04.08.1958 - Wianki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg w Dorset
Brzeg plaży w Weymouth 04 sierpnia 1958
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Nigdy nie przypuszczała, że doholowanie kogoś tonącego do brzegu mogło być tak cholernie trudne. Kiedy dopłynęła do chłopaków, niemal poczuła ulgę, że są obaj i że zaraz wszyscy, całą trójką będą na brzegu. To jednak nie miało być tak zaraz.
Dosłownie w momencie, kiedy znalazła się przy Jimie, ten złapał się jej desperacko (czyli jeszcze żył! Jeszcze był przytomny!) i naparł na nią całym swoim ciężarem ciała, w jednej chwili pakując jej głowę pod wodę. Nie spodziewała się tego, więc nie zdążyła porządnie nabrać wcześniej powietrza i dodatkowo nałykała się słonej wody.
Wynurzyła się na szczęście dość szybko z powrotem... kiedy Jimmy jakby nagle opadł z sił... bo tylko opadł z sił, prawda?
Zakrztusiła się, wypluła wodę, ale mogli płynąć dalej. Razem. No już!
Spojrzała na Marcela, który też nagle przestał pomagać. Przez jedno uderzenie serca pomyślała, że może i on stracił siły... ale wtedy jej spojrzenie zahaczyło o bezwładnego Jima... i ją zmroziło.
Czy on... Czy on... targana przez morskie fale nie widziała czy oddycha. I sama znów pobladła, zapomniała jak się poruszać i woda zaczęła ją wciągać z powrotem w dół.
Nie. Liddy. Ogarnij się, ogarnij!
Usłyszała wołanie Neali, Marcel też zaczął robić jakieś kombinacje, to ją trochę otrzeźwiło. Kazało na nowo włączyć myślenie, które zagłuszało rosnącą w niej panikę. Marcel chyba próbował go odwrócić na brzuch, tego się zdążyła domyślić i szybko mu w tym pomogła... i wtedy Jim nagle odżył. Lidka wydała z siebie zduszony krzyk zaskoczenia, a Doe znów zaczął się rzucać i podtapiać tym razem Marcela.
- Jim! JIM! Przestań! - wrzasnęła na niego przerażona, chociaż do Doe chyba i tak niewiele teraz docierało. Nie wiedziała co robić, jak im pomóc, żeby przy okazji też nie wylądować znów pod wodą.
Merlinie, Marcel!
Ignorując to, że Jim w tej chwili był nieobliczalny i podtapiał każdego w pobliżu, odwróciwszy się tyłem do brzegu złapała go mocno za jedno ramię i szarpnęła go w swoją stronę, żeby przynajmniej tą jedną ręką puścił Marcela. Przy dobrych wiatrach Jimmy straciłby równowagę i przynajmniej częściowo runąłby na jej klatkę piersiową, dzięki czemu przejęłaby chociaż część jego ciężaru na siebie. Miała tylko nadzieję, że Marcel sam zdoła się wydostać z powrotem na powierzchnię i że zdąży to zrobić zanim Jim i ją podtopi.
Na szczęście po chwili Doe znów zwiotczał i tym samym się uspokoił. Na szczęście?! Merlinie! Już sama nie wiedziała czy wolała go teraz przytomnego, czy nie.
Jedną ręką podtrzymywała Jima na sobie, a drugą mocno mieliła wodę starając się utrzymać ich oboje na powierzchni.
- Marcel...! - załkała, jakby to jakoś miało pomóc przyjacielowi w wydostaniu się na powierzchnię. Kurwa.
no to K100 na pływanie
Dosłownie w momencie, kiedy znalazła się przy Jimie, ten złapał się jej desperacko (czyli jeszcze żył! Jeszcze był przytomny!) i naparł na nią całym swoim ciężarem ciała, w jednej chwili pakując jej głowę pod wodę. Nie spodziewała się tego, więc nie zdążyła porządnie nabrać wcześniej powietrza i dodatkowo nałykała się słonej wody.
Wynurzyła się na szczęście dość szybko z powrotem... kiedy Jimmy jakby nagle opadł z sił... bo tylko opadł z sił, prawda?
Zakrztusiła się, wypluła wodę, ale mogli płynąć dalej. Razem. No już!
Spojrzała na Marcela, który też nagle przestał pomagać. Przez jedno uderzenie serca pomyślała, że może i on stracił siły... ale wtedy jej spojrzenie zahaczyło o bezwładnego Jima... i ją zmroziło.
Czy on... Czy on... targana przez morskie fale nie widziała czy oddycha. I sama znów pobladła, zapomniała jak się poruszać i woda zaczęła ją wciągać z powrotem w dół.
Nie. Liddy. Ogarnij się, ogarnij!
Usłyszała wołanie Neali, Marcel też zaczął robić jakieś kombinacje, to ją trochę otrzeźwiło. Kazało na nowo włączyć myślenie, które zagłuszało rosnącą w niej panikę. Marcel chyba próbował go odwrócić na brzuch, tego się zdążyła domyślić i szybko mu w tym pomogła... i wtedy Jim nagle odżył. Lidka wydała z siebie zduszony krzyk zaskoczenia, a Doe znów zaczął się rzucać i podtapiać tym razem Marcela.
- Jim! JIM! Przestań! - wrzasnęła na niego przerażona, chociaż do Doe chyba i tak niewiele teraz docierało. Nie wiedziała co robić, jak im pomóc, żeby przy okazji też nie wylądować znów pod wodą.
Merlinie, Marcel!
Ignorując to, że Jim w tej chwili był nieobliczalny i podtapiał każdego w pobliżu, odwróciwszy się tyłem do brzegu złapała go mocno za jedno ramię i szarpnęła go w swoją stronę, żeby przynajmniej tą jedną ręką puścił Marcela. Przy dobrych wiatrach Jimmy straciłby równowagę i przynajmniej częściowo runąłby na jej klatkę piersiową, dzięki czemu przejęłaby chociaż część jego ciężaru na siebie. Miała tylko nadzieję, że Marcel sam zdoła się wydostać z powrotem na powierzchnię i że zdąży to zrobić zanim Jim i ją podtopi.
Na szczęście po chwili Doe znów zwiotczał i tym samym się uspokoił. Na szczęście?! Merlinie! Już sama nie wiedziała czy wolała go teraz przytomnego, czy nie.
Jedną ręką podtrzymywała Jima na sobie, a drugą mocno mieliła wodę starając się utrzymać ich oboje na powierzchni.
- Marcel...! - załkała, jakby to jakoś miało pomóc przyjacielowi w wydostaniu się na powierzchnię. Kurwa.
no to K100 na pływanie
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Ruch na plecach przyniósł tchnienie ulgi, Jim tam był, poruszał się, żył, walczył, nie był gotowy na to, że Jim wepchnie go do wody; nie zdążył wziąć głębszego oddechu, nie wstrzymał go zbyt długo, woda wdarła się w usta; rozpaczliwy szamot rąk miał wyciągnąć go z powrotem na powierzchnię; brzeg się oddalał zamiast przybliżać, a jego ból głowy przybierał na sile, wypierany rosnącą adrenaliną. Był słaby, zmęczony, całym dniem, całą nocą, ale resztkami sił - walczył, już nie z rzeczywistością, a z samym sobą. Lidds pozwoliła mu rozpaczliwie wynurzyć się na powierzchnię, w szamotaninie pogubionych ramion i łapczywie pochwycić wreszcie oddech. Potrzebował chwili, żeby uspokoić serce i wypluć wodę, ale tej chwili nie mieli. Naprawdę zabrał go tak daleko od brzegu? Wydawało mu się, że byli bliżej, co go opętało? Nie był sobą. Nie chciał tego przecież. Liddy była silniejsza, przyjęła jego ciężar, Marcel chwilę odpoczął; zaraz wpłynął pod niego z powrotem, zerkając porozumiewawczo na przyjaciółkę i w nagłym zrywie - spróbował przyśpieszyć, bo czas uciekał.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Wszędzie były chmury, chmury dookoła niego. Chmury pod nim, nad nim, tonął w chmurach. Przestawały do niego docierać dźwięki szamotaniny, chlust wody, krzyki z brzegu, krzyki spod siebie, odkaszliwanie niewiele już dało, nie miał siły i choć na moment wydawało mu się, że czuł przepływ powietrza, pierś bolała go tak bardzo, jakby potężna siła wciskała mu żebra do środka. W chmurach tańczyła Lidds, tuż obok niego, uciekła mu sprzed oczu jednak. W chmurach płynął Marcel z włosami na oczach; widział, nie słyszał jego kaszlu. Potem były już tylko chmury i tylko chmury, aż zaczęło się ściemniać. Oczy my uciekły, powieki częściowo przymknęły.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Przez ułamek sekundy, który trwał niemal wieczność, w głowie pojawiła jej się okropna myśl: a co jeśli Marcel nie wypłynie? Czy będzie musiała go świadomie porzucić w morskiej toni i wybrać ratowanie siebie i Jima? Czy rzucić mu się na ratunek licząc na to, że uda jej się go wyłowić i nie stracić przy tym Jima…? JAK w ogóle miałaby dokonać takiego wyboru w czasie kilku uderzeń serca?
Nie musiała dokonywać tego wyboru. Jeszcze nie. Jeszcze nie dzisiaj.
Marcel się wynurzył, a jej, durnej, pociekły po policzkach łzy strachu i ulgi. Dobrze, że Marcel był zajęty łapaniem tchu, a ona i tak była cała mokra, pewnie nawet tego nie zauważył. Zresztą nie było teraz czasu na takie pierdoły. Wiedząc już, że Marcel daje radę, spróbowała ruszyć w stronę brzegu płynąc na plecach i mocno młócąc wodę nogami, które stanowiły teraz jej i Jima główny napęd. Było ciężko. Nieprzytomny przyjaciel jej ciążył i spowalniał. Miała wrażenie, że w ogóle się nie przemieszczają, albo że miesiąc by tak z nim płynęła nim dobiliby wreszcie do brzegu.
Na szczęście Marcel szybko do nich dołączył, odciążając ją trochę i pomagając w holowaniu Jima, który nadal nie odzyskał świadomości. Nie wiedziała czy to dobrze, ale przynajmniej nie próbował ich podtapiać...
Wilgotnymi od łez i morskiej wody oczami złapała spojrzenie Marcela, mocniej złapała Doe’a i wykorzystując do tego wszystkie siły, które jej pozostały spróbowała płynąć jeszcze szybciej. Szybciej, zanim Jim znów się ocknie. Szybciej, zanim Jim…
Walczyli z czasem.
Nie musiała dokonywać tego wyboru. Jeszcze nie. Jeszcze nie dzisiaj.
Marcel się wynurzył, a jej, durnej, pociekły po policzkach łzy strachu i ulgi. Dobrze, że Marcel był zajęty łapaniem tchu, a ona i tak była cała mokra, pewnie nawet tego nie zauważył. Zresztą nie było teraz czasu na takie pierdoły. Wiedząc już, że Marcel daje radę, spróbowała ruszyć w stronę brzegu płynąc na plecach i mocno młócąc wodę nogami, które stanowiły teraz jej i Jima główny napęd. Było ciężko. Nieprzytomny przyjaciel jej ciążył i spowalniał. Miała wrażenie, że w ogóle się nie przemieszczają, albo że miesiąc by tak z nim płynęła nim dobiliby wreszcie do brzegu.
Na szczęście Marcel szybko do nich dołączył, odciążając ją trochę i pomagając w holowaniu Jima, który nadal nie odzyskał świadomości. Nie wiedziała czy to dobrze, ale przynajmniej nie próbował ich podtapiać...
Wilgotnymi od łez i morskiej wody oczami złapała spojrzenie Marcela, mocniej złapała Doe’a i wykorzystując do tego wszystkie siły, które jej pozostały spróbowała płynąć jeszcze szybciej. Szybciej, zanim Jim znów się ocknie. Szybciej, zanim Jim…
Walczyli z czasem.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Jego zaklęcie osłoniło dziewczyny, ale przez moment zapatrzył się na wilgotne ubranie Ani i z wrażenia zapomniał, że nie jest w stanie przewidzieć potęgi morza. Gdy wrócił wzrokiem do przyjaciół, ujrzał jak inna fala ciągnie ich głębiej - byli coraz dalej, mimo, że w jego perspektywie minęła zaledwie sekunda.
Krzyknął, strach w jego głosie splótł się z nawoływaniami Neali. Przez chwilę opuściła go chęć na czary, w serce wkradła się wątpliwosc, ze coś zepsuje - ale widział jak walczyli z prądem i posuwali się do brzegu za wolno, widział jak ciężki wydaje się Jim…
….za wolno…
-Uwaga, spróbuję was wypchnąć na brzeg! Fluxobedio! - tym razem spróbował pokierować falą w której się znajdowali tak, by popchnęła ich w stronę brzegu i by nurt im sprzyjał. Łagodniej niż wczesniej.
Krzyknął, strach w jego głosie splótł się z nawoływaniami Neali. Przez chwilę opuściła go chęć na czary, w serce wkradła się wątpliwosc, ze coś zepsuje - ale widział jak walczyli z prądem i posuwali się do brzegu za wolno, widział jak ciężki wydaje się Jim…
….za wolno…
-Uwaga, spróbuję was wypchnąć na brzeg! Fluxobedio! - tym razem spróbował pokierować falą w której się znajdowali tak, by popchnęła ich w stronę brzegu i by nurt im sprzyjał. Łagodniej niż wczesniej.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Nagle prądy zaczęły im sprzyjać. Poruszająca się fala mocniej pociągnęła ich w kierunku brzegu, przyśpieszyła ich ruch; nie wypuścił Jima z chwytu, bacząc, by nie zsunął się z Lidds, nawet wtedy, kiedy znaleźli się już przy piasku, nie czuł się dobrze z tym, że to ona musiała wziąć na siebie jego większy ciężar, było mu wstyd; uniósł wzrok na Nealę - chciał za nią krzyknąć, ale nie był w stanie - był pewien, że zaraz do nich dotrze.
Zerwał się na nogi, kiedy wodę mieli już do kolan - i upadł chwilę później, przeliczając swoje siły - kiedy zebrał się ponownie, odebrał Jima od Liddy i za ramiona wyciągnął go tak daleko w piasek, ile trzeba było, by był już bezpieczny, prosto na ciepłe promienie słońca, po czym ciężko upadł obok niego, nie odstępując go jednak na krok. Dłoń drżała, kiedy sięgała z przerażeniem jego twarzy, próbując go ocucić, pochylony nad jego ciałem dostrzegał niecodzienną bladość skóry, z oczu spłynęły łzy, mimo mokrej twarzy i zaczerwienionych od wody oczu i tak dostrzegalne obok zrozpaczonego grymasu twarzy - na żałośnie przekrzywionej szczęce. Odezwij się, Jim, odezwij się do mnie, no już, przepraszam. Przepraszam za wszystko. Nie sprawdzał oddechu, tracił go już wcześniej, tracił go cały czas, jeśli oddychał, to nie robił tego prawidłowo. Pociągnął nosem, ściskając jego żuchwę, żeby otworzyć usta - najpierw wsunął tam palce, szukając glonów, potem wykonał wdech ratunkowy, obserwując jego klatkę piersiową - długi, mimo tego, że sam tracił dech; łapczywie chłonął powietrze przed kolejnym, chcąc pomóc, nim Neala znajdzie się obok.
przystępuję do pierwszej pomocy, anatomia...
Zerwał się na nogi, kiedy wodę mieli już do kolan - i upadł chwilę później, przeliczając swoje siły - kiedy zebrał się ponownie, odebrał Jima od Liddy i za ramiona wyciągnął go tak daleko w piasek, ile trzeba było, by był już bezpieczny, prosto na ciepłe promienie słońca, po czym ciężko upadł obok niego, nie odstępując go jednak na krok. Dłoń drżała, kiedy sięgała z przerażeniem jego twarzy, próbując go ocucić, pochylony nad jego ciałem dostrzegał niecodzienną bladość skóry, z oczu spłynęły łzy, mimo mokrej twarzy i zaczerwienionych od wody oczu i tak dostrzegalne obok zrozpaczonego grymasu twarzy - na żałośnie przekrzywionej szczęce. Odezwij się, Jim, odezwij się do mnie, no już, przepraszam. Przepraszam za wszystko. Nie sprawdzał oddechu, tracił go już wcześniej, tracił go cały czas, jeśli oddychał, to nie robił tego prawidłowo. Pociągnął nosem, ściskając jego żuchwę, żeby otworzyć usta - najpierw wsunął tam palce, szukając glonów, potem wykonał wdech ratunkowy, obserwując jego klatkę piersiową - długi, mimo tego, że sam tracił dech; łapczywie chłonął powietrze przed kolejnym, chcąc pomóc, nim Neala znajdzie się obok.
przystępuję do pierwszej pomocy, anatomia...
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Gdzieś po drodze odpłynął. Oczy przysłoniła ciemność, czas zwolnił, a potem się na chwilę zatrzymał. Bezwładne ciało zrobiło się cięższe, a dla kogoś kto sam nie miał sił mogło wydawać się ciężkie jak kamień. Wiotkie poddawało się wszystkim czynnościom. Pomimo podjęcia pierwszej próby, ciało nie zareagowało.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Szybciej, mocniej, trzymaj go mocno, płyń. PŁYŃ!!! Jimmy, błagam, nie umieraj, nie umieraj!
Płynąc na plecach i pilnując, żeby głowa nieprzytomnego przyjaciela cały czas znajdowała się na powierzchni wody, starała się nie patrzeć na jego coraz bledszą twarz i na siniejące wargi. Nie mogła na niego patrzeć, bo znów sparaliżowałby ją strach, znów zapomniałaby jak się pływa, a teraz nie mogła. Teraz musieli płynąć, musieli dotrzeć do brzegu najszybciej jak to możliwe nie bacząc na ból w rękach i nogach.
I nagle jakby jej modlitwy się spełniły i kolejna fala mocno popchnęła całą ich trójkę do celu.
Nie widziała tego. Nie widziała jak daleko jeszcze do brzegu. Dopiero kiedy Marcel spróbował, początkowo niezdarnie stanąć na nogach, w głowie zaświtała jej myśl, że się udało. Że jakimś cudem im się udało. Odwróciła się, gdy tylko Marcel ściągnął z niej ciało Jima, i sama też z trudem się podniosła na nogach jak z galarety, żeby zaraz dopaść do chłopaków i pomóc w niesieniu nieprzytomnego Doe’a dalej od morskich fal.
- N-Neala! NEALA! – zawołała desperacko, choć pewnie Weasley doskonale wiedziała, że jest potrzebna i zaraz do nich dopadnie. – Neala, pomocy! – zawołała i tym razem po jej policzkach pociekły łzy.
Jim leżał na piasku i wyglądał… wyglądał jakby nie żył. Marcel klęczał przy nim, działał, a ona… ona też wiedziałaby jak pomóc, ale nie była w stanie się ruszyć z miejsca. Stała nad nimi z czystym przerażeniem wymalowanym na twarzy, nie mogąc złapać tchu. Ze strachu, z bezgłośnego łkania. Cała się trzęsła i nie mogła się ruszyć z miejsca.
W głowie na zapętleniu dudniły jej dwie myśli: spóźnili się. Jim był martwy.
Płynąc na plecach i pilnując, żeby głowa nieprzytomnego przyjaciela cały czas znajdowała się na powierzchni wody, starała się nie patrzeć na jego coraz bledszą twarz i na siniejące wargi. Nie mogła na niego patrzeć, bo znów sparaliżowałby ją strach, znów zapomniałaby jak się pływa, a teraz nie mogła. Teraz musieli płynąć, musieli dotrzeć do brzegu najszybciej jak to możliwe nie bacząc na ból w rękach i nogach.
I nagle jakby jej modlitwy się spełniły i kolejna fala mocno popchnęła całą ich trójkę do celu.
Nie widziała tego. Nie widziała jak daleko jeszcze do brzegu. Dopiero kiedy Marcel spróbował, początkowo niezdarnie stanąć na nogach, w głowie zaświtała jej myśl, że się udało. Że jakimś cudem im się udało. Odwróciła się, gdy tylko Marcel ściągnął z niej ciało Jima, i sama też z trudem się podniosła na nogach jak z galarety, żeby zaraz dopaść do chłopaków i pomóc w niesieniu nieprzytomnego Doe’a dalej od morskich fal.
- N-Neala! NEALA! – zawołała desperacko, choć pewnie Weasley doskonale wiedziała, że jest potrzebna i zaraz do nich dopadnie. – Neala, pomocy! – zawołała i tym razem po jej policzkach pociekły łzy.
Jim leżał na piasku i wyglądał… wyglądał jakby nie żył. Marcel klęczał przy nim, działał, a ona… ona też wiedziałaby jak pomóc, ale nie była w stanie się ruszyć z miejsca. Stała nad nimi z czystym przerażeniem wymalowanym na twarzy, nie mogąc złapać tchu. Ze strachu, z bezgłośnego łkania. Cała się trzęsła i nie mogła się ruszyć z miejsca.
W głowie na zapętleniu dudniły jej dwie myśli: spóźnili się. Jim był martwy.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie, nie, nie, to niemożliwe. Niemożliwe. Gdzie jesteś? Czemu cię tu nie ma? Otwórz oczy, oddychaj, żyj , przetrącona szczęka nie ułatwiała przeprowadzenia pierwszej pomocy, ale robił, co mógł, mimo przeszywającego bólu. Łzy spłynęły gęściej, kiedy nic się nie zmieniało, a jego sine wargi nie nabrały oddechu; słyszał szloch Lidds, jeszcze bardziej paraliżujący, bo prawdziwy. Nawet w myślach nie pozwolił przedrzeć się myśli, że Jim naprawdę mógłby odejść, był przerażony, jego ciało drżało, a gdy z piątym wdechem nie wydarzyło się nic, z i jego ust wymknęło się łkanie. Popatrz na mnie. Odezwij się. To były tylko głupie żarty. Ściskał w dłoni jego czarne włosy, odginając jego głowę w tył, ale to nic nie dawało; rozpaczliwy chwyt stawał się z każdą chwiłą mocniejszy, jakby wierzył, że w ten sposób zatrzyma jego duszę przy ciele.
Nie, nie, nie. Skrzyżował dłonie na jego piersi, napierając na nią całym ciałem - był zmęczony, nogi nie były w stanie go utrzymać, ból szczęki promieniował na całą twarz, głowę, ale adrenalina wciąż pchała go do działa - uciskał, tak szybko, jak potrafił, tak szybko, jak go uczono, nie działał przecież pod presją pierwszy raz - a on, a dla niego, oddałby ostatni dech.
Naprawdę tego nie chciałem, Jim. Naprawdę nie wiem, co się ze mną stało, to ściśnięte strachem serce bolało teraz najmocniej. Pchał jedną dłonią drugą, nie zastanawiając się nad tym, czy połamie mu przy tym kości - najważniejsze było tempo i siła, która nie będzie zbyt słaba. Dasz radę, Jim, zostań przy mnie. Otwórz oczy. Odezwij się do mnie! Łzy opadały na jego ciało, cichy szloch nie przerywał masażu, musisz przy mnie zostać.
Nie, nie, nie. Skrzyżował dłonie na jego piersi, napierając na nią całym ciałem - był zmęczony, nogi nie były w stanie go utrzymać, ból szczęki promieniował na całą twarz, głowę, ale adrenalina wciąż pchała go do działa - uciskał, tak szybko, jak potrafił, tak szybko, jak go uczono, nie działał przecież pod presją pierwszy raz - a on, a dla niego, oddałby ostatni dech.
Naprawdę tego nie chciałem, Jim. Naprawdę nie wiem, co się ze mną stało, to ściśnięte strachem serce bolało teraz najmocniej. Pchał jedną dłonią drugą, nie zastanawiając się nad tym, czy połamie mu przy tym kości - najważniejsze było tempo i siła, która nie będzie zbyt słaba. Dasz radę, Jim, zostań przy mnie. Otwórz oczy. Odezwij się do mnie! Łzy opadały na jego ciało, cichy szloch nie przerywał masażu, musisz przy mnie zostać.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź