Wejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wejście
Le Revenant to urokliwa, zaczarowana restauracja. Składa się z wielu identycznych, bliźniaczych pomieszczeń - choć zdarzają się wyjątki od tej reguły. Oddzielone są one od siebie zaklętymi kotarami lub drzwiami, co sprawia, że trudno się w niej odnaleźć. Gdy przekraczasz bowiem jedno z tych przejść, wchodzisz do wylosowanej sali restauracyjnej, lecz gdy chcesz wrócić - nie masz pewności, że natrafisz na swoją salę. Niebezpiecznie jest więc opuszczać swój stolik i spacerować po krętym wnętrzu lokalu, ponieważ istnieje możliwość, że samodzielnie nie dasz rady do niego wrócić, a obsługa wydaje się niezwykle niechętna do rozmowy i jakiejkolwiek pomocy.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:00, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
Zabawnie było patrzeć kiedy funkcjonariusz odleciał w tył z głośnym impetem uderzając o ziemię. Vera uśmiechnęła się nawet pod nosem, ale uśmiech szybko zszedł z jej twarzy bowiem kątem oka dostrzegła kolejną grupę biegnącą w ich kierunku. Koniec zabawy. To nie takie śmieszne, właśnie zaatakowała człowieka na służbie i wcale nie uśmiechało jej się na myśl co by się stało gdyby ją teraz złapali, mając pełną świadomość tego, że nie potrwa długo nim cała reszta jej grzeszków również wyjdzie na jaw. Jako grupa nie mieli najmniejszych szans, nie byli na to gotowi, a co więcej nie sądziła by ktokolwiek z nich był przyzwyczajony do tego typu codzienności. Zielone ślepia na chwilę ugrzęzły w postaci ciemnowłosej dziewczyny, której z pewnością nie widziała we wnętrzu restauracji. Catwright miała sokoli wzrok, a sztukę obserwacji opanowała do perfekcji – co więc robiła tutaj ta dziewczyna, która pojawiła się znikąd i co więcej dołączyła do walki, zupełnie jakby była równie winna… Czego winna? Verethe nie wiedziała także w czym leży jej własna wina, dlaczego więc miała zaprzątać sobie głowę cudzą? Nieznajoma da sobie radę, a przynajmniej tak założyła Catwright bo przecież dziewczyna zgrabnie odpowiadała zaklęciem na zaklęcie. No nic, jeśli tylko będzie potrzebowała pomocy Catwright to usłyszy i jeśli tylko będzie wiedziała jak pomóc, zapewne wróci. Nie mniej jednak w tym momencie postawiła na zdrowy rozsądek i pognała w przeciwnym kierunku do tego z którego coraz bliżej nadbiegali policjanci. Przywykła do ucieczki, miała dobrą kondycję. Jedyne czego jej teraz brakowało to miejsce, w którym mogła się schować, z taką oto myślą, biegnąc przed siebie, rozglądała się za kryjówką.
...dziękuję kostki, bardzo was cenię, teraz na pewno umrę.
...dziękuję kostki, bardzo was cenię, teraz na pewno umrę.
Ostatnio zmieniony przez Verethe Catwright dnia 16.03.16 20:50, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
The member 'Verethe Catwright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Nie udało się. Dla Ronana była to ryzykowna akcja, która skończyła się nie powodzeniem. Facet który im pomógł, zniknął. Będzie miał teraz problemy, jednak Haddad nie miał czasu by się obwiniać. Ronan mógł trafić pod czyiś czar. Ktoś mógł go zaatakować. Skupić na nim swoją uwagę. Jednak chłopaczyna ma szczęście i pomimo ataku, nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Wykorzystał to, i zaraz znalazł się na przodzie uciekających.
Mógł pomóc towarzyszom, którzy byli z tyłu. Ale to znowu było duże ryzyko. W głowie Ronana trwała walka między logiką a sumieniem. Chciał pomóc, ale jednak wolał jeszcze trochę pożyć, na wolności. Poza tym, liczba funkcjonariuszy się powiększyła. Szanse były nikłe. Tak więc, tym razem trzeźwe myślenie wygrało.
Ronan biegł przed siebie. Próbując uciec wraz z resztą. Był na przodzie. Adrenalina tłumiła zmęczenie. Chociaż powoli zaczynał się dusić, a serca dudniło mu jak młot. Chłopak jest w miarę wysportowany. Gdyby nie fakt że jest uzależniony od wielu używek. Narkotyki osłabiły jego organizm. Nie wie ile jeszcze da rady biec. Co jakiś czas oglądał się do tyłu. Widział chłopaka który biegł ostatni. Miał nadzieję że nie będzie go trzeba ratować.
Mógł pomóc towarzyszom, którzy byli z tyłu. Ale to znowu było duże ryzyko. W głowie Ronana trwała walka między logiką a sumieniem. Chciał pomóc, ale jednak wolał jeszcze trochę pożyć, na wolności. Poza tym, liczba funkcjonariuszy się powiększyła. Szanse były nikłe. Tak więc, tym razem trzeźwe myślenie wygrało.
Ronan biegł przed siebie. Próbując uciec wraz z resztą. Był na przodzie. Adrenalina tłumiła zmęczenie. Chociaż powoli zaczynał się dusić, a serca dudniło mu jak młot. Chłopak jest w miarę wysportowany. Gdyby nie fakt że jest uzależniony od wielu używek. Narkotyki osłabiły jego organizm. Nie wie ile jeszcze da rady biec. Co jakiś czas oglądał się do tyłu. Widział chłopaka który biegł ostatni. Miał nadzieję że nie będzie go trzeba ratować.
Gość
Gość
The member 'Ronan Haddad' has done the following action : rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
K o m p r o m i t a c j a.
Pal licho samo trafienie zaklęciem, które zachwiało Cornelią i powaliło na podłogę. Pal licho dość prawdopodobny fakt wylądowania niebawem w Tower (schudnie tak jak Vasilly, stanie się zgorzkniała, pewnie wypadną jej zęby i jak zwykle nikt nie będzie się o nią martwił). Po co przejmować się swoim stanem fizycznym i możliwą przyszłością kryminalistki, skoro można było zadręczać się ponurymi myślami o tym, że oto właśnie narobiła sobie wstydu przy nieznajomych, którzy mogli mieć związek z tajemniczym snem. Swoją drogą, nagle przyszło jej do głowy, że feniks to ogień, a ogień to właściwie nic miłego (na samo wspomnienie przepowiedni przychodziły ją ciarki - szczególnie po gojącej się ręce, na którą wciąż musiała nakładać leczniczą maść) i może przychodzenie tutaj było jednak bardzo durnym pomysłem. Czy nie właśnie tego powinna się wystrzegać?
Było jednak nieco za późno, by pluć sobie w brodę - zresztą brody nigdy nie posiadała, co za głupie powiedzenie - i jak na razie była pewna jednego: nie powinna rzucać żadnego zaklęcia. Policjanci chwilowo chyba przestali się nią przejmować, więc miała moment wytchnienia; musiała wybrać pomiędzy mało chwalebną ucieczką, a ryzykownym wsparciem swoich nagłych towarzyszy. Zdawała sobie sprawę, że jeśli znów wyląduje na podłodze i trafi - podobnie jak typ, który pojawił się znikąd, trochę głupio wdał się w sprzeczkę z policjantami i zniknął w uroczym towarzystwie przedstawiciela prawa - w miejsce, którego odwiedzać bardzo nie chciała, po pierwsze sprawdzą jej różdżkę. Strzelanie w policjantów nie było zbyt mądre - zresztą chwilowo nie było na to czasu. Przede wszystkim musiała wstać z kłopotliwej pozycji leżącej i oddalić a przynajmniej znaleźć miejsce dobre do ukrycia się, ale i obserwacji rozgrywających się wydarzeń.
Bo przecież nie mogła tak po prostu teraz uciec. Może nie trafiła do Gryffindoru, ale honor jakiś miała. I nawet jeśli uważała za błąd wdawanie się w pojedynek z policjantami, było już za późno. Zresztą to była wina tego, który pierwszy wyciągnął różdżkę. Bez wątpienia.
Spięła więc mięśnie i zerwała z miejsca, chcąc przynajmniej uchronić się od aresztowania. Byle tylko znaleźć jakieś rozsądne miejsce do podjęcia konkretnej decyzji.
Pal licho samo trafienie zaklęciem, które zachwiało Cornelią i powaliło na podłogę. Pal licho dość prawdopodobny fakt wylądowania niebawem w Tower (schudnie tak jak Vasilly, stanie się zgorzkniała, pewnie wypadną jej zęby i jak zwykle nikt nie będzie się o nią martwił). Po co przejmować się swoim stanem fizycznym i możliwą przyszłością kryminalistki, skoro można było zadręczać się ponurymi myślami o tym, że oto właśnie narobiła sobie wstydu przy nieznajomych, którzy mogli mieć związek z tajemniczym snem. Swoją drogą, nagle przyszło jej do głowy, że feniks to ogień, a ogień to właściwie nic miłego (na samo wspomnienie przepowiedni przychodziły ją ciarki - szczególnie po gojącej się ręce, na którą wciąż musiała nakładać leczniczą maść) i może przychodzenie tutaj było jednak bardzo durnym pomysłem. Czy nie właśnie tego powinna się wystrzegać?
Było jednak nieco za późno, by pluć sobie w brodę - zresztą brody nigdy nie posiadała, co za głupie powiedzenie - i jak na razie była pewna jednego: nie powinna rzucać żadnego zaklęcia. Policjanci chwilowo chyba przestali się nią przejmować, więc miała moment wytchnienia; musiała wybrać pomiędzy mało chwalebną ucieczką, a ryzykownym wsparciem swoich nagłych towarzyszy. Zdawała sobie sprawę, że jeśli znów wyląduje na podłodze i trafi - podobnie jak typ, który pojawił się znikąd, trochę głupio wdał się w sprzeczkę z policjantami i zniknął w uroczym towarzystwie przedstawiciela prawa - w miejsce, którego odwiedzać bardzo nie chciała, po pierwsze sprawdzą jej różdżkę. Strzelanie w policjantów nie było zbyt mądre - zresztą chwilowo nie było na to czasu. Przede wszystkim musiała wstać z kłopotliwej pozycji leżącej i oddalić a przynajmniej znaleźć miejsce dobre do ukrycia się, ale i obserwacji rozgrywających się wydarzeń.
Bo przecież nie mogła tak po prostu teraz uciec. Może nie trafiła do Gryffindoru, ale honor jakiś miała. I nawet jeśli uważała za błąd wdawanie się w pojedynek z policjantami, było już za późno. Zresztą to była wina tego, który pierwszy wyciągnął różdżkę. Bez wątpienia.
Spięła więc mięśnie i zerwała z miejsca, chcąc przynajmniej uchronić się od aresztowania. Byle tylko znaleźć jakieś rozsądne miejsce do podjęcia konkretnej decyzji.
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cornelia Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Protego wyczarowane przez Cressidę okazało się tak silne, że bez problemu odbiło zaklęcie rzucone przez jednego z funkcjonariuszy i trafiło w niego samego. Mężczyzna stracił przytomność i osunął się na ziemię, upuszczając wcześniej różdżkę.
Dostrzegł to policjant odrzucony wcześniej przez Verethe; podniósł się i rzucił w stronę Cressidy silne Expelliarmus. Zaraz zawtórowało mu dwóch z pięciu policjantów, który jeszcze przed chwilą gonili uciekinierów; spostrzegłszy, że ich kolega po fachu ma niemały problem z panną Morgan, próbowali strzelić w jej stronę dwiema Drętwotami - jedna z nich okazała się celna.
Tymczasem pogoń za pozostałymi trwała. Teraz goniło ich trzech policjantów; wszyscy jak jeden mąż rzucili zaklęcie Drętwota w kierunku najwolniej biegnących Rogera, Verethe i Cornelii (której udało się sprawnie podnieść i kontynuować ucieczkę), jednak wszystkie uroki spudłowały, trafiając raczej wyłącznie w ciemne niebo. Alan znajdował się niedaleko przed pozostałymi, ale wystarczało to, by pozostał poza zasięgiem zaklęć.
Maisie i Ronanowi, którzy biegli na samym przodzie, udało się zgubić pościg. Już dawno wybiegli poza ulicę przed restauracją La Revenant i zniknęli pozostałym z oczu; skutecznie ukryły ich liczne zakręty podmiejskich alejek.
| Maisie, Ronan - piszecie tutaj. Jesteście już bezpieczni.
Cressida - możesz obronić się przed zaklęciami.
Alan, Roger, Verethe, Cornelia - możecie uciekać dalej; wciąż goni was trzech policjantów.
Na odpis macie 48 godzin.
Dostrzegł to policjant odrzucony wcześniej przez Verethe; podniósł się i rzucił w stronę Cressidy silne Expelliarmus. Zaraz zawtórowało mu dwóch z pięciu policjantów, który jeszcze przed chwilą gonili uciekinierów; spostrzegłszy, że ich kolega po fachu ma niemały problem z panną Morgan, próbowali strzelić w jej stronę dwiema Drętwotami - jedna z nich okazała się celna.
Tymczasem pogoń za pozostałymi trwała. Teraz goniło ich trzech policjantów; wszyscy jak jeden mąż rzucili zaklęcie Drętwota w kierunku najwolniej biegnących Rogera, Verethe i Cornelii (której udało się sprawnie podnieść i kontynuować ucieczkę), jednak wszystkie uroki spudłowały, trafiając raczej wyłącznie w ciemne niebo. Alan znajdował się niedaleko przed pozostałymi, ale wystarczało to, by pozostał poza zasięgiem zaklęć.
Maisie i Ronanowi, którzy biegli na samym przodzie, udało się zgubić pościg. Już dawno wybiegli poza ulicę przed restauracją La Revenant i zniknęli pozostałym z oczu; skutecznie ukryły ich liczne zakręty podmiejskich alejek.
| Maisie, Ronan - piszecie tutaj. Jesteście już bezpieczni.
Cressida - możesz obronić się przed zaklęciami.
Alan, Roger, Verethe, Cornelia - możecie uciekać dalej; wciąż goni was trzech policjantów.
Na odpis macie 48 godzin.
Udało się. Srebrzysta tarcza wyrosła przed nią dokładnie tak, jak sobie to zaplanowała, czerwona smuga odbiła się od niej z charakterystycznym trzaskiem, po czym poszybowała w stronę funkcjonariusza, zwalając go z nóg i wywołując na ustach Cressidy pełen satysfakcji, ale dosyć krótkotrwały uśmiech. Zdenerwowanie i krążąca w żyłach adrenalina nie pozwoliły jej na pełne zrozumienie konsekwencji, jakie wiązały się z zaatakowaniem przedstawiciela policji na służbie – na szczęście, bo w następnej sekundzie pojawiły się przed nią kolejne trzy sylwetki, wszystkie z wyciągniętymi w jej stronę różdżkami, choć zaklęcia wystrzeliły jedynie z dwóch.
Tym razem z jakiegoś powodu nie poczuła strachu, mimo że jej szanse na skuteczną obronę i wyjście z całej sytuacji cało, już wcześniej dosyć znikome, zmalały trzykrotnie. Jedyne, z czego mogła być zadowolona, to fakt, że skupienie na sobie uwagi trójki czarodziejów oznaczało, że dokładnie o tyle mniej rzuciło się w pogoń za uciekinierami; nie była co prawda pewna, czy grupka nieznajomych rzeczywiście była tymi, za których ich wzięła, ale tymczasowo uznała obecność pośród nich Luno jako wystarczający dowód. Nadal nie uśmiechała jej się co prawda wycieczka do Tower, ale czy paląca, idealistyczna potrzeba przysłużenia się większej sprawie nie była tym, co w pierwszej kolejności przyciągnęło ją w szeregi Zakonu?
Zdążyła się cofnąć zaledwie o krok, zanim smugi światła pokonały drogę dzielącą ją od funkcjonariuszy. – Protego! – krzyknęła po raz drugi, z pełną świadomością, że jeżeli choć minimalnie się rozproszy, to formuła zaklęcia będzie ostatnim słowem, jakie w najbliższym czasie będzie jej dane wypowiedzieć.
Tym razem z jakiegoś powodu nie poczuła strachu, mimo że jej szanse na skuteczną obronę i wyjście z całej sytuacji cało, już wcześniej dosyć znikome, zmalały trzykrotnie. Jedyne, z czego mogła być zadowolona, to fakt, że skupienie na sobie uwagi trójki czarodziejów oznaczało, że dokładnie o tyle mniej rzuciło się w pogoń za uciekinierami; nie była co prawda pewna, czy grupka nieznajomych rzeczywiście była tymi, za których ich wzięła, ale tymczasowo uznała obecność pośród nich Luno jako wystarczający dowód. Nadal nie uśmiechała jej się co prawda wycieczka do Tower, ale czy paląca, idealistyczna potrzeba przysłużenia się większej sprawie nie była tym, co w pierwszej kolejności przyciągnęło ją w szeregi Zakonu?
Zdążyła się cofnąć zaledwie o krok, zanim smugi światła pokonały drogę dzielącą ją od funkcjonariuszy. – Protego! – krzyknęła po raz drugi, z pełną świadomością, że jeżeli choć minimalnie się rozproszy, to formuła zaklęcia będzie ostatnim słowem, jakie w najbliższym czasie będzie jej dane wypowiedzieć.
I pray you, do not fall in love with me,
for I am f a l s e r than vows made in wine.
for I am f a l s e r than vows made in wine.
Cressida Morgan
Zawód : złodziejka, nokturnowa handlarka, kot przybłęda, niedoszły auror
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
she walked with d a r k n e s s dripping off her shoulders;
i’ve seen ghosts brighter than her s o u l.
i’ve seen ghosts brighter than her s o u l.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cressida Morgan' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Wydawało mu się, że już nie ucieknie. Jakiś kamyk stanął na jego drodze powodując, że zachwiał się podczas biegu. Nie stało się jednak to, czego w tamtym momencie się spodziewał. Nie poczuł bólu oraz chłodu ziemi, na którą miał upaść. Udało mu się zatrzymać równowagę, ale jego serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Czy to było dziwne, że się bał? Czy to było niemęskie, miękkie wręcz? Myśl o zimnej, nieprzyjemnej celi w Tower of London sprawiała, że na jego skórze pojawiała się gęsia skórka. Nie chciał tak wrócić. Nie chciał. Cholera, z całych sił nie chciał. Głównie dlatego, że nie miał pewności, czy tym razem udałoby mu się stamtąd uciec. Wtedy miał szczęście, ale miał wrażenie, że ta pula już się wykończyła. Nie mógł ponownie pozwolić na to. Nie mógł ponownie dać się złapać. Wtedy naiwnie pozwolił się zabrać, sądząc , że skoro nie zrobił nic złego - szybko wyjdzie to na jaw i go wypuszczą. Teraz już wiedział jak bardzo naiwne było to myślenie.
Biegł więc przed siebie ile sił w nogach. Kiedy ostatnio tak szybko uciekał? Nie miał pewności. W Mungu nigdy nie musiał się aż tak spieszyć, a gdy tak się zdarzało nie musiał się aż tyle nabiegać. Korytarze w szpitalu były całkiem krótkie, a on zazwyczaj musiał po prostu wpaść z jednej sali do drugiej. Tak czy owak teraz starał się, budząc w sobie coś z tej młodzieńczej młodości. Kiedyś był całkiem szybki i sprawny fizycznie. Był nawet przecież jednym z zawodników w szkolnej drużyny Quidditcha, prawda? Niby nic takiego, ale miło było wrócić wspomnieniami do tamtych lat. Tyle, że teraz nie miał na to czasu. Musiał uciekać i to właśnie starał się zrobić.
Biegł więc przed siebie ile sił w nogach. Kiedy ostatnio tak szybko uciekał? Nie miał pewności. W Mungu nigdy nie musiał się aż tak spieszyć, a gdy tak się zdarzało nie musiał się aż tyle nabiegać. Korytarze w szpitalu były całkiem krótkie, a on zazwyczaj musiał po prostu wpaść z jednej sali do drugiej. Tak czy owak teraz starał się, budząc w sobie coś z tej młodzieńczej młodości. Kiedyś był całkiem szybki i sprawny fizycznie. Był nawet przecież jednym z zawodników w szkolnej drużyny Quidditcha, prawda? Niby nic takiego, ale miło było wrócić wspomnieniami do tamtych lat. Tyle, że teraz nie miał na to czasu. Musiał uciekać i to właśnie starał się zrobić.
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
M a i s i e. Myśl jedna - myśl niezaprzeczalnie obecna od samego początku aż po trwający aktualnie okres (i zapewne do czasu, kiedy jego umysł utrzymywał się przy swych naturalnych zdolnościach), wtykała się w myśli inne, przeplatała ze - spostrzeżeniami odbieranymi nagminnie przez wytężone do granic możliwości zmysły. Zmysł podejrzeń aż szalał, wrzeszczał; krew rozgrzana przelewała się wzdłuż pulsujących szybciej niż zwykle naczyń. Źrenice rozszerzały się, chcąc wyłapać choć drobne promienie - zalewając ciemnym tunelem już i tak dostatecznie wąskie tęczówki. Gdzieś z tyłu słyszał - jakby wypowiadane zaklęcia; nie, nie miał czasu rzucić Protego, nie miał czasu absolutnie na nic, mógł wyłącznie - biec, zmuszać swoje mięśnie do znacznie intensywniejszej pracy. Nawet to nie chciało mu wychodzić, nawet teraz nie osiągał maksymalnej wydajności, kiedy właśnie najbardziej jej potrzebował. Sądząc, że za niedługo, trafiony zapewne zaklęciem oszołamiającym, zetknie się brutalnie z powierzchnią podłoża - mimo tego wciąż nie zaprzeczając działań, które okazały się później skuteczne (na szczęście spudłowali!), usiłował przedrzeć się przez zalewające go połacie półmroku. Sylwetka Maisie zniknęła rozmyta; mógł teraz wyłącznie przewidzieć, w którym udała się kierunku i miał nadzieję - iż był to kierunek dobry, bo
n a p r a w d ę, nie mógł sobie pozwolić już na więcej porażek.
To był jakiś koszmar.
Sen. Autentycznie sen kolejny - bo równie wydumany, nietypowy, zrzucający identyczny los na grupkę kompletnie nieznających (oraz znających) siebie osób. Liczył cicho, że jego siostra jest aktualnie bezpieczna - on również musiał podjąć się działań kolejnych. Aktualny plan? Przyspieszyć, wreszcie uczynić coś należycie, miast partaczyć już od samego początku do końca. Spróbować jakoś się odnaleźć. Zrobić, jakoś rozjaśnić to wszystko... Nie umiał mimo to odpowiedzieć w jaki sposób, zdając się obecnie na swoją kondycję, powtarzając w myślach, że przecież jeszcze nie jest zbyt późno. Jeszcze go nie dorwali. Jeszcze - miał okazję wiele uczynić.
Na jak długo? Co przyniesie chwila następna? Będzie spokojny tylko wtedy, gdy z powrotem odnajdzie swoją siostrę. I cała gonitwa ulegnie zakończeniu. [bylobrzydkobedzieladnie]
n a p r a w d ę, nie mógł sobie pozwolić już na więcej porażek.
To był jakiś koszmar.
Sen. Autentycznie sen kolejny - bo równie wydumany, nietypowy, zrzucający identyczny los na grupkę kompletnie nieznających (oraz znających) siebie osób. Liczył cicho, że jego siostra jest aktualnie bezpieczna - on również musiał podjąć się działań kolejnych. Aktualny plan? Przyspieszyć, wreszcie uczynić coś należycie, miast partaczyć już od samego początku do końca. Spróbować jakoś się odnaleźć. Zrobić, jakoś rozjaśnić to wszystko... Nie umiał mimo to odpowiedzieć w jaki sposób, zdając się obecnie na swoją kondycję, powtarzając w myślach, że przecież jeszcze nie jest zbyt późno. Jeszcze go nie dorwali. Jeszcze - miał okazję wiele uczynić.
Na jak długo? Co przyniesie chwila następna? Będzie spokojny tylko wtedy, gdy z powrotem odnajdzie swoją siostrę. I cała gonitwa ulegnie zakończeniu. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Roger Elliott dnia 17.03.16 22:38, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Gość
The member 'Roger Elliott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Nie sądziła, że to będzie takie trudne. Może nie powinna się oglądać, może powinna zainteresować się swoimi własnymi czterema literami skoro nie jest pewna, że są one bezpieczne, a już chce zabierać się do ratowania innych. Prawdopodobnie dlatego ucieczka z miejsca zdarzenia nie poszła po jej myśli. Droga nie była prosta, wyboiste podłoże, wiele zakrętów, cóż, można było się pogubić. A może to ten brak śniadania zadziałał na jej ciało tak spowalniająco? Nie warto było jednak zastanawiać się nad tym właśnie teraz kiedy trójka policjantów wciąż deptała jej po piętach, to znaczy im, bo w swojej niedoli Verethe nie była sama. Zorientowała się, że kilku osobom udało się zniknąć, uciec, więc prawdopodobnie i dla niej była jeszcze szansa. Wcale nie panikowała. Nawet wtedy kiedy nad jej uchem przeleciała smuga Drętwoty. Odwróciła się dosłownie na sekundę by upewnić się, że to co widziała/słyszała naprawdę się wydarzyło. Tak, policjanci wciąż atakowali, więc nie było mowy o zwalnianiu już teraz. Wciąż biegła, ile sił w nogach, wciąż rozglądała się na boki w poszukiwaniu możliwości, wciąż miała nadzieję, że znajdzie się w bezpiecznym miejscu zanim mundurowi dorwą się do jej skóry.
Czy to o to chodziło z czerwonym piórem? Czy ktoś na prawdę chciał się jej pozbyć?
Czy to o to chodziło z czerwonym piórem? Czy ktoś na prawdę chciał się jej pozbyć?
Gość
Gość
Wejście
Szybka odpowiedź