Wydarzenia


Ekipa forum
Rzeka Lyn
AutorWiadomość
Rzeka Lyn [odnośnik]06.04.21 23:10
First topic message reminder :

Rzeka Lyn

Rzeka w hrabstwie Devon, która swój początek bierze z połączenia dwóch rzek: West Lyn i East Lyn, które łączą się kilkaset metrów przed ujściem do Kanału Bristolskiego w niewielkiej czarodziejskiej mieścinie - Lynmouth. Wędrując jej brzegiem w ciągu godziny można dotrzeć do miasteczka Barbrook, dalej na południe rzeka rozwidla się ku Furzehill i Shallowford tam kończąc swój bieg. Jednym z najbardziej znanych miejsc na rzece jest wąwozów Geln Lyn. Nagły uskok ziemi w lesie znajdującym się pomiędzy dwoma wioskami tworzy na rzece dość urokliwą kaskadę wodną otoczoną kamieniami i rosnącą wokół roślinnością. W odpowiednim okresie w rzece można natknąć się na jeżanki i pstrągi. Okoliczne lasy zamieszkuje sporo jeleni i łosi, na drzewach dostrzec można przemykające wiewiórki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rzeka Lyn - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Rzeka Lyn [odnośnik]30.04.21 12:50
Coś takiego jak zaręczyny i narzeczeństwo dryfowało gdzieś w całkowicie odległej, abstrakcyjnej sferze; do tej pory przewijało się jedynie na stronach książek, dziś rozegrane zostało na posadzce lokalu – przez chwilę Anne faktycznie zastanawiała się nad chłopcem, który zdecydował się poprosić Nealę o rękę, zanim wszystko się skomplikowało. Ale rozmowa o oświadczynach – samej ich naturze, specyfice czy zwyczajach, a później próba objęcia rozumem tego, co tak naprawdę zrobił biedny (wcale-nie-tak-biedny, patrząc na późniejsze wydarzenia) Walter, musiała poczekać. Aż wrócą do domu, będą same, emocje opadną, a słowa popłyną bez ładu i składu.
Przez jakiś czas przyglądała się młodej Weasley, jej troskliwym ruchom, którym akompaniowało raz po raz padające słowo lady; Beddow uśmiechała się jedynie kącikiem ust, co jakiś czas walcząc z pokusą wywrócenia oczyma. Mimo statusu i społecznych przyzwoleń, Neala nie wyglądała jak typowa szlachcianka; nie nosiła długich sukien i nie zadzierała arogancko podbródka, nie bała się też pobrudzić rąk czy zwyczajnie się bawić, bez obaw o nieodpowiednie zachowania. Być może cała ich wyprawa na potańcówkę, a później spędzanie wieczoru w towarzystwie dwóch chłopców w sercu ciemnego, głębokiego lasu, było ogromnym przewinieniem; ale dziwnym trafem, o tym Anne myślała najmniej.
Przyglądała się całej trójce, przeskakując spojrzeniem między chłopcami a płomiennowłosą, raz po raz pozwalając sobie na krótkie parsknięcie śmiechem; w pewnej chwili nawet była gotowa bronić honoru lady Weasley, ale Neala radziła sobie wyśmienicie w pojedynkę z zaczepnymi komentarzami. Uśmiech jednak zszedł gdzieś na drugi plan, kiedy główną rolę miały pełnić słowa – ich znaczenie, siła, przekaz; sama Beddow nasłuchała się ich w życiu wystarczająco, by wiedzieć, które puszczać mimo uszu. Lub przynajmniej próbować.
I tym razem milczała, gdzieś na boku miętosząc w palcach źdźbło trawy.
– Żartujesz – zawyrokowała od razu, kiedy brew drgnęła ku górze, a uśmiech na moment ustąpił miejsca faktycznej powadze – Nie zjada się druzgotków... – kącik ust uniósł się w rozbawieniu, kiedy kontrolnie zerknęła w kierunku rzeki. Nie mogli wyłowić tych stworów, prawda? I co gorsza – zjeść ich?
Na pewno były trujące; Annie była o tym absolutnie przekonana – skoro wyglądały jak małe demony, na pewno nie powinno się ich jeść.
– To wasz sposób na wyrażanie sobie pochlebnych uczuć? –  uniosła brew wraz ze spojrzeniem, kiedy szyszka uderzyła w głowę Jamesa; później pokręciła znów głową i westchnęła cicho. Chłopcy.
Młody Doe zdawał się jednak zbytnio nie przejmować zamachem na własne życie bądź zdrowie, czy też tylko i wyłącznie honor; kiedy podniósł z ziemi przyrząd, najprawdopodobniej służący do faktycznego połowu, odprowadziła go wzrokiem, chichocząc ukradkiem, kiedy dotarł do jej uszu ton oburzenia w wykonaniu Marcela.
– Obiecaj, że nie złowicie żadnego druzgotka... – rzuciła, powstrzymując krótki śmiech, kiedy blondyn zabrał się za tworzenie kolejnej wędki. Po chwili zerknęła kontrolnie na Nealę, jak gdyby chciała się upewnić, że Weasley również nie pochwala pomysłu jedzenia tych stworów.
Na szczęście problemy natury stołowania się w lesie zeszły na dalszy plan; niemal od razu, kiedy przyjaciółka zdecydowała się na opowieść, Anne usiadła po turecku na kocu, poprawiając sukienkę i podnosząc zaaferowane spojrzenie na Nealę; nieważne co ta chciałaby opowiedzieć, na pewno było niesamowicie ciekawe.
Byłoby.
Byłoby, gdyby w pewnym momencie, wraz z kolejnymi słowami, kolejną gestykulacją, kolejną iście teatralną miną, którą nagradzała szerokim uśmiechem, kolejnymi oddechami i zgłoskami, nastała cisza. Beddow pierw zmarszczyła brwi, dość prędko podążając jednak w ślad za spojrzeniem przyjaciółki, które lustrowało Marcela – nieprzytomnego Marcela. Znów.
Stłumiła krótkie westchnięcie, zagryzając nerwowo wargę i zerkając mimowolnie w kierunku Jamesa; później spojrzała na Nealę i wraz z jej zaklęciem pokręciła głową.
– Myślisz, że twoja ciocia pozwoli mu zostać? Chociaż na pare dni? – zapytała, wędrując spojrzeniem między panną Weasley a Marcelem; czym była ta klątwa, dlaczego ją miał i jak długo miała się utrzymywać – zdecydowała, że zapyta o to wszystko następnego dnia.
– Nie możemy go zostawić samego, sama widzisz... – co prawda miał jeszcze Jamesa, ale James przecież sam mówił...Pokręciła głową, by zaraz potem rozejrzeć się wokół.
– Zwykła woda chyba na nic się nie zda, co? – zmarszczone brwi zdradzały zdenerwowanie, kiedy krzyżowała spojrzenie z panną Weasley – Nie wiem co możemy, a co nie... Nie chcę zrobić mu krzywdy...


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]06.05.21 14:22
No tak, Steffen. Powinien był od razu na to wpaść. Potrafił ślęczeć nad woluminami i pochłaniać je w nieskończoność, i głośno i po cichu powtarzać do znudzenia znaczenia poszczególnych znaków — których do dziś sam nie był w stanie pojąć. Jego oczy powędrowały od Neali do przyjaciela, choć nie ruszył głową ani o cal i westchnął ciężko; kąciki ust mu drgnęły.
— Kompletnie zapomniałem…— przyznał głupio, ledwie powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem. Był pewien, że gdyby ktokolwiek zapytał go o fakty z historii magii nie byłby w stanie przytoczyć najbardziej podstawowych dat. Zdecydowanie nie mieli talentu Steffena do nauki. — Co...— wyrzucił z siebie, gwałtownie poważniejąc. Kolację? Otworzył usta, by zaprotestować od razu, ale kiedy Marcel poprosił Nealę, by mu kazała, spojrzał na nią wciąż zaskoczony. Właściwie, mógłby. — Właściwie, mógłbym. Świetnie gotuję — wyznał z największą powagą, przekonując młodą damę do swoich kulinarnych talentów. Ich brak wynikał z dość ograniczonej ilości składników, które zazwyczaj miał pod ręką, ale gdyby miał pełną kuchnię na pewno wyczarowałby coś specjalnego. Dziś musieli zadowolić się rybą. Usmażenie ryby to żadna filozofia, każda smakowała tak samo, a o przyprawach dodatkach jaśnie państwo mogli zapomnieć.
Zmianę tematu przez Marcela przyjął z ulgą, która choć nie odmalowała się na jego twarzy w żaden wyraźny sposób, widoczna była w jego spojrzeniu, gdy popatrzył na Marcela. Nawet przed nim próbowałby ukryć tę niezręczność, ale czytał go łatwo.
— Bądź następnym razem tak miły i siedź na przeciwko — poprosił go, próbując mu posłać poważne spojrzenie, ale wyraz twarzy zdradzał już rozbawienie. — Chciałem, żeby miała jak najlepszy widok na parkiet— wytłumaczył swoją nieuwagę, bez cienia wyrzutów sumienia zwalając winę za gapiostwo na Nealę. Nie miał nawet pojęcia, że to znajdowało się w obszernym spisie zasad dobrego wychowania, usiadł jak usiadł i to zupełnie przypadkiem. Spojrzał po sobie, na swoją jasną koszulę, która nie dość, ze była brudna od tarzania się z absztyfikantem Weasley po podłodze to przyozdobiona była wytwornymi plamami zaschniętej już krwi, zarówno z przodu, jak i z tyłu, na kołnierzu. Pogładził się po piersi i zmarszczył brwi. — Teraz będzie do wyrzucenia — burknął z niezadowoleniem. Nieszczególnie miał w czym przebierać, ale nie sądził, by jeszcze nadała się do czegokolwiek. — Och, nie, nie kłopocz się. Wędka potrzebuje twojej uwagi znacznie bardziej niż ja, myślę, że jakoś sobie tu poradzę bez ciebie.— Westchnął, unosząc brwi. — Ostatecznie, Neala mi towarzyszy... — Przeniósł na dziewczynę spojrzenie i uśmiechnął się smutno. — Bez obaw, nic ci nie będzie, kiedy ja jestem po prawej. Zaufaj mi — zapewnił ją, utrzymując jej wzrok przez chwilę. W końcu był jej wiernym skrzatem, nie mógł działać na jej niekorzyść. Gdy jednak zarzuciła mu zazdrość, prawie zakrztusił się własną śliną. Uniósł wysoko brwi i spojrzał na nią z rosnącym niedowierzaniem. Wcale nie był zazdrosny. O co miałby być? O tego ciamajdę?
— Nie zazdroszczę— skrzywił się szybko, by zaraz znów unieść jedną brew sugestywnie. — Co to w ogóle znaczy? — Dostać wydanie? — Jedyne co dostał to kosza. I w pysk...— mruknął pod nosem już. — W słowach, na piśmie nigdy nie przebrnę przez drugą stronę. — Istniała szansa, że jeśli mu opowie to nie zaśnie. — Możesz zaśpiewać, jeśli lubisz.— Będzie znośniej. To, co robiła nie było takie złe. Była delikatna. W jej ruchach dało się wyczuć troskę, wprawę w opatrywaniu rannych. To było całkiem miłe. Przyglądał jej się z bliska, nie czując potrzeby, by odwracać wzrok. Nie był też ani trochę skrępowany tym, co robiła i jak blisko musiała się znaleźć by to zrobić. — Nie wiesz ile jestem w stanie znieść— odpowiedział jej cicho na zarzut; był w stanie znieść naprawdę wiele. Nie chciał jednak o tym opowiadać, rozwijać tematu ani niczego jej wyjaśniać. Na tym postawił kropkę i na tym najlepiej byłoby zakończyć. W milczeniu pozwolił jej dokończyć wszystko. Po tym, jak oberwał odparł jej krótko — było w porządku, nie musiała si martwić, że przyjdzie mu opatrywać jego rany od nowa. Na szczęście tym razem to była tylko szyszka, nie butelka. Gdy Ania spytała o sposób wyrażania uczyć, obrócił głowę i wychylił się poza postać rudowłosej dziewczyny by móc dostrzec całą Anię.
— Co? Jakich uczuć? Nie!— odpalił z oburzeniem, spoglądając na Marcela z niechęcią. Co ona im insynuowała? Że się lubili? Mężczyźni się nie lubią. Mężczyźni się akceptują. A potem był temat rzeki, i Devon. Zadumał się na chwilę. — Wszyscy... poddani są tacy agresywni? — spytał Weasley, kiedy Marcel wspomniał o złym zachowaniu ludu Devon. — Zero zaufania do obcych. Jakbyśmy byli tu co najmniej niemile widziani — oburzył się, marszcząc brwi. Właściwie, było zupełnie odwrotnie. Przy Carterach miał szansę zobaczyć prawdziwą życzliwość i otwartość ludzi tego hrabstwa, pomimo panującej wojny i nieprzychylnej sytuacji. Wychowując się wśród wędrowników trudno mu było spotkać ludzi bardziej nieufnie podchodzących do nieznajomych od jego własnych krewnych.
Zignorował protest Marcela, a później zajął się już całkowicie rzeka i jej skarbami. Zarzucił wędkę i stanął nieruchomo, trzymając ją lekko w jednej ręce, drugą wycierając z ziemi i spodnie. Wciąż miał za paznokciami jej brud, po tym jak wykopywał z niej pokarm dla ryby. Coś tam słyszał na początku o Ronaldzie pogromcy, ale kiedy drgnęła, a później pociągnęła w dół, zacisnął mocniej palce i szybko dołączył drugą w mocnym uścisku, pociągając patyk do siebie, cofając się ostrożnie na brzeg. Nie walczyła długo, szybko wygrał z nią walkę, zupełnie nieświadom tego, co się działo za jego plecami — tego, ze przyjaciel znów padł jak długi przy ognisku. Nie zaalarmowała go cisza, brak dokazywania i nieobecność na skraju rzeki. Zaaferowany złowieniem ryby całkowicie pogrążył się w swoim zadaniu. Wyciągnął ją — była ogromna, śliska. Wyślizgnęła mu się już na brzegu na ziemię, wijąc i szamocząc. Kucnął przy niej, przytrzymując ją jedną ręką, drugą wyciągając powoli haczyk i linkę stworzoną przez Sallowa, by później, oszczędzając dziewczynom widoków i dylematów odesłać ją do krainy tęczowych mórz jednym sprawnym uderzeniem, tak jak robił to jego dziadek. By ją wypatroszyć potrzebował noża, wziął ją więc w ręce i przycisnął do siebie, czując jak jej chłód i woda, którą ociekała przenika przez koszulę, a jego ciało pokrywa się gęsią skórką. Wokół i tak było już zimno. Kolacja spotęgowała tylko to doznanie. Gdy tylko się odwrócił i dostrzegł, co się wydarzyło, znieruchomiał. A potem podszedł szybo.
— Oddycha?— spytał znów kontrolnie, wciąż z tą samą niepewnością i troską. Nie mógł wiedzieć, czy to znów to podłe osłabienie, czy może jakiś nagły, nieprzewidziany skutek ostatniej bójki. Niespokojnie popatrzył na dziewczyny, jedną, a potem drugą, szukając na ich twarzach potwierdzenia, że wszystko było w porządku i miały rękę na pulsie. — Sprawdzałaś? — Zatrzymał go na Anne, prosił, by się nim zajęła. Może jego głos był szorstki, zbyt szorstki — nic się nie działo niepokojącego, ale nie mieli takiej pewności. To tylko wyglądało ja zwykle. Kucnął przy nim, nie wypuszczając z rąk ryby, by popatrzeć na Marcela niepewnie. — Zadbasz o niego? — spytał ją znów, łagodniej. — Zajmiemy się kolacją. — Przeniósł wzrok na Nealę, po chwili przeczuwając, że mu odmówi. — Pomożesz mi? Chyba, że cię to brzydzi albo nie potrafisz jednak... Właściwie to nie widok dla dziewczyn. Poradzę sobie sam.— Mógłby sobie poradzić z tym sam, ale wcale nie chciał. Posłał jej smutną, ale pełną zrozumienia minę, zgarnął nóż Marcela i ruszył w stronę rzeki. Tam, ustawił ją sobie między kamieniami, które gwarantowały mu pewną stabilizację, rozpłatał jej brzuch, by wyjąć wszystko, co niepotrzebne. Później pozostało już tylko oskubanie łusek i nabicie jej na patyki — dwa, jeden to za mało. Była za duża, pod własnym ciężarem wpadnie do ognia kiedy tylko trochę się upiecze. Powinna wypełnić ich żołądki i zapewnić sytość aż do rana.

| rzut na wyciągnięcie ryby



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]09.05.21 15:55
Na jego twarzy malowało się rozbawienie, tak prostolinijnym Neali pytaniem, czy zamierzał odpuścić, jak późniejszym tłumaczeniem, czyja była rzeka; bynajmniej nie interesowały go wielkie tytuły, bynajmniej nie zastanawiała się, kto jest właściciel rzek, lasów i ulic, po których chodził; był czarodziejem i szczerze wierzył, że ten świat należy również do niego; fakt, że Neala w niczym nie przypominała królewny z baśni ani lady z jego wyobrażeń, a nawet tych, które mętnie pamiętał ze szkoły, chyba tylko go podjudzał.
- Jak sobie życzysz, ale potem nie narzekaj na słabsze widoki - odparł na słowa Jamesa, bez ogródek, nieco wyzywającym, choć wciąż rozbawionym tonem; ni przez chwilę nie wątpił, że towarzyszące im lady była mimo wszystko ładniejszym obrazkiem od niego. - Daj spokój, to tylko wędka. Nigdy nie będzie ważniejsza od ciebie - zapewnił go z absolutną powagą, z rozbawieniem korespondując z jego wcześniejszym oburzeniem na rzekomą zazdrość. - Pozwoli ci za to rozłożyć skrzydła i w pełni okazać kulinarny talent. - Dobrze wiedział, że James nie potrafił gotować, ale nie musiał tego potrafić, żeby przypiec nad ogniem rybę - robili to przecież wiele razy. Zwrócił się za to do Neali:
- Lepiej na siebie uważaj. Nie chcesz wiedzieć, co się dzieje, kiedy to on jest po prawej stronie. Budzą się upiory - zapewnił ze śmiertelną powagą, zagadkowo, nim nie usłyszał głosu Anne. - W życiu! - zawtórował oburzeniu Jamesa na słowa o uczuciach, o uczuciach szczerze trudno było mówić, nawet jeśli na scenie, w świetle ramp, przekuwał je w prawdziwą sztukę. Uciekł wzorkiem w bok, kiedy James mówił o agresji, widział przecież Waltera z bliska, po prostu potknął się o jego nogi. Co właściwie wydarzyło się później? Sam nie rozumiał, ale to przecież nie była ich wina - absztyfikant lady z pewnością jej się narzucał. Nie był pewien, nie słyszał wszystkiego a nie chciał dopytywać o to przy dziewczynach. Przypomniało mu się, że zostawili tam rzeczy, po które zamierzał wrócić nad ranem. Ludzie, którzy ich ugościli, byli całkiem życzliwi, póki nie nadwyrężyli ich zaufania. Ludzie, którym obiecał pomóc, też. Nie zawtórował jego słowom, ale też im nie zaprzeczył, chyba na siłę szukając wymówek na własne zachowanie. Tamten gość, nie powinien zwracać się w ten sposób do Anne, a zwłaszcza nie teraz, kiedy panowała ta okrutna wojna. Tamten z tulipanem - naprawdę mógł kogoś skrzywdzić, czuł to we wciąż przeszywającym bólem boku.
Wkrótce jednak James zniknął gdzieś za ich plecami, a Neala zaczęła snuć swoją opowieść, z teatralnym zawzięciem, nawet ciekawie, z dramatyzmem opisując sylwetkę wielkiego bohatera. Gdzieś między jednym słowem a drugim zwrócił się do Anne, konspiracyjnym szeptem, nachylając się do niej bliżej, by nie przerywać historii:
- Nie mogę obiecać - zaprzeczył z powagą, odnosząc się do druzgotków, przygotowana wędka leżała już obok; czas zabrać się za kolację. - Mogą nas zaatakować - dodał z trwogą, nad jej ramieniem, kiedy nagle, w kilka chwil, znów ogarnęła go senność; nie zdążył dostrzec opadających powiek, krajobrazu rozmywającego się w sennej mgle, wirujących drzew, kiedy upadł, ześlizgując się po jej ramieniu głową na kolana, nieprzytomnie, z twarzą zasypaną złotymi kosmykami. Ciało zsunęło się z pieńka, upadło na ziemię, na trawę, a ubranie zdążyło przejść wilgotną wieczorną rosą. Był już tak brudny, że trochę więcej brudu nie mogło mu zaszkodzić. Przeważnie budził się szybko, ale po wydarzeniach w pubie potrzebował odpoczynku; ucieczka z miejsca zdarzenia nie pozwoliła ciału zaznać spoczynku, maszerował razem z nimi, przygotowywał obozowisko, a osłabione ciało domagało się snu. Stracił dużo krwi, którą przesiąkła jego biała wcześniej, poszarpana koszula. Oddech był niespokojny, ale serce biło stabilnie. Na bladą twarz rzucały cienie płomienie pobliskiego ogniska. Nie zbudził się już na upragnioną kolację, nie zbudził się aż do rana, gdy w tle umilkły szumy rozmów i niepokój gęstniejącej mgły.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]13.05.21 1:20
Jedno wyjście, przyniosło tyle zdarzeń, emocji i sytuacji - tak nowych i pierwszych - że właściwie na razie o większości nie myślałam, bo inaczej chyba by mi głowa eksplodowała. Trochę niepewnie spojrzałam na Jamesa odnośnie tej kolacji całej. W sensie, nie miałam nigdy skrzata, ale kultura chyba wymagała poprosić a nie kazać, prawda? Skrzyżowałam z nim niepewnie spojrzenie słuchając odpowiedzi, przyjmując ją z lekką ulgą.
- Dziękuję. - powiedziałam, samo słowo oblekając równie dziękującym uśmiechem. Brwi zmarszczyły mi się na krótką chwilę, kiedy mówił o mnie do Marcela, jakby mnie w ogóle nie było. Uchyliłam usta, ale je zamknęłam ostatecznie postanawiając jednak przemilczeć tę kwestię, komentując ją lekkim wywróceniem oczu.
Ze zmarszczonymi brwiami spojrzałam na blondyna, kiedy przestrogę posłał w moją stroną. Jedna z brwi drgnęła, a spojrzenie przesunęło się do Jamesa, który mówił na ten sam temat.
- Po prawej dobrze - lewej się wystrzegać. - powtórzyłam przyjmując do wiadomości tą prostą prawdę o której dyskutowali od jakiegoś czasu, dla potwierdzenia skinęłam krótko głową.
Nie do końca wiedziałam dlaczego i czy to ja, czy to on, ale zdawało mi się, że co chwilę normalnie całkowicie odwrotnie - specjalnie czy nie - coś mówiliśmy. Sam zaczął, a przynajmniej takie było moje zdanie. Po co było wracać do Waltera, kiedy ja sama jeszcze nie do końca rozumiałam co się stało. Dlaczego dzisiaj? Dlaczego tam? Dlaczego, po prostu. No i może nie powinnam. Może nad charakterem wziąć i popracować bardziej, ale czasem słowa po prostu same w przestrzeń leciały i tyle. Mogłam tylko patrzeć. Patrzeć jak wysoko unoszą mu się brwi na twarzy. Bez sensu to stwierdzenie było, ale pierwsze mi do głowy przyszło, teraz wziąć odpowiedzialność musiałam za nie. Zaprzeczył. Oczywiście. Jakżeby inaczej. Wypuściłam powietrze z ust. Przygryzłam lekko dolną wargę. Głupie to było, odwróciłam spojrzenie w bok, wracając nim dopiero na pytanie. - Co za różnica teraz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Ale przecież znaczenia zdanie już nie miało, kiedy przecież nie był zazdrosny wcale. Brać i tłumaczyć o co mi chodziło jakoś bez sensu jeszcze bardziej było. A tylko o to, że pierwszy mnie poznał, a to nic nikomu nie robiło. - W sumie lubię, ale wolę mówić. - odpowiedziałam przesuwając kawałkiem halki, skupiona już nie na nim a na jego twarzy. Niby to samo, ale nie całkowicie. Bo dziwnie to było tłumaczyć, ale jak się brałam za leczenie, to mniej widziałam jego, a bardziej to, co kolejne miałam robić. Skupienie odbijało się w odrobinę schodzących się ze sobą brwiach, mimo łagodnego wyrazu twarzy. Czułam spojrzenie, ale zajęta nie zwracałam na niego uwagi w tym momencie mi nie wadziło. Przesunęłam spojrzenie na chwilę zawieszając gest kiedy jego usta opuścił słowa. Krótką chwilę patrzyłam po prostu by po zastanowieniu stwierdzić. - Nie wiem. - zgodziłam się, wzruszając łagodnie ramionami. - Zostań więc na dłużej. - zaproponowałam wracając do przerwanego gestu. - Jeśli stwierdzisz że wystarczy… zwrócę ci wolność? - zapytałam niepewnie, zerkając krótko na niego, unosząc kącik ust ku górze, zaraz umykając spojrzeniem. Jeszcze kilka ruchów, pociągnięć w milczeniu i skupieniu i zrobiłam to, co chciałam, opadając na stopy. odkładając mokry materiał splamiony krwią obok.
Mimowolnie moje wargi uniosły się w uśmiechu, kiedy słowa wypadły z ust Ani, a James wychylił się zza mnie. Obejrzałam na nią głowę, próbując z nią porozumiewawcze spojrzenie. Oczywiście, że nie. Ale rozbawienie zeszło mi z twarzy równie szybko co na nią weszło. Przez te rzeki i inne sprawy. Odpowiedziałam Marcelowi chcąc wiedzieć, że zamierza przy każdej okazji sięgać po tytuł na który jeszcze nie zasłużyłam, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Zamiast niej dostałam słowa bruneta. Zaczerwieniłam się cała ze wstydu chyba. Tyle chociaż że było ciemno. Pochyliłam głowę, splatając dłonie na nogach.
- To nie tak. - szepnęłam przygryzając dolną wargę. Zaprzeczając raz jeszcze, ale nie dało się ukryć, że dzisiaj, dla nich, Devon nie wystawiło najlepszej wizytówki. - Przepraszam, nie skreślajcie Devon jeszcze. - poprosiłam, nie wiedząc, co więcej mogłabym dodać. Znaczy mogłabym dodać więcej, ale jakoś uznałam, że pokora teraz będzie lepsza niż próba przekonywania do swojego. Tym bardziej, że James się podniósł i odszedł zabierając Marcelowi wędkę. Chwila ciszy pozwoliła, żeby zimny wiatr trochę ściągnął to zarumienienie i zdecydowałam się na tą historię, co blondyn chciał wcześniej. Podniosłam się i mówić zaczęłam, najlepiej, jak tylko byłam w stanie. I trochę lepiej się czułam robiąc coś, co zdawało mi się, że potrafię. Póki nie zamarłam, na chwilę tylko by zaraz znaleźć się obok i sprawdzić oddech i gestem dać znać, że jest w normie.
- Wytłumaczymy jej wszystko, przecież go tak nie zostawi, coś wymyśli na pewno. - odpowiedziałam przyjaciółce unosząc na nią spojrzenie. Pomagaliśmy obcym, a Marcel takim już nie był przecież - poza tym, znał Anne. Cioteczka będzie wiedziała co zrobić, do kogo zwrócić się po pomoc, mnie tej wiedzy brakowało - to jedno wiedziałam na pewno. Brakowało mi wiedzy na temat klątw, tutaj bardziej Melody by się zdała niż ja.
- Poczek… - urwałam w pół słowa kiedy ktoś odezwał się nade mną. Uniosłam spojrzenie ku górze, żeby sprawdzić, czy to on na pewno. Skinęłam głową, skupiając się na Marcelu, kiedy kolejne z pytań nie zwrócone było do mnie. Przeniosłam się na kolanach wyciągając różdżkę. - Lumos. - szepnęłam cicho, rozświetlający koniec różdżki, pochylając się nad rozdarciem w koszuli, sprawdzając, czy tam wszystko w porządku jest na pewno. Kolejne z pytań uniosło mój wzrok ponownie, ale widząc, że nie jest kierowane do mnie drgnęłam dopiero, kiedy jego tęczówki zawisły na mnie. Potwierdziłam skinieniem głowy. Mając w zamiarze się podnieść, ale zamarłam zaraz unosząc ku górze brwi. - Potrafię. - wtrąciłam się czując rosnące niezadowolenie. Zanim zrobiłam więcej cokolwiek już się odwracał. Westchnęłam lekko, przenosząc rękę na czoło Marcela.. - Wszystko wygląda w normie, Anne. - powiedziałam zabierając rękę. - Ale stracił krwi sporo chyba, więc pewnie osłabiony jest trochę. Po prostu pozwól mu spać, możesz go uszczypnąć lekko ale nie wiem co może go wybudzić z tej klątwy jeśli to to. Oddech ma w normie, więc po prostu patrz, czy klatka mu się unosi i opada w miarę regularnie. Możesz też dłoń do ust podkładać, będziesz czuć oddech. - wytłumaczyłam przyjaciółce prezentując odległość jaka wystarczy, zaraz się podnosząc. - Poradzisz sobie. - zapewniłam ją jeszcze. Spojrzałam na Jamesa, a później na nią wywracając oczami lekko. Nie poczekał nawet aż odpowiem. Odchodząc położyłam jeszcze na chwilę dłoń na jej ramieniu. Będzie dobrze Anne. Z nadal rozpaloną różdżką ruszyłam w kierunku Jamesa. Kiedy znalazłam się przy nim bez słowa skierowałam różdżkę tak, żeby rozjaśnić choć trochę ciemność wokół, nie mówiąc początkowo ani słowa. Bo w sumie co i mówić miałam? Że nie musiał wszystkiego robić sam. Właściwie to zdawało się, że rzeczywiście mnie nie potrzebował. Nie ruszając się rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu jakiś patyków. - Istnieje szansa, że następnym razem pozwolisz mi odpowiedzieć zanim odpowiesz sobie sam za mnie? - zapytałam kiedy wracaliśmy w stronę koca z przygotowaną już na ustawienie nad ogniem rybą. Usiadłam obok Anne, krótką komendą gasząc światło w różdżce. Usiadłam obok niej. - W porządku? - upewniłam się, wierząc, że gdyby coś rzeczywiście się stało to zawołał by nas od razu. Podwinęłam nogi, i oparłam na nich brodę obejmując się ramionami. Spojrzenie zawieszając na Jamesie, który pilnował ryby. Właściwie teraz byłam wdzięczna, że jednak ta wędka została zrobiona, bo brzuch zaczynał dopominać się o jedzenie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]14.05.21 14:47
Wieczór taki jak ten zdecydowanie zasługiwał na miano niecodziennego; być może gdyby prowadziła pamiętnik, zapisałaby atramentem kilka pokaźnych stron – od samego zjawienia się w Lynmouth, przez wymknięcie się z domu, potańcówkę, kolejne przypadkowe spotkanie, bójkę, a teraz; co tak właściwie robili? Nie do końca wiedziała, czy naprawdę powinni zostać tu dłużej, czy nie rozsądniej byłoby wrócić do domu. Ale mgła wciąż osiadała gęsto nad ziemią, a ktoś – nie była co prawda pewna kto taki – mógł wciąż chcieć porachować im kości, czy chociażby obarczyć konsekwencjami. Ostatnie czego Beddow chciała, to wpędzić Nealę w jakiekolwiek kłopoty; zatroskany wyraz twarzy jej ciotki i bura, która na pewno na nie czekała, były wystarczające.
– Zero uczuć, tylko męski chłód? – z rozbawieniem zabrnęła dalej, wyraźnie dając jednak do zrozumienia, ze żartuje; chłopcy tacy byli, ale fakt, że nie potrzebowali przytulenia czy faktycznych słów troski, wcale nie znaczył, że nie dbają o siebie nawzajem – W porządku, wierzę na słowo.
Nie do końca rozumiała ich wymianę zdań odnośnie stron, walterowych zachowań i tego, jak zachowywało się Devon; dla niej samej było to miejsce związane z nadzieją, być może odrobinę przypadkiem, ale tym całkowicie pozytywnym, który pozwolił jej na chwilę odpoczynku. No i była tutaj panna Weasley, a to – zwłaszcza po wielu miesiącach rozłąki i strachu – było wartością samą w sobie.
– Po prostu trafiliście na nieodpowiedni moment – moment, czas, miejsce; choć potańcówka zapowiadała się wyśmienicie, coś musiało pójść nie tak; nie zastanawiała się tak naprawdę kiedy to wszystko zaczęło się tak okrutnie komplikować, ale skoro mleko się rozlało, nie było potrzeby roztrząsania tego, co sprawiło, że teraz kulili się przy ognisku w środku lasu, jako tako ukrywając się przed czymś, lub kimś.
Wzniosłe opowieści i wizja pieczonej ryby zsunęły się gdzieś na bok; zupełnie tak jak z jej ramienia zsunęła się głowa Marcela, lądując na materiale sukienki przysłaniającym uda, przy okazji wywołując krótkie och i automatyczne sięgnięcie dłońmi w stronę jego potylicy, jakby chciała zadbać o to, że nic mu się nie stanie.
– Oddycha... – wymamrotała krótko, podnosząc spojrzenie na Jamesa, chwilę później zerkając na Nealę, która zdecydowanie lepiej radziła sobie – i z pomocą lekarską, i zwyczajnym zachowaniem spokoju ducha. Mimo że była to już kolejna – kolejna taka sytuacja, kolejne omdlenie spowodowane tą dziwaczną klątwą – uniosła nieco nerwowo wzrok na Jamesa, później młodą Weasley.
– Tak, ale... – urwane prędko, kiedy rudowłosa podniosła się w górę. Każde kolejne słowo Anne kodowała, przytakując głową, raz po raz zerkając na leżącego chłopca, później na jego klatkę piersiową, jakby musiała już teraz upewnić się, że wciąż jego oddech jest taki, jaki powinien.
– Poradzę.. – chciałaby, żeby zabrzmiało odrobinę pewniej, ale musiało wystarczyć jej nieco uparte spojrzenie i kolejne kiwnięcie głową.
Wzrok spoczął znów na Marcelu; obserwowała jego twarz uważnie, w pewnej chwili przyłożyła ostrożnie dwa palce do jego szyi, chcąc mieć stały dostęp do tętna. W międzyczasie ułożyła się nieco wygodnie, tak, by i jemu, nawet jeśli nie był tego świadomy, było nieco bardziej komfortowo; w końcu potrzebował odpoczynku, i chwili snu, nawet jeśli te przychodzące niespodziewanie nie miały w sobie niczego z faktycznego spokoju.
Delikatnie podniosła drugą dłoń, by opuszkami palców odsunąć kosmyki włosów z czoła i zamkniętych oczu, później nieco niepewnie pogładzić jego skroń. Co mogło mu się śnić, jeśli w ogóle cokolwiek? Jak długo skutki tej dziwnej przypadłości miały mu dokuczać?
Obserwowała go bezustannie, wybijając się z chwilowego letargu dopiero przez słowa Neali, która wróciła niedługo później.
– W porządku – odpowiedziała szeptem, choć przecież hałas nie był w stanie go zbudzić. Na moment zawiesiła wzrok na płomieniach ogniska, samej czując ciężkie powieki.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]26.05.21 1:19
Jeszcze nim Marcel zasłabł po raz kolejny i zarzucił mu dokonanie beznadziejnego wyboru, uniósł brwi wysoko i wstrzymał powietrze, jakby obawiał się, że lady będzie urażona tym komentarzem. Zerknął na nią tylko na chwilę, od razu spoglądając na przyjaciela i z przyłożoną do piersi dłonią wyznał:
— Nadrobię stracony czas patrząc jak śpisz do samego rana, gdy promienie wschodzącego słońca zatańczą na twojej twarzy, mój drogi.
Przechylił głowę lekko w bok, by zerknąć znów na rudowłosą dziewczynę i pochyliwszy się w jej kierunku dodał konspiracyjnym szeptem: — Wcale nie gorsze. — A jednak odwróciła wzrok. Nie umknęło mu to, jak przygryzła wargę, gdy zaprzeczył, ale nie przemknęło mu nawet przez myśl, dlaczego i co mogła wyrażać jej mina. W odczytywaniu kobiecych emocji wcale nie był dobry, a biorąc pod uwagę ostatnie lata nie tracił czasu na podobne eksperymenty. Wzruszył ramionami, gdy spytała. Co miał do tego dodać? Nie odpowiedział, póki nie wspomniała o tym, że lubi śpiewać. Kąciki ust naturalnie uniosły mu się w zadowolonym, szczerym uśmiechu. On też lubił, właściwie od dziecka.
— Śpiewanie to takie mówienie do rytmu i w melodii— zachęcił ją, jakby chciała tu i teraz cicho zacząć, ale zamiast tego złożyła mu propozycję. I w pierwszej chwili uśmiechnął się szerzej. Chciał zażartować, nastrój był wciąż lekki, przyjemny, pomimo niekorzystnej aury, otaczającej ich mgły. Ale coś podpowiedziało mu, że powinien odpowiedzieć inaczej: — Nie mogę. Żałuję — spoważniał na moment, łapiąc jej jasne spojrzenie na chwilę, a może dwie. I chyba na chwilę zapomniał, czego dotyczyła właściwie prośba. — Muszę być skrzatem jeszcze gdzieś indziej — dodał po chwili, przytomniejąc, znów pozwalając by beztroski wyra twarzy zmył wszystko to, co malowała na nim prawda. — Wolność jest darem od losu, nie ludzi — szczególnie w czasach ogarniętych wojną. Ponurą, krzywdzącą, coraz okrutniejszą. On cenił sobie wolność. Dziadkowie zakorzenili w nim to poczucie po tym jak pierwszy raz zachłysnął się wielkim światem istniejącym poza ulicami, które znał i nie był pewien, czy ktoś lub coś mogłoby zmienić jego przywiązanie do tego stanu. Do oddychania pełną piersią. Na jej twarzy widział zmartwienie, ale dotyczyło już czegoś innego. Była zasmucona zdarzeniami z potańcówki. Zerknął jeszcze na Marcela, by w swoim i jego imieniu zapewnić rudowłosą dziewczynę, że nie było to nic wielkiego. — To tylko żarty. W porównaniu do Londynu Devon kipi sielskością i problemami, za którymi można tęsknić. — Za kłopotami, które rozwiązywało się pięścią, a nie czarnomagiczną klątwą; prze którymi dało się zbiec i za które nie groziła publiczna egzekucja na placu pełnym wygłodniałych sępów. Devon było piękne, a ludzie tu stosunkowo otwarci i przyjaźnie nastawieni do wszystkich, nawet do takich jak on; oni. Gdyby Marcel ulizał włosy i ubrał czyste wdzianko mógłby uchodzić za dziedzica jakiejś fortuny, ale on?
Patroszenie ryby nie sprawiało mu większego trudu. Zajął się tym od razu i poszło mu sprawniej niż początkowo przypuszczał.
— Szansa zawsze jest — odparł Neali, wzruszając ramionami i pewnie, gdyby nie stan przyjaciela, puściłby jej przy tym perskie oko. Ale Marcel spał, a one zajmowały się nim tak, jak potrafiły najlepiej. Zerkał na nie, piekąc rybę nad ogniem, dbając o to, by z każdej strony ogień ogrzał ją na tyle dobrze, by nie była surowa. Nim zdjął ją z ognia z rzeki wydostał płaskie, niezbyt duże kamienie, które dłońmi przeczyścił na tyle, na ile mógł w ziemnej wodzie gołymi palcami, a później ogrzał je przy ogniu. Rozłożył je tak, by dziewczyny mogły same, palcami nabrać tyle białego mięsa, ile miały tylko ochoty i ułożyć je na ciepłych, naturalnych talerzach, po czym sam skubał z całości trochę. Kawałek zostawił Marcelowi, na wypadek gdyby obudził się w środku nocy, przykrył to liściem paproci, a potem dołożył do ognia, upewniając się, że nie zgaśnie i usadowił się na ziemi tuż obok rudowłosej dziewczyny.
— Możecie się przespać. Będę czuwał — zapewnił je, długim patykiem poruszając palące się drewno przed nimi.

| zt dla wszystkich Rzeka Lyn - Page 3 149821699



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]30.05.21 0:04
28 października 1957
Nie spodziewała się, że dni spędzone z Nealą będą tak satysfakcjonujące a jednocześnie tak wypełniona pracą. Nie, żeby miała coś przeciwko, bo to był jeden z ciekawszych dla niej sposobów spędzania czasu. O ile brzmiało to dziwne, tak Sheila po prostu bardzo dobrze się czuła mając jeszcze jakieś zajęcie. Co prawda oznaczało to, że nie mogła pracować jednocześnie w miejscu w którym niejako zarabiała. Jednocześnie pomagała teraz przyjaciółce jak i ludziom w Devon, dlatego w jakimś dziwnym odczuciu po prostu cieszyła się zwykłym przyjściu na miejsce i pomocy w uprzątnięciu obejść. Zresztą, zabieranie Montygona na przejażdżki było niesamowite, kiedy tylko koński grzbiet sprawiał, że kołysała się w jedną i drugą.
Znajdowały się teraz niedaleko rzeki, a skoro Neala kończyła swoje zajęcie, Sheila zobowiązała się do wzięcia koni nad rzekę aby je napoić. Pewnie jeszcze mogła przez chwilę zająć się nimi i zobaczyć, czy wszystko w porządku, co dawało jej też chwilę do siebie zanim wróci do młodej panny Weasley. Niesamowite było, jak mieszkańcy tych ziem byli uprzejmi, nawet jeżeli nie mogła podejść do tego bez nawet drobnej dozy cynizmu, pamiętając wcześniejsze jej traktowanie przez takich ludzi. Teraz za to dziękowali jej za pomoc, co wydawało się niemal jakimś dziwnym snem. Prychnęła nagle lekko, rozbawiona całą tą myślą, nawet nie zauważając, że nad rzeką znajduje się ktoś jeszcze, przynajmniej dopóki konie nie parsknęły, kopytami stukając w ziemię. Spojrzenie Sheili powędrowało w stronę jasnowłosej kobiety.
Nie widziała jej wcześniej, a i jej strój nie wyglądał na taki, który trąciłby biedą. Nie sprawiło to jednak, że panna Doe się wycofała, nie tyle z przesadnej pewności co raczej rozważania, kim może być nieznajoma osoba. Wydawała się raczej poświęcać czemuś, co mogło być w wodzie, a czego cyganka jeszcze nie widziała. Odrzchąknęła lekko, nawet jeżeli już wcześniej było wiadomo, że ktoś się zbliża poprzez stukot końskich kopyt. Różdżkę wyczuwała w kieszeni, niepewna, czy w razie czego zdoła wyciągnąć ją o czasie. Oby nie musiała.
- Proszę się nie przejmować, ja jedynie tutaj napoję konie. Nie będziemy przejmować. – Wodze trzymała dość pewnie, spoglądając jeszcze z kim przyszło jej się dziś spotkać.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]30.05.21 8:36
Prudence ostatnio okropnie brakowało wypraw badawczych. Organizowała sobie więc czas, jak tyko mogła. Eksplorowała okolice, chociaż większość miejsc znała już niemalże na pamięć. Powoli zaczynało jej to przeszkadzać, z drugiej jednak strony jakie miała wyjście? Cieszyć się tym, co ma, czy marudzić o braku wolności i możliwości. Inni mięli jeszcze gorzej. Ona nie musiała się, aż tak mocno martwić, była bezpieczna, póki co w rodowej rezydencji. Wiedziała, że wojna kiedyś się skończy, będzie mogła wrócić do swoich pasji. Ciekawe tylko kiedy? Póki co, ratowała się tym, co było na miejscu.
Jak zawsze wstała wczesnym rankiem, szkoda jej było czasu na sen. Jesień powodowała, że dzień był coraz krótszy, po nocach wolała się nie włóczyć, aby nie kusić losu. Wielu bowiem chciało pozbyć się jej rodziny. Nie chciała dorzucać im problemów spowodowanych swoją niesubordynacją. Po ostatniej wizycie w Londynie, gdzie widziała jak wygląda aktualna sytuacja ograniczyła jeszcze bardziej miejsca swoich wizyt.
Postanowiła dzisiaj udać się nad rzekę, którą pamiętała z dzieciństwa. Może brakowało jej nieco do oceanów, które dane jej było już podziwiać, jednak była to woda. Żywioł, który ją uspokajał i był najbliższy jej sercu. Nie spodziewała się, że spotka tu stworzenia, których jak do tej pory nie widziała, jednak liczyła na to, że będzie w stanie ukoić swoje myśli.
Spacerowała już ponad godzinę, kiedy doszła do uskoku między dwoma wioskami, który tworzył kaskadę. Przystanęła na moment, pozwoliła sobie podziwiać piękno natury. Wpatrywała się w wodę i nie myślała o niczym - tego jej było trzeba. Z przemyśleń wyrwał ją odgłos końskich kopyt, dosyć nerwowo się odwróciła i zacisnęła dłoń na różdżce, którą miała w kieszeni. Dostrzegła kobietę. Może nie powinna zakładać, że jest źle do niej nastawiona? Złapała się na tym, że wystarczył jeden dźwięk, by wzbudzić w niej strach. Okropne to były czasy. Zmierzyła wzrokiem dziewczynę, która to znienacka pojawiła się nad rzeką. Nie wyglądała jej na kogoś, kto mógł jej zrobić krzywdę. Odetchnęła więc z ulgą, a i przestała tak mocno ściskać swoją różdżkę.
- Dzień dobry. - Postanowiła zbliżyć się nieco do nieznajomej. Ostatnio nie miała zbyt wiele możliwości, aby poznawać nowe osoby, także postanowiła skorzystać z okazji. - Niech panienka poi konie, proszę się mną nie niepokoić. Przyszłam tu jedynie nieco ukoić myśli. - odparła jeszcze spokojnym głosem.


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rzeka Lyn - Page 3 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]30.05.21 13:57
To właśnie ona była jedną z tych, które na ten moment cierpiała bardziej. Nie mówiła oczywiście z perspektywy osoby poszukiwanej, bo takie miały o wiele gorzej, ale sama teraz ledwie ciągnęła koniec z końcem, tak by jak najlepiej móc po prostu się wyżywić i nie umierać z głodu. Co prawda dzięki Adelaidzie miała dach nad głową i zawód, za który również otrzymywała zarobek. Wiedziała jednak, że próby dociągania do końca miesiąca czasem były okupione większym wysiłkiem, a i wszystko co ze sobą miała to równie dobrze mogło być wykorzystane do lekkiego przeżycia. Neala oferowała jej odszukanie pracy, ale póki co, Sheila musiała wiedzieć co działo się z jej rodzina. Nie mogła odizolować się od nich w jakiejś dziwnej pracy, dlatego musiała tym bardziej dowiedzieć się, co się z nimi stało. Nie chciała wierzyć, że nie żyją, bo ten rodzaj prawdy bolał zbyt mocno aby można było go łatwo od tak do siebie przyjąć. Pewnie dlatego pozostawała w Londynie – jeżeli jakieś miasto miało mieć informację, to zdecydowanie stolica, nawet jeżeli tak wielkie zmiany zaistniały się na przestrzeni wieków.
Nie, żeby obecne życie w cyklu samym w sobie jej się nie zmieniało. Wstawała wcześnie, szykowała posiłek, ubierała się i pracowała aby potem na koniec dnia zająć się mieszkaniem i wszystkimi drobnymi zadaniami które trzeba było wykonać. Różniła się cała otoczka i to właśnie ona miała największe znaczenie. Tak jak Prudence, nie była przyzwyczajona do siedzenia w jednym miejscu i szarość miasta najzwyczajniej jej brzydła, tak jakby sama siebie zmuszała do patrzenia z okno i podziwiania okolicy, tak jakby nagle miała się ona odmienić i zmienić na lepsze. W pesymistycznym poglądzie, spodziewała się raczej, że będzie to na gorsze.
- Dziękuję. – Wydawało się, że żadna z nich nie zamierza rzucać się na ta drugą, ale Sheila i tak zamierzała się pilnować, na wszelki wypadek. Czy mogła jej zaufać? Tak szybko na pewno nie, ale musiała zdecydowanie się do niej przekonać. Mogła być człowiekiem Devon, mogła być zdecydowanie niepodobna do tych miłych ludzi. Podprowadzając konie do wody, Sheila pozwoliła im pochylić pyski aby łapczywie napiły się wody, ostrożnie przestawiając nogi przy brzegu. – Odwiedza pani kogoś w Devon? W niedalekiej miejscowości mają akurat wspólne pracowanie w gospodarstwach. – Spróbowała jakoś zająć tę niezręczną ciszę, skoro już i tak musiały spędzić tę chwilę ze sobą. Spoglądała jeszcze z zaciekawieniem na to, co kobieta może porabiać, a Montygon lekko przekręcił łeb, aby szturchnąć Prudence w ramie, doszukując się po niej jakiejś słodyczy albo czegoś do jedzenia.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]30.05.21 18:54
Prudence zdawała sobie sprawę, że życie w czasach jak te, dla wszystkich był trudne. Wiadomo - ona zawsze miała lżej, przynajmniej tak jej mówili wszyscy naokoło, że powinna doceniać to, co ma. Nie do końca się z tym zgadzała, zawsze chciała czegoś więcej. Nie zamierzał jednak teraz jakoś mocno udowadniać swojej racji, nie był to odpowiedni moment. Musiała się dostosować, z początku miała z tym problem, z czasem się przyzwyczaiła, jednak nieco przy tym zgasła. Jakby brakowało jej chęci do robienia czegokolwiek.
Próbowała sobie znaleźć jakieś użyteczne zajęcie, szło jej to jednak nieco opornie. Miała zamiar nieco wypytać najbliższych o Zakon, może tam by się na coś przydała. Wiedziała, że nie była nie wiadomo jak uzdolnioną czarownicą, jednak może akurat jej zdolności się do czegoś przydadzą. Szczególnie po tym, co widziała w Londynie. Dopóki nie zobaczyła na własne oczy nie zdawała sobie sprawy, że jest aż tak źle. Nie spodziewała się, aż takiego przyzwolenia na przemoc. Co dopiero musiało dziać się za zamkniętymi drzwiami, gdzie wzrok nie sięgał. Wolała nie wiedzieć, nie potrafiła bowiem zaakceptować takiego rozwiązania. Postanowiła jednak zmienić coś w swoim życiu i przestać być obojętną, trzymaną pod kloszem, miała potrzebę, aby się zaangażować, nie wiedziała jednak jeszcze od czego powinna zacząć.
Prudence zauważyła, że dziewczyna jest nieco zdystansowana. Nie ma się, co dziwić. W dzisiejszych czasach nigdy nie wiadomo, kim jest druga osoba. Bezpieczniej być ostrożnym. Ciekawe, czy kiedy to się skończy ludzie powrócą do tego, co było kiedyś. Czy nadal wszyscy będą tacy chłodni. Brakowało jej trochę tego, co było kiedyś. Spontaniczności i otwartości..
- Nie masz za co dziękować, przecież to nic takiego.- - rzekła z uśmiechem do spotkanej dziewczyny. Nie chciała przeszkadzać jej w wykonywaniu swoich zadań.
- Akurat dzisiaj nie odwiedzam. Ostatnio wspominałam to miejsce, w dzieciństwie często tu bywałam i postanowiłam je odwiedzić. Wojna nieco utrudnia moją pracę, staram się więc korzystać z tego co mam. - Praca może to zbyt dużo powiedziane. Bardziej jej naukowe zachcianki. Wiedziała, że gdyby pochodziła z innego rodu zapewne w życiu nie mogłaby robić tego, co chciała. Była wdzięczna rodzinie, że wyraziła zgodę na to, aby rozwijała się w interesującej jej dziedzinie, w końcu kobiecie nie wypadało. To cud, że jeszcze nie została oddana żadnemu mężczyźnie jako żona i nie miała stada dzieci..
Prudence poczuła końskie szturchnięcie. Jak na złość nie miała nic, czym mogłaby poczęstować stworzenie. Pozwoliła sobie jednak pogłaskać go po pysku. - Ależ jesteś piękny. - rzekła do konia.


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rzeka Lyn - Page 3 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]01.06.21 23:30
Wbrew pozorom, jeżeli Prudence miała dach nad głową i dobre życie, to Sheilii tak naprawdę nie było nic do tego, ba, pewnie nawet pogratulowałaby młodej (a może nie tak młodej) pannie, że ma chęci i siłę aby coś robić. I jeżeli chciała więcej – to też brzmiało dobrze. Warto było sięgać po to, co się chciało, jeżeli nie krzywdziło się przy tym innych. Nie, aby Sheila robiła za wielkiego obrońcę uciśnionych, nie chciała jednak wzbogacać się cudzym kosztem. Pewnie dlatego tak bardzo ganiła braci za kradzież, bardzo dobrze wiedząc, jak zachowywali się w momencie, w którym coś przeskrobali. Już wystarczyło, że i tak niechętnie podchodzili do takich jak oni, nie tylko ze strony czarodziejskiej ale i mugolskiej.
Chyba tym bardziej to frustrowało kiedy teraz próbowała znaleźć pracę taką, która dawałaby jej możliwość zarobienia na siebie. Ciężko czasem splatało się koniec z końcem, a przecież nie była sama i wciąż mieszkała ze swoją opiekunką. Starała się, dzień i noc stojąc na nogach aby domem miał się kto zaopiekować, żeby materiały miał kto pozszywać…nie różniło się to praktycznie niczym, czego by wcześniej nie doświadczyła, ale teraz nie miała męża, który zapewniłby jej utrzymanie, ani taboru, który ochroniłby ją w razie wypadku. Została sama, z frustracją, tęsknotą i niezrozumieniem zasad tego, co czekało ją w obcym świecie. Żeby jeszcze skończyła szkołę z jakimiś wysokimi wynikami…ale kto miałby dać pracę w Ministerstwie dziecku przybłędy i alkoholika? Kto zapewniłby dobry dom dziewczynie, która ledwo odrosła od ziemi? Nie miała zbytnio wiary w innych ludzi, poza tymi, których trzymała blisko.
Chyba tym bardziej lubiła Nealę. Przyjęła ją bez większych wymagań, zaprosiła do miejsca tętniącego życiem i dobrocią…nie było łatwo na początku, ale szybko przekonała się do niej i starała się zrobić wszystko, aby odpracować tę początkową nieufność, którą teraz właśnie kierowała w stronę Prudence. Nic dziwnego, panna Doe była niczym prawdziwy wilk – ufna tylko w stronę watahy. Zainteresowały ją jednak słowa wypowiedziane następnie, przechyliła więc lekko głowę z zainteresowaniem.
- Ma pani tutaj rodzinę w okolicy? – Zapytała, zaciekawiona lekko, co przygnało ją tutaj za młodu w te okolice i co sprawiło, że już tu nie mieszkała. Wydawało się, że miejsce chociaż biedne, było całkiem bezpieczne. Ale skoro mówiła o pracy, być może po prostu nie dało jej się wykonywać jej tutaj w tym miejscu.
- Pracuje pani jakoś…specjalne? W rzece tutaj z tego co wiem, czasem zdarzają się druzgotki, więc proszę uważać. Co prawda nie są wielkie, ale mało to przyjemne kiedy coś nagle czepia się kostki i próbuje wciągnąć pod wodę. – Dobrze, że miało się przy sobie różdżkę, ale i tak zaskoczenie mogło nie być najlepszym punktem dnia. Ciekawe, jak w ogóle trytony wykorzystywały je w swoich działaniach… Zaśmiała się lekko, spoglądając jak Montygon interesownie przymila się do kobiety, próbując wyłudzić dodatkowe smakołyki.
- To koń przyjaciółki, Montygon. A w zasadzie bardziej jej rodziny. Bardzo przystojny kawaler.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]02.06.21 9:54
Prue miała świadomość, że jej życie było prostsze dzięki temu w jakim rodzie przyszła na świat. Wszystko miała podane na tacy, od zawsze. Próbowała jednak wyciągnąć z tej egzystencji jak najwięcej, chciała coś osiągnąć, a nie być tylko córką bogatego ojca. Od dziecka przekładała się do nauki, nie chciała skończyć jak większość szlacheckich córek jako żona bogatego lorda. Oczekiwała od swego żywota więcej, potrzebowała jakiegoś celu. Nie wszyscy potrafili zrozumieć jej podejście, ale się już z tym pogodziła i nie zamierzała dyskutować na temat tego, jaką ścieżkę wybrała.
Panna Macmillan była również bardzo tolerancyjna, chętnie spotykała się z osobami niższego pochodzenia, uważała, że o niczym złym to nie świadczy. Tak została wychowana, każdy bowiem mógł być wartościowym człowiekiem. Przez to jej rodzina teraz została nieco odsunięta od innych rodów, a chociażby jej kuzyn był poszukiwany. Oni również nie byli bezpieczni, wszędzie czyhały niebezpieczeństwa. Powoli przyzwyczajała się do takiego stanu rzeczy. Była ostrożna, chociaż zupełnie nie leżało to w jej naturze.
- Teraz można już powiedzieć, że mam rodzinę, od kiedy mój kuzyn został mężem pewnej uroczej panny. Wcześniej byliśmy po prostu przyjaciółmi. - odparła z uśmiechem. Z Weasleyami od zawsze żyli w zgodzie. Może przez to, że oni też byli trochę czarnymi owcami, wśród rodzin czystokrwistych. Może nawet bardziej od Macmillanów. Lubiła pojawiać się w tych okolicach, bo mogła być sobą. Nie musiała udawać jak to wysoko głowę trzyma. Oni byli wyrozumiali. Stąd te wszystkie miłe wspomnienia.
- Dzisiaj nie zbyt specjalnie. Przyszłam popatrzeć na wodę, gdyż jest mi ona bardzo bliska i ogromnie brakuje mi oceanu, głębiny i tego, co się tam kryje. W czasach je te, muszę sobie zastępować to rzeką, mam choć tyle. Nie boję się druzgotków, ale dziękuję za ostrzeżenie, miałam już w swoim życiu doczynienia z groźniejszymi stworzeniami. - Całkiem przyjemnie jej się gawędziło z nieznajomą. Zapomniała już, jak to jest.
- Piękny osobnik. Naprawdę. - rzekła z podziwem. Postanowiła również jeszcze bardziej zbliżyć się do dziewczyny, skoro już tak sobie rozmawiają wyciągnęła w jej kierunku dłoń, aby się przedstawić. - Jestem Prudence, wiem, że przyszło nam żyć w trudnych czasach, jednak miło mi cię poznać.


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rzeka Lyn - Page 3 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]05.06.21 21:49
W sumie niewiele się interesowała tym, jak wyglądało życie szlachty, nawet jeżeli byli oni nastawieni przyjaźnie do mugoli bądź mugolaków. Można było mówić sobie co się chciało, ale dopóki mieszkali w pałacach i jedli wykwintne produkty, raczej nie sądziła, aby byli niesamowicie ze sobą zżyci. Może i niewiele wiedziała na temat tego życia, ale z drugiej strony, nie patrzyła przez to na kogoś pogardliwie. Nawet jednak jeżeli takie rzeczy pozostawały bez jej ingerencji, nie miała z tym większego problemu. Po prostu nie lubiła, kiedy tacy ludzie rzucali wyświechtanymi frazesami, jak to każdy powinien brać broń i różdżkę w dłoń i walczyć. Wyjątkowo wiele razy natrafiała na ludzi którzy potrafili obrazić ja tylko dlatego, że nie pasowała im jej narodowość. Mieszańce miały problemy w wielu miejscach.
Na szczęście jednak dla Purdence, chociaż Sheila nie chciała się  jakkolwiek angażować w konflikt, tak nie zamierzała sprawiać problemów komukolwiek a serce miała po „właściwiej” stronie, tak więc nawet ze świadomością, kogo konkretnie ma przed sobą, tak panna Macmillan była przy niej bezpieczna. Co prawda z obroną jej mogłoby być gorzej, ale oczywiście, spróbowałaby się zmierzyć z niebezpieczeństwem jeżeli takie by je napotkało. Jeżeli jednak mowa tutaj o tym miejscu, tak raczej największą groźbą były właśnie te druzgotki, które odnaleźć można było w rzece.
- To bardzo miłe! Powroty do miejsc, gdzie spędzało się dzieciństwo muszą być w takim razie dość przyjemne, zwłaszcza jeżeli było to dość szczęśliwe i działania były dość radosne. – Uśmiechnęła się lekko, chociaż zaraz przybrała dość neutralny wyraz twarzy. Ona nie chciałaby wracać do swojego domu, tego, w którym pijany ojciec bił ją, jej rodzeństwo i jej matkę. Do spalonego taboru i trupów ciężko zaś było wrócić. – Mieszkają niedaleko, więc jeżeli będzie pani przejeżdżać obok Ottery, to proszę dawać znać. Na pewno przyjmą tam każdego, kto tego potrzebuje.
Cóż, dziwnie zachowywała się biorąc pod swoje skrzydła i zapraszając do domu obcą osobę, zwłaszcza, że była to siedziba Weasleyów. Wątpliwe jednak, aby jakikolwiek wróg zapuszczał się na ten teren w pojedynkę i to jeszcze zamiast próbować zrobić jakikolwiek wywiad, to po prostu wędrował sobie brzegiem rzeki. Mając nadzieję, że wszystko będzie w porządku, a jeżeli Prudence kojarzyła Weasleyów, musiała wiedzieć, do jakiej miejscowości zaprasza ją właśnie Sheila.
Wyciągnęła dłoń, aby uścisnąć rękę panny Macmillan, chyba pierwszy raz od początku tej rozmowy obdarzając ją uśmiechem, w który na dodatek nie było nic podejrzanego.
- Miło mi poznać, Prudence, jestem Sheila. Podróżujesz? Z opisu wynika, jakby twoja praca była wybitnie ciekawa. – Poklepała jeszcze Montygona po boku, próbując sobie wyobrazić, jak to mogłoby być na morzu. Pewnie mogło to być niejako na tak, jak na wozach, tak jakby każdy z nich był swoim małym, zamkniętym światem, w którym człowiek chciał przemierzać świat. – Brzmi to też niebezpiecznie, skoro spotykałaś istoty większe od druzgotków. Czy to znaczy, że jesteś bardziej…jak to mówią…walczącą kobietą? – Kojarzyła łowców zwierząt, więc być może właśnie tym zajmowała się jej rozmówczyni.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]05.06.21 23:19
Cóż, mogła nie zdawać sobie sprawy z tego, jak szlachta cierpiała na tym, że spoufalała się z mugolakami. Nawet jeśli mieszkali w pałacach, jeśli głośno wyrażali swoją opinię stawali się ofiarami innych rodów. Nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, jednak nie miała prawa wymagać jednakowej wiedzy od wszystkich. Miała świadomość, że większość osób jedynie interesowała się tym, co działo się obok nich i nie mogła mieć im tego za złe. Bardzo łatwo przychodziło ocenianie tych szlacheckich rodów, szkoda jednak, że co niektórzy bez zawahania mogli się postawić w sytuacji tych gorszych, szkoda, że nie działało to w dwie strony. Sytuacja jej rodziny znajdowała się aktualnie w bardzo złym miejscu, tyko ze względu na to, że chcieli być tolerancyjni, co niektórzy powinni się nieco doinformować na pewne tematy.
- Tak, dzieciństwo miałam wymarzone, wielu mogłoby mi pozazdrościć.- Lady Macmillan zdawała sobie sprawę, że miała ogromne szczęście, że przyszła na świat, akurat w tym rodzie. Mogła sobie pozwolić naprawdę na wiele i nie przejmować się konsekwencjami. Miała świadomość, że nie wszyscy mięli tyle szczęścia, co ona. Nie mogła nic na to poradzić.
Połączyła fakty. Ta kobieta najprawdopodobniej musiała pracować u jej rodziny. Zapraszasz mnie do Weasleyów? Są jednym z bliższych mi rodów, nie chciałam jednak ich niepokoić ich swoją wizytą, wolę trzymać się na uboczu..- odparła zupełnie szczerze. Dużo większą przyjemność sprawiało jej chodzenie własnymi ścieżkami, niżeli pakowanie się w kolejne rodzinne miejsca. Nie przepadała za spotkaniami z dalszymi członkami rodzin, z racji na to, że nieco odstawała od standardowego członka rodziny. Wolała trzymać się na uboczu, nie tłumaczyć z żadnych swoich odchyleń. Wyjątkowo dobrze jej było na uboczu, z dala od oczu obserwatorów.
- Czy wybitnie ciekawa? Można na ten temat dyskutować. - Dało się odczuć, że Prue jest pewna siebie. Ton jej głosu.. był specyficzny. - Zajmuję się morskimi stworzeniami, czego ostatnio ogromnie mi brakuje. - powiedziała wprost kobiecie, nie chciała jej zwodzić, szczególnie, gdy była taka sympatyczna.
- Czy ja wiem, czy walczącą. W pewien sposób tak, walczę o miejsce kobiet w nauce. - odparła z entuzjazmem.



I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rzeka Lyn - Page 3 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Rzeka Lyn [odnośnik]06.06.21 14:49
Największym problemem było to, że żadna z nich nie rozumiała sytuacji tej drugiej. Tak jak Prudence miała wiele na swoich barkach, nawet jeżeli była szlachcianką. Sheila zaś, od dziecka przeganiana i pogardzana, teraz miała nieco więcej chwili dla siebie, bo liczyły się polowania na nieco inne osoby. Obydwie jednak były w nieciekawej sytuacji – czy jednak do tego dojdą, czy pozostaną zwracać się w dwie różne strony, to jeszcze miało się okazać. Jej największa nadzieją w tym momencie była rozmowa, a jeżeli w tym momencie miała jakoś postarać się, aby panny Macmillan nie spłoszyć. Nie wiedziała, na co tak w sumie liczyła – nie mogła wiedzieć, że jest szlachcianką, nie wyglądała na taką. W końcu i osoby czystej krwi zdarzało jej się obsługiwać, jeżeli przynosiły jej ubrania do poprawy, ale póki co kontakt ze szlachty miała z Nealą i jej kuzynem, Reggiem. Kto by liczył na to, że spotka kogoś jeszcze.
- To brzmi miło. Mam nadzieję, że nawet teraz masz dobre relacje z rodziną. W tych czasach to skarb, jeżeli można liczyć na kogoś, kogo mamy blisko siebie. – Zakuło ją coś w środku na te słowa, ale przynajmniej udało jej się powstrzymać nieco więcej, niż wydanie z siebie nieco więcej szlochu. Miała szczerą nadzieję, że w tej kwestii przynajmniej ktoś więcej miał szczęścia od niej i nie musiała martwić się też o innych. Chociaż szczerze współczuła Neali, której brat również zaginął i nie wiadomo było, gdzie obecnie się znajduje. Przynajmniej w tym umiała jakoś wesprzeć przyjaciółkę.
- Myślę, że znacząco ucieszą się z twojej wizyty! Może i uważasz, że tak jest lepiej, ale Neali przyda się towarzystwo silniejszej kobiety i kogoś, kto jej podpowie nieco więcej o życiu. Wiem, że pewnie jej to nie przeszkadza, ale wydaje mi się, że mogłaby spędzać więcej czasu z kimś, kto miałby większe zrozumienie o tym, jak to jest być kobietą. – A jeżeli Prudence rzeczywiście nie była tą osobą, za którą się podaje, tak szybko można było zweryfikować, czy naprawdę była tą osobą, za którą się podaje, będzie to proste.
- Podejrzewam, że o wiele ciekawsza mimo wszystko, niż przeszywanie spódnic bogatszych i mniej bogatszych panien, albo granie na ulicy od czasu do czasu. – Nie umiała sobie wyobrazić jakiegoś lorda, który nagle wziąłby skrzypce i zaczął grać ku uciesze gawiedzi. Parsknęła wewnętrznie na tę myśl. – Mam szczerą nadzieję, że będziesz mogła wywalczyć więcej miejsc. Sama się tam nie nadaję, ale to cel, o który myślę, dobrze, że walczysz. A jeżeli chcesz, jestem niedaleko tu z Nealą, możemy do niej podjechać teraz.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Rzeka Lyn
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach