23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58 Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
To robili? Smęcili się jak cioty? Na dodatek sami? Trochę tak. Ale przecież to przez Steffena. Przez cały ten cholerny wieczór, w którym nic nie poszło dobrze, a rano, jak Tonks się dowie, będzie już tylko gorzej. Może mogli. Zabawić się, jakby to był ostatni dzień w ich życiu, bo pewnie nim był.
No, jego przynajmniej.
- Kerstin powiedziała, że mam z tego wyciągnąć lekcję - przypomniał sobie. - Nic nie bierzesz - Odepchnął jego ręce.
No, jego przynajmniej.
- Kerstin powiedziała, że mam z tego wyciągnąć lekcję - przypomniał sobie. - Nic nie bierzesz - Odepchnął jego ręce.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
— Od kiedy słuchasz się Kerstin? Kogokolwiek? — spytał drwiąco. — Nie chcesz, to nie bierz, smęć dalej. Ja nie zamierzam się dłużej przejmować, mam dość tego pieprzonego dnia. Jeśli myślisz, że mnie powstrzymasz, to pomyśl jeszcze raz. Zabieraj te łapy i dawaj — odepchnął jego ręce, kiedy go odepchnął i popchnął go na ziemię. — Dawaj mi to!
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zaskoczony nie znalazł rękoma oparcia, ale trawa była miękka.
- Co ty odpierdalasz, Jim! - rzucił ze złością, wyciągając ze spodni papierową torebkę, zacisnął na niej pięść mocno, chowając zawartość pod palcami. - Rzucisz się na mnie po to?! Nic ci nie dam! - Wygiął rękę do tyłu, spoglądając na ognisko, wyraźnie zamierzając ją tam rzucić.
- Co ty odpierdalasz, Jim! - rzucił ze złością, wyciągając ze spodni papierową torebkę, zacisnął na niej pięść mocno, chowając zawartość pod palcami. - Rzucisz się na mnie po to?! Nic ci nie dam! - Wygiął rękę do tyłu, spoglądając na ognisko, wyraźnie zamierzając ją tam rzucić.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
— Ja? Ja odpierdalam? — spytał zdumiony. — Co ty odpierdalasz? — Nie szarpał się z nim, chciał wyciągnąć pakunek z jego kieszeni ale nie był wystarczająco szybki, już miał ją w garści. — Ale z ciebie kretyn — burknął pod nosem i się odsunął, podnosząc z zima. — Jasne, super, jak sobie chcesz — dodał zaraz, wstając, schylił się tylko po butelkę Mocarza i ruszył do domu.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Pieprz się - rzucił za nim, gniewnie, półleżąc wspierając się na łokciu. - Spalę to! - Odprowadził go spojrzeniem, ale nie powiedział nic więcej. Obrócił w rękach torebkę z wróżkowym pyłem, patrząc przez chwilę w płomienie ogniska, ale ostatecznie schował ją z powrotem do spodni i przewrócił się na plecy, patrząc w gwiazdy. Wziął głęboki oddech, ocierając twarz dłońmi. Też powinien pójść do środka. Sprawdzić, jak trzymała się Maria. Ale się bał.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Zatrzymał się w miejscu, kiedy kazał mu się pieprzyć.
— Ty się pieprz! — odwrócił się za nim, widząc jak ten wsadza paczkę do kieszeni. — Ty cholerny egoisto, więc wszystko chcesz dla siebie, wszystko! To ta twoja lekcja, psie ogrodnika? Wow, brawo! — rzucił mu na odchodne z rozczarowaniem.
— Ty się pieprz! — odwrócił się za nim, widząc jak ten wsadza paczkę do kieszeni. — Ty cholerny egoisto, więc wszystko chcesz dla siebie, wszystko! To ta twoja lekcja, psie ogrodnika? Wow, brawo! — rzucił mu na odchodne z rozczarowaniem.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
A potem zaraz zawrócił. Chciał to spalić. Chciał to spalić, ale zamiast spalić wsadził sobie do kieszeni. Widział to. Zwyczajnie nie chciał mu tego dać. Wrócił do niego po to.
— Oddawaj mi to — wyrecytował klękając koło niego, opuszczając na niego butelkę mocarza i sięgnął do jego kieszeni znowu.
1. Mocarz wylewa się Marcelowi do gardła i go krztusi.
2. Mocarz się rozlewa wszędzie dookoła
3. Butelka sturlała się z brzucha i stanęła szyjką do góry jakimś cudem
— Oddawaj mi to — wyrecytował klękając koło niego, opuszczając na niego butelkę mocarza i sięgnął do jego kieszeni znowu.
1. Mocarz wylewa się Marcelowi do gardła i go krztusi.
2. Mocarz się rozlewa wszędzie dookoła
3. Butelka sturlała się z brzucha i stanęła szyjką do góry jakimś cudem
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Sądził, że Jim już tego nie widział. Ale zobaczył. Odruchowo sięgnął dłońmi po butelkę, chcąc ją złapać zanim będzie cały mokry, szybko poderwał się z trawy.
- Ty baranie! - zawołał ze złością, otrzepując rękaw. - Nie - Wyciągnął do niego ostrzegawczo palec wskazujący. - Nie weźmiesz tego - zastrzegł, wciąż trzymając butelkę mocarza zarzucił ramiona na jego szyję, żeby ściągnąć go do swojego poziomu.
- Ty baranie! - zawołał ze złością, otrzepując rękaw. - Nie - Wyciągnął do niego ostrzegawczo palec wskazujący. - Nie weźmiesz tego - zastrzegł, wciąż trzymając butelkę mocarza zarzucił ramiona na jego szyję, żeby ściągnąć go do swojego poziomu.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Chciała wierzyć w to, co mówiła Eve. Że jest bezpiecznie i że wszystko będzie dobrze. Ale wrażenie nadciągającego niebezpieczeństwa jej nie opuszczało, każdy dźwięk wydawał się jeszcze bardziej intensywny, niż powinien. Nie wiedziała kiedy zacisnęła mocno zęby, mocniej niż kiedykolwiek wcześniej chyba, a trzęsące się ręce postanowiła wsunąć pod swoje uda, byleby tylko czuć się bezpieczniej. Nie było w tym wszystkim sensu, ale być go wcale nie miało — chodziło tylko o uspokojenie bodźców, których znów miała za dużo.
Słyszała głos Kerstin. Podobnie jak głos Eve i nawet Neali, brzmiał on łagodnie i w innych okolicznościach pewnie pięknie, ale nie miała siły — albo odwagi — aby podnieść na nią wzrok. Widziała rękę, tę wyciągniętą, zadrżała, próbując zmusić się do jej chwycenia, bo podszepty rozsądku mówiły, że powinna to zrobić, że to był symbol bezpieczeństwa. — M—możesz... zobaczyć... — odpowiedziała jej wreszcie, delikatnie zachrypnięta. Nawet nie zauważyła, kiedy zachciało jej się pić aż tak mocno. Jakby znikąd, obok zjawiła się Neala ze szklanką wody, ale ciężko było jej się oderwać od Eve. Z trudem spróbowała wyprostować się na tyle, aby spojrzeć i na Kerstin i na Nealę. W przekrwionych oczach tańczyły ostatnie iskierki, ale dominował w nich strach, spod którego przebijała się wdzięczność. Szczera, jak najbardziej ludzka. — Dziękuję... w—wam... — szepnęła po chwili, kiwając głową na znak zgody, że mogły się nią zająć. Każda z nich przedstawiła się jako pielęgniarka lub uczennica uzdrowiciela, och, znów miały wspólne tematy, może tak mogła odwrócić myśli od tego okropnego wrażenia...? — Ja też... Się uczę... — szepnęła, szczękając przy tym zębami, nim łagodna mgiełka zaklęcia uspokajającego objęła jej ciało. Powoli widać było, jak napięte mięśnie próbują się rozluźnić, jak szło im to jeszcze słabo, ale przynajmniej serce — och, jej biedne serce — wydawało się uspokajać. Wracać do normy. — Nie, Kerrie, nie, tylko nie tamponada... — jęknęła ze strachem, łapiąc nareszcie za jej dłoń, obiema rękoma. Z tej perspektywy podobna była do żebraczki błagającej o litość i chyba tym właśnie była. Znała tę nazwę, wiedziała, z jak nieprzyjemnym doznaniem się wiązała. A jej starczyło już wrażeń na jeden wieczór. — Ja... Pójdę do ogniska, ale bez tamponady, dobrze? I już... Już będę tylko leżeć, będę grzeczna, obiecuję... mamo... — dopiero teraz, z tej przerażonej perspektywy dojrzała, jak bardzo Kerstin przypominała jej mamę; taką młodą i radosną, jaką pamiętała z pierwszych lat swojego życia, nim płomień jej szczęścia powoli przygasał pod kloszem despotycznego męża. Taką chciała ją pamiętać już na zawsze, wyrzucić z głowy wspomnienie zwęglonego ciała. Ciepła aura Kerrie dodatkowo podsycała to wrażenie, doprowadzając zestresowaną Marię do wyrzucenia z siebie słowa, którego już nigdy w życiu miała nie użyć do kogoś innego.
Słyszała głos Kerstin. Podobnie jak głos Eve i nawet Neali, brzmiał on łagodnie i w innych okolicznościach pewnie pięknie, ale nie miała siły — albo odwagi — aby podnieść na nią wzrok. Widziała rękę, tę wyciągniętą, zadrżała, próbując zmusić się do jej chwycenia, bo podszepty rozsądku mówiły, że powinna to zrobić, że to był symbol bezpieczeństwa. — M—możesz... zobaczyć... — odpowiedziała jej wreszcie, delikatnie zachrypnięta. Nawet nie zauważyła, kiedy zachciało jej się pić aż tak mocno. Jakby znikąd, obok zjawiła się Neala ze szklanką wody, ale ciężko było jej się oderwać od Eve. Z trudem spróbowała wyprostować się na tyle, aby spojrzeć i na Kerstin i na Nealę. W przekrwionych oczach tańczyły ostatnie iskierki, ale dominował w nich strach, spod którego przebijała się wdzięczność. Szczera, jak najbardziej ludzka. — Dziękuję... w—wam... — szepnęła po chwili, kiwając głową na znak zgody, że mogły się nią zająć. Każda z nich przedstawiła się jako pielęgniarka lub uczennica uzdrowiciela, och, znów miały wspólne tematy, może tak mogła odwrócić myśli od tego okropnego wrażenia...? — Ja też... Się uczę... — szepnęła, szczękając przy tym zębami, nim łagodna mgiełka zaklęcia uspokajającego objęła jej ciało. Powoli widać było, jak napięte mięśnie próbują się rozluźnić, jak szło im to jeszcze słabo, ale przynajmniej serce — och, jej biedne serce — wydawało się uspokajać. Wracać do normy. — Nie, Kerrie, nie, tylko nie tamponada... — jęknęła ze strachem, łapiąc nareszcie za jej dłoń, obiema rękoma. Z tej perspektywy podobna była do żebraczki błagającej o litość i chyba tym właśnie była. Znała tę nazwę, wiedziała, z jak nieprzyjemnym doznaniem się wiązała. A jej starczyło już wrażeń na jeden wieczór. — Ja... Pójdę do ogniska, ale bez tamponady, dobrze? I już... Już będę tylko leżeć, będę grzeczna, obiecuję... mamo... — dopiero teraz, z tej przerażonej perspektywy dojrzała, jak bardzo Kerstin przypominała jej mamę; taką młodą i radosną, jaką pamiętała z pierwszych lat swojego życia, nim płomień jej szczęścia powoli przygasał pod kloszem despotycznego męża. Taką chciała ją pamiętać już na zawsze, wyrzucić z głowy wspomnienie zwęglonego ciała. Ciepła aura Kerrie dodatkowo podsycała to wrażenie, doprowadzając zestresowaną Marię do wyrzucenia z siebie słowa, którego już nigdy w życiu miała nie użyć do kogoś innego.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Zignorował jego obelgę, nie pierwszą, nie ostatnią. Zignorował tez palec wskazujący, wcale go nie obchodził. — Nie mów mi co wezmę, a co nie, nie jesteś moją matką! — warknął na niego, wciskając szybko rękę w kieszeń, kiedy on zajęty był zaplataniem rąk wokół jego szyi. Stracił równowagę i runął mu w bark własnym barkiem.— Udusisz mnie! — warknął na niego wściekle, choć nie był wcale blisko prawdy, nie miał żadnych kłopotów z oddychanie. Wyciągnął w górę papierową torebkę; leżał, ale trzymał ją najdalej od jego rąk. — Puszczaj!— Próbował się obrócić, już leżąc na trawie i wyplątać z jego ramion, żeby wstać choćby do siadu.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Człowiek, który się dusi, nie krzyczy tak głośno, więc się tym nie przejął. Zdjął z niego ręce, naparł na niego ciałem, włażąc mu na brzuch i próbował sam sięgnąć torebki
1 - Złapałem ją i urwałem niewielki fragment papieru, robiąc w torebce dziurę
2 - Udało mi się ją złapać i przedrzeć - zawartość malowniczo rozsypuje się między nami
3 - Nie dosięgnąłem
1 - Złapałem ją i urwałem niewielki fragment papieru, robiąc w torebce dziurę
2 - Udało mi się ją złapać i przedrzeć - zawartość malowniczo rozsypuje się między nami
3 - Nie dosięgnąłem
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Próbował osunąć od niego proszek, choć jego zawartość już miał na palcach. Papierowa torebka była wcześniej otwarta. Szamotanina nie poszła po jego myśli, zamiast się wygramolić, został przygnieciony, a potem... A potem świat nabrał innych barw. Pyłek rozsypał się między nimi, Marcel miał go na twarzy, na włosach, na ramieniu i szyi, on czuł go w oczach, na twarzy. Spadł śnieg.
— Kurwa — szepnął cicho i niemrawo, nie ruszając się przez chwilę. Oczy zaczęły mu łzawić. — Nic nie widzę, nic nie widzę... Oślepłem! — jęknął, próbując dostrzec ręką do twarzy, ale nie czuł gdzie trafia, rękę miał chyba pod Marcelem, bo zupełnie jej nie czuł. Oblizał wargi, wciągnął powietrze nosem, wraz z nim wciągając pyłek, który miał na twarzy. A potem zakręciło go w nosie.
— Ma... Mar... Marc... — zaczął, zaciskając powieki i marszcząc nos, szykując się do kichnięcia.
— Kurwa — szepnął cicho i niemrawo, nie ruszając się przez chwilę. Oczy zaczęły mu łzawić. — Nic nie widzę, nic nie widzę... Oślepłem! — jęknął, próbując dostrzec ręką do twarzy, ale nie czuł gdzie trafia, rękę miał chyba pod Marcelem, bo zupełnie jej nie czuł. Oblizał wargi, wciągnął powietrze nosem, wraz z nim wciągając pyłek, który miał na twarzy. A potem zakręciło go w nosie.
— Ma... Mar... Marc... — zaczął, zaciskając powieki i marszcząc nos, szykując się do kichnięcia.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Kurwa - zawtórował mu synchronicznie, gdy pobłyskujący proszek zatańczył w powietrzu między nimi. Zamurowało go, przez chwilę patrzył na tę gęstą śnieżną chmurę, której pył wgryzał się w oczy, wdzierał nosem i osiadał na wargach. Zacisnął pięść na części, którą oderwał, dolnej, - Kurwa - powtórzył, złażąc z Jima i odnajdując jego dłoń, na której zacisnął własną, żeby pomóc mu się podnieść. - Masz tego pełno na gębie. Mrugaj! - zawołał, poślinił uwalone pyłem kciuki i złożył je na łukach brwiowych Jima, ocierając jego skórę z proszku. - Nie ruszaj się, wyjmę to, nie ruszaj się - powtarzał drżącym głosem, co jeszcze miał dziś spieprzyć? Mógł go oślepić? Pewnie mógł tym gównem. Zamierzał ostrożnie zebrać pył z okolic jego oczu, Jim łzawił. On też zaczynał, też czuł to w oczach, ale był na górze, posypało się tego na niego mniej.
W woreczku zostało trochę pyłku, ile?
1 - pół
2 - 1 porcja
3 - 2 porcje
W woreczku zostało trochę pyłku, ile?
1 - pół
2 - 1 porcja
3 - 2 porcje
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź