Locus Nihil
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Locus Nihil
Ukryty w odmętach Banku Gringotta ołtarz zwany Locus Nihil przez setki lat pozostawał przekazywaną z ust do ust legendą. Wszyscy śmiałkowie pragnący go odnaleźć i przejąć jego potęgę ginęli bez śladu nie mogąc tym samym potwierdzić lub zdementować zasłyszanych pogłosek. Opowieść o druidach była jednak prawdziwa, podobnie jak ukrycie artefaktu przez Gobliny.
Stożkowaty głaz, okraszony runicznymi symbolami, otoczony był sześcioma lewitującymi kamieniami i znajdował się w centralnym punkcie surowej komnaty. U jego podstawy, wzdłuż całego obwodu, wykutych było sześć otworów. Na sklepienie składały się równomiernie ułożone wiry w kolorach; szmaragdowym, czarnym, granatowym, szkarłatnym, amesyntowym i bursztynowym. Wzdłuż ścian oraz podłogi rozchodziła się sieć żyłek w tych samych barwach. Zdawały się one pulsować, pompować nieznaną, potężną magię wprost do ołtarza i tym samym wprawiać pomieszczenie w życie.
Stożkowaty głaz, okraszony runicznymi symbolami, otoczony był sześcioma lewitującymi kamieniami i znajdował się w centralnym punkcie surowej komnaty. U jego podstawy, wzdłuż całego obwodu, wykutych było sześć otworów. Na sklepienie składały się równomiernie ułożone wiry w kolorach; szmaragdowym, czarnym, granatowym, szkarłatnym, amesyntowym i bursztynowym. Wzdłuż ścian oraz podłogi rozchodziła się sieć żyłek w tych samych barwach. Zdawały się one pulsować, pompować nieznaną, potężną magię wprost do ołtarza i tym samym wprawiać pomieszczenie w życie.
Nie rozumiała co dokładnie zaszło pomiędzy Francisem a Tristanem, co było przyczyną tej nagłej agresji ze strony Rosiera. W poprzedniej komnacie przed jej opuszczeniem była zaabsorbowana zdejmowaniem klątwy, tutaj jej uwagę pochłonął sam Locus Nihil. Czy to wina kamienia? Pamiętała, jak już wcześniej obecność potrafiła namącić w głowie i kierować jej ciałem jak marionetką. Niemniej jednak nie była ani tak altruistyczna ani tak szalona, by stawać pomiędzy nimi i wchodzić pod różdżkę najpotężniejszego śmierciożercy, którego zdolności dalece przekraczały jej własne. Gdyby okazało się, że to nie kamień, a Rosier działał z określonym zamiarem i z określonego powodu (może wiedział o czymś, czego nie wiedziała ona?), to interwencja z jej strony mogłaby zostać poczytana jako akt sprzeciwu. Bezpieczniej i rozsądniej było nie reagować, skoro nie znała sytuacji, a nie miała ochoty się podkładać i stawać kolejnym celem. Nie nadstawiłaby karku za w gruncie rzeczy obcego faceta, którego widziała dziś po raz pierwszy. Francis musiał poradzić sobie sam, zwłaszcza jeśli zrobił coś, czym zawinił przeciwko wspólnej sprawie. Zresztą, choćby chciała, to wydarzenia działy się tak szybko i tak bardzo ją zaskoczyły, że nawet nie zdążyła podnieść różdżki.
Jej dylematy rozwiało pojawienie się Czarnego Pana, którego najwyraźniej ktoś zdążył już wezwać. Lyanna widząc go natychmiast poczuła respekt i wyprostowała się odruchowo, mimo że to nie ona była przyczyną jego rozgniewania. Zwróciła wzrok w stronę kamieni; to ci, którzy je dzierżyli, mieli odłożyć je we właściwe miejsca. Jej póki co pozostawała rola cichej, cierpliwej obserwatorki oczekującej w napięciu na to, co się wydarzy. Być może za chwilę będzie świadkiem czegoś wielkiego, większego niż wszystko co widziała do tej pory. Pytanie tylko, czy uda im się przeżyć ów rytuał? Pamiętała w końcu, że w legendzie była mowa o ofiarach i wcale nie było jeszcze pewne, że wszyscy wyjdą stąd w jednym kawałku.
Jej dylematy rozwiało pojawienie się Czarnego Pana, którego najwyraźniej ktoś zdążył już wezwać. Lyanna widząc go natychmiast poczuła respekt i wyprostowała się odruchowo, mimo że to nie ona była przyczyną jego rozgniewania. Zwróciła wzrok w stronę kamieni; to ci, którzy je dzierżyli, mieli odłożyć je we właściwe miejsca. Jej póki co pozostawała rola cichej, cierpliwej obserwatorki oczekującej w napięciu na to, co się wydarzy. Być może za chwilę będzie świadkiem czegoś wielkiego, większego niż wszystko co widziała do tej pory. Pytanie tylko, czy uda im się przeżyć ów rytuał? Pamiętała w końcu, że w legendzie była mowa o ofiarach i wcale nie było jeszcze pewne, że wszyscy wyjdą stąd w jednym kawałku.
Popełnianie błędów nie było niczym nienaturalnym, szczególnie w momencie gdy podejmowało się działania pod wpływem zmęczenia, wyczerpania i emocji, które nadal kotłowały się w głowach. Nic dziwnego, że w tym istotnym momencie różdżka odmówiła mu posłuszeństwa, a magia zawiodła, przynosząc efekt odwrotny do zamierzonego. Każda rana przypomniała mu o sobie boleśnie, blizna na dłoni rozpaliła się, a krew ponownie popłynęła z otwartych ran. Stojąc przy wejściu do komnaty, dokładnie tam gdzie stał kilka chwil wcześniej syknął lekko, choć jego głos z pewnością został zagłuszony przez rozmowy w jego otoczeniu. Mógł żałować, że podjął decyzję, ale nie miał na to żadnego wpływu, stało się, przynajmniej spróbował.
Krzyki, inkantacja zaklęcia i tak doskonale znany mu głos Tristana i wrzask Francisa, w którego najwyraźniej został skierowany miecz. Zachary i Elvira działający koło Sigrun. Nie żyje? Ciche pytanie rozbrzmiało w jego głowie, kiedy postanowił w jakikolwiek sposób się ogarnąć. Jego myśli były jakieś zagmatwane, splątane i... niepewne. Nie do końca docierało do niego to, co działo się wokół. Ramsey skierował kobietę do Drew. Mathieu choćby chciał nie był w stanie mu pomóc, kompletnie nie znał magii leczniczej, nie wiedział co miałby robić, od czego w ogóle zacząć. Czyżby ten kamień przesiąknięty był aż tak nieznaną i potężną magią? Przesunął wzrok, Alphard sięgnął po kolejny kamień, Ramsey wezwał Czarnego Pana. Wysłał ich tu po to, aby mogli ginąć w imieniu wyższej idei. Czy nie tak to właśnie miało wyglądać, cała ich służba? Przetarł twarz dłońmi, nic do niego nie docierało, nie był w stanie nijak zareagować na wszystko co działo się wokół. Zrobił krok w kierunku Drew, chcąc manualnie sprawdzić mu puls i dowiedzieć się czy jego kompan jest żywy. Stanie w blasku tego światła pewnie mu nie służyło. Czarny Pan zjawił się na wezwanie, Mathieu skupił się na słowach wypowiadanych przez Pana, zaczęło się... Rytuał został rozpoczęty, nie wiedzieli co teraz będzie. Czy to wszystko wymaga jeszcze czyjejś śmierci? Oby nie.
Przemieszczam się w stronę Drew - 2 x w lewo pod kamień
Krzyki, inkantacja zaklęcia i tak doskonale znany mu głos Tristana i wrzask Francisa, w którego najwyraźniej został skierowany miecz. Zachary i Elvira działający koło Sigrun. Nie żyje? Ciche pytanie rozbrzmiało w jego głowie, kiedy postanowił w jakikolwiek sposób się ogarnąć. Jego myśli były jakieś zagmatwane, splątane i... niepewne. Nie do końca docierało do niego to, co działo się wokół. Ramsey skierował kobietę do Drew. Mathieu choćby chciał nie był w stanie mu pomóc, kompletnie nie znał magii leczniczej, nie wiedział co miałby robić, od czego w ogóle zacząć. Czyżby ten kamień przesiąknięty był aż tak nieznaną i potężną magią? Przesunął wzrok, Alphard sięgnął po kolejny kamień, Ramsey wezwał Czarnego Pana. Wysłał ich tu po to, aby mogli ginąć w imieniu wyższej idei. Czy nie tak to właśnie miało wyglądać, cała ich służba? Przetarł twarz dłońmi, nic do niego nie docierało, nie był w stanie nijak zareagować na wszystko co działo się wokół. Zrobił krok w kierunku Drew, chcąc manualnie sprawdzić mu puls i dowiedzieć się czy jego kompan jest żywy. Stanie w blasku tego światła pewnie mu nie służyło. Czarny Pan zjawił się na wezwanie, Mathieu skupił się na słowach wypowiadanych przez Pana, zaczęło się... Rytuał został rozpoczęty, nie wiedzieli co teraz będzie. Czy to wszystko wymaga jeszcze czyjejś śmierci? Oby nie.
Przemieszczam się w stronę Drew - 2 x w lewo pod kamień
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Nie oglądał się już na szamotaninę pomiędzy Tristanem i Francisem - nietrudno było domyślić się, kto wyszedłby z tej potyczki zwycięsko. Nie miał zamiaru stawać na drodze śmierciożercy, który nie tylko był zdecydowanie bieglejszy w mrocznej sztuce magii, i jednocześnie stał na czele sług Czarnego Pana. Gdyby sam podniósł różdżkę na Lestrange'a, po szlachcicu prawdopodobnie nie byłoby czego zbierać. Postanowił pozostawić sprawę w rękach Deirdre, nie spodziewał się, żeby istniała inna osoba - może poza samym Czarnym Panem - która mogłaby coś zaradzić na szaleństwo, które wstąpiło w Rosiera gdy ten wziął do ręki szkarłatny kamień. Całe szczęście obyło się bez dodatkowego rozlewu krwi. Zmęczone spojrzenie Burke'a przez chwilę obserwowało, jak koło niego przepływa czarna mgła - coraz więcej osób zbliżało się do ołtarza, aby umiejscowić w odpowiednich wgłębieniach właściwe kamienie. Gdy Craig podszedł bliżej, jego wzrok w końcu spoczął na ciałach widocznych po drugiej stronie. Nie mógł się powstrzymać przed krótkim zmarszczeniem brwi, wyrażającym głębokie zdezorientowanie. Spodziewał się, że wyprawa ta będzie należeć do wyjątkowo trudnych, sam przecież doświadczył tych trudności - kilka razy ocierając się niemal o śmierć. Widział z resztą, że inni rycerze także nie wyglądali najlepiej. Rekonwalescencja po przygodach w podziemiach banku Gringotta z pewnością zajmie trochę czasu. Burke nie dopuszczał jednak do siebie do tej pory myśli o tym, że ktoś faktycznie może tu umrzeć. Oczywiście, wszyscy wiedzieli na co się piszą. Nie tylko podczas tej wyprawy, każdego dnia gdy wykonywali dzieło i plan Czarnego Pana, gotowi byli stawiać czoła śmierci - czy to z ręki klątwy czy też Zakonu Feniksa. Mimo wszystko, niełatwo było patrzeć na nieruchome ciała Sigrun i Drew. Pocieszenie znalazł jedynie w fakcie, że poległych nie było więcej - a w szczególności że Zachary oraz Edgar wciąż trzymali się na nogach. Nawet jeśli nie wyglądali najlepiej, żyli.
Jego krótką chwilę zawahania zostało przerwane w momencie, gdy w ich gronie pojawił się mężczyzna, który im przewodził. Burke posłusznie skłonił się przed Czarnym Panem. Oto był powód, dla którego narażali się na śmierć i trwałe kalectwo, na wyhodowanie nowej pary poroży, na klątwy i psychiczne tortury. Mieli zdobyć moc, której On pragnął. Gdy przedzierali się przez kolejne pułapki podziemi, momentami łatwo było zapomnieć jaki prześwietlał im cel. Były chwile, że ważniejsze było po prostu wydostać się z tej przeklętej pułapki. Ale teraz, u kresu drogi, nadszedł w końcu moment by sprawdzić czy ich poświęcenie było tym, co miało zadowolić Czarnego Pana. Nie wahając się ani chwili dłużej, Burke podszedł do ołtarza w miejscu oznaczonym bursztynowymi symbolami. Kryształ, który zdobyli, przepełniał go pewnym rodzaje mocy, siły, której nie zdarzyło się mu doświadczyć nigdy wcześniej. Nie było to nieprzyjemne uczucie, wręcz przeciwnie. Mimo to z ulgą pozbył się przeklętego kawałka bursztynu, osadzając go we właściwym slocie, a następnie odstąpił kilka kroków w tył, oczekując tego, co miało się wydarzyć potem.
Jego krótką chwilę zawahania zostało przerwane w momencie, gdy w ich gronie pojawił się mężczyzna, który im przewodził. Burke posłusznie skłonił się przed Czarnym Panem. Oto był powód, dla którego narażali się na śmierć i trwałe kalectwo, na wyhodowanie nowej pary poroży, na klątwy i psychiczne tortury. Mieli zdobyć moc, której On pragnął. Gdy przedzierali się przez kolejne pułapki podziemi, momentami łatwo było zapomnieć jaki prześwietlał im cel. Były chwile, że ważniejsze było po prostu wydostać się z tej przeklętej pułapki. Ale teraz, u kresu drogi, nadszedł w końcu moment by sprawdzić czy ich poświęcenie było tym, co miało zadowolić Czarnego Pana. Nie wahając się ani chwili dłużej, Burke podszedł do ołtarza w miejscu oznaczonym bursztynowymi symbolami. Kryształ, który zdobyli, przepełniał go pewnym rodzaje mocy, siły, której nie zdarzyło się mu doświadczyć nigdy wcześniej. Nie było to nieprzyjemne uczucie, wręcz przeciwnie. Mimo to z ulgą pozbył się przeklętego kawałka bursztynu, osadzając go we właściwym slocie, a następnie odstąpił kilka kroków w tył, oczekując tego, co miało się wydarzyć potem.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Łatwo było poddać się nieustępującej myśli, impulsowi pchającemu do przodu ku ołtarzowi. Nie walczył z tym ani przez chwilę, tonąc w ogłupiającej złości, toksycznej nienawiści i braku obaw przed tym co robi, jak i wszelakimi konsekwencjami. Kiedy tylko umieścił kamień na właściwym miejscu, powiódł spojrzeniem za granatowymi żyłkami, które ukazały się na kamiennej strukturze. Głuchy na otoczenie przyglądał się zmianie, jaka nastawała za sprawą tego, co zrobił jako pierwszy ze wszystkich. Przymrużył delikatnie oczy, gdy niespodziewany blask zaskoczył go całkowicie, a samo zderzenie z ziemią wyrwało cichy syk. Jeszcze przez chwilę błękitne tęczówki skupiały się tylko na jednym, zanim targające nim nienawistne emocje osłabły. Wiedział, że coś działo się nieco dalej, zamieszanie, które wcześniej zdało mu się kompletnie nie istotne, podobnie jak nie ważne były wszystkie osoby znajdujące się obok. Dźwigając się na nogi, zamierzał zwrócić się w tamtym kierunku, ale wtedy zauważył czarny dym kłębiący się gdzieś w polu widzenia. Gorsze były jednak słowa, jakie dotarły do niego chwilę później. Potrzebował kilku cennych sekund, by zrozumieć, że chodziło właśnie o niego. Początkowo delikatny niepokój zaczął kiełkować i przybierać na sile gdzieś wewnątrz, dusząc bezlitośnie pewność siebie. Nie był tchórzem, nie uciekał, lecz właśnie teraz miał ochotę zniknąć, zapaść się i pozostać niezauważonym, nawet jeśli szczerze wątpił, aby było to realne, a zdecydowanie żałosne, gdy zostanie zauważony. Dlatego odetchnął cicho, zanim zszedł z ołtarza, bez słowa potwierdzając to, co ledwie moment wcześniej powiedział Mulciber. Rzucił Śmierciożercy krótkie spojrzenie, nie ukrywając zirytowania. Przeklęty konfident. Najwyraźniej nie zmienił się nic od szczeniackich lat, nadal był irytujący. Nigdy nie można było powiedzieć o choćby namiastce sympatii między nimi, ale mimo wszystko mógł sobie darować. Obojętniejąc względem mężczyzny, spojrzał na tego, który zdecydowanie wzbudzał ciężki do zrozumienia strach, by ledwie sekundę później spuścić wzrok na ziemię. Milczał, przypuszczając, że każde nieprzemyślanie wypowiedziane słowo może podjudzić złość, która już teraz zdawała się wybrzmiewać w głosie Czarnego Pana. Wolał tego uniknąć, lecz jeśli będzie musiał… nie zamierzał się sprzeczać, miał dość rozsądku. Zerknął w stronę ołtarzu, gdy kolejne osoby posiadające odłamki zaczęły robić to, co on wcześniej. Był ciekaw co wydarzy się zaraz.
| idę w lewo, żeby znaleźć się w zasięgu wzroku CP
| idę w lewo, żeby znaleźć się w zasięgu wzroku CP
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Ostatnie słowa wypowiedziane przez obcy głos w jego głowie sprawiły, że drgnął. Bladą twarz wykrzywił nieprzyjemny grymas. Za co tak właściwie gotów jest umrzeć? Dziwne, wizja końca – nastania wiecznej ciemności z chwilą zamknięcia oczu po raz ostatni – nie wydawała się zatrważająca. Większą trwogę odczuł wówczas, kiedy pomyślał o tym, o co właściwie do tej pory walczył. Miał pewne ambicje, być może szczegółowe cele zaczął sobie wyznaczać zbyt późno, aby być całkowicie pewnym sensowności swojego żywota. W tej jednej chwili, gdy mocno ściskał w dłoni czarny kamień, był bliski uwierzenia, że całe swoje życie spędził niczym lunatyk. Nie chciał się widzieć w roli marionetki, nawet jeśli był świadom tego jak bardzo był ukierunkowany przez innych od najmłodszych lat.
Spoglądał na ołtarz, który był jedynym wyrazistym elementem, gdy reszta zdawała się rozmyta. Nic nie był istotne poza szeptem niosącym się po jego umyśle. Magiczna siła dawała mu wybór, nęcąc i odrzucając jednocześnie, ponieważ potęgę mogło przynieść tylko poświęcenie. Z czego właściwie w tej chwili rezygnował? Przepełniony mocą minerał rozgrzał się w jego dłoni, w mgnieniu oka zaczął parzyć skórę, lecz mimo to wcale go nie wypuścił z uścisku. W milczeniu zbliżył się do ołtarza, aby przystanąć przy otworze, w którym dostrzegł czarny błysk. Dążył do swojej zguby, bo oto dobrze słyszalny szept nie pozostawiał mu złudzeń odnośnie natury kamienia, po jaki chwycił w przypływie impulsu. Tendencja do samozniszczenia płynęła w jego żyłach od dnia narodzin. Tak, jego dusza nie mogła zaznać spokoju, wiecznie rozdarta pomiędzy powinnościami a pragnieniami. Gdyby był mądrzejszy, potrafiłby scalić je w jedno. Urodził się głupcem.
Dusza za duszę. Może chociaż pomiędzy duszami istnieje równość, każda warta tyle samo. Wszystko inne docierało do niego z opóźnieniem, nawet słowa Czarnego Pana nie mogły być potraktowane jako priorytetowe. Dokończcie rytuał, zagrzmiał rozkaz, za którym podążył bez wahania, przypuszczając, że tak musiało być. Było mu to pisane, koniec skryty w konstelacji gwiazd. Wielu wzięło udział w tej misji, lecz ostatecznie pozostał na placu boju sam, przygnieciony przez masę doświadczeń tej jednej nocy. Nie był wystarczający, nie był idealny. Samotnik.
Zapominając o instynkcie samozachowawczym ulokował czarny kamień na przypisane mu przy ołtarzu miejsce.
Spoglądał na ołtarz, który był jedynym wyrazistym elementem, gdy reszta zdawała się rozmyta. Nic nie był istotne poza szeptem niosącym się po jego umyśle. Magiczna siła dawała mu wybór, nęcąc i odrzucając jednocześnie, ponieważ potęgę mogło przynieść tylko poświęcenie. Z czego właściwie w tej chwili rezygnował? Przepełniony mocą minerał rozgrzał się w jego dłoni, w mgnieniu oka zaczął parzyć skórę, lecz mimo to wcale go nie wypuścił z uścisku. W milczeniu zbliżył się do ołtarza, aby przystanąć przy otworze, w którym dostrzegł czarny błysk. Dążył do swojej zguby, bo oto dobrze słyszalny szept nie pozostawiał mu złudzeń odnośnie natury kamienia, po jaki chwycił w przypływie impulsu. Tendencja do samozniszczenia płynęła w jego żyłach od dnia narodzin. Tak, jego dusza nie mogła zaznać spokoju, wiecznie rozdarta pomiędzy powinnościami a pragnieniami. Gdyby był mądrzejszy, potrafiłby scalić je w jedno. Urodził się głupcem.
Dusza za duszę. Może chociaż pomiędzy duszami istnieje równość, każda warta tyle samo. Wszystko inne docierało do niego z opóźnieniem, nawet słowa Czarnego Pana nie mogły być potraktowane jako priorytetowe. Dokończcie rytuał, zagrzmiał rozkaz, za którym podążył bez wahania, przypuszczając, że tak musiało być. Było mu to pisane, koniec skryty w konstelacji gwiazd. Wielu wzięło udział w tej misji, lecz ostatecznie pozostał na placu boju sam, przygnieciony przez masę doświadczeń tej jednej nocy. Nie był wystarczający, nie był idealny. Samotnik.
Zapominając o instynkcie samozachowawczym ulokował czarny kamień na przypisane mu przy ołtarzu miejsce.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Starał się przyśpieszyć kroku. W dalszym ciągu kierował się w stronę grupy ulokowanej w północno -wschodniej części groty. Tworzące się zamieszanie nie mogło zwiastować niczego dobrego. Nie żeby kiedykolwiek spotkania Francisa z Tristanem w mniemaniu lokaja zwiastowały cokolwiek dobrego. Teraz jednak zdecydowanie nie było to miejsce, czas. Martwił się również o kamień dzierżony przez Rosiera. O to, że dwójka śmierciożerców padła trupem mając z nim wcześniej kontakty. O to, że część zaczęła posyłać w stronę nestora rodu słowa mogące wywołać większą prowokację. O to, że po lakonicznym nakazie...dostrzegł mknący w stronę Lestrange'a niemalże śmiertelną inkantację...? - Avenue... - wypowiedział, zdąży przekierować klątwę której ofiarą miał się stać Francis, miał na to szansę, możliwość...? Poczuł nieprzyjemne ciarki na szyi, duszącą aurę. Nie musiał się oglądać. Wiedział, kto przybył.
The member 'Claude Cunningham' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Tristan nie zamierzał nikomu oddawać odłamka, co było słuszną decyzją mimo chwilowej utraty kontroli nad własnym umysłem. Zdawał sobie sprawę ze swych umiejętności, z silnej, magicznej bariery, która pozwalała mu często pozostawać odpornym na działanie zaklęć. Mimo to uległ mocy odłamka, poddał się jej i to samo mogło stać się innym, lecz czy byliby w stanie ją przełamać? Przetrwać? Czy rządza krwi obudziłaby się w nich na dobre? Mógł tylko spekulować pozostawiając sobie dźwiganie ogromnego brzemienia. Zdematerializował się, kłąb czarnej mgły rozproszył się nad kamienną posadzką i tym samym pędzący czar przeciął ją na wskroś uderzając w ścianę.
Francis przewidywał własną zgubę. Plugawa klątwa nie znała litości, a jego inkantacja, mimo zażytego eliksiru, okazała się nieudana. Lord nie tylko poczuł ból w okolicy bocznej części głowy spowodowany rozszczepieniem, ale przede wszystkim ostrze, które przebiło go w okolicy wątroby. Momentalnie z podłużnej rany trysnęła krew, zebrała się ona także w jego ustach i zaczęła wolno spływać kącikami warg. Ciałem sojusznika wzdrygnęło, zatoczył się ku tyłowi, po czym gruchnął o podłogę z łoskotem. Stracił przytomność, wykrwawiał się i wymagał szybkiej pomocy uzdrowiciela, jeśli nie chciał zostać gospodarzem piekielnego Wenus, bowiem aniołki by nie wpuściły go do swego raju.
Claude pragnął przejąć czar rzucony przez Tristana i zabrakło sekund, aby tak się stało. Promień jego zaklęcia przeleciał nad upadającym lordem i nie przyniósł żadnego efektu.
Caelan usłyszał niepokojące wieści i nim ruszył w kierunku Sigrun ujrzał leżącą nieopodal Francisa małżowinę uszną. Rana na twarzy sojusznika dała do zrozumienia Rycerzowi, że jest to skutek rozszczepienia, jakiego doznał podczas nieudanej próby ucieczki zaklęciem. Stan sojusznika stawał się z każdą chwilą coraz poważniejszy, bowiem kałuża krwi zdawała się powiększać.
Elvira ruszyła w kierunku Drew. Głośne potwierdzenie zgonu Rookwood echem rozniosło się wśród kamiennych ścian i dotarło uszu wszystkich zebranych – bez żadnego wyjątku. Poległa Śmierciożerczyni była dowodem na potęgę Locus Nihil, a zarazem ostrzeżeniem, bowiem skoro nawet ona nie zdołała uporać się z mocą kamienia, co spotka innych, którzy będą zmuszeni go dotknąć? Zaklęcie mające gojące rany nie przyniosło zamierzonego efektu, uzdrowicielka wiedziała, że opadając z sił coraz trudniej było jej posługiwać się pieklenie trudną i wymagającą magią leczniczą.
Mathieu poszedł w ślady sojuszniczki i będąc znacznie bliżej Śmierciożercy dopadł do niego jako pierwszy. Pragnąc sprawdzić jego stan przyłożył palce do szyi w poszukiwaniu pulsującej tętnicy, lecz jego znikoma wiedza anatomiczna uniemożliwiła mu prawidłową jej lokalizację. Rycerz działając pod wpływem emocji, być może strachu, gotów był stwierdzić zgon swego kolegi nie mając pojęcia, że po prostu nie przełożył swych sił na zamiary.
Zachary z trudem utrzymywał równowagę. Stawy zdawały się z każdą chwilą coraz bardziej sztywnieć, jakoby coś zamrażało je od środka ograniczając ruchomość do minimum. Na domiar złego zaczął odczuwać promieniujący ból w palcach, a następnie kończynach i tułowiu. Był uzdrowicielem, jego ogromna wiedza pozwalała mu bez większego wysiłku rozpoznać frustrujące objawy. Nie były one jeszcze nader intensywne, lecz ich dokuczliwość była niepokojąca, podobnie jak uśpiony gen, który w sobie nosił. Przerażony nagłym pojawieniem się symptomów nie włożył wystarczająco dużej mocy w zaklęcie, które finalnie rozmyło się w powietrzu nie przynosząc żadnego efektu.
Lyanna przyglądała się sytuacji czując coraz bardziej rosnące napięcie. Potęga run biła w jej kierunku, czuła ich moc i wiedziała, że niełatwym zadaniem będzie je okiełznać.
Lord Voldemort słysząc słowa Ramseya skierował swój wzrok na Cilliana i powoli ruszył przed siebie nieznacznie unosząc zaciśniętą w dłoni różdżkę. -Słyszeliście przyjaciele? Nasz nowy sojusznik sądzi, że ma w sobie dość mocy, aby przejąć potęgę Locus Nihil- chłodny głos rozniósł się wzdłuż ścian, a twarz Czarnego Pana wygięła się w wyrazie przypominającym uśmiech. -Najwyraźniej nas nie potrzebuje- dodał wbijając w niego spojrzenie, które zdawało się przeszywać, pouczać, a co najważniejsze budzić strach. Zaśmiał się, choć nie było w tym krzty żartobliwego tonu, jakoby dając wszystkim znak, że mogli zrobić to samo. Wiedział, że prawdopodobnie działał pod wpływem kamienia, lecz nie powstrzymało go to przed dwuznaczną reprymendą i przywołaniem do porządku. Nie było nic istotniejszego niżeli rozkazy, do których starszy Macnair nie zastosował się.
Zgodnie z wolą Czarnego Pana, wszyscy Śmierciożercy przekroczyli granice ołtarza, a następnie umieścili odłamki w otworach. Pionowe światła zaczęły po kolei buchać z wierzchołka stożkowatej skały i opadać przeszywając odpowiadające im, lewitujące głazy na wskroś.
Alphard wiedziony tajemniczym głosem przekroczył granice ołtarzu i zbliżył się do wykutego w fundamencie otworu. Rozkaz Lorda Voldemorta nie pozostawiał złudzeń, podobnie jak to co usłyszał chwile wcześniej we własnej głowie. Znając ryzyko, mogąc bez trudu przewidzieć konsekwencje czynu, zdecydował się umieścić kamień własnoręcznie, a nie za pomocą zaklęcia i tym samym stać się ofiarą, o której wspominał patron odłamka. W chwili kiedy kamień zetknął się z podłożem, Alphard poczuł jak po jego ciele przechodzi zimny dreszcz, a stopy zaczynają nieprzyjemnie, wręcz boleśnie pulsować. W tym samym momencie czarna maź rozchodząca się w żyłach Sigrun zaczęła blednąć, począwszy od dłoni, po twarz i nogi. Rycerz poczuł ogarniającą go słabość, a nieprzyjemne uczucie pieczenia wdawało się coraz wyżej, aż finalnie ujrzał na wierzchu odkrytych dłoni czarne niczym węgiel, podłużne linie. Niewyobrażalny ból zalał jego ciało i zgiął je w pasie, a zaraz po tym jego oczy zaszły bielą. Tuż po ostatnim, krótkim oddechu gruchnął o posadzkę. Nie było już odwrotu - oddał swe życie za Sigrun oraz przede wszystkim potęgę czarnego Pana. Żył tylko dzięki temu, za co gotów był umrzeć.
Rookwood nie odzyskała przytomności, ale wolna od mocy kamienia drgnęła na posadzce, a jej klatka piersiowa zdawała się lekko unosić.
-Wielka strata- gęstą niczym mgła atmosferę przecięły słowa Czarnego Pana, który już wcześniej przypuszczał, że Locus Nihil będzie wymagać ofiary. -Droga do potęgi wymaga poświęceń- rozpoczął rozglądając się po zebranych czarodziejach. -To jeszcze nie koniec przyjaciele. On wymaga naszej czarnomagicznej mocy do napełnienia kamieni. Nie zwlekajcie dłużej, wielu z was potrzebuje pomocy medyków, czas nie działa na naszą korzyść. Pokażcie mi swe umiejętności, udowodnijcie, że nie popełniłem błędu otwierając przed wami drogę do potęgi- pewny ton ponownie rozbrzmiał w komnacie. Oczy Lorda Voldemorta rozbłysnęły, kiedy po raz kolejny przemknął wzrokiem wzdłuż feerii kolorów.
|
Uruchomienie Locus Nihil ma łączne ST 700 (dodajemy punkty czarnej magii). Mechanicznie: należy przyłożyć różdżkę do ołtarza i "przelać" w niego swą moc. Gracz samodzielnie ustala próg punktowy w jaki celuje - np. 60 (kość + statystyka), co musi jasno określić w dopisku pod postem. Nie osiągnięcie ST ma swoje konsekwencje. Na osiągnięcie celu macie tylko jedną turę. Jako, że nie jest to zaklęcie Magicus nie będzie brany pod uwagę. Nie liczą się także punkty przekraczające założone ST przez gracza.
Reszta: w tej turze macie jedną akcję i możecie swobodnie dojść do ołtarza. Przemieszczenie nie jest uznawane jako akcja.
Czas na odpis: 20.12 10:00
Elvira: +5 OPCM i uniki 5/10, +50 punktów żywotności 4/5 | -10 do kości na czas działania zaklęcia
Francis: +5 OPCM i uniki 1/10
Caelan: +20 punktów żywotności (obniżone tłuczone) 3/3 | -10 do kości na czas działania zaklęcia
Ramsey: Chwilowo nie musisz rzucać kością k3
Magicus Extremos- +24 do rzutu na zaklęcia 3/3 (Drew , Cillian, Mathieu, Alphard, Claude)
Francis przewidywał własną zgubę. Plugawa klątwa nie znała litości, a jego inkantacja, mimo zażytego eliksiru, okazała się nieudana. Lord nie tylko poczuł ból w okolicy bocznej części głowy spowodowany rozszczepieniem, ale przede wszystkim ostrze, które przebiło go w okolicy wątroby. Momentalnie z podłużnej rany trysnęła krew, zebrała się ona także w jego ustach i zaczęła wolno spływać kącikami warg. Ciałem sojusznika wzdrygnęło, zatoczył się ku tyłowi, po czym gruchnął o podłogę z łoskotem. Stracił przytomność, wykrwawiał się i wymagał szybkiej pomocy uzdrowiciela, jeśli nie chciał zostać gospodarzem piekielnego Wenus, bowiem aniołki by nie wpuściły go do swego raju.
Claude pragnął przejąć czar rzucony przez Tristana i zabrakło sekund, aby tak się stało. Promień jego zaklęcia przeleciał nad upadającym lordem i nie przyniósł żadnego efektu.
Caelan usłyszał niepokojące wieści i nim ruszył w kierunku Sigrun ujrzał leżącą nieopodal Francisa małżowinę uszną. Rana na twarzy sojusznika dała do zrozumienia Rycerzowi, że jest to skutek rozszczepienia, jakiego doznał podczas nieudanej próby ucieczki zaklęciem. Stan sojusznika stawał się z każdą chwilą coraz poważniejszy, bowiem kałuża krwi zdawała się powiększać.
Elvira ruszyła w kierunku Drew. Głośne potwierdzenie zgonu Rookwood echem rozniosło się wśród kamiennych ścian i dotarło uszu wszystkich zebranych – bez żadnego wyjątku. Poległa Śmierciożerczyni była dowodem na potęgę Locus Nihil, a zarazem ostrzeżeniem, bowiem skoro nawet ona nie zdołała uporać się z mocą kamienia, co spotka innych, którzy będą zmuszeni go dotknąć? Zaklęcie mające gojące rany nie przyniosło zamierzonego efektu, uzdrowicielka wiedziała, że opadając z sił coraz trudniej było jej posługiwać się pieklenie trudną i wymagającą magią leczniczą.
Mathieu poszedł w ślady sojuszniczki i będąc znacznie bliżej Śmierciożercy dopadł do niego jako pierwszy. Pragnąc sprawdzić jego stan przyłożył palce do szyi w poszukiwaniu pulsującej tętnicy, lecz jego znikoma wiedza anatomiczna uniemożliwiła mu prawidłową jej lokalizację. Rycerz działając pod wpływem emocji, być może strachu, gotów był stwierdzić zgon swego kolegi nie mając pojęcia, że po prostu nie przełożył swych sił na zamiary.
Zachary z trudem utrzymywał równowagę. Stawy zdawały się z każdą chwilą coraz bardziej sztywnieć, jakoby coś zamrażało je od środka ograniczając ruchomość do minimum. Na domiar złego zaczął odczuwać promieniujący ból w palcach, a następnie kończynach i tułowiu. Był uzdrowicielem, jego ogromna wiedza pozwalała mu bez większego wysiłku rozpoznać frustrujące objawy. Nie były one jeszcze nader intensywne, lecz ich dokuczliwość była niepokojąca, podobnie jak uśpiony gen, który w sobie nosił. Przerażony nagłym pojawieniem się symptomów nie włożył wystarczająco dużej mocy w zaklęcie, które finalnie rozmyło się w powietrzu nie przynosząc żadnego efektu.
Lyanna przyglądała się sytuacji czując coraz bardziej rosnące napięcie. Potęga run biła w jej kierunku, czuła ich moc i wiedziała, że niełatwym zadaniem będzie je okiełznać.
Lord Voldemort słysząc słowa Ramseya skierował swój wzrok na Cilliana i powoli ruszył przed siebie nieznacznie unosząc zaciśniętą w dłoni różdżkę. -Słyszeliście przyjaciele? Nasz nowy sojusznik sądzi, że ma w sobie dość mocy, aby przejąć potęgę Locus Nihil- chłodny głos rozniósł się wzdłuż ścian, a twarz Czarnego Pana wygięła się w wyrazie przypominającym uśmiech. -Najwyraźniej nas nie potrzebuje- dodał wbijając w niego spojrzenie, które zdawało się przeszywać, pouczać, a co najważniejsze budzić strach. Zaśmiał się, choć nie było w tym krzty żartobliwego tonu, jakoby dając wszystkim znak, że mogli zrobić to samo. Wiedział, że prawdopodobnie działał pod wpływem kamienia, lecz nie powstrzymało go to przed dwuznaczną reprymendą i przywołaniem do porządku. Nie było nic istotniejszego niżeli rozkazy, do których starszy Macnair nie zastosował się.
Zgodnie z wolą Czarnego Pana, wszyscy Śmierciożercy przekroczyli granice ołtarza, a następnie umieścili odłamki w otworach. Pionowe światła zaczęły po kolei buchać z wierzchołka stożkowatej skały i opadać przeszywając odpowiadające im, lewitujące głazy na wskroś.
Alphard wiedziony tajemniczym głosem przekroczył granice ołtarzu i zbliżył się do wykutego w fundamencie otworu. Rozkaz Lorda Voldemorta nie pozostawiał złudzeń, podobnie jak to co usłyszał chwile wcześniej we własnej głowie. Znając ryzyko, mogąc bez trudu przewidzieć konsekwencje czynu, zdecydował się umieścić kamień własnoręcznie, a nie za pomocą zaklęcia i tym samym stać się ofiarą, o której wspominał patron odłamka. W chwili kiedy kamień zetknął się z podłożem, Alphard poczuł jak po jego ciele przechodzi zimny dreszcz, a stopy zaczynają nieprzyjemnie, wręcz boleśnie pulsować. W tym samym momencie czarna maź rozchodząca się w żyłach Sigrun zaczęła blednąć, począwszy od dłoni, po twarz i nogi. Rycerz poczuł ogarniającą go słabość, a nieprzyjemne uczucie pieczenia wdawało się coraz wyżej, aż finalnie ujrzał na wierzchu odkrytych dłoni czarne niczym węgiel, podłużne linie. Niewyobrażalny ból zalał jego ciało i zgiął je w pasie, a zaraz po tym jego oczy zaszły bielą. Tuż po ostatnim, krótkim oddechu gruchnął o posadzkę. Nie było już odwrotu - oddał swe życie za Sigrun oraz przede wszystkim potęgę czarnego Pana. Żył tylko dzięki temu, za co gotów był umrzeć.
Rookwood nie odzyskała przytomności, ale wolna od mocy kamienia drgnęła na posadzce, a jej klatka piersiowa zdawała się lekko unosić.
-Wielka strata- gęstą niczym mgła atmosferę przecięły słowa Czarnego Pana, który już wcześniej przypuszczał, że Locus Nihil będzie wymagać ofiary. -Droga do potęgi wymaga poświęceń- rozpoczął rozglądając się po zebranych czarodziejach. -To jeszcze nie koniec przyjaciele. On wymaga naszej czarnomagicznej mocy do napełnienia kamieni. Nie zwlekajcie dłużej, wielu z was potrzebuje pomocy medyków, czas nie działa na naszą korzyść. Pokażcie mi swe umiejętności, udowodnijcie, że nie popełniłem błędu otwierając przed wami drogę do potęgi- pewny ton ponownie rozbrzmiał w komnacie. Oczy Lorda Voldemorta rozbłysnęły, kiedy po raz kolejny przemknął wzrokiem wzdłuż feerii kolorów.
|
Uruchomienie Locus Nihil ma łączne ST 700 (dodajemy punkty czarnej magii). Mechanicznie: należy przyłożyć różdżkę do ołtarza i "przelać" w niego swą moc. Gracz samodzielnie ustala próg punktowy w jaki celuje - np. 60 (kość + statystyka), co musi jasno określić w dopisku pod postem. Nie osiągnięcie ST ma swoje konsekwencje. Na osiągnięcie celu macie tylko jedną turę. Jako, że nie jest to zaklęcie Magicus nie będzie brany pod uwagę. Nie liczą się także punkty przekraczające założone ST przez gracza.
Reszta: w tej turze macie jedną akcję i możecie swobodnie dojść do ołtarza. Przemieszczenie nie jest uznawane jako akcja.
Czas na odpis: 20.12 10:00
Elvira: +5 OPCM i uniki 5/10, +50 punktów żywotności 4/5 | -10 do kości na czas działania zaklęcia
Caelan: +20 punktów żywotności (obniżone tłuczone) 3/3 | -10 do kości na czas działania zaklęcia
Ramsey: Chwilowo nie musisz rzucać kością k3
Magicus Extremos- +24 do rzutu na zaklęcia 3/3 (Drew , Cillian, Mathieu, Alphard, Claude)
- Żywotność:
Tristan 140/220 (60 kłute, trzy ślady na plecach, 20 psychiczne) | -15 do kości
Lyanna 139/202 (30 psychiczne, 5 obita kostka, 28 cięte lewy bark) | -15 do kości
Francis 0/215 (20 kłute lewa ręka, 35 psychiczne, 69 cięte lewy bark, 10 tłuczone, 102 cięte brzuch, 67 rozszczepienie) | postać nieprzytomna, wymaga pomocy uzdrowiciela
Craig 143/248 (35 psychiczne, 70 cięte) | -20 do kości
Caelan 147/240 (35 psychiczne, 28 rany szarpane, 30 tłuczone kostka, 30 cięte) | -15 do kości
Theodore 190/220 (10 tłuczone, -20 psychiczne) | -5 do kości
Alphard 0/220 (50 psychiczne) | postać martwa
Claude 166/206 (20 tłuczone, 20 psychiczne) | -5 do kości
Deirdre 180/200 (20 psychiczne) | -5 do kości
Cillian 162/232 (10 cięte, 10 osłabienie; 10 duszenie się; 20 oparzenia (dłonie), 20 psychiczne) | -10 do kości
Drew 0/215 (10 cięte, 40 osłabienie; 5 duszenie się; 160 psychiczne) | nieznany stan postaci
Mathieu 167/222 (10 cięte, 15 osłabienie, 10 oparzenia, 20 psychiczne) | -10 do kości; blizna po oparzeniu na wewnętrznej stronie niewiodącej ręki w kształcie runy ognia
Ramsey 78/217 (9 cięte, 130 psychiczne) | użycie mgły - 3/4 | -40 do kości
Sigrun 0/215 (215 psychiczne) | użycie mgły - 1/3 | postać nieprzytomna
Zachary 97/210 (70 tłuczone, 43 psychiczne) | -30 do kości
Hella 99/211 (32 oparzenia, 60 cięte, 40 psychiczne) | -30 do kości
Elvira 109/204 (15 oparzenia, 60 cięte, 20 psychiczne) | -20 do kości
Edgar 123/223 (20 cięte, 80 psychiczne) | -20 do kości
- Ekwipunek:
Tristan:
1. Eliksir kociego wzroku
2. Kryształ
3. Eliksir siły
4. Brzękadło
+ Rękawice
Lyanna:
Różdżka, Oko Ślepego jako biżuteria na palcu, nakładka na pas z sakwami, a w niej eliksiry:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21)- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
Francis:
magiczny dywan (pomniejszony)
różdżkaeliksir siły (+31)marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
petki i skręcik
Criag:
Różdżka, fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, kamień runiczny
- Wywar wzmacniający x1
- Mieszanka antydepresyjna x1- Wywar ze szczuroszczeta x1
Claean:
- miotła (pomniejszona, w kieszeni)
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
- Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 32, z mocą 130 oczek)
[/url]ten kryształ (+10 do transmutacji).
Theodore:
-wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)- czuwający strażnik (+28)
+ kryształ
Alphard:
różdżka w dłoni, amulet z jeleniego poroża na szyi i zaczarowana torba, w której znajdują się takie przedmioty:
1. miotła (zwykła);
2. szczurza czaszka;
3. Smocza łza (1 porcja);
4. Eliksir ochrony (1 porcja);
5. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17);
6. Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka);
7. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek);
8. pierwszy kryształ (kilk);
9. drugi kryształ (kilk);
10. Wywar wzmacniający (1 porcja, od Cassandry);
11. Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, od Cassandry);
12. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, od Cassandry);
13. Antidotum podstawowe (1 porcja, Cassandry).
Claude:
- Eliksir siły x1 (+31) - z zebrania od Cass [zużyty]
- Antidotum podstawowe x1 - z zebrania od Cass
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5) - z KP
- Pasta na oparzenia (1 porcje, stat. 20) - z KP
Deidre:
od Cass wywar wzmacniający x1 i eliksir uspokajający x1 (+43), sztylet za pasem pończoch, wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)
Cillian:
- różdżka
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
- Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 40)
- Kryształ (od Elviry)
Drew:
Różdżka, maska śmierciożercy, nakładka na pas z eliksirami:
-Wywar Żywej Śmierci (1 porcja, stat. 40 )
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 15)
-Eliksir niezłomności (1 porcje, stat. 40)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21)
-Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 20)
-Baza ze szpiku kostnego
-[?] Felix Felicis (1 porcja, stat. 40)
Mathieu:
Różdżka
Wywar wzmacniający
Mieszanka antydepresyjna
Wywar ze szczuroszczeta
Antidotum podstawowe
[Eliksiry wzięte w Białej Wywernie od Cassandry]
Ramsey:
Różdżka, maska śmierciożercy, czarna perła, malachitowy pierścień)
1. Świstoklik - stara brosza
2. Oko ślepego
3. Eliksir kociego wzroku
4. Antidotum na niepowszechne trucizny
Sigrun:
Różdżka, maska śmierciożercy na twarzy, oko ślepego na palcu i zaczarowana torba, a w niej:
1. Brzękadło
2. Miotła
3 i 4. Maść z wodnej gwiazdy x2
5 i 6. Eliksir uspokajający x2
7. Marynowana narośl ze szczuroszczeta x1
8. Felix Felicis x1
9. Antidotum na niepowszechne trucizny x1
10. Smocza łza x1
11. Czuwający strażnik x1
12. Eliksir kociego wzroku x1
13. Eliksir byka x1
14. Eliksir wąchacza x1 (od Cassandry)
15. Kryształ
16. Drugi kryształ
Zachary:
Różdżka, magiczny kompas, nakładka na pas:Eliksir wiggenowy (1 porcja, moc 32) od Cassandry
Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28) od Cassandry
Antidotum podstawowe (1 porcja)
Czarna Mara (1 porcja)
Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 8 )
Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcje, stat. 40)
Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 8 )
Hella:
- różdżka,
- eliksiry pochowane po kieszeniach:1. Maść z wodnej gwiazdy x1 (+31)
2. Eliksir uspokajający x1 (+43)
3. Smocza łza x1
4. Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
Elvira:
1. Kameleon (od Caelana)2. Eliksir wiggenowy (od Cass)
3. Marynowana narośl ze szczuroszczeta (od Cass)
4. Eliksir przeciwbólowy (mój)
+kryształ o działaniu mikstury buchorożca, różdżka
Edgar:
Różdżka, fluoryt
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat.32)
- Eliksir Banshee (1 porcja, stat. 32)
- [?] Smocza Łza (1 porcja, stat. 32)
Uśmiechnął się kpiąco, kiedy Czarny Pan zwrócił uwagę na zachowanie Cilliana, na jego przedwczesną próbę i zuchwalstwo — a przecież na spotkaniu wyraził się jasno, mieli go wezwać gdy tylko odnajdą ołtarz. I był to ten uśmiech tego nielubianego w szkole dziecka, które doprowadziło do wysłania na szlaban innego ucznia z byle powodu. Rozbawienia, satysfakcji, płytkiego i mało ambitnego tryumfu. Nie triumfował tak naprawdę. Był praktyczny, był skoncentrowany na zadaniu. Nie obchodził go los kuzyna Drew ani to, co się z nim stanie. Zmarnował dostatecznie dużo energii na rzeczy, których nie potrafił sobie wciąż przypomnieć. Nie tracił więcej czasu na Macnaira i jego pragnienia zabłyśnięcia w towarzystwie. Pragnął zakończyć tę podróż sukcesem; zakończyć ją z zachowaniem własnego życia i jak najlepszego zdrowia. Czuł słabość, ból pulsował mu w głowie, bliskość artefaktu źle na nago oddziaływała. Stało się jednak coś, czego się nie spodziewał. Po włożeniu czarnego kamienia Alphard, który uczynił to zamiast martwej Sigrun padł jakoś bez życia na podłogę. Skupił na nim wzrok, przez chwilę nie do końca dostrzegając co się działo z odłamkami, póki szmaragdowe światło go nie oświetliło. Dopiero wtedy dostrzegł te wszystkie mieniące się kolory. Kiedy więc Czarny Pan nakazał im oddać własną moc, popatrzył na niego. I ani drgnął przez chwilę, koncentrując na nim niepewne spojrzenie. Z pewnością wiedział, co czynić. Nie było inteligentniejszego i potężniejszego czarnoksiężnika od niego. Przyłożył różdżkę do ołtarza., ufając mu, jego słowom, wiedzy i potrzebom. Skoncentrował się na tym, by wykorzystać swoją moc, by czarną magią wypełnić artefakt - cokolwiek to dla nich oznaczało.
| celuję w 71
| celuję w 71
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Zmarznięte palce nie wyczuły nic na szyi kompana, a może to dlatego, że wciąż odczuwał skołowanie i niezbyt znał się na ludzkiej anatomii. Nie zamierzał jednak oświadczać wszem i wobec, że Drew jest martwy, w końcu mogło się zdarzyć wiele różnych sytuacji i wiele więcej mogły być nie po ich myśli. O wiele lepiej, jeśli ktoś inny zajmie się nim i będzie próbował w jakikolwiek sposób mu pomóc, o ile w ogóle było to możliwe. Szczególnie, że Czarny Pan zjawił się na miejscu i wymagał od nich podejmowania kolejnych działań. Kamienie zostały umieszczone na swoich miejscach, a Alphard padł na ziemię. Wielka strata. Zanotował w głowie słowa Czarnego Pana, jak również te mówiące o poświęceniu. Nie spodziewał się, że to wszystko będzie wyglądało inaczej. Wiedzieli w jakim celu ruszają w tę podróż i choć nie mieli pojęcia co spotka ich na drodze musieli być gotowi na wszystko, nastawieni w pełni na każdy zaskakujący element, nawet na śmierć.
Czarny Pan wiedział co robi, wiedział jaką drogą powinni podążać jego wierni słudzy, aby osiągnąć wyznaczone przez niego cele. Mathieu nie wahał się. Wiedział w jakim celu tu przybył i że rozkaz do dalszego działania będzie nieunikniony. Chciał je wykonać, choć nie czuł się zbyt pewnie. Strach jednak był naturalny, kiedy miało się do czynienia z czymś zupełnie nieznanym. Podszedł zdecydowanym krokiem w stronę ołtarza, to było ich przeznaczenie, od samego początku tej wyprawy. Podążając za pozostałymi, wykonując polecenia Czarnego Pana skupił się na swoim działaniu. Przyłożył arganową różdżkę do ołtarza, skupiając swoje myśli na jednym – na przelaniu magii, nakarmieniu go mocą, wypełnieniu tego, czego najbardziej potrzebuje. Musiał oddać w niepamięć wszelkie nieprzychylne myśli, niepowodzenie i niepewność, która gdzieś tam w nim siedziała. To nie miało w tym momencie prawa istnieć w jego umyśle, kiedy celem było coś tak niezwykle ważnego. Zacisnął palca, przymknął powieki, aby odciąć się od innych myśli, aby jego działanie spełniało oczekiwania stawiane przed nim. Chciał tego, właśnie po to dziś był tu z innymi.
Celuję w 62
Czarny Pan wiedział co robi, wiedział jaką drogą powinni podążać jego wierni słudzy, aby osiągnąć wyznaczone przez niego cele. Mathieu nie wahał się. Wiedział w jakim celu tu przybył i że rozkaz do dalszego działania będzie nieunikniony. Chciał je wykonać, choć nie czuł się zbyt pewnie. Strach jednak był naturalny, kiedy miało się do czynienia z czymś zupełnie nieznanym. Podszedł zdecydowanym krokiem w stronę ołtarza, to było ich przeznaczenie, od samego początku tej wyprawy. Podążając za pozostałymi, wykonując polecenia Czarnego Pana skupił się na swoim działaniu. Przyłożył arganową różdżkę do ołtarza, skupiając swoje myśli na jednym – na przelaniu magii, nakarmieniu go mocą, wypełnieniu tego, czego najbardziej potrzebuje. Musiał oddać w niepamięć wszelkie nieprzychylne myśli, niepowodzenie i niepewność, która gdzieś tam w nim siedziała. To nie miało w tym momencie prawa istnieć w jego umyśle, kiedy celem było coś tak niezwykle ważnego. Zacisnął palca, przymknął powieki, aby odciąć się od innych myśli, aby jego działanie spełniało oczekiwania stawiane przed nim. Chciał tego, właśnie po to dziś był tu z innymi.
Celuję w 62
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Było z nim coraz gorzej. Nie miał co do tego absolutnie żadnych wątpliwości – sztywnienie w stawach postępowało zbyt szybko, aby było tym, ku czemu zaczęły wołać go jego własne myśli. Dumny z czystej, szlachetnej krwi zdawał sobie sprawę, że pozostawał wyjątkowo narażony na powikłania doskonałych genów utrzymywanych w jego rodzinie. Wiedza uzdrowicielska nie myliła się. Każdy gwałtownie doznany objaw, niemożność zachowania równowagi zwiastowały to, czego obawiał się. Skaza na perfekcji.
Skrępowany nagłym przerażeniem zachwiał się w niemym zaskoczeniu słów Czarnego Pana. Prychnął pod nosem, nie mając w sobie sił na śmiech. Nie było w tej sytuacji nic śmiesznego; dwoje Śmierciożerców padło i najwyraźniej kolejni stali się ofiarami potęgi oferowanej przez Locus Nihil. Nie myślał o tym ani zbyt mocno, ani szczególnie dociekliwie – sztywność w kolanach kłuła, a dziwne elektryzujące doznania w mięśniach przynosiły wizję starca nie mogącego poruszać się o własnych siłach. Jedynie wzrokiem wodził za tymi, którzy dzierżyli kamienie i ponosili ich cenę. Na dłużej spojrzenie utkwiło na Blacku wijącym się w bólu, cierpieniu doznawanym w ponoszonej ofierze. Łoskot bezwładnego ciała wstrząsnął nim – oczy rozwarły się w wyrazie zaskoczenia, mięśnie twarzy zastygły, czyniąc jego zwyczajową maskę groteską. Potrzebował chwili, by zrozumieć, że Alphard poświęcił swoje życie nie tylko dla Locus Nihil, lecz prawdopodobnie i dla Rookwood. Nie spojrzał jednak w kierunku Śmierciożerczyni. Wolny, obolały, wręcz skostniały, ruszył w kierunku ołtarza. Każdy krok był wielkim wysiłkiem, choć jego ciało jeszcze nie stało się posągiem opisującym objawy choroby, o której nieustannie rozmyślał. Starał się jedynie dotrzeć do ołtarza, zająć przy nim najbliższe miejsce, by wędrówka tam była jak najkrótsza – z grymasem na twarzy przyklęknąć i przytknąć koniec akacjowej różdżki w nadziei, że miał w sobie jakiekolwiek pokłady plugawej magii, którą gotów był przelać. Poświęcenie, na które był gotów, stało się jednocześnie obawą o klęskę, zdając sobie sprawę z tego, iż jego talenty leżały w zupełnie innym miejscu.
No to przedział na 60, skoro muszę rzucić tylko 90 yolo
Skrępowany nagłym przerażeniem zachwiał się w niemym zaskoczeniu słów Czarnego Pana. Prychnął pod nosem, nie mając w sobie sił na śmiech. Nie było w tej sytuacji nic śmiesznego; dwoje Śmierciożerców padło i najwyraźniej kolejni stali się ofiarami potęgi oferowanej przez Locus Nihil. Nie myślał o tym ani zbyt mocno, ani szczególnie dociekliwie – sztywność w kolanach kłuła, a dziwne elektryzujące doznania w mięśniach przynosiły wizję starca nie mogącego poruszać się o własnych siłach. Jedynie wzrokiem wodził za tymi, którzy dzierżyli kamienie i ponosili ich cenę. Na dłużej spojrzenie utkwiło na Blacku wijącym się w bólu, cierpieniu doznawanym w ponoszonej ofierze. Łoskot bezwładnego ciała wstrząsnął nim – oczy rozwarły się w wyrazie zaskoczenia, mięśnie twarzy zastygły, czyniąc jego zwyczajową maskę groteską. Potrzebował chwili, by zrozumieć, że Alphard poświęcił swoje życie nie tylko dla Locus Nihil, lecz prawdopodobnie i dla Rookwood. Nie spojrzał jednak w kierunku Śmierciożerczyni. Wolny, obolały, wręcz skostniały, ruszył w kierunku ołtarza. Każdy krok był wielkim wysiłkiem, choć jego ciało jeszcze nie stało się posągiem opisującym objawy choroby, o której nieustannie rozmyślał. Starał się jedynie dotrzeć do ołtarza, zająć przy nim najbliższe miejsce, by wędrówka tam była jak najkrótsza – z grymasem na twarzy przyklęknąć i przytknąć koniec akacjowej różdżki w nadziei, że miał w sobie jakiekolwiek pokłady plugawej magii, którą gotów był przelać. Poświęcenie, na które był gotów, stało się jednocześnie obawą o klęskę, zdając sobie sprawę z tego, iż jego talenty leżały w zupełnie innym miejscu.
No to przedział na 60, skoro muszę rzucić tylko 90 yolo
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Obecność Czarnego Pana zmroziła ją do głębi, tłumiąc wszystkie pozostałe emocje. Już nie szarpała nią ulga spowodowana widokiem Rosiera, czy niepokój wywołany śmiercią Rokwood; pozostała tylko determinacja i lęk, że nie sprostają poleceniom Lorda Voldemorta. Była zmęczona, obsypana pyłem z rozpadającego się sklepienia w sali z Aongusem, napięte mięśnie pulsowały lekkim bólem, ale w porównaniu z resztą towarzyszy musiała wyglądać względnie dobrze - nie licząc pobladłej twarzy, zaciśniętych w wąską linię warg i szeroko otwartych oczu, które błądziły po ołtarzu. Przyglądała się kamieniom, całej tej tajemniczej, misternej, nieoczywistej konstrukcji, która miała przynieść niesamowitą moc; skupiona całkowicie na ołtarzu nie zauważyła, co działo się z Alphardem. Gdyby tylko mogła go powstrzymać - czy zrobiłaby to? Czy wymieniłaby życie jednego ze śmierciożerców na najdroższego przyjaciela? Na razie nie musiała o tym myśleć, skoncentrowana na zadaniu; skośne oczy wbite były tylko w ołtarz, w wibrujący magią artefakt, który musieli napełnić własną mocą. Wyciągnęła przed siebie zitanową różdżkę, przymknęła oczy i skupiła się na wypełniającej ją czarnej magii, na całej mrocznej sile, jaką posiadała, na najmniejszej, budzącej strach wibracji mocy - i spróbowała przelać całą dostępną energię w ołtarz, w kamień, w potęgę tworzoną dla najpotężniejszego czarnoksiężnika wszech czasów.
| celuję w 110
| celuję w 110
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Locus Nihil
Szybka odpowiedź