząc po wszystkich mącił im w głowach, robiąc wszystko, by zniweczyć ich starania, zatrzymać ich tu, nie dopuścić do Locus Nihil. Ale za moment i o tym zapomniał. Pozostała w nim jedynie przerażająca pusta, nicość. Odszedł ból, odeszły ostatnie wspomnienia, odeszła wiedza i świadomość wszechmocy, którą niespodziewanie posiadł wcale się o nią nie prosząc.
Nie dotarły do niego słowa Elviry, przynajmniej jego świadomość tego nie wyłapała. I nagle stracił całe czucie — w sobie, jakby i on opuścił to ciało, jakby jego wola zniknęła, władza nad kończynami. Bezwładnie osunął się na posadzkę, w nicość, w ciemność. Demon, który go opętał odszedł, opuścił żywiciela, naczynie, które wykorzystał do swych niecnych celów.
Drzwi komnaty się otworzyły, a on odzyskał w sobie czucie wraz z kolejnym wdechem. Instynktownie chwycił różdżkę, która wraz z upadkiem na posadzkę wysunęła mu się z dłoni. Nie patrzył po nikim, nie skupiał się na żadnej z twarzy, próbując jak najszybciej odzyskać samoświadomość, równowagę i własne możliwości. Oddychał ciężko, jeszcze niepewny co się działo. Przed sobą ujrzał wojownika, który był jak żywy i wyglądało na to, że zamierzał strzec artefaktu, jak tylko potrafił.
Ale byli tu od tego, by poradzić sobie ze wszystkimi trudnościami, by pokonać takich jak on. Dźwignął się na kolana, ogniskując spojrzenie na wojowniku, a poźniej wstał.
— Sigrun — mruknął, nie patrząc na śmierciożerczynię. Wiedziała, że to do nich, jako najsilniejszych należało to zadanie. Ruszył przed siebie, wpierw powoli, a później z większym zdecydowaniem zaciskając palce na różdżce. Wkroczył do komnaty, stając twarzą w twarz z przeciwnikiem. — Nie powstrzymasz nas — zwrócił się do strażnika pewnie. — Unieruchomcie go— rzucił do kogoś za nimi, kogoś kto mógł im pomóc, nie włączając się w bezpośrednią walkę. Nie było czasu na roztrząsanie tego, co zaszło, policzą się pow wszystkim, kiedy wezwą Czarnego Pana — i to przed nim będą się tłumaczyć ze swych działań. — Sectumsempra — wyrecytował i lekkim ruchem lewego nadgarstka wykonał ruch, mierząc prosto w wojownika — czy był prawdziwy, czy mógł być zraniony w ten sposób — nie wiedział, ale lada moment miał się przekonać.
Zamierzał naprawić to, do czego dopuścił.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 5, 4, 3, 6, 5, 8, 5, 1, 8, 6, 6
--------------------------------
#3 'k3' : 3
--------------------------------
#4 'Gringott' :
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 5, 4, 3, 6, 5, 8, 5, 1, 8, 6, 6
--------------------------------
#3 'k3' : 3
--------------------------------
#4 'Gringott' :
Nie miała czasu, aby uważnie śledzić reakcje Ramseya, usłyszała jedynie słowa, domyślając się, że nie był świadom tego co zrobił. Opowie o tym później. Jeśli nie jej, to Czarnemu Panu, przed nim miał obowiązek się wytłumaczyć. Sigrun skupiła uwagę na stalagmicie pod sufitem, w którym zatrzymała pył. Przypuszczała, że może ukryto tam odłamek, tak przez nich poszukiwany, zyskała jednak pewność po rzuceniu kolejnego zaklęcia. W palcach zadrżało cisowe drewno, a sama Rookwood zastygła w bezruchu, otwierając szeroko oczy, które przez kilka chwil pozostawały jakby niewidzące. Dla innych, bo dla niej samej wszystko trwało cholernie długo, jakby przeżywała swoje życie od nowa - tyle, że nie czuła przy tym absolutnie nic. Wracały wspomnienia, pozbawione barw uczuć, jakby oglądała obrazy w książce. Trudne dni z ojcem, mary plagi koszmarów, horror niechcianego małżeństwa, chwile spędzone z bliźniaczym bratem, powrót na ląd Caelana. Mieszały się z wydarzeniami, których nigdy tak naprawdę nie przeżyła, ale wydawały się tak prawdziwe, jakby rzeczywiście miały miejsce.
Powróciwszy do rzeczywistości, do podziemi Gringotta, po nie wiadomo jak długim czasie, miała już pewność, że odnaleźli kamień. Wzięła głębszy oddech, uświadamiając sobie jednocześnie, że wcale nie była uzdrowicielem. Zamrugała kilkukrotnie. Dlaczego właściwie tak pomyślała? Chciała leczyć rany Ramseya, a nigdy nie rzuciła żadnego leczniczego zaklęcia. Myśli od tego paradoksu, chaosu, oderwał opadający na ziemie odłamek. Serce w piersi zabiło jej szybciej.
Nie rzuciła się do przodu, aby złapać kryształ jedynie dlatego, że poczuła podmuch gorąca. Rookwood poderwała wzrok do góry i ujrzała wysoką na osiemnaście stóp chodzącą istotę, do złudzenia przypominającą jeden z posągów, tyle że z pewnością jego bezruch im zagrażał. Ruszył ku nim, Sigrun zaś za Mulciberem, kiedy wypowiedział jej imię. Poczuła prawdziwą siłę artefaktu, a właściwie namiastkę, jeśli jego strażnik posiadał podobną... Czekało ich trudne starcie i to oni musieli stanąć w pierwszej linii.
- To kryształ, Edgarze, weź go i chroń[/n] - rzuciła jedynie, unosząc różdżkę i wkraczając do kolejnej komnaty, aby stanąć obok Mulcibera. - [b]Nie zawładniemy jego umysłem. Trzeba go unieruchomić, rozczłonkować - powiedziała głośno. Przypuszczała, po tych pustych oczodołach, że zaklęcia mające skrzywić jaźń na nic się zdadzą. Wymierzyła zatem zaklęcie w prawą nogę Strażnika. - Decollatio - powiedziała z mocą.
Powróciwszy do rzeczywistości, do podziemi Gringotta, po nie wiadomo jak długim czasie, miała już pewność, że odnaleźli kamień. Wzięła głębszy oddech, uświadamiając sobie jednocześnie, że wcale nie była uzdrowicielem. Zamrugała kilkukrotnie. Dlaczego właściwie tak pomyślała? Chciała leczyć rany Ramseya, a nigdy nie rzuciła żadnego leczniczego zaklęcia. Myśli od tego paradoksu, chaosu, oderwał opadający na ziemie odłamek. Serce w piersi zabiło jej szybciej.
Nie rzuciła się do przodu, aby złapać kryształ jedynie dlatego, że poczuła podmuch gorąca. Rookwood poderwała wzrok do góry i ujrzała wysoką na osiemnaście stóp chodzącą istotę, do złudzenia przypominającą jeden z posągów, tyle że z pewnością jego bezruch im zagrażał. Ruszył ku nim, Sigrun zaś za Mulciberem, kiedy wypowiedział jej imię. Poczuła prawdziwą siłę artefaktu, a właściwie namiastkę, jeśli jego strażnik posiadał podobną... Czekało ich trudne starcie i to oni musieli stanąć w pierwszej linii.
- To kryształ, Edgarze, weź go i chroń[/n] - rzuciła jedynie, unosząc różdżkę i wkraczając do kolejnej komnaty, aby stanąć obok Mulcibera. - [b]Nie zawładniemy jego umysłem. Trzeba go unieruchomić, rozczłonkować - powiedziała głośno. Przypuszczała, po tych pustych oczodołach, że zaklęcia mające skrzywić jaźń na nic się zdadzą. Wymierzyła zatem zaklęcie w prawą nogę Strażnika. - Decollatio - powiedziała z mocą.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 8, 4, 7, 5, 4, 2, 2, 2, 5
--------------------------------
#4 'Gringott' :
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 8, 4, 7, 5, 4, 2, 2, 2, 5
--------------------------------
#4 'Gringott' :
Ujrzała jak hasło jest komponowane, literka po literce. Była zadowolona, że im się udało, nie wątpiła wszak, że coś mogło po drodze pójść nie tak i zamiast "wspomnienie" mieli napisać na przykład "zwyciężenie", albo inne ładne słowo, a nie mające nic wspólnego z ich... przygodą.
Zaczęło się dziać. Rozglądała się, obserwowała wydarzenia. Kamień wylądował na posadzce, ale nie miała jakoś ochoty go podnosić. I umysł stał się dla niej jeszcze cięższy, złapała się za głowę i przymknęła na moment oczy. Po chwili podeszła do niej Elvira i przytknęła różdżkę, ale była spokojna o to, co zamierza zrobić. Była przecież uzdrowicielką, dobrze pamiętała jej rolę i to, że stała się ofiarą jednego z tu obecnych. Zostawiła jednak nienawiść na boku, bo raz, dość miała spraw na głowie (a raczej uszkodzeń i kontroli), a dwa, pojawił się nowy postrach - żywy posąg o obrzydliwym wizerunku. Pusta czaszka, ogromna postura. Żołnierz, rycerz, obrońca skarbów tego miejsca.
- Dziękuję - odparła i podeszła kilka kroków w stronę nowej komnaty, ale nie była na pewno pierwszą w szeregu. Dojrzała, że coś tam się za wojownikiem się świeci.
- Hexa Revelio - rzekła inkantację, a celem był ożywiony wojownik, jakże skory do walki. Liczyła, że może jakaś klątwa zmusza go do życia lub atakowania i może tym sposobem uda się go wyzbyć z agresywnych pobudek - przez zdjęcie z niego klątwy, aby na powrót był nic nieznaczącym -posągiem. Wszak jest tu pewna maź, której przeznaczeniem jest być bazą pod klątwy. Może zatem klątwa ta dotyczyła tego rycerza - takich myśli trzymała się Hella.
Zaczęło się dziać. Rozglądała się, obserwowała wydarzenia. Kamień wylądował na posadzce, ale nie miała jakoś ochoty go podnosić. I umysł stał się dla niej jeszcze cięższy, złapała się za głowę i przymknęła na moment oczy. Po chwili podeszła do niej Elvira i przytknęła różdżkę, ale była spokojna o to, co zamierza zrobić. Była przecież uzdrowicielką, dobrze pamiętała jej rolę i to, że stała się ofiarą jednego z tu obecnych. Zostawiła jednak nienawiść na boku, bo raz, dość miała spraw na głowie (a raczej uszkodzeń i kontroli), a dwa, pojawił się nowy postrach - żywy posąg o obrzydliwym wizerunku. Pusta czaszka, ogromna postura. Żołnierz, rycerz, obrońca skarbów tego miejsca.
- Dziękuję - odparła i podeszła kilka kroków w stronę nowej komnaty, ale nie była na pewno pierwszą w szeregu. Dojrzała, że coś tam się za wojownikiem się świeci.
- Hexa Revelio - rzekła inkantację, a celem był ożywiony wojownik, jakże skory do walki. Liczyła, że może jakaś klątwa zmusza go do życia lub atakowania i może tym sposobem uda się go wyzbyć z agresywnych pobudek - przez zdjęcie z niego klątwy, aby na powrót był nic nieznaczącym -posągiem. Wszak jest tu pewna maź, której przeznaczeniem jest być bazą pod klątwy. Może zatem klątwa ta dotyczyła tego rycerza - takich myśli trzymała się Hella.
The member 'Hella Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Powoli wpisywał hasło, chociaż czuł, że goni ich czas. Nie mógł sobie pozwolić na kolejny błąd, zbyt wiele by ich kosztował. Z każdą kolejną wpisywaną runą czuł, że hasło jest prawidłowe – powietrze robiło się coraz mętniejsze, przypominało mu swoją fakturą bliską obecność silnej klątwy. Może jednak hasło nie było prawidłowe, tak jak jeszcze przed chwilą przypuszczał.
Mimo wszystko nagle poczuł się dużo lżej, spojrzał z zaskoczeniem na Rookwood, nie rozumiejąc, że mógł odczuwać do niej tak irracjonalną i po prostu głupią złość. W dodatku mosiężne drzwi stanęły przed nimi otworem, choć po drugiej stronie czekały ich kolejne niebezpieczeństwa. Edgar nie dołączył swojej różdżki do reszty towarzyszy, bowiem zauważył na podłodze błysk szmaragdowego kamienia, tego samego, którego nie udało im się wcześniej włożyć do misy. W tym samym momencie musiała go zauważyć Sigrun, kiwnął więc jedynie głową w odpowiedzi, podbieając do tego miejsca. Szybko się po niego schylił i mocno zacisnął na nim dłoń, zerkając w stronę mis – teraz musiał trafić w odpowiednie miejsce.
Mimo wszystko nagle poczuł się dużo lżej, spojrzał z zaskoczeniem na Rookwood, nie rozumiejąc, że mógł odczuwać do niej tak irracjonalną i po prostu głupią złość. W dodatku mosiężne drzwi stanęły przed nimi otworem, choć po drugiej stronie czekały ich kolejne niebezpieczeństwa. Edgar nie dołączył swojej różdżki do reszty towarzyszy, bowiem zauważył na podłodze błysk szmaragdowego kamienia, tego samego, którego nie udało im się wcześniej włożyć do misy. W tym samym momencie musiała go zauważyć Sigrun, kiwnął więc jedynie głową w odpowiedzi, podbieając do tego miejsca. Szybko się po niego schylił i mocno zacisnął na nim dłoń, zerkając w stronę mis – teraz musiał trafić w odpowiednie miejsce.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Fiasko w postawieniu poprawnej tarczy przyniosło bolesne konsekwencje, których obawiał się w momencie uświadomienia sobie, że stwór zamierzał go – prędzej czy później – pożreć. Skry wypalone z różdżki także zdały się na nic. Podjęte środki, by unicestwić inferiusa, okazały się niewystarczające, za co przypłacił bólem, kuląc się, próbując złapać za brzuch i nie puścić pary z ust poza dziwnym, nieokreślonym sapnięciem. Potrzebował chwili, by móc dostrzec skutki tego starcia. Podarte ubranie, spod którego ziajała krwawiąca rana, sprawiło jedynie, że opleciony własną czarnoksięską potęgą nie sięgnął po całkowicie obcą mu magię leczniczą. Ugryzienie nie było groźne, co do tego był pewien. Po prostu wyglądało paskudnie nawet z tej perspektywy, z której nie był w stanie obejrzeć go właściwie, nie mając ze sobą choćby kawałka odpowiedniego lustra. Zajęty swoimi doświadczeniami skrawkiem uwagi usłyszał własne nazwisko oraz skierowane ku niemu pytanie. Ciężko oddychając, spojrzał na Sigrun, nie zadając sobie zbyt wiele trudu tym, by przyjmować godną postawę. Z wolną ręką przytkniętą ostrożnie do rany, począł zmniejszać odległość dzielącą go od pozostałych.
— Wizja... chyba — odpowiedział, odejmując dłoń, pokazując ugryzienie spośród rozdartych szat. Przeklęty inferius miał wyjątkowo ostre zęby, a materiału nie dało się naprawić, a przynajmniej nie w jego oczach. Nadawał się tylko do wyrzucenia; nie miał więc żadnych oporów, by palce ubrudzone krwią wytrzeć w ubranie.
— Multon, zerkniesz na to? — zapytał, świadomie powierzając w jej ręce to, czego sam dokonywać nie chciał. Magia lecznicza nie była jego mocną stroną, nigdy nie była, choć pozostawał uzdrowicielem. Nie miało to większego znaczenia, w jaki sposób znalazł się na oddziale. Liczyły się tylko inne talenty, którymi potrafił dokonywać tego, czego inni uzdrowiciele nie byli w stanie. Jednocześnie stawiało go to w takiej właśnie sytuacji. Nie potrafił własnymi rękami załatać banalnej rany – tak naprawdę nie chciał ryzykować. Musiał być w gotowości i zastanowić się nad wszystkim, póki mieli chwilę spokoju. Za krótką, jak się okazało. Trzęsienie, wibrowanie podłoża oraz ciepło bijące od różdżki przymusiły Zachary'ego do zachowania czujności ze wszystkich sił, by podjąć nieskuteczną próbę przeanalizowania tego, co właśnie się zmieniało. Nie mógł, przegrywając z siłą zagłuszającą jakiekolwiek, nawet nielogiczne rozumowanie. Patrzył jedynie na to, co działo się z Mulciberem, na zieloną wiązkę uderzającą z impetem w przedmiot pośrodku komnaty, szeroko otwierając oczy, nigdy wcześniej nie mając do czynienia z czymś takim. Dopiero gdy ciało Śmierciożercy opadło na podłogę, Shafiq odczuł kolejną zmianę, ulgę. Przedziwne wspomnienia, którymi żył, czarnoksięska doskonałość, na którą się powoływał, zniknęły. Znów pamiętał o własnych umiejętnościach i talentach w dziedzinie uzdrawiania, mógł łatwo sięgnąć po proste zaklęcie, pozbyć się krwawiącego ugryzienia. — Curatio Vulnera Maxima — wyrecytował formułę, koniec różdżki przysuwając do jednego końca rany, po czym powoli przeciągnął drewnem nad całą powierzchnią, chcąc okryć magią wszystko, dokładnie i doskonale, jak zwykł podchodzić do zadania. Różdżkę odjął w chwili, w której wrota otwarły się, a gorący podmuch otarł się o ciało, wywołując dreszcz. Spoglądając na ogromnego przeciwnika, ruszył śladem pozostałych do wrót, by razem z nimi móc podjąć walkę. Niepewnie, z wyraźną grozą przyglądał się pustym oczodołom, całej czaszce, nie łudząc się, że pokojowa droga miała odnieść sukces.
— Wizja... chyba — odpowiedział, odejmując dłoń, pokazując ugryzienie spośród rozdartych szat. Przeklęty inferius miał wyjątkowo ostre zęby, a materiału nie dało się naprawić, a przynajmniej nie w jego oczach. Nadawał się tylko do wyrzucenia; nie miał więc żadnych oporów, by palce ubrudzone krwią wytrzeć w ubranie.
— Multon, zerkniesz na to? — zapytał, świadomie powierzając w jej ręce to, czego sam dokonywać nie chciał. Magia lecznicza nie była jego mocną stroną, nigdy nie była, choć pozostawał uzdrowicielem. Nie miało to większego znaczenia, w jaki sposób znalazł się na oddziale. Liczyły się tylko inne talenty, którymi potrafił dokonywać tego, czego inni uzdrowiciele nie byli w stanie. Jednocześnie stawiało go to w takiej właśnie sytuacji. Nie potrafił własnymi rękami załatać banalnej rany – tak naprawdę nie chciał ryzykować. Musiał być w gotowości i zastanowić się nad wszystkim, póki mieli chwilę spokoju. Za krótką, jak się okazało. Trzęsienie, wibrowanie podłoża oraz ciepło bijące od różdżki przymusiły Zachary'ego do zachowania czujności ze wszystkich sił, by podjąć nieskuteczną próbę przeanalizowania tego, co właśnie się zmieniało. Nie mógł, przegrywając z siłą zagłuszającą jakiekolwiek, nawet nielogiczne rozumowanie. Patrzył jedynie na to, co działo się z Mulciberem, na zieloną wiązkę uderzającą z impetem w przedmiot pośrodku komnaty, szeroko otwierając oczy, nigdy wcześniej nie mając do czynienia z czymś takim. Dopiero gdy ciało Śmierciożercy opadło na podłogę, Shafiq odczuł kolejną zmianę, ulgę. Przedziwne wspomnienia, którymi żył, czarnoksięska doskonałość, na którą się powoływał, zniknęły. Znów pamiętał o własnych umiejętnościach i talentach w dziedzinie uzdrawiania, mógł łatwo sięgnąć po proste zaklęcie, pozbyć się krwawiącego ugryzienia. — Curatio Vulnera Maxima — wyrecytował formułę, koniec różdżki przysuwając do jednego końca rany, po czym powoli przeciągnął drewnem nad całą powierzchnią, chcąc okryć magią wszystko, dokładnie i doskonale, jak zwykł podchodzić do zadania. Różdżkę odjął w chwili, w której wrota otwarły się, a gorący podmuch otarł się o ciało, wywołując dreszcz. Spoglądając na ogromnego przeciwnika, ruszył śladem pozostałych do wrót, by razem z nimi móc podjąć walkę. Niepewnie, z wyraźną grozą przyglądał się pustym oczodołom, całej czaszce, nie łudząc się, że pokojowa droga miała odnieść sukces.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 2, 5, 5, 5
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 2, 5, 5, 5
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Strażnik ryknął donośnie w chwili, kiedy dwójka Śmierciożerców przekroczyła progi komnaty. Ramsey nie zamierzał marnować czasu i posłał w kierunku wroga plugawe zaklęcie, jednakże wciąż roztargniony ostatnimi wydarzeniami nie włożył w nie dostatecznej siły. Czar dosięgnął kamiennego torsu, wzdłuż którego pojawiły się bruzdy, jednakże stwór zdawał się w żaden sposób nie odczuć odniesionych ran. Sigrun, dodatkowo wzmocniona przez swego towarzysza, była znacznie pewniejsza w swej inkantacji; potężna wiązka pomknęła w kierunku prawej nogi Strażnika i choć skierował w tamtą stronę miecz zrobił to zbyt późno. Fragment powierzchni przypominającej kolano oraz spora, boczna część łydki odpadły i roztrzaskał się o posadzkę, na co istota warknęła niezwykle donośnie. Z pewnością gdyby był to człowiek Rookwood powaliłaby go na ziemię i tożsamo do Elviry mógłby pożegnać się ze swą kończyną. Rozjuszony atakiem Strażnik uniósł wysoko pokaźnych rozmiarów klingę i zaatakował Sigrun, a stojący nieopodal Ramsey obserwując trajektorię ruchu zrozumiał, że gdyby tylko stał nieco bliżej również musiałby się bronić.
Zachary w końcu pozbył się uporczywej wizji, która skutecznie odciągała jego uwagę od celu misji. Mimo swej niewielkiej siły inferius okazał się kłopotliwy, a jego zęby wyjątkowo ostre. Uzdrowiciel odzyskawszy właściwe wspomnienia zapragnął sam pozbyć się problemu i tym samym wymierzył różdżkę w okolicę rany, po czym wypowiedział inkantację. Finalnie nie poczuł żadnej poprawy, fragmenty skóry nawet nie drgnęły. Przemieściwszy się do kolejnej komnaty poczuł koszmarne swędzenie w okolicy pleców, a w szczególności łopatek. Nie mógł tego widzieć, jednak tylna część jego szaty zaczęła unosić się ku górze.
Edgar zgodnie z poleceniem pozostał w pierwszej komnacie i udał się po połyskujący odłamek, który pewnym ruchem zacisnął w dłoni. Natychmiastowo przeszyły go fale jego ogromnej mocy, bezgranicznej potęgi, jakiej nigdy nie miał okazji być świadkiem. Pulsujące szmaragdem żyłki działały hipnotyzująco, ciężko było oderwać od nich wzrok, podobnie jak odepchnąć od siebie podświadome pragnienie zachowania kamienia tylko dla siebie.
Nestor zdawał sobie sprawę z czym miał do czynienia i mógł przeczuwać, że jeden z najważniejszych etapów dzisiejszej misji mają za sobą. Radość nie trwała jednak zbyt długo, bowiem po chwilowym triumfie dopadł go paskudny ból w skroniach i zdawał się przeszywać go na wskroś. Nie mógł tego połączyć z niczym, co wcześniej dopadło go w podziemiach banku Gringotta.
Wiele obrazów z życia przemknęło mu przed oczami – jeden za drugim. Twarze pojawiały się i znikały, mieszały ze sobą, podobnie jak wydarzenia tracące swą chronologię. Widział sytuacje, które w rzeczywistości nie miały miejsca, lecz on był ich bohaterem, pierwszoplanową postacią. Nie mógł tego opanować, ani wyrwać się ogromnej mocy kamienia.
Elvira pragnęła odciągnąć ranną Hellę od otwartej potyczki jednocześnie chcąc podjąć ponowną próbę uśmierzenia bólu. Jak drugi z jej celów okazał się wyjątkowo skuteczny – zaklęcie rozluźniło mięśnie sojuszniczki, uspokoiło ją i przede wszystkim przyniosło uczucie ulgi – to pierwszy skończył się tylko na słownej zachęcie. Borgin zlekceważyła polecenia uzdrowicielki i ruszyła do następnej komnaty niedługo po Ramseyu oraz Sigrun.
Powietrze stało się cięższe, drżące, a mlecznobiały obłok skupił się w okolicy Strażnika, a w szczególności runicznego okręgu. Skuteczna inkantacja pozwoliła jej zrozumieć, że istota z pewnością była zaklęta, lecz nie rozumiała tak potężnej magii. Kątem oka dostrzegła zapisy na kamiennej ścianie znajdujące się ponad stosem ludzkich czaszek. Złożone z runicznych znaków słowa brzmiały:
Pod nimi znajdowała się krótka instrukcja oraz losowo ułożone znaki:
Hella pamiętała symbole, które spotkała w trakcie podróży po podziemiach, lecz nie miała informacji, czy ktoś przypadkiem nie widział innych. Wiedziała, że dwa z nich ukazały im się po pokonaniu krabów i mogła przypuścić, że brak rozwiązania zagadki z figurami prawdopodobnie uniemożliwił im poznania kolejnych. Była pewna, że właściwą runę należało nakreślić na odpowiednim słowie – uzmysłowiły jej to cienkie linie poprowadzone na środku każdego z wyrazów oraz posiadane przez nią doświadczenie. Kamienna powierzchnia, w przeciwieństwie do tej w poprzedniej komnacie, nie zachowała sprężystości na nacisk różdżki.
Ramsey od tej pory musisz rzucać dodatkową kością k3.
Edgar musisz w tej turze rzucić kością k3 i to musi być twoja jedyna akcja.
Zachary przełamanie wizji ST70 doliczana jest wartość odporności magicznej (rzut nie jest liczony jako akcja).
Sigrun Strażnik atakuje Cię mieczem, możesz próbować różnych form obrony (wystarczy zwykłe protego) poza unikiem oraz odskokiem.
W tej turze macie tylko jedną akcję. Przemieszczenie się do kolejnej komnaty nie jest liczone jako akcja.
Sigrun, Zachary, Elvira, Hella, Edgar - Magicus Extremos 3/3 (+18)
W tej turze rzucacie kością Gringott.
Bardzo proszę o możliwie szybkie odpisy!
Czas na odpis maksymalnie do 26.11 godzina 24:00.
Zachary w końcu pozbył się uporczywej wizji, która skutecznie odciągała jego uwagę od celu misji. Mimo swej niewielkiej siły inferius okazał się kłopotliwy, a jego zęby wyjątkowo ostre. Uzdrowiciel odzyskawszy właściwe wspomnienia zapragnął sam pozbyć się problemu i tym samym wymierzył różdżkę w okolicę rany, po czym wypowiedział inkantację. Finalnie nie poczuł żadnej poprawy, fragmenty skóry nawet nie drgnęły. Przemieściwszy się do kolejnej komnaty poczuł koszmarne swędzenie w okolicy pleców, a w szczególności łopatek. Nie mógł tego widzieć, jednak tylna część jego szaty zaczęła unosić się ku górze.
Edgar zgodnie z poleceniem pozostał w pierwszej komnacie i udał się po połyskujący odłamek, który pewnym ruchem zacisnął w dłoni. Natychmiastowo przeszyły go fale jego ogromnej mocy, bezgranicznej potęgi, jakiej nigdy nie miał okazji być świadkiem. Pulsujące szmaragdem żyłki działały hipnotyzująco, ciężko było oderwać od nich wzrok, podobnie jak odepchnąć od siebie podświadome pragnienie zachowania kamienia tylko dla siebie.
Nestor zdawał sobie sprawę z czym miał do czynienia i mógł przeczuwać, że jeden z najważniejszych etapów dzisiejszej misji mają za sobą. Radość nie trwała jednak zbyt długo, bowiem po chwilowym triumfie dopadł go paskudny ból w skroniach i zdawał się przeszywać go na wskroś. Nie mógł tego połączyć z niczym, co wcześniej dopadło go w podziemiach banku Gringotta.
Wiele obrazów z życia przemknęło mu przed oczami – jeden za drugim. Twarze pojawiały się i znikały, mieszały ze sobą, podobnie jak wydarzenia tracące swą chronologię. Widział sytuacje, które w rzeczywistości nie miały miejsca, lecz on był ich bohaterem, pierwszoplanową postacią. Nie mógł tego opanować, ani wyrwać się ogromnej mocy kamienia.
Elvira pragnęła odciągnąć ranną Hellę od otwartej potyczki jednocześnie chcąc podjąć ponowną próbę uśmierzenia bólu. Jak drugi z jej celów okazał się wyjątkowo skuteczny – zaklęcie rozluźniło mięśnie sojuszniczki, uspokoiło ją i przede wszystkim przyniosło uczucie ulgi – to pierwszy skończył się tylko na słownej zachęcie. Borgin zlekceważyła polecenia uzdrowicielki i ruszyła do następnej komnaty niedługo po Ramseyu oraz Sigrun.
Powietrze stało się cięższe, drżące, a mlecznobiały obłok skupił się w okolicy Strażnika, a w szczególności runicznego okręgu. Skuteczna inkantacja pozwoliła jej zrozumieć, że istota z pewnością była zaklęta, lecz nie rozumiała tak potężnej magii. Kątem oka dostrzegła zapisy na kamiennej ścianie znajdujące się ponad stosem ludzkich czaszek. Złożone z runicznych znaków słowa brzmiały:
Język
Równowaga
Ogień
Czaszka
Ogień
Wrota
Równowaga
Ogień
Czaszka
Ogień
Wrota
Pod nimi znajdowała się krótka instrukcja oraz losowo ułożone znaki:
Tylko runa wiodąca może aktywować zaklętą moc
Hella pamiętała symbole, które spotkała w trakcie podróży po podziemiach, lecz nie miała informacji, czy ktoś przypadkiem nie widział innych. Wiedziała, że dwa z nich ukazały im się po pokonaniu krabów i mogła przypuścić, że brak rozwiązania zagadki z figurami prawdopodobnie uniemożliwił im poznania kolejnych. Była pewna, że właściwą runę należało nakreślić na odpowiednim słowie – uzmysłowiły jej to cienkie linie poprowadzone na środku każdego z wyrazów oraz posiadane przez nią doświadczenie. Kamienna powierzchnia, w przeciwieństwie do tej w poprzedniej komnacie, nie zachowała sprężystości na nacisk różdżki.
Ramsey od tej pory musisz rzucać dodatkową kością k3.
Edgar musisz w tej turze rzucić kością k3 i to musi być twoja jedyna akcja.
Zachary przełamanie wizji ST70 doliczana jest wartość odporności magicznej (rzut nie jest liczony jako akcja).
Sigrun Strażnik atakuje Cię mieczem, możesz próbować różnych form obrony (wystarczy zwykłe protego) poza unikiem oraz odskokiem.
W tej turze macie tylko jedną akcję. Przemieszczenie się do kolejnej komnaty nie jest liczone jako akcja.
Sigrun, Zachary, Elvira, Hella, Edgar - Magicus Extremos 3/3 (+18)
- Strażnik:
- PŻ 384/550 (166 cięte)
W tej turze rzucacie kością Gringott.
Bardzo proszę o możliwie szybkie odpisy!
Czas na odpis maksymalnie do 26.11 godzina 24:00.
- Ekwipunek i żywotność:
- Żywotoność:
Ramsey 208/217 | (9 cięte), użycie mgły - 3/4 |
Sigrun 215/215 | użycie mgły - 1/3
Zachary 183/210 | (10 tłuczone), (17 cięte) | - 5 do kości
Hella 179/211 | (32 oparzenia) | - 5 do kości
Elvira 189/204 | (15 oparzenia) |
Edgar 203/223 | (20 cięte) |
Ramsey:
Różdżka, maska śmierciożercy, czarna perła, malachitowy pierścień)
1. Świstoklik - stara brosza
2. Oko ślepego
3. Eliksir kociego wzroku
4. Antidotum na niepowszechne trucizny
Sigrun:
Różdżka, maska śmierciożercy na twarzy, oko ślepego na palcu i zaczarowana torba, a w niej:
1. Brzękadło
2. Miotła
3 i 4. Maść z wodnej gwiazdy x2
5 i 6. Eliksir uspokajający x2
7. Marynowana narośl ze szczuroszczeta x1
8. Felix Felicis x1
9. Antidotum na niepowszechne trucizny x1
10. Smocza łza x1
11. Czuwający strażnik x1
12. Eliksir kociego wzroku x1
13. Eliksir byka x1
14. Eliksir wąchacza x1 (od Cassandry)
15. Kryształ
16. Drugi kryształ
Zachary:
Różdżka, magiczny kompas, nakładka na pas:Eliksir wiggenowy (1 porcja, moc 32) od Cassandry
Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28) od Cassandry
Antidotum podstawowe (1 porcja)
Czarna Mara (1 porcja)
Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 8 )
Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcje, stat. 40)
Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 8 )
Hella:
- różdżka,
- eliksiry pochowane po kieszeniach:1. Maść z wodnej gwiazdy x1 (+31)
2. Eliksir uspokajający x1 (+43)
3. Smocza łza x1
4. Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
Elvira:
1. Kameleon (od Caelana)
2. Eliksir wiggenowy (od Cass)
3. Marynowana narośl ze szczuroszczeta (od Cass)
4. Eliksir przeciwbólowy (mój)
+kryształ o działaniu mikstury buchorożca, różdżka
Edgar:
Różdżka, fluoryt
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat.32)
- Eliksir Banshee (1 porcja, stat. 32)
- [?] Smocza Łza (1 porcja, stat. 32)
Przypominający wojownika strażnik ryknął wściekle, kiedy tylko przekroczyli próg komnaty. Zaklęcie dotknęło kamiennego torsu, nie był pewien, czy potrafili zranić go w ten sposób. Zerknął na Rookwood, kiedy poinformowała go o tym, że psychiczne zaklęcia nie zadziałają. Nie miał podstaw, by nie zaufać jej słowom, niewiele pamiętał z całej tej wyprawy, zdał się więc lojalnie na Śmierciożerczynię. — Nie zbliżajcie się do niego — przestrzegł tych, których słyszał za sobą. Odsunął się też dalej, nieustannie mierząc różdżką w postać. — Exanimo mortis — Wymierzył różdżką strażnika. Locus Nihil to był potężny artefakt, czarna magia była wyczuwalna wokół. Być może mogli pozbyć się tego strażnika znacznie szybciej, niż rozdrabniając się na takie zaklęcia.
| Przemieszczam się pole lewo-dół
| Przemieszczam się pole lewo-dół
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'k3' : 1
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'k3' : 1
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Podejmowała decyzje spontanicznie i szybko, nie miała ani czasu ani cierpliwości rozważać ich znaczenia. Wiedziała, chyba bardziej podświadomie niż żywo, że jeżeli da sobie zbyt dużo czasu, wszystkie wspomnienia oraz walące się na głowę nieszczęścia w końcu ją przytłoczą. Była silną osobowością, lecz nie aż tak - jedyne doświadczenia, po jakie mogła jeszcze sięgać, to awaryjne uzdrowicielstwo, magia lecznicza stosowana pod presją. Przed laty osobny, specjalny dział na stażu, przede wszystkim dla czarodziejskiego pogotowia, ale nie tylko. Ona także potrafiła działać w ten sposób, mogła zakotwiczyć się w znajomej magii, otulić się nią jak kokonem i zacząć wreszcie działać bez zawahania, sprawnie.
Determinacja sprawiła, że potężniejszy czar wyszedł jej doskonale, aż sama mogła odczuć mrowienie w prawej ręce, wędrujące od łokcia w dół. A może to były jedynie oparzenia?
- Gdzie leziesz? - wychrypiała, bo jeszcze z dziewczyną nie skończyła, ale przywrócona do równowagi solidnym Paxo, okazała się silniejsza i, przede wszystkim, zwinniejsza. Elvira nie mogła jej złapać bez uprzedniego wetknięcia różdżki do kieszeni, inaczej nie miała wolnej ręki. Ostatecznie zdecydowała się nie wypuszczać broni z palców i powoli, z ostrożnością, ruszyła za nią.
Po drodze napatoczył jej się Shafiq; pierwszym instynktem było go ofuknąć, bo przecież radził sobie z ranami nie mniej od niej samej, po sekundzie uznała jednak, że właściwie chętnie podejmie się każdego zadania, byleby nikt nie próbował przymuszać jej do stanięcia przy walczących ze strażnikiem. Słyszała okrzyki, świsty zaklęć, drżenie podłogi pod naporem jego masywnych nóg, starała się jednak jak mogła skupiać na wszystkim poza tym.
- Co ci się stało? - zapytała, oglądając przesiąknięte krwią ubrania i nie potrafiąc przypomnieć sobie chwili, w której mógł skonfrontować się z czymś dość niebezpiecznym, by zadać cięte rany. Czy to nie on pomógł jej, kiedy była spętana? Próbowała go wtedy ugryźć... Merlinie, to chyba nie były ślady jej własnych zębów? - Przepraszam - rzuciła na wydechu, spocona z nerwów, próbując dotrzymać mu kroku.
Weszła do kolejnej komnaty niedługo po nim, dostrzegając runiczny okrąg, lecz nie będąc w stanie z odległości ocenić jego znaczenia. Trzymała się blisko Zachary'ego, na moment tylko zawieszając spojrzenie na Mulciberze.
Kiedy otrząsnęła się z niepokoju i gniewu, spalających od wewnątrz podobnie do pierwszych minut kaca, odwróciła się i szarpnęła za koszulę Shafiqa właściwie bez ostrzeżenia. Końcówką białej różdżki starała się naprawić szkody, co do których nie miała pewności, czy nie powstały z jej winy.
W ustach nadal czuła posmak krwi, pojęcia jednak nie miała czyjej.
- Curatio Vulnera. - Więcej chyba nie będzie potrzeba?
To zaklęcie nie miało się prawa nie udać.
Determinacja sprawiła, że potężniejszy czar wyszedł jej doskonale, aż sama mogła odczuć mrowienie w prawej ręce, wędrujące od łokcia w dół. A może to były jedynie oparzenia?
- Gdzie leziesz? - wychrypiała, bo jeszcze z dziewczyną nie skończyła, ale przywrócona do równowagi solidnym Paxo, okazała się silniejsza i, przede wszystkim, zwinniejsza. Elvira nie mogła jej złapać bez uprzedniego wetknięcia różdżki do kieszeni, inaczej nie miała wolnej ręki. Ostatecznie zdecydowała się nie wypuszczać broni z palców i powoli, z ostrożnością, ruszyła za nią.
Po drodze napatoczył jej się Shafiq; pierwszym instynktem było go ofuknąć, bo przecież radził sobie z ranami nie mniej od niej samej, po sekundzie uznała jednak, że właściwie chętnie podejmie się każdego zadania, byleby nikt nie próbował przymuszać jej do stanięcia przy walczących ze strażnikiem. Słyszała okrzyki, świsty zaklęć, drżenie podłogi pod naporem jego masywnych nóg, starała się jednak jak mogła skupiać na wszystkim poza tym.
- Co ci się stało? - zapytała, oglądając przesiąknięte krwią ubrania i nie potrafiąc przypomnieć sobie chwili, w której mógł skonfrontować się z czymś dość niebezpiecznym, by zadać cięte rany. Czy to nie on pomógł jej, kiedy była spętana? Próbowała go wtedy ugryźć... Merlinie, to chyba nie były ślady jej własnych zębów? - Przepraszam - rzuciła na wydechu, spocona z nerwów, próbując dotrzymać mu kroku.
Weszła do kolejnej komnaty niedługo po nim, dostrzegając runiczny okrąg, lecz nie będąc w stanie z odległości ocenić jego znaczenia. Trzymała się blisko Zachary'ego, na moment tylko zawieszając spojrzenie na Mulciberze.
Kiedy otrząsnęła się z niepokoju i gniewu, spalających od wewnątrz podobnie do pierwszych minut kaca, odwróciła się i szarpnęła za koszulę Shafiqa właściwie bez ostrzeżenia. Końcówką białej różdżki starała się naprawić szkody, co do których nie miała pewności, czy nie powstały z jej winy.
W ustach nadal czuła posmak krwi, pojęcia jednak nie miała czyjej.
- Curatio Vulnera. - Więcej chyba nie będzie potrzeba?
To zaklęcie nie miało się prawa nie udać.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 3, 1, 4, 4
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k8' : 7, 3, 1, 4, 4
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Zejście
Szybka odpowiedź