04.08.1958 - Wianki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg w Dorset
Brzeg plaży w Weymouth 04 sierpnia 1958
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
- Episkey. - powtórzyłam raz jeszcze, bo światło nie zajaśniało. Pewnie to wszystko nie pozwoliło mi na to, żeby rzucić je poprawnie. Musiałam się wziąć i skupić dla dobra nosa Anne.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'k8' : 4
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'k8' : 4
Uderzyła mocno, poczuła to doskonale w chwili kiedy jej pięść dosięgnęła celu. W tym ułamku sekundy przemknęło jej przez myśl, że tyle wystarczy, że wreszcie Marcel się ocknie z szału, zobaczy co wyprawia i przestanie... ale nim się z tego ucieszyła, poczuła jak coś z impetem uderza ją w nogi i z nich zwala. Tym razem nie miała szans na złapanie równowagi i upadła prosto w wodę. Na chwilę wszystko zwolniło i przycichło, gdy otoczyła ją morska toń, a fala odrzuciła od chłopaków. Na moment ją zamroczyło, ale odruchowo odepchnęła się od dna i zaraz wynurzyła z wody zaczerpując haust powietrza. Rozejrzała się wokół, z mocno rozmytym obrazem przed oczami, żeby jak najszybciej zlokalizować chłopaków... ale nigdzie nie mogła ich znaleźć.
- G-g-gdzie oni są?! - wydukała chyba zaczynając panikować. W głowie jej szumiało, coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w brzuchu i gardle.
Nie widziała jak Marcel zaciąga Jima głębiej w morze, nie widziała w którym kierunku, a jej przeklęte oczy niełapiące ostrości tak szybko po zetknięciu z morską wodą wcale nie pomagały.
- Anne, Neala, gdzie oni są?! - powtórzyła w coraz większej panice, przerażona już nie na żarty. Nagle stała się blada jak ściana z rozbieganym spojrzeniem wokół. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, kiedy ruszyła z miejsca, brodząc przez fale, choć sama nie wiedząc w którą stronę ma się kierować.
Przecież nie utonęli. Nie mogli tak szybko. Nie przy nich. Nie przy niej! PRZECIEŻ TU BYŁA! Zobaczyłaby jak toną! ZAREAGOWAŁABY!
- G-g-gdzie oni są?! - wydukała chyba zaczynając panikować. W głowie jej szumiało, coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w brzuchu i gardle.
Nie widziała jak Marcel zaciąga Jima głębiej w morze, nie widziała w którym kierunku, a jej przeklęte oczy niełapiące ostrości tak szybko po zetknięciu z morską wodą wcale nie pomagały.
- Anne, Neala, gdzie oni są?! - powtórzyła w coraz większej panice, przerażona już nie na żarty. Nagle stała się blada jak ściana z rozbieganym spojrzeniem wokół. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, kiedy ruszyła z miejsca, brodząc przez fale, choć sama nie wiedząc w którą stronę ma się kierować.
Przecież nie utonęli. Nie mogli tak szybko. Nie przy nich. Nie przy niej! PRZECIEŻ TU BYŁA! Zobaczyłaby jak toną! ZAREAGOWAŁABY!
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Emocje sprawiły, że gorąca krew pchała do działania nim myśli zdołały powstrzymać pięści. Wszystko działo się w zawrotnym tempie, choć wszelkie opowieści mówią, jak wzrok odobiera sytuację w zwolnieniu. Kłamali, gdyż jak tylko pięści poszły w ruch, wszystko inne miało miejsce w tym samym czasie.
Męskie krzyki mieszały się z rykiem i szumem fal, stanowiące tło dla wydarzeń. Wciągnięci w wir walki James i Marcelius nie widzieli przyjaciół, którzy z przerażeniem w oczach patrzyli na ich kłótnię.
Steffen sprawnie rzucając czas sprawił, że wysoka, groźnie wyglądająca fala rozbiła się tuż obok dziewczyn; uratował je przed porwaniem w wodę, ale nie dostrzegł jak druga, równie niebezpieczna zbliża się w stronę bijącej się dwójki.
Ci w amoku walki zdawali się być ślepi i głusi na otaczającą ich rzeczywistość.
Zanurzeni w wodzie, tracili powoli oddech. Prądy morskie szarpały ciałem, porywały dalej i głębiej i przecież mogli się wynurzyć, mogli spróbować wypłynąć, ale zmęczenie zrobiło swoje. Intensywny wieczór sprawił, że ciało nie było już tak posłuszne, bo choć młode i silne, miało swoje ograniczenia.
Kolejna fala wyciągnęła i dalej od brzegu.
Marcelius dostrzegając twarz przyjaciela uświadamiał sobie, że sam również znalazł się w niebezpieczeństwie.
Powietrza brakowało coraz bardziej, nieznośny ból przeszył płuca, zmuszał usta do otwarcie i zachłyśnięcia się morską wodą.
|Marcelius i James, w wyniku bójki nie zauważyliście nadchodzącej fali, która wciągnęła was głębiej pod wodę. Otrzymujecie obrażenia - 10 każdy, w wyniku braku powietrza i zmęczenia związanego z bójką.
W kolejnej turze musicie wydostać się na powierzchnię, aby uniknąć zachłyśnięcia się wodą i nadchodzącej fali.
Steffen twoje zaklęcie uchroniło Anne i Nealę przed zmoknięciem i sprawiło, że Jamesa i Marceliusa pochwyciła jedynie jedna, mocniejsza fala.
W razie pytań, zapraszam do MG.
Primrose Burke
Męskie krzyki mieszały się z rykiem i szumem fal, stanowiące tło dla wydarzeń. Wciągnięci w wir walki James i Marcelius nie widzieli przyjaciół, którzy z przerażeniem w oczach patrzyli na ich kłótnię.
Steffen sprawnie rzucając czas sprawił, że wysoka, groźnie wyglądająca fala rozbiła się tuż obok dziewczyn; uratował je przed porwaniem w wodę, ale nie dostrzegł jak druga, równie niebezpieczna zbliża się w stronę bijącej się dwójki.
Ci w amoku walki zdawali się być ślepi i głusi na otaczającą ich rzeczywistość.
Zanurzeni w wodzie, tracili powoli oddech. Prądy morskie szarpały ciałem, porywały dalej i głębiej i przecież mogli się wynurzyć, mogli spróbować wypłynąć, ale zmęczenie zrobiło swoje. Intensywny wieczór sprawił, że ciało nie było już tak posłuszne, bo choć młode i silne, miało swoje ograniczenia.
Kolejna fala wyciągnęła i dalej od brzegu.
Marcelius dostrzegając twarz przyjaciela uświadamiał sobie, że sam również znalazł się w niebezpieczeństwie.
Powietrza brakowało coraz bardziej, nieznośny ból przeszył płuca, zmuszał usta do otwarcie i zachłyśnięcia się morską wodą.
|Marcelius i James, w wyniku bójki nie zauważyliście nadchodzącej fali, która wciągnęła was głębiej pod wodę. Otrzymujecie obrażenia - 10 każdy, w wyniku braku powietrza i zmęczenia związanego z bójką.
W kolejnej turze musicie wydostać się na powierzchnię, aby uniknąć zachłyśnięcia się wodą i nadchodzącej fali.
Steffen twoje zaklęcie uchroniło Anne i Nealę przed zmoknięciem i sprawiło, że Jamesa i Marceliusa pochwyciła jedynie jedna, mocniejsza fala.
W razie pytań, zapraszam do MG.
Primrose Burke
To nie powinno tak wyglądać, ale myślenie nigdy nie było jego najmocniejszą stroną. Mówił, co mu ślina na język przyniosła, a sprowokować go było prosto, jak dziecko. Mówił prawdę, mówił co myślał i to, jak to odbierał — a odbierał w sposób oczywisty, jego przyjaciela oszukała piękna, czarująca dziewczyna, niewinna niczym anioł. Czy nim była, nie wiedział. Oczarowała, a potem wymieniła na kogoś innego. Porzuciła w najgorszy możliwy sposób. Był z nim, był przez chwilę, był od wczoraj targając ledwie żywego do namiotu, szukając pomocy specjalisty. Był z nim bo tego potrzebował. Potrzebowali obaj, on też. Był bo byli przyjaciółmi, bo zawsze mogli na siebie liczyć. Bo cokolwiek by się nie odziało, oddaliby za siebie życie.
Zdradziła go. A teraz on zdradził go dla niej. Przestał w to brnąć, przestał z nim walczyć, sekundy przed tym, kiedy wpadł pod wodę uświadamiając sobie, że żarty się skończyły, a to przestały być wściekłe, koleżeńskie przepychanki. Był gotów go utopić. Nie dla nauczki, nie dla zamknięcia mu ust na chwilę. W szale, złości, nienawiści i rozdzierającym bólu, amoku wszystkich składowych dnia poprzedniego — narkotyków, alkoholu, strachu i złamanego serca. Zrozumiałby go, był zdradzony. Ale teraz już nie potrafił. Za co? Dla kogo? W imię czego? Celine? Jeszcze nie zdążył o tym pomyśleć, czując jak pod wodą Marcel ciągnie go w głąb morza, a jemu już brakło powietrza, kiedy zanurkował. Bąbelki uciekły, nie zdążył nabrać powietrza, wodę miał w gardle, zaczął się krztusić — wypuszczać wodę i łapać ją z powrotem poniżej powierzchni. Woda była zimna. Z każdą chwilą, pomimo wysiłków coraz chłodniejsza. Próbował go od siebie odepchnąć już pod wodą, ale stracił siły. Próbował wypłynąć na powierzchnię. Nigdy nie był dobrym pływakiem, radził sobie przyzwoicie — teraz zalęgł się w nim prawdziwy strach i ogarnęła go w sekundzie najprawdziwsza panika, a ta w połączeniu ze słabnącym organizmem była zgubna. Nie czuł pod wodą prądu, który ich lekko ściągnął. Nie wiedział, kiedy to się stało, że stracili grunt pod nogami. Kiedy dno przestało być widoczne? Próbował wypłynąć, ale poruszał się coraz chaotyczniej, a on miał coraz mniej sił, brak powietrza w płucach sprawiał, ze grawitacja powoli ciągnęła go w dół. Złapał Marcela za nogę, desperacko, tak jak tonący chwytał się brzytwy.
Zdradziła go. A teraz on zdradził go dla niej. Przestał w to brnąć, przestał z nim walczyć, sekundy przed tym, kiedy wpadł pod wodę uświadamiając sobie, że żarty się skończyły, a to przestały być wściekłe, koleżeńskie przepychanki. Był gotów go utopić. Nie dla nauczki, nie dla zamknięcia mu ust na chwilę. W szale, złości, nienawiści i rozdzierającym bólu, amoku wszystkich składowych dnia poprzedniego — narkotyków, alkoholu, strachu i złamanego serca. Zrozumiałby go, był zdradzony. Ale teraz już nie potrafił. Za co? Dla kogo? W imię czego? Celine? Jeszcze nie zdążył o tym pomyśleć, czując jak pod wodą Marcel ciągnie go w głąb morza, a jemu już brakło powietrza, kiedy zanurkował. Bąbelki uciekły, nie zdążył nabrać powietrza, wodę miał w gardle, zaczął się krztusić — wypuszczać wodę i łapać ją z powrotem poniżej powierzchni. Woda była zimna. Z każdą chwilą, pomimo wysiłków coraz chłodniejsza. Próbował go od siebie odepchnąć już pod wodą, ale stracił siły. Próbował wypłynąć na powierzchnię. Nigdy nie był dobrym pływakiem, radził sobie przyzwoicie — teraz zalęgł się w nim prawdziwy strach i ogarnęła go w sekundzie najprawdziwsza panika, a ta w połączeniu ze słabnącym organizmem była zgubna. Nie czuł pod wodą prądu, który ich lekko ściągnął. Nie wiedział, kiedy to się stało, że stracili grunt pod nogami. Kiedy dno przestało być widoczne? Próbował wypłynąć, ale poruszał się coraz chaotyczniej, a on miał coraz mniej sił, brak powietrza w płucach sprawiał, ze grawitacja powoli ciągnęła go w dół. Złapał Marcela za nogę, desperacko, tak jak tonący chwytał się brzytwy.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Wtem woda zachowała się dziwnie, silna fala wypchnęła ich głębiej w morze; nie wiedział, nie mógł rozumieć, co było tego przyczyną, ale dostrzegał coraz bardziej chaotyczne ruchy Jamesa; był pewien, że zdoła wynurzyć się sam, że przecież to nie trwało tak długo - trwało? - że przecież naprawdę nie chciał go wcale skrzywdzić. Kochał go, kochał go jak brata, kochał go bardziej, niż kogokolwiek innego. Czy naprawdę mógł zrobić mu krzywdę tylko dlatego, że Celine wybrała innego? Stracił rozum, oszalał. Wszystko przez nią. Jim opadał.
Wyrwał się w górę po to tylko, by złapać szybki łyk powietrza, w tej samej chwili czując jego rękę na swojej nodze - od razu dał nura z powrotem w dół. Nigdy nie wyławiał tonącej osoby, nie wiedział, jak się to robi, musiał działać instynktownie, choć w jego uszach szumiało coraz głośniej, a ruchy ciała wydawały się coraz bardziej nerwowe - Marcel był przerażony. Tym, co zrobił i tym, co się działo. Odbił się od dna, wypychając go w górę i wynurzył się chwilę po nim, jedną ręką trzymając jego ramię, drugą - usiłując utrzymać się na powierzchni.
- Szym - wypowiedział instynktownie jego imię, niewyraźnie, przetrącona szczęka nie pozwalała mu mówić, struga śliny spłynęła mu z ust, ale nie zwracał na nią uwagi - patrzył na Jima, ignorując ból, który promieniował okrutnie z każdym poruszeniem szczęki. - Szym, szłyszysz me? Szym, o-eszwij sze! - zwrócił się do niego błagalnie, nie będąc pewnym, czy miał siły zabrać go bezpiecznie na brzeg. Musiał mieć. - Szym - wziął go pod ramię, usiłując z obojgiem popłynąć bliżej linii brzegu. Serce łopatało mu jak szalone, szum w uszach nie ucichł, jego ręce drżały, jego ciało drżało, czuł chłód morskiej wody, czuł znużenie - dniem, poprzednią nocą, jeszcze poprzedniejszym dniem, alkoholem, diablim zielem, amokiem sprzed paru chwil. Ale dla niego - dla niego musiał się zmobilizować.
pływanie?
Wyrwał się w górę po to tylko, by złapać szybki łyk powietrza, w tej samej chwili czując jego rękę na swojej nodze - od razu dał nura z powrotem w dół. Nigdy nie wyławiał tonącej osoby, nie wiedział, jak się to robi, musiał działać instynktownie, choć w jego uszach szumiało coraz głośniej, a ruchy ciała wydawały się coraz bardziej nerwowe - Marcel był przerażony. Tym, co zrobił i tym, co się działo. Odbił się od dna, wypychając go w górę i wynurzył się chwilę po nim, jedną ręką trzymając jego ramię, drugą - usiłując utrzymać się na powierzchni.
- Szym - wypowiedział instynktownie jego imię, niewyraźnie, przetrącona szczęka nie pozwalała mu mówić, struga śliny spłynęła mu z ust, ale nie zwracał na nią uwagi - patrzył na Jima, ignorując ból, który promieniował okrutnie z każdym poruszeniem szczęki. - Szym, szłyszysz me? Szym, o-eszwij sze! - zwrócił się do niego błagalnie, nie będąc pewnym, czy miał siły zabrać go bezpiecznie na brzeg. Musiał mieć. - Szym - wziął go pod ramię, usiłując z obojgiem popłynąć bliżej linii brzegu. Serce łopatało mu jak szalone, szum w uszach nie ucichł, jego ręce drżały, jego ciało drżało, czuł chłód morskiej wody, czuł znużenie - dniem, poprzednią nocą, jeszcze poprzedniejszym dniem, alkoholem, diablim zielem, amokiem sprzed paru chwil. Ale dla niego - dla niego musiał się zmobilizować.
pływanie?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Pierwszą dostrzegła jasną czuprynę Marcela wyłaniającą się z toni w sporym oddaleniu od lądu. Nie myślała ani chwili i popłynęła w tamtą stronę najszybciej jak potrafiła napędzana dodatkowo paliwem z czystego strachu o przyjaciół. Czarnej czupryny Jima wciąż nie widziała, ale teraz, kiedy działała, kiedy skupiała się na dopłynięciu do celu, odpychała od siebie głupie myśli. One teraz w niczym nie pomagały.
Po chwili zaś Marcel znów wyłonił się z wody i tym razem...
- Jim! - wyrzuciła z siebie, prawie się przy tym zachłystując wodą. Pokonała resztę dzielącej ich odległości i wpłynęła pod drugie ramię Jima, mocno obejmując go w pasie jedną ręką, żeby pomóc Marcelowi w utrzymaniu Doe'a nad powierzchnią wody.
- Płyniemy, Marcel. Szybko - rzuciła bardziej do Marcela niż Jima, bo sama nie była pewna czy jest przytomny czy nie, po czym sama zaczęła płynąć w stronę brzegu, mocno poruszając wolną od Jima ręką i nogami. I miała nadzieję, że tym razem fale nie będą przeciwko nim.
też rzucam na pływanie, bo czemu nie
Po chwili zaś Marcel znów wyłonił się z wody i tym razem...
- Jim! - wyrzuciła z siebie, prawie się przy tym zachłystując wodą. Pokonała resztę dzielącej ich odległości i wpłynęła pod drugie ramię Jima, mocno obejmując go w pasie jedną ręką, żeby pomóc Marcelowi w utrzymaniu Doe'a nad powierzchnią wody.
- Płyniemy, Marcel. Szybko - rzuciła bardziej do Marcela niż Jima, bo sama nie była pewna czy jest przytomny czy nie, po czym sama zaczęła płynąć w stronę brzegu, mocno poruszając wolną od Jima ręką i nogami. I miała nadzieję, że tym razem fale nie będą przeciwko nim.
też rzucam na pływanie, bo czemu nie
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Bardzo chciał, bardzo próbował machnąć rękami jeszcze trochę, ale ciało nie chciało płynąć w górę. Urywane ruchy, naprzemian z kaszlnięciami już nie powstrzymywanymi w żaden sposób, odmawiało mu posłuszeństwa. Prędkie, chaotyczne ruchy nie pomagały mu wypłynąć. Zrobił to Marcel. W pierwszym odruchu próbował go od siebie odepchnąć, ale niezgrabnie się poruszał, a klatka piersiowa wyginała się w łuk raz po raz. Powierzchnia, upragniona, wyczekiwana powierzchnia nie przyniosła od razu ukojenia. Próbował zaczerpnąć powietrza gwałtownie, ale w połowie wdechu go zblokowało, zrobiło mu się niedobrze, drgnął i szarpnął się w przód, prawie znów lądując twarzą w wodzie. Wypluł przed siebie nieco wody ze śliną, ale wciąż czuł, że nie potrafił oddychać. Machnął rękami, próbując utrzymać się na powierzchni, chwycić Marcela, nie czując oparcia, bezpieczeństwa, był zbyt blisko powierzchni, za nisko, zaraz znów runie w dół. Ich spojrzenie się spotkało, ale na krótko; mętniejące, niewyraźne. Zamach jedną ręką, drugą chwycił się ramienia Marcela, ale palce ześlizgnęły się do wody. Będąc odchylonym do tyłu nie potrafił oddychać, wyrzucić z siebie całej wody; krew powoli odpływała mu z twarzy. Machał nogami, ale prawdopodobnie nie przyspieszał w ten sposób podróży. Kiedy Liddy znalazła się obok próbował zarzucić na nią drugą rękę, próbując jednocześnie wypchać samego siebie do góry, a może obrócić na brzuch, kosztem przyjaciół, kosztem wszystkiego; wciąż panice, zrywie, ostatnim podrygu chaosu. Próbował odkaszlnąć, ale nie potrafił, aż w końcu przestał próbować, kapitulując i wiotczejąc.
| to też rzucam na pływanie, ale mam jakiś duży minus
| to też rzucam na pływanie, ale mam jakiś duży minus
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Nagle rozbijająca się wokół nas fala mnie zaskoczyła, odrywając spojrzenie od Anne. Spojrzałam przed siebie, na siebie, a potem złapałam ją za rękę.
- Na brzeg. - powiedziałam jej tylko pociągając za sobą. Zgubiłam z zasięgu wzroku i Jima i Marcela i Liddy. Rozejrzałam się, czując, jak robi mi się chłodno, mimo że było ciepło. - Steff, gdzie oni są? Anne w porządku?- zapytałam go, bo trzymał znowu różdżkę. - Co rzuciłeś Steff? - chciałam wiedzieć spoglądając na niego, a potem na wodę. Aż w końcu zobaczyłam głowę, ale to wcale nie wyglądało dobrze. To wyglądało źle. Krew odpłynęła mi z twarzy całkiem, coś ścisnęło się mocno w środku. - N-nie. - szepnęłam rozszerzając oczy, trzęsąc się od zimnej wody i od strachu. Zrobiłam krok w stronę wody, a potem drugi, a potem zamarłam oddychając ciężko. Myśl, Neala myśl. Pływać umiesz tyle o o ile, pomożesz czy przeszkodzisz rzucając się w wodę? Dadzą radę? Dadzą. Dadzą na pewno, to Marcel, to Liddy, to James.
- T-Tutaj! - krzyknęłam unosząc rękę. - JESZCZE TROCHĘ! - zachęciłam ich, zaciskając rękę na różdżce. Zaklęcia, jakie zaklęcia? Jakieś na pewno. To nie wyglądało dobrze, Jim nie wyglądał. Coś mi się znów obiło mocniej, jak wtedy, kiedy puścił się biegiem przed ten cień skupiając jego uwagę, żeby zrobić drogę dla mnie. Człowiek, który mnie ocalił. Głupek. Dureń. Wzięłam drżący oddech.
Jak wszystko mogło potoczyć się aż tak źle?
- Na brzeg. - powiedziałam jej tylko pociągając za sobą. Zgubiłam z zasięgu wzroku i Jima i Marcela i Liddy. Rozejrzałam się, czując, jak robi mi się chłodno, mimo że było ciepło. - Steff, gdzie oni są? Anne w porządku?- zapytałam go, bo trzymał znowu różdżkę. - Co rzuciłeś Steff? - chciałam wiedzieć spoglądając na niego, a potem na wodę. Aż w końcu zobaczyłam głowę, ale to wcale nie wyglądało dobrze. To wyglądało źle. Krew odpłynęła mi z twarzy całkiem, coś ścisnęło się mocno w środku. - N-nie. - szepnęłam rozszerzając oczy, trzęsąc się od zimnej wody i od strachu. Zrobiłam krok w stronę wody, a potem drugi, a potem zamarłam oddychając ciężko. Myśl, Neala myśl. Pływać umiesz tyle o o ile, pomożesz czy przeszkodzisz rzucając się w wodę? Dadzą radę? Dadzą. Dadzą na pewno, to Marcel, to Liddy, to James.
- T-Tutaj! - krzyknęłam unosząc rękę. - JESZCZE TROCHĘ! - zachęciłam ich, zaciskając rękę na różdżce. Zaklęcia, jakie zaklęcia? Jakieś na pewno. To nie wyglądało dobrze, Jim nie wyglądał. Coś mi się znów obiło mocniej, jak wtedy, kiedy puścił się biegiem przed ten cień skupiając jego uwagę, żeby zrobić drogę dla mnie. Człowiek, który mnie ocalił. Głupek. Dureń. Wzięłam drżący oddech.
Jak wszystko mogło potoczyć się aż tak źle?
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Kuhfa - przeklął, nie zwracał uwagi na jego próby odepchnięcia go, nie teraz, Jim, na Merlina, przestań się wygłupiać, oddychaj. Przez chwilę sądził, że jego przyjaciel żartuje, wkręca go, nie mogąc złapać oddechu, nie było innej możliwości; to nie mogło, to nie działo się naprawdę. Hej, hej, hej, mówił w myslach, bo promieniujący ból nie pozwalał mu otworzyć szczęki, hej, nie rób mi tego, wsparł go jednym ramieniem, gdy tylko spostrzegł, że przechyla się w przód, w wodę. Był słaby. Było z nim źle. Przy brzegu, tak blisko, czekała Neala, musieli go tylko tam zabrać. Ból promieniował przez czaszkę, sięgał skroni, oczodołów, rozsadzał jego głowę, ale nie miał znaczenia. Dostrzegł jego mętniejące spojrzenie, próbował go wesprzeć - na tyle, na ile sam był w stanie - ale potrzebował pomocy, był za słaby. Z przerażeniem patrzył, jak jego dłoń - bezwładnie - opada z powrotem w wodę. Nie, Jim, nie, nie, nie. Oddychaj, no już.
Spojrzał na Lidds, kiedy znalazła się obok - przerażony - jej pomoc znaczyła wiele, pozwoliła go odciążyć, zwiększyć szanse. Ale czuł - widział - że coś było nie tak, James próbował odkasłać, nie był w stanie, wierzgał się, musieli obrócić go na brzuch - ale jak mieli wtedy zabezpieczyć jego głowę? Zatrzymał się, bez słowa, bo mówić nie mógł, Lidds musiała to poczuć. Skinął na nią głową, sięgając po zewnętrzne ramię Jima - chcąc spróbować go okręcić i zmienić jego pozycję, podążyć za jego instynktem, instynktem przetrwania, z nadzieją, że Liddy w tym pomoże. Wziął jego ciężar na siebie, od boku wpływając pod niego - tak, by mógł ułożyć głowę na jego karku - czy zdoła utrzymać go na powierzchni? Obejrzał się na Liddy, musiała tego dopilnować - tego, żeby nie spadł i tego, żeby nie zatopił twarzy. Sięgnął wzrokiem do Neali, to nie było tak daleko. Musieli zataszczyć go na piach, gdzie będzie mogła się nim zająć.
pływanie raz jeszcze!
Spojrzał na Lidds, kiedy znalazła się obok - przerażony - jej pomoc znaczyła wiele, pozwoliła go odciążyć, zwiększyć szanse. Ale czuł - widział - że coś było nie tak, James próbował odkasłać, nie był w stanie, wierzgał się, musieli obrócić go na brzuch - ale jak mieli wtedy zabezpieczyć jego głowę? Zatrzymał się, bez słowa, bo mówić nie mógł, Lidds musiała to poczuć. Skinął na nią głową, sięgając po zewnętrzne ramię Jima - chcąc spróbować go okręcić i zmienić jego pozycję, podążyć za jego instynktem, instynktem przetrwania, z nadzieją, że Liddy w tym pomoże. Wziął jego ciężar na siebie, od boku wpływając pod niego - tak, by mógł ułożyć głowę na jego karku - czy zdoła utrzymać go na powierzchni? Obejrzał się na Liddy, musiała tego dopilnować - tego, żeby nie spadł i tego, żeby nie zatopił twarzy. Sięgnął wzrokiem do Neali, to nie było tak daleko. Musieli zataszczyć go na piach, gdzie będzie mogła się nim zająć.
pływanie raz jeszcze!
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
Nie myślał już za wiele. Ani o tym, że Marcel był słaby, bo on sam był słaby, ani o tym, że było mu ciężko. Nie było nic wcześniej i nie miało być nic później. Nic nie miało znaczenia, nic nie było już interesujące, a woda przestawała być zimna. Był tylko ten moment i ta chwila, pozbawiona wielkiego poetyckiego ciągu obrazów, życia przelatującego przed oczami. Ułamek sekundy, fragment całej wieczności. Nie mógł kaszleć, nie potrafił i nie miał już na to sił. Manewr z obrotem przebudził go na moment, opadające powieki otwarły się znów, jeszcze raz przypominając mu o walce. Walce o własne życie. Wsparł się na plecach przyjaciela, łapiąc dystans miedzy sobą a nim, wyginając plecy w tył, nieduświadamiając sobie, ze tym samym ruchem podtapiał przyjaciela, który próbował dociągnąć go na brzeg. Dwa silne spazmy, dwukrotnie pchnęły Marcela w dół, w wodę, ale za każdym razem wypluł z siebie wodę prosto z żołądka. Ból w klatce piersiowej nie ustępował. Czuł się tak, jakby przebiegło po nim stado koni, nie potrafił wciąż zrobić głębokiego wdechu, ale chwyciwszy się rękami ramion Marcela, zsunąwszy nieco niżej odkaszlał resztkami sił tyle ile mógł, by ze świstem zaciągnąć się powietrzem.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź