04.08.1958 - Wianki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg w Dorset
Brzeg plaży w Weymouth 04 sierpnia 1958
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
Marcel się szarpnął bo nie stał, mnie zachwiało, poleciałam na przód, przelatując nad nim głową wpadając do wody.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Czemu w ogóle w tym uczestniczyła? Czemu szarpała się z nimi, raz z jednym raz drugim, próbując rękoma odciągnąć ich od siebie lub chociażby jakkolwiek spowolnić - czemu próbowała raz i potem kolejny, w krzykach, wyrzutach, wrzaskach, groźbach i obrazach wyłapując dość prędko cały kontekst ich bójki. Celine nie było już z nimi na plaży, a nadal była centrum - centrum wokół którego orbitował Marcel, gotów zaciągnąć do wody i, jak orzekł, utopić najlepszego przyjaciela w imię ugodzonej dumy i miłości - przeszłej czy teraźniejszej, tego akurat nie rozumiała.
I nie próbowała zrozumieć, nawet nie miała na to czasu ani możliwości, bo dwie sylwetki okładające się niestrudzenie na płyciźnie uderzyły w jej łydki z takim impetem, że prędko straciła równowagę i w końcu sama wpadła do wody. Nie na tyle, by zamoczyć głowę - co z tego, skoro i tak była mokra, a z włosów ściekały krople. Zachwiała się i runęła na plecy, zatrzymując ciężar ciała na rękach, przez co woda podmyła ją tylko do okolic szyi. Kilka ciężkich wdechów i rozbiegane spojrzenie; ciężko było też zorientować się w tej poronionej rzeczywistości, a wstanie na nogi w mokrym piasku i intensywnych falach wcale nie należało do najprostszych.
Oni nadal coś krzyczeli, Neala pojawiła się tuż obok, Liddy nadal próbowała odciągnąć Marcela od Jima.
Złość zaczęła buzować w objętym szokiem ciele; zimna woda pobudzała, choć impet z jakim Anne jej posmakowała wyprowadzał z równowagi - i choć mogła z frustracją kazać im się gonić, idiotycznym, urażonym chłopcom i po prostu stąd odejść, tak furia z jaką Marcel próbował rzeczywiście zrobić Jamesowi krzywdę była coraz bardziej niepokojąca.
Nie było sensu próbować ich rozdzielić; musieli zdjąć Marcela z Doe.
Podeszła do nich znowu, balansując na niepewnym gruncie, w końcu schylając się, by spróbować jakkolwiek opleść ciało Sallowa rękami i oderwać go od Jimmiego.
eh, próbuję naiwnie
I nie próbowała zrozumieć, nawet nie miała na to czasu ani możliwości, bo dwie sylwetki okładające się niestrudzenie na płyciźnie uderzyły w jej łydki z takim impetem, że prędko straciła równowagę i w końcu sama wpadła do wody. Nie na tyle, by zamoczyć głowę - co z tego, skoro i tak była mokra, a z włosów ściekały krople. Zachwiała się i runęła na plecy, zatrzymując ciężar ciała na rękach, przez co woda podmyła ją tylko do okolic szyi. Kilka ciężkich wdechów i rozbiegane spojrzenie; ciężko było też zorientować się w tej poronionej rzeczywistości, a wstanie na nogi w mokrym piasku i intensywnych falach wcale nie należało do najprostszych.
Oni nadal coś krzyczeli, Neala pojawiła się tuż obok, Liddy nadal próbowała odciągnąć Marcela od Jima.
Złość zaczęła buzować w objętym szokiem ciele; zimna woda pobudzała, choć impet z jakim Anne jej posmakowała wyprowadzał z równowagi - i choć mogła z frustracją kazać im się gonić, idiotycznym, urażonym chłopcom i po prostu stąd odejść, tak furia z jaką Marcel próbował rzeczywiście zrobić Jamesowi krzywdę była coraz bardziej niepokojąca.
Nie było sensu próbować ich rozdzielić; musieli zdjąć Marcela z Doe.
Podeszła do nich znowu, balansując na niepewnym gruncie, w końcu schylając się, by spróbować jakkolwiek opleść ciało Sallowa rękami i oderwać go od Jimmiego.
eh, próbuję naiwnie
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Anne Beddow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
skoro już jestem taka silna, to rzucam na konsekwencje
1 - dostaję z marcelowego łokcia w nos i puszcza się krew
2 - spadam z marcela dość boleśnie w wodę
3 - póki co nie oberwałam i trzymam się dzielnie jego pleców (leżę na nim i próbuję wstać, słaba sytuacja)
1 - dostaję z marcelowego łokcia w nos i puszcza się krew
2 - spadam z marcela dość boleśnie w wodę
3 - póki co nie oberwałam i trzymam się dzielnie jego pleców (leżę na nim i próbuję wstać, słaba sytuacja)
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Anne Beddow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
Przeniósł spojrzenie na Liddy, teraz widział ją dokładnie. Próbowała ściągnąć Marcela, wisiała nad nim, górowała. Widział ją dobrze nad jego głową, ale wielkie brązowe oczy prędko przeniosły się z powrotem na Marcela. To nie była jego wina, nie wierzył też, że byłby w stanie zrobić mu krzywdzę naprawdę. To wydawało mu się irracjonalne, może dlatego woda nie wydawała mu się groźna, niebezpieczna.
— Wszyscy wiemy dlaczego! — odpowiedział mu, wchodząc praktycznie w słowo. Każde z nich miało oczy, każde z nich widziało, jak na niego działała, jak na nią leciał i jaki dobry próbował dla niej być. Dbał o nią, walczył. Narażał dla niej życie, nie postępował pochopnie — i nie robił jej tego, co robili ci wszyscy faceci w porcie. Starał się być najlepszą wersją samego siebie, a ona zamiast to docenić, zamiast przyjąć to, co chciał jej dać i w jaki sposób chciał jej to ofiarować, po prostu to zignorowała. — A dzisiaj? Uciekła. Po prostu uciekła, zamiast z tobą o tym porozmawiać! I nie wyglądała na zaskoczoną! Po prostu uciekła! — Wyrzucił mu, próbując łapać się ostatniej deski ratunku. Naprawdę tego nie widział? Naprawdę był tak zaślepiony? — Drugi raz, robisz mi to drugi raz! — rzucił już rozpaczliwie i desperacko. Drugi raz postawił Celinę przed nim. Dziewczynę, pierwszą lepszą laskę. Drugi raz atakował go z jej powodu, choć ani wtedy ani teraz nie uczynił jej nic, co mogłoby robić z niego potwora. Zaślepiony, głupi. I do niego to dotarło właśnie. Jak głupi był. I, że on naprawdę, ale naprawdę próbował go utopić. Jim próbował go zepchnąć z siebie, rezygnując z podpory, by pchając rękami w jego ramiona, barki, zsunąć go ze śliskiego ciała na brzuch. Nabrał powietrza w płuca, świadomie zanurzając głowę pod wodę, bo tylko rękami mógł go z siebie zrzucić, nogami wierzgali obaj, próbując odebrać sobie kontrolę nad sytuacją, ale wtedy coś uszczypnęło go w tyłek. — Gul...Kur...AAAAAAaaaaa! — ryknął zgiąwszy się w pół i wynurzając częściowo głowę na powierzchnie, wierzgając jak rażony prądem —to przyniosło odwrotny skutek, musiał oddalić tyłek od dna. Zachłysnął się wodą, która przy okrzyku zalała mu twarz. Poczuł jednocześnie palący ból w okolicy lędźwi, który narastał i narastał, puścił Marcela próbując ratować się rękami przed potworem z głębin, machnięciem ręki go odepchnąć, ale wtedy na przyjaciela wpadła Anne. Nie wiedział dlaczego i jak ale runął w dół znów, pod wodę raz jeszcze, tym razem nieprzygotowany, wepchnięty przez przyjaciela i ciążącą mu Anne. Dziesiątki bąbelków wydostających się z gardła przysłoniło mu cały widok, w mgnieniu oka brakło mu powietrza. Próbował go nie łapać, nie zaciągać się wodą, wierzgając nogami, rękami próbując odepchnąć się od dna.
— Wszyscy wiemy dlaczego! — odpowiedział mu, wchodząc praktycznie w słowo. Każde z nich miało oczy, każde z nich widziało, jak na niego działała, jak na nią leciał i jaki dobry próbował dla niej być. Dbał o nią, walczył. Narażał dla niej życie, nie postępował pochopnie — i nie robił jej tego, co robili ci wszyscy faceci w porcie. Starał się być najlepszą wersją samego siebie, a ona zamiast to docenić, zamiast przyjąć to, co chciał jej dać i w jaki sposób chciał jej to ofiarować, po prostu to zignorowała. — A dzisiaj? Uciekła. Po prostu uciekła, zamiast z tobą o tym porozmawiać! I nie wyglądała na zaskoczoną! Po prostu uciekła! — Wyrzucił mu, próbując łapać się ostatniej deski ratunku. Naprawdę tego nie widział? Naprawdę był tak zaślepiony? — Drugi raz, robisz mi to drugi raz! — rzucił już rozpaczliwie i desperacko. Drugi raz postawił Celinę przed nim. Dziewczynę, pierwszą lepszą laskę. Drugi raz atakował go z jej powodu, choć ani wtedy ani teraz nie uczynił jej nic, co mogłoby robić z niego potwora. Zaślepiony, głupi. I do niego to dotarło właśnie. Jak głupi był. I, że on naprawdę, ale naprawdę próbował go utopić. Jim próbował go zepchnąć z siebie, rezygnując z podpory, by pchając rękami w jego ramiona, barki, zsunąć go ze śliskiego ciała na brzuch. Nabrał powietrza w płuca, świadomie zanurzając głowę pod wodę, bo tylko rękami mógł go z siebie zrzucić, nogami wierzgali obaj, próbując odebrać sobie kontrolę nad sytuacją, ale wtedy coś uszczypnęło go w tyłek. — Gul...Kur...AAAAAAaaaaa! — ryknął zgiąwszy się w pół i wynurzając częściowo głowę na powierzchnie, wierzgając jak rażony prądem —to przyniosło odwrotny skutek, musiał oddalić tyłek od dna. Zachłysnął się wodą, która przy okrzyku zalała mu twarz. Poczuł jednocześnie palący ból w okolicy lędźwi, który narastał i narastał, puścił Marcela próbując ratować się rękami przed potworem z głębin, machnięciem ręki go odepchnąć, ale wtedy na przyjaciela wpadła Anne. Nie wiedział dlaczego i jak ale runął w dół znów, pod wodę raz jeszcze, tym razem nieprzygotowany, wepchnięty przez przyjaciela i ciążącą mu Anne. Dziesiątki bąbelków wydostających się z gardła przysłoniło mu cały widok, w mgnieniu oka brakło mu powietrza. Próbował go nie łapać, nie zaciągać się wodą, wierzgając nogami, rękami próbując odepchnąć się od dna.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Neala pojawiła się znikąd i zaczęła jej pomagać w odciąganiu Marcela, ale ten jakimś cudem wyślizgnął im się z uścisku i napadł z powrotem na Jima. Liddy żeby złapać równowagę, musiała postąpić kilka kroków w tył, ale Neala nie miała tyle szczęścia. Z impetu przeleciała nad nimi i wpadła do wody obok Ani. Liddy przeklęła siarczyście. Wtedy do akcji wkroczyła bohatersko Ania i to ona zaczęła się siłować z Marcelem.
- Marcel. MARCEL, OPANUJ SIĘ! Bo komuś się coś... – ruszyła w ich stronę ponownie, próbując jeszcze raz przemówić mu do rozsądku, ale urwała w momencie, kiedy nagle dostrzegła krew na twarzy Ani. Przyjaciółka musiała oberwać w tej szamotaninie, a w Lidkę w jednej chwili wstąpiła furia. Jim cholera wie ile już miał łeb pod wodą, Nela też leżała w falach, a teraz Ania. Serce jeszcze jej przyspieszyło, krew uderzyła do głowy.
- KURWAJEGOMAĆ – przeklęła po raz drugi. Miarka się przebrała. Nie było już czasu na polubowne odciąganie go, mówienie i przepychanki, bo to kompletnie nic nie dawało, a Marcel pchany jakimś chorym szałem nic sobie z nich nie robił.
Liddy jednym susem do nich doskoczyła ponownie, nie bacząc na to, że sama może oberwać, i bez wahania zamachnęła się celując pięścią w głowę Marcela. Chciała go ogłuszyć raz a porządnie, żeby już kurwa nikomu z przyjaciół nie zrobił krzywdy. Nie wiedziała co w niego wstąpiło, ale to musiało się skończyć.
K100 – wyważony cios w górną część głowy Marcela (st=60)
3*K8 - obrażenia
K3 - moje oberwanie:
1 – obrywam przypadkowym cioso-kopniakiem w nogi i padam w wodę jak długa
2 – obrywam w twarz, tracę równowagę i padam na chłopaków
3 – zahaczają o mnie jakieś zbłąkane ciosy, ale nic wielkiego mi się nie dzieje i stoję
- Marcel. MARCEL, OPANUJ SIĘ! Bo komuś się coś... – ruszyła w ich stronę ponownie, próbując jeszcze raz przemówić mu do rozsądku, ale urwała w momencie, kiedy nagle dostrzegła krew na twarzy Ani. Przyjaciółka musiała oberwać w tej szamotaninie, a w Lidkę w jednej chwili wstąpiła furia. Jim cholera wie ile już miał łeb pod wodą, Nela też leżała w falach, a teraz Ania. Serce jeszcze jej przyspieszyło, krew uderzyła do głowy.
- KURWAJEGOMAĆ – przeklęła po raz drugi. Miarka się przebrała. Nie było już czasu na polubowne odciąganie go, mówienie i przepychanki, bo to kompletnie nic nie dawało, a Marcel pchany jakimś chorym szałem nic sobie z nich nie robił.
Liddy jednym susem do nich doskoczyła ponownie, nie bacząc na to, że sama może oberwać, i bez wahania zamachnęła się celując pięścią w głowę Marcela. Chciała go ogłuszyć raz a porządnie, żeby już kurwa nikomu z przyjaciół nie zrobił krzywdy. Nie wiedziała co w niego wstąpiło, ale to musiało się skończyć.
K100 – wyważony cios w górną część głowy Marcela (st=60)
3*K8 - obrażenia
K3 - moje oberwanie:
1 – obrywam przypadkowym cioso-kopniakiem w nogi i padam w wodę jak długa
2 – obrywam w twarz, tracę równowagę i padam na chłopaków
3 – zahaczają o mnie jakieś zbłąkane ciosy, ale nic wielkiego mi się nie dzieje i stoję
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 4, 1
--------------------------------
#3 'k3' : 1
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 4, 1
--------------------------------
#3 'k3' : 1
Poderwał głowę znad osuszonego aparatu, by z dumą obwieścić Lidce, że chyba się udało i spróbować go przetestować - ale Lidka leciała na Marcela, Marcel leżał na Anne, Jim był... pod wodą?
-Fluxobedio! - wciąż trzymał różdżkę w ręce, więc spróbował odepchnąć od przyjaciół kolejną z fal, by odpływająca woda pozwoliła im wszystkim zaczerpnąć oddechu. -Przestańcie...!
-Fluxobedio! - wciąż trzymał różdżkę w ręce, więc spróbował odepchnąć od przyjaciół kolejną z fal, by odpływająca woda pozwoliła im wszystkim zaczerpnąć oddechu. -Przestańcie...!
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Dłonie oplotły się wokół marcelowego pasa; wsparła się na jego plecach i niemal położyła na nim, kiedy znów nachylił się nad Jamesem próbując podtopić go w wodzie. Ona za to próbowała się zaprzeć, ułożyć nogi tak, żeby podciągnąć własne ciało i tym samym pociągnąć za sobą Marcela - ale zupełnie wtedy, kiedy jej noga poślizgnęła się na niestabilnym pod wodą piasku, tak też wtedy coś mignęło przed jej oczami, a później obraz na moment zmienił się w ciemną plamę.
Łokieć Marcela idealnie odnalazł drogę do lewej strony nosa, uderzył w jego płatek, a jucha obficie prysnęła z jednej dziurki - chyba nic nie chrupnęło, chyba nie był złamany....
Wraz z uderzeniem i towarzyszącym mu szokiem zsunęła się z pleców chłopaka, na moment znowu wpadła do wody, podnosząc się powoli, wpierw na kolana, później powoli się prostując, dłonią sięgając do twarzy. Na jej wierzchu i palcach została krew, jej ciepło kontrastowało z chłodem morskiej wody.
Przez kilkanaście następnych sekund po prostu tak stała, w wodzie do połowy łydek, nieco przygarbiona, skonfundowana, otumaniona nagłym uderzeniem i widokiem krwi, wrzaski słysząc jakby zza tafli, analizując co tak naprawdę się stało.
Co się z nim stało.
Łokieć Marcela idealnie odnalazł drogę do lewej strony nosa, uderzył w jego płatek, a jucha obficie prysnęła z jednej dziurki - chyba nic nie chrupnęło, chyba nie był złamany....
Wraz z uderzeniem i towarzyszącym mu szokiem zsunęła się z pleców chłopaka, na moment znowu wpadła do wody, podnosząc się powoli, wpierw na kolana, później powoli się prostując, dłonią sięgając do twarzy. Na jej wierzchu i palcach została krew, jej ciepło kontrastowało z chłodem morskiej wody.
Przez kilkanaście następnych sekund po prostu tak stała, w wodzie do połowy łydek, nieco przygarbiona, skonfundowana, otumaniona nagłym uderzeniem i widokiem krwi, wrzaski słysząc jakby zza tafli, analizując co tak naprawdę się stało.
Co się z nim stało.
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Słyszal krzyk Neali - on tez go zabolał - czy oczekiwał, że Celine się czegokolwiek domyśli? Nie, Celine wiedziała, przeszła to samo co on, dzieliła te same wspomnienia, co on, wymieniane między nimi czułości, tamten poranek w stodole Neali, tamten straszliwy pociąg i zimna noc po, donosy Thomasa, tamten wieczór w Parszywym, gotów był oddać dla niej wszystko - dlatego, ze tego potrzebowała, czy dlatego, że chciał? Trwała między nimi przyjaźń, wydawało mu się, że silna, nie składał wielkich deklaracji, niczego jej nigdy nie wyznał, ale przecież byli sobie blisko, tak blisko jak blisko być mogli.
Ale Neala nie mogła tego wiedzieć, nie wiedziala wszystkiego. Jim wiedział. On zawsze widział. Coś szarpnęło go w bok - był pewien, że to Steffen - widział czerwieniejącą się wodę i nie wystarczyło to, by oprzytomniał, pewien, że Steffenowi należała się za tę natarczywość nauczka. W szamotnianie nie dostrzegł Anne. W szale - pod wzneiconą adrenaliną - chciał po prostu dać upust złym emocjom, oboje zostali wepchnięci w wodę upadkiem Anne, Lidds uderzyła go w bok głowy, bolało, dziwny prąd przeszedł jego szczękę i czuł, że gdyby spróbowałby ją otworzyć i powiedzieć choć słowo ból byłby przeogromny, na krótko stracił kontakt z Jamesem, ale zaraz rzucił się za nim w wodę z powrotem; popchnął Jima dalej od brzegu, gdzie mogli mieć spokój - na większą głębinę, co sił napierając na jego ramiona dłońmi, chcąc zejść pod wodę razem z nim.
I dopiero wtedy - pod morską wodą - dostrzegł emocje na twarzy Jima. Dopiero wtedy - pod wodą - nie słyszał wrzasków dobiegających z plaży. Dopiero wtedy - pod wodą - gdzie słyszał tylko szum własnej krwi, docierały do niego wszystkie wypowiedziane słowa, jak echo powracając raz po razie, te Jamesa, te Steffena, te Lidds, te Anne i te Neali. Zacisnął powieki, powstrzymując łzy.
Tracił argumenty, nawet te najgłupsze. Zaczynało do niego docierać - że James miał rację. I teraz i wcześniej, cały czas ją miał. Każde słowo, które wypowiedział - każde było prawdziwe. Tylko dlatego tak bolało. Oczywiście, że nie była zaskoczona, nie mogła być. To, co nigdy nie zostało dopowiedziane, to, czego sam przed sobą nigdy wcześniej nie przyznał, istniało cały czas - i podskórnie wiedzieli o tym oboje, nie mogło być inaczej. Nie po tym, nie po wszystkim, co razem przeszli.
A dzisiaj - po prostu uciekła, mimo tego, co wydarzyło się wczoraj, mimo tego, że walczył o jej honor, walczył i przegrał, a przegrany nie zasługiwał na uwagę. To gigantem się martwiła - tym, który zmiażdżyłby go jednym uderzeniem tej wielkiej łapy.
Robił mu to drugi raz? Drugi raz stawiał ją ponad osobą, której - jedynej na świecie - zawsze na nim zależało? Co go opętało? Jak oparzony - pod wodą - odjął od Jima ręce, nie próbując z nim już walczyć - czekał, ułamki sekund czekał aż sam się wynurzy.
Ale Neala nie mogła tego wiedzieć, nie wiedziala wszystkiego. Jim wiedział. On zawsze widział. Coś szarpnęło go w bok - był pewien, że to Steffen - widział czerwieniejącą się wodę i nie wystarczyło to, by oprzytomniał, pewien, że Steffenowi należała się za tę natarczywość nauczka. W szamotnianie nie dostrzegł Anne. W szale - pod wzneiconą adrenaliną - chciał po prostu dać upust złym emocjom, oboje zostali wepchnięci w wodę upadkiem Anne, Lidds uderzyła go w bok głowy, bolało, dziwny prąd przeszedł jego szczękę i czuł, że gdyby spróbowałby ją otworzyć i powiedzieć choć słowo ból byłby przeogromny, na krótko stracił kontakt z Jamesem, ale zaraz rzucił się za nim w wodę z powrotem; popchnął Jima dalej od brzegu, gdzie mogli mieć spokój - na większą głębinę, co sił napierając na jego ramiona dłońmi, chcąc zejść pod wodę razem z nim.
I dopiero wtedy - pod morską wodą - dostrzegł emocje na twarzy Jima. Dopiero wtedy - pod wodą - nie słyszał wrzasków dobiegających z plaży. Dopiero wtedy - pod wodą - gdzie słyszał tylko szum własnej krwi, docierały do niego wszystkie wypowiedziane słowa, jak echo powracając raz po razie, te Jamesa, te Steffena, te Lidds, te Anne i te Neali. Zacisnął powieki, powstrzymując łzy.
Tracił argumenty, nawet te najgłupsze. Zaczynało do niego docierać - że James miał rację. I teraz i wcześniej, cały czas ją miał. Każde słowo, które wypowiedział - każde było prawdziwe. Tylko dlatego tak bolało. Oczywiście, że nie była zaskoczona, nie mogła być. To, co nigdy nie zostało dopowiedziane, to, czego sam przed sobą nigdy wcześniej nie przyznał, istniało cały czas - i podskórnie wiedzieli o tym oboje, nie mogło być inaczej. Nie po tym, nie po wszystkim, co razem przeszli.
A dzisiaj - po prostu uciekła, mimo tego, co wydarzyło się wczoraj, mimo tego, że walczył o jej honor, walczył i przegrał, a przegrany nie zasługiwał na uwagę. To gigantem się martwiła - tym, który zmiażdżyłby go jednym uderzeniem tej wielkiej łapy.
Robił mu to drugi raz? Drugi raz stawiał ją ponad osobą, której - jedynej na świecie - zawsze na nim zależało? Co go opętało? Jak oparzony - pod wodą - odjął od Jima ręce, nie próbując z nim już walczyć - czekał, ułamki sekund czekał aż sam się wynurzy.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Ostatnio zmieniony przez Marcelius Sallow dnia 24.10.23 22:38, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Nie wiedziałam nawet w którym momencie zachwiałam się, jakimś magicznym cudem przelatując nad Marcelem i Jimem, który niknął pod nim. Serce zacisnęło mi się w obawie. Najpierw do wody wpadła mi twarz, a zaskoczona nie zdążyłam zamknąć ust i napiłam się wody. Wypłynęłam, kaszląc, mrugając, żeby się jej pozbyć. Zostając na siedząco w wodzie. Dochodząc do wniosku jednego - nie byłyśmy w stanie, nawet w trzy tego zatrzymać. Ręce mi opadły. Ramiona, kiedy z żałością spoglądała na jednego i drugiego nie potrafiąc zrozumieć do końca, co tak naprawdę się dzieje. Ale to czerwień rozmywająca się w wodzie zwróciła moje spojrzenie chwilę później odnajdując Anne.
- Annie. - szepnęłam, przesuwając się do niej. Chaotycznie przeszukując kieszenie wierząc, że jest tam różdżka. - Odchyl głowę. - poleciłam jej, ujmując za brodę. - Dotknę, dobrze, żeby zobaczyć czy nie jest złamany. - powiedziałam jej, przesuwając lekko palcem po nosie. - Episkey. - powiedziałam przysuwając różdżkę do jej nosa. Oddychając ciężko zmęczona i mokra.
- Annie. - szepnęłam, przesuwając się do niej. Chaotycznie przeszukując kieszenie wierząc, że jest tam różdżka. - Odchyl głowę. - poleciłam jej, ujmując za brodę. - Dotknę, dobrze, żeby zobaczyć czy nie jest złamany. - powiedziałam jej, przesuwając lekko palcem po nosie. - Episkey. - powiedziałam przysuwając różdżkę do jej nosa. Oddychając ciężko zmęczona i mokra.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k8' : 2
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k8' : 2
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź