04.08.1958 - Wianki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg w Dorset
Brzeg plaży w Weymouth 04 sierpnia 1958
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 5, 6
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 5, 6
Prawie go zabił. Wyjął nóż i go zaatakował, a olbrzym, który pojawił się przy nich później, miał ramię szerokości jego piersi. Ale walczył - walczył jak lew, dla niej, bo wierzył, że nie mówią prawdy. Że mogli mówić prawdy - nie o niej, wiedział, że nigdy nie zachowałaby się w taki sposób - czy teraz chciał walczyć o to samo? Może słowa tamtego olbrzyma mu się przesłyszały, może nie były prawdziwe. To niemożliwe, że osuwała się w ramionach mężczyzny, kiedy ze zmartwieniem szukał jej na terenie festiwalu. Niemożliwe. Mięsnie jego twarzy były napięta, szczęka zaciśnięta, patrzył na Jima wściekle, zajadle, jakby to on, jakby to wszystko wydarzyło się przez niego. Zbyt zaślepiony - żalem, złamanym sercem, wyparciem - nie potrafił inaczej pozbyć się swoich emocji.
Co mógł mu powiedzieć? Że nie mówił prawdy? Teraz - gdy miał jego twarz naprzeciw własnej - nie potrafił.
- To był bandyta! - zaparł się, ostatkami sił walcząc z rzeczywistością. - Bandyta! Nawet go nie znała! - Nieprawda, znała, widział to, wcześniej i później, ale nie chciał, naprawdę nie chciał o tym myśleć. To z tym drugim drabem była blisko, pierwszy... kim był dla niej pierwszy? Jego oczy zeszkliły się rozpaczliwie jeszcze nim sięgnęła go pięść Jamesa, nie zdążył obronić się przed ciosem; warga rozeszła się bólem, kilka chwil później napuchła. - Utopię cię - odgroził się, w odwecie za nóż. - Utopię cię, jeśli tego nie odszczekasz! Nie masz prawa tak o niej mówić, słyszysz?! Nic nie wiesz! Nic! Nic nie rozumiesz! - I choć deja vu zeszłego popołudnia zalęgło mu się w głowie jak zły sen, ścisnął ramiona Jamesa, chcąc przeturlać się z nim bliżej wody, w podmywające brzeg fale. - ODSZCZEKAJ!!!!
5 obrażeń
Co mógł mu powiedzieć? Że nie mówił prawdy? Teraz - gdy miał jego twarz naprzeciw własnej - nie potrafił.
- To był bandyta! - zaparł się, ostatkami sił walcząc z rzeczywistością. - Bandyta! Nawet go nie znała! - Nieprawda, znała, widział to, wcześniej i później, ale nie chciał, naprawdę nie chciał o tym myśleć. To z tym drugim drabem była blisko, pierwszy... kim był dla niej pierwszy? Jego oczy zeszkliły się rozpaczliwie jeszcze nim sięgnęła go pięść Jamesa, nie zdążył obronić się przed ciosem; warga rozeszła się bólem, kilka chwil później napuchła. - Utopię cię - odgroził się, w odwecie za nóż. - Utopię cię, jeśli tego nie odszczekasz! Nie masz prawa tak o niej mówić, słyszysz?! Nic nie wiesz! Nic! Nic nie rozumiesz! - I choć deja vu zeszłego popołudnia zalęgło mu się w głowie jak zły sen, ścisnął ramiona Jamesa, chcąc przeturlać się z nim bliżej wody, w podmywające brzeg fale. - ODSZCZEKAJ!!!!
5 obrażeń
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
— Bandyta! Z portu, z Londynu, obojętnie skąd! I wybrała bandytów zamiast ciebie — powiedział w końcu gorzko, cierpko, choć w oczach zalśniłī mu łzy. Był taki krótkowzroczny, taki głupi!— Wybrała arystokratkę, wybrała bandytę, a teraz tego pieprzonego goryla, zawsze jest ktoś inny! OTWÓRZ KURWA OCZY! — krzyknął mu z całej siły w twarz. Był przy nim, był z nim, wspierał go i martwił się tym, co sobie robił. Nie powinien mówić tego tak. Nie powinien mówić tego tu, to była sprawa Marcela, to było jego serce, to był jego ból i powinien zamknąć jadaczkę i po prostu być, ale nie potrafił. Nie potrafił się nie obronić przed jego oskarżeniami, jego złością, agresją, chwilową nienawiścią. Był jego kumplem, był dla niego najważniejszy, musiał się bronić, musiał mu powiedzieć jak jest.l To nie jego wina, to wszystko Celine. — ZAPOMNIJ — warknął, próbując go powstrzymać, zatrzymać się po drodze, w trakcie turlania. uderzenie go w zęby nie pomogło, turlali się obaj prosto do wody. Mokre plecy dotknęły już mokrego piachu, jeszcze dwa obroty i znajdą się w wodzie i dopiero wtedy się wystraszył — co jeśli to się naprawdę stanie? Zaparł się nogami, rozkładając je szeroko, puścił Marcela, próbując rękami zatrzymać się w piachu. — Puszczaj mnie! — Próbował go z siebie zepchnąć, uderzyć. Sypnąć piach w oczy.
| nie wiem, co robię... ale rzucę...
| nie wiem, co robię... ale rzucę...
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
-Liddy! - wydyszał z wdzięcznością do swojej wybawicielki, spoglądając na nią szeroko otwartymi oczyma, ze strużką krwi zasychającą pod nosem. W głowie dudniły mu słowa chłopaków, jesteś po jego stronie? i spieprzaj Jima. Poczuł się jak trzecie koło u wozu, ale nie mógł i nie zamierzał ich zostawić.
-Ale oni się pobiją! Musimy ich rozdzielić! Czemu dziewczyny są mokre? - wysapał na jednym wydechu. -Gdzie moja różdżka...?
-Ale oni się pobiją! Musimy ich rozdzielić! Czemu dziewczyny są mokre? - wysapał na jednym wydechu. -Gdzie moja różdżka...?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wydzierali się, szarpali i tłukli i nie wyglądało jakby miało się to szybko skończyć, jak zakładała. Wciąż nie do końca wiedziała o co im poszło, choć z kontekstu mogła wywnioskować coraz więcej. Oglądała to wszystko tkwiąc w bezpiecznej odległości i wciąż trzymając Steffa, jakby bała się, że ten znów się zerwie i pogorszy już i tak swój opłakany stan. Nie widziała dziewczyn, skupiona na Jimie i Marcelu, którzy najwyraźniej postanowili przenieść sprawę do wody.
Steff coś gadał, Neala krzyknęła, ale Liddy nie mogła oderwać spojrzenia od zmniejszających odległość do morza chłopaków.
To był ten moment. Moment, w którym musiała zainterweniować, bo naprawdę się przestraszyła, że się potopią.
Idioci.
Zerwała się z miejsca i pomknęła w ich stronę. Nie zastanawiała się ani chwili i korzystając z tego, że stracili trochę na pędzie, spróbowała zepchnąć tego, który był teraz górą, na piach obok.
spycham jednego z drugiego
Steff coś gadał, Neala krzyknęła, ale Liddy nie mogła oderwać spojrzenia od zmniejszających odległość do morza chłopaków.
To był ten moment. Moment, w którym musiała zainterweniować, bo naprawdę się przestraszyła, że się potopią.
Idioci.
Zerwała się z miejsca i pomknęła w ich stronę. Nie zastanawiała się ani chwili i korzystając z tego, że stracili trochę na pędzie, spróbowała zepchnąć tego, który był teraz górą, na piach obok.
spycham jednego z drugiego
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Coś łupnęło, coś chlusnęło, wrzask znowu potoczył się po plaży, a potem... potem przykryła je tafla lodowatej wody. Anne z szokiem otworzyła usta, zaczerpnęła powietrza zupełnie jakby znalazła się pod wodą, po chwili orientując się, że woda trysnęła z różdżki Neali; teraz różdżka spoczywała na piachu z boku, a ona i panna Weasley były w znacznej mierze mokre aż do pasa.
- O boże, Nela..... PRZEPRASZAM - wydusiła z siebie, widząc że przyjaciółka jest tak samo oblana jak ona - Nie wiedziałam co chcesz rzucić!! - wytłumaczyła się w popłochu, prędko rozglądając po bokach; puszka i aparat Liddy leżały w piasku obok nich, aparat miał na sobie kilka większych i mniejszych kropel wody - Cholera jasna... - wysyczała, podnosząc ulubiony przedmiot młodej Moore, który chciała prędko wytrzeć; z tym problemem, że niezbyt miała czym. Biała, męska koszula którą jakoś wsunęła do spódnicy, rękawy podwinęła i powywijała, teraz całkowicie mokra przyległa do jej ciała, a jasna skóra w niektórych miejscach prześwitywała przez lekki materiał.
- ZARAZ TO OGARNĘ - nie wiedziała, czy Lidka zdążyła zauważyć ich małą katastrofę, ale mimo tego energicznie zaczęła wycierać mokre części aparatu spódnicą, która nie ucierpiała od nagłego zdarzenia z wodą - Chyba jest cały...... - wymamrotała, choć głos nieco się jej łamał, kiedy podnosiła spojrzenie w poszukiwaniu Lidds - I prawie suchy - dodała, wciąż podwijając spódnicę by jej skrawkiem osuszyć możliwie jak najwięcej elementów.
- Co oni.... - powiedziała jeszcze, orientując się, że Marcel i Jim nie leżą dłużej tam, gdzie leżeli jeszcze chwilę temu; kilka metrów dalej sklejone w bójce ciała zmierzały w stronę morza - Na litość... - jęknęła, zrywając się na równe nogi; Liddy biegła już w ich kierunku, Anne również ruszyła w tamtą stronę, w międzyczasie wpychając w ręce Steffena aparat - Trzymaj - wydusiła na bezdechu. W kolejnych kilku krokach dobiegła do nieświętej trójcy - dwójki, która się okładała, i Lidki, która próbowała ich rozdzielić. Ona próbowała zdjąć tego na górze, Anne w tym czasie wyszarpać na bok tego na dole... Fale dosięgły jej kostek i łydek, mocząc część spódnicy, ale nie tym miała się teraz przejmować.
nie wiem kto jest na dole kto na górze, ratunku....
- O boże, Nela..... PRZEPRASZAM - wydusiła z siebie, widząc że przyjaciółka jest tak samo oblana jak ona - Nie wiedziałam co chcesz rzucić!! - wytłumaczyła się w popłochu, prędko rozglądając po bokach; puszka i aparat Liddy leżały w piasku obok nich, aparat miał na sobie kilka większych i mniejszych kropel wody - Cholera jasna... - wysyczała, podnosząc ulubiony przedmiot młodej Moore, który chciała prędko wytrzeć; z tym problemem, że niezbyt miała czym. Biała, męska koszula którą jakoś wsunęła do spódnicy, rękawy podwinęła i powywijała, teraz całkowicie mokra przyległa do jej ciała, a jasna skóra w niektórych miejscach prześwitywała przez lekki materiał.
- ZARAZ TO OGARNĘ - nie wiedziała, czy Lidka zdążyła zauważyć ich małą katastrofę, ale mimo tego energicznie zaczęła wycierać mokre części aparatu spódnicą, która nie ucierpiała od nagłego zdarzenia z wodą - Chyba jest cały...... - wymamrotała, choć głos nieco się jej łamał, kiedy podnosiła spojrzenie w poszukiwaniu Lidds - I prawie suchy - dodała, wciąż podwijając spódnicę by jej skrawkiem osuszyć możliwie jak najwięcej elementów.
- Co oni.... - powiedziała jeszcze, orientując się, że Marcel i Jim nie leżą dłużej tam, gdzie leżeli jeszcze chwilę temu; kilka metrów dalej sklejone w bójce ciała zmierzały w stronę morza - Na litość... - jęknęła, zrywając się na równe nogi; Liddy biegła już w ich kierunku, Anne również ruszyła w tamtą stronę, w międzyczasie wpychając w ręce Steffena aparat - Trzymaj - wydusiła na bezdechu. W kolejnych kilku krokach dobiegła do nieświętej trójcy - dwójki, która się okładała, i Lidki, która próbowała ich rozdzielić. Ona próbowała zdjąć tego na górze, Anne w tym czasie wyszarpać na bok tego na dole... Fale dosięgły jej kostek i łydek, mocząc część spódnicy, ale nie tym miała się teraz przejmować.
nie wiem kto jest na dole kto na górze, ratunku....
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Arystokratkę, bandytę, a potem tego pieprzonego goryla. Prawie o tym zapomniał, struchlałe strachem serce kruszyło się fragment po fragmencie, prawie zapomniał, że ocalił jej życie z pędzącego ku niewoli i zagładzie pociągu dlatego, że wcześniej odeszła. Próbował ją przekonać tak wiele razy, żeby porzuciła tę wstrętną artystokratkę, ale ufała jej bardziej niż jemu. Tłumaczył ją - w myślach, w głowie - tłumaczył sobie, że szukała lepszego życia, że miała tam szansę na lepsze życie. Tłumaczył, choć nie miał racji, weszła w pułapkę, bo wybrała ją od życia w dokach, od życia bliżej niego. Bandyta. To zawsze byli bandyci, jak Wroński. I wreszcie ten goryl - jak mógłby konkurować z kimś takim? Ale to nie był już czas na konkury.
Otwórz kurwa oczy. No otwórz, zacisnął powieki, powstrzymując łzy, żalu, złamanego serca czy wściekłości?
Zawsze był ktoś inny, to prawda. Był zawsze obok. Jak ratunek, który zawsze wróci. Jak ktoś, do kogo zawsze można wrócić. Zawsze będzie czekał, zawsze pomoże, jak pies będzie na każde gwizdnięcie. Tym był tylko - tresowanym psem z cyrku?
- Nie wybrała! Ona... NIE JEST TAKA! - Więc co zrobiła? Zabrali ją siłą? Sama z nimi poszła - kiedy krwawił obok. To Jim. To Jim przy nim wtedy był. - Nigdy... nie było... Ona tylko szukała lepszego życia - odsunął głowę w bok, gdy cisnął w niego piaskiem; ziarna dostały mu się do oczu, mrugał i nic nie widział, ale brnął dalej do celu. Jim się zaparł, ale to była tylko chwilowa przeszkoda - pociągnał go mocniej do wody, chcąc pozostać przy swoim zamiarze mimo jego próby obrony - i mimo tego, że ktoś - coś - ciągnęło go w bok, piasek w oczach sprawiał, że nic nie widział. - Nie puszczę cię, póki tego nie odszczekasz! ODSZCZEKAJ!
Szczekaj, szczekaj jak pies, którym jesteś. Nędzny bezdomny pies z cyrku, porzucony kundel. Tresowany kundel z cyrku.
Otwórz kurwa oczy. No otwórz, zacisnął powieki, powstrzymując łzy, żalu, złamanego serca czy wściekłości?
Zawsze był ktoś inny, to prawda. Był zawsze obok. Jak ratunek, który zawsze wróci. Jak ktoś, do kogo zawsze można wrócić. Zawsze będzie czekał, zawsze pomoże, jak pies będzie na każde gwizdnięcie. Tym był tylko - tresowanym psem z cyrku?
- Nie wybrała! Ona... NIE JEST TAKA! - Więc co zrobiła? Zabrali ją siłą? Sama z nimi poszła - kiedy krwawił obok. To Jim. To Jim przy nim wtedy był. - Nigdy... nie było... Ona tylko szukała lepszego życia - odsunął głowę w bok, gdy cisnął w niego piaskiem; ziarna dostały mu się do oczu, mrugał i nic nie widział, ale brnął dalej do celu. Jim się zaparł, ale to była tylko chwilowa przeszkoda - pociągnał go mocniej do wody, chcąc pozostać przy swoim zamiarze mimo jego próby obrony - i mimo tego, że ktoś - coś - ciągnęło go w bok, piasek w oczach sprawiał, że nic nie widział. - Nie puszczę cię, póki tego nie odszczekasz! ODSZCZEKAJ!
Szczekaj, szczekaj jak pies, którym jesteś. Nędzny bezdomny pies z cyrku, porzucony kundel. Tresowany kundel z cyrku.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Ktoś biegł, woda rozprysła się na boki, ale Marcel ciągnął go w morze. Przeturlał się z nim raz jeszcze, aż natrafił na coś, na ciało? Na Anne, która nie mogła być w stanie ustać, a co dopiero przytrzymać go w jednej pozycji, kiedy się na nią wturlali, gdy stała już w wodzie po kostki musiała stracić równowagę, ale zupełnie nie był tego świadom, wierzgając nogami i próbując zrzucić z siebie Marcela, zepchnąć go, zmienić pozycję.
— Ale jesteś głupi! Każdy ma wybór, tak mówiłeś! — krzyknął w odpowiedzi, nim nie zrobili kolejnego piruetu, prosto w toń. Fala ich obłym, natrafili na jakąś przeszkodę. Usłyszał głos Liddy, ale musiał utrzymać głowę powyżej poziomu wody. Miał go blisko, na tyle blisko, że nie był go w stanie kopnąć — brakowało dystansu. Rękami musiał pilnować by nie trafić w dół, pod wodę. Podciągnął do niego nogę, kolano tyle il był w stanie, najszybciej jak umiał, póki woda go nie spowolniła.— Zostaw mnie! Puszczaj! — ryknął na niego, robiąc w końcu i zamach ręką, by go zostawić w wodzie, niech się opinii sam. —Fajnie jak byłeś w pobliżu, mogła cię mieć kiedy chciała! Broniłeś jej jak dureń, ślepy jak osioł i co? Póki wygrywałeś to byłeś wystarczająco fajny, a teraz jak wygrał ktoś inny to już nie? Za mało masz do zaoferowania? Biedny chłopak z cyrku? Co on może przy takim bandycie, co? Pogrozi nożem jednemu i drugiemu i panna będzie bezpieczna. ŚWIETNY, KURWA, WYBÓR! — A miłość? Czy to nie miało znaczenia? To co ludzie do siebie czuli? Że do siebie lgnęli? Naprawdę tak łatwo było dać się sprzedać? Bo ona to zrobiła, po prostu się sprzedała. Lubił Celinę, a czas spędzony z nią w porcie nigdy nie był nieprzyjemny. Zawsze się wydawała dobra i miła, ale to była jej broń. I tę broń wymierzyła właśnie w człowieka, którego kochał nad życie. — Spieprzaj, zostaw mnie! Biegnij za nią, no leć! Przeproś ją za to, że jej przykro! — Wymierzył mu nienawistne i pełne furii spojrzenie, choć sam nie wiedział, co chciał tym osiągnąć.
| lekko kopnie w żebra bardziej udem niż kolanem
Zaproponuję wam szybkie kości:
Ja:
1- wpadam pod wodę i się topię
2- pozostaję na dole, ale mam głowę nad woda
3- krab gryzie mnie w tyłek
Marcel:
1- ryba wyskakuje z wody i daje ci w twarz ogonem
2- wpadasz do wody i topisz się ze mną
3- dostajesz strzała adrenaliny i możesz wszystko
Liddy:
1- utrzymuje się na nogach w tej szarpaninie
2- ląduje w wodzie obok
3- ląduje na nas
Ania:
1- zachowuje równowagę w wodzie
2- leci w tył, pchnięty turlającym się tornado
3- wpada na kogoś z nas, losuj kogo
— Ale jesteś głupi! Każdy ma wybór, tak mówiłeś! — krzyknął w odpowiedzi, nim nie zrobili kolejnego piruetu, prosto w toń. Fala ich obłym, natrafili na jakąś przeszkodę. Usłyszał głos Liddy, ale musiał utrzymać głowę powyżej poziomu wody. Miał go blisko, na tyle blisko, że nie był go w stanie kopnąć — brakowało dystansu. Rękami musiał pilnować by nie trafić w dół, pod wodę. Podciągnął do niego nogę, kolano tyle il był w stanie, najszybciej jak umiał, póki woda go nie spowolniła.— Zostaw mnie! Puszczaj! — ryknął na niego, robiąc w końcu i zamach ręką, by go zostawić w wodzie, niech się opinii sam. —Fajnie jak byłeś w pobliżu, mogła cię mieć kiedy chciała! Broniłeś jej jak dureń, ślepy jak osioł i co? Póki wygrywałeś to byłeś wystarczająco fajny, a teraz jak wygrał ktoś inny to już nie? Za mało masz do zaoferowania? Biedny chłopak z cyrku? Co on może przy takim bandycie, co? Pogrozi nożem jednemu i drugiemu i panna będzie bezpieczna. ŚWIETNY, KURWA, WYBÓR! — A miłość? Czy to nie miało znaczenia? To co ludzie do siebie czuli? Że do siebie lgnęli? Naprawdę tak łatwo było dać się sprzedać? Bo ona to zrobiła, po prostu się sprzedała. Lubił Celinę, a czas spędzony z nią w porcie nigdy nie był nieprzyjemny. Zawsze się wydawała dobra i miła, ale to była jej broń. I tę broń wymierzyła właśnie w człowieka, którego kochał nad życie. — Spieprzaj, zostaw mnie! Biegnij za nią, no leć! Przeproś ją za to, że jej przykro! — Wymierzył mu nienawistne i pełne furii spojrzenie, choć sam nie wiedział, co chciał tym osiągnąć.
| lekko kopnie w żebra bardziej udem niż kolanem
Zaproponuję wam szybkie kości:
Ja:
1- wpadam pod wodę i się topię
2- pozostaję na dole, ale mam głowę nad woda
3- krab gryzie mnie w tyłek
Marcel:
1- ryba wyskakuje z wody i daje ci w twarz ogonem
2- wpadasz do wody i topisz się ze mną
3- dostajesz strzała adrenaliny i możesz wszystko
Liddy:
1- utrzymuje się na nogach w tej szarpaninie
2- ląduje w wodzie obok
3- ląduje na nas
Ania:
1- zachowuje równowagę w wodzie
2- leci w tył, pchnięty turlającym się tornado
3- wpada na kogoś z nas, losuj kogo
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
i k3
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź