Wejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wejście
Le Revenant to urokliwa, zaczarowana restauracja. Składa się z wielu identycznych, bliźniaczych pomieszczeń - choć zdarzają się wyjątki od tej reguły. Oddzielone są one od siebie zaklętymi kotarami lub drzwiami, co sprawia, że trudno się w niej odnaleźć. Gdy przekraczasz bowiem jedno z tych przejść, wchodzisz do wylosowanej sali restauracyjnej, lecz gdy chcesz wrócić - nie masz pewności, że natrafisz na swoją salę. Niebezpiecznie jest więc opuszczać swój stolik i spacerować po krętym wnętrzu lokalu, ponieważ istnieje możliwość, że samodzielnie nie dasz rady do niego wrócić, a obsługa wydaje się niezwykle niechętna do rozmowy i jakiejkolwiek pomocy.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:00, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Cornelia Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Ronan pierwszy raz był w tak dziwnej sytuacji. Jego dość spokojne, jak na ćpuna, nie było zbyt interesujące. Jeśli wyjdzie z tego cało, będzie miał niezłą przygodę do opowiadania. Nie bał się. Wszystko działo się zbyt szybko, by się bać. Przez chwilę, zastanawiał się czy na pewno nie jest naćpany. Jednak szybko przestał myśleć. Obserwował wszystko jak film. To źle. Powinien się ruszyć. Niektórych zaatakowano. Jego pierwszym odruchem była obrona ich. I wtedy znowu włączyło się myślenie.
Odpuść.
Podpowiedział rozsądek. Ronan szybko w głowie przeanalizował szanse na powodzenie. Jeśli go złapią, za zaatakowanie policjanta może mu się trafić kilka ładnych lat więzienia. Jeśli do niego trafi, będzie skończony. Z drugiej strony. Jeśli zaatakuje, może reszta się uwolni. I wspólnie uciekną. Dopiero potem chłopak zauważył dziewczynę, która jak na razie jako jedyna postanowiła coś zrobić.
Cóż, może niektórzy uznają następną decyzję za głupią. Podejmowanie głupich decyzji było rzadkością dla Ronana. Ale z drugiej strony, uzależnił się od narkotyków. To wystarczająco głupia rzecz. Więc może chłopaczyna jest po prostu z natury głupi? W każdym razie, w trakcie ucieczki wyciągnął różdżkę, w miarę niezauważalnie. Ale czy w ogóle da się wyciągnąć różdżkę niezauważalnie, podczas biegu? Ronan wycelował w policjanta który chciał się z nim deportować. -Drętwota!- Wypowiedział, najwyraźniej jak potrafi. Co w biegu było trudne. W każdym razie nie oglądając się za siebie ruszył do ucieczki. Ten ruch go spowolnił. Jeśli go złapią, będzie miał problemy, większe niż teraz. Jednak, czuł że pomimo głupoty, trzeba było pomóc człowiekowi, który przynajmniej części uratował dupsko.
Będę tego żałować, oj będę.
Rzucam kostką, tak gdyby udało się uciec
Odpuść.
Podpowiedział rozsądek. Ronan szybko w głowie przeanalizował szanse na powodzenie. Jeśli go złapią, za zaatakowanie policjanta może mu się trafić kilka ładnych lat więzienia. Jeśli do niego trafi, będzie skończony. Z drugiej strony. Jeśli zaatakuje, może reszta się uwolni. I wspólnie uciekną. Dopiero potem chłopak zauważył dziewczynę, która jak na razie jako jedyna postanowiła coś zrobić.
Cóż, może niektórzy uznają następną decyzję za głupią. Podejmowanie głupich decyzji było rzadkością dla Ronana. Ale z drugiej strony, uzależnił się od narkotyków. To wystarczająco głupia rzecz. Więc może chłopaczyna jest po prostu z natury głupi? W każdym razie, w trakcie ucieczki wyciągnął różdżkę, w miarę niezauważalnie. Ale czy w ogóle da się wyciągnąć różdżkę niezauważalnie, podczas biegu? Ronan wycelował w policjanta który chciał się z nim deportować. -Drętwota!- Wypowiedział, najwyraźniej jak potrafi. Co w biegu było trudne. W każdym razie nie oglądając się za siebie ruszył do ucieczki. Ten ruch go spowolnił. Jeśli go złapią, będzie miał problemy, większe niż teraz. Jednak, czuł że pomimo głupoty, trzeba było pomóc człowiekowi, który przynajmniej części uratował dupsko.
Będę tego żałować, oj będę.
Rzucam kostką, tak gdyby udało się uciec
Gość
Gość
The member 'Ronan Haddad' has done the following action : rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Tym razem było nieco inaczej. Wtedy zgarnięto go bezbronnego z ulicy, zaś tym razem najwyraźniej wplątał się w coś. I to na własne życzenie, nikt bowiem nie zaciągnął go tu siłą. Fakt, tak naprawdę nic złego nie zrobił, bowiem po prostu spacerował sobie po restauracji, udając zainteresowanego wystrojem, a w rzeczywistości szukając czegoś, co przykułoby jego uwagę. Mimo tego nie mógł winić za to nikogo innego, niżeli siebie. Najwyraźniej miał w ostatnim czasie pecha. Ogromnego pecha, bo jak inaczej wyjaśnić te wszystkie nieszczęścia, które spotykały go od dwóch miesięcy? Niemniej jednak wizja spędzenia choćby pięciu minut w zimnym, zatęchłym więzieniu, nijak mu się nie uśmiechała. Spędził tam już zbyt dużo czasu jak na osobę całkowicie niewinną. Bo przecież był niewinny. Nigdy nie zrobił nic złego, a przynajmniej nic, za co mógłby trafić do więzienia. Uderzył Kruegera - to było jego jedyne przewinienie w ostatnim czasie. Ale nawet przez myśl mu nie przeszło, że to mogłoby byc powodem, dlaczego już drugi raz usiłowano go wtrącić do Tower of London. I dobrze, bo wcale nie było to przyczyną tego wszystkiego. Coś najwyraźniej uwzięło się na niego. I chyba nie miał na to żadnego wpływu.
Wszystko działo się tak szybko. Jego mózg nie zdążał w pełni zarejestrować jednych rzeczy, a już działo się coś nowego. Bennett skupił się na próbie wyszarpnięcia z rąk funkcjonariusza i ... tym razem mu się to udało. Ucieszył się, uciekając od niezbyt rozgarniętego funkcjonariusza. Cóż... Już poprzednio przekonał się, że mężczyźni zatrudniani do tej pracy nie grzeszyli inteligencją. Tak czy owak, odsunął się na bezpieczną odległość, zmierzając w stronę wyjścia. Tym razem ucieknie, tym razem mu się uda - tylko to pobrzmiewało w jego pełnej chaosu głowie. I rzeczywiście wszystko wskazywało na to, że mu się to uda. Jednak wtedy coś kazało mu się odwrócić. Widział tylko jak różdżka wypada z rąk mężczyzny, który ich uratował. Zawahał się. Przystanął w miejscu, a jego dłoń odruchowo powędrowała w stronę różdżki. Był dobrym człowiekiem, stanowczo zbyt dobrym przez co czasem wpadał w tarapaty. Jednak nie potrafił inaczej. Nie mógł zostawić człowieka w potrzebie. Zwłaszcza człowieka, który wcześniej pomógł lub usiłował pomóc jemu. Już szykował się do rzucenia zaklęcia, kiedy ktoś go uprzedził. Mężczyzna padł porażony zaklęciem, które jednak nie miało wyrządzić mu stałej krzywdy. Bennett odetchnął z ulgą. Nie na długo, bo wtedy zobaczył patronusa jednego z funkcjonariuszy. Cholera, wzywali posiłki.
Przez głowę przemknęła mu myśl o podjęciu próby rozproszenia go. Była to jednak myśl szalona, być może samobójcza. Nie był aż tak dobry w zaklęciach ofensywnych, ani defensywnych, by dokonać czegoś podobnego. Schował więc różdżkę, tłamsząc tę chęć w zarodku.
- Hej! Też uciekaj, nie martw się o nas! - Krzyknął tylko do Luno, samemu nie będąc pewnym, dlaczego to zrobił. Poczekał, aż mężczyzna odzyska swoją różdżkę. Jeśli tak się stało, podjął próbę ucieczki. Zamierzał wykorzystać swoją całkiem niezłą znajomość pobliskich uliczek, po czym teleportować się w bezpieczne miejsce z nadzieją, że nikt go nie dorwie.
ALE BIEDA KOSTKI XD
Wszystko działo się tak szybko. Jego mózg nie zdążał w pełni zarejestrować jednych rzeczy, a już działo się coś nowego. Bennett skupił się na próbie wyszarpnięcia z rąk funkcjonariusza i ... tym razem mu się to udało. Ucieszył się, uciekając od niezbyt rozgarniętego funkcjonariusza. Cóż... Już poprzednio przekonał się, że mężczyźni zatrudniani do tej pracy nie grzeszyli inteligencją. Tak czy owak, odsunął się na bezpieczną odległość, zmierzając w stronę wyjścia. Tym razem ucieknie, tym razem mu się uda - tylko to pobrzmiewało w jego pełnej chaosu głowie. I rzeczywiście wszystko wskazywało na to, że mu się to uda. Jednak wtedy coś kazało mu się odwrócić. Widział tylko jak różdżka wypada z rąk mężczyzny, który ich uratował. Zawahał się. Przystanął w miejscu, a jego dłoń odruchowo powędrowała w stronę różdżki. Był dobrym człowiekiem, stanowczo zbyt dobrym przez co czasem wpadał w tarapaty. Jednak nie potrafił inaczej. Nie mógł zostawić człowieka w potrzebie. Zwłaszcza człowieka, który wcześniej pomógł lub usiłował pomóc jemu. Już szykował się do rzucenia zaklęcia, kiedy ktoś go uprzedził. Mężczyzna padł porażony zaklęciem, które jednak nie miało wyrządzić mu stałej krzywdy. Bennett odetchnął z ulgą. Nie na długo, bo wtedy zobaczył patronusa jednego z funkcjonariuszy. Cholera, wzywali posiłki.
Przez głowę przemknęła mu myśl o podjęciu próby rozproszenia go. Była to jednak myśl szalona, być może samobójcza. Nie był aż tak dobry w zaklęciach ofensywnych, ani defensywnych, by dokonać czegoś podobnego. Schował więc różdżkę, tłamsząc tę chęć w zarodku.
- Hej! Też uciekaj, nie martw się o nas! - Krzyknął tylko do Luno, samemu nie będąc pewnym, dlaczego to zrobił. Poczekał, aż mężczyzna odzyska swoją różdżkę. Jeśli tak się stało, podjął próbę ucieczki. Zamierzał wykorzystać swoją całkiem niezłą znajomość pobliskich uliczek, po czym teleportować się w bezpieczne miejsce z nadzieją, że nikt go nie dorwie.
ALE BIEDA KOSTKI XD
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Ostatnio zmieniony przez Alan Bennett dnia 15.03.16 23:28, w całości zmieniany 1 raz
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
To nie takie proste żeby zostawić nieznajomych za sobą. Śmieszne. Przecież to powinno być zupełnie naturalne, najpierw zadbaj o swoje bezpieczeństwo, a potem, o ile warto, przejmuj się innymi. Niestety Catwright nie potrafiła wyrzucić gromady z głowy i nawet wtedy kiedy oswobodziła się z uścisku policjanta nie zaczęła uciekać. Odruchowo sięgnęła pod płaszcz by wyciągnąć różdżkę ze zdobioną rączką przypominającą kotowatą otwartą paszczę z perfekcyjnie wyrzeźbionymi zębami. To małe arcydzieło było prezentem od dobrego znajomego, któremu kiedyś również wyrządziła przysługę, a nie mógł odwdzięczyć się jej w inny sposób niż własnym talentem. Nie o tym teraz mowa. Jej piąstka zacieśniła się na rączce różdżki i wycelowała w policjanta, który właśnie wzywał kolejną grupę policjantów, obawiając się, że jednak nie dadzą sobie rady z tak niereformowalnymi jednostkami
- Everte stati! - miała tylko nadzieję, że chwila oszołomienia policjanta kupi całej reszcie (w tym i jej) trochę czasu na to, by uciec w jakieś bezpieczne miejsce. Nie warto było zostawać tu ani sekundy dłużej, nie zapowiadało się na polepszenie sytuacji, a ryzykować życiem… jasne, była narwana, czasem zachowywała się jak największa idiotka ze swoim brawurowym działaniem ale lubiła żyć i znała granicę "idiotyzmu". Z resztą, planowała dzisiaj porządny obiad i piwo kremowe, a czego się nie robi dla kremowego piwa?
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Everte stati! - miała tylko nadzieję, że chwila oszołomienia policjanta kupi całej reszcie (w tym i jej) trochę czasu na to, by uciec w jakieś bezpieczne miejsce. Nie warto było zostawać tu ani sekundy dłużej, nie zapowiadało się na polepszenie sytuacji, a ryzykować życiem… jasne, była narwana, czasem zachowywała się jak największa idiotka ze swoim brawurowym działaniem ale lubiła żyć i znała granicę "idiotyzmu". Z resztą, planowała dzisiaj porządny obiad i piwo kremowe, a czego się nie robi dla kremowego piwa?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Verethe Catwright dnia 16.03.16 12:48, w całości zmieniany 7 razy
Gość
Gość
The member 'Verethe Catwright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Funkcjonariusz trzymający Luno Skeetera w ostatniej chwili uchylił się przed niecelnym zaklęciem Ronana, które minęło go o nie więcej niż cal.
- Uciek... - próbował krzyknąć raz jeszcze Luno, ale potem jego słowa przemieniły się w krzyk bólu i przy akompaniamencie cichego trzasku obaj mężczyźni deportowali się - najpewniej do Tower of London.
Pozostali dwaj policjanci dostrzegli próbę rzucenia zaklęcia przez Cressidę, które w zamiarze miało uniemożliwić im spełnianie służbowych obowiązków. Jeden z funkcjonariuszy magicznej policji wykrzyczał inkantację i w stronę Cressidy poleciało silne zaklęcie Confundus. Podobny los spotkałby Rogera, który uciekał najwolniej, ale w tym samym momencie Verethe rzuciła urok w atakującego go policjanta; ten próbował osłonić się zaklęciem tarczy, które i tak okazało się zbyt słabe. Siła zaklęcia odrzuciła funkcjonariusza na dużą odległość.
Cornelię powalił impet zaklęcia rzuconego przez jednego z funkcjonariuszy, ale policjanci chwilowo nie przykuwali do kobiety uwagi. Może Cornelii uda się podnieść i, korzystając z zamieszania, kontynuować ucieczkę?
Alan, Ronan, Verethe, Maisie i Roger póki co znajdują się poza zasięgiem policjantów, ale szybko może się to zmienić - nagle aportowało się pięciu funkcjonariuszy przywołanych przez patronusa. Naraz rzucili się oni w pogoń za uciekinierami.
Dwóch oszołomionych przez Luno policjantów wciąż leżało na ulicy. Ten trafiony Confundusem powoli odzyskiwał przytomność.
| Cressida - możesz spróbować obronić się przed zaklęciem.
Cornelia - możesz spróbować podnieść się i kontynuować ucieczkę (k100). ST powodzenia to 25.
Alan, Ronan, Maisie, Verethe i Roger - możecie kontynuować ucieczkę (k100) bądź spróbować konfrontacji z pięcioma goniącymi was funkcjonariuszami. Jesteście wymienieni w kolejności, w jakiej biegniecie: Alan i Ronan jako pierwsi, Roger ostatni.
Ronan, zgodnie z mechaniką naszego forum w ramach jednego posta można podjąć wyłącznie jedną długą akcję. W związku z tym nie biorę pod uwagę drugiej, w tym wypadku - próby ucieczki.
Na odpis macie 48 godzin.
- Uciek... - próbował krzyknąć raz jeszcze Luno, ale potem jego słowa przemieniły się w krzyk bólu i przy akompaniamencie cichego trzasku obaj mężczyźni deportowali się - najpewniej do Tower of London.
Pozostali dwaj policjanci dostrzegli próbę rzucenia zaklęcia przez Cressidę, które w zamiarze miało uniemożliwić im spełnianie służbowych obowiązków. Jeden z funkcjonariuszy magicznej policji wykrzyczał inkantację i w stronę Cressidy poleciało silne zaklęcie Confundus. Podobny los spotkałby Rogera, który uciekał najwolniej, ale w tym samym momencie Verethe rzuciła urok w atakującego go policjanta; ten próbował osłonić się zaklęciem tarczy, które i tak okazało się zbyt słabe. Siła zaklęcia odrzuciła funkcjonariusza na dużą odległość.
Cornelię powalił impet zaklęcia rzuconego przez jednego z funkcjonariuszy, ale policjanci chwilowo nie przykuwali do kobiety uwagi. Może Cornelii uda się podnieść i, korzystając z zamieszania, kontynuować ucieczkę?
Alan, Ronan, Verethe, Maisie i Roger póki co znajdują się poza zasięgiem policjantów, ale szybko może się to zmienić - nagle aportowało się pięciu funkcjonariuszy przywołanych przez patronusa. Naraz rzucili się oni w pogoń za uciekinierami.
Dwóch oszołomionych przez Luno policjantów wciąż leżało na ulicy. Ten trafiony Confundusem powoli odzyskiwał przytomność.
| Cressida - możesz spróbować obronić się przed zaklęciem.
Cornelia - możesz spróbować podnieść się i kontynuować ucieczkę (k100). ST powodzenia to 25.
Alan, Ronan, Maisie, Verethe i Roger - możecie kontynuować ucieczkę (k100) bądź spróbować konfrontacji z pięcioma goniącymi was funkcjonariuszami. Jesteście wymienieni w kolejności, w jakiej biegniecie: Alan i Ronan jako pierwsi, Roger ostatni.
Ronan, zgodnie z mechaniką naszego forum w ramach jednego posta można podjąć wyłącznie jedną długą akcję. W związku z tym nie biorę pod uwagę drugiej, w tym wypadku - próby ucieczki.
Na odpis macie 48 godzin.
Całe życie w biegu.
Ech, co za scena! Jakby siedział w mugolskim kinie, te pościgi, to wszystko... Na Merlina! Zastanowiwszy się nad sednem dokładniej, pewnie musiałby się załamać. On. Auror, o litości. Tym razem - auror od siedmiu boleści, auror, który musiał brać nogi za pas i biec co sił - uciekając przed de facto niemal kolegami po fachu. Westchnąłby z rezygnacją, acz i na to nie miał nawet czasu - wyłącznie czując krew pulsującą w uszach i łomotanie własnego, skrytego pod kolebką żeber serca. Oddychał regularnie, lecz - w przyspieszonym rytmie; stawiane przezeń zamaszyście kroki, poszczególne tąpnięcia w biegu, zdawały odbijać się echem, uderzając przy tym z siłą w twardość podłoża. I biegł. Cały czas - biegł, najbardziej oddalony, z b y t bardzo oddalony - wciąż usiłując skrócić dzielący go z Maisie dystans. Poprzednia porażka nadal dawała się we znaki, wciąż zgrzytała, niby - obecne między zębami ziarenka piasku. Wciąż wyczuwalna w samym niemiłym wspomnieniu jak i swoich konsekwencjach; był ścigany przez grupę magicznych policjantów, która przy odpowiedniej odległości mogła lada moment uraczyć go odpowiednim zaklęciem.
Tak łatwo się nie podda.
Miał to postanowione odgórnie - przez jaki czas jeszcze będzie mieć takiego pecha? Bez przesady, nie może być aż tak źle... Chociaż w sumie, owszem, było BARDZO źle. Ale zawsze mogło być gorzej - bądź tak przypominało zabarwione optymizmem jego nastawienie. Rozważał przez moment zatrzymanie się i rzucenie jakimś zaklęciem, choć potem uznał je - posunięciem zbyt ryzykownym, zwłaszcza w jego mało oddalonym przypadku. Jeśli zatrzymałby się i spudłował, byłby już z góry skazany na pobyt w Tower of London czy gdzie oni zabierali skazańców. O rety, on i złamanie prawa. On - przestępca. Do diaska, przecież szkolił się i od lat tych przestępców ścigał! Naprawdę okropna ironia losu. Nie zastanawiając się jednak bardziej - biegł. Starał wytężyć swoje siły, by dołączyć do siostry, a następnie...
Na pewno coś wymyśli.
moje kostki są super
Ech, co za scena! Jakby siedział w mugolskim kinie, te pościgi, to wszystko... Na Merlina! Zastanowiwszy się nad sednem dokładniej, pewnie musiałby się załamać. On. Auror, o litości. Tym razem - auror od siedmiu boleści, auror, który musiał brać nogi za pas i biec co sił - uciekając przed de facto niemal kolegami po fachu. Westchnąłby z rezygnacją, acz i na to nie miał nawet czasu - wyłącznie czując krew pulsującą w uszach i łomotanie własnego, skrytego pod kolebką żeber serca. Oddychał regularnie, lecz - w przyspieszonym rytmie; stawiane przezeń zamaszyście kroki, poszczególne tąpnięcia w biegu, zdawały odbijać się echem, uderzając przy tym z siłą w twardość podłoża. I biegł. Cały czas - biegł, najbardziej oddalony, z b y t bardzo oddalony - wciąż usiłując skrócić dzielący go z Maisie dystans. Poprzednia porażka nadal dawała się we znaki, wciąż zgrzytała, niby - obecne między zębami ziarenka piasku. Wciąż wyczuwalna w samym niemiłym wspomnieniu jak i swoich konsekwencjach; był ścigany przez grupę magicznych policjantów, która przy odpowiedniej odległości mogła lada moment uraczyć go odpowiednim zaklęciem.
Tak łatwo się nie podda.
Miał to postanowione odgórnie - przez jaki czas jeszcze będzie mieć takiego pecha? Bez przesady, nie może być aż tak źle... Chociaż w sumie, owszem, było BARDZO źle. Ale zawsze mogło być gorzej - bądź tak przypominało zabarwione optymizmem jego nastawienie. Rozważał przez moment zatrzymanie się i rzucenie jakimś zaklęciem, choć potem uznał je - posunięciem zbyt ryzykownym, zwłaszcza w jego mało oddalonym przypadku. Jeśli zatrzymałby się i spudłował, byłby już z góry skazany na pobyt w Tower of London czy gdzie oni zabierali skazańców. O rety, on i złamanie prawa. On - przestępca. Do diaska, przecież szkolił się i od lat tych przestępców ścigał! Naprawdę okropna ironia losu. Nie zastanawiając się jednak bardziej - biegł. Starał wytężyć swoje siły, by dołączyć do siostry, a następnie...
Na pewno coś wymyśli.
moje kostki są super
Ostatnio zmieniony przez Roger Elliott dnia 16.03.16 17:30, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
The member 'Roger Elliott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Wiedziała, że jej nie się udało, jeszcze zanim ostatnie dźwięki wykrzyczanej przez nią formuły utonęły w ogólnym rozgardiaszu. A razem ze słabą mgiełką zaklęcia rozwiał się też jej instynkt samozachowawczy; zamiast natychmiast odwrócić się i rzucić do ucieczki, przez kilka sekund po prostu stała w miejscu, wpatrując się z rosnącym przerażeniem w srebrzystego zająca, który uskoczył zgrabnie przed lecącym leniwie urokiem i zniknął pomiędzy najbliższymi uliczkami. Byli straceni.
Nie, o n a była; kątem oka dostrzegła, że pozostali, nieznani jej czarodzieje, również znikali w gęstniejącym mroku. Głośny trzask deportacji uświadomił ją, że Luno i trzymający go funkcjonariusz rozpłynęli się w powietrzu, by najprawdopodobniej pojawić się w areszcie. Nie miała jednak czasu na zastanawianie się nad konsekwencjami tego faktu, bo jeden z pozostałych policjantów najwyraźniej zauważył jej nieudolną próbę rozpędzenia patronusa. I nie miał zamiaru pogratulować jej pomysłowości.
Zaklęła głośno, dobierając przy tym wystarczająco wulgarną kompozycję słownictwa, żeby doprowadzić jej matkę – czuwaj Merlinie nad jej duszą – do przedwczesnego zawału, po czym odwróciła się na pięcie, celując różdżką wprost w szybujące w jej stronę zaklęcie konfundujące. – Protego! – krzyknęła, bo magiczna tarcza wydawała się jej teraz jedyną możliwą opcją, ale na krawędzi pola widzenia już dostrzegała kolejne, pojawiające się znikąd, postacie funkcjonariuszy. Czy miała jeszcze jakiekolwiek szanse, żeby uciec, nawet zakładając – niezwykle optymistycznie – że mknący w jej stronę urok nie zakończy jej krótkiej kariery w Zakonie? Być może gdyby udało jej się narobić wystarczająco dużo zamieszania, mogłaby przemienić się w kota i jakoś przeczekać obławę w jednym z okolicznych zakamarków; ale czy rzeczywiście miała mieć tyle szczęścia?
Cressie, Cressie, dlaczego po prostu nie ewakuowałaś się do kwatery, gdy tylko usłyszałaś zamieszanie?
Nie, o n a była; kątem oka dostrzegła, że pozostali, nieznani jej czarodzieje, również znikali w gęstniejącym mroku. Głośny trzask deportacji uświadomił ją, że Luno i trzymający go funkcjonariusz rozpłynęli się w powietrzu, by najprawdopodobniej pojawić się w areszcie. Nie miała jednak czasu na zastanawianie się nad konsekwencjami tego faktu, bo jeden z pozostałych policjantów najwyraźniej zauważył jej nieudolną próbę rozpędzenia patronusa. I nie miał zamiaru pogratulować jej pomysłowości.
Zaklęła głośno, dobierając przy tym wystarczająco wulgarną kompozycję słownictwa, żeby doprowadzić jej matkę – czuwaj Merlinie nad jej duszą – do przedwczesnego zawału, po czym odwróciła się na pięcie, celując różdżką wprost w szybujące w jej stronę zaklęcie konfundujące. – Protego! – krzyknęła, bo magiczna tarcza wydawała się jej teraz jedyną możliwą opcją, ale na krawędzi pola widzenia już dostrzegała kolejne, pojawiające się znikąd, postacie funkcjonariuszy. Czy miała jeszcze jakiekolwiek szanse, żeby uciec, nawet zakładając – niezwykle optymistycznie – że mknący w jej stronę urok nie zakończy jej krótkiej kariery w Zakonie? Być może gdyby udało jej się narobić wystarczająco dużo zamieszania, mogłaby przemienić się w kota i jakoś przeczekać obławę w jednym z okolicznych zakamarków; ale czy rzeczywiście miała mieć tyle szczęścia?
Cressie, Cressie, dlaczego po prostu nie ewakuowałaś się do kwatery, gdy tylko usłyszałaś zamieszanie?
I pray you, do not fall in love with me,
for I am f a l s e r than vows made in wine.
for I am f a l s e r than vows made in wine.
Cressida Morgan
Zawód : złodziejka, nokturnowa handlarka, kot przybłęda, niedoszły auror
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
she walked with d a r k n e s s dripping off her shoulders;
i’ve seen ghosts brighter than her s o u l.
i’ve seen ghosts brighter than her s o u l.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cressida Morgan' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Reakcja była jednomyślna - na wieść o kolejnych dekretach, wydawanych najpewniej przez osobę niespełna rozumu, najlepiej brać nogi za pas, jakby ścigało cię stado wściekłych psidwaków, a nie uzbrojonych policjantów. Choć muszę przyznać, że nie wiem, co gorsze. Istnieje szansa, że psidwak się znudzi - funkcjonariusze zdają się nie odpuszczać zbyt szybko. Słyszę za sobą kroki, lecz nie odwracam się, by sprawdzić do kogo należą - czy do jednej z uciekających osób, czy może tych goniących? Adrenalina krąży we krwi, sprawiając, że koncentruje się tylko na ucieczce, nie przeszkadza zimno, nie zwracam także uwagi na chłoszczący skórę wiatr; Roger na pewno jest tuż za mną, dzięki czemu wydłużam kroki. Tylko tego by brakowało, bym go spowalniała. Motywująco działa także myśl o dostaniu w plecy zaklęciem oszołamiającym i trafienia do Tower. Siostra aurora w więzieniu niczym zwykła kryminalistka - jeśli nie spaliłabym się ze wstydu, na pewno obróciłabym się w garść popiołu na myśl o Rogerze, który by na tym ucierpiał. Koncentruje się na odnalezieniu wzrokiem jakimkolwiek bezpiecznego miejsca, gdzie można zgubić ogon. Jak na złość to takie odludzie - nie ma żadnych osób ani nawet zapełnionych barów, w których można by się wtopić w tłum.
Gość
Gość
The member 'Maisie Elliott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Zdążył krzyknąć do nieznajomego, by także uciekał, a wszystko nagle prysło. Niczym bańka mydlana. Alan nie zdążył dobrze zarejestrować co się stało, a do jego uszu doszedł krzyk. Następnie zaś funkcjonariusz wraz z Luno zniknęli. Bennett przeklął pod nosem, łamiąc swoje małe przyzwyczajenia i zasady, które przeklinać mu nie pozwalały. No dobra, nie był takim świętoszkiem. A więc cofam to. Zaklął sobie, bo mógł. Był już dużym chłopcem. Nawet bardzo dużym. Nawet powoli zmierzającym w stronę starości (bardzo powoli, całe szczęście, choć dla niektórych 30 to już starość). Aż żal brał, że dalej był kawalerem. Ale ekhm... Wracając.
Stanął w miejscu dosłownie na chwilę, by postarać się zarejestrować, co działo się dookoła niego. Nie chciał zostawić nikogo w potrzebie. Nie pozwalało mu na to jego dobre serce i życiowe zasady. Był lekarzem - niósł pomoc ludziom. Fakt był jednak taki, że w walce był bardzo słaby. Gdyby więc przyszło mu się z kimś zmierzyć na zaklęcia - był niemalże pewny, że przegrałby z kretesem. Jednak szybka obserwacja podsunęła mu pewne optymistyczne wnioski - poza tym, że Luno został zabrany, a dookoła pojawiło się więcej funkcjonariuszy, wszyscy zdawali się być bliscy ucieczki. Skoro tak, nie miał jakiejś wielkiej potrzeby wyjmować różdżki. Ba, byłoby to w tej chwili nieco nierozsądne. Odwrócił się więc na pięcie i ruszył przed siebie, by z czystym (no, prawie) sumieniem spróbować ucieczki.
Stanął w miejscu dosłownie na chwilę, by postarać się zarejestrować, co działo się dookoła niego. Nie chciał zostawić nikogo w potrzebie. Nie pozwalało mu na to jego dobre serce i życiowe zasady. Był lekarzem - niósł pomoc ludziom. Fakt był jednak taki, że w walce był bardzo słaby. Gdyby więc przyszło mu się z kimś zmierzyć na zaklęcia - był niemalże pewny, że przegrałby z kretesem. Jednak szybka obserwacja podsunęła mu pewne optymistyczne wnioski - poza tym, że Luno został zabrany, a dookoła pojawiło się więcej funkcjonariuszy, wszyscy zdawali się być bliscy ucieczki. Skoro tak, nie miał jakiejś wielkiej potrzeby wyjmować różdżki. Ba, byłoby to w tej chwili nieco nierozsądne. Odwrócił się więc na pięcie i ruszył przed siebie, by z czystym (no, prawie) sumieniem spróbować ucieczki.
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wejście
Szybka odpowiedź